PDA

View Full Version : Agri Dagi 2011, czyli pod Ararat i z powrotem.


Joseph
12.07.2011, 15:40
No cóż, chcielibyśmy pochwalić się, że udało się naszej dwuosobowej załodze pocisnąć w kierunku Araratu, pobyć z nim chwilę i wrócić w stanie praktycznie nienaruszonym, dotykając zmysłami po drodze tureckiego Kurdystanu i innych magiczności Azji Mniejszej.

Pewnie jak ochłonę, machnę jakąś grafomańską relację albo co, jeśli oczywiście takowe zapotrzebowanie w narodzie się pojawi. Póki co, obrazków kilka dla ślinotoku :D

Ola
12.07.2011, 15:54
Obrazki piękne, a "zapotrzebowanie" jak najbardziej jest :D. Także "ochłaniaj" i do klawiaturki.

Piękny kawałek świata zjechaliście:widoki aż zapierają dech w piersiach,a ludzie niesamowicie przyjaźni.

Bardzo jestem ciekawa Waszych doświadczeń z trasy z tubylcami.

Ronin
12.07.2011, 16:04
zgłaszam zapotrzebowanie!

:lukacz::lukacz:

peteros45
12.07.2011, 17:35
popieram przedmówczynię i przedmówcę ;)

czosnek
12.07.2011, 18:27
Pięknie Panowie ! O zapotrzebowanie nawet się nie pytaj ;) PISZ!!

Joseph
12.07.2011, 18:37
Pięknie Panowie !

Yyyyy...rzadko się za siebie oglądam, ale moja Marta na tylnym siedzeniu to na bank kobitka jest :)

Skoro naród żąda, to piwem już się obstawiłem, foty się mielą w Lajtrumie, dziś w nocy zacznę tu zapodawać historyję...

czosnek
12.07.2011, 18:49
O przepraszam, mój błąd :)

Andrzej_Gdynia
12.07.2011, 21:35
Czy to kolega był może w ANI ?

Joseph
12.07.2011, 23:25
Introdakszyn, bo wypada jakoś wprowadzić...

Jak dobrze położyć relację z podróży? Otóż należy na samym początku zaznaczyć, iż "w tym roku długo zastanawialiśmy się, dokąd pojechać".

Ha! Nic z tych rzeczy! My już od jesieni wiedzieliśmy, że jedziemy do...Maroka. Nawet zapodałem jakieś zajawki tu i tam na forum, że może ktoś pojedzie w tym samym czasie, bo do Afryki to tak głupio jedną maszyną? Ktoś się nawet wstępnie zgłosił...

Ah...no i Szprychę sobie kupiliśmy na tę okoliczność, bo nakedem - jak dotychczas - to może i fajnie asfaltem nawet na Nordkapp pojechać i cyknąć fotę pod globusem dla potomności i dla lansu, ale piaskować chromowanych kolektorów na piachu to jakoś tak nie wypada.

Półki w sypialni wzmocniłem, żeby się literatura pomieściła z Morocco overland na czele i rozpoczęło się rysowanie misternego planu.

(ponieważ gadam i gadam, a zdjęć nie ma, to tymczasowo zamieszczę chrabąszcza, co sobie idzie w centralnej Turcji, dobrze?)

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/chrabaszcz-11.jpg

A potem...szlag trafił wrześniowy urlop na rzecz czerwcowo - lipcowego, a wyjazd do Afryki w lipcu uznałem za zboczenie nie mieszczące się nawet w kategoriach mojej pogiętej duszy, należało zatem sięgnąć po jeden z planów rezerwowych.

Tych na szczęście mamy dwie szuflady, zatem po szybkim losowaniu padło na...ARARAT! Pojechać tam, przybić mu piątkę i wrócić. Cała reszta drogi, która zaiste celem jest, odbędzie się w okolicznościach na tyle przesiąkniętych nieznanym, że nudzić na pewno się nie będziemy. A dlaczego Ararat? No przeca kochamy góry. Ja ze Szczecina pochodzę, a Marta z Łodzi, to jak nie kochać...?

Tym oto przydługim i pozbawionym głębszego sensu wstępem przejdźmy do wyjaśnienia spraw fundamentalnych, żeby mi tu później Czosnek nie mówił, że facetów na tylnym siedzeniu w długie podróże wożę, a zatem...

Dramatis personae, czyli osoby dramatu

Marta aka Maluch - dokumentacja zdjęciowa z tylnego siedzenia (dopóki kompakt nie padł), dokumentacja video za pomocą wytarganej z dna szafy kamery Oregon (nie padła), utrzymywanie poziomu morale, komunikacja z ludnością tubylczą sprzedającą na targowiskach pistacje oraz świecidełka, wyglądanie po drodze kwiatów i zwierząt, przyglądanie się, jak rozkręcam pompę (padła, a jakże).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/personae-2.jpg

Rafał aka Joseph - samozwańczy kierownik wycieczki, niepoprawny optymista, destruktor pomp paliwowych, mistrz nieostrych zdjęć i autor relacji bez polotu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/personae-1.jpg

XRV750 RD07A aka Szprycha - co by tu napisać...no ładna jest, w kolorze najszybszym, energiczna 14-tka bez zobowiązań, generalnie zdrowa i doposażona jak się patrzy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/personae-3.jpg

Go Turkey, go Turkey, czyli jazda na indyku

Co można napisać o tranferze do Turcji? No że był.

Na Węgrzech przespaliśmy się w towarzystwie extreme kupy...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/001-4.jpg

...Sofia przywitała nas delegacjami dzieci...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/002-38.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/002-37.jpg

...oraz nowoczesnymi dzielnicami willowymi.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/002-43.jpg

Patrząc na to miasto z perspektywy okna hotelu zabukowanego w necie po taniości, skusiłem się na błyskotliwą przenośnię, że w otoczeniu pięknym gór Sofia jest jak ptasia kupa na owiewce Afryki - coś paskudnego w otoczeniu czegoś pięknego.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/002-55.jpg

Koniec błyskotliwych przenośni, opuszczamy Bułgarię i lecimy do Turcji.

Jeżeli ktoś ma nadzieję, że po przekroczeniu granicy z Turcją poczuje nagle niesamowity klimat Azji, niech lepiej pociśnie autobahną A4 z Wrocka na Drezno - widoki takie same, a i kilka puszek na tureckich blachach pewnie się znajdzie. Autostrada do Stambułu ciągnie się niczym "Ojciec Mateusz" i jest równie nieprzewidywalna. Jedyną rozrywkę stanowią ciężarówki załadowane w sposób, który naszych inspektorów ITD przyprawiłby o omdlenie i nerwicę natręctw.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/003-39.jpg

A sam Stambuł? Wiadomo - prościzna. W końcu tam też zabukowaliśmy hotel po taniości, przełamałem się na ta okoliczność i zabrałem nawigację, wklepałem adres, na pewno będzie dobrze i trafimy.

No rzeczywiście prościzna, auta na 3 pasach popylają w 5 rzędach, zwyczajowa prędkość oscyluje w okolicach stówy, a Ty spróbuj człowieku choć raz pokazać swoją słabość wobec tego komunikacyjnego absurdu, to cię zatrąbią, wyprzedzą na grubość kufra, ehhh... Po jakichś 30 km przejechanych przez miasto AutoMapa wpada w panikę i odmawia podania drogi do hotelu. Człowiek o niskim morale również w takim momencie by spanikował, no ale przeca nie my. Ustawiam trasę przełajową do hotelu i jadę na azymut. Znaczy na czuja po uliczkach centrum.

Bazary, stragany, koty, stara baba ucieka, ceramika, słodycze, japoński turysta, magnesiki, facet z tacą pełną świeżo zaparzonej herbaty...wszystko ucieka spod motocykla. Matko z córką, że też kamera była w kufrze. Nagrałbym relację z takiego off-a, że te Wasze wydmy marokańskie to się schować mogą.

Do hotelu i tak nie trafiamy, nie ma drogi dojazdowej...no nie ma! Po dwóch godzinach rozbijania się po straganach poddaję się i zahaczam anglojęzycznego taksówkarza. Pokazuję mu adres, a bidak drapie się po głowie i kombinuje, gdzie to może być? W końcu ruszamy i dojeżdżamy wg nawigacji na odległość 200m w linii prostej od hotelu. Byliśmy tu godzinę temu, ale wszystkie drogi były "pod prąd". Taksiarz wyskakuje i krzyczy do wszystkich na ulicy nazwę hotelu. Społeczeństwo przerywa swoje codzienne czynności typu sprzedaż warzyw, kontemplowanie statków na Bosforze, czyszczenie butów, dłubanie w nosie i wszyscy tłumaczą, że hotel jest na końcu tej ulicy.

Pod prąd? Yes, mister, moto no problem, follow the tram! - wydziera się koleś, który na wezwanie taksiarza wyleciał spod bankomatu i pewnie kartę tam zostawił. Odpalam taksiarzowi za fatygę i lądujemy pod hotelem.

W necie stało jak byk: "internal park". Pytam się, gdzie mam Szprychę bezpiecznie zostawić? A tu - na ulicy, najlepiej przy salonie samochodowym.

Salon kiedyś był, pewnie splajtował. Zostało zakurzone logo Forda i przypięta do drzwi przybytku Szprycha. Na pytanie, czy będzie bezpieczna, właściciel informuje, że wprowadził właśnie rotacyjny tryb dyżurów przy motocyklu na ratanowym krzesełku. No to w cyc.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/003-42.jpg

Zastanawiacie się pewnie, co dwójka świrów lecących na Ararat robi w stambulskim hotelu? Otóż wyimaginowaliśmy sobie, że po 3 dniach odciskania tyłków na transferze poszlajamy się wokół Bosforu niczym niedzielni turyści, cykniemy jakiś meczet i założymy konto na fejsie, żeby wrzucić i solidnie przylansić.

A tak poważnie to nie będę się wydurniał i wrzucał tu fotek zabytków - nie żebyśmy się wokół nich nie pokręcili, a jakże. Ale jak to kiedyś powiedział mój koleś wracając nawalony jak szpadel ze szczecińskich Juwenaliów - "to lusssssie tfoszą klimat". No właśnie, święte słowa, zatem miast zabytków trochę stambulskiego społeczeństwa.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-131.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-141.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-219.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-222.jpg

Nie wolno zapomnieć o wędkarzach...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-41.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-275.jpg

(cholera, meczet się załapał...)

I pucybut jeszcze...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-338.jpg

...i koleś z targowiska, które startuje nad Bosforem wieczorem i trwa do rana.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-417.jpg

No dobrze, jeszcze trochę Bosforu jako takiego.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-379.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-393.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/004-398.jpg

...i uciekamy stąd.

(ciąg dalszy wkrótce, a w nim m.in. dlaczego po Turcji jeździ się offem drogami międzynarodowymi oraz jak znaleźć martwego delfina na plaży)

Joseph
12.07.2011, 23:31
Czy to kolega był może w ANI ?

No był, a jakże.

Czyżby to Twoja beema tam stała na włoskich blachach? Bo to jedyne obce moto, jakie spotkaliśmy na wschodnich rubieżach :)

RAVkopytko
12.07.2011, 23:39
:lukacz::lukacz::lukacz:
no dawaj Joseph
zapotrzebowanie jest :)

Joseph
13.07.2011, 10:29
Nad Morze Czarne czyli jak żwirem dojechać do piasku

Wyjazd ze Stambułu idzie nam znacznie lepiej niż wjazd. Może dlatego, że przez jeden dzień napatrzyłem się na komunikacyjne zachowania lokalesów i wiem, że wystarczy kilka razy zawrócić na zakazie, pociągnąc kawałek pod prąd, dalej przez ciągła na chodnik i możemy dojechać wszędzie, również do granic miasta po stronie azjatyckiej, a zaparkowane na środku ulicy taksówki i autobusy przestają przeszkadzać.

Azjatycka część i dalsza droga w głąb Turcji to malowniczy rejon przesycony przemysłem ciężkim, z brakiem wyraźnych granic pomiędzy miastami - coś jakby turecki Górny Śląsk. Z autostrady zjeżdżamy na 100-tkę i zaczyna robić się odrobinę nieeuropejsko. Góry, wśród nich domy, które za chwilę się rozpadną, osiołki na łąkach, czas ewidentnie zwalnia.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-11.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-06.jpg

Kierujemy się na Sinop i doświadczamy legalnego offa sponsorowanego przez turecki zarząd dróg krajowych i żwirowisk. Kończący się z tak zwanego nienacka asfalt przechodzący w kilkadziesiąt km żwiru jest tu zjawiskiem absolutnie powszechnym, które będzie nam towarzyszyło prawie do końca tureckich wojaży. Skoro ma być nowy asfalt, to trzeba najpierw zedrzeć stary, dzięki temu podróż odbywa się przez niekończący się plac budowy stanowiący mozaikę odcinków kopnego żwiru, glinianych rozkopów i fragmentów starej, dziurawej nawierzchni. Na to nakładają się gromadki podnieconych i machających robotników, dla których stanowimy atrakcję większą, niż oni dla nas oraz stadka radośnie pędzących wywrotek, dzięki którym nasze kolory stopniowo przybierają białą barwę.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-21.jpg

No i Szprycha wreszcie szczęśliwa, bo już wie, po jaką cholerę ciągnęliśmy ją tyle tys. km po bezsensownych ekspresówkach.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-24.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-25.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-29.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-32.jpg

Kiedy do morza zostało nam jakieś 70km, droga zaczyna piąć się absurdalnie w górę i wpada w tunel, po wyjechaniu z którego jesteśmy w...Skandynawii. Przynajmniej tak zapamiętałem norweskie drogi sprzed roku - zawieszone w chmurach, z soczystą zielenią lasów, mokrym asfaltem i temperaturą poniżej 5 st. C. Stąd już jak strzelił 40 km w dół do cypla, na którym spoczywa Sinop.

Na miejscu szukamy noclegu. Naczytał się człowiek w mądrych przewodnikach, że można tu pension jakiś wyhaczyć do 10 EUR. Naczytał się i dalej jest głupi, bo ceny w pensjonatach takie, jak w hotelach. Bierzemy hotel.

W strugach deszczu poginamy z kamasza do sklepu po jakąś kolację. dziś będzie lokalne pieczywo z serem oraz piwo (Efes zdecydowanie najlepszy).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-34.jpg

Aha….to, że nie śpimy pod namiotem, nie oznacza że należy zapominać o czołówkach. Chwilowe zaniki prądu to tutaj standardzik.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/005-35.jpg

Kolejne 700 km za nami, idziemy spać. Jutro pokręcimy się po okolicy.

Sławekk
13.07.2011, 11:46
Czekam na dalszą część . Zapowiada się naprawdę dobrze :Thumbs_Up:

Joseph
13.07.2011, 12:21
O poranku zachęcający widok za oknem, ruszamy zatem w teren.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-19.jpg

Sinop to czarnomorska mieścina, która próbuje w ostatnich sezonach zagarnąć turystów z oddalonej o ponad 300 km na zachód Amasry. Idzie jej tak sobie, a przynajmniej będąc tam na początku lipca nie zauważyliśmy żadnego turysty... I dobrze.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-28.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-29.jpg

Na plażach kręcą się tubylcy, lokalny zaopatrzeniowiec rozwozi wodę mineralną chińskim czopkiem, a na wzgórzu jest końcowy dolmuszy (rewelacyjna w swej prostocie i ekonomii forma transportu publicznego - bus odjeżdża dopiero wtedy, kiedy wszystkie miejsca są już zajęte).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-17.jpg

A skoro przy transporcie jesteśmy - pamiętacie stare Renówki, które były później produkowane w Rumunii jako Dacia tzw. Rumunka lub Cyganka? Na wschód od Stambułu to auto jest synonimem transportu rodzinnego, rolniczego i ogólnobudowlanego. Nie wiedziałem nawet, że było tyle wersji tego ewenementu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-15.jpg

Po drugiej stronie cypla są ruiny fortecy, na ruinach siedzą baby i patrzą na nas jak na kosmitów. Plaża znajduje się w radosnym sąsiedztwie warsztatów samochodowych, a właściciel budki z zimną wodą i browarem robi tutaj interes życia.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-51.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-40.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-39.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-46.jpg

Znajdujemy kawałek niezaśmieconej przestrzeni i oddajemy się typowym czynnościom charakterystycznym dla niedzielnych turystów, czyli moczeniem tyłków w morzu, leżeniem na piachu i esemesowaniem do banku, czy przelew już wpłynął.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-63.jpg

Co ciekawe, lokalesom śmieci nie przeszkadzają zupełnie. Kilkadziesiąt metrów od nas wśród sterty plastikowych butelek rozłożył się lokalny "charizmatik" strzaskany na mosiądz, a wśród śmieci i szmat przy ruinach radośnie relaksuje się rodzinka z dziećmi.

Nic zatem dziwnego, ze i takie rzeczy nie robią na nich wrażenia.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-54.jpg

Wystarczy tego plażowania, szczególnie że jego skutki w postaci zjaranej skóry i pęcherzy na kostkach będę boleśnie odczuwał do końca naszej eskapady (o udarze słonecznym nie wspominając, ale ten ustąpił już o 2-giej w nocy, więc luz).

Z dziennikarskiego obowiązku (hehe, se posłodziłem...) należy jeszcze nadmienić, że Sinop słynie z przemysłu stoczniowego, zarówno tego małego...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-80.jpg

...jak i w skali 1:1.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/006-96.jpg

I jeszcze jedno - Sinop to pierwsze napotkane przez nas miasto, gdzie przed każdym posterunkiem policji i żandarmerii stoi mundurowy z bronią automatyczną. Dziwne o tyle, że nie jest tu ani blisko do granicy, ani do zapalnych etnicznie regionów. Być może boją się ataków delfinów - zombie, nie wiem.

(w kolejnym odcinku będzie o klasztorach wiszących na skałach, chłopcach chodzących pod rękę i udawaniu terrorystów pod granicą z Armenią)

majki
13.07.2011, 12:27
Dawaj :lukacz::lukacz:

calgon
13.07.2011, 22:16
super!!!!!! czytam czytam

Joseph
13.07.2011, 22:39
Na wschód, czyli historia właściwa

No dobrze, pośmialiśmy się ze Stambułów i pożartowaliśmy o plażach, a właściwa historia rozpoczyna się dopiero teraz. Opuszczając czarnomorskie wybrzeże na wysokości połowy szerokości Turcji wiedziałem, że dopiero teraz żegnamy się z resztkami europejskiej cywilizacji. Jak dla mnie to mniej więcej tutaj przebiega granica Europy i Azji w tej szerokości geograficznej, żaden tam most na Bosforze czy inne przewodnikowo - geograficzne cuda.

Jakoś tak sobie narysowałem w duszy tę podróż, że będzie dobrze wstrząśniętym koktajlem symboliki, historii starszej niż nowożytna pamięć i kultury nie posiadającej uzgodnionych definicji - głównie z przyczyn politycznych. I nie zamierzam bynajmniej pisać tu wywodów, czy turecki Kurdystan istnieje, czy też nie, czy ludzie w nim mieszkający są partyzantami walczącymi o wolność niczym my niegdyś pod zaborami, czy też zwykłymi terrorystami z PKK i czy zasłużyli na autonomię, czy na pluton egzekucyjny. Nie wiem, czy Ararat powinien być symbolem pojednania Turków i Ormian, czy pozostać jedynie niemym świadkiem rzezi z czasów minionych.

Mądrzejsi się głowili i niewiele wygłowili, to co ja się będę tu wymądrzał niczym wiejski listonosz.

Chciałem tam pojechać i zachłysnąć się tym na ile się da - świadomy ułomności tego planu z racji czasowych, językowych czy wreszcie czysto kulturowych. Bo kto niby powiedział, że ktokolwiek tam na wschodzie będzie w ogóle chciał podać nam rękę na przywitanie? Nie przekonamy się, dopóki tam nie pojedziemy. Jedźmy zatem.

Na początku gonimy przyklejeni do wybrzeża i nudnej trasy na Gruzję. Co miasteczko, to sygnalizacja świetlna, moje spalone w Sinop stopy wyją o pomoc przy każdym zatrzymaniu. Nudę i ból rekompensuje nastawienie miejscowych - tutaj jesteśmy już poważną atrakcją. Ludzie na poboczach machają z uśmiechem, w samochodach na światłach otwierają się okna, strzępki słów, które rozumiem, pytają dokąd? Pokazują uniesiony kciuk. Będą mieli przez tydzień o czym opowiadać. Stopy przestają boleć. Za Tirebolu uciekamy znad morza krajową 887 na południe.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/007-05.jpg

Każda stacja tego dnia to herbata, wynoszenie krzeseł na zewnątrz, abyśmy usiedli w cieniu. W moich rękach po sekundzie od wyciągnięcia paczki fajek ląduje popielniczka. O dziwo nikt nie traktuje Marty w jakiś dziwny sposób, czasem nawet jako pierwsza dostaje herbatę - tutaj to raczej kobiety będą na nią patrzyć z mieszaniną przerażenia, ciekawości i...zazdrości. Tymczasem kobiet na stacjach raczej się nie spotyka.

Droga 887 z Tirebolu na Torul i potem 885 na północ w kierunku Trabzon to kawał pięknej serpentyny na zboczach gór, chyba najładniejszy odcinek asfaltowy jaki dane nam było nawinąć w Turcji. Jeśli ktoś kiedyś będzie leciał tamtędy na Gruzję lub w przeciwną mańkę, niech nadrobi trochę km i odbije z nadmorskiej, szczególnie, że jest co zobaczyć w okolicy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/007-07.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/007-08.jpg

No właśnie - dzień kończymy w miejscowości Maçka nieopodal klasztoru Sumela, który jutro zaatakujemy. Zwalamy balast i idziemy poszperać po ulicznych bazarach, które jak zwykle funkcjonują do późnej nocy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/007-16.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/007-15.jpg

Szprycha znowu na ulicy, jakoś przestaje mi to ostatnio przeszkadzać.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/007-14.jpg

O poranku następuje to, co musiało prędzej czy później nastąpić, kiedy trzyma się motocykl na ulicy obok straganu.

.

(uwaga będzie drastycznie)

.

Babka wzięła nas z zaskoczenia. Wykorzystała moment, kiedy przypinałem kufry i straciłem chwilowo czujność. Wykorzystała świetny humor Marty i rzuciła dobrą ceną. I stało się.

Kupiliśmy dywan.

No może nie taki pełnowymiarowy, co to na trzepak osiedlowy wchodzi, ale...hmmm...powiedzmy, że chodniczek do salonu - będzie w sam raz jak skończymy remont (czyli ok. 2035, jak nam się pomysły na wyprawy wyczerpią i zaczniemy wydawać kasę na inne rzeczy...).

(poniższa fota zupełnie niechronologiczna, ale czy to o chronologię w relacji chodzi, czy o chodniczek...?)

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-96.jpg

Chodniczek do kufra i lecimy. Droga do klasztoru to kolejna serpentynowa bajka, do obowiązkowej scenografii górskiej dochodzą potoki. Pięknie jest. Na miejscu wjeżdżamy najwyżej jak się da, a dalej w kosmicznym upale pniemy się po schodach.

Sumela (oficjalna nazwa Meryemana Manastiri) to nie tylko zjawisko wizualne w postaci wykutego i wiszącego na skale klasztoru, którego widoku nad przełęczą nie odda żadna fota, ale kawał ciekawej i tragicznej historii obfitującej w wojny, pożary i wygnania, a nawet sensacyjne wręcz wątki ukrycia i tajnego wywiezienia relikwii. I zarazem jedyny obiekt sakralny, o jakim słyszałem, który posiadałby swój bliźniaczy odpowiednik zbudowany w czasie wypędzenia mnichów - ten ostatni znajduje się w Grecji. Naprawdę warto poczytać historię tego miejsca, nie będę tutaj googla przepisywał, tylko obrazem pojadę...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-02.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-16.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-32.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-35.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-21.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-22.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-42.jpg

Freski przedstawiające sceny biblijne biją na głowę wszystko, co możecie zobaczyć we wczesnochrześcijańskich kościołach Kapadocji (o tym przekonaliśmy się później).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-12.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-13.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-14.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-26.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-27.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-30.jpg

No wystarczy, bo się fotoblog powoli robi...

Korzystamy jeszcze z orzeźwiającego źródełka u stóp klasztoru i w drogę w kierunku Erzurum. Trochę bocznymi drogami, aby dostarczyć fotek, po których rajtuzy spadają.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-49.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-51.jpg

Ale nawet główna droga tutaj zawsze wygląda jakoś inaczej, nie umiem tego opisać. Panuje na niej cisza przerywana jedynie przejeżdżającą co kilkanaście minut przeładowaną ciężarówką.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-54.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-59.jpg

Za Bayburt wpadamy w przepiękny wąwóz Kop Dagi.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-60.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-63.jpg

Trochę lansu, bo zapomnicie, jak wyglądamy...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-64.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-65.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-70.jpg

...i docieramy do Erzurum. Tutaj cywilizacja ustępuje prawie zupełnie pozostawiając niezbędne składniki w postaci stacji benzynowych i drogowskazów.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-71.jpg

Dalej już tylko bajka: góry, traktory i bydło. Ludzie pracują i koczują na polach, mnóstwo koni - więcej, niż ludzi, im bliżej Kars tym więcej.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-77.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-80.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-82.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-86.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-83.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-92.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-93.jpg

Gdy droga odbija na Kars, asfalt w naszym rozumieniu kończy się bezpowrotnie. Najpierw typowe żwirowisko, do którego przywykliśmy, później substancja, której najbliżej chyba do mokrego żużlu. Najlepiej sprawdza się prędkość w okolicach 80 km/h, wówczas już nie tańczymy a jeszcze można w miarę szybko się zatrzymać.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-87.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-90.jpg

Kars już z daleka wygląda jak połączenie blokowiska ze slumsami i dokładnie takim się okazuje. Rozsypujące się chałupy z TV SAT na przedmieściach i brudne centrum. Na wjeździe wita nas reklama GRAND HOTEL ANI - odpuszczamy i szukamy czegoś bliższego lokalesom. Udaje się, znajdujemy klimatyczny przybytek nie mieszczący się raczej w definicji hotelu w środowisku turystów zachodnioeuropejskich. O to nam chodziło.

Po wejściu do środka naszym oczom ukazuje się hol z recepcją, a w nim na kanapach zawinięte w czadory panie i stateczni śniadzi panowie popijający herbatę. Następuje ten moment, w którym wchodząc do pomieszczenia czujemy, jak przed ułamkiem sekundy wszystkie rozmowy zostały zawieszone, a spojrzenia obecnych wlepione w dwie umorusane poruszające się z tankbagiem i kaskami postaci, z których jedna odziana jest w spodnie w kamuflaż i przepasana opaską a druga nie goliła się od tygodnia i kuleje. Chwilę potem spojrzenia dam lądują na wykładzinie, a spojrzenia panów stają się namacalnie świdrujące. Kłaniamy się grzecznie i próbujemy coś tam wydukać z zapisków rozmówek tureckich (chociaż nie jestem przekonany, czy turecki w tym mieście cokolwiek pomaga przybyszom) i zmierzamy do recepcji, gdzie dostrzegam iskierkę nadziei na rozładowanie atmosfery, na której można tuzin siekier powiesić. Otóż recepcjonista duka po angielsku.

Szybka prezentacja paszportów i recepcjonista zwraca się z uśmiechem do lokalnej społeczności słowami "Polonja!".

POLONJA!!! - krzyczy jeden z najstarszych siedzących w holu, wyglądający mi na nieformalną jednoosobową starszyznę w tym towarzystwie i z uśmiechem zaprasza do nalania sobie herbaty. Z płuc obecnych schodzi powietrze, a atmosfera momentalnie wraca do normy, ponieważ okazujemy się zwykłymi "polonja", a nie....kuźwa sam nie wiem, za kogo nas wzięli. Za bojówkarzy eskimoskich? Samobójczą młodzieżówkę pigmejską? Bez znaczenia, pewnie na zawsze pozostaniemy dla nich dwuosobową bandą kosmitów.

Motocykl na ulicy, standard. Po przejściu pierwszego tornado ciekawskich dzieci recepcjonista uświadamia okoliczna dziatwę, że nie wolno się zbliżać, w czym wtóruje mu przedstawiciel starszyzny (ten od herbaty), który ewidentnie czuje na sobie obowiązek dbania o gości. Uświadomienie działa, nikt już do rana nie będzie się zbliżał. Zwalamy toboły i idziemy się przejść.

Kars to niezwykła społeczność. Jeśli zagłębimy się w literaturę, to dowiemy się, że żyją tu zarówno Turcy / Kurdowie, jak i potomkowie Niemców i Rosjan (tzw. uboczny efekt przemarszu wojsk). Prawdopodobnie ten kocioł etniczny ukształtował totalną różnorodność codziennych zachowań. Kobiety chodzą tu zarówno w czadorach i chustach, jak i w rozpuszczonych włosach i odważnym makijażu (te o jaśniejszej karnacji). Mężczyźni raczej tradycyjnie ubrani, za to jedni i drudzy pod rękę. Bez znaczenia, czy przechadzają się dwie babeczki, czy czterech facetów - wszyscy są przyjaźnie spleceni pod ramię.

Miasto nie jest tak zacofane, na jakie wyglądało - udaje nam się bez trudu znaleźć kafeję netową, potem otwarty sklep, gdzie jest piwo (za chwilę nie będzie go już przez kilka dni podróży). Staram się wykorzystać znajomość angielskiego u recepcjonisty, ale ponieważ jest niewiele bardziej zaawansowana od mojego tureckiego, udaje mi się tylko upewnić, że możemy udać się do ruin Ani bez zezwolenia. Spać zatem.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/008-95.jpg

cd nastąpi jak wymyślę, jak zmierzyć się z Ani...

Rychu72
14.07.2011, 11:30
Wzbudziłeś Waszmość we mnie pewne zaciekawienie tymi powieściami za gór i rzek, więc wobec powyższego zezwalam na dalsze pisanie. :D:D:D
Tylko szybko :bow::bow::bow:

Joseph
14.07.2011, 14:30
Rychu,

Albo będzie szybko, albo ciekawie :)

Robi się, robi... :dizzy:

Rychu72
14.07.2011, 14:36
Żądam szybko i ciekawie http://africatwin.com.pl/images/icons/icon12.gif

Joseph
14.07.2011, 15:20
Czym jest Ani?

What is Ani? There are, of course, things we cannot describe however hard we try. - miał napisać Konstantin Georgijewicz Paustowski, rosyjski pisarz i dziennikarz polskiego pochodzenia, po swoim powrocie z Ani w 1923 roku.

Ok, pogadajmy o historii. Jest rok 961. Syn Siemomysła, znany później jako Mieszko I, właśnie objął po tatuśku władzę nad pogańskimi Polanami, a za parę wiosen weźmie sobie za połowicę czeską Dąbrówkę i przyjmie chrzest, dołączając do chrześcijańskich władców Europy. Ściągnięci z Czech mistrzowie katolickiego fachu rozpoczną mozolny proces nauczania naszych pogan pogmatwanych dogmatów jedynej słusznej wiary, wypędzając ich powoli acz skutecznie spod miejsc kultu na wzgórzach, paląc drewniane posągi bóstw, które właśnie straciły ważność i nakazując budowę kaplic i kościołów. W tym samym roku zbudowane na ruinach dawnej urartyjskiej twierdzy miasto Ani staje się stolicą państwa Ani, czyli dawnej Armenii, obejmującego swym terenem większość dzisiejszej Armenii i wschodniej Turcji. Prawdopodobnie w ciągu kilku dekad w tym miejscu stanie ponad 1.000 kościołów, 10.000 domostw, a liczba ludności, jaką szacują dzisiejsi historycy, przekroczy 100.000.

Jest rok 2011. Gniezno, w którym podobno Miecho przyjął chrzest, ma 70.000 mieszkańców, w Świebodzinie stoi już od pewnego czasu posąg wyższy niż ten w Rio, a dwójka świrów z Wrocławia dociera do wioski Ocakli, która przylega do ruin tego, co pozostało z dawnej stolicy Armenii. Wioska to za duże słowo, bardziej osada składająca się z lepianek i szałasów. Chlewiki pobudowane z ziemi i być może tego, co niegdyś stanowiło antyczny budulec. Na bezkresnych polach dookoła sporadycznie można wypatrzyć chłopa na wozie, pasące się zwierzę i...nic więcej.

Jeszcze 100 lat temu stało tutaj ponad 40 kościołów, dziś zostało kilka, a za chwilę nie zostanie nic, bo resztki tego, co stoi, właśnie kończą się rozsypywać.

Umyślnie oddalam moment przejścia do jakiegoś opisu zdjęciowego, bo nie wiem do końca, czy jest to JAK ogarnąć.

Miasto zlokalizowane było w naturalnie strategicznym miejscu, na skraju wąwozu rzeki Achurian (obecnie Arpa Çayı) i jej mniejszych dopływów. Po przejechaniu osady kierujemy się na północny skraj ruin, gdzie zachował się pokaźny fragment murów obronnych. Wokoło cisza, przed murami pasie się kary koń.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-011.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-018.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-008.jpg

Wokół murów widać zasieki z drutu kolczastego - jeszcze niedawno teren był całkowicie zamknięty dla przybyszów, a do dziś pozostał strefą zmilitaryzowaną ze względu na położenie na bezpośrednim styku z granicą Armenii. Ruiny otoczone są wieżami strażniczymi, a przy wejściu do ruin jest posterunek żandarmów, którzy obecnie pełnią również funkcję...bileterów.

(Gdyby ktoś nie wiedział, Turcja nie utrzymuje żadnych stosunków dyplomatycznych z Armenią, nie ma nawet możliwości bezpośrednich połączeń telefonicznych, od 1995 roku działa jedynie korytarz powietrzny dla pomocy humanitarnej - wszystko to jest pochodną konfliktu o Górski Karabach i stosunków na linii Armenia - Azerbejdżan.)

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-020.jpg

Ładujemy się do środka. Z bram pozostało niewiele, ale to co jest i tak robi wrażenie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-028.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-037.jpg

W dole rozpościera się wąwóz. Na jego zboczach skalne wyżłobienia, w których zamieszkiwali pierwsi ormiańscy osadnicy, zanim jeszcze miasto osiągnęło formę średniowiecznej metropolii.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-039.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-053.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-055.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-057.jpg

Bydło się pasie w dolinie...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-042.jpg

...i pastereczki doliną raźno popylają.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-056.jpg

A na górze - to co pozostało. Jedynym obiektem "prawie" w całości jest katedra - choć od dawna pozbawiona kopuły.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-094.jpg

W środku niczym w scenografii "Władcy Pierścieni".

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-086.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-085.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-076.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-089.jpg

Ten połowiczny przybytek, to Kościół Odkupiciela, jakieś 60 lat temu trafiony dość skutecznie piorunem.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-098.jpg

Jeden z dwóch kościołów św. Grzegorza, jak na warunki Ani - funkiel nówka.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-081.jpg

W środku tez niczym po remoncie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-074.jpg

To dziwne długie to nie wieża strażników, a meczet - podobno pierwszy w tych stronach.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-083.jpg

W 1999 rozpoczęto odbudowę pałacu - z daleka sprawia wrażenie posterunku żandarmerii i w ogóle kiepsko pasuje do otoczenia.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-051.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-036.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-054.jpg

Z kościołem króla Gagika II raczej kiepsko, można co najwyżej sesję paintball-a urządzić.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-060.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-062.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-064.jpg

Mury cytadeli również już bez znaczenia strategicznego.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-080.jpg

Reszta to już niestety właściwie sterta kamieni.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-034.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-103.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-092.jpg

A całość takoż piękna, co... przygnębiająca?

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-068.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-102.jpg

Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak wyglądało to miejsce, kiedy nasz Mieszko grzeszył w swym królewskim łożu z Dąbrówką. Jeżeli świątyń było rzeczywiście ponad 1.000, musiał tutaj stać kościół na kościele, a całe wzgórze było zatłoczonym, tętniącym życiem miejskim kotłem.

Tymczasem przed wyjściem trafiamy na wiejski orszak ślubny (generalnie w całej podróży mieliśmy szczęście do oglądania ślubów), odbieramy kaski od żandarmów i wracamy drogą do Kars (innej nie ma).

cd...n...

Cynciu
14.07.2011, 16:37
Rewelka, natychaj nas dalej, jeszcze. Czyta się super i ogląda świetnie, czekamy na cd.... :lukacz:

jochen
14.07.2011, 17:03
Fajowe, oj fajowe, ile to ciekawych miejsc na świecie... Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Joseph
14.07.2011, 17:47
Jeszcze trochę wrażeń z drogi. W mijanych wioskach kobiety układają w kopce kostki z ziemi, z której powstaną lepianki, faceci na polach w towarzystwie bydła i osłów - tutaj poczciwy osiołek, czasem wyposażony w sakwy a'la hepco&becker to podstawowy środek transportu osobowo-towarowego. W każdej wsi obowiązkowy widok wieży meczetu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-125.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-108.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-114.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-119.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-131.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-134.jpg

Mijamy Kars i tniemy w kierunku Iğdır, a właściwie na spotkanie z Araratem, bo to już dziś.

Łapie nas kilkuminutowa burza, ale taka, że krzywię się z bólu od uderzeń kropel deszczu w nogi. Po burzy wyglądamy w trójkę jak po myjce ciśnieniowej.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-138.jpg

Poza tym droga bez zmian - cisza po horyzont.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-139.jpg

Ośnieżony szczyt na horyzoncie po lewej przez chwilę powoduje dreszcz, czy to już nie to...? No ale bez jaj, za blisko. Ta góra to najprawdopodobniej Arteni po stronie armeńskiej, ale głowy nie dam.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-135.jpg

To jeszcze dwa obrazki z drogi i przechodzimy do meritum.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-141.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-144.jpg

W pogoni za Agri Dagi

Siostry zwane Ararat objawiły się punktualnie o 13:54 (heh...Marta zapamiętała). Pokazały się od północno - zachodniej strony, a dokładnie pokazały głowę starszej z nich, czyli Agri Dagi właśnie, jak zwykle obsypanej śniegiem i zaplątanej w chmurzyskach. Jest Ararat...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-148.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-147.jpg

Lecimy na południe mijając go z lewej, tniemy przez Iğdır na Doğubayazıt i...lekki zonk. Aby zbliżyć się do stóp Sióstr miałem w planie pocięcie w tym miejscu offem w lewo, ale widok trochę mnie zniechęcił. Aby się tędy przedrzeć, czekałaby nas przeprawa przez pasmo górskie, które jakoś mi sie nie widzi w kontekście załadowanego motocykla (a i pusta Afryka chyba nie do końca łapie się na takie zabawy).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-149.jpg

Jedziemy zatem dalej na Doğubayazıt, a tam skręcamy za wschód w kierunku granicy z Iranem. Kilka kilometrów i szutrówka w lewo. Jeszcze kilka kilometrów i stajemy u celu naszej podróży. GPS pokazuje 19km od szczytu - wystarczy. Jesteśmy tu, gdzie chcieliśmy dotrzeć - u stóp Agri Dagi.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-153.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-154.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-164.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-166.jpg

Może by tam kiedyś wejść...?

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-151.jpg

Relaks w poczuciu dobrze wypełnionego zadania, pożywny lanczyk (zostało nam trochę sera i chleba w kufrze), MMS-y do Polski, sesja zdjęciowa okolicy, bo całkiem ładnie tutaj...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-158.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-174.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-162.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-168.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-169.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-173.jpg

Nie chce nam się stąd jechać. Kiedy człowiek wyznaczy sobie cel i do niego dotrze, chce siedzieć i chłonąć ten moment wszystkimi receptorami. Najchętniej położyłbym się tam i zasnął, ale...trzeba spadać, bo jeszcze mnóstwo magiczności przed nami. Poza tym co to za radocha dotrzeć do celu. Dotrzeć, wrócić i opowiedzieć - to jest coś!

cdn

Joseph
14.07.2011, 21:32
Korzystając z faktu, że dzień jeszcze długi, postanawiamy odbić się po raz drugi od Doğubayazıt i uderzyć z inspekcją na pałac İshak Paşa Sarayı zlokalizowany rzut kapciem na południe od miasta. Ale najpierw o samym mieście słów kilka.

Doğubayazıt przez wielu uznawany jest za nieformalną stolicę tureckiego Kurdystanu. Większość ludności to rzeczywiście Kurdowie, jednak bliskość granicy z Iranem (30 km) powoduje duży napływ robotników ze wschodu i czyni to miejsce przygraniczną kloaką pracowniczo - przemytniczo - handlową. Dość powiedzieć, że to oficjalna linia graniczna pomiędzy NATO a Osią Zła, czy jak to się tam w mądrych kręgach nazywa. Musi być ciekawie.

Miasto to koszmar w każdym wymiarze - architektonicznym, komunikacyjnym i estetycznym. Przejazd przez centrum, aby dostać się na południe, to samobójcze doświadczenie w otoczeniu śmierdzących ropą i trąbiących przeładowanych i przerdzewiałych wraków, drących się na wszystko i wszystkich ludzi na ulicach, rowerzystów potrącanych przez samochody na skrzyżowaniach i wszechobecnej, walącej po wszystkich zmysłach biedy. No i żołnierze pod bronią, od zawsze i na zawsze.

Do głowy by mi nie przyszło, aby szukać tu noclegu, jakkolwiek romantycznie nie brzmiałoby określenie "stolica kraju bez miejsca na mapie". Chciałem swój Kurdystan, no to mam.

Stromą, brukowaną serpentyną pniemy się na wzgórze, na którym spoczywa pałac. Nie będziemy tu pisać, jak to dotarliśmy po długiej tułaczce do szokujących swym obrazem miejsc. Pałac był piękny, ale kiedyś. Potem zabrano pozłacane drzwi i wywieziono do Rosji, potem natrzaskano z pobliskiego wzgórza przepełnionych pustynną surowizną zdjęć do przewodników, w których zdjęcia te funkcjonują do dziś (niech ktoś spojrzy na zdjęcie tego pałacu w przewodniku Berlitza - jak zobaczyłem go w rzeczywistości, to szlag mnie trafił), a potem już zadaszono odkryte korytarze budowli niczym szklarnię z pomidorami, obok wylano betonowy parking, a przed wejściem wkomponowano straganiki z plastikowymi naszyjnikami. Na dole postawiono kemping, żeby było warto poginać tam z plecakiem i już. Pałac jest osobliwy, wyjątkowy i ciekawy. Z pewnością stanowi dziedzictwo kulturowe. I tyle.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-223.jpg

Najwięcej klimatu znajdziemy wewnątrz, o ile uda nam się przegonić turystów (o dziwo głównie tureckich - zdaje się, że traktują to miejsce niczym my Zamek Książ lub coś w podobnych weekendowych klimatach).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-191.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-192.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-194.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-196.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-204.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-220.jpg

Usytuowanie pałacu stwarza oczywiście szerokie perspektywy. Zarówno w temacie pobliskiego meczetu, okolicznych slumsów jak i tego, co i tak w tej okolicy najpiękniejsze - przestrzeni nietkniętej ręką człowieka.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-187.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-189.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-200.jpg

I to by było na tyle. Brukowaną serpentyną w dół i na południe, bo jak wiadomo w Doğubayazıt nocować nie będziemy. Jeszcze tylko pamiątkowa fota z Araratem na pożegnanie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-230.jpg

Po zupełnie pustej drodze mkniemy wzdłuż irańskiej granicy zastanawiając się, czy znajdzie się jakiś kawałek dachu do przespania. Tymczasem wokół nas stada kóz i baranów gonione przez kurdyjskie dzieciaki i...zachodzące słońce.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-231.jpg

Z tymi dzieciakami to w ogóle specyficzna sprawa jest. Nie będę się tu silił na naciągane historie typu "Africa Twin na końcu Kurdystanu przesuwa horyzont według brunetki" i pakował zawsze nośnych i ładnych zdjęć dzieciaków pisząc, że z nimi mieszkaliśmy bite 3 tygodnie śpiąc w ziemiance i gadając o wpływie zmian paszy na ilośc mleka dawanego przez kozy. Nic z tych rzeczy.

Najzwyczajniej w świecie pomyślałem, że zatrzymam się na poboczu i zawołam dzieciaki, aby cyknąć im fotę, a potem ją pokaże światu, bo to w końcu fota dzieciaków kurdyjskich pasących kozy, no tak czy nie?

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-236.jpg

No więc się zatrzymaliśmy. Reakcja dzieciaków trochę ostrożna, ale ewidentnie jeden znacznie odważniejszy od rówieśników od razu podleciał wołając za sobą resztę. Przywitaliśmy się i pogadaliśmy chwilę - ja po polsku, on po swojemu. Spytałem na migi, czy mogę ich uwiecznić, to się nawet ucieszyli.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-233.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-234.jpg

A kiedy zacząłem uwieczniać kozy, ten najodważniejszy energicznie gestykulując zaczął mi wyjaśniać, że jedną przyniesie, co by lepsza fota była. Ostatecznie charyzmatycznie wydał polecenie, aby któryś z młodszych jedną przytargał - chłopak ewidentnie jest potomkiem kurdyjskich peszmergów i wie, jak dowodzić drużyną. Polecieli łapać.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-235.jpg

No i przytargali jedną i dali Marcie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-242.jpg

Marta chciała ją nawet zabrać do domu, ale wyjaśniłem, że jeżeli mamy zabrać kozę, to zostawiamy dywan. Podziałało, koza pozostała w stadzie.

Zacząłem grzebać już w tankbagu, bo gdzieś tu jakieś słodkości były w sam raz na taką okoliczność w ramach podziękowań i pozytywnego zakończenia wzajemnych kontaktów, tymczasem drugi z młodych peszmergów w dość jednoznaczny sposób zaczyna się na migi domagać fajek i alkoholu. O żesz ty gnoju mały - myślę - polecę ci ja zaraz do ojca i powiem, że dla gorzały kozy do sesji zdjęciowych łapiesz, to ci skórę złoi że popamiętasz!

Gorzały i tak nie mieliśmy, poczęstowałem młodego fajkami, a kiedy spytał czy może całą paczkę zabrać, kazałem wziąć dwie i spadać. To była ostatnia paczka szlugów zabrana z Polski!

No nic, trzeba szukać noclegu, bo za chwilę noc nas zastanie na tym pustkowiu. Pociskamy dalej i zmrok dopada nas w Çaldıran - małej kurdyjskiej mieścinie, która tylko na mapie wygląda jak miasto. Wzdłuż oświetlonej ulicy rozpadające się domy, wciąż czynne stragany i...billboard "OTEL".

Budynek ewidentnie zamknięty na cztery spusty, ciemno w środku, mimo to po zatrzymaniu podlatuje jakiś lokales i pyta czy chcemy otel? No chcemy. Już po chwili rozmawiam za pomocą rąk z właścicielem tego przybytku, który tak naprawdę nie jest hotelem, ale kawiarnią. Na piętrze jest kilka pokoi w których okazjonalnie ktoś mieszka, bo z jednej strony któż normalny chciałby zatrzymywać się w Çaldıran, z drugiej - a może jednak ktoś przyjedzie?

W pokoju na górze klimat, że hej, ale o tym już w ciągu dalszym...

majki
15.07.2011, 08:30
:lukacz: :)

Rychu72
15.07.2011, 09:43
Stwierdzam, że moje zainteresowanie nie zmniejsza się, więc trwaj Waćpan w swym przelewaniu podróży na czarnuchowe forum. http://africatwin.com.pl/images/icons/icon12.gif

Elwood
15.07.2011, 10:12
Pięknie Józek, pięknie.
Z tym Berlitzem trafiłeś w dychę.
Jak się człek na miejscu wtopi w otoczenie i nasiąknie historią (ten prolog z Mieszkiem:Thumbs_Up:), to finałem ciarki po ciele.
Po 10-tkach kościołów zostają tylko kamienne pomniki...
Jakże w tym kontekcie inaczej można odbierać Dwie Siostry z pespektywy tureckiej i armeńskiej...
Wiem, że to daleki objazd, ale czy nie kusiła Was ta druga perspektywa?
Mnie osobiście bardzo odpowiada podobna Wam opcja: "przybyłem, zobaczyłem".
Kiedyś, w latach 80-tych od przypadkowego obejrzenia fotki pewnej góry w Dzienniku Bałtyckim rozpoczęła się moja przygoda życia...

Dobrze się z Wami jedzie.

Joseph
15.07.2011, 10:50
Wiem, że to daleki objazd, ale czy nie kusiła Was ta druga perspektywa?


Elwoodzie szanowny, proszę mi tu bałaganu w szufladzie z rysunkami nie czynić.
Może otworzą w końcu tą cholerną granicę z Gruzją od północy...pojechać przez Kaukaz i zobaczyć Siostry od drugiej strony - to byłoby coś.

Od północy, bo taka podróż musi być w całości inna, niż poprzednia, nawet jeśli cel ma ten sam...


Cieszę się, że dobrze się z nami jedzie, dziś podjedziemy kawałek dalej :)

Joseph
15.07.2011, 13:50
W pokoju na górze zabytkowe narzuty z czasów starożytnej Armenii, łózka a'la Mirmił XVI oraz nowatorskie rozwiązania hydrauliczne w ramach zaplecza sanitarnego. Wybredni nie jesteśmy, jest spoko.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-247.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-4.jpg

Inna sprawa to motocykl. Przyzwyczajony od kilku dni do faktu, że gdziekolwiek byśmy go nie zostawili, pozostaje bezpieczny, z nieukrywanym zdziwieniem przyjmuję sygnały od zgromadzonych wokół niego tubylców, że lepiej wstawić go do środka. Na pytanie "dlaczego?" tubylcy nerwowo rozglądają się po ulicy.

No dobrze, do środka, czyli gdzie? Drzwi do kawiarni mają niecały metr szerokości i prawie półmetrowy próg. Tłumaczę, że będzie kiepsko, ale tubylcy zatroskani o los Szprychy nie ustępują. W ten sposób przy pomocy dwójki z nich i młodszego z właścicieli kawiarni (to chyba ojciec i syn) podnosimy ślicznotę i na skręconej kierownicy bez strat wstawiamy ją na środek kawiarni znajdującej się na parterze. Drzwi z powrotem na cztery spusty.

Przechadzamy się po jedynej ulicy w mieścinie, trochę straganów, kupujemy jakieś owoce. Najmocniejszy trunek, jaki można dostać, to cola. Komunikacja z lokalesami kuleje, chociaż wszyscy przyjaźni i ciekawscy. Słowo "Polonja" wyzwala jeszcze większe pokłady sympatii, każdemu tłumaczę od początku, co to za motocykl, na którym przyjechaliśmy (już cała ulica o nas wie), skąd się tu wzięliśmy i dokąd zmierzamy (żebym to ja wiedział...).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/009-246.jpg

Po powrocie do przybytku na korytarzu wpada na mnie człowiek, który zamieszkał wraz ze swoim kolesiem w pokoju za ścianą. Pyta płynną angielszczyzną, czy to nasze moto na dole i co my do jasnej cholery robimy w tej zapadłej dziurze? Okazuje się być technikiem tureckiej telewizji państwowej i ma z kumplem za zadanie pogrzebać w lokalnym przekaźniku przez najbliższy tydzień. Jest typowym Turkiem z zachodu, dość krytycznie wypowiada się na temat tych stron i horyzontów intelektualnych wschodnich Turków (ani razu nie pada słowo "Kurdowie"). Jestem podobno pierwszym człowiekiem, jakiego spotkał na wschód od Erzurum, który mówi po angielsku.

Ucinamy sobie dłuższą pogawędkę o podróżach i podziałach tego wielkiego kraju widocznych na wszystkich płaszczyznach. Na koniec telewizyjny magik deklaruje pomoc, gdybyśmy potrzebowali tutaj tłumacza. Albo gdybym po prostu potrzebował przyjść i pogadać.

O poranku najpierw rzut oka na ulicę...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-02.jpg

...potem zejście z kuframi na dół i... konsternacja. Szprychy nie ma. Na jej miejscu stoliki i okoliczne towarzystwo raczące się herbatą w najlepsze. Chodnik też zastawiony stolikami i znów pełno herbaty i obowiązkowego dymu tytoniowego. Wcześnie skubańcy zaczynają w tych stronach - godz. 7:00, a ci już na nogach, ulica pulsuje, miasto żyje, jakiś kolo handluje fajkami z wielkiego kartonu.

Motocykl stoi grzecznie na chodniku obok stolików, rano sami go wynieśli i nawet niczego nie uszkodzili. Dobrze, że kierownicy nie zblokowałem.

Dostajemy herbatę i rozmawiamy dłuższą chwilę ze starszym z właścicieli. Opowiada o...skąd mam wiedzieć, o czym? Ale robi to z uśmiechem i chyba z pasją. Kiwam głowa i powtarzam z uznaniem niektóre słowa, które on akcentuje. Chyba trafiam, bo widzę aprobatę na jego twarzy. Podobno zdrowy rozsądek nie wymaga wspólnego języka.

Ich język jest zresztą dla naszych uszu zupełnie chaotyczny. Tych kilku rzekomo kurdyjskich zwrotów, które przyswoiłem przed wyjazdem, nikt tutaj nie rozumie (idę o zakład, że to, co znalazłem w necie, to dialekt używany w irackim Kurdystanie). Dopijamy herbatę, dziękujemy i zbieramy się do odjazdu przy gremialnym zainteresowaniu ulicy. Od handlarza fajek kupuję jeszcze kilka paczek rzekomo przywiezionych z Dubaju. Prestige się to nazywa i jest ok, niemniej przez kilka najbliższych dni lokalesi będą się ze mnie śmiać, że palę damskie...

Powrót na drogę - pustą i cichą, chociaż asfalt nagle powrócił.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-06.jpg

Kierujemy się na jezioro Van, znane z zawartości ługów działających niczym naturalne detergenty. Czas zrobić pranie i generalnie się oddiablić.

Z głównej drogi w lewo, piachem stromo w dół do jeziora i jesteśmy. Krajobraz naprawdę daje radę.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-20.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-09.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-14.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-24.jpg

Po dokonaniu ablucji, zgromadzeniu skarbów w postaci oblepionych ługiem kamieni i wszamaniu zakupionych wczoraj na bazarze w Çaldıran śliwek i winogron możemy ruszać dalej.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-15.jpg

Wybraliśmy sobie taką drogę dojazdową do jeziora, że z kuframi nie dam rady wspiąć się z powrotem na górę. No to kufry na bok i dzida zygzakiem po tym piachu na główną drogę.

Generalnie lubię nosić kufry. Pionowo pod górę. W 30-sto stopniowym upale.

Ten wzgórek umiejscowiony na północnym brzegu jeziora Van to wulkan Süphan Dağı - jeden z trzech punktów turystyki wulkanicznej w Turcji, obok Ağrı Dağı, czyli starszej z rodzeństwa Sióstr Ararat oraz znajdującego się również nad jeziorem Van wulkanu Nemrut Dağı (nie mylić ze wzgórzem pełnym posągów o tej samej nazwie, o którym będzie później).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-25.jpg

Jezioro Van nie posiada praktycznie żadnej infrastruktury turystycznej. Nad brzegiem moczą się miejscowi i kąpie się bydło. Gdzie byśmy się nie zatrzymali, jest w dechę.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-28.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-30.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-31.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-32.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-42.jpg

Rolnictwo wygląda tu mniej nędznie, niż na wschodzie. Kończą się lepianki, jest czyściej, nawet ludzie na polach ubrani jakoś bardziej kolorowo. Może to Van pozytywnie ich nastraja i zapewnia wyższy poziom higieny.

Za to upał łupie nas masakrycznie i każdy znaleziony cień jest okazją do odpoczynku.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-36.jpg

Lokalna dziatwa i młodzież przyjaźnie nastawiona, tym razem przychodzi sama się przywitać i chętnie wcina tureckie żelki nie pytając o gorzałę i inne używki.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-38.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-39.jpg

Żegnamy się z detergentowym jeziorem i za Tatvan wpadamy ponownie w krajobraz górski. Temperatura wciąż rośnie, jedzie się ciężko, czasem tunel daje odetchnąć, ale robimy dłuższe przestoje na stacjach szukając cienia, uzupełniając zapasy wody i wciągając hurtowo herbatę, która w tych warunkach rzeczywiście najskuteczniej gasi pragnienie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-50.jpg

Dłuższe posiadówy na stacjach to dłuższe konwersacje o życiu i podróży. Trudno się dogadać, czasem próbuję po rosyjsku z różnym skutkiem, o moim zasobie słownictwa tureckiego lepiej nie wspominać. Mimo tego w zadziwiający sposób migowo - dedukcyjny udaje się omówić położenie geograficzne Polski, przynależność do UE i fakt, że wg miejscowych Turcja nigdy do niej nie przystąpi z przyczyn wyznaniowych.

Następnie kolej na omówienie sytuacji na rynku mięsa i spekulacyjnych cen znajdujących się w stojącej ciężarówce zwierząt wiezionych na rzeź. Potem technologia ubrań motocyklowych (tez sobie temat znaleźli, kiedy ja w dżinsach pojechałem), w których ku zdziwieniu wszystkich pchamy się dalej w góry, gdzie temperatura grubo przekracza 40 st. w cieniu, którego tam nie ma. No i motocykl - ten każdorazowo jest obiektem o odbiorze porównywalnym do obelisku z Odysei kosmicznej 2001 - przez jednych traktowany z nieukrywanym zaciekawieniem graniczącym z chęcią organoleptycznego kontaktu, przez innych z udawaną ignorancją i jednocześnie przenikliwym i wytrzeszczonym spojrzeniem, kiedy wydaje im się, że ja nie patrzę.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-48.jpg

Co niektórzy też mają motocykle i nie omieszkają wylewnie o tym poinformować. Muszę podejść, dotknąć, pochwalić. Proszą, abym zrobił zdjęcie.

Chiński Mondial bije tu chyba rekordy sprzedaży.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-49.jpg

Fajni ci ludzie, nie potrafiłbym ich nie lubić. Nawet, jeśli uprzejmość wynika wyłącznie z chęci poznania nowego i nieznanego. Chciałoby się wśród nich siedzieć i opróżniać kolejne szklaneczki herbaty, ale trzeba jechać.

Czekaja nas kolejne serpentyny wijące się przez wąwozy wśród dymiących ciężarówek, placów budów z pozdrawiającymi kontrolerami wahadłówek wyposażonymi w czerwone chorągiewki oraz buldożerami przejeżdżającymi w poprzek serpentyny na samym jej agrafkowym czubku powodując hamowanie z łoskotem wszystkiego, co tam jeździ. Przed Diyarbakir rozpoczyna się równinna patelnia, tu już jest naprawdę źle. Cienia i tak nigdzie w zasięgu wzroku nie ma, lecimy zatem bez przerw i bez zdjęć. Gdy dotrzemy do Diyarbakir, Szprycha prawie zagotuje się w miejskim piekiełku, a ja z przygrillowanymi łydkami wymięknę i zjadę na długi postój na Shellu (tak, Diyarbakir to już prawdziwa cywilizacja).

Na stacji w ciągu minuty otacza nas tuzin konsultantów ds. turystyki, geografii i ekonomii, z najmłodszym i najbardziej upierdliwym Ahmedem na czele. Wszyscy to pracownicy stacji, a ich identyczne czerwono - żółte wdzianka i podobne twarze powodują, że już po chwili przestajemy ich odróżniać, o zapamiętaniu pozostałych imion nie wspominając. Wokół panuje podniecona atmosfera pod hasłem "Polonja", chociaż nikt z konsultantów nie jest pewien, gdzie ta Polonja się znajduje. Jeden z kumpli Ahmeda chwali się za to, że jako światowy człowiek wie, iż w Polsce płaci się frankami. Na szczęście Ahmed wyprowadza go z błędu waląc go w czoło i tłumacząc, że w Polonja to dolary. Z nudów pokazuję im dziesięciozłotówkę, która zaplątała mi się w kiermanach i teraz to dopiero maja zagwozdkę. Ahmed zapomina nawet o tym, że zadeklarował się przed chwilą umyć motocykl ciśnieniówką.

Upierdliwi są, ale towarzystwo chłopaków i zimnej wody i tak jest lepsze, niż buldożery na spalonych żwirowiskach.

Tego dnia dociągniemy jeszcze do Siverek, gdzie cywilizacja ponownie zanika, a standardy ruchu towarowego wracają na swoje pozbawione kompleksów tory.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-51.jpg

Po długich poszukiwaniach lokum odnajdujemy jedyny hotel w mieście, o dziwo niezwykle wypaśny. Właścicielem jest anglojęzyczny Turek o otwartym umyśle, znowu jest okazja pogadać, co skrzętnie staram się wykorzystać. Dla Turka najważniejszym tematem jest branża, w jakiej pracuję i która pozwala nam podróżować w ten sposób. A idź ty, paliwo tu macie po 8 zł, to żadna branża nie jest do takich warunków podróży dopasowana. Niemniej, kiedy tłumaczę mu, że nie jesteśmy Niemcami na nowym BMW, tylko Polakami na kultowej Hondzie, z uśmiechem schodzi pokaźnie z pierwotnej ceny za pokój i poklepuje z uznaniem po plecach chwaląc moje zdolności negocjacyjne.

I co niezwykle ważne - za pomocą dyskretnego telefonu załatwia nam zimne piwo do pokoju. W takim miejscu, jak Siverek, szukanie piwa oznaczałoby dla nas coś w stylu szukania heroiny nocą w Brzegu Dolnym (pozdrawiam serdecznie jego mieszkańców i miłośników, żeby nie było).

Poza tym Szprycha ląduje na strzeżonym parkingu, za który - jak okaże się rano - nie będziemy musieli płacić (wystarczy, że kury spod silnika rozgonię).

Pęcherze ze stóp schodzą, czas zwyczajowo pooglądać tureckie kanały muzyczne (nie wyobrażacie sobie, jak bardzo ten kraj muzyką wszelaką stoi) i można iść spać.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/010-53.jpg


W kolejnym odcinku przeprawimy się przez Eufrat i spotkamy bociana z Polski (chyba).

lord
15.07.2011, 14:01
:Thumbs_Up:
(wiem, że Joseph ceni sobie takie komentarze więc wklejam kciuk w górę, mimo przepełniającej mnie zazdrości)

Joseph
15.07.2011, 14:23
:Thumbs_Up:
(wiem, że Joseph ceni sobie takie komentarze więc wklejam kciuk w górę, mimo przepełniającej mnie zazdrości)

oj tam oj tam

:D

puntek
15.07.2011, 15:23
:D wielce zazdrośnie czytam sobie :)

Joseph
15.07.2011, 15:34
Puntek, Ty tu nie zazdrość, bo miałeś przed naszym wyjazdem zadzwonić kiedy mogę smarowidło repsolowe do łańcucha od Ciebie odebrać i nic.

No i pojechaliśmy bez i musieliśmy oliwką johnson's baby po zębatkach jeździć :dizzy:

(żartuję, Motula zabrałem ;) )

zombi
15.07.2011, 20:35
Fajna wyprawa, fajna relacja. :Thumbs_Up:
A Repsol jako olejek na nogę pewnie by się przydał ;)

Joseph
15.07.2011, 20:42
Heh...na to nie wpadłem :)

Póki co, poczciwy Akutol dawał radę :Thumbs_Up:

Joseph
15.07.2011, 22:00
Królowie i bogowie nad Eufratem

A pomyślałem sobie, że taki ładny śródtytuł zapodam, bo będzie tu zarówno historycznie i mitologicznie, jak i przyrodniczo. I śmieszno i straszno, jak mawiają ci, których wszechświat umiejscowił bardziej na wschód, niż nas.

Pamiętam z podstawówki lekcje historii o Eufracie i Tygrysie. Powstających i upadających cywilizacjach, magicznych nazwach Mezopotamii, Persji, Asyrii. Małego Rafała fascynowało wówczas zjawisko niemego świadectwa rzek w scenografii powstań i upadków cywilizacji, którym to rzeki swym biegiem i żyznością dawały początek. Inna sprawa, że cywilizacje zazwyczaj same sobie czy też sobie nawzajem zadawały kres bez pomocy rzek, co już wówczas mój mały pogięty umysł skrzętnie odnotował.

Jak dla mnie nie trzeba właściwie szukać tego zjawiska w tematach tak powszechnych jak nie przymierzając Egipt z jego życiodajnym Nilem. Wystarczy, że pojadę czasem w moje dziecięce rejony, gdzie stoi rzeczona podstawówka, a obok mała Pokrzywica, w której zbierałem tatarak i łapałem pstrągi w sposób niedozwolony, która zdaje się być identyczna jak kiedyś. Tymczasem wszystko wokół niej... płynie. I popłynęło już hen hen...

Tak oto błyskotliwą dygresją autobiograficzną chciałbym przybliżyć mój nastrój owego dnia w obliczu przywitania Eufratu i rzeczy, które przemijają bardziej, niż wspomniany.

Ale najpierw wyjazd z Siverek. Po odgonieniu kur spod motocykla i wyniesieniu go z parkingu (tak, zastawiony był, ale jak już wcześnie udowodnili mi lokalesi, przeniesienie Afryki kilka metrów na barkach to pita z serem) można się pakować. Na ulicy przed hotelem stanowimy sensacje galaktyczną. Ubabrany do granic przyzwoitości Enterprise otoczony jest tłumem fascynatów przyglądających się z bezpiecznej odległości (pewnie po to, aby nie zostać trafionym urokiem czy innymi gusłami). Dzięki temu studiujemy panująca w mieście modę - faceci pomykają w spodniach Alladin collection z nieco hiphopowym krokiem oraz w chustach - w większości w kolorze fioletowym. Jeden z takich dyktatorów mody widząc polską rejestrację podchodzi i zagaja po rosyjsku. No, kochany, z nieba mi spadasz, z facetem w spodniach Alladyna jeszcze nie rozmawiałem.

Facet twierdzi, że pracował z Stambule w żeńskim meczecie, co już na wstępie stawia mi pod znakiem zapytania jego wiarygodność. Kiedy pytam, co robi w tym mieście, ten szybko się oddala. To się pointegrowałem z tubylcami, nie ma co.

Reszta Alladynów spytana przez dowódcę Enterprise'a w którą stronę Kahta, wskazuje zgodnie jeden kierunek. Smarujemy zatem łańcuch (kibice odsuwają się jeszcze dalej) i odpalamy wrotki.

Droga zmienia scenografię, wjeżdżamy w górzyste żwirowisko. Roślinność prawie znika, zostały jakieś suche kikuty, czasem drzewko samotne niczym anglojęzyczny turysta nad Eufratem.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-07.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-05.jpg

Wszystko po to, aby za chwilę otoczenie wybuchło zielenią z racji sąsiedztwa życiodajnego Eufratu właśnie. A ten, jak się dobrze rozpędzi i rozleje, wygląda tak:

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-11.jpg

Docieramy do przystani promowej i ogarnia nas poczucie, że coś nam dzisiaj logistyka siada. Prom właśnie odpłynął, następny za 1.5h. No nic, nie ma tego złego, wszak okoliczności przyrody relaksacyjne.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-19.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-20.jpg

Właściwie to dobrze, że popłynął. U sklepikarza jeżdżącego Mondialem (chyba, bo ma na baku coś na kształt... bagstera) kupujemy coś zimnego do picia, kręcimy się po okolicy, spotykamy boćka wyglądającego na białostockiego, obok niego drób i inne ptactwo, pomagier sklepikarza bez pośpiechu rozkleja na budzie plakaty z lokalnymi celebrytami. Miejscowi czekający na prom zwyczajowo są pozdrawiający i zainteresowani. Można uwalić sie na krzesełku i kontemplować w cieniu szmaragdową toń życiodajnej topieli.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-15.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-17.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-23.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-26.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-13.jpg

Po namyśle negocjuję ze sklepikarzem cenę chusty Alladin collection (przeciwko modzie, panie, nic nie zdziałasz). Transakcja zakończona sukcesem, znowu siedzimy, pale faję, spoko jest, czas prawie stoi.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-12.jpg

Deny z kołymskiej ekipy Most pamięci 2011 informuje sms-em, że właśnie pocisnęli przez Ural i zostało im już tylko nieco ponad 8 tys. do Magadanu. Słowem – same pozytywy, żyć nie umierać.

Czas delikatnie przyspiesza, bo oto płynie prom. Tam zaraz prom, krypy kawałek się buja na tafli i tyle. Na oko wg standardów europejskich wejdzie ze 12 aut. Jak się okaże, chłopaki wcisną na krypę ponad 20 i jeszcze nas w charakterze bonusu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-28.jpg

Ładowność promu traktowana jest tutaj wg tych samych standardów, które obowiązują ciężarówki na drogach. Poza tym obsługa promu poza pokrzykiwaniem, żeby wszyscy wjeżdżali na wstecznym, ma niewiele do roboty, gdyż wyręczają ją wszyscy zainteresowani. Jakiś dziadek wjechał Renówka a’la Cyganka niezbyt rozsądnie i zostawił 50 cm cennego pustego miejsca po prawej? No to już trzech chłopa podnosi dziadka razem z bolidem i przerzuca pół metra w prawo. Dziadek wysiada zadowolony i wylewnie dziękuje, że nie musiał manewrować na krypie.

My wjeżdżamy prawie na końcu. Klapa, po której wjechałem, pozostanie już otwarta, bo przeca miejsca byłoby szkoda i ostatnie auto by nie weszło. Odbijamy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-32.jpg

Ten w zielonej czapce mówił po angielsku. Pogratulował wyprawy, spytał czy czegoś nie trzeba, czy znamy drogę dalej?. Nie przestanę tego doceniać i odnotowywać aż do końca naszej ekskursji.

Widoki dookoła powodują, że czas znów na chwilę przystaje.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-37.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-39.jpg

Wysepka ze znakiem STOP (DUR) rozbudza naszą wyobraźnię. Może by tak leżaczki i parasol tam postawić i kontemplować toń, a ktoś dowoziłby napoje?

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-33.jpg

Po slajdowym zjeździe po metalowej klapie na twardy ląd zahacza mnie starszy Alladyn i ciągnie w kierunku samochodu, którym przyjechali z jakimś młodszym. Czego? - myślę - ale ten ewidentnie prosi o pomoc. Nie wiedzą, co się stało, auto nie odpala. Po podniesieniu maski widok pięknie wysadzonego akumulatora. Na migi tłumaczę, że tego mogą już wyrzucić, byle nie do Eufratu i ze ktoś musi im dowieźć tutaj nowy. No ja nie pomogę raczej, choćbym chciał. Młodszy dzwoni po pomoc, dadzą sobie radę, szczególnie że mają już gromadkę pomagierów.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-34.jpg

No dobrze, jeszcze dwie fotki Eufratu na pożegnanie (wiem, macie dosyć, postaram się ograniczyć fotki do minimum).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-44.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-43.jpg

(żartowałem, nie ma się co cieszyć...)

Tniemy na Nemrut. I znowu - żwirowiska, wykopki, pozdrawiający mistrzowie zmian budowlanych, aż w końcu docieramy do wąskiej nitki, na której ekipa układa... kostkę chodnikową. No takiej serpentyny jeszcze nie widzieliśmy. Oczywiście proces kładzenia kostki jest "w trakcie", jak prawie całość tureckiej infrastruktury drogowej, więc znowu off (jak mi ktoś kiedyś powie, że oblecieliśmy Turcję asfaltem, to normalnie umawiamy się na górce na twardym i to po całości - na przewracanki!).

Szlaban, 7 lir od sztuki za wjazd wyżej. Dalej nitka coraz bardziej stroma. No ja dziękuję po tej kostce w deszczu pomykać, szczególnie że jakiekolwiek barierki nad urwiskiem to jak rozumiem jakaś europejska fanaberia.

Wspinając się mijamy dwójkę obładowanych rowerzystów. Kurczę, motocykl ledwo tu daje radę. Dojadą na szczyt najwcześniej za 2 dni.

Tymczasem my już jesteśmy. Widok jak na szczycie świata, na horyzoncie rozlewa się Eufrat.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-52.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-49.jpg

Żandarmiści mają tu extra budę. Witają nas pytaniem, czy zamierzamy tu nocować? Niby gdzie, w tej podróbie Niewiadowa może...? Także coś!

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-45.jpg

No dobrze, zatrzymajmy się na chwile z tym obrazem, historię Wam opowiem.

Za siedmioma górami i siedmioma rzekami mieszkała sobie księżniczka. Patrzyła przez okno swojego zamku i wzdychała "k***a, jak ja mam wszędzie daleko!".

Yyyy...sorry, to nie to. O, już mam.

Żył sobie kiedyś w północnej Mezopotamii dobry i sprawiedliwy król, nazywał się Mitrydates I Kallinikos (z takim imieniem to nie sztuka wzbudzać posłuch wśród poddanych i przejść do historii jako dobry i sprawiedliwy, prawda?). Król rzeczony miał piękną żonę, co zwała się Laodika Thei Filadelf (nie uwierzę, że wśród dworzan nie miała ksywy Philadelphia) oraz z rzeczoną żoną syna, któremu na imię było Antioch (jak sądzę - dla rodziny i przyjaciół: Antoś). Mitrydates miał korzenie rzymskie i tak naprawdę chrzanił zasady demokracji, wspólnot krwi i ziemi, po prostu w okolicach 80 r.p.n.e. ogłosił się królem tego podwórka i już. A ponieważ, jak śpiewają panowie Waglewski & Maleńczuk, król wcześniej "poznał tych, których wypada znać", nikt z nim zbytnio w tej kwestii nie zamierzał polemizować (dla dociekliwych - miał po swojej stronie Seleucydów, którzy byli wówczas na tym terenie kimś w rodzaju szefa wszystkich szefów, niczym Krzysztof Jarzyna ze Szczecina).

Niestety czas biegnie nieubłaganie, nawet nad Eufratem, zatem nasz król pewnego smutnego dnia wyciągnął kopyta, a ponieważ Antoś był już całkiem wyrośnięty i miał włosy tu i tam, naturalna koleją rzeczy przejął cyrk po ojcu. Już na wstępie swojej królewskiej drogi Antoś okazał się niezłym herbatnikiem. Jako Antioch I Epifanes (bo taką ksywę sobie był wymyślił - tak naprawdę jeszcze dłuższą, proszę sobie wyguglać) zaczął tworzyć coś, co historycy nazywają kultem wobec swojej osoby w formie zhellenizowanej, a co dziś nazwalibyśmy po prostu ostrym lansem po bandzie.

Po pierwsze, uznał, że jest bliskim krewnym bogów, po drugie - co za tym idzie - jego czcigodna osoba wymaga miejsca kultu takoż za życia jak i po śmierci. I to nie byle jakiego, tylko jak najbliżej swych boskich kuzynów, najlepiej gdzieś wysoko. Lud z przerażeniem rozejrzał się dookoła, zadarł głowy ku niebu i już wiedział, że Antoś pójdzie po całości - góra Nemrut o wysokości ponad 2.000 m to jest coś, co takie herbatniki lubią najbardziej.

Antioch kazał na Nemrut usypać kopiec i zbudować sanktuarium, poustawiać tam posągi wyobrażające jego ówczesnych idoli, m.in. Herkulesa, Zeusa, Apollo i Tyche, a pośród nich siebie jako tego, który ma być najbliżej bogów i jak najdalej od ludzi. Niezły drajw miał koleś, co...?

No dobrze, jak ktoś chce bardziej na poważnie i dokładniej, to sobie znajdzie, a my idziemy na górę popatrzeć, co z tego wszystkiego pozostało.

Drożyna wije się południowym stokiem, z góry solarium, z dołu chrabąszcze (nie wklejam, bo jeden jest na początku mych wywodów i wystarczy).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-55.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-66.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-70.jpg

Główny taras to posągi bóstw oraz samego Antka w pozycji siedzącej, którym łepetyny niestety dawno już odpadły i spoczywają na dole.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-71.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-88.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-73.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-81.jpg

Z tarasu widoki coraz bardziej w klimacie "dach świata".

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-79.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-95.jpg

Taras po przeciwległej stronie to scenografia kolejnych dekapitacji oraz kilka płaskorzeźb, które prawdopodobnie również znajdowały się niegdyś gdzie indziej.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-104.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-108.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-109.jpg

Trzeci taras jest pusty. Za to kwiaty są wszędzie (teoria autorstwa Marty, którą udowadnia mi gdziekolwiek nie pojedziemy).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-96.jpg

I tyle z Antka zostało. Nikt oczywiście do końca nie wie, jak lud ciemiężony wtaszczył na górę to wszystko - to znaczy wiadomo, ale każda ekipa ma swoją wersję, podobnie jak w temacie piramid. I niech tak zostanie.

To jeszcze perspektyw trochę, aby dobrze wykorzystać czas antenowy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-97.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-101.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-117.jpg

Schodzimy. A na dole... rowerzyści, właśnie podjechali.

Okazują się parą Francuzów po 40-tce, babka nawet anglokomunikatywna. Objechali kilka lat temu Polskę na rowerach, pamiętają Gdańsk, Kraków i Wrocław. A teraz wcinają ogórki i chleb i za chwilę pójdą na górę. Nie wyglądają na zmęczonych. Właściwie to my wyglądamy na bardziej zmęczonych od nich.

Przyglądając się ich rowerom zastanawiam się, co można załadować do takiej ilości sakw i toreb. Rok temu włócząc się po Skandynawii i śpiąc ze zwierzętami mieliśmy na motocyklu mniej sprzętu, niż oni na tych rowerach. Może te odżywcze ogórki tam wiozą?

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-128.jpg

Nic to, czas żegnać się z pięknem górskiej pustki i zmierzać ku cywilizacji. Dzień chcemy zakończyć w Malatyi (tak naprawdę odpuściliśmy sobie plany przemierzenia terenów wzdłuż granicy syryjskiej, ale o tym później).

Najbliższe miasto po drodze to zaskakujący nowoczesnością Adiyaman. Miasto prawie jak w środku Europy (ja wiem, u nas meczetów znacznie mniej), w centrum całkiem spore deptaki, jakiś bulwar. Zaliczamy bankomat i rozglądamy się za jakimś obiadem. Na końcu ulicy, obok fontanny dumny napis głosi "Bulvar kebap". W dechę, podjeżdżamy.

I znowu jesteśmy atrakcją, tyle że w nieco innym wymiarze. Motocykl nie jest już Enterprisem, za to my jesteśmy gośćmi, o których trzeba zadbać. Hasłem ulicy staje się "turists". Okoliczna ludność zgromadzona przy sklepikach wskazuje dogodne miejsce do zaparkowania, obsługa knajpy wychodzi i zaprasza wskazując jednocześnie stolik w cieniu na zewnątrz i przynosząc wodę. Kierownik przenośnego straganu zaprasza do obejrzenia zasobów. Znowu miluchno.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-130.jpg

Szamiemy donera w tortilli, miejscowi zapraszają do udziału w grze planszowej, którą obserwujemy od kilku dni, a której zasad jeszcze nie ogarniamy. Dostajemy nawet wizytówki lokalnego salonu fryzjerskiego (Marta - jeszcze rozumiem, ale kuźwa ja?).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-129.jpg

Żegnamy się i w drogę. Na światłach otwiera się okno Golfa i dwóch lokalnych anglojęzycznych "charizmatik" nawiązuje z nami kontakt. Skąd, dokąd, jak macie na imię? Piękna podróż, gratulujemy, powodzenia.

Lecimy żółtą drogą przez góry na Malatyę. Jak każda drugorzędna drożyna w Turcji, ta również w 100% pokryta jest asfaltem - w odróżnieniu od międzynarodowych. Widoki ładne, jeśli nie macie dosyć, to pokażę.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-131.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-133.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-135.jpg

I kwiatek jeszcze, a co mi tam, Marta się ucieszy jak zobaczy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-134.jpg

W mijanych wioskach znowu jesteśmy atrakcją galaktyczną, nie mam już siły odmachiwać tym poczciwym i radosnym ludziom.

Podstawowym sprzętem rolniczym w tych regionach jest motocykl z boczną furą. Minęliśmy ich z dwie setki i żadnemu nie zrobiłem zdjęcia. Na szczęście namierzyłem takowego później, więc niech będzie teraz. Dodam tylko, że pomimo typowo użytkowego przeznaczenia, wózek boczny bywa wdzięcznym elementem wiejskiego tuningu i customizingu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-181.jpg

Docieramy do Malatyi. Już przedmieścia to masakra komunikacyjna - pokuszę się nawet o tezę, że większa, niż Stambuł. Tam przynajmniej każdy zna zasady i swoje miejsce na drodze. Tutaj baby ładują się pod motocykl myśląc, że zatrzyma się w miejscu i jeszcze zdziwione są, gdy się na nie człowiek spod otwartej szyby wydrze, żeby patrzyły gdzie psie krwie lezą cholera jasna. Nerwy nam tu trochę puściły i daliśmy sobie nawzajem niepotrzebny ładunek negatywnych emocji, ale naprawdę ciężko opisać, co się w tym mieście dzieje.

Odetchnęliśmy, gdy udało się namierzyć nocleg. Na taras hotelu wjechałem bez krępacji po schodach, przy recepcji spocony i wk...ny powiedziałem jaką chcę cenę (hotel niebezpiecznie dobrze mi wyglądał), a grupa chłopaków z obsługi pewnie nie wiedziałaby jak zareagować, gdyby nie to, że jeden znał rosyjski. Skąd znał? Ano jego była żona była Rosjanką. W ogóle to sprawiał wrażenie, jakby chciał przy tej okazji splunąć i powiedzieć Wot paszła won bladź i jakoś tak od razu się dogadaliśmy. Przyniósł nam nawet do pokoju talerz owoców i powiedział, gdzie można browara na mieście dostać.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-136.jpg

Po wyprawie w poszukiwaniu zimnego Efesu zwykłego i cytrynowego zwaliliśmy się na zasłużony odpoczynek. Nogi prawie zagojone, na allegro poszłyby jako nowe, a przynajmniej nie jeżdżone w terenie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/011-137.jpg

Turecki kanał muzyczny i spać.

w kolejnym odcinku Kapadocja i furia afrykańska

jochen
15.07.2011, 23:35
Bardzo to miłe z Twojej strony, że nie każesz długo czekać na kolejne odcinki relacji. Brawo ten pan:Thumbs_Up:

Joseph
15.07.2011, 23:55
Dzięki za uznanie, ale urlop mi się kończy i jak teraz nie napiszę, to szlag trafi gorące wrażenia...

Popylam zatem ile wlezie, do rana powinno być wszystko :D

RAVkopytko
16.07.2011, 00:29
:lukacz:

Joseph
16.07.2011, 03:25
Domorośli turyści i niedzielni mechanicy

My tu gadu gadu, a tymczasem kończy się wschodnia dzicz, a zaczyna turystyka na powrocie. Kapadocję tak naprawdę mieliśmy zrobić na początku, ale to trochę dołujące pojechać przez Turcję w druga mańkę nie zostawiając nic na deser i już od Morza Czarnego być "na powrocie", prawda?

Na zachód zatem. Zjeżdżajac po hotelowych schodach odganiam turystów i rysuję lewy kufer. Będzie przynajmniej wyglądał na typowy adwenczer, tymczasem turyści okazują się Polakami, którzy pomimo nawiązania kontaktu werbalnego patrza na nas jak na szurniętych. Zdrowia życzymy, szczególnie tlenionej pani.

Po drodze ostatnie typowo górskie i wodne pocztówki...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-08.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-09.jpg

...i już za chwilę wita nas na horyzoncie jeden z wulkanów, który całe to kapadockie zamieszanie zmajstrował.

Dygrecha mnie tutaj nachodzi - miliony lat trwało coś, w czym funkcjonujemy przez krótką chwilę. Hektar czasu po tym, kiedy lawa z wulkanów się rozlała i zdążyła stężeć, a potem wiatr i woda zrobiły swoje, wpadł tu człowiek, powykuwał trochę norek, machnął pędzlem i paluchem co nieco na ścianach, a na koniec hotel w tym zrobił i cennik powiesił. A to, co nie wyblakło, oznaczył strzałkami, którędy zwiedzać. I myśli sobie jeden z drugim, że to forma ostateczna. A przez to wszystko lawa przeleje się jeszcze zylion ochnaście tysięcy razy i po hotelach ślad nawet nie zostanie. Jesteśmy jakąś nędzną sekundą w historii miejsc, które oblepiamy fleszami aparatów. Koniec dygresji.

Tak czy inaczej - wulkan na horyzoncie, a Kayseri już blisko.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-10.jpg

Za Ürgüp zataczamy kółko po okolicy w celach zwiadowczo - rozpoznawczych i lokujemy się w jaskiniowym hotelu w Göreme. W końcu skoro mamy być turystami, to po całości.

Hotelem dowodzi azjatycki muzułmanin, do pomocy ma mniej egzotycznego kolesia o bardziej europejskim wyglądzie, ten jednak również w ciągu dnia dopełnia modlitewnych obowiązków przy lodówce obok recepcji. Po udanych negocjacjach lokujemy się w jaskiniowym przybytku na górze z całkiem wypaśnym widokiem na miasto.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-14.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-13.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-88.jpg

Dalszych wycieczek nie będziemy już dziś uskuteczniać, idziemy przywitać się z Göreme. Najpierw rekonesans po centrum. Stragany, parę knajp, dworzec, kafeja netowa, chińskie podróbki znanych moocykli (moim liderem jest małolitrażowy dalekowschodni klon beemki z Jamesa Bonda).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-16.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-32.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-33.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-20.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-21.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-11.jpg

Uciekamy od turystyki w rejony bardziej swojskie. Tu klimat pozytywnie się zmienia.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-24.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-30.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-42.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-46.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-60.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-62.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-75.jpg

Rzekłbym nawet, że bardzo pozytywnie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-44.jpg

Nawet Afra z Niemcowni się trafia. W najpiękniejszym malowaniu. Ciekawe, czy Helmut chce na tych kapciach wracać do domu…?

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-34.jpg

Właściwie to się ucieszyłem. Nawet miejsce tak turystyczne jak Göreme potrafi mieć klimat, jeśli dobrze się poszuka.

Wracamy do hotelu, jutro będziemy szukać swoich klimatów w okolicy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-86.jpg

No i mamy gdzie Efesa wysączyć. Z widokiem dobrym.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-90.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/012-93.jpg

Poranna odprawa przy podanym przez Azjatę śniadaniu i wyposażeni w mapę okolicy oraz pozbawiony bocznych kufrów motocykl zaczynamy eksplorację okolicy od podziemnego Kaymakli.

Dygresja techniczna: Umówmy się, że nie będę się rozpisywał na temat miejsc, gdzie byliśmy, ok? Kapadocja jest tak opracowana na wszystkie strony w necie i literaturze, że moje opowieści o podziemnych miastach i chrześcijańskich jaskiniowych kościołach z czasów bizantyjskich byłyby opowieściami inżyniera z LG Electronics w Biskupicach Podgórnych na temat historii wrocławskiego ratusza (też sobie metaforę wynalazłem, no ale niech zostanie bo inna o tej porze nie chce zapukać do czaszki...).

Zrelacjonujmy zatem, gdzieśmy się szlajali. Kaymakli to jedno z tych miejsc, których nie lubią aparatu fotograficzne. Zdjęcia z fleszem wychodzą płaskie niczym wykres mocy deskorolki, a te bez flesza zrobić trudno. Ale tak całkiem beznadziejnie tez nie było. Poza tym ciasno, duszno, ale chłodniej niż na zewnątrz i... niesamowicie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-1071.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-103.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-114.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-106.jpg

Przy wejściu do podziemi jeden z bardziej sensownych straganów. Mało plastików, a sporo ciekawostek i przydatności, dzięki czemu lista prezentów dla bliskich zostaje do końca odhaczona.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-118.jpg

Krecąc się po Kapadocji nie do końca zgodnie z mocno rekomendowanymi trasami możemy napotkać miejsca nigdzie nie opisane, zupełnie nieturystyczne i kiepsko dostępne.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-121.jpg

Zresztą nie trzeba szukać zbyt daleko. W Nevsehir stoi sobie cytadela, pięknie góruje nad miastem. W przewodnikach przeczytacie tylko tyle, że jest - ale przewodników nie piszą kolesie, którzy przez podwórka i śmietniki próbują dojechać do niej motocyklem. My się wybraliśmy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-139.jpg

Na górę nie prowadzi żadna konkretna droga, trzeba przejechać przez dzielnicę rozsypujących się domostw (nie mam ochoty używać słowa "slumsy" - mieszkają tam życzliwi i porządnie wyglądający ludzie), gdzie na progach domów siedzą sobie baby i omawiają bieżącą sytuację na rynku pomidorów, po dziurawych ulicach ganiają dzieciaki, a w pod maskami przerdzewiałych Renówek grzebią tutejsze głowy rodzin.

Jazda na wzgórze to labirynt wszystkich tych składników, którym kręciliśmy się pozbawieni jakiejkolwiek nici Ariadny aż do zrezygnowania. Problem polega na tym, że kiedy wjedziemy w ten organizm, z oczu znika nam szczyt.

Ze zrezygnowania wyprowadził nas uśmiechnięty, na oko maksymalnie dziesięcioletni przedstawiciel społecznej informacji turystycznej na rowerku a'la Jubilat. Zaproponował doprowadzenie drogą do cytadeli, a kiedy stwierdził, że dalej nie ma już siły pedałować, wspomógł go skromnie acz elegancko ubrany młodzieniec, który angielskimi bezokolicznikami wypunktował dalsze waypointy na cytadelę.

No i jesteśmy!

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-128.jpg

Cytadela nie jest żadnym zachwytem architektonicznym, po prostu miejscówa jest w dechę.

Na dziedzińcu piknikuje turecka rodzinka wcinając kanapki i popijając herbatą z termosu, grupka dżentelmenów dyskutuje na murach, a my jazda do środka chłonąć klimat mało turystyczny.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-133.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-123.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-132.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-138.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-122.jpg

Widoki dookoła również dają radę. Z tej strony strefa labiryntowa, przez którą dotarliśmy na górę.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-135.jpg

A tutaj strona bardziej znana z folderów.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-136.jpg

Opuszczamy cytadelę i kierujemy się na Uçhisar, gdzie z twierdzy będącej najwyższym punktem w okolicy można co nieco zobaczyć.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-149.jpg

Najpierw jednak turecka viagra.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-141.jpg

Trzeba przyznać, że kolo u którego kupiliśmy trochę bakalii zadał sobie sporo trudu, aby przyswoic nazwy wszystkiego, co sprzedaje, w kilku językach, w tym całkiem nieźle w naszym. Co prawda próbowałem mu wytłumaczyć, że "pstka zmreli" to nie do końca zrozumiałe, ale i tak dawał radę. A za to, jak wytłumaczył sposób zrobienia kanapki z mreli, pstki zmreli, oszecha w sezam i czegoś tam jeszcze, to w ogóle szacun...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-142.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-148.jpg

No dobrze, podjedliśmy, to na górę trzasnąć lansik i pozachwycać się widokami.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-156.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-153.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-155.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-160.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-163.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-168.jpg

Widoki na samo miasto tez pełne ciekawostek.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-159.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-157.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-158.jpg

Ta w różowym wzięła Martę za swoją znajomą z Japonii. Przywitała się wylewnie, postękała zmęczona po wejściu na szczyt i zaczęła coś opowiadać. Siedzieliśmy zahipnotyzowani. Dopiero, gdy Marta zdjęła okulary, rodzinkę dopadła konsternacja, że chyba jednak nie jesteśmy z Hokkaido. Wszyscy się pośmialiśmy i tyle. Dali sobie nawet fotę zrobić.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-167.jpg

Kręcimy się trochę po okolicach Göreme, bo obiecaliśmy Szpryszce fotę na tle scenografi Gwiezdnych Wojen. Zasadniczo się udaje.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-173.jpg

Czas na spotkanie z historią. Göreme Open Air Museum to nic innego jak skansen obejmujący swym terenem wydrążone w skale kościoły wczesnych chrześcijan.

Trochę zdezorientowani znakami, nie wiedząc dokąd można jechać a gdzie już nie, zostawiamy motocykl 2 km przed muzeum. Dzięki temu odkrywamy nową technologię mocowania kufrów do Afryki oraz poznajemy dwóch jaskiniowców, z których jeden jest właścicielem rzeczonej Afryki, a drugi lata na tym chińskim crossie. Obaj siedzą w przybytku o nazwie Flinstones Workshop i częstują nas ciastkami. Za kawę grzecznie dziękujemy, bo idziemy z kapcia w kierunku kościołów.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-234.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-235.jpg

W drodze do muzeum jeszcze kilka ciekawostek.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-185.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-184.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-187.jpg

I jesteśmy na miejscu. Na początek Marta zawija chustę na czuprynę i próbuje wtopić się niepostrzeżenie w tłum bab celem integracji i zbadania aktualnej sytuacji na rynku cebuli i oliwek (kurna - tak poważnie: te kobiety siedzą tu całymi dniami i nawijają... o czym mogą w kółko gaworzyć, bo chyba nie o kościołach bizantyjskich jak pragnę zdrowia...?).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-189.jpg

No i creme de la creme, czyli to, co przyszliśmy zobaczyć. Nie da się wszystkiego obfotografować i pokazać, będą tylko cukiereczki (i bonus).

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-190.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-193.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-194.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-203.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-204.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-206.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-216.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-218.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-210.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-220.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-2221.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-223.jpg

Zadowoleni? Że co? Aaaaa...bonus. Proszę bardzo.

Miejscówa w dole, nie wiem, jak się tam dostać. Dla Marty odrażająca, ja chętnie odbiłbym tam schłodzonego Efesa i posiedział.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-191.jpg

Tyle zwiedzania, odpalamy jeszcze Szprychę i gonimy po okolicznych szutrach. Przez przypadek wjeżdżamy nawet na tor dla quadów wzbudzając ogólne zdziwienie licencjonowanych turystów w kaskach, co na trumnie robi motocykl z dwoma załogantami na pokładzie? Spadamy.

Okolicznymi drożynami odkrywamy jeszcze kilka zakamarków, których nie ma na pocztówkach.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-236.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-237.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-238.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-242.jpg

I jeszcze coś niecodziennego przy zachodzącym słońcu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-245.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/013-246.jpg

No i tak sobie tą Kapadocję na deser wymyśliliśmy i wymanewrowaliśmy. Dziś wieczorem pakowanie, chwila nasiadówy nad mapą, sprawdzanie motocykla. Wyjazd jutro zaraz po śniadaniu, decydujemy się wracać przez Stambuł. Wszystko przygotowane, na oblanym nocą tarasie kończymy piwo, żegnamy się z Kapadocją i idziemy spać.

Po śniadaniu wylewne pożegnanie z dwójką lokalnych magików, dają nam wizytówki i broszury, abyśmy rozsławiali ich hotel wśród znajomych Polsce. Przybijamy piątkę z turystami ze Stanów, którzy byli miłym towarzystwem, ekscentrycznemu Niemcowi zmieniającemu co wieczór pokój i nie zmieniającemu czarnego lakieru na paznokciach u nóg, spinamy kufry, odpalamy sprzęta i... gaśnie cholera jasna. Odpala, krztusi się i gaśnie. Szlag.

Joseph
16.07.2011, 03:31
Praca pompy nie podobała mi się od kilku dni. W cień i rozbieramy.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/014-2.jpg

Z kufra wężyk ogrodowy zakupiony w castoramie przed wyjazdem i sprawdzamy, co ta pompa zapodaje. Nic nie zapodaje, czasem zapluje się odrobiną i tyle. Nie mamy pompy paliwowej.

Nie mamy tez zapasowej, bo mądre ludziska na forum mówiły, że przy dbałości o prawie pełny bak całe to cholerstwo pociągnie grawitacyjnie. No to nie zastanawiam się nad pompą, tylko za pomocą wspomnianego wężyka ogrodowego montuję technologię bezpośredniego wtrysku grawitacyjnego. Magik nieazjatycki donosi wodę, bo gorąco jak cholera, a sprzęt nie posiada kranika, więc jest trochę zabawy. Jeśli odwiedzicie Kapadocję w najbliższym czasie, może tam trochę etyliną jechać.

Po złożeniu wszystkiego do kupy... pali!!! Heh, mądre te ludziska na forum. W atmosferze gratulacji odjeżdżamy i znów jesteśmy kozacy.

Po 20 km znów nie jesteśmy. Moto gaśnie, szukam przyczyny w przekombinowanym ułożeniu wężyków. Trytytki z kufra i układam je inaczej. Jedziemy.

Po 5 km stoimy. Szlag mnie powoli trafia, skracam przewód paliwowy i układam wszystko jak najkrócej i jak najbardziej "w dół", aby spływało. Jedziemy. Kiedy się krztusi, nie zatrzymując się poruszam tym wszystkim i czasem udaje się jechać dalej. A czasem zostajemy na poboczu i czekamy. Nie mam pomysłów, paliwo spływa wolniej, niż gaźniki wołają jeść. Właściwie to prawie w ogóle nie spływa, dopóki tym wszystkim nie pokręcę.

Nie wiem, jak to zrobiliśmy, ale doturlaliśmy się w ten sposób do Ankary (jakieś 300 km z hakiem). Tam uzgodniliśmy konstruktywną kapitulację - zjeżdżamy do miasta i szukamy rozwiązań.

Aha...po drodze słone jezioro Tuz, które było w planie - postanowiłem nie zatrzymywać się. Marta wyjęła tylko komórkę i przemknęliśmy obok z prędkością patrolową, bo tylko przy takiej udało się jechać dłużej bez stopów i piłowania rozrusznika.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/014-41.jpg

W Ankarze najpierw zjazd pod centrum handlowe, ale zahaczeni tam ochroniarze nie odróżniają znaczenia słowa "serwis" od "parking". Uciekamy do centrum, tam przy postoju taksówek dostajemy info, którędy do serwisu Hondy. Niezbyt mi się to uśmiecha, ale zawsze coś, jedziemy.

Ponieważ zbliża się połowa baku i paliwo ledwo spływa, zawijamy na stację. Obsługa stacji kręci głową, że ten serwis Hondy to tylko (tutaj gest trzymania kierownicy Hondy Accord), a nie (gest trzymania kierownicy Hondy wiadomo jakiej). Jest piątek wieczór, kiepsko to wygląda.

Stajemy na brzegu stacji i wypatrujemy jakiegoś motocyklisty. Jedzie! Wyskakujemy na środek ulicy i drzemy ryja machając i skacząc, jakby nam tyłki płonęły. Kierownik Yamahy TDM najpierw ostro odbija na nasz widok w przeciwnym kierunku, aby po chwili zawinąć na stację.

Ma na imię Haydar, na oko jakieś 45 i pyta po angielsku dokąd jedziemy. Lepiej być nie mogło.

Do serwisu? Rozumiem, za mną.

Przez pół Ankary na krztuszących się gaźniorach docieramy za TDM-ą na tyły starej hurtowni, a tam zapadła blaszana dziura z mnóstwem motocykli wszelkiej maści. O to mi właśnie chodziło, tutaj na pewno są magicy.

Właściciel magicznego miejsca - stateczny dżentelmen z herbatą w ręku - generalnie nie zwraca uwagi na moje gorączkowe wywody odnośnie pompy i napędu grawitacyjnego, bez mrugnięcia okiem rozmawia chwilę z Haydarem, po czym uspokaja mnie krótko: No problem, tomorrow.

Jak tomorrow, to tomorrow, spoko. Ale co właściwie? Bo my tylko pompy potrzebujemy! Tym razem uspokaja mnie Haydar. Jutro będzie pompa w ekonomicznej cenie, a usługa w cenie pompy. Dostajemy herbatę.

No to w dechę, to fajnie, to jutro przyjedziemy, jedziemy szukać hotelu. Nie mam mowy. Haydar dzwoni do żony, że ma zabierać córkę i spać gdzie indziej, bo ten ma gości. Zaprasza nas do siebie i pomimo kilkukrotnego tłumaczenia, że nie chcemy robić mu problemu - bez dyskusji mamy jechać do niego.

Tym sposobem tłuczemy się krztusząc i gasząc silnik na światłach na drugi koniec Ankary, gdzie w dzielnicy willowej nasz wybawca ma domek z ogródkiem, a w nim ogórki, śliwki, kotkę z małymi i w ogóle, jak zaznacza, farmer z niego pełną gębą. Prysznic, pizza za którą Haydar nie pozwala zapłacić i przygotowane spanie w salonie - w razie gdyby jednak żonie coś odwaliło i zwaliłaby się w nocy z córką do domu.

Haydar to w ogóle niezły odpał jest, szczególnie jak na Turka. Z wykształcenia filozof, uczy w szkole średniej, angielskiego nauczył się w podróży. Od 15 lat jeździ na motocyklach i dokładnie tyle ich miał, co roku dotychczasowy mu się nudzi. Jest zatwardziałym ateistą i uważa, że wszystkie te meczety, muezini, czadory to wielki bullshit. W temacie Polski kojarzy głównie reżyserów, bo jest kinomanem - o Polańskim, Kieślowskim, Wajdzie moglibyśmy rozmawiać i rozmawiać. Oczywiście wie również, kto to Wałęsa, ale nie ukrywa, że nie darzy go sympatią, w ogóle to jest lewakiem i popyla w niebieskiej koszulce DDR z godłem ludowo-demokratycznej republiki na klacie.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-2.jpg

Haydar pochwala naszą decyzję, aby nie zbliżać się do Syrii. Od momentu włączenia TV w Stambule oglądaliśmy nieciekawe obrazki z Şanlıurfy niewiele rozumiejąc z komentarza. W polskich mediach była w tym temacie cisza, a jedyne co udało się znaleźć Siostrze w anglojęzycznych mediach, to wybuch gazu na stacji benzynowej. Tylko że my widzieliśmy wywalone pół dzielnicy mieszkaniowej, a nie stację benzynową. Ostatecznie odpuściliśmy cała południową część, czyli Şanlıurfę, Mardin i wszystko co było po drodze.

No i co ja mam jeszcze napisać? Że marzyłem, aby z kimś takim bez ogródek i zahamowań omówić całą nasza tureską podróż i zadać wszystkie pytania, których bałem się zadać komukolwiek innemu? Że Haydar miał wczoraj operację zatok, dlatego nie napijemy się wódki, ale możemy do parku na piwo iść? No poszliśmy. Przegadaliśmy na ławce pół nocy. Przynajmniej za piwo pozwolił po długich dyskusjach zapłacić.

Do głowy by nam nie przyszło, że spotkamy kogoś takiego w tych okolicznościach. Dobrze wykombinowałem, żeby nie brać zapasowej pompy.

O poranku przywitani zostajemy śniadaniem, a następnie na koń i do serwisu.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-3.jpg

Tam nowe twarze, w tym budzący moje zaufanie dowódca mechaników, który dostaje misję reaktywacji Szprychy. Przede wszystkim potrzebujemy pompy, więc Marta zostaje na miejscu, a chłopaki ładują mnie do samochodu i jedziemy znowu przez całą Ankarę do hurtowni jakiegoś zaprzyjaźnionego kolesia, gdzie wyhaczamy nowiutką elektryczną pompę Mitsubishi (ciśnieniówka w tych warunkach zupełnie by nam wystarczyła, ale za 80 lir narzekać nie będę).

Z pompą do warsztatu, a tam chłopaki dają do zrozumienia, że na ręce się nie patrzy. Jednocześnie obdarowują nas smyczami firmowymi i pokrowcem na komórkę dla Marty.

Pomagam jedynie wturlać Szprychę do środka i ulatniam się obserwując otoczenie. A tutaj sporo ciekawostek. Koleś na starej R80 odkupionej od policji od dawna szuka kontaktu wzrokowego. Gada po rosyjsku, siedział 2 lata we Lwowie i kręcił interesy z Rosjanami, za kilka miesięcy rusza tą beemką na Ukrainę przez Gruzję (czyżby Turcy mogli przekraczać północną granicę Gruzji? - muszę sprawdzić). Wcześniej ganiał na GS-ie, ale operacja kolana pożegnała go z wszystkim co wysokie. Z drugiej strony nie narzeka, teraz - jak twierdzi - rzadziej jest w serwisie i tylko po to, żeby herbaty się napić.

Jeden z mechaniorów przylatuje z iPadem i pokazuje relację z podróży swojego kolesia z Turcji do Indii i z powrotem przez Afrykę. Skromne 25 tys km.

Pokażmy w końcu ten serwis i otoczenie...

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-6.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-12.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-10.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-14.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-7.jpg

Od lewej – prezenter relacji Turcja – Indie, Haydar, właściciel zamieszania, destruktor pomp, szef machaniorów z misją.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-16.jpg

Chłopaki wołają mnie do środka, pompa siedzi i pracuje, przy okazji ssanie naprawione, które padło parę dni temu, smarowanie łańcucha i wułala.

Nie mam mowy o zapłacie, Haydar jest przyjacielem mechaników, nie chcą żadnych pieniędzy. Chcą tylko nakleić logo EMOK na kufry - w tych warunkach zupełnie nie protestuję.

Haydar odprowadza nas na rogatki w kierunku Stambułu, przybija piątkę i życzy szczęścia. Kochamy Turcję.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/015-18.jpg

Epilog, czyli powrót i słoneczniki

Oczywiście byłoby zbyt pięknie, gdyby nic już po drodze się nie stało. Przy drugim tankowaniu zauważamy, że pękł nowy wężyk paliwowy - pamiętam, jak magik miał problem z dopasowaniem średnicy i wysłał pomagiera po coś niestandardowego do pobliskiej hurtowni. Skracam wężyk, ale ten dalej się rozłazi. Znowu ogrodowa castorama, łączę to na trytytkach i taka prowizorka dojedzie już do Polski.

Stambuł przelatujemy bez mrugnięcia okiem niczym stare wygi azjatyckie, po drodze śpimy w Bułgarii zaraz za przejściem i w węgierskim Szeged. 2.300 km z Ankary do domu robimy w 3 dni.

Nie będziemy nikogo zamęczać opowieściami o odciskaniu bolących tyłków. Zamiast tego pokażemy bułgarskie słoneczniki. Dużo słoneczników. Aby wszyscy wiedzieli, co oznacza prawdziwy kolor żółty.

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/016-7.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/016-9.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/016-14.jpg

http://www.fabryka-przestrzeni.net/wp-content/uploads/2011/07/016-13.jpg

Piękne, prawda?

Koniec

karlos
16.07.2011, 04:45
Rewelka - gratuluję wyjazdu :Thumbs_Up:

Wojteak
16.07.2011, 20:58
czad, znaczy turcja rulez. Gratulacje Józefie.
Relacja godna podróży.
Dzięki.

Elwood
17.07.2011, 11:54
A ja czuję spory niedosyt. I dobrze... :)
Nie wiem, jakie masz wcześniejsze "doświadczenia literackie", ale z chęcią bym poczytał coś Twojego, nawet w temacie koło komina.

Masz rację z tym westchnieniem, jako namiastką naszej obecności na ziemskim padole.
Od jakiś 100 lat, świat... pardon, ludziska - tak przyspieszyli, że dzisiaj mamy szansę sami zrobić to, na co kiedyś "zużyły" się pokolenia.
To, co Aleksandrowi Wielkiemu zajęło pół jego krótkiego życia, nam przy dobrych wiatrach kilkanaście tygodni.
Spróbuję wykorzystać kilka podmuchów i wybiorę się śladami Wielkiego Iskandera, biorąc część Twojej przygody na zanętę...

Joseph
17.07.2011, 12:18
A którymi konkretnie śladami Wielkiego planujesz świat przemierzać? Czyżby przez Taurus ku Iranowi i Afganistanowi?

Haydar męczył mi cały wieczór wyobraźnię w temacie Iranu rysując go krajem o namacalnej historii wielu tysięcy lat, bezpiecznym i przyjaznym dla współczesnych, w odróżnieniu od dzisiejszej Syrii ze względów wiadomych.

"Doświadczenia literackie". Hmmm...jesteś pierwszym, który pyta o takowe.
Poza tym, co na blogu ze stopki, gdzie i powyższy tekst zamieszkał, raczej nic więcej na tą chwilę nie wynajdziemy. Mimo to zapraszam, o podróżach wokół komina też lubię tam czasem poczarować.

Joseph
17.07.2011, 12:46
w kilkanaście tygodni?

czosnek
17.07.2011, 20:59
Moje zapotrzebowanie zostało zaspokojone ;) Dzięki za relację. Pogranicze jest niesamowite!

brenek
17.07.2011, 21:00
Fajne foty:Thumbs_Up: Brawo

Mech&Ścioła
18.07.2011, 14:28
Dzięki za tę relację!
Mam takie same wrażenia z Turcji: piękny kraj i wspaniali ludzie!

Ola
18.07.2011, 14:39
Piękna relacja. Dzięki.

Podobnie jak Wy i Wyżej Piszący też jestem pod ogromnym, pozytywnym wrażeniem Turcji, a przede wszystkim Turków. Wydaje mi się, że to trochę niedoceniany kraj, widziany przed wszystkim przez perspektywę "plażowisk i hoteli". A jest tam przecież mnóstwo ciekawych miejsc do zobaczenia - o czym świetnie udało Ci się napisać. A o gościnności i pogodzie ducha Turków długo się niezapomina.

A teraz, póki jesteś "na świeżo" i zanim wszystkie "ohy i ahy" sprawią, że błogo i zasłużenie spoczniesz na laurach :D, skeljaj wszystko całość, tak żebyśmy mogli to umieścić w Hall of Fame, czyli w relacjach All in One.

Pozdrawiam

Cynciu
18.07.2011, 21:14
:brawo:

Dzięki, że chciało Ci się przelać na ekran wspomnienia i podzielić się z nami swoimi emocjami. Czytało (i oglądało) się naprawdę świetnie.

Komar
19.07.2011, 16:36
Dzieci kurdyjskie nie rzucały w was kamieniami gdy mknęliście pod Ararat?
Prawda, uczą się rzutów granatami na turystach i ich motocyklach.

Joseph
19.07.2011, 17:20
Jeden rzucał, nie trafił.

Czy Ty nie jesteś czasem ten Komar spod ambasady w Rydze...?

chankrymski
19.07.2011, 17:56
Komar czytając te ochy i achy mam wrażenie, że innym się gówniane sytuacje nie przytrafiają WTF?:D

oskar_z
02.02.2012, 23:46
Joseph gdybyś mógł zamieścić krótkie podsumowanie byłbym wdzięczny. Mam 2 tygodnie do wykorzystania a Wasza trasa bardzo mi się podoba. Ile czasu zajął Wam wyjazd i ile w dużym przybliżeniu wydaliście pieniędzy? Pozdrawiam

Dunia
03.02.2012, 10:23
ja tez poprosze o trochę szczegółów-mamy zacny plan wejścia na Ararat we wrześniiu. jedziemy motórami a potem atakujemy szczyt.Pewną logistykę już mam a Wasza piękna relacja jeszcze mnie do tego zachęciła

wrubel
03.02.2012, 17:58
Ja również jestem ciekaw ile czasu potrzebowaliście na tą trasę, poza tym gratuluję, świetne foty, bardzo fajnie opisana z humorem i dystansem do siebie i otoczenia :)

Joseph
04.02.2012, 08:53
Heh..zmusiliście mnie do odgrzebania dziennika podróży i znalezienia jakichkolwiek liczb celem podsumowania :)

Zatem po kolei:
Wychodzi mi, że zużyliśmy 17 dni z 21 zarezerwowanych na trip. I jakieś 8.500 km z 10.000, na które byliśmy gotowi.
Skrócenie trasy wynikało z braku chęci ładowania się z najdroższą mi osobą pod granicę syryjską - wszyscy nam odradzali, było tam wtedy gorąco, parę domów wyleciało w powietrze, a z Syrii płynęła fala uchodźców, dlatego odpuściliśmy piękną Sanliurfę i generalnie głębokie południe.

Sam pewnie bym pojechał ;)

Przybliżona trasa po samej Turcji wyglądała tak:
http://tnij.org/my2b

Turcja jest droga. Paliwo rok temu 7,50 - 8,00 PLN, im dalej na wschód tym drożej.

Noclegi były wyłącznie pod dachem - od 30 do 100 lir za naszą dwójkę w "otelach" i innych przybytkach.
Żarełko polecam w większych miejscowościach na ulicy - dużo, tanio, świeżo i smaczno, problemów żołądkowych nie zanotowaliśmy.
W sklepach ceny mniej więcej jak u nas. Wyjątek to mięso - im dalej na wschód, tym bardziej jest luksusem, a tubylcy jedzą dużo pieczywa, serów i warzyw.

Jeśli ktoś lubi odreagować całodzienną jazdę dwoma głębszymi w porze wieczorowej, to w Kurdystanie powinien mieć je ze sobą - bardzo trudno tam o alkohol. Z fajkami za to problemu nie ma, kwitnie handel przemytniczy z Iranem i paczka fajek na targowisku w Dogubayazit kosztuje ok. 1 PLN.

Pijcie dużo herbaty - na każdej stacji i pod każdym sklepem zostaniecie zaproszeni na poczęstunek i dzięki temu przetrwacie patelnię. W Turcji zrozumiałem, dlaczego niektórzy twierdzą, że gorąca herbata najlepiej gasi pragnienie.

Oskar,
2 tygodnie + poprzedzający weekend wystarczą, aby w sensownym tempie dotrzeć do Ararat i wrócić. My mieliśmy trzy dni bez jazdy: Stambuł, Sinop i Goreme. Inna sprawa, że w 40sto stopniowym upale wypada czasem odpocząć i rozmasować tyłek (lub naprawić pompę paliwową). Możesz skrócić trasę wg własnych możliwości czasowych.

Wydaliśmy na wyprawę ok. 10.000 PLN, ale nie oszczędzaliśmy na niczym - można taniej.

Dunia,
Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś leciał na moto pod Ararat, żeby tam wejść. Jeśli Wam się uda (a na pewno się uda) - ogromny szacun za wyczucie klimatu :D
I obowiązek zdania relacji po powrocie rzecz jasna.

Na wspinaczce się nie znam, ale wrzesień to na pewno dobra pora, żeby kręcić się na dole w ciuchach motocyklowych.

Gdybym miał jechać jeszcze raz, przeleciałbym szybciej zachodnią i środkową Turcję tylko po to, aby więcej czasu spędzić na wschodzie. A najlepiej - skoro już się da - poleciałbym od góry przez Gruzję, ale to już temat na oddzielną logistykę i chyba 3 tygodnie... :)

Kurdowie to cudowni ludzie, którzy za poszanowanie ich kilku prostych reguł obyczajowych odwdzięczają się gościnnością i opiekuńczością. Poza tym to rejon pięknych miejsc i prawie zupełnego braku turystów pomijając sporadycznych wariatów naszego pokroju.

Słowo "Polonja" uruchamia wiele uśmiechów, prawie wszyscy wiedzą, gdzie leży Polska i że też była pod zaborami.

Wschodnia Turcja to też posterunki żandarmerii (Kurdowie i PKK to wg oficjalnego porządku świata organizacja terrorystyczna - coś jak kiedyś Solidarność albo polskie podziemie w Generalnej Guberni...). Nikt nas nie zatrzymywał i nie legitymował, ale żandarmeria stoi z automatami pod pachą i przy znaku STOP (DUR) lepiej się zatrzymać i dla formalności spytać o drogę, szczególnie jak ktoś jeździ w spodniach w kolorze kamuflażu, jak moja Marta :)

Jadąc na wschód możecie wyrzucić wszystkie przewodniki o Turcji, bo nic sensownego w nich nie znajdziecie. Polecam raczej lekturę "Kurdystan - bez miejsca na mapie" Marii Giedz, która sporo wyjaśnia o co kaman w tym rejonie.

Nie wiem, co jeszcze mogę napisać, aby doradzić...?

Dunia
04.02.2012, 13:58
Taki plan...mam znajomego Turka który organizuje wejścia na Ararat-mieszka w Warszawie z żoną Polką i dobrze mówi po polsku. 5 dni pod Araratem z aklimatyzacją, wszystkimi permitami, 3 posiłkami gotowanymi na miejscu i przewodnikiem oraz końmi do transportu bagazy to 430 euro /osobę. Nie wiem czy damy rade wejsc, ale ekipa jest mocna

Dunia
04.02.2012, 13:59
Dziekuje za wszystkie Twoje cenne rady, na pewno jeszcze o wiele będę pytać...pozdrawiam cieplutko