PDA

View Full Version : Kamyk z Bartangu, czyli Tian-Szań & Pamir solo. 7-20.VII 2017


bukowski
26.11.2017, 13:29
- Jedziesz sam?

Tak, sam. Nie, nie boję się. Tak, może nie być zasięgu, ale w razie czego dostaniecie maila, że trzeba mnie skądś pozbierać. Jadę, bo marzę o tej podróży od kilku lat. Nie, motocykl się nie zepsuje, a nawet jeśli, to jakoś sobie poradzę, to nie koniec świata. (pamiętałem o tych słowach ilekroć znalazłem się na faktycznym końcu świata: bez zasięgu telefonu, bez ludzi, bez roślin, z przewróconym motocyklem).

Odpowiadałem różnie, ale odpowiedź "dlaczego" jest prostsza, niż mogłoby się wydawać. "Sam" to co innego niż "samotnie" - a powiedziałbym nawet, że mniej samotnie jest podróżować samemu. Bo raz - poznaje się dużo więcej ludzi miejscowych, i oni są śmielsi, i człowiek chętniej nawiązuje kontakt. No a poza tym, po paru dniach względnej samotności nawiązuje się głębszą niż na co dzień relację z samym sobą. A potrzebowałem tego bardzo - choć był dopiero czerwiec, wydarzyło się chyba więcej niż przez poprzednie czterdzieści parę lat. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Plan narysowałem sobie na kuchennej ścianie.

83573


Tak sobie umyśliłem i już. Choć parę osób nie dowierzało, to udało mi się zrobić większość, mimo że już na starcie wyjazd z 21 dni skurczył się do 16.

Doposażenie motocykla kończyłem za pięć dwunasta. Tydzień przed wyjazdem dotarły sakwy, trzy dni potem dotarły gmole i płyta pod silnik, dwa dni przed montowałem rotopaxa, pakowanie na kilka godzin przed oddaniem motocykla do transportu. Spot, mapa azji centralnej, dorabianie jakiegoś żelastwa, zakupy - dętki, karimata, kuchenka i inny szpej - to wszystko w ciągu jednego tygodnia.

No to się spakowałem:

83574
83575

Do Biszkeku lecę z przygodami - zamiast kulturalnie sączyć drinki w Turkish Airlines, lecę przez Pragę i Stambuł. Uzbekistan i Kazachstan z powietrza wygląda niesamowicie - księżycowy krajobraz nietknięty ręką człowieka. Raz na pół godziny jakaś droga i linia elektryczna. Przysypiam, budzi mnie dopiero uderzenie kół samolotu o beton. Jest świt, za oknem stoi Ił-76 a za nim ośnieżone góry.

83576

Odbieram motocykl, tankuję, zanim wyjeżdżam z miasta robi się dobrze po 11. Już jest 39 stopni. Nie czuję zmęczenia ani upału, gęba mi się śmieje od ucha do ucha.

83577

Na dziś mam plan przez Kara Bałta i dolinę Susamyru dotrzeć do jeziorka Besh-Tash.

Jac
26.11.2017, 13:57
Nie bój nic, nie tylko Tobie się śmieje gęba. Dawaj!

sizyrk
26.11.2017, 13:58
Dobre :lukacz:
Czekam na dalszy przebieg

bukowski
26.11.2017, 15:35
Biszkek-Besh-Tash

Już po opuszczeniu Biszkeku przekonuję się, że nie ma to jak papierowa mapa. Garmin 64s ze zbyt dokładną mapą nie radzi sobie z routingiem. Zajmie mi kilka dni, żeby zrozumieć, że wyznaczanie działa, ale w zasięgu jakichś 10 kilometrów. Tymczasem wyciągam papierową mapę i kierują się na Tałas. Z zatłoczonej drogi skręcam w góry i już jadę obłędnie piękną drogą wijącą się wzdłuż rzeki Kara Bałta. Jest już dobrze po południu, kiedy asfalt otwiera się na dolinę Susamyru. Znów skręcam, zaczynają się szutry, na horyzoncie góry.

83582


Zaczynam rozglądać się za paliwem, w rotopaxie wciąż 7,5 litra, ale wolę zawczasu zatankować. Zatrzymuję się obok motocyklisty w moro z wędkami, chyba na deerzecie. Lokales.
- Zdrastwuj, kuda jediesz?
- Na Tałas - odpowiadam
- Ty darogu patierał - pokazuje palcem w odwrotnym kierunku. Atkuda?
- Z Polszy.
- A, z Polszy. Kristofa ty znajesz?
- Nużna, znaju. On priwiez maju maszinu iz Polszy.
- Nu kak priwiez?
- Gruzawikom - odpowiadam i śmiejemy się. Fajny gość. W chałupie obok dziesięciolatek pieczołowicie tankuje mi motocykl z dwulitrowych butelek. Zarzeka się, że to 91, ale cholera go wie.

Zawracam i odnajduję właściwą drogę, wygodny i pusty szuter. W Tałas dotankowuję, wyciągam z bankomatu pieniądze i kieruję się w stronę gór. Jest już dobrze po południu, zastanawiam się, czy przypadkiem gdzieś po drodze nie złapię śniegu.

83583
Po około 10 kilometrach trafiam na bramę do parku narodowego. Lżejszy o 220 somów cisnę jakieś 30 kilometrów fajną szutrówką, zakończoną zieloną łąką.
To lepiej pokazać, niż opisać.

83585
83586
83587
83588
83589
Do samego jeziorka nie sposób podjechać, ale łąka i strumień poniżej wydaje się być idealna na biwak. Nie ma nikogo, nawet konie zostały parę kilometrów poniżej. Rozbijam namiot przy samym potoku, miejsce jest absolutnie genialne.

83590
Nabieram do czarnego bukłaka lodowatą wodę i wystawiam do mocnego wciąż słońca. Gdy po godzinie kąpię się, na łączkę podjeżdżają dwa busy wypełnione Kirgizami. Mają ze sobą samowar, pół obdartego ze skóry barana, liepioszki, lodówkę z wódką, tadżin wielkości sporej miednicy i drewno na opał. Raz, dwa rozścielili dywany, nastawili samowar, wykroili szaszłyki, resztę barana wrzucili do tadżina. Pierwsza flaszka pękła zanim były szaszłyki się upiekły, druga chwilę później, zanim doszło mięso w tadżinie już nie było co pić. Pożegnałem się w myślach z 70% śliwowicą, którą miałem na wszelki wypadek.

83591
83592
Litr później na dywan wjechała herbata i zawartość tadżina.

83593
Wtedy jednego z dentystów (bo byli to dentyści i celnicy) nieopatrznie zapytałem o zwyczaj goszczenia przybyszów okiem z barana. Ten z kamienną twarzą wydłubał palcem oko z czaszki owego stworzenia i podał mi do zjedzenia, na palcu oczywiście. W sumie nic szczególnego...smakowało jak chrząstka. Nie pozostałem mu dłużny, polałem śliwowicy i odsunąłem butelkę z popitką:
- Nu, my w Polszy nie zapiwajem.
W sumie chyba gorzej przeżył tę pięćdziesiątkę, niż ja jego oko.

Chłopaki zaraz po zmroku pozbierali się i pojechali. Zostałem sam. Żadnego zasięgu, huk potoku, temperatura spadła do 12 stopni. Jak już zasypiałem, usłyszałem chłeptanie wody, ale pomyślałem, że może lepiej nie wychodzić - bo a nuż to wilcy i się w gacie zesram?

83594

Mech&Ścioła
26.11.2017, 15:43
:)Czyta się! Po ostatnim zdaniu - jakbym tam z Wami biesiadował:Thumbs_Up:

machoni
26.11.2017, 16:51
:Thumbs_Up: dobre pióro, czyta się :)

jacoo
26.11.2017, 19:56
Ognia!!
Luuubieto!

chemik
26.11.2017, 20:37
Oj, obrodziło w tym roku o dobre relacje. Pisz i zdjęcia pokazuj.

pantufl
27.11.2017, 11:15
:) Piękne widoczki i klimat relacji taki jak lubię. Od razy czuję że szybciej się zrasta miednica i rośnie motywacja do jazdy :at:

Nynek
27.11.2017, 11:29
Ale smakowitości. Fajny klimat. Dawaj dalej.

Mhv
27.11.2017, 11:49
Zdjęcia zabijają..

stopa-uć
27.11.2017, 12:56
NA TAKIE RELACJE CZEKAMY
SUPER

Ciał

bukowski
27.11.2017, 12:58
Besh-Tash - Osz

W zasadzie to nie mialem planu jechac do Osz. Dzień wcześniej pożegnałem się z myślą, że może da się przebić z Besh-Tash w strone Toktogul przez góry. Obudziłem się wypoczęty, pogadałem z wędkarzem, który łowił w potoku pstrągi i sturlałem się na dół.

http://africatwin.com.pl/attachment.php?attachmentid=83584&stc=1&d=1538739614

Było przyjemne 20 stopni gdy wjechałem na asfalt. Nim dojechałem do M41 zdążyło mnie trochę zmoczyć, po wjechaniu na Taldy Bulak nawet lekko zmarzłem, bo nie chciało mi się podpinki wpinać - wiało solidnie, a temperatura na 2 tys. metrów spadła do 8 stopni. M41 objeżdża jezioro Toktogul niemal dookoła, jezioro całkiem przyjemne, ale po dwóch godzinach zaczęło się już nudzić.
83631
Niepostrzeżenie zrobiło się gorąco, ale południe już za mną, więc pocieszam się, że potem będzie lepiej. O, naiwny. Wtedy na zegarach termometr pokazywał ledwie 30 stopni.
Góry, serpentyny, tunele, obskurne miasteczka nie zachęcające do zatrzymania choćby na chwilę. Gdy jadę wzdłuż rzeki - malowniczej skądinąd, choć całkowicie niedostępnej, gdyż płynie w głębokim, skalistym kanionie, robi się 35, zaraz 38, 39 stopni. Zatrzymuję się za tunelem i wsadzam głowę w lodowaty strumień tryskający z rury. Piję litr wody, zakładam kurtkę i jadę dalej. "Co do cholery" myślę, patrząc na wskazania temperatury: 41 stopni. Gorąco, ale jadę, mysląc o tym, czy człowiek ma świadomość, gdy dopada go udar. Liczę po cichu, że teraz to już musi zacząć spadać, jest już po szesnastej.
Słońce praży. Nie dowierzam wskaźnikowi, który rośnie do 42, 43, 44...przez jakieś pół godziny pokazuje 46 stopni!
Przesilenie następuje gdzieś za Jalal-Abad. Niewiele z tego dnia co prawda pamiętam, ale gdy temperatura spadła do 40 stopni poczułem taką ulgę, że dociągnąłem jeszcze dwie godziny do Osz, gdzie wylądowałem w Orient-Asia, lokalnym spa. Mocno wyczerpany i odwodniony wdreptałem do holu i...możecie sobie wyobrazić, jak smakowało zimne piwo po tych 700 kilometrach w skwarze. Jeszcze wieczorem termometr w Osh wskazywał 38 stopni a Kirgizi z recepcji mówili, że tego dnia padł wieloletni rekord temperatury. Hotel drogi, za pokój half-luxury trzeba wyskoczyć z 4000 somów. Gdy zdejmuję ciuchy robię sobie pierwsze w życiu selfie - bo z lustra patrzy na mnie jakiś obcy gość.
83632
Dość powiedzieć, że po wypiciu jakichś czterech piw sikać mi się zachciało dopiero na drugi dzień koło południa.

I, a propos samotności, w tymże hotelu spotykam wspinaczy z Katowic, których poznałem w samolocie do Biszkeku. Jechali na Pik Lenina. Byłem zszokowany, ile waży taki ogromny plecak. Chyba wolę podnosić afrykę raz na jakiś czas, niż targać taką cholerę pod górę.

Na koniec Leninek :) 83633

redrobo
27.11.2017, 13:21
Tuba

Droga przez góry do Toktogula jest ale powinieneś cofnąć się bardziej na zachód. Początek tej drogi jest nawet na Twojej mapce.

bukowski
27.11.2017, 13:51
Tuba

Droga przez góry do Toktogula jest ale powinieneś cofnąć się bardziej na zachód. Początek tej drogi jest nawet na Twojej mapce.

Nawet pytałem o tę drogę przed wyjazdem, ale wszyscy mi ją z głowy wybijali - a to, że sam, a to że śnieg, a to że motor za ciężki. Pewnie bym przejechał, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, jaki jest poziom akceptowalnego ryzyka* na FAT :)


* jest za wysoki. na szczęście zdążyłem się zorientować i dzięki temu zrobiłem A364 :)

redrobo
27.11.2017, 14:29
Tuba

Zawsze można przejechać drogę, której nie ma w terenie ale jest... na mapie... :D
Na jej temat (A364) jest wystarczająco info w necie, by wiedzieć, że tam nie ma po co jechać :) Aczkolwiek okolice Kara Say i dojazdu do Inylczek są warte grzechu.
Pozdro.

P.S.
Mirmil ten toktogulski kawałek zrobił na czterech kołach dziwią więc trochę te opinie.

bukowski
27.11.2017, 14:35
Tuba

Zawsze można przejechać drogę, której nie ma w terenie ale jest... na mapie... :D
Na jej temat (A364) jest wystarczająco info w necie, by wiedzieć, że tam nie ma po co jechać :) Aczkolwiek okolice Kara Say i dojazdu do Inylczek są warte grzechu.
Pozdro.Na temat a364 czytalem sporo i glownie o tym, ze tej drogi nie ma i przejechac sie nie da.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

redrobo
27.11.2017, 14:37
Tuba



* jest za wysoki. na szczęście zdążyłem się zorientować i dzięki temu zrobiłem A364 :)
Aaa... to nie skumałem żartu.
Pozdro.

Lakrua
28.11.2017, 09:29
Na jakich oponach pomykasz mistrzu ?

bukowski
28.11.2017, 12:36
Na jakich oponach pomykasz mistrzu ?Tyl mitas 09, przod pirelli mt 21. Teraz motoz tractionator.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

redrobo
28.11.2017, 13:38
Tuba

Sneer, nie ociągaj się kurde mol.

bukowski
28.11.2017, 15:43
Tuba

Sneer, nie ociągaj się kurde mol.Moze dzisiaj. Reke mialem szytą wczoraj, palce spuchniete :/

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

marcinos11
28.11.2017, 20:03
nie ma że boli !! Ludziska czekają ;)

Rychu72
30.11.2017, 10:42
Pisz kolego, bo śnieg za oknem i trzeba się czymś zająć ;)

bukowski
30.11.2017, 23:17
Opuszczam rano Osz i kieruję się na południe. W kieszeni mam jakieś 700 somów i 20 dolarów, ale liczę na bankomat w Sary Tash. Po trzech godzinach przyjemnego, krętego asfaltu mijam bez zatrzymywania się przełęcz Tałdyk (3 615 m. n.p.m) . Jurty, kumys, owce, konie i wszechobecny smród dymu z krowich placków.
83634
83635
Wjeżdżam do Sary Tash i mierzę się z własną naiwnością: żadnych szans na bankomat. Nawet na jedynej stacji nie można zapłacić kartą, tylko cash. No cash in Sary Tash. Mam jeszcze pół baku, więc olewam stację. Robi się zimno i zaczyna padać, na horyzoncie ledwie widać pasmo górskie. Wpinam ocieplacz i walcząc z silnym, bocznym wiatrem jadę w stronę Sary Mogul. Wzdłuż drogi, w pewnym oddaleniu, płynie kawowa, szeroka na 10 metrów i mocno wezbrana rzeka. Zaczynam rozumieć, że trzeba szukać mostu. Wjeżdżam w Sary Mogul, pytam lokalesów, ale kręcą głową i mówią, żeby dalej jechać. Prawdę mówiąc dziwi mnie, że taka atrakcja nie dość że nie jest oznakowana, to najwyraźniej nie funkcjonuje w społecznej świadomości.
Jakiś kilometr czy dwa za miejscowością widzę jakby zarys mostka: jest! Wysokościomierz pokazuje 2 792 m n.p.m. To znaczy, że trzeba zrobić kilometr w pionie!
83636

Rzeczka rzeczywiście wygląda groźnie. Deszcz zamienił się w kapuśniaczek, droga za mostkiem okazała się przyjemnym szutrem, trochę zbłądziłem i musiałem zawracać, trafiło się koryto innej ale tym razem płytkiej rzeczki, dość powiedzieć, że jechało się bardzo przyjemnie no i na gładszych odcinkach zacząłem sobie trochę dokazywać. Gdzieś po 20 kilometrach od asfaltu trzask/prask i był pierwszy paciak:
83637
Straty żadne, kierownica na półkach się trochę wykrzywiła, oberwałem lekko w łydkę od jakiegoś żelastwa, ale ogólni, jak na paciaka przy 50 km/h - nic. Nawet lakier z gmola się nie zarysował.
Trzeba się było zmierzyć z podnoszeniem obładowanej Afryk. Bez szans. Ale zanim odpiąłem bagaże, zobaczyłem na horyzoncie jakiś gruzawik. Za 10 minut byli koło mnie, z troską zapytali się, czy nic mi się nie stało i zaraz Papryka stała na kołach.
83638
Na horyzoncie gęstniały chmury. Niby deszcz się skończył, ale góry nie zachęcały zbytnio. Równina, samotna jurta, przed jurtą człowiek i pies. Niesamowite, że to miejsce 1000 lat temu wyglądało pewnie tak samo.
83639
83640
83641

Gdy zaczynam wjeżdżać z równiny w górę, pogoda się poprawia i robi się całkiem ciepło. Z jakichś 10 stopni na dole robi się przyjemne 18.
Jest i pierwszy bród. Nie było trudno, ale na dnie dość luźny żwir nie pozwalał na zbyt mocne odkręcanie. Już po chwili chlupotało mi w butach, ale co tam: wreszcie coś się zaczyna dziać.
83642
Droga pnie się w górę i zaczyna być bajkowo; mam uczucie jazdy po pluszowym, miękkim czymś. Po łące biegają żółte świstaki, zanim wyciągam aparat, znikają w norach. Wychodzi słońce i dzieje się magia: wyblakłe zielenie stepu ostro zarysowane na tle bordowej, gliniastej ziemi zmieniają się soczystą zieleń.
83643
Znów zaczyna się robić trochę zimno, po raz pierwszy czuję skutki wysokości. Po kolejnym spionizowaniu motocykla dyszę ciężko przez minutę czy dwie. Mijam kolejne brody, jakby głębsze: myślę o tym, że jak się wypierdaczę, to zaleję silnik. No ale co robić: napieram. Gdy wyjeżdżam na rozległą polanę, gdzie stoi kilka skupisk jurt i namiotów, zaczynam rozpytywać o Polaków. Miałem na myśli tych, których spotkałem w hotelu w Osz. Nikt nic nie wiedział, ale w końcu trafiłem na ludzi, którzy powiedzieli, że cała jurta rodaków jest…po drugiej stronie rzeki, która rozdziela wzmiankowaną polanę na pół. I tu następuje moment, kiedy nie ma zdjęć, bo jest ostra walka. Stumetrowej szerokości rzekę przejeżdżałem chyba z 20 minut, dysząc ze zmęczenia, stojąc po pas w lodowatej wodzie i starać się utrzymać kloca z bagażem w pionie, wybierać trajektorię kolejnego przejazdu. Uff, udało się.
83644
Potem jest już dobrze. Faktycznie w ogromnej jurcie jest z 20 osób z Polski, w tym komercyjna wyprawa, jakaś mniejsza ekipa, wieczorem dojechała jakaś gwiazda z Dolnego Śląska. Wywołała z jednej strony heheszki, ale z drugiej - dotarła tam sama i chciała zaatakować szczyt. Zresztą towarzystwo z jednej strony sympatyczne, bliskie mi w tym sensie, że kiedyś trochę wspinałem się w Tatrach; ale z drugiej, patrząc na komercjalizację tego sportu, przeciążone osiołki i śmieci - poczułem ogromną niechęć do tego całego zjawiska. Coś to nie po mojemu jest. Co prawda, namawiali mnie bardzo, żebym wjechał do Base Camp II, 900 metrów wyżej. Mówili, że powinienem dać radę, a motocykla to tam nikt więcej nie widział.
83645
W mniejszej jurcie buzuje piec, tłuściutka azjatka ugniata liepioszki. Zaglądam z ciekawości, pytam, czy mogę popatrzeć. Uśmiecha się i zaprasza na kocyk. Trochę kucharzę, lubię robić chleb i inne drożdżowe cuda, ale to, jak ta dziewczyna wyrabiała ciasto, zawstydziło mnie. Pytam, czy mogę jej zapłacić za nocleg.
- Da, tri evra
- U mienia niet evra, somy magut byt'?
- Da
- Kolko nada somow?
Patrzy się na mnie, marszczy czoło. Uświadamiam sobie, że to analfabetka.
Na koniec ciekawostka. Noc była deszczowa i koszmarnie zimna. Z jurty słyszałem wzrastający wciąż grzmot rzeki i pomyślałem, że jeśli ta rzeka będzie większa, niż po południu, to zostanę tam pewnie cały tydzień. Spora wysokość, zimno i zmęczenie wywołało bezsenność. Coś tam czytam na kundelku, sąsiedzi też się co chwilę budzą. Dzielę się z moimi wątpliwościami na temat jutra, na co ten mi odpowiada, że rzeka nie huczy przez deszcz, tylko dlatego, że stopiony przez słońce śnieg wypełnia rzekę właśnie po południu i na wieczór. I że rano tę rzekę będzie można przejść suchą stopą, bo w nocy woda zamarza i płynie tyle, co nic.
83646
Budzę się rano. Wspinacze obarczyli już dwa osiołki i klacz jakąś toną bagaży. Nie mogę na to patrzeć, zwierzaki widząc stertę plecaków zapierają się na sam ich widok. Ogromne kulbaki wypełniają się plecakami i sprzętem, nogi konia uginają się od ciężaru. Wtedy dzieje się coś, co mnie przerasta: na tak obciążonego konia wsiada jeszcze Kirgiz. Ruszają, kilometr w górę.
Postanawiam nie atakować Base Camp 2. Chcę znów być sam. Pogoda jest obłędna, ruszam w dół. Rzeczywiście w rzekach wody ledwie po kostki.
83648
83647

RonDell
30.11.2017, 23:34
Pięknie!!!!!

Gilu
01.12.2017, 06:41
Te ośnieżone szczyty z tą zielenią tworzą bajkowy klimat,jesienią trawa jest spalona od słońca i krajobraz wygląda inaczej

fiecia
01.12.2017, 16:21
Klimat! :Thumbs_Up:

madafakinges
06.12.2017, 13:19
Ileż można czekać...

bukowski
06.12.2017, 13:30
Pik Lenina-Xorog

To był bardzo długi dzień, pełen pomyłek i złych decyzji. Ale po kolei.
Wyjeżdżam spod Piku Lenina zaraz po śniadaniu. W nocy zmarzłem i prawie nie spałem, więc cieszy mnie śniadanie w pełnym słońcu. Liofilizowana owsianka, podwójna kawa instant i świeża lepioszka, którą za jeden uśmiech dostałem od pyzatej kirgizki.

83954

Pomny opowieści o niskim stanie wody rano ruszam bez zwłoki. Faktycznie, rzeki przejeżdżam bez zatrzymywania się, mocząc ledwie cholewę buta. Podróż po miękkiej wersji google maps trwa raptem półtora godziny (w przeciwnym kierunku trwało to 4h, był paciak i walka w trzech rzekach). Radość z jazdy, widoki, świadomość bycia daleko: wszystko to składa się na poczucie szczęścia, które ze mnie wprost kipi.
Udało mi się też złapać te cholerne świstaki. Są pocieszne.
83955
Dojeżdżam do asfaltu i kieruję się w stronę Sary Tash. Od rana kombinuję, skąd wziąć gotówkę, w kieszeni mam 700 somów i 20 dolarów. Gdy staję na skrzyżowaniu - tym z którego widać dwie ogromne kule - podejmuję decyzję, że jadę na południe. Że w Murgab będzie bankomat, tak mówią, tak mówi wujek google. Paliwa mam łącznie na jakieś 450 km. Będzie dobrze.
83956

Na granicy pierwszy zonk: zaproszony do odwiedzenia na bosaka budynku zostaję oskubany z 500 somów. Kwitancja jest, podatek ekologiczny. Rzecz w tym, że motocykle wjeżdżały do Kirgistanu w ciężarówce jako towary. Nic to. Odprawa przebiegła sprawnie, zaopatrzony we wriemiennyj wwoz i ekołogiczieska kwitancję wjeżdzam na ziemię niczyją. To chyba on, ten Pamir. Pięknie!
83957
Pogoda robi się w kratkę, wspinam się na Kyzył Art.
83958
Na granicy jest wesoło. Najpierw Tadżycy chca 20 USD za wriemiennyj wwoz. Policjant chce jeszcze trochę - dość, że pozbywam się ostatnich 200 somów i 20 dolarów i wychodzi na to, że jest za mało. Kręcą głową, że nie mogą puścić. Mówię im, że muszą, bo do Osz nie dojadę, a do Murgabu owszem, i mogę im przywieźć. Uśmiecham się, oni kręcą głową że nie wolno. Rozmawiamy o życiu w Polsce i Tadżykistanie, częstuję ich kieliszeczkiem śliwowicy...i odpuszczają. Dowódca mówi mi, żebym jechał, ale on jest na posterunku jeszcze 6 dni i jak nie wrócę, to on będzie musiał z własnej kieszeni dopłacić. Otwierają szlaban - i bez grosza przy duszy, bezgranicznie szczęśliwy wjeżdżam do Tadżykistanu.
83959
Nieśmiało zaczyna się asfalt. Dziury jak cholera, ale można jechać 100 km/h. Jedynie od czasu do czasu trafia się seria fal pofalowań, na których rozbujany motocykl ważący w sumie z 400 kilo ze dwa razy wzbija się w powietrze. Jako że mało ze strachu nie popuściłem w gacie, zwalniam.
83961
Przełęcz Ak Baital (4655 m n.p.m) wygląda jak z innej planety. Do tego zimno jak cholera, wiatr, w płucach brakuje powietrza, a pionizowanie motocykla powoduje zadyszkę.
83962
Uświadamiam sobie, że od dobrych dwóch godzin nie widziałem śladu człowieka, żadnego budynku ani śladu po czymś takim. Nie ma roślin, zwierząt. Niesamowite.
83963
Zaraz potem mijam z daleka Kara-kol. Fakt, że jest to ślad po ogromnym impakcie sprzed 5 milionów lat budzi pierdylion nihilistycznych refleksji. Patrzę na scenę teatru i jakby nie patrzeć, nie ogarniam.
83964
Tu kończy się fotorelacja z tego dnia, choć było dopiero południe, a dzień skończył się po 22. Chciałem zostać w Murgab, ale ani nie było tam miejsc, ani nie przyjmowali kart płatniczych. Bankomat owszem, jest, ale bank zbankrutował. W drugim banku nie ma szans na wypłatę pieniędzy. Mam paliwa na jakieś 200-220 km, ZERO gotówki i 310 km do przejechania w górskich warunkach. Do Osz nie było jak wrócić - raz, za daleko, dwa - tadżycki pogranicznik czekał na hajsy. Jest 14. Liczę, że w 6 godzin dojadę. Rusza. Afryka stabilizuje minimalne spalanie na 4.4 litra przy prędkości 65 km/h na czwartym biegu. Nic niżej nie udaje mi się wycisnąć, pewnie głównie z powodu średniej wysokości w okolicach 4 tys. m n.p.m. Po drodze porywisty wiatr, tarka, deszcz i temperatura w okolicach 10 stopni. Gdy wlewam do pustego niemal baku zawartość rotapaxa - 7.5 litra, GPS pokazuje 200 km do Chorog.
Wjeżdżam po ciemku do miasta. Na dzień dobry, a raczej dobry wieczór, zatrzymuje mnie 12 policjantów na raz. Stali na ulicy i tak normalnie, grupowo mnie wylegitymowali. Luzik. Chwila miłej rozmowy skąd-dokąd. Widzę bankomaty, morze bankomatów.
10 minut później, pytając dlaczego w żadnym nie ma kasy, dowiaduję się, że będzie rano. Taki lokalny folklor. Myślę sobie, piździec. Montuję się w hotelu. Nie mam pieniędzy, ale jak prawdziwy Janusz zamawiam obiad z zimnym piwem. Jest dobrze.

chemik
06.12.2017, 13:44
Nie mam pieniędzy, ale zamawiam obiad z zimnym piwem. Jest dobrze.

Wyrwane z kontekstu brzmi jak tekst jakiegoś Janusza na wakacjach w Egipcie. Ale patrząc przez pryzmat dwóch ostatnich odcinków stanowi dobre posumowanie wydarzeń.
Leć dalej w tym stylu. Mi się podoba. Czyta się. ;)

bukowski
06.12.2017, 19:49
Wyrwane z kontekstu brzmi jak tekst jakiegoś Janusza na wakacjach w Egipcie. Ale patrząc przez pryzmat dwóch ostatnich odcinków stanowi dobre posumowanie wydarzeń.
Leć dalej w tym stylu. Mi się podoba. Czyta się. ;)I jeszcze dwie refleksje z tego dnia.
Po pierwsze, ten wieczór spedzilem z grubsza samotnie. To byl...pierwszy i ostatni samotny wieczor tego szesnastodniowego wyjazdu.
Po drugie, gdybym jechal w grupie, caly dzien wygladalby inaczej. I pewnie nie dotarlbym do Chorog.

Gilu
06.12.2017, 20:03
To byl...pierwszy i ostatni samotny wieczor tego szesnastodniowego wyjazdu.
Po drugie, gdybym jechal w grupie, caly dzien wygladalby inaczej. I pewnie nie dotarlbym do Chorog.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka[/QUOTE]


Sam wybrałeś,chyba utwierdziłeś się w tym wyborze

apex
06.12.2017, 20:09
Jest super, pisz dalej :)

Wilk96
06.12.2017, 22:16
Super się czyta, wspomnienia wracają.
Małe sprostowanie, miejsce pod Leninem gdzie dojechałeś to nie była base camp1 która się znajduje na wysokości 4400mnpm. Byłeś w tak zwanej bazie głównej Aczik Tasz (Ługowa Polana) na wysokości 3800, całe szczęście nie dałeś się namówić aby próbować wjazdu do Camp 1, wszystko zależy od pogody ale nawet jak świeci słońce i nie ma śniegu to nawet osły na czterech nogach maja problem. Jak ja tam wchodziłem to w przeciągu godziny (jak to w górach) nasypało śniegu po kolana a widoczność spadła do kilku metrów.
Nie mogę doczekać się dalszej części :)

Rychu72
07.12.2017, 07:34
I jeszcze dwie refleksje z tego dnia.
Po pierwsze, tego wieczora, wyjąwszy pogaduszki - spedzilem z grubsza samotnie. To byl...pierwszy i ostatni samotny wieczor tego szesnastodniowego wyjazdu.
Po drugie, gdybym jechal w grupie, caly dzien wygladalby inaczej. I pewnie nie dotarlbym do Chorog.

Z doświadczenia wiem, że podróż w dużej grupie, w małej grupie lub samemu to różne podróże.
Preferuje te dwie ostatnie formy, bo w dużej grupie nie zawsze mogę robić, to co mi pasuje w danym momencie. Trzeba się dostosowywać do większości.

bukowski
07.12.2017, 11:45
Małe sprostowanie, miejsce pod Leninem gdzie dojechałeś to nie była base camp1 która się znajduje na wysokości 4400mnpm. Byłeś w tak zwanej bazie głównej Aczik Tasz (Ługowa Polana) na wysokości 3800,

Dzięki, zaraz poprawię, żeby potomności w błąd nie wprowadzać.

Pirania
07.12.2017, 12:13
Fajnie się czyta, dawaj dalej! ;)

redrobo
07.12.2017, 12:43
Tuba (fałszywy).

No i warto stosować prawidłową terminologię dla określenia miejscowości, nazw geograficznych itp.
Co to jest Xorog? Nigdy nie był w zasięgu chińskiej jurysdykcji, by można było takiego zwrotu użyć (i nie powołuj się na wiki ;) )
Skoro piszesz Murgab, to pisz Charog. To rosyjska wymowa Pamirskiego Postu i obecnej stolicy administracyjnej GBAO.

Wojteak
07.12.2017, 15:51
W uzupełnieniu...

Po rosyjsku: Хорог i Мургаб, po tadżycku: Xopyf i Mypfoб.

Pozdrawiam

bukowski
07.12.2017, 16:59
W uzupełnieniu...

Po rosyjsku: Хорог i Мургаб, po tadżycku: Xopyf i Mypfoб.

PozdrawiamStad mi sie moja transkrypcja wziela. A uscislajac, to Chorog powinno byc w ktoryms lokalnym jezyku, jest ich tam kilka, wszystkie zagrozone. Tlumaczyli mi to lokalesi z Bartangu; dla nich to pamirski jazyk, ale sami mowili ze z tymi z Iszkaszim to po rosyjsku muszą. A to raptem 100 km. Po tadzycku mowili tylko dlatego, ze zmuszali ich do nauki w szkole.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

redrobo
08.12.2017, 11:47
Tuba (fałszywy).

Charog nie ma historycznego rodowodu. Podobnie jak Murgab, założony przez Rosjan w 1896r. pod nazwą Pamirski Post.
Ten drugi wziął pamirską nazwę od rzeki przezeń płynącej - czyli Murg ob i ta została zruszczona. Murgob to jest nazwa pamirska, dokładniej Szugnańców zamieszkujących Sarez przed zalaniem (1911r.).
Ciekawostka.
W dzisiejszym Bartangu, w miejscu, gdzie Murg-ob (Murgab) wpadał do rzeki o tej nazwie w trzech sąsiadujących wioskach mówiono trzema dialektami Oszori (Roszorw) i tak jest do dzisiaj.

Doliny w Pamirze były hermetyczne. Do póki nie było zasięgu telefonii komórkowej - niemal w każdej dzisiaj (miałem tę przyjemność i satysfakcję podróżować po Pamirze kiedy nie było tej formy łączności), nacje zamieszkujące te doliny niewiele o sobie wiedziały.
Stąd taka różnorodność języków.

A w temacie - pisanie przez X (rosyjskie "ch" również pisze się inaczej) to przykład skrajnej indolencji. Wojteak powołuje się na wiki, które w tym przypadku jest beznadziejnym źródłem.

Warto też wiedzieć, że płaskowyż Pamiru do dzisiaj zamieszkują Kirgizi, nie mający z pamirskimi narodami żadnego wspólnego mianownika.
Jak niedostępny był to obszar, wynika to z topografii terenu i świadomości, że do 1929r (data rozpoczęcia budowy Pamirskiego Traktu) dało się dojechać na kołach tylko do Pamirskiego Postu. Droga na przełęcz Kyzyłart, nie zmieniła się praktycznie od 100 lat.
Te "X" można by było ostatecznie przypisać jakimś nazwom z płaskowyżu Pamiru, bo przez wieki całe, były obszarem jurysdykcji chińskiej, do póki do Wielkiej Gry nie wszedł całkowicie niemal zapomniany, wielki polski podróżnik Bronisław Grąbczewski.
Dokładnie to dzięki niemu oglądacie ten słynny płot, który towarzyszy wam jadąc z Karakulu do Rangkulu w Pamirze.

Postać (tragiczną w sumie) Bronisława Grąbczewskiego przybliżył obecnie współautor książki Podróże nieodkryte - Adam Pleskaczyński. To od niego dostałem komplet, niepublikowanych dotąd nigdzie map z podróży Grąbczewskiego w latach 1885-1890. Zawierają one blisko 700 pozycji nazw i punktów geograficznych, nad rozkminieniem których Adam pracował przez ostatnie 3 lata.
Etap pamirskich podróży Grąbczewskiego obejmujących Pamir i Hindukusz (rozkminkę) dokonałem równolegle wcześniej, z podobną systematyką, stąd taki prezent dla mnie od Adama.

bukowski
08.12.2017, 14:23
Ciekawe rzeczy piszesz, ale przyp...lasz się jak indolent.
W swoim krótkim wywodzie masz kilka błędów typograficznych, kilka interpunkcyjnych, ze trzy gramatyczne i dwukrotnie powtórzonego orta.
Chorog, Xorog, Khorog, Charog -wszyscy wiemy, o co chodzi i nie ma sensu kopii o to kruszyć.
Pax, pax. A swoją drogą, podziel się szerzej wiedzą o tamtym zakątku, bo wygląda na to, że wiesz więcej. Mnie to bardzo interesuje.

Jarczoq
08.12.2017, 21:03
Nie tylko Ciebie.

myku
08.12.2017, 21:45
Przegapilem watek,ale juz nadrabiam :Thumbs_Up:

redrobo
09.12.2017, 09:18
Tuba

Ciekawe rzeczy piszesz, ale przyp...lasz się jak indolent.
W swoim krótkim wywodzie masz kilka błędów typograficznych, kilka interpunkcyjnych, ze trzy gramatyczne i dwukrotnie powtórzonego orta.
Chorog, Xorog, Khorog, Charog -wszyscy wiemy, o co chodzi i nie ma sensu kopii o to kruszyć.
Pax, pax. A swoją drogą, podziel się szerzej wiedzą o tamtym zakątku, bo wygląda na to, że wiesz więcej. Mnie to bardzo interesuje.
Teraz "wszyscy" może zwrócą uwagę na coś więcej.
Dziękuję za uwagi sneer. Masz rację. Wątek jest o interpunkcji.

bukowski
10.12.2017, 11:19
Chorog- Bartang

W Chorogu zakotwiczam się na 2 dni w hotelu, po lewej stronie na wylocie w stronę Rushan. Tanio, 20 dolarów, taras knajpy wychodzi wprost na Pjandż. Poprzedniego wieczora po kolacji i dwóch piwach zasypiam gdzieś między drzwiami pokoju hotelowego a łóżkiem. Kolejnego poranka, wyspany, biorę kask i ruszam polować na pieniądze. Otóż, nie jest to trywialne, nawet rano. Bankomaty odmawiają wypłaty, master card mimo naklejek po prostu nie działa, mam na szczęście jeszcze jedną Visę. Trafiam w końcu na jakichś Czechów, którzy wskazują mi bankomat na uboczu. Ten działa, choć wypłaca po równowartości stu złotych; stoję tam z dwadzieścia minut, kolejka pomrukuje z niezadowolenia, ale ostatecznie jest sukces. Tankuję do pełna, Afryka dojechała na stację już chyba siłą woli. Po drodze mały dżołk, patrzcie uważnie:
85298

Wracam do hotelu i pakuję się na lekko. Plan miałem dość luźny - wbić się tak daleko, jak się da, w dolinę Bartang i wrócić. Jeśli uda się dojechać do Barchidiv, to spróbuję zaatakować jezioro Sareskie. Nie mam permitu, ale liczę na urok osobisty. Mój plan ma jednak i drugie dno, wiąże się w pewnym sensie z zeszłoroczną wycieczką po Norwegii. Obiecałem stamtąd przywieźć kamyk dla przyjaciela. Przyjaciela, który musiał zapomnieć już o jakichkolwiek podróżach, ledwie trzymając się życia, wysłuchującego łapczywie, niczym dziecko, opowieści z dalekich stron. Obiecałem - i zapomniałem. Postanowiłem sobie więc, że tym razem w miejscu, gdzie będę musiał zawrócić, wyszukam najładniejszy kamyk i przywiozę.

W piękną pogodę jadę w stronę Rushan. Po godzinie docieram do mostu. Milicjant na poście wskazuje mi drogę w prawo, gdy mówię, że chcę do Barchidiv, mówi „maładiec” i życzy dobrego dnia.

85299

Bardzo szybko znika zieleń, asfalt przechodzi w szutrówkę, z obu stron wąskiej doliny sterczą groźne skały, rzeka płynąca wzdłuż drogi (w zasadzie to droga biegnie wzdłuż rzeki, ekhem) jest wezbrana, kawowa i rwąca.

85300

Co kilka kilometrów wdziera się na drogę. Przejeżdżam kilka razy i dopiero po czasie dotarła do mnie moja lekkomyślność: gdybym się tam wypieprzył i zalał motocykl, byłoby słabo. Nie ma zasięgu, nie ma ludzi a do cywilizacji kilkadziesiąt kilometrów.

85301

Papryka w tamaryszkach:

85302

Kakaja strana, takije barnfajndy:

85303

Mijam wesołą ekipę naprawiającą w tej głuszy zalaną drogę: mają wielką koparkę Volvo i uśmiechają się przyjaźnie. Z naprzeciwka jedzie terenówka, jak się okazało chwilę potem - starsze małżeństwo Niemców w wypożyczonym chyba nowoczesnym uazie. Stoję przed takim zalanym zakolem i czekam, aż przejadą. Ruszają i - €dupa. Wpadają w jakiś podwodny lej i topią sprzęta. Robi mi się ciepło na myśl, że gdybym ich nie spotkał w tym właśnie momencie, sam bym właśnie wyciągał nieżywą afrykę z wody.

85304

Starsi państwo przechodzą na tył, krzyczę do nich, że jadę po pomoc. Zawracam; za zakrętem stoi ta koparka i z 10 facetów. Tłumaczę co i jak i ogromny monster rusza. Mają stalową linę, ale nikt nie ma pojęcia, o co ją zaczepić. Rozbieram się i wchodzę do wody, jest jej dobrze powyżej pasa. Na szczęście wymacuję jakiś hak. Po chwili samochód jest po drugiej stronie. Co ciekawe, w puszcze filtra było sucho: auto zaciągnęło wodę przez wydech i nie było w stanie kręcić rozrusznikiem, żeby odpalić. Strasznie żałuję, że nie mam z tej akcji zdjęć, ale ganiałem tam w samych gaciach tłumacząc z niemieckiego na rosyjski i nazad, odpalając samochód, przenosząc mokre rzeczy tych ludzi i tak dalej. Samochód w końcu zagadał, Niemcy zmarznięci – pojechali.

Pytam, czy przy samej ścianie nie dam rady przejechać, ale najstarszy majster kręci głową:
- Nichuja.
Śmieję się z tego słowa, gdy dowiadują się, że w Polsce tak samo się mówi, śmiejemy się wszyscy.
Tadżycy nie dali się zbyć: wyciągnęli z krzaków tadżina, lepioszki, wódeczkę. W sumie musiałem się pożegnać z moją wycieczką do Barchidev, więc spędziłem z nimi dobre 2 godziny. Dowiedziałem się, że nie są żadnymi Tadżykami, tylko Pamircami. Gdy polewają mi drugi kieliszek, mówię „nichuja” i pokazuję na motocykl. Gacie mi już przeschły, czas się zbierać. Wychodzę na rumowisko i szukam kamienia dobre pół godziny. W końcu jest. Mogę wracać.

85305

Wieczorem docieram do hotelu, porządkuję bagaże, w końcu montuję się w knajpie. W środku żarcia na taras wychodzi tadżyk i pokazuje ten szczególny gest pt. "pięćdziesiątkę?". No, namówił mnie. Ale, jak widać na poniższym obrazku, nie wyszło mu to na zdrowie. A w zasadzie to im...jeden gadał trzy po trzy, drugi ledwie trafił do drzwi a trzeci zasnął na stole.

85306

trolik1
10.12.2017, 12:05
Byliśmy w Chorog w sierpniu i spotkaliśmy tam dwóch chłopaków z Łodzi na dużych GS. Przejechali Bartang i mówili, że brody były spokojnie do zrobienia. Zeszli z motorków tylko dwa razy żeby sprawdzić na wszelki wypadek. Niestety moi kolesie nie bardzo chcieli jechać... Wygląda na to, że sierpień jest lepszym miesiącem na przejazd tej doliny. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie mi to dane...
pozdrawiam trolik

bukowski
14.12.2017, 16:03
Khorog - Murghab (hahaha)

Jestem trochę przesądny. Nie, żebym się jakoś obawiał, ale gdy w piątek trzynastego lipca 2001 roku przebiegł mi drogę czarny kot - parę godzin później miałem poważny wypadek i otarłem się o absolut, więc co tam będę się z ciemnymi mocami próbował?
No więc znów mamy trzynastego lipca i radosny plan przejechania wzdłuż Pjandżu/Pamiru aż do korytarza Wakhańskiego i potem jakoś w górę, może Bibi Fatima czy jak tam się te gorące źródła nazywały. Siłą rzeczy myśli błądzą mi co rusz wokół Iziego: za parę godzin będę przejeżdżał obok miejsca, gdzie zginął, jest lipiec, mam w kieszeni świeczkę zabraną jeszcze z Polski i słodycze dla dzieciaków. Jest piękna pogoda, droga wzdłuż rzeki przyjemna. Jadę dość ostrożnie, raz - trzynastego, dwa - jakieś święto lokalne, trzy - sporo lawirujących wśród dziur busików o mało przewidywalnej trajektorii ruchu. Na jednym z mostków wpadam tylnym kołem w podłużną dziurę, kładę się na prawo i nadrywam sakwę o wystający obok słupek. Na szczęście to nic poważnego i już za chwilę szukam srebrnej tabliczki na murku.
Zapalam świeczkę. Straciłem w tym roku kogoś bliskiego i robi mi się cholernie smutno.

85317

Ruszam w drogę. Żeby się zbytnio w tych moich smutkach nie zatracić, zamiast pojechać jak człowiek do Bibi Fatima, odbijam w góry drogą, która wypatrzyłem na GPS (edit: nie wiedziałem wtedy, że pojechałem w drugą stronę i wjechałem w dolinę Rotszkali. Stąd na ciąg dalszy odcinka należy nałożyć filtr pt. nie wiem gdzie jestem, ale jakoś się przemieszczam). Z mapy wynika, że powinno dać się tam przebić na północ do M41, ale liczę, że będzie można też wrócić na drogę w stronę Wakhanu. Zaczyna się dzicz; mijam jedyną miejscowość Rubot.

85318

Tam jak we wschodnim Maroku, kobiety zakutane w czadory od stóp do głów. Droga przez długi płaskowyż jest kompletnie pusta; mijam samotne ruiny i zaczynam wspinać się w górę.

85319

Na podjeździe pod pasmo za którym jest już M41 robi się tak sobie. Droga się zwęża, szuter przechodzi w kamienie. Jestem już z 2 godziny od Iszkaszim i niekoniecznie chciałbym wracać. Co więcej, w Rubot nie mieli benzyny, a zostało mi jej tyle, co w kanistrze, czyli na 200 km w tych warunkach.

85320

Po kolejnej godzinie zaczynam być trochę zmęczony, ale przejeżdżam jakąś przełęcz i mam wrażenie, że zaczynam powoli zjeżdżać w stronę drogi. Spora wysokość, powyżej 4200 metrów i wysiłek dają się we znaki: jestem zmęczony. Na każdym postoju żuję po kawałku suszonej wołowiny i jakoś idzie.

85321

Wreszcie trafiam na rzekę. Piękna, zielona woda, bród widoczny, wjeżdżam. Wody po krok, więc uważam. Niestety kamienie na dnie są ogromne i strasznie śliskie; gdybym pomyślał, zdjąłbym bagaże i przeniósł je osobno, a motocykl przeprowadził. Ale siedzę okrakiem i walczę o to, żeby się nie przewrócić. Kamień po kamieniu, pot mi cieknie z czoła. Te 10 metrów zajmuje mi dobre 15 minut, zanim odkręcam manetkę po drugiej stronie i wyjeżdżam z jaru ciężko dysząc.

85322


Kilometr czy dwa dalej widzę metę: droga schodzi zakosami, potem rzeka i na koniec nitka M41. W linii prostej jakieś 3 kilometry. Wzywam moce nieczyste, żeby rzeka przy M41 miała most, bo widać z daleka, ze jest dość szeroka i wzburzona. Gdybym miał wracać, byłoby słabo. Raz - cholerna rzeczka, którą tyle co przejechałem, dwa - 4-5 godzin jazdy po kamieniach.
Jadę. Cały czas z góry widzę rzekę; widzę też, że jest coraz szersza, i coraz bardziej nie widać na niej mostu. Dojeżdżam do rzeki; bez szans na przejechanie motocyklem. Głęboko i silny prąd. Decyduję na podróż wzdłuż rzeki, po piaszczystym jakby rozlewisku. Ciężko: piach jest często podmoknięty i grząski, co chwilę trafiają się ostre wyrwy; w końcu robię bęc.

85323

Zmęczony i trochę zrezygnowany zdejmuję bagaże, podnoszę motocykl, wciągam plaster wołowiny, pakuję bagaże z powrotem, ruszam. Chyba wszyscy znają ten dość trudny psychicznie stan, kiedy wypieprzasz się drugi i trzeci raz na odcinku 100 metrów i powtarzasz nudną procedurę. Robi mi się zimno, jestem trochę przemoczony dołem i prawdę mówiąc, najchętniej zaległbym przy kominku i poczytał coś. Rozważam przez chwilę biwak, ale pogoda robi się mocno taka sobie. Podnoszę motor jeszcze raz i w końcu wyjeżdżam na twardszą ścieżkę. Za skałą ścieżka skręca i - tak! Widze przyczółek małego mostu!
Uważajcie teraz.
Trzynastego.
Otóż.
Przyczółki były, ale belki z mostu zmyło do rzeki. Zostały dwie, okrągłe, po dwóch stronach. Za mostem drogi nie ma, trzeba wracać. Grr. Brr. Wrr. Burczę ze złości i śmieję się sam z siebie.
Schodzę niżej w poszukiwaniu brodu. Jak na złość, nawet śladu. Wtedy na zakręcie rzeczki widzę deski z mostu, wyniesione przez wodę na brzeg. Decha dobre 4 cm grubości, 20 cm szerokości, 6-7 metrów długości. Namoknięte były i przez to ciężkie jak zaraza. Przeciągnąłem trzy po brzegu do mostu. Narzuciłem na przyczółek, wlazłem do wody z belką na ramionach, wylazłem z drugiej strony, wciągnąłem. I tak trzy razy. Ledwie żywy i cały mokry (bo się oczywiście w tej wodzie wypieprzyłem) wróciłem do motocykla. Zdjąłem bagaże, odpaliłem, podjechałem do przyczółka i - spękałem. Do deski prowadził dobry metr grubych otoczaków wielkości głowy dziecka, potem jeszcze trzeba było trafić centralnie w deskę. Złażę z motoru i pcham go przez te kamulce. Jakoś trafiam na deskę, ale że cały pomost ma 60 cm, to zaczynam rozumieć, że tak się nie da. Unieruchamiam motor w pionie i idę odsunąć jedną z desek. Po chwili idę tą deską, pchając motocykl po dwóch innych. Sram po gaciach, bo deski leżały trochę w wodzie i są śliskie jak cholera.
Po chwili jestem po drugiej stronie.

85324

Wow.
Nie mam siły na nic. Wsiadam jak zombie na motor i jadę do Murghab. Jest późne popołudnie a światło...sami popatrzcie:

85325

85326


Na szczęście w hotelu Pamir jest miejsce; zostawiam przemoczone buty i spodnie na zewnątrz. Gdy ściągam rękawiczkę wzdrygam sie na widok mojej własnej dłoni.

http://africatwin.com.pl/attachment.php?attachmentid=85327&stc=1&d=1544878275

jamcio
14.12.2017, 18:01
Bagaży zapomniałeś :)

Grzechu2012
14.12.2017, 18:08
Eleganco sie czyta :)

siwy
14.12.2017, 18:14
wow, odważnie :)

Korbol
14.12.2017, 18:16
Bardzo fajny odcinek.

bukowski
14.12.2017, 19:15
Bagaży zapomniałeś :)ROTFL :)

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

trolik1
14.12.2017, 19:40
Ale przygoda! :-)
w którym miejscu zjechałeś na północ z korytarza? Patrzę na mapę i nie bardzo jestem w stanie zlokalizować tą drogę...
pozdrawiam trolik

bukowski
14.12.2017, 20:41
Ale przygoda! :-)
w którym miejscu zjechałeś na północ z korytarza? Patrzę na mapę i nie bardzo jestem w stanie zlokalizować tą drogę...
pozdrawiam trolikMusze sie dobrac do Garmina. Zjezdzalem gdzies przed Iszkaszim jadac od Chorog. Rubot znajdziesz w google maps. Jak znajde tracka to wrzuce tutaj.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

trolik1
14.12.2017, 21:26
Musze sie dobrac do Garmina. Zjezdzalem gdzies przed Iszkaszim jadac od Chorog. Rubot znajdziesz w google maps. Jak znajde tracka to wrzuce tutaj.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka
Rubot znalazłem - chodzi właśnie o tą drogę.
pozdrawiam trolik

redrobo
15.12.2017, 01:09
Tuba

Tego dnia machnąłeś blisko 550km. To bardzo dużo. Pojechałeś z Khorog do Namadgut i wróciłeś się z powrotem do Khorog by wjechać do doliny Rotszkala (innej drogi od tej strony nie ma).
Co zadecydowało, że odpuściłeś jazdę wgłąb Korytarza na wschód?

bukowski
15.12.2017, 07:50
Tuba

Tego dnia machnąłeś blisko 550km. To bardzo dużo. Pojechałeś z Khorog do Namadgut i wróciłeś się z powrotem do Khorog by wjechać do doliny Rotszkala (innej drogi od tej strony nie ma).
Co zadecydowało, że odpuściłeś jazdę wgłąb Korytarza na wschód?
Nie wiem dokladnie, jak daleko wracalem w strone Khorog, nie analizowalem za bardzo tracka, dlatego z ciekawosci wydlubie go z GPS i przyjrze sie tej mojej radosnej inwencji. Ja...często błądzę, niekoniecznie dlatego, ze chcę, tylko mam jakis feler w mózgu. Możecie się śmiać, ale z Namadgut pojechałem w przeciwną stronę i zorientowałem się dopiero po kilkudziesięciu kilometrach. Skoro twierdzisz, że dojechałem aż do Tirchit/Khorog, pozostaje mi roześmiać się jeszcze bardziej nad sobą.
Kiedys w Maroku, pierwszego dnia jadac z grupa zmarudzilem gdzies i zgubilem droge tak, ze jechalem do Ouarzazate dobrych 5 godzin dluzej niż reszta.

500 kilo to bylo poniżej mojej dziennej średniej. Jeśli odejmę z wyjazdu 3 dni, w ciągu których zrobiłem <100 (Bartang i potem dwa dni chilloutu nad Issyk Kul), to średnia wychodziła mi ok. 650.

darius
15.12.2017, 09:09
Restekpa!!!!

Pozdrowienia,
D

Wysłane z mojego HUAWEI GRA-L09 przy użyciu Tapatalka

Emek
15.12.2017, 09:24
500 kilo to bylo poniżej mojej dziennej średniej. Jeśli odejmę z wyjazdu 3 dni, w ciągu których zrobiłem <100 (Bartang i potem dwa dni chilloutu nad Issyk Kul), to średnia wychodziła mi ok. 650.
To musiałeś gnać. My średnio robiliśmy po ok 250 max 300 km w Kirgistanie i Tadżykistanie a kurcze wcale się nie opierdzielaliśmy bo plan był dość napięty. Nie potrafię sobie wyobrazić takich przebiegów dziennych w tych stronach.

turas
15.12.2017, 11:02
Noooo ja jestem pod wrażeniem!
Piękne foty i emocjonujący opis.
Czekam na kolejne odcinki!

Nynek
15.12.2017, 11:06
To musiałeś gnać. My średnio robiliśmy po ok 250 max 300 km w Kirgistanie i Tadżykistanie a kurcze wcale się nie opierdzielaliśmy bo plan był dość napięty. Nie potrafię sobie wyobrazić takich przebiegów dziennych w tych stronach.

To samo pomyślałem. Musiał być naprawdę długi dzień :D

redrobo
15.12.2017, 11:39
Tuba

Ja za co innego podziwiam sneera.

Chłop nie ma pojęcia o jeździe w terenie w ogóle (!) a ciężka Afra na pewno nie jest tutaj ułatwieniem.
Przeanalizowałem sobie ten jego przejazd, bo mam od chuja fot z niego. Robiłem tę trasę dwukrotnie (dolina Rotszkala).

Bród, który tyle cierpienia zadał sneerowi, to strumyk. Gdyby zaliczył (sneer) choć jeden wyjazd z kolegami w trudniejszy teren w Polsce (przy tym kilka gleb, wyciągał moto z błota, ślizgał się po otoczakach itp.) radziłby sobie o niebo lepiej.
W tym brodzie jest wody po kostki (gdzieś tam do pół łydki) ale strach ma wielkie oczy.
Jednak prowadząc przez niego ciężką Afrę bez doświadczenia, możesz się upierdolić po pachy, a nie pachwiny.

Poza tym akurat tam, ma się wrażenie pustki i ogromnej przestrzeni, zwłaszcza przy ładnej pogodzie. Wczesnym popołudniem jest dość ponuro, bo to pora chmur. Łańcuch Szugnan z dominantami: Engelsem i Marksem rzuca tam na kolana.
Zdjęcia robione w Rotszkali są robione do tyłu. Ostatnie w miejscu, gdzie Engels aż kłuje po oczach widać, że na czym innym skupiony był sneer.

Działała wyobraźnia i droga, która w istocie jest prostym, skalnym szutrem, po którym większość z was zapierdalałaby w milczeniu, sneera zaczęła przytłaczać.

Ten mostek, gdyby go sneer robił w drugą mańkę, byłby o 80% łatwiejszy, bo od strony PH (do asfaltu z jakie 20m) jest prawie płaski najazd.
Swoje robiło zmęczenie. Do tego mostku sneer przejechał dokładnie 420km.
Tam, gdzie sneer glebił przed mostkiem, Podlasiacy nie odjęliby z manety nawet pół stopnia.

I to jest właśnie w tym wszystkim piękne.
Walka ze słabościami i pokonywanie trudności z przekraczaniem kolejnych granic, które potem sneer nazwie doświadczeniem.
To mi się podoba i za to szacunek.

Kiedyś wpuściłem czosnka w Bartang ale czosnek uczył się jeździć Afrą całe 5000km za nim wjechał w tę dolinę i musiał po drodze pokonać przełęcz Chaburabot z jej południowymi, wąskimi winklami i na drodze do Wanczu.

Gdybyś przejechał ten czosnkowy dystans, byłbyś w innym miejscu. Tego wam "dollarowcy" nie powiedzą. Powiedzą wam, na chuj się męczyć. Weźmiemy ci moto, w grupie będzie ci bezpieczniej, łatwiej.
A wy...? Nawet nie wiecie, ile tracicie.

Pewnie znowu pomyślisz, że Ci dojebałem.
Po tej Twojej interpunkcyjno-ortopgraficznej odpowiedzi przestałem Cie lubić, bo ten wątek nie o tym, ale o znajomości terenu, po którym się jedzie, jak najbardziej.
Tym niemniej usprawiedliwia Cie niejako fakt tego, co Ci tam w mózgu siedzi (jak wspomniałeś) a co ja nazywam brakiem orientacji w terenie.
Ta przypadłość potrafi niekiedy na piękne manowce sprowadzić, co w Twoim przypadku miało miejsce.

Zastanów się dwa razy, zanim odpowiesz. Zasadniczo nie obchodzi mnie to, bo nie tylko do Ciebie adresowany był ten post.

Brod:

http://i63.tinypic.com/33o05tu.jpg
Taka ja miałem perspektywę robiąc go pierwszy raz.

http://i67.tinypic.com/2epolro.jpg
A taką Ty.

Dlatego tak często oglądałeś się za siebie.

Mostek:

diyIpTiiaBs

A tu, jak się jedzie o właściwej porze...
http://i68.tinypic.com/2pra7g6.jpg
...5 lat później i ma farta z wieczora.

http://i68.tinypic.com/nzlqag.jpg

Albo...
http://i63.tinypic.com/b626u1.jpg
...wczesnym rankiem.

P.S.
Pozdrawiam podpierdalaczy
El

trolik1
15.12.2017, 12:17
Kurde zajefajne miejsce ta dolina:-)
My w Pamirze robiliśmy dziennie ok 300 km i uwazam, že było to stanowczo za dużo. Jeśli uda mi sie byc tam w przyszlym roku to bedzie wolne poruszanie sie w celu ogladania pieknych widokow...:-)
Pozdrawiam trolik

bukowski
15.12.2017, 13:03
El, gówno zjesz, i gówno gadasz. Poprzednią afrą zrobiłem dobrze ponad 100 tys. km, raczej nie po asfalcie. A terenówkami włóczyłem się po świecie przez dobre kilka lat - ale to było gdzieś między 2000 a 2005. Oczywiście mam dużo pokory wobec własnych umiejętności, są prawdę mówiąc średnie.
Pisząc "strumyk" i "po kolana" przeczysz temu Twojemu ogromnemu doświadczeniu. Jadąc pod Pik Lenina te same rzeki miały wodę po kostki, z powrotem powyżej pasa. Na Twoich zdjęciach nie widzę za bardzo śniegu, tam gdzie jechałem śniegu było całkiem sporo.
Pewnie się topił i pewnie wypełniał te strumyki trochę bardziej, niż widać to u Ciebie. To na pewno nie jest ten bród - strumyk pamiętam i nawet tam nie zwolniłem. Bród, o którym mówię był w jarze, trochę dalej.
Mostek przy M41 wygląda że ten sam, tyle ze zostały z niego wyłącznie dwie skrajne belki - środka NIE BYŁO w ogóle. Skoro nie było, to trochę wody musiało płynąć, chyba że to kozy z nudów rozmontowały most i przeciągnęły deski 20 metrów w dół rzeki. Kto wie?

Ale pewnie się nie znam, przecież El skręcał papierosy patrząc jak powstaje tama sareska. Nie?

Oczywiście jest spora szansa, że jestem lamer i panikarz, a podlasiakom to mogę rurę wydechową polerować.

Musisz mieć w sobie jakieś hektolitry frustracji, że Ci się wciąż chce trollować. Mi się nie chce, jak uporządkuję notatki i znajdę godzinkę to napiszę kolejny odcinek.

siwy
15.12.2017, 13:08
El, gówno zjesz, i gówno gadasz. Poprzednią afrą zrobiłem dobrze ponad 100 tys. km, raczej nie po asfalcie. A terenówkami włóczyłem się po świecie przez dobre kilka lat - ale to było gdzieś między 2000 a 2005. Oczywiście mam dużo pokory wobec własnych umiejętności, są prawdę mówiąc średnie.
Pisząc "strumyk" i "po kolana" przeczysz temu Twojemu ogromnemu doświadczeniu. Jadąc pod Pik Lenina te same rzeki miały wodę po kostki, z powrotem powyżej pasa. Na Twoich zdjęciach nie widzę za bardzo śniegu, tam gdzie jechałem śniegu było całkiem sporo.
Pewnie się topił i pewnie wypełniał te strumyki trochę bardziej, niż widać to u Ciebie.
Ale pewnie się nie znam, przecież El skręcał papierosy patrząc jak powstaje tama sareska. Nie?

Oczywiście jest spora szansa, że jestem lamer i panikarz, a podlasiakom to mogę rurę wydechową polerować.

Musisz mieć w sobie jakieś hektolitry frustracji, że Ci się wciąż chce trollować. Mi się nie chce, jak uporządkuję notatki i znajdę godzinkę to napiszę kolejny odcinek.

:Thumbs_Up:

madafakinges
15.12.2017, 13:11
Zajebiście czekamy!

bukowski
15.12.2017, 13:14
To samo pomyślałem. Musiał być naprawdę długi dzień :D

Jak jadę sam, to skuteczność rośnie prawie dwukrotnie. Wstaję rano i nie tracę czasu na pogaduszki i budzenie kamratów. W czasie jazdy prawie się nie zatrzymuję - z całego wyjazdu przywiozłem ledwie setkę zdjęć. Nie sikam, raczej nie jem - w kieszeni mam batona albo jerky beef i sobie podjadam. W zasadzie przerwy robię na tankowanie czy picie - a i wtedy nie marudzę. No i dupę mam pancerną, 12 godzin dzień w dzień nie robi mi szczególnego problemu.

BTW, sprawdziłem tracka (nie moge go zgrac, bo kabelek przy afryce, afryka w pracowym garazu), faktycznie cofnąłem się aż do Chorog i pojechałem doliną Roshtal.

Nynek
15.12.2017, 13:16
Dawaj Sneer. Trza mieć dużo odwagi aby się w pojedynkę w takie zadupia wypuszczać, także to czy woda była po kostki czy kolana nie ma żadnego znaczenia.

Rychu72
15.12.2017, 13:18
Jak jadę sam, to skuteczność rośnie prawie dwukrotnie.

Najprawdziwsza prawda. :)
Jak jeździłem w dużych grupach to zwykle docieraliśmy do celu po nocy.

colles
15.12.2017, 13:29
Musisz mieć w sobie jakieś hektolitry frustracji, że Ci się wciąż chce trollować. Mi się nie chce, jak uporządkuję notatki i znajdę godzinkę to napiszę kolejny odcinek.

Im szybciej znajdziesz tą godzinkę tym lepiej :) czyta się!!

chemik
15.12.2017, 13:34
Mi się nie chce, jak uporządkuję notatki i znajdę godzinkę to napiszę kolejny odcinek.

Sneer, tego się trzymaj. Zawsze znajdzie się jakiś malkontent, który wie lepiej co powinieneś wtedy był zrobić i jak powinieneś się wtedy czuć. Macie różną filozofię podróżowania, uszanujcie Swoją odmienność (co Tobie wychodzi). El opisał Swoje spostrzeżenia, ale sposób w jaki to zrobił też był tym razem OK i to trzeba przyznać.
A Ty pisz, pokazuj zdjęcia, choć masz ich niewiele. Mnie tamte rejony strasznie ciągną, więc każdą relację chłonę. I wielu jest takich na Forum.

enduromaniak
15.12.2017, 14:41
Brawo Sneer za podróż solo! Wrażenia dużo bardziej intensywne niż podczas jazdy w grupie. Człowiek głębiej wchodzi w interakcje z otoczeniem, tubylcami, poza tym szybciej poznaje samego siebie.
No i w razie w. możesz polegać tylko na sobie.


P.s. Solo wracałem z Mongolii w '06 i zrobiłem pustynne Maroko '09 i te dwie wyprawy najbardziej zapadły mi w pamięci.






http://www.globerider.pl

Adagiio
15.12.2017, 15:04
Tuba

Ja za co innego podziwiam sneera.

Chłop nie ma pojęcia o jeździe w terenie w ogóle (!) a ciężka Afra na pewno nie jest tutaj ułatwieniem.
Przeanalizowałem sobie ten jego przejazd, bo mam od chuja fot z niego. Robiłem tę trasę dwukrotnie (dolina Rotszkala).

Bród, który tyle cierpienia zadał sneerowi, to strumyk. Gdyby zaliczył (sneer) choć jeden wyjazd z kolegami w trudniejszy teren w Polsce (przy tym kilka gleb, wyciągał moto z błota, ślizgał się po otoczakach itp.) radziłby sobie o niebo lepiej.
W tym brodzie jest wody po kostki (gdzieś tam do pół łydki) ale strach ma wielkie oczy.
Jednak prowadząc przez niego ciężką Afrę bez doświadczenia, możesz się upierdolić po pachy, a nie pachwiny.

Poza tym akurat tam, ma się wrażenie pustki i ogromnej przestrzeni, zwłaszcza przy ładnej pogodzie. Wczesnym popołudniem jest dość ponuro, bo to pora chmur. Łańcuch Szugnan z dominantami: Engelsem i Marksem rzuca tam na kolana.
Zdjęcia robione w Rotszkali są robione do tyłu. Ostatnie w miejscu, gdzie Engels aż kłuje po oczach widać, że na czym innym skupiony był sneer.

Działała wyobraźnia i droga, która w istocie jest prostym, skalnym szutrem, po którym większość z was zapierdalałaby w milczeniu, sneera zaczęła przytłaczać.

Ten mostek, gdyby go sneer robił w drugą mańkę, byłby o 80% łatwiejszy, bo od strony PH (do asfaltu z jakie 20m) jest prawie płaski najazd.
Swoje robiło zmęczenie. Do tego mostku sneer przejechał dokładnie 420km.
Tam, gdzie sneer glebił przed mostkiem, Podlasiacy nie odjęliby z manety nawet pół stopnia.

I to jest właśnie w tym wszystkim piękne.
Walka ze słabościami i pokonywanie trudności z przekraczaniem kolejnych granic, które potem sneer nazwie doświadczeniem.
To mi się podoba i za to szacunek.

Kiedyś wpuściłem czosnka w Bartang ale czosnek uczył się jeździć Afrą całe 5000km za nim wjechał w tę dolinę i musiał po drodze pokonać przełęcz Chaburabot z jej południowymi, wąskimi winklami i na drodze do Wanczu.

Gdybyś przejechał ten czosnkowy dystans, byłbyś w innym miejscu. Tego wam "dollarowcy" nie powiedzą. Powiedzą wam, na chuj się męczyć. Weźmiemy ci moto, w grupie będzie ci bezpieczniej, łatwiej.
A wy...? Nawet nie wiecie, ile tracicie.

Pewnie znowu pomyślisz, że Ci dojebałem.
Po tej Twojej interpunkcyjno-ortopgraficznej odpowiedzi przestałem Cie lubić, bo ten wątek nie o tym, ale o znajomości terenu, po którym się jedzie, jak najbardziej.
Tym niemniej usprawiedliwia Cie niejako fakt tego, co Ci tam w mózgu siedzi (jak wspomniałeś) a co ja nazywam brakiem orientacji w terenie.
Ta przypadłość potrafi niekiedy na piękne manowce sprowadzić, co w Twoim przypadku miało miejsce.

Zastanów się dwa razy, zanim odpowiesz. Zasadniczo nie obchodzi mnie to, bo nie tylko do Ciebie adresowany był ten post.

Brod:

http://i63.tinypic.com/33o05tu.jpg
Taka ja miałem perspektywę robiąc go pierwszy raz.

http://i67.tinypic.com/2epolro.jpg
A taką Ty.

Dlatego tak często oglądałeś się za siebie.

Mostek:

diyIpTiiaBs

A tu, jak się jedzie o właściwej porze...
http://i68.tinypic.com/2pra7g6.jpg
...5 lat później i ma farta z wieczora.

http://i68.tinypic.com/nzlqag.jpg

Albo...
http://i63.tinypic.com/b626u1.jpg
...wczesnym rankiem.

P.S.
Pozdrawiam podpierdalaczy
El

Ci których nazywasz podpierdalaczami to osoby, które nie chcą trolla na forum. Nie chcą czytać chamskich i wulgarnych tekstów obrażających innych. Gówno ci do tego którędy jadą, jak pokonują przeszkody i z jakim trudnościami i słabościami mierzą się na swoich wyjazdach.
Ludzie zniechęcają się do pisania relacji przez twój wredny ryj, który wkładasz w ich relacje chcąc im udowadniać że są parówami a troll jest najlepszy. Jesteś tu nie chciany i wypierdalaj z forum.

Gończy
15.12.2017, 15:29
No nie znowu kolejna fajna relacja zamieni się w gównoburze. Przenieście animozje poza forum. Ja na serio lubię czytać o waszych dalekich podróżach, szczególnie w taką gównianą zimę. Jest koniec roku, każdy może chodzić zdenerwowany. Czasem warto się wstrzymać od komentarzy.
Sorry za offtop ale się nie mogłem powstrzymać. Sneer dawaj dalej. Czyta się.

enduromaniak
15.12.2017, 16:38
Sneer, dobrze piszesz. Piękne foty, czym robisz?

Czy jak drugi raz miałbyś przejechać tą samą trasę w podobnych okolicznościach to nie chciałbyś lżejszego moto?

bukowski
15.12.2017, 18:38
Zdjęcia robię sony rx-100 II. To mały kompakt z jasnym obiektywem. Prawie wszystkie zdjęcia robione w trybie HDR najczęściej +-6EV.
Czy pojechałbym czymś lżejszym? Dla samej jazdy na pewno, ale z drugiej strony...jak jedziesz sam, to jednak starasz się nie kozaczyć. Większość mojej podróży to były spokojne szutry i asfalty. Afryka, szczególnie w wersji NAT, daje dużo komfortu: bezawaryjność, ładowność i moc. Szła na każdej benzynie dostępnej po drodze (łącznie z 78), nie marudziła na dużych wysokościach, ergonomia tego motocykla w tego typu podróży jest niesamowita. Możliwości zawiasu kończyły się tylko na wspomnianych falach M41 przy prędkościach powyżej 100 km/h. Jazda na stojąco bez problemu, długie godziny w siodle bez żadnego bólu czy zmęczenia, grzane minetki włączałem częściej niż zimą w Polsce. Bez problemu zapakowałem się z sakwy i rolkę razem z namiotem trójką, żarciem, maneżką, narzędziami i ciuchami na 3 tygodnie (na tyle pierwotnie miałem jechać...) i nie miałem wrażenia, że ciężko czy nieporęcznie.
Sądzę, że jadąc lc640 czy huską t610 mniej umęczyłbym się w rzekach czy trudnych podjazdach i na pewno miał więcej radochy z szutrów, ale per saldo, patrząc przez pryzmat samotnej dwutygodniowej włóczęgi i 7000 km, wybrałbym chyba NAT.

bukowski
15.12.2017, 19:51
Murgab - Sary Tash

Kolejny dzień w ogóle nie był spektakularny, chociaż dzień zakończył się późno...i nieoczekiwanie.
Z Murgab kopnąłem się na południe, żeby chociaż rzucić okiem na korytarz Wakhański. Muszę oddać sprawiedliwość Elowi, że to właśnie jego historia o wyprawie ciągnęła mnie w to miejsce. Pojechałem przez księżycowy krajobraz, w mokrych po poprzednim dniu butach. Pogoda zrobiła się paskudna, wiatr, chmury, co chwilę zacinało zimnym deszczem. Temperatura spadła do jakichś 10 stopni, buty nie schły. Gdy już dojeżdżałem do końca drogi (liczyłem, że kończy się tylko na mapie...), zobaczyłem wojskową toyotę.
- A ty kuda?
- Na ekskursju - odpowiadam z uśmiechem.
Ale szwejkowi nie było do śmiechu. Obejrzał dokumenty, pokazał mi palcem, żebym zjechał na lewo. Zjechałem, on bardziej na lewo, jeszcze...gdy już stałem w przeciwną stronę, oddał mi paszport i wizę, popatrzył groźnie i coś tam mruknął. Zrozumiałem, że mam wracać. Próbowałem coś tam ponegocjować, ale nie było dyskusji. No to pojechałem.

85328

Potem połykałem kolejne kilometry. Pogoda wciąż paskudna, choć czasem wychodziło słońce, to przez większą część drogi pizgało złem. Rang-kul mijam bez zatrzymywania się, i tak niewiele widać. Przy Kara-kol przejaśnia się na moment, na zdjęciu widać mniej więcej warunki, w których jechałem kilka godzin. Nie przeszkadza mi to być szczęśliwym jak balon, od którego oderwał się sznurek.

Granicę przejeżdżam bez problemów, tym razem tadżycki pogranicznik był bardzo miły, pytał gdzie byłem, znalazła się herbatka z prądem, także w ciepłej od rozgrzanej kozy dyżurce spędziłem dobrą godzinę, zanim wymawiając się późną porą ruszyłem dalej. Jedynymi gośćmi na granicy w tym czasie byli Polacy w wynajętym busie 4x4, jadący z Kirgistanu. Połykam kilometry; nie ma czym się zachwycać, więc pogrążam się w myślach. Myślę o przyjacielu, tym od kamyka.
- Tylko mi nie umieraj - mówiłem gdy ogarniało mnie zwątpienie, czy tym razem się wygrzebie...za każdym razem, gdy choroba wygrywała, zbywała moje gderanie, że nie tym razem, że tyle ma jeszcze do zrobienia.
Późnym popołudniem trochę sponiewierany docieram do Sary Tash i tego dnia odpuszczam. Kupuję koniaczek Kirgistan, wchodzę do śpiwora, wyciągam książkę i postanawiam się pogrzac. Hotel Tatina rozpieszcza rustykalnym stylem umywalki z najnowszym systemem wentylacji oraz zaskakuje toaletą, do której dochodzi się po owczym gównie w stajence.

85329

Tego dnia zresztą gówno towarzyszy mi bez przerwy: świeże, zleżałe i to z pieców. Wszyscy palą, bo zimno.
Potem jest ciekawie. Najpierw pomagam jakimś australijczykom kupić ubrania. Przyjechali z Indii i marzną, nikt ich nie rozumie. Wsiadam z nimi do terenówki i próbujemy znaleźć jakiś sklep z ubraniami. Po godzinie jest sukces.
Potem, słyszę ojczysty język - para z Polski na rowerach szuka noclegu. Pogoda paskudna.

85330

Rozmawiamy chwilę, wybierają jednak inny hotel. To ja z powrotem do śpiworka, Kirgistan się kończy, litery na kundelku rozjeżdżają, przysypiam. Już późno. Okno zaparowane, nic nie widzę, postanawiam spać. Ale zamykam oczy i słyszę...afrykę. Chwilę kombinuję...pewnie Polacy. Wstaję. Jacyś półtomni ludzie, rumiani, zmoczeni.
Mallory z żoną i jeszcze ktoś*. Zdaje się, że ledwie przejechali przez tą pieprzoną chmurę, którą widać na zdjęciu. W nocy. Chapeau bas.

* w sumie długo rozmawialiśmy i głupio mi, że nie pamiętam...

Mieciek
15.12.2017, 20:26
Zeszłej zimy ulubiona lektura to była relacja Henrego, tej zimy jest to Twoja.
Dziękuje bardzo.
Mam nadzieje ze kiedyś będę miał czas, fundusze oraz jaja żeby tam pojechać.
Szacuneczek.

bukowski
15.12.2017, 20:48
Zeszłej zimy ulubiona lektura to była relacja Henrego, tej zimy jest to Twoja.
Dziękuje bardzo.
Mam nadzieje ze kiedyś będę miał czas, fundusze oraz jaja żeby tam pojechać.
Szacuneczek.Dziekuje. I w ogole wszystkim za zachęty. Ta podroz, jak wiekszosc zreszta, odbyla sie w mojej glowie glownie...
Dzieki!

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

RonDell
15.12.2017, 20:56
Sneer,
zayebiście. Mam podobny układ synapsów mówiący, że samotna podróż jest THE BEST!!!!.
Ta fota wymiata!!!!!
https://s7.postimg.org/71a2t2rp7/tamaryszki.jpg

pantufl
15.12.2017, 21:12
Sneer ! Pisz dalej. Każda fota, kolejne akapity twoich wspominków pozwalają oderwać się od powtarzalnej codzienności. :Thumbs_Up:

Widmo80
16.12.2017, 13:57
Zaj..ista wyprawa i relacja !
Się czyta i ogląda :D

http://images.tinypic.pl/i/00237/6ov7l3qdqkuw.gif

Zmyler
16.12.2017, 15:09
Zaj..ista wyprawa i relacja !
Się czyta i ogląda :D

http://images.tinypic.pl/i/00237/6ov7l3qdqkuw.gif

Obezwładniłeś mnie,ale ryknąłem. :lol19:
-Relacja extra !

Onufry22
16.12.2017, 20:04
Super relacja. Dawaj dalej:)

jacoo
16.12.2017, 20:57
Czytasie i czekasie!!!
Rystakpa!!

tomajkAT
17.12.2017, 01:09
Może to nudne się staje, ale dzięki dla autora, ale też i dla Adagiio za zrobienie porządku.
Mam nadzieję Sneer, że znajdziesz czas i pociągniesz dalej opowieść o "Kamyku z Bartangu"

bukowski
17.12.2017, 12:46
Sary Tash - Kazarman.

Rano opuszczam Sary Tash i kieruję się w stronę Narynia. W planie mam przełęcz Kaldama w paśmie Ferganów. Po godzinie czy dwóch jazdy asfaltem, gdzieś przed Jalalabad -“ konkretnie w miejscowości Boston, skręcam w off.

85331

Dzieje się magia, bo czuję się jak w jakimś Beskidzie czy Rumunii.

85332

Ostre podjazdy, pola zbóż gotowych do żniw. Po drodze zagubione w górach wioski, w jednej z nich tymczasowa droga przez potok, który ewidentnie zmienił sobie koryto, potem ostrymi zakosami na przełęcz. Niezupełnie wiem, gdzie jestem, wystarczy mi - gdzieś pomiędzy Boston a Taran-Bazar.

85333

Nie przejmuję się tym zbytnio, raczej cieszę samą jazdą i beztroską. Teraz, czy może nawet dopiero - bo po tygodniu - czuję, że to właśnie podróż jest celem. To uwalniające. Zawsze w pierwszych dniach zachłystuję się, myślę o celu, sprawdzam wysokość, odległość, czas do końca etapu; analizuję, czy czegoś nie zapomniałem - właśnie tego dnia poczułem, że to ja sam jestem podróżą, a to niewiarygodnie piękne miejsce, ten doskonały motocykl, cały ten plan, to pierdoły są.
Świat nas pogania, sami sobie wybijamy katorżnicze tempo. Wciąż jesteśmy jeszcze we wczoraj albo już w jutrze i pojutrze. Większość naszych „pomiędzy” gorzknieje niezauważonych, niedocenionych i zapomnianych. Marszczy się, kurczy i cicho znika niczym samotny starzec.

Wydrapuję się na jakąś przełęcz. Z obu stron pasma górskiego zupełnie inne krajobrazy: tu surowe góry, pocięte skały i trochę zieleni. Tam rozległa, zielona równina przecięta rzeką.

85334

Mijam biedaszyby, z których wychodzą brudni górnicy. Kolana mają okręcone foliowymi workami, na plecach coś w rodzaju plecaka, najwyraźniej z ciężkim urobkiem, który zrzucają na platformę dostawczego samochodu. Na węgiel są jednak zbyt mało umorusani. Pamiętam, że gdzieś koło Kazarman była kiedyś kopalnia złota, może to właśnie to?
Trochę błądzę, zjeżdżam więc do Taran-Bazar i już zaraz zaczynam wspinać się genialną drogą na przełęcz Kaldama.

85335

85336

85337

Sporo szybkich odcinków szutrowych, przez całą drogę mijam może 5 samochodów i ze trzy pory roku. Lato na dole, potem wiosna z deszczem i gwałtownymi przejaśnieniami, a zaraz pod przełęczą, po północnej jej stronie, droga wiedzie pomiędzy metrowymi zaspami brudnego, topniejącego śniegu.
Zjeżdżam w dół i postanawiam przenocować w Kazarman. Trafiam przypadkiem do nieoznakowanego z zewnątrz pensjonatu urządzonego w domu. Sam dom dość zaskakujący: prawie jak w Europie, porządnie wykończony, wokół posprzątane i nawet dziesięciolatka otwierająca mi bramę odezwała się po angielsku. Wieczorem przyjechał właściciel, jakiś starszy, na oko sześcdziesięcioparoletni aparatczyk z ministerstwa zajmującego się drogownictwem. Długo rozmawiamy. Opowiada, że kiedyś było lepiej. Oni traktowali Polskę jak szesnastą republikę, „nie to co Węgry czy NRD”. Uwielbia Putina, nienawidzi amerykanów, ma sentyment do komuny „bo wtedy wszyscy byli braćmi, a wróg był jasno określony i daleko od granic”. Gdy zbijam jego argumenty tym, że w Polsce jest nam lepiej bez Putina odpowiada pewny siebie, że nam amerykanie i unia mózgi wyprały. No niech mu będzie.
Z ciekawostek - martwią go fundamentaliści, choć sam jest praktykującym muzułmaninem. Że wahabici przywożą dolary w reklamówkach, każą stawiać kapiący złotem meczet w każdej wiosce, korumpują imamów tą kasą i już zaczynają przychodzić w piątek do sklepów i każą je zamykać, bo dzień święty. Mówi, że będzie z tego nieszczęście.

85338

To był dobry dzień, choć bez ekstremów. Odnotowuję mocno zużytą oponę z tyłu oraz brak kosmetyczki, gdzie miałem między innymi litowe baterie do spota. Została mi tylko ta para, którą włożyłem do urządzenia dzień wcześniej. Trudno, będziemy oszczędzać. To niepozorne dupełko dawało mi jednak duży komfort psychiczny.

zaczekaj
17.12.2017, 13:15
Czy można prosić o ślady z tej podróży? Jest mega 😉

Emek
17.12.2017, 13:28
Sneer, zdradź proszę o której ruszałeś w drogę i do której trwała jazda. Kaldamo pass robiliśmy w przeciwnym kierunku. Warunki były okropne. Deszcz, śnieg, mgła i te kilkadziesiąt kilometrów zrobiliśmy chyba w 5 godzin.
GNb3UBqS4lY
Twoja trasa to pewnie ponad 400 km z Sary Tash do Kazarman. Ile czasu zajęła ci ta droga?

bukowski
17.12.2017, 14:20
Trackami się podzielę, ale nie mam kabelka, zeby je zgrać - moge teraz tylko przeczytać z Garmina. Dziwne godziny pokazuje wykres wysokości (nigdzie indziej nie widze godziny...)Jakobym wyruszył o 3:51 AM a zakończył o 1:43 PM. To tak czy inaczej 10 godzin jazdy, ruszałem pewnie o 8:51, tak wskazuje nazwa tracka. 420 km.

85339

Super lightowo to nie było, na górze musiałem wpinać ocieplacz do kurtki, ale nie na zbyt długo. Poprzedniego dnia jednak wyschłem porzadnie i odpocząłem.

radiolog
17.12.2017, 14:22
No proszę, możesz się pochwalić Lorryemu z Outback, że jego gmole się sprawdziły :)

trolik1
17.12.2017, 14:31
Kurde myśmy potraktowali KGZ jako tranzyt i dzięki temu mam zajebistą motywację żeby tam wrócić. Tracki z KGZ byłyby miło widziane... :-) Dzięki z góry!
pozdrawiam trolik

machoni
17.12.2017, 16:19
. Odnotowuję mocno zużytą oponę z tyłu

Na jakich oponach jechałeś?

bukowski
17.12.2017, 17:46
. Odnotowuję mocno zużytą oponę z tyłu

Na jakich oponach jechałeś?Z tylu byl mitas e09, z przodu pireli mt21.
Wtedy mial przebieg ok 5000 km.
Przod z kolei mocno wyzabkowal.

machoni
17.12.2017, 17:59
ok, dzięki za info

bukowski
17.12.2017, 23:49
ok, dzięki za infoTak wygladaly mniej wiecej wtedy (tyl 3 dni i 1000 km pozniej)https://uploads.tapatalk-cdn.com/20171217/c7c238ce951be7cd05ee716c18bd7d5d.jpghttps://uploads.tapatalk-cdn.com/20171217/1dc02ae878315b96f08a03280d5a5345.jpg

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

jacoo
18.12.2017, 19:56
Ale to bez sensu wozic wkreta w oponie. ...zbędny ciężar itp ;)

bukowski
18.12.2017, 20:03
Ha, wkręta odkryłem na parkingu już nad Issyk Kul. Ciekawe, jak długo jeździł, ale w każdej chwili mogła być katastrofa. Ściąganie mitasa e-09 w warunkach polowych to podobno mordęga; możliwe, że nawet nie poradziłbym sobie przy pomocy dwóch aluminiowych łyżek długości 20 cm każda.

A jakbym złapał gumę następnego dnia, to byłoby bardzo słabo. Bo nastepny dzień od Kazarman to była rzeźnia, lekkomyślność i duuuużo szczęścia.

madafakinges
18.12.2017, 20:46
Myślałem że przygotowałeś sobie opone na lód;)

bukowski
18.12.2017, 21:04
Myślałem że przygotowałeś sobie opone na lód;)A wiesz, ze ten skurczybyk byl calkiem dlugi? Dobre 1,5 cm siedzial w gumie, wiec detke na pewno rezał konkretnie.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

bukowski
22.12.2017, 00:47
Kazarman – Song Kul

Budzę się przed świtem i nie mogę spać. Szkoda mi dnia, wstaję. O dziwo, gdy schodzę na dół, na stole przygotowane śniadanie: mleko, płatki, lepioszka i miód. W kuchni pachnie kawa z przelewowego ekspresu. I nikogo w zasięgu wzroku. Jest jakaś 4.30; gdy wciągam świeżą lepioszkę zamoczoną w miodzie, w korytarzu przemyka dziewczynka; za nią jak cień, młodsza siostrzyczka, której udaje mi się ukraść potem zdjęcie.

85341

Uśmiechnąłem się i już po chwili gadaliśmy: trochę po rosyjsku, trochę po angielsku. Usłyszała, że wstałem i przygotowała mi śniadanie. Miała tyle lat, co mój starszy syn: dziesięć. To była niezwykła rozmowa; dzieliło nas wszystko: wiek, kultura, język, a jednocześnie rozmawialiśmy jak kumple, jakbyśmy znali się od wielu lat.

85342

Tego dnia plan minimum obejmuje dojazd do Song Kul i relaks.
Docieram tam po trzech godzinach. Trochę kotłują się chmury, kapie deszcz, ale w okolicach rzeczki Kurtki pojawia się radość: słońce, gładka droga, zamiatam sobie bezkarnie dupką po gładkim szutrze. Niesamowite dość cmentarze: krzywe nagrobki, wszystko jakieś tymczasowe, żadnych ludzi.

85344

Mógłbym tak jechać do ciemnej nocy.

85343

85345

enduromaniak
22.12.2017, 01:00
Porażka to nie spróbować. Piękne widoki.

sambor1965
22.12.2017, 06:11
nie wiem dokąd dojechałeś, ale ten szlak do Bokonbayeva jest mało realny. Droga rozdziela się przy gorących źródłach. Prosto wiedzie na Tosor, a w lewo idzie na Tang czyli do Bokonbayeva. Raczej nie do zrobienia. Czytałem relacje rowerzystów rosyjskich i pisałem z nimi. Twierdzą, że nie da się motorkiem.

chemik
22.12.2017, 07:12
Rozumiem już, że będę musiał wrócić. No, porażka.

Ej, Ty tak poważnie? Nie wiesz, że czasami trzeba zrobić krok w tył aby móc zrobić pięć kroków w przód? ;)

Gilu
22.12.2017, 07:47
Te dróżki w górach żeby były przejezdne po zimie muszą być udrożnione po zimowo wiosennych zawałach
Jeśli nie są ważne komunikacyjnie i tego nie zrobią to krajobraz po zejściu śniegów wygląda jak na księżycu
Kiedy planowałem swoją trasę przyglądałem się tej dróżce przez satelitę

Rychu72
22.12.2017, 07:54
Sneeru drogi wrzuć tracki to będzie można sobie podglądać na BC .... a i może w przyszłym roku skorzystam z nich ;)

bukowski
22.12.2017, 09:49
Song Kul - Naryń - Tash Bashat – HGW (ten sam dzień, 16 lipca)

Nad Song Kul w zasięgu wzroku mam ze dwa oberwania chmury. Wieje mocno, a temperatura nie przekracza 15 stopni a nad brzegiem jeziora altimetr pokazuje 3 000 m npm.

85347
85348

W związku z tym, że jeszcze nie ma ósmej rano, zjeżdżam niezwykle malowniczymi serpentynami w stronę M41.

85349
85350
85351
85352

Droga, na której samochód z motocyklem nie ma szans; na krótkich prostych odkręcam po to, by zaraz złożyć się bokiem w agrafce; i tak co minutę przez dobrych dziesięć kilometrów. To chyba jeden z najlepszych odcinków całej wycieczki. Niedługo potem docieram do Narynia, jest ledwie południe.
85353
Tankuję i lecę do Tash Bashat. Dłuższą chwilę szukam słynnej swastyki; nie jest łatwo, ale w końcu znajduję. Cała ta dolina wzdłuż Narynia jest niesamowita: można lecieć sobie szutrem dobrze ponad 100 km/h. Nie wiem kiedy mija 50 km i zaczynają się góry. Pogoda zapowiada się źle: szczyty w gęstych chmurach, co chwilę kropi. Pamiętam, że istnieje szlak z Tash-Bashat do Bokonbayevo nad Issyk Kul. Niby pieszy, a wycieczki konne planują na 4-5 dni. Co, ja nie dam rady? Hahaha. Przecież niczego się nie boję, bo mam w dupie naboje.

85354

Niestety od tego momentu trudno mi określić, gdzie jestem. Jak może ktoś odnotował, w Sary Tash straciłem baterie do spota, więc go wyłączam, żeby mieć na wszelki wielki możliwość wezwania pomocy. Gdy wysokość przekracza 2 500 m npm wyłącza się GPS. Nie zauważyłem, że wysunęła się wtyczka, baterii nie miałem a jedyne sprawne siedziały w spocie na czarną godzinę. Zaczyna pizgać złem. Temperatura spada poniżej 10 stopni i grzmi. Mimo, że jest dopiero jakaś 17, robi się ciemno i kończą mi się jaja. Droga przechodzi w ścieżkę, ścieżka zaczyna mi się gubić. Zaczyna lać deszcz, zimny i gruby. Wymiękam. Gdy dostrzegam trochę osłonięte miejsce pod skałą, rozbijam namiot i postanawiam przeczekać. Jest już całkiem ciemno, gdy w przedsionku udaje mi się zagotować wodę i zalać liofilizowany obiad. No, chujowo jest. Wyciągam śpiwór i próbuję się zdrzemnąć. Zimno, mokro i do domu daleko. Włączam spota, nadaję komunikat "tu śpię" ale tak naprawdę nie daję rady zasnąć. Gdzieś w środku nocy deszcz ustaje i przysypiam na chwilę. Budzę się zmarznięty; wiecie, jaki to stan: chce się lać, chce się wyprostować kości i jakoś zagrzać, a człek kuli się w śpiworze i łapie kawałki ciepła z własnego oddechu. Nawet nie wiem, gdzie jestem. Włączam na chwilę telefon, ale mapa offline nic mi nie mówi: jestem gdzieś w połowie między Tash Bashat a Bokonbayevo.
Gdy budzę się zaczyna się robić jasno. Rozumiem już, że będę musiał wrócić. No, porażka.

madafakinges
22.12.2017, 10:02
El by Ci napisał, że jesteś leszczem i gdybyś wcześniej choć 30km pojeżdził afrą to byś to bez problemu przejechał, a tak to perspektywa tej ścieżki Cie przytłoczyła...

ps. Zajebisty odcinek czekam na c.d.

colles
22.12.2017, 11:07
El by Ci napisał, że jesteś leszczem i gdybyś wcześniej choć 30km pojeżdził afrą to byś to bez problemu przejechał, a tak to perspektywa tej ścieżki Cie przytłoczyła...



:hehehe:

dżony
22.12.2017, 11:57
ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E

czy to inna droga

bukowski
22.12.2017, 13:02
ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E

czy to inna droga

Sądzę, że właśnie w nią skręciłem. Problem w tym, że GPS mi padł zaraz za Tash Bashat więc nie wiem nic na pewno. Ale wygląda na to, że to jedyna dróżka odchodząca w prawo w tamtej okolicy.

Gilu
22.12.2017, 14:08
Raczej tu
41,875657
77,049046

bukowski
25.12.2017, 15:07
Besh Tash - Kara Say

Zmarznięty wychodzę z namiotu, gdy na dworze jest jeszcze szaro. Wszystko mokre, ale już nie pada. Mam wrażenie, że ciuchy poprzedniego wieczora kompletnie mi przemokły, ale po chwili dygot ciała ustaje. Nabieram wody z potoku; tym razem do ugotowania 300 ml wody trzeba dwóch pastylek a nie jednej. To pewnie z powodu wysokości i dość niskiej temperatury na zewnątrz; tak czy siak mała kuchenka esbit do gotowania wody zdecydowanie sprawdziła się. Zalewam owsiankę, zwykle porcji 600 g nie byłem w stanie zjeść, ale tym razem wchodzi wszystko i do kawy wciągam jeszcze batona energetycznego. Gdy rozglądam się wokół obozowiska, które wybrałem przypadkowo, po ciemku i pod presją grzmotów, dochodzę do wniosku, że miałem sporo szczęścia, gdyż tylko jakaś przypadkowa myśl kazała mi odsunąć namiot od skalnej ściany, teraz radośnie rozlewał się tam strumień.

Dziękuję za wszystkie poranki i wieczory, wszystkie dni i noce..

Wszystkie. Także te najtrudniejsze..

Od nich dostałam najwięcej.

Od ciemności dostałam jasność. Od chłodu - ciepło. Od pustki - pełnię. Od słabości - siłę.

Dziękuję.

Dziękuję za moją niedoskonałość..

Każda chwila to lekcja. Uczę się. Potykam. Mylę. Przewracam i błądzę. Zniechęcam i doznaję olśnień..

Zatrzaskują się drzwi. Otwierają nowe..

Otwierają oczy..

Zza zakrętu wyłaniają się cele..

Daję się ponieść świeżej fali nadziei.

Dziękuję..



Po paskudnie mokrej nocy cieszy mnie przedzierające się przez chmury słońce, pakuję się i ruszam. W dzień, w słońcu, z ciepłą kawą w żołądku i - co w sumie ważniejsze dla psychiki - tyłem do groźnych gór i ciężkich chmur - wszystko wygląda inaczej.


85355

Wkrótce opuszczam szutry i asfaltem docieram do południowo-zachodniego koniuszka Issyk Kul.

85356

W jakiejś miejscowości wchodzę na kawę i szukam jakiegoś sensownego noclegu. Po ostatniej nocy potrzebuję łazienki, jagnięciny i wina. Godzinę później melduję się w Kaji Say, małym hoteliku połączonym ze skansenem ZSRR. Fajnie, oczywiście pytają czy znam Kristofa. Nie ma jeszcze południa, więc postanawiam dotrzeć do Kara Say. Rozmawiam o tym z właścicielem hotelu, trochę tajemniczo się uśmiecha i mówi, żebym koniecznie przywiózł i pokazał zdjęcia - bo on nigdy tam nie był.
Dalej to się nie śmiejcie za bardzo. Wspominałem, że mam słabą orientację w terenie. I średnio kojarzę miejsca z wiedzą na jakiś temat. Ale po kolei:
Dojeżdżam do Barskoon i wjeżdżam w dolinę.

85357

Pierwsze wrażenie - best gravel ever. Idealnie gładki, wyprofilowane zakręty. Nagle z jednego z takich zakrętów wylatuje amerykański Mack z cysterną z napisem "Ognieopasno" Jadę dalej, za chwilę drugi, trzeci... Przestaję je liczyć, ale na odcinku kilkunastu kilometrów mijam ich ze trzydzieści. Pomyślałem sobie najpierw, że pewnie A364 jednak prowadzi do tego całego Engilchek. Dlaczego to tylko cysterny i dlaczego to tylko Macki? Tych ciężarówek prawie się nie spotyka, ani w Azji, ani w Europie. Niczego sensownego jednak nie wymyślam. Wreszcie trafiam na post. Szlaban zamknięty, stoję i czekam. Podjeżdża Mack, szlaban podnosi się, to ja za nim. No i leci za mną gość i wrzeszczy coś. Zatrzymuję się i już myślę o mandacie, ale facet na czapce ma napis "Security" więc luz. Nie wiem o co chodzi.
- Wy kuda? -pyta, wyraźnie uspokojony tym, że zatrzymałem się i zdjąłem kask.
- A na ekskursju - odpowiadam standardowo, zresztą zgodnie z prawdą.
- Na ekskursju? - chyba jest zdziwiony - a kuda?
- Do Kara-Say.
- Eta daljeko.
Rozmawiamy chwilę. Wyciągam jerky beef, częstuję. Próbuje i kręci z uznaniem głową. Mam tego towaru trochę za dużo, bo pierwotnie robiłem zaopatrzenie na 3 tygodnie, więc wyjmuję z sakwy całą paczkę i daję mu w prezencie. Przyjmuje, ale mówi do mnie, że nie może mnie puścić. Puszcza przy tym oko, ale nie wiem, o co mu może chodzić. Zawracam więc i jadę z powrotem. Macha do mnie i pokazuje najpierw kamerę zamontowaną na budynku, a potem drogę dookoła budki. Puszcza oko jeszcze raz i uśmiecha się. W ten sposób po chwili wjeżdżam na fantastyczne serpentyny do przełęczy Suyak.

85358

Co chwilę mijam Macki z cysternami; gdy łamią się w agrafkach, muszę poczekać. "Co może wciągać w takich górach paliwo w takich ilościach" myślę, ale nic nie wymyślam. Po drodzę odnotowuję tablice ostrzegające po angielsku (sic!) o nisko wiszących kablach (po ch...kable na takim zadupiu?); potem po rosyjsku i angielsku tablice zabraniające zatrzymywania się, ze względu na niebezpieczeństwo lawin. To chyba mało aktualne, bo lodowiec widać z 200-300 metrów wyżej dopiero; jest brudny jak cholera.
Zrozumiałem dopiero, gdy dotarłem do rozstajów:

85359

Droga w prawo wiodła w stronę Kara Say i dalej Narynia, więc skręciłem w lewo. Po chwili szlaban i budka. Wychodzi gość, tym razem z automatem na plecach. Nie odpowiada na "zdrastwuj", więc podaję mu paszport.
- Piermit u was jest?
No tu mnie zażył. Nie wiem, o co chodzi, o jaki permit. Zdaje się, że gdzieś niedaleko chińska granica, może o to?
Zabiera dokumenty i idzie do budki. Wychodzi stamtąd w towarzystwie jakiegoś gościa w swetrze.
- Szto zdies? - pytam.
- Wy nie znajetie, szto zdies? - jest wyraźnie rozbawiony. Kumtor zdies. Bes permita nie nada.
Wtedy dopiero rozumiem. Kumtor to kopalnia złota, tylko nie skojarzyłem, że jestem właśnie niedaleko. Altimetr pokazuje 3 700 metrów, dookoła szczyty pokryte lodowcami, jakieś w połowie nieodmarznięte jezioro. Wow.
- Wy turist? - pyta.
- Da, turist - odpowiadam. Mówi mi, że mogę jeszcze kawałek pojechać, ale nie dalej niż do kolejnego postu. I mówi, żebym nie wyciągał aparatu fotograficznego, bo jak mnie przyuważą to zarekwirują. Patrzy mi głęboko w oczy i mówi - nie lzja.
Po chwili jadę dolinką, znów krótki podjazd i stop. Kolejny post jest na czymś w rodzaju przełęczy, za którą nic nie widać. Nie próbuję nawet atakować szlabanu i zawracam. Ciekaw jestem, czy ktoś dotarł do samej kopalni; na zdjęciach satelitarnych wygląda to niesamowicie. Wszystko wskazuje na to, że jest tam kopalnia i ogromna fabryka, gdzie złoto odzyskuje się w bardzo toksycznym procesie chemicznym z rudy; zabawnym zbiegiem okoliczności życie kiedyś związało mnie z taką fabryką w Polsce. Ta jest oczywiście gigantyczna; czytam później, że 10% PKB Kirgistanu pochodzi właśnie z tej dziury w ziemi. Drugie tyle (w przeszłości 2x tyle...) lądowało w kieszeni kanadyjskiego wspólnika tego całego bałaganu.
Gdy docieram do postu przy rozstaju dróg, psuje się pogoda. Dolina, w którą mam zjechać, zniknęła w chmurze, zaczyna zacinać czymś pomiędzy śniegiem a gradem. Drobne śnieżynki, ale tak tną w twarz, że zamykam blendę mimo prędkości typu 30-40 km/h. Temperatura spada do 2 stopni, wieje i pada. Zjazd mokrymi serpentynami nie sprawia przyjemności; cały czas mijają mnie kolejne Macki. Na szczęście robi się coraz cieplej, przy poście na dole jest już 15 stopni a śnieg zamienił się w mżawkę. Wychodzi strażnik i daje mi znaki, żebym objechał dookoła szlaban. Godzinę później jestem nad Issyk Kul: świeci słońce, a motocykl pokazuje 24 stopnie. Szok.

85360

Tego dnia już odpuszczam. W ogóle już odpuszczam; do wyjazdu zostało mi 3 dni, opona już mocno łysa, co oznacza szybko rosnące prawdopodobieństwo złapania gumy. Kręcę się jeszcze po okolicy, zapuszczam się w wąwóz Skazka i wracam do hotelu. To był fajny, bardzo fajny dzień.

Wieczór spędzam przy butelczynie z właścicielami hotelu. Mówię im, że następnego dnia chciałbym zobaczyć Khan Tegri tak blisko, jak się tylko da. Na to właścicielka, pani w wieku balzakowskim, zasuwa historię, że ona to na Khan Tegri to była. Szczęka mi opada, ale po chwili wyjaśnia, że jako filmowiec, helikopterem, wywieźli ich tam na 3-4 dni zdjęć. Niestety nie wiedzą, jak tam podjechać; w Internecie nic, na mapie same lodowce, w Garminie dróżek też . Postanawiam więc pojechać tam na chybił trafił. Ale to jutro.

Jarczoq
25.12.2017, 16:05
To lepsze, niż przeciętna książka. Takie wycieczki nie do końca wymyślone są najbardziej fascynujące.

bukowski
27.12.2017, 11:12
Kaji-Say - A364 -przełęcz Arabel.

Moja podróż dobiega końca. Tego dnia zupełnie nie mam planu, poza tym, że chcę zapuścić się w okolicach A364 w góry i próbować dotrzeć jak najdalej na wschód a być może zobaczyć Khan Tegri.
Prawdę mówiąc, do momentu jak spojrzałem na mapę przed chwilą, byłem pewien, że dojechałem na przełęcz Arabel, ale jak patrzę teraz, to nie jestem przekonany. Może ktoś rozpozna ze zdjęć. W każdym razie gdzieś za miejscowością Teplokluchenka skręciłem w asfalt w góry. Asfalt skończył się w jakiejś wsi no i dalej jechałem szutrem dość długą doliną.

85361

Jadę na luzie, na halach wypasa się trzoda, jest sielsko-anielsko, wtem! na mostku była dziura, podłużna, na wylot. Dostrzegłem ją tak późno, że nie miałem szans ominąć. Do dziś nie rozumiem, w jaki sposób przejechałem po niej nie wpadając, ale chwilę trwało, zanim zwieracze mi odpuściły. W takim durnym momencie, na zwykłej drodze mogłem słabo zakończyć wycieczkę. OTB przy 50 km/h mogło się skończyć tragicznie.

85362

Podjazd pod przełęcz 3 800 m n.p.m bardzo efektowny: stromo, kręto, krajobraz jak z Marsa. Żadnej zieleni, żadnych ptaków, trochę zmarzniętego śniegu.


85363

Wyjeżdżam na górę i jest nagroda: ośnieżone szczyty Tian-Szań jak na dłoni. Trochę widać na zdjęciu poniżej, na drugim planie. Nie wiem, czy to Khan Tegri. Włączam GPS na chwilę, ale czytanie mapy niewiele wnosi.

85364

Wtedy dostrzegam na prawo jakieś rozwalone zabudowania. Wychodzi z nich mały chłopiec, pewnie dziesięcioletni; brudny i wychudzony. Bardzo smutny widok. Wyciągam z sakw wszystkie cukierki, jakie mam, rozmawiam z nim trochę. Słabo mówi po rosyjsku, ale rozumiem, ze jest tam od wielu dni sam: ktoś, o imieniu którego nie zrozumiałem, pojechał do miasta parę dni temu i nie wiadomo, kiedy wróci. Gdy pytam, co robią w takim miejscu odpowiada tylko, że żyją tu. Dobrze odżywiony, na motocyklu za tysiące euro, po uspokojeniu sumienia cukierkami czuję że jestem jak Bokassa w mercedesie jadący przez wioski pełne głodujących ludzi. Wsadzam go na motocykl, odpalamy silnik, mały kręci manetką i uśmiecha się. A mnie w gardle ściska: chłopiec ma 9 lat, tyle, co mój syn.

85365

To był ten moment, kiedy poczułem, że ten etap podróży dobiegł końca. Zawracam motocykl i zjeżdżam nad Issyk Kul. Świeci słońce, gdy trafiam na skomplikowaną siatkę polnych dróg omijających system irygacyjny na północnym wschodzie jeziora, opróżniam rotopaxa.

85366

Tego dnia docieram do kurortu po północnej stronie, instaluję się w hotelu Dollinka - gdyby ktoś był, omijać szerokim łukiem. Drogo, brzydko i jeszcze opierdol zgarniam od pani kierowniczki, że na kolację nie przyszedłem. Na drugi dzień odkrywam wkręta w oponie, dokręcam osłonę łańcucha.

85367

Wieczór spędzam z trójką Kazachów: bonzo z łańcuchem na szyi z żoną i koleżanką żony przyjechali na wakacje.
Następnego dnia szybki transfer do Biszkeku, gdzie warto odnotować dwójkę Greków, którzy na dwóch NAT przyjechali z Grecji na motocyklach a teraz pakowali maszyny na Samborowy transport. Pod Kyzył Art jeden z nich stracił oponę; przy próbie zdjęcia rozpieprzył ją i musieli ściągać motocykl. Z Khorog przyjechał do nich krótkie mitsubishi pajero; po demontażu przodu afryka weszła na pakę. Grek, który został przy motocyklu przymarzł, bo w nocy było 2 stopnie i wiatr, a pomoc dojechała o 5 rano.

Został mi jeszcze jeden, ostatni odcinek tej historii, gdzie to i owo się wyjaśni.

jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień.

jagna
27.12.2017, 12:29
Nie będę zbyt oryginalna, ale napiszę: bardzo Ci zazdroszczę tej podróży.
I czekam na ostatni odcinek...

furman
27.12.2017, 13:27
Podobnie jak Jagna. Fajnie się czyta i marzy. Może nie w przyszłym roku,ale jest w planach...

sluza
27.12.2017, 14:23
Pięknie. Brawo!!! Szkoda, że to kończy się już

Poncki
27.12.2017, 16:40
Czytam od deski do deski :Thumbs_Up:

nabrU
27.12.2017, 18:26
Super wyprawa i masz zacięcie pisarskie :D

Flowers
27.12.2017, 18:52
Rewelacja :) Upewniłeś mnie, że muszę tam pojechać.
Był plan na 2018 , ale się nie uda.. widocznie, tak ma być.

Ale nie odpuszczę :)

Jeszcze raz grtuluję wyprawy !! :)

tyran
27.12.2017, 20:44
Super podróż! Gratuluję i zazdroszczę.
Powoli przekonuję się do samotnych podróży.��

siwy
27.12.2017, 21:01
Pięknie. Brawo!!! Szkoda, że to kończy się już

można by się przejechać w tamte strony ...

a czyta się i ogląda foty super

enduromaniak
28.12.2017, 17:09
jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień.

Najlepszy dowód na to, że podróże kształcą :Thumbs_Up:
Widzisz tyle piękna na zewnątrz ile jest w Tobie.

northb
28.12.2017, 20:43
żeby coś odkryć trzeba jeździć solo. super wyprawa! pozdrawiam

bukowski
28.12.2017, 21:22
Moja wioska - Brwinów

To już ostatni odcinek, w którym nie będzie zdjęć, za to, mam nadzieję, uda mi się pokazać tę drugą podróż, która odbywała się równolegle.

Nie byłem pewien, czy tym razem trafię. Poprzednio błądziłem dobre kilkanaście minut, już niemal zwątpiłem, choć pamięć wciąż żywo wyświetlała obraz trzech dziewczynek z dziadkiem, stojących prawie nieruchomo, trochę nieobecnych. Gdzie to do cholery było?

Mówiła mi kiedyś o chłopaku, z którym włóczyła się motocyklem. Musiała być zakochana w nim po uszy, choć wprost nie odważyła się tego powiedzieć. Ze mną nie mogła już nigdzie pojechać, jej rozdergane zdrowie nie dawało najmniejszych szans nawet na krótką przejażdżkę.

Nie mogę się upić, głośno śpiewać ani kochać bez opamiętania. Nie mogę dźwigać, wspinać się, chodzić na szpilkach, zrobić prawa jazdy na motocykl. Nie wolno mi złamać żadnej kości, nie można mnie operować. Za dużo myśleć też nie mogę. O przeszłości lepiej nie, o przyszłości nie wiem co myśleć, więc chwytam się cienkiej, srebrzystej niteczki "tu i teraz".


To jej miałem jej przywieźć z zeszłorocznej włóczęgi kamyk chociaż. Pojechałem do Norwegii, na promie nawet wymyśliłem, że skoro motocyklem nie, samolotem nie bardzo, to popłyniemy w rejs po morzu. Ucieszyła się, a ja wiedziałem, że będziemy siedzieć do ciemnej nocy na najwyższym pokładzie i nie trzeba będzie nic mówić, bo wszystko będzie doskonałe. Noc, ciemność, szum fal i jednostajne pomrukiwanie maszyn. I nawet o tym nie trzeba było nic mówić. Wiedziała, że ja wiem, że ona wie.

O kamieniu zapomniałem. Po powrocie przyznałem się do tego ze wstydem. Powiedziała, że nic to, że kiedyś jeszcze jej przywiozę.

No i siedziałem tak na tym grobie, łzy same wypływały z oczu. I do cholery, nie płakałem nad sobą, jak by chcieli niektórzy. To było wewnętrzne wycie, czysty ból i tęsknota.

- Przywiozłem ci ten cholerny kamyk.

Ten sam, który ukradłem z potarganej trzęsieniem ziemi góry.
Wsunąłem kamień za wazon z astrami. Może nikt go nie zabierze stamtąd. Niedługo jesień.

####
Pół roku temu zmarła Ania Kaszubska. Niezwykły człowiek, ciepła matka trzech dziewczynek, dobra dusza czeczeńskich uchodźców, autorka bajek dla dzieci. Cytowane kursywą fragmenty pochodzą z jej internetowych zapisków Cuda są takie proste (http://annakaszubska.pl/blog/). Podczas przedostatniego kilkumiesięcznego pobytu na OIOM napisała książkę pt. "186 szwów" (http://www.empik.com/szukaj/produkt?q=186%20szw%C3%B3w&qtype=basicForm&ac=true)opartą na kanwie tułaczki innej niesamowitej kobiety, Czeczenki Zargan Nasordinowej.


85368

Korbol
28.12.2017, 21:37
Fajnie się z tobą jechało... A ostatni odcinek....[westchnienie]

chemik
28.12.2017, 21:40
Zaniemówilem.

Gończy
28.12.2017, 22:02
Niesamowita historia, niesamowita relacja. Dzięki.

Boldun
28.12.2017, 22:08
Wyprawa i foty godne.
Niesamowicie podkreślone ostatnim odcinkiem
:bow:

machoni
28.12.2017, 22:13
tak jak pisze Korbol "fajnie się z tobą jechało" i tak jak pisze chemik "zaniemówiłem". Dzięki.

Vlad Palinka
28.12.2017, 23:11
Zaniemówilem.
Ja również

northb
29.12.2017, 00:30
Ostatnią relacją zakreśliłeś wszystko co jest ważne w życiu, czego nie dostrzegamy, czego nie możemy cofnąć, naprawić. Czas jest bezwzględny dla wszystkich. To dobra lekcja. Myślę że każdemu będzie dzwonił ten fragment w głowie jeszcze bardzo długo. Osobiście i zapewne w imieniu wszystkich nas, Dziękujemy za to wyznanie, zostanie ono zapamiętane i przekazane dalej. Twoja historia będzie jeszcze długo pamiętana. Od początku relacji Wszyscy jechaliśmy razem z Tobą! Pozdrawiam i głowa do góry, trzeba żyć dalej.. goń po następne piękne kamyki!

myku
29.12.2017, 01:13
Dziekuja za ta relacje i ciesze sie ze odczekalem z jej czytaniem az do dzisiaj.Czytajac ja na raz mozna poczuc ze sie tam jest,dzien po dniu.Gratuluje i czekam na kolejne :).

Lis
29.12.2017, 02:48
Dziękuję.

sambor1965
29.12.2017, 05:26
Również dobrze mi się to czytało i patrzyło na świeżo na Kirgistan. Gwoli wyjaśnienia: Kara Say jest kilkadziesiąt kilometrów na południe od miejsca, w którym skręciłeś do Kumtoru. Khan Tengri nie widać z żadnej drogi ;(

Tank
29.12.2017, 06:38
Piekna relacja z pieknej podrozy. U mnie przywolala wspomnienia i nostalgię.

Wysłane przy użyciu Tapatanka

zbyszek
29.12.2017, 09:19
Dzięki Sneer.

madafakinges
29.12.2017, 10:19
Dziękuje.

pantufl
29.12.2017, 10:29
" Lubię z Wami podróżować". Dzięki :Thumbs_Up:

fiecia
29.12.2017, 10:42
Fantastyczna relacja, podróż, zdjęcia, wszystko!

Wegrzyn
29.12.2017, 13:00
Dziękuję za relację i na zwrócenie uwagi na to, co tak bardzo jest ważne w naszym życiu.

zz44
29.12.2017, 16:54
Również dziękuję.
Za relację i za to kim jesteś.

Geolog
29.12.2017, 18:07
Dzięki serdeczne za super relację i miejsca do których muszę kiedyś pojechać.

Wilk96
29.12.2017, 20:03
Dziękuje za relacje, będzie mi brakowało kolejnych odcinków ��

bukowski
30.12.2017, 00:33
Dziękuje za relacje, będzie mi brakowało kolejnych odcinków ��Dziękuję wam za dobre słowo, doping i uwazne czytanie.
I fajnie, że przesłanie jakoś tam dotarło: że czasem podróż jest właśnie po to, żeby dotrzeć do siebie, dojrzeć to, co ważne i mieć czas i przestrzeń na to, żeby wszystko porządnie przemyśleć. Szczególnie, jesli okolicznosci przyrody sprzyjają. Dbajcie o ludzi, ktorych kochacie.

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

yeuop
30.12.2017, 07:44
Masz bardzo fajny - i przede wszystkim niewymuszony - styl pisania.
Podzieliles się czyms od siebie i jednocześnie nie chciales się sprzedać.
Wszystkiego dobrego!

bender42
30.12.2017, 13:19
Codziennie czekałem na nowy odcinek. Piękna podróż.

Sub
30.12.2017, 18:26
Inspirująca opowieść, ciekawa narracja, "wrażliwe pióro" i piękne zdjęcia...
Historia kompletna ;)
Dzięki :Thumbs_Up:

lotnik
31.12.2017, 09:29
Niesamowite !
Pisz książki

luzMarija
31.12.2017, 11:48
Dziękuje. Piękne zakończenie tego (niezbyt udanego dla mnie) 2017.

Prince
27.07.2018, 14:46
Paczemu zdjęcia nie robią?

Świetna opowieść/relacja/ Dzięki !

bukowski
27.07.2018, 14:58
No zepsuły się, wisiały na postimg.org
Jeśli ktoś podpowie, gdzie to powiesić, to naprawiePaczemu zdjęcia nie robią?

Świetna opowieść/relacja/ Dzięki !

Wysłane z mojego SM-A510F przy użyciu Tapatalka

chemik
27.07.2018, 14:59
Wpiszw gogle "imgur".

bukowski
14.08.2018, 15:41
No dobra, poprawiłem, zdjęcia są już z serwera FAT.
Natomiast nie rozumiem, dlaczego do tapatalka się nie ładują?

Novy
14.08.2018, 20:01
No dobra, poprawiłem, zdjęcia są już z serwera FAT.
Natomiast nie rozumiem, dlaczego do tapatalka się nie ładują?

Jak pisałeś relację to zdjęcia widziałem. Teraz ich nie widzę. :o

bukowski
14.08.2018, 20:15
Jak pisałeś relację to zdjęcia widziałem. Teraz ich nie widzę. :oZ przeglądarki też nie ma? Dzisiaj spędziłem z 2h żeby to naprawić...

Novy
14.08.2018, 20:20
Z przeglądarki też nie ma? Dzisiaj spędziłem z 2h żeby to naprawić...

Tak widzę...

Ale, jeśli przycisnę 'odpowiedz na ten post' to widzę link.

82222

PS. Może to jakieś zwiechy na Forum? Złom też coś sygnalizował.

Novy
14.08.2018, 20:21
82223

bukowski
04.10.2018, 15:14
no i znowu nie działa :/ a załączniki już z serwera fat idą.

7Greg
04.10.2018, 16:10
Nie wiem jak było wcześniej, bo niestety nie widziałem Twojego tematu po wgraniu załaczników na FAT.

W tej chwili sytuacja jest taka, że tych załaczników nie ma na serwerze, wiec ich nie widać.
Jak napisałem wcześniej, nie wiem jak było poprzednio.

Jeżeli je prawidłowo wgrałeś na serwer, a ich teraz nie ma to możliwości są dwie:
1. któryś z modów Cię uszczęśliwił i skasował je przypadkiem, ale przejrzałem logi i takiego działania nie odnalazłem.
2. Sam w jakiś sposób je usunąłeś, może przypadkiem. Niestety logi nie notują działania userów jeżeli kasują własne załączniki.

Mozna to zrobić np tu: http://africatwin.com.pl/profile.php?do=editattachments

Niestety na ten moment nic nie jestem w stanie zrobić, bo tak naprawdę nie wiem do końca co się stało.

bukowski
04.10.2018, 17:37
Nie wiem jak było wcześniej, bo niestety nie widziałem Twojego tematu po wgraniu załaczników na FAT.

W tej chwili sytuacja jest taka, że tych załaczników nie ma na serwerze, wiec ich nie widać.
Jak napisałem wcześniej, nie wiem jak było poprzednio.

Jeżeli je prawidłowo wgrałeś na serwer, a ich teraz nie ma to możliwości są dwie:
1. któryś z modów Cię uszczęśliwił i skasował je przypadkiem, ale przejrzałem logi i takiego działania nie odnalazłem.
2. Sam w jakiś sposób je usunąłeś, może przypadkiem. Niestety logi nie notują działania userów jeżeli kasują własne załączniki.

Mozna to zrobić np tu: http://africatwin.com.pl/profile.php?do=editattachments

Niestety na ten moment nic nie jestem w stanie zrobić, bo tak naprawdę nie wiem do końca co się stało.Najpierw były na postimg.org, po czym zniknęły. Odgrzebalem archiwum i pracowicie powrzucalem na serwer FAT. Były widoczne, choć z jakiegoś powodu tapatalk ich nie widział. Nic potem nie robiłem i znowu nie ma! Teraz trudniej mi będzie je odtworzyć, bo wymieniłem komputer w miedzyczasie i zmniejszone pliki z nazwami umożliwiającymi skorelowanie z tekstem przepadły.

Moze jakiś backup?

Sent from my G8441 using Tapatalk

7Greg
04.10.2018, 17:51
Patrząc na ten post
http://africatwin.com.pl/showpost.php?p=595396&postcount=162

widać, że 14.08, czyli w dniu kiedy to poprawialeś, już nie działały obrazki.

Jest duża szansa, że coś źle zrobileś przy wgrywaniu, a obrazki wyświetlały się u Ciebie z cache. Na tapatalku ich nie było widać, bo ich fizycznie nie było na serwerze.

Nic tu nie jestem w stanie poradzić.
Zagryź wargi i wgraj jeszcze raz
Pozdrawiam

matjas
04.10.2018, 19:53
Rada 7Grega może nie być taka znowu zła. Nie wiem tylko co na to druga połowa.
Próbuj ;)

M

Novy
12.10.2018, 17:54
Sneer - nie wiem jak inni, ale ja znowu widzę zdjecia :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:

bukowski
12.10.2018, 19:26
pracowicie wkleiłem do pierwszych trzech postów. To dla mnie są godziny, których po prostu nie mam :/ ale sklejam równolegle dokument w wordzie, może jakaś dobra dusza umiałaby to jakoś sprawniej przekleić? Bo to już 3 raz naprawiam.

Neo
12.10.2018, 19:28
może jakaś dobra dusza umiałaby to jakoś sprawniej przekleić? Bo to już 3 raz naprawiam.

Pogadamy na PW, postaram się pomóc.

Dredd
02.12.2018, 14:43
Sneer,
Wielki szacun za podjęcie samemu takiego wyzwania. Gratuluję!
Bardzo ciekawie to opisałeś - relacja niesamowita.
Słabo wyszło jedynie ze zdjęciami.
Mam wrażenie, że czytając bez oglądania - coś mi umyka.
Wobec tego będę ćwiczył charakter i przerywam czytanie aż do momentu jak zdjęcia będą się wyświetlać.
znaczy się..
Czekam niecierpliwie na szczęśliwe zakończenie operacji przywrócenia zdjęć!
:bow:

aadamuss
05.12.2018, 10:38
Nawet bez zdjęć robi wrażenie :-) może jednak po uda się je przywrócić :-) pozdr adam

Graftics
05.12.2018, 13:29
No fajnie by było, na pewno gdzieś są, czekamy.

bukowski
15.12.2018, 15:36
Poprawiłem zdjęcia. Enjoy!

Novy
15.12.2018, 23:02
Poprawiłem zdjęcia. Enjoy!

I przy tej okazji przeczytałem z przyjemnością jeszcze raz.
:Thumbs_Up:

Dredd
15.12.2018, 23:58
Dziękuję za piękną podróż, także tą do wnętrza.
Dziękuję także za to, że chciałeś się nią z nami podzielić.
Twoja historia inspiruje, nie tylko do podróży.

Dopiero teraz, po przeczytaniu całości widzę, że bez zdjęć historia wcale nie jest uboższa.
Choć zdjęcia piękne i dobrze, że udało się je naprawić. Można dodatkowo nacieszyć oczy.

Mallory
25.12.2018, 20:08
Podrzuciłem relację bratu... teraz od niego przekazuję gratulacje.

czosnek
25.12.2018, 21:48
Relacja ma rok a ja dopiero ją przeczytałem w całości. Wstyd. Bardzo fajnie się czytało. Dzięki :)

matjas
25.12.2018, 21:50
Jak stoisie na wylotówce na Środę Śląska to kurna nie ma czasu na jakies gupie leracje :)

czosnek
25.12.2018, 22:07
Jak stoisie na wylotówce na Środę Śląska to kurna nie ma czasu na jakies gupie leracje :)

Co racja to racja :cool:

RAVkopytko
26.12.2018, 11:46
Sneer,dzisiaj przeczytałem Twoją opowieść w całości.
Każdy z nas przywozi,przynosi Takie kamyki swoim bliskim...

Dziękuję

Hall
26.02.2019, 16:58
Trafiłem na Twoją relację dzisiaj. Dziękuje że ją napisałeś, jest niesamowita. Pochłąnąłem ją w całości na raz. Też przywożę kamienie.

kuzyn
05.03.2019, 20:52
Sneer, wielki szacun.
Przeczytałem dopiero teraz, wspaniała relacja, wspaniała przygoda...

matjas
05.03.2019, 21:43
Jakies rzeczy miałem czytać inne... i znowu to. Zazdrość wymieszana ze współczuciem. Może zabrzmi to zle ale efekt jest taki ze to na pewno nie ostatni kolejny raz.
M

bukowski
05.03.2019, 22:38
Jeszcze raz dziękuję. I ja wracam do tych zapisków. I myślę o kolejnej samotnej wycieczce. I znów mnie ciągnie tam.
Najpierw zabieram jednak syna do Portugalii, gdzie sporo się zaczęło i sporo skończyło, ale o tym za miesiąc i trochę.

Sent from my G8441 using Tapatalk

Cezar3
06.03.2019, 11:24
Zajefajny opis, świetna opowieść i przygoda. Nie wiem, czy bym się odważył, szacun :)

Lewy997
09.03.2019, 21:03
Takich relacji- motywujących, pokazujących, że można, siejących ziarno, które za jakiś czas zakiełkuje- jest może kilka, kilkanaście.... Twoja do nich należy... przeczytałem jednym tchem...