PDA

View Full Version : Give me money i biedni ludzie.


Molek
18.01.2019, 22:47
Jak radzicie sobie albo co robicie gdy spotykacie "żebraków" podczas podróży?
Nie byłem w Afryce, w Indiach, na jakichś najbiedniejszych terenach świata, ale miałem kilka sytuacji które zapadły mi w pamięć. Zazwyczaj jak gdzieś jadę to myślę o zagrożeniach, o tym co może się tam przytrafić, chorobach, nieprzewidzianych sytuacjach i ew. zmianach planu czyli planie awaryjnym. To jest takie moje przygotowanie ABC.
Natomiast kilkakrotnie znalazłem się w sytuacjach na które przygotowany nie byłem i nie wiedziałem co zrobić.

Ja rozróżniam dwie całkiem inne sytuacje.

1. Żebractwo wyrachowane czyli typowe "mister many"
Wg. moich obserwacji taka sytuacja występuje często w miejscach "must see" czyli tam gdzie zazwyczaj pojawia się duża grupa turystów, którzy często obdarowują dzieciaki różnymi "prezentami". Nie ważne czy to słodycze, pamiątki, czy pieniądze. W takich miejscach dzieciaki przyzwyczajone są do zaspokajania ich potrzeb poprzez "białe twarze" i wyciągają ręce po więcej.
Ta sytuacja jest dla mnie prosta i ja po prostu nie zwracam na takie sytuacje uwagi.
Gdzieś kiedyś widziałem napis podczas oglądania jakiejś atrakcji turystycznej, który brzmiał mniej więcej tak "Jeśli chcesz pomóc lokalnym dzieciom to nie dawaj im pieniędzy bo nauczysz ich tylko żebractwa"

2. Jest to właśnie sytuacja w której nie bardzo wiem jak się zachować. Jesteście z dala od utartych szlaków w totalnej wiosce gdzie dociera bardzo mało turystów. Zamawiacie sobie na lokalnym targu jedzenie i po jakimś czasie starsza osoba, która nie zna słowa w żadnym języku poza swoim, jest ubrana w ciuchy ze śmietnika, brudna, podchodzi i wyciąga do Was ręce. Co robicie?

Jest wiele sytuacji z podróży których nie pamiętam, których nie pamiętają znajomi z którymi byłem, ale sytuacje w których wg. mnie nie "pomogłem" innemu człowiekowi pozostają w pamięci na stałe.

Mile widziane różne historie z różnymi zakończeniami ( takich w których daliście niewiele od siebie a radość drugiej osoby była ogromna oraz takich w których nóż się w kieszeni otwierał bo was "oszukali").
Może wspólnie wypracujemy jakiś proces myślowy, który w takich sytuacjach pomoże nam podjąć najwłaściwszą decyzję.

***

Manila godzina ok. 0:00, wracamy z baru zwiedzając stolicę Filipin w poszukiwaniu innego baru. Idziemy we 3 facetów środkiem drogi szeroka ulicą, pochłonięci rozmową na temat Filipińskich niewiast. Podchodzi jakiś kajtek za nim kilku kolejnych po chwili jesteśmy otoczeni przez grupkę ok 30-40 dzieciaków sięgających do pasa. Brudne dzieciaki w samych gaciach i bardzo natarczywe. Najpierw z rekami wysuniętymi później zaczęły nas łapać za kieszenie, za koszulki. Wtedy jakbym wytrzeźwiał bo zobaczyłem kartony, parasole, po obu stronach drogi i dziesiątki rodzin mieszkających na ulicy.
Tam decyzja była prosta, szybki odwrót, który zakończył się ciężkim oddechem. Było naprawdę nieprzyjemnie ale wtedy innego rozwiązania chyba nie było

Tajlandia Phuket. Impreza w barze przy plaży wiele białasów i Tajskich freelancerek. Bibka super, alkohol, tańce, godzinka gdzies 1-2 w nocy. Nagle przede mną biedna dziewczynka ze łzami w oczach pokazuje, że chce jeść. To był mój drugi dzień w Tajlandii. Smutno mi się zrobiło jak cholera co na pewno spotęgował alkohol. Więc wyciągam z kieszeni pieniądze. Jeszcze nie znałem lokalnej waluty. Daje jej 1000THB co na nasze to ponad 100zł. Oglądam inne nominały i czuje, że coś mi się rypło bo dziewczynka stoi z tym banknotem z wyciągniętą ręką i nie wie co zrobić. Sprostowałem swoje poczynania i zamieniłem 1000 na 100. Po czym bardzo szybko podchodzi nawet można powiedzieć, że podbiega jej matka, łapie mnie za rękę i chce wyrwać te 1000 batów. Totalna konsternacja. Podchodzi do mnie kumpel który mieszał już tam od 6 lat i mówi, żebym nie dawał żadnych pieniędzy bo tutaj kobiety uczą dzieci jak żebrać. Specjalnie je ubierają, sztuczne łzy itp. Więc stanowczym gestem chce zabrać rękę a ta babka zaczyna się ze mną szarpać. W panice użyłem siły, zabrałem swoją kasę i czułem się oszukany już na samym początku.

Wietnam, godzina 13, zadupie, biedna wioska. Łapiemy gumę, podjechaliśmy do mechanika i nam ją wymienia. Gapiów tłum ze 30. Żartujemy sobie jest miła atmosfera, przybijamy piątki. Po chwili podchodzi starsza kobieta lat ok 80. Kręci się dookoła, podchodzi do stoiska z bananami i ją tam babka trochę wygania więc podchodzi do nas i wyciąga ręce. Ja patrzę na ludzi dookoła co może by zasygnalizowali co zrobić albo pomogli w jakiś sposób ale tylko się uśmiechają. Nie bardzo wiemy jak się zachować więc każdy ignoruje jakby jej nie było. Po chwili podchodzi do naszej Dziuni i zaczyna ja popychać wyciągając ręce. Sytuacja powtarza się ze dwa razy. Robi się nieprzyjemnie więc staje między nią a Dziunią i mówię, za pomocą gestów, żeby jej nie popychała, więc zaczęła popychać mnie. Patrzę każdemu Wietnamczykowi głęboko w oczy z pytająco proszącym wyrazem twarzy co pomógł. No ale reakcji żadnej. W związku z czym nakazuje odwrót Dziuni a reszcie bycia gotowym do odjazdu jak tylko mechanik skończy robotę. Kobiet zaczyna być coraz bardziej natarczywa zaczyna mnie klepać albo bić nie wiem, była bardzo wątła, więc jestem zmuszony delikatnie złapać ją za ręce co by tego nie robiła. W tym momencie bracki rozlicza się z mechanikiem i odjechaliśmy. Może ona była tak głodna, że z braku innych możliwości była tak natarczywa? Może jakbym kupił jej ryż z kurczakiem za 2 złote to był by jej pierwszy posiłek od 3 dni? Tego już się nie dowiem.

Adagiio
19.01.2019, 07:21
Spotkałem się kilka razy z sytuacją gdzie ktoś kto cały dorobek życia niesie w parcianej torbie na pasku idąc pustynią, wyciąga z niego kawałek bagietki i daktyle chcąc się z Tobą tym podzielić, nie wiedząc kiedy następny raz będzie mógł coś zjeść. Tam kasa się nie liczy bo do najbliższego miasteczka są setki kilometrów. Złapałem kiedyś kacia w przyczepie na szutrówce gdzieś na zadupiu w okolicach Zagory, główne drogi były zamknięte ze względu na jakieś protesty wiec pojechałem na skróty. Zatrzymałem się żeby wymienić koło a po chwili podjechał młodzieniec na motopedzie i zadeklarował pomoc, nie chciał żadnej kasy w zamian tylko klapki i kilka butelek wody, które widział w kamperze.

Novy
19.01.2019, 15:28
Przypomniała mi się jedna sytuacja.

Dawno temu. Polska. Późno w nocy. Ludzi mało bądź w ogóle. Wracam w lekko bajkowym nastroju i na przeciwko mnie, niedaleko całodobowego sklepu stoi dobrze ubrany koleś, nienaganna fryzura, ogolony, w mniej więcej moim wieku i zaczyna mówić, że okradli go, nie ma nic - kasy, dokumentów, nic! I czy mógłbym dołożyć jemu na bilet autobusowy, bo nie ma jak wrócić do domu.
Nie wiem, ile miałem w portfelu, ale dałem wszystko, co miałem. On przy tym mówił, że nie trzeba, że prosi tylko o dołożenie do biletu - mówię - chłopie, bierz - jesteś przecież w czarnej dupie!

Sprawa zamknięta, można powiedzieć zapomniana.

Ale ja mam zajebistą pamięć do twarzy...

Za naprawdę jakiś odległy czas sytuacja się powtarza jeden do jednego.
Tylko miejsce było inne.
Jak tylko koleś zaczął swoją opowiastkę i dotarło do mnie w sekundę, że kiedyś tam, chciałem właśnie jemu pomóc i że właśnie przez niego zostałem oszukany, to ruszyłem za nim w pełnej gotowości 'tłumacząc' na głos, że go 'znam'.

Miał szczęście, że byłem w mocno bajkowym nastroju (który zmienił się w natychmiastowy wkoorw) i że biegał szybciej ode mnie.


Natomiast, jeśli chodzi o de nie ma zbyt wielu osób, które żebrzą, a jeśli już ktoś jest to raczej sporadycznie ktoś wrzuca do kapelusza.
Przyczyna? Powód?
W de jest mnóstwo pracy, wystarczy chcieć pracować. Jeżeli nie możesz pracować to jest socjal.

CzarnyCzarownik
19.01.2019, 16:50
Ja miałem tylko raz w Albani sytuację. Parkuję przy moto przy sklepie, dziewczyna zostaje pilnować dobytku a ja do sklepu. Ale przyplątała się do nas jakaś dziewczynka, trochę porozmawialiśmy na migi, dostała kask do ubrania itp. W sklepie kupiłem jej butelkę jakiejś wody smakowej bo było bardzo ciepło i 2 batoniki. Jak wracałem to dorwała się do chusteczek nawilżanych i chyba jej się podobał zapach to dostała jeszcze małe opakowanie od nas :) I śmieszne bo miała bluzkę z motocyklem, taki miły akcent :)

Zaliczam tą sytuację do kategorii "biedni ludzie", bo nie mówiła "give me money".

northb
19.01.2019, 23:13
Biedni ludzie nie wyciągają rąk po pieniądze. Miałem raz podobna akcje, Mały sklepik na jakimś zadupiu, młody chłopak lat na oko 10, kupuje chleb i kapustę. Z racji ze stałem za nim obserwowałem co robi. Młody rozglądał się po półkach z słodyczami, i majac maślane oczy konsumował je w wyobrazi. Widząc to zatrzymałem go przed wyjściem ze sklepu i dałem kilka słodkości na droge. Młody był w takim szoku ze nawet nie był w stanie nic powiedzieć. Skinął głową i ruszył w droge do domu. żebranie wiąże się ze wstydem u takich osób. Wychowanie wynosi się z domu. Nie dziwi mnie to ze ludzie maja właśnie takie dylematy jak kolega wyżej, bierze się to stad ze zapewne większość nie była w tak ciężkiej sytuacji, a jeśli była to założę się ze nie poszła by zebrać pieniędzy. Osoby które maja ciężko w życiu, poznasz po tym ze nie proszą o pieniądze. Obce ci osoby proszą Cie o pieniądze ponieważ zostałeś wybrany do oskubania jako „łatwy cel”, osoby tego typu będą próbowały wszystkiego od łez po próby zastraszenia np popychanie, mogą być wytrwale i nachalne. Nie ma złotych środków na obronę, wszystko zależy od sytuacji. Pamietaj ze będąc w podróży najważniejsze jest Twoje bezpieczeństwo.

Skeeb
21.01.2019, 00:39
Piszę o doświadczeniach przede wszystkim z PL
Ja co do zasady nie daję. Staram się grać przekonująco, że sam niewiele mam ;)


Parkowałem mojego gruza pod Złotymi Tarasami, przypałętał się mały cygan z ręką nadstawioną po pieniądze. Szybka kalkulacja: raczej nie daję, zwłaszcza w centrum, zwłaszcza "etatowemu żebrakowi". Z drugiej strony skończyć z pociętym siedzeniem, trochę słabo. Wybrnąłem tak, że powiedziałem mu, że nic nie mam, ale jak chce, to mogę go posadzić na moto i trochę opowiedzieć. Pod parasolami HardRock siedział jego stary, zauważyłem go jak się nerwowo poruszył, kiedy tego dzieciaka wsadzałem na kanapę. Pokręcił manetą na sucho, zapytał "ile pojedzie" i już był mój. Weź kolego rzuć okiem, żeby mi tu nikt nie siadał, jak będę w pracy, ok? OK! piąteczka.



Raz tylko wspomogłem kogoś w centrum i tego nie żałowałem. Uczęszczane miejsca to mekka cwaniaków i kombinatorów.

Zgodzę się z przedmówcami, prawdziwa bieda nie poprosi o pieniądze.

W pewnej miejscowości przy DW 897, podczas rozbijania się na dziko przyszedł do mnie człowiek i zaprosił na swoje podwórko. Patrząc po domu - bieda nawet nie piszczy, a gra na organach. Mimo mojego wzbraniania się była i kolacja, i śniadanie. Dzwonił do mnie potem kilka razy "ot tak", spytać co słychać i z zaproszeniem. Wydawało mi się, że się kryguje i że chciałby o coś poprosić, więc poszła paka "od mikołaja". Był mega wdzięczny, a przy tym wygadał się, że jemu chodziło tylko o to, żebym, będąc w okolicy, wpadł i przewiózł jego syna kawałek ;) Gdyby to tylko nie było 400km w jedną stronę...

chemik
21.01.2019, 07:49
Szybka kalkulacja: raczej nie daję, zwłaszcza w centrum, zwłaszcza "etatowemu żebrakowi". Z drugiej strony skończyć z pociętym siedzeniem, trochę słabo.

Kilka lat temu w samym centrum Wrocławia miałem podobną sytuację. Wjeżdżam autem na parking niedaleko Galerii Dominikańskiej (teraz stoi tam OVO) i od razu podbiega do mnie obszczymurek mówiąc, że chce 5 złotych za popilnowanie auta. Powiedziałem mu, że nie dam. On na to: "Takie ładne auto - szkoda aby ktoś porysował". Odpowiedziałem mu, że źle trafił, bo auto ma AC (blefowałem) i wyremontuję z ubezpieczenia, a jego i tak znajdę, bo przychodzi tu codziennie (nie wiedziałem, czy to prawda, ale blef trafił) i to jego rewir i szkoda aby go stracił po tym jak mu gębę obiję. I dodałem, że od teraz dopóki nie wrócę to pilnuje mego auta za darmo.
I zgadnijcie co się stało. Tak, pilnował.
Oczywiście nie popieram takich zachowań i nie lubię takich sytuacji. Jednakże jak już się przytrafia to trzeba być stanowczym i nie dać się zastraszyć.
Jeśli chodzi o pomoc, to tak jak poprzednicy napisali - ci, którym w życiu ciężko nie proszą o bezinteresowną pomoc. Zawsze starają się dać coś w zamian. Dlatego pomagam, ale nie tym z wyciągniętą ręką na ulicy.
Wiem, że trudno te same kategorie myślenia stosować za granicą. Im dalej w świecie jesteśmy tym bardziej spoglądają na nas jak na worki z dolarami. Ale niestety, zjeździłem już ćwierć świata, i tu reguła też się sprawdza - na popularnych szlakach turystycznych prawdopodobieństwo trafienia zwykłego żebraka rośnie wykładniczo. Im dalej w "czarną dupę" tym ludzie bardziej ludzcy.

puntek
21.01.2019, 14:00
Bardzo mi się podoba problem tu poruszany, też miałbym różnego rodzaju emocje, a tak wiem upewniam się w przekonaniu, że nie dawać kasy i nie liczyć że bieda choćby najgorzej wyglądająca zwróci sie po kasę...,
no ale jak w Tajlandiach nie bywam :(

QrczaQ
21.01.2019, 15:18
Moim zdaniem, generalnie to malo mozna samemu zmienic sytuacje ludzi biednych, szczegolnie dajac pieniadze.

Mi utkwila taka sytuacja z Libanu. 2 miliony uchodzcow z Syrii. Dziewczyna z taka ladna buzia i niebieskimi oczami z dzieckiem na reku prosila mnie nachalnie o pieniadze. No i nie dalem. Co dam jej 1$? Co to zmieni, jak tam kanapka kosztuje 5$? I co dam kazdemu po 1$, 2 miliony dolarow i co to zmieni? I oni sa tam od miesiecy, lat. To co dam im na sniadanie, obiad, kolacje?

Do tego lepiej przygotowane sa organizacje jak Czerwony Krzyz czy ONZ.

Ciekawoskta to Kamil Cebulski - ten najmlodszy milioner. Teraz chyba sprzedaje 'biedakom' w Afryce edukacje i wode. Edukacje, zeby sie nauczyli zarabiac, wode zeby mieli czas na nauke i pozyteczniejsze rzeczy niz chodzenie z baniakami wody.

https://kamilcebulski.pl/o-mnie/

Byłem przedsiębiorcą. No może nadal nim jestem, ale nie w takim wymiarze jak kiedyś. Swoją pierwszą firmę założyłem w wieku 16 lat, a poważną karierę zakończyłem mając lat 25. Wtedy to postanowiłem zwolnić i skupić się na innych rzeczach niż działalność gospodarcza.