PDA

View Full Version : Iran 2016 maj


Jan
15.09.2016, 00:15
Jakoś nie za bardzo idzie mi wstawianie relacji, lepiej wychodzi z jazdą. Ale jak zacząłem czytać relacje Iwasza z wyjazdu w ten sam kawałek świata i coś tam dopisywałem, to rzekło się - relacja musi być. Jak będę przynudzał - walić (byle nie w oczy :-) )
Tak jak większość, plan powstawał dobrych kilka miesięcy przed wyjazdem, chyba ze trzy. A we dwa też się da. Wiza Irańska łatwa i szybka, najpierw należy dostać numer referencyjny z irańskiego MSZ przez wytypowane biura. Ja załatwiałem przez Czeskie w Pradze (Zirharmia), koszt chyba 150zł i czas oczekiwania ok. 3 tygodnie. Jak już to masz, to z górki. Załatwiałem bez pośrednika ze strony ambasady. Panie wszystko wytłumaczą (po PL) a koszt wizy to chyba 50$. Najgorsza wiza to do Rosji (przez biuro Tamara) a na końcu Turecka przez neta. CDP załatwia sie jakieś 1,5 miesiąca przed wyjazdem i niestety należy wyłożyć 15k (zwrotne i to nawet szybko po przyjeździe) + chyba 750 zł za druk.
Plan był jechać we dwóch i może przyłączyć się na dwa dni do grupy Niemców, Szwajcarów i Schnaidera (Adam na ... Shadow 750). W tej grupie był rodowity Irańczyk z niemieckim paszportem. Ale w takiej kupie, to chyba się tylko dobrze w karty gra a .... reszta dalej.
Start 29.04 piątek po pracy. Tomek, drugi uczestnik leciał od rana z Poznania. Spotkanie na A1 koło Knurowa. Tutaj pewnie rozczaruje większość czytaczy, ja leciałem na GS1200 a kolega GS800.
Poniżej już tekst z FB.

No i zaczynam się pakować, jakoś pusto w kufrach się zrobiło - jeszcze kilka wyjazdów i będę zabierał tylko jeden :-) (dochodzę do perfekcji).
Motocykl przygotowany (chyba) dokumenty kompletne tylko pogoda jakoś nie dopisuje - tutaj, bo tam 35oC.

Dzień 1
Hejka, piszę, bo mam neta a następny nie wiadomo kiedy będzie? Nocleg za Budapesztem, po drodze koło południa fajnie ale z godziny na godzinę bardziej rześko, tragedii nie ma ale Tomek dzisiaj ponad 950km, więc zmęczony i przybity (halogen odpadł, łańcuch to naciągał to popuszczał, navi padła ale w pokoju ruszyła) więc dodatkowo jeszcze umartwiony.
Hotel przy autobanie spoko, miał być jeden pokój 2 os, ale oszlo boszlo i mało asertywny Tomek przydeptał z drugim kluczem - dzisiaj na bogato!
Kolacja z węgierskim dodatkiem - było ostro! Musieliśmy domówić picie.
Jutro cel to podlecieć pod TR granicę - zobaczymy.

Dzień 2
Pobudka, na śniadanie strepsils i w drogę. Na zewnątrz podobno 4oC ale mam nadzieję, że ruch mniejszy. Wczoraj chyba pół Austrii i znaczna część Niemców uciekała od Merkel do Orbana. Autostrady mocno zapchane. Znowu tutaj (w knajpie przy drodze na Serbię/Turcję) pełno Turków, majówka i emigracja, która kasę z socjalu wiezie do TR :-) Oj granica może być pełna!?
P.S. awarie Tomka (halogen) usunęliśmy podstawowymi narzędziami, czyli trytytką i taśmą -pewnie wytrzyma do końca!

calgon
15.09.2016, 13:53
Czyta się...

kris2k
15.09.2016, 16:32
:lukacz::Thumbs_Up:

myku
15.09.2016, 18:00
No i ???? Czekamy :lukacz:

Jan
15.09.2016, 18:11
Jak się czyta, to piszemy dalej. Dojazd potraktowaliśmy jako szybką dojazdówkę (generalnie nudy). Do Urmi (dom Hesseina) dolecieliśmy w 4,5 dnia jakieś 4 tys km. Dupy bolały, ale jak człowiek jest ograniczony urlopem, nie ma wyjścia, ale o tym później.

WYPRAWA DO IRANU - cd. dzień 2
Dzisiaj zaliczyliśmy kolejne kilometry, ponad 950. W TV mowa była o 4 oC rano - kłamali, było 5. Jak na motocykl, trochę mało. Całe Węgry nie więcej jak 6 oC, potem było lepiej, ok. 14 a w Bułgarii doszło do prawie 20oC.
Na granicy Węgiersko/Serbskiej koczowali uchodźcy, nie było ich wielu, ale widok generalnie przygnębiający.
Mam pewne spostrzeżenia co do bałkańskich kierowców, nie uznają prawego pasa! Na drodze ruch spory, wszyscy cisną lewym pasem a prawy pusty o-: dla nas OK.
Tomek zarządził jazdę do 140km/h, ponieważ powyżej tej prędkości stwierdził, że mu się motocykl "defragmentaryzuje" - cokolwiek to znaczy. Ja uważam, że co miał zgubić i co miało odpaść dawno odpadło :-)
Teraz nocujemy w Gorski Izvor, miejscowość przy dawnej drodze na TR, obok leci nowa autostrada a tutaj, przy starej wszystko pada - bida że aż piszczy.
Jutro spotykamy się z Adamem, z którym skontaktowałem się na jednym z forum motocyklowym. Mamy razem dolecieć do Iranu.

WYPRAWA DO IRANU - dzień 3
Pobudka około godziny 6 w miejscowości Gorski Izvor/Bułgaria i powiem Wam, że super poranek. Jejku, wiem gdzie z Polski zwiały wszystkie wróble i pozostałe ptoki, do Bułgarii. Takiego poranku dawno nie przeżyłem - cudo śpiew i ćwierkot przeróżnych gatunków SUPER, i gdyby nie wspomnienie nocnego chrapania Tomka, było by Wspaniale :-) ale cóż - zmęczony był!
Jak wyjechaliśmy o 7, to mieliśmy baaardzo gęstą mgłę, jak w Smoleńsku, może jeszcze większą , nie wiem, nie byłem, ale po kilkudziesięciu kilometrach byłem mokry.
Na granicy spotkaliśmy Adama (wcześniej na forum się zgadaliśmy) i od tego momentu pędzimy we trzech.
Istambuł poszedł nam wyjątkowo szybko i bez korków, może dlatego, że niedziela? Obecnie, nocujemy w Tosya, jest to fajna mieścina, kolorowa z fajnym centrum. O zachodzie słońca, Muezin oznajmił, ze Allach śpi i dał znak do modlitwy wieczornej czyli do Maghrib.
Rano da znać do Fażyr, nie wiem która to będzie (o której jest wschód słońca) ale zapewne będzie jeszcze ciemno, może i dobrze, ruszymy skoro świt. Jutro podciągniemy pod granicę Irańską, nie wiem, jak daleko, bo musimy zwracać uwagę na prędkość, tutaj drogi czteropasmowe ale motocykle mogą tylko 80km/h!!! Staramy się być przepisowi, bardzo się staramy :-)

smigacz
15.09.2016, 20:06
:lukacz: i :Thumbs_Up: to jest to Panie. Pisz Pan dalej i zpodawaj foty

Jan
15.09.2016, 22:14
WYPRAWA DO IRANU - dzień 4
Dzień zaczęliśmy od śniadania z widokiem na Tosya, śniadanie skromne ale i tak lepsze jak Strepsils.
Pokonaliśmy kolejny raz ponad 850km, nawet nie wiem, gdzie dokładnie jestem? Drogi w Turcji mają jednak super, a na tych drogach nawet sporo POLIS z radarami, jeszcze nie zapłaciliśmy, choć coś tam po oczach błysnęło :-) i to sporo razy. Raz nas zatrzymali ale wtedy Adam pędził pierwszy. Popatrzyli na rejestrację a u niego D (moto zarejestrowane u Germańców) i puścili.
Po drodze mijaliśmy kolorowe góry, przełęcze na wysokości 2500 m n.p.m a temperatura skakała od 12 do 24oC.
Szukając hotelu, trafiliśmy do ... sam nie wiem, jak to nazwać, ale w Afryce często był lepszy "standard" - ale speluna, tej atrakcji sobie odmówiliśmy. Nie chciało nam się szukać miejsca pod namiot, pędziliśmy jeszcze sporo po zmroku.
Jutro, mam nadzieje, że bez problemu wjedziemy do Iranu, jesteśmy umówieni w domu u Hoseina, Powinien być net ale czy będzie odblokowany FB?

Jan
16.09.2016, 21:47
WYPRAWA DO IRANU – dzień 5
Wystartowaliśmy skoro świt, i tak nie spałem wiele – pokój trzy osobowy z Adamem to zły pomysł, nawet gwizdanie na chrapanie nie pomogło (tylko strzał poduszką :-)).
Do granicy 280, spoko. Wczoraj wieczorem padł pomysł aby góry przelecieć w nocy do miejscowości Agri. Dopiero za dnia zobaczyliśmy, że to byłby zły pomysł. Temperatura spadła do 9oC i choć droga była szeroko to wcale nie taka łatwa (po ciemku).
Po drodze mijamy Arrarat, jaka ta góra jest majestatyczna. Dwa lata temu leciałem od strony wschodniej (Armenii) teraz od zachodniej i jest jeszcze większa i … ośnieżona. Już wiem, dlaczego Turcy całkowicie zawłaszczyli ją dla siebie i to wcale nie są odległe czasy (chyba ok 1915r).
Temperatury w dniu dzisiejszym wahały się od 9 do 26oC – masakra, na dodatek po stronie Irańskiej dopadł nas deszcz – ale to potem.
Dojeżdżamy do granicy, stajemy pod brama Turecką i … pokazują nam, że mamy wjechać pod prąd?! Pchamy się pomiędzy dwa TIRy, miejsca mało, ale celnicy przestawiają jednego, abyśmy se zmieścili :-) fajnie. Następnie przy pierwszej budce przełapuje nas pierwszy myfriend, zabiera paszporty i po zaniesieniu ich do pierwszego okienka proponuje wymianę waluty, oczywiście po totalnie niekorzystnym kursie. Po dwudziestej ósmej odmowie, strasznie psioczy na Polskę i jej obywateli – czyli na nas (nie zarobił). Za to następny myfriend już zarobił. Ale po kolei, przejmuje nas kolejny gościu (wskazany przez celnika), więc najpierw wywiad, potem dokumenty w łapę i za nim po kolejnych kilku okienkach (przeciętny Europejczyk, nie jest sam tego w stanie przejść bez załamania i instrukcji obsługi). Wcześniej wyczytałem, po czym poznaje się celnika irańskiego … po reklamówce ze śniadaniem. Nie musi umieć/rozumieć w innym jak irański, robią to za niego myfriendzi i interes się kręci, w naszym przypadku 15 Euro od łebka (podobno i tak po zaniżonej stawce:-)
Co prawda, próbował jeszcze Tomka orżnąć na 100$ przy wymianie, ale Tomasz był czujny i mamy po kilkanaście milinów Chomejinich. Po szybkich 1,5 godziny i kolejnych dwóch budach dwa kilometry dalej, jesteśmy w Iranie!!!
Uff – spoko i jeszcze przeszmuglowane dwie butelki % w bagażach (dziwnym trafem, przy kontroli u Tomka jeden kufer nie do końca chciał się otworzyć a mój był przygnieciony oponą :-) ).
Droga do Urmia, do domu Hosseina górzysta i o dosyć zmiennej temperaturze oraz aurze ale... temperatura skoczyła do 26oC !!!
Dobrze, że mieliśmy namiar GPS, nie było by szans trafić inaczej. Jak ktoś oglądał Helikopter w ogniu, wie o co chodzi, uliczek multum a ruch … nie umiem opisać. Generalnie na skrzyżowaniach jest tak; czerwone – stoisz, zielone możesz jechać ale na Twoją odpowiedzialność a włączenie do ruchu polega na delikatnym przesuwaniu się do środka drogi i jak już zablokujesz ruch, droga jest Twoja! Proste i działa!!! (choć na początku kosztuje sporo nerwów).
Towarzystwo u Hosseina międzynarodowe (Szwajcar, Niemka i Niemiec, Irlandczyk i Irańczyk z obywatelstwem niemieckim oraz 3 Polaków – wesoło i wszyscy myślą, że każdego rozumieją :-) ).
Wieczorem wspólny wypad na miasto do „knajpy”, generalnie jedzenie tutaj jest mocno monotematyczne – kebab z różnymi dodatkami. Po kolacji, dostaliśmy rachunek w farsi, nikt nie wiedział, ile mamy zapłacić, każdy miał inną interpretacje rachunku. Szef widząc nasze zakłopotanie, powiedział, że mamy to free od niego... (8 osób)! Nie wiem, czy nie był to Taroof, ale w tym towarzystwie tylko ja wiedziałem o co może chodzić, więc mnie przekrzyczeli po niemiecku. Taroof, rodzaj uprzejmości perskiej, przy zapłacie. np.:Ile się należy – ależ nic, ale ja chcę zapłacić, ależ naprawdę nie ma potrzeby ale ja nalegam … no dobrze i pada cena.
Jutro ciąg dalszy, jedziemy pewnie w grupie, czy tak licznej jak powyżej, nie wiem – zobaczymy. Plan, jaskinia AliSadr.

voytas
16.09.2016, 22:32
o rzesz kufra, zaczyna być nieźle, dawaj dalej w tych klimatach

Jan
17.09.2016, 20:30
WYPRAWA DO IRANU – dzień 6
Rano namioty szybko poskładane, część towarzystwa jednak swoim tempem i swoimi drogami. Wspólne zdjęcie z Hosseinem i na koniec odwiedziny u fachmana, który potrafi obejść zabezpieczenia w internecie na FB i kilka innych www. Co mi wgrał, nie wiem, może szpiega jakiegoś ?-) koszt kilka Euro.
Dzisiaj lecimy do jaskini AliSadr, największa wodna jaskinia na świecie i trzecia pod względem wielkości w ogóle.
Do AliSadr przybyliśmy niestety po zamknięciu i opędziwszy się od naganiaczy na różnego rodzaju kwatery (o wątpliwej renomie), rozłożyliśmy namioty nieopodal parkingu na nieczynnym campingu, fajne miejsce i za friko. Tomek stwierdził, że w tak komfortowych warunkach już dawno nie nocował.
Po drodze zlało nas kilka razy, wyschliśmy kilka razy, zaliczyliśmy fajny szuter i kolejnego kebaba.
A propo kebaba, często w "knajpach" jada się na takich ...łóżkach i należy siedzieć tak, aby nie pokazywać stóp (po turecku, pół leżąco z nogami z tyłu) ale jak stwierdził Tomek, stóp nie ale dupę już tak :-) )
Codziennie także zaliczamy arbuza, których tutaj pełno i za śmiesznie niskie pieniądze.
Co do kasy, w każdym kraju przeliczamy równowartość do ceny paliwa a tutaj ten przelicznik się wali. Za litr płacimy coś kolo 1,2zł. Wychodzi na to, że dwa kebaby to jeden bak - należy rzucić jedzenie - dalej się dojedzie!
Pokonaliśmy około 550 km i jutro po zwiedzeniu jaskini czeka nas podobna odległość. Teraz do Shustar.

Jan
18.09.2016, 18:14
Uzupełnienie dnia 6
Większość motocyklistów, którzy przewijają się przez Iran, zna, zahacza o Hoseeina (mieszka w Urmia). Ja byłem u niego z dwóch powodów: 1. miejsce spotkania grupy, z która pierwotnie mieliśmy się spiknąć w TR ale może dobrze, że się nie udało. Każdy miał inne preferencje noclegów, tempa, podróżowania i miejsc docelowych (generalnie mili i spoko a szczególnie po moim Jack D %) a po 2. W takim kraju, dobrze mieć bratnią duszę, motocyklistę w razie godziny W. W Iranie tych motocyklistów jest może kilkunastu :-). Reszta popyla na skuterach.
Hoseein pomógł ogarnąć u mnie wymianę opony, a u Adama oleju a także wgranie oprogramowania pirackiego, aby można było otwierać nasze www i odbierać pocztę. Większość netu jest poblokowana.

Jan
18.09.2016, 18:32
WYPRAWA DO IRANU – dzień 7
Ale w nocy wiało, u nas pewnie poszłyby już jakieś ostrzeżenia o nawałnicach a tu to chyba normalka. Jesteśmy cały czas na wysokości 1500-2300mnpm, no to ma prawo wiać!
Pobudka była wcześnie, należało pozbierać swoje rzeczy i jakoś poskładać namiot – nie było to łatwe. Adamowi w nocy połamał się stelaż i mało spał (zawsze On chrapie a My nie możemy spać, teraz było na odwrót). Od tego momentu namioty poszły w odstawkę (w Iranie jeszcze tylko raz je rozłożyliśmy).
Wczesna pobudka miała swój plus, a mianowicie do jaskini weszliśmy jako jedni z pierwszych i całe szczęście, tabuny wycieczek wcale nie cichych miejscowych atrakcją samą w sobie nie są.
Do jaskini wchodzi się przez duży holl z wieloma krzesłami, podobno w sezonie przewala się przez jaskinię kilkanaście tysięcy ludzi dziennie.
Po wejściu ogarnia nas przyjemny chłodek, bo w jaskini Ali Sadr panuje stała temperatura 16 stopni Celsjusza, a temperatura wody wynosi 12 stopni. Na kąpiel troszkę za zimna, ale granatowy kapok jest obowiązkowy. Oglądając miejscowych, należy jeszcze na stalagmitach dla pewności pousadzać ratowników - jak szarańcza. Woda ma chwilami ponoć do 30 metrów głębokości, zatem nurkowanie w wykonaniu osoby nie umiejącej pływać, mogłoby być nieciekawe.
Znaczna część trasy, którą widzimy odbywa się na łódkach. Jest to o tyle ciekawy system, że pierwsza łódka, to taki zwyczajny rower wodny, gdzie są dwa miejsca. Jedno dla prowadzącego i drugie dla któregoś z turystów – mnie trafiło się właśnie to miejsce i po zejściu z rowerka byłem już dosyć zmęczony - żeby to było 100m ... . Za rowerem ciągnięte są trzy łódki. I o ile widok z owych łódek jest jakie taki z racji pleców osób przed nami, o tyle to co w jaskini Ali Sadr widzimy z perspektywy prowadzącego „skład” rowerka wodnego, jest niesamowite.
Wycieczka po jaskini Ali Sadr składa się z kilku części i trwa około półtorej do 2 godzin. Pierwszą częścią jest przejcie do miejsca gdzie zacumowane są łodzie. Następnie przez jakiś czas płyniemy krętymi tunelami jaskini, obserwując zwieszające się nad nami fantazyjne wzory utworzone przez wodę. Nacieki na skałach, stalaktyty, a także same skały podświetlone sztucznym światłem, robią naprawdę duże wrażenie. Ta część zwiedzania kończy się na centralnej wyspie, do której po wyjściu z łódek dochodzimy po pływających pomostach.
Następie czeka nas wspinaczka po ponad 100 schodach, by dojść do głównej hali jaskini Ali Sadr, komora ma 40 metrów wysokości, 100 długości i 50 szerokości. Na jej środku stoi ogromny stalagmit. I jak już nacieszymy oko tym ogromem, czeka nas kolejna porcja schodków. Tym razem mniej męczących, bo w dół. I znów docieramy do „przystani” gdzie okrętujemy się na kolejną łódkę. Wszystkie korytarze, wnęki oraz tafla wody są kolorowo podświetlane. Pod sklepieniem, często wiszą tablice z wersetami z koranu.
Wyjechaliśmy koło 11, w planach było dotarcie jak najbliżej Zatoki Perskiej i jak to w górach, wszystko się posypało, zimno (13-18oC) deszcz kilka razy nas porządnie zmoczył i zdezerterowaliśmy do hotelu w Khorramabad. Dostaliśmy super pokój – jak na budowie, kosztował nas po 7 chomejinich (jakieś 20Euro za pokój). W pokoju oczywiście strzałka wskazująca Mekkę (nim się zorientowaliśmy, to sobie trochę ją pokręciliśmy, więc teraz pewnie wskazuje Moskwę).
Wyjście na miasto i jedliśmy … kebaba, ale w formie mięsa grillowanego na patykach.
Rano wyjazd do Shushtar i Chogha Zanbil.

Na zdjęciach, uliczna piekarnia, fast food z wentylatorem a także kod WiFi, najpierw dostałem w farsi i kicha, potem mi "przetłumaczył" :-)

ofca234
19.09.2016, 19:25
na przyszłość:

to 'pirackie' oprogramowanie, przynajmniej, na Androida nazywa sie Phiphone, jest darmowe.

https://play.google.com/store/apps/details?id=com.psiphon3&hl=en

iwasz
19.09.2016, 21:58
Czad relacja, szybko dojechaliście do granicy :D

Jan
19.09.2016, 23:04
Ofca234, pewnie to był ten programik, jakbym wiedział wcześniej, nie szukałbym w Iranie magika a i kilka Chomeinich też by zostało :-)

WYPRAWA DO IRANU – dzień 8-9
Góry jak to góry a szczególnie w dużym Iranie, gdzie góry a jakże także są duże. Oczywiście kilka razy nas zlało (norma ostatnio). Tomek przebierał się chyba z pięć razy, ja odpuściłem (On jedzie w jeansach). Policji z radarami jest sporo ale nas nie zatrzymują, no bo jak motocykl może jechać ponad 100km/h (dla nie wtajemniczonych, w Iranie nie ma motocykli powyżej 200cm3). W związku z powyższym, nie maja prawa wjazdu na autostradę i na bramkach policmajster nie chciał nas wpuścić. Po stanowczej dyskusji, że mój jest very fast, jedziemy za friko, no bo nie ma nas w tabeli opłat :-).
Na autostradzie zatrzymuje nas policja, no bo przecież jedziemy po autostradzie a nie możemy. Uściski (było wszystko nagrane i kicha – ale to potem) i dalej w drogę. Po przejechaniu kilku przełęczy i dłuuugich tuneli w ciągu 1,5 godziny, temperatura podbija do 40oC!!! Boże, daj deszcz i.... po kilku godzinach dał, ależ ulga 36oC i deszcz ale, ale... Allach dorzucił swoje i zesłał burze... piaskową. Nieźle po tym wszystkim wyglądaliśmy.
Docieramy do Shooshtar, tutaj najpierw jedzenie w klimatycznej knajpce z widokiem na akwedukty a potem zwiedzanie pozostałości po młynach wodnych i pierwszej wodnej elektrowni w Iranie zafundowanej przez szacha. Młynów podobno kiedyś było koło trzydziestu a teraz pozostały tylko kanały oraz częściowo odnowione pozostałości jakiś zabudowań. Na zwiedzanie miasta nie mieliśmy sił (częściowo zrobiliśmy to z motocykli szukając restauracji) było za gorąco.
Przy motocyklach oczywiście duże zamieszanie, zdjęcia przymiarki do motoru i gdzieś w tym tumulcie musiała mi się poluzować kamerka na kasku, która po kilku km odpadła. JAK JA BYŁEM WŚCIEKŁY stratą tego, co nagrałem, kamerki także ;-( Trudno, nie będzie filmu.
Szukaliśmy kilka km jadąc pod prąd, ale jeśli poleciała gdzieś na pobocze – nie było szans zobaczyć jej w tych śmieciach.
Z morową miną jedziemy do Chogha Zanbil Ziggurat, mało kto tam dociera, taka piramida – zamek pośrodku niczego – zaliczone.
Zamek ulepiony z gliny zmieszanej z sianem. Fakt duży i majestatyczny, ale najlepsze wokół niego były górki i nie mogąc się powstrzymać poszliśmy w offa – frajda :-)
Budowla ma ponad trzy tysiące lat i wybudowali ją Elemici. Odkryta ponownie dopiero w 1935r. Górnych pięter brak, deszcze i wiatr zrobiły swoje ale i tak warto było zobaczyć. W samej okolicy większą atrakcją wydają się być sami turyści, my wzbudzaliśmy atrakcję Francuzów (tego dnia jedynej grupy) a wszyscy razem byliśmy nie lada gratką dla znudzonych dwóch strażników i kasjera, który w swoim lekko podniszczonym kajecie zapisał skąd przybyliśmy.
Po zapadnięciu zmroku my nadal w trasie a warunki robią się ciężkie. Kto jechał przez pola naftowe Iranu po zmroku w temperaturze 35-40oC w asyście kierowców, którzy uważają, że do jazdy po zmroku służą tylko światła długie i wszelakiej maści i kolorów ledy, wie o co chodzi.
W jakiejś wiosce wypatrujemy park i zamierzamy się tam rozbić. Wieść szybko obiega wioskę i nie zdążywszy nawet dobrze zaparkować, dostajemy propozycję noclegu – chyba u szefa wioski, bo nocleg w jest w sali modlitw lub posiedzeń starszyzny. Pomieszczenie klimatyzowane acz ma jeden feler, chrapiącego Adama. Z Tomkiem wybieramy namiot na placu. Ciężko było zasnąć, najpierw pół wioski przychodziło popatrzeć i porobić zdjęcia (komórki mają wszyscy) a potem pokazywałem w kompie kilka moich zdjęć z wcześniejszych wypraw. Były ochy i achy do momentu, jak pokazała się plaża a na niej niewiasty. Natychmiast rodzina została odgoniona i zostałem sam z najbardziej kumatym synem a ja przeszedłem do wyboru zdjęć w trybie ręcznym, pomijając te „zakazane”.
Gospodarz wcześniej w ramach podziękowania za zaproszenie, otrzymał album ze zdjęciami z Lechistanu (PL).
W nocy sam nie wiedziałem, czy się poddać z powodu temperatury i iść do Adama – ale byłe twardy i jakoś udało się zasnąć w tym upale.
Po jakimś czasie, jako do szefa zastukano do mojego namiotu z prośbą o paszporty, ponieważ policja obyczajowa także się dowiedziała o naszym pobycie i należało sfotografować nasze paszporty, co uczyniono aparatem telefonicznym no name. Usilnie ustawiano paszporty pod żarówką aby można było coś potem rozszyfrować. Czy im się to udało... :-)

Na ostatnim zdjęciu pokazany wodopój z zimną wodą, których praktycznie było sporo, prawie na każdej stacji, fajna sprawa.
Wcześniej arbuz w asyście przydrożnych handlarzy, irańskie 2oo oraz standardowe nakrycie głowy na mopliku.

Emsi
20.09.2016, 07:31
Adam powinien Wam kupić dobrą flaszkę :)
Fajny wyjazd i relacja.

Jan
21.09.2016, 21:31
WYPRAWA O IRANU - Dzień 10
Rano można było zasnąć na całego, wcześniejszy upał, jakieś 35oC nie pozwalał. W sumie byłem lekko zdesperowany i chciałem się przenieść do pomieszczenia, w którym spał Adam, ale tam także bym się nie wyspał:-) Połączenie piły z traktorem było nie do przejścia.
Rano czekała na nas rodzinka ze śniadaniem, rozłożono koc na środku podwórka a na nim świeży kilka minut wcześniej wypieczony chleb (barbari, chyba tak się nazywa), słonawy serek jajecznica oraz arbuz a na deser oczywiście herbatka.
Siedzieliśmy tylko my, dopiero jak skończyliśmy, to zasiadła rodzinka. Nie wiem dlaczego nie z nami, choć ich poprosiliśmy.
Na odjezdne, jako szef grupy (dlaczego ja?) dostałem prezent dla żony – grzebień i lustereczko, prezent przekazałem (po wyjeździe z posesji) Tomkowi, aby dał córce, raczej żonie nie przypadł by do gustu, ale liczy się sam fakt.
Startujemy żegnani przez całą rodzinę i troche wsi.
Na polach naftowych Iranu na dzień dobry 40oC, które po kilku chwilach dobijają do 45oC (jak ja kocham Polskę!!!). Na szczęście po dotarciu nad Zatokę Perską wskakujemy do wody (właściwie zupy – lepsze określenie) uprzednio pakując się motorami na samą plażę. Jeden z celów osiągnięty !!! Po kilkunastu minutach pokazuje się policmajster na mopliku z pytaniem czy wszystko OK, OK i pojechał dalej - czujność rewolucyjna musi być.
Ochłodzeni przez jakieś funfnaście minut, ruszamy i po kilkunastu kilometrach dopada Tomka udar i totalna niemoc. Temperatura praktycznie się nie zmienia. Po uzyskaniu informacji od tubylca, że 5km dalej jest woda i można się wykapać jakoś ruszamy. Wody jak nie ma tak nie ma, w końcu Tomek wypatrzył motopompę, która nawadniała oazę palm. Bidok się rzucił, pozostawiając motocykl na światłach i kask gdzieś po drodze do „źródełka”. Godzina pod chłodną wodą postawiła go na nogi. Miejscowy, który akurat także na swoim mopliku przyjechał tam z synem, widząc Tomka, namoczył swoją arafatkę i go tym nakrył, po czym odjeżdżając machnął tylko aby nie ściągać z niego tego mokrego prześcieradła. Gość nie wyglądał na majętnego i właściwie tacy są Irańczycy. Później go spotkaliśmy kilka km dalej w sklepie i w rewanżu dostał album o Polsce.
Wjeżdżamy w góry, łyse bo łyse ale temperatura spada do 35oC – toż to chłód, po godzinie mamy nawet 22oC – jak dobrze jest czasami się pomodlić :-) tym razem bez deseru od Allaha - burzy piaskowej.
Do Shiraz docieramy po zmroku, teraz zaczyna się off z przeszkodami, jak myśmy się nie pogubili szukając hotelu, nie wiem!?
Wypad na jedzonko i odpoczynek, zwiedzanie jutro z rana.

Dojechaliśmy najniżej do Borazjan a potem do Sziraz. W linii prostej do Iraku jakieś kilkadziesiąt km a do Kuwejtu stoparaę. Od tego dnia pniemy się w górę. Planu były zjechać jeszcze niżej ale czasu mało a Iran jest wielkim krajem jednak :-)

jajamam
22.09.2016, 00:13
Janusz, bardzo dobrze się to czyta i fotki ok. Dawaj dalej :)

Jan
22.09.2016, 08:25
Janusz, bardzo dobrze się to czyta i fotki ok. Dawaj dalej :)

To miło, że ktoś czyta i na dodatek się jeszcze podoba :-) Zdjęć by było znacznie więcej i ciekawsze, gdybym kamerki nie zgubił.
Wpadając do tego kraju, masz w głowie, że należy zobaczyć to i owo, tzw żelazne pkt, przez co początek trochę pędzisz i walisz te km. Dopiero pod koniec mogliśmy sobie pozwolić na zjechanie z utartych szlaków i to było najlepsze.
Będzie dalej...

cheniek
22.09.2016, 08:44
Pisz waćpan .. .pisz ....:lukacz:

czarekszo
22.09.2016, 09:45
Ja też czytam i czekam :Thumbs_Up:

tomajkAT
22.09.2016, 19:08
Czyta się, czyta :) zapodawaj śmiało dalej.

dj-napster
22.09.2016, 21:21
piękna wyprawa!
super foty, miło się czyta i marzy :D

Jan
23.09.2016, 00:25
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 11
Wczesna pobudka, na śniadanie jak zwykle to samo i wypad z Tomkiem na miasto, aby zwiedzić Różowy Meczet oraz bazar.
Z mapą dosyć szybko odnaleźliśmy tenże meczet a w nim … autokar turystów z Polski. Kilka zdań w naszym ojczystym języku, wymian spostrzeżeń oraz rad gdzie i dlaczego i zabieramy się za zwiedzanie. Meczet najlepiej zwiedzać z rana, bo wpadające przez witraże światło tworzy niesamowity klimat i nastrój. My mielibyśmy super, gdyby nie owa grupa z PL i jeszcze pewnie dwa inne autobusy, przez co trudno było zrobić dobre ujęcie i pobyć samemu.
Następnie udajemy się do Persepolis, dojazd nawet oznakowany, choć czasami także można się pogubić.
Po dojeździe widać, że to masówka na dosyć dużą skalę. A samo Persepolis należy do miejsc, które należy zaliczyć i tyle. Przy zwiedzaniu należy mieć sporą wyobraźnię!
Pierwsze co widzimy, to monumentalne dwupoziomowe schody a po wejściu dwa lwy (jednemu co nieco brakuje) – bramę narodów.
W najlepszym stanie zachowały się płaskorzeźby, która ukazują sceny chwały i glorii Dariusza oraz dynastii Achemenidów. Czas na zwiedzanie nie był najlepszy, w południe skwar niemożliwy (dlatego pałac był zamieszkany podobno tylko na wiosnę i jesień) ale mimo to, wdrapałem się do grobowca wykutego w skale, który to góruje na Persepolis – co ja bym zrobił, aby mieć dobre ujęcie:-)
Adam, ze zwiedzania zapamięta tylko salę kinową przed wejściem, gdzie puszczano film o Persepolis, pewnie wiedziałby więcej od nas zwiedzających, gdyby tego czasu nie przespał – mistrz regeneracji!
Na wyjeździe zaliczamy obowiązkowego arbuzika i rozmawiam z młodym małżeństwem, strasznie żałuję, że nie wymieniłem się z nimi adresem e-mailowym.
Po drodze do Yazd szukamy świątyń wykutych w skale, maja być kilkanaście km po lewej stronie drogi ale znowu bez drogowskazu i lipa, źle byłem przygotowany ;-(.
Wieczorem wbijamy się do Yazd.

Na zdjęciach między innymi na niebiesko podświetlona studnia w Shiraz, targ, ruiny w Persepolis, duża kilkuset letnia lodówka w kształcie stożka na pustyni i kuchnia od zaplecza w której był tylko ryż (ten duży garnek, z duma prezentowany przez "szefa" kuchni).
Co do mody, Panie nie mają wielkiego wyboru:-)

Jan
23.09.2016, 21:20
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 12
W Yazd mamy hotel w centrum, może nie luksusy, ale blisko do atrakcji i tani. Niemniej jednak zapodaliśmy sobie taksówkę z... pasażerką w środku. Oczywiście niewiasta została odstawiona na boczny tor i najpierw nas obwiózł przez pół miasta by dopiero po tej akcji odwieźć panią do jej celu. Dlaczego zrobił kółeczko, skoro nie używają taksometrów? Pewnie, aby pokazać, że cena, którą podał, nie była wygórowana jak za taką podróż.
Wracając do niewiast, które tutaj są traktowane … inaczej. Taka oto sytuacja przed windą; stoi rodzina 6 os., pięciu facetów i jedna kobieta, winda zjeżdża (mała) na pięć osób – kto został?
W dużych miastach częściej można spotkać kobiety bardziej otwarte, śmiałe, niektóre nawet odwzajemnią spojrzenie, pewnie bardziej z ciekawości. Są ładnie, kolorowo ubrane, a na głowie częstym dodatkiem obok chusty (ta obowiązkowo jest zawsze) jest jakaś czapeczka, daszek.
W Yazd oglądaliśmy bazar i należy się dużo zdeptać, aby trafić na ciekawe stoisko pośród wszechobecnej chińskiej tandety.
Trafiliśmy do meczetu, starego domu oraz na ruiny murów obronnych. Te ostatnie należałoby sobie odpuścić, ale choć na zdjęciu wydawały się być imponujące, tak w rzeczywistości to lipa.
W drodze powrotnej do hotelu, a jakże – arbuz.
Wyjazd w stronę Qom lub Kaszan - dosyć późno. Temperatura skacze 27-35oC i te 27 to już odczucie chłodu, ależ człowiek szybko się przestawia. Po drodze miały być wieże milczenia Zaorastian w Meybod ale nie trafiliśmy do niej. Widzieliśmy jedną, zaraz za Yazd, z drogi, a ta ciekawsza miała być kilka km dalej. Drogowskazy może i były, ale pewnie mało czytelne... szkoda.
No to na pocieszenie zapodaliśmy sobie mały offik i ruiny widoczne z drogi na pustyni. Dawne zabudowania stały mocno zrujnowane i pewnie u nas otrzymałyby status zabytku, a tu chyba służyły za miejsce wyrzucania śmieci ;-(
W Kaszan hotel AmirKabir (najdroższy podczas tej eskapady, choć wg naszych standardów może miał 2,5*), kąpiel i wyjazd na miasto.
Trafiliśmy na bazar nocną porą, a tam przez przypadek do knajpki. Cudowne chwile i chyba jedno z ładniejszych miejsc, jakie oglądałem. Klimatyczna knajpka, ładne zabytki, ciekawa architektura i bardzo fajny bazar. Dużym przeżyciem było siedzenie na dziedzińcu meczetu Aghabozorg i słuchanie wieczornych modlitw/śpiewu. O tej godzinie turystów brak, może kilka osób – będę to pamiętał.
W knajpce na bazarze trafiliśmy na grupę młodych ludzi (3+1) i na początku mieliśmy wrażenie, że ON ogląda na laptopie film (dobiegały jakieś słowa po persku), a panie - jak to zwykle bywa - były dodatkiem. Oooo to się zdziwiliśmy: tekst okazał się być poezją cytowaną przez lektora, a w pewnym momencie wraz z nim równolegle tekst powtarzały osoby siedzące przy stoliku. Czy u nas to byłoby możliwe? Nie wiem, może nie zaglądam to takich miejsc, ale tutaj - no proszę! Może cytowali Dżal ad-Din Muhammad ar Rumi? - no znana postać przecież! Widać, że sprawiało im to dużą satysfakcję. Po wymianie kilku zdań (bardzo ich ciekawił nasz język), uprzejmościach i wypiciu drinka z kwiatu pomarańczy z dodatkiem mięty (po kilka łyków, bo strasznie słodkie jak większość u nich) , i zapewne jakiegoś orientalnego dodatku o smaku tak dziwnym, że nawet nie umiem go opisać, ruszyliśmy dalej przez, już powoli zamierający, bazar.

Zdjęcia; trochę zbytków z Yazd, ruiny po drodze na pustyni. targ, kowal w centrum miasta oraz Kom (Qom) nocą.

Jan
25.09.2016, 23:32
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 13
Dzisiaj były nieprawdopodobne przeżycia motocyklisty, czyli jazda drogą, której nigdy się nie zapomina. Droga wiodła przez masyw górski Kuhha-ye. Ale znowu wybiegam do przodu. Start zaraz po śniadaniu i decyzja, że Adam - zmęczony już trudami podróży - postanawia wolniejszym tempem ruszyć w kierunku granicy tureckiej. Odprowadziliśmy go w kierunku autostrady i tam się rozstaliśmy, po prawie 10 dniach wspólnych wojaży. Autostrada na Teheran szybko i sprawnie, a sam Teheran postanowiliśmy ominąć – i całe szczęście, bo już same obrzeża stolicy przyprawiają o zawrót głowy.
Ale to, co najlepsze zaczyna się za miastem Karaj. Najpierw wąska droga z kilkoma posterunkami policji oraz masą różnej maści knajpek nad rwącą rzeką. My, przez przypadek, wybraliśmy sobie chyba knajpkę nie tanią ale i nie najlepszą, za to wysoko ceniącą swoje usługi:-). Jest to o tyle ważna informacja, że jednak worek pieniędzy (który otrzymaliśmy przy wymianie na granicy) okazał się mieć dno.
Potem zaczyna się TA droga przez masyw Kuhha ye Alborz oddzielający Morze Kaspijskie od Teheranu, kręta, z fajnym asfaltem i zapierającymi dech widokami. Wysokie góry - to lubię. Byłoby może idealnie, gdyby na wysokości 2700 m npm temperatura nie spadła raptownie do 8oC, a po drugiej stronie byłoby widać cokolwiek. Tymczasem - mgła gęsta jak mleko :-( ALE I TAK BYŁO SUPER!!!
Teraz siedzimy w hotelowym pokoju nad brzegiem Morza Kaspijskiego w miejscowości Abbas-Abad. Zostaliśmy ugoszczeni przez jednego z nielicznych motocyklistów w promieniu 100 km, kierownika hotelu – Mahometa. Co prawda w komórce posiada zdjęcia na motorze sprzed pół wieku, ale jednak to motocyklista. Po miłym czasie spędzonym w hotelowej knajpce, gdzie otrzymaliśmy propozycje skorzystania z fajki wodnej (odmówiliśmy) i półgodzinnej bezowocnej dyskusji o temperaturze wody w M.Kaspisjskim, stwierdziliśmy, że do morza mamy 100 m, wiec sami szybciej ocenimy jego temperaturę. Nasz irański motocyklista udał się z nami i - abyśmy mogli trafić do morza (co i po skrzynce „Kwiatu Jabłoni” z domieszką siarki nie byłoby trudne) - włączył oświetlenie plaży na maszcie widocznym chyba nawet z Azerjbedżanu - tacy oni są! A woda – jutro rano pewnie sprawdzimy kompleksowo. Przyda się po dzisiejszych %. Tomek nie chce być w wiadomościach irańskich, jako jedyny turysta, który szmugluje % w drugą stronę :-) No trza chłopakowi pomóc :-). Zapasy % się kończą ale my także zbliżamy się do granicy.

Jan
26.09.2016, 23:35
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 14
Zaczęło się zwyczajnie: pobudka, śniadanie, pakowanie i, jak zwykle, selfie z właścicielem hotelu (dlaczego do dawania zniżki nie są tacy chętni?). W międzyczasie spacer na zaśmieconą plażę. Pogoda raczej nieciekawa, kąpieli nie będzie.
Trasę tak ustawiłem, aby ominąć Rust i podjechać pod zamek Rudhkan. Udało się trafić prawie za pierwszym razem, choć drogowskazów nie było (może w farsi). Boże, gdybym wiedział, jaka wspinaczka mnie czeka... pewnie bym zrezygnował. Na parkingu i do połowy drogi - jeden wielki odpust. Kupić i zjeść można wszystko, od kebaba do kebaba. Po jakichś 500 schodach robi się bardziej stromo, a zamku jak nie widać, tak nie widać. Po drodze kolejne selfi, ze mnie się leje, a zamku brak. Po przejściu chyba z 1000 schodów – jest. Miałem jeszcze siłę na kilka zdjęć i na dół. Stwierdzam, że chodzenie po górach w stroju motocyklowym do dobrych pomysłów nie należy.
Czasu zrobiło się mało, zwijamy się do wioski Masulech, GPS pokazuje czterdzieści parę kilometrów. Sprawnie docieramy do wioski, przy wjeździe na drodze opłata (jak zwykle nie płacimy). Wioska może byłaby fajna, gdyby można było ją zobaczyć. Gęste chmury okrywające wioskę oraz okoliczne góry uniemożliwiają nam potwierdzenie powszechnej opinii, wytężam wyobraźnię i … warto było!
Na mapie widzimy połączenie wioski z miejscowością Ardabil poprzez góry Kuhha-ye Tales. Długo się nie zastanawiając, pchamy się coraz wyżej w gęste chmury. Przed nami pojawił się samochód - to miejscowy wraca z rodzinką do wioski w górach. Kilka uprzejmości, prośba pilotowania przez góry i powoli jedziemy dalej. Gdyby nie nasz pilot, pewnie byśmy w tej gęstej zupie pobłądzili, mgła jak zupa, szutrowe drogi w lesie i stromo – złe połączenie ale jest przygoda:-). O asfalcie zapomnieliśmy już na samym początku podjazdu, ale droga na nasze nie najlżejsze sprzęty jest ok, ubity grys, szuter, twarda glina. Po pół godzinie wyjeżdżamy z chmur ... jak nożem odciął. Co za widok!!! Mógłbym tam stać z godzinę, ale nasz pilot ciągnie do przodu. Widząc ogrom gór oraz perspektywę pobłądzenia, ciągniemy szybciej. Wysokości rzędu 3.500mnpm.
Tak czy inaczej, muszę co przełęcz się zatrzymać i zrobić kilka ujęć. Miejscowy – Azil, rozumie to i sam wybiera najlepsze miejsca, w końcu to jego góry. Od Azila i jego rodziny otrzymujemy propozycję noclegu. Byłoby super ale czasu mało, droga miejscami robi się bardzo wąska i trudna (glina i koleiny już nie suche), a do tego kilkusetmetrowe urwiska. Azil skręca do wioski, a my dalej w stronę najbliższej cywilizacji, czyli do Khalkhal. Przed nami po drugiej stronie mały punkcik na zboczu, to auta Azila i widmo nocki w górach przy deszczu – pojawiły się w oddali czarne chmury i błyskawice. Jeśli na tej gliniastej drodze dopadnie nas deszcz – stoimy.
Po kilkudziesięciu kilometrach szuter robi się szerszy, równiejszy i bardziej ubity, a palące się śmieci przy drodze (wysypiska) mówią o dotarciu do czegoś, co można nazwać wioską. W wiosce nasz codzienny rytuał: arbuz i oczywiście selfie. Tutaj jak zwykle wzbudzamy spore zainteresowanie. Jest już ciemno, a do najbliższego hotelu (namiot jakoś odpada – 9oC i widmo deszczu) mamy jakieś 45 km, ale pokazał się asfalt.
Do Khalkhal docieramy późno i z pomocą miejscowych, którzy nas pilotują - odnajdujemy jedyny hotel. Po kilku minutach zaczyna padać. Właściwie – lać! Krótko acz intensywnie. Farci się nam :-) Ta trasa będzie tą kolejną, którą będę pamiętał i polecał. Nie jazdę przez Teheran czy Isfahan, ale właśnie tą drogą bez nazwy.

Na zdjęciach; droga wzdłuż morza Kaspijskiego koło m. Abbasabad, dojazd do zamku Rudhkan, kolorowe irańskie ulepki - słodkie przysmaki, wioska Masulech i z tej wioski droga do Khalkhal.

Jan
28.09.2016, 23:15
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 15
Oj nie chciało się wstać. Śniadanie, takie sobie, ale z fajnym kawałkiem plastra miodu. Ale przy wymeldowaniu dowiadujemy się, że za śniadaniem należy zapłacić dodatkowo. Zasiadamy na sprzęty z nadzieją, że uda się nam dotrzeć na granicę z Armenią przed jej zamknięciem. Początek trasy kręty i mało ciekawy. Docieramy do Ardabil, gdzie w okolicy są gorące źródła. Nie szukamy ich, czas nagli, a do domu daleko. Zostawiamy sobie dzień, dwa na ewentualne niespodzianki.
Za Ardabil widzimy szczyt Sabalan (Savalan) 4811m npm. Lubię te góry. Dosyć długo go objeżdżamy ale szybkim tempem.
Po zjeździe za miastem Ahar zaczyna się droga kręta, wolniejsza. Znowu nie mogę jechać normalnie, muszę zatrzymywać się co jakiś czas i w spokoju przymierzyć aparatem, to w prawo to w lewo. Może namiot rozstawić? Na horyzoncie wiszą czarne chmury, znowu nas zleje, ubieramy przeciwdeszczówki.
W mieście Ahar zatrzymujemy się z pytaniem o drogę i jak zwykle pytania, selfie ... ale to już ostatki – wytrzymamy. Szczególnie jeden starszy pan interesuje się i zasypuje nas pytaniami, a także tłumaczy, jak wyjechać na właściwą drogę. Mam jeszcze jeden album o Polsce i mu go daję. Dostajemy zaproszenie na poczęstunek ale czas nas goni, więc dziękujemy. Ubieramy się i odpalamy sprzęty, i już mamy ruszać.... gdy nasz znajomy przybiega z reklamówką orzechów. Kupił szybko cokolwiek w formie podziękowania :-) Widać, że mu się nie przelewa, a jednak – miłe.
Na granicę Irańsko-Armeńską docieramy o 14-tej i.... zdziwko: pół godziny i jesteśmy odprawieni! Trzy okienka, miło i z uśmiechem. Najważniejsza pieczątka w CDP przybita i salam (lub do zobaczenia - xodâhâfez).
Problem zaczyna się dopiero po stronie armeńskiej, w skrócie tak:
na początek wita nas żołnierz z kałachem – paszporty,
następnie strzał od pani „doktor” - siedzącej w rozklekotanej budce jeszcze na moście granicznym - z czegoś, co przypomina mały rozbijacz hadronów, a tutaj służy jako termometr bezprzewodowy, podjeżdżamy do kolejnej budy, która pamięta czasy Stalina, a przy niej wojskowy (taki kurdupel o połowę niższy od lodówki) chciał robić rewizję, ale jak mógł usiąść na motorze i zrobić sobie zdjęcie, to odpuścił rewizje kufrów, w budzie siedzi młoda celniczka z portretem Putina za plecami, tutaj pierwszy raz system się zaciął. Tak, był komputer!
Teraz główna część, a w niej: przed wejściem żołnierz i paszporty, w środku pani w budce z bramką i paszporty, potem żołnierz i paszporty, następnie prześwietlenie bagaży i ten sam pogranicznik zaprasza nas do okienka nr 1 – system się zaciął, czekamy. Teraz – uwaga! - z okienka nr 1 idziemy do okienka nr 3, tam mały gruby jegomość z fajką robi skany naszych dokumentów i do okienka nr 2 – znowu się system zaciął. Tutaj dostajemy plik dokumentów i do okienka 4 i 5. W tych okienkach coś spisują i każą wracać do 2. Wracamy, odbieramy spis do zapłacenia (taxa, podatek drogowy i coś tam jeszcze). Udajemy się do okienka bez numerku ale z napisem AraratBank i skubią nas równo! (Tutaj też system szwankuje).
Z potwierdzeniem walimy do okienka nr 2 i możemy iść do motocykli. Hurra!
Stajemy przed zdezelowaną bramą zamkniętą na kłódkę, podchodzi gościu w skórzanej kurtce (kolejny kurdupel choć wygląda jak z mafii). Siedzimy cicho, on ma klucz, jest teraz Kimś, otwiera i... wjeżdżamy.
Ale żeby miło zakończyć, kolejna brama, policja i pada pytanie: macie strachowku? No nie.... No to po 15$. Już „lubię ten kraj”!
Całość zajęła nam jakieś 2,5-3 godziny, co podobno i tak nie jest złym czasem. Po wyjechaniu jakiś kilometr dalej, straż graniczna na drodze i paszporty – dzisiaj ostatni już raz.
Powoli wspinamy się na przełęcz na wysokości 2553 m npm. Zimno, tylko 7oC, ale widoki nam to wynagradzają.
Przy drodze widać biedę, ludzie tutaj kombinują jak mogą, lekko nie mają. Mijamy kilka mozolnie wspinających się dymiących kamazów oraz ład i BMW bez tablic rejestracyjnych.
Drogi w tej części Armenii są złe albo bardzo złe, więc po zapadnięciu zmroku znajdujemy hotel i taki koniec dzisiejszego dnia.

Kilka ostatnich zdjęć (7) to już Armenia, zdjęć z granicy nie mam, można było stracić wszystkie zdjęcia lub aparat.

ofca234
29.09.2016, 13:02
ta droga z Teheranu do Chalus jest faktycznie kozacka, ale kurde, czy ktoś ją widział bez chmur? ja też musiałem sobie wyobrażać ;) jechałem w drugą stronę, więc najpierw zmarzłem, pewnie było poniżej 10, chmury, a potem wyjechałem z tunelu, i pach - 35 stopni, pełna lampa.

CeloFan
30.09.2016, 10:17
:Thumbs_Up:

Ja widziałem bez chmur ale... jechałem jak juz było ciemno :D

tyran
30.09.2016, 18:02
Dooobra relacja!

Pisz dalej.

Jan
30.09.2016, 22:00
ta droga z Teheranu do Chalus jest faktycznie kozacka, ale kurde, czy ktoś ją widział bez chmur? ja też musiałem sobie wyobrażać ;) jechałem w drugą stronę, więc najpierw zmarzłem, pewnie było poniżej 10, chmury, a potem wyjechałem z tunelu, i pach - 35 stopni, pełna lampa.

Ja odbiłem w pewnym momencie w lewo na Darasara i traska bardzo ciekawa po wioskach i fajnych górach. Widzę, że droga do Chalus bardziej prosta i dwu pasmowa. Fajna była?

Jan
30.09.2016, 22:24
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 16
Wyspani, ruszamy przez Armenię. Drogi w tej części Armenii są złe lub bardzo złe – same muldy, jak na naszych stokach narciarskich. Pojawiają się także dziury, prostokątne/kwadratowe. W pewnym momencie spotykamy winowajców – dziurkaczy, „specjalistów”. Specjalistom to naprawdę trza być, aby taką drogę łatać. Można to porównać do chęci cerowania stringów z koronki koniakowskiej, ani to nie ma sensu ani się nie da, no chyba, że się jest „specjalistom”.
W Kapan na skrzyżowaniu spotykamy trzech Irańczyków na dwóch motorach, chyba chińskiej produkcji. Styl jazdy jednak ciągle irański, na czerwonym nie wytrzymali - poszli, trzymają się cały czas nas, chcąc udowodnić, że 200cm3 może więcej. Tomek stwierdził, że są jak pchły, niby tylko dwóch, a wszędzie ich pełno. Na podjazdach ich zostawiamy i, jak stajemy aby robić zdjęcia, mijają nas z gestem triumfu :-). Na jednym z postojów seria zdjęć z „pchłami” (teraz obskoczyli mój motocykl) i.... każdy w swoją stronę.
Po drodze zajeżdżamy do Tatev i monastyru położonego w tejże miejscowości. Turyści normalnie przemieszczają się tam kolejką górską nad dwiema dolinami, a my do samego końca na motocyklach. Początek to miły i przyjemny asfalcik, ale pod górę zrobił się szuter i sporo zakrętów. Warto było dla tej drogi. Warto było i także dla samego monastyru, remontowany, a jednak ciągle robi spore wrażenie, choć troszkę rusztowaniami obłożony. Coś w tych monastyrach jest i nie da się tego opisać. Przynajmniej mój język sobie chyba z tym nie poradzi. Podziękowanie za wyjazd z krainy Allacha i prośba o bezpieczny przejazd przez krainę komunistów (ależ popieprzony ten świat).
Droga się poprawia ale temperatury na przełęczy pow. 2500 spadają do 5oC, na jednej z nich zlało nas równo. Chwila oddechu przy jeziorze Sevan, położonym na wysokości ponad 2000 m npm. Sporo niedokończonych hoteli, po co komu one? Jestem tutaj drugi raz i zawsze ponuro, zimno i leje!
Po przejechaniu długiego tunelu pod Aregunyac Lerner do miejscowości Dilijan - inny świat. Lepsze drogi, temperatura podskoczyła do 24oC i jakoś bardziej zadbane to wszystko, choć do ideału to jeszcze daleko droga.
Już mi ta Armenia zaczęła się podobać, aż tu na granicy.... wszystko pierdut! Podjeżdżamy pod okienko - komenda „nazad” do szarego, obskurnego budyneczku. Coś mi to przypomina. Aby nie przeciągać relacji, znowu wyszliśmy ubożsi o sporą kasę, za to, że wyjeżdżamy?!?!?! Normalnie Afryka, tylko Murzyni biali. Przy próbie prośby o wyjaśnienie za co ta kasa, odesłano mnie do tablicy ogłoszeń, abym sobie mógł po ormiańsku przeczytać Dekret. Pies ich lizał, przez jakiś czas się tutaj nie pokarzemy, tym bardziej, że strzeliło nam kilka zdjęć, to z przodu, to z tyłu :-)
Po stronie gruzińskiej miło, szybko i przyjemnie. Tniemy do Tibilisi już po ciemku, hostel i rano pewnie pozwiedzamy.

dj-napster
30.09.2016, 22:24
super foty, wyprawa pierwsza klasa, z dreszczykiem emocji bo kraj docelowy nietypowy

Jan
02.10.2016, 22:07
WYPRAWA DO IRANU - DZIEŃ 17
Śniadanie i postanawiamy się rano z Tomkiem rozdzielić. Ja znalazłem sklep motocyklowy, może dokupię szybę do kasku, która mi się porysowała a Tomek w miasto. W sklepie kicha, ani szybki ani innych kasków. Krótki spacer po centrum, które bardzo stara się być nowoczesne oraz pro turystyczne. Czy warto tutaj przyjechać... tak, choć jest to mieszanka wszystkiego, to jest w tym coś oryginalnego, czego nie mają inne stolice. W rozmowie ze starszym panem na ulicy, powiedział oprócz tego, że jest ciężko dla starszych ludzi tutaj żyć, to także to, że to wszystko jest na pokaz i pewnie miał rację?! Gruzja taka jest, stolica pokaz a reszta jakoś to będzie.
Decydujemy się odwiedzić założony przez polaków Hotel Oasis w Udabno. Dojazd, to lekki off, bardzo przyjemny po czyś, co można przyrównać to stepów. Się poszalało na sprzęcie :-).
Na miejscu pełen chillout, warunki w części hostelowej studenckie ale nie po to się tutaj człowiek ciśnie.
Pyszne jedzenie i wino a także trafiliśmy na koncert miejscowego gitarzysty, fajnie jest. Jeśli ktoś lubi odludzie, to miejsce jest dla niego.
Jutro mieliśmy skoczyć do Omalo, ale podobno może być jeszcze śnieg na przełęczach, odpuszczamy. Planujemy drogę wzdłuż Kaukazu do granicy z Rosją. Część, drogą wojenną, którą już znam. Może tym razem uda mi się zobaczyć Kazbek?

Na zdjęciach kilka ujęć z Tibilisi, droga do Udabno i foty z samego Hostelu. Szczególnie należy zapamiętać grajka z przedostatniego zdjęcia (sk.....l pie....:vis::mur: ) a dlaczego, to w następnej części.
W tym dniu zrobiliśmy mało km - taki lajcik.

Sławekk
02.10.2016, 22:25
fajnie się czyta :Thumbs_Up:

Jan
03.10.2016, 21:34
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 18
W nocy grajek-artysta łaził po pokoju i szukał miejsca do spania. Hostel Oasis na nieszczęście ma to do siebie, że drzwi nie są zamykane.
Rano pobudka i przez off pięknymi połoninami w stronę granicy. Jak już wszystko co zielone przesuszy słońce, to pewnie wygląda nieciekawie ale teraz miód malina. Potem droga wzdłuż Kaukazu u jego podnóża, kolejny off i na drogę wojenną. Tą trasę już znam i w stosunku do ostatniego przejazdu drogą, jest więcej ludzi/samochodów a od miejscowości Arsha nowy asfalt.
Na granicy Gruzińskiej szybko i sprawnie ale po Ruskiej już tak nie było. Najpierw długa kolejka do przejścia, puszczono nas do przodu a potem wypełnianie świstków i kolejna kolejka i w sumie jakieś 3 godziny. Noc już ciemna a my dopiero ruszamy. Tomek jeden hotel przeleciał ale i tak nie mieliśmy rubli, więc szukamy kantoru. Kantor był na stacji benzynowej, podchodzę, biorę portfel i w środku zero, nerwowe szukanie i nie ma … S........n grajek w nocy „przekładał” rzeczy. Jak ja kląłem ale to już nic nie zmieni. Straciłem zaufanie do ludzi a szczególnie do miłych Gruzinów z gitarą. No to teraz powrót na biedaka;-(
Człowiek uczy się całe życie, szkoda tylko że takim kosztem (przede wszystkim nerwówka). Z tego wszystkiego na stacji Tomek zapodział gdzieś kluczyk, szukamy i brak. Dobrze, że wymieniliśmy się zapasowymi i chyba nas to uratowało przed kiblowaniem na stacji (potem go znalazł w kufrze, jak mu tam wpadł...).
Teraz mamy jakiś hotel za 1000 RUB i trochę tych kilometrów dzisiaj szarpnęliśmy. Drogi są bardzo dobre i kultura jazdy jak na razie także OK. Dużo Policji.
Co do planów, z powodu braku funduszów omijamy Wołgograd a i za radą TIRowców, z którymi rozmawiałem na przejściu, lecimy drogą na Rostov nad Donem. Mieliśmy w początkowej fazie jechać na Eliste, ale z mocnym akcentem odradzano nam, aby dużym łukiem omijać to miejsce – tak też zrobiliśmy.

Na zdjęciach jeszcze Hostel Oasis i droga w stronę granicy z RUS. Co do grajka, wiem, że to On, bo w nocy złapałem go z torbą w ręku ok. 3 nad ranem. Jak się spytałem, co robi - szukam papierosów. Człowiek zaspany ale nie dało mi to spokoju, więc torba (zapięta na kilka zamków) w łapy i sprawdzam, portfel jest, dokumenty są paszport jest aparat gdzie aparat szukam i jest spoko, torba pod łóżko i spać a na granicy zonk - nauczka!

dj-napster
04.10.2016, 01:01
chwila nieuwagi i można się na żółwiu wyp... ;)

ofca234
04.10.2016, 13:48
Ja odbiłem w pewnym momencie w lewo na Darasara i traska bardzo ciekawa po wioskach i fajnych górach. Widzę, że droga do Chalus bardziej prosta i dwu pasmowa. Fajna była?

ja jechałem w drugą stronę, z Chalus. Nawet próbowałem wjechać na szczyt o tej samej nazwie, ale jak wjechałem w chmury to sobie odpuściłem. w chmury zaczęły się szybciej niż jakieś konkretniejsze widoki. Jadąc z Teheranu to faktycznie zaczyna się dwupasmowa, to nudny, szybki kawałek autostrady. nie warto.

co do kasy na wyjeździe z Armenii to mnie to też rozpieprzyło, ale tak jest. to legalne. w sumie za jeden dzień w Armenii zapłaciłem ok 50 dolarów. 15 strahovka i spanie, 15 na wjeździe i 20 na wyjeździe, a i tak chcieli mnie skroić na więcej.

opisałem to tutaj:

http://moto.elban.net/2015/08/17/nieprzyjazna-twarz-armenii/

naprawdę po jednym dniu miałem dosyć wszystkich mundurowych w tym kraju.

dopiero teraz przeczytałem, że dojechaliście do Iranu w 5 dni. Duży szacun. Serio.

Rychu72
04.10.2016, 14:29
Co do mundurowych to wszystko zależy na kogo trafisz.
W tym roku latałem po Armenii i Nagornym Karabahu i jeżeli mundurowi wyciągali dłoń to nie po kasę, a po to żeby się przywitać i pogadać. Ogólnie było miło.
Raz koledzy mieli pecha, bo ich nakamerowali ...... jechali trochę za szybko. Na szczęście udało się dogadać na niższą kwotę.

W Nagornym zgubiłem wszystkie dokumenty, karty i kasę. Stał się cud i po czterech dniach dostałem telefon, że się znalazły. Musiałem sporo wrócić do Stepankertu i w ministerstwie oddali mi całość. Kompletnie niczego nie brakowało ...... nawet kasy.

ArtiZet
05.10.2016, 15:59
:Thumbs_Up:
W Oasis Club Udabno super warunki są w kontenerach przy tym Hostelu.
No i blisko na nocleg po imprezie i degustacjach tych trunkow co stoja na ladzie ;-) Nam sie tak spodobao że zostaliśmy tam 2 lub 3 dni (nawet nie pamiętam ile) raz aby odpoczac po trudach podrozy a drugi aby odpoczac po nocnych impreach niektórych uczestnikow wycieczki :-)
Sam klimat klubu gdzie przewija się cała masa podróznikow i ludzi "dziwnych" nie do podrobienia- my tam rok temu spotkaliśmy parę Polaków na rowerach podróżujacych dookoła świata :)

Jan
05.10.2016, 22:40
[QUOTE=ArtiZet;500673]:Thumbs_Up:
W Oasis Club Udabno super warunki są w kontenerach przy tym Hostelu.

Ja miałem pecha, kontenerki akurat wtedy były wszystkie zajęte. Ale o klimacie mimo wszystko należy powiedzieć same dobre słowa.

Jan
05.10.2016, 22:47
WYPRAWA DO IRANU - Dzień 19-21
Powrót przez Rosję jest dosyć szybki choć bardzo monotonny. Dużo Policmajstrów ale łapią przeważnie na wyprzedzanie na ciągłej i o dziwo, jeżdżą tutaj nawet przepisowo. Częste są także posterunki kontrolne, gdzie wyrywkowo sprawdzają kto, co i dokąd.
Raz nas zleje, raz przewieje zimnem do podszewki (12oC). Szybko dopada człowieka znużenie i należy często robić postoje a ja do tego to sobie porozmawiam, posłucham muzyki i angielskiego a jak mi się przypomni grajek Gruzin to sobie krzycząc poklne, ale jakoś nie chce ulżyć?
Rosja w tej części jest uporządkowana i nawet w dużych miastach kolorowa, nowoczesna. Są plakaty Putina i Stalina, pomniki Lenina i czerwonych „gwiazdeczek”. Jak wyglądają wsie i miasteczka, nie wiem i nie zamierzam zjeżdżać z głównej drogi. Dostałem owczego pędu do domu. Fajnie gdzieś jechać ale jeszcze lepiej wracać, tym bardziej, jak na Ciebie czekają:-).
Dzisiaj, poniedziałek śpimy gdzieś 200km przed Woroneżem, plan na jutro dojechać do granicy i niepewność, jak długo będziemy tam kiblować. Ruscy raczej nie ułatwią wjazdu na Ukrainę. Przejeżdżaliśmy jakieś 30km od Ługańska i pani w barze ładnie nam wyłuszczyła o co ta cała awantura, że Krym to jak Jelcyn oddawał Ukraińcom to był pijany i zawsze tam byli Ruscy a jak stawiają rakiety blisko granicy, to właściwie Ukraińcy maja co mają? My nic szczególnego nie widzieliśmy no chyba, że nisko latające myśliwce.

WYPRAWA DO IRANU - Dzień 22-23
Wyjazd wcześnie rano i zamiar dotarcia do granicy Z Ukrainą. Pierwsze 200km poszło nam dosyć szybko. Nie wiem ile zrobili nam zdjęć ale fotoradary mają w każdej wiosce (od przodu mogą pstrykać dowoli).
Jakoś tak szybko poszło, ze na granicy byliśmy koło 14:00 i po rosyjskiej poszło dosyć sprawnie, a po ukraińskiej zaczął się inny świat - wcale nie ten lepszy, choć bliżej Europy.
Rozwalające się baraki, znowu kilka okienek, deklaracja nagrana na kamerce, że będziemy przestrzegać prawa i że przez Ukrainę tylko tranzytem (z tym się jeszcze nie spotkałem), potem zdjęcie aparatem chyba z „Domowego Przedszkola” zrobione razem z motocyklem, a na końcu zajumali Tomkowi gruzińskie wino.
Początek Ukrainy jak z Konopielki - nyndza i bida. Już myślałem, że w Rosji na wsi tak źle - ale nie, kilka km dalej było znacznie gorzej!
Potem droga się poprawiła, dotarliśmy do Kijowa a tam... stolica pełną gębą. Tak dużej reklamy z neonów jak na mijanym wieżowcu nie widziałem, Majdan pięknie oświetlony z każdej strony, niezłe samochody i - kurcze - tylko mi ta wieś ze staruszką, która pasła 3 kozy na sznurku w rowie przy drodze jakoś nie pasuje w tym kraju.
Nocleg za Kijowem w jakimś motelu za małą kasę z jedzeniem (dobrym) za jeszcze mniejszą kasę. Do Lwowa jedziemy razem i tam się z Tomkiem rozstajemy. Jemu pasuje w górę a mnie na A4. Granica szybko, bo motory mogą omijać kolejkę, dowalił się tylko nasz celnik. Dzięki „ukraińskiej mrówce”, która się doczepiła, wszystkie formalności szybko. Okazało się, że celnik generalnie znany i - jak to mówili w kolejce – służbista, ale dzisiaj i tak miał dobry humor (kolejny Pan i Władca na granicy).
Od granicy to już kilka godzin i w domu.
To już koniec tegorocznej przygody, chyba wszystko się udało – czyli wróciłem cały do domu z workiem pełnym przygód i wrażeń tych pozytywnych ale także i negatywnych.
Dziękuję Wszystkim za śledzenie i mam nadzieję, że przynajmniej przez chwilę byliśmy tam razem :-) (ale tylko mnie dupsko bolało)!!!

misiak
05.10.2016, 22:57
Dziękuję za fajną lekturę .

tyran
05.10.2016, 23:51
Dziękuję. Inspiracja jest!

Emek
06.10.2016, 08:20
Świetna wyprawa. Gratulacje. :brawo:

czarekszo
06.10.2016, 11:42
Również wielkie dzięki. Fajnie się czytało :Thumbs_Up: