PDA

View Full Version : Połonina Borżawa - Ukraina [Sierpień 2010]


BLOB
01.09.2010, 14:28
Dryn dryn
-Halo
-Co robisz
-nic
-jedziemy gdzie w łikenda?
-jacha coś polatamy
-a może na ukraine by poleciał
-co

SKŁAD: Gucio, Rysiek z Krosna, BLOB


28 sierpnia roku Pańskiego 2010
Godzina 03:00
Oczy otwarte za piernika nie mogę spać
Godzina 04:00 do 07:30
O w dupę zaspałem …................
O 8 czekałem na żonę aby po nocy z dzieciakami została taka zmiana opieki
Jako że w nocy trudy pakowania poczyniłem to jestem gotowy. Ubieram manele na plecy trzy całusy dla wszystkich po jednym, wrrrrrrrrrrrrrrr jedziem.


Przed 9:00 melduję się u Gucia na arbajcie. Po calaku daje pewność siadamy i pędzimy na granicę do Krościenka. Jak by kto nie wiedział to Gucio zawsze jebie takimi bokami że trudno zapamiętać drogę jak się jest pierwszy raz i zapierdala hundert na godzinę.
Jeszcze kilka calaków po drodze z kręceniem głowami i dalej na granicę.
Podczas wyjazdu rzuca się w oczy prawidłowość:
Jak walnie deszcz to proście Gucia niech ubiera deszczowca zaraz przestanie :-).
Przejechaliśmy bokami no i oczywiści nikt by sobą nie był, gdyby nie otwieranie takich zielono- białych ramp z jakimiś tablicami obok, ale tym ani my ani wy dupy sobie nie zawracajcie.


Pomimo jednak deszczowej aury zbliżając się do granicy w Krościenku coś jakby słońce świeciło jakiś taki blask co to to uśmiechnięta gęba naszego kompana Ryśka tak nas wita. No to witka i do odprawo-przeprawy paszportowo-kuferkowej.
Na granicy bez problemów- karteczki pytania gdzie to jedziemy i gestykulacja nadgarstkowa ukraińskich celniko-budkowców daj w pizdu mać daj ognia.
Po przejechaniu granicy z jakieś uuuuuuuu uuuuuuuuuu 100 metrów stajemy
Tutaj tylko na chwilkę aby zmienić kasę na jakieś kolorowe papierki to chyba ukraińskie $ są ale huj Guco i Rysiek Biora to i ja wezmę.
Na motonogi i jedziemy tym razem jakieś 50 metrów tutaj do dystrybutora z A95 huj oni leją to i ja do pełna. Tutaj na Ukrainie zawsze jak leję waszkę to pysk mi się śmieje- taniość
Po ramce Marlborasów albo czterech do kieszeni i ogień, dla przykładu te kosztują jakieś 4,5 zł. Sznikersy jakieś 50 groszy.
Po krótkiej konsultacji gdzie jedziemy walimy w pierwszą w bok za granicą bo tam zdaje się Gajron coś nam polecał .
Ale wyjazdem kieruje tylko albo zdrowy rozsądek albo oczy gdzie zaniosą.
Decyzją Gucia i Ryśka bo ja to matoł mapowo-orientacyjny jestem walimy do miejscowości WOŁOWIEC.
Tutaj pamiętam jak Motormaniak coś pisał na temat VOLOWES.
Zgodnie przytaknołem głową bo co miałem powiedzieć jako nienawigacyjny.
(tutaj już zapadła w myślach decyzja o zakupie Garmina).
Po decyzji lokalizacyjnych na mapie jedziemy przez pola lasy i łąki cha cha cha nic podobnego jebiemy jakimiś mieścinami i drogami kiepskiej jakości czas od czasu jakaś przecinka z 15 km bez domu i zabudowy. Docieramy do jadłodajni, co by tu zjeść ?2 sekundy i decyzja Barszcz Ukraiński i jakieś mięsko czosnkowe z grzybkami. Wszystko oprawione w masę pomyłek w ilości i jakości zamawianej kawy i herbaty. Zresztą jak się okazuje to wszyscy na ukrainie nie wiedzą co to jest kawa po Turecku, plujka, fusiara, cedzonka, szklankówa. A tłumaczenie jak to wlać wodę do kawy nic nie daje.
A nie przepraszam daje, Rysiek dostając łespresło w kubeczku a raczej na dnie tego kubeczka, poprosił o dolanie wody bo mało tego było- to mu nalała laska kranówy, przestygła mu moment ta kawa no ale.
Dalej ogień na Wołowiec:
Pewnie koło 4 dotarliśmy na miejsce do Wołowca.
Tutaj jebnoł deszcz któryś raz z kolei i zapadła decyzja że namiot który kupiłem dzień wcześniej to moge sobie sam w nim spać. Jedziemy szukać spania w jakimś motelu.
Jak się okazało w pierwszym najbardziej wypasionym hotlu na ulicy i pewnie w mieście pytamy o cenę.
Troszki to było utrudnione bo ujebani byliśmy jak trole i nie chcieliśmy zrobić czody w holu. Pani wyszła i poinformowała nas po uprzednim wyjaśnieniach i przeliczeniach na palcach miłej pani co to jest 3 osoby. Otrzymujemy cenę 150 ukraińskich $. Ja pierdziu ile to jest? szybki przelicznik he jakieś 20 zł za dobę. Tutaj znowu szydera z mojej ochoty spania w namiocie i decyzja śpimy w cywilizacji.


W związku z tym iż miejsca są i hoteli w pizdu zapada decyzja bukujemy się zostawiamy zabawki walimy jeszcze w teren.
W związku z nienaganną pamięcią Gucia po opowieściach Motormaniaka szukamy stacji kolejowej i drogi którą przejechali oni.
Zajeło to Guciowi jakieś 10 minut dziad skończony wszędzie trafi.
Tam walimy pod górę. Śisko, mokro a motorem napierdziela na boki ale co tam walimy Gucio na klocu sunie jak diabeł Rysiek na slikach też a ja za uja nie odpuszczę.Po wspięci się na jakąś wysokość, stopek na calaka.Tutaj zapada decyzja pod wpływem Ryśka który namawiał żarliwie na jakieś ciecze C2H5OH w ilości wiadra czy dwu,a my jak to my nie oponujemy stwierdzamy że jutro wracamy tu i zjemy ten pagórek na kacyku.
Tutaj koledzy jak to koledzy sru i na dole i nie pomogły krzyki moto nie jedzie za huja stop.
Wkoło się napierdzieliło błota tak że staneło z 20 minut dłubałem patyckiem.
Jestem zjechałem
-A gdzie ty był he
W dupie
a tak widzieliśmy tą krowę to z nią spędzałeś czas

Noc spędzona przy przychwalaniu i planowaniu jutra oraz nocnych polaków rozmowach skończyła się o ?
Ta pamiętam jakieś śpiewy Biełyje rozy i inne lingwinistyczne wywody jakieś sery które wyglądały jak splecione sznurówki i były jebucko słone, lecz bardzo dobre. Wprost idealne serki do piwa my zmodyfikowaliśmy do picia z lufkami jedna za drugą.
Potem wyrko i znowu biełyje rozy ale melodyjnie lepsze.


No to i drugi dzień wyjazdu.
Ranek 6:00 qufa Rysiek zamknij się idź spać...............ja pierdziu Kacyk a skąd ty tu
Po ubłaganiu pełnego wigoru Ryśka i kilku łykach cieczy fajce na balkonie do wyra.... uf cisza byle nie biełyje rozy.

Wstawać dzida ogień jedziemy....
lepiej to coś po 08:00. pakowanie planowanie i ogień.
Tutaj już nie ma litości.


Z wywiadu środowiskowego i rozmowach z tubylcami wyjaśnili nam jak to sobie można podzidować wszędzie- wow wszędzie
Zapada decyzja jebiemy na połoninę ponad 1000 metrów.
Przed wyjazdem kawa konsultacje z tubylcami tu jest ładnie i tędy se jedziecie ło i tam tam tam i będzie ok.
No to dobra se jedziemy.
Pełna pała i w górę, tam to tylko fotki i opowieści dadzą odzwierciedlenie tego co my widzieliśmy.
Niezwykle piękna kraina w Postaci Połoniny Borżawa była przepiękna zimna i surowa.
Zatykanie uszu świadczyło o szybkim tempie wspinaczki motocyklowej oraz wysokości.
W 3/4 drogi koniec wyciągu narciarskiego oraz kilka domków jakiś biedaków z merców palących grila i grzejących się w słoneczku.
Wyjazd na szczyt sprawiał niejednokrotnie problemy zwłaszcza że jechaliśmy obładowani a oponki nie zawsze pasowały do terenu w jakim znajdowaliśmy się.
Podjazdy kapitalną drogą kamienisto-szutrowo-wodn-błotną tego ostatniego jednak mało.


Cały wysiłek nagrodzony szczyt zdobyty widok BAJKA.


Droga powrotna to na prędkości, mało czasu poświęconego na zachwycanie się widokami i focenie.
W związku z tym iż było trochę czasu postanowiliśmy przebijać się do innych miejscowości ale już lajtem i bez presji.
Tutaj Staneliśmy w jakiejś nizinie gdzie wszechobecne konie (nie dzikie a jak sądziłem ) obgryzały trawę i chodziły po wodzie. Fota cygarki i ubieranie bo zimno się zrobiło niemiłosiernie.
W drogę.
Chlap chlap łup łup chlap chlap co jest kórwa mać, KAPEĆ
No to co pany dawać dętkę,
jak to nie macie a łatkę o k..a.
Okazało się że jesteśmy w czarnej dupie bez dętki, łatek, łyżek i całego potrzebnego majdanu.
Chwila dywagacji i jakieś 10 minut z pomocą Ryśka i Gucia moto na kamieniu stoi a ja zdarłem koło kluczami dętkę z oponki fik i co dalej.
No to CPN jakiś może tam a może wulkanizacja a może sznurek i gałąź. Nic już się pakuję do Ryśka na motóra z kołem i dętką a tu jakiś autochton jedzie na ukrainie takim rowerku. Przepraszam gdzie tu dętki łatają Gucio zagaił, od słowa do słowa, niedaleko stąd zakład wulkanizacyjny.
Super poprosimy i będzie dzida.
Już pojechał ja z powrotem na moto do Rycha a on wraca i gada e ja tam chyba mam a jak nie ja to syn to ja pojadę z Rłyszkiem jak to mówił i załatwim problema. Po upływie jakiejś godziny wracają oczywiście gość bez kasku bo po co mu kask ?.
Łatka jak się patrzy Rychu załatał pomogli założyć koło ja się spakowałem i gotowi do, niestety drogi powrotnej.
Jeszcze szama i trudna decyzja Gucia który chciał zostać na Ukrainie WRACAM. Dlaczego? bo jakieś dupki mu kasy nie chcieli zostawić jak im zostało
Dalej to dzida jak kury bo ciemno jak w d..ie 100-110km/h na granicę.
Tam zakupy wiadomo coś trzeba wziąć do domu ja jako że obiecałem to tak z 5 kilo cukierków SZUMIENEK-polecam i oczywiście dwie paprykówki.
Dalej to już tylko ogień na garki z małymi przerwami na fajusię.
Rysiek poleciał prosto do domu na krosno a my w kierunku Przeworska oczywiście drogami znanymi tylko przewodnikowi Guciowi.
24:30 Dom ciepło jasno i żoneczka czekająca. Dzieci w wyrku ach jak przyjemnie.

Ps. Dziękuję Gucio i Rysiek za wycieczkę. Za pomoc przy gumie i towarzystwo nocne polaków rozmowy i dobre nastroje. Jechało mi się rewelka. Kiedyś to musimy powtórzyć. Ale to dopiero jak wiecie sami co …...................................
Ps. Dziękuję Gucio i Rysiek za wycieczkę. Za pomoc przy gumie i towarzystwo nocne polaków rozmowy i dobre nastroje. Jechało mi się rewelka. Kiedyś to musimy powtórzyć. Ale to dopiero jak wiecie sami co …...................................
Sorki za K i Z na filmie ale emocje wzięły górę
76l2t1F0qMw

wolly
01.09.2010, 17:45
No ładnie , widzę ze pogoda wam dopisała

puntek
01.09.2010, 18:08
na połonine na 7 -kach ?
nie szkoda komfortu ?

Widoki przezajebiste , ale aparat jakis mierny klasy widoczków nie oddaje :(
jak zwykle zazdraszczam

borunin
01.09.2010, 19:42
Niezły wypad.
Szkoda że mogłem pohulać z Wami, ale nawet wkoło komina nie mam czasu ostatnio pojezdzić :(.
Pozdro!

BLOB
01.09.2010, 20:15
na połonine na 7 -kach ?
nie szkoda komfortu ?

Widoki przezajebiste , ale aparat jakis mierny klasy widoczków nie oddaje :(
jak zwykle zazdraszczam


Aparat zajebisty tylko mokry obiektyw nie bardzo bangla.
Ostatnie w słońcu i fotki inne prawda ??
Zamokniety z soboty wieczorem w niedzielę odparował :) i cuj a ja pamiętam ładnie i ostro