PDA

View Full Version : Gorąca Andalucia na mroźne wieczory [Wrzesień 2009]


jagna
19.12.2010, 20:51
Hiszpania to może niezbyt ambitna wyprawa, ale Andaluzja mnie zauroczyła całkowicie. Może ktoś się zarazi ode mnie.

A więc: wrzesień 2009 ANDALUZJA

Chociaż co roku w planach była północ (nawet mapy i przewodniki pokupowane), to jak zwykle wygrało ciepło. Ale ponieważ w 2008 w lipcu prawie się w Grecji roztopiliśmy, padło na wrzesień. Poza tym taniej, mniej turystów, no i dłuższe wakacje. Nocleg wyszukany i klepnięty już w lipcu, jak zwykle przez http://www.fewo-direct.de. Jak zobaczyłam fotkę tego domu z kamienia, to już wiedziałam: tylko tam i koniec.
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK10eYHbI/AAAAAAAACJA/Grio4Mj4Pgc/s640/IMG_5181.JPG
Mina zrzedła, jak GPS pokazał odległość od domu: 3002 km. Ale co tam! My nie damy rady?
3000 to akurat 3 dni x 1000 km. Po autostradach to naprawdę nie problem. Noclegi po drodze w F1 (30 E/pokój) w Mulhouse oraz Barcelonie. Do Miluzy docieramy po 7 godz. (GS lubią niemieckie autobany).
Mała dygresja o Francji. Wszyscy wiedzą, że Francuzi zasadniczo inne języki mają w głębokim poważaniu. Ale żeby recepcjonista w hotelu??? Moja konwersacja z nim wyglądała mniej więcej tak:
- "Excuse me, what time do you start with breakfast?"
- !@#$ (coś po francusku)
- Sorry, I don't speak French at all...
- !@#$
zaraz, zaraz jesteśmy w Alzacji, tu podobno sami Niemcy mieszkają, więc raz jeszcze:
- Welche Uhr kann ich das Frühstück bekommen?
- !@#$
jezu... w końcu z ulotki w pokoju dowiedziałam się, że od 7 rano... Ciekawe co by było, gdyby nie wcześniejsza rezerwacja i płatność kartą przez internet. Mam wątpliwości, czy udałoby mi się wynająć pokój...
Na następny dzień rano ciąg dalszy francuskich kłopotów. GS jedzie na oparach, byle do najbliższej stacji - jeszcze w Miluzie. Ale mamy niedzielę, kraj pobożny stacje zamknięte. Działają tylko te samoobsługowe. Dobra nasza, w sumie mamy 4 karty (gotówki nie przyjmują), damy radę. Na czwartej z kolei stacji zdajemy sobie sprawę, że rady jednak nie damy. Po pierwsze , karty tylko z czipem. Po drugie, automat najpierw sprawdza, czy na karcie jest wystarczająca ilość pieniędzy. A z Polską jakoś połączyć się nie może... Poza tym, jak można sprawdzić, czy na karcie kredytowej są pieniądze, skoro ona jest kredytowa, a nie płatnicza??? Problem robi się poważny, bo GS w zasadzie nie ma już na czym jechać, a najbliższe normalne (czynne) stacje na autostradzie...
W końcu wybieram najsympatyczniej wyglądającą starszą panią i... bingo! Pani należy do mniejszości niemieckiej i rozumie język Goethego! Robimy interes - my pani gotówkę do łapki, pani nas tankuje swoją kartą. Wio na autobanę!
Do Barcelony jedziemy trochę dłużej, bo korki wzdłuż wybrzeży Francji - koniec wakacji. W Barcelonie czuć w końcu wakacjami, jest 36 stopni, czyli to , co Jagienki lubią najbardziej ;)
Początek Hiszpanii jeszcze znośny temperaturowo (Pireneje) a później tylko gorzej. Ale buzia się uśmiecha, widoczki coraz piękniejsze. Nasza wymarzona chatka stoi w maciupeńkiej wiosce hen w górach: Montejaque. Na rynku czeka właścicielka domu (Niemka) i prowadzi nas w górę. Powoli rozumiemy, dlaczego tak intensywnie pytała się, czy jeździmy enduro :? Na nasze pytanie, czy pod dom da się dojechać, odpowiedz brzmiała: "My carpenter did it last year with his bike". Tyle, że musiała to być jakaś 125 :Sarcastic:. Drogi o szerokości w porywach do 120 cm, nachylenie jakieś 20% i do tego zakręty ponad 90 stopni. Przemek dojechał (niektóre zakręty na 3 razy) jakieś 100 m od bramy. A na następny dzień rano stwierdził "jak ja to k.. zdołałem zrobić?" (I z resztą więcej nie zrobił)
Zdjęcia jak zwykle tego nie oddają, tuż za tymi drzwiami zielonymi zaczynał się nasz ogród.
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK1IQQ-3I/AAAAAAAACI8/sFhHzrpSC_Y/s640/IMG_5178.JPG

Za to jak już siedliśmy na tarasie, i zobaczyliśmy Montejaque z góry... miłość od pierwszego ujrzenia ;)
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKdODO9WI/AAAAAAAACGI/5x2tGemtZgA/s640/IMG_4845.JPG

Następny dzień usiłujemy trochę odpocząć od GSa (w końcu mamy w tyłkach 3 kkm), idziemy na zwiady na dół, do wsi. Już w pierwszym sklepiku pokazują nas palcami i gadają coś w stylu "dos polacos con moto" i podtykają najlepsze pomarańcze :) Po południu nie wytrzymujemy i w drogę. Jesteśmy w regionie, gdzie królują tzw. białe miasta. Najpiękniejsza wydała się nam Zahara:
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKnt8cj5I/AAAAAAAACHU/FCcMjakb4xc/s640/IMG_4962.JPG

A wieczorem winko i piękne widoki. Ranki za to trochę dziwne, jesteśmy już za południkiem zero i słońce wstaje po 8 rano!
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ5eVHPUuVI/AAAAAAAAF0o/rsKlHZwK4YI/s640/IMG_5261.JPG>

Następny dzień poświęcamy na Sewillę. Wyjeżdżamy rano i po przejechaniu kilku km jakoś chłodno się robi. Hmm dziwnie... Może to ze zmęczenia... W Sewilli już ok. , termometry pokazują 40-41 stopni. W sam raz na zwiedzanie!
Sewilla to przede wszystkim katedra z przebudowanego meczetu:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKePD_rbI/AAAAAAAACGQ/IoMNxQL7H0U/s640/IMG_4863.JPG

oraz rezydencja/twierdza, czyli Alkazar (z czasów, gdy tą częścią Hiszpanii rządzili Maurowie, czyli Arabowie):
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKiUpCFII/AAAAAAAACGw/4XCNS7vh6Bc/s640/IMG_4911.JPG

Na szczęście po wygnaniu Maurów królowa Izabela Katolicka polubiła ten styl i się zachował. I to wszystko wyrzeźbione w wapieniu....
spodobała nam się też prywatna rezydencja Casa de Pilatos, ten sam styl mudejar
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKldRC2TI/AAAAAAAACHE/G-iINwCJIiM/s640/IMG_4929.JPG

A to dawna dzielnica żydowska (Barrio de Santa Cruz)
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKkeJ4pEI/AAAAAAAACG8/KcfjoyfMVyo/s640/IMG_4927.JPG

wracamy z Sewilli trochę naokoło, żeby więcej białych miast zobaczyć:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKmv2h96I/AAAAAAAACHM/a9_IzvwlHb8/s640/IMG_4953.JPG

Pisać dalej? Bo ja tak dłuuugo mogę :dizzy:

Sławekk
19.12.2010, 20:56
tak tak ........ :)

bajrasz
19.12.2010, 20:58
Pisać, pisać.

RAVkopytko
19.12.2010, 20:58
Pisz Pisz,ładnie tam jest

raf
19.12.2010, 21:02
Pisać:Thumbs_Up:.

miroslaw123
19.12.2010, 21:14
pisać i fotki pokazywać:Thumbs_Up:

zibiano
19.12.2010, 21:16
pisać ! ładnie tam ładnie

jacoo
19.12.2010, 21:31
Pisać dalej? ....... :dizzy:

oj oj nie na miejscu pytanie:mur: !!!

jagna
19.12.2010, 22:27
To jedziemy dalej ;)
Sewilla przy 40 stopniach trochę nas wykończyła.
Następny dzień: szatański plan: nie robić nic do południa. Leżeć w cieniu , moczyć się w basenie (a co, nawet basen mieliśmy!) a wszystko przy dochodzących z oddali odgłosach hiszpańskiej sjesty... I nikogo oprócz kóz w promieniu 0,5 km...To jest życie...
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKoLN57wI/AAAAAAAACHY/5GsHHf8Tot4/s640/IMG_4982.JPG

Jednak po południu jak magnes przyciągnął nas GS i ruszyliśmy w tzw. drogi gminne dookoła Rondy. Czyli wszystkie zaznaczone jako widokowe. I tu górą wrzesień: momentami czuliśmy się, jakbyśmy byli sami na bożym świecie ;) Wszędzie idealny asfalt i ciut bocznych, górskich szutrów:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK8fHi4sI/AAAAAAAACJw/JaYa_MxfZaw/s640/IMG_5314.JPG

Piękna droga 369 z Rondy do San Roque:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKqvd7p-I/AAAAAAAACHs/6MYP9jm0HI0/s640/IMG_5022.JPG

Zjeżdżamy w Park Narodowy Sierra de Granzalema. Las! Cień! Zielono! W końcu nieco chłodniej, i ciągle ani żywej duszy. Za to trwa zbiór korka, i wszędzie przy drodze leżą hałdy kory korkowców. Kawałek oczywiście wzięty na pamiątkę ;)
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ5sU_OXPbI/AAAAAAAAF08/Aby2V4IYnHk/s640/IMG_5009.JPG

http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKpWTF2LI/AAAAAAAACHg/bmyBEsQyv08/s640/IMG_5013.JPG

Po wieczór zajeżdżamy do Rondy, gdzie właśnie trwa jakiś festiwal, i ilość turystów nieco przekracza nasze możliwości. Ale miasto trzeba zaliczyć, bo to najważniejsza i najstarsza arena do corridy w Hiszpanii oraz słynny most Puento Nuevo. Dziś tylko zwiedzanie corridy, postanawiamy podjechać później jeszcze raz, żeby się nie przeciskać przez roztańczony tłum na ulicy
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKsMjhrXI/AAAAAAAACH4/1Ilg5Wk0-fI/s640/IMG_5041.JPG

Wracamy wieczorem naokoło przez Benaojan, wysokie góry zasłaniają słońce i nawet... jakby... trochę... chłodnawo? Czyżby temperatura spadła do znośnych 35 stopni? Ja tradycyjnie w koszulce na ramiączkach i klapeczkach (jak się kiedyś wypier... to będzie ;) , Przemek tradycyjnie (jako tzw. świński blondyn) długie nogawki i długi rękaw.
Czas pozwiedzać lokalne bary ;) Montejaque nie leży na trasie turystycznej, więc nie ma co liczyć na angielski, a nas hiszpański ogranicza się do Hola oraz Gracias... Z piwem problemu nie ma, ale jedzenie... Menu równie dobrze mogłoby być po chińsku :mur: Wybieramy knajpę polecaną przez naszą gospodynię i najbardziej hiszpańskie danie, czyli tapas - po prostu przekąski. Talerzyk po 1 E. Istna ruletka - nie mamy pojęcia, co się trafi. A spis tapas liczy sobie kilkadziesiąt pozycji! postanawiamy próbować wszystkiego po kolei, w końcu wybredni nie jesteśmy. Nasz sprytny plan następnego dnia runął w gruzach, po menu okazało się być zmieniane codziennie... No to metodą na chybił - trafił. Wybrałam trzy kompletnie różne tapas. I dostałam trzy talerzyki krewetek. Ale każde inne :D Jak dobrze, że ja lubię krewetki...
Z knajpami mamy jeszcze jeden mały problem. Nasze słowiańsko-germańskie dusze domagają się jasnego określenia, kiedy co jest otwarte. A tu wychodzi na to, że jest otwarte, jak się właścicielowi chce. Albo nie chce ;)Ale przynajmniej nikogo nie dziwi, że się na piwo przyjechało motocyklem ;) Tyle, że P. zostawia moto dwa zakręty niżej niż zwykle :dizzy: Fajnie jest też z panadería, czyli piekarnią. Jest tak długo otwarta, aż wszyscy kupią chleb. W końcu piekarz wszystkich zna:Thumbs_Up:

Następnego dnia rano stwierdzamy, że nigdy nie byliśmy w GB, to chociaż na Gibraltar pojedziemy;)
Żeby nie jechać tą samą drogą co dzień wcześniej, jedziemy trochę górkami do Marbelli i dalej wybrzeżem.
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKtIDwKaI/AAAAAAAACIA/H1cIU3-vvmo/s640/IMG_5060.JPG

Marbella i dalej wzdłuż wybrzeża to chyba najbardziej snobistyczna część Costa del Sol, więc zdjęcia rezydencji i hoteli sobie darowaliśmy :Sarcastic:
Słynna skała Gibraltaru widoczna z daleka:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKtvYpabI/AAAAAAAACIE/NmWJCacAv-s/s640/IMG_5069.JPG

Jedziemy na koniuszek Europy, żeby popatrzeć z bliska na Afrykę. Przez cieśninę wieje tak, że urywa głowę i mimo prawie 40 stopni ubieramy polary. Zadziwia trochę meczet. Do tego wszędobylskie napisy arabskimi robaczkami i się człowiek zastanawia, czy jeszcze jest w Europie.
GS na tle mewy, tankowca i Afryki:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKvasGr8I/AAAAAAAACIU/8AExDbSIn7U/s640/IMG_5085.JPG

Trzeba wjechać na tę jedną, jedyną górkę, jaką tu mają...
Płaci się jakieś straszne pieniądze, ale w tym zwiedzanie jaskiń, twierdzy itp. itd. drogi fajne, takie, jak GSy lubią najbardziej ;) No i jedyne małpy w Europie, oczywiście też na tle tankowców i Afryki. To w dole to Gibraltar.
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKws2cS8I/AAAAAAAACIc/CK-OiW-Ett0/s640/IMG_5119.JPG

No i długo będę jeszcze słyszeć uprzejmą odpowiedz każdego Giblartarczyka, we wspaniałym, angielskim akcentem: "certainly, madam". A sama muszę sobie cały czas powtarzać: R, L, R, bo inaczej mi jakiś Giblaltal wychodzi :mur:
Wracamy jak zwykle nieco naokoło, przez Tarifę, chyba najbardziej wysunięty na południe kawałek Hiszpanii. Zajeżdżamy na plaże, moczymy ciała w Atlantyku (żeby nie było, że nie), dokonujemy ekwilibrystyki, żeby piasek z plaży wytrząsnąć z kasków, rzut oka na port i promy do Afryki (to innym razem) i wracamy.
I jeszcze pamiątkowe zdjęcia z Afryką:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKz_ScwyI/AAAAAAAACI0/TGdUU190Rr0/s640/IMG_5163.JPG

Wracamy oczywiście przez bar z tapas :D Tym razem coś jakby rosół z małżami ;) Na szczęście małże też lubię.
Dziś mamy gościa w domku. Mam nadzieję, że okaże się kulturalny i będzie cicho nocą, bo wyprosić się nie da. P. twierdzi, że wyłapie nam wszystkie pająki. W każdym razie rano nie ma ani gościa, ani pająków..
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ52n_5PmkI/AAAAAAAAF1Q/Unv6tWd9AzE/s640/IMG_5171.JPG

oskar_z
20.12.2010, 08:40
Przy tej pogodzie za oknem Wasza Andaluzja smakuje wyśmienicie:) Pozdrawiam

hero
20.12.2010, 10:01
A ja bym prosil wiecej zdjec z nagimi paniami. I wcale nie chodzi mi o nagie cycate Bawarki.

Rychu72
20.12.2010, 12:56
Ja ce jecie http://africatwin.com.pl/images/icons/icon7.gif

Transglobal
20.12.2010, 14:46
.......od twojego opisu Jagna to normalnie śnieg na dachu chałupy topnieje .

" Niech powieje ciepły wiatr niech się buja cały świat "

jagna
20.12.2010, 14:47
Więcej zdjęć z nagimi paniami? A było już jakieś? Nie zauważyłam:Sarcastic:

Kolejny dzień w Andaluzji spędziliśmy na bocznych dróżkach (choć nadal asfaltowych) gdzie mijaliśmy auta w ilości max. 1 szt/h. Takie warunki odpowiadały na najbardziej. Tu bardzo przydał się w końcu Garmin, bo tych dróg nie było już na mapie papierowej (ja jestem jeszcze człowiek epoki sprzedGPS, więc nie umiem zaplanować trasy bez mapy rozłożonej na podłodze).
Wokół Rondy rozciągają się góry Sierra de Granzalema, które są częścią Gór Betyckich (Cordilleras Béticas brzmi znacznie lepiej ;) ).
Droga wyjazdowa z Montejaque (bardzo podobał nam się znak "uwaga ślisko" przy 40 stopniach!): ale podobno śnieg też się czasem trafia
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK2U6QeZI/AAAAAAAACJE/FyrS0gnbCl4/s640/IMG_5190.JPG

A to kwintesencja okolic Rondy, sucho i żółto:
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ9OvM_WeuI/AAAAAAAAF2o/7ULaCKLKhnU/s640/IMG_5204.JPG

Czasem było widać, że okolica jest rolnicza:
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ9O4kQO-0I/AAAAAAAAF2o/8oKJWYCc68w/s640/IMG_5200.JPG
BTW jest to ulubiony typ zdjęć z lusterkiem ;) Nota bene 50 % moich zdjęć było robionych zza kasku, trzeba mieć tylko IS w aparacie ;)

Wyczytaliśmy w przewodniku, że w okolicy jest rzymski amfiteatr, ale był to zabytek z gatunku "gdzieś tu chyba był" "ktoś to kiedyś oglądał chyba?". W końcu, na drodze gminnej nr xxx malutki szyld "archeologico" . Może to to? Ano to. Środek niczego (ale na górce) i ruiny rzymskiego miasta Acinipo z 45 p.n.e. I wejście za darmo. Za chwilę rozumiemy, dlaczego za darmo. Bo trzeba w tym piekielnym upale przejść 0,5 km mocno w górę. Cienia oczywiście brak. Ale chyba warto, bo z dołu wrażenia nie robi, dopiero w środku:
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK4IV-sjI/AAAAAAAACJQ/LyDgPfbY2a4/s640/IMG_5237.JPG

Ten fajny dość zabytek zwiedzają głównie owce:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ9PMFcfP2I/AAAAAAAAF2o/hnfdBR2u4Ns/s640/IMG_5216.JPG

Przejeżdżamy przez kilka "białych miast" (pueblo blancos też jakoś lepiej brzmi.Może czas na naukę hiszpańskiego?) To poniżej to Olvera. Na ten widok nas zatkało , bo to było pierwsze co widzieliśmy w Andaluzji. Mieliśmy wtedy przejechane 900 km z Barcelony w upale i wszystkiego dość, a pod czaszką coraz częściej pojawiało się pytanie "dlaczego jednak nie pojechaliśmy do Finlandii???". Ale jak zza zakrętu wyłoniła się Olvera...
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK4q9cWDI/AAAAAAAACJU/FLgPf6DlHtc/s640/IMG_5249.JPG

Drogi całkiem kręte, asfalt ciągle ideał
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK5JLbITI/AAAAAAAACJY/KBDvMkFB1Kw/s640/IMG_5254.JPG

Nawet czasem jakaś woda się trafia (sztuczny zbiornik oczywiście)
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKnKVeLYI/AAAAAAAACHQ/gnpKgtyXDJo/s640/IMG_4958.JPG

A czasem szuterki:
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ9Wp7Y14II/AAAAAAAAF24/cyDB9FCfLuc/s800/IMG_5317.JPG>

Czas pozwiedzać Rondę. Miasto na dłuuugą historię, od Celtów poczynając. Położone na dwóch brzegach głębokiego na 100 wąwozu, nad którym dopiero w XVIII w. zbudowano most Puento Nuevo. Jest tak wysoki, że nie sposób go ująć zdjęciem. Tu widok z góry:
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvKrongTdI/AAAAAAAACH0/Sf1h2Bv8kz4/s640/IMG_5027.JPG

P. uparł się na porządne zdjęcie. W tym celu zjechaliśmy w dół jakąś polną ścieżką prowadzącą na pastwiska. Na pastwisku były konie i jakoś tak dziwnie się na GSa patrzyły... Może kolor im nie pasował... Trochę się baliśmy, jak jeden koń staną metr od ścieżki. Jak tu przejechać? Wolno? A jak kopnie? Albo wejdzie na ścieżkę tuż przed motocyklem? No to może gaz do oporu? Ale jak się wystraszy i bryknie? :confused: Ja na wszelki wypadek zamknęłam oczy. Zdjęcie w każdym razie jest ;) .
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK-Q70ORI/AAAAAAAACJ4/kkVnpuvST1M/s640/IMG_5325.JPG

Potem są samą ścieżką z powrotem do miasta, przejeżdżamy przez w/w most na drugą stronę - arabską. Tu klimaty bardziej średniowieczne:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK_CunIBI/AAAAAAAACJ8/NebXX1lG4Ts/s800/IMG_5341.JPG

Hmm... my chcemy na dół... po tych schodkach to nawet GS rady nie da... Ja schodzę per pedes, panowie dookoła szukają czegoś z mniejszą ilością stopni. Udało się, choć pieszo było dużo szybciej. Ale za to moto przejechało po rzymskim mostku. Swoją drogą, ponad 2000 lat, a u nich taka zwykła rzecz, auta po to tym jeżdżą...
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLAVm6PhI/AAAAAAAACKE/JtFzCr6PmT8/s800/IMG_5346.JPG>

Zwiedzamy jeszcze prehistoryczną jaskinię La Cueva de la Pileta. Są tam paleolityczne rysunki (głównie zwierząt) i robi to fajne wrażenie (nie mniejsze niż angielski przewodniczki - chyba to był angielski). Niestety zdjęć robić nie wolno, podobno flesze szkodzą. No i w jaskini było 20 stopni! Po prostu mróz!
Na parkingu "jaskiniowym" zauważam świetną naklejkę na auto i koniecznie chcę taką mieć (ja muszę!!!) Do końca pobytu w Hiszpanii szukam jej na każdym cepeenie, ale są tylko byczki... Chyba w końcu sama taką zamówię na podstawie zdjęcia:
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TQ6JgxCOz2I/AAAAAAAAF1k/pNWXNa9LTN8/s288/IMG_5257a.jpg

Powoli żegnamy się z Montejaque, tydzień okazał się zdecydowanie za krótki, szczególnie, żeby poleniuchować wśród agaw i migdałowców. Czeka na nas inna część Hiszpanii - Walencja, tym razem nad morzem.
Na koniec spacerek (pieszo tym razem) po Montejaque:
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK0asTnII/AAAAAAAACI4/NTsb0HWs2Po/s800/IMG_5172.JPG
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvK6yE4dXI/AAAAAAAACJo/WWsdwQt3yOU/s800/IMG_5307.JPG
Rano wyjeżdżamy, mamy 600 km do Torrevieja (wymawia się Torrewieha, jak to odmienić?) po drodze Alhambra w Granadzie - punkt obowiązkowy w Andaluzji. Trochę daleko z Montejaque, więc decydujemy się pozwiedzać po drodze.
Ale to już może innym razem, o ile nie padliście jeszcze z nudów :lol:

Dunia
20.12.2010, 14:51
Mmmmm..az czuję ciepło andaluzyjskiego słoneczka z tych zdjęc....

Azja
20.12.2010, 19:40
Jagna, cudnie się czyta, opowiadaj dalej!:)

calgon
20.12.2010, 20:10
Własnie pije wytrawne czerwone z Trentino ktore przycholowałem w sobote i teleportuje sie do Andaluzji. Powinno sie nakazac wrzucac relacje w zimie.jak mi dobrze -pisz dalej

jagna
20.12.2010, 20:44
Poprzedniego wieczora (jeszcze przed wieczornym winkiem) P. wjechał jak najwyżej się dało pod domek, żeby rano nie nosić za dużo bagaży (BTW, czy wy też tak macie, że na każdy kolejny wyjazd zabieracie mniej rzeczy? My tym razem mieliśmy tylko trzy standardowe kufry, nic na wierzch, nawet tankbag został w domu :o a wszystko na 16 dni wlazło. Nawet perfumy i sukienka się zmieściła ;) ) Jak poprzednio, wjazd wymagał mojej asekuracji, bo moto na raz nie chciało się zmieścić w zakręcie.
Rano wstajemy po ciemku, czyli o 7, mówmy adiós i ruszamy. Po 1 km się zatrzymujemy. Zimno!!!! A polary oczywiście na samym spodzie ;) Przed 10 jesteśmy w Granadzie. W przewodniku piszą, że w sezonie bilety do Alhambry trzeba zamawiać miesiąc wcześniej - nie brzmi to zachęcająco. Na szczęście jest 7 wrzesień, środek tygodnia. Bilety są. Kosztują jakiś lekki koszmar (ponad 20 e), ale P. serwuje swój ulubiony text (jakbyśmy mieli tu specjalnie przyjechać raz jeszcze, to wyjdzie chyba drożej, co?) , wyciągam kartę kredytową, wzdycham i idziemy. Uprzejmie nas informują, że możemy w kompleksie być max. do 14, później zapłacimy podwójnie :mad: Na szczęście są szafki - jest gdzie zostawić kaski i kurtki. Czekamy pół godz. aż przyjdzie jakaś panienka i przepuści kaski przez rentgen jak na lotnisku i już możemy biec dalej.
A więc szanowni czytelnicy, Alhambra (h się nie wymawia) to nie tylko typ Seata :D
Alhambra (arab. "czerwona wieża") to warowny zespół pałacowy, zbudowany w latach 1232-1273 i rozbudowywany do XIV wieku, za panowania mauretańskich kalifów z dynastii Nasrydów - Jusufa I i Muhammada V. Zabytek arabskiego budownictwa w Europie. Składa się z pałacu z kilkoma dziedzińcami i dekorowanymi salami, Alkazaby, Generalife - letniej rezydencji z ogrodami oraz z samych ogrodów znajdujących się na całym wzgórzu. Wewnątrz jest Patio de los Leones (podwórze lwów) z wodotryskiem opartym na 12 lwach; do dziedzińca tego przylegają 4 sale: jedna z nich: Sala de las Dos Hermanas (sala dwóch sióstr), zwana tak z powodu dwóch jednakowych płyt marmurowych w podłodze. Dziedzińce okolone cienistymi kolumnadami; wiele chłodnych zakątków, ogródki z płynącą wodą, na zewnątrz zaś balkony, z których roztaczają się widoki. Alhambra była ostatnim punktem oparcia Arabów w Hiszpanii. Do roku 1492, w którym została zdobyta, była siedzibą emirów Grenady. Tyle z Wikipedii ;) Miło tych niemożliwych tłumów turystów - trzeba to zobaczyć. Choć Alkazar w Sewilli też niczego sobie, taka mniejsza Alhambra ;)
Pałac Nasrydów:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLEgpPBJI/AAAAAAAACKk/h09LnrdMj3g/s640/IMG_5389.JPG

http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLGQbyYSI/AAAAAAAACKw/RpxMZQw5X-4/s640/IMG_5423.JPG

http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLHmwbobI/AAAAAAAACK4/WmQcAVzRN_I/s640/IMG_5438.JPG

http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLA4nOMMI/AAAAAAAACKI/xN9X-Ju3Ojo/s640/IMG_5350.JPG

I te misterne rzeźbienia w wapieniu...
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLCGMbjZI/AAAAAAAACKQ/s3DOrUn1t3Q/s640/IMG_5362.JPG

Jest jak zwykle koło 36-40 stopni. Nie chciało nam się przebierać, czyli łazimy w spodniach moto. Moje są skórzane :mur: Nie będę bliżej opisywać, jak było fajnie :Sarcastic:: Mało nie doszło do rękoczynów, jak usłyszałam za sobą text (po polsku) "patrz, jak się idiotka ubrała". Mojej odpowiedzi nie zacytuję :Sarcastic:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLF52EqrI/AAAAAAAACKs/YUJgorwEAoc/s640/IMG_5404.JPG

Tuż przed 14 opuszczamy ogrody, idziemy po kurtki i kaski. Po drodze toaleta. Zdjęcie przyklejonych szczelnie do ciała spodni zajmuje mi jakieś 10 min. Wciągnięcie z powrotem jeszcze więcej. Pewnie dość komicznie to wygląda, jak tak podskakuję i centymetr po centymetrze wciągam spodnie do góry. W połowie tej trudnej operacji telefon od P. "czy coś ci się stało?" Ależ skąd. Daj mi jeszcze tylko pół godziny... Wychodzę mokra jak szczur i wściekła jak osa. Spodniom skórzanym już dziękujemy. Mam już tekstylne :Thumbs_Up:
Jedziemy dalej. Autobana, czyli 150 km/h, czyli nie czuć tak upału. Trochę się śpieszymy, bo klucze do mieszkania musimy odebrać przed 17tą z jakiegoś biura turystycznego.
Torrevieja to klasyczna miejscowość turystyczna na Costa Blanca, niedaleko Alicante. A wszystko przez to, że chciałam poleżeć na plaży. Do biura zdążamy na czas, w biurze Brytyjki (jak ja kocham ten akcent! godzinami mogę słuchać!) Dostajemy pęk 7 kluczy (brama, bramka, garaż, korytarz, mieszkanie - gubię się w połowie), jedziemy pod blok. Hmm. mamy klucz do blok nr 1 oraz do garażu pod blokiem nr 2. Coś chyba nie tak? Do tego mieszkania są ponumerowane od nowa na każdym piętrze. To która 5 jest do cholery nasza? Mamy kluczem sprawdzać ? ? ? Szybki tel. do biura, mieszkanie odnajdujemy. Moto wstawiamy pod drugi budynek. Mały problem. Jak później wejść do garażu od środka, skoro nie mamy klucza do drugiego bloku? Uff... to nie jest na ten upał....
Widoki zdecydowanie inne niż w Andaluzji:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLRqQbtTI/AAAAAAAACMI/G5RwndqgD-8/s640/IMG_5554.JPG

Że też dało się upchnąć tyle apartamentowców! Tam z tyłu jest morze ;)
Tego wieczoru dajemy sobie spokój z łażeniem gdziekolwiek i delektujemy się klimatyzacją oraz lodami o nieznanym smaku z pobliskiego sklepu. Lody okazują się cynamonowe. Bywało gorzej... Dziwi nas nieco radio. W Montejaque przez cały tydzień nie usłyszeliśmy w żadnej stacji angielskiej piosenki. Za to dowiedziałam się, że nawet Roxette nagrywało hiszpańskie wersje swoich przebojów :Sarcastic: Tymczasem tu nie możemy znaleźć niczego po hiszpańsku - o co chodzi? Języki jakieś dziwne... Szwedzki? Holenderski? Sprawa wyjaśnia się rano. W Torrevieja po prostu brak Hiszpanów :Sarcastic:

Wegrzyn
20.12.2010, 22:04
Ale fajnie i ciepło :) Widoki ekstra !

czosnek
21.12.2010, 19:04
Piękna wycieczka proszę Państwa, brawo :)

felkowski
21.12.2010, 19:20
Albo pisz dalej natentychmiast, albo zamilcz na zawsze. Ponoć w nocy przez sen już kufry pakowałem.....:haha2:

bukowski
21.12.2010, 20:27
Rewelacja.
Dobra inspiracja. Nie było problemów z wjazdem na tereny prywatne? Mieszkałem onegdaj w Katalonii, tam bylo, oględnie mówiąc, słabo pod tym względem.

jagna
21.12.2010, 22:04
Albo pisz dalej natentychmiast, albo zamilcz na zawsze.
Tak łatwo się mnie zamknąć nie da :D

Po tych wszystkich perypetiach z kluczami (chyba godzinę nam to zajęło) padamy wieczorem na twarz. P. jeszcze sennie w łóżku mamrocze: "Jak myślisz, jak Xena (alarm na tarczy w GSie) zacznie w nocy wyć, to usłyszymy z tego drugiego bloku?".
Jak już wspomniałam, w Torrevieja Hiszpanów (i Hiszpanii) brak. Trochę żałujemy, no ale kto to wiedział, rezerwując nocleg via Internet. Mieszkanko jest jednak ok, klima działa, 2 pokoje na 2 osoby - rozpusta po prostu. Miała być i jest pralka, więc odkopujemy proszek do prania (czy już wspominałam, że kufry bmw mieszczą wszystko?) i robimy wieeeelkie pranie wszystkiego. Widać, że wynajmowane jest wielu różnym nacjom, bo w łazience wisi dość długi text o tym do czego służy i jak należy używać zasłony po prysznicem. Czyżby Amerykanie tu bywali :p
Okoliczne domy i mieszkania są w całości wykupione przez Brytyjczyków i Szwedów oraz innych "ludzi północy". Wszystkie napisy po angielsku, gazety też. Z jednej strony plus - w końcu rozumiemy, co do nas mówią i gazetę można przeczytać, ale my chcieliśmy do Hiszpanii.... :mur:
Lekarstwo na powyższe jest jedno - trzeba jechać w bok ;) Na pierwszy rzut wybieramy skok na południe do prowincji Murcia, a dokładnie miasta Cartagena. Po drodze mijamy kilka takich fajnych budowli, charakterystycznych dla tego regionu:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TREYuPSpwRI/AAAAAAAAF38/330ANDvGEUQ/s640/561403390_2a2aa3bc2d_o.jpg
Szkoda tylko, że większość w takiej rozsypce...
Po drodze lekki szok klimatyczny. Ogólnie w Walencji jest już chłodniej (czytaj 35 stopni zamiast 40). Ale nagle zjawiają się chmury. Deszczowe!!! Kondomy mamy, ale zostawione w mieszkaniu, bo z założenia miały być ewentualnie na podróż powrotną koło 15 września przez Niemcy i Polskę. A tu coś kapie na kask. I krótki rękawek. I krótkie spodenki. I klapeczki... Ale na szczęście przez jakieś 5 minut.
Cartagena to dość stare miasto. Podoba mi się jej opis w przewodniku: Założona w 227 p.n.e. przez Fenicjan, II w p.n.e. opanowana przez Rzymian, od V w. n.e. Bizancjum, VI w zdobyta przez Wizygotów, w VIII w przez Arabów, od XIV w w końcu hiszpańska :D. To się nazywa zmienność losu! Zachowały się zabytki właściwie ze wszystkich tych epok.
Katakumby wczesnochrześcijańskie:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLJIHlXYI/AAAAAAAACLE/HazjXjHGVe8/s640/IMG_5463.JPG

Rzymski amfiteatr, odkryty kilkanaście (!) lat temu. Był tak szczelnie zabudowany domami, że nic nie było widać...http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLLUlw7WI/AAAAAAAACLY/982WKKRreog/s640/IMG_5483.JPG

Amfiteatr jest największą atrakcją miasta i widać go z daleka. Jak widać na zdjęciu jest na górce. Prowadzi do niego mnóstwo schodów. No to idziemy. Jak już ledwo dyszymy na górze schodów, to okazuje się, że nie tędy droga. Wysoki płot. No to na dół i z lewej. Na górze to samo. Do cholery ciężkiej, w środku są ludzie. Jak tam wleźli?? Dlaczego nie ma żadnego napisu "entrada"?? Jest tylko "salida" i pan ochroniarz, który krzyczy, że tu jest tylko i wyłącznie salida. No go gdzie ta entrada???? Lituje się nad nami jakiś ciut-anglojęzyczny turysta i tłumaczy, że mamy iść na rynek. Ale ja nie chcę na rynek (który jest 200 m w drugą stronę) tylko do amfiteatru!!! Mamy dość. W końcu z boku też coś widać. Idziemy na ten rynek. A tam napis "anfiteatro entrada"... Wejście było przez podziemny tunel z muzeum, które było na rynku....

Do tego fajny port, fajne knajpki (paella smakuje tylko w Hiszpanii, i to tylko tam, gdzie widać morze, z którego pochodzą jej składniki). Pomnik zmartwionego marynarza (tylko czym?)
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLMqmOYqI/AAAAAAAACLg/niQO_p7vXZc/s640/IMG_5487.JPG

A samo miasto też klimatyczne, jako w Hiszpanii. Zdjęcie pod tytułem roboczym "Los Balcones"
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLJk1BmdI/AAAAAAAACLI/f49xVSB6jfI/s640/IMG_5466.JPG

Z Cartageny wracamy wybrzeżem, zaliczając największą atrakcję turystyczno - przyrodniczą Walencji: Mar Menor, czyli lagunę oddzieloną od Morza dwoma mierzejami (coś jak Hel x 2). Fajne, tylko nic nie widać spoza 20to piętrowych hoteli... wrrrrr...
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLNb3IdkI/AAAAAAAACLo/5mq1d_QcZw4/s640/IMG_5506.JPG
Mierzeje tak wąskie, że mieszczą akurat drogę oraz 2 rzędy hoteli po bokach...

Wieczór chcemy spędzić nad basenem, który "przynależy" do naszego apartamentowca. Całkiem spory, nawet popływać się da. Kocyk, piwo, książka pod pachę - idziemy. W wodzie jakieś 5-6 chłopa mocno podpite. I język też jakiś znajomy, a w szczególności słówka na "k" oraz "ch", Jakoś nie nabieramy ochoty na polsko-polską integrację, a w zasadzie lekko wstyd się nam robi, bo inni dyskretnie basen opuszczają. Na szczęście książka, którą czytam jest po niemiecku (na wszelki wypadek trzymam ją tak, żeby okładka była widoczna) i mogę się czuć bezpiecznie :)
Niestety nie na długo, bo kiedy do moich uszu dochodzi pieśń "Falubaz pany", to nie mogę powstrzymać się od śmiechu i czas na ewakuację (a jesteśmy rodowitymi zielonogórzaninami...)

bukowski
21.12.2010, 22:42
(paella smakuje tylko w Hiszpanii, i to tylko tam, gdzie widać morze, z którego pochodzą jej składniki)

Nieprawdą jest jakoby. Marinere daje się powtórzyć w oparciu o dobre składniki, które są do dostania u nas. Zdajesz sobie sprawę, że tylko niektóre robale wyławia się na bieżąco w Morzu Śródziemnym?
Tak czy inaczej, odwiedź makro, tamże do nabycia:
ośmiorniczki baby z dal pesca i krewetki oraz kalmary od abramczyka. Po rozmrożeniu nie poznasz, że to mrożone, a wiem co mówię chyba, bo więcej zjadam robali niż innego białka zwierzęcego. Do tego dobry ryż hiszpański arborio, czy włoski do risotto, prawdziwy szafran (najtaniej w marksie), fasolka/papryka z warzywniaka i nie ma się czego wstydzić. Robię regularnie i śmiem twierdzić, że to w Hiszpanii trudniej lepszą paelię trafić.

jagna
21.12.2010, 22:49
Nieprawdą jest jakoby. Marinere daje się powtórzyć w oparciu o dobre składniki, które są do dostania u nas.

Ale klimatu nie kupisz;)

Moja najlepsza paella była w knajpce przy Playa de Arena na Teneryfie. Na którą trzeba było czekać 45 min (podobno ze względu na żywe marinere:D)
I mimo usilnych starań ze zwierzątkami kupionymi w nas (fakt, że w Z.Górze ciężko liczyć na frykasy, które opisałeś powyżej, nawet w makro) mojej paelli daleko było do tej hiszpańskiej.... Ale może kucharka ze mnie kiepska...

bajrasz
22.12.2010, 01:01
sneer ma rację, i Ty też masz rację;) jednak trochę więcej racji ma jagna. Żeglując sobie po ciepłych wodach, zawsze witaliśmy w porcie Skradin. Znam tam taką rodzinną restauracyjkę z dala od portu, gdzie scampi z grila jest potrawą sztandarową. Śmiem twierdzić, że krewety potrafię zrobić lepsze od nich, ale niestety nie dodam słońca i zapachów, które towarzyszą tam na miejscu...tym samym, moje scampi wypada słabiej:(

bukowski
22.12.2010, 08:30
Śmiem twierdzić, że krewety potrafię zrobić lepsze od nich, ale niestety nie dodam słońca i zapachów, które towarzyszą tam na miejscu...tym samym, moje scampi wypada słabiej:(

ano, oczywiście. I nie dziwi mnie, że potrafisz zrobić lepsze krewety ;)
w barach też stosuje się mrożonki (kalmarów z Morza Śródziemnego by nie starczyło nawet dla 10% turystow, krewetki w jednym gatunku praktycznie, mule aka mejilliones ściąga się hodowlane, bo większe i tańsze) - i ostatecznie nie ma w tym nic złego. co do klimatu, no co, pewnie że tak.
Tak czy srak, paella w Hiszpanii jest całkiem często fastfoodowym syfem, niestety, za dobrą trzeba zwykle zapłacić 25-30 EUR na 2 osoby. W Andaluzji co prawda nie byłem, tam jest biedniej niż w Katalonii czy Comunitat de Valencia, wiec możliwe, że i paelię dobrą łatwiej i taniej można kupić.

Dunia
22.12.2010, 10:05
Najlepsze robaczki w Katalonii jadłam w małej knajpce " Paradeta" w Barcelonie....knajpka z dala od centrum ale na chodniku ustawiają się do niej kolejki turystów....jak mówi moj syn-najlepsze burito jest w "Casa Susana" na krakowskim rynku, chociaz wielokrotnie jadł burito w Meksyku....trudno dyskutowac o smakach i gustach kulinarnych....:)

jagna
22.12.2010, 15:06
Wieczór spędzamy na balkonie, "delektując" się polskimi śpiewami dochodzącymi znad basenu. Do tego krótki spacerek nad morze. W Torrevieja mamy tylko 4 noclegi, więc za dużo czasu nie zostało. Ale w zasadzie okolica nie bardzo nadaje się do wycieczek, więc nie ma za bardzo czego żałować. Niestety z 16 dni urlopu aż 6 to przeloty... Że też człowiek musi mieć takie a nie inne hobby...kupiłoby się wycieczkę samolotem i byłoby się w Alicante po 4 godz...
Postanawiamy jeden dzień pojeździć, a drugi, zgodnie z ogólnie panującymi tendencjami, pobyczyć się na plaży. W dodatku znaleźliśmy na balkonie maty plażowe - grzech nie skorzystać (BTW : poprzedniego lata kupiliśmy takie mini- maty w Grecji i wróciły z nami do kraju. Doskonale się wpasowały pod tylny kufer ;) ale oczywiście zostały w domu :mur: )
Wybieramy obiekt z listy Unesco (nie wiem już który z kolei) - ogrody palmowe w Elx, czyli Huerto del Cura. Jak ogród, to może będzie cień? P. się pyta, czy będą kury ;)
Ogród imponujący rozmiarami nie był, ale ogólnie cały gaj to podobno największe skupisko palm w Europie:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLQCfZO5I/AAAAAAAACL4/X3myxOHoli8/s640/IMG_5539.JPG

zawartość owszem, owszem, przynajmniej dla mnie. P. się chyba lekko nudził:
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLPsBIpZI/AAAAAAAACL0/hmF3MCUmaQ4/s640/IMG_5535.JPG

a ja rozpoznawałam kaktusy z domowej kolekcji, tylko duuużo większe :p:
http://lh4.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TRH_8DVaZ3I/AAAAAAAAF4Q/JOQJ3qh50Vg/s640/IMG_5525.JPG

Ogólnie dopadło nas lekkie zmęczenie/znudzenie i kolejne 2 godziny spędziliśmy nad kawą na rynku w Elx (albo Elche, bo tu nazwy były dwujęzyczne, po hiszpańsku i walencku? walencjańsku?)
Podjechaliśmy jeszcze do Parque Natural de La Mata y Torrevieja , czy słonej laguny. Fajnie to wygląda, ale raczej z lotu ptaka. Podejść za bardzo nie można, bo podobno się flamingi wystraszą. Parking hen, hen od laguny, wstęp pieszo lub rowerem. Szybki test szerokości bramki wjazdowej (jak przejdzie kierownica, to przejdzie i silnik (boxer!), czyli całe moto) , nikogo nie ma, jedziemy.
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TRIBiTYZgfI/AAAAAAAAF4k/7bC1v4HvZfY/s640/IMG_5548.JPG

Niestety ścieżka biegnie dość daleko od samej wody, i tylko się domyślamy, że te różowe plamy na horyzoncie to flamingi... Nie decydujemy się na jazdę "na szagę" bo to w końcu rezerwat a my i tak już chyba mocno przepisy łamiemy :umowa:
Jeździmy jeszcze trochę "dookoła komina" , ale jakoś nic szczególnie interesującego się nie trafia.
Następny dzień do południa spędzamy na plaży (wybaczcie brak zdjęć, ale to niestety typowa plaża z hotelami dookoła)
usiłując znaleźć jak najmniej zaludniony kawałek. Ech, greckie plaże... Kilometry piachu (albo kamieni) były tylko nasze...
Po obiadku ostatnie zakupy (czyli ile puszek z małżami, ośmiornicami itp. można wrzucić do kufra ponad to, co przewidział producent), ostatni rzut oka na miasto (w sumie nasz apartamentowiec stoi daleko od centrum), snobistyczną z lekka marinę o zachodzie słońca:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TRIDe9tBUFI/AAAAAAAAF44/YSs-lFvSlUc/s640/IMG_5565.JPG

Ostatnie zdjęcia w temperaturze ponad 30 stopni na rok pański 2009:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLRyH-YLI/AAAAAAAACMM/E-rou6hAV7E/s640/IMG_5568.JPG

i powoli trzeba się pakować. Przed nami ok. 2600 km do domu. Ale jeszcze kawałeczek Prowansji chcemy zobaczyć przy okazji. O ile się dogadamy po francusku :dizzy:

Lepi
22.12.2010, 15:34
Dodam, że to naturalne, że jakieś dalekie potrawy przyrządzone u nas czy przez nas smakują często lepiej niż oryginał. To kwestia smaku. A smak to rzecz wyuczona. Dlatego każdą potrawę przyprawimy do naszego własnego smaku który jest zbliżony w ramach jednego kręgu kulturalnego. Kto z nas ugotowałby ryż "na klejąco" bez grama soli? A ryba przyprawiona jedynie pieprzem syczuliańskim i chilli?

P S Miejsca bardzo fajne jak i ich opis.

wojtek II
22.12.2010, 16:12
i powoli trzeba się pakować. Przed nami ok. 2600 km do domu. Ale jeszcze kawałeczek Prowansji chcemy zobaczyć przy okazji. O ile się dogadamy po francusku

My też chcemy zobaczyć tą Prowansję, a i poczytać chcemy
Kiedy następny rozdział ?

jagna
22.12.2010, 21:29
My też chcemy zobaczyć tą Prowansję, a i poczytać chcemy
Kiedy następny rozdział ?

Będzie, będzie. Ale popracować na życie też trochę trzeba, niestety:mur:
Ale to już pewnie będzie ostatecznie ostateczny rozdział, dzięki bogu :bow:

Chyba, że mam się zabrać za opisywanie innych wojaży:dizzy:

jagna
22.12.2010, 23:34
Raniutko ruszamy na północy wschód, czyli ku domowi. Etap pierwszy równiutko 1000 km do Avignon. Jakoś tak mi się ładnie ten Avignon kojarzy z mostem (byle nie z piosenką Kombii...) i chcemy to zobaczyć. 1000 km autostradami, czyli tak liczymy 7-8 h. Ale nie wzięliśmy pod uwagę, że jest weekend, a my jedziemy wzdłuż wybrzeża... Chyba pół Francji się tam wybrało.... W okolicy Narbonne zaczynamy żałować, że żałowaliśmy kasy na AutoZug, bo właśnie w Narbonne władowalibyśmy moto w zug i obudzilibyśmy się prawie w domu, czyli w Berlinie... A tu korek przed nami, totalnie stojący , na jakieś 20-30 km. Wszyscy wiemy, że moto się zasadniczo mieści między autami, ale R1150GS mieści się jakby nieco mniej. Ogrania nas lekkie zwątpienie, czy boxer to aby na pewno najlepszy motor na świecie ;) (na co dzień P. dałby się za to zabić). Okazuje się, że korek jest spowodowany bramkami, których jest chyba ze 20, ale i tak nie dają rady. My jak zwykle służbowo, poza kolejką ;)
Po tym wszystkim muszę nieco dojść do siebie:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLSlkdqlI/AAAAAAAACMQ/VFLUTPVbNg8/s640/IMG_5572.JPG

Ale nieco mi w tym przeszkadzają modły na dywanikach Francuzów o nieco smaglejszej karnacji...
Pod wieczór docieramy do F1 pod Avignon, powoli już ciemnawo, więc zwiedzanie zostawiamy na jutro. Kolacja w McDonalds, który jest 100 m. Kolejka do kasy prawie jak korek na autobanie ;) Gdzież ten słynny kulinarny gust Francuzów?

Rano zaczynamy od okolic Avignon: najpierw słynny rzymski akwedukt: Pont du Gard. Jest wcześnie rano, i jesteśmy przed tłumami turystów. To dość duża atrakcja i sam wjazd na parking kosztuje chore pieniądze. Ale jakiś miły pan wychyla się z budki, sugeruje, że możemy śmiało przecisnąć się obok szlabanu. Po czym dodaje "I've never seen you"
Akwedukt jest ogromny i prześliczny:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TRJxOgP-ULI/AAAAAAAAF5g/N3cL80oyXUU/s640/pont%20du%20gard%2001.jpg

A to małe czarne z boku to ja:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLTokTUGI/AAAAAAAACMY/d6zdJHha-pI/s640/IMG_5578.JPG

Następnie Avigon i pałac papieży:
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLUYS-HnI/AAAAAAAACMg/WxBhD9QkjiM/s640/IMG_5596.JPG
Jakoś te zdjęcia za ładne nie wyszły... Pałac jest ogromny i nie da się go za cholerę zmieścić...
A w zasadzie, zgodnie z nauką polskiego kościoła, to byli anty-papieże ;) W XIV wieku, kiedy się musieli ewakuować z Watykanu... Robi to duże wrażenie, szczególnie w środku
http://lh3.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLVptdw_I/AAAAAAAACMo/oW6fkUNFcQs/s640/IMG_5611.JPG
Całe stare miasto jest ciekawe, w końcu to XIV wiek

No i słynny most w Avinionie. Nie weszliśmy na niego, bo chyba go lepiej widać z daleka, niż jak się na nim stoi:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLYMyt8KI/AAAAAAAACNA/DSRQ3KUBF4M/s640/IMG_5645.JPG

I jeszcze po drodze Orange (strasznie mi się podoba, jak to się wymawia "orąż") z kolejnym rzymskim amfiteatrem, ale podobno jedynym w całości zachowanym w Europie. I faktycznie robi wrażenie. I znowu to małe coś w dole to ja :)
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/SwvLZ2heJkI/AAAAAAAACNQ/zXKAnjzYbz4/s640/IMG_5664.JPG

W Orąż usiłujemy zjeść coś tamtejszego, niestety w knajpach vis a vis najlepiej zachowanego rzymskiego amfiteatru w Europie nie ma nie-francuskich menu....wrrrr.... Na migi tłumaczę, że chcę coś prowansalskiego i prostego. Dostaję rosół z małżami aż zielony od rozmarynu. Ocena ogólna: fuj.

Po drodze jeszcze jedna przygoda z paliwem po francusku. Nie chce nam się za często zatrzymywać i w zasadzie jedziemy "od baku do baku". GS posiada całkiem porządny wskaźnik poziomu paliwa, a znaki na autobanie informują co kilka km, za ile stacja. Tak już widzę, że na następną powinniśmy zjechać, za jakieś 2 km. Nagle moto robi pff, pff, zwalnia i staje. Że co proszę? ? Od czego jest kierowca? ? ? Ja mam pilnować paliwa? ? I co teraz? Po jakiemu będziemy prosić o pomoc? Ciekawe ilu kierowców wozi ze sobą kanister! Zsiadam z chęcią mordu w oczach (na szczęście przez ciemne okulary nie widać), a mój szlachetny małżonek się cieszy. Moja chęć mordu narasta zdecydowanie. A on się cieszy, bo w końcu może sprawdzić, czy faktycznie jak się bardzo GSa przechyli, to jeszcze trochę paliwa zleci z zakamarków &%$#! Przechylamy ile się da i faktycznie działa. Dojeżdżamy te 2 km. Po następnych 200 znowu zaczynam się do P. oddzywać ;)
No nic, trzeba grzać dalej, kolejny nocleg w znanym nam już hotelu w Miluzie z przemiłym recepcjonistą ;) Na szczęście już wiem , od której dają śniadania ;) Tym razem jednak śniadanie będzie późne, bo poprzednim razem P. wypatrzył na moje nieszczęście Musee National - Cite de l'Automobile, które mieści 450 starych aut... Diabli nadali... Z doświadczenia wiem, że zwiedzanie tego typu przybytków może zająć 3/4 dnia, a my mamy przecież dojechać przez całe Niemcy do domu. Ale cóż. Zaciskam zęby i jestem najlepszą żoną pod słońcem. Umawiamy się na 12tą przed hotelem, mam być zwarta i gotowa do wyjazdu. A P. leci zwiedzać:
http://lh5.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TRJ1qVI1iqI/AAAAAAAAF54/qvrhVgU1nm4/s640/IMG_5703.JPG

Coś koło 13 ruszamy w ostatni etap: 950 km do domu. Wszystkie ciuszki na grzbiet , bo jest tylko 20 stopni.
Gdzieś za Norymbergą zaczyna być chmurzaście i zimno, a od Lipska regularnie leje. Kondomy na się i jedziemy na Olszynę. Mój "ulubiony" odcinek zjazd z A18 do domu to 50 km przez las pełny zwierzaków i bardzo nie lubię jeździć tamtędy nocą. Zawsze mam wizję bliskiego spotkania z sarną... Ale co zrobić... Tuż przy zjeździe tankujemy polskie paliwo, patrzę na termometr: 8 stopni.... To już wiem, czemu nie mogę portfela rozpiąć i tak się trzęsę... A gość na Shellu uprzejmie pyta, skąd tak po nocy jedziemy. No to ja mu na to, że z Gibraltaru ;) Pewnie pół roku to kolegom opowiadał...
Na podwórko zajeżdżamy po północy, zdezorientowany pies sąsiada nawet zapomniał, że zawsze poluje na nasze nogawki od spodni, moto do garażu, kufry byle gdzie, my do wyra. Po 5 min. P. wstaje: "bez malinówki się nie obędzie". Dwa mocne łyki i zasypiamy.

Dedykacje są zwykle na początku, ale...

Poświęcam ten tekst Przemkowi, który odszedł pół roku po tej wyprawie. Tam u góry też muszą być żółte GSy...
http://lh6.ggpht.com/_1x1r176X3Dw/TMM2xNjCvSI/AAAAAAAAFZc/nXN7y6LsO-M/s288/IMG_5324.JPG

Zazigi
23.12.2010, 01:03
dzięki!

Pastor
23.12.2010, 07:58
Pięknie Aga :Thumbs_Up:
Trzymaj się ciepło :)

:hello:

7Greg
23.12.2010, 08:16
Naprawdę ślicznie :)
Gratulacje.

bukowski
23.12.2010, 08:19
O rany... jestes mistrzynią. Chylę czoła, przed glebokoscia refleksji, jaka wywolalo we mnie zakonczenie.

oskar_z
23.12.2010, 08:58
Szkoda że to już koniec. Od 4 dni ranek zaczynałem od kawy i Twojej relacji. Pozdrawiam.
PS. Falubaz pany mnie rozłożył.;)

miroslaw123
23.12.2010, 09:09
Super się czytało, fajnie oglądało...:D

Marcin.111
23.12.2010, 09:14
Dzięki za opis. Nigdy nie myślałem o wyjeździe w tamte rejony świata a naprawdę warto. Piękne zdjęcia i super opis. Pozdrowki

Wegrzyn
23.12.2010, 10:54
W sumie jak najbardziej fajna wyprawa i bardzo ciekawe opisy. Szkoda, że już koniec...

jagna
25.12.2010, 19:50
Szkoda że to już koniec. Od 4 dni ranek zaczynałem od kawy i Twojej relacji.

To jeden z lepszych komplementów, jakie w życiu słyszałam:bow:
Mam nadzieję, że nie wynika tylko z lokalnego patriotyzmu :Sarcastic:

Namawiana przez współpodróżującego i kilku innych postaram się coś napisać o wypadzie na Bałkany. Temat wprawdzie bardziej niż oklepany, ale może znowuż komuś będzie się fajnie czytało. A ja będę miała radochę z pisania :D

felkowski
25.12.2010, 22:17
Nie ma dwóch takich samych podróży i takich samych przygód ....

chodzilo mi o "oklepane balkany'

oskar_z
26.12.2010, 21:07
Dobrze się czyta relacje pisane z poczuciem humoru i dystansem do świata i siebie. A patriotyzm lokalny swoją drogą:) Pozdrawiam

jagna
06.01.2011, 18:19
chodzilo mi o "oklepane balkany'

No to się zabrałam za te Bałkany:
http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=8259

A jak wszystko wypali, to na następną zimę będzie może Korsyka AD 2011:D

Elwood
10.02.2011, 22:59
Aga... luknij na mego avatara.
Zawłaszczyłem już dawno, dzisiaj się ujawniam. Jam ten po lewej.
Bomba Koleżanko. Bomba!

jagna
10.02.2011, 23:40
Ha! Zauważyłam. Niech Ci będzie... Choć miałam już skarżyć o prawa autorskie :D