PDA

View Full Version : Sześć miesięcy w siodle - przygodę czas zacząć


jurek
20.04.2009, 17:22
Witajcie brać afrykanerska
1 maja wyruszamy z Olą na naszą wymarzoną i wyczekiwaną, sześciomiesięczną wyprawę motocyklową do Azji. Długo myśleliśmy czy przez sześć miesięcy, które udało nam się "zgromadzić" na podróż zrobić "pętlę" dookoła świata (taki był pierwotny plan), czy raczej skupić się na lepszym poznaniu jakiegoś wybranego, spójnego kawałka globu. Doszliśmy do wniosku, że świat nie ucieknie, a poznawanie go na biegu i po łebkach, to zupełnie nie jest to, co nas interesuje. Wybór padł więc na Azję. Przez prawie dwa lata przygotowywaliśmy trasę, siebie i motocykle. Ola zajęła się stroną "papierową", a ja "techniczno-motocyklową". Wyprawa jest więc efektem "pracy zespołowej". Teraz przed nami ostatnie, najbardziej zwariowane dni przygotowań.
Trasa miała wyglądać następująco: Słowacja, Serbia, Bułgaria, Turcja, Iran, Turkmenistan, Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Chiny (mamy nadzieję, że uda nam się przemierzyć Tybet), Nepal, Indie (włącznie z jazdą po indyjskich Himalajach), Bhutan i kończymy w Kalkucie w Indiach. Z Kalkuty pakujemy się w samolot do Polski, a motocykle nadajemy drogą morską lub lotniczą gdzieś do Europy. Zaplanowana przez nas trasa ma cały czas kilka dużych znaków zapytania związanych głównie z biurokracją. Pierwsza niespodzianka, niestety niemiła, zmusiła nas do zmiany trasy. Ola (jako niezamężna kobitka) nie dostała wizy irańskiej. Szybko powstał więc plan "B": z Turcji jedziemy do Gruzji, Armenii, z powrotem do Gruzji, Azerbejdżanu i z Baku promem do Turkmensbashy.
Cały czas nie mamy oficjalnego potwierdzenia czy Chińczycy wpuszczą nas do Tybetu. Zobaczymy - oby się udało. Generalnie już się przyzwyczailiśmy do szybkich "zmian akcji", "planów B, C albo i dalszych. Na Tybecie bardzo nam zależy, no ale pewnych rzeczy w Pastwie Środka przeskoczyć się nie da.
Podczas całej wyprawy chcemy na bieżąco aktualizować dziennik i zdjęcia na naszej stronie: www.worldonbikes.pl (http://www.worldonbikes.pl/) (oczywiście w miarę jak Internet i cywilizacja pozwolą). Serdecznie zapraszamy na stronę, tam jest więcej informacji o wyprawie, przygotowaniach itp. Nie wiem czy damy radę (a szczerze mówiąc pewnie nie) na bieżąco pisać też na forum. Także z góry się usprawiedliwiamy i odsyłamy do stronki.
W trasę ruszamy 1 maja o godz. 10 z placu manewrowego "ProMotora" w Warszawie. Bardzo nam będzie miło pożegnać się osobiście ze wszystkimi kibicującymi nam Afrykanerami. Po spotkaniu na placu chcemy wspólnie z zebranymi przejechać na rogatki miasta (gdzieś za Janki) albo i dalej. Tego dnia udajemy się do Krakowa, także wszystkich chętnych na przejażdżkę zapraszamy.
Trzymajcie za nas kciuki, bo szczęście na pewno będzie nam potrzebne.
Pozdrawiam

Nowy011
20.04.2009, 17:31
PKP......... :Thumbs_Up:

zdrowia... zyczę/..

PARYS
20.04.2009, 17:34
Czyli przygoda dochodzi do skutku!!
Moja się niestety opóźniła co najmniej.

Powodzenia i koniecznie informacja kiedy jedziecie przez Belgrad!!!!!!!!!!
Bo rogatki rozstawię z chłopakami!!!

rambo
20.04.2009, 19:21
No weź tam zaklep nam na placu pod parlamantem jakieś stoliki i parasole :) na 2 maja wieczór.
Dla mnie Vranac+Coca Cola z lodem :oldman:

czosnek
20.04.2009, 19:29
Keep on rockin' !! :rules:

Andrzej_Gdynia
20.04.2009, 20:30
Powodzenia

zombi
20.04.2009, 21:43
:Thumbs_Up:,powodzenia

DANDY
20.04.2009, 22:12
Ambitnie - powodzenia . Będę śledził waszą przygodę na pewno .:rules:

chomik
21.04.2009, 08:07
Powodzenia :) hehe ten Kraków to coś przyciąga nasz pierwszy przystanek też był u nich...

Ola
21.04.2009, 08:36
Czyli przygoda dochodzi do skutku!!
Moja się niestety opóźniła co najmniej.

Powodzenia i koniecznie informacja kiedy jedziecie przez Belgrad!!!!!!!!!!
Bo rogatki rozstawię z chłopakami!!!


Damy znać - w końcu jesteśmy umówieni :) U nas z tym Iranem też się pokomplikowało... Cały czas walczę o wizę przez Teheran, ale czarno to widzę. Najgorsze jest to, że ostateczną informację będe miała na trzy dni przed wyjazdem...

Do zobaczenia w Belgradzie

Marcin z Zakopanego
21.04.2009, 08:39
Super - bedziecie mieli wakacje życia. Milej zabawy i piszcie jak najwiecej :)

bajrasz
21.04.2009, 08:49
Niech moc będzie z Wami:Thumbs_Up:

Jarek
21.04.2009, 09:03
Ola, Jurek:))- jak najmniej niechcianych przygód na trasie:) POWODZENIA!!!:)http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif:Thumbs_Up:

podos
21.04.2009, 09:44
No i super. Map Ladakhu nie znalazłem, ale nie zgubicie się, droga jest tylko jedna:)
Powodzenia!

zibiano
21.04.2009, 10:26
super hiper ! !

powodzenia i piszcie piszcie !!!

do zobaczenia !! :)

PARYS
21.04.2009, 21:06
Damy znać - w końcu jesteśmy umówieni :) U nas z tym Iranem też się pokomplikowało... Cały czas walczę o wizę przez Teheran, ale czarno to widzę. Najgorsze jest to, że ostateczną informację będe miała na trzy dni przed wyjazdem...

Do zobaczenia w Belgradzie

No jesteśmy a jak żesz nie?
Z tą wizą dla Ciebie to jakaś ściema - spotkałem niedawno całkiem autostopowiczów, tzn wywiozłem ich za BG bo stali jakoś kijowo i to była para i laska mówiła, że bez problemu. Nie wiem czemu Ci problemy robią.
Dowiedz się, to najwyżej odbierzesz wizę w BG albo w Turcji - mają oczywiście ambasadę w Stambule i gdzieś tam jeszcze niedaleko swojej granicy konsulat.

wieczny
21.04.2009, 21:31
Pięknie!

borunin
21.04.2009, 21:49
lata 90-te czytamy: "Przygody Tomka na Czarnym Lądzie", "Tomek w krainie kangurów"....
a teraz... kolejne relacje z podróży AT
Alfred Szklarski też pewnie czyta wieczorkiem...:)

podos
22.04.2009, 08:46
Alfred Szklarski też pewnie czyta wieczorkiem...:)

taaa, ale w Krainie wiecznych łowów.

Ola
22.04.2009, 10:13
No jesteśmy a jak żesz nie?
Z tą wizą dla Ciebie to jakaś ściema - spotkałem niedawno całkiem autostopowiczów, tzn wywiozłem ich za BG bo stali jakoś kijowo i to była para i laska mówiła, że bez problemu. Nie wiem czemu Ci problemy robią.
Dowiedz się, to najwyżej odbierzesz wizę w BG albo w Turcji - mają oczywiście ambasadę w Stambule i gdzieś tam jeszcze niedaleko swojej granicy konsulat.


Z nieoficjalnych info, dowiedziałam się że od grudnia robią takie numery, tzn. niemężatki odrzucają. Ofricjalnego powodu oczywiście nie podali. NIe wim za bardzo co by to mogło byc innego, bo nie mam jakiejś "kryminalnej przeszłości", a i paszport był "wolny od nieodpowiednich wiz". Do końca tygodnia mam mieć w temacie ostateczną odpowiedź z Teheranu, więc zobaczymy. W sumie nie ma się co stresować - jak mi znowu nie dadzą, to znaczy że widocznie tak miało być i na pewno coś super miłego czeka na nas na "trasie B". Chciałam zobaczyć Iran (i to bardzo). Mam już nawet przygotowaną chustę żeby zakryć włosy (zatsnawiam się tylko czy pod kaskiem też ja powinnam mieć :)....w końcu przecież przychodzi moment zdjęcia kasku,no i wtedy "co"). Sądząc po kontaktach mailowych z Irańczykami i po różnych relacjach, to niesamowici, bardzo gościnni ludzie. Choć wszyscy powiedzieli mi wprost, że raczej będę musiała tam "jeźedzić i chodzić" za Jurkiem, a nie obok, a już na pewno nie przed :) Dowiedziałam się też przy okazji, że Iranki nie mogą robić prawka kat. A - mogą jeździć tylko jako pasażerki.

Dziękujemy Wszystkim za miłe słowa.

Z tym pisaniem , to już piszemy na naszym blogu. Także jak ktoś ma ochotę, to wszystko jest na stronce. Tutaj pewnie wrzucimy większe relacje "po", z resztą może i w trakcie wyprawy trochę sie uda. Jako, że Jurek pisać nie lubi, a i tak ma mnóstwo roboty przy motocyklach, pisanie jest "moją działką", także obiecuję że się postaram.

Pozdr
Ola

Lewar
22.04.2009, 11:09
Powodzenia na trasie.
Zastanawiam się czy nie będziecie mieć problemów z przekroczeniem granicy Azerskiej z wizą ormiańską.
Potwierdzam, że wszyscy odwiedzający Iran, z którymi rozmawiałem rozpływają się na temat gościnności mieszkańców.
A zwyczaj, że kobieta podąża za swoim mężem nieco z tyłu powiniem być stosowany w całym cywilizowanym świecie.
Tak, tak, po trzykroć tak:)

klanol
22.04.2009, 12:19
Byliśmy w Azerze z wizami Ormiańskimi i problemów nie było. Tzn problemów na granicy, o reszcie lepiej nie mówić :(

kamil
22.04.2009, 13:22
powodzenia:-)))) tzrymamay kciuki zeby wszystko sie udalo z Chinami i Tybetem!!!no i ten Iran, ale probujcie jeszcze gdzies w innym konsulacie..pozdro

Ola
22.04.2009, 16:22
powodzenia:-)))) tzrymamay kciuki zeby wszystko sie udalo z Chinami i Tybetem!!!no i ten Iran, ale probujcie jeszcze gdzies w innym konsulacie..pozdro

Hej Kamil - fajnie że się odzywasz, bo zawsze mam okazję tylko z Izą powymieniać maile. Dzięki za pamięć. Trzymajcie sie tam w drodze. My Wam bardzo kibicujemy. Kto wie, może się jeszcze gdzieś na szlaku spotkamy.

Byliśmy w Azerze z wizami Ormiańskimi i problemów nie było. Tzn problemów na granicy, o reszcie lepiej nie mówić :(

No właśnie bardzo mnie zmartwiło to co napisałeś Jurkowi o Azerbejdżanie.... W takiej sytuacji miejmy jednak nadzieję, że dostane ten Iran.

Pozdr

PARYS
22.04.2009, 16:37
Olu,
A wiesz co by jeszcze było fajne?
Jak by się Jurek podzielił szczegółami przygotowania pojazdów.
To by było na prawdę fajne.

Ola
22.04.2009, 16:53
Olu,
A wiesz co by jeszcze było fajne?
Jak by się Jurek podzielił szczegółami przygotowania pojazdów.
To by było na prawdę fajne.


Szczerze mówiąc juz o tym rozmawialiśmy - bo chciałam też taką wzmiankę zrobic u nas na stronie (coś takiego jak "ściągawka"). Udało mi sie troche przydatnych info zamieścic na tematy papierowo - organizacyjne, ale tematy stricte techniczne niestety mnie przerastają... na razie mamy totalne urwanie głowy przez ostatnie dni (poza wyprawą musimy sie jeszcze wynieść z mieszkania i cały czas pracujemy), ale jak tylko trochę "emocje trochę opadną" to na pewno coś naskrobiemy. W ostateczności będę Jurka wypytwywać o wszystkie techniczne szczegóły przy długich wieczorach pod namiotem i przeniesiemy to "na papier".

Od razu powiem, że w kwestiach technicznych dużo cennych wskazówek i rad dał nam Rambo, Podosek ("jazda na wysokościach"), Adaś z Olek Motocykle Warszawa i Marek Godlewski z ProMotora (który zajął się nami naprawdę "po ojcowsku" - z resztą sam objechał świat dwa razy, także wie o czym mówi). Co do trasy w Azji Centralnej to swoją wiedzą i doświadczeniem podzielił się z nami Sambor. Naprawdę wiele osób pomogło nam przy przygotowaniach do wyprawy, za co WSZYSTKIM BARDZO DZIĘKUJEMY :):):). To super miłe i budujące uczucie, że można na Was liczyć.

PUFF
22.04.2009, 17:13
Trzymamy kciuki. Powodzenia!!

Zoltan
22.04.2009, 20:03
no ładnie poprzeczka znowu idzie w górę, jeszcze trochę i o wyjeździe na 2 tygodnie wstyd będzie wspominać ;)

Bawcie się dobrze :D i wracajcie cało :oldman:

! ! ! P O W O D Z E N I A ! ! !

podos
22.04.2009, 21:08
Aha, i jeszcze życzę Wam , na nawet żądam, żebyście nie zostali klientami naszego afrykanskiego banku części.

rambo
22.04.2009, 21:49
Spoko, druga afryka z asistansem jedzie aż do końca Turcji :)

jurek
22.04.2009, 23:44
Pisać lubi, ale ostatnio nie wiem w co ręce włożyć, takie spiętrzenie:(. Nawet w pracy chyba się zmówili, żeby na odchodnym dać w kość:dizzy:.

Co do przygotowań motocyklów to napewno coś napiszę ale pozwólcie, że już jak wyruszymy. Będziemy mieli długie wieczory na nadrobienie. Dołączm się do podziękowań, dla wszystkich, który nam pomogli, takżę dla mojego tajnego agenta w mieście Lądek (nie Zdrój oczywiście:)), który staje na głowie, żeby klocki Nissina, Dyno-jety i inne ustrojstwa doszły na czas.

Pozdrawiam

P.S. Podos - druga afryka to fajny magazyn części:)

PARYS
23.04.2009, 09:01
Ful roboty na pewno a jak.
Gościu - ja jak mam mieć tylko długi weekend to zawsze mam taki zap... w ostatni dzień, tak jak by mnie z miesiąc miało nie być.
Wyobrażam sobie co się teraz u was dzieje.
Ja zresztą chyba na żywo zobaczę, zdjęcia porobię kopyrajt ofkors.

No to pozdro

arturro007
23.04.2009, 14:28
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Życzę Wam POWODZENIA i oczywiście będę śledził dziennik.

Jola
27.04.2009, 10:19
I ja powodzenia życzę :). Cieszę sie, że wreszcie Was poznałam :). Jednak ludzie prawdę mówią- Ola, ty faktycznie DROBINKA jesteś! Mała kobietka ale z jakim zacięciem! Mega wrażeń życzę, dobrych ludzi po drodze, braku awarii i niechcianych przygód. Bawcie się!
Pozdrawiam :)

Ps. Jurek pamiętaj o fotografowaniu Oli w akcji- miejsce w kalendarzu "Lejdis" czeka :)

dominik
27.04.2009, 20:18
Powodzenia życzę i ja. Czy czasami nie widziałem tej informacji wyjazdu ze skrzynki Klubu Orły PKO BP SA?

Ola
28.04.2009, 10:00
Powodzenia życzę i ja. Czy czasami nie widziałem tej informacji wyjazdu ze skrzynki Klubu Orły PKO BP SA?

Jeżeli taka informacja była, to na pewno nie od nas.

Dzięki i pozdrawiam

tango
28.04.2009, 10:50
Podziwiam za odwage i bardzo ambitny plan :) Zycze Wam aby udalo sie go zrealizowac w 150 procentach :) Powodzenia!

kiub
28.04.2009, 12:47
Nie było jednak okazji zobaczyć się jeszcze przed wyjazdem, więc życzę Wam WSPANIAŁEJ PRZYGODY!
Ze szczegółów to oczywiście udanego przebicia się przez Chiny.
Z niecierpliwością będę śledził wasz dziennik.
Powodzenia!

chomik
04.05.2009, 08:40
Pajechali ? Czy nie pajechali ?

DrSpławik
04.05.2009, 08:56
Będę się tu trochę udzielał bo Olka obiecała meldować smsem o kolejnych etapach.
Wczoraj dotarli do Belgradu.
A wczesniej....
W piątek na placu ProMotora zebrało się ze 40 motocykli, pełny przegląd bo były goldasy, fazerasy, Afryki i wściekłe dzidągi w pomarańczowych barwach. O 11tej ruszyliśmy w kolumnie do Janek ale korek w Markach ostudził zapały odprowadzających i zagotował silniki pomarańczowych... Ścieżka rowerową, pomiędzy słupkami popyrkaliśmy w kierunku Janek. Jurek na jednym ze słupków ochrzcił nowy kufer od Bonjura i dotarliśmy do stacji Łukoila w Łazach. Tam dołączyły Ramboszczaki ale nie na długo bo już przed Grójcem wybrali własna drogę... My skręcilismy na Końskie, Oni nie... ;)
10 km za Końskimi jest postpeerelowske centrum wypoczynkowe gdzie Rambo znów się odnalazł a my zjedliśmy tanio i smacznie. Mniam.
Do Krakowa dotarliśmy bez przeszkód, wieczorem nocne rozmowy przy grillu i dwie szkrzynki piwa.
W sobote Ola i Jurek dospawali big footy, przesmarowali rolgazy i w ogóle wreszcie się wyspali. W niedziel wyjechali w kierunku Słowacji gdy my jeszcze odsypialiśmy bardzo miły wieczór spędzony na krakowskim Kazimierzu...
Niech moc będzie z Nimi.
;)

JareG
04.05.2009, 09:16
(..) W niedziel wyjechali w kierunku Słowacji (..)
Niech moc będzie z Nimi.
:Thumbs_Up:
I szczescie niech ich nie opuszcza :)

PARYS
04.05.2009, 11:28
Kolejny meldunek:
Pojechali już dalej. Przed chwilą ich zostawiłem na bramkach na autostradzie w kierunku Nis i dalej Bułgarii itd. itd. itd. i dalej dookoła świata.

Jeszcze wczoraj był mocny plan - wstać wcześnie rano i do Istambułu dojechać ale plan rano się zmienił.
Wstać to wstali, śniadanie zjedli, Ola coś tam robiła na ich stronie internetowej a Jurek przepakowywał bagaże. Tak więc na Istambuł raczej się dzisiaj nie napalają.
Wczoraj oczywiście gril, najepka i w ogóle pogaduchy o świecie i Kosowie Serbskim.

Potem jakieś pożegnalne zdjątko wrzucę.

Szerokości

ucek
04.05.2009, 11:33
..zebrało się ze 40 motocykli..

dokałdnie 52 sztuki - czyjeś grzeczne dziecko policzyło :)

sprawilismy im ogromną frajdę!

/zdjęcia wrzucam dzięki uprzejmości Maćka/

hubert
04.05.2009, 12:11
Kurde że ja też z Wami do tego Krakowa się nie wybrałem :( Następnym razem na żadne wesela się nie piszę ... Wczoraj miałem taki głód jazdy że pierdyknąłem 250 km zupełnie bez sensu szwędając się po jakiś wioskach ...

PARYS
04.05.2009, 14:29
I jak mówiłem tak zrobiłem.
Jeszcze kilka pożegnalnych zdjęć z BG.

5331939627086398081

DrSpławik
05.05.2009, 08:01
od Ola:
"Spaliśmy w Edirne, Teraz mkniemy do Istambulu i do zwiedzania. Granica poszła sprawnie"

Ola
05.05.2009, 14:40
Cıaıo Ragazzi

na poczatek WIELKIE,OGROMNE PODIEKOWANIA DLA PARYSA ZA GOSCINE I PRZEMILY WIECZOR. Cala czworka serdecznie Cie pozdrawia.

Usciski dla calej braci z Istambulu. Wlasnie wpalaszowalismy swietny obiadek w knajpie motocyklisty u ktorego bediemy spac. Obiadek pierwsza klasa. Nasze zaladowane potwory stoja zaparkowane zara obok zgraji chopkow. Dzisiaj imprezujemy z klubem Macho Kings Turkie. Fredzle rulez. Wygladamy jak z innej planety ale co tam. Sprzety dzialaja idealnie.

Pozdro od calej Czworki

Ola

PS. Dzieki za super pozegnanie/Lezka nam sie krecila w oku

PARYS
05.05.2009, 15:15
Miło to było nam Was gościć.
Nie powiem - trochę zamieszania na ulicy było i potem mnie się sąsiedzi wypytywali co to za akcja jakaś!

Łezka to się kręciła jak musiałem zawrócić z powrotem do domu i myśleć o tym, że Wy w tak zajebistą podróż jedziecie, na którą i ja miałem... no i w ogóle.

Jak będziecie wracać to będzie na was czekała flaszka czerwonego wina. Albo i dwie.
A właśnie - w końcu zapomniałem się Ramba zapytać wracają też przez BG czy jakąś inną drogą. Coś mi się kojarzy, że przez Rumunię.

DrSpławik
07.05.2009, 08:40
Od Ola, wczoraj 22:15
" Na razie rokoszujemy się lokalnym jedzeniem i zabytkami. Właśnie siedzimy z Macho Kings czyli czoperowcami w knajpie i dobrze się bawimy. Zostajemy jeszcze jutro."

Się im ten Istambuł spodobał... ;)

zombi
07.05.2009, 08:48
posiedzą, popiją 1/2 roku i do domciu ;)

zibiano
10.05.2009, 18:21
z tego co wiem bylo kilka przygod i ze sprzetem ale jada dalej
istambul sie na tyle spodobal ze 4-dniowy plan z przewodnika zrobili w 2 dni , zostały odciski na nogach:)
teraz nad morzem czarnym !!!

pozdro

DrSpławik
12.05.2009, 10:36
Rambo 11-05-09:
"Merhaba, jesteśmy w Kapadocji. Dziś cały dzień z buta wycieczka po wąwozach wulkanicznych. Tempreratura taka se ale słonko daje. Walimy miejscowe winka. At rulez!!!!"

Ale nuda... :haha2::haha2::haha2:

PARYS
12.05.2009, 14:29
No jak "go slow" to go slow.

Mogliby trochę uważać z tymi szlifami kurna chata.

jurek
13.05.2009, 22:15
Cześć,

Obiecuję, że będziemy unikać szlifów. Dzisiaj rano rozstaliśmy się z Ramboszczakami. Oni pognali na południe a my na północ. Jesteśmy w Amasya w anatolii. Z lokalesami odwiedziliśmy szkołę koraniczną (normalnie nie można do takich szkół wejść) i mogliśmy podglądnąć modły muzułmańskie.

Tak jak obiecałem poniżej wymieniam przeróbki przed wyjazdem. Niektóre pomysły były podpowiedzią braci forumowej (np. Sambora i Podoska) a niektóre moją inwencją twórczą.
- Montaż dodatkowych gniazd 12V,
- uchwytu pod radio CB na kierownicy,
- montaż całego zestawu CB - antena przyręcona do stelaża kufrów,
- montaż kufrów Bonjour 2 x 41l (na zmniejszonym stelażu - 100 cm szerokości) z 2 x 1l - i 1 x 2l - paliwo / kufer,
- wyklejenie folią kufrów (aluminim brudzi rzeczy)
- montaż osłony rury wydechowej,
- dospawanie blachy pod podnóżkę boczną,
- montaż woltomierza,
- dospawanie uchwytów pod sakwy,
- filtracja powietrza - K&N obłożony nasiąkniętą gąbką rodem z crossa
- montaż Dynojetów,
- montaż szerszych podnóżków
- wymiana przewodów hamulcowych na stalowy oplot

Wymiany:
- olei i filtry,
- świece,
- klocki,
- opony (Tourance a potem TKC 80),
- łożysko główki ramy,
- łożka w kole przednim i tylnim,
- napęd,
- akumulator,
- olej w lagach,
- sprężynę,
- zużyte simmeringi (ro`łożyłem cały sprzęt poza silnikiem i skrzynią)
- pełna regulacja

Więcej grzechów nie pamiętam:)

Pozdrawiam

Ronin
13.05.2009, 23:23
Jurek:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
ale my chcemy też zdjęcia!! :)

PARYS
14.05.2009, 16:09
Jurek:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
ale my chcemy też zdjęcia!! :)

Jest kilka na ich stronie.
Kurcze ależ tam ładnie!!!

szynszyll
18.05.2009, 09:13
yo!

trole warsiawskie juz w polandzie wyleguja sie wlasnie w moim wyrku ;)

rambo
18.05.2009, 22:40
Merhaba

Meldujem się z Wawy.

Sms w Turcji chyba nie przechodzą jakoś dobrze bo straciliśmy codzienny kontakt z Olą i Jurkiem po rozłączeniu.

Zabieram się za galerke. :)

jurek
19.05.2009, 07:37
Siema. SMS nie dochodzą bo na razie telefon nie działa. Jesteśmy w Tibilisi i właśnie nadrabiamy braki w stronce. Było kilka długich (jeden nawet 140 km) offów i przepraw przez rzekę. Poza tym wszytko OK. Gruzja już nie tak cywilizowana jak Turcja (poza Tibilisi oczywiście) Pozdrosy
P.S. Gościnni turkowie w okolicach Trabzon wymyli nam motocykle.:)

PARYS
19.05.2009, 16:55
Siema!
Patrzcie jaka ironia: komóra nie działa ale stronkę poprawiają na necie.
Czaisz? Niezła baza.
To to chyba już plan "C" tej wyprawy tak?
Rambo coś wspominał o "pieczątce" co brakuje. Daliście radę?
Siemanko

jurek
19.05.2009, 18:58
Wszystkie pieczątki są na miejscu. U nas nic nie brakowało, musieliśmy tylko walczyć z napierającm tłumem wracającym z bazaru. Komóra mamy nadzieję ruszy jutro.

A stronka i zdjątka podobają się?

Ktoś w ogóle czyta, przegląda bo na forum odzew niewielki:(

Pozdrosy

Ronin
19.05.2009, 19:21
pewnie, że czyta!!! :) i śledzimy cały czas :) zdjęć jak najwięcej wrzucajcie :)

michoo
19.05.2009, 19:36
Co dzień z rana zaraz po forum stronka ląduje na mozzili, stronka bomba smakowicie zrobiona..

PARYS
20.05.2009, 08:33
Wszystkie pieczątki są na miejscu. U nas nic nie brakowało, musieliśmy tylko walczyć z napierającm tłumem wracającym z bazaru. Komóra mamy nadzieję ruszy jutro.

A stronka i zdjątka podobają się?

Ktoś w ogóle czyta, przegląda bo na forum odzew niewielki:(

Pozdrosy

A Rambo coś mówił że macie braki. No ale git.
Stronkę śledzimy, a jak?
Bardzo przyjemna jest i wogóle profi.
Jedna tylko może uwaga - jak się powiększy zdjęcia na maxa, to przydałaby się jakaś strzałeczka żeby przewijać do następnego.

Maras
20.05.2009, 10:33
Śledzimy śledzimy. Z cieknącą śliną przy zdjęciach w pracy, koleżanka już miske podstawia....
Powodzenie w dalszych zmaganiach!

Marcin SF
20.05.2009, 10:58
Jurek i Ola

Czytamy, przeżywamy razem z wami, ba nawet podróżujemy z wami. Co prawda palcem po mapie :vis:, ale zawsze :) codziennie rano w pracy przegląd nowych wiadomości, a wieczorem z laptopem na kolanach przegląd fotek.

Jest Zajebiście !!

Jarek
20.05.2009, 12:34
Jurek i Ola

Czytamy, przeżywamy razem z wami, ba nawet podróżujemy z wami. Co prawda palcem po mapie :vis:, ale zawsze :) codziennie rano w pracy przegląd nowych wiadomości, a wieczorem z laptopem na kolanach przegląd fotek.

Jest Zajebiście !!

-właśnie mam to samo!!- Ola+Jurek .. co rano sprawdzam nowe wpisy w waszym dzienniku:))
-gorące pozdrowienia:))http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif

Marcin SF
20.05.2009, 12:43
nie rozumiem jak oni mogli nie zauważyć tego wielkiego palucha który za nimi podąża :haha2:

Zazigi
20.05.2009, 12:48
ja też podążam za Wami ;)

hubert
29.05.2009, 15:04
Widzę że w Armenii już jesteście i napieracie dalej :) Kurcze strasznie skomplikowana ta Wasza strona - ciężko się czyta i zabija mi procesor w kompie ...

rambo
29.05.2009, 17:06
U mnie też od początku opornie ze stronką :Sarcastic:

rambo
31.05.2009, 11:27
Wrzuce może trochę info od Olki I Jurka, bo w Karabachu nie było sieci komórkowej ani internetowej. Generalnie według raportu Olki wczoraj (sobota) wjechali do Iranu :drif:


Napisze co było wcześniej. mam nadzieje że Ekipa Nasza na świeżo coś na wrzuci.

Mieli problem z hamulcej w Olki afryce. Zmienli płyn, odpowietrzali i dalej coś nie gra. Złapali pierwszą gume - gwóźdż. W czwartek nocowali w górach w Monastyrze. Dawali offfem przy azersko karabaskiej granicy na nielegalu :oldman: Dopadła ich Milicja ale dobrze się wszytsko skończyło :)
Zawsze gdzie by nie byli spotykają się z niesamowitą gościnnością. :)

jurek
31.05.2009, 16:32
http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=directlink (http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=directlink)Salam, Zyjemy.

W Gorskim Karabachu bylo zajebiscie. Sambor napewno beda sie podobaly klimaty. Ludzie niesamowicie goscinni, wszyscy nam pomagali, nawet panowie z wulkanizacji nakarmili, napoili i nalegali na pozostanie na nocleg.

W Iranie klimaty niesamowite, Olka jezdzi na moto w chuscie a poza moto w mancie - takim przewiwnym plaszczyku. Tutaj kobiety nie moga jezdzic na motorach wiec wszyscy robia jej zdjecia. A wyglada odjazdowo:) jak ufoludek:). Jest maksymalnie bezpiecznie. Nawet granice z CPD udalo sie pokonac w 2 godziny.

Pozdrawiam

Wiecej na naszej stronie www.worldonbikes.pl (http://www.worldonbikes.pl)

Jak macie problemy z otwieraniem naszej strony to tez mozecie zagladac na blog na www.national-geographic.pl (http://www.national-geographic.pl) w zakladce blogi. Tam tez na biezaco piszemy i wrzucamy blogi.
http://%3Ctable%20style=%22width:194px;%22%3E%3Ctr%3E%3Ct d%20align=%22center%22%20style=%22height:194px;bac kground:url%28http://picasaweb.google.com/s/c/transparent_album_background.gif%29%20no-repeat%20left%22%3E%3Ca%20href=%22http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=embedwebsite%22%3E%3Cim g%20src=%22http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/SiKQhDgQQUE/AAAAAAAAA8M/2JZ160jqvp4/s160-c/OlaIJurekWTrasiePart1.jpg%22%20width=%22160%22%20h eight=%22160%22%20style=%22margin:1px%200%200%204p x;%22%3E%3C/a%3E%3C/td%3E%3C/tr%3E%3Ctr%3E%3Ctd%20style=%22text-align:center;font-family:arial,sans-serif;font-size:11px%22%3E%3Ca%20href=%22http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=embedwebsite%22%20style =%22color:#4D4D4D;font-weight:bold;text-decoration:none;%22%3EOla%20i%20Jurek%20w%20trasie %20-%20part%201%3C/a%3E%3C/td%3E%3C/tr%3E%3C/table%3E (http://%3Ctable%20style=%22width:194px;%22%3E%3Ctr%3E%3Ct d%20align=%22center%22%20style=%22height:194px;bac kground:url%28http://picasaweb.google.com/s/c/transparent_album_background.gif%29%20no-repeat%20left%22%3E%3Ca%20href=%22http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=embedwebsite%22%3E%3Cim g%20src=%22http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/SiKQhDgQQUE/AAAAAAAAA8M/2JZ160jqvp4/s160-c/OlaIJurekWTrasiePart1.jpg%22%20width=%22160%22%20h eight=%22160%22%20style=%22margin:1px%200%200%204p x;%22%3E%3C/a%3E%3C/td%3E%3C/tr%3E%3Ctr%3E%3Ctd%20style=%22text-align:center;font-family:arial,sans-serif;font-size:11px%22%3E%3Ca%20href=%22http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=embedwebsite%22%20style =%22color:#4D4D4D;font-weight:bold;text-decoration:none;%22%3EOla%20i%20Jurek%20w%20trasie %20-%20part%201%3C/a%3E%3C/td%3E%3C/tr%3E%3C/table%3E)

Ola
31.05.2009, 16:58
To i ja cos dorzuce - dla mnie Iran to pierwszy kraj na trasie, ktory zaskoczyl mnie swoja egzotyka i odmiennoscia. Wczesniej bylo dziko i pieknie, w Turcji byly chusty i nawolywania muezinow na modlitwe, ale wszystko to nie bylo takie "zupoelnie z innego swiata". Tutaj w Iranie juz jest inaczej. A po drogach jezdza jak wariaci - przebijaja wszystkie dotychczasowe kraje (a najgorzej bylo chyba w Tibilisi). Rzeczywiscie wygladam i czuje sie troche jak ufoludek na AT, no ale coz, juz chyba sie przyzwyczailam. No i musimy na dobre zaczac przyzwyczajac sie do upalow. Do tej pory bylu gory i w sumie nie tak strasznie goraco. Gorski Karabach, do ktorego udalo nam sie wjechac (pozaplanowo), to zupelna rewelacja. Super pieknie i ludzie przemili. Do tego dziko. Goraco polecam.

Wrzucam, tak na zachete, link do wybranych fotek z dotychczasowej trasy - odcinek: Polska - Armenia. Reszta i tekst na naszej stronce lub na national geographic. Naszej stronki nie zmienimy, wiec jak komus nie dziala, to sory...

Buziaki z Tabriz



http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart1?feat=directlink

Adagiio
31.05.2009, 19:26
Robią tam dywany , tkane ręcznie , nazywają się tak samo jak miasto w którym jesteście , te w zielonym kolorze mają magiczną moc i są jak amulet chroniący od złych duchów . jest tylko jeden warunek żeby czar działał , nie mogą zostać zakupione . Aha i jeszcze jedno muszą być eksploatowane zgodnie z ich przeznaczeniem , musicie na nich spać , modlić się , jeść i te sprawy .
Powodzenia .
Piękna wyprawa .

PARYS
01.06.2009, 08:54
Zdjęcia są "do jaja"!
Na żywo na pewno bez porównania.

HRV - a te dywany to jakieś latające? A afryczka wchodzi na taki?

sambor1965
01.06.2009, 13:28
Pewnie juz wiecie, ze Iran zamknal dzis do odwolania granice z Pakistanem. Mam nadzieje ze na krotko, bo inaczej troche dramat, Turkmenistan sam sie zamknal, a do Afganistanu nie polecamy...

Zdecydowaliscie sie jednak na ten Turkmenistan?

jurek
02.06.2009, 18:47
Salam,

Nowe zdjatka na stronce:) Sorki za opoznienia ale mielismy ograniczony dostep do netu. W tym odcinku GORSKI KARABACH:)

Pozdro

DrSpławik
03.06.2009, 07:13
Czytam, czytam.... ;)

Jarek
04.06.2009, 07:50
:oldman:Halo, pięknie!! -siedzę sobie w robocie, słucham właśnie trójki i...oczywiście relacja z /trochę lamerskiej/ podróży dookoła świata na Tenerkach, i słyszę , że spotkali właśnie w Iranie dwójkę na Afryczkach, Olę i Jurka, po chwili sami Oni się odzywają....niesamowite, najpierw Ola, potem Jurek!! zajebiście było Was usłyszeć!!!:):)po głosach wyczuwam, ze samopoczucie i humory dopisują- wszystko jest Ok!!--- Oby tak dalej Wam szło!! gorące pozdrowienia!!;):haha2:http://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gifhttp://africatwin.com.pl/images/icons/icon10.gif:Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

ucek
04.06.2009, 08:18
Ale jaja! :)
lecę przeszukać stronę Trójki - fantastycznie będzie was usłyszeć :D

PARYS
04.06.2009, 08:47
LINK please.

Zdjęcia oglądałem teraz na ich stronie i opis z Iranu.
Bomba.
A jeszcze tyle przed nimi.

deny1237
04.06.2009, 14:51
a ma ktos może link do tej wyprawy co jadą na tenerkach do okoła świata???

jak co to poproszę...

deny1237
04.06.2009, 14:56
mam znalazłem to podsyłam link o tenerkach dookoła świata

http://www.polskieradio.pl/trojka/motocykle/

felkowski
05.06.2009, 07:21
LINK please.

Zdjęcia oglądałem teraz na ich stronie i opis z Iranu.
Bomba.
A jeszcze tyle przed nimi.
Pod tym linkiem poniżej tekstu jest to z radia

Ola
07.06.2009, 17:09
Buziaki dla Wszystkich z Bandar Abbas, samego poludnia IRanu. Chlopakow z Trojki spotkalismy zupelnie przypadkiem w Esfahanie - swiat jest maly. Fajnie ze slyszeliscie wywiad (nawet nie wiedzielismy kiedy i czy w ogole go puszcza). Oczywiscie pozdrowilismy "Brac Afrykanska" - mama nadzieje ze tego nie wycieli.

Dzis pluskalismy sie w Zatoce Perskiej. Odjazd. Jeszcze do niedawna bym nie uwierzyla, ze tu dojade na moto. Szczegolnie, ze zjazdu na samo poludnie kraju oczywiscie nie bylo w planie. Ale plan zmienil sie juz ze sto razy. Generalnie zrobilismy juz tutaj prawie 2000 km, z czego wiekszosc z naszymi iranskimi przyjaciolmi jako pasazerami. Juz sie nawet przyzwyczailam do "plecaczka" (chociaz jest ode mnie spor wiekszy :-)). Upaly przez ostatnie trzy dni daly nam mocno w kosc. Mielismy prawdziwa szkole jazdy po pustyni. I sprawdzilo sie to co mowil nam Marek Godlewski - jazda tylko w full zapietej kurtce, spodniach i kasku (z zamknietymi wywietrznikami). Inaczej nie da sie wytrzymac dluzej niz 15 min, a tak przynajmniej czlowiek zamienia sie w termosik.

Co do trasy dalej, to caly czas znak zapytania... Walczymy z turkemniska wiza, co nie jest takie proste. Do niedzieli powinno sie wyjasnic. Jak nie przez Turkemenistan, to pewnie Azerbejan (mamy wizy) i przez Moze Kaspijskie do Kazachstanu, a potem dalej wedlu "planu". Zobaczymy.

Sciskamy wszystkich mocno
Ola

jurek
07.06.2009, 17:20
Ja sie dolaczam z podziekowaniami dla Marka. Jego doswiadczenie i rady sa niezastapione:Thumbs_Up:. Na poludniu iranu bylo pod 50 stopni i bez jego wskazowek zamienilibysmy sie w suszone sliwki.
Afryczki smigaja wspaniale, myslalem ze beda trudniej znosily takie temperatury ale doswiadczenia Paryz-Dakar nie poszly na marne:).

Pozdrosy

PARYS
07.06.2009, 19:33
Awat zdjęcie zupełnie nie pasuje do klimatu teraz co?
Nieźle kurna temperatury prawie max teraz. Możecie promem do Kuwejtu skoczyć.

A jak tam najepka w Iranie?

sambor1965
13.06.2009, 19:09
Koledzy z Trojki pisza o was dzis w Dzienniku w dodatku Podroze. Moze to juz czas zebyscie sie odezwali... 5 dni to niemalo. NIe piszecie, nie dzwonicie = nie kochacie?

Zazigi
13.06.2009, 19:55
A w telewizji mówią, że w Iranie po wyborach nieciekawie, też czekam z niecierpliwością na znak sygnał.

Ola
14.06.2009, 17:07
Salam,

oczywiscie, ze kochamy, tesknimy i w ogole o Was myslimy i robimy reklame Afrykanerom tutaj :-) Dzis mamy co siwetowac - dostalismy wize tranzytowa do Turkmenistanu!!!!! Hurraaaa - udalo sie, choc wszystkim odwalaja wnioski. Nasze juz wbite w paszportach. Sprawdzilo sie to co slyszalam, ze turkmenski konsulat w Teheranie nalezy do najbardziej przyjaznych (oczywiscie jak na standardy Turkmenistanu). Jutro startujemy w strone granicy turkmenskiej. O wyborach.... no coz. Tak jak u nas za dawnych czasow - wyniki byly znane juz przed. Jest troche zamieszania, szczegolnie w Teheranie (gdzie policja zabila czterech demonstrantow), ale w sumie Iranczycy sa trzymani przez rzad "za morde" i wlasciwie to sie nie odwazaja na zadne akty protestu. Takze maja zalatwione kolejen cztery lata. Tyle z polityki.
Poza tym bedziemy tesknic za Iranczykami. To niesamowici ludzie i spedzilismy tu niezwykle 15 dni.
Jak tylko bedzie chwila czasu, to zrobimy jakis update. Nie zawsze mamy sile na pisanie i walke z internetem.
Usciski

PARYS
16.06.2009, 08:43
No i kurna fajnie że te wizy macie.
A o tym Iranie to wszyscy mają raczej zakrzywiony obraz.
Przez tych palantów z CNN i innych im podobnych.

Szerokości

Ola
16.06.2009, 19:19
Hej, my juz w Mashad. Jutro atakujemy granice turkmeniska. No troche sie dzieje w Iranie - w sumie to bardziej niz kiedykolwiek. Ostatnie dni mamy malo "go slow": wczoraj 500 km, dzis 600 km - no ale termin wizy nas goni. Jak na zlosc dzisiaj zlapalm gwozdzia, i znowu dziura w detce... Ja to mam szczescie. Akurat bylo blisko miasteczko, wiec sprawe zalatwil mechanik. Jako goscie, tradycyjnie nie zaplacilismy :-)

zibiano
16.06.2009, 22:20
:) jak sie gościć to na całego !
dobrze ze jakies wiesci sa bo na stronie nationala pusto:)

POZDRAWIAMY !!!

kiub
17.06.2009, 11:30
Dobrze że macie przepustkę na dalszą część drogi. Powodzenia!

rambo
17.06.2009, 13:41
Ola & Jurek, co się stało z Waszą stronką..? po wejsciu jest pusta :cold:

hubert
17.06.2009, 13:52
Cenzura Irańska ??? :dizzy:

ucek
18.06.2009, 19:30
spoko, spoko - wiedzą, naprawią dziś albo jutro.
Przejechali Trukmenistan (gorąco, ale super - jak zawsze warto poczekać aż sami opiszą wrażenia i wrzucą kolejne foty od których robi się tak tęskno gdzieś pod sercem.. :drif: :drif:).
Pozdrawiają całą Brać z Uzbekistanu :)

Ola
19.06.2009, 07:26
Heja,

juz wczoraj wieczorem popijalismy piwko w Bukharze :-) Ze stronka cos nam sie poplatalo - dzieki za info. Dzisiaj znajdziemy blad i naprawimy (ale wieczorem bo teraz pedzimy w miasto). Przejazd przez Turkmenistan poszedl naprawde sprawnie i w ogole bylo przyjmenie - wbrew temu co Wszyscy opowiadaja. Nikt nie chcial od nas zadnych lapowek i w ogole policja i wszyscy na granicy byli mili i niczego sie nie czepiali. Sam kraj, no coz, dosyc monotonny - polpustynia, pustynia, step i z powrtotem. Takze jazda w sumie nudnawa. No ale dobrze, ze dostalismy ta wize i moglismy sie przebic do Uzbekistanu. Inaczej bylby maly problem... Przez te dwa dni Jurek zdazyl zaliczyc slizg na oleju (na sdzczescie bez zadnych szkod "na ciele" i sprzecie). W Mary podaja przepyszne szaszlyki - nalepsze jakie do tej pory jedlismy. Uzebcy na granicy tez spoko. Moze pomoglo nam to, ze polowa pracujacych (zarowno po stronie turkmenskiej, jak i uzbeckiej) sluzyla za czasow komuny w Polsce. To tak w ramach rzucania ludzi po calym swiecie przez wladze radzieckie.
Z Iranu wyjechalismy chyba w pore, bo wydaje sie ze tym razem tak latwo ludzie nie dadza sie spacyfikowac. Po Teheranie zdazylismy zobaczyc Morze Kaspijskie i Mashad. Pojezdzilismy tez troche po gorach polnocy - w koncu jakas odmiana po prostych pustynnych drogach centralnej czesci kraju. Na jednopasmowkach gorskich iranscy kierowcy sa jeszcze gorsi niz w duzych miastach. Walka o przezycie caly czas...
Pozdrawiamy Wszystkich

Marcin SF
19.06.2009, 10:22
Hejka<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" /><o:p></o:p>
<o:p></o:p>
Fajnie słyszeć że wszytko gra i śledzić was palcem po mapie :) W te dni kiedy nie piszecie dzień w pracy się zaczyna inaczej ;) jak się siedzi w pracy to takie wiadomości z podróży są naprawdę krzepiące. fajnie też usłyszeć, że podróż przebiega wam bez większych zakłóceń <o:p></o:p>

Pozdrówka z Wawy :)

tango
19.06.2009, 12:21
Dzieki za calkiem spore opisy :)
Trzymajcie sie dobrze i powodzenia :)

jurek
20.06.2009, 06:08
Salam Alaykum,

Przepraszamy za przerwe w nadawaniu ale mielismy problemy techniczne z Internetem oraz stronka sie wysypala:(. Udalo sie wszystko naprawic wiec milego czytania:)

Dzisiaj kierujemy sie do Samarkandy:)

Pozdrosy

wieczny
20.06.2009, 10:30
Ale Wam zazdroszczę :)!

PARYS
20.06.2009, 10:47
Ale Wam zazdroszczę :)!

Nie ty jeden.
A mówią, że to grzech.

wieczny
20.06.2009, 11:08
Taka zazdrość to nie grzech :).

rambo
20.06.2009, 11:47
Jezu !!! czemu my mysieliśmy wracać :cold:

latają samoloty do Samarkandy z Warszawy..? Może wsadze afryke na DHL a sam polece :)

DrStar
20.06.2009, 11:54
[quote=jurek;63381]Salam Alaykum,

Przepraszamy za przerwe w nadawaniu ale mielismy problemy techniczne z Internetem oraz stronka sie wysypala:(. Udalo sie wszystko naprawic wiec milego czytania:)

Coś z Wasza stronką chyba nie tak, wersja angielska chula, ale w polskiej tylko ciemność widzę ...
Powodzenia :at:

rambo
20.06.2009, 12:01
już działa :oldman:

DrStar
20.06.2009, 12:40
już działa :oldman:
Więc coś z moim kompem nie tak ... english i italiano hula, polski niestety nadal ciemność widzę ... Więc dzisiejsza lektura po englishsku :)

rambo
20.06.2009, 13:18
F5 i powinno pomóc

jurek
22.06.2009, 10:26
Salam,

Nowe zdjatka na stronie z Turkmenistanu i Uzbekistabu, Milej lektury,

My jutro wyruszamy do Dushanbe, mam nadzieje ze granica pojdzie dobrze.

Pozdrawiamy z Samarkandy

DrStar
22.06.2009, 10:39
F5 i powinno pomóc
No i nie pomaga ... Poćwicze angielski, przyda się

ramires
22.06.2009, 12:56
F5 i powinno pomóc

pełne przeładowanie cache to ctrl + F5

Maćka
22.06.2009, 13:22
U mnie też stronka niestety nie działa :mad:
Może później uda się coś zobaczyć...

Pozdrowienia dla Was podróżnicy :dizzy:

ramires
22.06.2009, 13:31
trzeba mieć wyczyszczoną pamięć podręczną, mnie za 3 razem zaskoczyła - coś jest nie tak z tym flash-em, ciężki plik i ma tendencje do "nieściągania się" dlatego są problemy.

jurek
22.06.2009, 13:50
Moi drodzy,

Mam nadzieje, ze wszystko dziala:). My sprawdzamy strone na bardzo kiepskich czasami laczach i idzie. nie ma rewelacji ale idzie.

Zgadzam sie ze flash nie jest najprzyjazniejszym programem ale dowiedzielismy sie o tym juz po stworzeniu strony:(

Mam nadzieje ze chec poznania naszych przygod bedzie wieksza od klopotow jakie nastrecza ten program:)

Pozdrosy dla wszystkich wytrwalych:)

PARYS
22.06.2009, 14:42
Wygląda że działa wszystko. Przynajmniej u mnie.


Dobrze, że z Iranu wyjechali na czas. Kuźwa wygląda, że tam na prawdę gorąco się zrobiło.

DrStar
22.06.2009, 16:08
Wygląda że działa wszystko. Przynajmniej u mnie.

U mnie niestety nie działa wersja PL - ale to juz chyba wina mojego laptopa. Pobuszuję i poczytam w domu. Pozdrawiam i powodzenia!!

Maćka
22.06.2009, 16:37
No cóż u mnie z komputerów zrobili nam kalkulatory, czasem nie mogę zobaczyć co znajduje się pod zamieszczonymi linkami... :mur: dlatego niestety mogę mieć problemy :Sarcastic:

w każdym razie ściskam Was bardzo mocno i powodzenia :p

Marcin SF
23.06.2009, 09:27
a u mnie działa :D relacja "w cipkę" czekamy na nowe wieści i powodzenia !!!

PS no i oczywiście zazdrościmy z całego serca :)

wojtek
25.06.2009, 10:00
u mnie też wszystko hula jak trza:)
powodzenia i trzymam kciuki za Was

Ola
27.06.2009, 07:07
Hej,

dzis albo jutro ruszamy w Pamir. Oponki zmienione na TKC. Dla tych ktorzy wybieraja sie do Tadzyksitanu, potweirdzam, ze rejestracja OVIR zostala zniesiona.
Klimaty super. Gory niesamowite. Mila odmiana po plaskim Uzbekistanie i Turkmenistanie.

Wrzucilismy na strone kilka nowych zdjatek i tekstow.
Ucalowania

Marcin SF
27.06.2009, 07:46
no to fajowsko, zabieram się za oglądanie :D :D

sambor1965
27.06.2009, 08:50
Ktoredy jedziecie? Droga przez Kulyab jest ladniejsza...

Ola
27.06.2009, 10:43
Mielsimy szczescie spotkac przesympatycznego Tadzyka, ktory od 30 lat jezdzi po Pamirze. Wypytalismy go gdzie i co warto (i co jest mozliwe...). Jesli chodzi o dojazd do Khorog, to zdecydowanie poleca trase poludniowa i ta jedziemy :-) Na polnocnej trasie jest ostatnio troche niespokojnie, jakies lokalne napiecia. Poza tym jest w coraz gorszym stanie. Nie utrzymuja jej, bo ma byc tam zrobiony jakis sztuczny zalew.

Spotkalismy w koncu kilku motocyklistow (wczesniej wbrew oczekiwaniom pustki). Takze wyglada na to, ze pamir staje sie calkiem popularny. Nie wiem dlaczego tylko wiekszosc dojezdza tu przez Rosje i Kazachstan, omijajac takie super kraje jak Armenia, Gruzja i Iran. Armenia i Gruzja to wedlug mnie swietne miejsca z motocyklowego i kulturowo-poznawczego punktu widzenia. Iran - troche za plaski, no ale mozna jexdzic tylko po zachodzie i polnocy, to wtedy jazda bedzie urozmaicona. Turkemnistan i Uzbekistan znowu plaskie i nudnawe. Bukhara i Samarkanda bardzo ladne, ale jak dla mnie juz za bardzo turystyczne. Szczegolnie Samarkanda. Tadzykistan to troche inny swiat. Zobaczymy jak bedzie dalej. Na razie mamy naprawde urozmaicona wyprawe i to jest najfajniejsze. Wrazen mnostwo, ledwo nadazamy wszystko przyswoic. Spotkani na trasie ludzie - niesamowici. Zeby w Europie panowala jeszcze taka goscinnosc i serdecznosc...

Buziaki dla Wszystkich
Ola i Jurek

sambor1965
27.06.2009, 11:19
Ciesze sie bardzo, ze podoba sie wam Tadzykistan, zapewniam ze Badachszan jest duzo ciekawszy i Pamir sie Wam spodoba. A ludzie - im mniej maja tym chetniej sie dziela. W Azji przyjma Cie do domu, bo nie wiadomo kim jestes, moze jestes brudny i potrzebujesz sie umyc albo glodny i trzeba Cie nakarmic. W Europie nikt nie przyjmie do domu, bo nie wiadomo kim jestes, na pewno jestes brudny i pewnie jeszcze trzebaby Cie nakarmic.

A ludzie jezdza przez Rosje i Kazachstan, bo sa normalni ;)
Wariatow ktorzy omga sobie pozwolic na 6 miesiecy jest naprawde malo...

Ola
27.06.2009, 11:41
Cofajac sie troche w czasie i przestrzeni... wrzucilismy fotki z Iranu. Oto link.

Pozdr

http://picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart2Iran?authkey=Gv1sRgCIOA0Pq6vI 7vkwE&feat=directlink (http://http//picasaweb.google.com/ola.trzaskowska/OlaIJurekWTrasiePart2Iran?authkey=Gv1sRgCIOA0Pq6vI 7vkwE&feat=directlink)http://%3Cembed%20type=%22application/x-shockwave-flash%22%20src=%22http://picasaweb.google.com/s/c/bin/slideshow.swf%22%20width=%22288%22%20height=%22192 %22%20flashvars=%22host=picasaweb.google.com&hl=pl&feat=flashalbum&RGB=0x000000&feed=http%3A%2F%2Fpicasaweb.google.com%2Fdata%2Ffe ed%2Fapi%2Fuser% (http://%3Cembed%20type=%22application/x-shockwave-flash%22%20src=%22http://picasaweb.google.com/s/c/bin/slideshow.swf%22%20width=%22288%22%20height=%22192 %22%20flashvars=%22host=picasaweb.google.com&hl=pl&feat=flashalbum&RGB=0x000000&feed=http%3A%2F%2Fpicasaweb.google.com%2Fdata%2Ffe ed%2Fapi%2Fuser%)

PARYS
28.06.2009, 11:50
No i pięknie.

rambo
28.06.2009, 12:01
W końcu zdjęcia na picassie :drif: tylko czemu znowu takie małe jak na stronce

PARYS
29.06.2009, 09:07
W końcu zdjęcia na picassie :drif: tylko czemu znowu takie małe jak na stronce

Ty kolo weź nie marudź. Ładne są zdjątka.

Marcin SF
29.06.2009, 09:17
oooo lubie takie poniedziałki w pracy, gdzie są rzeczy ciekawsze do robienia.

Dzieki za fotki, pozdrowienia

zibiano
03.07.2009, 14:51
hej - where are you ?

rambo
05.07.2009, 21:58
Olka i Jurek przesyłają buziaki z Kirgistanu :drif:
Dotarli w końcu do jakiejś cywilizacji. Piszą w sms, że przedzierali się z rana przez śnieżyce i 30cm zaspy śniegu na przełęczy na 4655 mnp.

ucek
06.07.2009, 07:04
a łańcuchy, zębatkę dostali???

Ola
08.07.2009, 16:01
Salam,

pozdrawiamy z Osh, gdzie wlasnie dotarlismy do pierwszej, wiekszej cywilizacji. W koncu mozemy wziac normalny prysznic - ale to sprawia radoche :) Ostatnie kilka dni dalo nam w kosc. Przejazd z Tadzykistanu do Kirgistanu najbardziej - na przeleczy granicznej dopadla nas naprawde duza sniezyca (taka z mgla i zawierucha). Poniewaz na gorze padalo od trzech dni, to na drodze uzbieralo sie sporo sniegu. Walczenie ze sniegiem zalegajacym na koleinach, ktore oczywiscie zaskakiwaly czlowieka w najmniej odpowiednim momencie bylo naprawde nie lada wzywaniem. 12 km pomiedzy tadzyckim, a kirgiskim punktem kontrolnym jechalismy prawie 3 godziny. Jak snieg sie skonczylo, to mielismy okazje powalczyc z blotem - droga byla naprawde kiepska, a snieg ktory stopnial zamienil wszystko w blotne bajorko. I tak przyczepnosc byla lepsz niz na sniegu. Oj dobrze, ze mielismy zalozone TKC... Potem pognalismy juz bez wiekszych problemow do bazy wspinaczkowj pod Peak Lenina (na 3800) - tam gdzie w zeszlym roku "byli nasi". Oczywiscie spotkalismy polskie ekipy wybierajace sie na sczyt. To byly dwa mile dni odpoczynku - krecilismy sie tylko po okolicy i podziwialismy widoki.

Teraz przed nami dwa tygodnie wloczegi po Kirgistanie, a potem - znak zapytania. Zamieszki w Urumqui moga nam skutecznie pokrzyzowac planowany wjazd do Chin. Sambor i Podos cos o tym wiedza. No nic - mamy jeszcze troche czasu, wiec zobaczymy jak sie sytuacja rozwinie.

Coz na naszej trasie caly czas trafiamy na jakies zawieruchy - albo zaraz za nami (Iran, Feragana), albo przed nami (Xinjang). Jak na razie szczescie sie do nas usmiecha - oby tak dalej.

Sronka zaktualizowana, dla tych co wola czytac relacje na National Geographic - tam tez jest wrzucona aktualizacja (tylko z mniejsza iloscia zdjec).

Buziaki
Ola i Jurek

PS. Lucus kochany w sprawie lancuchow - wyslalam info na stronie ProMotora na naszym watku.

hubert
08.07.2009, 16:14
Cieszę się że u Was wszystko dobrze i napieracie do przodu :D


Coz na naszej trasie caly czas trafiamy na jakies zawieruchy - albo zaraz za nami (Iran, Feragana), albo przed nami (Xinjang). Jak na razie szczescie sie do nas usmiecha - oby tak dalej.


Jak tak dalej pójdzie to pomyślę że Wy wywołujecie te wszystkie zawieruchy zgodnie z hasłem trzoda dzida i najepka ;)

ucek
08.07.2009, 21:20
Uf! Uf! Uf! :)
przeczytałam relację z wypiekami na twarzy,a przy śnieżnych fotach to już zbierałam szczenę z podłogi.. :drif::D
lovasy od nas

rambo
11.07.2009, 20:55
http://picasaweb.google.pl/tszoda666/TurcjaMaj2009#slideshow/5357227312662289394

czyli 3 tygodnie z 6 miesięcy w siodle :D

PARYS
11.07.2009, 21:46
Jestem pod zajebistym wrażeniem zdjęć z Tadżykistanu. Jak dla mnie max wypas!

Lupus
11.07.2009, 21:56
Ładne, niektóre nawet bardzo. Zyczę szczęścia - good adventure!

jurek
18.07.2009, 05:30
Salam Alejkum,

Nowe wiesci i zdjatka na naszej stronce z Kirgizji.

Milej lektury i pozdrowienia dla braci forumowej

P.S. ucek, lancuchy smigaja jak cholera, a wszystkie smarowidla testujemy na zapasowych oringach:)

DrStar
18.07.2009, 13:06
http://picasaweb.google.pl/tszoda666/TurcjaMaj2009#slideshow/5357227312662289394

czyli 3 tygodnie z 6 miesięcy w siodle :D
Fotki zajebiste. Mam nadzieję, że nie naruszyłem praw autorskich, ale jedną wstawiłem sobie na pulpit :)

ucek
18.07.2009, 20:05
zadupie wszechświata, jurta, morze wódki, pieczona głowa barana, polska kolęda i dance-disco z Kirgizami w takt hitów z lat 80-tych - ubawiliście mnie totalnie! :haha2::D

O zdjęciach nie mówię.. aż mnie skręca :drif:

rambo
19.07.2009, 19:12
Fotki zajebiste. Mam nadzieję, że nie naruszyłem praw autorskich, ale jedną wstawiłem sobie na pulpit :)

Staralem się wrzucać na tyle duże fotki by można sobie było z nimi coś porobić anie tylko patrzec na miniaturki w necie.

Poka które..!! :drif:

Babel
21.07.2009, 00:27
Zajebiste:drif: - jestescie wielcy :Thumbs_Up:

DrStar
21.07.2009, 15:24
Staralem się wrzucać na tyle duże fotki by można sobie było z nimi coś porobić anie tylko patrzec na miniaturki w necie.

Poka które..!! :drif:

No te tu : http://picasaweb.google.pl/tszoda666/TurcjaMaj2009#slideshow/5357232219705859154
Jest faking qwa emejzing ... Dla takich widoków warte wszystkie odparzenia na tyłku :)

ucek
21.07.2009, 21:17
Oli i Jurkowi udało się wjechać do Chin !!! :):Thumbs_Up::drif:
i już na dzień dobry spotkała ich moc wrażeń, ale.. niech sami opowiedzą ;)

rambo
22.07.2009, 00:18
po drodze grad i Jurek złapał gume, ale co tam :)

WIEDZIAŁEM ŻE SIĘ IM UDA, (MÓWIŁEM NIE SŁUCHAĆ SAMBORA ;) ) !!!!!!!!!!:):):):):)

Marcin SF
22.07.2009, 10:15
No to zajebista wiadomość !! czekamy na relację :)

tango
23.07.2009, 09:14
no to naprawde cos! :) Pelen podziw :bow:

PARYS
23.07.2009, 10:26
Hehe - teraz z Jurek z jakimś małym skośnym będzie jeździł za plecak!

Szacun WIEEEELKII

rambo
23.07.2009, 10:44
To chyba w nepalu mają mieć pasażerów.. ;) zamiast opon

kamil
23.07.2009, 17:24
GRATULEJSZON!!
Teraz Tybet czeka.....
Teskno nam za klimatem i widokami, bo u nas nie dosc ze plasko i upalnie, to kazdy wyciaga reke i drze morde "bialy dawaj hajs".... powoli mamy juz tego dosyc.

szerokiej!

sambor1965
24.07.2009, 00:15
O Kamil zyje... Wlasnie to mi sie w Afryce nie podoba, w Azji ludzie sa ciekawsi swiata, nie patrza na Ciebie jak na portfel.
Ola, Jurek - Kalkuta czeka!

Lupus
24.07.2009, 10:18
Taa, sępy są integralną częścią tego kontynentu. Można to jedynie zaakceptować, trudno polubić. Heban Kapuścińskiego odpowiada na wiele pytań dotyczących Afryki - na to również. Lektura obowiązkowa!

ucek
28.07.2009, 17:42
dali znaka z Tybetu :D :drif::drif::drif:

jurek
30.07.2009, 16:28
Witam Forumowiczow,

UDALO sie jestesmy w Chinach a wlasciwie w Tybecie!!!!!!. Jest niesamowicie, pelen off, przeprawy przez rzeki, przelecze powyzej 5000 m, wspaniale gory i zadnych ale to zadnych turystow.
Nasi przewodnicy twierdza, ze oni nie znaja nikogo kto przejechal ta droga na motocyklu. Mysle ze napewno kilku by sie znalazlo:).
Sprzety jada super chociaz powyzej 5000 troszke slabna:):at:
Wczoraj u Oki padl regulator ale to nic dziwnego, zreszta przez ostatnie kilka dni motki dostaly mocno w kosc.

Niestety "komercha" juz nadchodzi poniewaz chinczycy buduja droge asfaltowa zarowno od strony Lhasy jak i Kashgaru a wtedy bedzie znacznie latwiej tutaj dotrzec.

Nasza stronka zaktualizowana wiec zapraszam na www.worldonbikes.pl (http://www.worldonbikes.pl) - juz 103 zdjatka!!!

Dla bardziej leniwych ponizej relacja z przekroczenia granicy kirgisko-chinskiej. A naprawde bylo emocjonujaco.

Pozdrosy

Ostatnia noc w Kirgistanie była raczej bezsenna. Chyba udzieliły nam się nerwy. W końcu przekraczanie kirgisko – chińskiej granicy przez przełęcz Tourguart i jeszcze w czasie zamieszek w Chinach nie należy do najprostszych i oczywistych przedsięwzięć. Rano szybko zjedliśmy śniadanie (kaszka na mleku jak za dawnych lat) i ruszyliśmy w drogę. Na szczęście pogoda była całkiem niezła i mieliśmy szanse przejechać przełęcz bez śnieżycy i deszczu. Na początek musieliśmy pokonać rzekę, w której dwa dni wcześniej się zakopałam. Mieliśmy nadzieję, że rano będzie mniej wody niż po południu, kiedy ostatnio przekraczaliśmy rzekę. Tak tu normalnie jest. Jednak nocne deszcze zaburzyły tę regułę: wody było jeszcze więcej. Wybraliśmy trochę inny tor jazdy niż poprzednio i ... udało się. Przejechaliśmy bez kąpieli (tylko buty się pomoczyły, bo było na tyle głęboko). Do pierwszego kirgiskiego punktu kontorlnego mieliśmy około 90 km okropnie dziurawej, szutrowej drogi. Kurzyło się strasznie. Ponieważ jechałam druga, wyglądałam jak obsypany mąką ludek. Po drodze mieliśmy jeszcze jedną „rzeczną” niespodziankę: jedna z górskich rzek przecięła drogę i zrobiła w niej kilkumetrową wyrwę. Nie dało się pzejechać, musieliśmy objeżdżać drogę przez rzekę. Coś tego dnia rzeki nas mocno ćwiczyły, a czas uciekał...Musieliśmy się spieszyć bo wszystkie kirgiskie i chińskie graniczne punkty kontrolne są porozciągane na przestrzeni 160 km. Łączy je oczywiście fatalna droga, na której często występują błotne osuwiska i wtedy jest zablokowana na niewiadomy czas. Drugą rzekę też udało się pokonać „bez kąpieli”, choć Jurek był naprawdę blisko. Do kirgiskiego punktu kontorlnego dotarliśmy o 9. Papierologia poszła sprawnie i bez problemów. Na szczęście kilka dni wcześniej w Naryniu załątwiliśmy ostatnie papiery, o które akurat pytali pogranicznicy. Po pierwszej kontorli zostało nam 70 km do kirhiskiej granicy. Znowu walka z szutrem i kurzem. Zaczęły się pojawiać pierwsze tiry. Ich wyprzedzanie to była niezła ruletka: tiry zostaiwały za sobą taką zasłonę kurzu, że nic nie było widać. Także wyprzedzaliśmy trochę po omacku. Cały obszar pomiędzy ostatnim punktem kontorlnym, a granicą jest ściśle chroniony i trzeba mieć specjalne zezwolenia żeby tu się poruszać. Jeżeli jedzie się tylko do granicy (bez „zbaczania” i zwiedzania okolicy) wystarczy tylko jeden papier potweirdzający tranzyt. W ogóle przekraczanie granicy przez przełęcz Tourugart wymaga trochę gimnastyki przy organizacji. Trzeba mieć potwierdzenie od chińskiego przewodnika (agenta), że pojawi się na chińskim punkcie kontrolnym (100 km za kirgiskim) i odbierze podróżujących. W ogóle nie można tej granicy przekraczać bez asysty. Bardzo mało turystów decyduje się na pokonywanie granicy tym przejściem. My nie spotkaliśmy nikogo. Jest to przejście głównie dla kirgiskich i chińskich tirów (rzeczywiście było ich mnóstwo). Główna granica kirgiska też poszła sprawnie. Jedynie celnik domagał się „upominka”. Skończyło się na polskich monetach, które dostał na pamiątkę i na szczęście. Z Kirgiztanu wyjechaliśmy – pieczątki w paszporcie przystawione. Czy do Chin wjedziemy – tego nie byliśmy pewni, a wizy na powrót do Kirgistanu nie mieliśmy... Na samej przełęczy znajduje się „szlaban przyjaźni” rozdzielający dwa kraje. Akurat trafiliśmy na jakieś oficjalne spotkanie chińskich i kirgiskich pograniczników. Były przemówienia, zastawiony stół na środku drogi itp. Musieliśmy trochę poczekać (a wraz z nami stado tirów). Jak już skończyły się wymiany pokłonów i poczęstunek zostaliśmy pierwszy raz spisani przez Chińczyków. To był nasz pierwszy kontakt z Chińczykami – oczywiście ciężko było się dogadać (ani angielski, ani rosyjski nie bardzo działały). 30 km za granicą znajdował się chiński punkt celny, gdzie mieliśmy się spotkać z naszym przewdnikiem – agentem. Ponieważ byliśmy wcześniej niż się umawialiśmy, znowu musieliśmy trochę czekać. W tym czasie pogranicznicy obejżeli cały nasz bagaż (pierwszy raz – do tej pory na granicach nikt nic nie chciał oglądać). Wszytsko poszło sympatycznie i bez nerwów. Niektórzy celnicy mówili po rosyjsku, więc mogliśmy jako tako się porozumieć. Tak naprawdę jedyne rzeczy jakie interesowały celników to mapy i książki – wszystkie przejżeli bardzo dokładnie. Reszta ich mniej interesowała. Z powodu blokady telefonicznej jaką nałożono na Xinijang po zamieszkach w Urumqui cały czas nie mieliśmy kontaktu z naszym przewodnikiem. Mogliśmy tylko liczyć, że przyjedzie tak jak się umawialiśmy. Umówiona godzina minęła i zaczęliśmy się trochę denerwować: bez przewodnika i wszystkich papierów, które miał załatwić i przywieźć ze sobą nie było szansy jechać dalej. Chińczycy zaprosili nas do sowjego pomieszczenia biurowo-mieszkalnego, poczęstowali herbatą i włączyli jakis amerykański film. Nam czas zaczął się dłużyć... W koncu pojawił się przewodnik. Odetchnęliśmy z ulgą. Szybko pozałatwiał papierowe formalności i mogliśmy ruszyć dalej do właściwego punkty granicznego, który był oddalony o jakieś 100 km. Oczywiście droga była fatalna. Daleko jednak nie zajechaliśmy – Jurek złapał gumę. Co za pech nasprześladował z tym wjazdem do Chin. Mieliśmy jednak trochę szczęście w tym nieszczęściu, bo niedaleko był wulkanizator. Załataliśmy dętkę i w miarę szybko uinęliśmy się zezmianą wszystkiego, teraz już mogliśmy jechać. Ponieważ na szutrach jesteśmy sporo szybsi od samochodów, umówiliśmy się z przewodnikiem na punkcie granicznym za 100 km. Znowu musieliśmy walczyć z wyprzedzaniem tirów po omacku. Po jakimś czasie droga zrobiła się bardziej mokra, więc przynajmniej było coś widać. Niestety pył zmieniał się w coraz większe błoto – gigantyczna rzeka płynąca doliną wylewała na gliniastą drogę, a poza tym co jakiś czas padało. Zrobiło się ślisko, ale na szczęście jeszcze dało się jechać. Po którymś z setek zakrętów zobaczyliśmy kolejkę tirów. Myśleliśmy, że to już może do punktu granicznego. Niestety okazało się, że nie. 20 km przed granicą, jak już pojawił się asfalt runęła z gór na drogę lawina błotno – kamienista. Droga była zasypana na odcinku 50 metrów i nie było szan przejechać. Oczywiście od razu zebrał się tłum z okolicznej wioski. Wszyscy stali i patrzyli, ale jakoś nikt nic nie robił. Kilka małych ciężarówek próbowało jakoś przejechać, ale się zakopały. Tubylcy pokazali nam jakąś scieżkę przez wioskę i machnęli, że damy radę przejechać. Nic nie mieliśmy do stracenia – trzeba było spróbować. Musieliśmy przedrzeć się przez strumyki i błotne podwórka przy lepiankach. Było emocjonująco, ale się udało. Wyjechaliśmy na drogę zaraz za osuwiskiem. Na drodze od razu zatrzymał nas jakiś wojskowy pytając, gdzie nasz przewodnik. Na migi wytłumaczyliśmy mu, że stoi w kolejce za osuwiskiem (choć pewnie tam jeszcze nie dojechał). Zabawne, od prawie 100 km jechaliśmy przez Chiny, ale formalnie w paszporcie nie mieliśmy jeszcze żadnej pieczątki, tak jakbyśmy w ogóle nie wjechali na terytorium Chin. Czyli byliśmy „nigdzie”. Wojskowy pozwolił nam pojechać do najbliższego punktu kontorlnego (który jeszcze nie był granicą). Tam musieliśmy poczekać na przewodnika. Na punkcie kontorlny nas spisano – standartowa procedura, do której już się przyzwyczailiśmy. Młodzi żołnierze robili sobie zdjęcia na naszych motocyklach. Atmosfera była raczej luźna i przyjazna. Po pół godzieni pojawił się przewodnik. Jakoś odblokowano przejazd (na szczęście). 10 km do granicy jechaliśmy już grzecznie za samochodem przewodnika. Baliśmy się, że zamkną przejście graniczne zanim do niego dojedziemy – była już 19 czasu lokalnego (a 21 czasu pekińskiego). Tutaj operuje się w dwóch strefach czasowych jednocześnie: formalnie (np. granice) stosują czas pekiński, ale życie toczy się według czasu lokalnego. W każdym publicznym misjecu wiszą dwa zegary. Na szczęście granica była otwarta i wcale nie wyglądał, że mają ją szybko zamykać na noc. Jak dojechaliśmy do pierwszego szlabanu (dezynsekcja) znowu musieliśmy trochę poczekać – tym razem była przerwa obiadowa. Motocykle zostały spryskane jakimś płynem i mogliśmy jechać do punktu sanitarnego, odprawy paszportowej i właściwej odprawy celnej. Na punkcie sanitarnym zmierzono nam temperaturę J i musieliśmy wypełnić kilka papierków. Uznano nas za zdrowych. Potem przyszedł czas na odprawę paszportową. Tu kilka razy zawiesił się system komputerowy, ale w końcu dostaliśmy pieczątki do paszportów. Na koniec celnicy jeszcze raz obejżeli nasze bagaże (znowu głównie mapy). Na szczęście tym razem już nie musieliśmy otwierać wszystkiego – tylko część bagażu została prześwietlona. W tym samym czasie nasz przewodnik załatwiał wszystkie formalności związane z motocyklami. Musieliśmy mieć przyklepane czasowe tablice rejestracyjne i wszystkie pozowlenia na poruszanie się na motocyklach po prowincji Xinijang (wydane prze nie wiem ile władz lokalnych). Po godzinie wszystko było załatwione. Udało się!!!! Wjechaliśmy na naszych kochanych motocyklach do Chin!!! Do Kashgaru było jakieś 60 km, już asfaltowej drogi. Minęliśmy kilka punktów kontrolnych. Na wjeździe do miasta zaczęły się pojawiać ciężarówki z żołnieżami – to w związku z demonstracjami Ujgurów. Przed samym miastem wojsko przeszukiwało samochody. Niektórych nie wpuszczano. Do miasta wjechaliśmy już o zmierzchu. Na ulicach panował irańsko-azjatycki styl jazdy, czyli wolna amerykanka. Byliśmy wykonczeni całym dniem (wrażeń i przygód było aż nadto) i nie mieliśmy już za bardzo sił walczyć z ruchem ulicznym. Jakoś przedostaliśmy się do naszego hoteliku. Motocykle były tak brudne, że aż nam było wstyd. My nie wyglądaliśmy wiele lepiej... Wzięliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do pokoju i odstawiliśmy maszyny na tylny parking za hotelikiem. Po prysznicu poszliśmy do jakiejś lokalnej, ulicznej jadłodajnie na jedzonko – szaszłyki ze wszystkiego co możliwe. Pyszne było. Najgorsze, że nie mieliśmy żadnego kontaktu ze światem: wszystkie zagraniczne połączenia telefoniczne były poblokowane, smsy też, internet nie działał w całej prowincji. Nawet telefon satelarny był zagłuszany. Nie mogliśmy nikogo powiadomić, że udało nam się wjechać do Chin.

zombi
30.07.2009, 16:48
Fajnie, że generalnie wszytko jest OK.
Super wyprawa i relacje - trzymam kciuki, co by Wam szczęście dopisywało dalej.

Lupus
30.07.2009, 17:32
Życzę szczęścia, gratulacje!

PARYS
02.08.2009, 13:57
No i znowu zamieszki wywołują!
Gdzie nie jadą to jakiś stan wojenny tylko.

I teraz nie wiem czy relacja jest tak napisana czy przejazd przez granicę w sumie nie jest problematyczny?

Pozdro

podos
03.08.2009, 12:09
No i swietnie - ciesze sie, ze chociaz Wam sie udało. Bedziecie zachwyceni.
Czekam na dalszy ciag relacji.

Marcin SF
03.08.2009, 13:41
nie no przefantastycznie :) śledzę i stronę i forum

ucek
05.08.2009, 21:11
info od Oli i Jurka:
Buziaki z Lhasy. Droga dała nam popalić - 1700 km offa, kawałkami ciężkiego, piach, góry i błoto
:)

PARYS
06.08.2009, 12:03
Pany spójrzcie na mapę gdzie to jest w ogóle!
W pizdu DAAALEEEKOOOO!

Ola
06.08.2009, 14:46
No i znowu zamieszki wywołują!
Gdzie nie jadą to jakiś stan wojenny tylko.

I teraz nie wiem czy relacja jest tak napisana czy przejazd przez granicę w sumie nie jest problematyczny?

Pozdro

Heja i ucalowania z Lhasy. Udalo sie - HURRRRRA :-) Tym razem zamiezki w Urumqui byly przed nami - he, he wiec to nie my. Bylo blisko zebysmy w ogole nie wjechali....

Za Ali zaczal sie prawdziwy Tybet - wczesniej jechalismy po Xinjiang. Poczatek byl leciutki i nawet 60 km asfaltu mielismy. No ale potem.... Powiem tyle - jeszcze nigdy Afryczka po takich terenach nie jezdzilam. Najpierw zaatakowaly nas dwie rzeki. Potem trzy przelecze po ponad 5000 metrow z ciasnymi podjazdami. Potem iedy dojechalismy do doliny i wydawalo sie ze bedzie latwo zaczal sie Paryz - Dakar, tzn. jeden wielki piach i do tego plac budowy. Pod wieczor bylismy wykonczeni. Myslelismy, ze to byl max, ale gdzie tam. Nastepnego dnia piach byl jeszcze wiekszy, maszyny budowlane zostawily po sobie totalna rozpierduche, a do tego wszystko dzialo sie na serpentynach (juz nie w dolinie). Musielismy tez lawirowac miedzy zwalami piachu, gruzu, koparkami, spychaczami itp. Nastepnego dnia piach zmienil sie w... bloto. echalismy pol dnia korytem rzeki, bo droga na zboczu sie nie dalo. Znowu bylo emocjonujaco. W trzy dni nastualismy 1100 km... Afryczki dostaly mocno w kosc, tak jak i my. Po tych dniach jazdy non stop na stojaco (raz ylo 12 godzin i troche po nocy) barki mi sie tak rozrosly, ze moge chyba startowac w zawodach plywackich w stylu motylkowym... Wiecej szczegolow i wrazen umiescimy na stronie. Dzis postaramy sie zebrac i wszystko spisac. Zdec z najbardziej hardocorowych miejsc niestety nie ma - nikt wtedy nie myslal o wyciaganiu aparatu.

Takze Parys odpowiadajac na Twoje pytanie - nie zawsze jest tak latwo, ale wszystko jest do zrobienia. Trzeba byc tylko na maxa zdeterminowanym i pozytywnie nastawionym do ludzi i swiata. Wtedy jakos wszystko dziala.

Buddyjskie pozdrowienia
Ola

rambo
06.08.2009, 14:57
ooo jaaaaa :drif::drif::drif::drif:

jurek
06.08.2009, 15:06
Hej wszystkim,

Afryczki spisaly sie ogolnie bardzo dobrze, chociaz 5500 m n.p.m. to juz troche im mocy brakowalo:( no i milelismy tez problem z reglerem u olki, ale to nic nadzwyczajnego.

Rambo miales racje trzeba bylo polutowac.

Wertepy ogolnie byly zacne, jak Olka napisala: rzeki, piach, bloto, zajebisty kurz no i zajebista czasami tarka.

Zachecamy wszystkich do jak najszybszego odwiedzenia tej czesci Chin poniewaz za 2-3 lata wszedzie bedzie nowy asfalt a co za tym idzie miliard turystow.

Pozdrosy

Marcin SF
06.08.2009, 15:07
czadzior !

tango
06.08.2009, 15:29
Rambo chyba dobrze to podsumowal :) :drif:
Pelen podziw :) :Thumbs_Up:

PARYS
07.08.2009, 13:01
Rambo chyba dobrze to podsumowal :) :drif:
Pelen podziw :) :Thumbs_Up:

No raczej trudno tu o jakikolwiek inny komentarz.

jurek
08.08.2009, 10:13
Witam Forumowiczow Szacownych,

Na naszej stronce kolejne relacje i duzo duzo zdjec. Milej lektury.

Jutro wyruszamy dalej w kierunku granicy tybetansko-nepalskiej.

Pozdrosy

Ola
15.08.2009, 10:15
Aloha,
zglasza sie Kathmandu :-) Totalna zmiana krajobrazow, klimatu i ludzi. Juz nie jest such, tylko poludniowo-azjatycka dzungla. Co chwila musimy pokonywac jakies landslidy - czsami calkiem blotniste i glebokie. Na stronce troche nowoscie z ostatnich dni w Tybecie i pierwszych w Nepalu (ktory juz nie jest dla nas taki nowy - Jurek nawet pwiedzial, ze wjezdza tu jak do domu). czywiscie nie obylo sie bez perypetii na granicy chinsko - nepalskiej.

Pozdrsy

PARYS
17.08.2009, 23:09
No i COOOOOOOL!

Toście państwo pojechali!

ucek
23.08.2009, 09:13
Ola I Jurek ślą pozdrosy z Haridwaru :):)

Wyluzowani, ze spokojem godnym kwiatu lotosu, w samym epicentrum chaosu tamtejszych dróg, kierują się w Himalaje Indyjskie.. :drif: :at:

podos
24.08.2009, 11:16
napisz im ze znalazlem mapy...

Ola
27.08.2009, 14:19
No i znowu dotarlismy w Himalaje, tym razem od strony indyjskiej. Na razie krecimy sie po Spiti - pieknie tu, ale jednak inaczej niz od polnocnej strony. W koncu spotykamy motocyklistow na szlaku. Jakos do tej pory (wbrew oczekiwaniom) bylo ich naprawde niewielu. Wiekszosc pogina na wypozyczonych Enfieldach (zarowno obcokrajowcy, jak i Hindusi). Humory dopisuja. Motorki sprawuja sie dalej dzielnie. Na stornce wlasnie wrzucamy kilka nowych zdjec i wpisow.

Pozdrwienia

PS. Dajemy rade z mapami, ktore znalezlismy na miejscu....

Marcin SF
27.08.2009, 16:42
fajowo słyszeć że wszystko gra, ze motocykle dzielnie się sprawują, no i bardzo fajnie podróżować za wami palcem po mapie, mimo, że chciało by się wszystko rzucić i pojechać za wami na motocyklach :)

Zdrówka i powodzenia w dalszych wojażach !

rambo
27.08.2009, 16:51
Wracajcie już! :) czekamy z obiadem! :) ;)

zibiano
27.08.2009, 17:30
:):):)

Ola
03.09.2009, 10:01
Meldujemy sie z Leh, stolicy Ladakhu. Mielismy ostatnio kilka emocjonujacych przejazdow przez skaliste drogi himalajskie. Szczegolnie kaministe strumienie daly nam popalic. Czesc Spiti i Lahaul juz za nami. Spotykamy coraz wiecej motocyklistow na Enfieldach, taze nie jestesmy juz sami na dwoch kolkach. Od tygodnia mamy towarzysza podrozy - Wlocha na Transalpie. Ogolnie jest wesolo i chyba juz latwiej niz wczesniej (choc niektore kawalki, nie powiem, wywoluja siodme poty). Zaraz za druga najwyzsza przelecza w Ladakhu (5360), spotkalismy Mariusza i Tomka z kilometr.pl na KTMach. Pierwsi Polacy, na ktorych sie natknelismy i od razu na moto :-)

Pozdro i zapraszamy na stronke - nowosci w czesci indyjskiej.

podos
03.09.2009, 10:35
Jaka szkoda ze mieliscie brzydka pogodą na Manali - Leh Highway:(
Jedzcie koniecznie nad Pangong Tso (dwa dni) Po drugiej stronie tego jeziora byliscie w Tybecie (kolo Ali)
Jelsi macie wiecej czasu 3 dni - to mozna zrobic wieksza wycieczkę nad slone jezioro Tso Moriri. Robi sie koło przez Upshi Mahe i Korzong i znow Mahe, Tso Kar (slone jezioro). Wyjezdza sie z powrotem na Manali Leh Highway i po pokonaniu Tanglang La jestescie znowu w Leh. To taki nasz jeden z niezrealizowanych planów tam:(

Uwaga: Wycieczka nad Pangong i z powrotem jest nieco ponizej 400km wiec 10ltrów siana każdy musi mieć.
Nad Tso Moriri prawie 500km i tam gdzie po drodze jakies siano od ludzi by trzeba kupić, o ile w ogóle.

Powodzenia.

Ola
03.09.2009, 14:25
Pogode mielismy caly czas ladna - widoki super. Tylko na Taglang La byly chmury i snieg. Highway Leh-Manali jest jak dla mnie najmniej ciekway z calej trasy. Jutro ruszamy na kilka dni do Nubra Valley (przez przelecz 5600), a potem boczna droga nad Pangong Tso. Kazdy bierze 14 l paliwa na zapas. Z Pangong Tso chcielismy jechac bocznymi drogami (wzdluz granicy z Tybetem) nad Tso Moriri. Niestety z powodu manewrow wojskowych w tym rejonie nie dostalismy pozwolenia. Wracac glowna trasa Leh_manali nad Tso Moriri troche nam sie nie chce... Szczegolnie, ze juz kilka fajnych jezior po drodze odwiedzilismy. Zdecydowalismy sie za to zapuscic na 5 dni do Zanskar Vally. Tam malo kto jezdzi, jest off road, no i to jest prawdziwy Ladakh. Tutaj to tzw. Maly Ladakh i jeszcze sporo turystow :) Chcemy tez jakis maly rafting zrobic, ale to troche zalezy od pogody. Pangong Tso rzeczywiscie juz troche znamy od strony tybetanskiej...Zobaczymy czy granica cos tu zmenia.

Pozdro
<input id="gwProxy" type="hidden"><!--Session data--><input onclick="jsCall();" id="jsProxy" type="hidden">

podos
03.09.2009, 15:40
To teraz da sie z Nubry pojechac nad Pangong? Super! Swiat sie zmienia...
Do Zanskaru wezcie dużo benzyny. Albo trekking na miejscu.

kamek
08.09.2009, 21:28
Hej Ola!Pisałaś coś o towarzyszu włochu na transalpie...JAk ma na imie?Fabrizio może? Spotkaliśmy takiego jednego w Batumi..jechał z Japonką trampkiem do Japoni (z włoch przez Portugalię:)
pozdro i szerokiej drogi

Ola
11.09.2009, 13:44
To teraz da sie z Nubry pojechac nad Pangong? Super! Swiat sie zmienia...
Do Zanskaru wezcie dużo benzyny. Albo trekking na miejscu.

W Indiach tak szybko sie wszystko nie zmienia.... Droga istaniala zawsze - zerknij na mapy, jak juz sie odnalazly. Na mapach jest zaznaczona jako szlak trekkingowy. Podpytalismy sie "lokalesow" czy na motocyklach damy rade przejechac i kilka osob potwierdzilo, ze tak. No wiec ruszylismy na podboj i powiem szczerze, ze czulismy sie troche jak odkrywcy. Z Sakti trzeba podjechac na przelecz Wari La (5320) i potem w dol doliny. Zjazdu do Nubry jest ponad 2000 m. Droga jest bardzo malownicza i calkiem niezla. Wioski napotkane po drodze zupelnie nieskazone turystyka. Sam wjazd na Wari La byl dosc stromy i krety, ale dalismy rade. Odpadl tylko nasz kolega Wloch na Transalpie - spalil sprzeglo. Oczywiscie Afri wjechaly spiewajaco, podduszajac sie troszeczke tylko na ostatnich 30 metrach. W ogole Afri mialy ciezkie 2 dni: podjazd na Chang La (5340), potem Wari La (5320) i na koniec Khardung La (teoretycznie 5600, choc nasz GPS pokazal troszke mniej). Sprzety spisaly sie swietnie. Pelen szacun. Teraz szalejemy po Zanskarze, czyli znowu mamy troche offa. Oby tylko znowu snieg nas nie zaskoczyl, bo pogoda znowu sie psuje. Wczoraj nocowalismy z mnichami w klasztorze buddyjskim. Motocykle byly w centrum zainteresowania przez caly pobyt. Wszystkie male mniszatka musialy sie przymierzyc :-)


Hej Ola!Pisałaś coś o towarzyszu włochu na transalpie...JAk ma na imie?Fabrizio może? Spotkaliśmy takiego jednego w Batumi..jechał z Japonką trampkiem do Japoni (z włoch przez Portugalię:)
pozdro i szerokiej drogi

Wloch nazywa sie Alberto i podrozuje sam, wiec to chyba nie ten.

Pozdrawiamy z Padum

sambor1965
11.09.2009, 14:00
Tak, tak, o jezdzeniu po Wari La tez juz slyszalem, ale ze internet jest w Padum...
Fajnie ze tam dojechaliscie. Nam zabraklo czasu i musimy tam wrocic. Wiemy ze buduja tam droge i juz nie tylko z Kargil bedzie mozna...
Dziwne, ale nam tez Changla La szla bardzo opornie i trza bylo sztuki z filtrami robic zeby wjechac.
No i wracajcie juz moze, bo zdjecia do kalendarza potrzebne...

jurek
12.09.2009, 13:23
Hej,

Nasze afryczki na wszystkie trzy przelecze (Chang La, Wari La i Kardung La) wjechaly bez problemu. Wyciagnelismy tylko gabke z filtra powietrza (zostal K&N) i przeregulowalismy gazniki (zgodnie z serwisowka Haynes'a) i wystarczylo.

Wlocha Trampek nie dal rady na Wari La, pozostale dwie zdobyl.

Spalanie ok 6,0 l/100km.

Dzis pokresilismy sie po Zanskarze, pieknie tu i pogoda tez super dopisala.

Pozdrosy

sambor1965
16.09.2009, 00:57
No to gdzie te urodziny dzisiaj spedzasz? Srinagar? Czy juz dalej? Sto lat chlopie!

rambo
16.09.2009, 01:02
I ja się dołączam do życzeń dla dużego dziuba :D

PARYS
16.09.2009, 10:30
I ja się dołączam do życzeń dla dużego dziuba :D

No chłopaku!! Wszystkiego naj i samych przełęczy po drodze życzę, skoro wam tak świetnie idzie.

Extra foty i opisy na stronce.

jurek
16.09.2009, 13:57
Wielkie dzieki chlopaki, kolejny roczek po trzydziestce szczelil:) No coz zrobic takie zycie.
Zrobilismy sobie maly wypoczynek w Srinagarze, a jutro startujemy dalej.

Sambor co do zdjec to nie ma sprawy, bedziemy w listopadzie:). Z twoich mozna wbrac na caly kalendarz, moze tylko grudzien zostaw dla nas:)

Pozdrosy

sambor1965
16.09.2009, 14:41
To moze wybierzcie ze 3 foty i przyslijcie je jednak w high res juz wczesniej. A jak wrocicie to kalendarze juz beda ;)

Ola
16.09.2009, 14:55
To moze wybierzcie ze 3 foty i przyslijcie je jednak w high res juz wczesniej. A jak wrocicie to kalendarze juz beda ;)

sprobujemy,ale wybrac 3fotki z tego calego "stosu" bedzie baaaaardzo ciezko.

pozdr

Maćka
16.09.2009, 15:13
Również życzę wszystkiego najlepszego oraz wielu szczęsliwych chwil :p
Wracajcie do nas radośni, zdrowi i zadowoleni z siebie,

uściski dla naszych podróżników
Maćka

podos
28.09.2009, 14:14
Atrakcją przejazdu był lunch w Mc Donaldzie – pierwszy Mc od ponad 5 miesięcy! Jak małe dzieci rzuciliśmy się na frytki.

ha, ha, ha uśmialem się, wylądowalismy dokladnie w tym samym Mc Donaldzie na NH1 i choć nik z nas stalym bywalcem tego przybytku nie jest z przjemnoscia wcielismy po hamburgerze (nie wołowym) i posiedzielismy w klimatyzowanym wnętrzu... nasze zakurzone ciuchy i buty nie pasowały do polerowanych marmurów...oj nie...

jurek
28.09.2009, 17:12
Hej,

No coz jak sie czlowiek wychowa w jakiejs kulturze to calkiem sie oderwac nie moze:)

Podrosy z Bhutanu.

P.S. Spimy u mnichow w klasztorze i do tego mamy swieto buddyjskie i jest odjazdowo. Bialych nie uwidzisz.

PARYS
28.09.2009, 19:29
To mnichy teraz mają neta? Pewnie jeszcze wifi hehe hulają po klasztorze.
Bhutan... kurna chata...

Zazigi
28.09.2009, 19:35
:bow:

Ola
30.09.2009, 15:44
To mnichy teraz mają neta? Pewnie jeszcze wifi hehe hulają po klasztorze.
Bhutan... kurna chata...

Od 1998 maja tu neta, komorki itp. Wczesniej cywilizacji brak. Mnisi sa fantastyczni, o wiele bardziej otwarci niz ci w Tybecie. Tutaj nie boja sie chinskiej inwigilacji. W ogole to bardzo mily i piekny kraj. A zakretow jest tyle, ze chyba przez cala droge tyle nie zrobilismy. Caly czas gora - dol. Zmienia sie tylko typ lasu - dzis jechalismy przez dzungle, a potem przez las sosnowy...

Pozdrosy od mnichow i oczywiscie od nas

Marcin SF
30.09.2009, 18:13
no to pozdrosy od nas ! niestety mnichów tu nie mamy ;)

za to niedzielną przelotkę endurową dedykuję wam !!

PARYS
30.09.2009, 19:44
Od 1998 maja tu neta, komorki itp. Wczesniej cywilizacji brak. Mnisi sa fantastyczni, o wiele bardziej otwarci niz ci w Tybecie. Tutaj nie boja sie chinskiej inwigilacji. W ogole to bardzo mily i piekny kraj. A zakretow jest tyle, ze chyba przez cala droge tyle nie zrobilismy. Caly czas gora - dol. Zmienia sie tylko typ lasu - dzis jechalismy przez dzungle, a potem przez las sosnowy...

Pozdrosy od mnichow i oczywiscie od nas


Kurde ile tam do was w prostej linii? Ja bym dołączył :D:D

hubert
30.09.2009, 21:23
Parys, ale tam nie mają rakiji :)

PARYS
30.09.2009, 21:30
Parys, ale tam nie mają rakiji :)

A cholera nie pomyślałem...
No ale chyba mają tam jakieś inne alko co? No co tak o suchym pysku?
Jurek nie dzielisz się w ogóle tymi doświadczeniami panie :p.
Dawaj nam tu jakieś foty z kielichami!

hubert
30.09.2009, 21:52
Pewnie jakieś zioło mają ;)

rambo
08.10.2009, 10:06
Załoga pozdrawia z Indii z Sikkimie. Piszą, że jednak już tesknota do Nas wzieła góre :drif:

Już się ich nie mogę doczekać ! :)

Dzieju
08.10.2009, 16:50
jest jakiś teoretyczny termin powrotu, na kółkach czy inaczej?

jurek
09.10.2009, 10:53
Hej

Jedyne co wiemy na pewno to ze 28 wieczorem ladujemy z motkami w Berlinie. Czy uda nam sie zalatwic wszystko 29 nie wiemy, ale na pewno jak wszystko zalatwimy to gnamy do Polski a dokladnie do pieknej stolycy:)
Mam nadzieje ze nie bedzie lalo.

Pozdro

P.S. Tez za wami tesknimy no i za zurkiem i schabowym:)



jest jakiś teoretyczny termin powrotu, na kółkach czy inaczej?

7Greg
09.10.2009, 11:20
Hej

Jedyne co wiemy na pewno to ze 28 wieczorem ladujemy z motkami w Berlinie. Czy uda nam sie zalatwic wszystko 29 nie wiemy, ale na pewno jak wszystko zalatwimy to gnamy do Polski a dokladnie do pieknej stolycy:)
Mam nadzieje ze nie bedzie lalo.

Pozdro

P.S. Tez za wami tesknimy no i za zurkiem i schabowym:)

Z Berlina do stolicy to nie inaczej jak przez Gdańsk. Już lecę do sklepu po produkty na staropolski żurek i kaszubskiego schaboszczaka :)

chomik
09.10.2009, 12:37
Ja widzę jednak drogę przez Poznań :D może wspomóc spaniem, jedzeniem itp ? Jakbyście późno wyrwali się z Berlina to na nocleg zapraszam....

7Greg
09.10.2009, 12:43
Ja widzę jednak drogę przez Poznań :D może wspomóc spaniem, jedzeniem itp ? Jakbyście późno wyrwali się z Berlina to na nocleg zapraszam....

Ty masz zakończenie. Oddaj coś koledze :D

PARYS
09.10.2009, 14:09
Ja widzę jednak drogę przez Poznań :D może wspomóc spaniem, jedzeniem itp ? Jakbyście późno wyrwali się z Berlina to na nocleg zapraszam....


Szczecin jest NAJBLIŻEJ!!!

hubert
09.10.2009, 15:45
Fajnie że już wracacie :)

BTW ciekawy jestem jak będzie wyglądał Wasz powrót do codziennej rzeczywistości - pewnie ciężko będzie ...

Dzieju
10.10.2009, 09:08
Myślę że wytrzymają maksymalnie........noooooo.......powiedzmy....... tydzień i zaczną już kombinować nad dalszymi etapami.

Wegrzyn
10.10.2009, 18:51
Normalnie mega wypas!!! Jak wrócicie to zdjęcia w high res wrzućcie to będą fajne tapety na pulpit :drif:

kiub
11.10.2009, 22:48
Z pozycji obserwatora minęło to bardzo szybko.
Od momentu powrotu przestaję Wam zazdrościć :p, bo po tym wszystkim rzeczywiście lekko nie będzie...
Greg ma rację, z Berlina to jedynie przez 3miasto...już nie mogę się doczekać Waszych opowieści :)

Ola
12.10.2009, 13:44
Bardzo dziekujemy za "wszystkie oferty" pomocy i noclegu. Przejechac przez Trojmiasto i Szczecin chyba jednak nie damy rady...teskno i spieszno nam do domu. Poznan wyglada calkiem realistycznie. Jezeli wyrwanie motocykli z rak celnikow nie pojdzie nam tak szybko jakbysmy chcieli, to moze przyjdzie nam spac w Poznaniu. Jakbys Chomiku napisal na Priv jakis kontakt do Ciebie, bedziemy wdzieczni - wszystkie numery zaginely nam gdzies w podrozy.

Nam cala podroz zleciala bardzo szybko, choc nie powiem, jestesmy troche zmeczeni. Wrazen i przygod mielsimy naprawde mnostwo, takze krotka przerwa (tak zeby ochlonac) nie zaszkodzi...Pewnie tak jak wspomnial Dzieju - niedlugo po powrocie bedzie nas "nosic" zeby jechac dalej.

Jesli chodzi o powrot do pracy (co w moim przypadku oznacza komputer i biuro), to nie chce nawet myslec. Szczegolnie, ze na posterunkach musimy sie stawic juz 2 listopada...

Pozdrowienia z "miasta herbaty" - Darjeeling
Ola i Jurek

chomik
12.10.2009, 14:31
Jezeli wyrwanie motocykli z rak celnikow nie pojdzie nam tak szybko jakbysmy chcieli, to moze przyjdzie nam spac w Poznaniu. Jakbys Chomiku napisal na Priv jakis kontakt do Ciebie
Będzie mi miło przenocować, nakarmić i napoić :D Wasze powłoki cielesne :D
Namiary przesłałem na priv
Szczęśliwej drogi powrotnej...

Marcin SF
12.10.2009, 15:01
ajaja Ola widzę, że nawet nie będzię okresu kwarantanny tylko od razu do fabryki ... współczuję, choć z drugiej strony i tak egoistycznie to będzie miło was zobaczyć :D

petrosbike
16.10.2009, 16:57
Prawde mówiąc te 30000 km robi wrażenie -to jest 3/4 równika! Jak to własciwie sie stało? Bhutan to dopiero środek Azji! W kółko sie tam kreciliście czy co?

Ola
21.10.2009, 15:58
Będzie mi miło przenocować, nakarmić i napoić :D Wasze powłoki cielesne :D
Namiary przesłałem na priv
Szczęśliwej drogi powrotnej...

Chomiku dzieki za namiary. Wyglada jednak na to, ze plany znowu sie nam zmienily... W Indiach to z reszta zupelnie normalne. Po ostatnich kilku dniach "milych negocjacji" z Hindusami zdecydowalismy sie wyslac Afryki morzem. Takze Afryczki plynal do Gdyni, a my bedziemy leciec bezposrednio do Warszawy. Do zobaczenia juz calkiem niedlugo.

Pozdrowienia z Kalkuty

zombi
21.10.2009, 16:47
Chomiku dzieki za namiary. Wyglada jednak na to, ze plany znowu sie nam zmienily... W Indiach to z reszta zupelnie normalne. Po ostatnich kilku dniach "milych negocjacji" z Hindusami zdecydowalismy sie wyslac Afryki morzem. Takze Afryczki plynal do Gdyni, a my bedziemy leciec bezposrednio do Warszawy. Do zobaczenia juz calkiem niedlugo.

Pozdrowienia z Kalkuty

No i dobrze, przez 3miasto :D

chomik
21.10.2009, 16:57
Chomiku dzieki za namiary. Wyglada jednak na to, ze plany znowu sie nam zmienily... W Indiach to z reszta zupelnie normalne. Po ostatnich kilku dniach "milych negocjacji" z Hindusami zdecydowalismy sie wyslac Afryki morzem. Takze Afryczki plynal do Gdyni, a my bedziemy leciec bezposrednio do Warszawy. Do zobaczenia juz calkiem niedlugo.

Pozdrowienia z Kalkuty
Sprawdzcie dokładnie drogę jaką mają dotrzeć Afryki do Gdyni. U nas okazało się, że Afryki na teren Unii dostawały się w Hamburgu (problem podbicia CPD musiałem w ciemno je wysłać i modlić się aby odesłali) a do tego doliczyli nam opłaty przeładunkowe i portowe. Także odebraliśmy je w Gdyni ale najpierw skasowali nas ponad 600 euro dodatkowo.... Niestety trudno wtedy odebrać tę kasę od armatora, który jest po drugiej stronie świata...

Ola
28.10.2009, 09:39
Dzis nasz ostatni (181) dzien wyprawy. Az lezka sie w oku kreci! Wieczorem lecimy do domu. Motocykle spakowane czekaja na statek w porcie. 31 pazdziernika wyplywaja do Gdyni. Trase statku sprawdzilismy: Kalkuta - Singapur - Gdynia. Takze wyglada na to, ze nie powinno byc problemow z karnetami.

Wyprawa super udana, mozna nawet powiedziec ze w 110%. Odwiedzilismy jeden kraj wiecej niz planowalismy (doszedl Gorski Karabach, ktory byl bardzo pozytywna niepodzianka). Przygod mielismy mnostwo - bedzie co opowiadac po powrocie. Najbardziej niesamowite jest to, ze wszystko co nas spotkalo przez te pol roku bylo super pozytywne. Nie bylo ani jednej wpadki, a ludzie spotkani na trasie zaskoczyli nas swoja zyczliwoscia. Swiat jest piekny :)

Pozdrawiamy jeszcze z Azji
Ola i Jurek

sambor1965
28.10.2009, 10:45
dobrze wam tak

Marcin SF
28.10.2009, 10:50
No to czadowo !! czekamy z niecierpliwością na opowieści :)

rambo
28.10.2009, 10:56
http://africatwin.com.pl/showthread.php?p=81448#post81448

Ola
30.10.2009, 12:56
Z pierwszych chwil po powrocie...

NO TO JESTEŚMY:confused:. Trudno powiedzieć, że w domu, bo na razie jesteśmy tzw. "homeless"... No ale przynajmniej dotarliśmy do Warszawy.Bardzo dziękujemy Komitetowi Powitalnemu za przywitanie na lotnisku. Super.

END OF PART ONE :( Temat na pewno będzie kontynuowany.

Teraz potrzbujemy trochę czasu żeby ochłonąć. Od poniedziałku zaczynamy przyzwyczajać się na nowo do pracy,co pewnie nie będzie łatwe.

Podziękowania dla licznych przyjaznych nam Duszyczek, jak i wrażenia z trasy "niebawem".

Pozdrawiamy już z bliska
Ola i Jurek

Marcin SF
30.10.2009, 13:01
pomyślnej aklimatyzacji zarówno w domu jak i w pracy :)

Ola
30.10.2009, 13:09
dobrze wam tak

No wiesz - i ty Brutusie...

PARYS
30.10.2009, 13:17
Pytanie filozoficzne: "czyż może człowiek do pracy wrócić po takiej wycieczce?".
Olka - agencja i kasę robić na wycieczkach!

Super, że jesteście cali i zdrowi. Po tylu kaemach:at:??

chomik
30.10.2009, 13:32
Witajcie :) nie da się już wrócić normalnie do pracy :) nawet nie próbujcie aklimatyzacji, nic nie daje... :)

podos
30.10.2009, 15:18
No i Brawo! Super kawał wycieczki. Macie teraz przewalone.

felkowski
30.10.2009, 15:28
Kiedyś tacy podróżnicy jeżdzili po zakładach pracy i świetlicach z odczytami, pokazami slajdów i opowieściami. Myślę, że paru chetnych by się znalazło na takie opowieści na żywca. I tak od dżwi do dżwi , od zaproszenia do zaproszenia... To na jakiś czas powinno załatwić sprawę bezdomności. Jakby co to pierwszy byłem. Powiedzcie tylko słowo a zacznę materac pompować ;-) . I żeby nie było, materac dla mnie a łóżko Wam odstąpie ;-)

Gajron
31.10.2009, 21:39
Współczuję końca takiej fajnej wycieczki, byle do następnej...

Ola
03.11.2009, 08:54
Kiedyś tacy podróżnicy jeżdzili po zakładach pracy i świetlicach z odczytami, pokazami slajdów i opowieściami. Myślę, że paru chetnych by się znalazło na takie opowieści na żywca. I tak od dżwi do dżwi , od zaproszenia do zaproszenia... To na jakiś czas powinno załatwić sprawę bezdomności. Jakby co to pierwszy byłem. Powiedzcie tylko słowo a zacznę materac pompować ;-) . I żeby nie było, materac dla mnie a łóżko Wam odstąpie ;-)

Dzięki Felini, rodzinka przygarnęła na razie. Na razie szukamy naszych rzeczy zostawionych u różnych znajomych - niezły chaos mamy, taki trochę "indyjski".

Pozdrowienia już z ... pracy :(

sambor1965
03.11.2009, 09:08
No wiesz - i ty Brutusie...

No, ale to sie odnosilo do bardzo pozytywnego postu nr 223. Tego co sie z Wami dzieje teraz nawet nie probuje sobie wyobrazic. Wspolczuje. Nic nie bedzie juz tak jak przedtem.

Ola
03.11.2009, 09:17
No, ale to sie odnosilo do bardzo pozytywnego postu nr 223. Tego co sie z Wami dzieje teraz nawet nie probuje sobie wyobrazic. Wspolczuje. Nic nie bedzie juz tak jak przedtem.

A not to przepraszam....

W ogóle to nie jest tak źle. Po prostu na wszystko jest czas. Trzeba to tylko sobie jakoś uzmysłowić, a wtedy "życie jest piękne", no i jest na co czekać, i co przygotowywać.

Zawsze to miło po długiej przerwie zobaczyć "przyjazne duszyczki".

Choć z drugiej strony powiem szczerze, że po dwóch dniach w "szklanym akwarium" mam wrażenie jak bym w ogóle z niego nie wychodziła przez pół roku, a wyprawa to jakaś odległa przeszłość.

Uściski

Ola

PS. Teraz musimy zamówić cały stos kalendarzy, bo jest na nie "zapotrzebowanie" na świecie. Nasi zaprzyjaźnienie motocykliści, głównie z Armenii i Indii, bardzo chcieli dostać nasze kalendarze. Najwyraźniej Africa Twin Poland się rozprzestrzenia...

jurek
05.11.2009, 22:25
Witojcie wszyscy,

Sorki, że się dopiero teraz witam, ale mój pracodawca wyszedł z założenia, że jak pół roku odpoczywał to teraz na dwa etaty może:(. Więc jest ciężko, ale coż, budżet trzeba podreperować:). Ale jak popatrzę na zdjęcia trochę powyję przed szklaną kulą to odrazu lepiej.
Jeszcze o dziwo jednego mi brakuje to mojej afryczki, która biedna gdzieś na oceanie indyjskim się buja zalewana słoną wodą.

Pozdrosy

Ola
06.12.2009, 18:10
Relacja z naszej sześciomiesięcznej wyprawy będzie trochę nietypowa, bo nie chronologiczna i podzielona na „części”. Wszystkich, którzy chcą się zapoznać z przygodami na trasie krok po kroku zapraszamy na naszą stronę. Zaczynamy prawie od końca…

Z wizytą w Królestwie Ryczącego Smoka. Bhutan od podszewki.

Część I - Tashi Delek

<O:p</O:p
Nasz plan idealny: wjechać na motocyklach do Bhutanu od wschodu przez mało uczęszczane przejście graniczne w Samdrup Jompur, przejechać przez cały kraj, nie będąc ograniczonymi przewodnikiem i wyznaczoną trasą, i wyjechać do Indii przez przejście graniczne w Phuentsoling. Setki razy słyszymy, że to niemożliwe, że samemu się nie da i to jeszcze na motocyklach, że przez wschodnie przejście graniczne można jedynie wyjechać z Bhutanu, a nie do niego wjechać i w ogóle, że jesteśmy bujającymi w obłokach fantastami. Jesteśmy jednak uparci.

9044

Ostatnie kilka kilometrów w Indiach pokonujemy małą, szutrową drogą kluczącą wśród licznych w tej części Asamu plantacji herbaty. Jest bardzo gorąco. Kolorowo poubierani ludzie pracują na plantacjach. Nie ma tu nic z lubującej się w czerniach i szarościach Europy.

9029
9030
9031

Przejeżdżając przez małą wioskę Darranga rzuca nam się w oczy znak "Indian Customs", stojący zaraz obok niepozornej lepianki. Po kilkunastu minutach z tłumu gapiów udaje nam się wyłowić właściwych urzędników. Są ubrani po cywilnemu, akurat pracowali gdzieś na plantacji.

9032
9033

Pokazujemy im nasze Carnnet de Passage de Aduane, dokument celny będący odpowiednikiem "paszportu dla motocykli". Uśmiechając się, urzędnicy robią zdziwioną minę, mówiącą jednoznacznie, że nigdy podobnego, żółtego papierka nie widzieli. Szybko uzgadniamy, że na chwilę zamienimy się rolami: to my wypełnimy dokumenty, a oni przystawią tylko swoje pieczątki. Pytamy o odprawę paszportową. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, celnicy nie wiedzą gdzie znajduje się punkt odprawy paszportowej. Wygląda na to, że czekają nas dłuższe poszukiwania. Na najbliższym straganie kupujemy zapas pysznego soku z mango. Resztę dostajemy w nieznanej nam walucie – to ngultrumy, waluta bhutańska, która z powodzeniem jest stosowana w przygranicznych wioskach indyjskich. Poszukiwania odprawy paszportowej doprowadzają nas do zamkniętej bramy z napisem „Bhutan”. Dzięki wskazówkom Bhutańczyków, bardziej zorientowanych w indyjskiej odprawie niż sami Hindusi, udaje nam się zlokalizować budkę indyjskiej odprawy paszportowej. Znak "Indian Immigration" leży przewrócony w polu ryżowym.

9034
9035

Właściwego urzędnika znajdujemy na połowach nad rzeką. Procedura odprawy przebiega w bardzo nieformalny sposób. Podobnie jak przy odprawie celnej, również i tutaj aktywnie uczestniczymy w wypełnianiu wszelkich dokumentów.

9036

Ponownie podjeżdżamy pod tajemniczą bramę z napisem "Bhutan".

9037

Bhutańscy strażnicy rozpoznają nas z daleka i przyjaznym gestem od razu kierują do pograniczników – tutaj, w przeciwieństwie do Indii, to same kobiety. Od wieków bhutańskie kobiety mają silną pozycję w społeczeństwie. Tradycyjnie zarządzają majątkami rodzinnymi, a pracę zawodową wykonują na takich samych zasadach jak mężczyźni. Bhutańskie urzędniczki, nieco zdziwione naszą obecnością, witają nas szczerym, szerokim uśmiechem. Od razu pada jednak pytanie: „Gdzie jest wasz przewodnik i jeep? Jesteśmy przygotowani na taki obrót sprawy. Z pewnością siebie wręczamy paniom cały plik przeróżnych pozwoleń i dokumentów niezbędnych do wjazdu do Bhutanu.. Co do przewodnika odpowiadamy wesoło, choć nie wdając się zbytnio w szczegóły, że jesteśmy z nim umówieni później, na trasie (mamy się z nim spotkać w Timphu, po drugiej stronie kraju). Podczas analizy naszych dokumentów możemy przyjrzeć się posterunkowi i kręcącym się w pobliżu ludziom. Wszyscy bez wyjątku są ubrani w tradycyjne, bhutańskie stroje. Mężczyźni ubrani są w gho, czyli szaty-płaszcze do kolan przewiązane w pasie szarfą, zwaną kera. Uzupełnienie gho stanowią podkolanówki i w większości przypadków zachodnio-wyglądające buty. Tradycyjne, wysokie obuwie, dziś używa się jedynie przy okazji świąt i oficjalnych uroczystości.

9057

Strój kobiecy to kira, długa suknia do kostek spięta na ramieniu ozdobną brożką i przewiązana w talii. Na kirę Bhutanki narzucają ozdobne, krótkie marynarki. Bhutańskie stroje są niezwykle kolorowe, co dodatkowo dodaje im magicznego uroku. Nasze współczesne stroje motocyklowe zupełnie nie pasują do tego baśniowego świata.

9043

Urzędniczki nie chcą same podjąć decyzji w naszej sprawie. Mówią, że jest zbyt nietypowa. Dzwonią do dyrektora, który za kilka minut pojawia się na posterunku. Od razu wzbudza nasze zaufanie i chyba my też mu się podobamy. Najwyraźniej lubi takie niestandardowe przypadki. Rzuca okiem na nasze dokumenty i po kilku minutach słyszymy: "Tashi Delek" (Witamy, powodzenia). Jeszcze tylko wbicie wiz do paszportów i magiczna brama do Podniebnego Królestwa zostaje otwarta.

9042

FELLINI - udało się :-) Dzięki.<O:p</O:p

Ola
08.12.2009, 09:56
Część II - KOLACJA U MNICHÓW
<O:p</O:p
Postanawiamy nie zatrzymywać się na noc w przygranicznym Samdrup Jompur. Rozpoczynamy od razu eksplorację kraju. Wyruszamy w stronę Trashigang.

9126

9103

9102

Na pierwszym punkcie kontrolnym (a jest ich w Bhutanie wiele) znowu musimy zmierzyć się z serią pytań: gdzie przewodnik, dlaczego jeździmy sami i co to za dziwnie olbrzymie motocykle, niespotykane w całej Azji Centralnej. Jeden z urzędników zadaje nam zaskakujące pytanie, czy jesteśmy z Bengalu Zachodniego, regionu Indii graniczącego z Bhutanem. Raczej nie wyglądamy na Hindusów. Szybko okazuje się, że to wina mojej rejestracji "WB": takie samo oznaczenie jest stosowane w Bengalu Zachodnim.

<O:p9101
</O:p
Jazda po Bhutanie to czysta przyjemność. Ze wschodu na zachód prowadzi jedna, wąska (ma 3,5 metra szerokości), asfaltowa droga nazywana "niebiańskim traktem tysiąca zakrętów". Oddano ją do użytku dopiero pod koniec lat 60 tych. Odległości, które na mapie wydają się małe w rzeczywistości pokonuje się przez wiele godzin, jadąc przez tysiące serpentyn po stromych zboczach dolin i liczne przełęcze. Podróżowanie umila mały ruch oraz wysoka kultura jazdy - przeciwieństwo tego, co spotkało nas w Indiach. Nic dziwnego, że tak jest skoro cała populacja Bhutanu to tylko 750 tyś ludzi, a pierwszy samochód pojawił się tu w 1961 roku. Napotykani kierowcy ustępują nam drogi i przyjaźnie do nas machają, tak samo jak inni mijani przez nas ludzie. Szczególnie głośno witają nas dzieci, które krzycząc "hello" wystawiają ręce, żeby w czasie jazdy "przybić im piątkę".

<O:p9104
</O:p
Po południu, niespodziewanie niebo zakrywają gęste, ciemno – szare chmury. "Ryki smoka", czyli grzmoty, typowe dla porywistych burz znad Himalajów są coraz bliżej. Właśnie takim grzmotom Bhutan zawdzięcza swoją nazwę. Według legendy w XII wieku przybył do Bhutanu tybetański mistrz buddyjski, Tsangpa Dorje. Miał on za zadanie założyć tu klasztor. Wędrując po Bhutanie w poszukiwaniu właściwego miejsca nagle usłyszał potężny grzmot, nazywany przez lokalnych mieszkańców "rykiem smoka" - druka. Nadał więc klasztorowi nazwę „Druk”, a założonej w nim szkole religijnej „Drukpa”. Szkoła Drukpa Kagyupa do dziś jest uznaną przez państwo, oficjalną religią Bhutanu.
<O:p</O:p
Po kilku minutach zalewa nas ściana wody. W ciemnościach dojeżdżamy do miasteczka Kanglung. Jesteśmy zmęczeni i przemoczeni. Naszą uwagę przykuwa kolorowa, oświetlona i zachęcająca do wejścia otwarta brama, prowadząca do buddyjskiego monastyru. Nie zastanawiając się długo wjeżdżamy na dziedziniec. Pomimo późnej pory, cały monastyr tętni życiem. Ze świątyni rozlegają się śpiewy i głuchy łoskot bębnów. Wielu mnichów siedzi w rozstawionych dookoła świątyni, podświetlonych namiotach, z których część pełni funkcję kuchni polowych. Ubrani w purpurowe habity i klapki machają do nas przyjaźnie, choć w przemoczonych stroje motocyklowe musimy wyglądać strasznie. Mamy zamiar zapytać o nocleg, ale mnisi sami nam go proponują. Dostajemy pokój z dodatkowym grzejnikiem i przeprosinami, że tak skromnie.

9105

Po kilku chwilach pojawia się kolacja i herbata z mlekiem, i cukrem.. Jemy to, co stanowi zwykłą, codzienną dietę mnichów (za co oczywiście znowu nas przepraszają). Na stołach dominuje czerwony ryż i hemadatsi, najbardziej rozpowszechniona potrawa w Bhutanie, składającą się z całych papryczek chilli (Bhutańczycy uwielbiają pikantną kuchnię ) podawanych w rozpuszczonym serze.. Jest też mięso.

9106

Bhutańscy mnisi, w przeciwieństwie do buddyjskich duchownych z innych krajów, jedzą mięso. Wieczór upływa nam na rozmowach z lamami, z których kilku mówi całkiem nieźle po angielsku. Są tak samo ciekawi naszych zwyczajów, religii i kultury, jak my ich. W Bhutanie zarówno kultura europejska, jak i religia katolicka nie są powszechnie znane, co pewnie zaskakuje niejednego Europejczyka. Największą niespodzianką dla mnichów jest to, że w religii katolickiej nie występuję paradygmat reinkarnacji, która jest jedną z podstawowych zasad w buddyzmie. Z niedowierzaniem pytają: „jak to macie tylko jedno życie, jedną szansę na pójście właściwą drogą?”. Dla nas nowością jest informacją, że mnisi mogą wstępować do klasztorów w dowolnym wieku, i że najczęściej trafiają tam młodzi chłopcy (poniżej 10 roku życia). Wybór roli mnicha wiąże się z "zawieszeniem" kontaktów z rodziną i bliskimi, które jak na powiedziano, „rozpraszają uwagę mnichów w dążeniu do nirwany”. Z życia w habicie można zrezygnować i nie jest to w żaden sposób piętnowane. Tacy „mnisi w stanie spoczynku” (getre) muszą jednak zapłacić karę pieniężną. Związane jest to z tym, że mnisi korzystają w Bhutanie z subwencji rządowych.

<O:p9107</O:p

Tej nocy w monastyrze rozpoczyna się kilkudniowy, ważny buddyjski festiwal Drupchen. Z tej okazji w monastyrze przebywa wielu znamienitych bhutańskich lamów. Obchody święta, czyli cały cykl modlitw, trwają całą noc, a my możemy wszystkiemu się przyglądać.

9110

9109

9111

9112

Siedząc w kolorowej świątyni mamy czas na przyjrzenie się wszystkim detalom. Zgodnie ze zwyczajem, liczne wizerunki Buddy, Guru Rinpocze i bóstw opiekuńczych (Peharr, Dordże Legpa, Paten Lhamo) zajmują centralne miejsce. Przy ołtarzu stoi siedem miseczek napełnionych wodą, symbolizujące siedem ofiar, jakie składa się bogom: pożywienie, napój, wodę do mycia, lampę maślaną, kwiaty, substancję aromatyczną. Wszędzie palą się lampki maślane, choć nad głowami mantrujacych mnichów porozwieszane są też świetlówki (widać wpływy nowoczesności). Dla nas najbardziej interesujące, bo egzotyczne, są przygotowane specjalnie na obchody dzisiejszego święta, barwne torma. Torma to ofiarne figurki o wymyślnych kształtach zrobione z masła (wyżej w górach masła jaka) i masy zbożowej albo ryżowej, pomalowane na kolorowo.

9108

Po tej wyjątkowej nocy jesteśmy jeszcze bardziej zmęczeni niż poprzedniego dnia, ale za to naładowani pozytywną energią, optymizmem, ładunkiem nowej wiedzy, a co najważniejsze z garstką nowych przyjaciół. W duchu dziękujemy postępowemu czwartemu królowi Bhutanu – Jigme Dorji Wangchuck, za wprowadzenie do kraju Internetu (w 2000 roku). Dzięki „Smoczej Sieci” (lokalny operator) mamy szanse pozostać z naszymi nowymi przyjaciółmi w kontakcie.

9113

9124

9119

Po porannej herbacie tym razem w wersji słonej i z masłem (jakoś bardziej nam smakuje wersja słodka…) i śniadaniu równie pikantnemu jak obiad, składającemu się głównie z czerwonego ryżu (tu się go je na śniadanie, obiad i kolację), przychodzi czas na pakowanie i pożegnanie. wszyscy oczywiscie nam pomagają i "testują" Afryki...

9118

9117

9120

9122

9123

9121

9125

felkowski
08.12.2009, 11:53
FELLINI - udało się :-) Dzięki.<O:p</O:p

To ja dziękuję, cała przyjemność po mojej stronie. Mogę sobie teraz oglądać do woli. Żeczywiście w porównaniu z tym co widzę, nasz świat to gama szarości i cieni

Zazigi
08.12.2009, 13:59
aż mi się płakać chce :) cudowna podróż:)

ENDRIUZET
08.12.2009, 14:27
Jakoś tak nie chce się nic pisać / dodać / komentować. Ograniczę się do czytania ... widać inny poziom, inną jakość ... człowiek zdaje sobie sprawę, że nie ma nic do powiedzenia ... zaczynam rozumieć niektórych czytaczy, którzy wciąż milczą ... co tu bleblać ... piękna przygoda / przygody na tym forum ...

Ola
08.12.2009, 17:33
Felkowski, Zazigi, ENDRIUZET dzięki za miłe słowa. Od razu mi się przyjemniej i radośniej na duszy zrobiło. Taki totalny brak odzewu trochę mnie deprymuje i raczej nie rozumiem tego "milczenia niektórych czytaczy"... No ale też się w temat nie wgłębiałam. Cieszę się, że ktoś to czyta i dzięki temu robi się komuś "bardziej kolorowo" dookoła. Mi samo pisanie i wklejanie tych zdjęć poprawia humor i zaczynam się uśmiechać do monitora...

Panowie ta relacja jest dla Was i dla ostatnio wielkiego nieobecnego DrSpławika - on wie dlaczego ;)

Ola

PS. Zazigi - masz nie płakać, tylko uśmiechać się w duszy do "mniszątek z drugiej półkuli". Oni naprawdę o nas myślą (może tak bezosobowo, ale duchowo). Dużo opowiadaliśmy im o tym co się u nas dzieje, o znajomych, o forum itp. Co jakiś czas wymieniamy się mailami i zawsze karzą "pozdrowić wszystkich przyjaciół Polaków". Także jesteśmy pod dobrą opieką - myślą o nas bhutańscy mnisi :D

Zazigi
08.12.2009, 17:43
No wiem, że myślą, wiem jak się człowiek czuje gdzieś daleko wśród takich ludzi, wiem jak piękno świata może zapierać dech w piersiach, znam to dziecinne podniecenie gdy nieznane staje się znane. Przynajmniej tak mi się wydaje. Płakać mi się chce bo mnie to zwyczajnie wzrusza. Dzięki!

JareG
08.12.2009, 17:53
(..) Od razu mi się przyjemniej i radośniej na duszy zrobiło. Taki totalny brak odzewu trochę mnie deprymuje i raczej nie rozumiem tego "milczenia niektórych czytaczy"... No ale też się w temat nie wgłębiałam. Cieszę się, że ktoś to czyta i dzięki temu robi się komuś "bardziej kolorowo" dookoła.(..)
Olu - ja czytam, podziwiam.. ale nic/malo nie pisze bo wylewny z natury nie jestem.
Tak wiec pisz relacje, wrzucaj piekne foty - nawet jesli odzew bedzie niewielki.. bo na pewno takich malo wylewnych jak ja jest wiecej :D

A za slowo pisane i obrazki dziekuje :):Thumbs_Up:

wieczny
08.12.2009, 19:52
Niektóre relacje proszą się o bełkot postów. Taki ich urok :).

Tutaj stykamy się ze świeżym, nieznanym światem i bardziej od walnięcia posta chce się czytać dalej. Z resztą patrz na licznik ;).

Andrzej_Gdynia
08.12.2009, 20:43
To ja też dam głos. Podziwiam w tej relacji mnóstwo informacji które gładko przemycasz pomiędzy relacją z podróży. Szacun, bo to oznacza że jak zwykle przygotowaliście się profesjonalnie do wyjazdu, mając masę wiadomosci i informacji o miejscach do których jedziecie.

RAFWRO
08.12.2009, 21:28
Gratuluję realiacji - wspaniałe zdjęcia a wszystko bardzo zachęca do realizacji własnych celów

bajrasz
08.12.2009, 21:36
Panowie ta relacja jest dla Was i dla ostatnio wielkiego nieobecnego DrSpławika - on wie dlaczego


Czytamy, czytamy:Thumbs_Up:, a Spławik to ma w ryj i wie dlaczego;)

chomik
08.12.2009, 21:42
Jak najbardziej się czyta i czeka na następne :drif: piszcie... bo od razu cieplej na duszy się robi.... piękne chwile.... :at:

LukaSS
08.12.2009, 23:00
A dzis byłem na spotkaniu w zwiazku z nową książką Jarosława Kreta pt. Moje Indie (był też Magóra Góralczyk - jeśli ktoś kojarzy go z pewnych kręgów pewnej muzyki).
Kupiłem ksiazkę, pooglądałem zdjęcia, posłuchałem na żywo opowieści... pięknie :)
Zazdroszczę Wam Olu i Jurku pięknej przygody i z niecierpliwościa czekam na kolejne części :)

cwajdek
09.12.2009, 08:48
Piękna sprawa.
Podróże, powroty, wspomnienia, zderzenie z Europą , Polską....
Warte poświęceń i każdych pieniędzy.

Szacun dla Was, ale większy dla płci piękniejszej.

Wegrzyn
09.12.2009, 16:41
Też dorzucę swoje trzy grosze. Tak sobie myślę, że większość z nas po przeczytaniu kolejnego odcinka/relacji po prostu nie jest w stanie nic konstruktywnego napisać, bo odlatuje marząc o tej jakże pięknej wyprawie. Jesteście wielkimi szczęściarzami, że mieliście możliwość zrealizować swoje marzenia. Chociaż wiem, że to jeszcze nie koniec. Zaraziliście mnie jeszcze bardziej tym swoim uporem i ooooogromnymi chęciami. Takie moje skromne zdanie..... Ola pisz dalej i nie przejmuj się jak nikt nic nie napisze, bo po prostu może po przeczytaniu bujać w obłokach :D

Ola
09.12.2009, 20:23
:);):dizzy::confused::D:at::);):dizzy::confused::D :at::);):dizzy::D:at::at::at:

Część III - SZCZĘŚCIE NARODOWE BRUTTO
<O:p</O:p
Dobrze do Trashigang nie pojechaliśmy poprzedniego wieczora w strugach deszczu i po ciemku. Droga w dużej części jest w remoncie i mimo, że od rana świeci piękne słońce momentami niezłe błocko pokrywa całą nawierzchnię. Na kilka godzin zatrzymujemy się w miasteczku. Jest określane mianem najładniejszego miasta wschodniego Bhutanu. Miasto to chyba jednak zbyt dużo powiedziane: Trashigang składa się właściwie z dwóch ulic i kilkudziesięciu kolorowych domków, nad którymi góruje lokalny dzong. Jak większość siedlisk we wschodnim Bhutanie (w przeciwieństwie do reszty kraju), Trashigang jest położone wysoko nad dnem doliny, a nie przy rzece.

9152

9146

Z bliska podziwiamy kolorowe domy, budowane w całym kraju według tradycyjnego wzorca. Bhutańskie domy mają jedno lub dwa piętra i wyglądają jak prawdziwe dzieła sztuki. Na wschodzie i w centrum kraju robione są z kamienia, a na zachodzie z glinobitki. Górne piętra są zawsze drewniane. Poszczególne pomieszczenia pokrywa się ręcznie plecionymi, bambusowymi matami.

9162

9163

9149

Zewnętrzne mury i drzwi wejściowe są bogato zdobione. Motywy pojawiające się na murach są zróżnicowane, choć najczęściej powtarzają się wizerunki demonów i upiorów oraz… fallusy w towarzystwie bhutańskiego druka (smoka).

9150

9151

Potężnych rozmiarów fallusy trochę nas szokują (i chyba nie tylko nas). Nasze zdziwienie od razu zostaje zauważone. Z wyjaśnieniami spieszy jeden z mieszkańców miasta. Fallus to w Bhutanie symbol płodności i urodzajności. Bhutańczycy wierzą, że fallus nad wejściem albo na ścianie domostwa odstrasza złe duchy i nie pozwala przeniknąć do środka negatywnej energii. Legenda głosi, że fallusy zaczęły być „powszechnie stosowane” pod wpływem dokonań tzw. Szalonego Mnicha (lamy Drukpa Kuenley), który XV wieku w niekonwencjonalny sposób (odwoływał się do żartów i anegdot z podtekstem seksualnym) rozpowszechniał na ziemiach butańskich buddyzm.. Pomagały mu przy tym jego własne, podobno, niezwykłej wielkości atrybuty męskości. Nasz bhutański rozmówca jest wyraźnie dumny z „fallusowej legendy” i przekonany o powszechności zwyczaju. Wyprowadzamy go z błędu, na co w odpowiedzi słyszymy: to jak odstraszacie złe duchy?
<O:p</O:p
Siadamy przy wejściu do jednego z typowych bhutańskich sklepów, w którym można kupić "mydło i powidło": od jedzenia, przez ubrania (w większości pochodzące od chińskiego sąsiada), przyprawy, zabawki, szczoteczki do zębów i buddyjskie flagi modlitewne. Obserwujemy życie uliczne. Bhutańczycy to bardzo przyjazny naród, witający przybyszów prawdziwym, szczerym uśmiechem. Jednocześnie są jednak nieśmiali – typowa cecha ludzi z górskich terenów. Zachowują dystans i rezerwę. Nigdy nie otaczają nas szczelnym tłumem, a chęć nawiązania kontaktu sygnalizują poprzez nieśmiałe: tashi delek, czy widzieliście już albo czy wiecie, że…. Zza progu sklepu, przy którym siedzimy wyskakuje mały, biały szczeniak. W Bhutanie większość psów jest bezpańska, a ich liczba gwałtowanie rośnie. Ostatnio watahy wałęsających się po ulicach psów stanowią poważny problem dla lokalnych władz. Ten psiak na pewno ma właściciela. W drzwiach pojawia się młoda Bhutanka. Uśmiecha się i siada obok nas na schodkach. Pyta o nasze wrażenia z podróży. Opowiadamy o naszej magicznej nocy u mnichów w Kanglung. Śmiejąc się mówi, że pewnie dogłębnie poznaliśmy zwyczaje mnichów, ale Bhutan to nie tylko mnisi i czy wiemy coś o życiu zwykłych, świeckich mieszkańców kraju? Tak naprawdę wiemy niewiele, tyle co zdążyliśmy podpatrzeć na ulicach dotychczas mijanych miasteczek. Temat rozmowy jakoś szybko „zbacza” na sprawy małżeńskie. Dowiadujemy się, że w Bhutanie małżeństwa są cały czas aranżowane i zawierane z rozsądku. Nowożeńcy wprowadzają się do domu rodzinnego panny młodej, gdzie żyją z resztą rodziny i wspólnie zajmują się domem. Zawarcie małżeństwa potwierdza wymiana przez młodych białych szali oraz wypicie przygotowanego na tę okazję trunku z jednego kielicha. W wyższych partiach Himalajów, gdzie ludzie nie żyją z rolnictwa, tylko hodowli lub handlu, a mężczyźni są nieobecni w domach czasami przez wiele tygodni, powszechne jest posiadanie przez kobiety dwóch mężów. Często są to bracia. Zdarza się też, że jeden mężczyzna ma kilka żon. Najlepszym przykładem jest czwarty król bhutański, który poślubił cztery siostry.
<O:p</O:p
W Bhutanie znajduje się ponad 2000 tysiące klasztorów, monastyrów i gomp. Wiele z tych budowli jest położonych w niedostępnych miejscach wysoko w górach. Dostać się do nich można pieszo. Tylko mała część bhutańskich atrakcji jest udostępniona dla turystów. Dzięki swobodzie poruszania się możemy odwiedzić monastyry i gompy rzadziej odwiedzane przez turystów ze względu na swoje położenie.

9161

Do takich miejsc należy mała, choć jednocześnie jedna z ważniejszych we wschodnim Bhutanie – Gom Kora. Lokalna legenda głosi, że w VIII wieku na dnie wąskiej doliny, w miejscu, w którym jest wybudowana Gom Kora, Guru Rinpoche (czyli Drugi Budda znany również pod imieniem Padmasambhava) ujarzmił demona zła, którego gonił aż od tybetańskiej Lhasy. Gom Kora przez większą część roku jest wyludniona i mało uczęszczana. Tętni życiem i kolorami raz w roku, podczas lokalnego festiwalu tsechu. W korze mieszka i uczy się kilkunastu młodych mnichów, z których jeden w przerwie lekcyjnej oprowadza nas po świątyni.

9153

Przez następne kilkadziesiąt kilometrów jedziemy drogą prowadzącą wzdłuż koryta rzeki.

9160

Teoretycznie powinno być łatwiej, niż na górskich zakrętach, ale wcale nie jest. Tydzień przed naszym przyjazdem Bhutan nawiedziło silne trzęsienie ziemi - 6,5 stopnia w skali Richtera. Wiele domów jest zniszczonych, a niektóre drogi są cały czas poblokowane przez osuwiska ziemi. Epicentrum trzęsienia znajdowało się właśnie w Bhutanie wschodnim. Krążąc między kamieniami i kawałkami skał udaje nam się posuwać na przód.

9157

9158

Po kilku godzinach mozolnej jazdy zbaczamy z głównej trasy do monastyru Drametse. Asfalt znika momentalnie. Przez 18 kilometrów wspinamy się ponad 1300 metrów pod górę. Samochodów brak. Mijamy tylko wozy, z trudem ciągnięte przez osiołki.

9154

9155

Na murach monastyru widać świeże pęknięcia –efekt ostatniego trzęsienia ziemi. Na murkach z młynkami modlitewnymi suszą się koce, kołdry, pościel i ubrania. Burza, która tak nam dała się we znaki dwa dni temu, również i tutaj zostawiła swoje ślady.

9147

9156

W monastyrze Drametse mieszka kilkuset mnichów, to jeden z większych tego typu obiektów w Bhutanie wschodnim. Dzieci (najmłodsi mnisi) biegają po dziedzińcu. Część z nich gra w piłkę. Niektórzy "nawet" się uczą. Kilku młodzieńców gra na gameboyach - wygląda to trochę „schizofrenicznie”.

9148

Wieczorem jesteśmy już w Mongar. Zajadamy się momo (pierożki rodem z Tybetu, popularne w całej Azji Centralnej, a w Bhutanie przeżywające rozkwit) z serem i próbujemy lokalnego piwa "Red Panda" (w Bhutanie dostępne są tylko lokalne piwa niepasteryzowane i ze względów ekologicznych tylko w butelkach – puszek nie ma w ogóle). Z lokalnej knajpy obserwujemy życie uliczne. Wszyscy są uśmiechnięci i nikt się nigdzie nie spieszy. Przestaje nas dziwić, że to właśnie w Bhutanie powstała koncepcja „Szczęścia Narodowego Brutto” (znana pod nazwą "Koncepcji GNP" - Gross National Happiness), niematerialny wkład czwartego króla Bhutanu, w gospodarkę światową. Według królewskiej koncepcji szczęście społeczeństwa nie zależy tylko od wzrostu gospodarczego, ale musi być on ściśle związany z rozwojem duchowym. Wymaga to równowagi pomiędzy tradycją i współczesnością. Tylko w takich warunkach społeczeństwo może zachować swoją tożsamość narodową i być szczęśliwe. Według oficjalnych badań aż 2/3 Bhutańczyków uważa się za szczęśliwych, a w światowych „rankingach szczęśliwości” Bhutan zajmuje 7 miejsce. Coś musi więc być na rzeczy…

luki.gd
09.12.2009, 21:42
jakoś ostatnio czasu brakowało aby zaglądać na forum...
aż tu (nie)spodziewanie taka relacja!!!
no i znowu jest fajnie!...

...dobrze, że będzie ciąg dalszy...

gratuluje!

felkowski
09.12.2009, 22:40
<O:p</O:p
W Bhutanie znajduje się ponad 2000 tysiące klasztorów, monastyrów i gomp.
Wybaczcie brak obycia, ale czym się różnią klasztory od monastyrów. Do tej pory wydawało mi się, że to różnica obrządku, ale chyba nie o to chodzi.. I co to są gompy ?

chomik
09.12.2009, 22:44
Wybaczcie brak obycia, ale czym się różnią klasztory od monastyrów. Do tej pory wydawało mi się, że to różnica obrządku, ale chyba nie o to chodzi.. I co to są gompy ?
Wikipedia :)
Gompa (tyb. (http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_tybeta%C5%84ski) དགོན༌པ༌; transliteracja Wyliego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Transliteracja_Wyliego) dgon-pa, wyraz pokrewny sanskryckiemu (http://pl.wikipedia.org/wiki/Sanskryt) gumpa – jaskinia (http://pl.wikipedia.org/wiki/Jaskinia)<sup title="Informacje umieszczone obok wymagają podania źródeł" class="noprint">[potrzebne źródło (http://pl.wikipedia.org/wiki/Wikipedia:Weryfikowalno%C5%9B%C4%87)]</sup>) – tybetańskie określenie buddyjskiego (http://pl.wikipedia.org/wiki/Buddyzm) klasztoru (http://pl.wikipedia.org/wiki/Klasztor_buddyjski), będącego jednocześnie ośrodkiem studiów i miejscem, w którym odprawiane są religijne (http://pl.wikipedia.org/wiki/Religia) ceremonie (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ceremonia).

Monaster albo monastyr (ze starobiałoruskiego (http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_ruski) od gr (http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_grecki). μοναστήριον monasterion) – tradycyjna nazwa klasztoru (http://pl.wikipedia.org/wiki/Klasztor) prawosławnego.
Pierwotnie monaster oznaczał zespół oddzielnych pomieszczeń mieszkalnych mnichów (http://pl.wikipedia.org/wiki/Zakon_mniszy) objętych klauzurą (http://pl.wikipedia.org/wiki/Klauzura), w późniejszym okresie termin ten nabrał znaczenia odpowiadającemu klasztorowi (http://pl.wikipedia.org/wiki/Klasztor) w chrześcijaństwie zachodnim.
Monastery często obok zasadniczej części obejmują także zabudowania gospodarcze wykorzystywane przez zakonników, a także pewne elementy architektoniczne związane z obronnością. Obronny charakter budynku wyraźnie widoczny jest zwłaszcza w architekturze rosyjskiej.
Duże monastery męskie, zwłaszcza o dużym znaczeniu nazywane są ławrami (http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81awra).
Duże monastery mają niekiedy charakter stauropigialny (http://pl.wikipedia.org/wiki/Stauropigia), co oznacza, iż podlegają bezpośrednio zwierzchnictwu patriarchy (http://pl.wikipedia.org/wiki/Patriarcha).

Klasztor (z łac. (http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81acina) claustrum = 'miejsce zamknięte') – budynek, lub kompleks budynków, w którym zamieszkują zakonnicy (http://pl.wikipedia.org/wiki/Zakonnik), lub zakonnice określonej reguły (http://pl.wikipedia.org/wiki/Regu%C5%82a_zakonna). W obrządku wschodnim monaster (http://pl.wikipedia.org/wiki/Monaster).

Ola
09.12.2009, 22:58
Wybaczcie brak obycia, ale czym się różnią klasztory od monastyrów. Do tej pory wydawało mi się, że to różnica obrządku, ale chyba nie o to chodzi.. I co to są gompy ?

Ale z Ciebie dociekliwa bestyja :D Muszę przyznać, że też mnie to zaciekawiło i miałam totalny "bałagan" w głowie... bo jeszcze są dzongi i lakhangi... Fachową definicję masz od Chomika, choć takie "mądre opisy z Wikipideii" czasem wyjaśniają tyle co instrukcja wklejania zdjęć na forum (przepraszam...).Po wielu namowach w końcu wytłumaczono nam to łopatoligicznie. Wychodzi na to, że te wszystkie skomplikowane nazwy (przynamniej w Bhutanie) odzwierciedlają stadia "mniszej edukacji". I tak najniżej jest gompa - to takie mnisze przedszkole, potem jest monastyr - podstawówka,klasztor - szkoła średniai w końcu dzong - wyższy uniwersyteti przy okazji siedziba lokalnych, mniszych władz. Lakhang okazał się być wyrafinowaną nazwą kaplicy. To by było na tyle.... Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne ;)

sambor1965
10.12.2009, 09:15
Taak, z jednej strony fajne pisanie i fajne foty i wypadaloby jakiego ocha i acha wrzucic, a z drugiej jednak czlowiek nie bardzo tym ochem chce psuc to co sie tu dzieje. A z trzeciej strony autorka oczekuje jakiegos fidbeka.

No wiec droga Olu i Jurku. Podziwiamy Was tu autentycznie. Zazdroscimy jak cholera i czytajac relacje towarzyszy nam wlasnie taka mieszanina podziwu i zazdrosci. Jak o Was opowiadamy to jestesmy dumni, ze jestescie "nasi", ale jak siedzimy w domu sami to sie zastanawiamy dlaczego to oni a nie my ;)
Za oknem szaro jak diabli, wiec Wasze kolory pomoga nam sie doczolgac do wiosny.

etiamsi
12.12.2009, 01:14
pięknie! są szanse na jakieś slajdowisko? :)

ucek
12.12.2009, 10:25
Oluś, ja ci nie będę kadzić :D ;) chyba nikt lepiej ode mnie nie wie ile pracy, ile godzin ćwiczeń poświęciłaś na przygotowanie do drogi. SZACUN kobieto dozgonny :bow: SZACUN dla Jurka za odwagę i wiarę w Ciebie (wbrew pozorom, to nie jest takie proste, czy oczywiste). SZACUN dla was obojga za stałe, absolutnie pozytywne nastawienie do projektu i niepoddawanie się.
:bow::bow::bow:
Za lanie piękna wprost w moją duszę i za budzenie tęsknoty do Czegoś-Gdzieś.. po prostu bardzo Wam dziękuję :)


A największym plusem tago całego zamieszania jest fakt, że mamy teraz dwójkę fantastycznych kompanów do endurowania po krzaczorach (wiem.. wiem.. nie jestem obietywna :p) :D:D:D

Mroq
12.12.2009, 11:27
panie admin, powdziel tą rubryczkę na 2 tematy: podróże duże i wypady, bo po relacji oli i jurka nikt tu nic więcej nie zamieści...

felkowski
12.12.2009, 14:13
No nie do dupy jest. Koniec kadzenia, bo się Ola zapuszcza ...... GDZIE JEST CIĄG DALSZY . Zrobić nic nie mogę, nawet spokojnie na tyłku nie da się usiedzieć, bo co chwilę do komputra latam czy może jest coś nowego.....a tu nic

Ola
12.12.2009, 20:32
pięknie! są szanse na jakieś slajdowisko? :)

Slajdowiska z wyprawy będą jak najbardziej, ale w częściach. Nie mamy sumienia wyrzucać tylu fajnych zdjęć i opowieści, więc zdecydowaliśmy się podzielić całość na odcinki. Pierwszy pewnie będzie w styczniu, ale jeszcze żadnych konkretów nie znamy. Na pewno będziemy o wszystkim z wyprzedzniem pisać.

ucek - jesteś kochana :) Jaka to była miła praca te "ciężkie przygotowania"...Oby takich jak najwięcej, to będę najbardziej pracowitą osobą na świecie. Jak nic 300% normy :D

Felkowski - wcale się nie ociągam, tylko po 6 miesiącach życia na łonie natury w szczęściu i zdrowiu, wystarczył miesiąc pracy w akwarium i zmogło mnie jakieś wstrętne choróbsko...Więc trochę mnie chwilowo wena opuściła... No ale już piszę. Jedziemy dalej :at:.

Część IV – LIFE IS A JOURNEY, COMPLETE IT

Przełęcz Trumshing La (3750 m n.p.m.) oddziela centralną od wschodniej części Bhutanu. Na 84 km podjazdu na przełęcz pokonujemy 3200 metrów różnicy wzniesień. Pierwsza część drogi prowadzi przez zielone pola ryżowe i dżunglę. W zielonej gęstwinie radośnie skaczą małpy, śledząc trasę naszej podróży.

9200

9197

W ostatniej wiosce przed przełęczą – Sengor, zatrzymujemy się na szybki lunch.

9204

Po kilkunastu minutach dołączają do nas hinduscy motocykliści podróżujący po Bhutanie na Enfieldach. Formalności papierowo – wizowe nałożone przez władze Bhutanu na Hindusów są o wiele mniej restrykcyjne niż w przypadku wszystkich pozostałych narodowości. Hindusi mogą poruszać się po Bhutanie bez przewodnika. Nie potrzebują też wiz. Hinduscy motocykliści są zaskoczeni widokiem Afryk (jak twierdzą ich wymarzonych motocykli) zaparkowanych gdzieś w małej wiosce, we wschodniej części kraju. Nie chcą nam uwierzyć, że jedziemy ze wschodu na zachód: według nich to niemożliwe. Cóż możemy na to odpowiedzieć…

<O:p9202

</O:p
W domowej restauracji sielską atmosferę psuje włączony telewizor. Telewizja została wprowadzona w Bhutanie dopiero w 1995 roku, ale jak na całym świecie, szybko i „skutecznie” się zadomowiła. Największą popularnością cieszą się indyjskie "opery mydlane". Do wyboru mamy jedno danie: suszoną wieprzowinę. Do naszego stolika dosiada się inżynier nadzorujący rozbudowę dróg w Kraju Smoka i odpowiadający za utrzymanie przełęczy Trumshing La przejezdnej przez cały rok. Mówi, że zimą jest to bardzo trudne. Do dyspozycji ma jeden pług śnieżny, a opady na tej wysokości potrafią być bardzo obfite. Dużym problemem są skalne osuwiska, które w tym rejonie z powodu stromych i suchych zboczy górskich, występują często.

9195

Skalę trudności ostatniego odcinka drogi prowadzącego na przełęcz doskonale oddaje znak: „Life is a jurney, complete it” (Życie jest drogą, dojedź nią do końca). Kilkusetmetrowe urwiska skalne, tuż za krawędzią 3,5 metrowej drogi, mocno pobudzają naszą wyobraźnię.

9205

9199

Przełęcz wita nas setkami kolorowych, buddyjskich flag modlitewnych.

9207

9208

Flagi są umieszczane w wyjątkowych miejscach i są wyrazem czci dla takiego miejsca. Na flagach wypisane są buddyjskie mantry kierowane do bóstw. Każdy kolor flagi ma odpowiednie znaczenie i przypisany mu żywioł: niebieski to żywioł wody symbolizujący mądrość odzwierciedlającą rzeczywistość, żółty jest związany z żywiołem ziemi i symbolizuje równość, czerwony to żywioł ognia symbol różnorodności, zielony jest związany z wiatrem i tradycją, a biały to przestrzeń obrazująca niewiedzę przekształconą w mądrość. Zwyczaj rozwieszania flag modlitewnych jest kultywowany w całych Himalajach. Zdziwieni naszą obecnością tubylcy, zapraszają nas na herbatę i ciastka. Niestety tym razem nie ma szans na rozmowę – ci Bhutańczycy nie mówią akurat po angielsku.

<O:p</O:p
Podczas jazdy do następnej przełęczy (Sheytang La) otaczająca nas roślinność zmienia się diametralnie. Nie ma ani śladu dżungli tropikalnej, którą tak się zachwycamy jeszcze tego samego dnia rano. Jedziemy przez lasy iglaste, podobne do tych, które znamy z Polski. Droga nie schodzi poniżej 2500 m n.p.m.

9206

Daleko na zboczach widać monastyry. Jest ich jeszcze więcej niż we wschodniej części kraju. Do większości nie ma dojazdu. Odwiedzamy tylko położony blisko drogi monastyr w Ura.

9196

9201

Na przełęczy zatrzymuje nas wyjątkowo hałaśliwa grupa Bhutańczyków. Budują czortem, kolejny sposób na oddanie czci wyjątkowemu miejscu lub osobie. Gestami (znowu brak angielskiego) zachęcają nas do „zrzutki” na ten święty cel. Długo namawiać nas nie trzeba. Hojnie wspomagamy lokalna tradycję.

9213

9212

9198

W Jakar, głównym miasteczku doliny Bhumtang trafiamy na kolejne tsechu (święto religijne). Uczestniczący w obchodach święta mężczyźni owinięci są w kabne, wielkie szale, których używa się tylko podczas oficjalnych uroczystości lub wizyt w dzongach. Kolory i wzornictwo szali wskazują na pozycję społeczną danej osoby. Najwięcej widać szali białych z frędzlami, które noszą zwykli obywatele. Tylko król i dże khenpo (przywódca religijny kraju) mają prawo nosić szale żółte. Mieszkańcy doliny Bhumtang cechują się niezwykłą, nawet w skali Bhutanu, religijnością. Przywiązują dużą wagę do codziennych, domowych modlitw, odwiedzin u lamów, wizyt w świątyniach, składania darów pieniężnych i ofiar na budowę obiektów sakralnych, na sztukę sakralną i flagi modlitewne.

9210

9217

9211

Miejscowa ludność jest też ciągle przywiązana do tradycyjnego kalendarza –Hunupa, używanego przez wieki w Bhutanie. Zapotrzebowanie na astrologów umiejących rozszyfrować tajniki tego kalendarza jest tak duże, że w stolicy kraju Timphu działa z powodzeniem Instytut Astrologii, którego ukończenie zajmuje, bagatela, od 7 do 12 lat. W Bhumtang wszelkie większe wydarzenia związane z życiem codziennym, począwszy od budowy i sposobu zaprojektowania domu, skończywszy na chorobach w rodzinie wymagają konsultacji astrologicznej.

<O:p</O:p
W Pięknej Dolinie (dosłowne tłumaczenie słowa Bhumtang) uważanej za religijne serce kraju udaje nam się odwiedzić tylko kilka, z kilkudziesięciu, monastyrów i gomp. Największe wrażenie robi na nas monastyr Kurjey Lakhang i Jampey Lakhang. Pierwszy z nich powstał w miejscu, w którym w VIII wieku medytował Guru Rinpoche. Jaskinia medytacyjna znajduje się teraz wewnątrz jednej z trzech świątyń, a odcisk ciała „Drugiego Buddy”, jak nazywany jest Guru Rinpoche, widać do tej pory. Kurjey Lakhang to również miejsce spoczynku trzech pierwszych bhutańskich królów.

9203

9215

9216

Jampey Lakhang to z kolei jedna z najstarszych świątyń w całym Bhutanie. Jej początki sięgają VIII wieku, a niektóre z naściennych malowideł pochodzą podobno jeszcze z tamtych czasów.

9218

9219

felkowski
13.12.2009, 13:02
Felkowski - wcale się nie ociągam, tylko po 6 miesiącach życia na łonie natury w szczęściu i zdrowiu, wystarczył miesiąc pracy w akwarium i zmogło mnie jakieś wstrętne choróbsko...Więc trochę mnie chwilowo wena opuściła...


Cel uświęca środki - ważne, że podziałało. Mogę codziennie Ci aspirynki przynosić, tylko pisz .......:D

A swoja drogą, przy tej rozdzielczości zdjęć, to jeden z tych enfildowców jak nic przypomina Patiomkina. Chyba mu bencki trza spuścić, że nic się nie przypucował .......

rambo
13.12.2009, 13:10
:drif::drif::drif::drif::drif::drif::drif::drif::d rif::drif::drif::drif:

kiub
14.12.2009, 19:37
Ja nawet nie próbuję silić się na komentowanie (jedynie czytam jako wierny fan duetu i samej wyprawy), ale zapytam tylko kiedy sprzęty dotra nad nasze piękne morze i tym samym będzie można Was zobaczyć w 3city?

czosnek
14.12.2009, 19:39
Ja z zazdrości nie czytam i nie komentuję ;)

Ola
15.12.2009, 16:55
Ja nawet nie próbuję silić się na komentowanie (jedynie czytam jako wierny fan duetu i samej wyprawy), ale zapytam tylko kiedy sprzęty dotra nad nasze piękne morze i tym samym będzie można Was zobaczyć w 3city?

Kiub!!! Ale miło Cię tu widzieć. Ze sto latsię nie widzieliśmy... Statek z naszymi Afryczkami na pokładzie ma wpłynąć do Gdyni jutro. Na razie cały czas negocjuję z urzędem celnym w Gdyni jak przeprowadzić odprawę: na miejscu,czy przekaz do Wawy.Także jeszcze żadnych konkretów i terminów nie znam.Jak tylko coś się "urodzi" dam znać.

Trzymaj się ciepło.

Wegrzyn
15.12.2009, 16:59
Kiub!!! Ale miło Cię tu widzieć. Ze sto latsię nie widzieliśmy... Statek z naszymi Afryczkami na pokładzie ma wpłynąć do Gdyni jutro. Na razie cały czas negocjuję z urzędem celnym w Gdyni jak przeprowadzić odprawę: na miejscu,czy przekaz do Wawy.Także jeszcze żadnych konkretów i terminów nie znam.Jak tylko coś się "urodzi" dam znać.

Trzymaj się ciepło.

A może trzeba było celnikom dać adres do strony waszej i naszego forum, to by się jakiś osobiście pofatygował szanowne motocykle przywieźć do domu :D

HRABIA z Krosna
15.12.2009, 22:33
Cóż można dodać, SZACUN , nawet koń na dwóch nogach wymięka...

Gajron
16.12.2009, 11:19
Dzięki za to, że chce Ci się pokazać inym kawałek pieknego świata. Super zdjęcia! Pisz dalej i nie choruj, czytamy regularnie.

Ola
17.12.2009, 13:28
Część V –DZONGI
<O:p</O:p
Bhumtang opuszczamy z poczuciem lekkiego niedosytu. To co odwiedzamy daje nam jedynie namiastkę niedostępnych części doliny. Jedziemy do Trongsa, gdzie kiedyś penlopem (lokalnym władcą) był Ugyen Wangchuck, późniejszy pierwszy król Bhutanu. Towarzyszy nam szum strumieni. W wielu miejscach pojawiają się „wodne młynki modlitwne”, działające na zasadzie młynów wodnych. Kolorowe i bogato zdobione, wyraźnie odcinają się na tle zielonego lasu. Modlitwy z takich młynków wędrują do bogów non stop, wystarczy że woda napędza łopatki.

9268 9269

Przejeżdżając przez małe wioski mijamy szkoły pełne rozkrzyczanych dzieci. Dzieciaki poubierane są w miniaturowe wersje strojów narodowych. Każda szkoła ma swój kolor. Dzieci za wszelką cenę próbują nas zatrzymać. Cierpliwie odpowiadamy na powtarzające się pytania: "what is your name" i "how are sou". Chęć praktykowania języka angielskiego, który wprowadził do szkół jako język obowiązkowy jeszcze czwarty król Bhutanu, jest ogromna.

9270

9271

W mniejszych wioskach mijamy prowizoryczne, wystawione na ulicę krosna. Tkactwo to jedno z podstawowych zajęć Bhutanek, które pracują z niezwykłą wprawą. Bhutańskie, ozdobne wyroby tkackie są słynne w całej Azji.

9272

9273

Za przełęczą Yotong La znowu zaskakuje nas zmiana otoczenia. Pojawiają się lasy mieszane. Widać już pierwsze kolory jesieni. Żadne z nas nie chce tego przyznać, ale trochę się wzruszamy – to tak jakby złota polska jesień przybyła do nas do Bhutanu.

9274

9275

9276

W Trongsa zatrzymujemy się w małym pensjonacie, w którym jak nas informuje właściciel, jeszcze nigdy nie mieszkali turyści. Aż do przesady dopytuje się, czy jesteśmy pewni, że chcemy tu zostać. Standard miejsca (jak i cena) jest inny, niż pensjonaty i hotele przeznaczone dla turystów. Podobna sytuacja powtarza się przy obiedzie. Po złożeniu zamówienia na lokalne przysmaki słyszymy: „Ale to przecież dania kuchni bhutańskiej!”. Do obiadu popijamy lokalne piwo niepasteryzowane „Druk 1100” i „Red Panda”.

9278

<O:p9277
</O:p
Dzong w Trongsa nie jest pierwszym, który odwiedzamy. Widzieliśmy już dzongi w Trashigang, Mongar i Jakar. Każde większe miasto w Bhutanie ma swój dzong, budowlę charakterystyczną tylko dla tego kraju. Dzongi, buddyjskie "klasztory – twierdze", były budowane w strategicznych lokalizacjach, według jednej koncepcji architektonicznej: pochylone, grube mury otaczały dwa dziedzińce, rozdzielone centralną wieżą. Dookoła jednego dziedzińca znajdowały się pomieszczenia administracyjne, a wokół drugiego – pomieszczenia dla mnichów. Do dziś dzongi zajmowane są zarówno przez lokalną administrację świecką, jak i władze buddyjskie. Dzongi były też miejscem narodzin narodowego języka Bhutanu dzongkha. Dzongkha to nic innego, jak „język używany w dzongach”.

9283

Wielopoziomowy dzong w Trongsa jest najbardziej złożony ze wszystkich bhutańskich dzongów. Nie dorównuje mu nawet największy w kraju, będący oficjalną siedzibą króla oraz najwyższych, świeckich i duchownych władz bhutańskich, dzong w Timphu (Tashichho).

9279

9280

Trongsa dzong To prawdziwy labirynt dziedzińców, krużganków, dormitoriów dla mnichów, lhakhangów (kaplic) i pomieszczeń administracyjnych.

9285

9284

9282

Nasza wycieczka po dzongu przypomina spacer po zaczarowanym labiryncie. Całość robi na nas ogromne wrażenie. Szczególnie spektakularne wydaje nam się położenie dzongu: kilkaset metrów nad rzeką Mangde Chhu i w bliskiej odległości od Czarnych Gór. Staramy się sobie wyobrazić tradycyjne (dziś już nieistniejące) wejście, które prowadziło przez wiszący nad doliną most. Przejście przez taki most musiało być nie lada "atrakcją".

9281

Blado przy dzongu w Trongsa wypadają najczęściej odwiedzane bhutańskie dzongi w Timphu (stolicy) i w Paro (mieście, w którym znajduje się jedyne lotnisko w kraju). Jedyny, który naszym zdaniem dorównuje mu wrażeniem estetycznym to dzong w Phunaka, ale o tym w następnym odcinku…<O:p</O:p

Izi
17.12.2009, 23:46
Ola gratulację z powodu wyprawy i szczęśliwego powrotu do domu, z motocyklami mam nadzieję też tak będzie, nie miałem czasu wcześniej na czytanie takie życie, ale Sambor mnie zachęcił i było warto, naprawdę warto :)
niezły kawał śwaita odwaliliście :):):)
pozdrawiam i do zobaczenia

Lewar
18.12.2009, 14:59
Jako że na starość robię się leniwy i dążę do doskonałości w oszczędności słowa mówionego i pisanego bo inni gadają zbyt wiele a nie zawsze mądrze, przeto na forum nie udzielam się ostatnio prawie wcale.
Tu jednako zdzierżyć nie mogę i zachwycić się muszę nad podejściem Waszym do Sztuki Podróżowania.
Bo jest wielką sztuką tak sie przygotować do podróżowania aby oczy nie prześlizgiwały się po pięknie mijanych krajobrazów, zabytków i ludzi ale aby obrazy te napotkały w umyśle na przygotowany grunt a wszystko to razem ( jak to pięknie mówią w kościele ), nas ubogaci.
A jest jeszcze piękniej jeżeli potraficie ( a potraficie ) podzielić się tymi wrażeniami z innymi w sposób interesujący, odbiegający od przewodnikowej sztampy.
Zaprawdę, powiadam, że godne to i sprawiedliwe aby nadać Wam tytuł Forumowego Podróżnika Roku.
Brawo !!!

jurek
18.12.2009, 15:51
Jako że na starość robię się leniwy i dążę do doskonałości w oszczędności słowa mówionego i pisanego bo inni gadają zbyt wiele a nie zawsze mądrze, przeto na forum nie udzielam się ostatnio prawie wcale.
Tu jednako zdzierżyć nie mogę i zachwycić się muszę nad podejściem Waszym do Sztuki Podróżowania.
Bo jest wielką sztuką tak sie przygotować do podróżowania aby oczy nie prześlizgiwały się po pięknie mijanych krajobrazów, zabytków i ludzi ale aby obrazy te napotkały w umyśle na przygotowany grunt a wszystko to razem ( jak to pięknie mówią w kościele ), nas ubogaci.
A jest jeszcze piękniej jeżeli potraficie ( a potraficie ) podzielić się tymi wrażeniami z innymi w sposób interesujący, odbiegający od przewodnikowej sztampy.
Zaprawdę, powiadam, że godne to i sprawiedliwe aby nadać Wam tytuł Forumowego Podróżnika Roku.
Brawo !!!
Bardzo, bardzo dziękujemy za te zacne słowa, krzepiące niesamowicie nasze targane po powrocie duszyczki.:)

A chciałyby one dalej na te otwarte przestrzenie ale tym razem na południową stronę naszego pięknego globu, na Pampę Argentyńską, w kierunku Patagoniiiiiiiii....i dalej.......

A że z Olką już byliśmy w tamtych rejonach tym ciężej.....

Pozdawiam

Dyr techniczny wyprawy:) - Jurek

Ola
20.12.2009, 21:20
Część VI – TRĄBA SŁONIA

<O:p</O:p
W drodze do Punakha pojawiają się pierwsze, zapełnione autobusy turystyczne. Bhutańczycy przyzwyczajeni do turystów starają się trzymać dystans. Rzadko ktoś nas zatrzymuje, czy zagaduje. To my musimy wychodzić z inicjatywą. W dolinie Phobijka, gdzie zimują rzadkie żurawie czarnoszyje, odbywa się właśnie lokalne tsechu (festiwal). Dla nas to kolejna (niespodziewana) okazja na podpatrzenie lokalnych zwyczajów. Pędzimy do gompy w Gangtey. Krążąc między samochodami, wozami konnymi, mnichami i odświętnie ubranymi ludźmi dojeżdżamy pod samo wejście. Zostawiamy motocykle z całym dobytkiem (Bhutan to bardzo bezpieczny kraj, a kradzieże prawie tu nie istnieją) i idziemy za kolorowym tłumem. Dziedziniec jest szczelnie zapchany.

9349

9363

9347

9364 9352

Wszyscy wpatrzeni są w odgrywane przez poprzebieranych w maski aktorów przedstawienie. Sądząc po reakcji zgromadzonych, nie wyłączając licznie zgromadzonych mnichów, to bardzo śmieszna komedia.

9350

9351

9365

Nie rozumiemy symboliki masek, ale gesty aktorów są wymowne i odwołują się do podstawowych ludzkich emocji. Śmiejemy się także i my. Nikt nie zwraca na nas uwagi. Po pewnym czasie czujemy się jak cząstka rozbawionego tłumu.

9345

Do Punakha, starej stolicy Bhutanu dojeżdżamy dopiero wieczorem. XIV wieczny dzong w Phunaka jest drugim najstarszym w Bhutanie. Jeszcze do lat 50-tych był siedzibą rządu.

9353

Dzong położony jest w miejscu, w którym łączą się rzeki Mo Chu (Rzeka Matka) i Po Chu (Rzeka Ojciec), i z trzech stron jest otoczony wodą.

9354

9355

Dowiadujemy się od strażnika dzongu, że jego wybudowanie przepowiedział już w VIII wieku Drogocenny Mistrz (czyli Guru Rinpoche). Miał on podobno powiedzieć: „człowiek o imieniu Namgyal przybędzie na wzgórze podobne do słonia, gdzie wybuduje świątynię”. Za koniec trąby owego słonia uznano miejsce zbiegu rzek Mo Chu i Po Chu (trzeba mieć bardzo bujną wyobraźnię żeby dostrzec to podobieństwo). Rzeki opływające dzong rzucają na nas prawdziwy urok. Brzegi ich krystalicznie czystych wód, tworzą idealne miejsce na biwak. Zaopatrzeni w bhutańskie przysmaki jedziemy kilka kilometrów w górę Rzeki Matki, gdzie w małym lesie rozstawiamy namiot. Wieczorem rozpalamy ognisko. Tuz obok nas szumi woda. Nad nami jak rozszalałe świecą gwiazdy. Odwiedzają nas zaciekawione nowymi przybyszami dzieci. Razem siedzimy w milczeniu, podjadając lokalne przysmaki. Jest bajkowo.

9356

<O:p9357</O:p

Wyremontowaną drogę na odcinku Phunaka - Timphu można już określić mianem „europejskiej”. Jest szeroka i bardzo komfortowa. Jadąc nią zapominamy, że znajdujemy się w egzotycznym Bhutanie. O bhutańskiej kulturze przypomina jedynie pomnik na przełęczy Dochu La (3140 m npm), upamiętniający poległych w walce z partyzantką assamską.

9358

9359

Duża elektrownia wodna wybudowana w okolicach Timphu i rozbudowująca się w szalonym tempie stolica pozbawiają całą dolinę uroku charakterystycznego dla innych części kraju. Timphu wygląda jak nowoczesne miasto, otoczone placem budowy. Napotykamy pierwszą sygnalizację świetlną. W wielu miejscach widać krzykliwe neony dyskotek. W kawiarniach można kupić upieczone w europejskim stylu ciastka (podobno najlepiej rokujący kucharze są wysyłani na koszt państwa na studia do Europy). Trudno dostrzec w Timphu ducha Bhutanu. My go znaleźliśmy jedynie na weekendowym targu warzywnym, na który co tydzień przybywają mieszkańcy wiosek porozrzucanych po dolinie. Prości w zachowaniu i „bhutańsko uśmiechnięci” wieśniacy nie próbują zachowywać się, ani tym bardziej ubierać na modłę zachodnią. Wcale tego nie chcą nie potrzebują. Przy nich robiące w jeansach zakupy młode Bhutanki wyglądają jak nie na miejscu.

9360

9361

9362

Drugim miejscem w Timhpu, które nie zatraciło magii jest stadion narodowy. O poranku przychodzą tu dziesiątki Bhutańczyków oddać się ukochanej, narodowej rozrywce – łucznictwu. Ubrani w gho mężczyźni wyglądają na bardzo przejętych współzawodnictwem, choć to tylko spotkania towarzyskie. Ktoś proponuje nam próbę zmierzenia się z łukiem i tarczą. Bhutańczycy są wybornymi łucznikami, do tarczy trafiają z kilkuset metrów. Dla nich łucznictwo jest naturalne, "wyssane z mlekiem matki". Nie chcą nam wierzyć, kiedy mówimy, że nigdy nie mieliśmy łuku w ręku...

LukaSS
20.12.2009, 23:21
Pięknie, kolorowo... :) Ola poproszę o więcej :)

wieczny
20.12.2009, 23:22
:lukacz:

Zoltan
21.12.2009, 02:22
i co z tym łukiem i tarczą? Próbowaliście ?

Marcin SF
21.12.2009, 08:42
Pięknie się czyta i niesamowicie się ogląda.

Jak dla mnie wyprawa roku!

wieczny
21.12.2009, 09:21
Po prostu inna liga.

Ola
23.12.2009, 22:01
Część VII - W POGONI ZA TYGRYSEM

<O:p</O:p
Żółto – czerwone połacie czerwonego ryżu pokrywają większą część doliny Paro.

9411

9419

Nawet lotnisko, składające się z jednego krótkiego pasa startowego i wieży kontrolnej, wybudowanej architektury tradycyjnym stylu, jest otoczone polem ryżowym. Przed wieżą kontrolną stoi nowy samolot jedynych bhutańskich linii Druk Air (Smocze Linie). Chcemy porobić trochę zdjęć takiego kulturowego eklektyzmu, ale czujni strażnicy nas przeganiają. Nieco zawiedzeni, jedziemy dalej w głąb doliny, w stronę „Tygrysiego Gniazda” (klasztoru Takstang).

9410

Klasztor Takstang, wizytówka Bhutanu, położony na wysokości 3070 metrów jest „przyklejony” do 1300 metrowej skalnej ściany. Wygląda jakby igrał z prawem ciążenia i grał na nosie porywistym na tych wysokościach podmuchach wiatru.

9412

9414

Legenda głosi, że w VIII wieku Guru Rinpoche przyleciał tu w na grzbiecie tygrysicy, by medytować w małej jaskini i ujarzmić rozprzestrzenione w okolicy negatywne moce. Dotrzeć do klasztoru można tylko pieszo, a mozolna wspinaczka trwa około 3 godzin. Mniej wysportowani mogą skorzystać z opcji „osiołkowo - konnej”. Wchodząc stromą i wąską ścieżką słyszymy co pewien czas krzyki wystraszonych „białych jeźdźców”, kiedy ich rumaki zbliżają się do krawędzi urwiska. W „Tyrysim Gnieździe” panuje spory tłok. Turyści mieszają się z bhutańskimi pielgrzymami, którzy codziennie licznie przybywają do tego świętego miejsca. Na podejściu minęliśmy wiele bhutańskich rodzin zaopatrzonych w termosy i jedzenie, dla których wspinaczka w klapkach, i z bagażem wydaje się nie stanowić żadnej trudności.

9413

Po powrocie na leśny parking czeka na nas niespodzianka. Nasze motocykle są „wypucowane na błysk”, a na dodatek na każdym leży kwiatek. Rozglądamy się zmieszani dookoła i widzimy zadowolone twarze kierowców turystycznych jeepów: „chcieliśmy Wam zrobić przyjemność, jeszcze nigdy u nas takich motocykli nie było”, słyszymy ich płynny angielski.

9415

Przed jakością drogi łączącej Paro z Phuntsoling, miastem granicznym z Indiami, przestrzega nas wiele osób. Jak nie musicie, to tamtędy nie jedźcie” – mówią. My jednak jechać musimy. To jedyna droga, którą w tej części kraju możemy wydostać się do Indii.

9416

9417

Ruch turystyczny zamiera. Poza nami uczestnikami ruchu są lokalne autobusy wiozące Bhutańczyków do przygranicznego Phuentsoling, gdzie po indyjskiej stronie zwanej Jaiagon można zrobić tanie zakupy. Pasażerowie pozdrawiają nas serdecznie, wystawiając kciuki do góry, jakby chcieli nam w ten sposób życzyć powodzenia. W tej części kraju nie ma wielu zabytków, więc nie jest ona interesująca dla turystów. Do tej pory remont starej drogi do Indii nie był najwyraźniej priorytetem władz bhutańskich. Na razie jakość drogi pozostawia wiele do życzenia, ale w niedługim czasie ma się to zmienić. Już trwają prace, które dla nas są utrapieniem. Musimy przedzierać się przez błoto. Brązowa maź unosząca się spod kół naszych motocykli przylepia nam się do twarzy: kolorem skóry powoli upodabniamy się do Bhutańczyków. Droga jest kręta i otulona przez mgłę.

9409

Niewiele widać. Pada deszcz. Kierowcy ciężarówek i innych pojazdów nie czują potrzeby włączenia świateł mijania. Kilka razy udaje nam się dostrzec nadjeżdżającą prosto na nas ciężarówkę w ostatniej chwili. Wiemy, że droga jest zawieszona nad kilkusetmetrowymi urwiskami, ale przez mgłę nie możemy ich zobaczyć. Może to i lepiej. Mgła znika dopiero w Phuntsoling, które jest położone w dolinie. Przejście graniczne jest czystą formalnością, a dla mieszkańców Bhutanu i Indii fikcją. Przechodzą oni swobodne przez wiecznie otwartą, prowizoryczną bramę. Żegnamy się z Południowym Krajem Czerwonego Cyprysu, spokojem i tradycją. Indie witają nas charakterystycznym gwarem, ulicznym chaosem, bałaganem i biedą. Witamy w innym świecie.

9418

KONIEC OPOWIEŚCI O PODNIEBNYM KRÓLESTWIE

ŻYCZĘ WSZYSTKIM WESOŁYCH ŚWIĄT

Zoltan
26.12.2009, 01:20
Ale chyba nie koniec relacji !! Na takie coś się nie zgadzam !!

Czy rozjeżdżanie słomy/trzciny/czegoś przez samochody to jakiś sposób jej obróbki ?

lena
26.12.2009, 12:03
Ola, piękne zdjęcia i relacja. Gratulacje dla Ciebie i Jurka!

Ola
29.12.2009, 10:41
i co z tym łukiem i tarczą? Próbowaliście ?

Niestety nie strzelaliśmy. Jakoś żeśmy się nie odważyli patrząc na te wszystkie celne "10". Z resztą ja i tak nie mogłam - to męski sport. Kobiety tylko dopingują. Do tego stopnia męski, że podobno przed najważniejszymi turniejami, kobiety "zamykają swoje sypialnie", tak żeby Panowie noc przed turniejem mogli się "w samotności i sumieniu wyciszyć". Inaczej pech gwarantowany :)

Ale chyba nie koniec relacji !! Na takie coś się nie zgadzam !!

Czy rozjeżdżanie słomy/trzciny/czegoś przez samochody to jakiś sposób jej obróbki ?

Na razie przerwa o czasie nieokreślonym... To rozjeżdżanie zboża to ich lokalny sposób na młóckę (chyba tak to się mówi): skutecznie i bez wysiłku. Szkoda tylko, że często takie niespodzianki szykowane są na zakrętach...

Pozdrawiam

Ola
30.12.2009, 17:59
Dziś nasze Afryki przyjechały do Warszawy. W ciepłym garażu czekają na należne im po całej podróży "zabiegi kosmetyczne". Nam się łezka w oku zakręciła – to oficjalny koniec naszych tegorocznych wojaży po Azji. Przyszły pierwsze refleksje, takie już na sucho bez ferworu i emocji towarzyszących każdemu wyjazdowi. Czas na krótki "rachunek sumienia" i podziękowania. Chcieliśmy to zrobić jeszcze w tym roku… Do powodzenia i ostatecznego kształtu naszej wyprawy przyczyniło się wiele osób, z których kilka znajduje się oczywiście na naszym forum…

<O:p</O:p
RÓŻNE OBLICZA TURCJI
<O:p</O:p
Ponad 3 tys. kilometrów po centralnej, północnej i północno – wschodniej Turcji daje nam choć minimalny przekrój różnych obliczy tego kraju. Mamy okazję odwiedzić zarówno najważniejsze meczety, szkoły koraniczne (dzięki życzliwym nam młodym Turkom), jak i pobuszować po mało znanych zakątkach Kapadocji. Udaje nam się, przyjrzeć życiu Turków nad Morzem Czarnym oraz zjeść obiad z pasterzami w dzikich górach Kackar. Prowadzimy ciekawe dysputy z duchownymi w zawieszonym na skale klasztorze Sumela. Na północy kraju walczymy ze śniegiem na gruntowych drogach łańcucha górskiego Dogu Karadeniz. Na własnej skórze przekonujemy się, co tak naprawdę łączy wszystkich Turków: to nieporównywalna nawet do polskiej gościnność i życzliwość dla przybyszy z innych krajów. Najlepszym przykładem jest niespodzianka, jaką szykują nam zwykli kierowcy taksówek w jednym z małych miasteczek północnej Turcji. W nocy nie dość, że mają baczenie na nasze motocykle, to jeszcze nam je pucują na błysk (co po jeździe po górskich błotach nie jest ani zadaniem łatwym, ani przyjemnym), ozdabiają kwiatami, a rano witają nas wyśmienitą turecką herbatą. Ja jestem oczarowana Turcją i różnorodnością tego kraju.

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla Rambo i Justyny, dzięki którym pierwsze dwa tygodnie podróży były naprawdę cudowne, barwne i wesołe. Dzięki za towarzystwo i miłe pogawędki. Dzięki też za pomoc przy organizowaniu map do GPSa i przy innych technicznych szczegółach, o których nie będę się rozpisywać (bo się na tym nie znam…) – jesteś mistrzem!:)

<O:p>9468</O:p>
<O:p</O:p

<O:p>9469</O:p>
<O:p</O:p

WIELKIE SERCA W SUROWEJ RZECZYWISTOŚCI - GRUZJA, ARMENIA, GÓRSKI KARABACH
<O:p</O:p
Gruzja, Armenia i Górski Karbach to przede wszystkim wspaniałe góry. Dla nas to coraz trudniejsza jazda terenowa. Staramy się omijać główne szlaki i obejrzeć jak najwięcej ciekawostek, jakie oferują te kraje. Bogata kultura, liczne stare kościółki, często położone w odizolowanych, trudno dostępnych miejscach, skalne miasta (Wardzia w Gruzji) są dla nas miłym zaskoczeniem. Gościnność Gruzinów i Ormian nie ustępuje tureckiej. W Gruzji kilka razy przypadkowo spotkani ludzie zapraszają nas do swoich domów na posiłki i nocleg. Możemy zobaczyć życie gruzińskiej prowincji od podszewki. Domowe ogródki, w których najczęściej odbywają się gruzińskie „obiady – uczty” są pełne świeżych warzyw. Jak twierdzą Gruzini, nigdy nie kupują warzyw, tylko jedzą to, co sami wyhodują. U rodziny byłego mistrza Gruzji w boksie (którego poznajemy w klasztorze Ikalto) uczymy się w tradycyjny sposób wypiekać chleb. Siostry i mama Mindii (boksera – mistrza) demonstrują nam tradycyjne gruzińskie tańce, a Mindia prezentuje swój bokserski trening. Ormianie godzinami opowiadają nam o burzliwej historii swego kraju. Wykazują się przy tym niezwykłą wiedzą historyczną obejmującą znacznie szersze połacie globu niż tylko Armenia. Spotkani gdzieś w górach motocykliści, a jest ich w Armenii jedynie około 50 od razu biorą nas „pod swoje skrzydła”. Wspólnie z nimi poznajemy tajniki kuchni ormiańskiej, jak i górskie drogi do zaskakującej w tej części świata świątyni Garni (wygląda jak żywcem przeniesiona z Grecji) i monastyru Geghard. Udzielają nam wielu rad, na co zwrócić uwagę w tym kraju, który już w III wieku przyjął chrześcijaństwo. Ilość prastarych monastyrów, do tej pory zachowanych w świetnym stanie jest nieprawdopodobna. Dzięki „naszym motocyklistom” (pomagają nam załatwić wszystkie papiery) decydujemy się na podróż do ciągle odizolowanego od świata Górskiego Karabachu. Okazuje się, że ludzie zamieszkujący ten przepiękny region, choć bardzo biedni i doświadczeni przez wojnę z Azerbejdżanem mają ciągle niezwyciężonego ducha i wielkie, wielkie serca. Jadąc między wrakami czołgów porzuconych 20 lat temu na piaszczystych drogach Górskiego Karabachu i lawirując między ruinami ostrzelanych domów przekonujemy się, co naprawdę znaczy ludzka życzliwość. W okolicach Dadivank (przy samej granicy z Azerbejdżanem) ludzie, którzy nie mają nic, mieszkają w lepiankach w strasznych warunkach nie chcą nawet słyszczeć, że nie zatrzymamy się u nich na kawę. Mimo, że sami niewiele mają, dzielą się z nami czym mogą. Ojciec Grigori opiekujący się monastyrem w Gandzasar „przygarnia nas” na nocleg. O historii Polski i całego regionu wie więcej niż niejeden Polak. Dzięki niemu dowiadujemy się jak naprawdę przebiegały w latach 90-tych działania wojenne w tym regionie (był kapelanem wojskowym).

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla Felkowskiego, Elutki i Kiuba za niezwykłą życzliwość, pozytywną energię i serce jakie nam (i nie tylko nam) zawsze okazują. Dzięki Wam nie tracę nadziei w "pozytywną stronę człowieka". Dziękuję także Samborowi za otwarcie mi oczy na Armenię "zawczasu".:)

<O:p</O:p
9470


9471


9472

MISTRZOWIE GOŚCINNOŚCI I … PIKNIKOWANIA - IRAN
Z Armenii wjeżdżamy do „paszczy lwa i siedliska terroryzmu”, jak określają Iran zachodnie media. Od razu na mojej głowie pojawia się chusta (nawet pod kaskiem), a schodząc z motocykla zawsze zakładam „manto” (płaszczyk zakrywający "siedzenie"). Uważam, że należy szanować lokalne zwyczaje. Irańczycy odnoszą się do nas niezwykle przyjaźnie. Pomimo, że kobiety – Iranki nie mogą same prowadzić motocykli i wzbudzam zazwyczaj spore poruszenie i zdziwienie wśród tłumu, nikt nie robi mi z tego powodu żadnych, nawet najmniejszych problemów. Irańczycy są ciekawi świata i bardzo obawiają się o swój wizerunek, jaki „gwarantują” im zachodnie media. Przeciętny Irańczyk nie jest natarczywy i nie ma w nim cech „fanatyka”. Po całym Iranie (z północy do Zatoki Perskiej i potem z powrotem na północny – wschód) podróżujemy z dwójką Irańczyków. Są naszymi pasażerami. Dzięki nim poznajemy ten kraj naprawdę od podszewki. Śpimy i jemy posiłki zawsze u rodziny naszych podróżnych lub ich przyjaciół (rodziny irańskie są ogromne i zazwyczaj ma się jakiś krewnych w całym kraju). Odwiedzamy rzadko odwiedzane wyspy położone w Zatoce Perskiej. Wspólnie "zdychamy" z powodu pustynnych upałów. Nawet w turystycznych miejscach takich jak np. Esfachan udaje nam się dotrzeć do nieodwiedzanych przez obcokrajowców zakamarków. To dzięki samym Irańczykom, którzy najczęściej ofiarują nam swój czas i wiedzę na temat danego miejsca i godzinami oprowadzają nas po swoich miastach. Całą sielankę psują nieco wydarzenia związane z wyborami prezydenckimi. Okazuje się, że „prawda” i „prawda medialna” są cały czas w Iranie bardzo od siebie oddalone...

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla Parysa, za zaofiarowanie nam gościny w "iście irańskim stylu". Dzięki za miły wieczór. Szkoda, że nie udało się do Iranu wyruszyć razem.:)

<O:p</O:p
<O:p> 9473</O:p>

<O:p>9474</O:p>

<O:p>9475</O:p>

<O:p>9476</O:p>

STANY - TURKMENISTAN, UZBEKISTAN, TADŻYKISTAN i KIRGISTAN
<O:p</O:p
Turkmenistan to zwycięska walka z biurokracją. Niestety mamy tylko wizy tranzytowe i nie możemy w tym przedziwnym kraju zostać na dłużej. Ciągnące się setkami kilometrów pustynie kontrastują z barwnymi strojami narodowymi noszonymi na codzień przez kobiety. Turkmenistan zapamiętamy jako kraj przepysznych szaszłyków, grzecznych, choć zdystansowanych ludzi i wbrew obiegowej opinii przyjaznych urzędników i policji. Jedwabne miasta Uzbekistanu urzekają nas swoją architekturą. Godzinami krążymy po zakamarkach starówek w Bucharze i Samarkandzie. Zmysły estetyczne możemy nasycić do woli, choć z motocyklowego punktu widzenia nie jest to wymarzony kraj: drogi są w większości płaskie i asfaltowe. Sytuacja się zmienia zaraz za granicą tadżycką. Pierwszy off-road zaczynamy już w przygranicznych górach Fan. Przez następne prawie 3 miesiące będziemy się poruszać tylko po wysokogórskich drogach szutrowych i gruntowych. Przyzwyczajamy się do dużych wysokości (4.000 m n.p.m. więcej) i niskich temperatur. Tadżykistan okazuje się całkiem różnorodny, choć najbardziej magicznym i dla nas najpiękniejszym miejscem w kraju jest Korytarz Wakhański. Jadąc wzdłuż tej, wydawałoby się, zapomnianej przez Boga i ludzi doliny podpatrujemy ukradkiem życie po afgańskiej stronie granicy. Podziwiamy też majestatyczne szczyty Hindu Kush. Tadżycy z Korytarza Wakhańskiego, w większości Ismailici opowiadają nam o tym odłamie Islamu. Ludzie z małych wiosek, które mijamy na trasie pokazują nam ruiny fortów i twierdz z czasów Jedwabnego Szlaku. Obolałe kości moczymy w lokalnych gorących źródłach. Po Korytarzu Wakhańskim Pamir Highway wydaje się dziecinnie prosty. Decydujemy się na kilka małych wypadów w boczne doliny. Nad Rang Kul dopada nas pierwszy śnieg, który kilka dni później zasypuje nas na granicy tadżycko – kirgiskiej. Odcinek 13 km między tadżyckim a kirgiskim granicznym punktem kontrolnym pokonujemy przez zaspy w czasie 3 godzin! W Kirgistanie pogoda nas nie oszczędza. Często pada śnieg, grad albo deszcz. Z niektórych przejazdów przez Tien Shan musimy zrezygnować – przełęcze są kompletnie zasypane. Przez kilka dni spędzonych w bazie alpinistycznej pod Peakiem Lenina widzimy kolejne, zrezygnowane, wracające z wyższych baz ekipy, które ze względu na pogodę nie mogą podchodzić do ataku szczytowego. Nie ma jednak tego złego.... Nad jeziorem Song Kul spędzamy dobrych kilka dni z Kirgizami. Żyjemy z nomadami i jemy to, co oni, (choć na początku z pewnymi oporami). Przełęcz graniczna z chińskim regionem Xinjiang wita nas na szczęście słońcem.

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla, co chyba nikogo w tym przypadku nie dziwi, Sambora. Bardzo dziękuję, że mimo "pobłażliwego" podejścia do całego naszego zamieszania chciało Ci się podzielić z nami swoją ogromną wiedzą o Stanach. Dzięki Twoim wskazówkom mieliśmy okazję zwiedzić niezapomniane miejsca i choć trochę poznać życie nomadów. :)

<O:p>9477</O:p>

<O:p>9478</O:p>

<O:p>9479</O:p>

<O:p>9480</O:p>

<O:p>9481</O:p>
</O:p

NA DACHU ŚWIATA - XINJIANG, AKSAI QUIN, TYBET
<O:p</O:p
Wjazd do Chin wisiał na włosku. W Urumqi, stolicy Xinjiang, wybuchają największe od kilkudziesięciu lat zamieszki. Władze chińskie w całej prowincji wprowadzają stan wyjątkowy. Dla obcokrajowców oznacza to zazwyczaj zamknięcie granic prowincji (tak jak było w zeszłym roku z Tybetem). Nasze półroczne batalie z administracją chińską mogły pójść na marne... Ale nie poszły. Po bardzo dla nas nerwowym i wyczerpującym fizycznie dniu udaje nam się szczęśliwie wjechać do Xinjiangu. Przez kilka dni regenerujemy siły w Kashgarze. Poznajemy kulturę ujgurską, o wiele bliższą Kirgistanowi niż Chinom. Z zapasem nowych sił ruszamy na tzw. Xinjiang – Tibet Highway. Przed nami 2700 km bezdroży, 5 przełęczy o wysokościach powyżej 5.000 m n.p.m (tych 4.000 m n.p.m. nawet nie liczymy), piach, rzeki i brody (oczywiście bez mostów) oraz nieprzyjazna, skrajana pogoda. Jest to jednocześnie jeden z najpiękniejszych kawałków na naszej trasie: cały czas nietknięty cywilizacją, gdzie ludzie żyją tak samo jak setki lat temu. Droga w większości jest zła albo bardzo zła. Poza nami jedynymi pojazdami są wojskowe chińskie ciężarówki (czasem dostawcze ciężarówki). Przez przeładowane giganty na drodze tworzą się koszmarne koleiny. Często jedziemy po terenie, obok drogi, bo po potwornej tarce nie da się jechać. Tajemniczy region Aksai Quin, gdzie prawie przez 3 dni non stop jedziemy powyżej 5000 m n.p.m. wita nas deszczem i śniegiem. Przecież tu prawie nigdy nie pada! Noclegi na 5.200 m n.p.m. nie dają szans na odpoczynek. Jesteśmy coraz bardziej zmęczeni (motocykle też), ale musimy jechać dalej. Mijane przez nas wioski Tybetu Zachodniego mają charakter raczej depresyjny. Większość składa się z kilku brudnych, prymitywnych lepianek, sfory bezpańskich psów i obowiązkowo chińskiej bazy wojskowej (jedyne miejsca w całym Tybecie Zachodnim, do których doprowadzony jest prąd). Widać tu wyraźnie demonstrację sił. Z duchowości Tybetu i tysięcy klasztorów pozostało niewiele. Mimo, że to właśnie w Tybecie Zachodnim było najwięcej klasztorów buddyjskich, po rewolucji kulturalnej nie został ani jeden...Perełką kulturową na trasie jest Królestwo Guge, do którego dojazd kilka razy wywołuje we mnie stan rozpaczy i rezygnacji. Czuję się jak na Paryż – Dakar poprowadzonym na 5000 m n.p.m. Piach i serpentyny na tych wysokościach dają się mocno we znaki naszym motocyklom. Ruiny Królestwa Guge o zachodzie słońca rekompensują jednak wszystkie trudy podróży. Na koniec 2700 km off-roadu czeka nas całodniowy przejazd po korycie rzeki – droga jest właśnie budowana gdzieś na zboczach doliny, ale nie można jeszcze na nią wjeżdżać. Mijamy zakopane w błotnistym dnie rzeki ciężarówki. Nam się udaje przejechać. Ubłoceni jak nieziemskie stworzenia wjeżdżamy na asfaltową tzw. Friendship Highway łączącą Lhasę z Nepalem. Tybet Centralny to już „pełna cywilizacja”. Jest asfalt, jest prąd i jest... dużo Chińczyków. Lhasa, symbol Tybetu jest dziś bardziej chińska niż tybetańska. Po odwiedzeniu kilkunastu klasztorów buddyjskich jedziemy do Nepalu. Droga nie sprawia nam na tym odcinku żadnych trudności. Przełęczy po 4000 m n.p.m. prawie nie zauważamy. Przed samą granicą w Zhangmu krajobraz zmienia się radykalnie. Za jednym z zakrętów z suchego Tybetu wjeżdżamy w tropikalną dżunglę. Wrażenie jest piorunujące.

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla Ucka i Konika, za cierpliwość, dobre rady i "pokrzykiwania" na treningach enduro. Dzięki Wam i wielu godzinach wspólnej ciężkiej pracy mogliśmy przejechać cało takie drogi jakie zastaliśmy w Tybecie. Podziękowania też dla Bonjoura za solidne Pancerniki, które przetrwały wszystkie moje wywrotki, których przez 6 miesięcy było trochę…:)

<O:p</O:p
9482

9483

9484

9485

9486

9487

9488

NEPAL TO NIE TYLKO GÓRY
<O:p</O:p
Granica chińsko – nepalska to dobra lekcja nauki cierpliwości... Po chińskiej stronie niby wszyscy są mili, ale zawsze brakuje jakiegoś papierka. Po 8 godzinach udaje nam się wyjechać z Chin. Nepalska część nepalska to buła z masłem. W Himalajach w Nepalu czujemy się jak w domu. Byliśmy tu 3 lata wcześniej, tylko nie na motocyklach. Teraz podziwiamy wszystko z siodła. Pomimo, że wysokości nie są tu duże, poważnym utrudnieniem na drogach są częste osuwy ziemi. Kilkanaście razy walczymy z takimi błotno-kamienistymi osuwiskami. Część południowa Nepalu – Terai jest dla nas nowością. Znamy ten kraj tylko z perspektywy Doliny Khatmandu i gór, ale jak się okazuje Nepal to nie tylko góry. Jadąc na zachodni kraniec Nepalu kilka razy zaszywamy się w dżunglę. Poznajemy „uroki” monsunu. Rzeki, określane przez tubylców jako strumyki po kilku dniach intensywnych opadów zmieniają się w wartkie rzeki o szerokości około 200 metrów. Przeprawa przez takie „rzeczyska” jest kilka razy nie lada problemem. W dżungli grzęźniemy w prawdziwym błocie. Zmiana o 180% w stosunku do tybetańskich piachów. Kilkanaście dni spędzamy w bambusowych wioskach razem z członkami plemienia Taru, zamieszkującego południowy Tybet. Czujemy się nie jak w Azji Centralnej, ale gdzieś w tropikalnych dżunglach Azji Południowo – Wschodniej.

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla DrSpławika za ciągłe utrzymywanie w świadomości zwracania uwagi na "piękno tego świata" w wydaniu kobiecym. Nepal to kraj dla Ciebie...:)

<O:p</O:p
9489

9490

9491

CAŁY ŚWIAT W JEDNYM KRAJU - INDIE
<O:p</O:p
Indie to cały świat w jednym kraju. Przytłaczają różnorodnością, ilością dźwięków, zapachów, religii i ludzi. Z punktu widzenia motocyklisty bywają niezwykle męczące. Musimy mieć non stop oczy dookoła głowy. Ruch drogowy przypomina prawo dżungli. Pierwsze dni w Indiach, w nizinnej części regionu Uttarkhand są wyjątkowo upalne. Uczestniczymy w ablucjach w świętej rzece Ganges w Haridwar, po czym jak najszybciej uciekamy w góry. Wykuta w skale droga przez Kinnaur Valley wzbudza w nas dreszczyk emocji. Droga jest wąska, a przepaście do dna doliny mają po kilkaset metrów. Cały czas musimy uważać na pędzące ciężarówki TATA. Nie ma wątpliwości, że to właśnie one, niezależnie od przepisów zawsze mają pierwszeństwo. Wracamy w Himalaje wysokie. Doliny Spiti i Lahaul są pełne buddyjskich klasztorów. Jest tu ich na pewno więcej niż w Tybecie. Dzięki liberalnej polityce religijnej, klasztory mogą się rozwijać bez żadnych ograniczeń. Pokonujemy kolejne dla nas, ale pierwsze w Indiach 4000 i 5000 tysięczne przełęcze. Na przełęczy Lalung La pada śnieg. Nie ma czasu na podziwianie widoków. Droga szybko zamarza. Nam się udaje przejechać, ale przez następne kilka dni przełęcz jest zamknięta dla ruchu. Uważana za najwyższą przejezdną przełęcz świata – Khardung La, łatwo nie daje się zdobyć. Przez kilka dni jest skuta lodem i przy każdej próbie zdobycia przełęczy jesteśmy odprawieni z kwitkiem na punkcie kontrolnym w dolinie. Ruszamy nad jezioro Pangong Tso, położone w przygranicznej strefie zmilitaryzowanej. Widzieliśmy już to 100 km jezioro od strony chińskiej, teraz chcemy zobaczyć perspektywę indyjską. Po mozolnej wspinaczce na Chang La i przekroczeniu całkiem pokaźnej rzeki polodowcowej, stajemy nad brzegiem jeziora. Wydaje się nam jeszcze piękniejsze niż ostatnim razem w Chinach! Bocznym szlakiem (określanym jako „nieprzejezdny”, co okazuje się nieprawdą) przejeżdżamy do bajkowej Doliny Nubra. Mijamy wiele ukrytych w skałach, nieodwiedzanych przez przybyszów z zewnątrz klasztorów buddyjskich. Kolejny raz atakujemy Khardung La, tym razem od strony północnej. Przełęcz jest tym razem łaskawa i udaje nam się ją zdobyć. Szczęśliwi krążymy po licznych klasztorach buddyjskich w okolicach Leh i między Leh a Kargil. Potem na kilka dni „gubimy się” w odosobnionych Dolinach Suru i Spiti. Mamy okazję wziąć udział w lekcji angielskiego małych mniszek – jako nauczyciele oczywiście J. Przez przełęcz Zoji La docieramy do opustoszałego Srinagaru. Pięknie tu. Po mieszkańcach widać tęsknotę za świetnymi czasami tego regionu, kiedy nie był jeszcze uważany za „kolebkę terroryzmu”. Ilość zgromadzonych w regionie wojsk indyjskich bardzo nas zaskakuje. Takich ilości uzbrojonych po zęby żołnierzy nie widzieliśmy nawet w Tybecie. Check postów jest więcej niż gdziekolwiek wcześniej. Na pewien czas żegnamy Himalaje i zmieniamy zupełnie otaczającą nas kulturę. Nizinne Indie nieuchronnie oznaczają tłum na drogach (i wszędzie), upał, zwierzęta kręcące się bezkarnie nawet na nielicznych „autostradach”. Zgiełk nie psuje wyjątkowej atmosfery w świętej Świątyni Sikhów w Amritsarze. Śpimy tam w dormitorium dla pielgrzymów i jemy razem z nimi w perfekcyjnie zorganizowanej stołówce. Motocykle stoją na honorowym miejscu na patio dormitorium i w nocy są otoczone setkami śpiących na ziemi pielgrzymów. Delhi i Agra nie robią na nas specjalnego wrażenia. Nie zatrzymujemy się tam na dłużej. Po kilku dniach pędzimy po drogach Assamu. Z każdej strony otaczają nas plantacje herbaty. W Gauwahati trafiamy na lokalną puję (święto). Śpiewom i modłom przy licznych, ulicznych ołtarzykach Bogini Kalii nie ma końca. Podobny, plemienny, charakter ma Bengal Zachodni, ostatni odwiedzony przez nas region Indii.

<O:p</O:p
:)Podziękowania dla Podosa za przyjemna i pouczająca lekcję o Ladakhu, walce z wysokościami i skutecznie przeprowadzoną "akcję dynojet".:)

<O:p</O:p
9492

9493

9494

9495

9496

Na końcu był Bhutan, który już znacie. Tu podziękowania dla Chomika. Jakiś czas po Twojej wyprawie napisałeś.

Orzel wyladowal....jestesmy w Polsce dzis przylecielismy o 16:30 (Chinski nasz odebral..dzieki.).... 14 godzin w samolocie i wrocilismy do punktu wyjscia
Bike wyslane woda bo taniej beda w Gdyni za 4 tygodnie.Cape Town oczywiscie zdobyte i przyladek Igielny i Dobrej Nadzieji i Cape Point i klub ze striptizem "Teazar" w Cape Town tysz Przygotuje jakisopis z ostanich dni bo niestety zawiodla technika i na nasz blog nie trafilo 6 ostatnich relacji

P.S.I dla tych co watpili ze nie damy rady... Ch.. Wam w d...


Dzięki za utwierdzenie mnie w świadomości, że trzeba być upartym i dążyć do postawionego przez siebie celu, mimo wszystkich przeciwności (w tym ludzkich).

<O:p</O:p
JEDNAK TAK NAPRAWDĘ WYPRAWA ZACZĘŁA SIĘ DUŻO PRZED 1 MAJA - UPÓR OSŁA
<O:p</O:p
Tak naprawdę wyprawa zaczyna się na długo przed samym wyjazdem - przygotowujemy się do niej ponad rok. Jak na zgraną, dobrze funkcjonującą drużynę przystało dzielimy między siebie pracę. Jurek jest odpowiedzialny za techniczne przygotowanie motocykli oraz zgromadzenie wszystkich niezbędnych części zapasowych, jakie mogą nam się przydać na 31.000 km trasie. Moją rolą jest przygotowanie trasy oraz zorganizowanie wyprawy od strony formalno-logistyczno - papierowej. Przygotowanie trasy, tak żeby była jak najbardziej atrakcyjna ze względów kulturowych i widokowych i jednocześnie możliwa do zrealizowania zajmuje mi pół roku. Przez kolejne pół roku, z uporem osła walczę z biurokracją. Zorganizowanie wiz, mimo że czasochłonne, okazuje się najmniejszym problemem. Jedynie Iran, w którym niezamężne kobiety nie są mile widziane i Turkmenistan, który z powodu świńskiej grypy, akurat postanawia zamknąć się na świat wymagają „więcej akrobacji”. Schody zaczynają się przy organizowaniu wszystkich pozwoleń na wjazd do Chin i Bhutanu.

<O:p</O:p
:dizzy:Specjalne podziękowania dla Jurka, bez którego by tej wyprawy nie było. Dzięki, że zawsze, nawet na końcu świata i w każdych warunkach, mogłam na Ciebie liczyć, no i że przez te pół roku będą non-stop razem się nie pozabijaliśmy, a wręcz przeciwnie…Najważniejsze na każdej wyprawie jest bez wątpienia TOWARZYSTWO.:dizzy:<O:p</O:p
<O:p</O:p

kiub
30.12.2009, 20:08
W ramach wymiany "cukru" ja chciałbym podziękować Wam za:
- pozytywną energię, która bije od Was w hurtowych ilościach
- życzliwość w coraz rzadziej spotykanej naturalnej postaci
- oraz za to, że chce się Wam tak obszernie i atrakcyjnie to wszystko opisywać.

Chętnie przejmę trochę powera od Was, więc do najbliższego spotkania!

P.S. Lewar to ładnie ujął, a mi pozostaje tylko przytaknąć, iż prezentowana przez Was Sztuka Podróżowania budzi pełen podziw!

Ola
31.12.2009, 11:51
I jeszcze MarcinowiSF w podziękowaniu za pozytywne wsparcie jakie nam dał przed, w trakcie i po wyprawie dedykujemy Kirgistan.:)

Wszystkiego najlepszego na Nowy Rok dla całej Czarnej Gromady. Spełnienia marzeń.

elutka
13.01.2010, 00:22
...Bo jest wielką sztuką tak sie przygotować do podróżowania aby oczy nie prześlizgiwały się po pięknie mijanych krajobrazów, zabytków i ludzi ale aby obrazy te napotkały w umyśle na przygotowany grunt ...
jeszcze piękniej ...podzielić się tymi wrażeniami z innymi w sposób interesujący, odbiegający od przewodnikowej sztampy...

Zaprawdę, powiadam, że godne to i sprawiedliwe aby nadać Wam tytuł Forumowego Podróżnika Roku

Jak dobrze, że ten który zwykle nie mówi tak pieknie się odezwał :D
a wiadomo wszystkim, że jego jest tylko racja bo to Święta Racja!!!

I w związku z tym nie mogę się oprzeć, żeby w tym miejscu nie zamieścić informacji (być może nie wszyscy doczytali na stronie www.worldonbikes.pl (http://www.worldonbikes.pl) )
że:
blog Oli i Jurka otrzymał nominację do nagrody
National Geographic TRAVELERY 2009
w kategorii Blog travelerowca. :Thumbs_Up::brawo:

Zatem koooochani mamy okazję "zmaterializować" swój zachwyt i zagłosować na nich :):):)

W załączeniu kopia National Geographic nr 1 z 2010 roku, w którym ogłoszono nominacje i informacje o tym jak, i do kiedy głosować oraz regulamin konkursu.

elutka
13.01.2010, 01:06
Olu, tak sobie pomyślałam, że z tego wszystkiego, czym się z nami dzielicie, będzie "coś więcej":) no może nie od razu i może jeszcze parę podróży przybędzie ale .... ? ;)

Życzę Wam dalszego, nieustającego zachwytu nad Światem i Człowiekiem ;

"okazywanie serca" nie jest niczym szczególnym - wystarczy wierzyć, że
im więcej miłości się daje, tym więcej zostaje dla nas ;)
wzruszyłaś mnie - chyba wiesz, że od dawna jest taki zakamarek w moim mięśniu gdzie macie swoje miejsce :)
no i wybacz mi to "ogłoszenie" bo Cię trochę znam i wiem, że publicznie chwalić się nie lubisz ale w końcu to nie tylko Wasza sprawa :haha2: my też mamy tu coś do powiedzenia :D
zatem :mobile: :rules:

podos
13.01.2010, 09:50
Jak dobrze, że ten który zwykle nie mówi tak pieknie się odezwał :D
a wiadomo wszystkim, że jego jest tylko racja bo to Święta Racja!!!

I w związku z tym nie mogę się oprzeć, żeby w tym miejscu nie zamieścić informacji (być może nie wszyscy doczytali na stronie www.worldonbikes.pl (http://www.worldonbikes.pl) )
że:
blog Oli i Jurka otrzymał nominację do nagrody
National Geographic TRAVELERY 2009
w kategorii Blog travelerowca. :Thumbs_Up::brawo:

Zatem koooochani mamy okazję "zmaterializować" swój zachwyt i zagłosować na nich :):):)

W załączeniu kopia National Geographic nr 1 z 2010 roku, w którym ogłoszono nominacje i informacje o tym jak, i do kiedy głosować oraz regulamin konkursu.


Nie wiem czy zwróciliscie uwagę jakie nazwiska pojawiają się na jednej stronie z "naszymi własnymi" podróznikami:

Marek Kamiński
Krzysztof Wielicki,
Wojciech Cejrowski
czy Marek kalmus
i inni:
wiecej: http://www.travelery.national-geographic.pl/nominacje/

Głosuje się łatwo: SMS o treści TR.EPSON.S pod numer 71001
albo TR.MADERA.S pod numer 71001
albo TR.KODAK.S pod numer 71001
w zaleznosci od nagrody którą głosująca/cy ma szansę otrzymać.
http://www.travelery.national-geographic.pl/nagrody/


Moj głos macie.

7Greg
13.01.2010, 09:52
Mój też poszedł
Gratulacje

sambor1965
13.01.2010, 10:01
Glosowalem i ja. I nie tylko dlatego, ze zostalem wymieniony dwukrotnie!!! w podziekowaniach :D

A zeby nie bylo zbyt cukierkowo: wyciagnijcie wnioski z tego, ze ksiazki maja czarne litery na bialym tle i worldonbikes bedzie miodzio. No i i uprosccie te nieszczesna nawigacje.

Lewar
13.01.2010, 10:10
Mój głos, jakżeby innaczej, też poszedł.

Ola
13.01.2010, 10:43
Bardzo dziękujemy za Wasze wszystkie miłe słowa i te mniej cukierkowe też, no i za poparcie :).

Mam nadzieję, że ktoś z Was wygra tę Maderę (całkiem tam fajnie) albo to co wybraliście.

Przy całym szumie medialnym wokół Nataszy Caban pewnie i tak nasze szanse są mizerne, no ale przecież wygrana nie jest najważniejsza w tej zabawie (choć na pewno byśmy się z niej bardzo cieszyli). Dla nas ważny jest przede wszystkim fakt znalezienia się wśród nominowanych, bo jak napisał Podos nazwiska nominowanych są z pierwszej ligi.

Pozdrawiam

Ola

PS. W stosunku do nawigacji na blogu już słyszeliśmy wiele słów krytyki. Szczerze mówiąc jest uciążliwa nie tylko dla Was (czytających), ale i dla nas (piszących), więc na ją pewno zmienimy jak tylko będzie trochę czasu... czyli nie wiadomo kiedy. Wnioski z tej części lekci wyciągnięte.

jorge
13.01.2010, 11:34
Przy całym szumie medialnym wokół Nataszy Caban pewnie i tak nasze szanse są mizerne, no ale przecież wygrana nie jest najważniejsza w tej zabawie (choć na pewno byśmy się z niej bardzo cieszyli). Dla nas ważny jest przede wszystkim fakt znalezienia się wśród nominowanych, bo jak napisał Podos nazwiska nominowanych są z pierwszej ligi.

Pozdrawiam

Ola


Również zagłosowałem. Ola, pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą. Blog Nataszy jest gorszy wizualnie od Waszego (moim zdaniem) i jak to miałoby być decydujące to nie powinien wygrać. Myślę tu głównie o tym, że blog ma nie tylko informować ale i pokazywać, a na wodzie za dużo nie ma co pokazywać ;) Po za tym wygra zapewne w kategorii "Wyczyn Roku". Ja tam stawiam na Nasze czerwono-niebiesko-białe konie ;):Thumbs_Up: Po raz kolejny gratulację za bycie wzorcem dla innych :D

michnpio
13.01.2010, 13:00
oczywiście głos posłany:at::Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Marcin SF
15.01.2010, 11:50
tak odnośnie szumu medialnego wokół Nataszy Caban, to ja muszę użyć google bo ja nie wiem kto to ;)

głos posłany :)

raf
15.01.2010, 13:58
Mój również poszedł.

jochen
22.01.2010, 13:33
Głos paszoł w eter;), trzymam za Was mocno! :Thumbs_Up:

deny1237
22.01.2010, 20:11
głos oczywiście oddany...... a to że wyprawy wam zazdroszcze to już inna sprawa ( w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście )

kiub
14.03.2010, 22:34
a propos niniejszej wyprawy
http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?p=106958#post106958

elutka
06.04.2010, 11:36
No i jak myślicie? Udało się?
(http://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=3148&page=30)

NOooo peeewno! :D
Coraz częściej myślę, że nie ma takiej rzeczy, która im sie nie uda :D
Fajnie jest być kibicem taaaakiej drużyny;):) -

Ola i Jurek ponownie na pudle :
"... w konkursie organizowanym przez National Geographic Polska otrzymali nagrodę "Travelera 2009" w kategorii "Blog Travelerovca":):Thumbs_Up::brawo:

Buziaki Dziubasy! - kolejny powód do radości :D jak tak dalej pójdzie chyba uzależnię się od szampana ;)

kiub
09.04.2010, 00:01
Gratulacje! Idziecie jak przeciąg :Thumbs_Up:

Ola
15.04.2010, 00:04
Żeby zachować choćminimalną ciągłość w relacjach,no i przede wszystkim żeby Felkowski na mnie nie krzyczał - jedziemy dalej

"COME, COME, DRINK CZAI" – IRAN
KRAJ HERBATY, DYWANÓW, POETÓW, OGRODÓW I… NIEDOŚCIGNIONYCH MISTRZÓW PIKNIKOWANIA

CZĘŚĆ PIERWSZA - WITAMY W INNYM ŚWIECIE

Może trochę niechronologicznie, ale co tam - jedziemy dalej. W stosunku do "opowieści bhutańskich" cofamy się o kilka miesięcy. W Iranie byliśmy w czerwcu, kiedy to kampania prezydencka dobiegała zenitu, odbyły się "sławetne" wybory grzebiące nadzieję Irańczyków na "zieloną rewolucję", no i miały miejsce burzliwe protesty, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. Z Iranu wyjechaliśmy 5 dni po wyborach – i to był już chyba najwyższy czas. Prosto z Shangri La, ostatniego królestwa buddyjskiego, całkowicie położonego w górach i porośniętego zielonymi lasami i dżunglami przenosimy się do republiki islamskiej, w dużej części pokrytej pustyniami (choć bardziej zielone fragmenty tez można znaleźć), w której góry stanowią kilka procent powierzchni. Zmiana dość radykalna, choć jak pokazała nam wyprawa obydwie te skrajności, wbrew logice, leżą dla mnie na tym samym, "pozytywnym biegunie".

Aż trudno uwierzyć z naszej, europejskiej perspektywy, że kraj określany najczęściej jako "jaskinia lwa", czy "siedlisko terroru" okazał się jednym z najbardziej przyjaznych, gościnnych i fascynujących miejsc na naszej trasie. Podkreślam, że piszę to nie tylko z perspektywy "bezpłciowego podróżnika", ale też jako "kobitka". Iran to kraj uśmiechniętych i otwartych ludzi, którzy mimo trudnych doświadczeń historycznych, z nie tak znowu odległą wojną irańsko – iracką na czele, nie zatracili wrażliwości, wewnętrznego spokoju i naturalnej, ludzkiej życzliwości, jaką od wieków mogli oferować przybyszom z dalekich stron przemierzających Persję jeszcze za czasów jedwabnego szlaku. Iran to także kraj niezwykle złożony: można tu znaleźć właściwie wszystko. Na amatorów gór wysokich na północy czeka pasmo gór Alborz z majestatycznym szczytem Damavand (jedyne 5671 m npm) położonym nieopodal Teheranu.

http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YydL06eyI/AAAAAAAACG0/K7kcCUdHtTw/%281%29.jpg


http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YypunaULI/AAAAAAAACHI/KsDbY68O5Og/s512/%286%29.JPG
fot.koleżanka Iranka -Maryam

W centrum kraju można się na dobre zagubić w górach Zagros.

http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yyp2O73CI/AAAAAAAACHQ/iCGBJMna_Xo/%288%29.JPG

http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yyd_A1EyI/AAAAAAAACHE/PC3MuwvKNcM/s512/%285%29.JPG

fot.koleżanka Iranka -Maryam

Bliżej wschodniej granicy z Pakistanem warto odwiedzić mniej znane i uczęszczane, za to na pewno bardziej suche góry Payeh.

http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yyda8cPOI/AAAAAAAACG8/xJPdM73WBZY/%283%29.jpg

fot. kolega Irańczyk- Alireza

Lubujący się w dzidowaniu po pustyni poczują się w Iranie jak w raju.

http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YydXW9nHI/AAAAAAAACG4/Xo1BG7m4-tI/%282%29.jpg

fot.kolega Alireza

Warto tu wspomnieć, że słowo "paradise" wywodzi się właśnie z farsi od „pairi daiza”(zupełnie o tym nie wiedziałam) i oznacza w wolnym tłumaczeniu nie mniej nie więcej tylko: miejsce otoczone murem, czyli ogród, oazę na pustyni oddzieloną od nieprzyjaznego zewnętrznego świata. Pustyń w Iranie jest mnóstwo, a największe z nich Dasht e Kavir i Dasht e Lut gwarantują co najmniej kilkudniowe przejazdy po rozpalonych i rozżarzonych piachach.

Od piekielnych upałów można chwilę odpocząć pławiąc się w szmaragdowych wodach Morza Kaspijskiego na północy, czy Zatoki Perskiej i Morza Arabskiego na południu.

http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Y3giuVWnI/AAAAAAAACJI/aJORM8DJakc/IR%20%28336%29.jpg

http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Y3gqFTKRI/AAAAAAAACJM/nJ9KOJg8lpE/IR%20%28524%29.jpg

Dla pokrzepienia duszy, na podróżników czekają niezliczone pogawędki z tubylcami przy aromatycznej herbacie, opowieści o niesamowitych dywanach, których rodzajów nie jestem w stanie nawet zliczyć, wszędobylska poezja, no i piękne ogrody.

http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzhxJltCI/AAAAAAAACIY/-vHmpvqCVug/%2826%29.jpg<o:p></o:p>


http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Y3gem1ofI/AAAAAAAACJA/WdEkH3tOtc4/IR%20%28250%29.JPG

Nasza, a w szczególności moja "przygoda z Iranem" zaczęła się tak naprawdę jeszcze na długo przed wyjazdem z Polski. Okazało się, że nie do końca jestem mile widziana w tym kraju: nie dostałam wizy, a Jurek dostał. Jak widać niezamężne kobiety cały czas mają trochę pod górkę, żeby na spokojnie wjechać do tego kraju… Wiadomość o odmowie wizy dostałam akurat podczas „endurzenia” po małym torze pod Warszawą. Trochę mi mina zrzedła i odechciało mi się nawet jeździć. Myślałam, że cały misterny plan naszej trasy właśnie legł w gruzach. No ale, nie można tak łatwo się poddawać…I tu po raz kolejny szczęście się do mnie uśmiechnęło. "Wirtualnie" poznałam Irankę, która zgodziła się złożyć mój wniosek wizowy tym razem bezpośrednio w Teheranie. Liczyłyśmy na to, że bałagan w dziale wizowym będzie na tyle duży, że nikt się nie zorientuje wcześniejsza odmową. No i nie pomyliśmy się. Jak się później okazało, Maryam (Iranka "z sieci") będzie podczas naszej wizyty w Iranie odgrywała bardzo ważną rolę, ale o tym w następnych odcinkach.

Do Iranu wjechaliśmy z Armenii przez mało uczęszczane przejście graniczne w Meghri. Poza nami przeprawiały się tą drogą tylko irańskie obładowane tiry – nie spotkaliśmy ANI JEDNEGO obcokrajowca, ani nawet samochodu osobowego. Większość motocyklistów i innych podróżujących wjeżdża do Iranu z Turcji. Ostatnie 150 km po Armenii jechaliśmy pięknymi serpentynami przez całkiem pokaźne góry. Południowa część Armenii jest stosunkowo dzika (przynajmniej w porównaniu do reszty kraju) i zielona. Zupełnie niespodziewanie, za jedną z przełęczy krajobraz zmienił się "jak w kalejdoskopie". Czuliśmy się tak, jakbyśmy się znaleźliśmy w zupełnie innej strefie klimatycznej – krajobraz zmienił się na księżycowo – suchy, a temperatura wzrosła o kilkanaście stopni. Zrobił się naprawdę konkretny upał.


http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YypkiqbKI/AAAAAAAACHM/GBctxldWb0Q/%287%29.JPG

Odprawa graniczna po stronie armeńskiej poszła szybciutko. Zdziwiło nas trochę, że ostatni punkt kontrolny na ziemi ormiańskiej należy do Rosjan, którzy jak się okazało od lat "pilnują tu porządku". Irańska część granicy też przeszła bez problemów, ale już sporo wolniej – po irańsku, czyli „bez jakiegokolwiek, zbędnego pośpiechu”. Po angielsku nie mówił nikt, po rosyjsku też już nie. Po raz pierwszy w czasie podróży musieliśmy się uporać z karnetami CPD. Szybko okazało się, że w Iranie całą papierkową robotę będzie musiał wykonywać Jurek – na mnie po prostu nikt nie zwracał uwagi. Kiedy Jurek uwijał się jak w ukropie między tysiącami okienek, ja w chuście na głowie siedziałam i czekałam. Trochę to dziwne było uczucie tak siedzieć i nic nie robić, ale nie było wyjścia. Musiałam przyjąć tą nową rolę w „tutejszym teatrze życia codziennego”. Najbardziej absurdalne było to, że podczas „wyczerpującego czekania” odkryłam przypadkiem, że w plecaczku mam jeszcze butelkę po Coca –Coli pełną pysznego ormiańskiego wina, domowej roboty… Wiadomo jak Irańczycy podchodzą do "kontrabandy " alkoholu przez granicę. Trochę się spłoszyłam tym okryciem, ale dyskretnie, ze skromnym u śmiechem na ustach i spuszczonym wzrokiem (jak na kobiety w Iranie przystało), jak gdyby nigdy nic, wyrzuciłam całą butelkę do najbliższego kosza na śmieci, stojącego akurat tuż obok celnika.

Sceneria po irańskiej stornie dalej przypominała księżycowy krajobraz: droga biegła przez wyschnięte i popękane góry.

http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YyqIypCOI/AAAAAAAACHY/y2XmIYRB3Gs/%2810%29.jpg


http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yy5eUZU6I/AAAAAAAACHc/M-u4xXn7Kgk/%2811%29.jpg


http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yy5Zk05qI/AAAAAAAACHg/0nkmyAvsRtA/%2812%29.jpg


http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yyp1rof0I/AAAAAAAACHU/eWsdKMkYkww/%289%29.jpg


http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8Yy5kNPngI/AAAAAAAACHo/84YkcseymWw/%2814%29.jpg

Pierwsze kilkanaście kilometrów jechaliśmy wzdłuż granicy irańsko-armeńskiej, a potem kilkadziesiąt kilometrów, irańsko-azerskiej. Miejsce styku granic tych trzech krajów to dość newralgiczny punkt: wzdłuż brzegów granicznej rzeki porozciągane są druty kolczaste, a na wyjątkowo tu licznych wieżach strażniczych siedzą uzbrojeni po zęby żołnierze.


Już w pierwszych miasteczkach, które mijaliśmy po drodze wyraźnie było widać ogromne różnice kulturowe w porównaniu do małych miasteczek ormiańskich, położonych nieopodal drugiej strony granicy. Oczywiście najbardziej rzucały się w oczy czarne czadory, w które poubierana była znacząca większość kobiet pojawiająca się na ulicach. Choć w ogóle kobiet mało było na ulicach. Trochę mi się zrobiło nieswojo, w szczególności mając na uwadze fakt, że kobiety w Iranie nie mogą prowadzić motocykli (w ogóle). Mogą jeździć jako pasażerki, ale same prowadzić nie mogą… Na szczęście dla obcokrajowców robi się w Iranie liczne wyjątki, także nie miałam żadnych problemów z tym tematem. Musiałam jedynie dostosować się do lokalnych wymogów „mody” i nawet pod kaskiem nosiłam chustę przykrywającą włosy. Wyglądałam jak ufoludek.

http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzsA2q1wI/AAAAAAAACI0/vrjVpTi2swA/%2833%29.jpg

Przydrożne znaki były tylko w farsi: niczego nie można było zrozumieć. W miasteczkach, nie pozostało nam nic innego, jak sięgnąć po starą, sprawdzoną i najlepszą metodę – rozmowę z tubylcami. Kiedy stawaliśmy żeby zapytać się o drogę, wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Na początku było mi mocno nieswojo jak ludzie robili mi zdjęcia (przecież to my im powinniśmy robić zdjęcia - myślałam). Czułam się trochę jak pocieszna małpka w zoo, no ale musiałam się przyzwyczaić. Z reszta w zbroi motocyklowej i chuście pod kaskiem pewnie nawet w Polsce pokazywano by mnie palcami :)

Do Tabriz, naszego pierwszego większego miasta w Iranie, dojechaliśmy pod wieczór. Ruch uliczny na wjeździe przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania - totalna wolna amerykanka, jakiej nie było dotychczas w żadnym miejscu, z Istambułem włącznie. Nie ilość samochodów i małych motocykli była wcale najgorsza, tylko to, że Irańczycy poruszają się w ruchu ulicznym w kompletnie nieprzewidywalny sposób. Przy skręcie w lewo, czy zawracaniu nigdy nie patrzą czy coś akurat jedzie – po prostu wjeżdżają. W centrum miasta zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby podjąć decyzję, co dalej.

http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzGB_lriI/AAAAAAAACHw/b_M7TEqJIGI/%2816%29.jpg

Natychmiast zebrał się wokół nas spory tłum, z którego niespodziewanie zaczęły do nas dochodzić polskie okrzyki – "cześć, witajcie". Jak się okazało, nie byli to wcale Polacy, ale jeden z Irańczyków. Pełen pozytywnej energii Naser, mówiący bagatela w 8 językach, prowadzi w Tabriz informację turystyczną dla obcokrajowców. Łamaną polszczyzną powiedział nam, że przez kilka lat studiował kiedyś w Polsce, no i oczywiście… ma piękną polską żonę. Naser szybko znalazł nam przytulną "dziuplę" w centrum miasta i zaprosił na następny dzień do swojego "kantorku" na herbatę i śniadanie. Rano po raz pierwszy poczuliśmy smak i aromat słynnej, i wszechobecnej w Iranie herbaty. Potem przez prawie miesiąc pobytu w Iranie tysiące razy słyszeliśmy "come, come , drink czai". W lokalnym, "przybazarowym" barze zjedliśmy pyszny jogurt z miodem i placek „lavash”, zastępujący w Iranie chleb. Taki zestaw, alternatywnie jeden z czterech rodzajów dostępnych placków (lavash, barbari, sangak lub taftun) ze słonym serem i miodem to typowe irańskie śniadanie.

http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzsbNrBkI/AAAAAAAACI4/xJsFYdTX0m0/s512/%2834%29.JPG

Całe przedpołudnie kręciliśmy się po lokalnym bazarze, jednym z najstarszych i największych (zajmuje powierzchnię 7 km2) w całym Iranie.


http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzY-61UJI/AAAAAAAACIU/XPUyMKMT2eA/%2825%29.JPG



http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzGvA9xVI/AAAAAAAACIA/3R2UU4duhk0/%2820%29.jpg

Naser dyskretnie zasugerował mi kupno "manto", płaszczyka zakrywającego pupę. Okazuje się, że w Iranie nie chodzi tylko o zakrywanie przez kobiety włosów, ale także, a może przede wszystkim zakrywanie pupy. Wydawało mi się, że jak założę chustę i wystąpię na ulicy w bluzie z długim rękawem to będzie wystarczające, a jednak to nie prawda… Na pierwszym stoisku na bazarze kupiłam sobie szaro – bure manto, stwierdziłam, że czarne (czyli takie jak nosi większość Iranek, choć na szczęście nie wszystkie) to już ponad moje siły…

http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzYJ44j6I/AAAAAAAACIE/tSzn-cD01oM/s512/%2821%29.jpg

Na bazarze w Tabriz znaleźć można dosłownie wszystko, a spacer po zadaszonym labiryncie straganów zajmuje dobrych kilka godzin. Wszystkie większe bazary w Iranie, to jakby oddzielne, wyodrębnione od reszty otoczenia, światy. Bazary kierują się własnymi prawami i hierarchią. Każda "gałąź produktów" ma tu swoje ściśle określone miejsce: są alejki tylko z mydłem, z ubraniami, z chustami, czy w końcu moja ulubiona, aromatyczna sekcja z przyprawami.

http://lh3.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzGrfiDqI/AAAAAAAACH4/v_WFNLlTEsg/%2818%29.jpg


http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzYYxwsHI/AAAAAAAACII/rkhZRKZkXdk/%2822%29.JPG


http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzGjH0cpI/AAAAAAAACH8/VgOEwJRrYzE/%2819%29.jpg


http://lh4.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzYi0j7PI/AAAAAAAACIM/b3DlrNSWet0/%2823%29.jpg

Po nasyceniu się bazarem i wchłonięciu na lunch straganowego "ziemniaka z jajkiem" czmychnęliśmy do pobliskiego Kandovan, nazywanego "irańską Kapadocją" (która to już Kapadocja na naszej trasie...).

http://lh5.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YziNnaUXI/AAAAAAAACIc/huRJy7GvsaM/%2827%29.jpg



http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YzsJ7rUFI/AAAAAAAACIs/fAMub6Nf5CQ/%2831%29.jpg



http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YziRNWbJI/AAAAAAAACIk/be8i76BbxVM/%2829%29.jpg

No i rzeczywiście są spore podobieństwa, choć oczywiście Kandovan jest malutkie w porównaniu do tego, co można zobaczyć w Kapadocji.

http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8YziPI79tI/AAAAAAAACIg/UXtHNC2plyg/%2828%29.jpg

Wieczorem pokręciliśmy się po jeszcze bardziej zatłoczonym Tabriz. Tutaj życie uliczne trwa krótko. Ze względu na upał, największa fala tłumu na ulicach pojawia się właśnie po zachodzie słońca. Mnóstwo ludzi przyjaźnie nas zaczepiałożeby opowiedzieć nam ciekawostki z historii Tabriz i tej części Iranu, no i oczywiście zapytać o nasze zdanie na temat Iranu. Irańczycy są bardzo wyczuleni na tym punkcie i obawiają się o swój wizerunek, jaki gwarantują im irańscy politycy za granicą.


Dla mnie pierwsze dni w Iranie były bardzo ważne. Z jednej strony fascynowało mnie dosłownie wszystko –było takie nowe i inne. Nawet robaczki na znakach wydawały mi się "małymi dziełami sztuki", a zazwyczaj okazywało się, że było tam tylko napisane "sklep mięsny" albo "owoce". Z drugiej strony, nie wiedziałam czego spodziewać się po „islamskim świecie jak będą podchodzili ludzie do kobiety na motocyklu. Po tych pierwszych kilku dniach wszystkie moje obawy szybko „wyparowały” i już wiedziałam, że Iran nas jeszcze miło zaskoczy… Czas pokazał, że się nie pomyliłam.

Pozdrawiam

Ola
15.04.2010, 11:55
Z tego wszystkiego zapomniałam wczoraj wrzucić fotkę najważniejszej dla mnie osobie jeżeli chodzi o Iran...

To jest właśnie Maryam, która pomogła mi z wizą, a potem towarzyszyła mi jako pasażerka podczas podróży przez prawie cały kraj.

http://lh6.ggpht.com/_NGGkEqMFAGI/S8bBRCqnc0I/AAAAAAAACJc/-re9ZdtfjHM/IR%20%28240%29.jpg

felkowski
15.04.2010, 13:23
Ja to się potnę żuletką, że noc spokojnie przespałem w nieświadomośći a to tak historia.......A teraz PKB czeka i nie dam rady sę poczytać

zbyszek_africa
15.04.2010, 13:55
Pięknie, pięknie panno Olu:)
Już mi się chce tam jechać, ale będę dopiero wrzesień/październik.
Łyknąłem ten odcinek na bezdechu:)

pozdr.

rambo
15.04.2010, 14:20
Kurde, że też się nam urlop kończył. Byliśmy już tak niedaleko :Thumbs_Up:

Onufry22
11.12.2017, 20:56
Przygoda niesamowita:) Widzę, że warto pogrzebać w starych wątkach.
Kto nie czytał niech nadrabia zaległości!
Gratuluję