Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Ashanti (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=135)
-   -   Ashanti w naszych wspomnieniach (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=14480)

Ola 10.08.2012 13:14

Ashanti w naszych wspomnieniach
 
Poniższa homilia została wygłoszona przez Ojca Otto Katto, który Anię dobrze znał, podczas ceremonii pogrzebowej Ani ‘Ashanti’ Paluch w kościele Dominikanów w Warszawie dnia 06 sierpnia 2012.

Homila do nas dotarła dzięki uprzejmości Ojca Otto i zaradności Fassiego.


Homilia na pogrzeb Ani Paluch 06.08.2012

Z głębokim żalem, ale również z wiarą zmartwychwstanie, Ania opuściła nas aby dołączyć do wieczności.

Ania była darem od Boga, nie tylko dla nas tutaj w Polsce, ale również dla Afryki i misjonarzy Afryki. Tak jak jej kuzyn Ojciec Jacek Wróblewski, naprawdę kochała Afrykę i jej ludzi. Odwiedziła wielu Ojców Białych w kilku krajach afrykańskich i każdy uwielbiał z nią przebywać. Jej śmierć była szokiem dla każdego.

Wielu misjonarzy i przyjaciół z Afryki i z Wielkiej Brytanii napisało lub zadzwoniło aby przekazać wyrazy współczucia. Proszę pozwolić, że przeczytam jedną z wiadomości, którą Ojciec Aloysius Bebwa, Misjonarz pracujący w Tunezji przysłał do was wszystkich.

Droga Rodzino i przyjaciele świętej pamięci Ani Paluch.

Często w naszym życiu nasze serca i umysły przeszyte są bólem. Wiadomość o nagłej i tragicznej śmierci Ani, która miała miejsce w niedzielę, niewątpliwie boleśnie dotknęła wiele serc i umysłów. Jakże trudno jest nam przyjąć tę prawdę. Jeden z moich współbraci, misjonarz z Filipin, mówił o łzach. Inny z Wielkiej Brytanii powiedział, że nie może uwierzyć, że Ania nie żyje. Z kolei przyjaciółka Misjonarzy Afryki, z którą Ania przybyła kiedyś do Ugandy w 1997 roku wyznała, że wiadomość o jej śmierci jest wprost tragiczna, biorąc pod uwagę jej młody wiek. Takie same uczucia towarzyszą nam wszystkim.

Ania.

Jeśli nasz Pan i Stwórca dał nam kogoś oryginalnego, tak bardzo specjalnego, tak jednorazowego i twórczego w naszych czasach, to taką osobą była Ania.
Dla nas, Misjonarzy Afryki, Ania była nie tylko kuzynką naszego współbrata o. Jacka Wróblewskiego, lecz była częścią naszej misyjnej rodziny.

Stała się przyjacielem wielu z nas i wielu ludzi, których poznała przez nas. A my staliśmy się przyjaciółmi jej przyjaciół, których miała wielu. Ania stała się siostrą dla wielu z nas, zwłaszcza, że zaznajomiła nas ze swoją rodziną.

Była szczęśliwą osobą, gdyż miała wielkie i życzliwe serce, otwarte dla wielu ludzi. Wielu ludzi wierzy dzisiaj, że aby być życzliwym, trzeba się takim urodzić. Ania potrafiła zaprzyjaźnić się z ludźmi różnego pokroju, co wcale nie jest łatwe do osiągnięcia.

Jest wielu ludzi, których Ania zapoznała z jej rodzicami, krewnymi i przyjaciółmi w Warszawie. Nie miała problemu, aby udostępnić swoje mieszkanie przejeżdżającemu przez Warszawę gościowi. Była zawsze szczerze ucieszona wizytą każdego gościa i z wielką życzliwością zapraszała do odwiedzenia Polski. Ania spotykała się z ludźmi jak z przyjaciółmi, nie zważając na to skąd przybyli i kim byli. Przy tym zawsze była sobą – bardzo życzliwą i otwartą osobą.

Wiemy, że Ania kochała życie, i że kochała je w pełni. Miała swoją wizję życia i swoje przekonania. Lubiła dyskutować i żywo broniła swoich przekonań.

W ubiegłym roku napisała do mnie, że kupiła sobie motocykl, którego używała po to, by podróżować i odwiedzać swoich przyjaciół. Nie tylko kochała życie, lecz także wnosiła miłość i radość w życie innych. Żyła w ten sposób dla innych. Ania przypominała mi słowa Jezusa z ewangelii świętego Jana 10,10, które mówią: „Przyszedłem, abyście mieli życie i mieli je w obfitości”. Kochała ludzi, jednocześnie kochając Boga. Była przyjacielem Boga w sposób bardzo dyskretny i bezpretensjonalny. Miała swoje wartości i nie odczuwała skrupułów w prowadzeniu innych do Jezusa Chrystusa – tych, którzy chcieli i byli na to gotowi.
Ci z nas, którzy poznali Anię w Londynie wiedzą, że miała swoją drogę ukazywania wiary lub jej rozbudzania w ludziach, których spotykała. Na tym polegała jej duchowa siła, że nie dramatyzowała. Nie oczarowywała lub przekonywała na siłę, lecz z wyczuciem i z respektem.

Wielu z was wie, że była kobietą, która lubiła wyzwania. Jako młoda osoba, zdecydowała się na odwiedzenie kilku państw w dalekiej Afryce: Niger, Burkina Faso, Tanzanię, Ugandę i Ghanę. Chciała się czegoś nauczyć, zasmakować życia w Afryce, doświadczyć afrykańskiej kultury, nauczyć się czegoś nowego i odmiennego.

Była osobą poszukującą niemal do bólu niecierpliwości, jak większość z nas. Święty Augustyn – święty z Afryki Północnej – zrozumiał by ją w pełni, gdyż to on uczył, że nasze serca są stworzone dla Boga i pozostają niespokojne, dopóki nie spoczną w Bogu. A taką w tej chwili jest Ania.

Spotykając wielu innych pielgrzymów, dzieliła z nimi głębię polskiego dziedzictwa, głębię wiary i jej dla kultury.

Odwiedzając ją w jej domu w Warszawie, a miałem tę okazję, można się było zafascynować rzeczami, którymi je udekorowała. Miałem wrażenie, że znalazłem się gdzieś w instytucie studiów nad kulturą Afryki sub-saharyjskiej. Rzeźbione w drewnie mapy, ubrania, kartki pocztowe, eksponaty współczesnej i dawnej sztuki. Ania… mój Boże!

Biorąc to wszystko pod uwagę, stwierdzam, że Ania lubiła wyzwania. Wydaje mi się, że niektórzy z jej przyjaciół i krewnych mieli wrażenie, że Ania „odchodziła od zmysłów”, zwłaszcza kiedy przeprawiała się przez Morze Śródziemne kierując się na południe.

To „odchodzenie od zmysłów” przypomina nam inną sytuację z Biblii. Jej odwaga zmobilizowała ją do porzucenia dobrej pracy w Warszawie i zamieszkania na pewien czas w Londynie. To była ciężka decyzja, lecz ona czuła się pociągnięta do tego, aby pozostawić bezpieczne miejsce i zamieszkać w miejscu nieznanym, jak Abraham w Starym Testamencie. Wymagało to nie tylko odwagi, ale i zaufania – zaufania nie tylko do ludzi, których znała, lecz także do Opatrzności, do Boga.
W świecie, gdzie jest tyle strachu i podejrzliwości do tego co nieznane, odwaga Ani jest szczególnie pouczająca. A Bóg przypomina: „Nie obawiajcie się”.
Pewnego dnia, a było to, jak mi się wydaje, po jej powrocie z Ugandy, zachorowała na malarię. Doktorzy w Polsce nie za bardzo wiedzieli, co zrobić. Ona powiedziała im wprost, że to była malaria. W jakiś sposób zdobyła odpowiednie lekarstwa, leczyła się sama i odzyskała zdrowie. „ Tak się bali, a przecież to była tylko malaria” – tak później z uśmiechem na ustach skwitowała tę sytuację.

Kiedyś w College’u Świętego Edwarda w Anglii, powiedziała do nas: „Wielu ludzi w moim państwie myśli, że Afryka to taka mała wioska pełna lwów. Tak, nie znają Afryki. Mówię im: dlaczego nie zapytacie mnie?”. Ania miała wielkie zadanie w tym względzie do spełnienia, bo niezrozumienie Afryki jest powszechne we współczesnym świecie. Gdyby żyła dłużej z pewnością poznałaby więcej państw tego potężnego kontynentu.

Było wspaniale, kiedy Ania przyjeżdżała do Londynu na święcenia kapłańskie lub przysięgę misyjną Misjonarzy Afryki. Wyczekiwaliśmy jej przyjazdu. I myślę, że się nie mylę mówiąc, że i ona z radością przeżywała te chwile będąc świadkiem wielkich dla nas wydarzeń i modląc się z nami. Pamiętam jak przyjechała kiedyś do College’u Świętego Edwarda na dzień przed święceniami, a był to zimny grudniowy wieczór. Na przywitanie powiedziała: „Dziś rano jeszcze byłam w pracy, dopiero po południu pojechałam na lotnisko”. Za każdym razem przywoziła z sobą coś z polskich produktów przeznaczonych dla dorosłych, ale świetnie nadających się na grudniowe zimno.

Nasze serca i umysły są załamane z powodu jej przedwczesnego odejścia. Spróbujmy się znaleźć tam, gdzie jest jej przeznaczenie – u Boga. Pozwólmy jej by nam przygotowała miejsce. Niech jej dobroć, jej otwartość, jej przyjaźń, jej duchowa głębia, jej miłość Boga i ludzi, jej miłość do ojczyzny i do świata, jej poczucie dobra, piękna i prawdy pomoże nam wyrazić wdzięczność Bogu za jej bogate i owocne życie.

Niech pamięć o niej i nasze łzy będą przemienione przez Boga i staną się fundamentem świata, w którym kobiety i mężczyźni żyją w pokoju i wzajemnym szacunku, tak jak to czyniła Ania.

Niech ona spogląda na nas wszystkich z nieba.

Niech Bóg w sposób szczególny złagodzi ból drogich jej osób. Wiem, że nie można wyrazić w słowach wielkości tego bólu. Ania jest większa niż wszelkie ludzkie słowa.

„Do zobaczenia Ania Paluch! Dziękuję. Dziękuję. Do następnego spotkania”
Aloysius Beebwa, Tunis 3 sierpnia 2012

Pieśń, którą Ojciec Otto zaśpiewał w kościele.

Till we meet, till we meet at Jesus's feet X2. God be with you till we meet again.

God be with you till we meet again, may he give you joy everlasting, may you join the saints and martyrs, God be with you till we meet again.

mrdracul 10.08.2012 17:54

Pięknie powiedziane.[*]

Ola 14.08.2012 14:41

Dotarła do mnie informacja o takiej stronie: www.annapaluch.kupamieci.pl Wrzucam, jakby ktoś z daleka chcial zapalić "wirtualną świeczkę" albo coś od siebie napisać.

Pozdrawiam

creativka 30.08.2012 00:24

Minal miesiac......
Aniu..nie dotarlo jeszcze do mnie, ze Cie nie ma. Zrozumialam dzisiaj, czemu tak dlugo zwlekalam z tym filmem..jego montaz byl najtrudniejszym przezyciem. Jest prosty..ale wiesz ile uczuc w niego wlozylam.
Nie ma dnia, zebym o Tobie nie myslala. Szczegolnie jak siadam na motor..zawsze jade z Toba..w sercu i myslach.
Ze wspomnien napisalam kiedys:
Poznalam Cie na forum, a zobaczylam w dzien przed naszym wyjazdem na Chorwacje. Obce sobie osoby, zgadaly sie i wyryszuly w podroz dotychczasowego zycia. Nie bylo ani razu niezrecznej ciszy miedzy nami..od pierwszych minut..gadalysmy non stop jak latarynki, najsmieszniej ze jednoczesnie i sie rozumialysmy doskonale. Urzeklas mnie tym :) ze wielkosc Twojej kosmetyczki byla prawie wielkosci mojego calego bagazu. Ja depilowalam sie w lazience, ale Ty nie moglas usiedzic sama. Przyszlas do mnie do lazienki, siedzialas przy mnie na podlodze i gadalas non stop :) Mialas wieksze ode mnie doswiadczenie w jezdzie motorem..uczylas mnie o zasadach jazdy w grupie i mowilas "nie chamuj w zakretach, nie boj sie". Mialysmy super wyprawe. Ze swoimi smutkami i radosciami, przygodami i problemami. Mowilas o naszej kolejnej wyprawie: "Vasiu, na Chorwacje balam sie jechac, a teraz nie boje sie. Jestem przekonana,ze bedziemy miec super wyprawe". W piatek myslalam, jak sie ciesze, ze Cie znam i podrozujemy razem. Dzwonilam kilka razy..wlaczyla sie tylko poczta: Czesc, tu Ania....
Czulam, ze cos nie tak. Dziwnie, ze wylaczylas telefon 4 dni przed naszym wyjazdem. Wieczorem Krzysiek napisal na facebooku: "Vasi przykro mi, bylismy u Ani na mieszkaniu, wszedzie mapy, rozlozone przewodniki Rumunii."
Wtedy juz wszystko zrozumialam....


Jestes teraz szczesliwa?



Bylas daleko..ale zawsze usmiechalam sie na mysl, ze w Wawie jest Ania...ktora, tak samo chce zwiedzic swiat na motorze i zrobimy to..powolutku, stopniowo ale zrobimy...




Nie zrobilysmy :(


Aniu pamietamy..niezmiernie tesknimy..duza czesc z nas zmienila sie po tej tragedii...


Odpoczywaj w spokoju[*] [*] [*]




yasiu71 03.09.2012 15:51

Anię poznałem w ub. roku na urodzinach Wojtka. Pamiętam jak pieszczotliwie mówiła o swej Hondzie CB "cebulka", jak się uśmiechała, tańczyła...Spójrzcie jak pięknie sunęła swoją cebulką.



Aniu zawsze będziesz z nami...

wojtekk 04.09.2012 02:31

6 Załącznik(ów)
Aniu. Poznaliśmy się chyba podczas Dnia Dziecka w Laskach. Czerwiec 2011. Wytrwale, z uśmiechem na ustach woziłaś kolejne dzieciaki na swojej Cebluce. Zawsze uprzejma, ale i asertywna. Nie wiem czy pamiętasz, może mi sie już coś kręci, ale był i taki humorystyczny moment, gdzie usiadł za Tobą chłop słusznej wagi, ale i już wieku (bardziej zaawansowany wiekiem nastolatek, któremu pewnie bliżej było końcówki tego wieku niż dalej). Objął Ciebie rękami, lekko się uśmiechnął (pewnie "widząc" atrakcyjną dziewczynę). Zapytał: "Lubisz mnie?". Ty ze spokojem, asertwynością, lekkim chłodem potwierdziłaś. Podziałało bez jakiegoś zbytniego zmrożenia. Skupił się bardziej na jeździe i wibracjach motocykla, niż na kierowniczce.

Potem nasze drogi skrzyżowały się na szkoleniu Motopozytywnych. Robiłaś kurs zaawansowany. Z jednej strony skupiona i zaagażowana. Z drugiej - żartująca. Super chwile.

Potem już emaile. Po Twoim tekście "Wielka draka o mego rumaka" na 8 marca powstaje koncept pokazania kobiet na motocyklach; że to też kobiece; że motocykl nie jest tylko dla facetów. I odbywa się impreza. Torwar - Warszawa. Kilka (kilkanaście?) tysięcy ludzi (nie-motocyklistów) słucha, ogląda kobiety na motocyklu. Ta impreza była właśnie pokłosiem Twojego pomysłu. Naszego wieczornego emailowania.

Gdzieś niedawno się jeszcze minęliśmy. Rozmawialiśmy o Twoim zdrowiu - że dobrze, że już wróciłaś do zdrowia. Tam widzieliśmy się po raz ostatni - tutaj na dole. Następne spotkanie mamy tam.

Do zobaczenia Aniu. Polatamy sobie jeszcze po szuterkach.

P.S. Przepraszam - nie mogę sobie przypomnieć kto jest autorem zdjęć.

lena 06.09.2012 21:24

W moich telefonicznych kontaktach wciąż wyświetla mi się Jej numer....i niby wiem, niby rozumiem, ale nie akceptuję faktu, że w tej rzeczywistości już się nie spotkamy. Nie potrafię tego kontaktu tak po prostu wykasować...Do zobaczenia Ashanti...

moorelka 24.05.2013 15:07

4 Załącznik(ów)
Taką Anię pamiętam...

jochen 24.05.2013 21:40

9 Załącznik(ów)
Obchodziliśmy urodziny tego samego dnia, dlatego nieraz wołaliśmy na siebie per "bliźniaku - bliźniaczko". Wciąż strasznie trudno uwierzyć, że już nie ma jej wśród nas...

Mirek Swirek 25.05.2013 00:41

Jochen...
Poznałem Ankę raz, dzięki Tomkowi na bajzlu... To za mało...
Pamiętam.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:48.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.