Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Trochę dalej (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=76)
-   -   Iran 2022 – tym razem naprawdę! (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=45730)

Dredd 18.04.2024 18:55

20 Załącznik(ów)
Dzień 8 – sobota, 23 lipca

W nocy budzi nas dźwięk alarmu motocykla – jest on bardzo charakterystyczny, więc jesteśmy prawie pewni, że to nasz. Zanim zdążyłem naciągnąć spodnie na tyłek i wyjść na klatkę schodową, skąd widać naszego osiołka, ten, który uruchomił alarm zdążył się ulotnić. Zdejmuję pokrowiec, ale nie widać żadnego śladu ingerencji. Najmniej optymistycznym akcentem byłoby, gdyby ktoś stuknął go samochodem, ale raczej nie miało to miejsca.

Budzę się chwilę po 4:00 , za chwilę budzi się Dominik. Słychać adhan, który jest wyraźnie dłuższy niż ten w Turcji. Jest jeszcze ciemno, więc nie ma co wstawać. Wylegujemy się w łóżku do piątej, startujemy o 6:00. Ponieważ wczoraj śniadanie nie było porywające, nie czekamy na nie aż do 7:00. Jedziemy!


Załącznik 133707


Miasto jeszcze śpi, mijamy ledwie kilka samochodów. Po drodze zauważamy designerski budynek, bardzo kontrastujący z tutejszą zabudową.


Załącznik 133705


W Kazwinie chcemy zobaczyć drugą ze starych bram miasta - Darb-e-Koushk Gate. Fota i w drogę.


Załącznik 133706


Jak na razie nie jest za gorąco – raptem 20 stopni. Poza tym bardzo wieje. Krajobraz monotonny, trochę upraw i traw, w oddali majaczą górki. Na drodze bardzo dużo ciężarówek. Wyglądają one dla nas bardzo malowniczo: stare mercedesy z otwartą z przodu paszczą wyglądają jakby się uśmiechały. Generalnie są jednak dzielne – przeładowane prą do przodu, widać tylko jak na dziurach i garbach podskakują ich „wąsy”. Niestety mają jednak jedną wadę: strasznie śmierdzą spalinami! Zdecydowanie odwykliśmy w Polsce od takich śmierdzieli. Wśród ciągników siodłowych prym wiodą amerykańskie Mac’i. Jeśli zobaczymy lub wyczujemy któryś z takich sprzętów, mamy opracowaną metodę: zatrzymujemy oddech i wyprzedzamy. Oddychać można dopiero po zakończeniu manewru ;) .


Załącznik 133708


Załącznik 133709


Załącznik 133710


Załącznik 133711


Załącznik 133712


Słońce wstaje późno, ale bardzo szybko. W ciągu 15 minut temperatura wzrosła o co najmniej 7 stopni. Poranny chłodek pozostał miłym wspomnieniem, wielka lampa grzeje całkiem dobrze.
Zatrzymujemy się na tankowanie oraz śniadanie, które sami sobie przyrządzamy. Zamiast chleba kupuję słodkie bułki z sezamem – słabe, ale niczego innego nie ma. Nawet wróble nie chciały jeść okruchów z tego pieczywa :). Rozlokowujemy się przy betonowym stoliku z ławeczkami, przy kolejnym siedzi irańska rodzina. Widząc mizerotę naszego śniadania, sprezentowali nam pomidory i ogóry!
Niedaleko nas, w cieniu drzewa rozsiada się kolejna rodzina: kocyk, kosz piknikowy, itp. Mam na głowie chustę, ale oprócz tego zwykły t-shirt, więc nieraz patrzą na mnie nieprzychylnie. Wiem, że nie wpasowuję się idealnie w kanon, ale bez przesady!
W Iranie obowiązuje usankcjonowany prawnie kanon mody kobiecej. Obowiązkowa chusta na włosy, koszula z długim rękawem i jakiś element stroju, który sięga za pośladki. Ja na tę okoliczność kupiłam jeszcze w Polsce specjalnie długie koszule, spełaniające te wszystkie wymogi. O ile dobrze pamiętam, kostki u stóp również powinny być zakryte, ale z tym akurat nie mam problemu w długich spodniach.


Co do mody męskiej kojarzę jedynie wymóg, aby kolana były zakryte. Z jego spełnieniem ja także nie mam problemów, bo nie noszę krótkich spodni.
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia motocykla i dzieci na motocyklu i możemy jechać dalej.


Obok autostrady mijamy budowle, których przeznaczenia tylko możemy się domyślać. Widać, że buduje się dużo. Generalnie dominuje jednak krajobraz pustynny. Jest sucho, bardzo sucho. Tylko dzięki gps-owi i mostom możemy domyślać się, którędy – zapewne w zimę – przepływają rzeki.


Załącznik 133713


Załącznik 133714


Załącznik 133715


Załącznik 133716


Załącznik 133717


Kolejny postój robimy po pokonaniu blisko 100 kilometrów.
Są w końcu psy, my zaś wieziemy dla nich jedzenie. Widziane przez nas te bezpańskie były biedne: raczej nie wiedziały co to znaczy głaskanie. Kilka z nich nas pogoniło, ale nie winimy ich za to: wiemy, że taka już jest psia natura.
Cmokam na takiego bydlaka na oko 50kg z przekrwionymi oczami. Idzie powoli, jedynie powąchał położony dla niego ryż z mięsem. Nagle podchodzi do mnie i kładzie się do góry łapami. Nie wiem: głaskać czy nie głaskać. Trudno – ryzykuję – wyciągam rękę. Pies zamyka oczy i się nie rusza. Po głaskaniu wreszcie zabiera się za jedzenie.




W międzyczasie dostajemy od chłopaka z ciężarówki po oranżadzie. Potem jeszcze dostajemy śliwki.

Zbliżamy się do Isfahanu. Z bilboardów spoglądają na nas ajatollahowie z zapewne światłym przesłaniem, którego jednak nie rozumiemy.


Załącznik 133718


Z każdym kilometrem przed Isfahanem ruch się zagęszcza. W samym mieście jest już zupełnie słabo – jak w ulu. Do tej pory myślałem, że jakoś radzę sobie z jazdą motocyklem, ale irański ruch drogowy weryfikuje moje mniemanie. Wcale nie idzie mi to tak dobrze, jakbym sobie życzył. Nie czuję się z tym komfortowo – z każdej strony ktoś na nas jedzie. Czujemy się jak w filmie „Oszukać przeznaczenie”. Baba, która chciała w nas wjechać (tzn. włączyć się do ruchu nagle bez migacza i patrzenia w lusterko) jest mocno zaskoczona, że ktoś na nią trąbi. W momencie jak kierowcy usiłują nagrać nas telefonem albo zrobić zdjęcie puszczają kierownicę i samochód jedzie gdzie chce. Pół biedy, gdy jedzie w pole, gorzej jak zmienia kurs w naszym kierunku. Jak na tak bezmyślną jazdę, bardzo nas dziwi, że do tej pory nie widzimy co chwila wypadku. Przydrożne bilboardy nie pozostawiają jednak złudzeń – to motocykliści stanowią zagrożenie :)


Załącznik 133721


Załącznik 133720


Załącznik 133719


Obieramy kierunek: hotel. Jest on w granicach medyny – tutejszego starego miasta. Uliczki robią się coraz ciaśniejsze, trzeba przeciskać się pomiędzy pieszymi. Ma to ten plus, że jazda jest mniej wariacka, bo 2 samochody nie są w stanie się tu minąć, a w niektóre zaułki nawet wjechać. Mam tylko nadzieję, że GPS nas dobrze prowadzi, bo nie chce mi się pokonywać drugi raz tej samej trasy.


Załącznik 133722


Docieramy do celu - Isfahan Traditional Hotel. Dominik idzie zobaczyć hotel, ja pilnuję motocykla. Gdyby nie to, że samochodowe lusterka sięgają ponad kufer, miałabym ich kilka w zapasie. Wraca i relacjonuje: hotel okazuje się naprawdę fajny. Ciekawie, klimatycznie urządzony w starym domu bogatego kupca. Chcą za 1 noc 60$ z łazienką, a za drugą noc 35$, ale już bez łazienki. Chwilę debatujemy, bo nie bardzo nam pasuje wspólna łazienka i łażenie w nocy gdzieś, żeby się załatwić. Zanim się namyśleliśmy przychodzi do nas dziewczyna z hotelu. Mówi, że lubi motocyklistów i finalnie dostajemy cenę 65$ za 2 noce. Hotel piękny, pokój ogromny. Łazienka na korytarzu okazuje się 5 metrów od pokoju i w zasadzie prawie do naszej wyłącznej dyspozycji. Bierzemy.


Załącznik 133725


Załącznik 133724


Temperatura daje trochę w kość, więc włączamy klimę i idziemy spać. Zresztą, chyba nie tylko my – część stoisk na bazarze czy knajpek jest zamkniętych – pewnie ludzie mają coś w rodzaju sjesty.

Dredd 21.04.2024 13:35

22 Załącznik(ów)
Skoro nikt w temacie nie pisze - to sam napiszę :rolleyes:

Gdy już odsapnęliśmy – ruszamy połazić trochę po suku, a przede wszystkim: znaleźć coś do jedzenia. Zagłębiamy się wobec tego w bazar: w takich miejscach najlepiej czuć klimat. Zdaje się, że trafiliśmy na tę część, w której handluje się ubraniami. Fajnie się to obserwuje, ale za to nie widać nigdzie knajpek. Tłum za to tak duży, że nie idzie nawet zrobić zdjęcia. Nic to – obieramy azymut na plac Imama – ponoć drugi co do wielkości plac na świecie, mniejszy tylko od Tienanmen. Niestety szukanie żarcia nadal nam nie wychodzi – skazani jesteśmy na irański fastfood w postaci ziaren kukurydzy z przyprawami i sosem majonezowym. W sumie nienajgorsze, a na pewno w Polsce takiego nie dostaniemy :)

Na placu tłum. Centralnie usytuowana jest na nim fontanna wielkości boiska, która trochę pomaga znosić upał. Ponieważ jest już późne popołudnie, słońce daje trochę luzu i idzie żyć. Ludzie piknikują, na trawie siedzą całe rodziny, w fontannie kąpią się dzieci. Ktoś puszcza latawiec. Atmosfera wesoła, ludzie uśmiechnięci, wydają się szczęśliwi. Na pewno potrafią łapać chwilę. Biedne konie ciągną bryczki z tłumem chętnych na takie przejażdżki. Nie podoba nam się to, ale taki widać „wakacyjny standard”. Zapewne u nas w Zakopanem czy nad morzem jest podobnie, ale my unikamy jak ognia takich miejsc, więc nie mamy porównania.


Załącznik 133759


Załącznik 133760


Załącznik 133761


Załącznik 133762


Załącznik 133763


Do pałacu szacha Ali Qapu nie idziemy – ponoć poza sufitem nie ma tam nic ciekawego.


Załącznik 133764


Musimy wyróżniać się z tłumu, gdyż natychmiast wyławiają nas naciągacze: przewodnicy oferujący swe usługi oraz natręt w postaci chłopca. Z tym ostatnim nie możemy sobie poradzić. Jest jak zaraza – nie boi się nawet obiektywu aparatu wycelowanego prosto w niego.


Załącznik 133765


Wreszcie widać, tak chętnie uwieczniane na zdjęciach i charakterystyczne dla Iranu niebieskie kopuły meczetów i także niebieskie, bardzo zdobne ajwany.


Załącznik 133766


Załącznik 133767


Załącznik 133768


Postanowiliśmy wejść do meczetu Jameh Abbasi. Musimy wysupłać za to 2 miliony ;)
Niestety w środku czeka nas niewielkie rozczarowanie – trwa remont i rusztowania psują widok. Mimo to ogrom budowli i pieczołowitość zdobień robią wrażenie.


Załącznik 133769


Załącznik 133770


Załącznik 133771


Załącznik 133772


Facet z obsługi wyraźnie ochrzanił dwie młode dziewczyny i wywalił je z meczetu – najwyraźniej dostało im się za brak chust, a raczej za to, że zsunęły im się z głów na ramiona. Powoli zamykają – wychodzimy i my. Zachodzące słońce pięknie eksponuje kolory ścian.

Zaaferowani oglądaniem zupełnie zapomnieliśmy, że poszukujemy żarcia!
Odchodzimy kawałek od głównego plac i udaje się wreszcie znaleźć knajpkę. Jedzenie jednak znowu będzie niespodzianką – ni pierona nie możemy się dogadać, a menu jest wyłącznie po persku. Dostajemy mięcho z zieleniną – całkiem smaczne. Do tego pijemy coś na wzór piwa (oczywiście bezalkoholowego) – słodkie, ale dobre. Czytałem, że w Iranie da się kupić „na melinie” pędzony z rodzynek bimber, nazywany tutaj „psi pot”. My jednak dajemy bez tego spokojnie radę, więc nie poszukujemy.

Poza głównym traktem zdarzają się też bardziej zapuszczone, stare rewiry.


Załącznik 133773


Idąc po bazarze co chwila dostrzegamy jakiś ładny szczegół.


Załącznik 133774


Załącznik 133775


Załącznik 133776


Załącznik 133777


Wracając do hotelu przechodzimy znów przez plac Imama. Jest już ciemno, a ludzi jeszcze przybyło. Zabytki są zaś ładnie podświetlone.


Załącznik 133778


Załącznik 133779


Po drodze trafiamy jeszcze na parking dla motocykli. U nas takich raczej mało. Ale sprzętów to im nie ma co zazdrościć!


Załącznik 133780


Wracamy do hotelu i idziemy spać. Niestety, pokój jest bardzo nagrzany, więc bez klimatyzacji nie da się żyć, a włączona maszyna hałasuje okrutnie, na co nie zwróciliśmy wcześniej uwagi. Trzeba wobec tego skorzystać ze stoperów – od pewnego momentu naszego obowiązkowego wyposażenia podróżnego :)

Tego dnia pokonaliśmy 448 km.

Melon 21.04.2024 23:26

:Thumbs_Up::)

chemiczny 22.04.2024 04:33

Czyta się, czyta, z zapartym tchem czekając na następną część.
Dawaj Panie dalej ...

szarik 22.04.2024 10:25

Sobie nie myśl ! .... :lukacz: :Thumbs_Up::)

siwy 22.04.2024 12:30

Super się czyta. Rozwalił mnie wasz pokój hotelowy, kosmos :)

Ronin78 22.04.2024 12:35

Cytat:

Napisał siwy (Post 851190)
Super się czyta. Rozwalił mnie wasz pokój hotelowy, kosmos :)

Ile to by było mikrokawalerek? Piękna sprawa. Piękny Iran.

Dredd 26.04.2024 18:36

42 Załącznik(ów)
Dzień 9 – niedziela, 24 lipca

„Jeśli widziałeś Isfahan, to jakbyś zobaczył pół świata” – mówi przysłowie irańskie. Mamy nadzieję te pół świata także obejrzeć :) Na pewno chcemy pójść na plac Imama i zobaczyć go w promieniach wschodzącego słońca. Oprócz tego, ciekawi jesteśmy jak wygląda to miejsce bez tłumów.
Niestety, plan spala na panewce, bo budzimy się o 7:00 :)
Jednak nie wszystko stracone – idziemy czym prędzej na plac, a potem wrócimy na śniadanie.
Bazar przez który przechodzimy, powili zaczyna budzić się do życia, pierwsi kupcy otwierają rolety, zaczynają rozkładać towar. Teraz, bez ludzi, dostrzegamy ile jest tu ciekawych zakamarków, źródełek, ozdobnych elementów.


Załącznik 134102


Załącznik 134103


Załącznik 134062


Załącznik 134063


Załącznik 134064


Na samym placu też pusto. Jest kilka osób: ktoś podlewa rośliny, sprząta po wczorajszym tłumie, dziewczyny rozłożyły się pod meczetem i jedzą śniadanie. Wreszcie możemy dostrzec ogrom i monumentalizm tego miejsca: robi wrażenie. Ciekawy jest dzisiejszy spokój – zupełne przeciwieństwo wczorajszego rejwachu i życia, jakim tętnił wieczorem. Przyznam, że opustoszały plac także wygląda ładnie.


Załącznik 134065


Załącznik 134066


Załącznik 134067


Załącznik 134068


Załącznik 134069


Zarządzamy szybki odwrót do hotelu – nie możemy pozwolić, żeby ominęło nas śniadanie! Miasto zaczyna żyć: parking motocyklowy powoli się zapełnia, sklepikarze uruchamiają swoje biznesy, motocykliści szybko dostarczają na miejsce nawet najdziwniejsze przedmioty.


Załącznik 134070


Załącznik 134071


Załącznik 134072


Jednak, nawet zapuszczając żurawia w co ciekawsze zakątki, musimy pamiętać, że cały czas jesteśmy pod czujnym okiem ojców narodu.


Załącznik 134073


Skręcając w boczne uliczki odkrywamy także te mniej reprezentacyjne, co nie znaczy mniej ciekawe, rewiry Isfahanu.


Załącznik 134074


Śniadanie było warte powrotu na nie :)
Jadalnia urządzona na dziedzińcu domu, choć przykrytym – jest całkiem przyjemnie. Wybór potraw także niezły. Do gustu przypada nam słodki specyfik tradycyjnej irańskiej kuchni – fereni.


Załącznik 134075


Załącznik 134076


Po śniadaniu zalegamy na pięknym, hotelowym dziedzińcu, pełnym roślinności. Przed każdym z pokoi stoi coś w rodzaju podestu wyłożonego dywanami i poduszkami, aby można było się tam wylegiwać. Przyjemnie szumi fontanna, tworząc lekki mikroklimat. Bez tego temperatura nie pozwoliłaby na komfortowy odpoczynek na zewnątrz. Choć - powiedzmy to uczciwie, wytrzymać na zewnątrz idzie wyłącznie rano, późnym popołudniem i wieczorem.


Załącznik 134077


Załącznik 134078


Idziemy walnąć w kimę, a później wyskoczymy jeszcze na miasto. Otwieram drzwi do naszego pokoju: pachnie starym drzewem i historią. Ciekawe, kto tu mieszkał i jak żył?
Klimatyzator hałasuje, ale daje przyjemny chłód, który pozwala zasnąć. Nie wyobrażam sobie życia tu bez klimatyzacji…
Wstajemy około południa. Wypoczęci możemy stawić czołu skwarowi dnia. O tej porze ludzie raczej chowają się w cieniu: w domach czy w pracy. My też próbujemy iść krytym bazarem, aby słońce nie prażyło nas bezpośrednio. Trafiamy do meczetu; jest w remoncie, ale dzięki temu w środku nie ma ludzi. Z boku leżą powyrywane z Koranu strony i połamane kamienie modlitewne. Chętnie wzięlibyśmy sobie coś takiego na pamiątkę, ale jak na złość nie ma nikogo, żeby zapytać, czy można.
W pewnym momencie pojawia się mała, ok. 7 – letnia dziewczynka. Z miną cwaniaka pyta nas po angielsku jak mamy na imię. Chwilę z nami stoi i ucieka.
Tymczasem idziemy na szamę. Do tej pory nie mamy szczęścia do knajp. Wreszcie znajdujemy ciekawy lokal i do tego z menu po angielsku. Karta nie jest za bogata, bo jest w niej raptem 4 dania. To nic – bierzemy dwa z nich i do tego napój o nazwie duk – okazał się pyszny. Jedzenie też niezłe, choć nie bardzo umiem powiedzieć, co jedliśmy. W sumie to nieważne :) Rachunek za wszystko: 1.600.000 riali.


Załącznik 134079


Załącznik 134104


Szwendamy się po mieście. Przy poszczególnych ulicach sklepy poukładane są tematycznie: artykuły dziecięce, kuchenne, części samochodowe, hurtownie spożywcze, itd.


Załącznik 134081


Załącznik 134082


Nauczyliśmy się przechodzić przez ulicę na czerwonym świetle :D W sumie kolor światła na sygnalizatorze nie ma znaczenia. I tak trzeba być czujnym. Nawet na chodnikach, bo Irańczycy jeżdżą tamtędy pierdziochami. Zresztą jazda motocyklami/motorowerami to wolna amerykanka: walą bez stresu po pasach, chodnikach, po ulicach pod prąd. Na chodnikach są specjalne barierki, uniemożliwiające wjazd motocyklem. Oprócz tego są bilboardy piętnujące niebezpieczną jazdę. Tutejsi motocykliści i tak są sprytniejsi :)


Załącznik 134083


Załącznik 134084


Załącznik 134085


Trafia się także sprzęt tutejszego fana pomarańczy ;)


Załącznik 134086


Załącznik 134087


Załącznik 134088


Załącznik 134089


Trafiamy także na stoisko, na którym sprzedawane są – jakby to określić – dewocjonalia…
Służą one bowiem do świętowania Aszury.


Załącznik 134090


Wchodzimy na bardzo ciekawy, autentyczny fragment bazaru – w maleńkich zakładach rzemieślniczych tworzy się cuda. Pan wybija na metalowym wazonie wzór, są na nim postaci jeleni. Bez problemu pozwala się sfotografować przy pracy oraz swoje, niedokończone jeszcze, dzieło.


Załącznik 134091


Załącznik 134092


Choć bariera językowa ogromna – mało kto mówi tu po angielsku, chęć poznania gości jest ze strony Irańczyków ogromna. Zagadują nas, witają i pozdrawiają. Przed meczetem spotykamy kobietę z córką i ogromną różową panterą. Panie wyprzytulały się i wyściskały – u nas jest to nie do pomyślenia z obcą osobą, a tutaj – bynajmniej w damskich relacjach – jest to chyba normalne. Kobieta dostaje jednak ochrzan za takie zachowanie od matki czy teściowej, zakutanej w czarny czador.


Załącznik 134093


Jako, że jestem starym pazerniakiem, szukam lodziarni, choć na razie bez powodzenia. Za to trafiamy na piękny sklep z bakaliami – cuda w ogromnych kielichach. Nie ma szans, żeby cokolwiek z tego przewieźć motocyklem do Polski. Gość ze sklepu zachwala towar, ale tłumaczymy, że przyjechaliśmy motocyklem i za dużo nie kupimy. Nie chce to do niego dotrzeć. Dopiero jak Ania pokazuje mu zdjęcie, zapakowanego GS-a, przez chwilę dopytuje czy to na pewno prawda i odpuszcza.


Załącznik 134094


Załącznik 134095


Upał skutecznie wyciąga z człowieka energię; trzeba też powiedzieć, że dziś uczciwie pospacerowaliśmy. Odpoczywamy chwilę w hotelu i idziemy ostatni raz na plac Imama. Nie zdążyliśmy na zachód. Szkoda, bo mogło być malowniczo. Widać, że ludzie lubią przychodzić tu wieczorami – trochę piknik, trochę spacer, trochę spotkanie towarzyskie. Przyjemnie jest na to popatrzeć.
Iranki mają bardzo ładne, ciemne oczy i lubią się malować. Oprócz tego mają paskudne buty.


Załącznik 134096


Załącznik 134097


Załącznik 134098


Wracając na nocleg przy jednym ze stoisk czujemy piękny owocowy zapach. To mango. Lepszej reklamy nie można sobie wyobrazić. Kupujemy 2 sztuki za 10zł. Po drodze wstępujemy jeszcze do knajpki, która okazuje się pizzerią. Pizza kosztuje 15zł i okazuje się bardzo… folklorystyczna ;)


Załącznik 134099


Załącznik 134100


Załącznik 134105


Ostatnia noc w pokoju z tysiącem luster. Zabieramy się za mango, bo widać, że jest już dojrzałe i nie wytrzyma trudów podróży motocyklem. I to jest temat na osobną historię: okazuje się wyśmienite! Te owoce, które jedliśmy do tej pory nie powinny nawet nazywać się mango! Po prostu niebo w gębie!
Suma kilometrów dnia: 0.

rumpel 26.04.2024 21:26

ehh wróciłbym tam ;)

Dredd 28.04.2024 09:40

Cytat:

Napisał rumpel (Post 851567)
ehh wróciłbym tam ;)

Mówimy to za każdym razem, jak przeglądamy zdjęcia czy piszę fragment relacji :D


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:46.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.