PDA

View Full Version : Afryka 11


Lupus
05.05.2011, 09:35
Już mnie nie ma, moja głowa jest gdzieś w Rabacie a serce w okolicach Mopti. Jestem zmęczony, a przede mną długa Droga. Załatwianie spraw związanych z wyjazdem w trakcie "normalnego" życia jest nieco męczące, dlatego też jestem niezmiernie wdzięczny wszystkim którzy pomogli mi przetrwać ten czas, a to okolicznym czarnuchom, którzy podjęli mnie wódką i ogniskiem, tak że na 2 dni wróciłem do Domu (moja głowa), Zbyszkowi Szatanowi, za okazane serce, przekładające się na kasę. Dziękuję też Fassiemu za operację berlińską - Czadersko Sudańską bitwę z Jego Eminencjami i niejaką Wielką Dupą. Fassi, dziękuję! Pastor, to całkiem inna sprawa, bez niego wyjazd byłby jak Eintopf. To on przygotował deser i oprawę, i jako główny Panzerwerkmacher odział mnie w zbroję. Nie piszę tu o innych aspektach, które pozwalają nazwać go swoim Przyjacielem. Poprosiłem go o podawanie informacji o moich postępach Afrykańskich. Jedyny sposób komunikacji jaki jest w miarę pewny to sms tam gdzie jest zasięg, czyli małogdzie, dlatego też proszę go o ubarwienie suchych relacji pachnącym sosem Przygody. Błagam też Elwooda o relacje z trasy - tylko on potrafi opisać fascynująco całkiem nudną dzień po dniu Drogę. Oczywiście wszelkie fantasmagorie i odpały co najmniej dozwolone.
Do rzeczy. Moja Droga zaczyna się za progiem i za nim mam nadzieję się skończy. Ma trwać 2 miesiące z hakiem. Ten hak to taki trochę góralski jest. Afrykę zaczynam od Maroka a kończę na Egipcie, jak Allah pozwoli. Nie mam CPD bo się Szwajcarzy wystraszyli afrykańskich zadymek i nielzja, tak że sprawa Egiptu pozostaje otwarta. Do Nigru lecę "starą" drogą, potem...
Jezioro Chad spróbuję północną stroną. Tam nie ma granic, w ogóle nie ma nic, nawet informacji. Zainteresowanych odsyłam do Google Earth. Czad i Sudan (Darfur) to absolutny koniec świata - naszego. Sam jestem ciekaw jak to będzie. A potem już sam nie wiem, może Etiopia. Zobaczę jak dam radę ja i sprzęt. Jest nas dwóch i Droga, to Ona wyznacza cel i jak to kobieta - zmienną jest.
Do zobaczenia
Lupi de Luck

matjas
05.05.2011, 09:55
szerokości Kolego. niech dobre Bogi prostują zbyt ostre zakręty na Twej drodze.
ja na pewno będę słał w Twoją stronę dobrą energię myśląc jak Ci tam idzie.
trzymam kciuki!

matjas

Ola
05.05.2011, 09:59
Trzymaj się Lupus. Sam tam nie będziesz, a przynajmniej wirtualnie - będziemy z Tobą. Powodzenia i spełniaj swoje marzenia.

Pozdrawiam

sambor1965
05.05.2011, 10:04
Naprzód Lupus. Mamy nadzieję, że nie będziemy wyruszać na poszukiwania! Znasz zasady, wszyscy wiemy, że dasz radę. Samych pozytywnych wrażeń życzę!

Mirmil
05.05.2011, 21:01
Powodzenia!
Trasa marzenie!juz teraz poklony za podjecie pomyslu trawersu afryki,a jak ja przejedziesz,to piwo przy kazdej okazji.
Co tam piwo, conajmniej 40% i dobra zagrycha!!

A SPOTa masz?bo fajnie by bylo podgladac,gdzie sie aktualnie znajdujesz?

fassi
06.05.2011, 01:32
Lupusie Luckusie,
nie dziekuj za nic, pomagasz innym to dostaniesz z nadwyzka kiedys z powrotem. Zakop w piachu pustynii to co cisnie w srodku, pozdrow usmiechniete dziewczyny mijane po drodze i wracaj calo aby z nami podzielic sie tym czego tak malo i kazdy tego szuka.

pozdrufka

fazi

ps. paszport wyjezdza za godzine :D .

Pastor
06.05.2011, 08:59
No i pojechał.
Wyjechał wczoraj z tą swoją niesmiertelną misją niesienia uśmiechu smutnym duszom.
Po drodze stwierdził że pierwsza smutna dusza do pocieszenia jest w Świdnicy. No to przyjechał pocieszać. Misjonarz cholerny... ;)
Dzisiaj rano zalazł z wyra i podłączył sie gębowo do kranu. Sieć wodociągowa odnotowała gwałtowny spadek ciśnienia. Urwał mi wirniczek z wodomierza, a trzy najbliższe hydranty zapadły sie pod ziemie. To się nazywa wilcze pragnienie... :)
Bełkotał cos że musi jeszcze po jakiś paszport pojechać na autobanę. Jak wiadomo w USA pieniądze leżą na ulicy, a w Polsce paszporty lezą na autostradach. Ot, co kraj to obyczaj.
No i do Szparaga jeszcze miał zajrzeć po zapinke do łańcucha. Szparag - strzeż sie! Pod żadnym pozorem nie bądź smutny bo Ciebie tez bedzie pocieszał i rano będziesz wyglądał jak ja teraz! Tym bardziej że u mnie dostał dwie zapinki, więc to ewidentna ściema :D

Teraz pewnie jest już gdzieś na A4.
Wieczorem kimnie gdzieś w niemcowie.
Potem w Barcelonie. Dzień albo dwa.
W następny poniedziałek chce być w Rabacie.
A potem dalej.
Dalej.
dalej...

Niech Cię niesie ta rzeka. Powodzenia.

:bow:

szparag
06.05.2011, 18:17
Potwierdzam był :). Zapinki dwie zanabył, kawę wypił, dostał chusteczki do szyby na otarcie łez, przedmuchaliśmy filterek lekko smarując air-boxa i poszedł w siną, a raczej niemiecką dal :):). Pastor - szacun za gmole, mega zajebisty patent.

Elwood
10.05.2011, 21:30
Miało być nudnie w Europie, a nie jest.
Przypadki lubią chodzić po ludziach. Taki przypadek wdepł w naszego Szakala w Bensacon.
Kupiwszy wina i pewnikiem oliwki i pewnikiem pomidory i pewnikiem kawalek sera (o tym nie pisał, ale znam drania), nasz Lupi de Luck zaległ, jak mu się wydawało w "niczyim" ogródku.
Ogródek okazał się nie "niczyi" tylko pewnego jegomościa, co to wcześnej zaprosiwszy gości sam nadużyl wina i poszedl był załatwić się w ogrodzie.
France mają spore ogrody, o czym nie widzial Lupi.
Na początku wybuchła afera, ale po chwili... Zbiegło się całe towarzystwo i po krótkich tłumaczeniach nasz Szakal został... zaproszony na dogasającą imprezę. Niestety obecnośc Lupiego spowodowała wzniecenie jej żaru do granic. Naszego bohatera coś łupało w krzyżu, czy gdzieś, ale okazało się, że na wszelkie przypadłości faktycznie najlepsze jest wino.
Najlepsze okazało się jednak na koniec. Mesje Szakal, jak zwykle miał farta i trafił do domu, w którym urodził się sam Wiktor Hugo.
Mało tego, uwiódł swoją skromnością żonę gospodarza do tego stopnia, że dostał pokój dziecinny małego Wiktora, w którym nikt nie ma prawa sypiać!
Pech w tym jednak był taki, że łóżko miało 140cm a pijana żona gospodarza chciała się z naszym Lupim koniecznie z nim razem położyć.
Oficjalnie Lupi spał jednak w namiocie... tak twierdzi.

Kolejne newsy niebawem!

Pastor
16.05.2011, 09:58
Stary Wilk idzie planowo - planował być w Rabacie w poniedziałek i jest. Zależało mu bo turbanowe urzędasy zaczynają szczęsliwie łykend w połowie tygodnia i jakby był później to musiałby czekać na załatwienie kwitów na dalszą drogę.
Poza tym dalszy plan zakłada jazdę bez planu i dobrze Mu z tym :)

Zdrowia!
:hello:

Pastor
17.05.2011, 09:57
Na razie dynamiki brak. Siedzi w Rabacie i robi wizy. Ot tyle że raz zdązył zglebić w Afryce ;)

:hello:

Pastor
18.05.2011, 08:27
Stan na dziś: ma już wizy w kieszeni i jedzie dalej. Jest 300 km na S od Rabatu. Nadciąga burza i będzie miał okazję dokładnie się jej przyjzeć bo coś mu dziury wyżarło w namiocie..

:hello:

Pastor
19.05.2011, 09:12
W takim tempie na TĄ traskę to mu 3 miechów braknie... ;)

Tymczasem agencje donoszą:

ciężkie chmury ciągną znad oceanu i grożą nocnym deszczem.
od jutra zaczną się piachy,
za 3 dni Mauretania, Nokachot

Zdrowia
:hello:

graphia
19.05.2011, 09:32
.... a namiot dziurawy? :)

Mirmil
19.05.2011, 19:21
W takim tempie na TĄ traskę to mu 3 miechów braknie... ;)

Tymczasem agencje donoszą:

ciężkie chmury ciągną znad oceanu i grożą nocnym deszczem.
od jutra zaczną się piachy,
za 3 dni Mauretania, Nokachot

Zdrowia
:hello:
Do NAWAKSZU to jeszcze jest super droga, mozna robic 600 km dziennie,ale pozniej,to juz bedzie :at: przygoda,wertepy i tam dopiero mozna poczuc afryke.
Lupus jedzie do Nema,a potem zielona granica do Mali?

hans_pl
21.05.2011, 12:03
kolejny raport z podróży naszego nieustraszonego Lupusa
"
Jutro Mauretania, wiatry nieosobiste, a atmosferyczne próbują porwać Wojtka razem z namiotem i moto.

Pastor
21.05.2011, 16:56
Dokładnie. Wiater go obalił i klamka się złamała. Zapomniałem mu klamki sperforować, ale mimo tego chyba pękła w dobrym miejscu (albo założył zapasa) bo jedzie dalej.
Dzisiaj dał znać że już jest na granicy Muretanii. Wszystko ma posolone od wiatru znad oceanu. Zatankował jakąs lipną wachę na pustyni i teresa mu nie trzyma wolnych. Poza tym jest +30° i spotyka fajnych ludzi :)
Znaczy sie bawi się nieźle :Thumbs_Up:

A dokąd i któredy będzie jechal to ja nie wiem i on chyba tez nie za bardzo ;)

:hello:

Dunia
21.05.2011, 22:20
Wasze krótkie i jakże tajemnicze relacyje sprawiają, że patrząc na niebo pełne gwiazd ( na mojej wsi) zadumam się, że gdzieś tam hen...za górą...za chmurą..jedzie sobie taki samotny motorek a na nim samotny kierownik..a wiatr mu w oczy wieje, a piasku bezkres wokoło a horyzont daleki tak...ech daleki...i tylko Droga-Towarzyszka jego jedyna i wierna.....

Lupus
22.05.2011, 22:07
rozwijam droge na wschod tam musi byc jakas cywilizacja. Z powodu braku gorzalki pale hasz, a to niezdrowe jest, wiec ruszam dalej. Noukachott 22 mai 30 st muchy

graphia
22.05.2011, 23:19
to teraz kierunek na Aleg i Kiffa?

Pastor
23.05.2011, 08:17
Jooop mali przed bamako. Temp spadła jest 40. To juz sahel. Zdrowym. Moto ok. Te problemy to ośka sie wyrabia. Potem burkinia niger i południe

SMS sprzed 3 minut. Jeszcze ciepły ;)

:hello:

Pastor
27.05.2011, 08:06
Przystanek Bamako. Spotkał Gastona - półczecha którego poznał w Timbuktu na poprzedniej wycieczce. Gaston był tam komendantem policji, ale teraz awansował i robi to samo w Bamako. Zaległ u niego i odpoczywa. Gaston ma klimę, a na zewnątrz podobno +45°C w cieniu, tyle że cienia nie ma więc nie ma jak sprawdzić.
W sobote idą na jakies polowanie. Nie wiam na co - może na lokalne lachony, czy inne nołplisy, bo żeby za lwami się uganiać to chyba za gorąco.
Ośka przepustnicy sie trochę wytarła. Łapie lewe powietrze i nie trzyma wolnych obrotów. Ale w piochu wolne nie potrzebne :)

I tak to.

Zdrowia
:hello:

Pastor
30.05.2011, 07:58
Nołplisy tym razem miały szczęście - silnik w aucie kucnął i nie pojechali na polowanie :) Przynajmniej mał czas sobie wyserwisować motór (łańcuch, oliwa i takie tam) i nażreć baraniny ;)
Lupi dzisiaj odbiera wizę do Nigru i rusza dalej.
Cos mi jeszcze napisał, ale nie kumam narzecza. Może mi ktoś rozszyfrowac co znaczy: "bamcharadupapieczeodpapryki" ?

Zdrowia
:hello:

Pastor
30.05.2011, 11:33
Tak mnie ta papryka gnębiła że go zapytałem o co kaman. Własnie odpowiedział:

Starszyzna wkłada ci papryke w d i do wieczora ani mru. Potem wszystkie laski twoje. Jade na gao niamey do czadu. Czekam na wize. Dzis dzien pracy juz mnie droga ciagnie.

Zdrowia
:hello:

A.Twin
30.05.2011, 13:05
"bamcharadupapieczeodpapryki" ?

Takie Afrykańskie czary mary. Słyszałem od lekarza,który pracował w Afryce, że miejscowi czarownicy (większość się u nich leczy) na różne dolegliwości pakują coś (rośliny, leki w max dawkach) w d... i nie wszyscy, zwłaszcza dzieci, to przeżywają.

Elwood
30.05.2011, 13:40
Na dalekim, afrykańskim zadupiu, gdzie jeszcze nigdy białego nie widzieli, wydarzyła się rzecz niebywała.
Po 9-ciu m-cach ciąży młodej, murzynskiej parze urodziło się... białe dziecko!
Najbliższa rodzina leci do szamana w te pędy i lamentuje:
- Szamanie, urodziło się białe dziecko!
Szaman zaniepokojony sugeruje młodym:
- Na pewno nie przestrzegaliście wszystkich procedur prokreacyjnych na przedmałżeńskim szkoleniu!
- Wszystkich przestrzegaliśmy szamanaie! Wszystkich!!
- Tak?! No to sprawdźmy. Czy w trakcie fiki miki kozie bobki w uszach były?!
- Były szamanie, były!
- Czy w trakcie fiki miki krowie łajno w nosie było?!
- Było szamanie, było!
- Aaaa... czy marchewki w dupie były?!
Zaległa cisza...
- O rany, szamanie, zapomnieliśmy!
- No... i tędy wpadło światło!

Lupi jak wróci, to doprecyzuje, jaki owoc, w jakiej sprawie, w jakim miejscu itd... :haha2:

Pastor
02.06.2011, 09:03
Wieści z wczorajszego wieczora:

Jestem przed gao jutro pewnie niger potem nigeria kamerun i czad dalej sie zobaczy gora jeziora w rekach alkaidy pozdro dla wszystkich. Namiot, 40 st.

Zdrowia
:hello:

Pastor
04.06.2011, 08:25
Do nigru sie przemyciłem bo mi zoll mali powiedzial ze wizy na granicy nie dostane kosztowalo to 100e przy wylocie zabic tu tania i troche chlodniej

Tak napisał. No to go zapytałem o konkretną lokalizację. O "zabic tu tania" nie pytałem bo pewnie polował na jakiegoś tutania czy tam inny endemiczny gatunek, a ja sie na zwierzakach az tak nie znam :)
Odpisał:

Od strony mali gao nie pisalem co mogli mnie zapuszkowac to panstwo policyjne imigracyjni w nigerii sie dziwili ze nie ma wizy mowie ze przez upal pewnie ;)

Poza tym zdrów, żre żur na jakimś zadupiu jakieś 3-4 dni drogi od jeziora Czad, upał zelżał do 35°C i ogólnie jest fajnie :)

Zdrowia
:hello:

Elwood
04.06.2011, 08:45
Tak, jak do tej pory nikt go specjalnie z wizami nie prześladował, tak tutaj już trzy razy go o ten brak molestowano. Za każdym razem nasz dzielny Lupi spokojnie tłumaczył i pokazywał zdjęcia swojej rodziny.
Koleś do Lupiego:
- Visas!
- A... visas?
I tu pokazuję na zdjęciu swoja córkę i mówi:
- Super visas!
I tak w kółko.
To małżonka visas, to szwagier visas, na koniec on sam visas. Każda rozmowę kończył:
- Visas graczios!
Najlepszy numer był przy czwartej kontroli, dość nieodległej od trzeciej.
Nadjeżdża Lupi, a cały "posterunek" krzyczy do niego:
- Visas graczios!
Tylko pomachali ręcyma celem pozdrowienia.
Z tym upałem okazało się ciut inaczej.
Lupi po prostu wjechał w bardziej suchy region, ale nad samym jeziorem upał znowu stanie się bardziej dokuczliwy.

Pastor
06.06.2011, 10:06
Dzisiejsze doniesienia agencyjne:

Obecnie lupus przebywa w nigerii, do której dostał wizę jednokrotnego wjazdu (czyli jak wyjedzie, to już nie wróci), przez niger przejechał bez pieczątki, za co na wyjazdowej granicy zapłacił Ale wracając do Nigerii - zamierza dotrzeć do "jeziora", które jest jego celem, mam takie wrażenie, i potem, z powodu jakichś niemożności kameruńskich, wraca.... czyli leci na wybrzeże i potem przez Benin, Togo i licho wie co jeszcze.

A tak zasadniczo to dzisiaj mija miesiąc od jego wyjazdu... To był chyba dobry miesiąc. Następne tez takie będą :Thumbs_Up:

:hello:

Pastor
07.06.2011, 08:08
Juz po czadzie zjebani jestesmy we dwoje rozwijam droge na pd zach od jutra juz powrot mam tu wlasnie burze nastepnymrazemzrobimy takierzeczy we 2 samemu r bywa

Cycat dosłowny - chyba mu ta burza literki zaburzyła. Ponoć jeziorko Chad wyschło i brzeg cafnął sie dość daleko. Ostatnie 100 km miał niezłą rzeźnię zeby sie przebić.

:hello:

Pastor
09.06.2011, 08:24
Wczoraj dał cyne że jest jakies 400 km przed Lagos. Skończyła sie pustynia, zaczęła sie puszcza. Zrobiło się totalnie zimno - jakieś +24°C w górach, troche deszczy, troche wichrzy, trochę burzy. Chciało go porwać razem z namiotem, ale nabrał wprawy i złapał sie trawy :)
Na drogach dzikie rodeo - ciężarówki na trzeciego w obie strony i ogólnie jest wesoło az do posrania.
Jest chyba jedynym białym jakiego tambylcy widzieli na motórze, ale (a może własnie dlatego) są silnie sympatyczni :)
Ot kolejny dzień w podróży. Przepraszam - w Podróży

Zdrowiście
:hello:

Pastor
12.06.2011, 09:31
Zatoka zrobiona nigeria benin togo teraz jestem przed uagadugu to burkinia za 3 dni bamako susze sie po dzungli rekawice w dziurach moto ok ja też znowu bez wizy

To dokładna zrzutka wczorajszego SMSa. Dam wam troche przecinków i kropek - sami musicie powstawiać we własciwe miejsca :)

Proszę: ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,...............

Jakby zabrakło to dajcie znać ;)
Zdrofia
:hello:

Pastor
15.06.2011, 08:19
Przejechałem 350 km drogami 3 kolejności odśnieżania i to ze jestem cały to cud jestem tak głupi jak twardy bez wizy na granicach kopary opadały dalej senegal

Poniżej zestaw przecinków i kropek do samodzielnego montażu:
.............
,,,,,,,,,,,,,,

Poza tym siedział u Gastona, a dzisiaj ciśnie dalej
:hello:

Elwood
15.06.2011, 09:25
W międzyczasie Lupi zrobił szybki test na obecność pasożyta malaryjskiego, bo niejakie dziwne okoliczności zaszły.
Czarna, jak smoła pielęgniarka powiedziała mu, że ma kwaśną krew.
To skutek wielokrotnego podnoszenia moto, przy temperaturze 70 st w piachach sahelu.
Granicę z Senegalem przekroczył w znanym już sobie stylu. Pojechał obok posterunku granicznego. Obok, to znaczy tak, poza zasięgiem wzroku.

Pastor
16.06.2011, 22:14
Obesrał jakiś malijski baobab aż po czubek, ale nażarł się prochów i jakoś drzyzgawicę opanował.
Poza tym: "...jest gut jestem przed rosso w senegalu malo dzis nie rozjechalem chlopaka na targu i koze jutro maure znow kurwa jestem bez wizy"
Znaczy się nadal wprowadza nowe standardy ruchu bezwizowego. :)

:hello:

Elwood
17.06.2011, 08:06
Ta chemia antysraczkowa, to cola była.
Do Senegalu, tylko France bez wizy mogą śmigać a i jakiś erzatz CdP potrzebny zdaje się.
Notabene, po zmianie lokalizacji Dakaru, gorzej dzieje się w tym kraju.

Poważnie pisząc odetchnę, kiedy Lupi dotrze do Maroko. W zeszłym roku, (prawdopodobnie w wypadku) zginął w Senegalu Medard Formela, znany w światku cavaraningu, samotny podróżnik. Wracał z Mali przez Togo, Burkinę...
W planach miał azję Centralną, ale wybrał Afrykę.
http://www.polskicaravaning.pl/pl/news/1895/medard-formela-zmarl-w-drodze-przez-afryke
Rozmawialiśmy o jego planach w 2009-tym.

Jeżdżącym w grupie w tym regionie jest bezpieczniej. Dużo bezpieczniej...
Miejmy tego świadomość.

Pastor
19.06.2011, 08:23
Jestem w okolicach layoune jutro juz pod agadir wieje okrutnie 25st potem juz maroko moze jest tam kto z naszych mysle o atlasie dolna drogapozdrodlawszystkich

Se powstawiajcie: ..................... ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,


A właśnie - jest we wzmiankowanej okolicy ktoś z naszych? (coby mógł flaszką poczęstować? :) )

Zdrowia
:hello:

Pastor
20.06.2011, 14:52
Leci na Ouarzarate - dostał od Sambora namiary na baze gdzie ekipy mototurystowe wysyłają i zmieniają opony w trakcie smigania po okolicznościach.
Może trafi cos dla siebie bo ponoć mu się z wolna kapcie kończą. Gorzałe tez tam powinien dostać, więc jest szansa że jakoś przetrwa ;)

Zdrowia

:hello:

Pastor
22.06.2011, 08:49
Wczoraj atlas dzis marakesz jutro fez ośka klepie jak stara kobieta kukne se na nią w europie leze pod oliwka i sie opierdalam. Moze padać idzie burza

Proszsz: ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, ...............

Zdrowia
:hello:

P.S.
Z mojej strony to tyle jesli chodzi o transmisję. O dzisiaj przez 3 tygodnie będę poza netem.
A potem się zobaczy ;)

Elwood
27.06.2011, 10:25
Ów jegomość, starszy pan, mowiący po polsku z silnym francuskim akcentem, okazał się osiadłym w okolicach Kartaginy weteranem Legii Cudzoziemskiej.
Pan Franciszek natychmiast zaopiekował się naszym bohaterem.
Chroniąc się w cieniu werandy, przed wzmagajacym się upałem, przy szklaneczce Porto Lupi musiał "wyśpiewać" wszystko: kto zacz, skąd i po co.
Po kolejnych szklaneczkach rozwiązał się też nie co i język legionisty.
Niezwykłe jego losy, to jak stwierdził Lupi, osobny materiał na książkę spod szyldu serca i szpady.
Jedną z pasji starszego pana była oczywiście sztuka wojenna, a w szczególności strategie i taktyki wielkich bitew. Z racji miejsca osiedlenia szczególną atencją gospodarza cieszył się Hannibal. To stąd (Nowa Kartagina) ruszył on przez Pireneje na Rzym.
Skutkiem zeznań Lupusa i pasji dziadka Teresa Lupusowa otrzymała nowe imię.
Tegoroczne przygody Lupi rozpaczął na Elefancie, zaliczając afrykańską "kampanię", w finale docierając na dziedziniec hacjendy, pasjonata wojen punickich.
Słynne słonie, które prowadził Hannibal (afrykańskie słonie leśne - mające w kłębie, niewiele ponad 2m) padły z zimna i trudów przepraw przez Alpy, z wyjątkiem jednego: Elephana maximusa asurusa. Wymarłego (podobnie jak słonie leśne) słonia syryjskiego. Dzielny ten słoń nosił imię Surus...

Jeszcze tego dnia wieczorem, Teresa stała się słoniem :)

Następnego dnia, zaopatrzony w kilka butelek wybornego wina, oliwę (tłoczoną przez pana Franciszka samemu), świeżutkie pomidory, paprykę, chleb prosto z pieca oraz namiarami na kolejnych weteranów, ruszył Lupi na Surusie w Pireneje, szlakiem Hannibala...

cdn.

Dunia
27.06.2011, 10:35
W Hiszpanii i południowej Francji osiedliło sie kilku Polaków, których niespokojny duch, dzikośc serc i chęc przygody( a tez zarobienia nieco twardej waluty) zagnała niegdyś do Legii Cudzoziemskiej..:):):)

Elwood
28.06.2011, 10:02
Późnym popołudniem nasz bohater dotarł w Pireneje. Z poprzednich wyjazdów namierzył sobie kilka szutrów i teraz najszła go przemożna ochota by "skoczyć którymś w bok".
Zachodzące słońce, wąskie drogi, wijące się w zboczach, jak tasiemki ciśnięte przez wiatr pozwoliły Lupiemu, chyba statni raz, oderwać się od cywilizacji.
Z letargu wyrwały go chłodniejsze podmuchy wiatru i pierwsze krople deszczu. Biło na 20-tą i trzeba było pilnie rozejrzeć się za noclegiem, przy tym Lupi zupełnie zapomniał, że za sprawą koziego apetytu stracił, praktycznie dach nad głową.
Niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami, skromny deszczyk przeszedł w regularny opad. Rozpadało się na dobre.
Kondom na siebie i gorączkowe szukanie czegokolwiek, gdzie możnaby było stanąć, choćby na chwilę, by zastanowić się, co dalej. Wbił się akurat w szutrówkę, która już od kilkunastu km pięła się sukcesywnie w górę. Praktycznie brak pobocza. Jak nie skały, to gęstwina krzewów...
Na tej drodze zastała Lupiego noc. Nie było wyjścia, trza było grzać do końca. Z mapy wynikało, że zjazd wypada już po francuskiej stronie.
Na samym szczycie nagle coś chrobotnęło i Surus stracił napęd!
- Łojej... przeszło Lupiemu przez głowę i stanął...

cdn

Elwood
28.06.2011, 21:37
Więcej nas takich. Lupi już tuż tuż...
Rano się spieszyłem, więc zapomniałem dodać, że końcówkę podjazdu Lupi robił w świetle błyskawic. Im bliżej szczytu, tym spektakl światła i dźwięku bardziej się zbiegał (biegli w fizyce szybciej złapią w czym rzecz).
Gdy motor stanął, pioruny waliły jak oszalałe.
Szybka wisekcja i ulga!
Tylko zerwany łańcuch...uff! Na tyle szczęśliwie do tego, że Lupek uporał się z demontażem w tri miga. Trzaskające pioruny i ekspozycja nie były w tym momencie pożądanym i bezpiecznym towarzystwem. Do tego z nieba lało okrutnie, a szutrówka powoli zamieniała się w strumień.
Nie czas na wymianę... Lupi pchnął Surusa i zaczął staczać się na zgaszonym silniku.
W skąpym świetle nie wiele widział. W takich warunkach naprawdę lepiej się podjeżdża, niż zjeżdża (jego słowa).
Ciekawie wizualizował sobie trasę. Gdy napierdalały pioruny, przez moment otwierała mu się szersza pespektywa. Coś na wzór światła w lodówce w środku nocy, gdy wpadłeś wpierdolić co nie co, bo oficjalnie, właśnie jesteś na diecie. Szybko w stresie, ogarniasz pełniej.
Po tej stronie przełęczy nachylenie wydawało mu się większe, było też więcej zakrętów. Chwilami jeden przy drugim. Zdecydowanie też mocniej wiało.
Powoli woda zaczynała mu się wdzierać we wszelkie zakamarki. Co rusz uślizgiwało mu się to przednie, to tylne koło. Chwilami dosłownie tańcował na motocyklu. Było źle.
Nagle z nieba pierdolnęło tak, że był zmuszony depnąć wsie heble. Na moment oślepł. Zatrzymał Surusa i wtedy jebło drugi raz...

Elwood
29.06.2011, 00:56
Przepraszam, że tak partiami, ale właśnie wróciłem z terenu i poszedłem sobie zrobić kolację, odsapnąć, zebrać myśli i otworzyć piwo, w tajemnicy przed żoną, bo aktualnie jestem "na diecie".
Chiałem jeszcze dopytać kilku szczegołów, ale Lupi dzisiaj nie odbierał.
W kontekście tego, co działo się dalej, zupełnie mnie to nie dziwi.
Jakoś tak czasami bywa, że jak się wpadnie w określoną czaso-przestrzeń to... Pozostaje nam tylko czekać...

No więc, jak się okazało, ten drugi piorun nie pierdolnął nadaremno.
Po swojej prawicy Lupi dostrzegł jakąś poteżną zabudowę, a przed nią mały dziedziniec.
Wtoczył nań Teresę, zdjął kask.
Gdyby nie piorun, nic by nie zobaczył i staczał się dalej.
Skąpe światło oświetlało wielką bramę. Dokładnie tyle, ile potrzebował nasz bohater.
Zobaczył domofon, a nad nim mosiężną tablicę, pokaźnych rozmiarów.
- Monastere Pro..., Prio, Prlio, a... chuj!
Nacisnął dzwonek...
Ile trwała reakcja, Lupi nie pamięta, ale stał już zrezygnowany w ogromnej, mimo to, stale powiekszającej się kałuży, gdy usłyszał jakiś fancuski skrzek. Oczywista nic nie zrozumiał, ale próbował się jakoś włączyć:
- Mła, aj, iś... odcięło go kompletnie, bo zapomniał przygotować sobie jakąś mowę.
- Mein... Mein Motorrad hat eine Pane... wydukał.
Z drugiej strony coś poskrzeczało i... przestało.
Mijały kolejne minuty.
Deszcz napierdalał, pioruny też.
Po kwadrancie zdecydował się jeszcze raz nacisnąć dzwonek, ale uprzedziło go zgrzytanie zamka. Metal tarł o metal i... drzwi się uchyliły.
Lupi wytężył wzrok. Dostrzegł jakąś postać w białej sutannie, osłaniającą się dramatycznie parasolem.
Postać wykonała jakiś gest, który Lupi poparł swoim, wskazując Surusa. Nie bacząc już na kolejne, ruszył po motocykl. Drzwi uchyliły się szerzej więć wtoczył się z moto przez próg.
Za nim poczuł ogromną ulgę. Przede wszystkim przestało padać. Po zamknięciu drzwi zapanowała cisza. Przez chwilę słyszał tylko krople opadające z niego na brukowy majdan. Oparł Teresę na stopce.
Postać chwyciła lampę (chyba naftową) i wtedy ujrzał ją szerzej.
Biały habit (i usłyszany głos), pozwalały domniemać że miał do czynienia z kobitą, ale twarz...
Przekrzywiona w stertyczałym grymasie, co przy gładkich policzkach robiło piorunujace wrażenie, była jak oblicze kostuchy... Jej przenikliwy wzrok, zaś jak rentgen.
Tak, Lupi już gdzieś tą twarz widział...
Kurwa... siostra Diesel z Młodego Frankenszteina... Wypisz wymaluj!
Złożyła parasol, coś po wtóre skrzeknęła i Lupek grzecznie podążył za nią.
Poczuł chłód. Chłód grubych, klasztornych murów.
Siostra Diesel pchnęła kolejne drzwi. Za nimi stała druga siostra.
Wysoka, szczupła, o spojrzeniu łagodnym, ale twarz poorana bruzdami nie pozwalała nawet w przybliżoniu określeślić jej wiek.
Bił od niej spokój, który udzielil się Lupiemu.
Skinęła głową i pokazała mu boczne drzwi przedsionka. Ruszył za nią długim, wąskim korytarzem. Echo ich kroków gasło szybko w grubych murach.
Lupi czuł jakiś ciężar, czuł na sobie zwrok pierwszej siostry. Pod koniec korytarza obejrzał się za siebie i w świetle kaganka dostrzegł ją. Szybo, z hukiem zakmnęła drzwi..
Cały czas miał przed oczami jej twarz, wykrzywiona, bladą...
Siostra podprowadzila Lupiego pod małe drzwi. Pchnęła je, ale by wejść, należało jeszcze pokonać jeden, obniżony próg. Oboje, mocno pochylenii, jak w cierpieniu, weszli do skromnego, ale bardzo czystego pokoju. W pierwszym odruchu przypominał celę, sprawiał jednak wrażenie sterylnie czystego.
Stało w nim łóżko, szafa i mała toaleta. Pod nią wsunięty do połowy taboret i to... wszystko.
Siostra uśmiechnęła się, wskazała ogólnie ręką na pokój, powiedziała dobranoc i wyszła.
Lupi zdjął kondom i rzucił go na podłogę.
Ogarnęło go ogromne znużenie. Opadł w zbroi na łóżko. Głowę oparł o poduszkę, a stopy w butach o rand łóżka i... zasnął.
Gdzies w środku nocy pokój wypełniły senne mary. Przed oczami jawiły mu się obrazy rodziny, żony i... siostry Diesel!
Odganiał ją rękoma, ale ta powracała, jak mgła. Sięgał twarzy żony, ale gdy ją chciał przytulić, czuł oddech siostruni, która nagle pojawiała się w jej miejsce.
- Idż, idź stąd, wiedźmo! Idź precz! Krzyczał...
Ale jego wołania tłumił zjadliwy rechot kostuchy w białym habicie.
- Choć do mnie, choć, weź mnie! Ryczała siostra Diesel...
- Kurwa, dość! Won! Won!...
Ale ona przeganiana nadlatywała, jak ćma do światła i była co raz bliżej niego, co raz bliżej...
W końcu Lupi poddał się i zapadł w niebyt...

Rankiem, przez małe okienko do pokoju wpadły pierwsze promyki słońca. Gdy sięgneły twarzy Lupiego, ten przebudził się. Zobaczywszy pusty, schludny pokój poczuł poraz kolejny ulgę.
- Rany Julek! Ale miałem farta... Pomyślał i zaczął błogo pędzić wzrokiem po pokoju. Białe ściany, podłoga, toaleta, taboret...
- Zaraz!
Na taborecie w równiutką kostkę złożone były ciuchy Lupiego, w których to bezwiednie zaległ wczoraj na łóżku. On nigdy tak ciuchów nie składał!
- Gdzie kondom?!
Nie ma! Buty zaś stały, jak na baczność pod taboretem...
Szybko przeniósł wzrok na łóżko i dopiero teraz poczuł, że leży goluśki, jak go Pan Boh stworzył, przykryty cienkim, białym prześcieradłem i dodatkowo szorstkim, wełnianym kocem...

Dunia
29.06.2011, 09:38
Myśle że Mistrz Hitchcock nieżle by się bawił czytając te przygody ,napięcie godne Petera Weira ( z jego starych filmów), Jarmusch dodałby kapkę zadumy..a Tarantino...hm..on jest nieprzewidywalny....:)

bajrasz
29.06.2011, 11:03
Panie Darku, może przyjmiesz fuchę kronikarza mojego wyjazdu, będę ci esemesy słał w stylu: droga, pada, czarna koza, szpadel:D
Lupus nawet nie zdaje sobie sprawy jaką ma pasjonująca wycieczkę:)

Elwood
30.06.2011, 00:37
No, w Twoim wypadku, znaczy Twojej trasy, łatwiej byłoby mi puszczać wodze fantazji.
W Europie mogliśmy se z Lupim spokojnie pogadać, ale zapewniam, że część europejska to pikuś, przy przygodach Lupiego na Czarnym Lądzie. Te, jak i Twoje przyszłe, lepiej zostawić Wam do opisania. No chyba, że Ciebie Azja rozczaruje, wtedy ślij te sms-y;)
Niestety do przyjazdu Lupiego mam kupe roboty i chyba nie zdąże już dopisać epilogu z żeńskiego klasztoru (finał godny La Scali) lub kozackiej przygody z Marsylii, gdzie to Lupi strzelał do talerzy, rzucał nożami w kobiety, a na koniec próbował napaść na pociąg.

Dobrej nocy!

Wegrzyn
30.06.2011, 18:04
Ale czad! :drif:

Może jednak dopiszesz chociaż jak się w tym klasztorze skończyło ? :bow:

Yennefer
01.07.2011, 01:25
Ale czad! :drif:

Może jednak dopiszesz chociaż jak się w tym klasztorze skończyło ? :bow:

Węgrzyn, klasztor to klasztor: cela, prycza, habit, brewiarz ect ;):D
Elwood i co narobiłeś, każdy będzie chciał teraz odwiedzać przydrożne klasztory:haha2:

Elwood
01.07.2011, 02:02
O wszystko dopytacie już samego Lupiego.
Dla mnie osobiście, Marsylia przebija wszystko w Europie.
Ale padam z nóg a i umysł nie nadąża...

Dunia
01.07.2011, 10:49
Jak to w Klasztorze...zapewne wydarzenia tej deszczowej nocy na zawsze okryje mgla tajemnicy....

graphia
01.07.2011, 11:08
... bo jeśli to był Closter.... to już zupełnie coś innego :)

Lupus
01.07.2011, 16:25
No napisz kurwa jak to się w tym klasztorze skończyło, sam jestem ciekaw!

baggins
01.07.2011, 16:29
No napisz kurwa jak to się w tym klasztorze skończyło, sam jestem ciekaw!
:lol19:,
Twoich werrsji też jesteśmy ciekawi, żeby nie było :D

Lupus
01.07.2011, 17:23
Jestem - cały i zdrów na ciele. Piorę się i doprowadzam swój umysł do stanu równowagi. Dziś chciałem znależć w nocy zamek od namiotu żeby się odlać. Mam trochę rozregulowany czas i robię sobie wyrzuty że jeszcze nie jestem w drodze. Stuknęło 25 tys z tego prawie 18 w afryce. To była trudna droga, i właściwie tylko swojemu niesamowitemu szczęściu zawdzięczam szczęśliwy powrót. Dziękuję wam wszystkim za dobre myśli wysyłane do mnie w tych czasem trudnych dniach. Mam prawie 30 GB zdjęć i filmów i mam nadzieję że część z nich będzie nadawała się do pokazania wam, ale muszę mieć na to sporo czasu. Sudan nie wypalił bo nie dają wizy przez Darfur, Wiza Nigeryjska trudna do załatwienia - zamieszki na północy, pustynie Nigru, Mali pow Timbuctu i Gao i Czadu - porwania dla okupu - cena białej skóry poszła ostro w górę. Stąd moja decyzja podróży na południe, malaryczne ale bezpieczne, i powrót drogą nad oceanem. Tym razem zrobiłem ponad 7 tys km więcej po Afryce niż 2 lata temu i częściej wybierałem drogi lokalne, myślę że w wielu miejscach widziano białą skórę po raz pierwszy od wielu lat. Nigdy nie spotkałem się z agresją w stosunku do mnie, jedynie w Nigerii po której zrobiłem 3,5 tys km wydawało mi się że wszyscy na drodze chcą mnie zabić, puki nie zorientowałem się że oni wszyscy chcą się wzajemnie pozabijać. Motocykl nie znaczy tam więcej niż człowiek, więc często lądowałem na poboczu. Tam się wyprzedza na czwartego. Muszę pozbierać myśli i wrócić do normalnego życia, czego wymaga ode mnie rodzina i garstka przyjaciół, ale moje życie znów trochę się zmieni, decydując się na taki wariacki wyjazd trzeba się z tym liczyć. Obiecałem sobie że następnym razem będzie nas 3 wliczając starego. Robimy ognicho kiedy chcecie, może być gorzała - nie przeszedłem na islam chociaż byli tacy którzy tego pragnęli - przywódca Tuaregów nadał mi nawet nowe imię które gdzieś mam zapisane.
ps
Słonik Faziego był zawsze przy mnie, dzięki stary!

Ola
01.07.2011, 17:58
Witaj Lupusie - Wilku. Cały, zdrowy i z baaaardzo dużym zapasem ciekawych doświadczeń - czyli lepiej być chyba nie mogło. Nikt Ci nie odpuści opowieści. Oczywiście Rodzina ma pierwszeństwo, ale potem...

Pozdrawiam

fassi
01.07.2011, 18:57
Lupusie,
na ta mila wiadomosc czekalem i sie ciesze ze jestes caly w domu :hello:
Doloze do palnika za Twoja przebyta szczesliwa podroz ;) Najwazniejsze zdrowym byc, a reszte sie zalatwi.

A ten slonik... ten slonik zaczal swoja historie na poludniu Indii, w klasztorze mnichow buddyjskich, dal mi go stary mnich, na lyso ogolony, z pomalowana twarza. Cos tam mruczal po swojemu, obszedl mnie dookola i powidzial 'lak'.

Ow slonik powedrowal do Europy gdzie mieszkal w mojej kurtce motocyklowej, pozniej przeprowadzil sie do plecaka kiedy zwiedzal z mna Japonie. Widocznie taniec mnicha tchnal cosik w tego slonika, bo ow slonik pogonil niemiecka policje i z yakuza w porcie w Tokyo tez dal rade :D

Teraz ow slonik widzial kolejny kontynent, pojechaliscie i szczesliwie wrocili.

Cza wypic, chopie, cza wypic


ps. spotkalem przypadkiem eminencje z czaderskiej ambasady (tej na poltorej fotela) na zakupach w miescie. Patrzyla na mnie jakos tak dziwnie, wyglodniale. masz jakies odrutki na taki uroki?

Lupus
03.07.2011, 20:41
Dzięki Adagiio, masz rację jeśli chodzi o pomysł, był nieźle jebnięty nawet nie wiesz jak. To że wróciłem cały i zdrowy zawdzięczam jedynie niesłychanemu szczęściu jakie towarzyszy mi w życiu i być może uporowi z którego nie mogę być dumny bo to cecha nieprzyjemna na co dzień. Miałem parę przypadków gdy mogłem zabić siebie lub innych...o włos. Mój system bezwizowy też był mocno naciągnięty, a afrykańskie pierdle nie mają podobno klimy. Tym niemniej jestem wróciłem, trochę mądrzejszy i pewnie już nie ruszę sam dupska, a to ze względu na to że czasem samemu jest bardzo źle...no chyba że mi coś znowu odpierdoli.
Dla geografów:
Maroko, Sahara Zachodnia, Mauretania, Mali, Niger, Nigeria, Kamerun, Nigeria do Zatoki Gwinejskiej, Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Senegal, Mauretania, Sahara Zach, Maroko. Razem z Europą 24971, bez, trochę poniżej 18tys. Mapkę spróbuję zrealizować ale muszę mieć trochę czasu, bo moja droga czasem dostawała niezłego świra, szczególnie w Nigerii i B Faso, a garmin nie zapisuje tak długiego szlaku. Nie jestem zadowolony z fotek, chociaż przywiozłem ich tonę plus trochę filmików, a to dla tego że jak jest gorąco to się nic nie chce, nie mówiąc o kreatywności, a jak się dzieje coś ciekawego to znaczy że trzeba spierdalać. Większość czasu marzyłem o zimnej coli - ekstaza picia zimnego trunku jest najwyższa na świecie! Marzyłem o niej i śniłem - nie tęskniłem nie pożądałem kobiety - marzyłem o zimnej coli. Coś jednak wybiorę i wrzucę ale proszę o czas.
Moja droga zaczęła się tam gdzie poprzednio ją skończyłem, czyli w Timbuktu - Bamako i przyznam że dopiero tam zaczęła się inna Afryka. Siedzę sobie spokojnie na coraz mniej bolącym tyłku, odparzenia wygojone, patrzę na deszcz, zieleń, stare drzewa w ogrodzie, warkot motocykla pomału cichnie. Dzisiaj przespałem całą noc. Nie mówię wiele, wystarczy mi że tu jestem.

Elwood
04.07.2011, 00:22
Dzięki Bracie, że dałeś mi troche pożeglować z Tobą.
Kończąc temat klasztoru, spałem przecież celę obok Ciebie, ale kompletnie nic nie słyszałem! Mi zginęły skarpetki...
Do zobaczyska!

Lupus
05.07.2011, 16:01
Ciekawe, że wielu pyta mnie o zapachy i smaki czarnego lądu? Właściwie to można je określić w paru zdaniach: zapach pustyni i buszu to zapach pyłu, rozkładu i czasem palonych ognisk. Słońce skutecznie wysusza wszystko co zawiera lotne substancje. Smaki - przede wszystkim słodycz cukier owoców mango i im podobnych, słodko gorzki smak parzonej zielonej herbaty z miętą, czasem lekko cierpki smak bananów, ostre smaki przypraw, papryki. Mięso kóz owiec, wielbłądów i wołów zazwyczaj przypalone i wewnątrz twarde, lekko gorzkie (rodzaj drewna), wędzone ryby, również gorzkawe, jasne pieczywo w smaku podobne do naszego.
Z moją nędzną pamięcią poradziłem sobie, notując wrażenia minionego dnia na dyktafonie, miejsca obozowania zaznaczałem na GPS nadając im charakterystyczne nazwy i robiąc poglądowe zdjęcia. Myślę że jeśli znajdę czas to składając tą łamigłówkę, opiszę moją drogę i urozmaicę ją fotkami. Myślę że do tego czasu powrzucam co nieco, czuję się bowiem zobowiązany - wiem że parę osób to po prostu interesuje.
Chciałem również zaznaczyć że podróż afrykańska bardziej przypomina pracę górnika niż lot motyla, a większość czasu zajmuje dopracowywanie strategii omijania dziur, albo też kombinacje w dosiadaniu moto, tak żeby dupsko nie bolało. Faktem jest również że gada się do siebie, stale, jest to sposób na to żeby nie ocipieć w upale, siedząc samotnie na kanapie po 10, 12 godzin
Spotkałem wielu bardzo życzliwych ludzi, i tak na prawdę bardzo żałuję że nie miałem dla nich więcej czasu, szczególnie przyjaciół Gastona, który spodziewa się dziecka w związku z córką jednego z wodzów Tuaregów, człowieka wykształconego z którym miałem przyjemność dzięki Gastonowi trochę pogadać. Zapytał mnie on przed rozstaniem o imię, oraz nadał nowe, arabskie, właściwie tuareskie (język tamaszek) . Gaston wyjaśnił mi potem zawiłość problemu i jego genezę: imię ma znaczenie, a ja widocznie zaimponowałem tuaregowi swoją samotną podróżą i być może uśmiechem który mnie nie opuszcza. Imię Jisza w tamaszku oznacza Jezusa, proroka (islam) który podobnie jak ja podróżował sam i niósł ze sobą radość i wiatr . Powiedział również że jestem muzułmaninem, chociaż tego jeszcze nie wiem ;)
Gaston jest moim przyjacielem, jeszcze z czasu 1 pobytu w Afryce, gdzie spotkałem go jako szefa policji w Timbuktu, teraz pracuje i uczy w policyjnej szkole w Bamako.

Dunia
05.07.2011, 18:34
Zapachy i smaki każdy odbiera inaczej..dla mnie to też był głównie zapach kurzu i potu tubylców, często brudu i gnijących na poboczach śmieci...zapach zmęczenia...
Co ciekawe ten całkowity brak refleksji...kompletna niezdolność mojego mózgu do większego wysiłku intelekutalnego niż było to potrzebne dla orientacji w terenie....to chyba upał powoduje zwolnienie myśli i zanik reflekcji...rodzaj intelektualnej wegetacji....

Lupus
06.07.2011, 11:56
Do kolegów, którzy czasem zaglądają na ten wątek, mam pytanie: chodzi o to w jaki sposób chcieli by, abym opowiedział o swojej podróży. Czy ma to być historia dzień po dniu, czy raczej ciekawe tematy związane z Afryką, podróżą, wrażeniami?
Sporo czasu jeszcze minie zanim przygotuję rzetelną i dopracowaną informację, więc chcę w sposób bardzo nieprofesjonalny przekazać garść wrażeń. Zaznaczam, że moje opowieści dotyczyć będą Afryki Prawdziwej i Mojej, więc nie każdego może taka relacja zainteresować. Jak już zaznaczyłem większość czasu zajmuje walka z upałem i zmęczeniem. Intelekt faktycznie szwankuje, a cały organizm nastawia się na przetrwanie.
Tak więc proszę Was o wypowiedź dotyczącą sposobu przekazania informacji i wrażeń z Czarnego, a właściwie pomarańczowo - zielonego lądu.

Marco Polo
06.07.2011, 12:02
Najlepszym rozwiązaniem dla nas byłoby gdybyśmy zobaczyli dwie wersje:). Proponuję wrażenia i własne przemyślenia spisać na gorąco i przelać na elektroniczny papier a relację dzień po dniu na spokojnie pisać na "boku" i okraszać zdjęciami :) Z góry dziękuję za cokolwiek, bo wiem, że ja tego nie doświadczę :( - raczej.

Wegrzyn
06.07.2011, 12:07
Jestem tego samego zdania co Marco Polo. Dzień po dniu to osobny wątek, a chociaż część informacji i przemyśleń w tym wątku :)

Ronin
06.07.2011, 12:16
Najlepszym rozwiązaniem dla nas byłoby gdybyśmy zobaczyli dwie wersje:). Proponuję wrażenia i własne przemyślenia spisać na gorąco i przelać na elektroniczny papier a relację dzień po dniu na spokojnie pisać na "boku" i okraszać zdjęciami :) Z góry dziękuję za cokolwiek, bo wiem, że ja tego nie doświadczę :( - raczej.

popieram :)

Wilku Afrykański, spisz teraz co Ci siedzi w głowie, jeszcze na "świeżo", wrzuć parę fotek, które wywołają w nas chęć zobaczenia wszystkich jeszcze szybciej niż dotychczas, a relację dzień po dniu, którą z chęcią i ogromnym zainteresowaniem przeczytam, pisz spokojnie, przeplatając licznymi zdjęciami :)

A "ciekawe tematy związane z Afryką, podróżą, wrażeniami" - może jako oddzielne podsumowanie?

Najlepsze by były dwie powieści:
- relacja dzień po dniu
- ogólne przemyślenia/wrażenia dotyczące Afryki


Jakkolwiek to zrealizujesz, miej świadomość, że są osoby, które czekają i przeczytają, co tylko Pan Globtroter, Eksplorator napisze :Thumbs_Up: :)


PS. oczywiście wszystkie zdjęcia na Picassie z poprzedniego wyjazdu przejrzane ;)

Dunia
06.07.2011, 12:44
Do kolegów, którzy czasem zaglądają na ten wątek,
koleżanki czasem też zaglądają w ten wątek....mnie inetersuje indywiduane spojrzenie.."Twoja Afyka" ale prawda jest taka, że nawet jeśli napiszesz relację dzień po dniuĺ w reprotrskim stylu to będzie Twoja relacja....
ps trzecią wersję napisze.....hmm

Ashanti
06.07.2011, 19:14
Lejdis-y to bardzo chętnie zdjęcia zobaczą. :Thumbs_Up:
Opis własnych wrażeń z pobytu w Afryce odzwierciedli duszę podróżnika, która miała możliwość wędrować przez tak fascynujący i zróżnicowany kontynent. :)
Napisz o ludziach po drodze spotkanych, widokach, o zapachu ostrego jedzenia i świeżych owoców. :) Opisz przygody jakie cię spotkały i jak się podróżuje po pomarańczowej ziemi.:at:

Marcin-BB
07.07.2011, 00:25
A ja myślę Wojtku, że mógłbyś teraz nam tu napisać "na gorąco" swoje wrażenia i spostrzeżenia okraszone kilkoma zdjęciami.
A po sezonie- jak już zrobi się zimowo i spokojnie- powinieneś usiąść z Elwoodem w zaciszu Twojego domu na Jazowej i przy flaszce czegoś niezdrowego ale pysznego napisać książkę o swoich przygodach na Czarnym Lądzie i po drodze do Afryki!:). Sukces murowany!
P.S. Przepalankę na ognisko już zapobiegawczo pędzę!:D

zombi
07.07.2011, 14:48
Lupus,
raz jeszcze wielki szacun. Co do relacji. Chciał bym przeczytać w takiej formie jak tobie utkwiła ta podróż - wtedy będzie ona naprawdę autentyczna i wciągająca. Jak dla Ciebie był to ciąg kolejnych dni to taka forma jest dobra. A jeżeli "duch" wyjazdu łączy różne miejsca i czas to dawaj to co Ci się posklejało w głowie - może być naprawdę ciekawe.

Elwood
08.07.2011, 19:21
Zakonnica, to pikuś.
Po nakręceniu tego kawałka, zrozumiałem wszystkie traumy Lupiego.
Z poprzedniej wizyty na Czarnym Lądzie...

HWogRST3mwg

milka
09.07.2011, 12:36
przeczytałam i aż się musiałam zarejestrować na forum ;) świetna podróż, świetnie napisane, uśmiałam się do łez! warto spełniać swoje marzenia...

czekam niecierpliwie na relację i fotki! sory, że w pierwszym poście się wymądrzam ;) ale z doświadczenia wiem, że najlepiej pisać jak najszybciej, potem te najgorętsze wrażenia nieco się zacierają...

pozdrawiam wszystkich na powitanie :)

Marcin-BB
09.07.2011, 14:36
Elwood - mocny kawałek- faktycznie to daje pogląd na cale ryzyko tej afrykańskiej przygody Lupusa. A sam bohater poopowiadał wczoraj nam co nieco przy ognisku!:) Nie mniej wszyscy czekamy z niecierpliwością na Twój finał historii z zakonem i przygody w Marsylii?? Bo Wojtek stwierdził, że on niewiele już pamięta i liczy tylko na sms-y zapisane w Twoim telefonie!;-)

Dunia
09.07.2011, 16:31
Niezły czad...kiedyś w Gwatemali spotkaliśmy grupę pijanych miejscowych , którzy podobnie bawili się bronią, ( bez szympansa oczywista), ...lepiej trzymać sie od takich " guerillas' z daleka:)

Lupus
14.07.2011, 19:42
Wrzucam trochę punktów sypialnych nazwanych parkingami, jakichś innych które muszę rozpoznać, oraz szlak z bamako do domu, tyle udało mi się wyciągnąć z GPS. Zumo pamięta chyba ok 18 tys? Są błędy; w Nigerii część drogi mi się nie otwiera (ok 1000 km), w Togo ok 150 to też fikcja, tam mi się zwiesił. Dla mapiarzy gratka, dla innych nuda, postaram się coś napisać jak tylko znajdę na to czas. Przepraszam za zwłokę, ale muszę sobie odpocząć po urlopie!

PARYS
14.07.2011, 23:17
Lupus a coś ty sobie tam za szlaczki namalował w podpisie? To to twoje imię muzułmańskie jakieś?

Wolo
15.07.2011, 00:02
Wrzucam trochę punktów ...
Wizualizacja dla tych, co nie chcą ściągać pliku:

Flash:
Lupus Afryka 2011 (http://www.everytrail.com/view_trip.php?trip_id=1188545)

<object codebase="http://fpdownload.macromedia.com/get/flashplayer/current/swflash.cab" height="300" width="400">

<embed type="application/x-shockwave-flash" src="http://www.everytrail.com/swf/widget.swf" quality="high" flashvars="units=metric&mode=0&key=ABQIAAAA_7wvFEi7gGngCZrOfos63hSN1xyBy-BzBD--25ZLXpVi3GfbehTQlZCXdpUFII2A5CGeExVTCyX1ow&tripId=1188545&startLat=12.606934989&startLon=-8.013291964&mapType=Terrain&" play="true" pluginspage="http://www.adobe.com/go/getflashplayer" height="300" width="400"></object>


Non flash:

Lupus Afryka 2011 at EveryTrail (http://www.everytrail.com/view_trip.php?trip_id=1188545)
<iframe src="http://www.everytrail.com/iframe2.php?trip_id=1188545&width=400&height=300" marginheight="0" marginwidth="0" frameborder="0" height="300" scrolling="no" width="400"></iframe>
<script type="text/javascript" src="http://www.everytrail.com/trip/widgetimpression?trip_id=1188545"></script>

Elwood
15.07.2011, 00:39
Lupus a coś ty sobie tam za szlaczki namalował w podpisie? To to twoje imię muzułmańskie jakieś?

Stare arabskie przysłowie, w którym Lupusik nawiązuje do kóz, co mu namiot wpierdoliły.

Właśnie dopisałem finał w zakonie i treść poszła na wycieczkę. Pewnie dlatego, że opuściłem jeden soczysty fragment z siostrą Diesel.
A niech tam, spróbuję innym razem.

Trasa Wojtka niczym lasso rzucone w Sahel.

Dunia
15.07.2011, 11:29
A może to jakieś moce tajemne sprawiły, że wydarzenia tamtej deszczowej nocy w klasztorze, z których nasz bohater niewiele pamięta powinny pozostac nieujawnione???....wszak mury klasztorne od wieków chroniły nie tylko cnotę niewiast ale i dumę rycerzy.....jednakże im tajemnica większa tym ciekawośc nasza się wzmaga...pisz zatem Kronikarzu swą opowieśc żywo a szczegółów nam nie żałuj, bośmy tu wszyscy czytania spragnieni...:D

Lupus
15.07.2011, 13:10
Dzięki ci Wolo za wspaniałą oprawę moich nędznych danych. Spróbuję je nieco uzupełnić i wpisać - uzupełnić szlak, ale muszę to zrobić ręcznie, opierając się o pamięć i wajponty, oraz nazwać wajponty tak żeby miały sens. Miałbym do ciebie wówczas prośbę o podanie trasy w sposób zrozumiały. Mam też trochę filmików w mp4 i zastanawiam się czym je obrobić i jak zapodać, bo normalnie mają sporo bajtów?

Lupus
15.07.2011, 18:04
Nie wiem jak to się robi, ale się nauczę! Nigeria ADHD, chłopaki ustawiają się do fotki
<iframe width="560" height="349" src="http://www.youtube.com/embed/AgaV-NtzHY8" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
Dojazd do granicy z Kamerunem. Tu mogłem sobie jeszcze pozwolić na filmowanie :)
<iframe width="560" height="349" src="http://www.youtube.com/embed/21DY9wIMCRs" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

Lupus
15.07.2011, 20:40
Większe wrażenie robiłem na czarnulkach, ten czar singla, sposób w jaki z niego schodziłem, zdejmowanie rękawiczek, potem kask, i wiesz, sposób zarzucania brody (włosy miałem krótsze), ten lans po prostu rzucał je na kolana. Gdyby nie temperatura, wciąż musiał bym uprawiać seks, a to pono niebezpieczne jest nieco.
Filmiki tylko dla kumpli na zamkniętych sesjach!

Dunia
16.07.2011, 23:09
Większe wrażenie robiłem na czarnulkach, ten czar singla, sposób w jaki z niego schodziłem, zdejmowanie rękawiczek, potem kask, i wiesz, sposób zarzucania brody (włosy miałem krótsze), ten lans po prostu rzucał je na kolana. Gdyby nie temperatura, wciąż musiał bym uprawiać seks, a to pono niebezpieczne jest nieco.
Filmiki tylko dla kumpli na zamkniętych sesjach!

Zapewne tak właśnie zdejmowałeś rękawiczki...hmm bardzo sexi..
http://www.youtube.com/watch?v=7A-e7UnTa2k&feature=related

Lupus
17.07.2011, 01:30
Zostawiam was na parę dni, muszę trochę popływać, dowodnić nieco organizm, zniknąć w zielonej polskiej dżungli. Potem coś naskrobię i może zafocę. Przepraszam za zwłokę.

Lupus
18.12.2011, 14:51
Minęło trochę czasu, a ja mam coraz to większego kaca związanego z niedotrzymaniem obietnicy kontynuowania wątku afrykańskiego. Do przodu więc!
Zastrzegam jednak sobie dużą dowolność dysponowania waszym czasem i cierpliwością. Poganianie zupełnie nic nie da - muszę mieć po prostu trochę chęci i weny, taki ze mnie artysta. Będzie to wątek raczej literacki, chociaż dorzucę też pewnie parę ilustracji. Oglądacze będą mieli przejebane a priori, dlatego też przenoszenie tego do relacji nie ma większego sensu. Nie piszę relacji dzień po dniu, nie będę się trzymał również wybranych tematów - będę jak wiosenny wiatr poruszający gałęźmi coraz to innego drzewa. Tak mi dopomóż Allah.
Marzenia
Mamy je wszyscy, a na tym forum większość z nas marzy o podróżach. Chciałbym na wstępie naubliżać tym co mówią (myślą) że kiedyś tam... Onanizują się opowieściami innych, kiepskimi fotkami z gdzieś tam. Marzenia są po to by je spełniać, teraz, jutra nie ma, jutra może nie być, jutro zostaniecie śliniącymi się dziadkami i opuści was nawet nadzieja i miłość. Ja miałem to szczęście że w bibliotece ojca, podróżnika marzyciela, prócz literatury klasycznej (Sartre, Proust, Hemingway, Hugo itpd) znalazłem również Podróże Guliwera i Przypadki Robinsona Kruzoe (nie mylić z przygodami niejakiego Cassanovy, oraz opowieści kurtyzan pana Aretino).W późniejszym czasie oczywiście uzupełniłem własnymi siłami księgozbiór dotyczący podróży w czasie i przestrzeni.
Realizacja moich młodzieńczych marzeń spełniła się w nieco innej niż zwykle formie; jestem podróżnikiem w przestrzeni i w duszy, mojej i innych. Będąc sam mogę całą swą energie spożytkować na poznawanie innych, cieszenie się różnorodnością życia i myśli innych. Poznaję też siebie, czasem bardziej niż bym chciał. Zaglądanie głęboko w mroki swojej duszy jest niebezpieczne, aczkolwiek, jak sądzę potrzebne. Można zbudować sobie w ten sposób solidne fundamenty, na których wznieść można gmach tolerancji i stąd dostrzec piękno innej osoby, jej marzenia i cierpienie. Nauczyć się Widzieć i Słuchać.
Nie jesteśmy piękni, ale możemy do tego dążyć, i ma to sens.
Jaka jest Afryka?
Taka jaką ją zobaczysz.
Dla jednegoosoba którą widzisz nie znaczy nic, inny odda za nią życie.
Afryka to kontynent wypalony słońcem, wilgotna dżungla pełna insektów i życia we wszystkich nawet najdrobniejszych formach. Puste, najpiękniejsze na świecie plaże, szalone wichry i potężne deszcze. Przestrzeń, którą trudno opisać. Trzeba chociaż trochę kochać Afryką żeby zanurzyć się w Jej otchłań. Ona być może odda ci miłość z wzajemnością - nie zabije Cię.
Afryka zmienia człowieka, zawsze wracasz z tamtąd inny. Jeśli masz przyjaciół na których ci zależy - nie zaczynaj tej zdradliwej intymnej przygody. Po pewnym czasie nie będziesz z nimi miał o czym pogadać. Ja z 2 podróży po Afryce wróciłem wypalony jej żarem. Nie była to po prostu kontynuacja pierwszej przygody, ale zagłębienie się w jej krwioobieg.
przywiozłem wielkie zmęczenie, ale nie podróżą, lecz bezpośrednim obcowaniem - można powiedzieć że wpuściła mnie do swego łoża. Miałem również parę przygód z pogranicza życia i śmierci. Samotna droga w temperaturze powyżej 50 st zamieniała się czasem w coś z pogranicza snu. Bardzo niebezpieczny stan, czułem się wówczas jakbym unosił się w powietrzu, a czas przestrzeń i ziemia przenikały się wzajemnie i nie dotyczyły mnie zanadto. Tak kocham Afrykę, ale nie wiem kiedy tam wrócę. Jest zaborcza i mordercza w swej naturze Podziwiam Ją i mam dla niej szacunek.

Lupus
19.12.2011, 21:37
Faktycznie chyba zbyt wiele filozofii a za mało Afryki. Ciekawym dla mnie zagadnieniem była zawsze jej granica. Najprostszym rozwiązaniem jest jej granica naturalna, czyli Cieśnina Gibraltarska. To miejsce w którym serce najmocniej bije, gdzie myślę - jestem w Afryce, albo jestem w domu. Faktycznie wiele się zmienia. Zmieniają się przede wszystkim ludzie, zaczynają się tzw majfriendzi, czyli przyjaciele w niedoli. Zawsze zaskakują mnie ich niesamowite zdolności lingwistyczne i ilość kumpli na całym świecie.
Trochę denerwujący jest jednak ich brak zdecydowania ile kosztuje niezobowiązująca przyjaźń, szczególnie na początku znajomości. W sumie bardzo fajni kompani i prawdziwi przyjaciele w potrzebie. Nieszczęśliwie jednak im dalej na południe, majfrendów zaczyna ubywać i w końcu zanikają prawie zupełnie. Wolą Allaha jednak ich miejsce zajmują chłopaki na czekpointach, jeszcze bardziej przyjacielscy, tyle że uzbrojeni. Drobna informacja dla podążających w tamte okolice - jeśli usłyszycie słowo "kudu", należy niezwłocznie zapomnieć języka którego używało się w celu komunikacji i rżnąć głupa. To pomaga! Słowo to mimo paru setek języków okolicznych plemion egzystuje na Saharze i okolicach i wszędzie znaczy to samo.
Dla mnie Afryka zaczyna się na wichrowych wzgórzach, pięknych i jeszcze zielonych wzniesieniach na granicy Maroka i Sahary Zachodniej gdzie wiatry od oceanu zrywają linki namiotu, a zachody słońca są najpiękniejsze. Jest to również fizyczna granica Sahary, dalej już tylko kamienie piach i parę tys km plaż. Jest jeszcze jedno miejsce które mógł bym nazwać jej Granicą a jest to granica Maroka z Mauretanią, miejsce szczególne. Kilka km błądzenia wśród zaminowanych piaszczysto kamiennych wzgórz, parę wypalonych wraków samochodów - i jesteśmy w Mauretanii. Tu czas zaczyna nabierać już innego wymiaru i czas na to by przypomnieć sobie medytacje Zen. Tu Afryka powie nam dzień dobry. Czy ją pokochamy? Cóż wiele zależy od nas.

Zdjęcia
1 Wichrowe Wzgórza
2 Sahara Zachodnia - Witamy
3 W pobliżu granicy Mauretańskiej
4 Wybrzeże Sahary Zach
5 To samo
6 Na zwrotniku Raka w oparach zioła

PiotrW
19.12.2011, 22:04
Nie załapałem o co chodzi z tym kudu. Czy mógłbyś to przybliżyć? W Afryce wschodniej lub południowej kudu to kudu - gatunek zwierzaka i nikt nie ma nic innego na myśli.

Lupus
19.12.2011, 22:13
Podarunek w Mauretanii, Mali Nigrze Nigerii, Togo B Faso

leff
20.12.2011, 03:10
Lupus, ten pierwszy wpis sprzed kilku dni jest szczególny: piękny, osobisty, fantastyczny. Moja znajoma dostała bzika na punkcie Afryki, chociaż nie jeździ na 2oo. ;)
O Afryce pisze niemal tak samo jak ty. Coś jest w tym Czarnym Lądzie, że tak bardzo potrafi urzec ludzi. Ja byłem jedynie nocą na Saharze wiele, wiele lat temu i nigdy nie zapomnę ciszy, która mnie wówczas otoczyła. :)

Adagiio
20.12.2011, 09:20
Za każdym razem wracając do Afryki robie to ze świadomością że już coś widziałem , dotknąłem i poczułem jej smak . Ten smak który tak bardzo uzależnia , bardziej niż jaki kolwiek inny .
Będę tam już niebawem , nie myślę o świętach , o nowym roku i wszystkim z tym związanym , mam w głowie tylko ją , Saharę .
Przepraszam że Ci się wpierd.. łem w temat , ale nie wytrzymałem .

Lupus
23.12.2011, 13:59
Hranice
Tak, to one w trakcie podróży po Afryce są zgrozą i wybawieniem, etapami podróży, gorejącym punktem pod kaskiem który rozpala naszą wyobraźnię, rozprasza nudę, nadaje chwilowy sens istnieniu. Na granicach kumuluje się to co rozprasza się w pozostałej przestrzeni. Jest to miejsce spotkań, nowych znajomości, przyjaźni, irygator przeróżnych uczuć, nadziei i zwątpienia.
Miasta które mijamy są zazwyczaj nijakie, prawdziwych atrakcji musimy szukać gdzieś pod skórą, granica daje to wszystko niejako naturalnie, a białemu zostawia zazwyczaj nieco więcej wspomnień. Piszę tu o granicach leżących na szlaku, takich nieco bardziej rozgarniętych, bywają bowiem również senne, zakopane w piachu trudne do znalezienia miejsca, o których Bóg zapomniał.
Te małe graniczki są dla podróżującego zazwyczaj miejscem prawdziwego odpoczynku i nieodpłatnej przyjaźni. Można tu spokojnie zrobić kupę w miejscu do tego przeznaczonym, zabezpieczonym przed hienami, można dosypać krwi do cukru, nie odmawiając pustynnego napoju złożonego z zielonej herbaty, mięty i olbrzymiej ilości cukru. Zawartość cukru w cukrze w tej herbatce znacznie przekracza nasze 100 procent, a mięta i stężona teina stawia na nogi i orzeźwia znakomicie. Cukier daje kopa na dalszą drogę. Na tych małych zazwyczaj znajdziesz piekielnie znudzonego i wyspanego ponad wszelką miarę człowieka, który za parę minut rozmowy oddałby swoją nędzną pensję. W Togo zdarzyło mi się przekraczać graniczkę, gdzie nawet siedzący w ciemnym kącie, niezauważony przeze mnie wcześniej czarny brat, z entuzjazmem wdał się w rozmowę z zagubionym białym, tak że nawet kajdanki na jego rękach nie przeszkadzały szczególnie w konwersacji.
Małe granice mają swój specyficzny, południowo - liryczny klimat, rodem znad czarnej Missisipi. Tu nie pytają cię o ubezpieczenie, termin ważności wizy i inne pierdoły. Zjawiasz się jak duch światła, wyrywasz świat z marazmu gorącego zwątpienia i znikasz jak on, zostawiając trochę wiary w sens istnienia. Tutaj na zadane przez ciebie pytanie, otrzymujesz odpowiedź " no problem"
Zupełnie inaczej jest na Dużej Granicy - tu lepiej nie pytać o to czy jest jakiś problem, bo znajdzie się gdyby teoretycznie nawet go nie było. Tutaj wszystko ma swoją cenę, a jeśli jeszcze jej nie ma, zostanie skutecznie wynegocjowana. Negocjacje na Dużej Granicy należą do jej sedna. Można powiedzieć że jeszcze nie było Granicy, a były już one. Warto je zaakceptować a'priori, wówczas proces przekraczanie zacznie być znacznie bardziej znośny a nawet ciekawy. Można z niego uczynić nawet sztukę i cieszyć się z jej doskonalenia. Sztuka negocjacji dostarcza wielu mocnych wrażeń i jest niezwykle podobna w swojej formie i intensywności do podbojów miłosnych i sztuki kochania. Jedynie owoce tej czynności są inne. Moje negocjacje z celnikiem w pięknym miasteczku mauretańskim zwanym Rosso i znanym z niesamowitej inicjatywy tamtejszych celników skończyły się tym że miał on łzy w oczach i zostałem jego najlepszym przyjacielem za jedyne 10 euro. Duże Granice budzą także w sposób zdecydowany nasz intelekt, drzemiący po długiej pełnej pyłu i żaru drodze, ożywiają nasze myśli i uczucia. Jakie one będą zależy właściwie tylko od nas. Miejscowi po prostu robią swoje i dość rzadko używają broni, chyba że ich do tego zmusimy.
O Dużych Granicach napiszę jeszcze pewnie nie raz, o małych pewnie też. Teraz bolą mnie już oby dwa paluchy, a muszę jeszcze wkleić fotki. Pa, Czarnuchy
ps, zdjęcia wrzucę później bo nie wchodzą, może są za duże?

Zazigi
23.12.2011, 18:06
Dzięki Lupus, podróżowanie w Twoim wydaniu to jakiś niesamowity i niepowtarzalny stan duszy. Często w podróży próbuje wskrzesić w sobie młodzieńcze widzenie świata, zapał i emocje ale wobec tego co czytam u Ciebie mam wrażenie, że moje podróżowanie ogranicza się prawie wyłącznie do przemieszczania:) Czekam na każdy kolejny wpis i życzę Ci Wesołych Świąt!

Lupus
26.12.2011, 11:19
Czekpointy, czyli bardzo małe granice o nieograniczonych możliwościach rozrywkowych.
Zaczynają się one, jadąc na południe zachodnim szlakiem, gdzieś za Agadirem, a właściwie za Wichrowymi wzgórzami, czyli na granicy Sahary Zachodniej. Początkowo są to zwykłe krawężniki i stopklatki. żołnierze nieźle wyszkoleni w swoim fachu, których interesuje przede wszystkim jakiś numerek wpisany do paszportu, no i ew ile to ma i ile jedzie. Nie są specjalnie znudzeni, bo ruch na północy kraju dość wzmożony, to i obowiązki wzywają. Czasem z małej budki wylizie jakiś facet w czerni, to wtedy wiadomo że przepytywanie będzie bardziej szczegółowe. Zazwyczaj są to pytania dokąd i skąd, tak jakbym to wiedział. Skąd? No przecież wiadomo - z domu z Polski, aha, a dokąd? Też do domu tyle że dookoła świata. No to już gorzej. Ja mówię o podróży a ten wymienia coraz to inne miasta, pewnie musi coś wpisać w rubryczkę. Zazwyczaj najlepszym rozwiązaniem jest podanie następnego kraju, albo jakiegoś miasta po drodze. Generalnie z Marokańczykami to same nudy, więc starasz się zbyć go czym prędzej, tym bardziej że jak pójdzie do swojej budki w celach służbowych, to można spokojnie przygotować sobie posiłek, albo dokładnie wyczyścić nos z tygodniowych osadów. Na taką i inne okazje mam przygotowane tzw Fisze, gdzie jestem opisany w miarę dokładnie łącznie z ilością wielbłądów i kobiet jakie posiadam. Fisze są najważniejszą rzeczą jaką posiadam, są one alfą i omegą w kontaktach mundurowych na tym kontynencie. Dość istotną informacją dla czekmistrza jest zazwyczaj mój zawód i tu trzeba być sprytnym. Zazwyczaj wystarcza nauczyciel, bo budzi szacunek, natomiast nie grzeszy nadmiarem kasy, natomiast bywają takie czeki gdzie nie ma to większego znaczenia i zainteresowanie zawartością moich kieszeni i sakw przewyższa zwyczajową powściągliwość. Wówczas dość skutecznym rozwiązaniem jest wymyślanie jakiegoś specjalnego, zniechęcającego zawodu. Na czekach w Nigerii np. przywiązanie żołnierzy do moich jeszcze nieodkrytych skarbów było tak wielkie, że w cieniu bardzo dużych drzew o nieznanych mi nazwach byłem wałkowany, aż do skutku. Zaczynało się od poczęstunku słodką herbatką, dostawałem również coś do obgryzania i na etapie spożywania darów Allaha facet wyciskał ze mnie Gift, czyli Kudu. Ludzie którzy mnie znają, wiedzą że jest to prawie niemożliwe, jako że jestem uwarunkowanym genetycznie i zaprawionym w bojach sknerą absolutnym, tak że jedyną zdobyczą czarnych panów z kałachami i kamizelkami kuloodpornymi był mój nieznacznie zmodyfikowany nr tel. z solennym zapewnieniem że zaopiekuję się nimi jak tylko dadzą nogę.
Największym zainteresowaniem nieodmiennie cieszyły się moje rękawiczki. W Nigerii już pełne dziur, zajmowały całkowicie wyobraźnię wojaków. Wyobrażali sobie pewnie że w tych rękawiczkach z kałachem, garnkiem na głowie i kamizelce zostaną panami świata, a przynajmniej okolicy. No więc Władza, Miłość i Uwielbienie. On w rękawiczkach mówi: ...no i przyprowadź jeszcze swoje siostry, ona - tak Panie.
Jedzie Prezydent, a on prezentuje broń i widzi błysk podziwu w oczach Wodza. No nie wiem, z rękawiczkami miałem kłopot, tak że starałem się je ściągać przed kontrolą. Kiedyś przypadkiem któryś z wojaków wypatrzył mój wojskowy kapelusik upchany w owiewce i z zazdrością oznajmił że oni nie mają takich ładnych, a ja to pewnie jaki wojak też jestem. Kapelusika nie dostał, ale wpadłem wówczas na pewien pomysł - w trakcie kontroli wkładałem ów ładny, sugerując że to moje zwykłe nakrycie głowy pułkownika , owszem nauczyciela w wojskowej szkole. Zmieniał się jedynie rodzaj wojsk, pancerne robiły spore wrażenie. Musiałem tylko nieco zmienić swój zwykły sposób zachowania na bardziej sztywny, z lekkim uśmiechem zadowolonego z podwładnego - Ojca Trepa.
Nigeria to zaprawdę kraj w którym można było by się doktoryzować w temacie czekpointów. Naliczyłem tam co najmniej 5 rodzajów formacji wstrzymujących, szczęśliwie nie trafiłem na tych nieumundurowanych, chociaż wówczas było to całkiem możliwe. Moja skóra w tym czasie z racji swego koloru posiadała wartość znacznie przewyższającą wielbłądzią.
Na temat stacji krótkiego pobytu napiszę jeszcze, temat to niezwykle ciekawy i w pewnym sensie określający byt i świadomość miejscowych społeczności.
Zdjęcia wkleję niebawem, jak je pomniejsze.
Wesołych Brudasy! (i czarnulki)

Lupus
12.02.2012, 21:25
Dziękuję wszystkim czarnym ryjom i ryjówkom za zaufanie w sprawie wiadomej. Gdybym się jeszcze dnia uprzedniego nie narąbał był po drodze do Wawy, to pewnie ogarnął bym to jakoś lepiej. Oświadczam również że wszystkie telefony które zapisałem mam, ale nie wiem czyje są!
Wzruszyłem się, taki już jestem.