Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   O Stambule, zimowej porze i o akumulatorze.(20.XII.2019- 03.I.2020) (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=36453)

CeloFan 04.01.2020 14:48

O Stambule, zimowej porze i o akumulatorze.(20.XII.2019- 03.I.2020)
 
Cześć. Opowiem Wam swoją historię. Może ktoś śledził posty na eFBe, więc niech się nie obraża, ze spamuję. Chciałem, żeby zaistniała w jednym kawałku i żeby zdjęcia były tam gdzie powinny :)


Przytrafiło mi się to kilka razy w życiu, kiedy byłem dużo młodszy. Coś kazało mi popatrzeć akurat w tą stronę i akurat w tym momencie. Jedno spojrzenie i nie mogłem oderwać wzroku. Kontemplowałem zjawisko z doskonałą precyzją nie pomijając żadnego szczegółu. W miarę upajania się widokiem, młodzieńczy temperament podgrzewał krew do wrzenia. Oczy przestawały mrugać, puls uderzał po skroniach, a na zimnych dłoniach czułem mrowienie. Potem skupiałem się na jednym, najbardziej spektakularnym szczególe i tak zawieszony bezmyślnie trwałem. W jednym z tych nadzwyczajnych przypadków zdarzyło się, że ofiara mojej fascynacji odwzajemniła spojrzenie. Długowłosa, ruda piękność od niechcenia rzuciła znudzonym wzrokiem "czego chcesz?" a ja ze wstydu spłonąłem w jednej chwili nie wiedząc co że sobą począć.

Mimo dojrzałego wieku, kilka dni temu znów mnie to dopadło. Zobaczyłem ją i zamarłem w tym swoim osłupieniu. Znowu podziwiałem finezyjne kształty, zapierające dech detale, kunsztownie wykonane ozdoby i dostojną harmonię jej całokształtu. Tym razem jednak wiem jak się nazywa. Tym razem było to tylko zdjęcie. Nazywa się Haga Sophia, a zdjęcie przedstawiało ją, pokrytą puchem ze śniegu. Haga Sophia to taki mój symbol miasta, do którego lubię wracać. Zamieszkać w tanim, brudnym otelu przy brukowanej, zaśmieconej ulicy ze sklepikami i straganami dla miejscowych. Wałęsać się po zaułkach starych kamienic zajętych przez biedotę i napływowych imigrantów. Liczyć bezpańskie psy odpoczywające na małym placu przy ruchliwej ulicy. Z mostu Galata patrzeć na bogactwo nowoczesnego megalopolis ze szklanymi wieżowcami. Rano maczać świeży chleb w ostrej jak żyletki ciorbie, razem z mężczyznami zajadającymi przed pracą.
Mam wiele wspomnień stamtąd. Z wiosny, lata i jesieni. Pamiętam zapachy i miejsca. Tym razem nie opuszczę wzroku ze wstydem. Spróbuję popatrzeć na nią od środka.
P.s.
Na zdjęciu jest błąd. Powinno być "jestem". Właściwie "będę". Albo raczej "może będę" z dopiskiem "chyba".



Dzień rozbiegowy

20 grudnia 2019

- Schowajcie to. Schowajcie. Przecież zapłaciliśmy - mówi podstarzała otyła kobieta z blond włosami. Właściwie to zwisające smętnie strąki do ramion. Kiwając się na boki, podchodzi do stolika, wyciąga dwie pulchne dłonie zaciśnięte na dziesiątkach podłużnych saszetkach z cukrem. Biesiadnicy posłusznie podzielili między sobą łup zmyślnej kobiety i skrzętnie skryli swoje skarby po kieszeniach. Za pół minuty drzwi McDonalda zamknęły się za nimi. Na parkingu przed wejściem zabłysnęły pomarańczowym światłem kierunkowskazy BeeMWu X6 na znak, że jest gotów zabrać swoich słodkich właścicieli w dalszą podróż.
Kawę wypiłem gorzką jak zwykle.
Zatrzymałem się tu bo popołudniowe jeżdżenie zmroziło mnie na kość. Droga, poza odcinkiem wyjazdowym z Warszawy jest świetna. Przede wszystkim jest sucho co mnie bardzo cieszy. Jednak ruszając miałem nad sobą jeszcze przez jakiś czas słońce. Kiedy się przedwcześnie schowało za horyzontem, wszystko we mnie skostniało a wiatr zapachniał przymrozkiem. A może mi się tylko zdawało. Przydrożny termometr pokazał 6 st. W każdym razie zimno jakie mną trzęsło spowodowało, że zacząłem myśleć o powrocie. Teraz jest 6 i nie daję rady to co będzie kiedy będzie mróz - myślałem.
Zsiadam z motocykla i w przeszklonych drzwiach widzę siebie... porozpinanego. Kurtka nie łopotała w czasie jazdy bo zapiąłem ją na jeden suwak do połowy... Cóż. Zostawię to bez komentarza :D
Po cukrowej historyjce, po podwójnym espresso i szklaneczce wody wsiadłem na motocykl i... jeszcze nie zawrócę.
Zapiąłem kurtkę jak trzeba, dołożyłem na dłonie drugie, cienkie rękawice. Przypomniałem sobie też, że mam tutaj grzane manetki. I wszystko stało się inne. Ciemność nie była już taka ciemna. Wiatr już tak nie przesuwał mnie po drodze. Jakby więcej kierowców widziało motocyklistę.
Dzień (tylko z nazwy. Wszak jest ciemno cały czas :) ) kończę w Rzeszowie. Temperatura około 25 st. Suche powietrze. Bezwietrznie.
Na zewnątrz trochę chłodniej, wilgotniej i wietrzniej.
Dziś nie zawróciłem ale może jutro?


Dystans 360km
Średnia ruchu 66,8 km/h
Czas ruchu 5:23h


golab 04.01.2020 15:23

:lukacz:

Many Bugs 04.01.2020 15:36

Obserwowałem na FB, ale z chęcią przeczytam jeszcze raz. Ty tak ładnie opisujesz te swoje historię, aż miło przypomnieć sobie jak bogaty zasób słów ma język ojczysty ;)

Cynciu 04.01.2020 16:07

na FB nie obserwowałem. Teraz jednak chętnie prześledzę Twoje przygody i dylematy ;)

RAVkopytko 04.01.2020 22:19

:lukacz:


mural Bardzo wymowny

CeloFan 04.01.2020 23:12

:Thumbs_Up:

Mural sfotografowałem jeszcze w czasie kiedy Hubert na spółę ze Szparagami mieli swoją miejscówkę na Pradze na Mińskiej :)

GregoryS 05.01.2020 00:30

Widzac Celofana jako zalozyciela watku, ZWLASZCZA w "relacje z podrozy" pojawia sie juz stale jedna z najmadrzejszych mysli na jakie moze wpasc forumowicz.. :

WCHODZ i czytaj ! Wszystko inne moze poczekac

:)

Czekam na ciag dalszy !

Mallory 05.01.2020 08:30

Podzieliłem sobie to na trzy odcinki po ok. 30 min.
Dzisiaj kończę na kłopotach błotnych w górach... nieźle.
Super film ... i pokazuje inność samotnego wyjazdu...jutro część druga też przy kawie...

CeloFan 05.01.2020 10:27

:Thumbs_Up:


21 grudnia 2019

Testowałem na sobie autostradową jazdę. Nadal tego nie lubię. Kropka. Tyle, że drogi które lubię mają pełno zakrętów a w taką pogodę daleko nie zajadę. No i zaraz będzie padało. A jak pada to jeżdżę kwadratowo.
Że nie jadę jak zazwyczaj dla samego szwendania tylko do celu, kupiłem "matricę" na pierwszej stacji na Węgrzech i wjechałem na autostradę. Za chwilę zaczęło padać. Jak na chwilę przestało to i tak padało, bo koła samochodów unosiły w powietrze to co przed chwilą spadło. Przejechałem dziś trochę ponad 600 km z czego połowę w niezbyt ciepłym deszczu. Nie przeszkadzało mi zimno. Ani to, że samochody mijają mnie tuż przy łokciu. Ciemność też nie. Tylko to jednostajne uderzanie kropel w kask. Zawsze w tej samej tonacji. Monotonne, mokre buczenie.
Przemokły nieprzemakalne buty, takie same rękawice i nawet kask. Za to mam bardzo dobre przeciwdeszczówki. Przeciweszczówki SĄ nieprzemakalne.


Po drodze zwiedziłem kilka stacji benzynowych, jeden parking i jedną prawdziwą granicę.


Śpię w Suboticy w Serbii w motelu o - jak to nazwał kolega, który kiedyś tu nocował - dobrym stosunku ceny do jakości :D
W pokoju jest około 30 st. Pod prysznic nie odważyłem się wejść bez specjalistycznego obuwia. Pokój ma ściany oblepione tapetą pomalowaną na kolor którego nie potrafię nazwać. W knajpie na dole można palić. Tak jak kiedyś u nas. Jest przaśnie, swojsko i obrusy są czerwone w kratę. Chyba jestem jedynym gościem bo pies właścicielki pilnuje tylko mnie mimo, że zapłaciłem z góry.


Dostałem prawie ciepły gulasz, wielki chleb i popielniczkę. Bardzo mi tu klimat odpowiada.


Dystans 657km
Średnia ruchu 75km/h
Czas ruchu 8:46h


803 kilometry do celu

22 grudnia 2019

Słońce o tej porze roku nie zawsze oznacza ciepło. Za to zawsze oznacza dobry nastrój.
Może dziś dojadę do Nisz.


Stary silnik Iveco miarowo terkocze wlokąc się po mokrej od niedawnego deszczu autostradzie. Pędzące auta wzniecają tumany mgły osiadającej na szybie. Wtedy kierowca przesuwa odpowiednią gałkę a wycieraczki posłusznie rozmazują breję jeszcze bardziej.
Miliar rozumie po rosyjsku. Stąd wiem, że jedziemy do jego syna. Syn też jest motocyklistą.
Po 25 kilometrach zjeżdżamy z autostrady do Cuprija. Mlinar wyłącza silnik. Tylko jedna posesja na całej ulicy jest oświetlona…

********************
Piękne chmury. Zatrzymam się tu. Dam odpocząć plecom po kilkugodzinnym zmaganiu z porywistym wiatrem. Tarmosił mną po całym pasie. Nie dziwne, że motocykl tyle spalił benzyny. Jadę cały dzień pod silny wiatr.


Pusty parking. Wokół żywej duszy. Wzdłuż w równej odległości od siebie stoją trzy tojtoje. Jeden ma wyrwane drzwi a w środku… Zgoda, oszczędzę Wam szczegółów. Jest tu tez dużo wielkich koszy uplecionych z grubego drutu. Wszystkie pełne do połowy. Wiatr tak silnie wieje, że zabiera co w środku i rozsiewa po okolicy. Co jakiś czas podjeżdża samochód. Każdy wyrzuca do kosza swoje odpadki a wiatr robi swoje. Trudno utrzymać się na nogach. Nie mówiąc o zapaleniu papierosa. Ograniczam się do marcepanu który dostałem w Polsce i zabrałem ze sobą na „czarną godzinę”. No wybiła. Wszak jest popołudnie a ja tylko po śniadaniu.
Jednak nie zrobię tu zdjęcia. Chmury zdążyły zgęstnieć. Nie wyjąwszy nawet aparatu zapinam się, kask na głowę, kluczyk przekręcony, starter w ruch i... Motocykl zachechłał po swojemu ale nie odpalił. Chciałem powtórzyć ale tylko kontrolki zamrugały złowieszczo. Potem już i tego nie było.
Po tych kilku dniach spędzonych na wyprzedzaniu albo na dawaniu się wyprzedzać, jest to mimo wszystko jakieś urozmaicenie. Odkręcam osłonę silnika.


Akumulator na miejscu. Klemy dobrze dokręcone tylko ciepły jest. Nawet silnik na tym wietrze zdążył wystygnąć a akumulator ciepły. Z boku główny bezpiecznik i przekaźnik rozrusznika. Wyrywam kostkę, gmeram przy kablach, sprawdzam bezpiecznik 40A. Wszystko jak trzeba. Odkręcam i dokręcam kable prądowe. Może zaśniedziały. Kontrolki na zegarach ożyły ale pulsują tylko i słychać terkotanie jakiegoś przekaźnika przy lampie.


Wiatr jakby zelżał nieco. Nie muszę opierać się jego podmuchom ale w to miejsce zaczęło padać. Zacinać właściwie. Najpierw pokropiło a potem ulewa. Znów przeciwdeszczówki na siebie. Dziwnym trafem na wielkim parkingu pośrodku niczego jest WiFi. Piszę do Szparaga. On zna KaTeeMa na pamięć. Tłumaczy mi co i jak sprawdzić. Nie obyło się bez rugania. Nie mam ze sobą ani przewodu żadnego ani zapasowego regulatora napięcia ani miernika. Amatorszczyzna. Mam za to kable rozruchowe.
Wczytuje się w instrukcje i pytania pomocnicze ale coraz trudniej odpisywać. Zalany wodą telefon nie reaguje na palce. No to wycieram Szparaga o koszulę o rękę i znów o koszulę. Schylam się jak zdziwiony grzybiarz, żeby chronić telefon przed wodą. Teraz mogę pisać.
Diagnoza – padł akumulator. Prawdopodobieństwo 80%. 20% idzie na konto regulatora napięcia. Trzeba szukać samochodu. Podpiąć się kablami i spróbować odpalić. Rozłączam się, żeby oszczędzać baterię w telefonie. Być może przyda się do oglądania poradników survivalowych :D
Nieopodal zatrzymuje się któryś z kolei samochód. Opel. Jakiś van. Wysiada zarośnięty drab ogorzały na gębie. Za nim dwie niewiasty i jeden normalny mężczyzna. Kierowca zostaje w samochodzie a drab idzie do tojtoja bez drzwi. Mijam olbrzyma kiedy ten wypełnił już sobą małą, śmierdzącą budkę. Wypełnił dosłownie. Czy to możliwe, żeby człowiek był tak duży? Oddalając się, słyszę coraz ciszej chlupanie przepełnionego zbiornika.
Kierowca Opla vana jest chudy i raczej mizernej postury. Tego też pytam o prąd, baterię, energię i wskazuję na jego auto. Chwycił w lot i od razu proponuje pomoc. Przestawił auto na ile blisko się dało. Maska w górę i na to przychodzi olbrzym. Widząc, że potrzebuję pomocy uśmiecha się nawet życzliwie pokazując swoją ludzką stronę. Niestety wyciąga do mnie dłoń, żeby się przywitać. Wiemy gdzie był przed chwilą :D Ale nie jestem groszy. Ręce mam mokre i ubabrane w KaTeeMowym brudzie.
- Iwan – mówi gniotąc mi dłoń swoim imadłem. Wszyscy są z Bułgarii i bardzo cieszyli się kiedy wspomniałem, że miałem zamiar odwiedzić ich krainę.
Kable rozruchowe niczego nie wniosły w zdrowie motocykla. Już mamy się żegnać, kiedy Iwan pokazuje na latarnię. A na latarni naklejka z numerem telefonu do pomocy drogowej. Wybieram numer i podaję telefon kierowcy. Dość mam dłoni Iwana. Ten mówi do słuchawki o co chodzi i gdzie jestem. Wszyscy razem odgadujemy numer widniejący po drugiej stronie autostrady, żeby sprecyzować namiary. Bułgarzy odjeżdżają po serdecznym pożegnaniu.
Jest już ciemno. Słońce dawno zaszło i choć w epicko pięknym stylu, nie w głowie mi było fotografowanie.
Za 20 minut obok mnie zatrzymuje się stare Iveco. Wysiada z niego dwóch mężczyzn w odblaskowych ubraniach. Ładujemy obelisk na pakę i ruszamy anemicznie w nieznane.


Jest niedziela. Uświadomiłem to sobie pisząc do Szparaga.
Tu przecież też jest niedziela. Jednak i na to moi serbscy ratownicy są przygotowani. Miliar jeździ pomocą drogową i jest ojcem Saszy. Sasza prowadzi wulkanizację, myjnię, warsztat i oczywiście elektrykę samochodową. Na dodatek ma nad warsztatem pokoje do wynajęcia.


Sasza ustala, że akumulator jest do wyrzucenia. Motocykl odpala od samochodowego od razu. Jutro przyniesie swój motocyklowy zanim kupi nowy. Jeśli zadziała to po sprawie. Sprawdzi też regulator napięcia. Wiem już nawet gdzie jest sklep całodobowy.
Tak więc pisze te słowa zajadając kabanosy z wielką bułą z pokoju nad warsztatem w Cuprija. Czekam co będzie jutro.


Dystans 387km
Średnia ruchu 76km/h
Czas ruchu 5:05h

fiecia 05.01.2020 16:25

:lukacz: Jak zawsze fajnie się czyta twoje poczynania! Czekam na dalszą część!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:51.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.