PDA

View Full Version : Trakt Pamirski 2018


Grzechu2012
11.01.2019, 14:57
Relacja była pisana w podróży, a w zasadzie jej większa część.
Pod wpływem emocji i koniaku, język potoczny z elementami gwary podlaskiej i przymrużeniem oka.
Czasem przemyślenia, czasem bełkot z wkurwienia pomieszany z podnieceniem. :dizzy:
Zatem niech się dzieje :)

Pakowanie
3 dni do odjazdu.
Jak już zaczynają się sny z serii „jestem w podróży i coś zapomniałem€ znaczy że powoli pojawia się lekki strach i euforia związana z wyprawą.
Motocykl raczej mam przygotowany, napęd nowy, opony nowe, olej świeży zalany, profilaktycznie łożyska w kołach wymienione co prawda dopiero mam 41000 km ale lepiej „dmuchać na zimne€.
Kolega Michał też już jest technicznie przygotowany, najgorzej to spakować wszystkie potrzebne i mniej potrzebne rzeczy na motocykl. Tym razem zachowałem minimalizm- (jak na mnie)- bielizny po 2 pary, kalesony i ciepła kurtka. Tylko kurde, jak wziąłem ciuchów mało to w zamian zabrałem sporo giftów dla lokalesów, liczymy także na integrację z lokalną Polonią.
Dużym plusem jest to że suche jedzenie nie waży dużo, a mam tego sporo, grunt to być samo wystarczalnym
Jeszcze tylko muszę dokupić ze dwie mielonki mazurskie z sentymentu, bo nic tak dobrze nie smakuje kilka tysięcy kilometrów od domu w trasie jak zwykła poczciwa mielonka która ma w sobie 50% mięsa
Teoretycznie wygląda to tak że w jednej sakwie mam camping czyli namiot, śpiwór, materac itp.
w drugiej ciuchy, medykamenty, chemia i elektronika,
w torbie na siedzenie jest jedzenie i miejsce na wodę oraz koniak
w tankbaga wchodzi podręczna elektronika, mapy, dokumenty, telefony, aparaty to co potrzebne jest na szybko.
Chyba mam wszystko,
ale najważniejsze to zdrowie, dokumenty, dobry humor, a za resztę można zapłacić kartą
https://images91.fotosik.pl/104/f1f517145bef720cmed.jpg (https://www.fotosik.pl/zdjecie/f1f517145bef720c)
https://images90.fotosik.pl/103/fa2050e03adcc475med.jpg (https://www.fotosik.pl/zdjecie/fa2050e03adcc475)

Molek
11.01.2019, 17:23
Nie powielaj mojego błędu i nie korzystaj z fotosika. Zaraz imity sie wyczepią i trzeba płacić bo zdjęcia znikają. Wrzuć na dysk google

bukowski
11.01.2019, 17:37
Albo na serwer forum. Dwa razy straciłem po pare godzin na odtwarzanie zdjęć :/

Sent from my G8441 using Tapatalk

zz44
11.01.2019, 18:48
Idealna pora na takie relacje.
Pisz i wrzucaj, zdjęcia i mapy!
PS. Giftów nigdy za dużo!

fiecia
11.01.2019, 19:01
No nareszcie! Czekamy!

Śwagier
11.01.2019, 23:07
:lukacz::lukacz::lukacz:
czyta się.

Grzechu2012
12.01.2019, 12:09
Dzień Pierwszy Naszej podróży:

Witam, Priwiet😃
Dzisiaj po długich granicznych bojach dotarliśmy do Rosji.
Nie było lekko..
Białoruś strasznie nas rozpieściła jeśli chodzi przejście graniczne oraz drogi.
Na granicy:
Wiadomo nie od dziś że mój ruski jest słaby (alee z każdym wyjazdem jest lepiej)
Michaił też nie bardzo mimo że uczył się dawno temu w podstawówce .
Do rzeczy, pogranicznicy byli tak mili że specjalnie dla nas wydrukowali deklaracje w j.polskim (szok) co zdziwiło mnie strasznie i pomogło niesamowicie na tej i nie tylko tej granicy!
Odprawa przebiegła bardzo szybko, mimo ostrzeżeń zajęło nam przekroczenie granicy PL-BY raptem 30min w Bobrownikach. Super. Resztę zaoszczędzonego czasu mogliśmy spożytkować na autostradach Białorusi. Drogi są niesamowite!
Prędkość mimo że przepisowa to pozwoliła nam pokonać ten prześliczny kraj z zachodu na wschód w ciągu jednego dnia!
Co prawda był szalony plan żeby przebić się na stronę Rosyjską ale jednak odpuściliśmy ze względu na zachodzące słońce, a podróżowanie nocą w nieznane nie jest żadną przyjemnością nawet dla mnie (czasem motocyklowego masochisty :p ).
Drogi są szerokie, dwu pasmowe, pełna kultura jazdy i uprzejmość kierowców. Minęliśmy dziesiątki motocyklistów podróżujący w przeciwnym kierunku, zapewne na zlot w Brańsku na który byliśmy zaproszeni. Ale nasze plany- wiadomo- były inne..
Tak też tą dwupasmową autostradą doturlaliśmy się do Howel/Gowel różnie piszą, ale że było nam mało, a słońce jeszcze w górze padło hasło jedziemy dalej. Jak zwykle były dwie opcje ‚drogi’ navi i na znaki, z racji tego że navi mi głupiało zarządziłem że jedziemy na znaki co w zasadzie poskutkowało tym że zrobiliśmy kółko może nie potrzebnie, a może z przypadku trafił nam się fajny nocleg w lesie, coś jakby nasze mazury. Jeziora nie widziałem ale muszki i komary żarły nas żywcem! (Ha! Jak to piszę to mam gęsią skórkę!)
Dojechaliśmy już prawie o zachodzie także braliśmy co dali czyli pierwszy lepszy pokój, który panie sprzątaczka dla nas ogarniała, a my oczywiście czekaliśmy przy motocyklach na parkingu jako uczta dla lokalnego robactwa.
Wieczorem pokój był idealny, łóżka, łazienka, fajnie okoliczności przyrody i nie żarło nas nic co lata, skacze czy biega..
To też zrzuciliśmy cały balast do pokoju, kąpiel i do bufetu coś zjeść. Bo przecież od śniadania nie było jedzone, tak pochłonęła nas droga, a druga sprawa nie było gdzie zajechać..
Ja standardowo, na wschodzie, szaszłyk!
Taka nasza karkówka z tym że pokrojona w kawałki z czerwonym sosem (nie wiem co to za..sos ale dają go zawsze i jest dobry. Michaił zamówił szaszłyk z kurczaka, a dostał 3 małe kawałeczki w tym skrzydełko i dwa podudzia (porcja jak dla dziecka) po całym dniu jazdy nie oszukujmy się, jeść się chce okrutnie.
Ja brzuszek zapchałem solidnie. Muszki mimo pryskania nie dawały żyć, było już solidnie po 21, idealna pora żeby legnąć w łóżku i odpocząć. Tym bardziej że jesteśmy od 5 rano na nogach. W pokoju jeszcze obmyślamy plan działania, łyk koniaczku i nastawiamy budziki na 5 rano!
Jutro dzień graniczny (gdzie niby nie miało być granicy) więc będzie się działo.
26 maj, budzik o 5 zrywa mnie ze snu, masakra, jeszcze by się pospało. Ale niestety trzeba jechać. Michał też wstaje. W pokoju ciemno, mówię ‚pewnie jeszcze jest ciemno?!’ Bo przecież zmiana czasu itp….
Niestety to były tylko zasłonięte rolety.
Ale jaka niespodzianka spotkała nas rano, jak wstał świt i zapaliliśmy światło!
Wylazło wszystko co było w każdym kąciku tego pomieszczenia!
Zgroza, ciarki, płacz i zgrzytanie zębów!
A tak na poważnie to masakra!
Jutro opiszę resztę dnia, idziemy coś zjeść, dni są za krótkie, u nas już 20:47
Jutro znowu 5 rano pobudka!.

Michał czuj się wolny dodać coś od siebie :D

ablos78
12.01.2019, 13:35
Dawaj Grzechu dawaj..........

RAVkopytko
12.01.2019, 21:16
Co tam Masz na siedzeniu ? krówka jakaś ?

no czyta się

Grzechu2012
13.01.2019, 20:26
Co tam Masz na siedzeniu ? krówka jakaś ?

no czyta się

Najprawdziwszy baran, z Wisły :)

Emek
13.01.2019, 20:30
Ty tu nie o baranach tylko dawaj dalej ;).

Wilk96
13.01.2019, 20:44
Najprawdziwszy baran, z Wisły :)

Mój był z IKEA i dawał radę, nie wyobrażam sobie już jazdy bez niego i gaci z wełny merynos

Grzechu2012
14.01.2019, 19:21
Jedziemy
Poranna pobudka o 5 rano!
Szybka toaleta..
Bagaż na motocykle i w drogę. Bez śniadania bo mieliśmy zjeść jak przekroczymy granice Białoruska-Rosyjską.
Daleko nie było, dosłownie kilkadziesiąt kilometrów. Standardowo dokumenty do kontroli, jakieś 20-30min czekania i pogranicznik wychodzi z papierami. Ja już uradowany że jedziemy dalej i Rosjia stoi dla nas otworem, ale on oddaje dokumenty i mówi że musimy jechać na granice paręnaście km dalej. Najlepiej za tym samochodem co właśnie pojechał i do powiedział ze pewnie go dogonicie..
Zatem na szybko zapakowaliśmy i gonimy auto co odjechało parę minut przed nami. Im się chyba spieszyło bardziej niż nam bo dogonić było trudno ale spotkaliśmy się w końcu. Suma Summarum dojechaliśmy do trój styku granic. Białorusko-ukraińsko-rosyjskiej..
Masakra samochodów stoi kilka to też się nie pchamy na przód bo powinno pójść szybko. Po pół godziny idę pogadać z chłopakami z busa, co się dzieje? Mówią że zmiana warty i czekamy..
I standardowo „od kuda do kuda”, mówię że z Polszy..
To pytają jak u nas się żyje?.
Mówię że w miarę ok..
A czy u nas praca jest?
Mówię że praca jest ale ludzi do pracy niema, zażartowałem przyjeżdżajcie do nas bo nasi wyjechali za granicę.
Coś tam jeszcze pogadali, ale nie zrozumiałem tak więc tylko pokiwałem głową i poszedłem do Michała.
Taki już ze mnie lingwista haha
Powoli się wyrabiam.
Nic tak nie nauczy jak praktyka.
Pokrótce:
Po 2h stania przyszła nasza kolej i w sumie z papierami na granicy, czekaniem na odprawę wyszło około 5h. Na razie mój najgorszy czas graniczny. A miało być szybko 🙁
Reszta dnia minęła szybko bo ustalenie było że jedziemy do godziny 18 i szukamy noclegu. Udało się bez problemu bo za Briańskiem było mnóstwo gastinic..
To co najlepsze jest na wschodzie to mili ludzie, ceny paliwa poniżej 2 złotych, podobnie tez tak noclegi tanie, tym bardziej ze jedziemy od rana do wieczora ciężko jest jeszcze szukać miejsca na namiot, zrobić kolacje i zaplanować kolejny dzień.
Nocleg na 2 osoby 40pln, kolacja 10pln plus butelka dobrego koniku za kolejne 20pln. Porównując do cen polskich to wychodzi całkiem nieźle, mi się bardzo podoba..
Z Brańska dalej jedziemy na Saratow, odległości są duże w Rosji także niestety nie udaje nam się dojechać bo już jest późno i bierzemy pierwszy lepszy nocleg. Szalu niema, ale tylko aby się przespać od 21 do 6 rano nam wystarczy. Motocykle pod dachem w garażu, brama zamknięta czyli bezpiecznie i bez zmartwień. Dostaliśmy łoże małżeńskie, no trudno, jedziemy we dwóch jesteśmy zdani tylko na siebie to i nie takie sytuacje będą nam dane razem przeżyć. To też po kolacji, krótkich pogadankach idziemy spać.
O poranku, pobudka o 5 czyli jakieś 5:30 kuchenka w ruch, kawa parzona, oczywiście z domu bo na wschodzie tylko rozpuszczalna. Pakowanie sakw i w drogę bo ten dzień ambitnie rozgrywamy. Jedziemy na Kazachstan.
W domu na google maps, w trasie navi. Tyle urządzeń włącznie z telefonem nie może się mylić. Jedziemy na najbliższe przejście graniczne Rosja-Kazachstan w miejscowości Ozinki..
Michała nawigacja w zasadzie też garmin ale ma nowszą mapę i wskazuje żeby jechać 80km dalej na Samarę. Niestety za moją decyzją olewamy jej wskazówki i jedziemy na moją. Do tej pory się nie myliła, tutaj też się nie myliła kierowała nas bardzo dobrze z tym że droga przez najbliższe 300km wyglądała jak po wojnie. Dziury, później jeszcze większe dziury, ogólnie masakra. Jedziemy przez pół dnia 40-50 km/h oczywiście zapomniałem dodać że w Saratowie też był korek i telepaliśmy się w upale przez całe miasto żeby tylko wyjechać na Ozinki. Taka ta już moja nawigacja już jest że ciągnie przez centrum miasta, a żeby później przejechać się dziurami dla równowagi.
Po ciężkim dniu granice przebiegają nam nad wyraz szybko, bez problemu, sympatycznie. Pogoda mimo zimna w trasie też dopisuje bo przynajmniej nie pada, raz 9 stopni, raz 30 stopni niema lekko. Ale takie jest ciężkie enduro..
Kazachstan!
Jedziemy szutrem bo właśnie szykują nasypy pod nowiuśki asfalt i tak w piachu i kurzu jedziemy parędziesiąt kilometrów żeby wyjechać na asfalt jak stół, gładki i prosty do samego Aralska/Aralu czy Oralu, kwestia tłumaczenia ale te z mapy i znaków najbardziej nam przypada do gustu. Nie wiem dlaczego.
Miasto mijamy bokiem i szukamy noclegu na wylocie, wcześnie nie jest ale zasadniczo jak w pozostałych dniach, zależy nam tylko na prysznicu i łożu. Rano i tak jesteśmy już w siodle żeby dojechać do celu bo Kazachstan też traktujemy jako tranzyt. Pokój znowu na piętrze w jedynym miejscu na wylocie z miasta. Ale jest sympatycznie, nawet chyba byliśmy sami w hostelu. Na kolacje zamawiamy gulasz, koniak i łapiemy trochę internetu. W sumie nic więcej się nie dzieje.
Z rana szybko robię kawę, ogarniamy się, pakujemy i na stację na jakąś bułkę, rogalika, cokolwiek na śniadanie. Przy okazji zaczepiamy lokalnych kolesi o kartę sim z internetem. Jak najbardziej pomocni są, z tym że tego samego dnia nie działa mi w ogóle internet i tak przez resztę wyjazdu. Ale przynajmniej numer Kazachski mam. Jakby ktoś chciał mogę odstąpić jakby się wybierał w te rejony.
Pijemy kolejną kawę i ognia bo jest długa droga przed nami, a jeszcze więcej kilometrów..
Dzisiejszy plan to Aktobe. Założenie było że jedziemy tylko do godziny 18 później szukamy gdzie spać..
Aktobe wypadała trochę wcześniej ale decyzja była że ogarniamy nocleg w centrum i idziemy pochodzić dla odmiany niż tylko siedzieć skulonym na motocyklu, oraz zjeść coś lokalnego. Plan tego dnia został zrealizowaliśmy w 100% bo po kilku dniach jedzenia byle czego tu trafiliśmy na fajne jedzenie, najważniejsze że ciepłe i smaczne. Później krótki spacer po okolicy i na pokój. Trzeba zrobić pranie, ogarnąć internety które działają tylko w holu i zaplanować co dalej..
Aha i dla odmiany, że zajechaliśmy wcześniej to zjedliśmy późny obiad i normalną kolację, a nie jak zawsze śniadanie i kolację co trochę nam opuszcza morale i stan psycho-fizyczny w podróży.
Oczywiście rozprawiamy każdego dnia że to ostatni raz że teraz na obiad nawet w polu zatrzymujemy się o 14. Ale droga i tak weryfikuje wszytko..
Aktobe to bardzo fajne miasto, mnie się osobiście podobało. Duża różnica jest między stepem, a miastem...Bardzo dużo białych twarzy, czego już w głębi Kazachstanu oraz wchodzie nie widać było. Tutaj jak zwykle rano 6 najpóźniej 7 wyjazd. Znowu dźwigać ciężkie torby, troczyć to wszystko z motocyklem. Ale taki nasz już los podróżnika..
A z drugiej strony,
Jedyne zmartwienie to paliwo, zjeść i spać. Byle jak, byle gdzie aby do przodu.
Strasznie to wspaniałe uczycie w porównaniu z codzienną pogonią za pieniądzem i uśmiechaniem się do ludzi którzy i tak Cię nie szanują.
Niema nic wspanialszego niż rodzina i Dom do którego serce rwie. Ale droga jest jak drugi dom dla duszy, bez fałszu i zazdrości. Ona uszczęśliwia, a zarazem potrafi skarcić bardzo mocno..
Strasznie to dziwne połączenie, masochizmu, ekstazy, pokory i radości.
Bajkonur.
Stacja kosmiczna, stad startował Juri Gagarin, pierwszy człowiek w kosmosie.
Pamiętam z podstawówki. Uczyli nas tego. Fajnie wiedzieć że takie cuda dzieją się w miejscu w którym jestem, a raczej jesteśmy obaj z moim kompanem podróży Michaiłem, tak się zaaklimatyzował na wchodzie że inaczej nie pozwala do siebie mówić (żarcik oczywiście).
Nocleg wybieramy nad jeziorem, małe jezioro ale dmucha jak nad morzem..
Dmucha mocno ale żar leje się z nieba, żeby rozbić namiot w dobrym miejscu musimy trochę krążyć po okolicy. Ja oczywiście zaliczam kontakt z pisakiem bo zamiast na spokojnie rozejrzeć się i nie pchać w pustynie to wybieram jak najszybsze (najgorsze) rozwiązanie. Na załadowanym koniu pod dach jednak ciężko jest w piachu jechać mimo że podpierasz się nóżkami to wysoki środek ciężkości szybko sprowadza do parteru.
Dzisiaj namiot. Tak trochę żeby wchłonąć natury, dziczy i zaznać relaksu w plenerze. Zalewamy liofilki, robimy fotki i w namioty bo już zachód. A rano jak zwykle kolejne kilometry. Długie, nudne kilometry!

Grzechu2012
14.01.2019, 19:29
żeby nie chorować:
to rano witaminki
wieczorem koniaczek :at:

Molek
14.01.2019, 21:37
Nie strach trochę stawiać tak blisko motocykl od namiotu?

zaczekaj
15.01.2019, 00:15
Wychodzi na to, że tylko mi się podobała droga do Ozinek :D Gdzie nie czytam to każdy marudzi na ten odcinek a dla mnie był spoko :)


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

ArtiZet
15.01.2019, 07:00
Czyta się

chemik
15.01.2019, 07:33
...do samego Aralska/Aralu czy Oralu, kwestia tłumaczenia...

Skoro stąd pojechaliście do Aktobe to zapewne chodzi o Uralsk: https://goo.gl/maps/e2bLc7M7hNr
Aralsk leży w okolicach Morza Aralskiego: https://goo.gl/maps/p8PzYGAPwfN2 i na pewno mijaliście go jadąc do Bajkonuru.
;)

Wychodzi na to, że tylko mi się podobała droga do Ozinek :D Gdzie nie czytam to każdy marudzi na ten odcinek a dla mnie był spoko :)


Ej, ja nie marudziłem. Dla nas to był pierwszy ciepły dzień wyprawy. Było coś powyżej 15*C i nie było śniegu ani deszczu. No w pytkę normalnie.

Grzechu2012
15.01.2019, 11:22
kilka fotek

Grzechu2012
15.01.2019, 13:07
https://youtu.be/bPLNqEcre84

Lakrua
15.01.2019, 18:23
Jakie macie opony ?

Wilk96
15.01.2019, 18:37
Jakie macie opony ?
Opony mieliśmy K60 scout, według mnie najsłabsza opona jaką miałem założoną na Afryce. Do 10 tys jakoś wyglądała, później było zdecydowanie gorzej. Przy 14 tys pojawiły się pęknięcia które przyprawiały mnie o gęsia skórkę,a le starałem się nie myśleć o pęknięciach długości kilku centymetrów. W sumie przejechałem na nich podczas wyprawy prawie 18 tyś i pierwsze co zrobiłem na drugi dzień po powrocie to wymieniłem opony na nowe :o

Emek
15.01.2019, 18:41
K60 po takim nalocie robią się kwadratowe.

Wilk96
15.01.2019, 18:52
Kilka słów odnośnie przejścia granicznego z Rosją i spędzonych na nim niepotrzebnie kilku dodatkowych godzin. Motocykl mam w leasingu i przygotowałem się pod względem wymaganych dokumentów wzorowo. Miałem upoważnienie z firmy leasingowej przetłumaczone na język rosyjski przez tłumacza przysięgłego i potwierdzone notarialnie, było upoważnienie z mojej firmy na mnie i również przetłumaczone i potwierdzone. Na granicy jednak okazało się że trafiłem na mistrza. Gość dopatrzył się że upoważnienie jest napisane przez firmę z adresem w Warszawie (gdzie znajduje się centrala firmy) natomiast w dowodzie rejestracyjnym jest adres z Gdańska gdzie znajduje się ich oddział. No i dla niego moje upoważnienie było nie ważne, bowiem nie było wystawione przez firmę z dowodu rejestracyjnego. Starałem się zachować spokój, wiedziałem że mam wszystko w porządku. Po dwóch godzinach marudzenia, dzwonienia, kserowania wszystkich dokumentów w końcu kazał jechać. Nauczka na przyszłość aby zwracać na to uwagę podczas starania się o dokumenty. W dalszej części podróży nikogo już nie interesowało czyj jest motocykl, upoważnienie pokazywałem dopiero przekraczając granicę KAZ-ROS ale tam już nikt nie był tak skrupulatny.

Wilk96
15.01.2019, 19:08
Wychodzi na to, że tylko mi się podobała droga do Ozinek :D Gdzie nie czytam to każdy marudzi na ten odcinek a dla mnie był spoko :)


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk


Przejazd przez Rosję i Kazachstan traktowaliśmy jako tranzyt i w momencie kiedy jakość drogi uniemożliwiała zrobienie do godziny osiemnastej 800-1000km to były powody do marudzenia. Nie wiem co Ci się w tym odcinku podobało ? tam były tylko pola i nieużytki, w zasadzie nie można było ich "podziwiać" bowiem skupić trzeba było się na jezdni która miała dziury jak po bombardowaniu. Czasami jakość asfaltu był tak słaby że na poboczach były alternatywne drogi piaskowe na których przemieszczali się kierowcy samochodów.

zaczekaj
15.01.2019, 19:47
Przejazd przez Rosję i Kazachstan traktowaliśmy jako tranzyt i w momencie kiedy jakość drogi uniemożliwiała zrobienie do godziny osiemnastej 800-1000km to były powody do marudzenia. Nie wiem co Ci się w tym odcinku podobało ? tam były tylko pola i nieużytki, w zasadzie nie można było ich "podziwiać" bowiem skupić trzeba było się na jezdni która miała dziury jak po bombardowaniu. Czasami jakość asfaltu był tak słaby że na poboczach były alternatywne drogi piaskowe na których przemieszczali się kierowcy samochodów.


Nie mówię tu o podziwianiu widoków bo rzeczywiście nie było zbytnio co podziwiać. A sam stan drogi był dla mnie miłą odmianą od równego nudnego asfaltu. W ogóle nie wspominam go jako tak tragiczny jak przedstawiasz. Nie mówię, że był to idealny asfalt bo nie był. Ale mi to pasowało i wręcz w drodze powrotnej czekałam na ten odcinek.
Tak samo droga do Uralska była spoko. W pierwsza stronę po ciemku i w kurzu było trochę gorzej ale na powrocie było już fajnie bo udało się przed zachodem słońca dobić do granicy.
P.S też traktowałam tą drogę tranzytowo. Takich przebiegów niestety nie robiłam bo było nas w grupie 5 osób i nie udało się utrzymać dyscypliny.


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Luti
15.01.2019, 20:09
Wilku. Pozwolisz, że się ustosunkuje.
Leciałem na powrocie z północnych "stanów" sojuza tą drogę i w sumie się z Tobą zgadzam. Nawet pomarudziłem o niej koleżance na jednej z przygranicznych "zaprawek" przy ROS/UKR "miedzy".
Jednakże co do obiektywnej oceny to zależy czym lecisz i kiedy suniesz (pora dnia). Mój foch wynikał, że mając za sobą przeszło 700 km zamarzyła mi się wieczorna eksploracja Saratowa. Więc moto spacer po tym city. Jakieś bezalkoholowe piwko nad Wołgą. Może jakiś kontakt z miejscowymi bajkerami, czy "podzidowanie między puszkami" (to się akurat udało).
A tu po sprawnym przekroczeniu "miedzy" drogowa rozpierducha. Może nie tyle dziury co głębokie koleiny i ostre przełomy, że często trzeba było uciekać na pobocze, ale tam od czasu do czasu były wyżłobione po wodzie dość głębokie rowy na których przedni zawias twardo zestrojonego deela nie dawał rady. Za sprawą ciężkiego przodu manetą nie do odciążenia.
W konsekwencji spadku "średniej" wjazd do Saratowa "po ciemku".
Jako, że stawki u Ormian w ichnich "gołębniczkach" na przedmieściach Engels mało akceptowalne mimo targów. Musiałem szukać noclegu w samym Saratowie, co ostatecznie się udało za sprawą wsparcia miejscowego bajkera na Harrym.
Reasumując: kolezanka leciała z rana w dodatku dośc lekko zapakowana transalpem. Miękki bagaż itp. Po zrobieniu dwóch tyś krajówkami mogła inaczej odebrać ten odcinek zwłaszcza z rana. Co by nie mówić wymagający trochę życia na kanapie.

Grzechu2012
15.01.2019, 20:28
oyNH-JK0eIc

Bajkonur i Ałmaty

Poranny odprawa czyli kawa, owsianka na śniadanie, kupka w plenerze i pakowanie się do drogi. Zwijamy camping, jest rześko, bezchmurne niebo i wstaje słońce.
Kolejny nudny dzień na stepach Kazachstanu, krajobraz nam się zmienia bardzo szybko. Pustynie, wielbłądy, nawet czasami pojawi się drzewo. Większość to bezkresne puste stepy bez oznak ludzkości, po części przerażające i ciągnące się setki kilometrów. Dla nas to tylko tranzyt co prawda bardzo atrakcyjny ale jadąc czwarty dzień jest to nudne, a nawet męczące i usypiające.

0SQFvksRDMw

Wspomagamy się kawą i energetykami bo innej rady nie ma, wspaniałym wymysłem technologicznym jest interkom. Gadamy na przemian, czasem ja bardziej czasem Michał to nas ratuje na długich nudnych przelotach. Trzymamy się przepisów to i policja nas nie zatrzymuje co ponoć jest nagminne w Kazachstanie. My żeśmy tego do doświadczyli. Ale jak wspomniałem nasze prędkości nie przekraczały 100 km/h. Kolejny nocleg z przypadku na wysokości Szymkentu stacja i Motel, klasyka o której się nie będę rozpisywał. Na kolacje zjadamy Michałową mielonkę z lepioszką lokalną. I idziemy spać w miarę wcześnie.

I znowu:
„poranna odprawa, kawa z Polski, owsianka itp.”
Obieramy kurs na Ałmaty.
Klasycznie droga nudna, długa, ale dobra. Przedmieścia przypominają mi trochę mix Warszawy i Tirany, ale przeżyliśmy. W navi wbity nocleg który udało się ogarnąć noc wcześniej z internetem. Hostel nawet nie drogi, w centrum, przyjazny motocyklistom. Ale nawigacja przegoniła nas po samym centrum Ałmaty, korek, 36 stopni. Mimo że były światła szło płynnie. Wylądowaliśmy w samym centrum. Co prawda pięknie, czystko, ciut nie ameryka. Nie wiem co to był za budynek ale nazwaliśmy go parlament i nie był to nasz nocleg.
Postój na mega wkurwie bo jest gorąco, centrum miasta, korki. Czyli to czego nienawidzę najbardziej, jak przypadło na chłopka mało miasteczkowego.
Zaczepiam pierwszego lepszego napotkanego kolesia i razem znajdujemy nasz cen, nasz hostel wcześniej zaplanowany. Wbrew pozorom miasto trudne do przejechania nie jest, trochę się wciskamy. Trochę naginamy przepisy, trochę też ludzie nas puszczają może z litości bo jest 36 stopni, a my opakowani w stroje motocyklowe.
Ałmaty to piękne miasto, czułem się prawie jak w Chicago, mocno zachodnie, nowe czyste auta. Piękne budynki, kfc, prada, starbucks. Ale widok zaśnieżonych gór i tak bije wszystko na łeb.
To co uwielbiam, bliskość z naturą. Co prawda dziwny kontrast bo po części wdycham spaliny z Land Cruisera V8, a z drugiej strony mam prawie na wyciągniecie ręki ośnieżone szczyty.
Pięknie jest, w końcu znajdujemy nasz hostel, czysto, trzeba mieć laczki na zmianę. Pani prowadzi nas do grupowego pokoju, wracam po Michaiła i z bagażami wracamy na górę.
Będzie śmiesznie, zrzuciliśmy bagaż do pokoju i mówię że towarzystwo się rozbiegnie jak zaczną czuć że ‚bajkersi’ przyjechali.
Tak też było, zasadniczo buty musieliśmy zdjąć na zewnątrz ale skarpeta dalej oddawała aromat długiej podróży po stepach oraz zgiełku zatłoczonego centrum pareset kilometrów stopy w bucie motocyklowym nawet skarpeta z kosmicznej technologii nie wytrzyma.
Ale na szczęści prysznic i szorowanie kopyt poprawia moje i innych domowników nastroje.
Jak zawsze jedziemy na głodzie ale chłopak z łóżka obok mówi że może nas zaprowadzić do baru i marketu na zakupy. Tak tez napełniamy brzuszki i robimy zakup tego co najważniejsze w podróży. Woda, chleb i lokalny koniak u nas takich rzeczy niema tym bardziej za takie pieniążki i niepowtarzalnym smaku.
Jak to było w reklamie ‚poezja smaku i aromatu’.
Korzystając z dobrego internetu trochę zarywamy nockę i poranek zaczynamy późno na mega kacu. Ale w hostelu mamy śniadanie i czas za ogarnięcie z grubsza motocykli.
Na liście tylko Kanion Szaryński i granica z Kirgistanem nie cale 400 km do zrobienia. W zasadzie dla nas ‚pestka’ po takich długich dziennych przebiegach.

Teoretycznie tak, ale złamaliśmy wszystkie dotychczasowe zasady które mówiły ‚obiad o 14’ i ‚nie jedziemy po zmierzchu’.
Daliśmy dupy na całej linii.
Do granicy Kazachstan- Kirgistan zajechaliśmy na styk czyli 17:50, całe szczęście że nas odprawili. Poznaliśmy kilku Rosjan przed kanionami i zasadniczo na kanionach spotkaliśmy się i mieliśmy jechać na wspólną integrację nad Issy-kul tym bardziej że byli z Irkucka i jeden miał polskie korzenie z Wierszyny, tak to tam gdzie miałem być w zeszłym roku :/
No mimo wszystko jeden jechał z nami drugi nie zdążył. Pogoda się psuła, droga też była jak ta z trasy Saratow- Ozinki, a robiło się ciemno i przed nami 120km drogi.
Mogę mieć pretensje sam do siebie że byłem na tyle nie odpowiedzialny że nie zarządziłem noclegu wcześniej bez parcia na dotarcie do jeziora bo już był zmierzch i zasadniczo jechaliśmy 80km prze około 2 godziny. Zrobiło się czarno, roboty na drodze, lokalni zrobili sobie zabawę żeby nam świecić długimi przez cały czas. Głodni, zmęczeni godzina była już 22, byliśmy pośrodku niczego. Po drodze był hotel który nie miał wolnych miejsc. Ja byłem już na totalnym wycięczeniu, jakimś cudownym szczęściem udało się, braliśmy co dali, fakt warunki były na pierwszy rzut oka idealne, kolacja pyszna. Ale kibel odstawał od podłogi, w prysznicu wrzątek, deska jakby pogryziona przez psy i jeszcze nasz oszukali na 250som.
No trudno. Co nie zmienia faktu że w pokoju byliśmy o 23 padałem na pysk. 8 dni jazdy pobudka 5 rano, jazda cały dzień.
Daje to ostro w kość tym bardziej że nasza dieta jest mocno uboga.
Teraz jesteśmy już na miejscu, nie mam setek kilometrów do pokonania. Zostało napawać nam się widokami i wspólnie dzielić emocje które nam towarzyszą.
Ostrzegano nas przed jazdą po zmroku, niestety parcie na cel odjęło rozum. Było to niebezpieczne mocno, nie polecam i ostrzegam. Kirgizi mają tendencję do zabawy światłami długimi dalej lub w same oczy. Co w zasadzie oślepia całkowicie. Nie dość że ja sam ślepy jestem to lokalesi sprowadzili mnie na ziemię i dali do zrozumienia że głupi jestem decydując się na dalszą jazdę która łamała naszą główną zasadę.
Także przestrzegam. Trzymać się wcześniej ustalonych zasad, a nie że ‚damy radę, tylko kawałek’.
Jesteśmy nad Issy Kul, miałem się kąpać, a tu z noclegami ciężko, wszystko pozamykane. Miałem morsom wrzucić foto z delegacji. A deszcz leje i daleko do wody. Klimat nie sprzyja nam u celu. A może to znak że czas odpocząć?!
Zobaczymy jutro!

Emek
15.01.2019, 20:44
Miszka a ta harleyoska kamizelka to na wyposażeniu stałym czy tylko do fot :D? Kozacka :Thumbs_Up:

Grzechu2012
16.01.2019, 15:33
Gangus haha
kapota robiła robotę jak się zjechały kluby motocyklowe ze wszystkich 'stanów'
OK next episode.....
PS> Dlaczego nie działają linki jak robię ten myk do youtuba

Kirgistan

1zPKCq0TMc0


Ostatnie dni były totalnie bez zasięgu. Coś ciężko nam idzie ogarnięcie lokalnej karty sim z internetem.
Ale od początku..
Rano zwijamy się wcześnie i jedziemy na południową część jeziora Issy Kul, trochę błądzimy u celu bo okazało się że jeszcze nie sezon i jest problem żeby znaleźć nocleg, na spanie pod namiotem niema pogody ani chęci po ostatnich długich przelotach.
Widoki są rewelacyjne, jezioro, góry i wszystko na wyciągnięcie ręki..
Krążymy trochę po okolicy wszystko co wyszukaliśmy wcześniej w internecie jest pozamykane, ale udało się znaleźć w końcu nocleg co prawda kawałek od jeziora ale za to blisko gór na które planujemy jechać dnia następnego do Kara Say, a stamtąd do Karakol jeśli pozwolą warunki pogodowe które zmieniają się dynamicznie. Druga sprawa że też nie jest jakoś super ciepło co zasadniczo nam nie przeszkadza.
Nasz nocleg to camping i jak się później okazało przedszkole. Bardzo zadbane miejsce i sympatyczni ludzie. Była okazja rozdać trochę prezentów, od Hexa Banku dostałem kamizelki odblaskowe dla dzieci i muszę przyznać że się przydały pomimo tego że miałem ich tylko kilka sztuk to każde dziecko musiało mieć zdjęcie w kamizelce na motocyklu. Jedne były jakby wystraszone, a inne chwytały od razu za kierownice. Fajnie dać trochę radości takim małym ludkom. Miejsce było bardzo schludne ale niestety dopiero co się rozkręcali i nie mieliśmy wody żeby się umyć. No trudno tak to już bywa w drodze..
Poznaliśmy też chłopaka który pomagał ogarniać obiekt, student informatyki z Biszkeku. Nawet udało mi się porozmawiać trochę po rosyjsku, podszkolić swój niski poziom języka..
Bardzo sympatyczny chłopak..
Panie na kuchni robiły "bliny" coś jakby nasze placki z mąki. Były tak pyszne że zamówiliśmy jeszcze porcję na jutro na śniadanie i na drogę. Bo niestety ale poprzednie danie było wręcz nie zjadliwe..
Najedzenie idziemy przejść się z nowo poznanym kolegą nad jezioro i tym razem korzystam z i wskakuję do wody. Być w Kirgistanie i nie kąpać się w Issy Kul?! Niema szans, musiałem, ciepło nie było, woda też letnia. Ale mimo wszystko było bardzo przyjemnie tym bardziej że nie było prysznica. Idziemy spać w miarę wcześnie, poranna tradycja zachowana. Czyli wstajemy rano i w drogę. Niestety opóźnia nas kuchnia i placki które zamówiliśmy, były jeszcze nie gotowe.
Rozliczamy się, żegnamy się i kasują nas jak prawdziwych turystów.
Ale mimo wszystko było żarcie dobre i też dostaliśmy w prezencie flagi Kirgistanu.
Pora ruszać na podbój gór!

Z asfaltu zjeżdżamy w drogę szutrową im wyżej jechaliśmy robiło się coraz piękniej, zielono, górskie serpentyny. Po prostu pięknie. Droga była coraz gorsza, pogoda też im bliżej szczytu zaczynało się od deszczu, później śnieg i błoto. Mijające nas ciężarówki dodatkowo rozjeżdżały tą błotnistą drogę. Na szczycie zarządzamy odwrót.
ArSyJAia2_4
Pada śnieg, jest mgła i okrutne błoto, niema co ryzykować i pchać się dalej bo nic nie wskazywało na polepszenie pogody. Jedziemy nad Song Kul! Po drodze z Michałem rozmawiamy że strasznie mało motocyklistów jest ostatnich spotkaliśmy w Kazachstanie. A Polaków to już w ogóle niema. Gdybam może nie sezon, może zimno jeszcze, może nikt nie jeździ w te rejony o tej porze roku?! I parę minut później, pojawiają się 3 motocykle pod sklepem, co się okazało Polacy! Heh gdzie jeszcze przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Okazuje się że to zorganizowana ekipa Kowala jest ich 18 osób i też mają się rozbijać nad Song Kul. Super, fajne spotkać "naszych" tak daleko od domu, w pięknych okolicznościach przyrody. Kierujemy się na Song Kul oni w przeciwnym kierunku jeszcze zwiedzać. Po drodze spotykamy kolejnego z ekipy i dalej już lecimy razem do ich miejsca noclegu. Droga jest niesamowita, góry, zakręty.
JC8eGVA68Rw
Widoki niesamowite, ciężko to opisać. Na miejsce dojeżdżamy wcześnie bo nikogo jeszcze niema oprócz kolegi Leona który nam wskazał miejsce noclegu.
h2Sc86MbN3k
Jest tylko Kowal z Basią, bardzo sympatyczni ludzie oczywiście nie mają nic przeciwko że przenocujemy w jurtach z resztą towarzystwa jak i podepniemy się pod ich plan podróży. Co i dla nas jest ułatwieniem bo pomimo podobnego planu były miejsca w które byśmy się nie zapuścili.
Drogi nie były łatwe miejscami, ale za to przygoda była na najwyższym poziomie.
W Osh robimy dzień przerwy, dzień bez motocykla. Pranie, suszenie namiotów oraz inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Bardzo dziękuję Piotrowi i Basi za przygarnięcie. Fantastyczne osobowości miło poznać takich ludzi gdzieś daleko w środkowej Azji..

https://drive.google.com/open?id=1hYBxRYREJusCYYtwfvEVJqqdYI8eyDFV

https://drive.google.com/drive/folders/183yKj-yUOf70CG5bn8RvoKXiEzMcGUfh?usp=sharing

olecki79
16.01.2019, 16:14
Dalej, dalej!

Grzechu2012
16.01.2019, 17:25
spokojnie, kombinuję ze zdjęciami żeby na forum nie wyglądały jak robione kalkulatorem :/
dobra mam :)

Zatem dojechaliśmy nad jezioro i zapowiadało się na burzę, postanowiliśmy spać w jurcie. To był dobry wybór bo w nocy był przymrozek ale my mieliśmy cieplutko od pica opalanego krowim łajnem :)
Nie obyło się też bez integracji przy lokalnym koniaczku (konsumpcja koniaku to już była tradycja na tym wyjeździe)

https://i.imgur.com/vK2dkcu.jpg

https://i.imgur.com/NrHiLtE.jpg

https://i.imgur.com/mZe8sPq.jpg

https://i.imgur.com/S069f1u.jpg

https://i.imgur.com/KDeNHF0.jpg

https://i.imgur.com/wl0fHF0.jpg

https://i.imgur.com/Swj3qrG.jpg

https://i.imgur.com/cV3tK3k.jpg

https://i.imgur.com/iAGbNdz.jpg

https://i.imgur.com/wyE5mXg.jpg

https://i.imgur.com/gs1yD2o.jpg

https://i.imgur.com/IfMkvyn.jpg

https://i.imgur.com/JTVmupV.jpg

https://i.imgur.com/PEd1tHM.jpg

https://i.imgur.com/flZIjc7.jpg

https://i.imgur.com/qCzWS2H.jpg

https://i.imgur.com/qe0L1C0.jpg

https://i.imgur.com/H0Ja0GZ.jpg

https://i.imgur.com/Zwu8O7D.jpg

Molek
16.01.2019, 19:54
https://i.imgur.com/IcuU71R.jpg
Kliknij prawym na zdjęcie na imgur wybierz "kopiuj adres obrazu"
Wybierz na forum ten kwadracik (dodaj obrazek) i wklej ten adres obrazu no i każde po kolei;O

Grzechu2012
18.01.2019, 10:13
Znamy trasę i punkt docelowy, ruszamy zaraz po śniadaniu żeby nie tracić czasu. I tu zaczyna się prawdziwa jazda, góry, błoto, szutry, jest pięknie. Zatrzymujemy się częściej niż do tej pory na zdjęcia. Zostawiamy Songkul z tyłu i ruszamy w kierunku Tash Rabat.
Okazuje się że u jednego koleszki jest deficyt oleju i oddaję swoją bańkę zapasową. Za jakiś czas okazuje się że i u mnie jest mało. Wkurwienie moje sięga zenitu bo u Michała jest wszystko dobrze, a moja bierze olej ? Lipa. A swój zapas oddałem :(
Dobra, dogadujemy się że odkupi mi w Osh.
Jednak po powrocie do domu i kilku analizach doszedłem do wniosku że to wina kilku gleb po drodze bo w Polce problem nie miał miejsca.

ee8lvm8hrBA

Tutaj dodam że motocykl a w zasadzie sakwa przygniotła mi nogę, nie byłem w stanie sam wydostać się spod motocykla bo każdy ruch wykręcał mi ją bardziej.
Żebym jechał sam pewnie bym tam leżał jak zarżnięty prosiak aż ktoś będzie przejeżdżał.
I po tym wyjeździe stwierdziłem że tylko sakwy, żadnych plastików i aluminiowych kufrów.

LfEERHR7rAk

https://i.imgur.com/UgwWpOe.jpg

https://i.imgur.com/W5d3gnB.jpg

https://i.imgur.com/MqvrOzX.jpg

https://i.imgur.com/iRednfP.jpg

https://i.imgur.com/WvFAS7z.jpg

https://i.imgur.com/ZFQQ2dl.jpg

https://i.imgur.com/q1uvW2e.jpg

https://i.imgur.com/tOJnvS5.jpg

https://i.imgur.com/a6RT4WL.jpg

https://i.imgur.com/3ljfwgk.jpg

https://i.imgur.com/0Fx3w6s.jpg

https://i.imgur.com/W4HVTnE.jpg

https://i.imgur.com/CuBq1gZ.jpg

https://i.imgur.com/iKUxVtS.jpg

https://i.imgur.com/lvRp0ZE.jpg

https://i.imgur.com/YlwUeTc.jpg

https://i.imgur.com/sHGpBrI.jpg

https://i.imgur.com/iBnMueD.jpg

https://i.imgur.com/m2Wb7IJ.jpg

https://i.imgur.com/JdNY4WH.jpg

https://i.imgur.com/9xEn56f.jpg

https://i.imgur.com/GSeuVo2.jpg

https://i.imgur.com/iOtWUtA.jpg

https://i.imgur.com/v4OXrJb.jpg

https://i.imgur.com/bjuJAUT.jpg

Emek
18.01.2019, 10:18
Hotel Nuru. Z basenem se wzięli burżuje 😜.

Grzechu2012
20.01.2019, 09:47
Po śniadaniu idziemy na bazar podpatrzeć lokalne życie oraz ogarną pamiątki i jakieś drobne zakupy. Wygląda na ogromny, ale część, że tak powiem stoisk jest zamknięta. To też nie zajmuje nam to dużo czasu, aby go obejść. Poszliśmy popatrzeć na lokalne atrakcje, a tak na prawdę to my byliśmy atrakcją. Starsi ludzie dzieciom pokazywali nas palcami i szeptali coś dzieciakom do ucha. To my byliśmy jak atrakcja turystyczna dla nich. Nie wiem czy to broda robi takie wrażenie? Ogólnie sytuacja dość śmieszna i dziwna.
Po powrocie ja pół dnia leże w łóżku, nic mi się nie chce, po prostu mam ochotę nie robić nic. Bliżej wieczora idziemy na spacer Michał zna pobliską miejscówkę ponoć bardzo fajna, czyli łażenie po parku gdzie widać, że życie tętni. Dużo ludzi, różne atrakcje dla dzieci przede wszystkim takie jak wesołe miasteczko czy też różne gry i zabawy nawet samolot stał, chyba Mig, ale mogę się mylić.
Widać, że czas tu się trochę zatrzymał, jest też sporo turystów ciekawa różnorodność twarzy. Nawet mi się tutaj podoba, poza ruchem na ulicach i sposobem jazdy, o kulturze nawet nie wspomnę.
Na kolacje znowu idziemy do TsarskiiDvor kawałek trzeba przejść, ale to dobrze robi po tylu dniach ‚w siodle’ zapychamy się ‚pod korek’ i wracamy na ‚bazę’, co prawda nie zwiedzaliśmy miasta dogłębnie obeszliśmy tylko trochę, ale i tak bardzo mi się podoba trochę inna kultura w zasadzie inny świat z przebłyskami zachodu.
Po spacerku odkażająco po naszych lokalnych daniach lampeczka koniaczku klasycznie i zależnie od miasta, ale dzisiaj jest to „OSH” chociaż ja lubuję się w „BISZKEKU”.
Kolejnego dnia ruszamy na granicę z Tadżykistanem,. rano nie ma dużego skwaru i przebijamy się bardzo płynnie przez miasto, na wylocie zaliczamy myjnie po błotnych kąpielach , od kilku dni strasznie się grzeją w tych upałach i wysokościach może to pomoże.
Rodacy opuścili hotel dzień wcześniej i pojechali na Pik Lenina, my jednak zrobiliśmy dzień przerwy, bo w końcu należał nam się dzień wolny, a widoki z polany Ługowej nam nie uciekną. Droga jest bardzo spokojna i malownicza, zieloną trawą porośnięte wzgórza, stada baranów przepędzanych główną drogą, co kilka kilometrów. Pasterze na koniach, ale najgorsze są psy, które rzucają się na Ciebie.
Takie urozmaicenie u nas też we wioskach kiedyś przepędzali bydło drogami głównymi szybko się zapomina i przyzwyczaja do wygód. Ja już się tak rozleniwiłem, że Michał nagrywa, swoje gopro nawet nie montuje w sumie to nie ma, co powielać nagrań.
W ostatnie kilka dni dopadł mnie kryzys, nic mi się nie chciało nawet jechać, to był znak, że ten dzień odpoczynku był konieczny żeby naładować baterie. Jeszcze takiego stanu w podróży nie miałem, ale słyszałem, że występuje po tygodniu jazdy, ponoć, że jest niepisana zasada „tydzień jazdy, dzień przerwy” u nas to już prawie 3 tygodnie non stop w siodle.
Klimat się zmieniał, temperatury, ukształtowanie terenu, podłoże też nie zawsze było przyjazne naszym załadowanym sprzętom.
Lecimy w miarę powoli, no powiedzmy powoli w kierunku Sary Tash tam jest ostatnia stacja przed Tadżykistanem dolewamy paliwa, zalewamy bańki ‚piątki’ i co za spotkanie podjeżdżają „Nasi” wracają z Piku Lenina też część osób się tankuje, część robi zakupy i umawiamy się, że jedziemy dalej, co by nie czekać bez powodu i do zobaczenia na granicy, wstępnie umówione miejsce mamy także spoko, jakby, co mamy poczekać chwilkę na nich. Nie wiem czy będzie potrzeba, bo zawsze to Oni są przed nami.
OK.
To lecimy z Michałem, w końcu upragniony Tadżykistan, główny cel podróży, tylko kilkadziesiąt kilometrów i już będziemy na granicy.
Na granice dojeżdżamy, jako pierwsi, mimo wcześniejszych ustaleń, że się spotkamy na granicy ich nie było widać także przeprawiamy się sami.
Wszystko przebiega bardzo zwinnie i sympatycznie o dziwo, no może do momentu jak trzeba wnosić opłaty dla mnie nie zrozumiałe, bo po rusku nie czytam biegle poza przeliterowaniem nazwy miast i drobną rozmową o niczym.
Na dzień dobry dostaję pytanie czy mówię po rusku, no to odpowiadam, że ciut ciut także pan wypełnia jakieś kwity i karze uiścić opłatę za motocykl 500som tylko mówi, że nie może wypisać kwitka, bo mu system nie działa, ale jak będziemy wyjeżdżać to na wyjeździe nam wystawią. Zaczyna mi to trochę śmierdzieć, ale nie będę się kłócić, nie znam się.
No trudno, faktycznie jakaś tablica na ścianie wisi grzecznie płacę, przyklejam swoją wlepkę na szafę przy biurku gdzie jest ich pełno z całego świata i wołam Michała, bo przyjmował nas pojedynczo.
Po wyjściu rozmawiam z para chyba Holendrów na bmw, mają problem nie chcą ich wpuścić, bo jest problem z ich papierami celnymi, chwilo też robię za tłumacza i niestety mówię im, że dzisiaj nie przejadą, muszą przyjechać jutro o 10 rano i wtedy ich puści dalej, bo jest problem i dzisiaj tego nie załatwią.
Przykra wiadomość, ale raczej nic nie mogą zrobić trochę źli wracają z powrotem, nas puszczają bezproblemowo jeden z żołnierzy z nami zdjęcia robi, miło z uśmiechem. Jest radość jedziemy na stronę Tadżycką.
Po tej stronie trochę czekamy, bo bus z lokalesami obładowany do tego z kompletem osób, nie trwa to jakoś strasznie długo, ale odstać swoje trzeba, biorą od nas dokumenty podbijają wizy, wypełniamy kwity i jedziemy do następnej budy, koleś woła, chce paszport, wypełnia papier i chce za to 10$ nosz kurde, za co? Że dezynfekcja, że trzeba, że takie przepisy, no trudno jak trzeba to płacę, Michał płaci, jedziemy dalej.
W następnej budzie, wygląda na ostatnią przed szlabanem, są też ludzie przed nami, robi się ciepło, jestem już trochę zmęczony, rozbieram się, wyciągam dokumenty i czekam pod okienkiem aż wezmą mnie.
Za nami jechała kolejna terenówka z ludźmi, kierowca wysiadł przy drugiej budzie od dezynfekcji, przywitał się z typkiem, coś pogadali, kierowca pomachał ręką, że nie, że dezynfekcji nie chce i podjechał obok nas.
Wtedy się trochę wkurwiłem, nie dość, że mam kryzys, to doją nas na każdym kroku i to nie na małą kasę. Przyjechali turyści to trzeba kasować, a kasują za wszystko. Jestem lekko nabuzowany, grzeje się w ciuchach, czekamy długo. Kiepsko się czuję, czasami mam dni, że śpię jak dziecko, a czasami walam się pół nocy z boku na bok i jestem z rana zajechany jak koń po westernie.
Dobra jest, okienko się otwiera woła o dokumenty, paszport, dowód rejestracyjny itp.
czekam, czekam, w końcu pokazuje wypełniony jakiś papier i że kosztuje to 10$.
No i się zagotowałem, mówię, jaki papier?
Jakie 10$, Kirgiz skasował 500som, dezynfektor skasował 10$, tu 10$ ile można płacić?
Uniosłem się, mówię, że u nas wskazali, że nie trzeba płacić, nikt z naszych nie płacił i ja też nie zapłacę.
Pogranicznik się już wydziera po swojemu, że trzeba, wszyscy płacą i ja też musze coś tam stuka w papiery i pokazuje, że bez tego nie pojadę.
Ja twardo mówię, że NIE. Zaczynam się targować.
To ten do mnie, że jak nie to, nie wjadę i żebym zawracał zamykając okienko.
Myślę sobie cwaniaczek, chce mnie zmiękczyć, nie oddał mi moich dokumentów, jak jeszcze postoje to on odpuści i w końcu odda. Chyba odda?
Paruje ze mnie, mętlik w głowie, złość, normalnie tak nie mam, bez stresu na luzie, ale tu mnie już poniosło.
Patrzę na Michała, stoi też jakiś taki zrezygnowany, też nie bardzo wie, co się dzieje, przyszli jacyś turyści, co jadą w drugą stronę. Czekają za nami. Nic nie rusza.
Zrobiło mi się wszystkich trochę żal, że przeze mnie muszą czekać, bo wszystko stanęło.
Huk tam pukam w okienko i mówię dawaj papiery i rzuciłem mu 10$, coś tam pokrzyczał, pewnie mnie wyzwał po swojemu i puścili mnie przez szlaban.
Jestem w Tadżykistanie!
Jupii hurra, ale radość! Tak miało być.
A jestem wkurwiony, każda żyłka we mnie chodzi.
Zatrzymuję się za szlabanem i czekam aż Michaił załatwi w okienku swoje papiery.
I zgadnij, co.
Przyłazi następny woła mnie do budy, chce dokumenty, więc daje bez zastanowienia, a on, że papier wypisuje, że coś tam coś tam, nie rozumiem w ogóle kolesia, że 10$.
No i opadły mi ręce!
Na początku z osłabienia zaniemówiłem.
Ale gnojek trzyma mój paszport, który dałem niepotrzebnie.
Coś tam zaczyna pisać ja mówię NIE kurwa.
Nie będę płacił.
Wszyscy chcecie kasę, wszyscy twoi koledzy już ode mnie wyciągnęli, nie mam.
Idź do nich niech sie z tobą podzielą.
Nie mam pieniędzy, nie zapłacę, mam tylko kartę, a banków tu nie widać.
Łoj jak mnie teraz wpienił.
Popatrzył na mnie, ja na niego
Mówię nie mam, niech koledzy się z tobą podzielą.
Nie będę płacił, bo nie mam, czym. Oskubaliście mnie ze wszystkiego.
Ha, wkurzył się, wyklął mnie i oddał paszport.
Co nie zmienia faktu, że i tak byłem wkurwiony, odeszło mi dopiero przy koźle jak robiliśmy zdjęcia.
Michała, który stanął obok mnie już nawet nie zaczepiał he he.
Jakiś drugi przyszedł pogadać ze polaki, ja mówię tak polaki. Nie wiadomo czy to wojsko czy nie, chodzą ubrani jak zwykli ludzie.
Mówię, co jak wrócę do domu, co mam powiedzieć o was rodakom, że tylko dolary chcecie, że co wy za ludzie i tam jeszcze nawymyślałem dupereli.
Na koniec go zlałem, jak zawsze kultura, mówię dowidzenia to tutaj nic , ruszyliśmy na podbój Pamir Highway, jak na pierwszy dzień w Tadżykistanie już mnie wkurwili, gorzej niż na rosyjskiej granicy z czekaniem i opieszałością.
To w sumie i tak dobrze, że mnie wpuścili heh, ale było to już za nami teraz tylko delektujemy się dziurawą drogą i górskimi widokami. Szybkie zdjęcia, nagrania przy pomniku i napisie Tadżykistan. Spotykamy też innych motocyklistów na drodze powrotnej z Tadżykistanu, fajnie jest.
Udało się, dojechaliśmy. Pięknie jest, cudownie, jakie widoki. Robimy reżyserowane zdjęcia, filmik to tylko fantazja przyniesie, mamy czas, mamy pogodę i mamy to, co najważniejsze piękne widoki.

CyPcR11J55A

Jedziemy do Karakul gdzie umówiliśmy się z Kowalami, no właśnie gdzie są oni?
Tyle czasu nam zeszło, a mieli za nami ruszyć?!
Zatrzymujemy sie przed umówioną wioską i czekamy cierpliwie na resztę ekipy.
Mija godzina, czekamy dalej, leci kolejna godzina a tu przy głównej drodze, nic się nie dzieje.
Pusta cisza, poza mocnym wiatrem.
Coś słychać, coś widać, w stronę Kirgistanu jadą 3 motocykle, klasycznie zatrzymujemy pogadać, o dziwo jest to trzech amerykanów na małych sprzętach, są już ponad 6 miesięcy w podróży, jadą od Europy przez Afrykę i teraz Azja.
Niezły wyjazd marzy mi się coś takiego, nic poza drogą się nie liczy.
Chłopaki rok odkładali kasę, rzucili pracę, teraz wykorzystują okres w życiu na podróż po świecie. Jeden mówi, że już powoli zaczyna tęsknić za domem, że różnie była w podróży, ale powoli zaczyna go to męczyć. W Afryce padł mu silnik w bmw 650 chyba xchallange albo coś podobnego. Gdzieś w Internecie dał ogłoszenie i znalazł się koleś z Anglii, który oddałby mu za darmo połowę, którą potrzebował tylko musi ja odebrać. No to ten wsiadł w samolot, poleciał po silnik czy też jego połowę.
Opowiadał, że wyglądało to dosyć komicznie z kawałkiem silnika w podręcznym bagażu.
Ale podróż uratowana i mógł jechać dalej.
Po krótkiej dyskusji dojechali do nich Niemieccy znajomi podróżujący busem, poznali ich jakiś czas temu, teraz trzymają się razem. Kamper skręcił do wioski, chłopaki pojechali za nimi, a my czekamy dalej.
Z racji, że robiło się późno oraz po dwóch godzinach czekania padła decyzja, że jedziemy szukać noclegu, wjeżdżamy do wioski,a tam ni żywej duszy, żeśmy nie spotkali na tyle konkretnego miejsca do spania u ludzi, to pojechaliśmy nad jezioro, do naszych nowych koleszków, dzisiaj spanie w namiocie, co prawda trochę wieje, nawet mocniej wieje nad jeziorem, ale dosyć luksusów. Zanim rozbiliśmy camping i zjedliśmy kolacje zrobiło się późno, przyszły jakieś lokalne dzieci z ciekawości, Michał nie przewidział sytuacji i rozdał kilka zabawek.
Po tym nie było już życia, przyszło więcej dzieci, były wręcz natrętne, co niektóre, chciały więcej prezentów, jak to dzieci w sumie nie ma, co się dziwić.
Dostaliśmy zaproszenie do kampera na integrację, ale zmęczenie zrobiło swoje i zmuszeni byliśmy odmówić. Na dzisiaj wystarczy emocji, będąc już w namiocie w zasadzie późno, bo około 22 było słychać odgłosy motocykli, wyszedłem z namiotu i działem światła tak po cichu myślałem sobie to ‘nasi’ dopiero dojechali, ale co tak długo i tak późno zawsze są przed nami?!
No nic, może jutro uda nam się spotkać.

.................................................. ................................
Afryki umyliśmy przed wyjazdem z Osh już w Tadżykistanie umorusani amerykańce których spotkaliśmy patrzyli na nas i na nasze błyszczące w słońcu Afryczki jak na jakiś pedalski wyjazd że chyba nawet z asfaltu nie zjeżdżamy bo takie czyściutkie hehe
No ale po tylu dniach wyrypy w błocie i piachu należało się i dobrze żeśmy umyli bo później już nie miały lekko:at:

https://i.imgur.com/3v6KajZ.jpg

https://i.imgur.com/p7jTvqB.jpg

https://i.imgur.com/onLKLZc.jpg

https://i.imgur.com/uZ8hcPN.jpg

https://i.imgur.com/Esk5Lng.jpg

https://i.imgur.com/8gBzkRK.jpg

https://i.imgur.com/VF2xa9Z.jpg

https://i.imgur.com/6HRWV1E.jpg

https://i.imgur.com/8YkDmrr.jpg

https://i.imgur.com/o5HSsoA.jpg

https://i.imgur.com/L5UcV6H.jpg

https://i.imgur.com/PaFo25x.jpg

https://i.imgur.com/i0b0mYm.jpg

https://i.imgur.com/g9ZFKrR.jpg

https://i.imgur.com/DksQ1VI.jpg

https://i.imgur.com/hdMWpm1.jpg

https://i.imgur.com/7z34DTS.jpg

https://i.imgur.com/2aLa1Ok.jpg

https://i.imgur.com/Rr4PmT4.jpg

https://i.imgur.com/bIsGVHE.jpg

https://i.imgur.com/HKmFNqd.jpg

https://i.imgur.com/wMpGvpV.jpg

https://i.imgur.com/nybGtm8.jpg

Grzechu2012
29.01.2019, 16:07
Karakol
https://i.imgur.com/uSgAs1w.jpg

https://i.imgur.com/z4Cx128.jpg


wstaliśmy rano jak zwykle, a w zasadzie zaczynam krzątać się pierwszy, szybkie śniadanie, zegnamy się z sąsiadami nie tracąc czasu jedziemy do wioski lokalizować motocyklistów.
Spotykamy naszych chwilę rozmawiamy ustalamy kolejną lokalizację gdzie się spotkamy i z Michałem ruszamy własnym tempem. Nie gonimy, delektujemy się widokami i mamy czas na zdjęcia, filmy i inne głupawki. Dzisiejszy cel to Ak-Bajtal który podziwiałem we wszystkich czytanych i oglądanych relacjach z Tadżykistanu.
Miejsce jest co najmniej magiczne, góry, rzeki, jakieś pozostałości lodu leżące gdzie nie gdzie. Wysokość daje o sobie znać mocno, dynia boli, ciężko się oddycha, ale ja zwykle jak siadam na motocykl mijają mi wszelakie bolenia.
Nudy nie ma bo teren zmienia nam się dynamicznie, piach, tarka, glina, resztki asfaltu i dziury.
Różnorodność terenu jest bogata ale właśnie po to tu przyjechałem, doświadczyć tego na własnej skórze. Przez zęby trochę, ale dla mnie się podoba.
Jedziemy do Murgob

https://i.imgur.com/6n5zq8L.jpg

https://i.imgur.com/SDZQj3F.jpg


Tutaj tankujemy z wiadra w sklepie że tak to ujmę wielobranżowym czyli od łopaty, po lepioszki, wodę i paliwo lane kurtuazyjnie z wiadra, ogólnie bardzo fajny klimat. Czuć jest dzicz i folklor, temperatura powoli skoczyła do góry i robi się powoli ciepło. Pojazdy zatankowane do pełna można spokojnie ruszać dalej, eksplorować te nie zbadane przez nas zakątki Azji.
Dzisiaj nocleg znowu planowany jest nad jeziorem. Kierując się na punkt w nawigacji
zjeżdżamy z głównej drogi w góry, jest pięknie, kolorowo, a słowa magicznie mógłbym używać za każdym razem taki już ze mnie romantyk (żartuję).
Ma ten kraj swój klimat. Mimo że Mongolia też dała mi wiele emocji to jednak tutaj jest inaczej, większa różnorodność i kontrast otoczenia. Od marsjańskich skał po turkus wody w jeziorze.Pisarz ze mnie żaden żeby oddać słowami obraz który widzę, ale na szczęście są zdjęcia, też może nie górnych lotów ale dające przedsmak tym którzy nie byli i miłe wspomnienie tym którzy widzieli na własne oczy.

https://i.imgur.com/mH7qJcF.jpg

https://i.imgur.com/5oxjKUU.jpg

https://i.imgur.com/zK4p8Be.jpg

https://i.imgur.com/hixUzyn.jpg

Dojeżdżamy na miejsce powoli i ostrożnie na przełaj po polanie do samej plaży, nasza polska ekipa już jest na miejscu i prawie rozbita. Mimo wiatru i chłodu jest nieziemsko prawie jak bezludna wyspa z tym ze w górach. Góry, jezioro i ani żywej duszy dookoła oprócz nas aż ciężko wyrazić emocje, jest pięknie.
Jestem zmęczony, głodny, wkurwiony, wysokość dokucza, ale w środku cieszę się, że nie dopadała nas żadna biegunka ani Inne choroby bo reszta jest do przezwyciężenia. Rozbijamy się szybko bo zaczyna zachodzić słonce, a przydałoby się jeszcze zjeść kolacje najlepiej ciepłą. A to też jest procedura- rozstawić kuchenkę, naczynia, zalać wody, przygotować opakowanie z liofilizatem niby nic, ale czas schodzi. Dobrze jest zjeść coś ciepłego zanim usiądziemy w grupie i będziemy degustować nalewki, zapasy przywiezione z Polski które zaczynały się odkręcać samoistnie od wibracji i przepuszczać cenna zawartość mimo zabezpieczenia streczem i taśmą.
Na dużych wysokościach źle mi się śpi, mimo zmęczenia, mimo że nie słyszę chrapania Michała z każdym dniem jestem coraz bardziej zajechany. Brak dobrego snu i bóle głowy powoli odbierają mi przyjemność tej wyprawy. Miejscami mam wrażenie że nie chce mi się nawet zsiadać z motocykla żeby fotkę cyknąć. Na szczęście Michał ma więcej werwy i mnie mobilizuje, zahartowany jest w górskich zdobyczach to takie 4000 m.n.p.m w namiocie nie robi wrażenia. Cieszy mnie to bardzo dzisiaj jak to piszę, bo sam pewnie bym miał tylko kilka zdjęć do udostępnienia, a tak jest spora kolekcja foto/video.

Spałem średnio, wstaje, nie wiem może o 5, wszyscy jeszcze w namiotach, ja szukam miejsca na poranną toaletę.
Mam całą okolicę tylko dla siebie.
Po chwili wstaje też mój kompan.
Robi śniadanie, ja już nie pamiętam ale chyba nie jadłem bo nie miałem ochoty, a może Michał odstąpił mi połowę swojego dania. Zaczynamy pakować się zanim wyklują się wszyscy z namiotów, bo nie ma co na pusto siedzieć jak jeszcze tyle drogi, widoków i atrakcji przed nami.
Jak co dzień rozpakowywanie i pakowanie, taki już rytuał nie ważne czy to spanie w namiocie czy to pokój, hostel.
Dzień w dzień rutyna, ze spaniem w namiocie plus jest taki że nie trzeba dźwigać prawie całego bagażu na „Piętro”. Ciężkie to wszystko wychodzi jakieś po 15kg po bokach i ze 20kg rolka na górze, warzy dużo bo jest tam szklana butelka koniaku i minimum 2L wody na zapas, jedzenie, kuchnia i inne mniej lub bardziej potrzebne rzeczy. Każdy wyjazd mnie uczy minimalizmu. Doszedłem już po kilku wyjazdach że buty są nie potrzebne. Wystarczą klapki lub kroksy gdyż po całym dniu w długich i ciężkich butach motocyklowych stopy potrzebują oddychać.

Widzę Kowala, idę pogadać, ustalić gdzie grupa jedzie bo my ruszamy przez Korytarz Wachanski i czy może polecić jakąś miejscówkę do spania. Oni tez tam jada także sprawa była jasna że jedziemy w to samo miejsce, co prawda my swoim tempem bez pośpiechu i wariacji tym bardziej że mamy nocleg już zaklepany.
W górach mijamy wojskowy Post. I tu zaczyna się szaleństwo widoków, góry, kręte drogi, w końcu ciepło, ale wietrznie. Tak mi się podoba, że zapominam przecierać kamerę gopro z kurzu i moje wszystkie nagrania niestety nie nadają się do niczego.

https://i.imgur.com/vEz2UhC.jpg

https://i.imgur.com/7u9lTs0.jpg

https://i.imgur.com/u2P7G8r.jpg

Na szczęście, znowu, Michał się spisał i przynajmniej on zadbał o czystość oczka w kamerze i relacje wideo z większości drogi. Tak się przez niego rozleniwiłem że przestałem używać swojej kamery, ale doświadczony już po Mongolii wiem że nie ma sensu kręcić setek gigabajtów materiału. Bo kto to później będzie przeglądał i obrabiał.

https://i.imgur.com/Kyw5rBU.jpg

https://i.imgur.com/GY7oTqe.jpg

https://i.imgur.com/HbeESzv.jpg

https://i.imgur.com/DSvhO7F.jpg

https://i.imgur.com/hlNaBbE.jpg

Jest niesamowicie, szutrowo, pustynnie miejscami z przebłyskami zieleni i rzeka daleko w dole, mocno rwąca.
Trochę to wygląda przerażająco ale skupienie na drodze nie pozwala za często patrzeć w dol.
Dzisiaj sprzed komputera jak oglądam zdjęcia nie wydaje się to tak strasznie ale będąc tam, podczas jazdy skupienie było na 120% nadgarstki i plecy czułem jeszcze długo po powrocie do domu.
Teren przeważnie był wyboisty co w miarę nowego motocykla i zawieszenia powinno niwelować te niedogodności niestety czuć mocno, zaczynam tęsknić za asfaltem. Im dalej w głąb korytarza jedziemy się w dół brzegiem rzeki gdzie po drugiej stronie wody widać zabudowania i posesje Afganistanu. Miejscami pięknie zadbane, kolorowe, zielone, skąpane w promieniach słońca.

https://i.imgur.com/8MxD7Jh.jpg

Przed wyjazdem naczytałem się nowinek,że strzelają do turystów z drugiej strony rzeki z Afganistanu, nie zatrzymywać się, nie robić zdjęć, a najlepiej nie patrzeć w ogóle w tamtą stronę.
Podróż planowałem długo, ale nie wiedziałem co mnie czeka, strach był realny, te wszystkie dziwnie i niebezpieczne opowieści dają do myślenia.
Na miejscu okazały się to totalne bzdury i raczej opowieści osób które nie wystawiły nosa za monitora komputera, a co dopiero być w Tadżykistanie.Trzeba tu być doświadczyć, ale może co niektórzy lubią dodać dramatyzmu do swoich fantazyjnych opowieści.

https://i.imgur.com/WL7eBB3.jpg

https://i.imgur.com/IACSrtM.jpg

https://i.imgur.com/kLEo3aw.jpg

Dzisiaj w luksusach, bez namiotu, śpimy w Hanisguesthouse! W Eshkashem przepych i burżuazja bo będzie prysznic, w końcu po 3 dniach jazdy, ciepła woda, chłodne piwo i spanie w łóżku,a co najważniejsze można przeprać bieliznę. Jest dobrze.

Prysznic, pranie, ogarnięcie bagażu i idziemy w miasto na zakupy z chłopakami.Jest sklep, zaopatrzony idealnie, w piwko, koniak, coś do jedzenia i jeszcze czego tylko dusza zapragnie. Z tego wszystkiego prawie zapominamy kupić wodę do picia na dzisiaj i jutrzejszą drogę. Fajne małe miasteczko, ludzie machają, a dziewczyny z jakiegoś pobliskiego zabudowania pogwizdują na widok niezłych byczków, z Polski. Jest śmiesznie.
Oczywiście nikt dziewczyn nie podrywa bo krąży plotka że jeśli będziesz spółkował z kobietą w tych rejonach to musisz ją poślubić, jeśli nie z własnej woli, to jej bracia na pewno Ci w tym pomogą. Znowu jest śmiesznie bo po kilku ciężkich dniach jazdy jest to ostatnia rzecz o której myślisz.
Jest fajna ekipa i to najważniejsze na takich wyjazdach, Ludzie tworzą klimat.
Leżymy na ichniejszych leżankach nie wiem jak to się nazywa ale służy do odpoczynku i do jedzenia, pijemy koniak, rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Czekając na ciepłą kolacje w błogim relaksie. Czego więcej chcieć dnia dzisiejszego. Przy okazji planujemy z Michałem następny dzień od jutra kierujemy się w stronę Duszanbe. Przy okazji korzystając z doświadczenia Kowali podpytujemy co jeszcze zobaczyć, którędy najlepiej jechać? Strasznie to wygodne, ale też odbiera nam dzikości w podróży bo mamy prawie wszystko ogarnięte.

https://i.imgur.com/mQHCFfp.jpg

https://i.imgur.com/UkY4SFM.jpg

https://i.imgur.com/wica2VD.jpg

https://i.imgur.com/9ND8X9L.jpg

Gdzie jechać, mamy czas który chcemy wykorzystać na 100%.
Ja z tyłu głowy cały czas mam smaka na dolinę Bartang. Ponoć piękna, dzika, a może i nawet nie przejezdna, ale jadąc tam znowu wrócimy w okolice Karakul i będziemy robić koło przez Pamir Highway. Nie lubię się zawracać.
Dobra na dzisiaj zostawiamy to, zobaczymy co nam jutro pokaże dzień.
Ustalamy w razie co, gdzie polska ekipa ma nocleg i zadecydujemy po drodze co robimy dalej oraz jaki obierzemy kierunek. Nie ma co się spinać, mamy czas, mamy możliwości, niech droga weryfikuje, tak najlepiej.

https://i.imgur.com/55bj1Og.jpg

https://i.imgur.com/tfaM4nb.jpg

Grzechu2012
01.02.2019, 18:31
Eshkashem
Rano znowu zwijamy się jako jedni z pierwszych, za mocno się nie zegnamy bo kto wie czy nie spotkamy się na kolacji. Ale życzymy sobie szczęśliwej drogi, pakujemy bety i „na koń”.
O poranku jest bardzo ciepło zatem czuję w kościach że dzień zapowiada się wesoło. Szutry, piach, upał i cały dzień jazdy wróżyć może tylko przygodę i zmęczenie. Czas na nas.

https://i.imgur.com/kLEo3aw.jpg

Powtórzę się ale jest pięknie jedziemy wzdłuż rwącej rzeki przez interkomy rozmawiamy sobie że jeden błąd, wpadasz i po tobie. Prąd jest tak silny ze człowiek z motocyklem nie ma szans to przetrwać, droga jak zwykle nie jest bez niespodzianek. Wyrypa totalna, naleciałości asfaltu, miejscami piach kopny, a z innej strony usypane świeżo kamienie. Spotkaliśmy dzień wcześniej ekipie Rosjan ostrzegali nas, że Ukrainiec wjechał w te kamienie za szybko i złamał obojczyk podczas wywrotki. No nie fajnie, myślę sobie, tutaj w tych warunkach się połamać.
Leczonym być przez lokalnego szamana. No bo skąd tu szpital !?
Nie dzięki, nasze skupienie podnosi się do 150%. Miejscami łapie się na tym ze za kurczowo trzymam kierownice co odbija się na moich nadgarstkach i łokciach, plecy bolą bardziej, w pierwszym lepszym kopnym piachu którego jest raptem ze 200m zaliczam glebę, co prawda nie groźną, ale kontakt z podłożem już mnie totalnie dekoncentruje i osłabia.
Africa jest ciężka sama w sobie do tego obładowana, sam nie podniosę, jest mi gorąco, zmęczony jestem, na szczęście leci Michał z pomocą.
Droga nie jest lekka, do tego jeszcze zmęczenie z kilku poprzednich niedospanych nocy daje o sobie znać coraz bardziej.

Chorog.
W Chorog ruch jest duży, jest już gorąco w mieście czuć to bardziej, w najbliższym sklepie uzupełniamy camelbagi w świeżą wodę i jedziemy szukać banku bo kończy się gotówka, a do Duszanbe to raczej już nigdzie nie wymienimy ojro, ani nie wypłacimy z bankomatu.
To daje dodatkowo w dupę, kręcimy się po zatłoczonej ulicy jak muchy w smole, ostatecznie staje i pytam ludzi gdzie jest bank bo już nie mam siły. Jest bank w bocznej uliczce za jakieś 500m, zostawiam motocykl z Michałem i idę na piechotę, jestem już cały spocony, wali ode mnie na kilometr. Co prawda prysznic brałem ale ciuchy motocyklowe pranie nie były, a już trochę przejechały.
Wchodzę do banku, a tam niewielka kolejka, na kasach siedzą nawet ładne panie, trochę robi mi się głupio bo umorusany i lekko śmierdzący stoję w kolejce.
Ale ma to swoje plusy bo jakaś sympatyczna pani puszcza mnie pierwszego hehe
Pewnie to te moje feromony unoszące się w powietrzu powodują że panie są aż onieśmielone (żarcik)
Mam gotówkę, może ruszać dalej, dzisiaj kawał drogi przed nami, a lekko nie jest, w miedzy czasie we wiosce mijamy, motocykle to nasi. Zatrzymujemy się pogadać, a chłopaki zajechali na jedzenie, to i my zjemy korzystając z okazji. Zamawiamy to co jest, bo zasadniczo menu bardzo ubogie jest tylko kebab i salad, brzmi nieźle pomyślałem. No niestety po krótkim czasie okazało się, że to co pod pierzynką cebulki wyglądało całkiem nieźle okazało się z psem przemielonym z budą, podle tak że cofało mi się natychmiastowo. Było to jakieś mięso w kawałkach, raczej skóra i kości z kawałkami mięsa gotowane w wodzie. Pierwszy raz miałem odruch wymiotny przy jedzeniu, bardzo osobliwe uczucie i wiedziałem że tego dania już nie dokończę, ale wiedziałem też że to ostatni posiłek na dzisiejszej drodze, dopchałem lapioszką kawałek cofającego się mięska i podziękowałem za posiłek.
Chyba było to najpodlejsze jedzenie jakie jadłem kiedykolwiek. Bez smaku, bez wyrazu pomimo tego że na tym wyjedzie zrobiłem się mało wybredny.
Kulinarna ekscytacja i zamiłowanie do baraniny opadło, a w końcu to chyba jest kraj słynący z jedzenia baranów. Tym razem mi się nie udało, nie była to 5 gwizdkowa restauracja, mogłem się z tym liczyć. Takie tam osobliwe doświadczenie którym musiałem się podzielić.

https://i.imgur.com/7RrEl2I.jpg

Robiło się już lekko późnawo i przyszedł czas na męską decyzje w lewo czy w prawo. Duszanbe czy Bartang. Po krótkim marudzeniu jednogłośnie stwierdziliśmy ze ‘pass’, jesteśmy wyrypani zdrowo, olewamy Bartang, może innym razem, może kiedyś, na celowniku był jeszcze który trzeba było zdobyć Pik Lenina.

https://i.imgur.com/WL7eBB3.jpg

https://i.imgur.com/IACSrtM.jpg

https://i.imgur.com/ZpjloEd.jpg

https://i.imgur.com/296Bdpj.jpg

https://i.imgur.com/QilD0ML.jpg

https://i.imgur.com/GyJrFsO.jpg

https://i.imgur.com/1Fvp5qb.jpg

https://i.imgur.com/Y7XGovo.jpg

https://i.imgur.com/55bj1Og.jpg



Ruszyliśmy zatem w stronę ustalonego noclegu, droga nie była lekka z reszta od początku nie była, ale z zapadającym zachodem słońca było coraz gorzej z samopoczuciem. Dzisiaj chyba był najtrudniejszy dzień, może najdłuższy z całego wyjazdu. A przed nami znowu jakiś posterunek, znowu tracimy czas, no trudno takie uroki. Jedziemy na spokojnie gdzie się da to przyciskamy mocniej ale mało jest takich miejsc gdyż asfalt albo dziurawy albo droga jest kamienista, do tego mijające na tiry którym trzeba było ustąpić miejsca.
Kurz, płacz i zgrzytanie zębów. Żartuję oczywiście, nikt nie płakał.
Wczesnym wieczorkiem dojeżdżamy do pola namiotowego ekipy Kowali. Super miejsce otoczone górami, pięknie na rozbicie na miotu, mimo ze zmęczony to jednak jeszcze jest siła na zachwyt okolicznościami przyrody.
Klasyka z rozładunkiem, ale pada hasło „zimne piwo”
Taak!
Ja chcę, trzy najlepiej tylko zimne.
Dzięki uprzejmości Remo i PKS’a rozbijamy spokojnie namioty, a chłopaki przyjeżdżają z zapasem zimnego złotego trunku, po długim dniu męczarni był to miód na moje podniebienie.
Wciągam butelkę piwa na 2 łyki, ależ pić się chciało. Teraz można grzać wodę na liofilizaty.

https://i.imgur.com/s6vvxHW.jpg

https://i.imgur.com/qm6fcFR.jpg

https://i.imgur.com/8f3kBKh.jpg

https://i.imgur.com/BdXaL5n.jpg

https://i.imgur.com/yvkjzZO.jpg


https://i.imgur.com/0ku7TsB.jpg
Dzisiaj ważny dzień, półmetek, Pamir, Tadżykistan, jem polski Bigos od LYO, danie na specjalne okazje.
Siedzimy jeszcze z chłopakami, słuchamy muzyki, rozprawiamy o pierdołach, po prostu pełen relax i spokój po długim dniu, a wieczór nam sprzyja jest rześki i przyjemny.
Na polu ktoś krzyknął idziemy sprawdzić co się stało, skorpion! Dostał butem.

https://i.imgur.com/feqaOV7.jpg

Po wnikliwszych oględzinach okazało się ze to jednak duży jak dłoń pająk, ale faktycznie brzydki i wyglądający na groźnego.
To był dobry moment żeby zwinąć się do namiotu. Dobrej nocy.
Rano wstaję, sprawdzam czy gdzieś robali, węży i skorpionów nie ma, ale jest czysto. Okazuje się że Bodzio z ekipy Kowala zostawił kurtkę w nocy na motocyklu i rano wytrzepał takiego bydlaka z kurtki, masakra!
Ja na szczęście ciuchy trzymam w namiocie, cały mój majątek przy sobie.
Dobra. Pakujemy się, Serdzio ma duży zaparzacz do kawy, idealnie, załapiemy się na zajebistą kawę z ekspresu. Do tego wołają nas na śniadanie.

https://i.imgur.com/vgCr69O.jpg

https://i.imgur.com/aksIxAV.jpg

Na talerzach marzenie, jaka sadzone i parówki. Miodzio, prawie jak w domu. Prawie jak u Jurka w Zambrowie. Wciągam to szybko, do tego pyszna kawa, stawia na nogi gdyż nie siedzieliśmy wieczorem przy herbacie. W końcu dzisiaj jedziemy do miasta, zrobi się zakupy, weźmie się pieniążki. No i zaplanowany jest nocleg w hotelu w centrum Duszanbe.
Ruszamy pierwsi z obozowiska, wiem gdzie jechać, navi pokazuje jak jechać. Idealnie.
Jedziemy do Duszanbe przez Kulab, dłuższa droga ale finalnie ma być szybciej i wygodniej.
Z krętej kurzącej się szutrowy wjeżdżamy w końcu na asfalt, płynie się, co prawda miejscami zwinięty ale większość drogi się płynie, jest gorąco i to bardzo. Ukojeniem jest wodospad spadający prosto na drogę.

v3U-olachcQ

Fajnie niecodzienne doznanie zatrzymać się na chwilę pod spadający strumień wody. Droga jest dobra, równa jak stół tego mi było trzeba po tygodniu szutru, góry zostawiamy trochę za nami i przebijamy się przez bardziej zaludnione miasteczka.
Bliżej Duszanbe masakra!
To co dzieje się na drodze jest nieprawdopodobne, nie widziałem takich rzeczy nawet w internecie, wyprzedzają się jak wariaci po trzech na raz, miejscami jedziemy poboczem żeby nikt nas nie zdjął, miejscami mrugają nam i trąbią żebyśmy zjeżdżali z drogi, kurde chcę z powrotem na bezludne szutry. Już wiem teraz dlaczego wolę odludne miejsca. Dzicz totalna na drodze, Bentleya wyprzedza opel astra, za nimi Mercedes beczka szykuje się do wyprzedzania Opla. Tak prawie do samego Duszanbe. Do tego coś w rodzaju mgły, dymu coś dziwnego co ograniczało widoczność na drodze. Przed Duszanbe pasy są oddzielone, po lewej korek, trąbią na siebie, ścisk i wrzawa, nasz pas prawie pusty. Co tu się dzieje, weekend ?
Dla nas na plus, nie musimy się ściskać, nikt nas nie rozjedzie. Do hotelu dojeżdżamy po współrzędnych z telefonu, stoi BMW, to jeden z Naszych, jest dobrze. Bierzemy pokój, parkujemy z tylu i klasycznie tobołki na górę. Ogarniamy się elegancko, prysznic, pranko, czekamy na resztę ludzi bo dzisiaj miała być integracja. Okazało się że ekipa rozdzieliła bo nawigacje wskazywały różne położenia i spali w innych hotelach, no trudno.
W hotelowej restauracji zamawiamy coś do zjedzenia, kontaktuje się z Wojtkiem, kolega zapoznany na Forum AfricaTwin, mieszka i pracuje w Duszanbe. Fajnie spotkać Polaka do tego motocyklistę na drugim końcu świata(no tak trochę).

https://i.imgur.com/VgbGjUg.jpg

https://i.imgur.com/zhnsznt.jpg

https://i.imgur.com/idGgQzB.jpg

https://i.imgur.com/YRS4pxO.jpg

https://i.imgur.com/AUmPJ8L.jpg

https://i.imgur.com/VXH7sKG.jpg

https://i.imgur.com/Do9Afua.jpg

https://i.imgur.com/6t18qRy.jpg

https://i.imgur.com/zFIwovk.jpg

https://i.imgur.com/myKs7W3.jpg

https://i.imgur.com/C5PCJU2.jpg

https://i.imgur.com/ZTVS9hO.jpg

https://i.imgur.com/0Id7P6N.jpg

https://i.imgur.com/qRBSfSw.jpg

Zabiera nas do lokalnych knajpek, rozmawiamy o życiu na obczyźnie i zwyczajach panujących tutaj.
Tłumaczy nam ze ten ruch na drodze spowodowany był zakończeniem Ramazanu, czyli kończył się post i każdy wyjeżdżał z miasta w końcu poużywać. To zasadniczo by wszystko tłumaczyło, do tego ta mgła to pyłowa, piaskowa burza kolejne bardzo osobliwe doznanie przynajmniej w moim przypadku. Zostajemy tu dwa dni na regeneracje, mam ogromna potrzebę pochodzić, nogi rozprostować, żeby trochę Tylek odpoczął. Nazajutrz ruszamy w miasto zrobić zakupy, coś do jedzenia, baterie, uzupełnić zapas koniaku na czarną godzinę oraz nabyć pamiątki. Przy okazji zwiedzić przynajmniej częściowo Duszanbe, wieczorem jesteśmy wszyscy umówieni na wspólną kolacje wraz z Wojtkiem.
Fajnie miejsce, fajnie spędzony czas do tego jedzenie wyśmienite. Cześć osób po kolacji się rozjechała po hotelach my z chłopakami idziemy jeszcze obejrzeć mecz wyświetlany obok na telebimie na świeżym powietrzu, ja nie jestem fanem sportu ale było fajnie.
Pora ruszyć tyłki z łóżek dzisiaj leniwie bo mamy tylko 200-250km do przejechania asfaltem także mozolnie się pakujemy i jedziemy nad jezioro IskanderKul, jak mawiali lokalesi Aleksander Wielki.
Na miejscu jesteśmy bardzo szybko to w sumie dobrze, rozbijamy namioty i ogarniamy śniadanio-obiad.

https://i.imgur.com/OjpaRxp.jpg

https://i.imgur.com/FGTDqVm.jpg

https://i.imgur.com/9Bn4j20.jpg

https://i.imgur.com/sfVYYrd.jpg

https://i.imgur.com/tUBQQ0s.jpg

Jesteśmy na polu namiotowym nad samym jeziorem, widok jest niesamowity, jak ze zdjęć które oglądałem zanim powstał projekt Trakt Pamirski. Jest miejsce na ognisko, są ławeczki, idealnie. Lokalni Tadżycy dotrzymują nam towarzystwa i częstują wódka, na początku odmawiam, no ale finalnie żeby nie urazić ostatecznie próbuję gdyż tłumaczą że jest najlepsza w Tadżykistanie z zapojki rezygnuje bo jest to śmietana z woda gazowana i solą. Paw gwarantowany.

2wQ20S4WMy4

Śmiesznie jest bo chłopaki już trochę wypici i przynoszą kolejne butelki wódki, a nam piwo w butelkach z nalewaka „żywe”. Pomimo że już mają dobrze wypite to jest miło, rozmawiamy sobie trochę jak u was, jak u nas najśmieszniejsze że jeden jest też księgowym w banku w Duszanbe. Także mamy wspólny temat hehe
Podoba mi się ten brak agresji w ludziach po alkoholu, podoba mi się ta otwartość i chęć bratania się.

https://i.imgur.com/Hk6SsNm.jpg

Kolejne magiczne miejsce, nie dziwię się że Kirgistan i Tadżykistan jest jednym z głównych celi podróżujących motocyklistów z całego świat. Siedząc w domu, czytając relacje innych wszędzie pojawiał się Pamir, co oni tu widzą, czego tam wszyscy jeżdżą. Dzisiaj już wiem, że musisz tu być, zobaczyć to na własne oczy, bo takiego drugiego miejsca na ziemi nie ma. Szef ośrodka za kilka dolarów załatwił nam drewna na ognisko, mamy wszystko co potrzeba, wieczorem chłopaki organizują jakieś parówki na ognisko, jest impreza na świeżym powietrzu.
Następnego dnia żegnamy się już ostatecznie ze wszystkimi, ruszamy w swoja stronę, kierunek podobny ale my w planie mamy OSH, a raczej pik Lenina ale jak okoliczności pozwolą to spotkamy się na wspólne oglądanie meczu reprezentacji Polski. Trochę smutnawo ale nie przyjechaliśmy tu z grupą, a swoje cele też mamy do zrealizowania.
Jedzie się dobrze, na granicy idzie powoli bo wypełniają papiery od strony Isfary po przekroczeniu błądzimy trochę jadąc na znaki, ale weryfikuje szybko i z szutru wracamy na asfalt, lecimy do Osh, niestety zapada zmrok i szukamy noclegu, słabo nam to idzie ale jest jakaś miejscowość Kyzyłkyja tutaj pierwszego lepszego kolesia pytam o hotel, mówi żeby jechać za nim i prowadzi nas na jakieś zadupia.

https://www.google.com/maps/place/Asia+Hotel/@40.2562982,72.1347284,3a,75y,90t/data=!3m8!1e2!3m6!1sAF1QipMyMuZECV7nXtq7taimU6Bf4s eeEHaIDw-MrRX8!2e10!3e12!6shttps:%2F%2Flh5.googleuserconten t.com%2Fp%2FAF1QipMyMuZECV7nXtq7taimU6Bf4seeEHaIDw-MrRX8%3Dw152-h86-k-no!7i3264!8i1836!4m5!3m4!1s0x38bc7273908f822f:0x69 d0fe17f9768453!8m2!3d40.2562982!4d72.1347284#

Duży elegancji poradziecki hotel o wymownej nazwie ASIA, znowu problem nie mamy kasy, dolarów nie chcą. I co teraz. Fuck.
Dobra grzebiemy po kieszeniach, Michał wygrzebuje zaskórniaki i udaje się dozbierać potrzebną kwotę na nocleg. Dzisiaj wystarczy, a jutro szukamy kantoru czy banku koniecznie. Pokój jak pokój, łóżko jest, kibel jest, prysznic jest, nic nam więcej nie trzeba. Motocykle za hotelem w zamkniętej bramie. Wystarczy to co jest aby się przespać bo o 7 już nas tu nie będzie przecież.
Na wariata, ale udało się dobrze trafić. Znaczy dobrze jest kogoś lokalnego zapytać bo sami to na pewno byśmy tu nie trafili.

https://i.imgur.com/HPi3Z2C.jpg

Żarcie, herbatka i w spanie, dzisiaj trzeba odpocząć bo na rano plan jest ambitny.

Wojteak
01.02.2019, 21:27
Chłopaki, spotkanie z Wami było również dla mnie bardzo sympatyczne i miłe. Zapraszam ponownie, zawsze służę pomocą)))
Wciąż z Dushanbe - wojteak
Z Dushanbe

Grzechu2012
02.02.2019, 09:22
Chłopaki, spotkanie z Wami było również dla mnie bardzo sympatyczne i miłe. Zapraszam ponownie, zawsze służę pomocą)))
Wciąż z Dushanbe - wojteak
Z Dushanbe

Heja, kurde z tego wszystkiego zapomniałem jak miała na imię Twoja koleżanka, tylko pamiętam tyle że uczyła Polskiego w Duszanbe. Pozdrów Ją od nas i jak będzie w naszych okolicach niech się odezwie :)

redrobo
02.02.2019, 12:24
Wojtek:
2 razy takze dopytywalem o Jej imie;) Ciezko mi idzie w tym temacie... poprosze wiec takze o przypomnienie....
Mam nadzieje, ze Tytus sie spodoba jej dzieciakom;)

Wojteak
02.02.2019, 13:19
Tadżyczka, która, nie bójmy się tego słowa, pokochała Polskę i Polaków, która nauczyła się polskiego i na uniwersytecie stworzyła kółko miłośników języka polskiego (i Polski), to Zewar.
Wyjątkowa osoba. )))
Proszę bardzo))

Ps. Z czym ciężko Ci idzie?

redrobo
02.02.2019, 15:14
... z zapamietywaniem imion poznawanych osob. Jakas zapadka w glowie nie bangla:( ;)

Wojteak
02.02.2019, 15:32
Psychologia panie... Często bywa tak, że Przy przedstawianiu się większą uwagę zwracamy na brzmienie i wymowę swojego imienia, niż osoby którą poznajemy. Większą też wagę przywiązujemy do innych informacji niż po prostu do imienia, które nie wiąże się w pamięci...
Szczególnie tadżyckie imiona))

Wilk96
02.02.2019, 19:03
Wojtek potwierdzam Zewar jest wyjątkową dziewczyną i aż serce się raduje że ktoś w tak odległym kraju uczy się naszego języka i fascynuje się Polską. Pozdrów Ją i przypomnij że ma mój numer zapisany i jak będzie w Trójmieście to niech się odzywa.
Też nie pamiętałem jak się nazywa, ale to zapewne było wynikiem piwa i koniaku które degustowaliśmy w tym dniu :)

Emek
03.02.2019, 10:40
Grześ jedziesz dalej bo kawa wystygła i nie ma co czytać.

Grzechu2012
05.02.2019, 18:07
Budzik na 5 rano czy na 6 już nie pamiętam, zanim się spakowaliśmy trochę minęło, zanim ogarnęliśmy pieniążki też,
ale czas operacyjny jest dobry, droga jest dobra chociaż miejscami asfalt zwinęli, bywa. Na jednym z remontów dróg daje za mało gazu na wysokim poboczu... leżę,

https://i.imgur.com/0vevisK.jpg

nosz w mordę,
fikołek był na tyle widowiskowy że podbiega do mnie kilku robotników drogowych i lokalesów, pomagają mi podnieść motocykl heh trochę zdezorientowany jestem, ktoś wyjmuje fajki, pyta czy zapale, no dobra w sumie trochę odsapnę bo adrenalina skoczyła, do Michała mówię przez interkom ze muszę chwile odetchnąć.
Chwilę z nimi coś tam gadamy „od kuda, do kuda” klasyka. Ale jest bardzo sympatycznie. Uwielbiam wschód. Trochę mnie to wybiło z tropu ale dziękuję im za pomoc i jedziemy dalej.

https://i.imgur.com/hWwvFU7.jpg

Damy radę i dajemy, mijamy Osh, w Sary Tash robimy zakupy i jedziemy pod Pik Lenina, a konkretnie na ługową polane, Michał tu już kiedyś był jak wchodził na szczyt dzisiaj tu jest motocyklem, aż mu się łezka w oku kręci. Trochę błądzimy, trochę robimy zdjęcia, trochę świrujemy z nagraniami reżyserowanymi. Jest zajebiście. Tuż u celu.

https://i.imgur.com/gk9rrQt.jpg

https://i.imgur.com/9btxbYy.jpg

https://i.imgur.com/5luuQZc.jpg

https://i.imgur.com/48nxWrz.jpg

https://i.imgur.com/VHitGiH.jpg

https://i.imgur.com/fRdVA7o.jpg

https://i.imgur.com/NTKwk0N.jpg

https://i.imgur.com/jfbt5FF.jpg


Michała spodnie na wschód :P
https://i.imgur.com/2X2xr1b.jpg


Jedziemy już w kierunku polany, czy tez campingu dla wspinaczy i jest problem, śnieg, rwące potoki.
Pierwsze potoki pokonujemy ale następne są za wartkie i za głębokie na przejazdy, a jest nas tylko dwóch nie damy rady sami, znaczy można próbować ale ryzyko jest zajebiste, a jesteśmy zmęczeni, głodni i robi się późno.
Narada, za i przeciw, czy warto?

https://i.imgur.com/Dcb5VFM.jpg

Decydujemy się na odwrót i zostajemy na wschodniej części polany, jedziemy w górę trochę za pomnik poległych.
Udało się, dojechaliśmy przed zmierzchem, nad nami jakieś osuwisko, ale chyba dalej nie ruszy żeby nas zmyło. Ciemne chmury zaczęły krążyć, deszcz, grad, dobrze ze miałem plandekę pod namiot to zapewniło nam trochę schronienia i możliwość celebracji godnego zdobycia szczytu haha no dobra polany.
Poranek był najlepszy jaki do tej pory mogłem oglądać, słońce i ośnieżone szczyty gór skąpane w słońcu, kawa smakowała jak nigdy, było wysoko i zimno ale chłonąłem ten widok jak gąbka wodę.
Niesamowite.
Amazing!

https://i.imgur.com/T4QSNLj.jpg

https://i.imgur.com/etEW124.jpg

https://i.imgur.com/2ajNZKg.jpg

https://i.imgur.com/230TxUS.jpg

https://i.imgur.com/V0kOlaA.jpg

https://i.imgur.com/Cin8r29.jpg

https://i.imgur.com/mn3GGxM.jpg

https://i.imgur.com/9rIbBme.jpg

https://i.imgur.com/NcoBo1m.jpg

https://i.imgur.com/Om5886P.jpg

https://i.imgur.com/6Rxk436.jpg

https://i.imgur.com/kOLFDPB.jpg

rLDPbtfElUE

Wyreżyserowaliśmy trochę filmików, trochę zdjęć i wyszły chmury to był znak żeby opuścić lokalizacje. Powrót był szybki bo czułem się pewnie na drodze, na tyle szybki ze dałem się złapać na radar, zdzierca jeden chciał tyle kasy ze nawet nie miał takiej gotówki przy sobie a chciał mi zabrać prawo jazdy pokazują te które zabrał wcześniej innym, po długich negocjacjach udało się wytargować już nawet dobrze nie pamiętam ale chyba 62$ których większą część musiałem pożyczyć od Michała. Dalą część drogi jechałem jak zbity pies z podkulonym ogonem i przepisowo. Zajechaliśmy do Osh hotel ten sam co poprzednio OshNuru, ogarnęliśmy się i na obiad do TsarskiiDvor tu znowu o mnie zapomnieli nie dość, że siedziałem godzinę głodny to jeszcze było niesmaczne ehh... co za dzień.

https://i.imgur.com/RwVKd5g.jpg

https://i.imgur.com/0Vhr1Du.jpg

https://i.imgur.com/KjC9JgW.jpg

Dzisiaj grali nasi, w hotelu we dwóch stworzyliśmy Polska strefę kibica hehe było śmiesznie, porażka totalna. Ale smuteczek może nie z przegranej polskiej reprezentacji tylko z faktu ze już na powrocie do domu, ja już czuje w kościach że zaraz dojedziemy i nasza wspaniała beztroska przygoda dobiega końca. Czas spać, rano wczesna pobudka.

https://i.imgur.com/sfw9eD6.jpg

https://i.imgur.com/8aVDDom.jpg

https://i.imgur.com/6LKtCL9.jpg

https://i.imgur.com/0Vhr1Du.jpg

Po wyjściu z torbami pod hotelem spotkaliśmy ekipę motocyklistów ze Ścieżki Koczownika "путь кочевника" chwilę pogadaliśmy, była nawet jedna AfricaTwin, fajni ludzie robią co roku rajd dookoła "stanów" motocykliści z Kazachstanu, Kirgistanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Rosji też.
Po drodze mijaliśmy ich jeszcze kilka razy. Mieliśmy się spotkać z naszymi na mecz ale się nie udało bo plany się zmieniły, więc dzisiaj mieli być nad jeziorem Toktogul. No Trudno my już musieliśmy zostać, dojechała grupa "путь кочевника" i zaczęła się integracja, mój rosyjski średnich lotów ale gadaliśmy cały wieczór. Umówiliśmy się że kawałek do Biszkeku podjedziemy z nimi.

https://i.imgur.com/btS0JKD.jpg

https://i.imgur.com/SWlAzii.jpg

https://i.imgur.com/brc07dm.jpg

https://i.imgur.com/BAEtjmY.jpg

Rano pod hotel przyjechała policja na sygnałach, no pięknie myślę sobie, to już pozamiatane.
Ale nie, oni przyjechali nas wszystkich eskortować i tak do samego Biszkeku, fajnie, bez ograniczeń prędkości, ale w dużej grupie jak dla nas było za tłoczno, co chwila przerwa papierosa czy siku. W pewnym momencie zostawiliśmy paradę i pojechaliśmy sami swoim tempem.

https://i.imgur.com/Xn1Tt7Q.jpg

https://i.imgur.com/FiagvdJ.jpg

Dogonili nas pod Biszkekiem z polecenia chłopaków znaliśmy nocleg w Biszkeku, bar, sklep i hostel motocyklowy. Fajna miejscówka prężnie się rozwijająca.
Dostaliśmy zaproszenie na zlot motocyklowy nad Issykul w Czołoponata, chęci były straszne, ale zamiast stracić 2 dni i wstać z mega kacem podjęliśmy decyzje że zostaniemy 2 dni w Kazachstanie na odpoczynek. Trochę żałowałem bo nawiązałbym nowe kontakty ale nie można mieć wszystkiego.

https://i.imgur.com/Xn1Tt7Q.jpg

Najlepszy był jednak już nie pamiętam imienia ale kolega Polak mieszkający w Biszkeku który się ożeniła z Kirgizką jest przyjacielem klubu motocyklowego i przyszedł do nas pogadać. Na nasze nieszczęście byliśmy już tak zmęczeni że nie trwało to długo, ale może jeszcze kiedyś będzie okazja razem spędzić cały wieczór na pogaduchach.
Kolejny dzień to już cel granica i Kazachstan, ale udaję się zlokalizować Kowali i kilka osób z grupy, jedziemy się pożegnać i na granice dawaj.
Najgorsze w tym wszystkim jest to że mieliśmy następnego dnia plan dojechać do Bałchasza, co z dniem granicznym było ambitnym planem, mocno ambitnym. Droga klasycznie nudna, nawijamy setki kilometrów, jest miejscami dziurawa, miejscami też tragiczna, nie da się przycisnąć mocniej.
Zrobiło się późno od godziny czy dwóch szukaliśmy noclegu, słabo z rozbiciem namiotu, a noclegowni tez nie było żadnych w okolicy, no dobra była przy drodze jedna knajpa z tym że pokój to klitka bez kibla i wody to pojechaliśmy dalej. W końcu zjeżdżamy z głównej drogi w Prioziorsk. Miasteczko jakby mocno turystyczne bo ludzi spacerujących sporo. Z noclegiem nie było problemu. Schludny pensjonat Гостиница PRIO z parkingiem zamykanym i bezpiecznym, naprzeciwko kilka kafejek, wręcz idealnie. Do tego po kilku dniach jedzenia z torebki, tutaj przepych. Knajp nazywała się Traktir, ludzi pełno, jedzenie pyszne, dużo, świeżo do tego nieziemskie wino ehh.. poezja to była prawdziwa uczta.

Następnego dnia- cel Astana- być w Kazachstanie i nie widzieć stolicy to profanacja tym bardziej że ma być mocno luksusowa. Zatem jedziemy, klasyka 6 budzik po 7 już na koniach. Jedziemy sobie i po paru kilometrach zatrzymuje się po drugiej stronie radiowóz na kogutach. Oczywiście jedziemy dalej ale było to bardzo dziwne. Zajeżdżamy zatankować na stacji i po chwili podjeżdża radiowóz „dlaczego się nie zatrzymaliśmy na wezwanie”
mówię mu ja nie znaju, dobra!
Pokazał że jak zatankujemy to podjechać do radiowozu. Czuje już podstęp bo dopiero co wyjechaliśmy, jest rano za rano na patrole, a my jedziemy przepisowo. Od początku wyjazdu w Kazachstanie jedziemy przepisowo, ostrzegano nas ze tu się nie pierdolą z przekroczeniem prędkości i szkoda czasu na kłótnie z nimi. Zatem na 100% wiem ze było ok. ale podchodzę pierwszy, wsiadam oczywiście papiery no i śpiewka jak poprzednio, że za szybko, że był znak, że zabiera prawo jazdy albo mandat i to taki z górnej półki. Ja mówię ze pa ruski nie mnogo bla bla, że znaku nie było że jechaliśmy przepisowo że nie będzie żadnego mandatu.
Twardo płacić mandat karze,
wyciągam portfel mam tam kilkaset tenge na jedno tankowanie i mu pokazuję i mówię po polsku że to są moje ostatnie pieniądze żeby wyjechać z Kazachstanu i mu nie dam.
On jednak był twardy i mówi że zabiera prawko,
to ja mówię a zabieraj sobie ja pieniędzy nie mam,
to on mówi do mnie to jak pojedziesz?
W miedzy czasie podnosząc tyłek i waląc bąka. Taki bezwstydnik.
ja już taki zrezygnowany mówię mu że i tak pojadę, bo muszę
po swojemu coś pomarudził ale papierów nie oddał
mnie wygonił i zawołał Michała, a że ten cwaniak kupił sobie portfel z milionem przegródek i miał kasę gdzie schowana to milicjant wyczul temat, kazał przy nim otwierać wszystkie
i takim cudem zainkasował 1000rubli co zasadniczo załatwiło sprawę i nas puścili.
Słabe to było, ale niestety, taki tam jest klimat. A mój Rosyjski jest tak slaby ze nie dałem rady się kłócić.
Ten incydent już totalnie otworzył nam oczy na znaki, teraz była przepisowa jazda non stop. Kazachstan jak to Kazachstan, długi, nudny, stepy, jakieś skromne wioski, miejscami lepione z gliny czy z czego tam się lepi te chatki. Traktujemy go tranzytowo czyli nie podziwiamy nie oglądamy tylko rura do Astany.


https://i.imgur.com/e2voyBi.jpg

Ale Astana.
to jest dopiero przepych i bogactwo.
Po prostu pięknie, czysto, nowocześnie.
Prawie autobus mnie rozjechał tak się pogubiłem będąc w mieście, a nie na stepie czy szutrach.
Mieliśmy zaklepany wcześniej nocleg od kolesia z lokalnego klubu motocyklowego w Hostel Forum, bardzo ekskluzywnie, czysto, aż dziwnie trochę było jak takie brudasy przyszły i smrodu narobiły skarpetami. Łazienki, kuchnia, łóżka, po prostu luksus do tego zamykany parking podziemny. Mocno polecam.

https://i.imgur.com/e2voyBi.jpg

https://i.imgur.com/1odifpD.jpg

https://i.imgur.com/TUeJ1d8.jpg

https://i.imgur.com/fcv5WIw.jpg

https://i.imgur.com/ZFFdkg9.jpg

https://i.imgur.com/E4uD4dD.jpg

https://i.imgur.com/830o4EX.jpg

https://i.imgur.com/SKN1tLm.jpg

https://i.imgur.com/LW2z4uD.jpg

https://i.imgur.com/3m6rqtg.jpg

https://i.imgur.com/QFuzpO7.jpg

https://i.imgur.com/bLIncb3.jpg

Musieliśmy koniecznie zostać tu jeszcze jeden dzień. Zwiedzić co się da i na ile siły pozwolą, rozprostować nogi, warto było bo byliśmy prawie w każdym miejscu, pogoda też nam dopisała. Oczywiście musieliśmy zajść na wyżerkę w fajne miejsce, a była to Zapravka. I jak sama nazwa wskazuje zatankowaliśmy się na tyle że łaziliśmy cały dzień po Astanie. Fajne miejsce, weszliśmy na Bajterka, później poszliśmy na piwo do parku i tak się spodobaliśmy lokalnej ekipie TV że zrobili z nami wywiad. Do dzisiaj nie dostałem obiecanego linka do programu ale przynajmniej mamy zdjęcie z prezenterką.
taki souvenir hehe

Na koniec, przed wjazdem do Rosji puściły nam lewe lagi. Kawałek wyciętego plastiku z butelki załatwia sprawę i można cisnąć dalej.

https://i.imgur.com/3PbQDe9.jpg

Emek
05.02.2019, 18:52
Piękne te zdjęcia spod Lenina Grzechu.

zaczekaj
05.02.2019, 23:47
Przepiękne widoki. Niby byłam i widziałam ale wrażenie i tak robi. :-)


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Gończy
06.02.2019, 09:49
Czym pstrykaliśta te zdjęcia? Pełną klatką czy jak?

Grzechu2012
06.02.2019, 10:04
Czym pstrykaliśta te zdjęcia? Pełną klatką czy jak?


ajfon i samsung :D
ale następny raz zabieram lustrzankę ze sobą

Wilk96
06.02.2019, 19:42
Grzechu raczej dwa ajfony :)

Grzechu2012
09.02.2019, 11:21
Reszta drogi to już totalny tranzyt, azymut dom.
Nic tu się nie dzieje, miast nie zwiedzamy.

https://i.imgur.com/qwLSJ6H.jpg

Po drodze spotkaliśmy Polaków wracają z Mongolii, gdzieś w korku się pogubiliśmy. Mamy się spotkać na noc w umówionym miejscu ale nie zlokalizowaliśmy takiego miejsca więc nocleg w sprawdzonym zajeździe dla tirowców w Ufa, spałem tam już 3 raz, zawsze zadowolony, żarcie i piwko na miejscu.

https://i.imgur.com/ZXBQDca.jpg

https://i.imgur.com/b1F5Vdy.jpg

Do tego za parę rubli ochroniarz pod budką pilnuje zaparkowanych motocykli. Tyle żeby się umyć, przespać i jechać dalej jest idealnie. Teraz już robimy kilometry od rana do wieczora, dużo kilometrów nie ma miejsca na namioty, chęci tez nie.


https://i.imgur.com/HdsJg18.jpg

https://i.imgur.com/aeQb1l0.jpg

https://i.imgur.com/JZN2RJa.jpg

https://i.imgur.com/5UDRBLo.jpg

Zubcow w hotelu BoverliHill kolejny szybki nocleg, według zasady jedziemy do 18 później szukamy albo bierzemy co się trafi i tym razem tez nie było najgorzej, nieopodal sklep gdzie zrobiliśmy zaopatrzenie na kolacje oraz piwko z nalewaka jest spory jego wybór i serki wędzone warkoczyki. Full opcja.

Kolacja mistrzowska przygotowana przez Mistrza patelni Michała :)

https://i.imgur.com/9Ui7YOa.jpg

https://i.imgur.com/7hMF1Nl.jpg

https://i.imgur.com/uZCOcyD.jpg

https://i.imgur.com/LbYiUQg.jpg

Reszta drogi to szybki przelot do granicy z Łotwą.
Nie lubię, nie podobało mi się.
Po stronie rosyjskiej kultura, a po Europejskiej ?!
Chamstwo totalne, staliśmy w kolejce, w ulewie, a jak podszedłem pogadać do budki czy możemy pod szlaban podjechać oczywiście nie było problemu ze strony pogranicznika, tylko kierowcy zaczęli się bulwersować i ten nas wywalił znowu na sam koniec. Do tego później problem bo dokumenty zmokły. Oczywiście z Michałem zjebaliśmy kolesia że jak nam karzecie stać na deszczu to i dokumenty mokre, tragedia. Pierwszy raz mi się zdarzyło. Zawsze nas sami wołali na początek kolejki. Kierowcy puszczali nas niezależnie czy to Kazachstan, Kirgistan czy Rosja. A tu wjeżdżasz do UE i smuteczek. Resztę tej drogi przez Łotwę jechaliśmy w deszczu dopiero na Litwie przestało padać ale też się ochłodziło. Tutaj już na znaki szukaliśmy jakiegoś campingu żeby się rozbić z namiotem. Całkiem fajne miejsce kawałek od drogi trafiło się przypadkiem, do tego cały domek dla siebie co w zasadzie nam było bez różnicy, udało mi się nawet utargować 5$ w sumie wyszło chyba jakieś 45$ trochę szok bo przyzwyczajenie do cen wschodnio-azjatyckich jest.
Także Europa weszła szybko i mocno, nie lubię.

https://i.imgur.com/74tLkFF.jpg

Kolejny dzień to już Polska, nie chciało mi się bardzo, szkoda kończyć tak piękną wyprawę, o matko co za ból szarej codzienności mnie dopadł.
Zajechaliśmy z Michałem na śniadanie, ja nawet apetytu nie maiłem, ble.
Fajnie wrócić do domu, do rodziny, ale było mi mało, za wcześnie.
Jeszcze by gdzieś pojechał, jeszcze mam kilka dni zapasu.
Ale mamy zasady, jedziemy razem i wracamy razem.
Bez znaczenia w jakich nastrojach. To jest podstawą każdego wyjazdu.
Dbamy o siebie, pilnujemy siebie i wspieramy.
Takim o to miłym akcentem pożegnaliśmy się na przystanku autobusowym w Suwałkach i rozjechaliśmy się, każdy w swoją część polski.

KONIEC

PS. Wiem że tych "Pamirów" jest tu mnóstwo ale chciałem się podzielić naszą relacją tym bardziej że nie jestem zaprawionym globtrotterem i każda kolejna podróż to wewnętrzna, wygrana walka z brakiem doświadczenia oraz słabościami. Nie ukrywam że Pamir dał mi w kość, miejscami było ciężko, ale teraz wiem dlaczego wszyscy tam ciągną. Kiedyś to muszę powtórzyć.

zdjęcia i video amatorskie mocno, w wolnych chwilach małymi kroczkami zgłębiam tajniki montażu.

LINKI:

fotki na forum https://madlomza.imgur.com/all


YrW476GF6zU

fiecia
09.02.2019, 18:40
Fajnie się czytało! Dzięki! :Thumbs_Up:

DanielRD07a
09.02.2019, 18:45
Dzięki za dobrą lekturę!

Wegrzyn
09.02.2019, 19:08
Dziękuję!

galas77
09.02.2019, 20:54
Dzięki za zajefajny reportaż, podziwiam i zazdroszcze :) Jestem na etapie marzeń o tym mieiscu..... Pozdrawiam!

Boski-Kolasek
09.02.2019, 21:25
Calkowicie Was rozumiem!!
No i dzięki za wspomnienia i doświadczenie!!
Nas po przekroczeniu granicy powitano tak:

Adagiio
10.02.2019, 08:16
Dzięki za opowieść

Rojek
10.02.2019, 12:37
Dzięki, fajnie się czytało.

zz44
10.02.2019, 18:55
Aaale to było dobre! :Thumbs_Up:

Wojteak
10.02.2019, 20:09
Dziękuję za relację i wizytę)). Jeśli co, zapraszam ponownie))

Wilk96
11.02.2019, 08:23
Dziękuje Grzechu za relację, fajnie było poczytać, pooglądać i poczuć się znowu na wyprawie.

misiak
11.02.2019, 20:18
Dobra robota :Thumbs_Up:
Dzięki

Dredd
15.02.2019, 21:58
Piękna przygoda i piękna opowieść.
Miło się czytało.
A to śniadanie w tak pięknych okolicznościach...
Ale musiało smakować:drif:
Choć to zwykłe parówy i jajca.
Już wiem co będzie jutro na śniadanie :D

Songo
24.02.2019, 12:06
Podziękował za opowieść :Thumbs_Up:

Grzechu2012
09.03.2019, 09:37
Tak od siebie jeszcze dodam bo nie wiem czy pisałem:
- Opony- K60 Scout (po 18000km popękane w cienkich miejscach) Nie było sensu brać drugiego kompletu,
- Dętki wzmacniane- Vee lub Dunlop już nie pamiętam (brak przebić)
- Przed wyjazdem zalany świeży olej, filtry i nowy napęd, łożyska i uszczelniacze kół.
Napęd jeszcze jeździ, oleje i filtry (Hiflo) wymienione po powrocie.
Filtr powietrza był nawet w niezłym stanie.
- W obu afrykach na powrocie, na asfalcie w Kazachstanie za Astaną puściły nam lewe uszczelniacze lag (efekt zaniedbania i nie czyszczenia rur) pomógł kawałek wyciętej butelki i przeczyszczenie uszczelniacza olejowego,
- na Kazachskich stepach w stronę Kirgistanu miałem wyciek z zaworu upustowego pompy wody, ustąpiło samo z siebie,
- Bagaż: tankbag givi, torby Kriega OS32+2x10L Uglybros z ali +Rolka 60L swmotech (głównie jedzenie, woda i alkohol),
- W zapasie: litr oleju, klamki, filtr oleju, filtry powietrza,uszczelniacze, dętki, łatki, linki, narzędzia,
- Jedzenie: kilka puszek, 15liofilizatów, 15szt. suszonej wołowiny Wild Willy (zawsze ze sobą 2L wody+ 1L alkoholu),
- Spalnik: Namiot 2os(realnie jedna + szpej), materac thermarest xtherm, spiwór pająk 1Z, krzesełko Helinox,
- Odzież: Emkowe merino 2szt góra, kalesony ciepłe i merino Emkowe, majtki merino 2szt,skarpety 2szt, 1szt cywilna koszulka, Bluza ciepła,ciepły merinos na górę, buty, klapki,sandały, spodnie z dekatlonu rozpinane nogawki, ciepła kurtka gramatura 800 northface jako podpinka ocieplana i do łażenia jak pizgało,
- dodatki: spot, telefon dodatkowy, ładowarki, power bank,gopro, aparat, leki+witaminy, kosmetyki, kuchenka crux gazowa+2 kartusze, naczynka lightmyfire, kubek metalowy, ręcznik, dodatkowe lekkie rękawice, słuchawki (Michał chrapał okrutnie), bańka 5L na paliwo,

to tak z grubsza co mi się przypomina,
oczywiście połowa była nie potrzebna no ale na plecach nie niosłem :)

Sidorowski
09.03.2019, 10:19
O proszę krótko i na temat, a niektórzy kręcą o tym seriale na youtubie...
Pozdrawiam, - jechałem z Kajkiem i Piotrkiem - Wraczem na Ktm 690:-) w grupie Kowali
Btw a ten litr koniaku to był na głowę oczywiście?


Wysłane z Nokii 3310

zz44
09.03.2019, 10:59
O, dobre podsumowanie.
Co z tą K60? Co to za pęknięcia?
Sam jeżdżę, jak na razie bez problemów, kumpel zrobił na takich Norwegię tam i nazad też bez awarii. Ale ostatnio ktoś chyba pisał o pękających klockach, a znajomemu kiedyś stało się też coś takiego

PS jeśli ma się tu zrobić dyskusja o oponach, proszę o przeniesienie do wątku oponiarskiego.

Grzechu2012
10.03.2019, 20:03
O proszę krótko i na temat, a niektórzy kręcą o tym seriale na youtubie...
Pozdrawiam, - jechałem z Kajkiem i Piotrkiem - Wraczem na Ktm 690:-) w grupie Kowali
Btw a ten litr koniaku to był na głowę oczywiście?


Wysłane z Nokii 3310

No siema :)
Kurde było was tam kilku zapierdalaczy, szkoda że nie mam namiarów na Bodzia :)

Co do opon to fotki ma Michał ale w wątku o oponach jest fotka popękanych k60 w tych ‚cienkich’ miejscach. Co zasadniczo nie wpływało na właściwości jezdne a bardziej powodowało psychiczny dyskomfort.

Lucky Luke
14.03.2019, 16:41
Ja od siebie dodam , że podobną trasę tez robilem na K60scout z tyłu.
NIEPOLECAM!!!
Opona poprzecinana na wylot , szczypała dętkę dziurawiąc ją. Musieliśmy naklejac łatki od środka opony.

Heidenauy nie na skały :D

krajcar
31.12.2019, 17:26
Dzięki za relację, z przyjemnością czytałem! :) I te zdjęcia - kopara opada!

RP3504!
11.01.2021, 14:54
Za rok może dwa...
A jak już będę bliżej to pozwolę się do kolegów odezwać i podpytać o szczegóły. Świetnie się czytało :Thumbs_Up: