PDA

View Full Version : Będzie fajnie....czyli jak skopiemy niedźwidziom dupsko!! [2008]


Strony : [1] 2

Robert Movistar
27.06.2008, 14:04
:hello: to nie :spam:
Yo, yo, oy, iyo, oj. i sruuuuuuuuu jeszcze i trzoda, i dzida
Sie wzieło i się narobiło. O co chodzi?

Moto-Vodka Team (dawny Team R&R) prezentuje ekscentryczny projekt, kryjący się pod jak że tajemniczą nazwą:

Kamczatka-Magadan-Breslau Pyrdek's and Great Magic Tour-small Race Big Vodka Drink Africa Twin:rules:

Nazwa adekwatna do długości trasy i ich uczestników.
Jedzie dwóch Robertów (Team R&R) tzn. Izi i Movistar:kumbaya::zdrufko::webers:

Decyzję podjęliśmy wczoraj. Ja, kopiąc starszą babcie (RD-04), Izi kopiąc paluchem w nosie.
Plan jest prosty, Sasza był u nas, my obiecali że przyjedziemy, jakoś na
sentymenty się nam zebrało, to i jechać trza, a nie siurkiem być mientkim:smoking:

tu Sasza w pełnej krasie:
http://picasaweb.google.com/robertxrv/UkarainaRumuniaMoDawia/photo#5104475812238228850

Po drodze odwiedziny kilku moskiewskich motocyklistów z którymi przyjaźń w Mołdawii zawarliśmy
http://picasaweb.google.com/robertxrv/UkarainaRumuniaMoDawia/photo#5104475683389209938

a w szczególności tego (olaboga nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee)
http://picasaweb.google.com/robertxrv/UkarainaRumuniaMoDawia/photo#5104475760698621282


Na więcej pisania nas nie stać, bo idziemy jakieś zakupy poczynić, zupki
chińskie, wódkę w proszku, szpej na komary i do łańcucha (ten sam, co by po taniości pojechać) i takie tam podstawowe artykuły:grass::lukacz:

Jak by się znalazł czasem chętny, to startujemy 11 lipca z Wrocka.
Miejsce i godzina wyjazdu do uzgodnienia. Jak zwykle się dostosujemy,
czyli na nikogo nie czekamy i dzida do przodu, sruuu, yoł, yoł:Thumbs_Up:

Tylko poważne propozycje!!! Na smsy nie odpowiadamy, telefonów nie
odbieramy, na maile nie odpisujemy.

Kawałek trasy, co by nam smutno nie było, poleci Ervin z Koszyc i Miro z
Bratysławy, bo się uparli że nas pożegnają*

*Niniejsza oferta nie jest ofertą w rozumieniu Kodeksu Cywilnego. Za
wszelkie zdemoralizowania potencjalnych uczestników nie odpowiadamy :rules:

Adagiio
27.06.2008, 14:38
No to powodzenia Roberty :) miejcie się na baczności co by Wam misie dupska nie ogryzły:haha2:, wracajcie cali i zdrowi !!!

Pastor
27.06.2008, 14:48
Nooo w końcu się ujawniliśta :haha2:

POWODZEŃSKA!
:Thumbs_Up: :Thumbs_Up:


:hello: :hello: :hello:

Maćka
27.06.2008, 15:05
he he he... pogryźli jak pogryźli... żeby Wam te Misie tego dupska nie wyobracały.... bo skończą się ciche bączki przy jaskiniowym ognisku :haha2:

Szerokości chłopaki :-)
pozdro
Maćka

podos
27.06.2008, 15:53
No brawo, brawo! Tylko nie probujcie wciskac kitu ze na Syberii nie ma neta - jest i to wszedzie! Wiec relacja OBOWIAZKOWA z kazdej wiochy bo inaczej w ryj!

Trzymajcie sie - bo to juz zaraz!

myku
27.06.2008, 19:32
juz od dwuch miechow trzymam kciuki za ten wyjazd.skad dokladnie startujecie?dajcie namiary a napewno zbierze sie tlum z chusteczkami.POWODZENIA I NIE DAJCIE SIE ZJESC NIEDZWIEDZIOM!!

sambor1965
27.06.2008, 23:27
Bedzie nam Was brakowalo. Wasz pomysl uwazam za najbardziej pojebany z pojawiajacych sie na forum. Ale poniewaz mam slabosc do Was zdecydowalem sie i ja zauczestniczyc w waszym pozegnianiu. Podajcie trase przejazdu, bedziemy Wam machali zasmarkanymi chusteczkami.

W przyszlym roku zapewne trasa Afganistan-Pakistan-Iran-Irak. Choc ta wydaje mi sie bardziej realna do zrobienia. W dodatku mozna za darmo dostac fajne pomaranczowe kombinezony.

Michasso
28.06.2008, 14:56
Ale chętnie bym się do was podpiął! Super spontan, to co najlepsze, nie ma co!
W tym roku mam jeszcze inny plan, ale będzie chyba jeszcze niejedna okazja do czegoś podobnego (?). Niech wam droga prostą będzie, a wódka czekała schłodzona:zdrufko:

Robert Movistar
28.06.2008, 19:01
Bedzie nam Was brakowalo. Wasz pomysl uwazam za najbardziej pojebany z pojawiajacych sie na forum. Ale poniewaz mam slabosc do Was zdecydowalem sie i ja zauczestniczyc w waszym pozegnianiu. Podajcie trase przejazdu, bedziemy Wam machali zasmarkanymi chusteczkami.

W przyszlym roku zapewne trasa Afganistan-Pakistan-Iran-Irak. Choc ta wydaje mi sie bardziej realna do zrobienia. W dodatku mozna za darmo dostac fajne pomaranczowe kombinezony.

Od razu pojebany....:(A co to za forum? Radia Maryja, żeby od razu po ziemiach świętych jeździć?? Znając Lewara, to modlić się tam nie jedzie:haha2:
Sambor.....teraz to wyjechałeś z tekstem "...podajcie trasę przejazdu...", a skąd ja mam k.... to wiedzieć?:mur: przeca z Izim jadę:lol8: A znając jego, to sam nie wie jak będziemy jechać
A pomarańczowy skafanderek (to w salonie KTM-a mogę zanabyć) i wczasy na Kubańskiej wyspie, to ja mam w głębokim poważaniu

Lewar
28.06.2008, 20:35
Zaczepion - odpowiadam rychło.
Mylisz się Acan co do celu mojej ekskursji, albowiem człek stary u schyłku swego żywota sie zmienia.
Przeto modlić sie bedę gorąco za Was młodych albowiem ogrom jest uczynków waszych grzesznych.
A to: wódke pijecie na umór, jezyka plugawego uzywacie w nadmiarze, zioło palicie i starszych czestujecie, z kobietami występnymi sie zadajecie ceremonii małżeńskich unikając i wiele innych występków czynicie, które pokuty wymagają i wstawiennictwa abyście na dobrą drogę nawrócić się chcieli.
Aaa...poza tym ponoć dużo rosjanek do izraela przybyło i muszę to sprawdzić. Może któraś na pokuszenie da się wodzić ?

Izi
28.06.2008, 23:28
No brawo, brawo! Tylko nie probujcie wciskac kitu ze na Syberii nie ma neta - jest i to wszedzie! Wiec relacja OBOWIAZKOWA z kazdej wiochy bo inaczej w ryj!

Trzymajcie sie - bo to juz zaraz!

Podos jest, tu masz próbkę, bo my bloga założyli, chociaż 3 flaszki musiało zejść zanim my go opanowali, co proste nie było jak wiesz

http://kamczatkaafricatwin.blox.pl/html

Zaczepion - odpowiadam rychło.
Mylisz się Acan co do celu mojej ekskursji, albowiem człek stary u schyłku swego żywota sie zmienia.
Przeto modlić sie bedę gorąco za Was młodych albowiem ogrom jest uczynków waszych grzesznych.
A to: wódke pijecie na umór, jezyka plugawego uzywacie w nadmiarze, zioło palicie i starszych czestujecie, z kobietami występnymi sie zadajecie ceremonii małżeńskich unikając i wiele innych występków czynicie, które pokuty wymagają i wstawiennictwa abyście na dobrą drogę nawrócić się chcieli.
Aaa...poza tym ponoć dużo rosjanek do izraela przybyło i muszę to sprawdzić. Może któraś na pokuszenie da się wodzić ?

Toż bracie przeogromny ekskursyja ta w celach pokutnych i mocno zbawiennych czyniona jest, jeden mnich nam onom jom zadał był, jak my w Shaolin klasztorze na najwyższym płaskowyżu na świecie zabłądzić się udaliśmy. Mnich ony umoczywszy usta w specyfiku przez nas przywiezionym, zwanym Gorzka Żołądkowa, NIRWANEM obiecał, gdy ledwo dychające dusze nasze plugawe i zezwłoki cielesne wywieziemy w ostępy kazamatów wszetecznych. Zostawiwszy specyfik dla zbawienia duszy mnicha udaliśmy się do Czerniawki, gdzie pomieszkujemy, celem przysposobienia mądrości życiowej która pomaga przeżyć w ostępach kamczackich, a zwie sie Vodka, czyli zaczeliśmy trening pt.:"Picie na umór do nieprzytomności".
"człek stary u schyłku swego żywota sie zmienia" - azali tak jak prawisz, człowiek czym starszy tym mniej mądry się staje (czytaj: głupi), pije więcej niż kiedyś, klnie jak szewc, kosztuje nowe używki wprowadzane do obiegu, ceremoniji małżeńskiej unika dalej, a i z kobietami występnymi zabaw zaprzestać nie może, chociaż nie może!!!

P.S.Rosjanki toż przecież możesz w Rosyji popróbować nie trzebaż się w tym celu udawać w kraj nie znany i o wschodzie słońca wszystkich maluczkich wyciem kojota budzący.

Lewar
29.06.2008, 19:59
P.S.Rosjanki toż przecież możesz w Rosyji popróbować nie trzebaż się w tym celu udawać w kraj nie znany i o wschodzie słońca wszystkich maluczkich wyciem kojota budzący. __________________

Zaiste słusznie Acan prawisz, że w Rasiji łacno rasijankę trafić, jednakowóż aby ją godnie zbeszcześcić nada wódkę pić wiadrami, ogórcami zakąszać a od tego połączenia narząd beszczeszczący miętkim się staje i sromota okrutna rycerza takiego dotyka.
Azaliż Orient karmiąc wędrowca falafelem lubo arbuzem ponoć takie cuda czyni, że owe męskie atrybuty do potraw onych podobne sie stają, rozkosz białogłowom przynosząc a rycerzowi chwałę wiekuistą.

MaRP
29.06.2008, 20:57
Znając Iziego, znając Movistara, widząc jak się dziś pakują, to będzie hardcore, a może coś, czego ludzki umysł nie jest w stanie ogarnąć:oldman:

Łysol
29.06.2008, 22:58
O kurna- panowie gratuluje tak spontanicznej decyzji z dnia na dzień dosłownie podczas dłubania w nosie czy przysłowiowego siedzenia na kibelku. Przy okazji chciałem zdementować pogłoski jakoby wyjazd ten był planowany od kilku miesięcy (jak niektórzy sugerują) i sam jestem wielce zaskoczony oraz ręczę honorem że chłopaki robią to spontanicznie. Tak tak to święta prawda- Izi zadzwonił wczoraj i oświadczył że miał proroczą wizję wieczorem w toalecie i już się zaczyna pakować a Robert z Trzebnicy spakował się przedwczoraj bo coś jakby wisiało w powietrzu. :oldman: Ale jedno trzeba przyznać że poziom przygotowań mimo tak krótkiego czasu jest imponujący i wirtuozerią przewyższa wszystkie dotychczasowe przedsięwzięcia tego typu! Np blog jest w pełni profesjonalnie redagowany- bez grafomańskich popisów a zamiast tego mamy esencjonalne soczyste sprawozdania (trzymające w napięciu). Znajdziemy tu echa twórczości R. Kapuścińskiego i W.Jagielskiego ale i konstrukcje jakże dosadne np dupa itp przywodzące na myśl twórczość Marka Hłasko i Jerzego Kosińskiego a nawet pokusiłbym się o postawienie tezy że posiadają komponent metafizyczny coś na wzór Bułhakowa czy Stefana Grabowskiego. Pozwolę sobie zacytować autora: ...Nasza dewiza to Vodka i do przodu. Dzięki temu pokonamy sybejskie bezdroża i wyłoimy dupska wszystkim łącznie z (a imię jego 44) czy jak mu tam. Sruuuu!... No i te nawiązania do Mickiewiczowskich Dziadów też robią wrażenie.
Kur..a mać trzymam kciuki no i jestem pewien że pokonacie zaplanowaną trasę z paluszkiem w d.. :oldman::oldman::oldman::Thumbs_Up:

Izi
01.07.2008, 13:00
Bedzie nam Was brakowalo. Wasz pomysl uwazam za najbardziej pojebany z pojawiajacych sie na forum. Ale poniewaz mam slabosc do Was zdecydowalem sie i ja zauczestniczyc w waszym pozegnianiu. Podajcie trase przejazdu, bedziemy Wam machali zasmarkanymi chusteczkami.

W przyszlym roku zapewne trasa Afganistan-Pakistan-Iran-Irak. Choc ta wydaje mi sie bardziej realna do zrobienia. W dodatku mozna za darmo dostac fajne pomaranczowe kombinezony.

Tak jak pisze Movistar, zaraz pojebany, że nikt tego nie zrobił jeszcze, to nie znaczy że jest pojebany zaraz. Zaryzykował bym nazwę raczej pionierski/pionierczy/popierniczony jak już.:)

Tak męczycie że musiałem zaplanować już teraz pierwszy dzień i drugi.
Będzie tak:
-wyjazd z Wrocławia 11 lipca 2008 godzina 12.00
-przyjazd do Jarka z Garwolina (jeszcze o tym nie wie) o 18.00, najebka do 4.00
-rano 8.00 start na granicę polsko-białoruską Brześć/Tarnopol, tam najebka i pożegnanie z Wasilczukiem (ostatni Polak jakiego oglądamy) i jego ekipą
-potem yoł, yoł trzoda i dzida do przodu, i po nas choćby potop.

P.S.I trasa Afganistan-Pakistan-Iran-Irak już była w zeszłym roku, nuda maraz i ciągle modły, i strzelanie, już lepiej było w 2005 w Groznym. (ale już na takie misje nie jeździmy, bo kontraktu w Legii Cudzoziemskiej nam nie przedłużyli za wjechanie czołgiem do pewnego przybytku gdzie, był uprawiany najstarszy zawód świata)

P.S.II Podos masz w ryj

Izi
01.07.2008, 22:11
O kurna- panowie gratuluje tak spontanicznej decyzji z dnia na dzień dosłownie podczas dłubania w nosie czy przysłowiowego siedzenia na kibelku. Przy okazji chciałem zdementować pogłoski jakoby wyjazd ten był planowany od kilku miesięcy (jak niektórzy sugerują) i sam jestem wielce zaskoczony oraz ręczę honorem że chłopaki robią to spontanicznie. Tak tak to święta prawda- Izi zadzwonił wczoraj i oświadczył że miał proroczą wizję wieczorem w toalecie i już się zaczyna pakować a Robert z Trzebnicy spakował się przedwczoraj bo coś jakby wisiało w powietrzu. :oldman: Ale jedno trzeba przyznać że poziom przygotowań mimo tak krótkiego czasu jest imponujący i wirtuozerią przewyższa wszystkie dotychczasowe przedsięwzięcia tego typu! Np blog jest w pełni profesjonalnie redagowany- bez grafomańskich popisów a zamiast tego mamy esencjonalne soczyste sprawozdania (trzymające w napięciu). Znajdziemy tu echa twórczości R. Kapuścińskiego i W.Jagielskiego ale i konstrukcje jakże dosadne np dupa itp przywodzące na myśl twórczość Marka Hłasko i Jerzego Kosińskiego a nawet pokusiłbym się o postawienie tezy że posiadają komponent metafizyczny coś na wzór Bułhakowa czy Stefana Grabowskiego. Pozwolę sobie zacytować autora: ...Nasza dewiza to Vodka i do przodu. Dzięki temu pokonamy sybejskie bezdroża i wyłoimy dupska wszystkim łącznie z (a imię jego 44) czy jak mu tam. Sruuuu!... No i te nawiązania do Mickiewiczowskich Dziadów też robią wrażenie.
Kur..a mać trzymam kciuki no i jestem pewien że pokonacie zaplanowaną trasę z paluszkiem w d.. :oldman::oldman::oldman::Thumbs_Up:

Łysol pokonamy, nie pokonamy przecież nie oto w tym wszystkim chodzi, chodzi raczej o to co na zdjęciu widać. Poczynili my zakupy na wyjazd, do Moskwy powinno starczyć potem się uzupełni.

Izi
01.07.2008, 22:17
A i Łysol pamiętasz to.

Zdjęcie pierwsze Od lewej Izi, Sasza i Łysol gdzieś w świecie szerokim.
Zdjęcie drugie У Изего-Саша делает уху.
Zdjęcie trzecie Próba na kobietach czy ucha zjadliwa jest.

Izi
01.07.2008, 22:53
Zaiste słusznie Acan prawisz, że w Rasiji łacno rasijankę trafić, jednakowóż aby ją godnie zbeszcześcić nada wódkę pić wiadrami, ogórcami zakąszać a od tego połączenia narząd beszczeszczący miętkim się staje i sromota okrutna rycerza takiego dotyka.
Azaliż Orient karmiąc wędrowca falafelem lubo arbuzem ponoć takie cuda czyni, że owe męskie atrybuty do potraw onych podobne sie stają, rozkosz białogłowom przynosząc a rycerzowi chwałę wiekuistą.

Lewarze Wielki Do Niecnych Uczynków Skory tak jak napisał żeś był ,"ponoć takie cuda czyni", a ponoć wielką czynie różnicę. Tedy Acan w tajemnicyji wielkiej Ci wyjawię prawdę jaką w alkowie niewiasta jedna mi wyjawiła, w tych sprawach biegła i doświadczona bardzo, kurtyzana arystokratyczna.
Jest sposób aby godnie beszcześcić, ku zadowoleniu niewiast i na chwałę allahowi, sromoty przy tym nie ponosząc żadnej, wódkę pić wiadrami i ogórcami zakąszać do woli. Tedy mówię co czynić waść musisz. W kręgach arystokracyji, co krew niebieską posiada, jest specyfik co się zowie "niebieska (pewnie od krwi) tabletka" nazwy nie przytoczę, znać Twoją inteligencyję i spryt wrodzony sam nazwę wydobędziesz chociażby z odchłani piekieł wiekuistych. Po zażyciu specyfiku tego narząd beszczeszczący niczym maczuga Herkulasa się staje, nie zważając na liczbę wiader z wódką wypitych wcześniej, jest tylko mała niewiadoma czy przypadkiem po zjedzeniu ogórców jakieś skutki uboczne się nie pojawią. Niestety arystokracyja "tabletki niebieskiej" z ogórcami nie miesza, z wódką natomiast w ilościach przeogromnych, sromoty żadnej nie ponosząc. Udam się jeszcze dzisiaj do kurtyzany onej wypytać w kwestyji ogórców, ale na mój rozum tylko dlatego nie kosztują ogórców, bo nie godzi się tak plebejskiego żarcia im kosztować.


P.S.Pamiętaj też Acan, że tereny na których chędożyć zamierzasz, czyli chuci swojej pofolgować chcesz, innym są niż tereny nasze i na ukamienowanie lub inne nieszczęście np. kuśki odjęcie się narazić możesz.

Mroq
01.07.2008, 23:50
cholera, chciałoby się wziąść udział w waszej wyprawie, nawet do bielan wrocławskich...,mam nadzieję, że ujawnicie miejsce i godzinę startu

Pastor
02.07.2008, 07:47
- o 18.00, najebka do 4.00
-rano 8.00 start na granicę polsko-białoruską Brześć/Tarnopol, tam najebka


Eeeno! Przecie pierwsze cztery najebki miały być u mnie i miałem wam co noc wyra przesuwać o centymetr na wschód, coby nie było że się wyprawa nie przemieszcza. Co jest? Zmiana planów? :dizzy:
:hello:

wasilczuk
02.07.2008, 08:10
-rano 8.00 start na granicę polsko-białoruską Brześć/Tarnopol,

tarnopol czy terespol co za różnica aby na wschód, wódka i ogórce byli.

Robert Movistar
02.07.2008, 09:26
:hello:
Pewnie Izi jeszcze nie wie, ale chcę zrobić mu niespodziankę!!:rules:
Otóż w dniu wyjazdu będzie nasz żegnał fanclub "Miś Uszatek Kocha Nas"!!!

Pewnie zadajecie sobie teraz pytanie.....: co on pieprzy, jaki fanclub?
Ha, większość z was zna Iziego, ale nie tak dobrze jak ja!
Kto z was był u Iziego w domu, he?
Ooooo, widze las rąk:brawo:
A teraz drugie pytanie, kto był u Iziego w pokoju?
Rączki widzę, choć w mniejszej ilości, ale coś wam powiem: NIKT NIE BYŁ!!!!
Gdybyście byli, to od razu byście wiedzieli że coś będzie z Kamczatką!:fool2:
Nie wiedzie, że założycielem fanclubu "Miś Uszatek Kocha Nas" jest IZI we własnej osobie!
Powiem wam w tajemnicy, że jego pokój to istne misiowo-uszatkowo. Jest zakochany w Uszatku. Wszędzie zdjęcia z Uszatkiem, naweto pościel ma w misia:haha2:
Kiedyś obiecał podczas 40 urodzin Uszatka, że zabierze go na wycieczkę i pozna z rdzennymi ziomalami. Mówiłem Iziemu:
-gdzie? jaka kamczatka? Oczadzałeś??
Ale on się uparł, i mówi że dał słowo Uszatkowi, więc musi je dotrzymać!!
Ja tłumaczę Iziemu:
- choć ekipa do Chin się szykuje;), są fajowskie misie panda, pooglądasz, pokażesz Uszatkowi.
No i co? Gówno, Izi gada, że panda ma inne futerko niż Uszatek i nie chce Chin.
Tak se wtedy pomyślałem "jakie są inne misie?" K.....a Coralgol!", ale nie pojadę z nim na biegun!!!:mur: Nie w środku lata!
Okazało się, że kiedyś dawno temu, kiedy Izi nie wiedział że są skarpety co się przez łeb zakłada, miał przykry przypadek na niedzielnym poranku w kinie (ci trochę starsi wiedzą o co chodzi), otóż nażarłwszy się w sobotni wieczór ogórców, poszedł rano lekko zemdlony do kina, w momencie, jak zaczęła się legendarna piosenka:" Miś Coralgol wielki cham...." Izi nagle puścił :convulsion:
Oczywiście nie będę się rozpisywał co było dalej, bo to lekko nie smaczne i nie etyczne.
Dzięki temu rzygnięciu Izi do dnia dzisiejszego dostaje konwulsji jak widzi i słyszy Coralgola. Więc tszodowanie na biegunie poszło w niepamięć!:bow:
Zastanawiacie się, co ja pie......le?
Dwa dowody, na to że to Izi love misie.
Nie dawno, ktoś zakosił z wytwórni bajek maskotkę Uszatka, to Izi był.
Jak myślicie, jaki prezent dał Izi Jojnie na weselu??????
Podpowiedź znajdziecie w poście o Africe, którą Izol schizol uszatkowy sprzedaje!
No to pa, idę do zoo potrenować karmienie misiów.....

kudlacz
02.07.2008, 11:04
k..a nic nie kumam :mur: jakiś szum medialny z tych wypowiedzi. Gdzieś ktoś jedzie ?

MrHW
02.07.2008, 13:03
Poczynili my zakupy na wyjazd, do Moskwy powinno starczyć potem się uzupełni.

Drzewo do lasu wozić Izi... Przeca tam wóda tania jak nigdzie. Byle do granicy starczyło a potem... na pewno wystarczy.

Łysol
03.07.2008, 00:13
Bylebyście do Omsukczanu dojechali w drodze powrotnej bo dalej to już lajcik dla emerytów i poza tym nie wiem czy jest sens ścierać kostkę na tak dobrej drodze kiedy można podjechać do Magadanu autobusem http://www.man.poznan.pl/~konserwa/kolyma/logistyka/logistyka.html (http://www.man.poznan.pl/%7Ekonserwa/kolyma/logistyka/logistyka.html)
z tym że afryka może się tak łatwo nie mieścić do autobusiku (KTM prawdopodobnie wchodzi) i być może będzie trzeba odkręcić np kierownice ale Izi masz przecież na świeżo przećwiczony ten manewr po spotkaniu w Kletnie gdzie rozpierducha była ponoć konkretna i afryki się wywracały a i kierownice się łamały również. Yo YO! :oldman:

Izi
03.07.2008, 09:23
Bylebyście do Omsukczanu dojechali w drodze powrotnej bo dalej to już lajcik dla emerytów i poza tym nie wiem czy jest sens ścierać kostkę na tak dobrej drodze kiedy można podjechać do Magadanu autobusem http://www.man.poznan.pl/~konserwa/kolyma/logistyka/logistyka.html (http://www.man.poznan.pl/%7Ekonserwa/kolyma/logistyka/logistyka.html)
z tym że afryka może się tak łatwo nie mieścić do autobusiku (KTM prawdopodobnie wchodzi) i być może będzie trzeba odkręcić np kierownice ale Izi masz przecież na świeżo przećwiczony ten manewr po spotkaniu w Kletnie gdzie rozpierducha była ponoć konkretna i afryki się wywracały a i kierownice się łamały również. Yo YO! :oldman:

No my przeca planujem na ten właśnie autobus Nr511 się załapać co z Osmukczanu do Magadanu jedzie w czwartek/piątek, a jak biletów nie będzie to poczekamy na następny w sobotę/niedzielę, bo to fakt, bez sensu ścierać opony gdy w autobusie może być fajna najebka i jeszcze jakąś kunę może poznamy tubylczą.

kropek
04.07.2008, 23:08
No to trzymamy kciuki, ale tylko co jakis czas bo trzymajac je non stop glupio sie piwo pije:)

bajrasz
05.07.2008, 07:23
No i jesli myślicie, że wywody Movistara, to bełkot jakiś poranny, posałatkowy, czy też inne zatrucie umysłu...to proszę przekonajcie się na własne oczy:
http://img359.imageshack.us/img359/6995/zdjcie028fv1.jpg


Movistar, jeszcze zapomniał wspomnieć o zamiłowaniu do rózowego i nawet
nie pytajcie, co ten różowy kuferek zawiera i skąd ten ekstatyczny uśmiech na twarzy Izydora:lol8::fool2:
http://img384.imageshack.us/img384/6863/zdjcie027bj5.jpg

Lecę zaraz sprawdzić, czy trole też takie miłe jak misie;)
Trzymta się chłopaki:)

Pawel_z_Jasla
05.07.2008, 14:33
Krótko i na temat – POWODZENIA CHŁOPAKI !!!

Ps. Izi weź więcej kompletów „IziTentów” co by ci tropik nie przeciekał /mam zaprzyjaźniony sklep gdzie takie Tenty są w promocji i to wzmacniane więc gdyby cos to mogę załatwić

Ps. Robert nie wkładaj więcej oleju do kufra bo ze zdjęć dupa wyjdzie a w każdym razie wszystkie będą wyglądały jak „naoliwione”

Chłopaki szkoda słów ale zazdroszcze Wam łokrutnie …

Izi
08.07.2008, 14:15
wchodzimy właśnie w ostatnią fazę przygotowań
jeszcze 48 godzin i będziemy gotowi do wyjazdu (jak spawarka wytrzyma)

Izi
10.07.2008, 07:50
no to tak na szybko sprawa ma się tak,
sprzęty złożone właśnie przechodzą testy, wszak jutro wyjazd
za dużo nie napiszę ani zdjęć nie umieszczę właśnie wczoraj padł komputer :(
to tak na szybko z roboty tylko jakieś informacje


P.S. Kutwa pierwsze niedoróbki wychodzą trza wracać do garażu na poprawki

Robert Movistar
10.07.2008, 09:04
no to tak na szybko sprawa ma się tak,
sprzęty złożone właśnie przechodzą testy, wszak jutro wyjazd
za dużo nie napiszę ani zdjęć nie umieszczę właśnie wczoraj padł komputer :(
to tak na szybko z roboty tylko jakieś informacje


P.S. Kutwa pierwsze niedoróbki wychodzą trza wracać do garażu na poprawki

Klepaj, klepaj!! Jeszcze tylko 27 godzin do STARTU!!!:rules:

MaRP
10.07.2008, 12:16
Chlopaki, 23h45'!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Izi, ustaw sobie na tripmasterze odliczanie, odpalanie i jazda... chcesz czy nie:)

Pastor
11.07.2008, 07:25
Taaa... :oldman:
Dzisiejszej nocy, Mocą nadaną nam przez Technologię Rejli odprawiliśmy z Samborem (on był mini-mini-strantem) mszę HRC (coś jak czarna msza, ale nie czarna tylko w barwach HRC) za powodzenie wycieczki.
Macie chłopaki zaklepane błogosławieństwo Trzech Furii Afrykańskich, czyli: Dzidy, Trzody i Najebki.
Zwłaszcza ta ostatnia chętnie przyjęła ofiarę i w proroczym (aczkolwiek krótkim) śnie objawiła mi, że macie u niej szczególne względy, tylko musicie regularnie i obficie składać stosowną ofiarę ;)
Powodzenia życzę i lezę na magazyn kimnąć się gdzieś na workach bo mnie te obrzędy wykończą ;)
Zdrowia!
:hello:

MaRP
11.07.2008, 12:14
POOOOOOOOOOOOOOOOSZLI!!!!!!!!:)

FUKS
11.07.2008, 20:26
Z informacji z pierwszej reki(wszak siedze na wschodzie) wiekszosc niedzwiedzi poprosila o azyl polityczny w ogrodach zoologicznych w krajach posowieckich..... Do Kijowa przybylo 8 sztuk . Ciekawe kto im powiedzial ????

sambor1965
12.07.2008, 08:57
Jakby nie szlo wrocic na zachod to napierajcie na wschod, bo okazuje sie ze na wschod od wschodu jest juz absolutnie dziki zachod.

>>Flight XF 711 on route Petropavlovsk-Kamchatsky - Anchorage is carried
>>out on Mondays(schedule from August, 25 till September, 15).
>>The departure time is 22:00, the arrival time is 05:45.
>>Minimal cost for the flight on route Vladivostok -
>>Petropavlovsk-Kamchatsky - Anchorage at a given moment is 75428 roubles.
>>Nota that the price can vary.

Jarek
12.07.2008, 10:11
teraz mi mówisz jak my już w Garwolinie som, i dzisuaj dalej najebka zaraz u Wasilczuka

P.S. pocmniewde

IZI nie jarek

Pawel_z_Jasla
12.07.2008, 11:29
No tak zaczęło się - dzisiejszej nocy dokładnie o godz. 1.07 zadzwonił do mnie Izi /widać dopiero co wyjechał a już "ciasy pieriestroił szto by nie zabudiet"/ale stan jego był wielce błogosławiony w z wiązku z czym rozmowa jakoś tak się nie kleiła a w zasadzie to nawet nie rozpoczęła bo imć Pan Robert nie zareagował na fakt odebrania telefonu hehehehehe - widać chciał tylko sprawdzić czy aby na 100% śpie :vis:

POWODZENIE i tak jak napisał Pastorex: niech moc i trzy afrykańskie furie będą z Wami :grass::kumbaya::chleje:

Ps.
Oczekuje na kolejne telefony, z uwagi na zmianę czasu proszę Robertów o uwzględnienie stosownej poprawki - eeeee może jednak bedzie prościej jak ja zaczne spać w dzień:haha2:

FUKS
13.07.2008, 03:52
siedze se jak to zawsze w Kijowie o 4.10 z butelka Hortycji i pilotem w reku. Nagle slysze ........ najebka, Najebka, NAJEBKA co to kutwa ma znaczyc lotwieram okno i co jeden na parapecie z gorzka zolandkowa, a drugi u mnie w wannie siedzi z Zubrowka.
Se tak dumam....patrze w okno, patrze do lazienki, patrze na Hortycje w reku... o co tu k...a chodzi..... facet na podworku Afre prostuje, bo imc pan Movistar pomylil sprzeglo z hamulcem i skasowal VW Polo w Siedlcach..... toz to trzoda totalna.... widmo IZI myje sie moim plynem.... znaczy sie chyba realny.... a po cholere wzieli wodke ze soba

FUKS
13.07.2008, 04:10
nastepnie owe widma stwierdzily, ze beda u mnie "nocowac"( ciezko sie nocuje od 4.10 do 10.00 - bo Moskwa czeka i defilade trza zaliczyc no i najebke) !!!!!! Bo nie wiem czy wiecie..... ale juz do Bialorusi Trzody nie zapuskaja. ( tu info do Sambora cyt. Iziego " SAMOBOR...MASZ W RYJ). No coz... wzorem pana Kazimierza z Alternatywy 4 .... ranek juz jest... ptaki spiewaja... a trzoda pomalu zasypia( wczesniej wypijajac caly moj zapas piwa OBOLON- wodki swojej nieruszajac) .... a dzisiaj o 10.00 DZIDA na MOSKWE, Trzoda na Placu Czerwonym i Najebka w Mauzoleum LENINA ( chyba, ze pojada na Wegry) PS. Kto stroil GPS'A MOVISTAROWI?????

wasilczuk
13.07.2008, 12:50
narazie nic nie napisze bo nie dam rady.

FUKS
13.07.2008, 21:49
No coz, chlopcy wystartowali na Moskwe gdzie tak kolo 13.00 naszego czasu, .... wczesniej jednak proszac o odeskortowanie ich do zoo......... odwiedzili wybieg z niedzwiedziami bacznie im sie przygladajac i nim niedzwiedzie zorientowaly sie o co chodzi oni nura w wybieg i.... 8 niedzwiedziom-azylantom skopali dupsko.... nastepnie poraczyli sie kwasem prosto z beczki i dzida..... Powiem tak.... jaki Lenin byl, taki byl, ale wspolczuje mu. W Kijowie podroznicy zaliczyli - NAJEBKE, zrobili u mnie w chacie straszna TRZODE i DZIDE na Moskwe.... koncze a owym poslancom trzech wartosci zycze z calego serca SZEROKOSCI. (Mam nadzieje, ze nie beda wracali przez Kijow:mur::dizzy::haha2:)

MaRP
14.07.2008, 09:37
Bo to było tak:
5222766255361504097

MaRP
14.07.2008, 09:38
A tu link do zdjęć jak kogoś denerwuje pokaz:
GARWOLIN-TERESPOL-KIJÓW (http://picasaweb.google.com/MaciekRP/Garwolin_Terespol)

Jola
14.07.2008, 13:03
Jeszcze ja, jeszcze ja!
Póki dobrze wyprawa się nie zaczęła- powodzenia życzę, dróg zyczę, owocnego polowania na niedźwiedzie (zamówiłam jednego pod łóżko :) ) i bezawaryjności sprzętów i ludzi (bo jak tak czytam, że się cholery na każdym przystaknku alkoholizujecie a Rosja dopiero przed wami...). Bawcie się!

Pzdr.

Ps. Buziak dla Saszki!

Izi
14.07.2008, 16:45
УУУУУУУУУУУУОООООО!!!!!%%%%%%

МАМАЧ РЯОБЛЕМ С КОМРЕМ УОУОУО!!!!!!!!
КАК Р1САС РО РОЛСК1

ltd454
14.07.2008, 19:01
УУУУУУУУУУУУОООООО!!!!!%%%%%%

МАМАЧ РЯОБЛЕМ С КОМРЕМ УОУОУО!!!!!!!!
КАК Р1САС РО РОЛСК1

Chociaż trzeźwy jestem co może negatywnie wpłynąć na prawidłowe odczytanie wiadomości ale odczytałem to tak: Mamy problem z kompem yoyoyo!!!!! Jak pisać po polsku.

wlodar
14.07.2008, 21:27
Powodzenia dzikusy!!
Wracajcie cali:oldman:

Izi
14.07.2008, 22:35
ldt454 dobrze odczytales intencje

Swieta trojca:
1 - Najebka- na placu Czerwonym 170rubli
2 - Trzoda- wstep do mauzoleum Lenina i pocalowanie wodza w czolo 120rubli
3 - Dzida- ucieczka przed szwadronem policji Bezcenne
za wszystko inne zaplaci Sambor z kasy forumowej

P.S.I Podos masz w ryj
P.S.II Przez kilka dni moze byc brak kontaktu idziemy zwiedzac wszystkie muzea i skanseny w Moskwie

sambor1965
14.07.2008, 23:34
Dobrze zescie sie chlopaki odezwali, bo juz my mysleli ze to o Was:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5455802,Chcial_zrobic_w_zoo_zdjecie___rozs zarpaly_go_niedzwiedzie.html?skad=rss

Jezdzcie z Bogiem, mamy nadzieje ze wkrotce bedziecie bez internetu, ale za to z niedzwiedziami.

Robert Movistar
16.07.2008, 08:08
В Москве бардзо жарко. моторки отправили в аэропорт. отправляли целый день.
Пиво -добре. Дивчины -добре. :)
Живем у Алекса.
Сегодня пойдем в Кремль к Ленину :) может быть )))
http://photofile.ru/photo/7000/3592671/large/78905956.jpg
http://photofile.ru/photo/7000/3592671/large/78905974.jpg
http://photofile.ru/photo/7000/3592671/large/78906028.jpg
http://photofile.ru/photo/7000/3592671/large/78906022.jpg
http://photofile.ru/photo/7000/3592671/large/78906103.jpg

FUKS
16.07.2008, 08:35
Dostalem powiadomienie z poczty o koniecznosci odebrania dwoch starych motocykli z Boryspola.To piekny gest z Waszej strony ale : Chlopaki.... dlaczego nie wspominaliscie, ze z Kamczatki bedziecie wracac na niedzwiedziach ????????

sambor1965
17.07.2008, 01:09
Ech, to co napisze nie bedzie calkiem przyjemne. Wszyscy wiemy, ze Iziemu odbilo, ale to co zrobil w dniu wyjazdu...
Lubie sie klasc o 6, ale jakos nie lubie wstawac o tej porze. No, ale sie podnioslem i pojechalem do kolegi zeby sie z nim pozegnac. Mialem bowiem jakies graniczace z pewnoscia przekonanie, ze predko go nie zobacze.
Izi siedzial przy stole popijajac wodke i zagryzajac cebule. Objuczona oponami Afryka stala czekala juz gotowa do drogi.
- Już czas - rzekl Izi bekajac poteznie - Musze jeszcze wpasc w jedno miejsce.

Do Olesnicy pojechalismy offem, bo Izi był pijany i nie mogl jezdzic po publicznych drogach. W miescie poczal kluczyc, by w koncu zatrzymac sie pod... gabinetem dentystycznym. Wyciagnał z tankbaga aparat:

- Zrób zdjęcie jak wyjdę - nakazał

Facet był dzielny, trzeba mu to przyznac. Z gabinetu do ktorego wszedł energicznym krokiem nie dochodziły żadne jęki. Wszystko to trwało około godzinki.
Efekt przerosl moje oczekiwania.
Pstryknąłem.
Zobaczcie sami.

PS Proba wmieszania sie w lokalna spolecznosc godna jest pochwaly. I miałem w ogole nie informowac o tym nowym garniturze Iziego, ale jak slysze ze Lewar, Andrzej i Splawik jada do Izraela to zaczynam sie bac o ich napletki. Chlopaki nie rzezajcie sie w Polsce, bo dzis prawdziwych rzezakow juz nie ma, a tym co to zrobia moze sie reka omsknac...

giziu
17.07.2008, 07:36
A tą krew na tablicy to Izi zostawił?

7Greg
17.07.2008, 09:03
Ech, to co napisze nie.....

Obśmiałem się do łez :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

JareG
17.07.2008, 09:28
(..)
Pstryknąłem.
Zobaczcie sami.

PS Proba wmieszania sie w lokalna spolecznosc godna jest pochwaly. I miałem w ogole nie informowac o tym nowym garniturze Iziego (..)
Swoja droga to z taka paszczeka mozna na luzie stawac w szranki z niedzwiedziami :D

.. z pazurami tez cos (wy)kombinowali..? :haha2:

DrSpławik
17.07.2008, 09:58
... ale jak slysze ze Lewar, Andrzej i Splawik jada do Izraela to zaczynam sie bac o ich napletki. Chlopaki nie rzezajcie sie w Polsce, bo dzis prawdziwych rzezakow juz nie ma, a tym co to zrobia moze sie reka omsknac...
Jestem tak przywiązany do wyglądu, struktury i funkcjonalności mojego przyjaciela Rycha ( jesteśmy ze soba juz 40 lat ), że na pewno nie dam go sobie oskalpować... Wzorem Iziego zakupię bieliznę w technologi rajlii z zamkiem szyfrowym. Odpada nie istniejący problem niewygodnej kanapy w AT ( AT jest doskonała ) bo wszelkie odgniecenia dupska zwalę na niedopasowane majtasy.
Niech Tszoda, Dzida i Najebka strzegą nas przed narobieniem w pory.
p.s. Za Lewara się nie wypowiadam... On już jest z Łodzi.
pozdrawiam (juz w pampersie)
Rebe Izaak Mosze Spławenweiss :oldman:

Lewar
17.07.2008, 15:46
A ja nie wypowiadam się za Icchaaka Spławika bo on wychował się na Kazimierzu.
Ja jako prawdziwy Krzyżowiec zakuję sobie wszystkie łby tudzież członki w cnotliwą stal i nie daj Bóg aby jakiś potomek Mosze Dajana zbliżył się do mnie z nożem.

sambor1965
17.07.2008, 23:05
Sms sprzed 10 minut. Od Iziego.

Orzel wyladowal.


Krotko, ale wymownie...

puszek
18.07.2008, 00:15
Znaczy ,że trzeba śledzic doniesienia z dalekiego końca Rosiji... Może cos będzie o niespodziewanym poruszeniu wśród niedźwiedzi...Albo o jakimś niesamowitym ślubie wsród Ujgurów czy innych Chunchuzów. Mogatez wzlatywać jakieś rakiety a cena ropy znów zacznie bic rekordy...Ziemia zadrży....Powodzenia. :)

myku
18.07.2008, 09:55
zapowiada sie najweselsza relacja ze wszystkich wyjazdow,hehehee...

sambor1965
20.07.2008, 21:18
Juz wytrzezwieli? Moze by cos napisali? Lysy? Jakies wiesci?

Łysol
21.07.2008, 02:10
Juz wytrzezwieli? Moze by cos napisali? Lysy? Jakies wiesci?

Dolecieli, afryki też i aktualnie najepka ale wszystko pod kątrolą.

Łysol
21.07.2008, 02:31
Tzn gadałem wczoraj z Izim przez Skypa i generalnie jak już pisałem -najepka. Motóry doleciały całe. Zwiedzają okolice, mieli dziś spotkać się z miejscowymi off-roadowcami którzy prubowali wiosną wydostać się z Kamczatki drogą lądową. Internet się u Saszy zepsuł i dlatego na razie nic nie zapodają.

puszek
22.07.2008, 17:01
Kurna tam nie wesoło... Geołogom niedżwiedzie na Kamczatce skopały dupska...Nie dajcie sie Bambusy..i odzywajcie sie cześciej.:Thumbs_Up:

http://wiadomosci.onet.pl/1793274,12,item.html

ramires
22.07.2008, 17:21
niech tam tylko ekipa dojedzie, to misiaczki spier..ć będą albo ...




wylądują na odwyku :D

puszek
24.07.2008, 08:27
Hej Tundrownicy i Tajgownicy...zapoznaliscie jakies laski czy co? My tu gorzem bez wieści....Łysy ślij smski....

Łysol
24.07.2008, 11:07
Dzisiaj w nocy otrzymałem Smsa od Iziego:

Sewodnia my w Esso zawtra w Kluczach posljezawtra UstKamczacki kierunki i tripmaster nie rabotajet i fotoaparat toże.

Prawdopodobnie aparat, kierunki i tripmaster zjadł niedźwiedż tylko Izi nic o tym nie pisze żebyśmy się nie denerwowali.

JareG
24.07.2008, 11:09
(..) Prawdopodobnie aparat, kierunki i tripmaster zjadł niedźwiedż (..)
Wychodziloby z w/w, ze misiek zezarl caly motór.. albo przynajmniej znaczna jego czesc :D

Pastor
24.07.2008, 11:26
Na Kamczatce, na powierzchni dwa razy większej od Wielkiej Brytanii, żyje około 16 tysięcy kodiaków - podgatunku niedźwiedzi brunatnych. Jest to największy drapieżnik lądowy obok niedźwiedzia polarnego. Dorosły samiec kodiaka waży do 700 kg, osiąga wzrost byka, a stojąc na tylnych łapach może mieć nawet 3 m wysokości


To tyle w temacie :cold:

JareG
24.07.2008, 11:30
Na Kamczatce, na powierzchni dwa razy większej od Wielkiej Brytanii, żyje około 16 tysięcy kodiaków (..)
To tyle w temacie :cold:
Tez to gdzies czytalem.. :D

Misiaki sa u siebie, i sa miesozerne.. i pechowo w tym roku cos rybami nie obrodzilo.
Chlopaki beda musieli byc czujni.

wasilczuk
24.07.2008, 11:31
aparat fotograficzny "Kodiak kolor" ;)

zbyszek_africa
24.07.2008, 12:03
Może tam za duże stężenie napromieniowania, elektronika siada i niedżwiedzie mutanty urosły????

ramires
24.07.2008, 12:20
wy zawsze pesymiści jesteście

bardziej zacznijcie sie obawiać tego, że te misiaczki będą spie...lać z tamtych regionów i gnać w naszą stronę mogą ... no przecież albo im wątroba nie wytrzyma, albo popełnią rytualne zbiorowe samobójstwo. Toż to była by katastrowa ekologiczna ...

Powinni wyciągnąć DB killery dla świętego spokoju.

Marcin SF
24.07.2008, 13:50
eee nie jest tak źle, jak zwykle prasa pisze tylko o tych wzbudzających lęk aspektach. Tutaj całość z wiki

Kodiak (niedźwiedź kodiak, niedźwiedź brunatny z wyspy Kodiak, grizzly kodiacki) (Ursus arctos middendorffi) – drapieżny (http://pl.wikipedia.org/wiki/Drapie%C5%BCne) ssak (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ssak), podgatunek niedźwiedzia brunatnego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwied%C5%BA_brunatny). Obok niedźwiedzia polarnego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwied%C5%BA_polarny) największy żyjący drapieżnik (http://pl.wikipedia.org/wiki/Drapie%C5%BCnictwo) lądowy (http://pl.wikipedia.org/wiki/L%C4%85d). W
Kodiak (niedźwiedź kodiak, niedźwiedź brunatny z wyspy Kodiak, grizzly kodiacki) (Ursus arctos middendorffi) – (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)drapieżny (http://pl.wikipedia.org/wiki/Drapie%C5%BCne)ssak (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ssak), podgatunek (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)niedźwiedzia brunatnego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwied%C5%BA_brunatny). Obok (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)niedźwiedzia polarnego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwied%C5%BA_polarny) największy żyjący (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)drapieżnik (http://pl.wikipedia.org/wiki/Drapie%C5%BCnictwo)lądowy (http://pl.wikipedia.org/wiki/L%C4%85d). (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)Waży (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29) ponad pół (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)tony (http://pl.wikipedia.org/wiki/Tona), a często dochodzi do 700 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)kg (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kilogram). (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)Sierść (http://pl.wikipedia.org/wiki/Sier%C5%9B%C4%87) gęsta, barwy rudej, brunatnej. Osiąga wzrost (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)byka (http://pl.wikipedia.org/wiki/Byk_%28zwierz%C4%99%29), stojąc na tylnych łapach może mieć ponad 3 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)m (http://pl.wikipedia.org/wiki/Metr). Pomimo swych rozmiarów (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)niedźwiedź (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwiedziowate) ten jest bardzo nieufny. Często nawet na najmniejszy szelest reaguje ucieczką.
Żywi się szczególnie chętnie (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)świstakami (http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awistak) i innymi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)gryzoniami (http://pl.wikipedia.org/wiki/Gryzonie). Sławne są również polowania kodiaków na (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)łososie (http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81oso%C5%9B) w okresie ich pojawiania się w (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)rzekach (http://pl.wikipedia.org/wiki/Rzeka). Znany jest z wysokich umiejętności pływackich. Blisko spokrewniony z kodiakiem jest niedźwiedź z wyspy (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)Montague (http://pl.wikipedia.org/wiki/Montague), położonej na (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)południe (http://pl.wikipedia.org/wiki/Po%C5%82udnie) od (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)Alaski (http://pl.wikipedia.org/wiki/Alaska).
(http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29)
Waży (http://pl.wikipedia.org/wiki/Masa_%28fizyka%29) ponad pół tony (http://pl.wikipedia.org/wiki/Tona), a często dochodzi do 700 kg (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kilogram). Sierść (http://pl.wikipedia.org/wiki/Sier%C5%9B%C4%87) gęsta, barwy rudej, brunatnej. Osiąga wzrost byka (http://pl.wikipedia.org/wiki/Byk_%28zwierz%C4%99%29), stojąc na tylnych łapach może mieć ponad 3 m (http://pl.wikipedia.org/wiki/Metr). Pomimo swych rozmiarów niedźwiedź (http://pl.wikipedia.org/wiki/Nied%C5%BAwiedziowate) ten jest bardzo nieufny. Często nawet na najmniejszy szelest reaguje ucieczką.


Wystarczy, że który pruknie i wszystkie uciekną :vis::haha2:

Pastor
24.07.2008, 14:30
Wystarczy, że który pruknie i wszystkie uciekną :vis::haha2:
No tak - nawet literatura piękna opisuje przypadki skutecznego pierdzenia na niedźwiedzie. Z tym że był to niedźwiedź litwin.

Szkoda tylko, że te ruskie geołogi o tym nie wiedzą... ;)

http://wiadomosci.onet.pl/1793274,12,item.html
Co najmniej 30 głodnych niedźwiedzi, które zabiły dwóch ludzi, nie daje wyjść z obozu rosyjskim geologom na Kamczatce

:hello:

JareG
24.07.2008, 14:31
Marcin, wsio OK ale jest jeden problem - gdy niedzwiedz jest glodny*, to strach mu jakby przechodzi.. albo inaczej: zeby sie nie bac, jebnie 'straszaka' w czerep zamiast uciekac :D

* a jak jest glodny to jest i ciekawy = szuka zarcia - sprawdzone empirycznie w Tatrach, tabor na Włosienicy

newrom
24.07.2008, 14:43
Tiaa, chłopaki będą musieli zmienić kodiaki w grizli, skoro strielat nie budu ;)

pozdr
newrom

ramires
24.07.2008, 15:09
tia, a Izi i Robert wrócą w kurtkach z Kodiaka/Grizlii/Zagrizlii w wersji Rejlii :D

Marcin SF
24.07.2008, 17:44
No tak - nawet literatura piękna opisuje przypadki skutecznego pierdzenia na niedźwiedzie. Z tym że był to niedźwiedź litwin.

Szkoda tylko, że te ruskie geołogi o tym nie wiedzą... ;)

http://wiadomosci.onet.pl/1793274,12,item.html
Co najmniej 30 głodnych niedźwiedzi, które zabiły dwóch ludzi, nie daje wyjść z obozu rosyjskim geologom na Kamczatce

:hello:


kaj nasi tam dotrłom to się kodiaki gieologami najedzom i zważ na me słowa :umowa: pruknięcie wystarczy ;)

sambor1965
24.07.2008, 23:32
<object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/H69Katu519o&hl=en&fs=1"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/H69Katu519o&hl=en&fs=1" type="application/x-shockwave-flash" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object>

ferdek
24.07.2008, 23:37
Milusie futrzaki :p

Ale jakby coś poszło nie tak to pamiętajcie, że przed niedźwiedziem spier..la się w dół zbocza, wtedy są wolniejsze bo mają dłuższe tylne łapy i ciężko im biec hehe :fool2:

ramires
24.07.2008, 23:39
misiaczka takiego 18V załatwi ... takze przydatny paralizator moze byc

czosnek
24.07.2008, 23:40
Wersja dla odważnych: stanąć "na czworaka" pozycja "na stojąco" jest odbierana przez niedźwiedzie jako pozycja agresywna... jak ktoś sprawdzi proszę o znak życia ;)

MaRP
25.07.2008, 07:14
Łostatnie wiadomości od Kosmitów na Kamczatce:
"My w pępku dupy Kamczatki. Dzisiaj cały dzień po drogach, które teoretycznie nie istnieją na żadnych mapach a praktycznie mają się całkiem dobrze..."

Robert Movistar
25.07.2008, 09:43
mamy sie dobrze, misie tyz. Jakos idzie sie z nimi dogadac, ino wodki czeba wiecy. Dryndy jada, po za drobnymi problemami z walem nic sie nie dzieje.
Najepka jak zawsze skuteczna, integracja z tubylcza ludnoscia idzie nam jak polsko - ruskie rozmowki z niedzwiedziami:) czyli wsio w paridakie!!!!!!! Kierunki sa zbyteczne, im mniej tym lepij.
jak sie do netu zas dopadniemy, damy znaka!!

podos
25.07.2008, 10:01
uff - czyli żyją...

puszek
25.07.2008, 10:19
zapodajcie jakies fotyyyyyy!!!! Jezuuu zyja.....

giziu
25.07.2008, 10:42
Może spotkają misia uszatka?

ramires
25.07.2008, 11:53
Misia Uszatka to oni juz pewnie na Alaske przegnali ...

mi dalej szkoda sie robi tych misiaczkow co ... nasze czarnuchy w ramach integracji zapiją ...

Izi
28.07.2008, 05:28
zapodajcie jakies fotyyyyyy!!!! Jezuuu zyja.....

Jakie foty????
Dotarlsmy do miasta, ktore nie istnieje, na poligon ktorego nie ma i po 24 godzinach negocjacji przy "Zielonej marce", doszlismy do porozumienia ze szpion i turysta to nie to samo. Po zostawieniu suvenirow w postaci fotoaparatu, kart SIM do telefona, telefona satelitarnego otrzymalismy suvenira w postaci dwoch Hond Africa Twin.

sambor1965
28.07.2008, 07:49
Tylko po przejechaniu tego poligonu nie sciagajcie okularow, bo ci goscie w czerni wymaza Wam pamiec i tyle tego bedzie...

puszek
28.07.2008, 08:50
Dużo jeszcze jest tych poligonów przed wami? Suveniry powoli sie kończą....

MaRP
28.07.2008, 10:26
Jak podaje Wolne Radio Kamczatka o godz. 04:39:
"Team R&R Najebka Pyrdek Breslau Africa Twin kontra Kamczatka Gryzli Niedźwiedzie dp przerwy 0:1..." cokolwiek to znaczy...:dizzy:

sambor1965
28.07.2008, 10:54
Chyba ze jednego zjadly...

MaRP
28.07.2008, 12:00
Wiadomości z ostatniej chwili:
"Po orzerwie Team Najebka wprowadził czarnego konia zwanego AK42, spotkanie skończyło się wynikiem 1-1..."

No to przeżyli...:lol8:

sambor1965
28.07.2008, 14:16
chyba jakis stary model maja, u nas bardziej popularne AK47

puszek
28.07.2008, 15:04
No przecież oni w głuszy...Nie licz na jakieś nowości... mam nadzieje ze te pyrki anty niedźwiedzie nie zawiodą ... Ciekawe jakie paliwo rakietowe popijają. Przehandlowali fanty za wutke a nam wciskają kity o jakis miastach których nie ma...Widział ktoś miasto którego nie ma?

ramires
28.07.2008, 15:18
Atlantyda? :D

Lewar
29.07.2008, 10:39
Londyn ?

Robertbed
29.07.2008, 10:46
tak, Lewar ma racje nie ma takiego miasta Londyn!no chyba ze trzeba poszukac, hehe

puszek
29.07.2008, 13:46
NO ale kto to widział...bajki jakies opowiadaja tylko......poeci sprzed lat:)

Patiomkin
29.07.2008, 16:25
tak, Lewar ma racje nie ma takiego miasta Londyn!no chyba ze trzeba poszukac, hehe

Pytałem na poczcie - NIE MA!

sambor1965
01.08.2008, 07:41
Przeczytalem dzisiejszy wpis na blogu. Zrozumialem tylko ze zyja...
http://kamczatkaafricatwin.blox.pl/html

MaRP
01.08.2008, 07:59
Turbo Pyrdki wlaśnie dopływają do Sachalinu...

sambor1965
01.08.2008, 08:07
No wlasnie dostalem smsa.
Priviet. Sewodnia my katajem sja na Sachalinie zawtra chuj znajet gdzie
a kak wasz poucieszestwie.
pazdraliaju
IZI



Nie wiem czy sie chlopakom kierunki nie pomylily. Bo wyglada teraz ze na Japonie jada.
Myslicie ze by im napisac ze Sachalin to wyspa? Nie chcialbym chlopakow zalamywac...

Pastor
01.08.2008, 08:08
Turbo Pyrdki wlaśnie dopływają do Sachalinu...

Już są na Sahalinie. 2 min temu dzwonił do mnie Izi. Tera negocjują ceny benzyny a jutro/pojutrze przyatakują na stały ląd.

Zdrowia!
:hello:

Znaczy się - wiedzą ze to wyspa ;)

Pawel_z_Jasla
08.08.2008, 10:41
Ma ktoś jakieś info - żyją??

MaRP
08.08.2008, 11:37
Właśnie nie ma żadnych informacji, telefon też milczy:confused:

greton
09.08.2008, 00:55
wiadomość z ostatniej chwili:
"no to najgorsze chyba przejechali my, noga prawa skrecona w kostce prawa za to w kolanie klocki sie skonczyly z przodu i z tylu szyb lusterek i kierunkow brak ale napieramy dalej"
oczywiście nie wiadomo w ich przypadku czy to wszystko prawda, co kto komu i dlaczego, ale dobrze że przynajmniej dali "dowód życia"

bajrasz
09.08.2008, 19:26
"1500km do Czity, wszystko w najlepszym porządku-pozdrawiamy""

bajrasz
13.08.2008, 12:24
Info z wczoraj:

"200km do Irkucka..."

bajrasz
14.08.2008, 23:49
Niedźwiedzi zakład powstał dzisiaj!...stawką wejściową jest flaszka!
Chłopaki, są około 6tysi w linii prostej do domu, termin lądowania ustalony na max 24.08.
Czyli mają 9-dni do pokonania okolo 6-ciu tysi po drogach Rosji.
Warunki zakładu są proste,...niczym drogi Rosji;)
Dadzą radę-Nie dadzą rady - 1:2
nadmiar zabezpieczy ramires, na kolejny zlot;)

bajrasz
14.08.2008, 23:51
aktualna lista:

bajrasz-tak 2x0,5
Piotr AT-nie 1x0,7
Matjas-tak 2x0,5
Lungo-nie 1x0,5

greton
15.08.2008, 00:18
mam w dupie, czy dadzą - czy nie, "wchodzę w to" i stawiam 0,7

Pastor
15.08.2008, 11:44
eSMSman sprzed chwili:

Żyjeta. Napierajeta. Mijamy Bajkała kurwa jak daleko. Zdrowia!

To ja tesz:
Zdrowia!
:hello:

bajrasz
19.08.2008, 23:05
No i zakład który zaproponowałem, nabiera barw!

było: "Czyli mają 9-dni do pokonania okolo 6-ciu tysi po drogach Rosji"

jest: "Roberta moto się posypało...Parę dobrych dni na naprawę trza..."

stawka 1:2, na: dadzą radę:nie dadzą

już osobiście czuję porażkę, dwie flachy na termin postawiłem!;)

Pastor
20.08.2008, 07:05
"Roberta moto się posypało...Parę dobrych dni na naprawę trza..."

Oj nieładnie :( A dzie som? Może podskoczę i cuś pomogę? ;)

Zdrowia!
:hello:

MaRP
21.08.2008, 08:10
Cytuję:
"W pizdu w Rosji urwało się właśnie mocowanie lamp i stelaża u Roberta ale mamy poksilinę w spraju i gumę donald duck tak że powinniśmy dać rade jak zakłady.."
To było wczoraj, jak jest dzisiaj cholera wie, a tak naprawdę to kto im wierzy???????????:Sarcastic:

greton
22.08.2008, 15:16
są w kraju i jak tylko otrzepią się z kurzu to naginają na wrocław

Robert Movistar
23.08.2008, 16:36
Wczoraj ok 23.00 ekipa w składzie R&R Breslau TurboPyrdki Great&Magic dotarła z powodzeniem do domu.
Kto w nas nie wierzył niech jutro złoży na tacy w kościele porządną ofiarę!
Greton wieśniaku ty pierwszy jutro pędź do kościoła, nie jesteś już moim ziomalem! Nie przyjadę do ciebie na żadnego grilla, a tym bardziej na popołudniową herbatkę z prądem.:rules:

ramires
23.08.2008, 16:40
joł joł ziomale :D

dobrze ze jestescie, wypocznijcie a potem na relacje czekamy

Pastor
24.08.2008, 17:36
Wczoraj ok 23.00 ekipa w składzie R&R Breslau TurboPyrdki Great&Magic dotarła z powodzeniem do domu.


Tak się zastanawiałem w jakiej intecji będzie moja dzisiejsza najebka. Tera jush wiem :haha2: Idę po srodki zwalczania trzeźwości i zaczynam ;)
Fajnie żeśta dotarli
:hello:

AdaM72
24.08.2008, 18:06
Idę po srodki zwalczania trzeźwości i zaczynam
Trza jednak było zacząć przy tych misiach.... :)

Pastor
24.08.2008, 18:15
Trza jednak było zacząć przy tych misiach.... :)

Co sie odwlecze... ;)

Robert Movistar
25.08.2008, 15:31
to tak na szybko:

http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008

Pawel_z_Jasla
25.08.2008, 15:46
No robibi WRAŻENIE !!
GRATULACJE to złoże przy najbliższej okazji osobiście.

Adagiio
25.08.2008, 16:33
No Roberty :Thumbs_Up:Bravo !

Zoltan
25.08.2008, 16:41
Kuźwa, ale wam zazdroszcze :vis::vis::vis:

Dzida, Czoda i Najepka pierwszej wody :drif:

Marcin SF
25.08.2008, 16:42
pięknie, ku*** pięknie pozazdrościć. Gratulacje chłopaki !!

Andrzej_Gdynia
25.08.2008, 20:06
Na relację pewnie poczekamy ze dwa lata...

matjas
25.08.2008, 20:22
Kto w nas nie wierzył niech jutro złoży na tacy w kościele porządną ofiarę!
no wiec ja ZAWSZE zaliczalem sie do tych wielkiej wiary. nie moge wrecz doczekac sie az sie woda z chrzcielnicy wyleje :)
wspaniale ze calo dotarliscie do domów.
matjas

Mijamoto
25.08.2008, 21:40
Moje klimaty, ryby wszelkiego sortu, czerwony kawior, i inne bliżej nieokreślone napoje... niezbyt dokładnie widać na zdjęciach:). Wiem, że to najniższe z uczuć, niestety przyznam się...zazdroszczę wyprawy:mur: Izi, co Ty z Saszką zrobiłeś, on taki ogolony na tych wszystkich zdjęciach;). Ps. Coś tam dzwoniłeś, chyba w dniu wyjazdu, ale ja wtedy byłem nad morzem azowskim a komóra w Polszy.

wieczny
26.08.2008, 19:04
Wlaśnie przeglądam fotki. Jak noga, cała? http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008/photo#5238442297008376626

:D.

Robert Movistar
28.08.2008, 09:05
Wlaśnie przeglądam fotki. Jak noga, cała? http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008/photo#5238442297008376626

:D.

No tak, Izi wygląda na tym zdjęciu nie co fatalnie. Ale twardawy z niego chłop:Thumbs_Up:
Widoczna na zdjęciu podeszwa na kufrze, to jedynie element taktyczno przeprawowy w postaci specjalnych sandałów w technologii rejli, posiadających komory balastowe, mini napęd atomowy. Mocowania do stóp wykonane z włókien węglowych, wzmacnianych karbonem, kotwice magnetyczne, klamry tytanowe (od których Izi dostał uczulenia).
Służyły nam do badania oraz pokonywania wezbranych rzek wzdłuż BAM-u.
Niestety, do końca nie dotrwały, gdyż ponieważ w kontakcie z naturalnym uranem, którym mieliśmy usyfiony cały motocykl, zrobiła się zwara w ogniwach atomowych sandała, w efekcie czego Izi zaczął świecić, napęd przestał działać, ale skutecznie odstraszał komary.:lol8:

Jarek
28.08.2008, 09:38
Wiedziałem że dacie radę, ale byłem przekonany, że nie zmieścicie się w terminie , brygada R&R- pełny szacuneczek, zazdrość i te sprawy:))-zdjęcie super choć i tak pewnie nie oddają całej prawdy....no i te...uranowe sandały:):):)-no i nowy zarost u Mr.Movistara:)
gorąco pozdrawiam:)

ltd454
31.08.2008, 18:25
No panowie gratuluję udanej wyprawy. Fotki zajebiste ale na bank nie oddają tego co zobaczyliście.
Tych kolesi busami widzieliśmy gdzieś koło Uralu i ścigaliśmy się z nimi przez 2 dni.

Robert Movistar
01.09.2008, 13:57
My trafiliśmy na nich ze 2 - 3 dni jazdy od Irkucka. Pierwszym motocyklistą jakiego spotkaliśmy po drodze, był Kanadyjczyk od 3 lat w podróży na BMW 650. Mówił że jedzie już do Władywostoku, a potem Korea i dom bo się żona za nim stęskniła.
Kolejni to dwóch Angoli na V-Strom 650. Tamtejsza droga dała im nie źle w dupsko. Mówili że z Czity do Magadaczi jechali 4 dni.
Potem było 3 Australijczyków, 3 Greków, para z Włoch na afryce.

bajrasz
01.09.2008, 14:31
aktualna lista:

bajrasz-tak 2x0,5
Piotr AT-nie 1x0,7
Matjas-tak 2x0,5
Lungo-nie 1x0,5

My tu gadu gadu, że wrócili i takie tam, a gdzie przegrana wódeczność, co to ją mamy wspólnie skonsumować?!

Robert Movistar
03.09.2008, 09:23
Wrzuciłem jeszcze do galerii ogólną mapę naszej trasy.

http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008#5241029213460040210

Kolory:
Czerwony - samolot
zielony - motocykl
niebieski - statek

Opis się czyni, chociaż bóle straszne występują:) Endriu Gdynia, zaskoczymy cie, opis będzie trochę szybciej.

chomik
03.09.2008, 09:26
Wrzuciłem jeszcze do galerii ogólną mapę naszej trasy.

http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008#5241029213460040210 (http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008#5241029213460040210)Kolory:
Czerwony - samolot
zielony - motocykl
niebieski - statek

Tak ławiej :)
http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLvgTS27ChI/AAAAAAAAB6o/Vkx5iIoQk1U/s720/Trasa-mapa_ogolna.JPG

Robert Movistar
03.09.2008, 09:39
O! Dzięki wielkie Chomik.
Zawsze mam z tym problemy

Pastor
03.09.2008, 10:26
Ja coś niedowidzący jestem - czyli nie jechaliście północą wzdłoż BAMu, tylko trochę jak transsyberyjska? Coś mi się popieprzyło że chcieliście zrobic BAM jak Mario :)

Zdrowia!
:hello:

7Greg
03.09.2008, 10:30
Wrzuciłem jeszcze do galerii ogólną mapę naszej trasy.


Opis, opis i jeszcze raz opis ! :D

Robert Movistar
03.09.2008, 10:57
Ja coś niedowidzący jestem - czyli nie jechaliście północą wzdłoż BAMu, tylko trochę jak transsyberyjska? Coś mi się popieprzyło że chcieliście zrobic BAM jak Mario :)

Zdrowia!
:hello:

Ano Pastorze, dobrze widzący żeś jest. Chcieliśmy jechać BAMem, od Tyndy na wschód w stronę Bracka, ale że to już co nie którzy przejechali, to przy kolejnej najepce (tylko mi k....a popraw ten wyraz), zmieniliśmy plan. Jechaliśmy trasą którą Mario chciał przejechać, czyli też BAM-em tylko od końca.
Tutaj masz jego miejsce odbicia, jakieś 15 km za miejscowością Dżanki na rzece Amgun:
http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008#5238433890837247474

Łysol
09.09.2008, 23:02
Panowie gratuluje joł joł joł -najepka!:oldman::oldman::oldman:

FUKS
25.09.2008, 16:48
Opis się już zaczął pojawiać w mediach po Waszej wizycie. Prezydent Rosji był na Kamczatce i .... zresztą sami przeczytajcie : "Prezydent Miedwiediew zapowiedział na Kamczatce modernizację rosyjskich sił zbrojnych bez względu na kryzys finansowy.

- Bez względu na jakikolwiek kryzys musimy zbudować nowe okręty podwodne, musimy się uporać z modernizacją sił zbrojnych - podkreślił Miedwiediew na spotkaniu z załogą strategicznego okrętu podwodnego "Swiatoj Gieorgij Pobiedonosiec".

Miedwiediew zapewnił, że Rosja ma na to środki.

.
Piszcie szybko coście tam nabroili.

Izi
10.10.2008, 11:43
Wstęp zwany początkiem, czyli DLACZEGO

Wszystko zaczęło się, w 2004 kiedy to Rafał zwany Łysolem wraz z Ulą
zwaną Ulą, wybrał się na przejażdżkę więcej tu:
http://kamczatka2004.blogspot.com/ i poznał Saszę.
Natomiast w 2005 kolega Wojtek stworzył projekt (więcej tu:
http://www.wimdookolaswiata.pl/ ) w którym miałem pewien udział. Pojechałem do Władywostoku i wróciłem przez Mongolie, bo więcej czasu i pieniędzy nie miałem.
Tak poznałem Rafała, bo okazało się, że obaj przejechaliśmy całą Rosję
prawie tą samą drogą, tak, że było, o czym pogadać i kilka skrzynek
trunku zniszczyć. Odwiedziny, a to we Wrocławiu, a to w Warszawie są ot
tego czasu bardzo częste, bo my to raczej pogadać lubimy niż coś w
internecie pisać:)
W roku 2006 Sasza nam oznajmił, że nawiedzi za rok nasz kraj, cholera
trza się przygotować, remont motura i chałupy zrobić, nową fryzurę
zapodać. Łysol w tak zwanym międzyczasie zmienia Super Tenerę na
Africę. Po długich rozmowach z Saszą, ten drugi stwierdza, że też musi
mieć Africę i sprowadza ją z Japonii. W między czasie my z Rafałem
zakupujemy całe dodatkowe wyposażenie i wysyłamy na Kamczatkę. Motor
gotowy i Sasza w 2007 rusza do nas. No to z Movistarem knujemy plan,
że wyjedziemy mu na przeciw i spotkamy się na Ukrainie na zlocie
Goblin Show więcej tu http://www.goblinshow.com/ .
Ale zanim tam docieramy wpadamy do znajomych do Mołdawii na 6 lecie
czaptera klubu Padonki http://www.padonki.ru/ i tam się odnajdujemy Saszę.
Kilka zdjęć z wypadu zamieścił Movistar tu
http://picasaweb.google.com/robertxrv/UkarainaRumuniaMoDawia opis to
pewnie ukaże się za cztery lata :)
Potem to Sasza wraca z nami do Polski (niektórzy mieli go okazję
poznać, bo pokręciliśmy się tu i tam) Od pewnego czasu knuliśmy z
Movistarem wycieczkę do Magadanu, a że Kamczatka już blisko, to
pewnego wieczoru przy Nałęczowiance obiecałem Saszy, że przyjadę do
niego. A że słowo rzecz święta cóż było robić i tak w 2008 roku
znalazłem się na Kamczatce razem z Robertem vel Movistarem.


Opowieść ta czy też próba opowieści powstaje przez wuja SAMA Sambora,
który przymuszał nas ciągle do pisania notatek z podróży i po powrocie
kazał wszystko opisać, a nigdy do tej pory nie robiliśmy takich rzeczy,
(bo się nam nie chciało) tak, że nie wiemy jak nam to wyjdzie.
Nie wiemy też czy będzie to ciekawe, czy kogoś w ogóle zainteresuje czy tylko zanudzi.
Taka próba.Tu zacytuję notatkę z dnia 40-ego:
„Śpimy na łące, wstajemy, przejechane 240km, tankowanie ja 20l, R 22l,
przejechane 210km, tankowanie ja 19l R 21l, jemy, przejechane 107km
tankowanie, ja 12l, R14l, urwało się mocowanie stelaża od ramy, przejechane
280, tankowanie, ja 19l R 20l, przejechane 230, tankowanie, ja 15l, R 17l, spanie
w lasku brzozowym"
Tydzień przed i tydzień po wyglądały całkiem podobnie może tylko w
innych miejscach spaliśmy.
Ja, to ja czyli Izi, a R to Robert vel Movistar.

Podziękowania dla Hajnego z forum www.africatwin.cz (http://www.africatwin.cz/) za opony, które
nam załatwił na wyprawę.
Samborowi (on wie za co), Ervinowi z Koszyc(za gruszkówkę którą obiecaliśmy dowieźć na Kamczatkę i słowa dotrzymaliśmy) , Marpowi (za podtrzymywanie na duchu, że też chciało mu się z Wrocławia jechać do Terespola nas pożegnać), Wasilczukowi(za wałówkę :)), Jarkowi (za dzień wcześniej:)) i
wszystkim, którzy odprowadzali nas do granicy.

Przygotowania:
Dwa dni przed wyjazdem Robert wysyła mnie do Biedronki po liofilizaty
(jakby w Rosji nie było nic do jedzenia).
Idę tym bardziej, że przypomniałem sobie, że nie mam karimaty, a w Biedronce jakieś
promocje. Robert posiada profesjonalną karimatę Term-a-rest, którą rok
wcześniej wyciągnął z kontenera, co z Indii wracał i była uwiązana do
jakiegoś motocykla BMW zwanego potocznie „krową". Za 22zł nabywam
super hiper karimatę w technologii rejlii (fakt że potem okazało się że 20 cm za krótką). Karimata, karimatą, ale może
jeszcze jakiś namiot by się przydał. Akurat na namioty też jest
promocja z 39,90 przecena na 19,90, biorę 1 szt. I pluję sobie w brodę,
że za karimatę dałem więcej, do cholery. Na wszelki wypadek Movistar
zaopatruje się w hurtowni u kolegi Maćka, co też AT śmiga, w 2 szt.
Izi-tentów. No chyba wszystko jest. Można ruszać.

Movistar wyrobił nowe międzynarodowe prawo jazdy, bo podobno potrzebne.
Ja mam od dwóch lat nieważne międzynarodowe prawo jazdy i na nim jadę, a co potem się będziemy martwić.

Dzień przed wyjazdem tzw. dzień -1 (kochana pani Maria).
Jadąc na ostatnią pożegnalną kolację do mojej ulubionej restauracji
„La Siesta" (http://www.lasiesta.net.pl/pl/orestauracji/) łamię
sobie/pęka mi ząb, jest godzina 18.00 dzień przed wyjazdem. Co jest do
cholery mamy nie jechać? Dzwonię do p.Marii mojej dentystki czy coś da
się zrobić, bo jutro o 12.00 start na Kamczatkę. Umawiamy się na 9,00
może coś da się poradzić. Jadąc już do domu przypominam sobie, że w
robocie zostawiłem baterie do aparatu. Co jest do cholery mamy nie
jechać? A rano, gdy testowałem Africę stopił się ślimak do napędu
prędkościomierza. Co do cholery nie jechać mamy? Nie ze mną te numery.
Wracam po baterię do roboty. Z drugiej Africy, co stoi w garażu
przekładam ślimak, a ząb zostaje rano załatany.

cd(może)n

wasilczuk
10.10.2008, 11:57
jak zawsze z jajem.
heheh.
rejli czad komando
brawo

Pastor
10.10.2008, 14:48
cd(może)n

cd(musi)n, bo w ryj!

Zdruf!
:hello:

puszek
11.10.2008, 09:57
Izi wklejaj jakies fotki w tekst..od razu bedzie fajniej sie czytało....

Izi
11.10.2008, 11:54
z tego co wiem to foty słabo się do czytania nadają,
Puchu marny jak chcesz jakieś foty fajne poołoglądać to se weź pismo co je twoja pani kupuje co rano, jakaś "Burde" czy "Elle"

P.S. Oprócz tego nie potrafię TU wklejać zdjęć, stare forum było lepsze:)

Bies13
11.10.2008, 19:06
Najlepsza relacja jaką kiedykolwiek i gdziekolwiek przeczytałem! Po co foty?
Izi, Bracie !! Ty po prostu masz TALENT ! Zawsze mówiłem, że jesteś zdolny do WSZYSTKIEGO !!:oldman:
Nie każ nam czekać na ciąg dalszy. Pliiiiiiiz! No, chyba, że szykuje się kolejna najepka- to co innego.
Na marginesie: będziesz na Biesowisku ?
Pozdrawiam
Konrad

NaczelnyFilozof
11.10.2008, 21:26
z tego co wiem to foty słabo się do czytania nadają,
Puchu marny jak chcesz jakieś foty fajne poołoglądać to se weź pismo co je twoja pani kupuje co rano, jakaś "Burde" czy "Elle"


Toast za ludzi którzy umieją PRAWDZIWIE podróżować :zdrufko:

klanol
12.10.2008, 10:20
ja tam lubię obrazki oglądnoć gdzyż słaby w mowie i piśmie jestem. dlategoż domagam się ilustracyji zacnych co by opis ten jałowy okrasić :)
a tak na marginesie to mam pierdolca na punkcie zdjęć więc zapodawaj! :D

ramires
12.10.2008, 11:04
z tego co wiem to foty słabo się do czytania nadają,
Puchu marny jak chcesz jakieś foty fajne poołoglądać to se weź pismo co je twoja pani kupuje co rano, jakaś "Burde" czy "Elle"

P.S. Oprócz tego nie potrafię TU wklejać zdjęć, stare forum było lepsze:)

http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=434

a po drugie zasada i sposób działania jest identyczny jak w starym, tutaj jest więcej opcji, z których możesz a nie musisz korzystać ... :)

Problem jak zwykle leży pomiędzy klawiaturą a oparciem krzesła :haha2:

Robert Movistar
13.10.2008, 11:37
Jak z fotami, to tylko tak umiem

Dzień 2. Próba przejazdu. Przejechane 1243km.

Rano pobudka, pakowanko i wszyscy ruszamy do Brześcia-Terespola.
http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKShonMvTI/AAAAAAAABS0/F7G-ObHV8jM/s576/P7120022.JPG

Tam
jeszcze ma na nas czekać Wasilczuk z ekipą. No i kurna się zaczyna
TRZODA. W Siedlcach Robert wjeżdża w dupę pani z niebieskiego VW Polo
a że to blondynka, to się cyrk zaczyna i jazda bez trzymanki.
Oświadczenia, policja, teściowa, strat ocenianie (Mamy kurwa nie
jechać ja się pytam).

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SPMRik2O6CI/AAAAAAAACIs/1NO-SoMJsmw/s576/100_3411.JPG

W końcu jakoś docieramy do granicy tam szybko
wymieniamy się zawieszeniami przednimi z Wasilczukiem, co by AT prosto
jechała, całusy, uściski, machanie zasmarkanymi chusteczkami, wałuwa
na drogę od Pawła vel Wasilczuka, bo niestety samogon który mieli cały
wytrąbili.
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKSr6rJqMI/AAAAAAAABTE/-InbvpoSpzU/s576/P7120025.JPG
My na wschód (tam musi być jakaś cywilizacja) reszta na
zachód poza jednym Ervinem,

http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKSpDUTcbI/AAAAAAAABS8/78No8pNY2Ys/s400/P7120024.JPG

który na południe jedzie, do Koszyc.
Dzięki wam dziewczyny i chłopaki za wszystko. Na granicy okazuje się,
że powinniśmy mieć wizy tranzytowe na wjazd do Białorusi. Podobno to
od nowego roku weszło w życie (Sambor masz w ryj). Nie stresujemy się
zbytnio to dopiero początek wycieczki i kupę czasu mamy. Pomyśleliśmy,
że szanowni celnicy do łapki coś chcieli. Po 3 godzinach negocjacji,
podchodów i czego tam jeszcze, mamy już wszystkie papierki, pieczątki
i na własne ryzyko chcemy jechać dalej (już tak kiedyś w Mołdawii
podróżowaliśmy jak wizy jeszcze obowiązywały i fajnie było), ale nagle
jedna nadgorliwa pani, (dlaczego to zawsze są kobiety) upiera się, i
na każdym załatwionym papierku, na każdej załatwionej z mozołem
pieczątce przybija nam inną z napisem „Anulowano" i do konsulatu
odsyła w sobotę. Wywiad z polskim celnikiem potwierdza jednak że
musimy mieć wizę tranzytową. Mamy nie jechać czy jak do cholery?
Rzucamy, więc monetą, reszka jedziemy dalej omijając Białoruś przez
Litwę, Łotwę, orzeł przez Ukrainę. Wypada orzeł, sms do Fuksa, który
zanabył AT od Pawła z Jasła i w Kijowie od pół roku mieszka, że niech
się dzisiaj szukuje na odwiedziny. Tak, więc DZIDA na Dorohusk, potem
Kijów, wbijamy się na 200 kilometrowy zamknięty i remontowany odcinek
drogi o 24.00. OFF-road nocą na Ukrainie to jest to. Docieramy do
Fuksa o 4.00 tam NAJEBKA i spać.

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKTCQqM3KI/AAAAAAAABTM/qfBko6ivXjQ/s400/P7130026.JPG

7Greg
13.10.2008, 11:49
Po pierwsze primo foty umieszczasz pomiedzy znaczniki IMG a nie URL
o tak ;)

http://picasaweb.google.com/robertxrv/Kamchatka2008#5238410599767582914

aby fota była widoczna pomiędzy znacznikami IMG musi być adres samej foty a nie strony html czy innego badziewia.

Zerknij tu: http://archiwum.africatwin.com.pl/index.php?type=topic&forum=7&id=2630
Zaczynając od 4 postu Ramiresa

Ostatnio molestowałem Wiecznego i juz jest kozak ;)

Robert Movistar
13.10.2008, 12:09
Dzięki, już wiem jak to działa:)

Robert Movistar
14.10.2008, 09:35
Dzień 3. My w matuszce Rasiji. Przejechane 355km.

Pobudka z samego rana o 12.00 czasu Ukraina. Wyjazd 13.00. Szybkie pożegnanie z Fuksem. Ciepło jak zwykle. Wbiliśmy się znowu w 200 kilometrowy odcinek z zakazem wjazdu (te drogi coś jęczą, że na 2012 rok szykują czy jakoś tak). Odcinkami jedzie się jak po stole, żadnych zakrętów, aut tyle co miejscowi. Po drodze zatrzymuje nas policja na radar za przekroczenie prędkości. Dodatkowo próbuje nam wmówić (tu pokazuje nam mapę z 1997 roku z zaznaczoną na czerwono i zielono drogą. Czerwona to ta, którą jedziemy a nie powinniśmy, zielona to ta właściwa tyle że chyba ze 100 km trzeba by było nadrobić) że złamaliśmy wszystkie zasady ruchu. Jak Africą na Ukrainie można przekroczyć prędkość??? Po 15 minutach rozmowy, milicjant/policjant chciał nam dać w końcu pieniądze na jedzenie. Jako że ciągle zakazem jedziemy, dojeżdżamy do budowy mostu. Dwóch pracowników chcąc zarobić na browar, pomagają nam przewalić motocykle przez tory kolejowe. Docieramy do granicy UA-RUS tam spędzamy 4 godziny i jesteśmy w Rosji! Bez jakichkolwiek problemów, trwało to dłużej niż zwykle, gdyż nie mieliśmy żadnej ichniej waluty a tylko w takich chcieli opłaty żebyśmy uiszczali. Oczywiście musieliśmy też załatwić z jedną panią celnik wwóz motocykli (znów kobieta). „Wriemiennyj wwoz”jest wydawany standartowo na 2 tygodnie, ale my po małej bajerze i suvenirze w postaci exluzywnej wódki „Gorzkiej Żołądkowej” miętowej załatwiamy sobie wwóz na 1 miesiąc, chcieliśmy na 2 miesiące, ale krzyknęła nam 5000 rubli za dwóch. Po małych negocjacjach cena spadła do 2000 za, dwóch ale to i tak za dużo. Tłumaczyła, że niżej nie może zejść, bo musi się z koleżanką podzielić. Jako że ciemno się zaczęło robić śpimy zaraz za granicą w hotelu 1000 gwiazdkowym. Tak jak tam komary wpierniczały, to chyba nigdzie na tym wyjeździe. Tak nam się przynajmniej wydawało…..

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKTTDMGSvI/AAAAAAAABTs/8OBT_jFaHKg/s576/P7130032.JPG

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKTVIKObSI/AAAAAAAABT0/3jpEvDoZdGw/s576/P7140033.JPG

Marcin SF
14.10.2008, 23:40
i już ? I tyle na dzisiaj ? kce wiecej ;)

Robert Movistar
15.10.2008, 12:10
Dzień 4. ALF. Przejechane 550km.
Rano pobudka, pakowanie i w drogę. Ruch spory, mijamy miasta obwodnicami, więc nie musimy się przez nie pchać. Przed Moskwą ruch robi się naprawdę duży. Raz trzy, raz cztery pasy w jedną stronę. W samym mieście jest już po 5 pasów. Mercedes S, to chyba jedno z najbardziej marnych aut jakie tam jeżdżą. Robią się korki, przez które się przeciskamy. Jedna obwodnica, potem druga, potem już Złote Kolco. Docieramy w końcu do Aleksa vel Alfa. Na jakiś czas zamieszkamy u niego.

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKTZZsoE4I/AAAAAAAABUE/OkQPNUeESyc/s400/P7150042.JPG

Na co dzień zajmuje się serwisowaniem motocykli. Ma Mercedesa Sprintera, a na nim warsztat. Czasem jeśli awaria jest poważniejsza, pakuje sprzęt na auto i przywozi do Moskwy. Na pytanie jak daleko wyjeżdża, odpowiada że blisko, maksymalnie 1 000 – 1 500 km.

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SPMR-xUx2fI/AAAAAAAACL8/TzFTq8loC88/s576/IMGP0537.JPG

Parkujemy moto. Alf mieszka 15 min z buta od Placu Czerwonego. Od jutra zaczniemy załatwiać wysyłkę nas i moto na Kamczatkę. My niby mamy bilety, moto niby też załatwione, za pomocą dwóch znajomych Koli i Andrieja, ale że w Rosji byliśmy już kilka razy wiemy, że to takie proste nie jest :)
Tu należałoby się cofnąć, o co najmniej 2 lata.
Jak poznałem Andrieja i Kolję. Zadzwonił do mnie Sqwer (www.sqwer.cz ) że jeden znajomy Rosjanin rozwalił się pod Rzymem jak wracał ze zlotu Varadero na Sycylii i trza go szybko ściągnąć do Rosji, bo wiza mu się kończy za trzy dni i mogą być problemy z opuszczeniem Unii Europejskiej. Bierzemy busa i dzida na zmianę non-stop do Rzymu tam najebka, pakowanko moto na pakę, koleś do kabiny i dzida na Brześć-Terespol. Tu to można by całą epopeję opisać jeszcze. Bo nas dwóch w busie + Andriej + za nami na moto jeden koleś na trampku drugi na Africy. Kola na Trampku zalicza jeszcze na austryjackiej autostradzie 300m spotkanie z tamtejszym asfaltem. Czasu coraz mniej, wizy się kończą i kupa innych problemów. Najważniejsze, że zdążyliśmy i wszystko się udało, a Andriej miał dług do odpracowania:)
Fakt że kontakt się urwał jak kiedyś telefon z namiarami zgubiłem, cholera nie tylko ten kontakt się urwał, ale powoli zaczynam wierzyć w przypadki. O co biega? W roku 2008 coś tam pomagałem przy organizacji zlotu w Kletnie, a zawsze informację o nim wieszam na czeskim forum AT ( http://www.africatwin.cz/prehled_akci.asp?stranka=2 )
Nagle telefon -”Cześć tu Andriej z Moskwy mogę przyjechać na zlot do Kletna znalazłem informacje na czeskiej stronie”
ja - „ sie głupio pytasz, dawaj”
Okazało się jednak, że coś tam w pracy nie wypaliło czy baba się na wyjazd nie zgodziła i nie dotarł. Ale kontakt odnowiony. Andriej od roku siedzi na Słowenii bo tam babę poznał.
Mija kilka dni mamy problemy z załatwieniem wysyłki motocykli z Moskwy. Dzwonię do niego czy nie zna kogoś kto nam pomóc, w końcu całe życie mieszkał w Moskwie. On, nie ma sprawy tu masz namiary do Kolji, ten co z Rzymu też jechał, dzwoń do niego wszystko załatwi. Kilka telefonów i maili do Moskwy i wszystko załatwione. Mamy tylko moto dostarczyć. Jest tylko jeden problem. Kiedy my dotrzemy do Moskwy Kolja na wakacjach będzie u Andrjeja na Słoweni, ale dostajemy namiary na Aleksa który nam wszystko załatwi i jakby co pomoże. I tak poznaliśmy Aleksa vel ALFA.
Tak naprawdę, jutro sądny dzień...

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKTXKRJEuI/AAAAAAAABT8/b7sTYxAu4fQ/s400/P7140039.jpg

Robert Movistar
16.10.2008, 09:18
Dzień 5. Ale jaja. Przejechane 45km na Szeremietiewo. Wtorek

Po zniszczeniu zapasów gorzkiej żołądkowej przywiezionych z kraju Kraka, rano start na Szeremietiewo, aby pozbyć się motocykli. My mamy lecieć dopiero za dwa dni. Na Szeremietiewo wyjechaliśmy o 10.00 wróciliśmy o 20.00 a miało być dwie godziny. Ale po kolei…

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SPMR9p0yFlI/AAAAAAAACL0/6ut7NBJSjAo/s576/IMGP0536.JPG
Ubogich to i w Moskwie trzeba wspierać

Wjeżdżamy na Cargo zdać moto i zaczynają się pomiary czy wejdą (chociaż wcześniej wszystko było ustalone i podane łącznie z wymiarami i wagami). Trwało to 15 min. Demontaż szyby, opony w karton, REWELACJA, tylko gdzie jest zonk…? Przecież to Rosja!:) Nie wiedzieli tylko że to obcokrajowcy będą wysyłać motocykle, tak że zaczyna się znany też z innych lat cyrk, tym bardziej że motocykle wysyłamy w całości, z paliwem olejami akumulatorem, a nie w żadnej paczce czy w skrzyni. Organizator wysyłki Siergiej mówi: - „Po co motocykle mają lecieć w środę do Pietropawłowska, jak tam nie ma składu celnego. Niech lecą z wami w czwartek”. My ok, jeszcze lepiej jak polecą tym samym samolotem co my. Zdajemy moto jedynie szyby i lusterka demontujemy i klemy od akumulatora odkręcamy to wszystko. Olej w silniku, paliwo w zbiorniku, aku w moto zostaje i nic nie rozbieramy aby w jakąkolwiek skrzynie pakować. No, motocykle zdane, po ważone pojedynczo, w całości z paczkami, bo dwie dodatkowo wysyłamy, w których są nasze szyby, opony, buzery i takie tam nie wygodnie rzeczy.
http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKTkLbBR3I/AAAAAAAABUo/EHIctxUxcEo/s576/P7150048.JPG

http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SPMSJ5W0rkI/AAAAAAAACM8/ixiUdRbADe8/s576/P7150056.JPG
Tyle ważyła Iziego drynda

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKTeQuJR4I/AAAAAAAABUU/9DDo59QlpkA/s576/P7150043.JPG

http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKTnl9hTOI/AAAAAAAABUw/KJyqD8b6Jro/s400/P7150050.JPG

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKT0wkHijI/AAAAAAAABVQ/FgydZFJTaTM/s576/P7150060.JPG

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKT_tZAEiI/AAAAAAAABVo/CZjtGK2Kv4U/s576/P7150064.JPG

http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKTxjUafwI/AAAAAAAABVI/GwfBDPwt5f8/s576/P7150058.JPG
Takie wynalazki też samolotem da się przewieść

Idziemy się rozliczyć i tak jak wcześniej myślałem zaczyna się jazda bez trzymanki. Cena wcześniej ustalona na X wynosi teraz Xx4. Dlaczego? Bo to, bo tamto, bo tak i już czyli zaczynają się negocjacje. Tu powinna powstać osobna opowieść:) Po 8h „negocjacji” straszenia, błagania, modłów, zaklęć, wyklęć i przekleństw, cena ustalona zostaje na poziomie Xx1,2 – jest to dla nas już do przyjęcia. Z taką kwotą liczyliśmy się od samego początku (bakszysz nada zapłacić). Fakt, że gdyby nie pomoc Alfa byłoby o wiele trudniej. Kwity wypisane, pieniądze przekazane, możemy iść spokojnie się od stresować – Gorzka Żołądkowa.

Robert Movistar
17.10.2008, 12:28
Dzień 6. Diebosz. Przejechane 0km. Środa.

Mamy cały dzień wolny. Poświęcamy go na zwiedzanie tego pana co leży na placu czerwonym, pojeźdzenie metrem (we Wrocławiu tego nie ma), wymianę waluty, browarzenie, poogladanie lasek, też u nas nie spotykanych, a wieczorem spotkanie z Dieboszem z klubu padonki www.padonki.ru, którego poznaliśmy rok wcześniej na Mołdawii w Kiszyniowie na imprezie czaptera Mołdawia.
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKUDNbchQI/AAAAAAAABVw/kOG6oOZAbFM/s400/P7160067.JPG

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKUHKVJIII/AAAAAAAABV4/F1BH_AegQf8/s400/P7160072.JPG

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKUKKI1pzI/AAAAAAAABWA/QNXF3gQCSVs/s576/P7160079.JPG

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKUMqfMHuI/AAAAAAAABWI/mSooRIn7C3g/s400/P7160080.JPG

Generalnie będąc w zeszłym roku na wyjeździe, mieliśmy w planach odwiedzenie Kiszniowa, gdzie poznaliśmy Diebosza. Facet nadaje na tych samych falach co my, czyli najepka rulezzzz. Nie będę pisał o szczegółach bo dzieci mogą to czytać. W Kiszniowie spędziliśmy 3 dni. Było wtedy chyba zaćmienie słońca, bo ciemności nas nie opuszczały.

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/Rta9jeEIfUI/AAAAAAAAAYc/jmmhaLadbuw/s640/F1000010.JPG

http://lh3.ggpht.com/robertxrv/Rta9qOEIfWI/AAAAAAAAAYs/U_fdvqtwKKA/s640/F1000015.JPG

http://lh5.ggpht.com/robertxrv/RtbBJuEIgSI/AAAAAAAAAgg/R4AYC0Rj0mE/s400/F1030035.JPG

W Moskwie umówiliśmy się z Dieboszem gdzieś w centrum, w jakiejś knajpie, gdzie ponoć motocykliści przyjeżdżają. Ludzi było full, ale gęby Diebosza nie sposób nie rozpoznać. Deklujemy się na końcu sali, i tradycyjnie wjeżdża na stół spora ilość napitku.
http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKUOsz3YuI/AAAAAAAABWQ/rE74zehIehE/s576/P7160081.JPG

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKUSkkfTMI/AAAAAAAABWg/GhvxqDsn3CI/s576/P7160087.JPG

Wychodzimy ostatni, idziemy w stronę metra, co by się do Alfa dostać. Trza iść spać, bo jutro kolejny sądny dzień.

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKUUgxLfNI/AAAAAAAABWs/qVrpoGLm7PQ/s400/P7160091.JPG

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKUZxjyirI/AAAAAAAABW8/jXJ9SMPuYfQ/s576/P7160101.JPG

http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKUdSazhLI/AAAAAAAABXM/PswAuDuY1hE/s400/P7160109.JPG

Robert Movistar
20.10.2008, 12:36
Dzień 7. Lecimy Uraaaaaaaaaaaaa. Przeleciane....chyba z 9 tyś km. Czwartek

Zostawiamy u Alfa cały zapas Gorzkiej Żołądkowej bo ją bardzo polubił, latamy trochę skuterem po Moskwie i na Szeremietiewo bo o 16.10 wylot do PKC. Alf wiezie nas na lotnisko. Z centrum Moskwy na Szeremietiewo jest ponad 30 km. Po odprawie, na której skrupulatnie wszystkich sprawdzają, łącznie ze zdejmowaniem butów zasuwamy na odpowiednie wyjście, ludzie jarają gdzie się da. Schodzimy na dół do autobusu, który ma nas dowieść na płytę lotniska. Pchają się wszyscy, jak by miejsca im mieli zająć. Żeby wszystkich zabrać, autobus podjeżdża trzy razy.
Tu w samolotach i na odprawach jest bardzo fajnie, można mieć alkohol w szklanych butelkach którego nie zamykają w żadnych specjalnych pojemnikach. Kupujesz flachę, to na pokładzie wyciągasz i najebka, tak że na 10 tys metrów niezłą zabawę zaliczamy w samolocie. Koledze który siedział przed nami, wypijamy cały zapas whisky, on nam cały zapas żubrówki. Po wylądowaniu na kolegę czeka uaz z napisem milicja i go zabiera w eskorcie, nam się udaje. Obok nas siedzi starszy jegomość, który wraca z Moskwy do Pietropawłowska. Za dawnych czasów wysłali chłopa do wojska na Kamczatkę i jak większość z nich już tam został. Był u brata w odwiedzinach, nie widzieli się kilka lat. Jedni pasażerowie są ubrani zimowo, inni jak by z plaży wrócili. Szczególną uwagę przykuwają dwie dziewczyny w mini. Jak wchodziły schodami do samolotu, wszyscy faceci stojący jeszcze na dole mieli ciekawy widok. Zastanawiamy się jak tam pogoda i czy dryndy oby na pewno lecą naszym samolotem. Stare i zbutwiałe stewardessy wrażenia na nas nie robią. Najgorsze były małe znudzone i ryczące dzieci. Staraliśmy się usnąć.
Niestety, dwie miłe panie siedzą na końcu samolotu, a my na skrzydle. Najepka czyni cuda

Robert Movistar
27.10.2008, 10:23
Dzień 8. Elizewo. Przejechane 0km. Chyba piątek
Lądujemy Ił-em 96 na Kamczatce (nie chcieli nam go sprzedać).
http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKUk7vIUSI/AAAAAAAABXk/cXgMFPtqlHY/s576/P7170126.JPG

Odpalamy GPS, żeby zobaczyć czy oby faktycznie to Kamczatka. No tak, to jednak to miejsce. Prostopadle do pasa którym lądowaliśmy nad naszymi głowami przelatuję MIGi29. Nikt na nas nie czeka, buuuuuuuu, ale to normalne, bo jak nas Łysol informuje u Saszy z powodu naszego przyjazdu jakieś spotkanie było i nikt się rano nie obudził. Idziemy po toboły, które wylądowały w małym pomieszczeniu. Każdy kto z taśmociągu bierze torbę, musi udowodnić panu przy wyjściu że to jego bagaż. No nic to, przestawiamy budziki o +11 godzin i idziemy spróbować odebrać motocykle, co z nami miały przylecieć. Pani na gruzowym terminalu informuje nas, aby przyjść za 2 godziny, bo dopiero wtedy rozładują samolot, idziemy do parku na przeciw lotniska i obserwujemy wyładunek, wypakowują, wypakowują, motocykli nie widać ludzie wsiadają samolot odlatuje idziemy do pani jeszcze raz. Okazuje się, że zapomnieli w Moskwie zapakować, akurat to mnie nie dziwi toż to Rosja a ja tu już nie pierwszy raz. Co z tym fantem zrobić? Pomyślimy później teraz trza siebie i bagaż przetransportować do PKC. Próbujemy dzwonić do Saszy, ale „telefon nie rabotajet”, no to do Łysola. On ich w końcu obudził (nie wiem jak) i daje znać że odbiorą nas z lotniska nam „nada rzdać”. W końcu jakoś wszyscy się spotykamy, Locha kolega Saszy idzie sprawdzić co z naszymi motocyklami. Uruchamiamy jeszcze w Moskwie Aleksa w tej sprawie i dzwonimy do Miedwiediewa, przecież tu tyle „miedwiedzi Kodiaków”. Kilka chwil oczekiwania i jest odpowiedź: będą jutro, pojutrze lub w ogóle kiedyś tam. A że ta odpowiedź nas satysfakcjonuje to na dzisiaj dajemy sobie spokój. Jedziemy do Saszy domu. Po drodze jakieś śniadane,

http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKVIEIokWI/AAAAAAAABYM/tnX8Jd8Jwuw/s576/P7180139.JPG
http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKVEdB1dFI/AAAAAAAABX8/Lr4TYYB-wv4/s576/P7180134.JPG

i szybkie zwiedzanie Pietropawłowka. Widać, że miasto żyje z oceanu. Wszędzie dźwigi portowe i wpływające do portów statki towarowe. Zresztą to jedyna droga, po za lotniczą dostania się na półwysep.
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKVGQ__t4I/AAAAAAAABYE/K4ixNFlAJGQ/s400/P7180137.JPG
Jest sporo okrętów wojennych, łodzi podwodnych w zatoce. Na drugim brzegu jest małe miasteczko i port wojenny. Żeby się tam dostać, trzeba mieć specjalne zezwolenie. Locha mówi, że postara się je załatwić. Facet dostał od nasz ksywkę „reżyser” telefony grzały się w jego rękach, cały czas nawijał, coś załatwiał. Miasto szare, ruch spory, wszystkie auta to 4x4 od typowych terenówek, po Toyoty Yaris, czy Nissany Micra. Ale większość z nich, to marki u nas nie znane. Cholera wie co to za wynalazki. 99,9% aut ma kierownicę po prawej stronie, choć ruch lewostronny. Wszystko płynie z Japonii do Władywostoku, a potem do Pietropawłowska. Pogoda pochmurna, więc wulkanów za bardzo nie widać. Ale co tam, to dopiero początek wyjazdu. U Saszy szybkie jedzenie z menu typowo ichniejszym, czyli kraby, ryby, kawior.
http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKVc6o8GgI/AAAAAAAABZY/FOZLTtBoC1s/s576/P7180172.JPG
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKVevga1nI/AAAAAAAABZg/XRK8bWkN9GU/s576/P7180173.JPG

Po obiadku relaks w aqua parku. Woda cieplutka, prosto z gejzera, lato, jesień, zima basen czynny cały czas.
http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKVMaoC8-I/AAAAAAAABYU/ccjVAFHslRI/s576/P7180153.JPG
http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKVQRogkGI/AAAAAAAABYk/wDiceoz5W7c/s576/P7180159.JPG
Po drodze jedziemy do znajomego Saszy, który importuje z USA i Japonii motocykle, potem je sprzedaje. Ceny mają wariackie mimo że Japonia blisko. Średnio motocykle są droższe niż u nas o 10-20%. Zdarzają się często pojemności 400 cm3.
http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKVWVSBJaI/AAAAAAAABY8/m08Sku0gKDM/s576/P7180166.JPG
Niebo zaczyna się przecierać i wyłaniają się powoli wulkany
http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKVX2av3aI/AAAAAAAABZE/9i3z5wke4wA/s576/P7180167.JPG

Dzień kończymy jak co dzień, hołd pewnym trzeba oddać. Jak tu „tiemno” szybko się robi, czyli najepka.

7Greg
27.10.2008, 10:42
Bardzo ładne zdjęcie pod wodą :)

wieczny
27.10.2008, 11:10
Moja ulubiona relacja :).

samul
27.10.2008, 11:42
No zajebiscie!!! Teraz troche dzidy bedzie? Dla rownowagi? Bo najepka permanentna i trzoda takoz :D :D :D

podos
27.10.2008, 13:39
Jakiej dzidy? Nawet nie odpalili sprzętów. Widzialem wczoraj zdjęcia i nie ma ani jednego z motocyklem....

Izi
27.10.2008, 14:42
Dzidy ni ma bo motury nie doleciały, a my posiwieli czy popili, czy jakoś tak

P.S. Podos a ty już więcej tych zdjęć z gołymi babami nie oglądaj bo powiem wiesz komu :)

Robert Movistar
29.10.2008, 09:14
Dzień 9. Tichy Okean (Ocean Spokojny). Przejchane 35km z Elizewa do garażu. Sobota.

Rano przejeżdża Kola co ma RD04 (to druga i zarazem ostatnia AT na Kamczatce). Był dwa lata temu motocyklem na Goblin Show. Na co dzień jeździ Subaru,
http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SMoX5ArxniI/AAAAAAAACBY/UFSKEAD_tRQ/s576/DSCF0863.JPG

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SMoXQlpT9lI/AAAAAAAAB7c/-xmyqZIgDNM/s576/DSC00058.JPG

z kierownicą po jedenej słusznej stronie, czyli prawej. Zabiera nas nad Ocean Spokojny. Tam kompu, kompu, czarna plaża, czarny piasek, mewy, ryby, wraki statków.
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKVh0b9dUI/AAAAAAAABZw/6TctsMqGgJk/s400/P7190176.JPG

Ludzie rozbijają namioty, grilują. Całe nadbrzeże usiane jest opuszczonymi bunkrami po czasach zimnej wojny. Na zboczach gór, betonowe konstrukcje, gdzie niegdyś stały czołgi i działa strzegące ZSRR, dookoła łuski, ostrzelane ściany, oczywiście co można było zabrać ze sobą zabrano. Polscy złomiarze mieli by tutaj raj, wszędzie rozrzucony złom. Prowadzą tam wąskie, dziurawe ścieżki. Widać pierwsze ślady niedźwiedzi, w postaci gówien na ścieżkach, poprzewracanych krzaków i małych drzewek (których liczbę na Kamczatce ocenia się na ok. 20 tyś). Logistycznie budowa tego wszystkiego była wyzwaniem. Tam gdzie kończy się plaża a zaczynają pola uprawne, głębokie rowy utrudniające dodarcie obcym wojskom w głąb lądu.
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKVvWgLi_I/AAAAAAAABaY/oFRGY9AjUVk/s576/P7190201.JPG

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SPMRlxB5j4I/AAAAAAAACI8/wTH28f4R53o/s576/100_3483.JPG

Nagle telefon od Lochy- „Wracajcie są motocykle”. No to dzida na „gruzowyj terminal” do Jelizewa, który jak w Moskwie twierdzą że nie istnieje. Tam jak zawsze trochę jaj, czyli kasa. Pewnie za to, że byli łaskawi nam oddać motocykle. 2800 rubli, sami nie wiemy za co ale nada płacić i już. Po wyjeździe w terminalu powiększamy ilość Afric RD07 i RD04 o 100% na Kamczatce. Oglądamy dryndy, o dziwo są całe i nie uszkodzone.
http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKV6wMLq5I/AAAAAAAABbA/_BB7YvGi3gU/s576/P7190222.JPG

Tak że wszystko gra, Szybki montaż szyb, klem w aku, graty do Land Cruisera, co my go potem kupili, i w drogę do PKC. Odwiedzamy klub „Kwadratowe koło”.

http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SPMRpsJ09fI/AAAAAAAACJY/QvPN05AFc68/s576/100_3628.JPG

Chłopaki poczynili już 2 próby przejechania drogą lądową z Pietropawłowska do Magadanu. Okazuje się, że nie udane, więc kombinują trzecią. Poznajemy szefa, dostajemy filmy z wypraw, rozmawiamy o naszych planach przejazdu, wszędzie na ścianach mapy, zdjęcia. Mamy pomysł na przejazd z Kamczatki do Magadanu. Okazuje się że nasza trasa jest chyba najbardziej słuszną. Pokazujemy, co planujemy za 2-4 lata przejechać, teraz to rozpoznanie terenu. Opowiada gdzie w tym roku dojechali. Najlepsze są teksty w stylu „po dwóch tygodniach „jazdy”, tu się uśmiecha, pokonaliśmy 100km, taki teren, i musieliśmy się wycofać” i tym podobne. Z jednej strony Kamczatki góry, a z drugiej rzeki, dróg brak. Po powrocie do PKC, Sasza zabiera nas na statek, którym pływa. W porcie stoi również okręt ochrony wybrzeża.
http://lh3.ggpht.com/robertxrv/SLKV-dEPbKI/AAAAAAAABbQ/tqmklugEFEI/s576/P7190228.JPG

Zdarzają się przypadki, gdy łodzie które łowią kraby w zakazanych miejscach, lub w czasie w którym nie można, zostają ostrzelane dla przykładu. Krypa na dno, ludzie na pokład. Najlepszy biznes jest na handlu kraba w Japonii. Wypływając na pół legalną robotę można nie źle zarobić, ale ryzykowne jest wtedy spotkanie właśnie z taką łajbą. Sasza pokazuje gdzie jego miejsce pracy, gdzie i jak sortuje się kraba.
http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SLKWEzDO7_I/AAAAAAAABb0/d8LbwEXzeKQ/s400/P7190236.JPG
http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKWJP7bRWI/AAAAAAAABcE/C9_Q1R1avdI/s576/P7190245.JPG
http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SLKWM68YnlI/AAAAAAAABcU/JnlvJLm_3ZE/s576/P7190247.JPG

Praca na łodzi trwa od 3 do 6 miesięcy. Dziennie po 12 godzin oddziela się nogi kraba od jego reszty i tak prze 3 lub 6 miesięcy…..Bierzemy kilka krabów do domu na kolację.
http://lh5.ggpht.com/robertxrv/SLKWVKrKGDI/AAAAAAAABc0/cdWBB4ycIoM/s576/P7190266.JPG

Będą krabowe specjały w różnych wydaniach.

http://lh4.ggpht.com/robertxrv/SPMRw3IRQFI/AAAAAAAACKI/tVjE0175dao/s576/100_3526.JPG
http://lh6.ggpht.com/robertxrv/SPMRvxLb1oI/AAAAAAAACKA/7td0qIP9EsE/s576/100_3519.JPG
Uwierzcie nam były…..Najpeka też…..

sambor1965
29.10.2008, 22:04
Znalezione gdzies na forum...

Сегодня в ночь из Петропавловска-Камчатского параход "Фортуна" понесет на своем борту к берегам Владивостока две Африки и двух польских пилотов. Поездка в Магадан у них на этот год уже отменяется. Хотят побыть несколько дней в столице Приморья, сгонять в Находку, дальше от Сковородино на Тынду и по БАМу. Надеются с Северобайкальска попасть в Иркутск (я посоветовал ехать до Братска и там уже выходить на Тулун). Дальнейшие планы до Тюмени, потом южной дорогой на Самару, от туда либо через Саратов, либо через Пензу на Украину, там уже к себе на Родину.
Поляки парни настоящие Африканцы, подготовлены к полной автономке, неприхотливы и самостоятельны, имеют полный комплект всего, что нужно, а также не нужного, но на собственном опыте знаю, как помогает простое человеческое участие, общение, ну и само собой помощь в дороге.
Приморцы!!! Примите участие в польских покатушках по вашему краю. Они там будут несколько дней, хотят посмотреть, что есть интересного и в путь. Ну и остальные по пути следования кто хочет пообщаться, типа велком. Наставьте их на путь истинный.
Поляки коммуникабельные, водку пьют, при необходимости (и наличии) курят, ночуют в любых условиях, русским владеют, матерятся на понятных языках…
На территории России у них будут действовать номера +79147871569 и +79147871570 обоих зовут Роберт. За пределами дальнего востока у них уже будет роуминг, так что пишите лучше СМС. Их телефоны кириллицу принимают, но отвечают только латиницей. Пока будут идти до Владивостока, естественно будут без связи (около 5-6 дней).
Короче – две Африки, два поляка, два Роберта. Кто встретит, отпишитесь тут, самому интересно где они будут и что с ними.
Всем кто дочитал до конца, удачи и спасибо за внимание.

puszek
29.10.2008, 22:30
Niezle wyniuchane... Poszukaj jeszcze w chinskim necie o waszej wyprawie na pustynie ...:haha2:

PawelZDR
29.10.2008, 23:55
Znalezione gdzies na forum...

Сегодня в ночь из Петропавловска-Камчатского параход "Фортуна" понесет на своем борту к берегам Владивостока две Африки и двух польских пилотов. Поездка в Магадан у них на этот год уже отменяется. Хотят побыть несколько дней в столице Приморья, сгонять в Находку, дальше от Сковородино на Тынду и по БАМу. Надеются с Северобайкальска попасть в Иркутск (я посоветовал ехать до Братска и там уже выходить на Тулун). Дальнейшие планы до Тюмени, потом южной дорогой на Самару, от туда либо через Саратов, либо через Пензу на Украину, там уже к себе на Родину.
Поляки парни настоящие Африканцы, подготовлены к полной автономке, неприхотливы и самостоятельны, имеют полный комплект всего, что нужно, а также не нужного, но на собственном опыте знаю, как помогает простое человеческое участие, общение, ну и само собой помощь в дороге.
Приморцы!!! Примите участие в польских покатушках по вашему краю. Они там будут несколько дней, хотят посмотреть, что есть интересного и в путь. Ну и остальные по пути следования кто хочет пообщаться, типа велком. Наставьте их на путь истинный.
Поляки коммуникабельные, водку пьют, при необходимости (и наличии) курят, ночуют в любых условиях, русским владеют, матерятся на понятных языках…
На территории России у них будут действовать номера +79147871569 и +79147871570 обоих зовут Роберт. За пределами дальнего востока у них уже будет роуминг, так что пишите лучше СМС. Их телефоны кириллицу принимают, но отвечают только латиницей. Пока будут идти до Владивостока, естественно будут без связи (около 5-6 дней).
Короче – две Африки, два поляка, два Роберта. Кто встретит, отпишитесь тут, самому интересно где они будут и что с ними.
Всем кто дочитал до конца, удачи и спасибо за внимание.


Nawet wódkę piją i lulki palą dwa Robert-y:haha2::Thumbs_Up:

ENDRIUZET
30.10.2008, 00:14
O Dżizus ... Kozacki Wypad :)

Robert Movistar
30.10.2008, 17:10
Sambor, interesujące, gdzieś to wygrzebał???
Jest kilka nieścisłości. Oczywiście po zadeklowaniu się na "Fortunie" mieliśmy płynąć do Władywostoku, ale jak wiadomo Rosja zmienną jest.Tak więc Nachodki, Władywostoku, Tyndy i Bracka my nie widzieli. Ale za to jakie inne rzeczy.... BAM i owszem ale nie od tej strony.
Palenie i picie porzuciliśmy zaraz na statku, w drodze powrotnej nieśliśmy dobre słowo i nawracaliśmy Rosjan na Dzidę, Trzodę i Najepke.

Znalezione gdzies na forum...

Сегодня в ночь из Петропавловска-Камчатского параход "Фортуна" понесет на своем борту к берегам Владивостока две Африки и двух польских пилотов. Поездка в Магадан у них на этот год уже отменяется. Хотят побыть несколько дней в столице Приморья, сгонять в Находку, дальше от Сковородино на Тынду и по БАМу. Надеются с Северобайкальска попасть в Иркутск (я посоветовал ехать до Братска и там уже выходить на Тулун). Дальнейшие планы до Тюмени, потом южной дорогой на Самару, от туда либо через Саратов, либо через Пензу на Украину, там уже к себе на Родину.
Поляки парни настоящие Африканцы, подготовлены к полной автономке, неприхотливы и самостоятельны, имеют полный комплект всего, что нужно, а также не нужного, но на собственном опыте знаю, как помогает простое человеческое участие, общение, ну и само собой помощь в дороге.
Приморцы!!! Примите участие в польских покатушках по вашему краю. Они там будут несколько дней, хотят посмотреть, что есть интересного и в путь. Ну и остальные по пути следования кто хочет пообщаться, типа велком. Наставьте их на путь истинный.
Поляки коммуникабельные, водку пьют, при необходимости (и наличии) курят, ночуют в любых условиях, русским владеют, матерятся на понятных языках…
На территории России у них будут действовать номера +79147871569 и +79147871570 обоих зовут Роберт. За пределами дальнего востока у них уже будет роуминг, так что пишите лучше СМС. Их телефоны кириллицу принимают, но отвечают только латиницей. Пока будут идти до Владивостока, естественно будут без связи (около 5-6 дней).
Короче – две Африки, два поляка, два Роберта. Кто встретит, отпишитесь тут, самому интересно где они будут и что с ними.
Всем кто дочитал до конца, удачи и спасибо за внимание.

Robert Movistar
30.10.2008, 19:38
Dzień 10. MIG-31-szy. Przejechane 306km. Niedziela.
Dzisiaj jakieś święto rybaka, u nich to tak jak u nas górnik. Jest tuningowisko, gorące źródła, lotnisko, helikopter, Mig31.
Pobudka i do Elizewa lecimy na imprezkę, którą nazwaliśmy tuningowiejsko. Kupa ludzi, kupa aut, kupa motocykli, kupa fajnych porozbieranych lasek, kupa japońskiego tuningu, kupa driftu, kupa dymu z palonych opon w ogóle kupa wszystkiego. Na początek dnia kontrola
http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMRzZMtk4I/AAAAAAAACKw/blJNqLyNZIw/s576/100_3532.JPG
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKWfG0OIcI/AAAAAAAABdc/dt7Tqd4LpX0/s800/P7200281.JPG
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKWg0IDnZI/AAAAAAAABdk/Rg728oaVMGc/s800/P7200282.JPG
http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKWivVJotI/AAAAAAAABds/Cl3gbq0lbp0/s576/P7200283.JPG
http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKWn84UhiI/AAAAAAAABeI/Gnay9hV2H04/s576/P7200289.JPG
Plan taki na dzisiaj taki, że pojedziemy dalej do Małek, gdzie są gorące źródła. Po drodze wpadamy do bazy Dimy, który jedzie z nami na Hondzie Dominator, pooglądać helikoptery i samoloty. Jest kapitanem jednego ze śmigłowców
http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMR8Y3Hm3I/AAAAAAAACLo/9YmPnrBqs-A/s800/100_3601.JPG
http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKXy7FZxtI/AAAAAAAABfI/7EJUlnnDLLs/s800/P7200320.JPG
(może jak nie będzie dowódcy to uda się polecieć), którym sprawdza gdzie spadł ostatnio wystrzelony pocisk. Czasem jak się Ruskim kierunki popierniczą i zatopią jakiś statek, Dima próbuje uratować rozbitków. Fajna robota, ruska armia strzela z samolotów lub okrętów wojennych na bliżej niezydentyfikowany poligon, a chłopak se lata i sprawdza gdzie pizgnął pocisk. Miejsca sporo, więc walą gdzie popadnie. Aby do lądowiska helikopterów dotrzeć, musieliśmy dwa razy przejechać przez lotnisko, na którym lądują MIGi, które też startują, tak że trza uważać. Zresztą jest to baza wojskowa. Gdy docieramy na miejsce przylatuje zgraja psów i dwóch żołnierzy. Znają Dimę więc nie strzelają do nas. Asfalt kończy się szybko, potem leśne dróżki, hopki, bagienka. Pełen luz. Próbujemy odpalić śmigłowiec, ale baterie ma chyba za słabe. Dima pokazuje co jest do czego. Potem oczywiście relaks w gorących źródłach w miejscowości Małki. (jakieś 100 km od PKC).
Po drodze posiłek w postaci pysznych bułeczek z różnycm farszem, a to z paróą, a to z mięsem, a to z grzybami i kapuchą. Schabowego niestety nie mieli...
http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMRm0f3CEI/AAAAAAAACJE/-ziNA5Rn5Ck/s800/100_3612.JPG
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKZcmNE5LI/AAAAAAAABgA/qpJvhJc_RDg/s576/P7200336.JPG
http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSQ5cAxHI/AAAAAAAACNw/OyBUwpUC9yg/s800/P7200339.JPG

Zabieramy Gruszkówkę, którą Ervin nam dał gdy żegnał nas u Jarka. Życzył sobie tylko, żebyśmy nie wyżłopali jej za wcześnie, tylko i wyłącznie gdy będziemy już na Kamczatce. Jako że Ervin, to porządny chłop, zakopaliśmy ją gdzieś w bagażach chcąc dotrzymać słowa i jej nie wychlać. Na szczęście gdy byliśmy już u Saszy, znalazła się.
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKaJ80TwHI/AAAAAAAABgo/iwW12JhtrTs/s576/P7200349.JPG

Nie ma jazdy bez koniaczku moskiewskiego. Napitek rewelacyjny. Więc zaopatrzeni w dwa wykwintne trunki, suniemy nad gorące źródła. Moczymy dupska w wodach, gdzie są różne temeperatury. Większe, mniejsze rozlewiska wody, dostarczają niesamowitych wrażeń, szczególnie gdy jesteś po gruszkowym drinku i przez nieopatrzność wejdziesz do wody o temperaturze 50 st.! Rozwiązane mają to tak, że układają z rzecznych kamieni jakby ogrodzenie. Jeśli woda w danym miejscu ma być cieplejsza, średnica kałuży jest mniejsza, i wpada do niej mniej zimnej wody z górskiego strumienia. Jeśli ma być chłodniejsza, okręg jest większy i więcej zimniej wody wpływa.
http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKaNMTr4oI/AAAAAAAABgw/_1LT6pR6cMQ/s800/P7200351.JPG
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSRrf7a5I/AAAAAAAACN4/EPgIW8JxlTc/s800/P7200353.JPG
Trzeba uważać na miejsce wypływu gorącej wody, bo można nogi poparzyć. Dzień kończymy jak co dzień, czyli najepka.

Robert Movistar
03.11.2008, 13:02
Dzień 11. Geotermoelektrownia. Przejechane 250km. Wycieki z zawieszenia i luzy na główce ramy.

Plan na dzisiaj zobaczyć wulkana i gejzera, bo do tej pory ciągle chmury wszystko zasłaniają i nic nie widzieliśmy jeszcze. Ale żeby zobaczyć, trzeba wyjechać z PKC, bo tam od oceanu cały czas chmury. Tak że z samego rana kupujemy śniadanie w formie Koniaku Moskiewskiego, kilku paczek fajek Ruski Styl naginamy do elektrowni geotermalnej (takie coś co moc gejzera na prąd lub ciepło zamienia) oraz na poligon wojskowy gdzie jest pustynia, ale z czarnym piaskiem taki nasz odpowiednik pustyni błędowskiej. Droga przezajebista, asfalt oczywiście skończył się zaraz za PKC widoki takie same.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKaUuT4CUI/AAAAAAAABhI/5BsfvQCqJvk/s576/P7210358.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKafdZebKI/AAAAAAAABhw/oTi7ZamFpYE/s576/P7210364.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKabPo7PCI/AAAAAAAABhg/GjiyrIIVPN0/s400/P7210362.JPG

Droga na początku szeroka, szuterek, później robi się węziej. Niebo zaczyna być takie jak należy, czyli błękitne. Testujemy wszystkie patenty, jakie zastosowaliśmy. Coś jest nie tak z zawieszeniami, nie da się jechać więcej niż 90km/h. Okazuje się, że spod oringów wywala olej w lagach. Wieczorem zobaczymy o co biega. Mamy takie patenty Turatecha do podwyższania zawieszeń i to nie daje rady. Widoki nie z tej ziemi. Widać w oddali wulkan Mutnowski, z jego szczytu unosi się dym. Wjeżdzamy co raz wyżej.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKaloAgXgI/AAAAAAAABiI/mLsETBPwnJA/s400/P7210371.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKaq9xKePI/AAAAAAAABiY/Jfg7cbcm-ks/s576/P7210377.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKatTJb1WI/AAAAAAAABik/7W2UyzeyXA0/s400/P7210378.JPG

Jest gorąco, więc w buzerach śmigamy. Gdy przejeżdzamy przez chmury, zaczyna być zimno i wilgotno. Po wyjeździe znów ciepło. Na dole widać chmury, przez które przejechaliśmy, dookoła zieleń, biel śniegu, jakieś fioletowe kwiaty, dymiące gejzery. Faktycznie nie na darmo nazwano Kamczatkę, krainą ognia i lodu. Grzejemy przez Mars, same kamienie i nic więcej. Testowali tu prototyp wszędołaza którego, potem chcieli wysłać na Marsa.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcDwizLSI/AAAAAAAABkM/eEvKPHFGcQM/s576/P7210436.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcGDVWCNI/AAAAAAAABkY/Ca0ftN2ik4w/s576/P7210437.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcI8w5m2I/AAAAAAAABkg/bR_1Jxct58I/s400/P7210438.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKa8I0ky-I/AAAAAAAABjU/5Mzth1YGZnw/s576/P7210407.JPG

Piękne widoki, piękna dolina dojazdowa i kilka po drodze przejazdowych też pięknych. Trochę dziczymy po okolicy i ichniej pustyni błędowskiej i na pustyni kamienistej też, ale to rzeźnia. Zatrzymujemy się pod elektrownią. Ochrona mówi, że przez zakład przejść się nie da, trzeba iść dookoła. Nie wiadomo o co chodzi. Z jednej strony idziesz po ubitym śniegu, zjeżdżamy na buzerach na dół, z drugiej strony słońce grzeje jak cholera, że ściągamy ciuchy.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKax-CsvCI/AAAAAAAABi0/a_Th1mgNt6k/s576/P7210388.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKa0p0BP-I/AAAAAAAABi8/oGhXfpyd_x8/s576/P7210391.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcBpUEu1I/AAAAAAAABkE/X34ExAbBcRg/s576/P7210427.JPG

Ostatni odcinek do gejzerów już z buta trzeba pokonać. Słychać w oddali huk, jak gorąca i pod ciśnieniem para wywali z wnętrza ziemi. Czuć i widać siarkę osadzającą się na kamieniach. Większy zbiornik z wodą jest koloru prawie szmaragdowego, wali z niego jak by ktoś wysypał wywrotkę zgnitych jaj.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKa2iw85yI/AAAAAAAABjE/c_lVYBGhoes/s576/P7210396.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKb1f09mhI/AAAAAAAABjk/Il0352zx2Tc/s576/P7210411.JPG
Za długo nie można w tym siedzieć, grozi utratą przytomności

Idziemy do motocykli już przez zakład. Ochrona nawet słowa nie powiedziała. Wracając do PKC Izi jeszcze zakopuje się w śniegu na amen. Z Saszą stwierdziliśmy że skoro Iziego nie ma, a przed chwilą był, to pewnie pojechał dalej przed nami. Jedziemy, jedziemy, a jego nie widać. Okazało się że pomógł wygrzebać dryndę przygodny niedźwiedź. Powrót do PKC. Wieczorem rozbieramy zawieszenia w obu africach, prostujemy je, poprawiamy łożyska w główce ramy, bo luzy się porobiły i zostawiamy do rana, bo oringi nada wymienić na inne. Nie wiadomo czy to lot na wysokości 10 tyś. metrów im zaszkodził czy górskie kamczackie powietrze, czy może Touratecha patenty nie nadają się do AT tylko do BMW czy Touratech nie dał takich jak potrzeba.

Robert Movistar
05.11.2008, 14:22
Dzień 12. Gorące źródła. Przejechane 147km. Małki.
Rano Iziego Africa leży na ziemi, siedzenie rozdarte. Wieczorem stała na podnośniku, ale rano już nie.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcN9cCAgI/AAAAAAAABkw/c7aUlTu4u08/s576/P7210442.JPG

Jedziemy kupić właściwe Iziego oringi. Jeżdżąc po PKC wpadamy na lokalny bazar, zobaczyć co mają dobrego. Ryb i rybopodobnych stworzeń od cholery.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcQGM_1bI/AAAAAAAABk4/yLLfmEo63tY/s576/P7220443.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcSta5vjI/AAAAAAAABlA/2VPN6AMFqTU/s400/P7220444.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcUutigPI/AAAAAAAABlI/22c1k0AFGEI/s400/P7220447.JPG

Szybkie zakupy (wybór ogromny, od koloru do wyboru. Izi zastanawiał się w jakim kolorze sobie zakupić), montaż, pakowanie i walimy w interior (http://pl.wikipedia.org/wiki/Interior). Jeżdząc po PKC wpadamy na lokalny bazar, zobaczyć co mają dorego. Ryb i rybopodobnych stworzeń od cholery.
Plan taki, że nocujemy w Małkach, a na drugi dzień walimy do Esso, potem jeszcze dalej na północ. Do Małek dociera z nami Sasza z Krychą na RD07, Locha na Tenerze 600 z kolega na KLE 400 (taki japoński wynalazek), a wieczorem Dima na Tenerze 660 i Max na Vulkanie który wczoraj zakupił od Saszy. W Małkach już nie tradycyjnie Moskiewski Koniak, tylko wódeczka Zielona Marka i japońskie piwo Asahi (http://www.asahibeer.co.jp/english/). Rozbijamy namiot (jak się później okazało pierwszy i ostatni raz na wyjeździe), szykujemy żarełko, zapijamy tym co przywieźliśmy.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKccZOA2VI/AAAAAAAABlg/3HapYW_fEtU/s576/P7220452.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKcex7gN2I/AAAAAAAABlo/kLPbNLYP2TE/s576/P7220454.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKchlXYRLI/AAAAAAAABlw/NPky9sPIKIk/s576/P7220453.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKdWKbS2XI/AAAAAAAABmQ/DzbpVe7JqDU/s576/P7220488.JPG

Dima chce nam pokazać ciekawe przeprawy w okolicy. Locha jedzie z nami, ale tylko do sklepu (znając go to po wódkę Zielona Marka). Z godzinę albo dwie kręcimy się po różnych wyspach i szuwarach. Wracając do bazy na NAJEPKE, widzimy że motocykl Lochy jeszcze stoi pod sklepem, a jakiś koleś wychodząc ze sklepu nas zatrzymuje, coś nie tak musi być. Stop, wpadamy do sklepu Locha cały we krwi trochę pobandażowany przez sprzedawcę. Trzyma na czole worek z lodem. Chciał zrobić bączka, ale niestety nie wyszedł. Okazało się że łeb, kolana i łokcie nie wytrzymały kontaktu z ichniejszym szutrem. Wieziemy go do naszej bazy. Sasza dzwoni do jakiegoś kolesia, żeby przyjechał i go zabrał, ale Locha twierdzi, że zostaje z nami. Po paru głębszych idzie do namiotu spać. Wieczorem przyjeżdża koleś, pakuje Lochę do auta i jedzie do PKC żeby medyk go obejrzał.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeG_gk2RI/AAAAAAAABm0/xce18wE3-U0/s576/P7220496.JPG

A my tradycyjnie, taplamy się w wodzie, podrywamy miejscowe szczerbate piękności. Nie szło za dobrze, więc czołgamy się do namiotu spać. Od czasu do czasu słychać jakiegoś wychodzącego z namiotu kolesia, celem wydalenia zawartości z żołądka.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeEMUs9aI/AAAAAAAABms/z8l3pPPqqjI/s576/P7220495.JPG

wieczny
05.11.2008, 14:44
Co IZI ma za soczewy :)?

Cement
05.11.2008, 14:59
Nie chce przerywac przygod, ale po dluzszaj przerwie sobie fajnie poczytalem, nie wspominajac wspaniale zdjecia. Robson na prezydenta :)

monah
06.11.2008, 18:18
eh...
ta ciezka rosyjska rzeczywistosc ))))))))
molodcy!

greton
07.11.2008, 11:27
kontynuować, kontynuować... bo w ryj

Robert Movistar
07.11.2008, 13:41
Dzień 13 Szwajcaria Kamczatki??? Przejechane 430km.
Przy 171 kilometrze pojawił się asfalt, w Miłkowie i zaraz znikł. Padł tripmaster, kierunki, obrotomierz.

Rano start do Esso. Dima nie jedzie, musi jakiś lot helikopterem wykonać i jakiś pocisk balistyczny znaleźć, Max też wraca prowadzi szkołe kjokuszinki czy jak to się nazywa i ma zajęcia. Locha już w nocy został wyekspediowany do PKC, aby go tam poskładali, reszta jedzie. Startujemy. 5km nawet nie przejechaliśmy gdy w KLE urywa się klema od akumulatora. Dalej z nami nie jedzie. Dzwoni po kumpli aby go ściągnęli do PKC. Izi pognał pierwszy, ja z Saszą jedziemy wolniej, jakieś 70 – 80 km/h. Droga raz lepsza, czyli bez dziur, raz gorsza z dziurami, tarką, zgubionymi kawałami drewna, które spadło z ciężarówek (dobrze że w dzień jedziemy, bo w nocy można się nie źle nadziać na leżący klocek). Jedziemy w odległości jeden od drugiego jakieś 800 m. Kurzy się strasznie. Co jakieś 40 km przejeżdża auto, co 20 km jakiś zakręt. Droga cały czas monotonna, ten sam krajobraz, czyli po jednej i po drugiej stronie las. Żadnego pobocza, tylko na krawędzi drogi usypane pryzmy szutru. Przed Miłkowem kontrola milicji, a w samym mieście jest jedyna stacja pomiędzy PKC a Kluczami. Jemy tam obiad. Zawsze Izi zamawiał żarcie, cały czas coś innego. Zawsze do obiadu zamawialiśmy sałatki. Mają ich setki, każda różna i każda tak samo dobra. Jak wyliczyliśmy do Esso zrobiliśmy z 600km z czego 32km asfaltem. Przy zjeździe do Esso zatrzymuje nas koleś jeepem. Gadka, szmatka, częstuje nas kwasem chlebowym. Kupujemy jeepa i podróżujemy jak Obi-Wan-Kenobi. Koleś mówi, że wczoraj w Esso na moście zastrzelili niedźwiedzia.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeJ_Uub6I/AAAAAAAABm8/65MAeuaaA3Q/s576/P7230499.JPG

Docieramy do Esso zwanego tu Szwajcarią Kamczatki, pewnie dlatego że nikt z ludzi tu mieszkających w Szwajcarii nigdy nie był. Meldujemy się u znajomego Saszy. Po zalogowaniu idziemy na basen, w którym woda przez cały rok ma min. 35 stopni, to też jest ogrzewane z wulkanów jak całe miasteczko, miejscowe dziewki próbują nas poderwać, ale jakaś dziwna u nich uroda i uzębienie mało kompletne. A, jadąc do Esso, poczyniliśmy małe zakupy żywnościowe. Na miejscu otwierając kufer z ciuchami stwierdzam, że na dziurach otworzył się pasztet, 1kg cukru w kostkach, jakaś wędlina i pomidor. Gulasz wygląd miał ciekawy, ale nikt nie chciał go jeść. Nauczony życiem i polityką logistyki Iziego, trzymałem tam śpiwór, karimatę, bluzę i klapki przeprawowe w technologii rejli. Tak że, chłopaki niezły ubaw mają jak to wszystko wyciągam i klnę pod nosem. Niestety, zjeść się tego nie da:) Pogoda dopisała, więc szybka przepierka i wsio było suche. Naprzeciwko domu w którym mieszkaliśmy jest jakiś dom spokojnej starości, czy coś takiego. Stałym stróżem naszym drynd jest wielki dziadek, który cały czas coś trajkotał pod nosem. Po ostatniej regulacji przedniego zawieszenia, luzuję łożysko w główce ramy, bo kiera ciężko chodziła. Tradycyjna najepka, przeciąga się do wczesnych godzin porannych co było brzemienne w skutkach.

Robert Movistar
13.11.2008, 10:58
Dzień 14. Łoszadzie końmi zwane. Przejechane na moto 0km na koniach z 50km.

Rano okazuje się, że w nocy zakupiliśmy konie i umówiliśmy się na wycieczkę na nich nad jezioro Ikar. Co go na żadnej mapie znaleźć nie możemy. No cóż taki lajv. Pogoda super, konie gotowe (jak się jeździ koniem/na koniu?)

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeVsatnaI/AAAAAAAABnc/ySwHhkPxtkE/s400/P7240513.JPG
Prawdziwy polski Dżon Łejn

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeMmyWFxI/AAAAAAAABnE/IF2rcuxw5qA/s576/P7240505.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKePxkP7zI/AAAAAAAABnM/d0-hkdXQMw8/s576/P7240510.JPG

Zaopatrujemy się w tubylczy spray przeciw komarom, przez nas zwanych sukinsynami. Owy spray jest o dziwo przez chwilę skuteczny oraz zestaw młodego turysty czyli moskiewski koniaczek w ilości wystarczającej. Zabieramy dwa plecaki, w których nie wiemy co się znajduje. I dzida w interior. Po kilku kilometrach, zjedzeniu kilku kilograma jagód, zobaczeniu kilku niedźwiedzich kup, kilku spektakularnych wyjebkek z konia wykonanych przez Iziego, (w końcu to jego pierwsza jazda na koniu), wyjaraniu paru blantów, wypiciu kilku koniaczków docieramy do jeziora.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeSQcy8jI/AAAAAAAABnU/sY6H7HOt2As/s576/P7240511.JPG

W plecakach był garnek, ryby na uchę, przyprawy, talerze, łyżki i niespodzianka.... wódka:). Niebo robi się ciemne, zaczyna padać, więc zbieramy szybko chrust. Idę po wodę do jeziora. Sasza zabiera się za robienie zupy Uchy.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeYQxYHDI/AAAAAAAABnk/gHJ-pMf_2z0/s576/P7240518.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKea-CzIrI/AAAAAAAABns/Oo1cbzL1tZE/s400/P7240519.JPG

Padanie zamienia się w lanie i grzmienie, konie powiązane do drzew zaczynają wierzgać (ciekawe czy będzie środek lokomocji na powrót) a z gara nad ognichem coraz bardziej apetyczny zapach. Pojedli, popili moskiewskiego koniaku oczywiście, rozbiegane i przestraszone konie połapali i zabieramy się do powrotu.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKeg9t3joI/AAAAAAAABn8/42q44xZ3_8c/s400/P7240533.JPG

Tym razem skrót przez rzeczkę był. W Esso po powrocie odwiedzamy jeszcze muzeum Ewenków oraz tubylczych ludów na wymarciu, dostajemy skórę z odpowiednika naszego jelenia od pana co w tajdze żyje. Koleś je to co da mu tajga i tak samo się ubiera, ale to na osobną opowieść.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKej3nC3wI/AAAAAAAABoE/6wliXblbaqQ/s576/P7240543.JPG
Tutaj trzymali jedzenie. Wysoko, co by niedźwiedzie się nie dostały

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKemR9tmEI/AAAAAAAABoQ/V3fTC96FWz0/s576/P7240544.JPG

My jeszcze do sklepu, zapas wódki robimy na najepkę i nura do basenu. W nocy na moście gdzie strielali do kodiaka, chłopaki łapią z mostu ryby. Gapią się w szybki nurt, w rękach trzymają długie kije zakończone metalowym ostrzem. Nie wiem jakie i gdzie te ryby były, dyskusja między nimi była zacięta, ale ja żadnej ryby nie widziałem. A, no i mostu, który jako jedyne miejsce w Esso było oświetlone... dwiema lampami.

ENDRIUZET
13.11.2008, 13:24
Revelka ... mucha nie siada ...

puszek
16.11.2008, 10:02
No no ,że tez Izi nie dogadał sie z koniem.. Trzeba było mu dac troszke koniaczku..od razu by chodził płynniej...:oldman:

Robert Movistar
17.11.2008, 09:18
Dzień15. Autonomiczny koriacki okręg. Przejechane 125km.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKesFeaeYI/AAAAAAAABog/VFKlcAvStLw/s576/P7250549.JPG
Patriotyzm widać na każdym kroku

Wstajemy rano i stwierdzamy, że Sasza z całą ekipą jeszcze śpi. A że naszła nas ochota na pojedżawkę, to zaczynamy knuć. Odpalamy sprzęty i kierujemy się w stronę Anvagay. Wiktor, kolega Saszy mówił, że jadąc w tamtą stronę jest droga „traktornaja” która prowadzi do Ust-Huryzewo oraz Tigil, ale jest przerwany most i nikt tam latem nie jeździ. Postanawiamy spróbować.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKev3w55uI/AAAAAAAABoo/8RNtUAKymlM/s576/P7250554.JPG

Przerwany most jest na początku drogi, jakby co wrócimy. Okazuje się że dla Afryk ten most taki straszny nie jest i pokonujemy prawie bez problemów. Na początku droga jest lekko błotnista i kamienista, pnie się w górę. Potem zaczyna się trochę piasku i ogromne jamy, które nas czasem zakrywają. Widać ślady niedźwiedzi. Gdyby popadał deszcz nie dało by rady jechać, ale na szczęście było sucho. Droga się czasem rozwidla, nie widać żadnych śladów jakichkolwiek pojazdów. Co trochę rozpadliny, wymyta przez deszcze droga. Dojeżdżamy do stacji trafo, przy której stoi mały domek. W ziemi jest zakopany kabel, który zimą jest kontrolowany przez pracowników. Takie domki są co około 20 km. Są w niej łóżka, jakiś stół, piec, trochę książek i starych gazet. Coś co pozwoli zabić nudę.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKe2AJPpnI/AAAAAAAABow/R5uizQFP--A/s576/P7250558.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKe8CaeQ3I/AAAAAAAABpA/7kOI7oBNjFk/s576/P7250561.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKe5Fd76LI/AAAAAAAABo4/xNtwsJfbArs/s576/P7250559.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfGXqCjrI/AAAAAAAABpY/FwhQ0zFfxmQ/s400/P7250570.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfEGtrrZI/AAAAAAAABpQ/AXtLPGCbRZ8/s576/P7250568.JPG
Jak by się komuś chciało sprawdzić gdzie jest ta chałupa, to współrzędne ma powyżej

To w nich śpią pracownicy, przesuwając się codziennie do następnego. Widoki cudne. Cisza, spokój, góry i doliny, kompletna dzicz. Przejeżdżamy tą drogą około 60 km. Można by jeszcze jechać ale zawracamy aby zdążyć przed nocą. Wieczorem w Esso oczywiście basen, integracja z tubylczą ludnością i najepka, która po naszym wyjeździe stała się w Esso tradycją.
Wjeżdżamy do Autonomicznego Koriackiego Okręgu i wracamy. Chłopaki z 4x4 jechali tu tydzień.

Elwood
17.11.2008, 09:57
Chciałem poczekać do końca relacji ale się nie da:)
Piknie,... piknie:Thumbs_Up:

samul
18.11.2008, 12:24
Łooooooo! Wot molojcy! A jacy uprzejmi, na prosbe o dzide zaraz zareagowali pozytywnie :D

Opisy pieeeekne jako i zdjecia. Zazdrosc dupe sciska.
Tylko przygotowania do takiego wyjazdu od wymiany watroby na nowa musial byh zaczac ;)

BRAVO!!!

Robert Movistar
18.11.2008, 17:54
Samul, dzidowanie było i to nie złe. Fakt że czasem tylko 20 km dziennie jadąc BAMem, a czasem i 1000 dziennie jadąc federalką. Więc wszystko w swoim czasie;)
Opis jest jaki jest, nie ma się co porównywać z Podosem czy Lewarem.:brawo:
Codziennie staraliśmy się robić zapiski w dzienniku i tak po prawdzie to właśnie je przepisujemy żywcem na forum. A że jest to opis dzień po dniu, to czasem była tylko trzoda, czasem najpeka, a czasem dzida.

7Greg
18.11.2008, 18:18
Samul, dzidowanie było i to nie złe. Fakt że czasem tylko 20 km dziennie jadąc BAMem, a czasem i 1000 dziennie jadąc federalką. Więc wszystko w swoim czasie;)
Opis jest jaki jest, nie ma się co porównywać z Podosem czy Lewarem.:brawo:
Codziennie staraliśmy się robić zapiski w dzienniku i tak po prawdzie to właśnie je przepisujemy żywcem na forum. A że jest to opis dzień po dniu, to czasem była tylko trzoda, czasem najpeka, a czasem dzida.

Dla mnie bomba. Super się czyta ;) :Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Elwood
18.11.2008, 18:24
Bardzo fajnie się to czyta.

michoo
18.11.2008, 20:28
Gratuluje powinniście faktycznie jakiś alboom wydać albo poradnik czy cuś

podos
18.11.2008, 20:36
Dla mnie rewelka. Z humorem, bez ozdobnikow.
PS. Masz w ryj profilaktycznie.

Robert Movistar
19.11.2008, 09:37
Dzień 16. Turbaza Matera. Przejechane 253km. Miał być Ust-Kamczacki jest Matera. 2 przeprawy przez rzeki po drodze. Matera baza oddycha, zajebista droga dojazdowa.

Jedziemy do Ust-Kamczacki. Żegnamy się z Wiktorem i jego rodziną.
http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfOpdBdfI/AAAAAAAABpw/Am8M2Kf5-yk/s640/P7250585.JPG

Za Esso pierwszy raz od wyjazdu z Polski i przybycia na Kamczatkę, lekko zmoczyło nam dupsko. Izi postanawia skorzystać z najnowszej zdobyczy kamczackiej techniki i ubiera kondona w technologii rejli.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfRxhM40I/AAAAAAAABp4/ehpzIABDE-I/s640/P7260586.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfbKW3RJI/AAAAAAAABqU/R2fvOEqZRuY/s640/P7260600.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfd5Bj8QI/AAAAAAAABqc/ur4400tzl98/s640/P7260603.JPG

Przez całą podróż ani razu nie padało (do tej pory). Sasza stwierdza, że pojedziemy do jego znajomych, którzy zaraz za miejscowością Klucze budują turbazę (baza turystyczna) Matera. Zaraz przed Kluczami jest jedna przeprawa promem przez rzekę. Gdy dojeżdżaliśmy do przeprawy zatrzymaliśmy się z Izim żeby poczekać na Saszę, który z racji że jechał z Krychą, to szło mu wolniej. Robimy coś do żarcia na przydrożnej polance. Patrzę, z tyłu kapeć. Odpompowałem powietrza, ale za chwilę zeszło. Więc chyba przebita. Podjechaliśmy do pierwszego „szynomontarzu” co by chociaż kompresor był. Po wyjęciu dętki, okazało się że jest cała. Złożyliśmy wszystko z powrotem i grało.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfgYLijjI/AAAAAAAABqk/yxmJlk-oEtI/s640/P7260605.JPG

Przy przeprawie stoją duże ciężarówki, wyładowane jakimiś blokami betonowymi. Widać coś tam budują. Jedna ciężarówka może wjechać na prom. Motocykliści za bilet nie płacą (taki ukłon w stronę motonogów).

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfVbrNg_I/AAAAAAAABqA/Z_Ys4O1LmJM/s640/P7260589.JPG

Wjeżdżając na prom, częstujemy gościa który nas zagadał, browarem. Okazało się że kiedyś był w Polsce. Tak nas pokochał, że dostaliśmy na szczęście od niego po 100 rubli. Zjeżdżamy z promu, przejeżdżamy jakieś 20-30 km i skręcamy w piaszczystą niczym cement drogę, drogę której nie było na żadnej mapie. Zjazd w grawiejki prowadził ostro w dół. Lajtowo sobie odkręciłem przy zjeździe, a na dole już leżałem. Cementowy piasek szybko mnie zatrzymał. Okazuje się, że do Matery jest jakieś 50km. Mamy z Izim kostki, Sasza łyse szosówki i plecak w postaci Krystyny. Izi napierdala, ja jakoś do przodu, Sasza ruchem okracznym w żółwim tempie. W końcu u Iziego odezwało się współczucie, bierze Krystynę na swoje moto. Co rusz słychać jak Krystyna wrzesczy, bo Izi idzie bokami jak na żużlu. Po środku drogi na wymytej przez padający deszcz piaszczystej polanie, czekając na Szaszę widzimy świerze ślady miśka.
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfjQh5C1I/AAAAAAAABqs/JQw3HZkauSg/s640/P7260613.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfYZ3jGtI/AAAAAAAABqI/c2GFoRMxOSQ/s640/P7260595.JPG

O 18 docieramy na miejsce. Nie spodziewałbym się że w środku Kamczatki 50 km od jedynej głównej drogi jest taki kemping. Wita nas Aleks wręczając spray na komary i zaprasza na wyżerkę.
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKf4TWlIGI/AAAAAAAABrk/vSitL1EbFLc/s640/P7260652.JPG

Kemping jest w budowie.
Co nie którzy mieszkają w zaadoptowanych cysternach, przerobionych na mieszkania.
http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKf8VVPu8I/AAAAAAAABrs/fifNM9Wqa70/s640/P7260657.JPG

Drewniane domki przypominają te z nowych europejskich kempingów. W środku kominek, ścieżki pomiędzy domkami wyłożone drewnianym chodnikiem. Jest kilka psów, które biegają wolno wokół kempingu, odstraszając przypadkowe niedźwiedzie. Aleks zabiera nas na łódkę motorową i płyniemy rzeką.
http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKf0yhP9FI/AAAAAAAABrc/utkmmWAaO1k/s512/P7260643.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKfsAaxCGI/AAAAAAAABrE/HSMTOrpetCA/s640/P7260618.JPG

Po drodze widać małe niedźwiedzie, które zażywają kąpieli na brzegu wyspy, jest mnóstwo ptaków które, ucztują jedząc niedawno padniętego wielkiego starego niedźwiedzia. Kompletna dzicz. Wieczorem idziemy do bani. Przyjechało kilkunastu znajomych Aleksa. Trzoda, nalepka, dzida chcemy wszystko na raz. Rozpasane dziewczyny powywracały nam motocykle (z tego wieczoru zdjęć nie zamieszczamy). Rano chcemy jechać z Izim do Ust-Kamczacki i dogadujemy się z Saszą, że my pojedziemy a on będzie czekał na nas już w Kluczach. Droga powrotna do głównej drogi, jak obliczył Sasza zajęłaby mu ok. 5 godzin. Bania, najebka i spać. Alex to starosłowianiec. Organizuje jakieś obrzędy, miesiąc ma 40 dni tydzień 9, Palią wielkie drewniane miecze i łażą po rozrzażonych węglach. Na plecach ma wydzierany jakiś kościół, świętych, krzyże na stopach, ale ogólnie wypić lubi, swój chłop.

7Greg
19.11.2008, 09:42
Normalnie rewelacja. Ile Wy tam byliście. 6 miesięcy. Tyle tego, że nie idzie zliczyć ;) :)

Jarek
19.11.2008, 09:53
e tam...nie więcej niz 1,5 miesiąca:):)- na dodatek Iziego po powrocie wyje..li z roboty:)

7Greg
19.11.2008, 09:57
.....na dodatek Iziego po powrocie wyje..li z roboty:)

To pechunio :confused:

Robert Movistar
19.11.2008, 10:53
Normalnie rewelacja. Ile Wy tam byliście. 6 miesięcy. Tyle tego, że nie idzie zliczyć ;) :)

11 lipca wystartowaliśmy, a w chacie zameldowałem się 22 sierpnia

Marcin SF
19.11.2008, 21:09
zajeibiaszcza relacja trzoda dzida i najepka :D

michoo
19.11.2008, 21:30
Robert totalnie gratuluje spaśnej relacji jak dla mnie bomba czekam na kolejne odcinki!

Kotrrin
19.11.2008, 21:59
No pogratulować tylko:Thumbs_Up:

zombi
19.11.2008, 22:18
- na dodatek Iziego po powrocie wyje..li z roboty:)
Ciekawe czy wiedzą ile stracili :vis:

Izi
20.11.2008, 07:40
e tam...nie więcej niz 1,5 miesiąca:):)- na dodatek Iziego po powrocie wyje..li z roboty:)

no cóż taki lajv, ale jakby coś ktoś wiedział ciekawego o jakiejś robocie to się chętnie zatrudnię znowu

Robert Movistar
20.11.2008, 11:28
Dzień 17. Mist Africa Ust-Kamczacki. Przejechane 447km.

Przed wyjazdem, Izi dzwoni jeszcze do centrali Hondy w Japonii, bo nie wiem gdzie sprawdzić olej w moto.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKf_hf3E8I/AAAAAAAABr0/PY1CM1A1jFg/s512/P7260659.JPG

W nocy musiało trochę popadać (a jak się później okazało to i wulkan miał erupcję i ciemno i mglisto jest) bo z cementowej drogi zrobiło się nawet przyjemnie. Piasek przybrał konsystencję prawie betonu:)

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgFdGCA-I/AAAAAAAABsE/H4-qKPcWgus/s640/P7260662.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgKpezRCI/AAAAAAAABsY/0sk2jmszGSQ/s640/P7270668.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgQD-9UoI/AAAAAAAABso/__7YQsjWoIY/s512/P7270673.JPG

Wyjeżdżamy na główną i walimy na Ust-Kamczacki. Po ok.80 km wydaje nam się że, jesteśmy w Alpach, gdyby nie brak asfaltu i widoczne wulkany.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgS1pJr1I/AAAAAAAABsw/Xpa972qA9vU/s640/P7270676.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgVrzDsLI/AAAAAAAABs4/BB4mKvk1T74/s640/P7270677.JPG

Droga robi się węższa, taka jak u nas, i zaczynają się zakręty, to w lewo to w prawo. Proste i płaska droga się skończyła. Jest słonecznie i ciepło. W oddali widać ciężkie i szare chmury z nad oceanu. Znaczy się tam jest cel naszej wycieczki. Ust-Kamczacki leży nad brzegiem oceanu miasteczko coraz bardziej się wyludnia. Jest podzielone na stary Ust-Kamczacki ..... i nowy.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgcBkhgcI/AAAAAAAABtI/QUTv1C16fF0/s640/P7270682.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgq03nnnI/AAAAAAAABtw/D-L4iaDDwf0/s640/P7270715.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKg0BW9FtI/AAAAAAAABuI/YsFsNVFf0nY/s640/P7270733.JPG

Stary leży na drugim brzegu rzeki Kamczatka, gdzie udajemy się promem.
Przed wyjazdem do Saszy dzwonił Locha informując że statek do Władywostoku mamy we wtorek o 24.00. A że była niedziela mieliśmy sporo czasu, żeby wrócić do Pietropawłowska Kamczackiego. Na promie zaczepia nas gość, mówi że ma daczę na starym Ust-Kamczackim, jest zupa ucha i że przyjechał z Pietropawłowska Kamczckiego. Są z nim znajomi.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgewn_BMI/AAAAAAAABtQ/8Zg9h5DUBHU/s640/P7270685.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKghjQEatI/AAAAAAAABtY/7tzifJXMHYk/s640/P7270705.JPG

Za chwilę telefon od Saszy gdzie jesteśmy, bo on już po przeprawie w Kluczach. W daczy najebka, kilku gości wali wódę, piwo i nie wiadomo jeszcze co. Kolesie mówią, że prom kursuje co trzy godziny, więc mamy sporo czasu żeby pozwiedzać. Ale nasi zapraszający, chcą zapakować się z nami na dryndy i jeździć. Izi bierze jednego z nich (tego co najtrzeźwiej wyglądał) i pojechali. Po powrocie Iziego, pojechaliśmy na Myst Africa (to jeden z tajnych celów wyprawy), półwysep przypominający afrykański kontynent. Pojedliśmy, popiliśmy, zwiedziliśmy przetwórnię ryb i wracamy na prom.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgoFT3TwI/AAAAAAAABto/g6hq7YUeY1k/s640/P7270708.JPG

Adorator Iziego płynie z nami, chce nas odprowadzić. Na promie okazuje się, że chce się z nami zabrać do Pietropawłowska. Cóż….prom dobija do brzegu, więc łycha i nie ma nas. Jest 17.30 niedziela. Mamy do Przejechania 750 km do Pietropawłowska Kamczackiedo z tego 30 km po asfalcie i przed sobą jeszcze 2 duże przeprawy! Czad, mamy nadzieję, że Sasza nie nudzi się za bardzo z Krychą czekając na nas w Kluczach. Cóż robić zapierdalamy.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKguGLBZII/AAAAAAAABt4/Uor0uQtAbsc/s640/P7270723.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKgxOfHbAI/AAAAAAAABuA/iKkAAkdY5Ek/s640/P7270726.JPG

Dojeżdżamy na wariata do pierwszej przeprawy w kierunku Kluczy. Promu niet, ludzi niet, Sasza od nas zaledwie 1 km na drugim brzegu. Izi jedzie na most remontowany sprawdzić czy da się przejechać. Okazuje się że to byłoby samobójstwo. Nasze telefony coś nie rabotajet. Z chmur wyłania się Kluczewska Sopka, a nagle z krzaków wychodzi gość z wielkim plecakiem, odganiając od siebie roje komarów. To paraszucista. Mówi że za 30 min będzie prom bo z PKC do UST-Kamczacki jedzie autobus. Widać, że komary nie dają mu żyć, więc częstujemy go sprajem przeciw sukinsynom. Przeprawiamy się na drugą stronę, gdzie czeka Sasza z Krystyną i jakimś żarciem jest 20.30. Mina Saszy jakaś niewyraźna, z tego co sobie przypominamy, to będą ostatnio w bani w Maternie, nikt z nas się do Krychy nie dobierał. No i słyszymy: - dzwonił Locha z PKC. Mówi, że jutro o 12 musimy być w porcie, żeby dryndy załadować. No k…..a, piknie. Jesteśmy 700 km od PKC, prawie wieczór, a jutro w południe mamy być w porcie?! Decyzja krótka, jedziemy!!! Bo i co mamy zrobić? Następny statek nie wiadomo kiedy odpłynie do Władywostoku, może za tydzień, może za dwa? Wjeżdżając na stację Izi zagapia się na tubylczą skośnooką piękność i nie zauważam zajebistej dziury, aby się nie wywalić podpiera się nogą wyprowadza 250kg Africę. W tym momencie już wie że nie jest dobrze. Na stacji nie może już zejść z motocykla. Mówi, że chyba jest kiepsko, skręcone kolano, gacie w kolanie robią się ciasne. Pomagamy zejść z motocykla, na twarzy grymas bólu. Ledwo chodzi, a przed nami jeszcze kawał drogi i coraz mniej czasu. Sasza karze nam jechać, on z Krychą swoim tempem dojadą do PKC.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSUtsQy9I/AAAAAAAACOQ/xyH2PTroxKw/s512/P7270748.JPG

Jest dobrze po 21.00 jedziemy cały czas w odstępach co najmniej 1km bo kurz jest straszny. Słyszę jak moja babcia nie może już łapać powietrza. Filtr zapchany. Jadąc do w tamtą stronę, jechałem max 70 km/h i wydawało mi się że drynda się rozleci. Teraz pędzluję 110 km/h, Iziego nie mogę dopaść. Większość dziur w które wjeżdżałem, teraz przelatuję. Modlimy się, żeby tylko opony wytrzymały. Dojeżdżam jednak do przeprawy jakimś cudem i robi się ciemno. Stoi prom na nim tylko wielki pies. Na drugim brzegu rzeki widać, że ktoś też czeka na prom, palą ognisko. Dupa nie popłyniemy już dzisiaj. Izi zbiera drzewo na ognisko, próbuje rozchodzić bolącą nogę, ja szybko rozbieram moto żeby filtry wyczyścić.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSVQqlzTI/AAAAAAAACOY/va0Fp9v_Ayw/s640/P7270735.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSWR7fyeI/AAAAAAAACOg/4P2YUej1zGQ/s640/P7270742.JPG

A że mam K&N w gaźnikach nie jest to takie proste. Za chwilę przyjeżdża Sasza z Krystyną. Zbierają drewno i robią ognisko, bo Izi już ruszać się nie może całkiem. Zaczynamy myć filtry z rzece a tu podjeżdża jeep i pada pytanie: płyniecie? jak tak to już. Cholera. Zbieramy plastiki, zbiorniki, śrubki, kanapy i wszystko inne z bagażem włącznie i luzem na prom wrzucamy. Na drugim brzegu wyładunek prędki, bo goście z jeepa tylko kogś tam zabierają i wracają z powrotem. My jednak szczęśliwi że o 24.00 udało się przekroczyć rzekę. Koleś, którego widzieliśmy z drugiego brzegu rzeki, dyfer w aucie już 3 dni naprawia. Pytamy się czy możemy się rozbić i czy ognisko przeszkadzać nie będzie. Gość na to, że nie ma sprawy tylko o 4.00 zawsze przychodzi niedźwiedź wody się napić i ryb nałapać, ale jak nam to nie przeszkadza to możemy zostać, on osobiście śpi w aucie. Krystynie się nie uśmiechało spotkać oko w oko niedźwiedzia więc trzeba było nocleg pod dachem znaleźć. Gość z auta mówi że ok. 1km dalej mieszka rybak i może nas przenocuje. Sasza pojechał pogadać z rybakiem a my w tym czasie moto poskładaliśmy. Sasza wrócił rybak nas przenocuje.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSSk3qqrI/AAAAAAAACOA/oTEocCKzi1Y/s640/P7270745.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SPMSTnug4EI/AAAAAAAACOI/5Hzp1vxaeGE/s512/P7270747.JPG

Plan taki, ze śpimy 2-3 godziny i dalej dzida do PKC aby na prom zdążyć. Przenosimy się więc do rybaka jest już 1.00 idziemy spać w beczce cysternie. Wszędzie tego używają na Syberii komary łatwiej wybić i uszczelnić aby nie wchodziły no i niedźwiedź się tak łatwo nie dobierze.

JareG
20.11.2008, 11:37
Dzień 17. Mist Africa Ust-Kamczacki. Przejechane 447km.
(..)
Wszędzie tego używają na Syberii komary łatwiej wybić i uszczelnić aby nie wchodziły no i niedźwiedź się tak łatwo nie dobierze.
Fajnie sie czyta :Thumbs_Up:

podos
20.11.2008, 13:16
no, zrobilo sie extremalnie. Sa problemy jest zabawa!

ATomek
20.11.2008, 17:22
A ja w sprawie niedżwiedzi.
Właśnie rozmawiałem z wytrawnym znawcą ich zwyczajów dr Dareckim i mała praktyczna rada dla "sybiraków". Podobno najbardziej grożne niedżwiedzie typu kodiak lub gryzli panicznie boją się dzwoneczków i gazu pieprzowego. Ale jest i sęk w sprawie: jak poznać, że wokoło naszego obozowiska są właśnie takie niedżwiedzie, a nie nieszkodliwe miśki? Robert pisał, że min. po odchodach. Brawo! W odchodach miśków znajdziemy borówki, jagody.. a tych grożnych - dzwoneczki. I będą pachniały pieprzem..

Ronin
20.11.2008, 17:49
A ja w sprawie niedżwiedzi.
Właśnie rozmawiałem z wytrawnym znawcą ich zwyczajów dr Dareckim i mała praktyczna rada dla "sybiraków". Podobno najbardziej grożne niedżwiedzie typu kodiak lub gryzli panicznie boją się dzwoneczków i gazu pieprzowego. Ale jest i sęk w sprawie: jak poznać, że wokoło naszego obozowiska są właśnie takie niedżwiedzie, a nie nieszkodliwe miśki? Robert pisał, że min. po odchodach. Brawo! W odchodach miśków znajdziemy borówki, jagody.. a tych grożnych - dzwoneczki. I będą pachniały pieprzem..


:haha2::haha2::haha2::haha2:




Robert - świetna relacja, więcej zdjęć !:) albo link jakiś do całości!!:umowa:

Marcin SF
20.11.2008, 19:13
Moviestar grejt trip

ATomek grejt dżołk

:D

Izi
20.11.2008, 20:47
no, zrobilo sie extremalnie. Sa problemy jest zabawa!

Podos masz szczęście, że Cię tu nie ma, bo miałbyś w ryj :), pierwszy raz w życiu pomyślałem, że dla mnie wycieczka właśnie się skończyła.

P.S. Jak ktoś powie gdzie dokładnie znajduje się Myst Africa to jutro w Kletnie stawiam browaray do niedzieli.
Jurorzy to Ja i Movistar i muszą być jednomyśli co do odpowiedzi. Movistar też stawia przez weekend w Kletnie za poprawną odpowiedź :)

Podpowiedź: Мыс Африка, Камчатка. / Cape Afrika, Kamchatka:):):)

Robert zapomniałeś dodać że za Усть-Камчатск jest miasto Погодный do którego też dotarliśmy, a dalej już nie ma nic :)

Cibor klv
20.11.2008, 21:03
Izi .. a co zrobiłeś ze skręconym kolanem ??? Wysmarowałeś niedźwiedzim sadłem ??? :D Swoją drogą ..zajebista relacja... :Thumbs_Up:

ATomek
20.11.2008, 21:34
Мыс Африка to cypel wysunięty najdalej na wschód od Ust. Kamczack, ok 70 km ścieżką, czasami przejezdną, czasami nie.

greton
20.11.2008, 21:43
P.S. Jak ktoś powie gdzie dokładnie znajduje się Myst Africa to jutro w Kletnie stawiam browaray do niedzieli.
Jurorzy to Ja i Movistar i muszą być jednomyśli co do odpowiedzi. Movistar też stawia przez weekend w Kletnie za poprawną odpowiedź :)

Podpowiedź: Мыс Африка, Камчатка. / Cape Afrika, Kamchatka:):):)



56°11'14.69"Płn.
163°21'37.25"E
i jest tam nawet brzydka czarno-biała latarnia morska, otoczona paskudnymi barakami z dachami pokrytymi zardzewiałą blachą...
no chyba że się mylę :mur:

Marcin SF
20.11.2008, 22:30
choć do kletna nie dojadę przejeżdżając jednakowoż obok (w drodze na narty) i wpiwa się nie napiję powiem tak wyjeliście mi to chłopaki z ust.

Żeby jednakowoż wżdy być oryginalnym odpowiem tak:

Африка — мыс на Камчатском полуострове на Камчатке. На мысе Африка имеется маяк, метеостанция и небольшое поселение в котором живёт около 10 человек. Камчатский мыс был впервые исследован и описан в 1882 году офицерами русского крейсера «Африка», которые дали ему имя.

nie zgodzę się tylko z tym,że ta latarnia jest brzydka :)

Robert Movistar
20.11.2008, 22:44
Podos masz szczęście, że Cię tu nie ma, bo miałbyś w ryj :), pierwszy raz w życiu pomyślałem, że dla mnie wycieczka właśnie się skończyła.

P.S. Jak ktoś powie gdzie dokładnie znajduje się Myst Africa to jutro w Kletnie stawiam browaray do niedzieli.
Jurorzy to Ja i Movistar i muszą być jednomyśli co do odpowiedzi. Movistar też stawia przez weekend w Kletnie za poprawną odpowiedź :)

Podpowiedź: Мыс Африка, Камчатка. / Cape Afrika, Kamchatka:):):)

Robert zapomniałeś dodać że za Усть-Камчатск jest miasto Погодный do którego też dotarliśmy, a dalej już nie ma nic :)

Izi, z tą skończoną wycieczką to bym polemizował. Była jeszcze jedna akcja. Wtedy byłem przez moment posrany (ale do tego może dojdziemy później).

Z Podosem trzeba profilaktykę zastosować bo i po co leczyć , lepiej od razu w ryj.
Jak to Sasza mawiał: tam niciewo, tam pizdiec, ciarna żopa.
Tak poważnie, to świadomość że stojąc nad brzegiem oceanu w czarnym piachu, wiesze że w oddali już jest США, a dalej lądem to tylko z buta można i ludzi brak robi zajebiste wrażenie.

Robert Movistar
20.11.2008, 22:48
56°11'14.69"Płn.
163°21'37.25"E
i jest tam nawet brzydka czarno-biała latarnia morska, otoczona paskudnymi barakami z dachami pokrytymi zardzewiałą blachą...
no chyba że się mylę :mur:

Greton, brzydki to chyba ty jesteś, i nie chyba ale na pewno się mylisz:p

Izi
21.11.2008, 07:27
Greton z tego co przez mgłę widziałem (chyba widziałem) to latarnia była biało czerwona. A Panoramio czy inne internety to pamiętaj że kłamią jak my wszyscy :)

sambor1965
21.11.2008, 08:05
Z Podosem trzeba profilaktykę zastosować bo i po co leczyć , lepiej od razu w ryj.

Ja w tej sprawie wlasnie, wczorj widzielimy sie w wiekszym gornie i chcielismy go lutowac za cene paliwa, bo sami wiecie jak wyglada relacja miedzy barylka a litrem na stacji.

Sambor

PS. Moze sie dogadamy z OPEC i jako forum zaczniemy kupowac bezposrednio od nich?

Izi
21.11.2008, 10:02
Sambor może być ciężko, bo tym z OPEC to religia zabrania konsumować trunki wyskokowe:) i w ogóle dużo zabrania :) ale ludzie przyjaźni :)

Robert Movistar
21.11.2008, 11:09
Teraz w dzienniku pojawiły się dwa wpisy, pierwszy Iziego, krótki, ale pokazujący co czuł Izi

Wstajemy o 4.00 o kurna jest źle. Robert musi mnie ubierać ( o tym aby nie jechać jakoś nikt nie pomyślał) sadzają mnie we dwóch z Saszą na Africę, Kris przynosi kawę, wcieram jakąś maśćod rybaka w spuchnięte kolano, spodnie ledwo dają się założyć, rybak przynosi jeszcze jakieś tabletki, zżeram całe opakowanie (może ból minie) popijam kawą, wypalam gandzie, biorę amfę, przywiązują mi sznurek do dzwigni zmiany biegów, wbijają jedynkę i jadę. Za pazuchę schowali jeszcze flaszkę wódki i kazali pić jakby napierdalało bo boli już teraz. Do kieszeni schowali mi dwa opakowania gazu pieprzowego podarowanego przez Łysola, jakbym sięwywalił, złapał gumę i lub coś innego to tylko będę mógł sięwywalić z motocyklem i czekać aż do mnie dojadą do tego czasu mam sam się bronić przed niedźwiedziami. Startujemy 4.00-4.30 ciemno jak w dupie, światła świecą mi za wsysoko, jadę grawiejką, prędkość 110-120, dziury, noc, mgła, noga, tajga, niedźwiedzie, fajne rzeczy wtedy umysł podpowiadaa i niezłe siez psychą dzieją. Umysł podpowiada że te świecące oczy na granicy światła z africy i nicy kamczackiej to mogą być tylko niedźwiedzie ja próbuję mu wytłumaczyć że to na pewno susły bagienne lub inne ale mniejsze cholera. Chyba już wiem jak czuje się zawodnik rajdu Paryż – Dakar ze złamaną lub skręconą noga. Drę się na maksa aby ból zagłuszyć, łzy ciekną chociaż nie chcę, wznoszę modły do Pana Wulkan co by cało chociaż do Miłkowa dojechać (tam 30km asfaltu, tankowanie i mam czekać na Roberta a to 2/5 trasy dopiero). Co mnie zdziwiło to to że jasno dopiero zaczeło sierobić po 8.15. Szcześliwie dojeźdżam staję pod dystrybutorem o dziwo nie przewracam się powoli tankuję 5,10,15,20, min Roberta nie ma musiało coś się stać ale mamy jeszcze 15min zapasu bo nadrobiliśmy na trasie wmawiam sobie będzie dobrze. Długo by jeszcze opowiadać co się działo

Dzień 18. Punktualność.
3 rano pobudka. Jakaś kawa, Izi nie może chodzić. Prawie wynosimy go cysterny w której spaliśmy. Widać po jego minie, że nie jest dobrze. Wsadzamy go więc na moto, wrzucamy jedynkę i w drogę. Izi pierwszy, ja drugi, Sasza na końcu. Przed wyjazdem jeszcze pytanie o stan paliwa, bo najbliższa stacje w Miłkowie. Izi ma zbiornik 35 litrów, ja 24. Myślę, że powinno bez problemu starczyć. Ok., spotykamy się na stacji. Sasza mówi żebyśmy jechali i nie czekali na niego. Izi znika w ciemnościach. W miejscu gdzie trochę wiatr rozpędza kurz, widać tylne światło Iziego moto. Ciemno jak w dupie, nie wiem czy to mgła, czy kurz, czy brudne gogle, bo jakoś kiepsko widać. Rozwidnia się, światełka Iziego ni ma… Kurzu po nim też. Mijać go nie mijałem więc pewnie jedt sporo przede mną. Ja dzida za nim po kilku godzinach patrze na GPS do cpn-u w Miłkach jeszcze jakieś 20 km. Izi musi tam na mnie czekać bo trzeba tankować. Nagle silnik staje. Co jest k….a, klema się poluzowała, prąd jest. Chodzę oglądam i się wkurwiam, że czas leci a ja stoję na środku Kamczatki jak pipa. Nagle coś mnie tknęło. Okazało się że jak skręcałem moto nie podpiąłem kostek od kontrolek rezerwy. Klnę jak szewc. Gdybym jechał z Izim szybkie spuszczenie kilku litrów załatwiło by sprawę. Nic nie jedzie, czas ucieka. Nagle z za zakrętu wyłania się Kraz zatrzymuję profilaktycznie czy nie ma benzyny. Ni chuja tylko ON. Podjeżdza Łada. Zatrzymuję i mówię w czym rzecz. 3 dziadków wyskakuje do bagażnika. Wężyk, butelka, spuszczamy, okazuje się że kierowca łady urodził się w Użgorodzie. Daje mi 3 litry benzyny. Grzebię po kieszeni Dojeżdżam daję chłopu te 100 rubli które dostałem na przeprawie promowej. Nie chcą, ale doszedłem do wniosku, że ta kasa chyba była właśnie po to. Dojeźdżam do Iziego na CPN. Izi zrobił śniadanie z resztek chleba, pomidorów i kawałka kiełbasy. Tankuję jemy. Iziego sadzam na moto jeden w dół i poszedł. Cały czas 120-130 km/h. Zastanawiam się jak mogę tyle zapitalać, skoro jeszcze 2 dni temu myślałem że 70 – 80 km/h to maks. Co 100km przerwa na szczocha i papierosa bo zimno, podziwiamy nasze opony, że dają tak świetnie radę. 80km przed PKC pojawia się asfalt. Dolewamy 5 litrów benzyny, co by znów siary nie było. Nagle rogatkach PKC zatrzymuje mnie milicja. Izi jakoś przemknął, a mnie zatrzymali. Jest 10.40. Młody szczyl bierze papiery. Łapy mu się trzęsą jak mi po tygodniowym piciu, pierwszy raz widzi chyba obcokrajowca. Jak się okazuje poźniej nie wie co z nimi robić. Tłumaczę mu żeby się pospieszył, bo za niecałe 1,5 godziny mamy statek do Władywostoku a muszę być godzinę przed wypłynięciem aby się załadować jeszcze, czyli zostało mi 20 minut. Idzie z papierami do starszego. Ten mnie woła do budki. K..... będą się czepiać. A po co, a do kogo, a dlaczego, a jak. Poprzeglądał kwity, oddał i jedziemy. W PKC pod domem Saszy jesteśmy punkt 10.55 załadunek ma być w porcie po przeciwnej stronie ulicy czyżby się udało mamy tam być o 11.00. W tym momencie Locha wystawia swoje lico przez okno i gada. Rebiata nada pakuszac i popić jest czas. Ręce mi opadły. Sasza przyjechał później od nas o 6 godzin, powiedział że rekord pobiliśmy i może za 50 lat ktoś go poprawi jak asfalt położą.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKg3ObMUqI/AAAAAAAABuQ/LLGBc2C8NnI/s640/P7280001.JPG

Locha mówi że jednak statek dopiero we wtorek po południu będzie i mamy jeszcze czas. Najważniejsze że dojechaliśmy cało. Ściągam Iziego z dryndy i odbieram gaz pieprzowy, co dostał na wypadek wyjebki co by się misie odstraszyć. Powoli idziemy odpocząć. Spokojnie zaczynamy się pakować, urządzamy pranie. Po kąpieli jedziemy z Izim i Maksem do portu do kapitana statku Fortuna, żeby się dogadać co jak i za ile. Kapitan wita nas w swojej kajucie oczywiście wódką, obo siedzi jakaś dziwka. Jestem tak zjebany, że wydaje mi się że po wypiciu 100ml zejdę ale co się nie robi dla dobra sprawy. Pijemy. Gadamy o cenie. On mówi że za człowieka tyle, za ładunek tyle a w ogóle to się dogadamy już na statku. Jutro o 8.00 kazał nam przyjechać z moto. Wracamy do domu. Izi pilnował motocykli w porcie dosłownie jak pies z kulawą nogą bo się nigdzie ruszyć nie mógł. Jako że prom dopiero jutro to robimy porządki, pierzemy rzeczy usuwamy usterki. Walimy się na drzemkę. I oczywiście nagle o 18.00 telefon do Lochy: rebiata prom dzisiaj o 24.00 odpływa. Zbierać zabawki i do portu. No k...a Rosja. Chłopaki zbierają nasze ciuchy po całym domu brudne, mokre, szukamy aparatów, baterii, pendrajwów i innych dupereli. Lecimy do garażu po moto, opony. Do gararzu przyjeżdża Kola ten co był z nami na Oceanie Spokojnym. Niesie reklamówkę z piwem no cóż najebka. Z garażu wyjeżdżamy o 21.00 jadąc, po drodze wpadamy do sklepu (w końcu przez tydzień mamy pływać po morzach i oceanach). W sklepie zakupy wóda, fajki i wóda. W porcie jesteśmy o 22.00. Statek „FORTUNA”, ładnie brzmi. To mały kontenerowiec, ze stoczni niemieckiej. Kiedyś pływał po Bałtyku.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKg61TU7EI/AAAAAAAABuY/BLgGPIHFIEM/s640/P7280019.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKhAm0n88I/AAAAAAAABug/9SQeX2h0UYs/s512/P7280020.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKhG4SSzzI/AAAAAAAABuw/AY429tZi0eA/s512/P7280029.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKhMyJpUuI/AAAAAAAABu4/DBk9L-4b55Y/s512/P7280031.JPG


Chłopaki rozkładają trap szerokości 50cm, bez barierek na wysokości 5m wjeżdżać pada hasło wjazd!! Nie będę pisał, co potem się działo, najważniejsze że dryndy znalazły się na statku, my też. Kierownikiem akcji załadunkowej jest Kola, który już przerabiał ten temat jadę dwa lata temu na Goblin Show. Motocykle mocujemy linami, podkładamy opony żeby się nie poobijały. Kajutę mamy po kimś z obsługi. Koleś zbiera swoje rzeczy Kierunek się wyprowadza do kajuty obok. Żegnamy się z Lochą, Szaszą, Krystyną, Dimą, Kolą no i samą Kamczatką…. Z jednej strony się cieszymy że jeden etap podróży jest już za nami, z drugiej strony trochę przykro wyjeżdżać. Dobrze, że motocykle przywiązane i nie będą nas wozić. Iziego noga ma szansę się poskładać. Kierunek Władywostok!!! Odbijamy równo o 24.00 (czasu PKC) są punktualni jak nigdy.

puszek
21.11.2008, 11:28
Kurna , rozkrecacie sie coraz bardziej... trudno sie oderwać...

tom64
21.11.2008, 11:37
Nooo... Ło kurna...

giziu
21.11.2008, 12:50
Dawać dawać więcej...
Z roboty pewnie niedługo wylecę bo ciągle czytam te wasze opowiadanka :)

podos
21.11.2008, 13:31
ale czad! super!

Robert Movistar
21.11.2008, 13:47
ale czad! super!

Co nie zmienia faktu że i tak masz w ryj:oldman:

podos
21.11.2008, 13:51
za co znowu?

Robert Movistar
21.11.2008, 15:11
za co znowu?

Za darmo, profilaktycznie;)

Robert Movistar
21.11.2008, 15:17
Dzień 19 Na statku „Fortuna” nomen omen. Czas –2 godziny od PKC. Przejechane 0km.
O co k... chodzi!

Dowiadujemy się, że od 7.30 do 8.30 jest śniadanie. Izi nastawia budzik co by żarcia nie przegapić. Budzik dzwoni, pełni zapału i z pustymi żołądkami idziemy. Na statku są dwie małe mesy. W każdej TV choć na morzu nie działa. Ale DVD też jest. Wszystko spięte pasami na wypadek większego bujania. Nikogo nie ma. Pijemy herbatę, jemy chleb z masłem wyjętym z lodówki. Nikogo nie ma, czyżby statek widmo? Wracamy do kajuty. Nikogo nie ma? Okazało się, że statek prauje na czasie Władywostok czyli – 2 godziny, a my na czasie pietropawłowsko kamczackim żyli jeszcze. Wracamy, do kajuty. Za 2 godziny na śniadanie. Pycha. Placuszki drożdzowe, dżem, śmietana, oczywiście ryba też. Obiad kurczak, zupa, ziemniaki, oczywiście ryba też.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKhQW12HOI/AAAAAAAABvE/vs_gP61M72c/s512/P7280038.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKhTfBtPXI/AAAAAAAABvM/HtGQilo5PQY/s512/P7280039.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKhWXaUhqI/AAAAAAAABvU/eHZynt8mFSA/s640/P7290043.JPG

Załoga liczy 14 osób, plus starsza pani kucharka. Na statku mamy pralkę, suszarkę, pełen lux. Suszymy więc w suszarce LG ubrania które popraliśmy jeszcze u Saszy. Ocean faktycznie Spokojny, nie buja za bardzo, więc problemów obchód błędnikiem obchód rzyganiem brak. Nieśmiały obchód po statku, potem obiad i sen. Wieczorem puk, puk dwóch z załogi idzie z flaszką co by się poznakomić. Oni jedną mają my drugą mamy impreza się rozkręca. Potem przychodzi 3 mechanik i ciemno .... ciemno….Jedyną rzeczą która zakłóca nam sen, jest dziwne skrzypienie, oraz samoistne przewracanie się na wyrku w takt przechylania się statku na falach. Wulkany dymią dalej.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKjMzfh2aI/AAAAAAAABvk/Xv3jq-2Mni4/s512/P7290053.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKjQf69CrI/AAAAAAAABvs/peuFOcLb9UQ/s512/P7290054.JPG

ENDRIUZET
21.11.2008, 15:43
no, zrobilo sie extremalnie. Sa problemy jest zabawa!

:) Punkt siedzenia zmienia punkt widzenia :)

Przyznaję opis bardzo PRZYGODOWY ... jestem pod wrażeniem ... ta fota AT na linie w drodze na pokład statku ... bezcenne ... panowie jesteście TWARDZIELE , kto twierdzi inaczej ma w ryj.

Gradient
21.11.2008, 16:22
To już naprawdę jest spory zbiór przygodód i miejsc, z których wyszła by niezła książka podróżniczo-awanturniczo-przygodowa i chętnie bym takową przygarnął na półkę.

Wódka łączy ludzi.:):dizzy::)Najlepiej zawsze mieć jedną flaszeczkę przy sobie w razie co...:)

Pozdrawiam świrow i czekam na ciąg dalszy.

zombi
21.11.2008, 17:06
Jesteście jak sikorki - na dobę pijecie tyle ile ważycie:dizzy:

Andrzej_Gdynia
21.11.2008, 21:57
Chylę czoła... Afrykańscy podróżnicy, coś mi się wydaje że to jeden z niewielu wątków w których twardziele opisują jak było na wyprawie. (nie mylić z wycieczką...)

samul
21.11.2008, 22:37
Chylę czoła... Afrykańscy podróżnicy, coś mi się wydaje że to jeden z niewielu wątków w których twardziele opisują jak było na wyprawie. (nie mylić z wycieczką...)

A ktorzy to opisuja "wycieczke", Chomiki czy Podos? :oldman:

A tak poza tym to TOTALNA ZAJEBIOZA od samego czytania w glowie sie kreci :lol8: Toz to trzeba od malego cwiczyc chyba, ta najebke. Dzide moze sie da opanowac. A trzoda musi byc jak nic, wrodzona. :D

Wspolczucie z wypierdzieleniem z roboty. Ja juz prawie rok na bezrobociu... :mur:

Dalej! Dalej!

Lewar
22.11.2008, 11:21
Jestem pod wrażeniem.
Gdyby tekst nieco wygładzić, nie tracąc przy tym niezbędnej szorstkości to Mc Gregor i Boorman popłakali by się z zawiści.
Aż żal, żem za stetryczały na takie dzidowanie, a za tszodą nie przepadam. Ale co do najepki to bym pewnie jeszcze dał radę...

JareG
22.11.2008, 12:25
Aż żal, żem za stetryczały na takie dzidowanie, a za tszodą nie przepadam. Ale co do najepki to bym pewnie jeszcze dał radę...
Czasami jest tak, ze jak zaczniesz od konca (znaczy, od najepki) to 'po' mozesz zaczac tszodowac, a i byc moze dzidowac.. :D:D

A relacja super, nie spodziewalem sie po chlopakach takiego talentu pisarskiego :Thumbs_Up:

sambor1965
22.11.2008, 22:07
nie spodziewalem sie po chlopakach takiego talentu pisarskiego :Thumbs_Up:

Po Izim mozna sie wszystkiego spodziewac. Robert jednak wydawal sie byc porzadniejszy...

NaczelnyFilozof
22.11.2008, 22:19
Ja już gdzieś pisałem w wątku swoje gratulacje.

Ale dobrych słów nigdy za wiele.

Polacy to jednak naprawdę umieją podróżować :oldman:

JareG
22.11.2008, 22:33
Po Izim mozna sie wszystkiego spodziewac. Robert jednak wydawal sie byc porzadniejszy...
Wyglada na to, ze zaskoczyli wszystkich :D

Robert Movistar
24.11.2008, 19:27
Chylę czoła... Afrykańscy podróżnicy, coś mi się wydaje że to jeden z niewielu wątków w których twardziele opisują jak było na wyprawie. (nie mylić z wycieczką...)

Andrzej, tak naprawdę jak do tej pory, wyjazd był wycieczką. Może z większą ilością znaków zapytania, no i może jak jechaliśmy przez całą Kamczatkę żeby na statek zdążyć to trochę powiało hardcorem. Gdyby nam statek odpłynął, następny mógłby być za tydzień lub dwa.
Tak naprawdę prawdziwa dla nas wyprawa dopiero była przed nami. Ale o tym w swoim czasie;)

czosnek
24.11.2008, 19:38
Tak naprawdę prawdziwa dla nas wyprawa dopiero była przed nami. Ale o tym w swoim czasie;)


Śpieszę donieść iż Swój Czas już nadszedł!!!!!

zombi
24.11.2008, 19:40
Tak naprawdę prawdziwa dla nas wyprawa dopiero była przed nami. Ale o tym w swoim czasie;)

To już jest bestjalstwo :Sarcastic:, dawaj szybko resztę.

Robert Movistar
24.11.2008, 19:41
Dzień 20.
Na statku drugi dzień, zaczynamy się przyzwyczajać. Jest fajnie, dupa odpoczywa, wachy nie trza lać, jarać można kiedy się chce, spać też. Żyć nie umierać! Nocne skrzypienie zlokalizowane, kawałek papieru toaletowego załatwił sprawę. Drzwi od szafy się nie domykały.
Plan dnia wygląda tak:
7.30-8.30 śniadanie
12.30-13.30 obiad
15.30-16.30 herbatka
19.30-20.30 kolacja
reszta to spanie, czytanie ruskich starych gazet, gadki z panienkami z szafy.
Pierwszy raz widzimy delfiny. Na 18-19 godzinę jest zapowiedziana rybałka (czyli łowienie na wędki i inne wynalazki ryb). Mają ponoć fajne miejsce do połowu.
Rano wychodzimy na pokład. Słońce, czyste niebo, ocean jak tafla szkła. Chłopaki coś działają. Okazało się, że z nudów i z chęci powiększenia swoich dochodów ścierają ikrę, ważą, pakują w słoiki. Potem na handel. Chłopaki zapraszają na konsumpcję.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKksuXaRBI/AAAAAAAABwM/p_eQ6bzBrrE/s640/P7300071.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKlTzYkg5I/AAAAAAAABwU/dykFSJWxUWU/s640/P7300072.JPG
A to właśnie kolesie co nas odwiedzili z wieczora

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKkpD-jFJI/AAAAAAAABwE/lV1IUYDkVRs/s640/P7300068.JPG

Nagle przychodzi kapitan (ten, z którym w dzień wyjazdu załatwialiśmy transport) i zaprasza nas na mostek. Na mostku, wyciąga mapy i gada, ze jednak nie płyniemy do Władywostoku, tylko najpierw na Sachalin, zrzucić 2 kontenery, a potem do portu Wanino i możemy wysiąść albo tu, albo tu. Zajebiście. Gdzie to kurwa jest? Palimy głupa, że nam to nie po drodze, że tam koledzy na nas czekają. Kończy się wóda. Popatrzymy na mapę gdzie to Wanino, że to straszne i w ogóle że damy znać później. Patrzymy na mapę. Wanino znalezione, niedaleko od niego jest Konsomolsk nad Amurem, a tam już BAM. W planach oczywiście mieliśmy do przejechania BAM, tyle że od Tyndy w kierunku Siewierobajkalska czyli na północ nad Bajkałem. W sumie, to czemu nie pojechać tędy? Nie słyszeliśmy żeby ktoś ten odcinek przejechał. Idziemy ponarzekać do kapitana, że to walenie w ch…a, że musi coś z ceną zrobić. Wyjścia za dużego nie było. Płyniemy do Wanino, bo jak wysiądziemy na Sachalinie to i tak musimy przejechać przez całą wyspę z południa na północ i szukać statku. Niby kiedyś ktoś próbował połączyć Sachalin ze stałym lądem, ale gówno z tego wyszło. Wszyscy nas ostrzegają przed tamtejszą ludnością, że napadają i takie tam.
Byliśmy w straszny szoku, odstresowanie było nie uniknione

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKjUVVHt_I/AAAAAAAABv0/tW2WWhEMC5o/s640/P7290055.JPG


Wieczorem płyniemy na rybałkę łowić ryby, ale poza jedną żółto brązową rybą nic nie udaje się złapać. Po kolacji opróżniamy zapasy, które poczyniliśmy w PKC. Ja o 2.00 idę spać a Izi pisze dziennik. W nocy poszedł na szczocha i przyniósł ptaka, ale nie swojego tylko cudzego. Wpuścił mi go do łóżka zabawnie było, nie wiedział co traci;)

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKllgjtoVI/AAAAAAAABwk/SdLOO5KTstY/s640/P7300081.JPG
A oto sprawca wiczornego zamieszania. Miła, prawda??

Robert Movistar
25.11.2008, 10:28
Dzień 21
Rano dowiedzieliśmy się, że te ptaki przylatuję na statek, żeby już zakończyć swój żywot. Chcieliśmy go upiec, ale był za stary, więc wyleciał za burtę. Jak zwykle rano śniadanie, a za 5 godzin obiad. Idziemy oglądać dryndy. Wszędzie rdza.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKlyb6VW5I/AAAAAAAABws/Eb4HmqY_jK0/s640/P7310082.JPG

Po drodze widać jedną z wysp wulkanicznych na kurylach Mutua czy jakoś tak.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKki7i0DwI/AAAAAAAABv8/wwSCgCfGOng/s640/P7300062.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKl2bBsBhI/AAAAAAAABw0/IvBScc4F4X4/s512/P7310088.JPG

Co jakiś czas pomiędzy drzemką, wychodzimy na pokład z GPS-em, sprawdzić naszą pozycję, co by nas na Czukotkę czasem nie chcieli wywieść. Łazimy po statku, oglądamy na DVD filmy z przeprawy chłopaków z Kwadratowe Koleso. W końcu umawiamy się na randkę z kolejną panienką, którą mamy przyklejoną na ścianie. Ja tam z randki zadowolony byłem, Izi chyba nie bo odchodzi od zmysłów i o 10.43 proponuje 100ml wódy. Nie wiem jak, ale załatwia sobie ptaszka na pocieszenie. Została nam tylko ta 50-cio procentowa. Oczywiście przyjmuję propozycję z radością i niebywałym wzruszeniem.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKmOXGo4wI/AAAAAAAABw8/N0D2EDNKhLA/s640/P7310089.JPG

Za 1,5 dnia będziemy na Sachalinie to się uzupełni zapasy. Płyniemy na Sachalin kończy się wódka.

Robert Movistar
26.11.2008, 12:37
Dzień 22. (01.08.2008) Dzisiaj Sachalin.
Dziś dopływamy do portu Korsakow na Sachalinie. Ma być szybki rozładunek i dalej do portu Wanino. Tam się zrzucimy. Jest 15.30 Izi przespał cały dzień. Mapę Rosji znamy już na pamięć. Każdą wiochę na BAMie która była przy torach, każdą odległość od wioski do wioski, każdą stronę atlasu gdzie była zaznaczona trasa przejazdu. Z kolanem Iziego co raz lepiej. Czytam już drugi raz z nudów forumowy kalendarz, są ciekawe rzeczy na dole każdej strony. Mam nadzieję, że w porcie będzie zasięg GSM, to się smsy odczyta i coś napisze. A gołe babki na ścianach kajuty śmieją się nadal. Dopłyneliśmy o 18.30, rozładunek, a o 21.30 wypływamy. Niestety w porcie nie dało się zejść ze statku, więc zakupów brak. Na brzegu widać ogromne zbiorniki na paliwo, stoją statki załadowane samochodami osobowymi. Z nudów golimy gęby po dwa razy dziennie. Ileż można łazić po pokładzie? Wszędzie woda i nic więcej. Nudy, nudy!!! Wieczorem pierwsza gandzia od Saszy, bo jakoś łapy nam się trzęsą i idziemy spać.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKmUTIdYsI/AAAAAAAABxE/YXQxt90MKHI/s640/P8010090.JPG
Wpływamy do zatoki

Robert Movistar
27.11.2008, 14:17
Dzień 23. Wanino? Jeszcze nie.
O 8.00 pobudka szybkie śniadanie (były jaja). W drodze do kajuty dowiadujemy się, że płyniemy jeszcze do Svietlaya. Po co? Okazuje się, że sztorm czy tam cyklon idzie znad Tajwanu, a że nasza krypa mała, to płyniemy się schować w tym porcie. Kapitan jest ostrożny. Mówią, że w Wanino będziemy jutro. Skoro będzie wiało z nad Tajwanu, to może jakieś Tajki nam przywieje, no i pytanie tylko jak długo będzie sztorm i kiedy wypłyniemy. Dziś ma być zaplanowana od 3 dni przepierka, jedyne nasze zajęcie. Pranie robimy z namaszczeniem, skarpeta po skarpecie, slipy po slipach. Ach, jak dobrze mieć co robić! Fajnie wyglądaliśmy stojąc okrakiem nad pralką, w celu utrzymania się na nogach. Po włączeniu GPS-a okazało się że jednak płyniemy do Wanino. Na początku sztormu trochę bujało, ale przecz my zaprawieni w boju, jak na razie bez tragedii (jest 19.15) więc idziemy na kolację. Idąc już na nią, odbijamy się od ściany do ściany. Zastanawiamy się, czy warto iść jeść. Bo co, jak zaczniemy rzygać, to gdzie? Przez burtę żeby wypaść? Spakowaliśmy już torby i czekamy w blokach startowych na ciąg dalszy. Nuda, nie ma już co robić. Ze wszystkimi kobietami z plakatów, którymi była obklejona kajuta, już się spotkaliśmy. Zaczynamy dostawać głupawki.

Robert Movistar
28.11.2008, 09:33
Dzień 24. Spierdalać. Przejechane 350km

Pobudka o 7.15. Pogoda super, widać ląd. Rano mieliśmy jeszcze 28km do Wanino. Nadal nie wiemy ile zapłacimy, ale plan i posegregowana kasa jest. No i pytanie jak i jak długo będziemy wydostawać się z portu. Grunt to SPIERDALAĆ jak najdalej od morza. Jak dobiliśmy do portu, podjechał koleś autem i zaczął gadkę z kapitanem. Coś gadają, kapitan pokazuje na nas paluchem. Chłopaki odpalają dźwig, co by motocykle zrzucić na dół. Na pierwszy ogień idzie jak zwykle moja drynda.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKmaktkE4I/AAAAAAAABxM/9hPAVkA5HIo/s640/P8030108.JPG

Nie wiedzieć dlaczego, ale widać że Izi jest lekko zszokowany, jakoś trzęsie się cały. Czego jak czego, ale byłem pewien na 100%, że to nie ze strachu o rozładunek, tylko z braku alkoholu. Chcieliśmy jak najszybciej się napić, bo twardy i stały ląd pod nogami jakoś dziwnie na nas działał. Były problemy z błędnikiem. Motocykle szybko i sprawnie znalazły się na lądzie. Koleś mówi, że mamy 10 min, żeby wyjechać z portu i uniknąć kontroli celnej. Mamy jechać za nim. Jedziemy przez cały port, żeby w końcu wyjechać przez dziurę w płocie. Dziura była wielkości prawie statku którym płynęliśmy, a co najmniej składu kolejowego. Plan taki, żeby poczynić zakupy i jechać w kierunku Komsomolska. Wiedzieliśmy, że nie damy rady za jednym zamachem, ale chcieliśmy dojechać jak najdalej.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKmg3yQLmI/AAAAAAAABxU/hCklhY2F1-o/s640/P8030112.JPG

Z Wanino prowadził piękny i równy asfalt. Droga była nie dawno budowana, bo na jednej mapie była, a na drugiej nie. Szczęcie nie trwało długo. Asfalt się skończył po 90 km, a zaczął plac budowy. Droga prowadziła przez górki, była kręta, kamienista, błotnista, wodnista, śliska, piaszczysta, bagienna i ch…j wie jaka jeszcze. W oddali było widać nadchodzący kataklizm. Czarna chmura, w kierunku której jechaliśmy. Zaczęło padać, ruch mały. Zakładamy kondony. Na Kamczatce, jak był droga, to szeroka, a tu jakoś wąsko. Nagle jest asfalt! Radość, która nie trwała wiecznie, bo szybko się skończył. Dziwny system budowanie mają. Skoro od wiochy czy miasta kładą asfalt to niech kładą do kolejnej mieściny, a nie w środku tajgi i czarnej dupy, dookoła której nic nie ma! No, ale to w końcu Rosja, więc nada wybaczyć i zrozumieć. Deszcz zamienia się w ulewę. Nagle przez drogę przepływa potok szerokości 200 m. Płytko i w miarę równo, więc bez problemu przejeżdżamy. Będąc na środku potoku widzimy ciężarówkę z naczepą, która ma załadowaną koparkę. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ciężarówka z owym ładunkiem leży na boku. Nie wiemy co kierowca chciał zrobić, ale tak czy siak przedobrzył.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKnVdGsjFI/AAAAAAAABxg/9CQ00of_Y18/s640/P8030114.JPG

Pada, cały czas, robi się ciemno, droga teraz tylko piaszczysta i wymyta przez deszcz. Ciężarówki jadą jedna za drugą w żółwim tempie. Wąsko, kręto, ślisko i wszędzie kałuże. Nagle wjazd na asfalt. Jest już noc, chcemy dojechać do jakiegoś miasteczka, kupić zapasy i znaleźć nocleg. W oddali było już widać jakąś mieścinę, mijamy 2 stacje paliwowe, gdy nagle zatrzymuje nas milicjant do kontroli. Procedura, wyjęcia dokumentów trochę przydługawa, bo poubierani jesteśmy. Kasy oczywiście nie chciał. Musimy zatankować i przy okazji chcemy zapytać o nocleg. Stacja dobrze zaopatrzona w piwo, czekolady, chipsy i fajki. Zagadujemy babkę, czy możemy położyć się z tyłu stacji. Kobitka problemów nie robiła. Ustawiamy dryndy, tak, żeby iziteneta rozłożyć, bo cały czas siąpi deszcz. Pod izitentem jak zwykle karimata i śpiwór. Na kolację piwo, czekolada i chipsy krabowe. Kładziemy się spać. Na jutro jeden cel, wbić się w końcu w BAM!!

puszek
28.11.2008, 21:40
Fajne.Szkoda ze zima sie zbliza tajgi nieto ale moze przynajmniej strumien jakis by sie znalazło..Zapodalibyscie jakas mape zeby to we własciwe miejsce upakowac w mózgu..

QrczaQ
30.11.2008, 15:33
WOt relacyja ha ro sz ja oj haroszaja!!!

Robert Movistar
02.12.2008, 12:33
Dzień 25. Do Komsomolska na Amurie. Przejechane 524km.

Rano o 7 pobudka. Zwijanie maneli i drogę. Na śniadanie nic nie mamy, ale planujemy się zatrzymać w jakieś przydrożnej knajpie. Ruszamy. Krajobraz po drodze taki, że wystają kikuty spalonych drzew, większości brzozowych. Widać, że pożar dość dawno strawił las, bo pod drzewami rosną już jakieś krzewy, ale normalnych drzew nie widać. Cały czas asfalt, zimno jak cholera, bo dopiero słońce wschodzi. Zatrzymujemy się w jakimś barze, bierzemy po szaszłyku, zupie i kawie. Ruch jest większy. Dojeżdżając do Komsomolska, widać zajebiście wielką rzekę Amur i jeszcze bardziej wielki stalowy most, który prowadzi do miasta. Zatrzymujemy się przed wjazdem na niego, co by parę fotek zrobić, gdy nagle z megafonów słychać głos, że nie można się zatrzymywać, szybko jechać, jechać. Na początku i końcu mostu, wieżyczki strażnicze, wszędzie drut kolczasty, zasieki i kamery, trochę worków z piaskiem. Pamiątkowa fota pod postumentem, kupa trochę dalej od postumentu i wjeżdżamy do miasta.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKnYrlALII/AAAAAAAABxo/8xW8GmnymII/s512/P8040116.JPG

Tankujemy na stacji, która przypomina nasz ORLEN, można se w niej kupić piwko, lodzika, czekoladkę, cigarety, ale najlepsze ekspedientki. Krótka zabawka i jakoś nie chce się jechać dalej. Miasto całkiem ładne, chyba bardziej cywilizowane od PKC. Nie ma takiej szarości budynków. Szukamy drogi, która będzie naszą jedyną drogą przez nie za bardzo określony czas. Robimy od razu zakupy, co by później nie było niespodzianek. W oddali było widać trakcję elektryczną, więc kierujemy się w jej stronę. Droga jest najpierw asfaltowa, potem zaczyna się płytowa, coś ala kiedyśA4, a później grawiejka. Jeśli tak ma ona wyglądać na całej swojej długości, to będzie git! Jadąc tory kolejowe, mamy a to z lewej strony, a to od czasu do czasu przejeżdżamy przez nie i mamy z prawej.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKy36Rp9LI/AAAAAAAAB5Y/skAXzwsb5KE/s640/P8040118.JPG

Kiedy zatrzymujemy się na pewnym przejeździe, ze 100 m od nas stoi dworzec. Pusto, żywej duszy. Nagle z megafonów słychać, jak babka zapowiada nadjeżdżający pociąg. Tylko dla kogo te informacje, jak nikogo nie ma, a wioski jakoś też w pobliżu nie było? Jedziemy i zastanawiamy się jak uda nam się przejechać przez strzeżony most na rzece Amgun, most przez który nie przejechał terenówką Mario. Kiedy byliśmy w porcie na Sachalinie, wysłał nam smsa, do którego miejsca dojechał. Mamy uknuty plan, co i jak gadać z ochroniarzami, żeby jednak nas przepuścili. Według mapy mieliśmy tam ok. 300 km. Dojeżdżamy do miejscowości Berezowyj, a po drodze do swojsko zwanej dziury

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUPeK-Bm3I/AAAAAAAACww/BSMLKtYVGrg/s640/P8040117.JPG

i zjeżdżamy na stację. Kobitka w okienku informuje nas, że nie dalej jak miesiąc temu, jechał tędy Niemiec na BMW, tylko nie wie po co, skoro dalej droga jest, ale fatalna, a po 100 km, już jej nie ma. Na pytanie czy widziała go wracającego, mówi że nie. Wyjeżdżając z wioski, droga robi się wąska, zamiast grawiejki, jest usypana większymi ubitymi kamieniami, na której trzęsie jak cholera. Potem robi się typowa leśna droga. Nie ma tragedii, trochę kałuż, błotka, ale bez dramatów.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKn0vuf6dI/AAAAAAAABxw/LJyZxbhEJuk/s640/P8040123.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUPftR3KnI/AAAAAAAACw4/DsmOm1sSfHs/s640/P8040122.JPG

Przed nami wioska Dżamki, to za nią jest chroniony most. W Dżamkach kupujemy wódeczność, jakieś żarcie i słoik soku brzozowego. Ludzie mówią, że na rzece jest wysoka woda, i nie damy rady przejechać, a przez most nas nie przepuszczą. Jedziemy jakieś 5 km lasem, droga wygląda jak leśna ścieżka i nagle widzimy kilka ciężarówek, które stoją na brzegu rzeki, a po naszej prawej most!

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKn3oq4tfI/AAAAAAAABx4/SltimwTLI2c/s640/P8040124.JPG

Widać na rzece, że chyba stawiają most, bo stoją betonowe słupy. Idziemy do kierowców aut. Z tego co widać, to żyją tak jak by byli na biwaku, ognisko, żarełko z menażek, suszące się ciuchy. Okazało się że siedzą tutaj już 4 dni i nie mogą przejechać przez rzekę, gdyż jest za wysoki poziom wody. Z ich obserwacji wynika, że posiedzą jeszcze z następne 3 – 4 dni aż woda opadnie. A most drogowy robią od 4 lat, tylko na raty bo problem z kasą.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUPgr-veVI/AAAAAAAACxA/C-7v_T5DW54/s640/P8040127.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUULKrNXpI/AAAAAAAAC5Q/3xDVSIUwyAE/s640/P8040128.JPG

Dobra, pierwsza zonk przed nami w formie mostu. Idziemy gadać ze strażnikami. Zbocze na którym jest most, wyłożone betonowymi płytami, na długiej stalowej lince biega wielki uwiązany pies. A dojście do strefy „0” jest zablokowany szlabanem z kolcami. Oczywiście druty kolczaste, kamery i megafony. Nagle rozlega się głos: Ochronnaja zona, paszli rebiata”! Na oko widać że długi jest na jakieś 150m. Obserwujemy jak można na niego wjechać. Trochę stromo jest, ale beton suchy. Z drugiej strony mostu ktoś idzie. Było to strażnik. Podszedł do nas, a my mu zaplanowaną śpiewkę. Proponujemy moskiewski koniaczek, ale niestety służba nie pozwala. Karze nam poczekać, aż będzie naczelnik, to wtedy pogadamy. Idziemy razem z nim zobaczyć jak wygląda most tam gdzie tory. Tragedii nie ma, da się przejechać, tylko trzeba pomocy żeby przerzucić motocykle przez szyny, bo cholery wysokie. Chłopaki z ciężarówek, zapraszają nas na jedzenie. Widać że są nie źle zaopatrzeni. Takie sytuacje wrażenia na nich nie robią, tak często bywa, że rzeka wylewa i nie da się jechać. Każdy ma telefon satelitarny, więc kontakt z szefem jest. Bierzemy flaszkę i idziemy do nich. Pytają skąd i gdzie jedziemy, pokazujemy na mapie. Jeden mówi że się chyba nie da, drugi mówi że trzeba jechać tędy, trzeci że nie tędy co ten drugi mówi, bo tam drogi nie ma. Jeżdżą, a nie wiedzą co za górką jest. Nagle przychodzi strażnik, koniaczku już nie odmawia. Mówi, żebyśmy się zbierali, i przerzucali się na drugą stronę!!! Jes, jes, jes!!! Kontrolnie strażnik gdzieś dzwoni, z pytaniem czy nie pojedzie nagle pociąg. Chłopaki pomagają z motocyklami, przenosimy bagaże. K….a udało się!! Strażnik jeszcze nas pyta, gdzie chcemy spać. My, że bele gdzie, mamy namioty, śpiwory itd. Proponuje nam, że możemy spać w byłym małym domku, w którym kiedyś dawno temu był dróżnik. Domek stoi w odległości 2 metrów od torów. Jedyny mankament mówi, to przejeżdżające w nocy pociągi. Też mi problem….Zadowoleni jak cholera, bierzemy kolejną flaszkę i do kierowców. Gadka, szmatka, ale do spania trzeba iść. Nie źle wstawieni, kładziemy się w śpiwory. Zastanawiamy się co przyniesie jutrzejszy dzień. Co dalej jest za mostem? Nie wiemy.

podos
02.12.2008, 13:06
mapę psiakrew!!!

http://maps.google.ru/

i wpisać komsomolsk na amure
to jest trochę "w pizdu", koledzy:)

giziu
02.12.2008, 13:28
Dawaj dawaj dalej, ciekawi mnie co za tym mostem było :)

Robert Movistar
02.12.2008, 13:29
Dzięki Podos.

Wpiszcie sobie też VANINO. Z Vanino jechaliśmy do Lidoga. Z Lidoga do Komsomolska nad Amurem. Te mapy trochę do dupy są, bo nie pokazują wszystkich dróg. Np. z Vanino do Lidogi jest droga, a na googlach nie ma.

Robert Movistar
02.12.2008, 13:44
Jak ktoś ma czas i chęć, to niech wpisze http://maps.google.ru/
i wpisze:

komsomolsk na amure
kondon
bolen
amgun
berezovyy
dzhomku

To wioski przez które jechaliśmy. Jak widać na mapie, w Berezowyj kończą się tory kolejowe. Tylko nie wiadomo dlaczego. W rzeczywistości jechaliśmy cały czas wzdłuż kolei. Jeśli przez 2 km jazdy nie widziałeś trakcji, to znaczyło że popieprzyłeś drogę;) Niby była jedna, ale od czasu do czasu robili np. wycinkę lasu i droga gdzieś skręcała i kończyła

sambor1965
02.12.2008, 22:56
Za duzo przejechaliscie. Zrob zdjecie globuse i zaznaczaj gdzie jestescie...

Robertbed
03.12.2008, 02:47
zajebista historia,a do tego na faktach oparta, koniaczki wodeczki, piwka, ekspedientki...dalej dalej dalej :drif:

NaczelnyFilozof
03.12.2008, 09:38
To wioski przez które jechaliśmy. Jak widać na mapie,

Dobrze że sie ma papierowy atlas Federacji Rosyjskiej. Musiałem poszukać aby dokładnie wiedzieć gdzie piliście :haha2:


http://images31.fotosik.pl/412/c0b65bc0ac57df8d.jpg

Robert Movistar
03.12.2008, 19:45
Dzień 26. Przejechane 61km.
W nocy przejechały trzy pociągi. Jakoś przed wjazdem przez most nie zwalniają. Myśleliśmy że buda w której spaliśmy się rozleci. Rano, kiedy idę się odlać, widzę coś dziwnego. Śpiąc w koszulce z krótkim rękawem, zostałem pogryziony przez sukinsynów. Moja lewa ręka od łokcia w dół, usiana jest bąblami. Nie wiem ile ich jest, ale jeden obok drugiego. Nie wiem czy dałoby radę znaleźć jeszcze jakieś wolne miejsce. Próbuję tego nie drapać. Pakujemy rzeczy, żegnamy się z kierowcami, życząc sobie nawzajem powodzenia. Wychodząc z „hotelu”, podchodzi do nas strażnik i zaprasza na herbatę. Z pozostałymi tobołami, przechodzimy na drugą stronę, nie chcemy już zawracać. Zastanawiamy się co będzie tam dalej. Strażnik robi herbatę, wyciąga ciastka, sało i chleb. Jemy powoli, bo jakoś nie możemy się zebrać do dalszej jazdy. Patrzymy jeden na drugiego, z nadzieją że żaden z nas się za szybko nie wychyli i nie powie: dobra, jedziemy. Ile można wypić tej herbaty, po drugiej próbujemy wstać i jechać. Pogoda do dupy, pochmurno i zaczyna kropić. Ale co, ładujemy się na dryndy i w drogę. Strażnik mówi, że za jakieś 5 km, czeka nas przejazd przez rzekę i w ogóle to się nam dziwi że jedziemy dalej. Ostrzega, że będzie ciężko, droga jest trudna, I są rzeki pewnie głębokie, bo od kilku dni na zachodzie pada. Wyjeżdżamy wąską dróżką, i wbijamy się w drogę. Zaczyna lać, ale nie zanosi się żeby przestało. Przed nami most, a pod nim rzeka. Nie była za duża, po prawej stronie most. Schodzimy z motocykli, co by obadać jak wygląda. Wchodzimy mniej więcej do połowy. Widać kamienie, woda sięga do kolan, więc dzida do przodu. Od czasu do czasu widać, jak motocykl zagłębia się w wodzie. Kamienie co raz większe. Oby tylko kiery nie wyrwało! Widzę, że Iziego rzuca na wszystkie strony, wydech pod wodą, wywala szprycę wody. Jest już prawie na brzegu. Wydawałoby się, że prąd słaby, ale czuć jak woda zaczyna napierać, ściąga na prawo. W dnie było zagłębienie, czuję jak motocykl zaczyna się topić. Czuję że woda sięga kolan. Dyszę jak zarzynana świnia, zapomniałem zdjąć gogli, które teraz są zaparowane. Nic nie widzę, jadę na ślepo. Gazu, gazu, nie zatrzymuj się, i staraj się żeby drynda nie zgasła! Izi czekał na brzegu klnąc jak szewc. Jakoś poszło. Mamy nadzieję, że to o tej rzece mówił strażnik. Przejeżdżamy z 10 km i co…? Kolejna rzeka, kolejny most. Tym razem chyba też łatwo nie będzie.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKoQq3Z6DI/AAAAAAAAByA/N55ExTiv_Hs/s640/P8050129.JPG

Łazimy, patrząc którędy da się przez nią przejechać. Ma ok. 40 m szerokości, nurt szybki. Miejscami jest głęboko. Jak znajdziesz możliwość przejazdu na ¾ jej szerokości, to potem okazuje się że ¼ nie przejedziesz, bo jest głęboko. Po moście drogowym, jakimkolwiek, śladu brak. Bywały stare drewniane, lekko zdezelowane, ale były. Obok jest most kolejowy. Próbujemy zobaczyć jak da się na niego wjechać. Przedzieramy się przez krzaki. Żeby na niego się dostać, trzeba pokonać nasyp z luźnych kamieni. Wjeżdżając między szyny, można szybko przejechać na drugą stronę. Dobra, wjechać się da, przejechać też, ale jak zjechać? Na końcu mostu jest zjazd schodami betonowymi, które są całe pokruszone ze starości. W miejscu gdzie się kończą, na nasypie leżą ułożone płyty betonowe, porośnięte mchem, śliskie, że zjeżdżaliśmy z niej jak na nartach. Dalej już szukamy możliwości powrotu na drogę. Deszcz pada cały czas. Dookoła cisza, słychać tylko padający deszcz. Decyzja, próbujemy mostem, najpierw jeden motocykl, potem drugi. Izi za kierownicą, ja z tyłu pcham na nasyp. Rzuca we wszystkie strony, ale wjechał. Patrzymy, czy nie jedzie pociąg, ale cisza. Z trudem przepychamy przednie koło przez szynę, ale z tylnym już jest problem! Szerokość torów jest taka, że gdy motocykl jest prostopadle to szyn, to w momencie jak tył próbuje wjechać, to przód opiera się o zewnętrzną szynę. K…a udało się. But i do zjazdu na końcu mostu. Ale o co chodzi?! Nie możemy wyciągnąć dryndy z szyn, ślizga się we wszystkie strony, patrzymy a to w lewo, a to w prawo czy oby pociąg nie nagina. Klniemy po nosem. Prostopadle się nie da, bo jest nasyp, jak przód wyjedzie, a tył dojeżdża do szyny, to znowu przednie koło zwisa z nasypu (nie wiem czy wiecie o co chodzi). Trzeba bokiem, koło się ślizga. W końcu się udaje! Powoli zjeżdżamy ze schodów. Beton się sypie. Tyle ile się da, skręcamy kierownicą, resztę nadrabiamy zarzucając tyłem.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKpWN3-HJI/AAAAAAAAByQ/oqi21wEj6Hk/s640/P8050132.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKpbMcXz0I/AAAAAAAAByY/BgMoh9N2mGs/s640/P8050133.JPG

Przed zjazdem z betonowej płyty, zamykamy oczy i niech się dzieje co chce! Dobra, jeden poszedł. Czas operacyjny na przetransportowanie jednej dryndy to ok. 40 min. Wracamy po drugi sprzęt. Tym razem, chcemy uniknąć pałowania z przerzucaniem motocykla przez tory, więc jedziemy tuż przy szynie.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKoqIVeSmI/AAAAAAAAByI/jIXJzQlBj2s/s512/P8050130.JPG

Dalej jakoś poszło, czyli schody i zjazd po płycie. Wszystko mamy mokre, część od deszczu, a resztę o potu. Leje, więc rozkładamy izitenta i ładujemy się pod niego, czekając aż trochę przejdzie. Ale niestety jak lało, tak leje. Decydujemy się jechać dalej, musi w końcu przestać. Droga makabryczna, błoto, kałuże, dziury, powywracane drzewa. Zastanawiamy się, jak chłopaki z ciężarówek mogą jechać taką drogą! Wyglądała, jak leśna ścieżka, gałęzie wisiały tuż nad naszymi głowami, było wąsko. Widać, że chyba nic tu ostatnio nie jechało. Walka!!! Byle do przodu, gdzieś cywilizacja być musi. Zaczyna się wypogadzać, przestaje padać, widać w oddali słońce. Jak miło…. Było by, gdyby nie kolejna rzeka. Na szczęście są wypłycenia. Początek rzeki przejeżdżamy więcej ciuchach.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKuPu-VsFI/AAAAAAAAByw/HTOpx43nsQQ/s640/P8050139.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKuGyzDbFI/AAAAAAAAByo/03Zh3vBrXa4/s640/P8050135.JPG

Miejscami więcej wody, ale bez dramatu. Na wypłyceniu leżą naniesione drzewa, gałęzie. Widać, że kiedyś był tutaj drewniany most drogowy. Ściągamy buty, spodnie i zakładamy sandały w technologii rejli. Było fajnie, rzeka nie przerażała, ale w miejscu gdzie powinna zaczynać się droga, była wielka kałuża, z zamulonym dnem. Leżały w niej jakieś syfy, kłody, kamienie. Środkiem nie da rady przez nią przejechać, bo głęboko i dno bagienne, po prostu wciąga. Bokiem trochę lepiej, ale zapadasz się w błocie po kolana. Ale co, jedziemy. Przez rzeczkę na kołach, a przez kałużę, ciągniemy za przednie koło, bo pchanie gówno daje. Delikatnie gaz i sprzęgło, inaczej koło zapada się momentalnie. Nad głowami słychać sukinsyny, gryzą jak wściekłe. Na dodatek przylatują sukinsyny w formacie mini, i jakieś maksi. Wielkością przypominają ważki. Nie wiesz co robić, wyciągać motocykl, czy się od nich odganiać. Brakuje tylko, żeby w tej wodzie były pijawki wielkości szczupaka! Nogi i dupa w wodzie, w czoła pot.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKuXRFqPeI/AAAAAAAABy4/9hksJyVhDBo/s640/P8050141.JPG

Zrobiło się gorąco. Jechać się nie chce, ale co robić. Miejmy nadzieję, że to już ostatnia przeprawa. Powoli po dziurach, wymytej piaszczystej drodze jedziemy do przodu. 5 km/h, max 10. Dojeżdżamy do jakiejś wioski, parę chałup na krzyż.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKuedheJpI/AAAAAAAABzE/pavunPPIaKc/s640/P8060145.JPG

Gdy nagle podjeżdża do nas dwóch chłopaków, tak na oko po 10 lat na Iż Planeta!. Mówią że zaraz jest kolejna rzeka i most kolejowy. Nie no, chyba jaja se robią. Jedziemy zobaczyć jak wygląda ta rzeka. Kopara nam opadła, jak zobaczyliśmy jak ona wygląda. Nie dość że dna w ogóle nie widać, woda zapitala jak szalona, to jeszcze ma jakieś 300 m szerokości. Pytamy jak można dojechać do mostu. Oczywiście nas podprowadzili. Tyle że za bardzo nie ma jak na niego wjechać. Jak ostatnio zjeżdżaliśmy z płyt betonowych to prostopadle do nich, a teraz trzeba jechać równolegle. Jeden głupi ruch, i lecisz na dół 20 m. Opcja zajebista. Z jednej strony drzewa i krzaki a z drugiej skarpa. Ale nic, sprzątamy sobie drogę z kamieni i gałęzi. Trzeba zrobić, tak, że wbijasz jeden i gaz!!! Bo jak cię letko zachwieje na lewo, to polecisz w krzaki, ale jak w prawo to żegnaj, po tobie. Jak myśleli, tak zrobili p….a i na gaz. Udało się. Żeby nie było tak łatwo, to okazało się że po moście można przejechać, ale tylko pakując motocykle między szyny….. Nie no, znowu… Bokiem nie da rady, wszędzie wystające śruby, i szczeliny takie na 30 cm. Jak przednie koło wpadnie to może się zatrzyma na tarczy hamulcowej, a może dopiero na kierownicy. Wydaje się, że raczej to drugie. Pytamy chłopaków, kiedy ostatnio jechał pociąg. Mówią, że ze 3 godziny temu. Należy się więc spodziewać, że lada chwila pojedzie. Nie czekamy, bo strata czasu. Próbujemy wykombinować jakiś sposób, żeby je przerzucić przez szynę. Przednie koło to nie problem, ale tył nie chce wjechać. Ślizga się, motocykl się kładzie na bok. W końcu udaje się. Zjazd z mostu był stromy i po luźnym tłuczniu. Darujemy sobie na razie zjeżdżanie na dół, tylko kładziemy moto na skarpie i idziemy po drugie. Przejeżdżając drugim motocyklem, widzimy że rzeką pod mostem jedzie jakaś ciężarówka. Dojeżdżając do brzegu jakoś znosi jej tył. Widać, że dobrze że nie pchaliśmy się przez wodę. Z auta wyskakuje gość. Przypomina nam skrzata. Mały, uszy odstające, dziwna czapka. Widział nas jak jechaliśmy przez wioskę. Zaprasza do domu. Mówi że ma ogródek, świeże, trochę mięsa co ostatnio upolował. Opowiada, że ściągnięto go z Krasnojarska do budowy BAM-u. Spędził na budowie 7 lat i został już tu. Siedzę nad brzegiem rzeki i nabieram wodę do butelki. Zmęczenie powoduje, że ciśnienie chce mi rozsadzić łeb. Zawsze staramy się żeby było coś do picia. Koleś mówi, że przed nami jeszcze jedna rzeka, ale nie za duża a przy okazji pokazuje, że 400 m dalej jadąc wzdłuż torów, jest lepszy zjazd do drogi. Faktycznie, był. Jedziemy dalej, nic lepiej. Dziura za dziurą, kałuża za kałużą, zakręt za zakrętem. Czuć zmęczenie. Po chwili widzimy rzekę, o której mówił gość. Teraz to już nie przelewki. Od razu widać, że jest inna niż pozostałe, przez które przejeżdżaliśmy. Woda spokojna, przypomina bardziej staw niż rzekę, porozlewana we wszystkie strony, jest koloru brązowego. Pływają w niej jakieś męty, zdechłe robale. Wdziera się na 50 m w głąb drogi. Siadamy na pniu zwalonego drzewa, rozbieramy się z ciuchów. Zakładamy sandały, bierzemy po kiju i do wody. Chodzimy raz w jedną, raz w drugą. Im dalej w głąb wody, tym głębiej. Woda sięga już powyżej pępka. Nie da rady przejechać. Za głęboko. Po lewej stronie widać BAM, idziemy zbadać możliwość wjazdu na tory i przejazdu mostem. Znów kombinacje z wjazdem. Stromo i kamieniście. Wchodzimy na drogę kolejową i idziemy wypatrując jakiegoś zjazdu. Nie daleko widać przy torach mały domek. Ogrzewają się w nim zimą ekipy remontowe kolei. Jako że było już późno, planujemy tam spać. Drzwi otwarte, w środku drewniany stół, ławka i stalowy piec, jedno okno z wybitą szybą. Widać, że od dawna nikogo tu nie było. Przechodzimy 100, 200, 300, 500, 1200, 2000 m. Coś jest. Była to może nawet nie ścieżka, ale kawałek wolnej od krzaków i drzew przestrzeni, szerokości 1 m. Dochodzimy do drogi. Trzeba przejechać tylko przez rów i będzie dobrze. Wracamy, na miejscu zjazdu kładziemy na podkładzie kolejowym kamień, co by wiedzieć gdzie zjeżdżać. Gdy weszliśmy z powrotem na tory i szliśmy do swoich klamotów, usłyszeliśmy silnik. To musiała być ciężarówka. Biegniemy co sił w nogach, żeby dopaść ją na drodze. Niestety, gdy wyszliśmy z wody, było tylko czuć smród spalin, widać ślady kół. Motocykle, które zostawiliśmy na drodze i swoje rzeczy, były przełożone tak, żeby auto mogło przejechać. Nic nie zginęło. Pakujemy się na moto i jedziemy do drewnianego domku. Komary wpieprzają jak szalone. Sprzątamy trochę i rozkładamy śpiwory na podłodze. Zbieramy chrust na ognisko, żeby się wysuszyć i ewentualnie odstraszyć niedźwiedzie. Jako że nie mamy wody, bierzemy tę jedyną kolorze brązowym, w której pływało pół tablicy Mendelejewa. Jak się przegotuje ją ze trzy razy, będzie dobra. Planujemy jakoś jutrzejszy dzień, o ile można tu coś zaplanować. Zastanawiamy się, jak można taką drogę nanieść na mapę i to w kolorze złotym! Każdą przeprawę, most czy zasadzkę zaznaczamy w GPS. Będzie dla potomnych. Palimy ognicho, suszymy rzeczy, pijemy kawę z robalami z nadzieją, że jutro będzie lepiej, bo gorzej już chyba być nie może.

majo
03.12.2008, 20:06
Naczelny ktora to strona??

Izi
03.12.2008, 20:24
to ta droga którą pokazał Naczelny, wygląda ok tylko na mapie, normalnie to zimnik jest
Robert to zapomniał dodać że od kilku dniu łazimy po kałużach i rzekach, i prawie ciągle pada, czyli wszystko mamy mokre, śpiwory też, w mokrym się kładziemy, w mokrym wstajemy, w mokrym jedziemy i mamy nadzieję, że dalej będzie lepiej. Lepiej nie było.
Generalnie nie polecam na samotną wyprawę jak już to w 4-5 ludzi na jakiś lekkich endurakach, zaczyna mi to chodzić po głowie może za jakiś rok, dwa.

JareG
03.12.2008, 20:31
Dzień 26. Przejechane 61km.
(..)
Zastanawiamy się, jak można taką drogę nanieść na mapę i to w kolorze złotym! Każdą przeprawę, most czy zasadzkę zaznaczamy w GPS. Będzie dla potomnych. Palimy ognicho, suszymy rzeczy, pijemy kawę z robalami z nadzieją, że jutro będzie lepiej, bo gorzej już chyba być nie może.
Piekna epopeja :D:Thumbs_Up:

Marcin SF
03.12.2008, 21:41
łożesz kurwa dobre mocne i hardcorowe :D

Elwood
03.12.2008, 21:55
Piękna walka i przygoda.

zombi
03.12.2008, 22:18
:dizzy::bow::brawo:

NaczelnyFilozof
03.12.2008, 22:21
Naczelny ktora to strona??

Masz ten altas? U mnie 152 :)

podos
03.12.2008, 23:09
Oj wiemy wiemy o co chodzi z tymi torami kolejowymi. Tak sie kiedyś zblokowalem pod pustynia bledowska, przednim przejechalem a drugie wygrzebalo sobie dziurke w kamieniach nasypu i powiesil sie na misce. Przednie oczywiscie zablokowane o druga szynę. Walczylem pare minut - sam - dopiero na widok pociagu wydarlem dziada i przerzucilem na druga stronę. wot adrenlina!

rumpel
04.12.2008, 15:11
podos ale tam maja inny rozstaw torów wiec może jest łatwiej :)





rispect :brawo:

majo
04.12.2008, 20:32
Pewnie ze mam:)

NaczelnyFilozof
04.12.2008, 21:00
Pewnie ze mam:)

Ten rosyjski atlas ma wg mnie bardzo specyficzny zapach. U nas takich mocno pachnących kartek nie drukują :)

majo
04.12.2008, 22:52
Naczelny:) temat bardziej wciagajacy od naszych dywagacji:) Zapach atlasu, a nawet jego smak omowimy przy zimnej pianie kiedyś:)

ATomek
05.12.2008, 01:58
"Nowyj atlas awtomobilnych dorog Rossii ot Atłantiki do Tichowo Okeana 2006-2007" dostępny w warszawskim sklepie Mapa przy bibliotece MON (coś ok 40zet). TRIWIUM, porządne Ruskie wydanie. Może komuś się przyda..

Zet Johny
07.12.2008, 12:01
Znalazłem też coś takiego:

http://www.traveler.com.pl/Sklep.php?q=%3DTPCD8A505

Napiszcie czy warto kupić.

ATomek
07.12.2008, 13:03
Jak dla mnie wystarczająco dokładny, czytelny i poręczny.Polecam, bo to kawał świata w jednym kawałku. Miękka okładka ma swoje zalety, bo można wypiąć zszywki i do mapnika włożyć to, co potrzeba.Format A4. Zweryfikowałem niestety tylko część, a widzisz co mówi Robert and Robert o np. stanie żółtych dróg.. a naniesione są też ścieżki okresowe z zaznaczonymi odległościami, zaprawki, schroniska..

kajman
11.12.2008, 00:19
Ja zakupiłem przed wyjazdem coś takiego

http://www.allmaps.ru/avto_km_stolb/russia/

wydanie rosyjskie - kupiłem w hurtowni w Krakowie

Elwood
11.12.2008, 09:16
Znalazłem też coś takiego:

http://www.traveler.com.pl/Sklep.php?q=%3DTPCD8A505

Napiszcie czy warto kupić.

Warto, to ten sam, który proponuje Kajman. Generelanie to Sklep Podróżnika w Wwce na Kaliskiej proponuję znakomity wybór ruskich mapa "od ręki".
Chomikowe wojaże miód, malina..., potem to już chyba tylko wyprawa do ziemi ognistej i dla smaku w łódce na wiosłach opłynąć Horn;)

Marcin SF
11.12.2008, 18:56
coś dawno nie było nowego odcinak, czy to już koniec wyprawy ? :] psze mie sie tutaj nie wygłupiać

Misza
11.12.2008, 19:08
No... a kiedy ta Prawdziwa relacja? :)

czosnek
17.12.2008, 20:16
Panie kolego Movistar. Tak nie można, jak pragnę zdrowia! Ja rozumiem suspens i inne zabiegi narracyjne ale taka przerwa to już zbrodnia!!!

Robert Movistar
18.12.2008, 09:27
Sory za zwłokę. Obiecuję że jutro będzie ciąg dalszy. Za dużo roboty mi się zwaliło. Nie wspomnę że jakaś czarna dziura we łbie mi się zrobiła

Robert Movistar
18.12.2008, 16:23
Dzień 27. Przejechane 297km.
Pobudkę robimy o 7 00. Zaprawieni w pakowaniu, szybko zwijamy manele i nasłuchujemy, kiedy przejedzie pociąg. Byliśmy tak zjebani, że nie słyszeliśmy w nocy żadnego przejeżdżającego żelastwa. Piździ strasznie. Do żarcia nic, wody brak, nawet kawy nie ma z czego zrobić. Smarujemy łańcuchy i nasłuchujemy. Coś jedzie…. dryndy ustawiamy już do wyjazdu. Plan ustalony, zjazd znaleziony. Sprawa wydaje się prosta, wjechać, przejechać ponad kilometr nie wyjebując się przy tym z nasypu. Nasyp czasem szeroki i płytki, czasem wąski że koło zaczyna wskakiwać na podkład a skarpa pokaźnej głębokości. Jak zwykle pociąg poszedł pełnym ogniem, wjeżdżamy i DZIDA!!! Jedziemy wypatrując małego kamienia leżącego na podkładzie, którego wczoraj położyliśmy. Wskazuje nam miejsce zjazdu. Obyło się bez problemów. Zjeżdżamy z nasypu, przejeżdżamy jeszcze przez kawałek lasu i widzimy już naszą drogę. Ale żeby nie było za łatwo i to z samego rana, okazało się, że przy wyjeździe z lasu przy samej drodze jest rów głębokości 1 m z błockiem w środku. Zaspani, męczymy się żeby go przejechać. K….a, droga na wyciągnięcie ręki a my się tu produkujemy. Wpychamy moto po śliskiej trawie, gdy nagle zarzuca dryndą, która wpada równolegle do rowu. Zassało ją po ośki. Ani ją ruszyć w jedną ani w drugą. Szukamy jakiejś kłody, co by podłożyć pod osłonę i kombinować dalej. W końcu udało się wygrzebać z rowu. Idąc wzdłuż drogi szukamy lepszej możliwości wjazdu. W końcu ją znajdujemy, rów płytki, tyle żeby tam dotrzeć trzeba wykosić kilka drzewek. Droga okazuje się być zaskakująco dobra! Możemy w końcu rozpędzić się do magicznych 30 – 40 km/h. Kilometry uciekają a my się cieszymy, że możemy sobie od czasu do czasu pozwolić na wrzucenie 3 biegu. Kierujemy się na miejscowość Urgan, gdzie mamy zamiar zatankować. Nagle dostajemy prezent w postaci ASFALTU! Piątka zapięta jedziemy 130 km/h wiatr pod pachami, nogawki trzepocą, wietrzymy mokre ubrania. Droga z licznymi chopkami, koła trzymają się nawierzchni, zawieszenie nie dobija, gdy nagle na jednej z nich wysadza mnie z siedzenia, ale zawiecha dawała radę. Jak się zatrzymaliśmy na stacji, Izi pyta jak na chopach było, bo na BMW GS po przejechaniu drugiej już dobiło. Chłopaki naprawiają dystrybutor. Mamy 30 min wolnego. Dokręcamy śruby, kleimy plastiki. Pogoda super, ciepło i słonecznie. Po wyjeździe z miasteczka, oczywiście asfalt się skończył, a droga zrobiła się piaszczysta, szutru jak na lekarstwo, ale szeroko. Wjeżdżamy do jakieś wioski (nie pamiętam nazwy), gdzie atakujemy sklep i robimy śniadanie. Ludzie patrzą na nas jak na kosmitów. Miejscowe szczyle przyjeżdżają pod sklep swoimi sprzętami. Fantazję do tjuningu to oni mają.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKuedheJpI/AAAAAAAABzE/pavunPPIaKc/s640/P8060145.JPG


http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKumE7sWiI/AAAAAAAABzM/VxBpvS44A1M/s640/P8060146.JPG
Może mieszkać 5 osób na krzyż, ale dworzec być musi!!

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUUdYsAT0I/AAAAAAAAC5Y/xgr6Q2MkwtU/s640/P8060147.JPG


Jemy, pijemy, przebieramy się i ruszamy. Dwóch tubylców na motocyklu jedzie z nami, tak na doczepkę. Gdy droga zrobiła się ch…a, chłopaki odpuszczają. Wiemy dlaczego. Nie wiadomo skąd, przed nami więcej kałuż niż suchej nawierzchni. Jedziemy zygzakiem. Inaczej się nie da. Sprawdziliśmy pierwsze kałuże organoleptycznie, ale okazało się, że są za głębokie żaby je brać na szage.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKuvqwJfHI/AAAAAAAABzU/jEHwtuePnM0/s512/P8060148.JPG

I tak w lewo, w prawo, w lewo w prawo. We łbie się zaczęło kręcić. Widać cały czas BAM, więc spokojnie do przodu. Od czasu do czasu droga rozwidla się. Jedziemy jakoś do góry w żółwim tempie, obok nas powycinane lasy. Jak na ten podjazd, to jedynka jest za wysokim biegiem. Znów droga wymyta przez padające deszcze. Rozpadliny głębokości 1 metra. Coś chyba nie tak. Zatrzymujemy się odpalamy GPS. Okazało się że podupczyliśmy drogę, BAMu nie widać. Przejechaliśmy nie potrzebnie ok. 8 km. Zawracamy. O dojeździe do właściwej drogi mówią nam kałuże. I znów lewo, prawo, lewo, prawo aż do kolejnej rzeki. Oczywiście mostu drogowego nie ma. Zawalony. Z jego resztek widać że robią ludzie ogniska. Tu i ówdzie widać jego ślady. Nie mamy sił żeby ścigać gacie, sprawdzić możliwość przejazdu. Ładujemy się więc w spodniach i butach. W miarę płytko, rzeka nie za szeroka tym samym nawet nie patrzmy w kierunku mostu. Ostatnio przejazdy przez nie to ostateczność. Najwięcej kłopotu sprawia nam wjazd. Sam przejazd tragiczny nie jest, pod warunkiem że nie pojedzie pociąg, nie ma ubytku w podkładach, nie ma za bardzo wystających śrub, jest miejsce żeby zrzucić moto w razie nadjeżdżającego pociągu, szczeliny pomiędzy deskami są takie że opona się mieści. Na początku woda do kolan, gdy dochodzimy do ¾ jej długości robi się głębiej, nurt przybiera na sile. Kamienie większe. Rozchodzimy się na boki, szukając wypłycenia. Przez takie łażenie, przejście przez rzekę robi się 3 x dłuższe od jej faktycznej szerokości, ale na most ni ch….a, nie wejdziemy! Jesteśmy na drugim brzegu. Wracamy, tą samą drogą. Na pierwszy ogień Iziego moto. Z problemami, ale się udało, później moje, było już łatwiej. Choć kilka razy motocykl znosiło. Poprzeprawowy szlug, Izi kilka cukierków i w drogę. Robi się późno, cywilizacji brak. Wszystko mamy mokre. Chcemy dojechać do byle wiochy i szukać noclegu. Wiemy, że ok. 15 km od nas jest Etyrkien, jeśli nic po drodze nie będzie walimy tam do pierwszego lepszego sklepu i pytamy o nocleg. Chcemy się wysuszyć, więc spanie pod gołym niebem nie wchodzi w rachubę. Znając życie, ktoś nas przygarnie. Dziury, woda, kamienie, piasek, błoto, resztki powalonych drzew, komary i inne robactwo…czego jeszcze można się spodziewać? Co jeszcze może być przed nami? Prędkość spada do 5 km/h. Patrząc na mapę widzimy, że przed Etyrkienem, będzie jeszcze jedna rzeka. I raczej na most drogowy nie ma co liczyć. Słońce chyli się ku zachodowi, zimno, wary sine się robią. Koniak już dawno się skończył. Z przemarznięcia, lejemy co 15 min. Nagle jest rzeka, tyle że przypominała ona raczej Amur. Widać, że to najszersza rzeka z jaką mieliśmy do czynienia. Były różne, a ta biła wszystkie.Nie będzie letko. Wyciągamy wszystko z kieszeni kurtki, tak na wszelki wypadek. Przed załamką trzyma nas świadomość, że za ok. 5, może 10 km jest cywilizacja. Odruchowo, nawet się nie odzywając do siebie, schodzimy z motocykli i włazimy do wody. Kilka metrów od brzegu była mała kamienista wysepka. W najgorszym wypadku będziemy na niej spali. Tylko co jak miś przyjdzie w nocy na ryby? Im dalej tym głębiej, idziemy bokiem na wprost nurtu, czuć że nas chce porwać. Woda po pas, wlewa się w gacie prze guziki. Łapy podnosimy już góry, woda do pępka. Logika mów, że trzeba iść na wprost, ale nie da rady. Kluczymy, idziemy 10 m w lewo lub w prawo, po to żeby znów wrócić do punktu wyjścia. Wszystko wskazuje na to, że musimy się kierować w stronę mostu kolejowego, który jest oddalony od nas o ok. 40 m, wchodząc do rzeki jakieś 8 m od jej brzegu. Tam, już prawie pod mostem, kierować się w stronę przeciwległego brzegu, żeby 3 metry od niego obrać kierunek na prawo i znów przejść 40 m. Gdy wyszliśmy na brzeg i stanęliśmy na drodze, marzyliśmy żeby teleportować motocykle. My przeszliśmy, ale dryndy zostały. Trzeba je przetargać. Więc wracamy po nie tą samą drogą. Przeprawa z jednym motocyklem zajmuje nam 45 min, tyle czasu spędzamy w lodowatej wodzie. Nie mamy siły ani ochoty nawet się odezwać. Robimy wszystko odruchowo. Łączność telepatyczna. Wracamy po moje. K…a ZIMNO!!! Przechodząc z moim motocyklem, mamy wrażenie, że wiem gdzie i jaki będzie kamień po drodze. Nie gadamy do siebie. Wsiadamy i jedziemy.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKu5NILz9I/AAAAAAAABzc/O1vSvh39G-c/s800/P8060150.JPG
Po lewej widać drogę z której przyjechaliśmy


http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvCfVpNHI/AAAAAAAABzk/IY60Sb3sNG8/s640/P8060152.JPG

Patrzę na prędkościomierz. Kilometry lecą: 5, 10 a Etyrkienu nie ma. Po 15 km od rzeki widać zabudowania. Wpadamy do wioski. Dookoła walące się szopy, jakieś magazyny kolejowe. Szukamy sklepu. Kierujemy się na jakieś blokowisko. Jest sklep. Ledwo z motocykla możemy zejść. Każde stąpnięcie na ziemi, powoduje wylanie się z butów wody. Już mamy wejść, gdy zaczepia nas koleś ubrany w moro i pomarańczową kamizelkę odblaskową. Na początku widać że ma do nas dystans, chce pogadać, ale trochę się boi. Jest ostrożny. Gadka, szmatka, pierdu, pierdu. Wraca z pracy, a pracuje jak większość ludzi na kolei. Żule pod sklepem wołają nas na kielicha. Roma, bo tak ma na imię rozmówca, proponuje nocleg u siebie. Mieszka w bloku, przy którym właśnie staliśmy, a motocykle zawieziemy do jego kolegi, który ma jakąś bazę. Pasuje. Mieszkanie okazuje się być 4 pokojową chawirą mającą ze 120 m2.
Mieszka sam. Pół roku temu, wrócił z wojska. Był snajperem, gdzie swoje umiejętności mógł zademonstrować w Czeczeni. Daje nam pokój i dzwoni po kumpla, żeby przyjechał po nas. Odstawiamy motocykle na plac, po którym biegają psy wielkości niedźwiedzia. Stąd na pewno nam nie zwędzą, ale zeżreć mogą. Kola, bo tak miał na imię koleś Romy, pakuje nas to Hylux-a i wiezie z powrotem. W tym czasie Roma robi kolację. Wyciąga z lodówki rybę, którą trzymał na specjalną okazję. Twierdzi, że właśnie nadeszła. Rozwieszamy mokre rzeczy, robimy pranie. W buty ładujemy gazety, żeby wyciągnąć z nich wodę. Na drzwiach pokoju, wisi wojskowy wyjściowy mundur. Na stole leżą naboje, które Roma robi sam. Za drzwiami stoi strzelba myśliwska. Na ścianach wiszą myśliwskie zdobycze. Siadamy do kolacji. Roma opowiada o sobie. Mieszka tylko z psem, matka jest szychą milicji i mieszka w Komsomolsku, o ojcu nic nie mówi. Gdy miał 20 lat, powołali go to wojska. Dojechał pociągiem do Komsomolska, a stamtąd zapakowali poborowych w śmigłowiec i wywieźli gdzieś w tajgę do jednostki. Rok służył w Czeczeni. Widać, że chłop żyje jeszcze przeszłością. Pokazuje zdjęcia, opowiada. Pytamy jak z niedźwiedziami wygląda sprawa. Okazuje się, że praktycznie przychodzą pod wioskę codziennie. Jest ich tu mnóstwo. Teraz są nie groźne. Człowiek jest dla nich najłatwiejszą zdobyczą. Kiedy są głodne, a są wiosną, mogą zaatakować. Wiosną tego roku, jeden z nich przychodził na miejscowy cmentarz, rozkopywał groby i wyżerał, to co świeższe. W końcu, Roma wlazł na drzewo, i czekał aż przyjdzie. Przyszedł i szybko odszedł dostawszy kulkę w łeb. Pojechaliśmy do Koli na banię, tego nam było trzeba, cały brud, zmęczenie odeszło w niepamięć. Przyszli też jego znajomi. Było nas chyba z 12 osób. Rozmawiamy o wszystkim, jak się żyje u nas a jak u nich. Są zaskoczeni naszą znajomością Rosyjskiego. My pijemy wódkę, a oni sączą wino, nieliczni z nich piwo. Znów padł stereotyp, że Rosjanie chleją. Roma proponuje, że jutro rano zapakuje nas na pociąg i wyślę dalej, gdyż nie mamy szans przejazdu. 5 km od Etyrkienu jest rzeka, której nie da się w żaden sposób przejechać. Nie wierzy, że będziemy próbować. Upiera się. Jeśli faktycznie nie da się przejechać, to na pewno wrócimy do niego z prośbą o pomoc. Ale na razie, niech nas nie namawia. Czas miło upływał, oczy robiły się ciężkie. Idziemy do spania. Rano, zanim wyjedziemy mamy się wybrać na strzelanie. Roma siedział pół nocy i robił naboje.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvJQa8jvI/AAAAAAAABzs/tVmm1Vgohdk/s640/P8060154.JPG

JareG
18.12.2008, 16:35
Dzień 27. Przejechane 297km.
(..)
Nagle jest rzeka, tyle że przypominała ona raczej Amur. Widać, że to najszersza rzeka z jaką mieliśmy do czynienia. Były różne, a ta biła wszystkie.Nie będzie letko. Wyciągamy wszystko z kieszeni kurtki, tak na wszelki wypadek. Przed załamką trzyma nas świadomość, że za ok. 5, może 10 km jest cywilizacja. Odruchowo, nawet się nie odzywając do siebie, schodzimy z motocykli i włazimy do wody. Kilka metrów od brzegu była mała kamienista wysepka. W najgorszym wypadku będziemy na niej spali. Tylko co jak miś przyjdzie w nocy na ryby? Im dalej tym głębiej, idziemy bokiem na wprost nurtu, czuć że nas chce porwać. Woda po pas, wlewa się w gacie prze guziki. Łapy podnosimy już góry, woda do pępka. Logika mów, że trzeba iść na wprost, ale nie da rady. Kluczymy, idziemy 10 m w lewo lub w prawo, po to żeby znów wrócić do punktu wyjścia. Wszystko wskazuje na to, że musimy się kierować w stronę mostu kolejowego, który jest oddalony od nas o ok. 40 m, wchodząc do rzeki jakieś 8 m od jej brzegu. Tam, już prawie pod mostem, kierować się w stronę przeciwległego brzegu, żeby 3 metry od niego obrać kierunek na prawo i znów przejść 40 m. Gdy wyszliśmy na brzeg i stanęliśmy na drodze, marzyliśmy żeby teleportować motocykle. My przeszliśmy, ale dryndy zostały. Trzeba je przetargać. Więc wracamy po nie tą samą drogą.
(..)
5 km od Etyrkienu jest rzeka, której nie da się w żaden sposób przejechać. Nie wierzy, że będziemy próbować. Upiera się. Jeśli faktycznie nie da się przejechać, to na pewno wrócimy do niego z prośbą o pomoc. Ale na razie, niech nas nie namawia. Czas miło upływał, oczy robiły się ciężkie. Idziemy do spania. Rano, zanim wyjedziemy mamy się wybrać na strzelanie. Roma siedział pół nocy i robił naboje.
Coz, chyba wyglada na to, zescie odwalili najwiekszy survival z tegorocznych forumowych wyjazdow :D:D
Szacunek :Thumbs_Up:

puszek
18.12.2008, 17:02
Ze najwieksza wyrypa to prawda....ale Movistar wyrósł na odkrycie literackie....:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up::Th umbs_Up:

JareG
18.12.2008, 17:05
ale Movistar wyrósł na odkrycie literackie....:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
Ano, zgadza sie :)
Jak sie jeszcze bardziej rozkreci, to moze jakis Nobel wpadnie, albo cuś.. :D:Thumbs_Up:

Robert Movistar
18.12.2008, 19:27
Jaj se nie róbcie.
Czytujecie chociaż od czasu do czasu Podosa lub Elwooda? Jak nie, to polecam. Kawał dobrej literatury, sie rozumie

pałeł
18.12.2008, 19:50
skromnosc to podstawa :) ale czyta się świetnie

Elwood
18.12.2008, 21:11
Ee tam, pojezdka 2R-ów to kosmiczny wymiar, literacko i w realu "kozacka jazda". Literatura faktu, perełka. Można wracać do każdego odcinka i czytać w dowolnej kolejności, bez znaczenia. Wyrypa roku.
Na deser Podos, też chłopaki nie odpuszczali. W Tien Szanie czy pod Pikiem, chwilami czułem ich oddech, fajnie przeżywa się zdjęcia robione inna ręką, ale często z tych samych miejsc, podobne ujęcia. Super. Jak z wycieczki do Krakowa:)
Czasami wysyłałem smsy z pytaniem o fragmenty trasy, które chłopaki z powodzeniem przejechali, a były jeszcze przede mną.
Prozaiczne typu:
- Sambor, czy jest prąd nad Song kul, bo nie mam ładowania?
- Czy jadąc przez Tosor uniknę opłaty klimatycznej, bo kasa spłynęła z wodą.:)
- Gdzie ten jebany bród, bo ja mam wszędzie wodę do pasa (Pod Pikiem Lenina)
No i dobry duszek Pastor:Thumbs_Up:
Wcześniej uczta z Lewarem...
Spadam do swojego wątku wklejać zdjęcia.

P.S.
Czekam teraz na zdjęcie z odciskiem podeszw 2R-ów na jakimś niedźwiedzim dupsku

Izi
18.12.2008, 21:27
ty Movistar to zapomniałeś dodać
-że ta wiocha co to dworzec był, to Alonka była, z 200 mieszkańców, a dworzec większy niż Główny we Wrocławiu,
- woda w rzekach miała zawsze przy drugim przejściu temperaturę -2 stopnie i w miarę upływu czasu spadała dalej, do progu bólu, który kilka razy udało się przekroczyć
-no i może opisz jak utopiliśmy twoja Africę w tej rzece i przepłyneła pod wodą z 4 metry zanim ją złapałem, ale później odziwo zreanimowałem :)
P.S. Elwood masz w ryj za weekend, ty wiesz za co, dlatego Movistar ma czarną dziurę w głowie,bo wszystko musieliśmy sami z Mirkiem z Motosyberi i Marpem, co to jego brat pontonem jakiś ocean przepłynął i obudził się w USA, opróżnić. Mówimy oczywiście o Staropolance.

JareG
18.12.2008, 22:47
Jaj se nie róbcie.
Czytujecie chociaż od czasu do czasu Podosa lub Elwooda? Jak nie, to polecam. Kawał dobrej literatury, sie rozumie
Juz wiem za co bedzie ten Nobel - jesli nie literacki, to za skromnosc :D:D

A w/w czytujemy, i tez chwalimy :Thumbs_Up:

podos
19.12.2008, 08:35
Jaj se nie róbcie.
Czytujecie chociaż od czasu do czasu Podosa lub Elwooda? Jak nie, to polecam. Kawał dobrej literatury, sie rozumie

moje wieje nuuudą przy Twoich wiec nie pier...l.
Fajnie sie czyta, ksiązke chyba trzba bedzie wydać z tych relacji.

PS: i uprasza sie usilnie takich dlugich przerw w pisaniu nie robic.

Elwood
19.12.2008, 13:12
P.S. Elwood masz w ryj za weekend, ty wiesz za co, dlatego Movistar ma czarną dziurę w głowie,bo wszystko musieliśmy sami z Mirkiem z Motosyberi i Marpem opróżnić. Mówimy oczywiście o Staropolance.

Co ma wisieć nie utonie, kartuskie czekają.

Robert Movistar
19.12.2008, 23:08
Dzień 28. Africa U-bot. Przejechane 23km do mostu z ochroną.
Tego było nam trzeba. Porządne wyro, ciepła i gruba kołdra, tak samo z poduszką. Pełna sielanka, ciepło, wygodnie, komary nie gryzą. Wstawać się nie chce. Leżę i czekam, czy Izi się odezwie, że trzeba wstać. Mam nadzieję, że myśli o tym samym co i ja i też dupy nie chce mu się ruszyć. Ale niestety, w końcu tyłek z wozu, czas ucieka. Roma robi śniadanie. Zbieramy klamoty, bo zaraz Kola po nas przyjedzie. Buty mokre, nie wyschły, znów te pieprzone ciuchy na siebie naciągać. Przed nami znów wielka niewiadoma. Pakujemy się do auta z tobołami, strzelbą i workiem naboi. Najpierw strzelanie! Jedziemy po dryndy. Chłopaki oglądają motocykle i cmokają, widać że mają ochotę się przejechać. Pierwszy wychyla się Roma, widać, że chłop rozsądny to daję mu swojego sprzęta. W klapkach, krótkich spodenkach i koszulce, rusza. Izi dziwnie na mnie patrzy. Mamy nadzieję, że wyrobi wszystkie zakręty i wróci.
Nasłuchujemy czy słychać silnik. Po chwili wraca, z wielkim bananem na gębie. Widać, że Kola już nie może wytrzymać. Wsiada na Iziego motocykl i jedzie. Na dodatek zapakował sobie dziewczynę na tył. Roma uspokaja, mówiąc że Kola kiedyś jeździł Mińskiem. Kamień spadł nam z serca. Wyjeżdżamy za wioskę, z nadzieją, że chłopaki odwiozą nas do tej rzeki, której nie można przejechać. Przejechaliśmy może z 2 km i zatrzymaliśmy się na polanie. Giwera, naboje, puste butelki, i strzelamy.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvR7V8voI/AAAAAAAABz0/3L3_vD_Xp_U/s512/P8070163.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvY3lyJcI/AAAAAAAABz8/C2vitbIcgOE/s640/P8070164.JPG

Nikt nie zginął, ani nie został ranny, więc się żegnamy. W razie zasadzki z rzeką, mamy wrócić, a pomogą nam zapakować się na pociąg. Zawsze to coś, mieć zabezpieczenie w razie „W”. Ruszamy. Droga do dupy. Znów powyrywana, wymyta przez wodę piaszczysta autostrada. Tempo złówia, ale dajemy radę. W oddali widać, przerwę w drodze. Pewnie to ta rzeka. Faktycznie, wyglądała średnio, ale nie tak jak przed Etyrkienem. Zresztą z samego rana mamy trochę krzepy. Głęboko na oko nie jest, ale to może jakaś mina? Gorszą sprawą okazał się nurt. Bo tempo miał okrutne. W takich sytuacjach, stosujemy procedurę nr 1, czyli sprawdzenie co pod wodą. Transport mojej dryndy kończy się jej utopieniem (to o tym pisał Izi, kilka postów wyżej. Nie wiem co mu większą radochę sprawiło, czy to że utopiliśmy kompletnie motocykl, czy to że zdołał go zatrzymać). Fakt, faktem, że jak wytargaliśmy ją na brzeg, to nie miałem ochoty sprawdzać, czy pozostało coś suchego w bagażach. Wykręcenie świeczek, postawienie na gumie, zakręcenie kilka razy i zagadała. Z Iziego, poszło bez problemów. Tak więc, chyb nie skorzystamy z pomocy Romy i Koli.
Żeby nie było za wesoło, początek dnia musiał nas czymś zaskoczyć. I zaskoczył. Nie wiadomo dlaczego, co było powodem, sami się zastanawialiśmy. Na pewno stromy podjazd, kaszaniasta droga i zastane kości.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvg8GQyzI/AAAAAAAAB0E/LnV0M2wo1bU/s640/P8070167.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvpSaNk3I/AAAAAAAAB0M/mLufteIjoUo/s640/P8070168.JPG
Dzień bez gleby, to dzień stracony nie zależnie ile km przejechaliśmy

Pozbierawszy zabawki, ruszamy dalej. Tym razem zamiast podjazdu, był zjazd. Nie wiesz którą stroną jechać. Czy wjazd w wymycie w drodze, wyprowadzi cię na prostą, czy nie. Tu patenty nie działały. Kałuże były opanowane, ale nie to. Nagle spotykamy kilku gości. Mówią, że są z ochrony mostu kolejowego, od którego jesteśmy 500 m. Jeden z nich przedstawia się jako „naczelnik”. Chcą w łapę za przejazd przez niego, bo niżej jest rzeka, której oczywiście nie przejedziemy. No pewnie, kolejni, którzy nam to mówią. Olewamy ich i zjeżdżamy na dół, mijając owy most. Był jakieś 800 m od drogi którą jechaliśmy. Dojeżdżamy do tak naprawdę brodu, bo rzeczką to ciężko nazwać. Takich przejazdów dziennie było kilkadziesiąt. Nic szczególnego, nie wartego opisu. Ale nie ten. Może miała z 5 m szerokości. Żaden problem. Do czasu, aż nie zeszliśmy z motocykla. Wąska, ale kurewsko głęboka. Na dnie kamienie wielkości Fiata 126p. Dodatkowym utrudnieniem, był zwalony wielki betonowy słup, który leżał prawie w poprzek brodu. Łazimy bokami, ale nie ma jak przedostać się na drugą stronę. Szanse na przejazd określamy w skali od 1 do 10 na -5. Zawracamy i jedziemy do ochronnego mostu.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKvxpDVneI/AAAAAAAAB0U/iekE1mOt08A/s640/P8070169.JPG

Kiedy podjechaliśmy, wyszedł do nas ochroniarz, pytał co tu robimy i tak dalej. Opowiadamy o co biega. Okazało się, że na zachód od nas, w wyższych partiach gór, przez 2 tygodnie lało. Spływająca rzeka, właśnie niesie te opady. Stały poziom wody utrzymuje się od 4 dni, i nie opada. Zaprasza nas do środka, na herbatkę. W budynku siedzi 6 gości, reszta na służbie na wieżyczkach. Nie rozpoznajemy w nich, żadnego z tych, którzy przed chwilą mówili że są z ochrony mostu. Ciul wie co to byli za jedni. Opowiadają, że nie tak dawno szedł tędy, samotny Japończyk, który wybrał się dookoła świata. Miał ze sobą tylko mały wózek, a w nim cały dobytek. Przeprowadzili go przez most, za którym 1 200m idąc torami, jest zejście do głównej drogi. Pogada z naczelnikiem, czy nie było by możliwości przejechania właśnie tą drogą, ale dopiero na koniec zmiany, czyli za jakieś 3 godziny. Ostateczną decyzję może jednak podjąć tylko naczelnik. Znów suszymy mokre ciuchy. Izi widzi, że ma pękniętego gmola. Pytamy o spawarkę, oczywiście jest, funkiel nówka, ale nikt nie umie jej obsługiwać. Izi Mc Giwer bierze się wiec do roboty. Poszliśmy zobaczyć do owej rzeki, jak z poziomem wody. Poprzednio wbiliśmy na brzegu patyk równo z poziomem. Schodząc na dół, kreślimy na drodze strzałki, żeby wiedzieć która droga jest najlepsza. Było gorzej. Patyk był już zalany. Czyli woda się podnosi. Liczymy więc na przejazd mostem.
W końcu możemy iść. Koleś ma krótkofalówkę, przez którą pyta czy nic nie jedzie. W razie gdyby jechał pociąg, mam z Izim pakować się w krzaki, co by nikt nas się widział. Analizujemy po drodze plan działania. Wjazd na skarpę, to żaden problem, tylko dwóch ludzi musiałoby przerzucić dryndy przez szynę. Jak weszliśmy na most, kopara nam spadła. Okazało się, że to najwyższy most kolejowy w chabarowskim kraju. Ma 56 m wysokości. Robi wrażenie. Idziemy torami. Tory jak tory. Uzmysławiamy gościowi, że to idealna droga. Można między szynami jechać 50, 60 km/h. Chwilka, moment, a będziemy już przy zjeździe. Tylko żeby było kolejnych dwóch ludzi, a cała operacja nie zajmie więcej jak 5 min. Potwierdza, że to słuszna opcja, choć jedynym problemem może być jakiś kawałek blachy połączony przewodami umieszczony między szynami. Z tego co się dowiedzieliśmy, służy do załączania, czy wysłania informacji, że jedzie pociąg. Pełni nadziei wracamy do wartowni. A on postanawia pozbierać grzybów. Gdy wracamy, słychać pociąg, więc walimy w krzaczory. Przejechał tylko skłąd techniczny, składający się z lokomotywy i dwóch platform. Po powrocie zdajemy relację wszystkim, którzy byli na wartowni, wmawiając im, że to super fantastyczne wyjście, a przejazd, to bułka z masłem.
Gość, który z nami poszedł wybadać możliwość przejazdu, przyniósł 2 torby grzybów. Niestety, zakomunikował nam, że raczej naczelnik nie wyrazi zgody na przejazd przez most, bo ktoś z technicznego składu nas widział. Gówno prawda… Po prostu się bał. Jesteśmy wkurwieni.
Jako że robiło się późno, proponują nam nocleg i jakąś strawę. Niedaleko od nich, jest opuszczony budynek po jednostce wojskowej, która niegdyś pilnowała mostu. Teraz jest pusty, choć zrobili w nim jeden pokój, w którym nocują dwa razy w roku myśliwi. Na kolację zupka, chleb i zebrane grzyby przysmażone na masełku i posypane pietruszką. Ich smak mam w ustach do dziś, po prostu BOMBA! Naczelnik chyba chce zagrać tego dobrego. Tłumaczy nam podczas kolacji, gdzie dalej po drodze mogą czekać na nas niespodzianki, gdzie należy uważać, żeby nie zboczyć z trasy, gdyż jest po drodze kilka rozgałęzień. Mówi, że jeśli uda nam się dojechać w ciągu jednego dnia do miejscowości Issa, możemy zgłosić się do naczelnika straży pożarnej. Chłop nas przenocuje, załatwi w razie czego benzynę (w Issie nie ma „zaprawki”). Każdą ewentualną przeszkodę rozrysowuje nam na kartce.
Budynek, w którym mamy spać to dwu piętrowiec. Wszędzie brak okien, grzejniki wyrwane. Na ścianach w łazience zostały tylko płytki. Co było możliwe do zabrania, zabrano. Nie było nawet wszystkich desek w podłodze. Drzwi pokojowe od wewnątrz były obite niedźwiedzią skórą. Łóżka piętrowe, gdzie to górne było na wysokości 3,5 metra. Walały się wędki, walonki, grube zimowe ubrania. Najważniejsze, że jest dach nad głową. Kładziemy się spać z nadzieją, że jednak naczelnik zmieni zdanie. Co nas wkurza? Że urlop się zaczyna kończyć, my w czarnej żopie z przebiegami gruuubo poniżej średniej.

zombi
21.12.2008, 16:05
Co nas wkurza? Że urlop się zaczyna kończyć, my w czarnej żopie z przebiegami gruuubo poniżej średniej.
URLOP !!!!! Ja się zastanawiam czy bohaterowie tej opowieści powrócili do domów. A to jest to przedruk z pamiętników odnalezionych w trzewiach niedźwiedzich.
;):brawo:

Robert Movistar
22.12.2008, 14:29
Dzień 29. Rzeźnia. Przejechane 37km. Od mostu z ochroną do Issy.

Ranek wita nas słońcem. Wstajemy zastanawiając się, czy przypadkiem naczelnik nie zmienił zdania, i nie puści nas mostem. Mamy taką nadzieję. Zanim dojedziemy do wartowni, schodzimy w dół zobaczyć jak z poziomem wody. Niestety, nic nie opadł. Chłopaki częstują nas śniadaniem i pytają czy byliśmy nad rzeką. Owszem, byliśmy i nie wygląda to za ciekawie – odpowiadamy. Wchodzi naczelnik i komunikuje nam, że pomoże nam przeprawić motocykle na drugą stronę. Weźmie jeszcze z 3 chłopaków i pójdziemy. Wody nam odeszły… Ale cóż, lepsze to niż siedzenie na dupie i nic nie robienie. Zakładają jak najdłuższe gumowce i schodzą a my zjeżdżamy po strzałkach, które rysowaliśmy dzień wcześniej. Ściągamy gacie, zakładamy sandały. Chłopaki sprawdzają, którędy da się przeprawić. Wejście do wody powoduje, że miliony igieł wbijają nam się w nogi. Woda cholernie zimna, jeszcze ten drobny piasek na brzegu wsypujący się między stopę a sandał.
Postanawiamy, że nie ma sensu próbować przejeżdżać na załączonym biegu, tylko na odpalonym silniku, co by woda do wydechu się nie dostała. W czterech damy radę je przepchać. Nie było to łatwe, duże kamienie powodowały, że koło co rusz z niego się ześlizgiwało. Ale powoli, powoli przepchaliśmy. Cała ekipa robi jeszcze pamiątkowe zdjęcia.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUUwvgmzoI/AAAAAAAAC5g/hyQ94F-dLJs/s640/P8080176.JPG

Ubieramy się i bez jakiegokolwiek entuzjazmu siadamy na motocykle. Jako że przed rzeką był zjazd, to na jej drugim brzegu czekał nas ostry podjazd. Droga standard, wymyta przez deszcze. Pierwszy jedzie Izi. Tylko da się na jedynce. Próba wrzucenia dwójki powoduje że albo motocykl gaśnie, albo się dławi.
Przejechaliśmy może od rzeki 300 m, gdy nagle widzę, jak Iziego przednie koło dziwnie nurkuje w dół, po czym Izi a całym dobytkiem lecie na prawą stronę. Nie ukrywam, że pierwszy raz w życiu widziałem spadający motocykl do góry kołami. Izi był, nagle go nie ma. Nastąpiło tylko uderzenie w rosnące obok brzózki, i krzaki. Brzózki grubości uda, zatrzęsły się jak by wjechał w nie samochód. Pierwsza moja reakcja, to zamknięcie gazu, motocykl zgasł. Jak siedziałem, tak rzuciłem go na bok i biegłem w stronę Iziego. Darłem się: Izi, nic ci k…a nie jest.? Żyjesz? Nie wiem czy dopowiadał, nic nie słyszałem, bo kasku nie zdjąłem. Myślałem tylko żeby się nie połamał. To był moment, kiedy dotarło do mnie, że to już chyba koniec jazdy. Ale w dupie z tym, najważniejsze, żeby chłop był cały, srać na motocykl, się wyklepie. Nagle drzewka się poruszyły, Izi się drze: dwaj k…a, musimy drynde postawić na koła, bo się paliwo leje.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKv7etpp9I/AAAAAAAAB0c/l8H-wOChH2E/s640/P8080178.JPG

Nasza późniejsza rozmowa, nie nadaję się na opis, były tylko przekleństwa. Motocykl stał w głębokim rowie. Nie było można go wyciągnąć z powrotem na drogę. Izi go trzymał starając się żeby był w miarę w pionie, a ja pobiegłem z powrotem w dół rzeki z okrzykiem; rebiata, rebiata. Nie odeszli daleko, bo gdy dobiegłem do brzegu, stali na rzeką i patrzyli w moją stronę. Poszliśmy razem żeby klamota wyciągnąć. Drynda stała jakieś 60 cm poniżej poziomu drogi. Starty, to ułamane lusterko z mocowaniem do pompy hamulcowej, złamane luterko, nadwyrężone morale Iziego, i kupa strachu. Nic to jakoś jedziemy dalej.
Znów kałuże, zjazdy, podjazdy. O większość drogi jechaliśmy przez las mając drzewa tuż przy drodze, to teraz zamiast drzew były rozlewiska, bagna. Co chwila wyrastała przed nami kałuża długa na kilka metrów. Wjazd środkiem nie możliwy, bo głęboko. Więc próbujemy bokiem. Niestety, zaraz motocykl grzązł w błocie. Pchanie nic nie dawało, tylko koło się kopało. Wiec pozostało tylko ciągnięcie za przednie koło. Centymetr po centymetrze pokonywaliśmy bagno za bagnem.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwNcaiInI/AAAAAAAAB0w/44GHUCe2uko/s640/P8080180.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwS69_n5I/AAAAAAAAB04/BU5r5arbdCA/s512/P8080181.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwEKZQV7I/AAAAAAAAB0o/vAGzVj6v6NM/s640/P8080179.JPG

Zrobiło się gorąco, co mały potok, to lanie wody do butelki. Gdy pokonaliśmy jedną z kałuż, był następna i następna. W jednej z nich tuż przed zakrętem gdzie Izi skręcił i mnie nie widział w lusterku wypierdzieliłem się. Byłem już prawie na brzegu. Motocykl przygniótł mo nogę. Nie mogłem się ruszyć. Podparłem się tylko ręką, żeby woda nie lał się za kołnierz i czekałem aż Izi się kapnie że mnie nie ma. Wyjechałem suchy, a po paru godzinach znów wszystko mokre jak gnój.
Ten dzień zapamiętam jako najgorszy z całego wyjazdu. Odechciało mi się wszystkiego. Nie miałem już sił, co chwilę schodzić z motocykla, żeby sprawdzać którędy jechać. Miałem w dupie wszystko. Jechałem środkiem, bokiem, górą dołem. W dupie miałem czy utopię tylko motocykl czy siebie, czy się wyp….e czy nie. Nie miałem nawet siły zajarać. W pewnym momencie zauważyliśmy dwa Krazy wyładowane złomem, które jechał z przeciwka. Co chwilę się zatrzymywały, wyskakiwał z szoferki pasażer i patrzył jak pokonać kolejną przeszkodę. Kałuże przez które przejeżdżali czasem środkiem, powodowały, że woda przelewał im się przez maskę. Gdy się zrównaliśmy i zapytaliśmy o drogę, jeden z kierowców pokazał palcem, że tamtej kałuży nie przejedziemy, bo woda wysoka. Owa z kałuż wyglądał jak setki innych, które pokonywaliśmy.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwWiGcf-I/AAAAAAAAB1A/lBS-ROVk04c/s512/P8080184.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwaunBezI/AAAAAAAAB1I/oSGjN0qS8SA/s640/P8080182.JPG

Mieliśmy plan od naczelnika, którędy jechać, żeby nie pobłądzić. Niestety, na jednym z rozwidleń, skręciliśmy nie tam gdzie trzeba. Intuicja podpowiadała nam, żeby jechać ścieżką bardziej wydeptaną. Trafiliśmy na jakąś wycinkę drzew. Droga znów pięła się w górę i była kręta. Na jednym z zakrętów, wyjechał Kraz wyładowany drzewem. Izi widząc większego od siebie, próbował uciekać na prawo, niestety, kierowca Kraza nie wyczuł intencji Iziego i skręcił w lewo. Skończyło się glębą Iziego. Szofer wyleciał z kabiny myśląc że przypaprał w mniejszego. Zwożą drewno na pobliski tartak, a z niego ładują na pociągi. Skończyło się tylko na strachu. Zjeżdżamy z powrotem. Nie dość, że kilometry nawijają się w żółwim tempie, to jeszcze błądzimy.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwe4wHtSI/AAAAAAAAB1Q/9zwD8DK3Plo/s512/P8080186.JPG

Droga nic się nie zmienia. Dojeżdżamy do małego brodu. Leży przy nim jakieś mydło, ręcznik i slipy. Nikogo nie widać, żadnego pojazdu, nic. Ktoś pobłądził, czy co? Po południu wjeżdżamy w las. Droga, to nic innego jak leśna ścieżka. Trawa w koleinach ma może z metr wysokości. Gdyby ktoś tędy jeździł była by rozjeżdżona.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwjQk1eWI/AAAAAAAAB1Y/4uttodYuZXg/s512/P8080187.JPG
Czy coś tu jeździ??

GPS pokazuje, że nie długo powinna być miejscowość Isa. To tam chcemy dziś dojechać, znaleźć straż pożarną i walić do naczelnika. Z wysokiej trawy, wystawał kawał pnia. Jako że Izi jechał pierwszy i go nie zauważył, to przypaprał w niego nogą, tą którą skręcił na Kamczatce. Miałem mu za złe, że nie ostrzegł mnie kiedy zwijał się się z bólu o nadchodzącym nie bezpieczeństwie. Zrobiłem to samo. Noga spuchła nam w kostkach.
Zlani potem, umęczeni, brudni, śmierdzący, z popękanymi wargami, pod koniec dna widzimy w oddali zabudowania. Nie wiemy czy to nie fatamorgana czy to upragniona Issa. Kiedy wyjechaliśmy z lasu na ichniejszą główną drogę, jechał jakiś facet motopedem. Znaczy się że już prawie. Szukamy straży. Wioska mała więc problemu nie było. Wjeżdżamy w bramę. Wychodzi jegomość, zagadujemy skąd jedziemy, kto nas polecił. Popatrzył na nas dziwnie, jaki chroniony most, jaki naczelnik ochrony mostu? Pełne zdziwienie, ale skoro mamy się zgłosić do naczelnika, to do niego dzwoni. Naczelnik straży też zdziwiony. Nie zna żadnego naczelnika ochrony mostu, ale skoro już jesteśmy, to możemy się tutaj przespać. Oddaje nam dużą salę do dyspozycji. Przebieramy się, nie mamy sił ściągnąć butów. Podchodzi do nas dwóch kolesi, dłubiących słonecznik. Coś tam gadamy, ale wcale nie mamy na to ochoty. Zapraszają nas do siebie na biad. Jest łazienka, możemy się umyć. Znają naczelnika, więc problemu nie ma. Zamykają bramę remizy i idziemy na jakąś strawę. Pierwsze kroki do sklepu. Marzę o zimnym piwie i normalnych fajkach, bo ostatnio paliłem Biełomorskie.
Issa leży 70 km od Friewralska, skąd już rzut beretem do federalki. Chcieliśmy tam dojechać, i obrać stamtąd kierunek na Czitę, Irkuck. Chłopaki mówią, że droga do Friewralska jest dobra, to grawiejka, tylko trochę zalana przez deszcz. Patrząć na nasze gęby, proponują, żebyśmy może załadowali się na pociąg, który jeździ codziennie o 4 nad ranem i pojechali tam pociągiem a nie na motocyklach. Doszliśmy z Izim do wniosku, że to nie głupi pomysł, tym bardziej że skoro pociąg jedzie 2 godziny, to o 6 rano jesteśmy na miejscu, wypoczęci i wyspani. Mamy jeden dzień do przodu. Tak to był bardzo dobry pomysł. Tyle żarła nie widziałem na oczy będąc w Rosji. Było chyba z 5 różnych dań. Piwa poszło chyba z 5 litrów. Wpadłem w błogostan. Pociąg którym mieliśmy jechać, przyjeżdża na dworzec o 22, więc mieliśmy mnóstwo czasu. Oglądamy jakiś film na DVD, wiem tylko że był o wampirach. Nasz wewnętrzny film urywa się po chwili i zasypiamy.
Spaliśmy szybko, bo już po chwili chłopaki zrobili nam pobudkę. Pociąg przyjechał na stację. Idziemy po rzeczy do straży. Wrzucamy wszystko niedbale do worków. Na pytanie ile mamy zapłacić za pociąg, chłopaki odpowiadają, że wszystko jest załatwione. Znają dobrze naczelnika kolei, mamy się niczym nie przejmować. Nasz pociąg to lokomotywa, jeden wagon pasażerski i jedna platforma, z której ludzie ściągają towar. A to zaopatrzenie do sklepów spożywczych, ktoś przywiózł lodówkę, jakieś rowery. Bierzemy kawał deski i wjeżdżamy na platformę. Koleś z obsługi kolei mówi, żeby motocykle nie wystawały po za obrys wagonu.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUVLZJksgI/AAAAAAAAC5w/azrqQCJKRUk/s512/P8080190.JPG

Co za problem. Ustawiamy je wzdłuż platformy i kładziemy na podłodze. Nic nie przywiązujemy, nic nie zabezpieczamy. Na drogę dostajemy suchy prowiant, jajka, kiełbasę, pomidory, ogórki chleb, jakieś ciastka.
Nikt nas nie znał, a dał jedzenie, przenocował, załatwił pociąg za który grosza nie zapłaciliśmy. Ładujemy się do wagonu pasażerskiego. Nikogo nie ma, więc wybieramy najlepsze miejsce. Rzeczy wrzucamy pod łóżko i kładziemy się spać. Jutro mamy zamiar wymienić klocki hamulcowe bo się pokończyły.
Od jutra żegnamy się z BAM-em! Jest 09.08.2008, a 25.08 mamy być w robocie.

Elwood
22.12.2008, 14:52
Droga nic się nie zmienia. Dojeżdżamy do małego brodu. Leży przy nim jakieś mydło, ręcznik i slipy. Nikogo nie widać, żadnego pojazdu, nic. Ktoś pobłądził, czy co? ...

Ja pomyślałem o niedźwiedziej uczcie...brrr.
A poza tym :bow::bow::bow:

Robert Movistar
22.12.2008, 15:05
Ja pomyślałem o niedźwiedziej uczcie...brrr.

Jak się rozejrzałem dookoła i nikogo nie było pomyślałem o tym samym. Kto wie, może fucktycznie został zjedzony.
Staliśmy tam może przez 10 - 15 min i nikogo nie było. Wątpię żeby ktoś wybrał się na spacer. :D

Zet Johny
22.12.2008, 15:09
Jak się rozejrzałem dookoła i nikogo nie było pomyślałem o tym samym. Kto wie, może fucktycznie został zjedzony.
Staliśmy tam może przez 10 - 15 min i nikogo nie było. Wątpię żeby ktoś wybrał się na spacer. :D

Ale żeby się trzeba było myć przed zjedzeniem przez misia http://www.africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif (http://www.africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif)http://www.africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif (http://www.africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif)http://www.africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif (http://www.africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif).

giziu
22.12.2008, 15:11
Aż trudno uwieżyć, że ruskie takie gościnni są.
Relacja pełna tragizmu :)

pałeł
22.12.2008, 15:16
pełen szacun :bow::bow::bow::bow:

JareG
22.12.2008, 15:16
Dzień 29. Rzeźnia. Przejechane 37km. Od mostu z ochroną do Issy.
(..)
Nikt nas nie znał, a dał jedzenie, przenocował, załatwił pociąg za który grosza nie zapłaciliśmy.
Szkoda, ze Rosja od wiekow ma pecha do wladz.. wyglada na to, ze zwykli ludzie sa tam OK :)

A relacja jak zwykle - rewelacja :Thumbs_Up:

Gradient
22.12.2008, 15:29
Czytam z wypiekami na twarzy. Rzeźnia jak nic. Gratuluję wam,że żyjecie.:brawo::brawo::brawo::Thumbs_Up:

Mor,mor,mor...:)

Robert Movistar
22.12.2008, 15:43
Aż trudno uwieżyć, że ruskie takie gościnni są.
Relacja pełna tragizmu :)

Giziu, na pewno są miejsca i ludzie od których lepiej trzymać się z daleka, ale Ci z którymi mieliśmy do czynienia, to naprawdę fantastyczni ludzie. Nigdy, ale to nigdy nie spotkaliśmy się z jakąkolwiek agresją, czy chamstwem. Zawsze mili i pomocni (może po za jednym typem z dworca kolejowego w Irkucku :)).
Można ewentualnie pominąć milicjantów czy służby mundurowe (ale jak załatwialiśmy na tamożni w Irkucku "wriemiennyj wwóz" żadnych problemów nie było, pomagali jak mogli).
Choć jak życie wskazuje można też przejechać całą Rosję i nie zapłacić żadnej łapówki, kwestia z jakim się jedzie nastawieniem i jakim się jest człowiekiem. Wszystko co robili, robili bezinteresownie. Nigdy nic nie chcieli w zamian. Naprawdę można się było czuć bezpiecznie. Większość z nich pewnie nigdy nie widziała obcokrajowca, tym bardziej z nim nie rozmawiała. Ludzie ciekawi świata i wcale nie zaściankowi jak nam się wydaje.
Dobra, nasze grono to motocykliści, więc pewnie większość z nas pomogłaby obcemu motocykliście. Ale tam to nie ma żadnego znaczenia.
Co mogę powiedzieć, to że Rosja to przezajebisty kraj!

puszek
22.12.2008, 17:00
Niesamowite jest to ,ze sa jeszcze tacy ludzie...Nie zniszczeni przez industrializacje... Oni tam musza sobie pomagać, bo to nie jednokrotnie ratuje zycie.... Dlatego dla nich to zachowanie jest czyms naturalnym... To nie tylko na innostranców nastawienie..
Smutne ,ze u nas to juz minęło...Ya prawdziwie polska goscinnośc..możemy jej poszukac na wschodzie teraz. Ale jak sobie przypomne Bieszczady sprzed 30 lat czy Beskidy to było podobnie....Cywilizacja zachodnioeuropejska napełnia nam kieszenie , niestety drenuje mózgi .
Mowvistar ... dzięki panie Szklarski....

kudlacz
22.12.2008, 17:13
A gdybyście mieli jechać jeszcze raz to zmienilibyście sprzęty na jakieś inne?

Robert Movistar
22.12.2008, 18:09
A gdybyście mieli jechać jeszcze raz to zmienilibyście sprzęty na jakieś inne?

To zależy jakimi drogami i gdzie miałbym się poruszcać. Jeśli głównymi, AT jest idealna, jeśli jakieś zadupie z nie wiadomą drogą tak jak BAM, to napewno coś lżejszego.
Przebieg rzędu 20 - 30 km dziennie, to nie efekt spania do 12 i kończenia jazdy o 15. Więcej napewno z buta byśmy zrobili. Taki przebieg to efekt pchania, ciągania, podnoszenia, wleczenia, wypychania, odkopywania, wyławiania, i utrzymywania grubo ponad 260 kg na właściwym torze jazdy z prędkością 5 km/ h. Daje to w dupę i to strasznie.
Najlepszym wyjściem na sam BAM byłaby jakaś 250 cm, co by mogło przejechać bez tankowania jakieś 150 km, do tego karnister 10 litrów i można śmigać aż miło. Ale jak wyjedziesz na federalkę to się zamęczysz.
Jak to w życiu bywa, nie ma złotego środka.

kudlacz
22.12.2008, 19:29
To zależy jakimi drogami i gdzie miałbym się poruszcać. Jeśli głównymi, AT jest idealna, jeśli jakieś zadupie z nie wiadomą drogą tak jak BAM, to napewno coś lżejszego.
Przebieg rzędu 20 - 30 km dziennie, to nie efekt spania do 12 i kończenia jazdy o 15. Więcej napewno z buta byśmy zrobili. Taki przebieg to efekt pchania, ciągania, podnoszenia, wleczenia, wypychania, odkopywania, wyławiania, i utrzymywania grubo ponad 260 kg na właściwym torze jazdy z prędkością 5 km/ h. Daje to w dupę i to strasznie.
Najlepszym wyjściem na sam BAM byłaby jakaś 250 cm, co by mogło przejechać bez tankowania jakieś 150 km, do tego karnister 10 litrów i można śmigać aż miło. Ale jak wyjedziesz na federalkę to się zamęczysz.
Jak to w życiu bywa, nie ma złotego środka.
Tak też myślałem.....ale i wolałem się upewnić.

Robert Movistar
23.12.2008, 12:29
Dzień 30. Fiewralsk. Przejechane 570km.

Rano o 6 meldujemy się na stacji w Fiewralsku. Pan kolejarz był tak miły że podjechał pod drugą bocznicę, co byśmy mieli lepszą możliwość zjazdu z platformy. Pierwszą rzeczą, jaką musimy zrobić, to zatankować. Jeśli będzie woda na stacji, to umyć zaciski hamulcowe co by dojść do klocków. Miasto opuszczamy piorunem, kierując się na Wiedenowka. Na wylocie tankujemy pytając panią o wodę do mycia. Na co odpowiada, że 5 km stąd jest rzeka z dobrym zjazdem. Na słowo rzeka widzę jak Izi leci do baby z łapami i pianą na gębie. Widać nie ma miłych wspomnień. Faktycznie po 5 km, most o dziwo przejezdny i zjazd w stronę rzeki. Bierzemy leżąc puste plastikowe butelki, napełniamy wodą i myjemy. Klocki z przodu są na wykończeniu, tyłu już dawno nie ma. Na przód ma iść nówka komplet, a na tył lekko zużyte. Izi wymienił u siebie bez problemu, wszystkie śruby odkręcił. W mojej tylko wymieniliśmy jeden komplet z przodu, drugiego zacisku nie dało się odkręcić, gdyż obrobiła się śruba. Jak ruszyliśmy, pech chciał, że nowe klocki działały ale na tarczy która była jak się okazało krzywa. Hamowało się do dupy. Plan taki, żeby zakupić płyn hamulcowy, odkręcić przewód hamulcowy z zacisku tarczy, na której nie było klocków, odpowietrzyć i jakoś do przodu. Tak zrobiliśmy. Wracałem z hamulcem na jednej krzywej traczy, tyłu używałem sporadycznie, wiedząc, że na długo nie wystarczy. Zaczęło dość mocno padać, więc kondony nieodzowne. Droga to znana nam grawiejka z mnóstwem kałuż. Można spokojnie jechać 110 – 120 km/h. W końcu dojeżdżamy do krzyżówki, gdzie wbijamy się na federalkę, kierunek Czita!

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwncwG-NI/AAAAAAAAB1g/qHHideEdL38/s640/P8090195.JPG

Zaczął się asfalt, piękny i równy. Zatrzymujemy się pod barem, żeby wciągnąć coś ciepłego. Na parkingu stoi mnóstwo „pieregończyków”, wynajętych kierowców, którzy jadą z Władywostoku do Czity, Ulan Ude czy Irkucka samochodami na handel, które przypłynęły z Japonii. Od tej pory będą nam towarzyszyć prawie do Krasnojarska. Pytamy jednego z nich jak wygląda droga, na co odpowiada że na przemian co 40 km będzie grawiejka na zmianę z asfaltem. Tak też było. Sucha grawiejka, to kurz, mokra, więc było błoto.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUVbh27E7I/AAAAAAAAC54/rVSZVplZ4fM/s512/P8090198.JPG

Nie przejechaliśmy 10 km, kiedy z przeciwka nadjeżdża motocykl. Było to BMW 650 GS, z Kanadyjczykiem na pokładzie. Kierował się do Władywostoku i na statek, którym chce dopłynąć do domu. Koleś jest od 3 lat w podróży. Niestety musi ją kończyć, gdyż jak nam zakomunikował, żona się już stęskniła. Kiedy zatrzymujemy się na tankowanie, podjeżdża jeden z pieregończyków, i prosi żebyśmy przy wyprzedzaniu odjeżdżali trochę dalej, gdyż walimy im kamieniami po autach. Większość aut, którymi się poruszają, są oklejone specjalną taśma, żeby nie uszkodzić lakieru. Niektórzy z nich ciągną na krótkim sztywnym holu kolejną osobówkę w której nikogo nie ma. Pomiędzy holującym pojazdem a holowanym jest włożona dykta, żeby kamienie spod kół nie tłukły lakieru. Owszem, może i lakier będzie w nie złym stanie, natomiast zawieszenie po takiej jeździe dostaje nie źle w dupę.
Tak czy siak dojeżdżamy do Magadaczi.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwsCCk1BI/AAAAAAAAB1o/ffKeIzPOA9Y/s640/P8100200.JPG

W 2005 roku kiedy Izi jechał z Władywostoku spał u jednego dziadka. Postanowiliśmy go odwiedzić, a przy okazji przenocować. Izi trafił na miejsce bez problemu. Niestety sąsiad dziadka nas poinformował, że dom został sprzedany, a właściciel przeprowadził się do córki., która mieszka w Czicie. Cóż, zostaliśmy bez noclegu, ale pytamy gościa czy nie dałoby rady się gdzieś przespać. Każe nam jechać za nim. Dojechaliśmy do budynku jakiejś firmy, która zajmuje się remontem i obsługą kolei. Dostaliśmy do swojej dyspozycji salę wykładową. Na stole, który stał na podeście zrobiliśmy knajpę, a niżej legowisko. Była woda, było ciepło, co więcej trzeba? Idziemy spać.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUVe1FdaTI/AAAAAAAAC6A/n--eOmzBVCU/s640/P8090199.JPG

Izi
23.12.2008, 12:35
To zależy jakimi drogami i gdzie miałbym się poruszcać. Jeśli głównymi, AT jest idealna, jeśli jakieś zadupie z nie wiadomą drogą tak jak BAM, to napewno coś lżejszego.
Przebieg rzędu 20 - 30 km dziennie, to nie efekt spania do 12 i kończenia jazdy o 15. Więcej napewno z buta byśmy zrobili. Taki przebieg to efekt pchania, ciągania, podnoszenia, wleczenia, wypychania, odkopywania, wyławiania, i utrzymywania grubo ponad 260 kg na właściwym torze jazdy z prędkością 5 km/ h. Daje to w dupę i to strasznie.
Najlepszym wyjściem na sam BAM byłaby jakaś 250 cm, co by mogło przejechać bez tankowania jakieś 150 km, do tego karnister 10 litrów i można śmigać aż miło. Ale jak wyjedziesz na federalkę to się zamęczysz.
Jak to w życiu bywa, nie ma złotego środka.

tak w ogóle gościu to może się pochwalisz jak po powrocie wyglądałeś :) jakbyś miał 18 lat, chodzi mi o wymiary zewnętrzne, i pierwsze co zrobiłeś to zakupy ciuchów w hipermarkecie, bo wszystkie ciuchy stare z Ciebie spadały i jak worki wyglądały :) :) :)
a tak po prawdzie to NIE POLECAM TEJ TRASY NIKOMU, chyba że wrogowi
pierwsze co po wydostaniu z tej trasy z Robertem sobie przysięgliśmy to, to że tam już nie wrócimy za żadne skarby
można się tam wybrać, ale motocykle lżejsze 125-250 ccm, większa ekipa min.4 osoby, i trochę kondychy też się przyda a szaleństwa w oczach to podstawa
generalnie nasz dzień wyglądał mniej więcej tak, pobudka 6-6,30 śniadanie szybkie,pakowanie i o 7-7.30 start, jazda do zmroku, żadnych zaplanowanych obiadów, deserków, odpoczynków tylko walka z żywiołem,(przerwy same się robiły, a to rzeka, a to coś utopiliśmy, a to przemarsz wojsk) do 12 przeważnie mieliśmy wypite wszystkie zapasy wody i napojów, i musieliśmy czerpać wodę ze strumieni, jedzenie wieczorem jak się ściemniło i chciało się nam jeszcze coś robić, RAZ na trasie użyliśmy kuchenki na gaz (to już Robert opisał wyżej, jak gotowaliśmy wodę z czymś w środku)

Cibor klv
23.12.2008, 13:39
No ale dobrze, że wyszliście z tego cało... a teraz ... mało kto może pochwalić się takimi hard coreowymi przygodami... tak czy siak RISPEKT ... trza mieć BIG COHONES.

Jarek
23.12.2008, 14:04
no, musiało być nie lekko, skoro nawet naturalny optymizm Iziego deczko wyparował..- jeszcze raz stwierdzam- big szacuneczek dla Brygady R&R....a czyta sie to z wytrzeszczonymi gałami...Roberto- zamiast poganiać kamiony, powinieneś uderzyć w jaką ..beletrystykę:):)
- gorące pzdr dla tandemu- szczególnie że jednemu dzis strzela zajebista Cyfra- życzonka najlepsze!!!http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif:dizzy::Thumbs_Up::oldman:

QrczaQ
23.12.2008, 14:22
Niezly hardcore!!!

Izi
24.12.2008, 12:50
no, musiało być nie lekko, skoro nawet naturalny optymizm Iziego deczko wyparował..- jeszcze raz stwierdzam- big szacuneczek dla Brygady R&R....a czyta sie to z wytrzeszczonymi gałami...Roberto- zamiast poganiać kamiony, powinieneś uderzyć w jaką ..beletrystykę:):)
- gorące pzdr dla tandemu- szczególnie że jednemu dzis strzela zajebista Cyfra- życzonka najlepsze!!!http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif (http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif)http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif (http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif):dizzy::Thumbs_Up::oldman:
Ty Jarku Barku :) miałeś nie zdradzać, że ten paskudny drugi Robert zrobił się już tak stary. To przecież może GO dobić. To ciężkie brzemię na barkach tak stetryczałego starca, a na dodatek zreumatyzowanego i połamanego przez ciągłe taplanie się w wodzie i błocku, i na Africę wsiadać nie będzie mógł pierdziel jeden.
A tak w ogóle to wszystkiego dobrego i na Święta, i na ten Nowy Rok 2009 dla Ciebie, Movistara i reszty ekipy.
I tak Was nie lubię :)

ferdek
30.12.2008, 23:06
Chłopaki, gdyby ktoś się jeszcze na Kamczatkę wybierał to dziś wyczytałem, ze jest tam ksiądz, który chętnie gości podróżników (może nawet by czarnuchów rozgrzeszył, kto wie).
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,title,2-metry-sniegu-i-40-stopni-mrozu,wid,10705197,wiadomosc_prasa.html
Swoją drogą jestem wierzący ale niepraktykujący, ciężko w dzisiejszych zepsutych czasach być dobrym chrześcijaninem, dodatkowo patrząc na tych tłuściochów liczących tylko kasę (patrz Rydzyk). Jak czytam o takich ludziach jak ten ksiądz z Kamczatki to jakoś tak miło mi się robi. Żeby tak wszyscy księża dawali taki przykład.
SZACUN

monah
31.12.2008, 05:32
Chłopaki, gdyby ktoś się jeszcze na Kamczatkę wybierał to dziś wyczytałem, ze jest tam ksiądz, który chętnie gości podróżników (może nawet by czarnuchów rozgrzeszył, kto wie).
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1371,title,2-metry-sniegu-i-40-stopni-mrozu,wid,10705197,wiadomosc_prasa.html
Swoją drogą jestem wierzący ale niepraktykujący, ciężko w dzisiejszych zepsutych czasach być dobrym chrześcijaninem, dodatkowo patrząc na tych tłuściochów liczących tylko kasę (patrz Rydzyk). Jak czytam o takich ludziach jak ten ksiądz z Kamczatki to jakoś tak miło mi się robi. Żeby tak wszyscy księża dawali taki przykład.
SZACUN
Jak cos to moj znajomy.. I od siebie dodam, choc boje sie uogolnien, ze wiekszosc misjonarzy raczej rozni sie od duchowienstwa w ojczyznie..

chomik
31.12.2008, 11:44
Co tu duzo mowic nasza wyprawa to niedzielna popierdolka.... PELEN SZACUN !!!!! :brawo::brawo:

Izi
31.12.2008, 14:50
Chomik ty mi tu nie słodź, i tak jak wrócisz to musimy się napić jak u Jojny na weselu jak biali bracia, to Cię nieminie nie myśl sobie,
przywieź tylko jakiś dobry wywar z mandragory co nas w inną czasoprzestrzeń przeniesie i pamiętaj o obiecanych kowbojkach z krokodyla, bo jak na africy będę wyglądał :)

deny1237
02.01.2009, 04:16
Panowie wielki szacunek!!!!!!!!!!

To co zrobiliście jest naprawde zajebiste, gratualcje i jeszcze raz gratulacje i tak bez konca.

Relacja tak wciagająca że ja przeczytałem ją jednym oddechem przez pół nocy koncze teraz o 4.10

Trzymajcie się i wspaniałych podróży w tym nowym roku i każdym nastepnym, może kiedyś uda nam się razem gdzieś pojechać.

OBSERWATOR
03.01.2009, 14:46
fajną wycieczkę chłopaki mieliście, zazdroszczę i pozdrawiam..

ps. to już koniec opowieści?

Robert Movistar
05.01.2009, 11:24
Chyba będziemy powoli kończyć. Choć do końca podróży zostało jeszcze 11 dni, to po za kilkoma drobnymi czy ciekawymi rzeczami nic się nie wydarzyło.
Więc tak:

Dzień 31. Przejechaliśmy 640 km
Gdy wyjechaliśmy z Magadaczi, spotkaliśmy rano dwóch Angoli na V-Stroma'ch. Lecieli do Władywostoku przez Mongolię. Mówili że widzieli kilku Polaków na Transalpach. Trasa z Czity do Magadaczi zajęła im hm...cztery dni. Fakt że trochę im padało, jechali na Anakach, ale żeby jechać 4 dni?

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKwwBQn-2I/AAAAAAAAB1w/bNY9REC6-Vg/s640/P8100201.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKw9pzl03I/AAAAAAAAB2I/PSY6Fso2-KQ/s640/P8100206.JPG
Droga, to typowa grawiejka, z mnóstwem pieregończyków, amerykańskich ciężarówek jadących nie więcej niż 20 km/h.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/STUVtx1RQQI/AAAAAAAAC6Y/34oe2FmzzHo/s640/P8110207.JPG

Czyścimy po drodze u mnie filtry powietrza, gdyż Afryka zaczyna palić 10-12 litrów na 100. Wszechobecny kurz, a później błoto, woda i wilgoć, spowodował że się zalepiły. Nie można było jechać szybciej niż 100 km/h. Moto się dławiło i prychało.
Jazda jest ciekawa, jeden z nas jedzie lewą stroną, drugi prawą. Ten jadący lewą, w ogóle nie zjeżdża na prawo nawet gdy z przeciwka jadą inne pojazdy. Jadąc samym brzegiem drogi, szuter jest luźny, rzuca trochę, ale nie trzęsie za bardzo.
Nie wiem co to było, ale pod koniec dnia, gdzieś na około 100 km przed noclegiem, coś mnie dopada. Stan podkurwiczny sięgnął zenitu. Co lub kto było powodem? Nie wiem. Ruch na drodze stał się większy. Kurz straszny. Wyprzedzanie to ryzyko, ale co tam. Zaczynam wyprzedzać wszystkie jadące auta, staram się nie wyjeżdżać na środek drogi, gdyż nie wiem, czy coś z przeciwka nie pojedzie. Widoczność może na 10 m. Słońce chyli się ku zachodowi, łapy zaczynają boleć od wibracji, gogle zawalone brudem. Manewr wyprzedzania wykonuje może z 3 min. Potem grzeję ze 140 km/h. Wkurwienie nie odpuszcza. Lecę w tumanach kurzu, gdy nagle owe tumany kończą się jak gdyby ktoś odciął je nożem. Kurz zniknął, słońce swym blaskiem pierdolnęło po oczach. Wszystkie auta które jechały przed mną, nagle skręciły w lewo. Kątem oka i przez moment widzę znak: OBIAZD. 50 m za znakiem kończy się droga, leżą hałdy kruszywa. Daję po heblach, zrzucam biegi. Gówno, zapierdalam w przepaść. Widzę jak droga kończy się urwiskiem, kilka kupek tłucznia a później nic. Wylatując w powietrze, odpinam się od motocykla i zaliczam glebę. Nagle stan podkurwiczny przechodzi. Moto nawet nie draśnięte. Ja też. Wypychamy sprzęta z dołu. Izi mnie opierdala. Jedźmy spokojnie 80 km/h, bo się pozabijamy. A było by to głupotą, przecież za nie długo szukamy spania. Dobra, pierwsze km jedziemy zgodnie z ustaleniami. Ale tylko pierwsze, znów coś we mnie wstępuje i wykonuję poprzedni manewr. Wyprzedzam wszystkie auta, które wyprzedziłem wcześniej, a które z kolei mnie wyprzedziły gdy zbierałem swoje dupsko z dołu. Znów to samo, kurz, maneta, słońce po gałach, auta w lewo, ja prosto, znak OBIAZD, koniec drogi, kupa tłucznia, urwisko, heble, biegi....Wyhamowałem... Myślałem że Izi mnie zabije. Ale nic to, przeszło mi w końcu. Kolejne km pokonujemy w tempie 80 km/h. W sumie mogłem wtedy znów naparzać, bo obiazdów nie było! Dziś bierzemy nocleg w motelu. Koszt na łeb to całe 20 złociszy. Jest ciepła woda, można się wykąpać i wysuszyć. Zawsze rano dostaję info od żony, na temat aktualnej pogody miejsca do którego zmierzamy. Zapowiadają, jak to żona określiła, "lekkie i przelotne opady".
Oczywiście nie obeszło się z kolejna fikcyjną gumą.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKw5eoYZ-I/AAAAAAAAB2A/lnxg1HqHHzo/s640/P8100205.JPG

pałeł
05.01.2009, 13:03
moja ulubiona relacja :drif::drif::drif:

Pawel_z_Jasla
05.01.2009, 13:52
Moja też - ZDECYDOWANIE !!!

Robert Movistar
05.01.2009, 14:23
Dalej było tak:
Dzień 32.
Rano wypad i do Czity. Grawiejki zostało może 250 km. Jak tylko trafimy na asfalt, to przeglądamy motocykle i koniecznie czyścimy filtry powietrza. Zjazd na upragniony asfalt i szukanie wody. Trafił sie bar, w którym coś jemy, zapijamy 2 litrami piwa i rozbieramy motocykle.
Bar zaopatrywał się w wodę, którą mieli w beczce na przyczepie. Problemów nie robili. Obok był "szynomontarz", czyli ichniejsza wulkanizacja. Więc przy okazji przedmuchujemy cały motocykl sprężonym powietrzem. Zeszło nam chyba ze 2 godziny. Potem na moto i w drogę z nadzieją, że asfalt będzie trwał cały czas.
Spotkaliśmy też kilku Australijczyków.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxDGUqjDI/AAAAAAAAB2U/kqAEIaXaaOs/s640/P8120211.JPG

Pamiętam, był jeden odcinek, gdzie się skończył. Było tego może ze 30, 40 km. Nawierzchnia była pokryta jakimś czerwonym gównem. Mimo że nie padało, było ślisko jak cholera. Wyglądało to jak tłusta maź. Wszyscy jechali 10 km/h. My też. Potem znów asfalt. Pod koniec dnia, było coś przed 19, zaciekawiła mnie jedna rzecz. Mianowicie, przy prędkości 120 km/h, gdzie temperatura na zewnątrz wynosiła ok. 25 st. Wskaźnik temperatury utrzymywał się prawie na czerwonym polu. Myślałem że przejdzie, idąc tropem "jak wlazło to i wyjdzie". Niestety, wyleźć nie chciało. Zjechaliśmy na pobliską stację benzynową. Chciałem porządnie przemyć chłodnice. Jak zszedłem z motocykla, to oczywiście z tyłu flak. Pierwsze co pomyślałem, że to znów jakaś ściema.
Stacja była wypaśna na full. Knajpa, szynomontaż, myjka. Podjechałem może 40 m, w stronę wulkanizacji. Po ściągnięciu koła, okazało się, że odpadł wentyl. Czyli ściemy nie było. Zakładamy zapas. Chłopaki obok z myjni przypatrują się nam, po czym zagadują. Opowiadamy skąd jedziemy, a oni, że skoro topiliśmy motocykle w rzece Amgun, to polecałby ich umycie. Zdarza się czasem że rzeka niesie promieniotwórcze piaski, gdzieś z jakiś kopalni ukrytych w tajdze. Śmiali się z nas podczas mycia, że spłukujemy z motocykli kupę kasy. No nic, pamiątkowa fota i jedziemy. Temperatura się uspokoiła.
Po drodze atakujemy sklep, robimy zakupy i jedziemy nad jezioro celem najepki i noclegu.

Dzień 33.
Naszym dzisiejszym celem jest Irkuck. Trzeba przejechać coś ok. 900 km. Cały dzień jazda. Znów gówniana fikcyjna guma. Dojeżdżając do Ulan Ude, zatrzymujemy się, żeby cyknąć fotkę. Ściągam kask, wyjmuję stopery z uszu i słyszę dźwięk przypominający uderzanie deską o deskę. Tyle że takich zestawów było sporo. Okazało się że przyczyną klepania były jakieś koniki polne wielkości gołębia. Jak wlazłem w wypaloną przez słońce trawę unosiły się jeden za drugim.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxNfEmoUI/AAAAAAAAB2k/B6q9sMRTz68/s640/P8120213.JPG

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxRuzI7fI/AAAAAAAAB2s/QrBrIGBlkLY/s640/P8120214.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxaMpR2BI/AAAAAAAAB28/fUoiI_1MbQw/s640/P8120219.JPG

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxe4B6QkI/AAAAAAAAB3E/Lh1g0eZZNA0/s640/P8120221.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxWPVsP0I/AAAAAAAAB20/g_TGuFSw1iY/s640/P8120215.JPG

Kiedy zajechaliśmy na kolejną stację gdzieś w Burjacji, było zimnie piwo. Po zatankowaniu i kupieniu po butelce zasiedliśmy pod ścianą w zacienionym miejscu. Kilki kolesi, na widok dwóch motocyklistów z piwem ręku, okazało zdziwienie. Słychać było rozmowy, że jak to, jadą motocyklami i piją piwo? Przecież tak nie można. Nie reagowaliśmy, żeby nas nie zaczepili nie znów nie zalali milionem pytań o motocykl, moc, cenę itd.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxIRbO2rI/AAAAAAAAB2c/iXPMjHc3HEI/s512/P8120212.JPG

W Irkucku mamy zamiar załatwić "wremiennyj wwoz" w ichniejszym urzędzie celnym, wymienić kasę i obadać możliwość transportu koleją do Moskwy. A wiedzieliśmy że takowa jest. Kwestia odjazdu pociągu i kasy za tę przyjemność. Czasowo by się udało wrócić dryndą przed kończącym się urlopem. Ale żeby wyrobić się w czasie, trzeba pokonywać dziennie średnio 800, 900 km, licząc oczywiście że nie będzie awarii. Jak tylko ujrzeliśmy Bajkał, z na przeciwka jadę motocykle. Zatrzymujemy się. Okazuje się, że to Grecy. Kierunek oczywisty - Władywostok.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyy7xbd6I/AAAAAAAAB5Q/tircVyei87U/s640/P8120223.JPG

Gdy nas zapytali gdzie i jak śpimy, usłyszeli jedną odpowiedź że najczęściej las. Byli zszokowani, bo oni śpią w hotelach. Cóż, co kraj to obyczaj. Dostajemy od nich namiar na knajpę w Irkucku z możliwością noclegu o nazwie BAJKONUR. My ze swojej strony dajemy kilka namiarów na chłopaków z Chabarowska i Władywostoku. Mamy ze sobą tzw. "help listę", na której są namiary do ludzi którzy oferują pomoc jadącym podróżnikom. My ze swojej strony mamy zamiar z niej skorzystać i poszukać spania w Irkucku. Tym bardziej że pewnie trochę tam będziemy. Łysool, gdy wracał z Kamczatki, wriemienny wwoz załatwiał chyba 3 dni. Ale co zrobić, bez tego nie wrócimy. Stąd też myślimy o pociągu, bo za 11 dni musimy być w robocie.
Gdy się ściemniało, bierzemy help listę i dzwonimy. Pierwszy namiar na pomagiera z Irkucka to tel. to Karima. Kręcimy. Mówimy skąd jesteśmy itd. Bez zbędnego ględzenia, mówi że mamy cisnąć w Irkucku na Hotel Europa. Jak tam będziemy to zadzwonić do niego. Mieszka tuż obok hotelu.
Robi sie ciemno jak w dupie. Zimno. Do Karima mamy może 80 km. Droga super, nówka asflat. Jedzie się jak po stole. Jedyny problem, to że nie ma namalowanej linii oddzielającej pasy, droga jest kręta no i zamiast kurzu nastała mgła. Więc jedziemy za sznurem aut.
Do Irkucka wpadamy coś ok. 24. Izi lubiący dobre hotele, wyrywa włosy z nosa i na czuja szuka hotelu o brzmiącej swojsko nazwie EUROPA. Cierpienie wyrywaniem włosów nie poszło na marne. Szybko dojechaliśmy na miejsce. Krótki tel. do Karima, który wyszedł po nas. Faktycznie, mieszkał po drugiej stronie ulicy.
Karim, to koleś o mln pomysłów. Znają go w całym mieście i okolicach. Polecam, to jego strona:

http://www.iceart.ru/portf.php

to akurat część jego zajęć. Buduje katamaran, podróżuje. Odnawia starocie, jakieś organy, dzwonnice i cholera wie co jeszcze. Kiedyś zajął I miejsce w Finlandii na zawodach w lodowym rzeźbiarstwie.
Idziemy spać, rano mamy trochę latania.

zbyszek_africa
05.01.2009, 14:26
Piękna, piękna wyprawa, czasami momenty grozy, samo sedno motocyklizmu:) Pozdrowienia dla Robertów dwóch:brawo:

Robert Movistar
05.01.2009, 14:27
Siedzę w robocie, a tam jak wiadomo należy pracować, a nie gapić się w kompa i przypominać sobie jak było i co robiłem pół roku temu. Tekst bez żadnej obróbki, składu i ładu, żywcem napisany w robocie. Piszę po kolei, nie czytam później tego co napisałem, tylko żywcem wklejam na forum.
Wariactwo cholera

OBSERWATOR
06.01.2009, 10:47
ten slang jest najlepszy i miło sie czyta

AdaM72
06.01.2009, 11:36
ten slang
?????????????????????????????????????????????????? ?????????????????????????????????????????????????? ?????

Robert Movistar
06.01.2009, 12:56
Dzień 34. Przejechanych km, może 80 i to po mieście

Z rana szukamy jakiegoś adresu na tamożnię. Jest fajna strona internetowa z planem Irkucka, ale adresu nie pamiętam. Okazało się że jest od nas bardzo blisko. Plan na dziś prosty, załatwić kwit i jak Bozia da, transport do Moskwy. Jest środa, a my w chałupie musimy się zameldować w max w niedzielę przyszłego tygodnia.
Ciepełko pozwala, żeby w końcu nie zakładać tych śmierdzących ciuchów motocyklowych na siebie. Bez bagaży, toreb wsiadamy na dryndy i jedziemy. Po 15 min trafiamy do Głównego Urzędu Celnego w Irkucku. Wchodząc do budynku, widzimy jak na ławce przed budynkiem siedzą całkiem, całkiem pracownice tutejszego urzędu w mundurach i jarają fajki. Kuse spódniczki..i te sprawy... Oj, chciało by się pochędożyć!!! Ale cóż, my przeca nie po to tu przyjechali. W budynku dowiadujemy się, że tzw. konsultant czyli chodząca informacja, będzie dopiero o 13.30, gdyż są to jego godziny urzędowania.
No nic to, w takim razie mamy 3 godziny wolnego. Postanawiamy lecieć na dworzec kolejowy.
Samo miasto ładne, ruch spory, ale bez problemu da się jechać między autami. Będąc na dworcu, ja pilnuje drynd a Izi wali najpierw do kas, co by się dowiedzieć kiedy i za ile kasiory można jechać. Ja siedzę i obserwuję ludzi, to co się dzieje dookoła. Panuje moda na dłubanie słonecznika. Chyba 90% populacji w Irkucku dłubie słonecznik, spluwając na chodniki. Bary, sklepy, odjeżdżające busy co chwilę.
Izi wraca. Pociąg jest, bilety można kupić, ino coś z moturami trza zrobić. Idę na cargo coś się dowiedzieć. Spotykam kolesia w pomarańczowej kamizelce, który składa jakąś drewnianą skrzynię. Zagaduję i mówię o co biega. Problemu nie ma, tylko motocykl trzeba zapakować właśnie w drewnianą skrzynię. Skrzynię też robią. Co do kosztów i całej procedury, odsyła mnie do gościa, który właśnie szedł w naszą stronę.
Na hasło Polaki, 2 motocykle, wysyłka do Moskwy, facio dostaje piany na gębie. Nie wiem ile w tym prawdy, ale okazało się, że nie tak dawno temu, właśnie ktoś z Polski o imieniu Andrzej, wysyłał BMW do Moskwy. Motocykl miał być bez paliwa i spełniać ichniejsze procedury. Po dotarciu do Moskwy, w wagonie było wylanych chyba z dwa karnistry z wachą, a owy Andrzej spieprzał przez dworzec na motocyklu. Dyrekcja w stolicy ponoć się wkurzyła i rozesłała pisma o zakazie transportu motorów.
Cóż...różne myśli przyszły do głowy. Wpadamy na pomysł, żeby zadzwonić do kogoś z Help Listy, i może niech "tubylec" coś załatwi. Dzwonimy, jeden cisza, drugi tel. wyłączony. W końcu dodzwaniamy się ( no właśnie, nie pamiętam jaką miał ksywę. Izi może pamięta). Mówi że za godzinę podjedzie.
Podjechała XJR-a, z 4 wielkimi głośnikami. Koleś oznajmia, że w Irkucku jest kilku Holendrów i Angoli na motocyklach. Też chcą ostać się do Moskwy. Więc może zrobimy transport wiązany. Poszedł się dowiedzieć. Koncepcje były różne, i zmieniały się do 2 min. Raz można, raz nie. W końcu, ktoś powiedział, żeby zgłosić się jutro rano, to coś podumamy. A on w między czasie uruchomi kilka kontaktów. Ogólnie też jest zdziwiony problemami z załatwieniem transportu.
Spadamy do Urzędu Celnego. Tam pani konsultantka, oznajmia, że można załatwić wriemiennyj wwoz, lecz nie u nich, tylko w innym urzędzie. Podała nam adres. Okazało się, że to drugi koniec miasta. No nic jedziemy. Mamy nadzieję że zdążymy, bo jeśli pracują do do 15 to może być dupa.
Wchodzimy do budynku, na korytarzu szpaler okienek dla interesantów, wszyscy w mundurach. Kartka, że praca trwa do 16. Zaczepiamy przemiłą, i przeuroczą panią celnik. Na dzień dobry chcemy się z nią najpierw umówić, ale nic nie wychodzi. Odsyła nas na koniec korytarza. Tam tłum pracowników. Podchodzi jeden z nich i pyta o co biega. Mamy napisać podanie po rosyjsku, o przedłużenie papieru. Ale jak to ma wyglądać? Celnik ściąga ze ściany wzór i pyta cz znamy bukwy. Hmm, no trochę tak. To piszcie. Nie mieliśmy żadnego długopisu, więc wpadamy do pierwszych lepszych drzwi. Tam starsza pani, w pięknym biurze. Patrzy na nas jak na debili. Długopisów nie chce pożyczyć, ale w końcu bierzemy ją na urok osobisty, obiecując solennie, że oddamy. Tak też zrobiliśmy.
Jakoś napisaliśmy. Wracamy do pomieszczenia na końcu korytarza. Tam, informują nas, że teraz owe podanie musi zarejestrować pani sekretarka naczelnika, a potem może naczelnik je podpisać. Niestety to trwa i możemy dziś nie zdążyć. Cóż... braliśmy to pod uwagę. Chcąc przyspieszyć procedurę, pytamy gdzie ta pani sekretarka urzęduje. Okazało się że to kobitka, od której pożyczyliśmy długopisy. Łeee, jak to ona, to damy radę. Tak też było. Gdy weszliśmy z papierami do jej biura, jej uśmiech na twarzy nie miał końca. Podpisała papiery od ręki, obiecując, że pogada z naczelnikiem co by podpisał jak najszybciej. Po 10 min, zostajemy zaproszeni do naczelnika. Nie wiemy o co biega, może będzie się czepiał, albo co. Biuro gustowne, wielka flaga Rosji. Portrety Putina i Miedwiediewa, odznaczenia, dyplomy. Prosi, żebyśmy usiedli. No k...a, żeby nas nie pozamykali. Naczelnik czyta nasze podania, pytając czy to my je pisaliśmy. Studiuje je wnikliwie. Nagle pani sekretarka otwiera drzwi i wnosi...KAWĘ!! K.....a naczelnik zaprosił nas na kawę! Podpisał, odłożył. Przysiadł się do nas gaworzymy. Mówimy że spieszy się nam troszkę i czy była by możliwość, aby dokument załatwić jeszcze dziś. Uspokaja nas, mówiąc że najwyżej ktoś zostanie chwilę po pracy. Dopijamy kawkę, uścisk dłoni i wychodzimy. Wręcza kwity sekretarce, każąc aby je oddała jakiś pracownikom. Ta, wnosi je do okienka i każe celnikom jak najszybciej się nimi zająć. Ci znów proszą nas o podejście do okienka, po 15 min mieliśmy wszystko załatwione! A mówią, że w Rosji ciężko coś załatwić.
Po południu jedziemy do tego klubu o którym mówili nam Grecy, czyli Bajkonur. Klub w domu. Na dole wielki garaż z serwisem motocyklowym. Na górze knajpa z jedzeniem i piciem. Jeszcze wyżej pokoje gościnne, ciuchy motocyklowe do kupienia. Czad!
Stas, bo tak ma na imię szef, mówi że w sobotę będzie nie zła biba, i żebyśmy zostali. Będą panienki, balety i co kto lubi. Niestety, czas nie pozwalał.
Wracamy do Karima. Jutro rano znów dworzec i próba załadowania się na pociąg. Po drodze atak na sklep. Wódeczka, piwko. Niestety Karim nie pije, więc musimy wychlać to sami.

Ps.
Izi, Kamczacki świniaku, może coś byś napisał!! Co ja nie mam co robić?

Przypomniało mi się, jedna z prac Karima, która stoi na podwórku. Oryginał i wzornik jest wielkości 20 cm, natomiast to co widzicie 2 metrów.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxiw0iWzI/AAAAAAAAB3M/S6ZK1GG2yjA/s512/P8140226.JPG

Cibor klv
06.01.2009, 14:42
Panowie, to jak ? Na następny sezon macie w planach jakąś hard corową traskę ? Liczymy na co najmniej tak samo emocjonujące sprawozdanie jak to powyżej...

monah
06.01.2009, 16:12
Movistar:
mapa Irkucka (tez innych miast jest na stronie www.2gis.ru (http://www.2gis.ru)
Gosciu z xjr to Monster)
Karim robil tez dla nas szopke z lodu vot fotka
http://content.foto.mail.ru/inbox/pasza3/4/i-29.jpg (http://content.foto.mail.ru/inbox/pasza3/4/i-29.jpg)

Pozdro dla geroev)

Elwood
06.01.2009, 18:40
kurde... jaki tenświat mały:)
Szkoda, ze chłopaki już finiszują, a niech im się ten pociag spierdoli;)... i wracają na kołach, najlepiej przez Mongolię!

Izi
06.01.2009, 18:42
Movistar
Grecy nie jechali do Władywostoku tylko do Ułan Bator,
Ty dalej masz wpierdol za to wyprzedzanie i wpakowanie się w wykop, i nie chcesz wiedzieć co wtedy myślałem, wykrzyczałem Ci to jak jeszcze w wykopie leżałeś ale możesz nie pamiętać,
to ty musiałeś się meldować robocie bo mnie już dawno z niej wypierdolili,
gość z Irkucka to Monster bardzo fajny gość,

ty świniaku kamczacki czyli niedźwiedziu

Robert Movistar
06.01.2009, 19:31
Movistar
Grecy nie jechali do Władywostoku tylko do Ułan Bator,
Ty dalej masz wpierdol za to wyprzedzanie i wpakowanie się w wykop, i nie chcesz wiedzieć co wtedy myślałem, wykrzyczałem Ci to jak jeszcze w wykopie leżałeś ale możesz nie pamiętać,
to ty musiałeś się meldować robocie bo mnie już dawno z niej wypierdolili,
gość z Irkucka to Monster bardzo fajny gość,

ty świniaku kamczacki czyli niedźwiedziu

Ano tak, do Ulan Bator. Ty, pamietasz ich minę jak usłyszeli od nas odpowiedź że śpimy w "forest". Hehehe, minę tego starszego gościa z Varadero mam do dziś przed oczyma.
Niedźwiedziu?? Chłopie, niedźwiedzia to zostawiłeś na Kamczatce. Nie powiem gdzie i u kogo

Robert Movistar
06.01.2009, 19:34
Movistar:
mapa Irkucka (tez innych miast jest na stronie www.2gis.ru (http://www.2gis.ru)
Gosciu z xjr to Monster)
Karim robil tez dla nas szopke z lodu vot fotka

Pozdro dla geroev)

Monah, jak byś spotkał Monstera i Karima, to pozdrów ich (przynajmniej ode mnie, za Iziego sie nie wypowiadam). Z Karimem nawet nie zdąrzyliśmy się pożeganać. Nie wiesz jak ci Holendrzy? Pojechali w końcu pociągem?

monah
06.01.2009, 20:06
Monah, jak byś spotkał Monstera i Karima, to pozdrów ich (przynajmniej ode mnie, za Iziego sie nie wypowiadam). Z Karimem nawet nie zdąrzyliśmy się pożeganać. Nie wiesz jak ci Holendrzy? Pojechali w końcu pociągem?
Co do holendrow to nie wiem, ja to zawsze bardziej sie rodakami interesowalem niz cudzostrancami) A polakow bylo po zboju w tym roku)Nie tylko na motorach.Mozna bylo wieczorkiem pojsc na dworzec, glosno przeklnac i zaraz sie dwoch lub trzech rodakow zjawialo)) Kupa pozytywnych spotkan takicha jak Marek Michel albo jak mysmy s pretorem studentow z Poznania spotkali i po Zyczliwku dostali..Eh... skorej by leto...
A Monstera i karima pozdrowie

Robert Movistar
08.01.2009, 13:15
Dzień 35. Czwartek

O 8 byliśmy na dworcu kolejowym, gdzie czekamy na Monstera. Szybko przyjechał. Zasuwamy do biura gdzie od nowa bijemy pianę. Istne wariactwo. Raz już załatwione, raz znów nie. Powtórka z dnia wczorajszego. Kombinujemy, że skoro transport do Moskwy jest utrudniony, to możemy jechać w stronę Ukrainy.
Spędziliśmy na dworcu 4 godziny. Wersji było 30, każda inna, ale suma summarum, żadna nie pozwoliła nam załadować się na pociąg. Była jeszcze możliwość poczekania do jutra, wtedy znów bicie piany, ale zrezygnowaliśmy.
Podejmujemy decyzję, że nie ma co się pałować, tylko pakować rzeczy, wsiadać na dryndę i jechać. Czasu na powrót trochę mało, bo tylko 8 dni.
Wracamy do domu Karima, pakujemy rzeczy. Niestety Karima nie było, dzwonimy więc do niego z informacją o naszej decyzji. Pozostało nam tylko pożegnanie przez telefon.
Gdy wyjechaliśmy od Karima była 13. Pół dnia mamy w plecy. Droga tylko asfaltowa, żadnym problemów, nuda mi marazm. Nocujemy na stacji benzynowej, oddalonej od federalki o 500 m.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxnSn20DI/AAAAAAAAB3U/tnLe_Ae6r98/s640/P8140228.JPG

Dziś krótko i zwięźle. Bo co tu pisać....

Robert Movistar
09.01.2009, 14:13
Dzień 36.

Kupujemy rano od gościa ze stacji 2 litry oleju, co by mieć na smarowanie łańcucha. Niestety, te które mieliśmy z Polski, albo zostały zgubione, ale podziurawione przez przewracający się motocykl. Dzień jak co dzień. Po przejechaniu jakiś 300 km, oczy zaczynają się zamykać. Były dni, szczególnie dało to o sobie znać rano, że jechaliśmy z na wpół zamkniętymi oczami. Senność przychodziła nagle. Często zjeżdżaliśmy na bok, żeby się zdrzemnąć choć by 15 min. Czasem, pamiętałem tylko jakiś szczegół z drogi, a potem nic, tylko prosta droga, żadnych urozmaiceń, krajobraz monotonny. Jechałem, jechałem, żeby po chwili ocknąć się i zastanawiać się ile to już z mną kilometrów. W głowie czarna dziura, nie wiem co było przed chwilą, ile jeszcze do tankowania. Prędkościomierze już dawno popadały, bazujemy tylko na czasie który jedziemy.
Na stacji spotykamy dwóch starszych Niemców na BMW. Jadą do Mongolii.
Spanie szykujemy ok. 100 km za Krasnojarskiem. Gdzieś na polanie, kilkaset metrów od głównej drogi.

Dzień 37.

Znów dzień, który niesie nudę i marazm. Jedną z atrakcji jest 11 szt. Renault Trafic, które przemierzają świat dookoła.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxrr1mQqI/AAAAAAAAB3c/nG_bfp6XOrg/s640/P8160231.JPG

Na niebie wiszą ciemne chmury, co rusz kropi, pada.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKxvs1dkuI/AAAAAAAAB3k/dn_dF_iSDpc/s640/P8160232.JPG

Był odcinek drogi, na którym nie wiadomo kiedy i dlaczego, tylne koło dostawało uślizgu. Asfalt, jak asfalt, jedziesz 120 km/h, nagle motocykl staje bokiem. Moja przednia opona już się kończy. Dziwne że żadna kostka nie odpadła. Gdy wyjechaliśmy z Nowosybirska, wpadliśmy w mega ulewę. Lało, że widoczność spadła prawie do zera. Jechaliśmy z myślą, że gdzieś koniec tego deszczu jest. Był, po 30 min w tej ulewie, wyszło słońce, ruch zrobił się mniejszy. Wszystko mokre. Planujemy nocleg gdzieś w motelu, który znajdujemy 200 km za Nowosybirskiem. Kiedy wypytujemy o cenę i itd. pod motel podjeżdża AT. To para Włochów. Gadka szmatka przy piwie, i spać.

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKx0NFcG-I/AAAAAAAAB3s/khHPw_Eu5ts/s512/P8170234.JPG

Dzień 38.

Byle nie padało, i motocykle nie nawaliły. Znów jazda i jazda, usypianie i przebudzenie, droga monotonna. Od Komsomolska do Irkucka, krajobraz się zmieniał, teraz ciągle to samo, czyli nic. Śpimy w lasku brzozowym 20 km od Kurganu.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKx4g3Pq-I/AAAAAAAAB30/jdJFA20oksA/s512/P8170235.JPG
Takie zjazdy się pokonywało!!!

Dzień 39.

Nie ma co pisać. Jedyna atrakcja, to wjazd do Tatarstanu, gdzie kupa słoneczników, i pomp tłoczących ropę.
Spanie, gdzież by indziej niż w słonecznikach.

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyBdDuQ1I/AAAAAAAAB4E/y4JE-lRivzQ/s640/P8190242.JPG

Dzień 40.
Pogoda super. W ogóle deszcz nas opuścił. W południe, tradycyjnie zatrzymujemy się na tankowanie i wrzucenie coś ciepłego na ząb. Trafiliśmy w miejsce, gdzie po lewej stronie była stacja, a po prawej 2 motele, duży sklep, kolejna stacja i szynomontaż. Cały ten kompleks jak się później dowiedziałem, miał Rosjanin, który mieszkał 15 lat w Niemczech i podpatrzył jak wygląda zachodni standard. Wprowadził go u siebie i to bez dwóch zdań.
Parkujemy pod knajpą. Zatrzymując się, czuję jakby coś kierownicę blokowało. Ale zdaniem Iziego jak zwykle mi się wydawało. Pojadłwszy, popiwszy, zatankowani z pustymi pęcherzami moczowymi ruszamy dalej. Zawrócić, zawróciłem, ale już kierownicy wyprostować nie mogłem. Szukamy czegoś, co mogło ją zablokować. Może jakaś linka się zaplątała, może jakiś świstak się wkręcił, może....no właśnie, może żeby nie było to to o czym myślimy.... Było.
Pierdolnęło niestety łożysko główki ramy. Zapasu nie mieliśmy, przed wyjazdem były założone nowe. Jakoś ten element wydawał się nam zbędny w zapasowych szpejach. Zjechałem na stację będącą na przeciwko knajpy. Słońce przypiekało jak dzikie. Wszystko fajnie, ale żeby się dostać do łożyska, potrzeba klucza nasadowego. Takiego nie mieliśmy. Polazłem 5 m dalej, to stojącego Maza. Zagadałem kolesia czy nie ma. Zainteresowanie nami i naszą awarią, okazał okrutne, bo już szedł ze wszystkimi możliwymi kluczami.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyF6gKsdI/AAAAAAAAB4M/Pzfeucxhfks/s640/P8190243.JPG
I co można z tego zrobić??

Koleś ze stacji, koleś co nam klucze udostępnił kręcili głowami, mówiąc że takiego łożyska, to u nich nie będzie na 100%. Jest 5 km od nas mała wioska, jakiś sklep też jest, więc być może coś się dobierze. Jeśli nie, to 90 km od nas jest duże 100 tysięczne miasto, tam powinno coś być. Chłop z Maza, pomaga jak może. Pojedzie z Izim do pobliskiego miasta, żeby poszukać jakiegoś łożyska. Ja siedzę i czekam. Piję herbatkę i zajadam rogale maczane w miodzie. Chłopaków nie ma godzinę, 2, 3, 4. Moje zajęcie, ogranicza się do szukania cienia, żeby mi łba słońce nie spaliło. Facet ze stacji mówi, że już dawno powinni wrócić. Być może pojechali do tego większego miasta. A tam na wjeździe jest kolejny punkt kontrolny milicji. Izi pojechał w samych spodniach, bez koszulki, dokumentów. Być może zatrzymali ich do kontroli, albo co? Nie było ich 5 godzinę. Jak nie wrócą przez 15 min, wrzucam rzeczy na stację, biorę Iziego dryndę i udaję się w poszukiwania. Tak też robię, gdy nagle jedzie Maz! Wyłażą chłopaki upierdoleni. Okazało się że Maz się rozkraczył. Naprawiali go 2,5 godziny.
Jakieś łożyska mają. Kupili w jakim sklepie, gdzie były ich tysiące. Wszystkie ponumerowane i zkatologowane. Wiadomo co do czego. Ale żadne nie pasowało. Oprócz jednego, leżącego gdzieś pod blatem. Jedyną wiadomą rzeczą na temat owego łożyska, było to, że pochodzi od jakiegoś statku. Żeby nie było za łatwo, potrzebny było tokarz, który dotoczyłby tuleję dystansową. Znaleźli takiego. Cała operacja trochę trwała.
Bez rzeźby się nie obyło, ale wszystko pasowało.

http://lh5.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyNGyCiWI/AAAAAAAAB4Y/LZapGeDjNBA/s640/P8190246.JPG

http://lh6.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyqCf3CmI/AAAAAAAAB5A/DlhDBz0tyNY/s640/P8190245.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyRfJjoPI/AAAAAAAAB4g/pxzBCyRk3WM/s640/P8190247.JPG

Pewnie kiedy byliśmy na statku, sól swoje zrobiła. Górne łożysko było jak nowe, ale dolne? Sami widzicie.
Tak czy siak, pół dnia w plecy. Do knajpy podjechaliśmy o 12.30, a motocykl został złożony o 20.30. Nie było sensu jechać dalej, więc śpimy w motelu. Trzeba było się odwdzięczyć za pomoc. Chłop poświęcił pół dnia, na to żeby nam pomóc. Nie odpuszczał na krok, udzielał instrukcji jak wybić łożysko, jak założyć nowe, ile smaru napakować (jego zdanie ile wlezie) itd, itd. Chłopicho uczynne jak nie wiem co. Był o 5 km od kochanki, ale wolał pomóc nam, niż do niej jechać. Z tą kochanką też jaja były, ale nie ważne.
Tak czy srak zapraszamy go na obiad i piwo. Siedzimy i opowiadamy. Na początku piwa nie chciał, bo dziewczyna nie lubi jak jej chmielem chucha, ale się złamał i wypił 3. Nie wiemy jak się to skończyło.

Izi
09.01.2009, 18:19
Zapomniałeś dodać że twoje zadanie, jak my pojechaliśmy znaleźć jakieś łożysko, polegało na zbiciu tego co było zniszczone.
Wracamy kurna po 7 godzinach łożysko jak było nie ruszone tak jest dalej nie ruszone Robert upił gościa ze stacji benzynowej, kupił 400 litrów ropy od przejeżdżających kierowców, i z zyskiem sprzedał innym przejeżdżającym kierowcą, oraz ekspedientką w sklepie z naprzeciwka zaczął opowiadać swoje tradycyjne kłamstwa, tak że sklep zamknęły, lody i piwo przyniosły i z uwielbieniem słuchały. A mi znowu zostawił czerną robotę do wykonania, fakt że przyjajmniej banie , po opowieściach, potem dziewczyny gratis załatwiły

Izi
09.01.2009, 18:27
Movistar:
mapa Irkucka (tez innych miast jest na stronie www.2gis.ru (http://www.2gis.ru)
Gosciu z xjr to Monster)
Karim robil tez dla nas szopke z lodu vot fotka
http://content.foto.mail.ru/inbox/pasza3/4/i-29.jpg (http://content.foto.mail.ru/inbox/pasza3/4/i-29.jpg)

Pozdro dla geroev)

Monah pozdrów Karima jego żonę i dziweczyny, cholera przez ten transport nie załatwiony i tamorznie nie było cholera czasu się pożegnać,
Monstera i Stasa też pozdrów i podziękuj za zaproszenie na imprezę na której nas nie było :) co się odwlecze to nie uciecze
i cholera szkoda że wcześniej nie wiedzieliśy że tam urzędujesz w Irkucku, byśmy zajechali, tym bardziej że Irkuck znam ,bo to nie pierwsze moje odwiedziny tego miasta
pozdrawiam i do następnego razu,
jak dobrze się poskłada to jeszcze w tym roku

QrczaQ
09.01.2009, 18:54
Super historyjka na zimowe wieczory!!!

monah
10.01.2009, 20:04
Monah pozdrów Karima jego żonę i dziweczyny, cholera przez ten transport nie załatwiony i tamorznie nie było cholera czasu się pożegnać,
Monstera i Stasa też pozdrów i podziękuj za zaproszenie na imprezę na której nas nie było :) co się odwlecze to nie uciecze
i cholera szkoda że wcześniej nie wiedzieliśy że tam urzędujesz w Irkucku, byśmy zajechali, tym bardziej że Irkuck znam ,bo to nie pierwsze moje odwiedziny tego miasta
pozdrawiam i do następnego razu,
jak dobrze się poskłada to jeszcze w tym roku
zapraszam)

FUKS
13.01.2009, 01:22
A miałem nie wchodzić na tą stronę do połowy stycznia....... Macie w Ryj R&R... jest 2.30 ja jutro o 6.00 pobudka a tu czytam i czytam i oderwać się nie mogłem. Zaje..sta wyprawa, zaj..sta relacja. Szkoda, że jednak nie wracaliście przez Kijów... ale rozumiem, wątroba już nie wytrzymałaby. Do zobaczenia we Wrocku.

Robert Movistar
13.01.2009, 14:38
A kto mówił, że nie wracaliśmy przez Kijów??

Robert Movistar
13.01.2009, 15:29
Dzień 41.

Wyspani, wykąpani, wyluzowani po wieczornych ekscesach w bani, ruszamy dalej.
Tak po prawdzie nic się nie działo, no może po za tym, że w pewnym momencie zauważyłem że szyba w moim motocyklu dziwnie się pochyla. Niestety, urwało się (jak na razie) dolne mocowanie stelaża co trzyma całą czachę. Kilka ekspanderów załatwiło sprawę. Co mnie martwiło bardziej, to to że przy skręcie kierownicą było słychać i czuć lekkie trzeszczenie w okolicach główki ramy:) Miałem nadzieję, że prowizorka wytrzyma. Dawała radę.
Niestety nie dało rady drugie mocowanie stelaża, też pękło.
W między czasie pomiędzy kolejnymi ulewami, wymieniamy u mnie przednią oponę. Jadąc w deszczu zero kontroli nad motocyklem. Przed spaniem robimy zakupy. Kupuję 3 wagony fajek w cenie 2 zł za paczkę. Jutro mamy zamiar przejechać przez granicę RUS - UA. Walimy się w krzakach przy drodze. Mamy nadzieję, że to ostatnia noc na ziemi rosyjskiej.

Dzień 42.
Jak co rano, zanim wyjedziemy w plener, smarujemy łańcuchy. Izi ma centralkę, więc problemu nie ma. U mnie z kolei jest tylko boczna. Jako że codziennie rano motocykl całym swoim ciężarem opierał się na bocznej stopce, w końcu nastąpiło zmęczenie materiału. Izi trzymał przechylony na bok motocykl, a ja lałem olejem z butelki na łańcuch. W pewnym momencie zmęczenie nie dało więcej rady i motocykl z całym dobytkiem zwalił się na mnie. Na początku myśleliśmy że się zapadł, ale gdzie tam.
Nie dość że czacha się telepie, to jeszcze motocykla nie ma jak stawiać po ludzku. Granicę po stronie rosyjskiej przekraczamy w 5 minut. Kiedy podjeżdżamy do ukraińskiej, opieram motocykl o czujnik (bo niby jak mam go postawić) co wykrywa materiały promieniotwórcze. Zaczęła się zadyma, że się połamie, włączy itd. Na domiar złego Izi przejechał przez podniesiony szlaban, mijając namalowaną linię z napisem STOP. Celnicy wyskoczyli i kazali się cofać.
Ni cholery, my jedziemy tylko do przodu. Zaczęli nas kontrolować. Wszystko było już prawie załatwione, a wiadomo, że prawie robi wielką różnicę, więc doszedł aspekt łapówy. Pierwszy raz na wyjeździe chciał gliniarz też na Ukrainie (skończyło się na tym że chciał nam dać na jedzenie), a drugi nastąpił teraz.
Jak to tłumaczyli nam celnicy:
- przekroczyliście miejsce gdzie należało się zatrzymać. To nic że nie było żadnego celnika, szlaban był podniesiony, ale tam jest namalowany znak STOP. Niestety, kamery was nagrały, jak złamaliście miejsce przymusowego zatrzymania i nada płacić!!!
Oczywiście był zajebisty problem z wykasowaniem nagrania:) Jakoś nie mieliśmy ani ochoty ani siły na miłe dyskusje, więc potraktowaliśmy ich inaczej.
- ni ch...a! Zero, ani centa, rubla, złotówki czy hrywny!! Nie damy nic!
Celnicy byli zdziwieni naszym zachowaniem. Po prostu atak! Zaczęli coś jeszcze gderać, naradzać się, wymachiwać łapami, ale kiedy nasza twarz z ich twarzą, nasz nos z ich nosem spotkał się w odległości 5 mm i kiedy z naszych ust jeszcze raz poleciała wiązka że nie i ch...j. To wymiękli. Podsumowali nie udaną próbę zarobku tak:
- No, wy bracia Słowianie, ujeżdżajcie, da, ujeżdżajcie.
No to my pojechali.
Wpadamy na Ukrainie, na drogę którą już jechaliśmy w tamtą stronę. Czyli prosta, ze świeżym asfaltem i objazdami. Na pierwszym z nich stała milicja, czyli chcieli łapówę. Po 20 USD od łba.
Objechaliśmy ich polem. Byli nie źle wk....ni na nas, kiedy zjechaliśmy obok ich radiowozu po skarpie na dół w pole, żeby wyjechać z tego pola 200 metrów dalej i jechać już asfaltem.
Było już czuć powiew Polski, przecież Ukraina to jak Polska. Świadomość że jesteśmy już w domu spowodowała, że złapali nas na radar. Milicjant tłumaczy że to "zielona zona", a my na to że nie wiemy co to jest. Pokazuje nam w kodeksie drogowym znak, wysyła mnie na koniec wioski, żebym zobaczył jaki tam jest znak. Niestety, u nas w Polsce takich nie ma. A "zielona zona" kojarzy nam się z parkiem. Jedziemy dalej.

Teraz chyba Fuks się wk....i. Tym bardziej że pisząc ten tekst siedzę z nim na GG:)

Wjeżdżamy do, jak że by inaczej Fuks, Kijowa, tak Kijowa. Dzwoniliśmy do ciebie bucu, ale telefon wyłączyłeś. Wiedziałeś że jedziemy w twoją stronę!

Trafiliśmy spore korki, ruch okrutny a było już dobrze po południu. W tamtą stronę jak jechaliśmy, a było coś ok. 4 nad ranem, to jakoś pusto było. Przy wyjeździe z miasta, kupujemy po melonie, i arbuzie. Gnamy w stronę PL. Ale wiemy że nie damy rady. Zaraz za Kijowem zjeżdżamy w jakiś zagajnik, żeby glebnąć sie spać. Ciemni już się zaczęło robić, wiec nie szukamy intensywnie, tylko kładziemy się w pod pierwszymi lepszymi drzewami. Dobrze że były drzewa, bo chociaż motocykl można było o coś oprzeć.

Elwood
13.01.2009, 15:48
Pięknie, qrwa pięknie. Żal, że się kończy ta wasza pojezdka... ot tak, po prostu.

Robert Movistar
13.01.2009, 16:30
Dzień ostatni.

Kiedy rano się obudziliśmy, okazało się że spaliśmy na cmentarzu...
Wczesna pobudka bo coś ok. 6, dom blisko, flaszki z zakładów, które Bajrasz poczynił się studzą. Tęskno za polską wódką, kiełbasą, korkami na drodze i marketami, życzliwością kierowców.
Pierwszy postój ok. południa. Coś ciepłego na ruszt. Patrzymy na Iziego oponę. Widać płótno, więc zmieniamy. Za dobrze by było, gdyby Trelleborg Army wytrzymał całą trasę. Dziw nas bierze, że w ogóle tak doskonale dawały radę.

http://lh4.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyV_UCxzI/AAAAAAAAB4o/XotCzkQh0gI/s640/P8220249.JPG

Kiepsko zaczęło się robić przed Lwowem, remonty dróg, ruch wahadłowy. Na granicy korki, więc przeciskamy się między autami. Ludzie patrzą na nas jak na ufoludków.
Będąc kulturalnym, pytamy dwóch kolesi przed nami, którzy byli przewidziani do odprawy, czy możemy się że tak powiem wepchnąć. Problemów nie robią, tym bardziej że kiedy usłyszeli odpowiedź na swoje pytanie skąd wracamy. Nagle wyskakuje polska pani celnik, i drąc się w niebogłosy karze nam spadać na koniec kolejki. Jej wyklinania, były dla nas jak miód na serce. W końcu oprócz słuchania języka polskiego z ust Iziego, posłuchaliśmy go z ust ładnej celniczki. Darła się, a my wpatrzeni w nią staliśmy nie ruchomo. Zapytała tylko dwóch ludków stojących przed nami, czy się zgadzają na to żebyśmy się wcisnęli bez kolejki. Pan celnik zapytał tylko czy nie szmuglujemy alkoholu i fajek. Oczywiście nie skłamałem i powiedziałem że w czeluściach kufra trzymam kilka wagonów nie ukraińskich lecz ruskich cigaretów. Poprosił, żebym tylko otwarł kufer, aby ludzie widzieli że nas też kontroluje, obiecując że nic nie będzie wyciągał. Tak też było. Za nami koleś na MZ ściągał dekiel przy silniku (nie wiem jak można tam coś szmuglować).
Po przekroczeniu granicy, wpadamy do knajpy. Zamawiamy po smażonej kiełbasie i schabowym. Greton już nas sprawdza gdzie jesteśmy.
Droga do autostrady to tragedia. 130 km w dwie godziny. Przez tyle czasu u ruskich robiło się 200. Ale cóż, chciałeś do domu, to masz i przestań się dziwić.
Jest już ciemno, kiedy przejeżdżamy przez bramki w Katowicach. Światła świecą po czubkach drzew. Zjeżdżamy z autostrady w stronę Oławy, Izi leci do siebie, a ja profilaktycznie jeszcze tankuję. Pamiątkowa fota i się rozjeżdżamy. Wracam na autostradę i jadę przez Wrocław.
O 23 melduję się w domu. Izi potwierdza smsem, że też dojechał. Opieram motocykl o stos drewna, i wlokę się do domu.
Przejechaliśmy w tym dniu coś ok. 1200 km.

No i tak to jakoś było.

Wystąpili:

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKyZzKZnmI/AAAAAAAAB4w/GsCgYkW4-3I/s512/P8220250.JPG

http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKydbW_1PI/AAAAAAAAB44/b1o5-ojCKIk/s640/P8220253.JPG

Scenariusz napisało życie.
Reżyseria wyszła w praniu.

OBSERWATOR
13.01.2009, 16:52
zajebista wyprawa szkoda że koniec.SZACUNEK

JareG
13.01.2009, 16:55
(..)
Wystąpili:
http://lh3.ggpht.com/_JLH3xqC7Z14/SLKydbW_1PI/AAAAAAAAB44/b1o5-ojCKIk/s640/P8220253.JPG
Scenariusz napisało życie.
Reżyseria wyszła w praniu.
Jakie grzeczne chlopaki :D:D

A relacja super :Thumbs_Up:
No i ten survival.. szacunek sie nalezy :brawo:

ltd454
13.01.2009, 17:01
Szkoda że już koniec. Za jakiś czas wrócę do tej relacji i przeczytam od początku. Było tak jak lubię czyli krótko zwięźle i na temat bez zbędnych pierdu pierdu.

suchy
13.01.2009, 17:07
Też załuje,ze juz koniec,relacja super,czytalo sie zajebiaszczo,wielki szacun:Thumbs_Up:
,

Zazigi
13.01.2009, 17:13
wielkie dzięki!!

samul
13.01.2009, 18:08
Uooooo, ale akcja! Burne z Damonem wysiadaja! Obiwan z Kenobim posraliby sie przy samym czytaniu!!!

Biiig respect!

samul

Marcin SF
13.01.2009, 18:11
szacun normalnie macie panowie grande kohones !!! (a może kochones ;) )

dzięki ogromne za pikną relację i przy najbliższej okazji nie zapomnijcie się u mnie upomnieć o browar :D

puszek
13.01.2009, 19:50
dzieki....fajnie to wyszło.....

FUKS
13.01.2009, 19:55
O wy ... macie w ryj za publiczne pomówienie. A jako, że pomówiliście szlachcica kijowskiego wszystko odszczekacie pod stołem. Nawet nie mieliście w planie się zatrzymać u mnie DRANIE!!! tylko tranzytem lecieliście. A poinformowaliście mnie post faktum ( jakoś tak się pisze). Trzodo wstrętna. Grtulacje wyprawy i wspaniałej relacji.

michoo
13.01.2009, 20:20
Powiem tylko gratuluje weny twórczej świetnie się czytało i zazdroszczę wyprawy.

PS. Mam pytanko a jka kształtowały się koszty wypadu?

yonec
13.01.2009, 22:48
:brawo: relacja super! oby wiecej takich:)

pałeł
13.01.2009, 23:32
:drif::drif::drif: normalnie bomba :brawo::brawo::brawo::brawo:

Jarek
14.01.2009, 07:53
Roberto...ale czemu Ty masz taki ...sino-czerwony nos?- bo Izi to jak zwykle: buźka jak d..a niemowlaka :):) ..no i te krzaczory na brodach:):)http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif:haha2:

podos
14.01.2009, 08:58
Szkoda, że koniec. Fajnie się czytało. Zdecydowanie wyczyn roku.
Byle do wiosny...

bajrasz
14.01.2009, 09:58
W cipeczkę, jak to Ropuch był zwykł mawiać:Thumbs_Up:
A co do zakładowych flaszek, co to je wygraliśmy,
to jeszcze nie wszystkie do nas dotarły!
Trzeba jakiegoś windykatora i jeszcze żeby od-setki ściągnął:)

giziu
14.01.2009, 11:34
fak, co ja teraz w pracy będę robił?
Realcja wyj...ana w kosmos, szkoda że to już koniec.
gratulejszyn dla uczestników

Robert Movistar
15.01.2009, 13:27
fak, co ja teraz w pracy będę robił?

Teraz wiadomo skąd w Polsce kryzys. Zamiast za robotę się brać, to w necie
grzebiesz:)

Robert Movistar
15.01.2009, 13:38
PS. Mam pytanko a jka kształtowały się koszty wypadu?

Jak? A policz sobie sam.
Średnia cena paliwa ok. 2,6 PLN. Spalanie na 100 ok. 7 litrów. Przelicz przejechane km przez cenę to ci wyjdzie.
Koszt samolotu czy statku, wbrew pozorom nie kosztował majątku. Po przeliczeniach wyszło nam na to, że gdyby była możliwość przejechania na kołach, koszt byłby ten sam co przelot samolotem i bujanie statkiem na oceanie. A pewnie i wyszło by trochę więcej, bo żarcie też kosztuje.
Kwestia gdzie i jak się stołujesz. Koszt jedzenia w sklepie, trochę niższy niż u nas. W przydrożnym KAFE obiad na dwie osoby z kawą to wydatek ok. 20 - 40 PLN.
Jak dowiadywałem się w Shenker Polska, cena za transport z Polski do Pietropawłowska, to koszt ok. i duże około 25 tyś PLN!!

Andrzej_Gdynia
17.01.2009, 17:43
Podos! Ja też głosuje na nich - wyczyn roku !

Robert Movistar
17.01.2009, 20:54
Nie przesadzajcie. Każdy z nas miał swój "wyczyn roku". Jeśli każdemu z nas udało się zrealizować jakieś marzenie, może nie to najbardziej odległe, to już dokonał wyczynu. Najważniejesze to sie nie poddawać, tylko kombinować i knuć żeby było jeszcze lepiej, ciekawiej, atrakcyjniej itd....
Patrząc z perspektywy czasu, dla mnie był i to na pewno nie roku, ale życia. Jeśli mam jeszcze coś przed sobą do zrobienia (a mam i mam nadzieję że się uda), to się cieszę, ale jeśli to "coś" ma pobić ten mój ostatni, to już mam ciarki na plecach i doczekac się nie mogę!!
Mam nadzieję że tak będzie! Czego oczywiście sobie jak i Wam życzę:)

michoo
17.01.2009, 22:19
Robert wez mnie ze soba :)

deny1237
18.01.2009, 21:03
robert-y ja też chciałbym pojechac gdzieś z takimi goścmi jak wy, chocby na koniec świata chociaż w waszym wypadku to śmiało mozna powiedzieć że wy juz tam byliście.

Izi
18.01.2009, 23:02
Dzięki wszystkim za Słowo Dobre.

Krótkie podsumowanie:

W sumie zrobiliśmy:
Ok. 9 000 km samolotem
Ok. 15 000 km motocyklem
Ok. 4 500 statkiem.

Izi spalił ok. 920 litrów paliwa, wymienił dwie przednie opony, jedną tylną, spawał mocowanie gmola 2 razy, wymienił z tyłu klocki hamulcowe, stracił prawe lusterko, prawy kierunkowskaz, napędy prędkościomierza i obrotomierza padły.

Movistar spalił ok. 1050 litrów paliwa, wymienił dwie przednie opony, jedną tylną, wymienił klocki z przodu (na jednej tarczy) drugich się nie udało wymienić, a też trzeba było, zdemontowaliśmy jeden zacisk i jechał przez 10 tys. km na jednej sprawnej tarczy tylko , mocował czachę na dwa ekspandery, bo urwało się mocowanie w ramie, co powodowało pochylanie się szyby na zbiornik powyżej 60km/h, miał 3 dziwne kapcie (dziury nie stwierdzono) i 2 normalne (dziurę stwierdzono), dolał 300 ml oleju, ma popękane lewe lusterko, pęknięte mocowanie gmola, dziwne łożysko główki ramy, krzywą jedną przednią tarczę hamulcową, na której przyjechał, złamany podnóżek, nie działające kierunki przy większych prędkościach, popękane mocowania plastików, urwaną osłonę łańcucha przy zębatce, przetarty przewód hamulcowy z przodu stalowy, i właśnie się okazało że łożyska w kołach wytrzymały by jeszcze ze 100km

Namiot był rozłożony tylko raz. Spanie pod gołym niebem lub u gościnnych ludzi napotkanych po drodze. 3 razy spaliśmy w przydrożnej gostinicy z powodów czysto pogodowych (napierdalało jak z wiadra deszczem) i higienicznych (capiliśy tak że nawet komary nas nie gryzły:)).

ATomek
18.01.2009, 23:32
A gorzałka? Jakie średnie zużycie w tych warunkach?

bajrasz
19.01.2009, 00:23
SPRZEDAM:

Afryka:

"wymienił dwie przednie opony, jedną tylną, wymienił klocki z przodu (na jednej tarczy) drugich się nie udało wymienić, a też trzeba było, zdemontowaliśmy jeden zacisk i jechał przez 10 tys. km na jednej sprawnej tarczy tylko , mocował czachę na dwa ekspandery, bo urwało się mocowanie w ramie, co powodowało pochylanie się szyby na zbiornik powyżej 60km/h, miał 3 dziwne kapcie (dziury nie stwierdzono) i 2 normalne (dziurę stwierdzono), dolał 300 ml oleju, ma popękane lewe lusterko, pęknięte mocowanie gmola, dziwne łożysko główki ramy, krzywą jedną przednią tarczę hamulcową, na której przyjechał, złamany podnóżek, nie działające kierunki przy większych prędkościach, popękane mocowania plastików, urwaną osłonę łańcucha przy zębatce, przetarty przewód hamulcowy z przodu stalowy, i właśnie się okazało że łożyska w kołach wytrzymały by jeszcze ze 100km"

Mało jeżdżona...prowadziła kobieta...NIE PALĄCA!, stan ogólny PRAWIDŁOWY, przebieg PRAWIDŁOWY, w gratisie guano owcy,
cena NIE DO WYLICYTOWANIA!!!
Zużycie:4l/dzień-PRAWIDŁOWE
ZAPRASZAMY DO LICYTACJI)))

PS:Czytało się wspaniale:)

ATomek
19.01.2009, 09:44
Jak dla mnie to kolejny zabytek do "muzeum afrykańskiego", które jak wiadomo, jest bardzo specyficzne, bo mobilne i wciąż w ekspozycji!

bajrasz
19.01.2009, 17:12
i wciąż w ekspozycji!

chyba: dyspozycji, ale niech Ci będzie:dizzy::):):)

zombi
19.01.2009, 19:27
(capiliśy tak że nawet komary nas nie gryzły:)).
Lepiej ostrożnie z takimi wyznaniami, bo szeroko rozumiani "zieloni" oskarżą Was o dręczenie komarów:vis:

Izi
20.01.2009, 19:25
SPRZEDAM:

Afryka:

"wymienił dwie przednie opony, jedną tylną, wymienił klocki z przodu (na jednej tarczy) drugich się nie udało wymienić, a też trzeba było, zdemontowaliśmy jeden zacisk i jechał przez 10 tys. km na jednej sprawnej tarczy tylko , mocował czachę na dwa ekspandery, bo urwało się mocowanie w ramie, co powodowało pochylanie się szyby na zbiornik powyżej 60km/h, miał 3 dziwne kapcie (dziury nie stwierdzono) i 2 normalne (dziurę stwierdzono), dolał 300 ml oleju, ma popękane lewe lusterko, pęknięte mocowanie gmola, dziwne łożysko główki ramy, krzywą jedną przednią tarczę hamulcową, na której przyjechał, złamany podnóżek, nie działające kierunki przy większych prędkościach, popękane mocowania plastików, urwaną osłonę łańcucha przy zębatce, przetarty przewód hamulcowy z przodu stalowy, i właśnie się okazało że łożyska w kołach wytrzymały by jeszcze ze 100km"

Mało jeżdżona...prowadziła kobieta...NIE PALĄCA!, stan ogólny PRAWIDŁOWY, przebieg PRAWIDŁOWY, w gratisie guano owcy,
cena NIE DO WYLICYTOWANIA!!!
Zużycie:4l/dzień-PRAWIDŁOWE
ZAPRASZAMY DO LICYTACJI)))

PS:Czytało się wspaniale:)

a i Bajrasz zapomniałeś :) zamieścić zdjęcie, bo aktualnie to tak wygląda AT Movistara


http://lh5.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_M1ddL8I/AAAAAAAAANQ/oFmzgHqOuMM/s640/P1180009.JPG (http://lh5.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_M1ddL8I/AAAAAAAAANQ/oFmzgHqOuMM/s640/P1180009.JPG)

to może swoją też wystawię:
"Sprzedam pilne z powodu wyjazdu, niekatowana na zlotach, stan b.dobry, przebieg znikomy, jeździłem tyko wokół garażu, zarejestrowana w kraju. z dodatków elektryczny rozrusznik"

http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUCTPAy6iI/AAAAAAAAAQU/IjHscGZG37U/s640/PC260001.JPG (http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUCTPAy6iI/AAAAAAAAAQU/IjHscGZG37U/s640/PC260001.JPG)

tu widać że wszystkie potrzebne elementy są
http://lh5.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUChUEuY-I/AAAAAAAAAQw/ZyMS3K4WoGA/s640/PC270023.JPG (http://lh5.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUChUEuY-I/AAAAAAAAAQw/ZyMS3K4WoGA/s640/PC270023.JPG)

Ropuch
20.01.2009, 20:06
łolaboga :) kak to złożyć ponownie do kupy ?? :)
jak dla mnie wyjazd w pizdeczkę...ino jakbym wyjechał na tyle z domu to pewnie nie miał bym już po co do niego wracać :)
Widać, że trzeba będzie jeszcze troszkę dołożyć do tej imprezki....przy tym moja gaśnica to pikuś :)
Lepiej się pany określcie na podbój czego walicie w tym roku - może Alaska ??

giziu
20.01.2009, 21:10
a
tu widać że wszystkie potrzebne elementy są
http://lh5.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUChUEuY-I/AAAAAAAAAQw/ZyMS3K4WoGA/s640/PC270023.JPG (http://lh5.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUChUEuY-I/AAAAAAAAAQw/ZyMS3K4WoGA/s640/PC270023.JPG)
Izi, jak Ty żeś zrobił że Twoja Afryka ma V6:eek:
Toż to ewenement w skali światowej :)

QrczaQ
21.01.2009, 18:31
Izi, jak Ty żeś zrobił że Twoja Afryka ma V6:eek:
Toż to ewenement w skali światowej :)

Wpizdziec, kau w kolano! Jakby nie skladac to czesci worek zostanie...
:mur:

greton
21.01.2009, 23:54
Lepiej się pany określcie na podbój czego walicie w tym roku - może Alaska ??
Alaskę to we łikend robią, a laskę :haha2: to już inna bajka...

Izi
22.01.2009, 15:37
no przypomniało mi się że miałem zamieścić zdjęcia łożyska co je zamontowałem do AT Movistar w technologiji realiw

tu elementy składowe, to (od prawej) pierwsze dorobiłem resztę udało się zakupić (z niemałymi problemami:)), w jakimś sklepie co do kutrów rybackich sprzedawał części różne
http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_QclqfmI/AAAAAAAAANg/yhmzfVgIS_U/s640/P1180011.JPG (http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_QclqfmI/AAAAAAAAANg/yhmzfVgIS_U/s640/P1180011.JPG)

tak to wygląda po złożeniu, można nazwać tuleja "dopasowująca", łożysko oporowe
http://lh3.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_Rd5tO-I/AAAAAAAAANo/00XECYLdtY8/s640/P1180012.JPG (http://lh3.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_Rd5tO-I/AAAAAAAAANo/00XECYLdtY8/s640/P1180012.JPG)

rzut z boku jak ktoś nie ma wyobraźni
http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_S3i0x5I/AAAAAAAAANw/-9spyv3f_l0/s640/P1180013.JPG (http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_S3i0x5I/AAAAAAAAANw/-9spyv3f_l0/s640/P1180013.JPG)

no i tu prawie po złożeniu, gotowe do zamontowania
http://lh3.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_T5XHonI/AAAAAAAAAN4/DOU6Gq6OOSo/s640/P1180014.JPG (http://lh3.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXT_T5XHonI/AAAAAAAAAN4/DOU6Gq6OOSo/s640/P1180014.JPG)

przejechało pół Rosji, jest w doskonałej kondycji, mogę odsprzedać za gruby szmal (kasa tylko w Euro), pewnie pojeździło by jeszcze kilka lat ale Robert uparł się aby mu to też wymienić :)

pozdrawiam wszystkich grzebaczy, nie zawsze to co oryginalne jest dobre, ale to co oryginalne nie jest złe :):):)
http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SXUCMEkKD1I/AAAAAAAAAP8/1Gh4y5sl_1k/s640/PC230008.JPG
Howk powiedziałem

Ropuch
23.01.2009, 16:59
Żeby nie było..Izi staram się rozkręcić dalej....doszedłem już do takiego etapu :)
Nie katowany w terenie, używany zgodnie z przeznaczeniem :)
Aha...nadmienię jeszcze, że Afryka nie jest odpalana ani razu od jesiennej Pyry tj od 14 października 2008 i proces jej wiosennego przebudzenia zamierzam utrwalić kamerką :)
Ciekaw jestem jak długo trza będzie kręcić rozrusznikiem ?????????

Izi
27.01.2009, 20:43
a tu takie coś :), taka próba opisu gdzie my byli i co widzieli, bardzo ucywilizowana :)

trochę trza się przyzwyczaić, ale da radę :)

QrczaQ
28.01.2009, 00:00
a tu takie coś :), taka próba opisu gdzie my byli i co widzieli, bardzo ucywilizowana :)

trochę trza się przyzwyczaić, ale da radę :)

Izi i Rob w gazecie? Kurde a ja myslalem, ze trzodownicy to tylko do podcierania uzywaja gazet!? ;)

podos
28.01.2009, 15:37
a tu takie coś :), taka próba opisu gdzie my byli i co widzieli, bardzo ucywilizowana :)

trochę trza się przyzwyczaić, ale da radę :)

proszę bardzo - tutaj wersja berdziej ucywilizowana: )

http://faq.africatwin.com.pl/Grafika:MotocyklempoKamczatce.jpg

Izi
28.01.2009, 19:35
ten Podos to pinda jedna, zawsze coś zepsuje :)
Bżdziągwa czyli.

Izi
02.02.2009, 22:08
tu tak na ile umiałem to zrobiłem trasę jaką przebyliśmy, do tzw. mostu Mario, jak coś się jeszcze nauczę to dodam :) a jak będę miał trochę czasu to zrobię dalej :)

http://maps.google.com/maps/ms?ie=UTF8&hl=pl&oe=UTF8&msa=0&msid=115793202516896529115.0004617ceaac35719d503&ll=56.46249,96.679688&spn=45.028854,172.265625&t=h&z=3

P.S. trochę dorobiłem jeszcze
jak tam się zejdzie na dół na tej stronie to można przejść na dalszą część trasy (ale jeszcze do końca nie skończona :):))

pałeł
02.02.2009, 22:26
izi dobry kawłek trasy

podos
03.02.2009, 09:04
Nooo ładnie. O to chodziło.

Izi
04.02.2009, 21:33
mały test

to jest zdjęcie Subaru (jakby kto nie wiedział)
http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SYn1qiDYZYI/AAAAAAAAAWQ/D2dpqnT-Z04/s640/100_3534.JPG (http://lh4.ggpht.com/_bUVdHxDB2fQ/SYn1qiDYZYI/AAAAAAAAAWQ/D2dpqnT-Z04/s640/100_3534.JPG)

poniżej kilka przykładowych zdjęć znaczków aut na Kamczatce, może ktoś pokusi się o odgadnięcie, nagrody czekają i wietrzeją :)

5299036201847670961

samul
04.02.2009, 22:11
Bielka? Bieluga? Bialy Lexus? Bialy Jeb Szeroki? Bialy LandCruiser 500? No juz nie wiem!!! :lol8:

PARYS
13.02.2009, 08:54
Wołga biała, albo Czajka.

Tak tak - to Czajka. Tylko nie wiem czy je białe robili.

Robert Movistar
25.08.2009, 13:15
Jakoś mnie na sentymenty wzięło.
Pod tym linkiem jest pojezdka 3 Anglików po Europie i Azji. Można przeczytać jak oni widzieli BAM, jak nas tam zapamiętano we wioskach i co chłopaki myślą o "dwóch Polakach na Africa Twin". Jest też info o Majo i chłopakach z Motosyberii. Niestety, tylko po angielsku.

http://www.sibirskyextreme.com/

Jarek
25.08.2009, 13:48
Roberto ,jak tak popatrzyłem na te dwie apetyczne gąski wchodzące do rzeki to zaczynam rozumieć dlaczego rok temu nie bardzo chcieliście wracać do Polski :):) "duoble Poles on Africa Twin" :):)pzdr

Izi
21.09.2009, 21:19
Bedzie nam Was brakowalo. Wasz pomysl uwazam za najbardziej pojebany z pojawiajacych sie na forum. Ale poniewaz mam slabosc do Was zdecydowalem sie i ja zauczestniczyc w waszym pozegnianiu. Podajcie trase przejazdu, bedziemy Wam machali zasmarkanymi chusteczkami.

W przyszlym roku zapewne trasa Afganistan-Pakistan-Iran-Irak. Choc ta wydaje mi sie bardziej realna do zrobienia. W dodatku mozna za darmo dostac fajne pomaranczowe kombinezony.

coś mi się przypomniało panie Sambor
Afganistan mówisz pan i kto tu jest pojebany :)
a w ogóle masz w ryj

Izi
01.10.2009, 00:09
tu kolega ostatnio podesłał to się chwalę jak sie przyjrzycie to zobaczycie jak wino tanie pijemy i z kobietami występnymi się zadajemy oraz rybą zagryzamy z Movistarem:

http://www.youtube.com/watch?v=fYOkk-SIw0Q&feature=channel

i jeszcze:

http://www.youtube.com/watch?v=KZKUQJUK0G0&feature=channel

Robert Movistar
02.10.2009, 11:08
Ale jaja... Faktycznie film z tej imprezy na której byliśmy. Wycięli tylko Iziego kiedy wpadł na podest i zaczął z dziewczynami balować.

Jarek
02.10.2009, 11:29
kurna,...chyba obydwóch was wycieli..:):) albo ta czarnulka co tyłkiem machała to...Izi w przebraniu :):)

Pawel_z_Jasla
02.10.2009, 17:49
Ja ma pytanie odnośnie pierwszego filmu a dokładnie to około 20-sto sekundowego fragmentu, który zaczyna sie gdzies kole 1min. i 8" - GDZIE JEST KURWA TA KAMCZATKA !?!?!?! Panowie !! po ponad czterdziestu latach intensywnych poszukiwań mam wrażenie, że w końcu odnalazłem "swój kawałek podłogi" :D

myku
05.10.2009, 22:17
Pawel,jak bedziesz juz wiedzial to wyslij mi namiary na PW:drif: