PDA

View Full Version : 5-1-7 you must be quickly, go! go! go!


wilczyca
21.01.2014, 00:43
Wyrywa mnie ze snu dzwonek telefonu. Magda spogląda na wyświetlacz kaprawymi oczkami i murczy:
- office… - odbiera.
- Jejeje… OK - podaje mi starego samsunga i mówi: to do Ciebie.
Moje oczka momentalnie łapią ostrość…
- Magda, słuchaj, co oni do mnie mówią. – szepcę do mojej współlokatorki – jes?
Słuchamy obie angielskiej jajecznicy słownej, Magda uchem, ja bardziej całą sobą, głównie reagując wytrzeszczem oczu. Głos Billa zawiesza się w tonie zapytania… Rzucam błagalne spojrzenie na Magdę. Bezgłośnie podpowiada mi wyrazistym ruchem warg…
- jes – odpowiadam, zdając się zupełnie na mądrość Magdy. – OK, fenkju, baaj.
- Magda, o co chodzi?
- Zbieraj się, jedziesz do Cambridge.

Wyskakuję z łóżka: spodnie, ochraniacze, kurtka, szal, krótkofalówka, komputerek mobilny [już dzwoni podając mi namiary na cel], komórka, nawigacja… wklepuję postcode i zerkam zadowolona na moją współlokatorkę… a ona śpi… w sumie jest dopiero 6.
- Pa, Magda.
- Powodzenia. - przebudza się - To prosta droga… 503-ką, potem wskakujesz na 406 i zaraz na M11 – mówi i odpływa.
Łapię do ręki kask, rękawiczki i kluczyki… Pod domem czeka na mnie honda. Montuję nawigację i ruszam… ku przygodzie…

Mój pierwszy kurs kurierski: Cambridge – Londyn. Przewóz serca ze szpitala do szpitala. Mój trzeci dzień na wyspach…

45508

Kszzzkszkszzzyyyyyy… fajf łan sewen, gdzie jesteś? musisz się pospieszyć… kszkszyyyyy….

robertG7
21.01.2014, 01:38
Chyba sobie Kobieto żartujesz!

Pisz!!

Miras Sc
21.01.2014, 06:47
Spokojnie, Karolina zapewne bada zainteresowanie tematem.

Zagaiła ..... i poszła spać

Rychu72
21.01.2014, 07:58
.... i co ...... serce przeżyło? ;)

Brambi
21.01.2014, 10:20
Czekamy w takim razie !!!!

Dunia
21.01.2014, 10:25
Wow. Coś mi się zdaje, że będzie to najbardziej ciekawa relacja z pozdóży tej zimy, Pisz Waćpanna bo czekamy:)

Kamyk
21.01.2014, 10:40
Wow! No to dorzuciłaś do pieca! Super! Czekam na więcej.

Pozdrawiam i życzę pomyślności w pracy.

Kamyk

mygosia
21.01.2014, 11:04
No Karolina - Go, go, go !!!

Grinch
21.01.2014, 11:10
"Okej, Okej, zadzwonimy do Pana ..."

graphia
21.01.2014, 11:24
trzymaj lewą! no i tym razem - prawa w górę? :D

zipo
21.01.2014, 11:43
No prosze, nawet zwyczajny dzien na wyspach moze tak poruszyc .

Tomek-KLI
21.01.2014, 13:17
Karola miało być quickly, a my nadal czekamy :P

magicl
21.01.2014, 14:40
"Ale o so chozi''?

banditos
21.01.2014, 15:02
Czekamy;)

wilczyca
21.01.2014, 15:09
Spokojnie, Karolina zapewne bada zainteresowanie tematem.
Zagaiła ..... i poszła spać
Eh, Miras… dobrze to wykombinowałeś ;)

Relacja, nie-relacja… Może bardziej wspomnienia ostatniego półrocza. Ten etap już zamknięty, dlatego teraz mam czas… tak, mam czas :D poukładać co nieco i podzielić się z Wami, jeśli zechcecie słuchać, moimi obserwacjami i obrazami… z różnych dziedzin życia wielkomiejskiego…
O, na przykład:
trzymaj lewą! no i tym razem - prawa w górę? :D
Trzymanie się lewej przychodzi bezproblemowo w mieście, czy też na autostradzie ;) Przynajmniej w przypadku motocykla.

https://lh3.googleusercontent.com/-mZx956XzDZI/Ucd9pm7FTdI/AAAAAAAAMJc/2n2ld1dG0yI/w896-h604-no/DSC08724.JPG

A prawa w górę… tu sprawa wygląda zupełnie inaczej… Trudno byłoby uwolnić bezproblemowo prawą w geście pozdrowienia. Dlatego moturzyści lewostronni kiwają do siebie główkami, jakby rozluźniali karki :) Niestety to dotyczy moturzystów pozalondyńskich… w obrębie M25 nie ma miejsca na takie czułości…

kszkszzzszszyyy 5-1-7 5-1-7 du ju hir mi? kszkszyyyyyy

banditos
21.01.2014, 15:15
Nie ma czulosci bo tyle tego w Londku lata ze lepek po godzinie takiego kiwania odpadlby jak nic.

Carlos dajesz...

graphia
21.01.2014, 15:51
Włosi mi kiedyś na włoskich serpentynach machali nogą - wiadomo - obie ręce na kontrolerach :D

Zet Johny
21.01.2014, 16:31
We Francji jak byłem puszką i robiłem miejsce dla motocyklisty to właśnie tak nogą dziękowali.
Sorki za offtop ale chciałem tak sobie subskrybować temat.

zipo
21.01.2014, 16:48
Nozka machaja enduraki,.glowka skinie przewaznia sport rajder a ci co jada armatura lapki daja w gore. :)

No ale czy Londek Zdroj sie @wilczycy podobal choc trochu czy raczej przytloczyl ?
Bo Cambridge to ladny jest.Zwlaszcza dzielnica uniwersytetow.
Masa pieknych mlodych ludzi,atmosfera madrosci akademickiej przeplata sie z kolorem piwa,piknikami studentow w parkach,na skwerach...;)
Pelno rowerow jest a nie lubia glosnych rur oj nie lubia..
No to jak bylo:).

bass
21.01.2014, 18:06
:lukacz:

RAVkopytko
21.01.2014, 19:27
Karolina ,widziałem Twoją fotke już wczoraj.Zastanawiałem się co się wozi w takim kontenerze? Ale na to bym nie wpadł,nie byłem na wyspach.

wilczyca
22.01.2014, 02:36
Uśpieni? No to mogę trochę pograsować ;)

Johny, ten temat jest otwarty dla offtopów, tutaj nie będzie dnia drugiego ani kontynuacji konkretnego wątku. Niech się toczy i żyje :)

I tak, Ravi, mogę odpowiedzieć Ci na pytanie o zawartość kuferka…

45519

Kuferek jest sprytnie skonstruowany, pewnie w projekcie maczał palce jakiś Polak… angielscy spece z tzw. workshopu… eh, to też będzie obszernym tematem.

Wygląda mocno kontenerasto, prawda? Ale zachowuje się przyzwoicie na drodze. Nie wpływa znacząco nieprzyjemnie na poruszanie się motocykla przy dużych prędkościach autostradowych, nie powoduje shimmy, jedynie zawirowuje powietrze za plecami i potrafi nieprzyjemnie podwiewać kurtkę, jeśli się dobrze warstewek nie zakitra…

45520

Jest wąski! Nie miałam problemów z przesmykiwaniem się między autami w korkach, większy opór materii sprawiały lusterka. Dopiero pod koniec mojej przygody z kurierowaniem udało mi się nim ze dwa razy przyhaczyć podczas mocnego slalomowania z pochyłem…

Jest pojemny! Zazwyczaj obie boczne komory były załadowane moimi gratami typu: nieprzemakalne ciuchy w ilości dużej… drugie rękawiczki, „stuptuty”, ze dwie pary spodni, kurtka, szalik, czapka, itp… do tego termos, prowiant, smar do łańcucha, podręczny kompresorek, apteczka, torba kurierska, mapa… natomiast cała powierzchnia „górna” była przeznaczona do przewożenia różnych różności… Na pokrywie niezmiennie przyklejony kawałek papieru z wydrukowanym rozmieszczeniem kodów pocztowych po Londynie…

45525

Bonusem w hondzie nc700 jest schowek w tzw. „baku” :D Zbiornik paliwa znajduje się gdzieś pod siedzeniem, więc zostaje spory kawałek placu pod klapą przed kierowniczką… O tu, gdzie wskazuje kotek.

45522

I co wozi tam kurierka? Torebkę! A w niej: aparat fotograficzny, trytytki, klucze, szmatkę do przecierania kasku, chusteczki do przecierania twarzy i odczarniania rąk, taśmę na gada, drugą nawigację w razie W, mały scyzoryk [zakazany], suszone mango, gdyby zabrakło jedzonka gdzieś Wpizdu [takie miejsce, do którego często zdarzało mi się jeździć], okulary przeciwsłoneczne, niezbędne kabelki wtykane do gniazdka akumulatorowego… I jeszcze jedna mapa ;)

45523

A co z zawartością?

Zdarzało mi się wozić różne rzeczy. Wspomniałam już o seduchu… Kurierzy z mojej firmy często krążyli między szpitalami, woziliśmy próbki krwi, moczu, jakieś wycinki histopato… i inne zamrożone mniejsze lub większe części ciała w pudełkach ze styropianu… czasem też do oddziału męskiego ;) Były też listy do pacjentów, te zazwyczaj jechały właśnie w stronę Wpizdu. I obszerne dokumentacje zapakowane w wielkie czerwone torby…

Kolejnym stałym punktem było chanel… rozwożenie pięknie zapakowanych kosmetyków klientkom/klientom. Dobrze, że chanelowcy nie widzieli w jakim towarzystwie w kufrze potrafiły te śliczne torebki podróżować… eh, banany i winogrona często nie przetrzymywały podróży na motocyklu… raz na jakiś czas trzeba było zrobić deburdelizację w firmowym kuferku, żeby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu i zapanować nad wszystkim. Nad większością… Bywały dni, że można było z nudów zrobić nawet to ;)

Woziłam też ubrania i akcesoria od projektantów do studiów fotograficznych i w drugą stronę. Moja koleżanka dostała kiedyś zlecenie odebrania kluczy od pewnej pani, udania się do jej domu i przywiezienia jej konkretnej sukienki z szafy… Ja za to dostałam kopertę z kasą i dokładną instrukcją pisaną i obrazkową gdzie i jakie buty mam kupić.

Kina! Filmy w walizkach… Universal i płyty, bilety. Biuro wizowe i pędzenie z paszportami, świeżo zawizowanymi, na lotnisko, żeby zdążyć dostarczyć dokument przed odlotem samolotu… Lody z przepysznej lodziarni w centrum… Cukierki w prezencie… Kwiaty [o biedne w tym kufrze, szczególnie kiedy przyszło im podróżować w towarzystwie skrzynki z filmem]… Paczki na dworce kolejowe… Soki odchudzające… I w końcu koperty, listy między bankami i firmami.

45521

Były też zlecenia z orange, wymiana popsutych telefonów na sprawne. Najbardziej znienawidzone, bo płatne marnie i od sztuki - niewdzięczne okrutnie. Trzeba było użerać się z ludźmi, pilnować, żeby odebrać dobry telefon, czasem pomóc wyciągnąć kartę sim i jeszcze wpisać poprawnie godność człeka i robić to wszystko w ekspresowym tempie. Szukanie adresów, niejednokrotnie po slamsach, generowało jedne z soczystszych wiązanek, o jakie bym się nie podejrzewała, a jednak potrafiły się zrodzić w mojej głowie… Taszczenie ciężkiej torby pełnej kasy w postaci nowych iPhonów i samsungów. To były maratony. Podobną fuchą było odbieranie zakupów ze sklepu argos i rozwożenie klientom. Lub rozprowadzanie paczek amazonowych.

Sama jestem ciekawa co niezwykłego mogłam przewozić… Większość pakunków była przecież bardziej niezidentyfikowana…

A oto kurefek weekendowy :) Kto zgadnie co w nim?

45524

Kszszy, kszszszyyyy…. 5-1-7 are you empty? Kszyyyy kszy

Dunia
22.01.2014, 10:57
Ja rozpoznaję rakietę do squasha :dizzy:

banditos
22.01.2014, 11:53
Blisko ale to nie to...

borys609
22.01.2014, 11:59
Kłębek wełny dla kota? :)

Zet Johny
22.01.2014, 12:09
W reklamówce kapusta na gołąbki? ;)

mygosia
22.01.2014, 12:24
W reklamówce melon? ;)

rumpel
22.01.2014, 12:25
https://encrypted-tbn3.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQtPJoDoe1GflQN28btW_UKa2S0To1BX v9PiBA0p1Lxky2Dngu7jQ

zipo
22.01.2014, 17:19
w reklamowce slomiany kapelusz :)

pies_kaflowy
22.01.2014, 17:48
http://media.shopwell.com/product/7089206371_full.jpg
Przysmak emigranta czyli Kulki Mocy ?

graphia
22.01.2014, 18:12
brakuje tam na etykiecie tylko psa lub kota :D

wilczyca
22.01.2014, 19:30
Rumpel, dobrze pokierowała Cię intuicja ;) Zipo... jesteś mistrzem ;)

https://lh6.googleusercontent.com/-dk6mnnJ3JXY/UdyWxOFJhBI/AAAAAAAAMhA/kUHiGfhjYZ0/w896-h596-no/DSC09149.JPG

Borys... blisko, włóczka, ale nie dla kota... rozumiem, zmyliła Cię fota z mojego poprzedniego postu. ;) Dunia, byłaś blisko... ale mieliśmy mniej górnolotne rozrywki, badminton wystarczył :) To był wyjazd w plener.

Przywieźliśmy ze sobą też trochę prowiantu...

https://lh3.googleusercontent.com/-cT-5pEzqDxs/UdyW5Y-SJvI/AAAAAAAAMa4/f6hK43UAqCw/w416-h625-no/DSC09152.JPG

...c.d.n.

graphia
22.01.2014, 19:37
a to tal można w "private" anglii? po prostu usiąść na trawie na polu (może czyimś!) i nie bać się soli w dupie? nie możliwe! :D

wilczyca
23.01.2014, 00:56
Graphia, to było wyjątkowe miejsce :) Jeszcze do niego wrócę... w wątku :)

A tak to wyglądało z mojej perspektywy, mniej więcej... [nagranie jakiegoś ziomala, nawet motek kamerzysty taki sam]

Jm0zDzFPqIs

Ludwik Perney
23.01.2014, 07:03
Moj wujek masarz zawsze powtarzal, że najsmaczjiejsze są podroby :-)

graphia
23.01.2014, 09:05
Ale nie..... to Rosjanie jeżdżą jak wariaci.... aha Rosjanie też piją najwięcej :)

Brambi
23.01.2014, 09:27
Ciekawe bardzo jeszcze poproszę :)
Swoją drogą przy takiej robocie to procesor musi kurcze nieźle liczyć żeby to ogarnąć wszystko !!

zipo
23.01.2014, 13:58
w wiekszoscit przypadkow nawet policja nie tyka kurierow.
Wiedza oni ,ze sporo wplywowycch ludzi uzywa tej formy doreczen I zdaja sobie sprawe
czym moze grozic narazic sie Komus wiec Kurier zapierdziela
I wymusza bo musi.To pozwala na spore fantazje w ruchu ulicznym;)
Druga strona medalu jest smutniejsza.Jesli cos pojdzie nie tak, niestety robi sie
wtenczas "cieplo".
Trzeba dodac,ze kwoty za ubezpieczenie dla kurierow sa naliczane
indywidualnie..3 razy wiecej za miesiac,niz w Polsce za rok.

"Miszczu" ;) (thnx)

wilczyca
24.01.2014, 23:41
Hm... procesor ciągle w okolicy 100%. Wieczorem skala jakby się rozszerzała i mimo poczucia, że wszystko ogarniasz, łapiesz jakiś taki luz... Z jednej strony dobrze Ci z nim... zakręty układają się pod Twoimi kołami, podnóżki krzeszą iskry, slalom między puszkami to bajka... Ale ile w tym swobody, a ile wyjeżdżonych na pełnym skupieniu godzin? Trudno stwierdzić. Pewnie do pierwszego [byle nie ostatniego] dzwonka.

45558

Wymuszanie... Wiesz, ja nigdy nie mam poczucia, że wymuszam ;) Wtasowuję się. No, raz udało mi się rozsypać Thalię :D Ale to nie "€žtam"€ tylko "€žtu".

Policja... na szczęście nie miałam z nią wiele do czynienia. Dwa razy na mnie załiłkali, jak to określa mój kuzyn... Oba razy skończyło się niewinnie.

45559

Za pierwszym razem, wracając po pracy do domu. Śmigałam ekspresówką, właśnie w takim stanie "ostatecznym"€, wyluzowana, może w delikatnym trybie kozakowania. Zygzakowałam sobie między samochodami, ze skrajnego pasa na skrajny, pełna swoboda i wyczucie kosmosu :) Ciemno, białe pasy wyznaczają granice świata, w głowie gra muzyka. Płyniesz, płyniesz w kierunku ciepła domowego, jedzonka, łóżeczka... W pewnym momencie słyszę wycie syreny, w prawym lusterku błyska niebieska poświata. Zmykam na lewy, najwolniejszy pas i nieznacznie wyprzedzam auto ze środkowego pasa... Policja przemyka prawą stroną i zwalnia... ojojoj... zwalnia, a załoga cywilnego śmigacza patrzy na mnie GROŹNIE! Zwalnia i patrzy, patrzy, patrzy... groźnie. Przez chwilę spoglądam sobie w różne ciekawe nagle strony... w lewo, prosto... Niebieskie światełka nie przemijają jednak, więc spoglądam na te groźne spojrzenia... Cóż mogę czynić... Jaki gest zrobić, żeby ta groźność nie przerodziła się w karność? Przybieram pozycję przepraszającą, uśmiechu i spojrzenia szrekowego kota nie widać spod kasku, ale uruchomiam je na wszelki wypadek... Coś jednak zadziałało i panowie pognali dalej już bez łiłków. Uff...

https://lh6.googleusercontent.com/-VpABjYANtrE/UdILIE1nhkI/AAAAAAAAMKc/4EaCP7gSCZU/s720/DSC08752.JPG

Drugie spotkanie z policją było bardziej bezpośrednie... Jest taki mały tunelik w Londynie, pod Tamizą. Rotherhithe Tunnel. Wąski, dwa pasy, w każdym kierunku po jednym. Między kierunkami tylko namalowana linia. I bardzo zachmurzony spalinami. Niefortunnie trafiłam na parszywy korek w jedną stronę. Moją stronę. Cóż to, z przeciwka pusto. Moment analizy sytuacji, droga zniża się w głębię ziemi, widzę, że auta z przodu zaczynają ruszać, czyli znajdę lukę, żeby wrócić na moją stronę. Jedynka, składam motura i wyskakuję na przeciwległy pas, otumaniona spalinami. Widzę auto nadjeżdżające z przeciwka, ale mam do niego jakieś 500 jardów, kope czasu, luzik, auta z lewej suną i dają mi przestrzeń do dyspozycji. Dadzą :D Ale cóż to? Auto z przeciwka... zaczyna mrugać na niebiesko :D Co za szczęście, prawda? :D Wsuwam się między autka, pokornie... jak najbliżej ściany, robię się prawie przezroczysta... Ale korek znowu się zacieśnia i staję... Przybieram pozycję niewidzialnej... Mnie tu nie ma przecież! Lecz radośnie mrygające na niebiesko autko zatrzymuje się koło mnie... Podnoszę przyłbicę, przepraszający uśmiech... Hm? Sorry, I don't understand... yyy, I don't speak English... yyy... Panowie z radiowozu pokazują mi na palcach I mówią wyraźnie i powoli... 3 points... Aha, popełniłam przestępstwo na trzy punkty... ojojoj... Korek przede mną zelżał... za to za policją tworzy się kolejny... Panowie nie mają wyboru... Sorry... Oczka szrekowego kotka... I know, I know... Policjanci kręcą głowami i ruszają dalej, nie mając większego wyboru... Znikają za zakrętem. Duszą mnie spaliny... Chyba wyrobiłam już swoją statystykę w tym tunelu, prawda? :) No to śmig na prawy pas i dzidaaaaaa! :D

45560

kszkszkszyyyy 5-1-7 5-1-7 zatrzymaj się! kszkszszszszyyyyyy

mygosia
25.01.2014, 09:50
Właśnie czytam o stanie uptime :)

graphia
25.01.2014, 10:08
kszsz kszsz.... fajf łan sewen fajf łan sewen... ower :D

wilczyca
25.01.2014, 20:35
Mygosiu, ciekawe to to, rozwiniesz w paru słowach? :)

mygosia
26.01.2014, 17:30
Karola - ktoś mi polecił kilka dni temu książkę o medytacji [chodziło o moje nawracające kłopoty ze spaniem - ostatnio staram sie "uprawiać" jakies relaksacje itp], konkretnie tą:

http://lubimyczytac.pl/ksiazka/152583/potega-terazniejszosci

I z ciekawości czytałam o czym to - i trafiłam właśnie na termin "uptime" - oczywiście wygooglałam co to za stwór, bo pierwszy raz to widzę na oczy :)

Przykładowy cytat:

Na czym więc polega i czym jest Up-time? Up-time jest stanem umysłu i ciała, w którym cała nasza uwaga jest skierowana całkowicie na zewnątrz. Widzimy, słuszymy i odczuwamy środowisko wokół, jak nigdy wcześniej. Mamy wyostrzone wszystkie zmysłu. Czas zwalnia. Dzieje się tak, ponieważ osiągając Up-time wyłączamy swoje myśli. Zatrzymywane są obrazy oraz dialog wewnętrzny.

A chwilkę wcześniej czytałam właśnie o Twoich lawiracjach lewostronnych.

:)

ramoneza
26.01.2014, 21:28
Up-time wyłączamy swoje myśli. Zatrzymywane są obrazy oraz dialog wewnętrzny.

Q..wa,...też tak kiedyś miałem jak pracowałem w niderlandach,od tej chwili tylko trava ;)

graphia
26.01.2014, 23:03
myślałem że Up Time to jakieś nadgodziny czy coś.....

Stary-S3
26.01.2014, 23:54
Overtime to nadgodziny...

graphia
27.01.2014, 00:02
na jedno wychodzi :D

fassi
27.01.2014, 00:07
Ech, Kobiety to maja sie dobrze, szrekowe oczyska i po sprawie....

a my faceci? zmyslasz policjantce historie, o Zonie/Dziewczynie, o jakichs kwiatach, ze domek maly budujecie i ze bedzie dzidzia, i ze lecisz z pracy do domu obiad zrobic bo zmeczona z pracy wroci... oczywiscie historia musi sie kupy trzymac bo inaczej mandat razy dwa... jak zaczniesz skamlec to mandat razy 3...

ciagle wypatruje tego rownouprawnienia o ktorym sie tyle gada wokolo ale jakos nic sie nie zmienia, nawet w Anglii ;)

czekam na ciagi dalsze, fajflansewen - kip going....

wilczyca
27.01.2014, 00:55
uptime... czasem w offie się zdarzy, prawda? :) I własnie pod koniec kurierowego dnia też może... hm...

To teraz trochę poza życiem w ramach 5-1-7. Czyli poza ramami... weekendowo. widzieliście już wyposażenie weekendowego kuferka. Coś do jedzonka, coś do picia... coś przeciw nadmiernemu słonku. Zbieramy ekipę i ruszamy się trochę odmieścić. Ulubione miejsce Magdy: nad wodę! No to lecimy nad morze... a właściwie nad Lamansze... ;) Całkiem niedaleko Dover, St Margaret's at cliffe :)
Mamy fajne zestawienie moturowe...

45603

Niektóre hondy nie lubią autostrad, dlatego lecimy mniejszymi nitkami. Zahaczamy po drodze o Canterbury...

https://lh6.googleusercontent.com/-T_r7aVf39Ig/UdyPgaFUC3I/AAAAAAAAMVQ/bBlQ9LtA9GA/s512/DSC09040.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-KXetcE5dGDg/UdyQC86__gI/AAAAAAAAMV4/ECPCeL-vUS0/s512/DSC09050.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-g6Ynx1fAffs/UdyQJoQLsYI/AAAAAAAAMWA/NRfecWUJ9QI/s720/DSC09054.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-HlWula5P3H8/UdyRChaYe9I/AAAAAAAAMXM/tPsxuHkSyRI/s720/DSC09070.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-xq-frj0GHQw/UdyRzx0fTiI/AAAAAAAAMYE/rBuHi2dSCDU/s1024/DSC09087.JPG

A na parkingu jeden z cukiereczków...

https://lh5.googleusercontent.com/-_PKmwmMQ09g/UdyR4nZeqgI/AAAAAAAAMYM/ByPpbbAnrIo/s1024/DSC09092.JPG

Ale czas ruszać w stronę przestrzeni, która na nas czeka... A może ja na nią czekam?

Widok na port w Dover... Brama między Tam i Tu. Promy...

https://lh6.googleusercontent.com/-N3a_ADn3akY/UdyWRlMPlWI/AAAAAAAAMaQ/7FDiWiZgFgc/s720/DSC09131.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-lmq9o1WSGQ4/UdyVat26u-I/AAAAAAAAMZI/4ulmrDNHqVg/s512/DSC09107.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-icG8POkk62o/UdyV_ubbj9I/AAAAAAAAMZ4/IcVSyRUJi6s/s512/DSC09124.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-PDF26ZQyCkE/UdyXYSg3XoI/AAAAAAAAMck/76zxdsmFgUs/s720/DSC09177.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-pTRecZqVrMM/UdyXoAGUkvI/AAAAAAAAMbw/44MCT1qo6NU/s512/DSC09180.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/--3A3lL-qhag/UdyXu4QR1YI/AAAAAAAAMb4/-s7zTUqlWUM/s720/DSC09181.JPG

Eh... Bywało pięknie... Są tam takie miejsca, które czekają na Ciebie. Ale do których bywa daleko z Betonowego Świata. Póki było cieplutko i moja przygoda ze służbowym użytkowaniem motocykla dopiero się rozpoczynała, były siły i chęci, żeby w szósty dzień wsiadać na rumaka i pędzić właśnie Tam. Wyjechać Z. W końcu cóż to jest 130 km w jedną stronę? A jednak odległości są pojęciem względnym. Sami wiecie ;)

https://lh6.googleusercontent.com/-Ccl3c4Ka9jE/UkiSBEXZx5I/AAAAAAAAMtQ/-Uxibemz77c/s720/DSC09784.JPG

kszkszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 Będziesz pracowała w weekend? Możesz zarobić duuuużo kasy, naprawdę. Nie? Jak będziesz pracować w sobotę, to w poniedziałek dam Ci naprawdę dobry kurs... kszykszyyyykszyyyyyy

Kszsz Tu 5-1-7. Nie mogę pracować w weekend, mam inne plany. Ale chętnie wezmę ten dobry kurs poniedziałkowy ;) kszkszyyyy

kszykszyyyy 5-1-7 5-1-7 tak nie mogę... to nagroda za pracę w weekend. kszkszzyyyyy

kkkkszyyyy Tu 5-1-7 roger, roger. Trudno. Baj. Kszyyyy

RAVkopytko
27.01.2014, 21:57
Wymuszanie... Wiesz, ja nigdy nie mam poczucia, że wymuszam ;) Wtasowuję się.
dobre :D

luzMarija
27.01.2014, 23:05
Filmik kuriera z a40tki, nawet widać muzeum madame Tussauds, tak się jeździ po Londku nie tylko na kurierce.
Paru znajomych pracowało w dawnych latach na bajkach, sporo znanych ludzi spotkali, sam trafiłem przy okazji podwózki do posiadłości JK z Jamiroquai.
Ciekawy lecz nie lekki kawałek chleba.
Prosimy dalej miła K ;)

wilczyca
27.01.2014, 23:49
Jakoś tak, Luzaku. Nie zapisałeś się na IZI meeting, zapamiętam to sobie... ;)
Ta fucha mocno ingeruje w życie... Np. moje pierwsze moto kurierskie, CBF... 3latek, a siwiutki...

https://lh3.googleusercontent.com/-kpkETq1CfIc/UdipX8i_kJI/AAAAAAAAMUc/9_sa0o0YDtM/s720/DSC08973.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-3c_k4x_7ius/UdyPI6uiglI/AAAAAAAAMUw/DxS3acchIXM/s512/DSC09031.JPG

Przebieg... w milach :)

https://lh5.googleusercontent.com/-HFOlXmcQGFc/UdyPNNYs-iI/AAAAAAAAMmw/Zd-CJU_HNQc/s720/DSC09032.JPG

45641

Mocowanie uchwytu pod nawigację... jedno z profesjonaljnieszych w moim wydaniu ;)

45642


kszyyyykszyyyyyyyy 5-1-7 5-1-7 Karolajna... kszyyyy kszy kszyyyyyy

wilczyca
28.01.2014, 00:18
o, i znalazłam fotę przedstawiającą symbiozę skrzynki z filmem i kwiatów w torbie papierowej...

45643

luzMarija
30.01.2014, 07:27
No co tak cicho tutaj?

wilczyca
30.01.2014, 22:15
no właśnie nie wiem... ;) może lepiej pisać do szuflady...

45694

RAVkopytko
30.01.2014, 22:22
nie ,nie do szuflady

Brambi
31.01.2014, 08:36
Jak to do szuflady ?????????????
Marnacja by była !!!!!!!!!!!!!

graphia
31.01.2014, 09:17
ej! bo znajdziemy tą szufladę... a wtedy będzie już za późno na "edycję" :D

Zet Johny
31.01.2014, 09:46
Wilczyca proszę natychmiast przeprosić wszystkich i niezwłocznie zamieścić następny odcinek ;):D

DwaMariany
31.01.2014, 09:53
Co do szuflady?! Jak do szuflady?! Oj, bo jak pasa wezme!:oldman:

zipo
31.01.2014, 10:04
@wilczyca
Opowiedz prosze, dlaczego zakotwiczylas na wyspach tylko na kilka miesiecy?
Przecie byla frajda z jazdy w szalenczym ruchu ,praca,przygoda,pod presja czasu ,nowe otoczenie i zdziebko inna kulturowosc...
No co sie stalo :)?
Zawsze ciekawi mnie,dlaczego te same warunki jednych motywuja a innych zniechecaja.
Podzielisz sie subiektywnymi wrazeniami?
pozdrowienia

Marcin-BB
31.01.2014, 10:46
Odpowiem za Karolę:
Bo w Londynie nie ma "Piwa w Bielsku".
To uzależnia bardziej niż dragi!:D

wilczyca
31.01.2014, 23:57
Ok, ok… będę kontynuować :) Dziękuję za uwagę i przepraszam za tę prowokację. Czas zamącić trochę w wątku?

Zipo. To jest dosyć dobre pytanie. Chociaż też niespodziewanie osobiste :) Myślę, że masz szansę doczekać się odpowiedzi :) Może Ty chcesz coś opowiedzieć? Podzielić się? To jest właśnie ten wątek. Zachęcam.

A ja tymczasem, borem, lasem… pomyślę, o czym Wam opowiedzieć…

45696

wilczyca
01.02.2014, 02:35
Właściwie mam coś dla Was. Szybkie streszczenie mojej sytuacji parę tygodni po przyjeździe do Londynu... Fragment spowiedzi.

No więc kurierzę motocyklowo, codziennie rano warkocz, ochraniacze kolanowe, buty wiążę, kurtkę zakładam, do tego krótkofalówkę na kanale nr 1 [i tak pada po niedługim czasie], spocik motorolowy, czyli tzw. maszynę do odbierania robót do pasa i na hondę nc700s wskakuję [nieulubioną] pędząc na pewną miejscówkę mcDonlad'sową... Tam spędzam czasem trochę więcej czasu niż bym chciała z paroma podobnymi do mnie osobnikami, choć innymi trochę... to jest w ogóle osobny rozdział... nie wiem czy go zaczynać... może do tego wrócę....
Na razie ogólniki: przyjechałam, po paru dniach zaczęłam pracę. Generalnie nie oczekują za wiele, prawie się nie odzywałam, bo przecież angielski to nie moja działka i po 3ch dniach tu, w towarzystwie Magdy, nie mogłam się osłuchać tej mowy-trawy... do teraz mało co kumam... frustrujące... szczególnie że mój "kontroler" gadający do mnie ma tak tutejszy akcent że aż boli... oczy wybałuszam, uszy nadstawiam i strzygę nimi usilnie i nic... za ch.. nie wiem, czego ode mnie chce. Na szczęście przysyła mi na "maszynkę" adresy i ewentualane dedlajny, z tego rozumiem dużo więcej ;)
wklepuje adresy w nawigację od Magdy i śmigam... tak, tak, lewą stroną! Piękne to było - przyjechałam chyba w niedzielę tu, w środę byłam na "rozmowie", w czwartek odebrałam motura... [wynajmuję go, kupe kasy za to właściwie płacę, ale nie poświęciłabym drakuli na takie milarze...], w piątek zaczęłam pracę. Pierwszy wyjazd moturem po nietejstronie... spoko ;) jest tu dużo jednokierunkowych, w mieście jest ruch, więc człowiek się orientuje w terenie. Na autostradach sprawa jasna, tylko najszybszy pas jest z drugiej strony, chociaż dla motura wszystkie pasy są szybkie ;) Honda jest nakedem, więc jeździ się nią tak se... generalnie moto pozostawia wiele do życzenia.... ten ma 35000mil, roczniak. Tydzień jeździłam hondą cbf600, trzylatek, 101000mil... :) fajne, bardziej elastyczne i takie mocniejsze jakby, ale ponoć więcej pali i ciężko się nim manewrowało w korkach. To ma bak w zadku i trochę pomaga... Ale i tak go nie lubię... ciężkie to to i jakieś mało charakterne. A tu trochę charakternych moturów jeździ... ęfildy np :) i harleye... i lambretty, vespy stare... i takie czopery czopery - z kierownicami jak z izi rajdera... a auta... mmm... szkoda, że zazwyczaj nie mam czasu się gapić, muszę się skupić na przeżyciu i dotarciu do celu.
Praca w sumie ciekawa, wiesz... nie lubię zwiedzać, szczególnie miast, a to jest nawet przyjemne - przejeżdżam obok fajnych miejsc parę razy i tak sobie rzucam okiem, kiedy mam akurat czerwone światło ;) i to jest wporzo :) sobie poznaję całkiem spore mieścicho. Przy okazji jeżdżąc moturem, też fajnie, nie? Tylko nie tym, którym bym chciała... Ale co tam. No i za paliwo i mandaty trzeba płacić... eh.
Niestety nie jestem stworzona do tej pracy - mam zjebany mózg i nie zapamiętuję ani tras [wiem, gps odmóżdża], ani numerów domów... ale mam trochę frajdy na razie z tego.
mogłabym napisać rozdział o zwyczajach w ruchu drogowym w Londynie, o oznakowaniach, pieszych, rowerzystach... cała infrastruktura - megaciekawa :) o mieszkaniach też mogłabym. i obserwacji ludzi :) sporo nowych doświadczeń i wiedzy o świecie :)
[…]


45701

45702


kszykszyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyyyyy blablablablablablablablablaaaaa bla blabla blablabla blaaaaa OK? kszyyyy

kszyyy Hir 5-1-7 yyyyy sejit egen plis kszyyykszyyyy

kszykszyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyyyyy BLABLABLABLABLABLABLABLABLAAAAA BLA BLABLA BLABLABLA BLAAAAA OK? kszyyyy

kszyyykszyy... 5-1 7 yyyy kszykszyykszyyy roger roger kszyyykszyyykszyyy

k... że co?!

tryyy tryyy....
- halo? - o, Magda odebrała, pewnie właśnie dostarcza paczkę...
- hej Magda, słyszałaś może co Bill do mnie mówił przez radio?
- taaak, masz mieć ze sobą ID jak będziesz wchodzić do chłopaków z Citigroup, 25 Canada Square.
- Dzięki Madziu, wiszę Ci flaszkę wina wieczorem... Trzymaj się.
- Nie ma sprawy. Pa.

RAVkopytko
01.02.2014, 08:24
:bow: Karolina,fajnie,że nie Piszesz do szuflady

tupek
01.02.2014, 10:15
ano ano :bow:
też się wkręciłem :)

widać, że fragmenty opowieści trafiają do różnych odbiorców.
ech, gdyby tak zebrać w całość :D

pięćjedensiedem.....piszszsz, piiiszszszszsz....

wilczyca
01.02.2014, 17:28
Właśnie próbuję, tupku. Mam bałagan w szufladach, taka ja. Powyższy tekścik o tyle specyficzny, że odzwierciedlający mój wtedejszy nastrój dokładnie ;) To musiało być po dłuuugim dniu roboczym...
Fajnie, że są jacyś czytacy.

tupek
01.02.2014, 18:08
myślę, że czytaczy jest znacznie więcej :)
jacy tacy czytacy nie zawsze są pisaci ;)

lubię jak opowieść się snuje, jak fragmenty odkurzają się z szuflad.
to prawie jak opowieść ogniskowa, opowiastka niby.
gdy się kończy, słońce wschodzi, nikt nic nie mówi... ale i nikt nie wstaje jeszcze.

ogrzewam się i słów czekam.

ciepłe pozdrufki
tup

banditos
01.02.2014, 18:12
Czytamy... ukradkiem, zeby Cie nie sploszyc;)
Karolina fajnie piszesz, focisz jeszcze lepiej!

Mat7
01.02.2014, 18:21
Właściwie mam coś dla Was. Szybkie streszczenie mojej sytuacji parę tygodni po przyjeździe do Londynu... Fragment spowiedzi.


Dzięki, czekałem na taki kawałek :)
Informacje na temat kurierki "od kuchni" pochłaniam w ciszy ;)

graphia
01.02.2014, 18:33
Nowa gazeta: "Kurier Londyński" :)

Paluch
01.02.2014, 22:57
No dobra Karola. Jeśli czekałaś aż napiszę, że czytam to czytam przecie ;). Pisz już dalej bo cierpliwości nie staje. Fajnie się to wszystko plącze Wilczku.

wilczyca
02.02.2014, 02:13
Pewnie że czekałam :D

Wiele moich poglądów zostało zweryfikowanych Tam. Intensywność bycia motocyklistą, a może nawet motocyklistką w owym czasie i tym specyficznym miejscu przyprawiała o matrixowe poczucie czasoprzestrzeni.

Ruszam rano do pracy. Ubieram się bardzo starannie, każdy element ma swoje miejsce i kolej w uzbrajaniu. Kolejne warstwy następują po sobie, w zależności od pory roku i stanu świeżości. Ostatnim elementem jest warkocz. Jeśli go nie zdążę zrobić, albo nie zdecyduję się na przekazanie paru minut tej czynności, moje włosy będą protestować przy następnym myciu włosów. Skołtunią się przez dzień, mimo ukrycia pod szalem i kaskiem, nie będą zadowolone. A ja będę musiała walczyć z gąszczem. Dodatkowo będą chciały mi się wczesać w każde słowo, a na autostradzie pewniakiem będą się znęcać i łaskotać po nosie do momentu, kiedy pokonana postanowię zjechać na stację benzynową i zrobić z nimi porządek. A wiedzą doskonale, że bardzo nie będzie mi się chciało przerywać podróży tylko dla nich, ściągać rękawiczek, kasku, kominiary…. Pleść warkocza zmarzniętymi paluchami [z malej litery, proszę Pana]. Wiedzą, że mogą bezkarnie się znęcać nade mną. Testować moją psychikę. I mimikę. Kręcenie nosem, próby wypluwania i wyciągania językiem z gardła… maska na nosie nie pomaga, jest ciężko, siła charakteru zostaje wystawiona na próbę. Jedną z wielu. Taki niepozorny włosek…

Kiedy było ciepło, latem, mój ubiór nie stanowił większego problemu. Cienkie geterki, dżinsy, ochraniacze. Górskie, pancerne buty. Jakaś koszulka, T-shirt lub długi rękaw i kurtka. Polar do kufra. Wełniany buffowy szalik, kask i zwykłe, szosowe skórzane rękawiczki. Włala. Nawet wtedy człowiek wyglądał jak człowiek trochę, prawda? W razie deszczu goreteksowe spodenki wojskowe i tyle.
Ale membrana w kilkuletniej kurtce wkrótce się skończyła i o nieprzemakalności trzeba było zapomnieć. Nadeszły zimne i deszczowe dni. Poranny rytuał ubierania się wydłużył się o kilka warstw. Ciepłe geterki, dżinsy, spodnie dresowo-goreteksowe. Ochraniacze na kolana, spodnie wojskowe nieprzemakalne. Wełniana koszulka z długim rękawem, sweter wełniany, polar, kurtka. Na to kurtka żeglarska – gumowana: nieprzewiewna, nieprzemakalna. Szal z windstoperem. Wełniany szal na głowę, kask. Rękawiczki zimowe. Druga para do kufra, bo na pewno przemokną mimo mufek na kierze. Druga para spodni nieprzemakalnych [żeglarskie do kompletu, 100% waterproof] do kufra. Stuptuty megawypasione z osłoną na całego buta, sięgające pod kolano [dziękuję, Banditosie, ratowały mi życie] do kufra. I gorąca herbata w termosie do kufra…. Biedny kufer, widzieliście, jak był dopakowywany jeszcze zanim ruszyłam w trasę ;)

I tak, w ekstremalną pogodę poubierana jak strażak [zestaw żeglarski był w kolorze czerwonym… teraz przybrał barwę czarności, próbuję go właśnie wskrzesić odrobinę…] poruszałam się momentami jak astronauta… Nie zdejmując kasku, bo groziło to obtarciem twarzy i rozszczelnieniem misternie ułożonych warstw podkaskowych, przemieszczałam się chodem interesującym z motura do loading bayów i z powrotem. Pakowanie się na motura i złażenie z niego musiało przyprawiać przypadkowych widzów o radość :) Na zdrowie im :)
Ale wiecie co? Było mi sucho. I było mi w miarę ciepło. Najbardziej cierpiały ręce. Brak grzanych manetek i mój wewnętrzny protest wobec inwestycji w cudze moto rzutowały okrutnym uczuciem zimności i bólu w moich paluchach [znowu!].

Miałam ciepłe, choć za duże [rozmiar XL] rukkowe rękawice zimowe. Ale po długotrwałym deszczu, kiedy jeszcze nie miałam mufek, nabierały w końcu wody, jak wszystko, i dawały ciała… Takie ważące sporo nawodnione rękawice zwalniały czas reakcji na hamowanie. Za to używane już w mufach także przyprawiały mnie o dodatkową adrenalinę przy hamowaniu, bo mufy pod wpływem oporu powietrza przywierały do klamek [czasem robiąc nawet nieprzyjemne kuku w postaci ślizgającego się sprzęgła i przyhomowywania na autostradzie], a kiedy przyszło nagle hamować, trudno się było tymi rękawiczkami wbić między klamki a mufki. Kupiłam więc zimówki w mniejszym rozmiarze, ale brak przestrzeni między paluchami [o zgrozo!] a materiałem nie sprzyjał ocieplaniu atmosfery. I tak trzeba było kombinować… Każdorazowe ściąganie rękawic [niestety trzeba było przy każdym postoju to uczynić – obsługa komputerka] wiązało się przy deszczowej pogodzie z sukcesywnym nawilżaniem rękawiczek od środka. I stawała się mokrość.

Abstrahując od mojego ubioru… Wielu kurierów dawało radę innymi sposobami. Niektórzy jeździli w kompletach goreteksowych z army-shopów, ale moje spodnie z tego segmentu były wodoodporne jedynie do pewnego czasu, później się poddawały. Inni próbowali docieplać się ubiorem płetwonurka… pianka pod ubranko motocyklowe ;) jeszcze inni mieli pogodę w dupie i jeździli w poprutych skórach. Bywali też tacy, którzy zakupywali systemy grzewcze… podgrzewana kurtka, spodnie, buty, rękawice… Reszta knuła z pseudo-nieprzemakalnymi ortalionami różnego rodzaju. Najbardziej przerażali mnie wyznawcy ubierania gumowców w deszczową pogodę… Wyobraźnia działa…

Pokaz mody, sezon 2013 – Londyn…

Po letniemu... Włosy nie będą zadowolone.

45725

45726

Standard.

45727

Testy nieprzemakalności.

45728

Obuwie i warstwy dolne.

45729

Weryfikacja trwałości materiałów.

45730

Ciepłoszczelność...

45731

45732

Kurierki po godzinach...

45733


kszyyy kszyyyy fajf bul łan bul sewen kszyyy kszyyyy

kszyyy kszyyyyy bul bul bul kszyyy kszyyyyykszyyyyyyy

hono_mat
02.02.2014, 11:02
:bow::bow::bow: Szacuneczek!

zipo
02.02.2014, 16:52
Do wyobrazni prxemawia mi zdiecie pierwsze i ostatnie.
Pierwsze-te w windzie,verrry sexi ;)
Ostanie-bezbronne ,zwiewne"wilczatka" w swej naturze :)
Reszta fotek-jak to w pracy;)

Przeczytalem wszystko z uwaga.Rozumiem juz chyba dlaczego tylki kilka mcy.
Teraz juz wiesz,ze Londyn zyje na krawedzi a jego krwiobieg (ludzie jak Ty) po tygodniu w takiej pracy
nie potrzebuja juz off road-owych zabaw hmm?:)
Znaczy...ci ,ktorzy juz nie wiedza jak powiedziec"dosc"

Londyn meczy.Wysysa soki i dzisiaj cie podkrecajac,jutro wypija twoja witalnosc
niczym vampir.
Liczysz sie tylko wtedy,gdy podazasz co najmniej z pradem,lub szybcie.
Poczytac o tym w relacji to jedno.Przezyc to samemu to cos innego.
Jestem pewien,ze deszcz wyspiewal @Wilczycy niezapomniana piosenke w pamieci.
Ale jest cos co pociaga ludzi z calego swiata,by dolaczyc do tego szalenstwa-
To mozliwosc spotkania Wszystkich Innych Wedrowcow w czasie i przestrzeni.
To taki "assembly point" dla wielu niespokojnych dusz w ludzkiej skorze...

Wyrazy uznania I
ps
..no verry,very.. ;)

nicek27
02.02.2014, 17:35
Super się czyta..
Kolejna runda pytań: masz zamiar jeszcze raz taki wypad zrobić?
Koniec końców wspominasz tą pracę jako coś miłego/fajnego, czy raczej :cold:?

Grinch
02.02.2014, 22:10
Tak, czytaczy wiecej niż pisaczy

wilczyca
02.02.2014, 22:38
Tak, Londyn jest londyński. Żałuję, że nie dane mi było poznać Anglii… Anglików, w końcu… angielskiego :P Zipo, masz sporo racji, długo tam siedzisz :) A może po prostu masz dar obserwacji. Jestem wilkiem, ciągnie mnie do lasu. Gąszcz londyński nie umywa się dla mnie do zielonego. Może to jedna z przyczyn mojego powrotu.

Oczywiście, że dobrze wspominam ten czas. Było dużo adrenaliny, dużo nowego, dużo doświadczeń i zabawy. Było przycieranie podnóżkami i jazda bez trzymanki. Było ściganie się i jazda na krawędzi. Była zabawa w labirynt z celem pod światłami. Były próby jazdy na kole i klaksony we wstecznym lusterku ;) … Fajnie, nie?

Dobrze jest powspominać, bo siedząc na motocyklu 15-tą godzinę i mając do domu jeszcze co najmniej jedną, będąc permanentnie mokrym i zmarzniętym, bojąc się zatrzymać na światłach, żeby się nie przewrócić [czy moje nogi zadziałają? Czy kolano się rozprostuje?], pędząc autostradą w strugach deszczu, po ciemku, nie widząc prawie nic przez zamazaną szybę kasku, prując w takich warunkach jakieś 80-90 mil/h, bo jest ci w zasadzie już wszystko jedno, i tak mijany setny tir nie zmoczy cię mniej, niż 94-ty. Odpychasz myśli co by było gdyby… gdyby zaskoczyły cię zwłoki tragicznie poległego pod czyimiś kołami lisa, plama oleju, ostry kawałek rozpruwający ci znienacka oponę. Wracasz do domu, ale jednak nie do końca. Nie zastałam kogoś w domu odległym od stolicy 100 mil. Więc nie wracam do domu, muszę najpierw skoczyć do biura. Jak się czuję? Oj… jestem naładowana. Dojadę do biura o 22, wejdę, pozostawiając po sobie kałużę złości przed okienkiem zdawczym. Wejdę, nie zdejmę kasku. Nie powiem prawie nic. Słaba znajomość języka angielskiego uczy pokory. Ktoś z biura odbierze ode mnie zmoczoną moimi rękawiczkami kopertę. Może powie senkju. Pędzę tam, żeby tym mokrym i zimnym milczeniem/spojrzeniem zmiażdżyć zawartość pokoju pełnego komputerów i map. Tak, to mnie trzyma przy życiu, przy kierownicy. Dobrze brzmi? Dobrze się pisze. Niedobrze się w tym jest tu i teraz. Czy takie udowadnianie sobie, innym, komu? coś mi daje? Wolę jednak off-road: tam mogę być zła tylko na siebie, udowodnić sobie, że dam radę wygrzebać się z piaskownicy. Nabyć kilka siniaków i spocić się przy kolejnym podnoszeniu motocykla. Co mi to daje? To, że następnym razem podniosę motura może dwa razy mniej, że wyjdę z sytuacji ostatnim-razem-bez-wyjścia. Że, w końcu, lecąc najszybszym pasem autostrady 150km/h i łąpiąc niespodziewanie kapcia z tyłu nie spanikuję i przeżyję, bo będę wiedziała jak zachować się z tańczącym motocyklem.

Tak. Jak jest sucho, jest dużo lepiej. Kiedy zamiast 3-ch pasów w jedną stronę jest jeden w obie, jest dużo lepiej. Kiedy dzień był udany, a ostatni klient czekał wesoło na ostatnią paczkę w chatce na końcu świata, jest dużo lepiej. Można włączyć na chwilę dobrą muzykę, nabrać świeższego powietrza w nozdrza, ucieszyć się ciemnością i krzakami na poboczu, wiecie co można? Można nawet zatańczyć na motorku! :)

Czyżbym trochę przymroczyła? Może kilka fotek z pracy… Tu z paczką dla Robina… Nottingham.

https://lh4.googleusercontent.com/-RUdkRwEl00g/Ugv7R0qBPrI/AAAAAAAAMh8/OdewYoeXvKA/s720/DSC09395.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-QJgVPYNohs8/Ugv79X2ZclI/AAAAAAAAMiM/ax0ZSXeepxI/s512/DSC09400.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-X5syfWEt6XY/Ugv8Cn7VutI/AAAAAAAAMnQ/mNZL5tHeSpQ/s720/DSC09403.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-80u49wxPTBc/Ugv8HdjfwDI/AAAAAAAAMic/SPWqwgl3wZU/s720/DSC09409.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-dc598qWYnt0/Ugv8Ly2oUCI/AAAAAAAAMik/4erYTfQIEAM/s720/DSC09414.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-5MzW15HEBzo/Ugv8SS3RYHI/AAAAAAAAMis/vtlHyJU2030/s720/DSC09415.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-9vZkXENbCdA/Ugv8bNYFMxI/AAAAAAAAMi0/aAvE6YsC-JA/s720/DSC09419.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-uicXMUfCg0g/Ugv8i_lvuhI/AAAAAAAAMi8/e_1XN11cHWw/s512/DSC09427.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-HiMhwTbdRak/Ugv8nQShJMI/AAAAAAAAMjE/PBmGg8sIji0/s720/DSC09430.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-1n8tbU4tRIY/Ugv8vXi0NhI/AAAAAAAAMjM/VbSurgkyRyY/s512/DSC09436.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-24-egNyjPI8/Ugv80MJrz6I/AAAAAAAAMjU/g-80u4m96eg/s512/DSC09438.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-FWXSh5pcO0c/Ugv85hDsQXI/AAAAAAAAMjc/Frypi1tewYA/s720/DSC09439.JPG

kszyyykszyyyy 5-1-7-5-1-7 kszyyykszyyyy
kszyyykszyyy 5-1-7 I know, I know, sorry about that kszyyykszyyyyyyy

Ivi
04.02.2014, 14:58
Super :bow:!!! Czytamy czytamy!!!!

Brambi
04.02.2014, 15:49
Ja bym nie chciał tu wazeliny jakoś uskuteczniać ale ze szczerym podziwem twierdzę iż trzeba mieć nieźle pod sufitem żeby sobie znaleźć robotę związaną z pasją, w diabelskim mieście, dobrze ją wykonać i jeszcze tak to opisać żeby czarnuchy chcieli to czytać i mlaskali przy tym !
Widać wilczy ród tajne umiejętności opanował ! :)

bajrasz
04.02.2014, 22:41
:lukacz:

Dunia
05.02.2014, 10:31
Zdecydowanie najlepsza relacja na tym forum ostatnio. :Thumbs_Up:
A tak sobie myślę jakie masz plany na przyszłość...w każdym razie pisz dalej

wilczyca
06.02.2014, 01:39
Dziękuję Wam. Cieszę się, że Wy też czerpiecie z tego trochę radości :)

Zipo, „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść…” niepokonanym… przez rutynę przede wszystkim. Magda, z którą byłam na moim pierwszym wyjeździe motorkowym, na Bałkany, a która w pewnym sensie ściągnęła mnie Tam i wypożyczyła kajutę na tym samym pokładzie dzieląc się ze mną szczotkami do szorowania pokładu, pracuje jako kurier już ponad rok.

Tu my w trasie na południe... Ja ze stażem półtorarocznym [no, dodać można by jeszcze jakiś czas ćwiczeń na vespie przedtem], Magda z... półrocznym.

https://lh5.googleusercontent.com/-KALCbW0-c1Q/TpHqX0mMCLI/AAAAAAAAGMI/G3KoiMJB3Sg/s800/DSC06142.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-3Mdl5Pzjq8s/TpHkxfHvwsI/AAAAAAAAFDo/GgIeY93-Slo/s912/DSC04814.JPG

OK, u góry "...w trasie", pod spodem "My..."

https://lh6.googleusercontent.com/-E5suOZNcW4o/TtLGnnex3iI/AAAAAAAAGiM/Zp1DHMfmlHs/s800/DSC04669.JPG

A tu znowu bliźniaczki sprzętowe... tym razem nie yamahy xj 600 s diversion, ale hondy nc 700 n...

45829

Pierwsza z nią przejażdżka po Londynie wprawiła mnie w osłupienie… Nie widziałyśmy się długo, a od czasów bałkanowych minęło sporo czasu, a jeszcze więcej mil i kilometrów… To najpierw od niej nauczyłam się jak korzystać z jezdni, na co mogę sobie pozwalać [wykreślone linie, niektóre busline’y], a na co uważać [kamery i fotoradary]. Ona „objeździła” ze mną podstawowe postroomy i loading bay’e. Ona odbierała ode mnie telefony i „teksty” służąc pierwszą pomocą. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Wsparcie niesamowite, również, jeśli nie przede wszystkim, psychiczne ;)

https://lh3.googleusercontent.com/-oDKrycIaSHk/Ucd9ZLEv13I/AAAAAAAAMHg/LJQKtIANIsY/s720/DSC08718.JPG

Pamiętam taki jeden poranek po niesamowicie wietrznej nocy… Byłam pewna, że wszystkie motocykle zaparkowane przed domem leżą i przeklinają w filtrach ten porywczy wiatr… Mocny, nagły… Ale nie, wiał potężnie, motorki jednak dały radę. Więc po przebudzeniu zajrzałam przez drzwi jak ma się sytuacja pogodowa… Liście przemykały pozostawiając przed oczyma tylko kolorowe smugi, wiatr omal nie wyrwał mi drzwi z uścisku. Cofnęłam się gratulując sobie pomysłu pozostania w ten dzień w domu i podniosłam oczy na schody prowadzące wprost do pokoju Magdy, żeby oznajmić jej tę dobrą wagarową nowinę… a tu… widzę ją w pełnym rynsztunku schodzącą z kaskiem na głowie z zamiarem wyjścia. Zatkało mnie z lekka, a ona niewzruszenie do mnie, że ma dziś dyżur wcześniej… Cóż było robić, ubrałam się, zjadłam, zatekstowałam do niej, czy i jak dojechała [niestety wszystko cacy, wiatru prawie nie czuć, jest OK], no i… cóż miałam czynić. Ruszyłam do boju…

W takich sytuacjach [orkanowych na przykład] przysyłali nam z firmy maila ostrzegawczego: że warunki mają być trudne i że w związku z tym wiele prac zostanie przerzuconych na vany, a nas motocyklistów nie będą wysyłać poza M25 – obwodnicę okalającą Londyn. Czasem było jak przyrzekli, czasem wysłali parę osób kilkadziesiąt/-set mil poza miasto… Cóż… Scourwiel Systems, jak czasem przejęzyczali się przypadkowo Polacy [to od nazwy firmy: Courier Systems]…

A - wrzucę nawet chętnym treść takiego maila do poczytania po obcemu ;)

Dear eCouriers,

In preparation for the advance weather warnings for Monday we thought it would be good to outline our plans with you.

The high wind conditions will make it difficult for our Bike Fleet. We believe that it will be best and in the interests of safety to limit the distance that our Motorbike riders travel. We shall not ask the riders to go beyond the M25 tomorrow.

We have already started the process by covering distance Pre-Books for tomorrow with Small Vans. We will need all of our vans working tomorrow to underpin the difficulties that our Bike colleagues will face.

As always we need the help of all of our Couriers to achieve a great service for our clients. So we will ensure that your Attendance Bonus is protected if you attend for work at any point tomorrow.

We will review any problems as we go through the day but as always your safety is our paramount priority.

Hopefully it won't be as bad as predicted and we look forward to hearing from you all tomorrow.

Thanks & Regards

Malcolm Fullick

Group Operations Director


Ale do czego zmierzam… Zmierzam do tego, że widziałam, jak zmieniło się podejście mojej koleżanki do motocykla… W dzień powszedni motocykl jako narzędzie pracy. W weekendy ewentualnie jako środek transportu do celu [najchętniej nad wodę :D], jeśli cel był w zasięgu metra – motor pewniakiem zostawiała przed domem nawet nie spoglądając na niego wychodząc z mieszkania. Każda wzmianka „techniczna” na temat motocykli była przez nią ignorowana, a jeśli trwała za długo, było się ignorowanym przez towarzystwo Magdy ;) Nie chciałam dopuścić takiego stanu w moim przypadku. Nie wiem, czy by do tego doszło i kiedy mogłoby to nastąpić, ale miałam to cały czas z tyłu mojej głowy [od pędu wiatru ta myśl przykleiła się do potylicy]. Może jestem innym typem od mojej współtowarzyski, a właściwie na pewno jestem, nie łatwo mnie zniechęcić do motocyklizmu, bo sprawia mi to naprawdę dużo radości, kwestie warsztatowe i trytytki przyprawiają mnie o dreszcze [romantyczny wieczór przy świecach zapłonowych… mmm…], ale rutyna potrafi zabić każdą pasję. To kolejny powód odpuszczenia sobie tego zawodu.

Tu londyński tymczasowy warsztat...

45832

Tak, Londyn żyje na krawędzi. Kurierzy są tego najlepszym, najbardziej namacalnym dowodem. Bardziej od „nas”, bajkowych [jak to magicznie brzmi], hard core’owi są tylko rowerowi ściganci. Szczególnie jeden rzucał się w oczy… Na lewej łydce najordynarniejszą czcionką miał wytatuowane FUCK a na drugiej TAXIS. Tak, taksówkarze byli bardzo niebezpieczni, bo ich tendencja do zawracania wszędzie i znienacka przyprawiała nie raz o ścieranie się klocków hamulcowych i produkcję adrenaliny.

Więc moim pierwszym nauczycielem była Magda, później uczyłam się od tych, którzy mnie wyprzedzali… Pierwsze dni to siadanie na ogonie piździkantom i motorniczym i obserwacje „jak się to robi w wielkim mieście”. Z dnia na dzień udawało mi się coraz mniej takich spryciarzy gubić. Były też niekiedy konsultacje dokształcające on-line, wieczorno-nocne, z profesjonalistą Beddim :) Dzięki za moc praktycznych wskazówek i wsparcie.
No i trudno byłoby nie wspomnieć w tym miejscu o Banditosie, który był i jest moją inspiracją. Dzięki towarzystwu tego wariata pojęcie rutyny znikało z mojego słownika, a jazda motocyklem stawała się czystą przyjemnością… mam nadzieję, że wybaczy mi kiedyś ukradkowe podwędzenie grzejącej się xr-y i marne, aczkolwiek odrobinę skuteczne próby postawienia jej na koło, jako że miała do tego tendencje :)

Banditos w swoim żywiole...

45831

I ze swoją królową Olgą...

45830

A tu, hehe, fotopsychoanaliza naszej muszkieterskiej trójki... Banditos wyjeżdża z krzaków, Magda ostentacyjnie ignoruje to motocyklistyczne ADHD kolegi, a ja... ja razem z nimi w tym wszystkim...

https://lh4.googleusercontent.com/-gfCThcFNtn4/UgGGG7o3Y_I/AAAAAAAAMgg/W2lI3XDBOn4/s720/DSC09382.JPG

Gdyby nie ludzie tam, i Ci będący Tu, chociaż elektronicznie ze mną Tam – moje ubłocone Anioły Stróże, byłoby jałowo. A nie było. Było przygodowo :)


Londyn meczy.Wysysa soki i dzisiaj cie podkrecajac,jutro wypija twoja witalnosc
niczym vampir.
Liczysz sie tylko wtedy,gdy podazasz co najmniej z pradem,lub szybcie.
Poczytac o tym w relacji to jedno.Przezyc to samemu to cos innego.


I znowu „tak”. Często wracało się do domu ostro podjaranym, nakręconym. To, co napisałam już wcześniej –jazda na haju całodziennego dzidowania. Ale czasem powrót na automatycznym pilocie, nie widząc prawie nic na oczy. Paść do łóżka, żeby następnego dnia zwlec się z niego i dosiąść byka w porannym deszczyku, jeszcze po ciemku.

45834

Pamiętam weekendy spędzone bardzo aktywnie, pamiętam też takie, kiedy największym osiągnięciem dnia było wybranie się do sklepiku za rogiem po chleb i wino.

Może dlatego, że jestem kobietą i mam łagodniejszą naturę, chociaż wilczą, nigdy nie miałam ambicji żeby dojechać gdzieś wyjątkowo „na czas” jadąc ponad moje… hm, jak to nazwać? Umiejętności? Poczucie nieprzegięcia? ;) Nie przejmowałam się zbytnio deadline’ami, miałam je na uwadze, ale bez kozaczenia. Dwa razy udało mi się wziąć do serca płynięcie szybciej od prądu, mimo że pod prąd. Za pierwszym razem miałam za zadanie zawieźć klientowi paszport bezpośrednio na lotnisko. Po pierwsze jednak dostałam o tym powiadomienie 10 minut przed zakładanym czasem ostatecznym, po drugie na lotnisko nie było blisko i właśnie korki się zagęściły popołudniowo. Ale dałam z siebie wszystko i nawet skończyło się to szczęśliwie dla mnie i prawdopodobnie dla odlatującego też… chociaż ręki sobie nie dam sobie uciąć, w końcu miałam półgodzinny poślizg ;) Zachwycony nie był.
Za drugim razem pewien golf zweryfikował mój przerost ambicji i musiałam najpierw pojechać do workshopu, zanim wróciłam do pracy po lekkiej rekonstrukcji motka…

45835

Jaki z tego wniosek? Lepsza rekonstrukcja motka niż rekonstrukcja człowieka. Lepiej nie reagować zbyt nerwowo na deadline’y. Gdyby to jeszcze była firma rodzinna, a nie taka wylęgarnia naiwniaków ;) Codziennie rotacje personalne – ten odchodzi, bo nie wytrzymuje ogromu niesprawiedliwości ze strony góry, inny ma dość deszczu, kolejny marudzi na za mało zer na czeku… a co któryś po prostu rozwala motorek w pierwszym tygodniu służby. Zdarzyło się, że jeździłam później do takiego złamasa i obdrapusa po sprzęt do zwrotu… I nasłuchałam się [w miarę możliwości językowych] jak to nie dostali żadnego, albo bardzo symboliczne odszkodowanie… Strach się bać.


Ale jest cos co pociaga ludzi z calego swiata,by dolaczyc do tego szalenstwa-
To mozliwosc spotkania Wszystkich Innych Wedrowcow w czasie i przestrzeni.
To taki "assembly point" dla wielu niespokojnych dusz w ludzkiej skorze...


Hm, hm… Wiesz, można spotkać ich wszędzie. A Ci najbardziej rdzenni mieszkają tak naprawdę po lasach. Mogłabym się z Tobą zgodzić, ale nie muszę… Trzeba być specyficznym, żeby żyć i funkcjonować w wielkim mieście. Trzeba być też specyficznym na swój sposób, żeby wybrać życie w drewnianym domku na odludziu. Są tacy, którzy nie wytrzymają dnia bez planu działania od rana do wieczora. Ale ja do nich nie należę. Lubię tak od czasu do czasu, ale potrafię się też delektować „nicnierobieniem”. Lubię pogadać z ludźmi, ale lubię też z nimi lub bez nich pomilczeć. Zdarza mi się czasem pogadać bez ludzi, ale się do tego nie przyznaję :D Mam nadzieję, że to tylko w mojej głowie.


verrry sexi ;)
ps
..no verry,very.. ;)

Eh, może nie powinnam rozwiewać tu jakiś idyllicznych wizji, ale będąc kurierem nie ma zbyt dużej szansy na bycie sexi. Szczególnie będąc kurierką. Może na tle kurierów kurierka wygląda bardziej sexi, ale tylko w oczach mężczyzn i tylko na tle. Nie ma możliwości, żeby wyglądać ładnie. Wieczny brud pod paznokciami, zakurzona twarz, ubrania w stanie opłakanym… Spocona albo drżąca z zimna. Można nadrobić uśmiechem, o ile nie jest się aktualnie wk…nym. Ja starałam się nadrabiać czasem ubierając dłonie w kolory optymistyczne. Dopóki nie dopadła mnie ulewa i nie odmoczyła lakieru, można było zrobić wrażenie na klientach. Taki optymistyczny akcent dla mnie i dla kogoś. Dobrze jest się pouśmiechać w pracy.

Stany i barwy różne... podróżne.

45833


Nawet, gdy będziesz karmić wilka, nie pójdzie w zaprzęgu... ;)


jakoś tak to jest z wilkami… ;)

Duniu, teraz? Szukam ciekawej pracy trochę bliżej moich lasów... Może macie jakieś propozycje? :)

wilczyca
06.02.2014, 01:51
oh, zapomniałabym....


kszyyykszyyyykszyyyy 5-1-7 5-1-7 why are you standing? kszyyykszyyyy

kszyyy kszyyyyy 5-1-7 ... Bill, I had an accident... kszyyykszyyyyy

kszyyykszyyy oh no! Are you okay? kszyyykszyyyy

kszyyy yes, I'm fine... But I must go to workshop, OK? kszyyyykszyyy

kszyyy OK 5-1-7, I cancelled you job. kszyyykszyyyyyyy 5-8-8 where are you now? kszyyykszyyyyyy

tupek
06.02.2014, 10:15
kurde bele - wzrusza mnie Twoja opowieść, po prostu

Artek
06.02.2014, 10:50
Karolino, nie bolało czasem gdy office wywoływał po numerze a nie po imieniu? Przerobiłem kilka kołchozów i nigdy nikt do mnie numerem nie mówił.

graphia
06.02.2014, 11:18
Myślę ze Office nie znal wszystkich imion :) i było mu to obojętne

Ludwik Perney
06.02.2014, 11:43
hard life :-) Fajnie to opisujesz.

zipo
06.02.2014, 12:35
Bo to jest hard life.
Bol odczuwasz ale nie powinno sie nim z nikim innym dzielic bo...kazdy ma wlasny
i nie chce czyjegos..Trasformacji ulega uczuciowosc.Od stanu euforii do wiary ,ze jakos to bedzie po koncowa faze realnego trzezwego spojrzenia.
Uczuciowosc stopniowo zostaje schlodzona,tlumiona by skrajnych przypadkach zostac wyparta..
Wtedy zwisa ci co bedzie dalej,tak jak twoja twarz zaczyna zwisac w dol, gdy patrzysz w lustro a jeszcze pamietasz kim byles nim,nim zaczales byc tym kim sie stajesz-nikim.
"Live today fuck tomorrow" staje sie twoim memento.
Taki czy inny office zawsze nada ci imie-numer.
Od teraz to jest twoja nazwa.Przyjmujesz ja bez sprzeciwu i stajesz sie kolkiem w mashinie
lub zachwajac swoja indywidualnosc,osobowosc,zostawiasz to i idziesz swoja droga.
Zyjesz zyciem wlasnym..

No tak,czyta sie to troche ze smutkiem ale tak w isticie jest.
@Wilczyca, Twoja dzikosc obronila wszystko to czym jestes.
Pewnie dowiedzialas sie w UK,ze nie jest przyjetym polegac na swoim instynkcie,pierwotnej jazni..
Tam trzeba uzywac tego, co Brytole lubia najbardziej-umyslu.
Byc podleglym(poddanym) to oczekiwania wzgledem migrant'ow.
Kreatywnosc indywidualna nie jest dobrze widziana u pracownika.
U szefa-o tak. :)

...Ddrzaca i mokra.....:) to bardzo osobiste ...;)
Moge napisac,w moj desen ;)

Humor z Wysp to kolejna interesujaca rzecz.
Chcialo by sie powiedziec,ze slowa nabieraja innego znaczenia
Ale nie uprzedzajac fabuly,poczekam na to, jak widzi to @Wilczyca
Dziekuje tez za tak szerokie cytowanie .
Dopisze reszte moich slow pozniej..


edit:

Hm, hm… Wiesz, można spotkać ich wszędzie. A Ci najbardziej rdzenni mieszkają tak naprawdę po lasach. Mogłabym się z Tobą zgodzić, ale nie muszę… Trzeba być specyficznym, żeby żyć i funkcjonować w wielkim mieście. Trzeba być też specyficznym na swój sposób, żeby wybrać życie w drewnianym domku na odludziu. Są tacy, którzy nie wytrzymają dnia bez planu działania od rana do wieczora. Ale ja do nich nie należę. Lubię tak od czasu do czasu, ale potrafię się też delektować „nicnierobieniem”. Lubię pogadać z ludźmi, ale lubię też z nimi lub bez nich pomilczeć. Zdarza mi się czasem pogadać bez ludzi, ale się do tego nie przyznaję Mam nadzieję, że to tylko w mojej głowie.

Podpisuje sie pod tym i potwierdzam-jestem w tym podobny.


Każdy z nas widzi swiat swoimi oczami, nie każdy widzi to samo.
Zywioly znajdziemy wszedzie, nie wszedzie znajdziemy ludzi, jakich chcielibyśmy znalezc…
Anglicy, mistrzowie manipulacji,wraz z-jak to sami okreslaja- ich wysoce "manipulatywnym" jezykiem.Mozna rozmawiac tym jezykiem prawie doslownie,tylko do okreslonego poziomu pojec. Kwestie podstawowe i socjalne w potocznej komunikacji.
Im wyzej ku zaawansowanej specyficznie terminologii, tym wiecej razy uslyszysz "co chcesz przez to powiedziec?.."
Jakby samo wypowiadanie zdan było niewystarczajace.
Jest tez cos, co karze lawirowac Anglikowi w waznych kwestiach i czestokroc unikac dosadnego wyrazania opini i pogladow w rozmowie z emigrantem
Nie chodzi by najmniej o wyrozumialosc dla rozmowcy. Po prostu sikaja do majtek gdy uwazaja , ze utrzymuja kontrole :)

Sa tez zasady a jedna z nich mowi, ze jeśli chcesz by wszyscy w kolo szybko się czegos dowiedzieli, powiedz to Angolowi i zaznacz-" ..tylko nie mow nikomu.." ;).Nastepnego dnia wszyscy szepcza..:)
Być może to moja bledna opinia, ale uwazam ze Anglicy ( nie Wyspiarze) nigdy nigdzie calkowicie się nie asymiluja. Pdobnie jak Niemcy.Choc wymagaja asymilacji od przybyszy.
Dobrze znaja slabbosc ludzkiej natury i wykorzystuja to w niejawnych i jawnych dzialaniach.
Ogolnie rzecz biorac trzymaja się razem zerujac na innych.
Zwlaszcza teraz jest to widoczne gdy system peka w szwach.Niestety ale mozna dostrzec to tylko w przypadku, gdy ma się wystarczajaco duzo czasu by się nad tym zastanowic. W pracy jaka opisuje @Wilczyca nie ma szans na retrospekcje, obserwacje, planowanie przyszlosci.Po prostu ta robota zabiera cie w swiat stresu,zmeczenia, pol jawy i snu,monotonii. To troche smiesznie paradoksalne ,ze można na motocyklu doznawac monotonii i nudy, ale tak wlasnie po jakims czasie jest.Twojej przyjaciolce Magdzie się nie dziwie. I tak jest super dziewczyna , ze nie zostawila cie samej sobie na drogach…dobrze miec takie Osoby obok.:bow:

Jedno ze zdiec i opis pokazuje wypadek, czy mialas stres i jakiekolwiek obrazenia, i czy to kierowca golfa zawinil? Bo jeśli tak, to masz @Wilczyca 3 lata by ubezpieczyciel pokryl szkody.Pojechalabys sobie gdzies za te kilka funtof..:)

Bardzo wciagajaco piszesz.Reportersko. Tak jak lubie.
Najlepsza relacja !:beer2:


ps
Na prawde napisalem co mysle (sexi)
Nawet w brudnych ciuchach dziewczyny sie prezentuja, z odpryskami na lakierze tez . Mysle , ze sie nie obrazisz za to.Z jakiegos powodu pstryka sie takie fotki :)

zipo
06.02.2014, 22:27
wykopane

tupek
06.02.2014, 23:21
trochę mało przyjemny obraz życia tam prezentujecie.
są jakieś pozytywne możliwości Wyspy?

pytam poważnie. sam nie przeżyłem dłuższych wyjazdów zagranicznych niż 4 miesiące. do tego to były studia, trochę inne podejście do świata. może już z pewną świadomością o co w nim chodzi ale z żenującą naiwnością co do tego, co w istocie w sobie zawiera. no i też pamiętam w sumie tylko zapierdziel po dach (na następny rok studiowania trzeba było zarobić - i po co? ;) ), odliczanie dni do końca i prawdziwą rozkosz powrotu, coś jak powiew świeżego powietrza wraz z pewnością, że teraz będzie wszystko pięknie.

i choć teraz różnie bywa, to - póki mam wybór - nie chcę szukać szczęścia gdzieś daleko.

Paluch
06.02.2014, 23:43
Są tacy, którzy nie wytrzymają dnia bez planu działania od rana do wieczora. Ale ja do nich nie należę. Lubię tak od czasu do czasu, ale potrafię się też delektować „nicnierobieniem”. Lubię pogadać z ludźmi, ale lubię też z nimi lub bez nich pomilczeć.
Proste :). A przy najbliższym spotkaniu masz "w ryj" i to z gwinta.

wilczyca
07.02.2014, 01:05
Proste :). A przy najbliższym spotkaniu masz "w ryj" i to z gwinta.

hehe, trzymam za gwinta.

5-1-7

Czy ja wiem? Było to dla mnie logiczne, że wołają po numerku. W firmie rotacja była spora. Bywały dni, kiedy siedzieliśmy nic nie robiąc, bo w wakacje ruch zelżał i przyprawiał nas o frustracje… a tymczasem w biurze przyjmowano kolejnych nowicjuszy, bo przecież firma musi mieć swoich ludzi w każdym miejscu miasta…

kszykszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 Karolajna… kszyyykszyyykszyyyy

Tak też do mnie wołano czasami :) Kiedy 1/3 ludzi znika z firmy po tygodniu, dwóch, nie dziwię się, że kontrolerzy nie zwracają uwagi na imiona. Mój numerek nie był prosty do wymówienia, ale lubiłam go, bo jest związany z moją datą urodzenia :) Ciekawe było, że organizm potrafił żywo reagować na ten zestaw cyferek w radiu. Często z letargu wyrywało mnie wołanie 5-1-6 albo 4-9-7… Brzmiało podobnie i działało na moje ciało jak moje osobiste 5 – 1 – 7.

No właśnie, Zipo, widzisz w mojej relacji smutek i zniechęcenie, ale to nie do końca tak. Bywały takie momenty, stany zniecierpliwienia. Ale w każdej chwili mogłam zrezygnować. Nie ograniczała mnie żadna czasowa umowa. Godziłam się na to. To był swego rodzaju test – przeprowadzony przeze mnie na mnie. Ile wytrzymam, czy dam radę? Ile spokoju z siebie wykrzesam w tak ch…ej sytuacji? To było wyzwanie, coś pozytywnego.

Ciekawym było, jak moje ograniczenie językowe wpływało na pokorę i… zmianę myślenia. W normalnej sytuacji, bez barier językowych, pewnie nie raz nie wytrzymałabym i wygarnęła niejednemu co o nim myślę. Nie mając jednak wystarczającego zasobu słów, a FUCK z wszelkimi dodatkami byłoby zbyt prostackie jednak…, zmuszona byłam przełknąć to, co mi nie pasowało i zareagować na to spokojnie i z dystansem. Yes or not. Prosta sprawa, prawda? Można się buntować, ale można też wypróbować życie w innym wymiarze. Stać się elastycznym. Przekroczyć własne ograniczenia, bariery. Zrobić coś pozornie wbrew sobie, ale w swoim stylu. Brzmi dziwnie? A może życie zaczyna się właśnie w tym miejscu? Po drugiej stronie lustra? ;)

Zauważyłam też pewną prawidłowość w komunikacji między officem a 5-1-7. Mianowicie… Biuro miało w stosunku do mnie pewien dystans i respect ;) Możliwe, że było to spowodowane właśnie tą moją „dostojnością”, której na co dzień, jak wielu z Was wie, nie posiadam ;) Nie kłóciłam się, nie żartowałam [wyższa szkoła językowa], wytrwale słuchałam, co góra ma mi do powiedzenia i przez to byłam traktowana z pewnym szacunkiem, jakkolwiek by to nie zabrzmiało… Kiedy Magda była wysyłana w południe do Newcastle, jakieś 500km od Londynu, mnie nigdy nie wykorzystali tak perfidnie… Nawet, kiedy miałam już dłuższy staż. I nie sądzę, żeby spowodowane to było jakimiś niedomaganiami z mojej strony, bo nie nawaliłam nigdy znacznie. Myślę, że byłam dla nich trochę tajemniczą personą, której się odrobinę bali ;) Taką mam teorię, trochę głęboko posuniętą, ale jak dla mnie – wiarygodną. Kiedy w ostatni dzień żegnałam się z Billem, powiedział mi coś w stylu, że mają dla mnie dużo respect :) Wiem, że byłam dziwnym trybkiem tej machiny, dostałam duży kredyt zaufania i robiłam rzeczy, które – gdyby się racjonalnie zastanowić – były prawie niemożliwe do realizacji w moim położeniu. A jednak się dało i udało.

Dosyć tego fruwania.
Pewnego dnia uziemił mnie golf. Dzień był wyjątkowy pogodowo – na przemian lało i wychodziło słońce. Czyli droga na zachód była bardzo świetlista i mokra momentami. Oślepiający, zmyty asfalt nie dawał szans oczom. Dzień jak co dzień… Długo czekałam rano, zanim dostałam pierwsze zlecenie. Rzuciłam się więc na nie z ogromem zapału. Zawiozłam jedną, drugą pakę, dostałam pilne powiadomienie o odbiorze czegoś gdzieś. Drogę właściwie znałam, więc wskoczyłam na motura i heja! Wylatuję spod mcDonaldsa, wskakuję na szybką drogę w kierunku zachodnim, tunel, zwalniam przy trzech fotoradarach wewnątrz, jeden już mnie kiedyś ustrzelił, ale bez konsekwencji o dziwo… Wypadam z podziemia i frunę wykreskowanym pasem mijając stłoczone puszki… Ależ dobrze mi idzie, dziduję pełna euforii, słońce naparza, jezdnia ładnie umyta przez ulewny deszcz przed chwilą… i ten golf… jakby nie mógł się opanować… przecież wyjeżdża mi prosto pod koła! Jak mam wyhamować nie podcinając sobie przodu? Moment wyczuwania hamulca, ustalania trajektorii lotu między golfem a jadącymi z przeciwka autami… Jak uderzyć, żeby straty były jak najmniejsze? Ostatecznie uderzam lewą stroną kierownicy w kant auta, uciekając lewą ręką i nogą, za to prawą trzymając kierunek lotu. Zatrzymuję się równolegle do vw, trochę za blisko, żeby utrzymać równowagę, motor przechyla się na prawo i muszę go puścić, auta z przeciwka pozwalają mi na tę ekstrawagancję i honda zostaje położona. Oczywiście w osłupienie wprawia mnie, że wysiada pasażer… znaczy kierowca :D z prawej strony. To jakoś wciąż mi nie pasowało… Ja w lekkim szoku, gościu w niemniejszym. Wyciąga od razu aparat i strzela foty. No więc ja też… ;) Tablice rejestracyjne już sfocone, pozostaje wymienić numery tel. Podaję namiary na firmę. Wiecie, że nigdy nie miałam dokumentów z motocykli? Tam wszystko jest zawarte w numerze tablicy rejestracyjnej. Cóż więc mam robić. Podnoszę motura, proszę o pomoc kierowcę, bo samej mi się nie chce dźwigać. Przepycham sama na pobocze, bo nikomu się nie chce pomóc. Gościu się spieszy, więc mówię mu, że wszystko w porządku i żeby spadał. Sama daję sobie chwilę na oszacowanie strat. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku... Teraz mam do kompletu... symetrycznie...
Tak więc rozmawiam chwilę z moim ciałem: stopy, piszczele, kolana… uda, biodra, korpusik… barki, łokcie, nadgarstki i ręce… głowa na karku. Wszystko wydaje się posłuszne mózgowi. Teraz motor. Nic nie odpadło. Zawieszenie z przodu wygląda ok. Jeden kierunek zwisa, ale działa. Pali? Pali. Kierownica jakby krzywa trochę… Kontaktuję się z biurem, zapowiadam wizytę w serwisie. Wsiadam, ruszam… Kierownica w dziwnej pozycji, ale motor jedzie prosto i chętnie.
W workshopie jak zwykle cieszą się na mój widok ;) Wymagająca klientka ze mnie. Dostaję jakiś papier do wypełnienia w biurze, co się stało, jak to było. Pomaga mi Kuba z biura. W serwisie przyglądają się moturkowi, biorą długą rurę spod ściany i nakładają na kierownicę. Dźwignia robi swoje. Kiera się odkształca. Za pomocą palów wymierzają odległości i doprowadzają kierownicę do pierwotnego, ba, praktycznie fabrycznego stanu. Włala. Jeszcze tylko przykleić niesforny kierunkowskaz czarną taśmą i może pani wracać do pracy… Ok….

Kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyyy ar ju redi? kszyyyykszyyyy ju szut goł tu Marylebone kszyyykszyyyyyy
Kszyykszyyy itsss 5-1-7 kszyyykszyyyyy Roger Roger…. Kszyyykszyyyyyyy kszyyyyyy

W następnym odcinku nadrobię optymistycznymi fotkami. Nie jest moim celem pochmurne przedstawienie Lądka, szczególnie że miałam podobno sporo szczęścia pogodowego w tym sezonie ;)
Znowu kończę mój odcinek późno, ale dziś w warsztacie dostałam pogróżki, że zamiast siedzieć przed klawiaturą rozbieram motura... A oni czekają na nowe wieści z "kuriera londyńskiego" ;)
No to na dzień dobry niespodzianka, jaką uraczyła mnie DRacula...

https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-prn2/t1/1622275_10202331947673745_498473448_n.jpg

Zaprawdę powiadam Wam... serwisujcie swoje motocykle mimo braku śniegu... ;)

zipo
07.02.2014, 09:41
No właśnie, Zipo, widzisz w mojej relacji smutek i zniechęcenie, ale to nie do końca tak.
..Eee...sorki,male nieporozumienie.Bo w sumie to widzialem smutek w tym co ja napisalem a nie Ty :) Niechcaco zamotalem-przepreaszam.:o

A wiesz ze British Road Law stanowi ,ze w najgorszym razie jest zawsze 50/50 jesli kolizja czy wypadek byl z udzialem motocykla ?
Popytaj.Zawsze jest szansa .

Krotko musze tez skomentowac tych"mechanikow"
co to rura I w droge...co za buraki
Kiera musi powinna byc wymieniana zawsze


Czasem "kurierzy" sa niezle wkreceni...albo powykrecany maja sprzet..ale widac ze jada bez napinki :)

...

zipo
07.02.2014, 20:31
kurierem byc :)

Paluch
07.02.2014, 23:01
. Jakiś miesiąc temu miałam podobną sytuację w Polsce. Dzień przed wyjazdem motocyklem do Anglii wyprzedzałam kolumnę samochodów, pech chciał, że na jej początku ktoś po prostu skręcał w lewo. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i wpakowałam się w tylny błotnik thalii. Przywaliłam konkretniej bokiem ciała w blachę, zrzuciło mnie z motka, ale na szczęście mało inwazyjnie. Właściwie nic się nie stało większego. Ten incydent następił w czasie mojego tygodniowego urlopu w Polsce. Trochę mnie wtedy poniosło po londyńsku...
Ehhh kurywa. gdzie Ty masz głowę? Na końcu kolumny pojazdów zawsze jedzie gościu w Thalii w kapeluszu w kratkę i skręca w lewo. Powinnaś wychlastać sobie te równe ząbki, pogruchotać szczupłe odnóża i zedrzeć wilcze futerko z klaty to byś się nauczyła, że kolumnę pojazdów bierze się prawą po poboczu :D. Dobrze jednakoż, że dychasz bo piszesz. To pisz.

Skydiverek
08.02.2014, 00:35
Żeby nie było, czytamy na okrągło

bajrasz
08.02.2014, 02:49
eee tam czytamy...krew była, sex był, kapelusznik w reno również i motocykle dla pokolenia 60+, to co niby teraz się wydarzy?...zawieje nudą...ot co.

RAVkopytko
08.02.2014, 02:58
Nie było pomarańczowych paznokci :)

wilczyca
09.02.2014, 02:19
Hehehe, tu 5 – 1 – 7…


Krotko musze tez skomentowac tych"mechanikow"
co to rura I w droge...co za buraki
Kiera musi powinna byc wymieniana zawsze...

Eh.. to, jak się zajęli moją krzywą kierownicą nie zaskoczyło mnie. Byłam wręcz pełna podziwu dla perfekcji, jaką uzyskali… ;) To było takie… „po naszemu”, że prawie się wzruszyłam.


Ehhh kurywa. gdzie Ty masz głowę? Na końcu kolumny pojazdów zawsze jedzie gościu w Thalii w kapeluszu w kratkę i skręca w lewo. Powinnaś wychlastać sobie te równe ząbki, pogruchotać szczupłe odnóża i zedrzeć wilcze futerko z klaty to byś się nauczyła, że kolumnę pojazdów bierze się prawą po poboczu :D. Dobrze jednakoż, że dychasz bo piszesz. To pisz.

Paluchu, nie było pobocza, był krawężnik… Nie spodziewałam się gościa w kapeluszu, bo z autopsji podejrzewałam, że na początku kolumny w lewo będzie skręcać parkująca niedaleko ośrodka egzaminacyjnego eLka, ale do tego parkingu było jeszcze paręset metrów, więc nie opłacało się JESZCZE zwalniać. Droga, w którą skręcił kraciasty, jest relatywnie nowa, więc zaskoczył mnie tym manewrem. Ale wilcze futerko ocalało, chociaż najadło się strachu. Dzięki za troskę…

Nie było pomarańczowych paznokci :)

Ravi… spójrz tylko… Chyba nie wierzysz, że nie użyłam pomarańczowego…

45888

45887

eee tam czytamy...krew była, sex był, kapelusznik w reno również i motocykle dla pokolenia 60+, to co niby teraz się wydarzy?...zawieje nudą...ot co.

Bajraszu, uwaga… zawiewam! :D Dzisiaj bez wywlekania flaków duchowych. Dziś trochę Anglii dla oczu…
Weekendowe, letnie wyjazdy… Bardziej lub mniej skonkretyzowane. To akurat te drugie…
- Ej, Magda! Patrz, tu na mapie jest taka jakby wyspa… - zagaduję młodą znad google maps… - Isle of… Sheppey…
- Nad wodą? – pada najważniejsze dla Magdy pytanie.
- No tak…- dookoła jest woda. Uszka się jej zastrzygły…
-Możemy jechać. A daleko to? – prośba o drugą w kolejności ważną informację.
- Nie… rzut beretem.
No to lecimy… historia obrazkowa pewnego zdechlaka…

https://lh5.googleusercontent.com/-BrwCfgUJk0s/UgGBcyzs23I/AAAAAAAAMeI/dCKvNPS24Ss/s720/DSC09248.JPG

Plaża kamienisto-muszelkowa...

https://lh3.googleusercontent.com/-IqYVMHh2l0M/UgGCgQQo5VI/AAAAAAAAMek/x2kfLQesBC4/s512/DSC09251.JPG

Przepraszam, muszelkowa, z dodatkiem kamyków. Niesamowite... szeleszcząca plaża. Chrupiąca... Kieszenie pełne łupów muszelkowych... i nie tylko...

https://lh5.googleusercontent.com/-9V-FSvE0mhs/UgGDdeDiNqI/AAAAAAAAMe0/hEvkamwUjyE/s512/DSC09257.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-_7GrdqKgdAM/UgGDoI-88LI/AAAAAAAAMe8/vQVwT1pO1yA/s512/DSC09264.JPG

A oto i zdechlak...

https://lh6.googleusercontent.com/-I3RVjpWK26o/UgGDtfBHbcI/AAAAAAAAMfE/AQV8c8PI1Mg/s512/DSC09273.JPG

I jego krótka historia...
Otóż tym zezowatym wzrokiem ściągnął moją uwagę, kiedy spacerowałyśmy z Magdą w poszukiwaniu zakręconych i stopopodobnych muszli... Spojrzał tymi swoimi oczkami i zajarzył błyskawicą przeszywającą mu mózg, niemal jak Harry Potter... Podeszłyśmy zafascynowane Jegotwardomościem. Jegowielkotwardomościem. Jak się okazało po bliższych oględzinach: Jegowielkotwardopowalającymsmrodemmościem.... Yh! Chwila walki oczu z nosem. Szczelina w mózgu wyzwala konkretny odorek... Ale. Ale! Wieje!
- Pokażmy go Banditosowi! - na genialny pomysł wpada Magda.
- eee, ja go nie zabieram, chyba że Ty. - podpuszczam ją.
- Dobra. - zaskakuje mnie tą odpowiedzią. Podnosi delikatnie za twardy pancerzyk z obu stron, ustawia na zawietrznej, czy tej drugiej, w każdym razie poza zasięgiem naszego węchu i idziemy... Idziemy sobie w trójkę.
Oczywiście Banditos bardzo się ucieszył na widok dodatkowego koleżki do browcal. Ten zajął strategiczne stanowisko przed nami i zaczął przyglądać się nam z równym zainteresowaniem, jak my jemu. W końcu coś się miedzy nami podziało... pojawiła się jakaś chemia jakby... Chyba wiatr zmienił kierunek... Dławiący odór zaparł nam dech w piersiach.
- Zrób coś, Magdo! - zajęczał Banditos.
Magda zaplanowała utopić smutne, aczkolwiek toksyczne oczka w czeluściach ujścia Tamizy... Wstała, z godnością odrzuciła gęste blond włosy i wzięła rozpęd... Jednym celnym uderzeniem poruszyła Śmierdziela z posad, jednak... kto by pomyślał... szrama dzieląca jego ciało na pół ustąpiła miejsca przestrzeni kosmicznej i uwolniła zgniły "mózg" wprost na magdziny but... Mina sprawczyni... ruszcie wyobraźnią ;)

A jej buty nocowały później w naszym wspólnym jeszcze wtedy pokoju... Koszmary gwarantowane... Duch Śmierdziela krążył po sypialni jeszcze przez tydzień. W formie wonnej...

45881

45880

A tu kolejny spontaniczny wyjazd dwóch dziołszek Wpizdu Weekendowe.
Moja współlokatorka sięgnęła po przewodnik jUKejowski i na oczy padł jej widok lawendowych pól... Fotka dawała po oczach kolorem, uczyniła nieodwracalne zmiany w mózgu Magdy i już miałyśmy zaplanowany sobotni wyjazd. Dokąd? Na północny-wschód. W kierunku Norwich.
- Gdzieś tam po drodze będą. Jest ich ponoć fh.j. - Logicznie zakomunikowała M. - A przy okazji zahaczymy o jakąś plażę...
No tak. Woda musi być.

A po drodze:

https://lh4.googleusercontent.com/-iTrQG9NgdU4/UiZpJgLf2NI/AAAAAAAAMnk/16oTGjKJ3pk/s512/DSC09499.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-rC3NjkNOhig/UiZpwiF30JI/AAAAAAAAMn8/tKQPqsG-eOk/s512/DSC09508.JPG

45882

Organizacja prowiantu. Przerwa na sikanie zaowocowała łupem w postaci czegoś wyglądającego na jadalne. Wyglądającego...

https://lh4.googleusercontent.com/-icFZrGnHSHM/UiZqDXHgEHI/AAAAAAAAMoE/tyfUSvwjiCk/s512/DSC09515.JPG

45883

45884

Poszukiwania lawendy skutkują odnalezieniem wrzosowisk... Też jest pięknie... Drogi nieautostradowe są rozkoszne... Uraczają człowieka pięknymi widokami...

45885

https://lh6.googleusercontent.com/-KEIHujLrSQw/UiZwpiPF4AI/AAAAAAAAMq4/uas4LyDlW-0/s512/DSC09571.JPG

Docieramy nad pierwszą wodę. Jest ładnie, ale nie jest to jeszcze Ta Wielka Woda... Jesteśmy w Orford i rzeka Alde tylko udaje morze. Wpakowałyśmy się w ślepą uliczkę. Nie no, miałyśmy dotrzeć nad morze. Trzeba sprostać temu prostemu zadaniu.

https://lh3.googleusercontent.com/-3TRczS7FLNw/UiZqQf_34uI/AAAAAAAAMoU/j3RxigI5xik/s512/DSC09520.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-GYHwx9kW8tU/UiZrP6Gd1JI/AAAAAAAAMog/aQFidRCa8No/s512/DSC09523.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-HYhLOsP6R2k/UiZrmAoYexI/AAAAAAAAMo4/VjVLcW-0Ul4/s512/DSC09535.JPG

Brniemy na północ ku naszemu przeznaczeniu. Pól lawendowych jak na złość nie ma. Ale jest ciepło, słonko świeci, rozglądamy się wokół leniwie sunąc wąskimi uliczkami wśród wysokich żywopłotów, zupełnie nie w stylu kurierek... O, minęłyśmy jakąś tabliczkę wskazującą na obiekt turystyczny...
Wpadnijmy zobaczyć co tam jest... To Leiston Abbey...

https://lh3.googleusercontent.com/-JI3CrjnMvtE/UiZt8Gpg9YI/AAAAAAAAMpM/a9cRLSjdtU8/s720/DSC09542.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-LMcsV4fyOhk/UiZvABn0BZI/AAAAAAAAMpY/7KIcQ1bIEUk/s512/DSC09545.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-UGYQ6X2MKZM/UiZvHMHrcAI/AAAAAAAAMpg/lAZKiX2SRaU/s512/DSC09546.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-cf3nOvS0J84/UiZvnoMX97I/AAAAAAAAMpw/U6ZYuiR04HU/s512/DSC09551.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-gNmGkxoGqBM/UiZvve26TMI/AAAAAAAAMp4/Y1lebETsSpw/s512/DSC09556.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-r0GABsEB0OU/UiZv4umEscI/AAAAAAAAMqA/2v9Lo4zbhQE/s512/DSC09557.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-Jt7A8TUIRSY/UiZwAuIutJI/AAAAAAAAMqI/C58Nl1H_niY/s512/DSC09558.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-npJl6kAXu0E/UiZwJexS7rI/AAAAAAAAMqY/J1z04VK9wHg/s512/DSC09565.JPG

https://lh5.googleusercontent.com/-tTIkwUV2nxM/UiZwVbh9IBI/AAAAAAAAMqg/nb2oV_m9RNE/s512/DSC09567.JPG

Jest... plaża [zapomnij o piasku...], woda... wiatr... i nawet rybka. Upolowany uprzednio burak pastewny nie spełnił jednak naszych oczekiwań.

45886

I kolejny nowo poznany przystojniak na plaży...

https://lh3.googleusercontent.com/-wnSCHCRShlE/UiZwvxYZfTI/AAAAAAAAMrA/NYJQnMrSmeo/s512/DSC09597.JPG

kszyyyykszyyyyykszszształcą te podróże...

mygosia
09.02.2014, 07:43
Jeźykowa wioseczka !!!

RAVkopytko
09.02.2014, 09:11
Och Karolina,wierze w użycie pomarańczowego lakieru.Żądam dowodów ;)

Buraki pastewne dobre są :D ale najlepsza jest marchewka pastewna :D

zipo
09.02.2014, 15:55
Karolajna...
Fish&chips na plazy..blee.. namawiam- wiecej tego nie jedz;)
To dobre tylko na wojnie jak niczego innego do zjedzenia nie ma w poblizu :)
Podroze ksztalca a Anglia nie jest taka meczaca jak Londyn.
Mozna znalezc miejsca i czasy przeplatajace sie ze soba.
Wrzuce kilka fotek z ostatnich wycieczek z wybrzeza N/E.
Mi sie podoba poszarpana linia brzegowa, ktora przy dobrej widocznosci mozna sycic oczy. Jesli ktos lubi odpoczywac przy otwartych przestrzeniach i szukac inspiracji dla wyobrazni, to godne polecenia sa Whitby,Scarborough,Filey,Hornsea i inne .
To sa tereny dla "wilka". Wiatr,morze,gory,doliny i wijace sie w nieskonczonosc podmiejskie i wiejskie drogi biegnace blisko morza po calej linii brzegu.Mozna tez uzyc public path ( z rozsadkiem) i znalezc urokliwe zakatki.
Juz sam York jest wspanialym zabytkowym miastem, z wkomponowanymi ruinami zamkow i cytadeli wpisanymi w miasto. Doslownie.
Wspaniala Katedra ( obecnie w remoncie) przyciaga turystow z calego swiata.Prawdziwa uczta dla milosnikow zabytkow najwyzszej klasy.
A Londyn..coz,jeszcze kilkadziesiat lat temu doslownie splywal gnojem z kazdej dziury.Potworny scisk, napiecie i zanieczyszczenie powietrza,drogie nieruchomosci itp..Tylko kilka parkow i nieliczna otwarta scape.

Margaret Thatcher i jej nieustepliwy sposob rzadzenia dokonaly postepu, dzieki ktoremu teraz miesiecznie przylatuje do UK miliony zwiedzajacych.
Nie stalo by sie to, gdyby budowle zabytkowe i ich klasyfikacja nie byly dobrze oznaczone,skatalogowane itp.A sa.Nie stalo by sie to tez, gdyby Anglicy nie czuli nad soba surowego Prawa. Ich elokwencja i dobre maniery sa wprost proporcjonalne do gwaltownosci ich natur a mozna to latwo sprawdzic-co tez zrobilem:)..jednak to jest temat @Wilczycy.

National Heritage, National Trust i inne organizacje zostaly powolane, by ulatwic zwiedzajacym odnalezienie nawet tych obiektow, o jakich jeszcze nie slyszeli :)
Jestem niemal pewien , ze my w Polsce nigdy nie osiagniemy tego poziomu organizacji spolecznej, ktora tak przyciaga osoby majace dosc krajowego burdelu i politycznych przepychanek, by tu zyc, pracowac i ..traktowac ten kraj jako "skocznie".Bo stad wszedzie blisko samolotem.

Kilka fociszy, a jak Gospodyni watku zechce do dam kilka wiecej

Metalowy dziadek i organiczny maly lodojadacz
Chatka 50 mil na N/S od York. Ludzie nadal tak sobie zyja.kto powie ile osob widac na fotce?
Klif. Mialem okazje zobaczyc jak osuwa sie zbocze.Bylem jakies 2km od tego.
Zwaly ziemi i skal runely w dol a po kilku sekundach uslyszalem gluchy odlos i wibracje w ziemi...pomyslalem-

" sporo czasu uplynelo miedzy tym gdy zobaczylem jak sie zapada a tym jak uslyszalem dzwiek..hmm.. to chyba dlatego , bo uszy sa dalej niz oczy..."
:)

nicek27
09.02.2014, 21:39
Tak se rozmyślam gdzie w wakacje pojechać. Między innymi jest Anglia i chyba w tą stronę będzie to szło. Po zdjęciach tak się zdecydowało.:D
Po Irlandii trochę śmigałem różnymi moto i same te dróżki wiejskie w ch. frajdy sprawiają. :drif:

wilczyca
09.02.2014, 22:01
Fajne rzeczy piszesz o Anglii, znasz ją od podszewki :) Ja niestety głównie z autostradowego pasa, ewentualnie miejskiego gąszczu... czasem zaplątałam się między żywopłoty na nierówne asfalty... Albo plaża ściągnęła mnie na moment z trajektorii dostawczej.
Może ciekawie byłoby zrobić drugi wątek, taki właśnie angielski w pełnym słowa tego znaczeniu? O pięknych zakątkach, ciekawych drogach, miejscach, które warto zwiedzić... o ludziach, o kulturze. Widzę duży potencjał w Twoich opowieściach, a pewnie znajdzie się wielu wyspiarzy, którzy chętnie coś od siebie dorzucą w tej kwestii, szczególnie że gro z nich jest mobilnych :)

Ja jestem ignorantką w wielu kwestiach. To, co dla innych jest ważne i ciekawe, dla mnie niekoniecznie. Za to mam swoje dziwne, małe przyjemności, które też nie każdy rozumie :) Czasem atrakcje na granicy wyobraźni bardziej mnie wciągają niż miejsce poprzedzone budką z napisem "tickets". Stąd następują w tym wątku zawiłości i czasem za asfaltowym zakrętem znienacka pojawia się szuter, żeby po chwili walczyć w korycie rzeki, pod prąd. Nie wiem, czy naddatek treści nie namiesza za bardzo...
Co o tym myślisz?

Cenię sobie bardzo Wasze komentarze :)

A tu na pomarańczowo, dla żądających dowodów...

https://lh6.googleusercontent.com/-BrEr1bvNCVY/UYPcrqUUTWI/AAAAAAAAAm4/VzVG5VCC3AI/s512/DSC05457.JPG

Uwaga! Mój pomarańczowy potrafi się przerzucać na to, co aktualnie pod ręką. :D

https://lh5.googleusercontent.com/-RSae3rX9y6g/UYO7w6Wub-I/AAAAAAAAAmg/qtROugsFVkM/s720/DSC05502.JPG

RAVkopytko
09.02.2014, 22:06
Mogę wysłać Ci klamki do lakierowania ? :D

zipo
09.02.2014, 22:48
Powiem jak jest-
Prawdopodobnie ,nie zamiescilbym zadnego wpisu w/w temacie gdyby nie Ty.
Karolajna , uwazam ze piszesz fascynujaco,ciekawie ale dla czytelnika jak ja
najwieksze znaczenie ma to,iz Twoje slowa sa czyste.
Wyczuwam w nich zew wolnosci i szacunek do zycia.
Nie wyczuwam tu lansu i pozer-factory.
Jesli nie masz nic przeciwko i Admini nie zamierzaja wydzielac z tego watku wpisow
to wolalbym kontynuowac u Ciebie.:)
Pasuje mi atmosfera dokladnie "tu".
Bede dodawal od siebie wpisy o zyciu,ludziach,wszystkim co wiem .
Licze jednak na Twoja tworczosc,bo to ta- inspired me.

Wzor I kolory na klamkach sa miodzio! Mozna to dodatkowo utrwalic specjalnym
lakierem bezbarwnym by przyciagalo uwage na dlugie lata.
A...napisz do czego uzywasz krokieta z miesem gdy malujesz? ;)
Fajny zestaw.
Jutro zaladuje kilka kolejnych fotek.

spaw
09.02.2014, 22:51
WOW! ale zaje**ste klamki :D
Czy Wy też uważacie że gdyby kobiety zajęły się lakiernictwem mogłoby być naprawdę ciekawie? :D

Wysyłane z mojego HTC Desire HD A9191 za pomocą Tapatalk 2

Stary-S3
09.02.2014, 23:00
Bo najważniejsze w wycieczce nad morze jest Fish&Chips. W Szkocji bardzo mi smakowały.

banditos
09.02.2014, 23:10
Miło sie czyta wspominając minione chwile..;)
Musze napisać że super sie razem latalo. To ze nie stracilismy prawka to normalnie jakiś cud!

Masz dar Karolino do pisania, oj masz...

Ps. Powodzenia w szukaniu pracy.

wilczyca
12.02.2014, 00:30
Pewnie, że przyjmuję zamówienia na malowanie klamek :) Priv-atnie :) Za opłatą :D w końcu bezrobotna jestem.

Fish&Chips były rzeczywiście niesmaczne... Ale morze było, zrekompensowało straty...

Banditosie, jakoś nigdy mi przez myśl mi nie przeszło, że mogliby mi prawko odebrać ;) No jak... grzecznie się jeździ :)

A dziś dla Was urywek z pamiętnika FajfŁanSewen...

Siedzę właśnie z kurierami z innej firmy kurierskiej... CYC. Czyli siedzę z cyckami i pijemy bezalkoholowe trunki... Na zewnątrz leje i piździ.

45984

Dzień jak co dzień.

banditos
12.02.2014, 09:20
Ooo... Beda cycki :lukacz:

Ps. Naszemu wspolnemu koldedze Pussiemu tez nie przyszlo do glowy ze straci prawko...

wilczyca
12.02.2014, 15:13
Aleosochodzi?

W Londynie jest bardzo dużo firm kurierskich, które mają swoich zmotoryzowanych jednośladowców. Zazwyczaj oprócz tych na „big bajkach” mają też skuterkowców, rowerzystów, wanowców, busistów, itd…. Jest też pewna wiodąca firma – adison lee – która swoją flotę ma naprawdę mocno rozbudowaną. Do usług kurierowych dochodzą taksówkarskie… widziałam też taksówkę motocyklową w ich barwach :) Ciekawa jestem kto z Was by się pokusił na taki środek transportu? Wsiąść z obcą osobą na moto i dać się dostarczyć na miejsce w wielkim mieście… Ktoś chętny?

Ja tylko [aż?!] dwa razy dałam się namówić na przejażdżkę jako plecak z obcą osobą ;) Dwukrotnie powoziła mnie africa twin ;) Teraz już się znamy, ja żyję, a oba te ludzkie egzemplarze prawdopodobnie zaglądają do tego wątku :D


Wszystkie firmy kurierskie rozstawiają swoich pracowników w strategicznych punktach Lądka. Jednym z nich jest Canary Wharf (http://pl.wikipedia.org/wiki/Canary_Wharf), w miarę świeże miasteczko biznesowe zbudowane w miejsce dawnych doków nad Tamizą.

45990

Miasteczko zabezpieczone przez „bramy” na wjazdach – zdarzało mi się, że panowie/panie przy szlabanie zaglądnęli mi do kufra bądź pobrali odrobinę brudu z manetki na ściereczkę w celu sprawdzenia, czy nie majstrowałam przy jakiś środkach wybuchowych, czy innych, cholera wie jakich… Zazwyczaj jednak kurierzy byli puszczali bez spowolnień – w końcu czekały na nas przesyłki z wielkich banków: Bank of America, Citi group, Barclays… Bramki wyglądały groźnie – w asfalcie zatopione wielkie metalowe „kliny”, aby móc zatrzymać w razie ataku nawet pancerne pojazdy… Takie kliny znajdowały się też często przed wjazdami do loading bay’ów. Przyzwyczaiłam się do tego, z czasem stało się to dla mnie zupełnie normalnym zjawiskiem… Bardziej trzeba było się skupić na ulicach wewnątrz. Nie wiem dlaczego, ale usiane były mnóstwem studzienek kanalizacyjnych w postaci lekko perforowanych blach wielkości mniej więcej metra na 70cm.. [powinnam posługiwać się jednostkami imperialnymi? :D ] Tak więc każdy deszczyk to 100% uwagi na to, co biorę pod koło :) ślizgawka!!!

Oczywiście kurier nigdy nie kieruje się do przeszklonych drzwi wejściowych… Wjeżdża do podziemi, tam czekają na niego koperty i paczki. Postroomowcy i ochrona. Z tymi z Canary Wharf znałam się całkiem nieźle.
Był Ricky – chyba najsympatyczniejszy i najmłodszy, był mało sympatyczny Platt, który czasem znienacka zapytał o Identyfikator i potrafił nie wydać przesyłki z powodu jego braku, chociaż widywaliśmy się codziennie… Zasady trzeba mieć ;) I był Hawlett, gdzieś pomiędzy nimi.
Chociaż… Kiedyś Platt, widząc, że jestem mocno zmarznięta, zaproponował, żebym posiedziała parę minut w środku, zagrzała się i dopiero ruszyła dalej z JEGO wysyłkami… Niesamowite to było, tak się przejęłam, że aż podziękowałam i odmówiłam…
Do tego pocztowego pokoiku wchodziło się akurat bocznym wejściem [parkowanie wzdłuż żółtej linii na zewnątrz] – dzwoniło videofonem i czekało na dziwny okrzyk powrotny… wtedy szklane drzwi ustępowały i należało zejść schodami do podziemi, skręcić w lewo i tam, po prawej, znajdowały się drzwi do świata podziemnych ludków, karmionych jedynie światłem jarzeniówek. Miałam się lepiej :)
Po pewnym czasie zaczęłam rozumieć, że okrzyk domofonowy oznaczający dla mojego mózgu moment walki z ciężkimi drzwiami tak naprawdę ma swój sens i znaczy: drzwi otwarte ;) Wiele było takich zaśpiewek angielskich, których znaczenia po pewnym czasie się domyślałam, wiele było też takich, których znaczenia nigdy nie odkryłam. Szczególnie mój kontroler Bill miał takie swoje stałe zwrotki, na przykład na koniec jakiegoś wywodu… Intuicja uspokajała mnie, że nie mają one żadnego znaczenia. Po prostu są takim dopełnieniem gadki, żeby nie było zbyt zwięźle. :) Mogłabym je zanucić, ale nie powtórzyć… Łooooo-eja-fenkju… Czasem siedząc przed tym właśnie mcDonald’sem i słuchając co Bill ma do powiedzenia innym przez radio pytałam Polaków, czy rozumieją, co on teraz powiedział? Czasem przetłumaczyli, czasem się tylko uśmiechnęli ;)

45989

Ale miałam napisać coś o takich posiadówach porannych w McDonald’sie :) Normalnie siedzieliśmy na trawniczku lub na skrzynce rozdzielczej, z której perspektywy to zdjęcie jest zrobione.

O, tu mam nawet uchwyconą tę sławną skrzynkę... Pusta, bo pan sprzątający nawilża NASZ trawnik... Eh, musieliśmy zmienić miejscówkę...

45991

Tak było latem. Platany nad nami, kawałek trawki pod nami. Na resztę można było przymknąć oko. To był punkt początkowy mojej pracy, najbliższy mojego miejsca zamieszkania, jakieś 7 mil od domu, raptem 15-20 minut… Tam spotykało się wielu podobnych mi – CYCów, eCourierów, Courier Systemsów, Excelów i innych „czubków”. Tam oczekiwało się na pierwsze zlecenia danego dnia. Było to dobre miejsce, jeszcze nie w „miasteczku”, ale o rzut kamieniem. Dosyć neutralne, nie wywalali nas stamtąd… Pan sprzątający przyzwyczaił się do naszej obecności i zamiatał liście spomiędzy szprych motocyklowych. Największą jednak zaletą tego miejsca był… dostęp do toalety :) O tak. Drugą w kolejności – dach, który kafejka oferowała. Kiedy zaczynało padać przenosiliśmy się najpierw pod daszek zewnętrzny – na fotce widać kilka osób w tle, z prawej, o właśnie tam – stoją i kurzą papierosy. Ale na głowy im nie pada. Kiedy jednak deszcz nie ustępował i naszymi kurierskimi kamizelkami zaczynał szarpać wiatr… Wtedy chowało się do środka. A tam… m… kawa, herbata, wi-fi… tylko radio nie chciało odbierać, a maszynki czasem traciły zasięg i wtedy wkurzony kontroler dzwonił z biura: gdzie jesteś?!

Tak więc siedziałam któregoś zimno-ulewnego poranka w środku, na wypasie, popijając obrzydliwą czarną herbatę z mlekiem [nie mieli alternatywy] i czekając na pracę, wyjątkowo ciesząc się, że tego dnia długo na tę pierwszą czekam…

45988

kszyyykszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyyy I have job for you. kszyyykszyyyyykszyyyyyy

banditos
14.02.2014, 00:43
Czytamy, czytamy....


Ja tylko [aż?!] dwa razy dałam się namówić na przejażdżkę jako plecak z obcą osobą ;) Dwukrotnie powoziła mnie africa twin ;) Teraz już się znamy, ja żyję, a oba te ludzkie egzemplarze prawdopodobnie zaglądają do tego wątku :D

Karola nie było chyba aż tak źle:D Chociaz guma sie przytrafiła z niewiadomego powodu. Dziwna sprawa...
Przez chwile nawet myślałem że ktoś rzucił jakiś urok na Olge, ale kto zrobiłby coś takiego Białej Strzale :confused:

Ps. Musisz przyznać że ta robota nieźle podnosi umiejetności jezdzieckie.

Jako ciekawostke dodam, że kurierzy wymieniaja olej w silniku raz na miesiac. Osobiście daje mi to jako taki obraz ile mil są w stanie wykrecić "dostawcy ludzkich serc". :bow:

mikelos
14.02.2014, 23:20
Aleosochodzi?

[...]

Ja tylko [aż?!] dwa razy dałam się namówić na przejażdżkę jako plecak z obcą osobą ;) Dwukrotnie powoziła mnie africa twin ;) Teraz już się znamy, ja żyję, a oba te ludzkie egzemplarze prawdopodobnie zaglądają do tego wątku :D




"Ludzki egzemplarz" numer dwa się melduje ;) Jakkolwiek to zabrzmi dziwnie: byłaś pierwszą, którą wiozłem -moje kompetencje są nikczemnie niskie, ale bardzo się starałem :)

Ps. Czytam ale milczę - po przesiadce na DR wolę siedzieć cicho, bo mnie do reszty oskalpują...

wilczyca
15.02.2014, 01:28
hehe, fajnie, że żeście się odezwali, Egzemplarze... ;)

Mikelosie, było :Thumbs_Up: A gościnność pełną parą :) Dzięki.

Bandito - Olga po prostu była zazdrosna i strzeliła focha, nic do siebie nie mamy przecież, lubimy się :)

Spójrzcie na ten pełen profesjonalizm. Aż mnie zatkało, jak Banditos wyjął z czeluści Afryki osłonki na felgę, żeby się nie porysowała... :D

46025

46026

46027


Obowiązkowy serwis co 5000 mil. Nie należy do przyjemnych, bo traci się cenny czas na dotarcie na miejsce, naczekanie się na swoją kolej mimo umówionej godziny i wykłócanie się o swoje.
Normalnie: wymiana oleju i filtra, wymiana klocków hamulcowych. Do widzenia.
Rzut oka na stan opon i ewentualna wymiana [zdarzyło się kilka razy], rzut oka na łańcuch i zębatki [chyba też ze dwa razy co najmniej mi wymieniali, ale w różnych motocyklach], czasem padnie łożysko, kiedyś ślizg łańcucha mi się skończył i łańcuch wydawał straszliwe dźwięki przy redukcji biegów uderzając w goły wahacz... Wymiana filtra powietrza. Niekiedy wymiana sprzęgła/linki sprzęgła. Albo całego motocykla ;) Sporadycznie wymiana przepalonej żarówki.


Przypomniało mi się, że była jeszcze jedna jazda na stopa z prawie-nieznajomym, czyli już trochę znajomym, kurierem na dodatek. Myślałam, że w korku stracę nogi, kolanami muskałam pojazdy mijane z... konkretną prędkością, ale też pewnością ;)

Ale to się nie liczy, bo później nastąpił abordaż i devilka wylądowała w rękach wilka ;)

46028

... przyznam, że przesiadka ze "świeżej", zeszłorocznej hondy nc700 na styraną już kuriersko daeuville nie była wielkim przeżyciem... ale ciekawym na pewno :)

wilczyca
18.02.2014, 23:56
Poranek jak co dzień. Zostało mi jakieś 2 tygodnie pracy w jUKej. Zdecydowałam się już, że wracam do Polski na dobre. I na złe. Zaczynam patrzeć na wszystko trochę inaczej. Trochę się delektuję, trochę więcej uwagi poświęcam na rozglądanie się. Trochę bardziej się angażuję w życie tu. Ale ze wstawaniem rano coraz gorzej. Już od dawna nie jeżdżę do pracy na 8-mą, ale na 9-tą. Na tą późniejszą też czasem ciężko jest mi się wyrobić. Uwielbiam spać, niezależnie, czy to moje łóżko, czy to łóżko tymczasowe, czy po prostu mój puchowy śpiworek. Jestem zakokoniona – jestem szczęśliwa. Mam się wykokonić – jestem nieszczęśliwa.

Magda wyjeżdżała dziś wcześnie – miała jakiegoś prebooka – wczoraj oznajmili jej, że ma odebrać paczkę o 8-mej z danego miejsca i zawieźć ją tam a tam. Zdarzało się tak. Czasem była to fajna praca, odległa od zgiełku londyńskiego. Czasami ch.. hkhym-owa – jakieś 5 mil z centrum do centrum. Ale zawsze jakaś motywacja do powstania wraz z pierwszym lub drugim pobudkowym dzwonkiem telefonu… Bez czekania w mcDonalds na pierwszą pracę… Dziś wcześniej wstawała tylko Eva, nasza współlokatorka, wychodzi z domu koło 4-tej, czy 5-tej…

No nic. Zwlekam się z łóżka, śniadanko, herbatka do termosu, uzbrajanie… Wychodzę jak zwykle trochę z poślizgiem czasowym. Wychodzę… jak co rano podobny widok, ale coś jednak nie tak, jak zostawiłam wieczorem… Co rano patrzy na mnie DRacula, z lekkim wyrzutem, że wsiadam na NC, ale też drapieżnym i wyzywającym spojrzeniem – a może gdzieś pojedziemy? Jestem tu i czekam na Twoje wezwanie! Ale on na mnie nie patrzy dziś rano. Nie patrzy! Nie ma czym! Reflektor zniknął, ubłocony, spokojny błotnik zniknął. Troszkę zużyta już kosteczka przedniej opony wyparowała. Nie ma felgi, linek, żadnego kierunkowskazu… Gdzie podział się bak?? I gaźnik? Dokąd uciekła kanapa i dlaczego to zrobiła? A tylne koło z mitasem-obieżymarokiem? A wydech, który przypalał mi paski od worka i boczek? Zdezerterowali? Dokąd? Dlaczego? Gdzie 16-letni jednocylindrowy silnik o pojemności 650? I olej i filtr powietrza? Gdzie moje kolorowe klamki i czerwone i żółte trytytki? Gdzie do cholery jest mój motocykl?!

Odczuwam zjeżenie, a po chwili miękkość kolan… Fuck, a może kurwa wyrywa się z moich ust… Ale to tylko bezwarunkowy odruch ciała. Chwila emocjonalnego zachwiania. Zaraz, zaraz… przecież to tylko motor… Nikomu się nic nie stało, po prostu ten przedmiot zniknął, ktoś go podpieprzył, mogło się tak stać – w końcu pewnie kusiłam los trzymając DRaculę przed domem, przypiętego do słupka łańcuchem… Trzeba było znaleźć mu garaż i płacić za niego cotygodniowy haracz… Kurcze, to mój DRacula... Gula podchodzi do gardła… Nie, to tylko kawałek materii. Daj spokój, nie pękaj. Może to będzie motywacja, żeby wypróbować coś nowego. W końcu miałam suzukę rok, może to wystarczy… Może teraz spróbować DR350? Albo DRZ400? Może coś mniejszodzikszego? A może jednak jeszcze raz DR650? Może uda się upolować jakąś ciekawą sztukę z niemcowni? Jeeeesssuuuu, ależ zdradzieckie myśli w mojej głowie, a stoję jak wryta przed drzwiami domu zaledwie 3 minuty z kaskiem usadowionym na kiepele, gotowa do wylotu do pracy… Nic to. Nieważne co, muszę zostać w Londynie dłużej i zarobić na motura. Innej opcji nie ma.

Trzeba zadzwonić na policję… Nie dogadam się z nimi swobodnie, pewnie Ania jest w domu, poproszę ją o pomoc, bo bardzo z niej konkretna i uczynna babka. Doskonale mówi po angielsku i z pewnością mi pomoże. Wracam do środka, idę do Ani i pukam do drzwi…
- Aniu? Jesteś? Pomogłabyś mi? Mogę wejść? – pytam stukając do drzwi na piętrze.
- Jasne, co się stało? – wchodząc widzę zaspaną Anię unoszącą się na poduszkach w łóżku.
-yyy, wiesz, ukradli mi motocykl. Mogłabyś w moim imieniu zadzwonić na policję? Zaraz dam Ci dowód rejestracyjny – mówię jednym tchem, starając się opanować emocje. O dziwo idzie mi całkiem nieźle.
Chwila ciszy przerywanej jedynie metafizycznym dźwiękiem rozkręcających się trybek w nienagrzanym jeszcze porannie płynie mózgowym…
- Poważnie? Kiedy? Który motorek? Twój? Serio? – mnóstwo skumulowanych, retorycznych właściwie pytań wypada z ust trzeźwiejącej szybko Ani. – Ojej, przykro mi…
- Nic się nie stało… bla bla bla – zaczynam tłumaczyć się Ani nie wiadomo dlaczego, pewnie zabijając przytłaczającą mnie wizję świata, który lubi przejmować kontrolę należącą mu się przecież bezsprzecznie. – Zdarza się, trudno. – Kończę optymistycznie.
Wykręcam numer i podaję telefon Ance. Płynną angielszczyzną porozumiewa się z gościem po drugiej stronie phonowodu. Wsłuchuję się w pierwsze słowa, ale po chwili odpływam myślami w niedaleką przyszłość – Transport do Polski na święta, powrót… Tyle razy pod naszym domem podjeżdżały wielkie wany na rumuńskich tablicach i tylu chłopa stało obok i raźno dyskutowało o czymśtam… Przecież mogli spokojnie podnieść 150-160-kilogramowe moto i zapakować je do budy. Cóż to jest przeciąć ogniwo łańcucha… Nie robili tego, ale mogliby. Ufać ludziom, czy nie? Jak się nastawić do życia, żeby mimo progów, dziur i przepaści podnosić się z gleby z uśmiechem? Jakoś trzeba, to nie może być trudne. Po chwili widzę rozszerzające się aniowe oczy i lasso porozumienia łapie mnie za szyje – Anka bezgłośnie przekazuje mi jedno, krótkie zdanie:
- Chyba mają Twój motocykl!
Hę? Jak to? Chyba? E… Nie może być. Przecież to krótka piłka, nie ma Draculi przed domem, NIE MA GO.
Ania rozmawia jeszcze chwilę zapisując numer sprawy na karteczce. Ciągle leży w łóżku, a ja już rozebrana z karoserii, zrobiło mi się naprawdę gorąco mimo zimnego poranka… W końcu oddaje mi telefon.
- Mają Twój motocykl. Tu jest numer sprawy. Będzie odwieziony na parking policyjny, tu napisałam Ci na który. Ale masz szczęście! – uśmiecha się do mnie.
Jacieeeee. Ale jestem szczęściarą! :D

c.d.n.

Tu sobie parkujemy służbówki... tyłem do wejścia do domu... Ślepa uliczka.

46076

A tu, po drugiej stronie, parkuję DRaculę. Ma swój specjalny słupek do przykluczania. Czasem obok zaparkuje któraś Honda.

46077

A tu widać nawet czerwony łańcuch Abusa trzymający DeeRkę na uwięzi.

46078


kszyyykszyyyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyykszyyyyyyyy
kszyykszyyy łot? Ukradli Ci twój pryłatny motosykl? Oh noł! Ajm łrili sory… kszyyyskszyyyy

banditos
19.02.2014, 01:05
To był cios! Ale zarazem jakie ogromne szczeście a to wszystko za sprawa małej usterki... Zgadnie ktoś co uratowało DRakule ze złodziejskich łap?
Czy moze sam Carlos opowie?

wilczyca
19.02.2014, 01:49
No więc co dalej? Parking policyjny czynny od 9 do 15… Nic to, skoro motur jeszcze tam nie dotarł, musiałam sobie tego dnia odpuścić oglądanie Draculi po drapnięciu. A byłam bardzo ciekawa na ile zniszczenia dadzą mi w kość. Ktoś coś powiedział mojej współlokatorce, że jest jakieś damage… Nie bardzo się tym przejęłam, wiem przecież, jak prostą konstrukcją jest DR-ka. Co mogło się stać? Mogli urwać blokadę kierownicy, mogli zniszczyć stacyjkę, mogli przeciąć kable… Mogli go porzucając obedrzeć… Ale niewiele, przecież to chudy endurak, obedrzeć co? Kierownicę? Rurę? Jakiś plastik? Najbardziej martwiła mnie stacyjka – jeśli w niej zamotali, mogę mieć problem z doprowadzeniem tego do porządku, przecież muszę się jeszcze przez pół Europy dokulać do domu nie strasząc po drodze ludzi… nocując gdzieś w czasie podróży i zostawiając moto pod chmurką… Druga sprawa – nie mam już zabezpieczeń. Jak zostawię DRaculka przed drzwiami? Z łańcucha zostało pół ogniwa. Co zastanę na parkingu? Będę mogła wsiąść i odjechać? Ewentualnie zewrzeć kabelki i jechać? Jak się tam dostanę i kiedy? Ile czasu zajmą mi formalności? Czy wyrobię się z tym do świąt? Ten dzień był z jednej strony wyjątkowo szczęśliwy – poczucie, że jest się dzieckiem szczęścia… z drugiej strony pełen problemów do przemyślenia i rozwiązania…

Chciało mi się śmiać z mojej 5-8-8 [Magdy], która tej nocy zaparkowała swoją nowiutką, tegoroczną hondę nc700 zaraz obok DeeRki. Oczywiście bez żadnych zabezpieczeń, jak od ponad roku… Rano wsiadła na nią i pojechała do pracy ;) Nie zauważając braku Draculi ;)

Miałam chyba 3 podejścia do policyjnego parkingu. Bynajmniej sprawa nie wynikała z zawiłości prawnych! Okazało się bowiem, że godziny otwarcia posterunku policji to jedno, a godziny dostępu do placu, na którym stał DRacula to drugie. Dopiero następnego dnia udało mi się zobaczyć mój motorek… Pierwsze podejście było bezowocne w widzenie – zabrałam ze sobą tłumacza przysięgłego, Banditosa, i pojechaliśmy na zwiady… Pani policjantka – o dziwo! – nie była za bardzo podatna na wdzięki Artura i nie chciała nas wpuścić na zamknięty już na noc parking, ale poinformowała nas jak to mniej więcej było…

No właśnie… Macie jakieś pomysły? :D Parę osób słyszało tę historię na żywca [przy żywcu?], więc na ich odpowiedzi nie liczę :D

Kolejnego dnia po pracy podjechałam obejrzeć Draculę i zastałam takiego boroka…

46080

Ucałowałam, podmuchałam, żeby go nie bolało, opatrzyłam taśmą izolacyjną i obiecałam wrócić wkrótce…

c.d.n.

mygosia
19.02.2014, 04:55
Biedny drakula.

piotr_3miasto
19.02.2014, 07:02
Nie słyszałem Twej historii "przy żywcu", więc spróbuję udzielić odpowiedzi:

- zabrakło paliwa... :)

Ludwik Perney
19.02.2014, 07:17
Dracula upiła krwi złodziejaszkom i tym samym spuściła z nich złodziejską werwę :-)

Brambi
19.02.2014, 09:11
no i ???

zipo
19.02.2014, 10:39
...spadla klema ;)

mygosia
19.02.2014, 10:48
no i ???

Pewnie KArola jest zakokoniona :)

graphia
19.02.2014, 11:19
Na pewno ruszyło ich sumienie! Bo to byli pewnie kulturalni złodzieje. Jestem przekonany, że rozcięli łańcuch i ich tknęło.

Brambi
19.02.2014, 11:23
Aaaa to ciiiiiiiiiiiiii

Ludwik Perney
19.02.2014, 11:34
Żaden z nich nie wrzucać moto na pickupa, bo uznali, że to odwalanie "czarnej roboty" - czyli rasizm w czystej postaci.

wilczyca
19.02.2014, 12:29
Nie słyszałem Twej historii "przy żywcu", więc spróbuję udzielić odpowiedzi:

- zabrakło paliwa... :)

Wacha była...

Dracula upiła krwi złodziejaszkom i tym samym spuściła z nich złodziejską werwę :-)

Śladów krwi nie zlokalizowałam na kostkach...

...spadla klema ;)

Nie ma w zwyczaju...

Pewnie KArola jest zakokoniona :)

yyy, tak...

Na pewno ruszyło ich sumienie! Bo to byli pewnie kulturalni złodzieje. Jestem przekonany, że rozcięli łańcuch i ich tknęło.

Śladów ruszonego sumienia też nie znalazłam...

Żaden z nich nie wrzucać moto na pickupa, bo uznali, że to odwalanie "czarnej roboty" - czyli rasizm w czystej postaci.

DRacula czarny jest... Ale jego psycha nie została zryta...

:D Jest jeszcze parę możliwości... Nie podejrzewałam mojego motocykla o taką waleczność. I to bez mojego wsparcia!

Brambi
19.02.2014, 12:38
Nie chciał się nastąpić ?

bass
19.02.2014, 12:46
no weź już napisz :D chyba że... pewnie jak złodziej wsiadł na drke to ona go najpierw korkiem, potem wachą, nogi pozakleszczała podnóżkami, na gumeeeee... potem kierą w ryj... stoppie, znowu kierą w ryj... potem mu świece w nos wsadziła i zapytała czy odpalać?? czy pan odpuszcza?? ......... w sumie to nie wiem, ide po kawe.... :D

wilczyca
19.02.2014, 12:54
Ta wersja mi się podoba :D

Banditosie, może Ty przypomnisz, jaką historię usłyszałeś? Czy damy afrykanerom jeszcze trochę pogłówkować? W końcu całkiem nieźle Wam idzie :D

banditos
19.02.2014, 12:56
no weź już napisz :D chyba że... pewnie jak złodziej wsiadł na drke to ona go najpierw korkiem, potem wachą, nogi pozakleszczała podnóżkami, na gumeeeee... potem kierą w ryj... stoppie, znowu kierą w ryj... potem mu świece w nos wsadziła i zapytała czy odpalać?? czy pan odpuszcza?? ......... w sumie to nie wiem, ide po kawe.... :D

Jestem pewien ze wlasnie tak to wygladalo bo swieca luzna byla!
Ale jako ze DR ma tylko jedna swieczke to wnioskuje ze trafila w sluszna dziurke- nazwijmy ja... gwiazdka ninja;)

Milo gdyby bylo potem przepalenie do odcinki tak zeby zlodziejaszek do dzisiaj strzelal z wydechu!

I mam nadzieje ze moja XRa tez by sie tak dzielnie opiera zlodziejowi.
O afryke mniej sie martwie bo gdyby wwiercila sie swoimi 4 swiecami to nie wiem czy mialby potem na co siadac

wilczyca
19.02.2014, 13:01
Hehehe... A widzisz, jednak DRacula ma świec na dwie dziurki :D Ale mogła użyć tylko jednej ;) Albo dwóm złodziejaszkom na raz...

Grucha
19.02.2014, 13:28
pewnie jak zobaczyli Polskie blachy to uznali, że z "bielskim piwem" i z :hehehe: nie będą :osy: bo :vis:

bass
19.02.2014, 13:29
jak zobaczyli Polskie blachy to oddali... za niski przebieg jak na ten rocznik... :D

Grucha
19.02.2014, 13:31
albo zobaczyli rudą pod siedzeniem :)

graphia
19.02.2014, 13:41
lisicę?

Grucha
19.02.2014, 13:46
Jakieś 20 lat temu będąc na wymianie uczniów w niemcowni po zaparkowaniu samochodu przy otwartym basenie jeden z "polskich niemców" wrócił do samochodu i na tylnej półce rozłożył szalik z napisem "POLSKA". Stwierdził, że teraz mu samochodu nie ruszą, bo to "turecka" dzielnica. Może coś w tym jest :confused:

bass
19.02.2014, 13:48
Graphia..? lisicę?? żeby tylko... :D przynajmniej już wiadomo czemu drka uratowana... złodzieje odpuścili... po tym co zobaczyli pod siodłem... drka została, panią ochroniarz zabrali... :dizzy:

http://assets.motivationalgenerator.com/hashed_silo_content/99c/a3d/563/resized/omg-real-redhead-ff8f23.jpg

Grucha
19.02.2014, 13:54
co to ?
Graphia przefarbowałeś włosy ?

Zet Johny
19.02.2014, 14:01
Co oni zobaczyli pod tym siedzeniem? To co zobaczyli musiało być przerażające że porzucili drakulę. :D

bass
19.02.2014, 14:03
...strój Wilczycy na cold weather :D domyślili się skąd go ma i woleli odpuścić niż dostać serie z kałacha :D

http://4.bp.blogspot.com/-9bJ-WqX2Tqw/T5FLN7THGPI/AAAAAAAAB08/WqQlVCHyGVU/s1600/grucha_quito.jpg

Ludwik Perney
19.02.2014, 14:05
Pod siedzeniem był skórzany kombinezon. Kombinezon miał na głowie rude włosy.

http://gfx.mmka.pl/newsph/466996/1417691.3.jpg

Grucha
19.02.2014, 14:05
Wiem co zobaczyli :D w świetle zobaczyli malowania lakierem do paznokci i ... powiedzmy, że nie przypadło im do gustu :Sarcastic:

NIE NIE NIE

oni zauważyli, że kierownica jest z lewej strony :haha2:

Grucha
19.02.2014, 14:06
i ten sweterek od gruchy :confused:

Skydiverek
19.02.2014, 14:40
Na mokrym asfalcie mokry Mitas pokazał co potrafi i w popłochu uciekali.

wilczyca
19.02.2014, 16:40
Pod siedzeniem deerki naprawdę nie ma zbyt wiele miejsca, ale widzę, że na bujną wyobraźnię aż nadto :D

Jeszcze nikt nie zgadł...

banditos
19.02.2014, 17:02
Cos musialo byc na rzeczy, bo siedzenie faktycznie wyrwali z zaczepow;(

Mucha
19.02.2014, 17:27
Szukali bezpiecznika, który mądra DR-ka poczuwszy obcą dupę (przepraszam 517-cie) na sobie przezornie odłączyła podczas jazdy...
;)

Ludwik Perney
19.02.2014, 18:01
Ze mną Wilczyca piła browca, więc Wam opowiem:

Po odczytaniu pamięci monitoringu miasta London okazało się, że podczas kradzieży, z pobliskiego okna wysunął się kokon. Pełzał w kierunku amatorów Drki i gwałtownym ruchem podciął im nogi, roztrzaskał czaszki i wciągnął mózgi przez niewielką dziurkę pod zasuniętym śpiworkowym kapturem. Po czym odpełznął w kierunku okna.

graphia
19.02.2014, 18:14
Boję się do Ciebie w sobotę przyjeżdżać jednak!

banditos
19.02.2014, 18:51
Cial do tej pory nie odnaleziono...

bass
19.02.2014, 20:27
i ich nie odnajdą... :D nigdy :umowa:

http://niewygodne.info.pl/ludzie/tusk-z-putinem-wsieci_466.jpg

graphia
19.02.2014, 20:35
bass Porsze 911..... nie wpychajmy polityki do każdego wątku.... bez niej jest tu fajnie i niech tak pozostanie!

Ludwik Perney
19.02.2014, 20:38
o jeżozwierzu, Bass, usuń ten wpis, bo Ci napiszę pogróżki

mygosia
19.02.2014, 20:55
Kokonik całkiem, całkiem, co nie???

http://img2.repostuj.pl/20140219135515uid2518.jpg

wilczyca
19.02.2014, 21:34
Kokonowe wątki wspaniałe!!! Podoba mi się...
[a tak nawiasem właśnie, to ktoś mi ostatnio powiedział, że największy odzew w tym wątku był, jak zaczęłam o lakierze do paznokci... A teraz? Odkąd napisałam o kokonieniu się też komentarze ucichnąć nie chcą :D Czyżby to gender...? Na forum twardych motocyklistów... Hehehe]

Tych panów z obrazka bassa nie znam, chyba że pracowali w konkurencyjnej firmie kurierskiej...

A mucha liznął rąbek prawdy... Chociaż powodów niepowodzenia było więcej prawdopodobnie...

baggins
19.02.2014, 21:46
Wilczyco, warto było tu zajrzeć. Serioserio :brawo:

RAVkopytko
19.02.2014, 21:54
Spoko,spoko;), nie tylko lakier jest ważny :D inne rzeczy też.

banditos
20.02.2014, 01:25
Zgadywacze polegli wiec mogę napisać czego dowiedziałem sie od policji.

Najwiecej informacji udzieliła mi kobitka przez telefon, Lisa z tego co pamietam.
A bylo to tak;

We wczesnych godzinach rannych, dwóch amatorów cudzej własności przy pomocy kleszczy przecina abusa uwalniając zabezpieczoną DRe. Zapewne z kopa wyłamuja zabezpieczenie kierownicy i wypychają motocykl w nastepną uliczke, gdzie postanawiają uruchomić sprzeta.
W tym celu przecinają wszystkie kable od stacyjki, wyrywają siedzisko z zaczepów mostkując glówny bezpiecznik przy pomocy druta.
Motocykl, który stał kilka dni nie ruszany wydaje przeraźliwy jęk z rozrusznika budząc tym sąsiadke. Ta widząc dziwne zajście na ulicy alarmuje policje, która pojawia sie w minute od przyjecia zgloszenia. Na widok radiowozu zlodzieje pożucaja swój łup i przepadaja w ciemnych uliczkach Londynu. Ot cała historia...

Karolina miała dużo szczęścia ze nie przyjechali po motocykl busem, bo nie byłoby o czym teraz pisać.

Mucha
20.02.2014, 02:11
Jak bumcyk trumcyk, przysięgam, ze to była moja pierwsza (1-st) myśl...
Niestety, sam Carlos zbił mnie z tropu swoimi bohatersko-mechanicznymi przechwałkami:

http://africatwin.pl/showthread.php?t=16110

...to wygrałam... chociaż połowicznie?

:)

Brambi
20.02.2014, 08:28
A ja sobie to tak wyobrażam:
Grzebią gnoje grzebią w drku skupieni spoceni, nagle ich uwagę przykuwa dziwna aktywność w kilku zakamarkach ulicy. Łapa, ucho, ogon, warknięcie, błysk oka, kły i biała piana ! Zjeżona sierść. Zrozumieli ? hm ? Raczej nie ! Nie zdążyli. I dobrze im tak.

wilczyca
20.02.2014, 22:48
:D Kreatywni ci moi czytelnicy :brawo:

Tak, jęczący rozrusznik po nasmarowaniu na chwilę się uspokaja, żeby po jakimś czasie znowu zacząć się żalić przeraźliwym głosem. A niech mu! Już go nigdy nie będę smarować. Niech sobie drze morde, jeśli ma to pobudzić sąsiadki w odpowiednim momencie...

Dodatkowym utrudnieniem był prawdopodobnie też słaby akumulator. Moto stało [wstyd się przyznać] jakieś 2-3 tyg. nieruszane... Przecinając wiązkę zrobili zwarcie i spalił się bezpiecznik. Żeby go znaleźć, albo się tam dostać, ruszyli kanapę, ale ta trzyma się na dwóch śrubach, więc nie dała pod siebie zajrzeć chroniąc tym samym rudą... Za to odgięli delikatnie [na szczęście] boczek i zmostkowali bezpiecznik kawałkiem kabelka.

Strat więc za wiele nie było.
Tak naprawdę… zainwestować musiałam w bezpiecznik [ale tego nie zrobiłam dostając go od Dobrego Człowieka], reszta to czysta przyjemność ;) Będąc taką szczęściarą nie wolno mi narzekać…

No więc na posterunku byłam 3 razy. Pierwszy raz zrobić rozpoznanie i zgłosić się jako właścielka, za drugim razem byłam po pracy, wieczorem, ale umówiłam się na spotkanie z panem odźwiernym, więc poszłam zrobić obdukcję – ujrzałam takiego zmartwionego, acz dzielnego DRaculę:

46142

46144

Tutaj już w świetle dziennym.

46143

Ten ogląd dał mi pogląd ;) Wiedziałam już, że straty nie powalają i wszystko będzie dobrze. I że mogę skorzystać z propozycji Banditosa, który to właśnie zakupił przyczepkę na komarki i nie wahał się jej wypróbować. Tak więc zabezpieczyłam kabelki – pan policjant poszedł ze mną na parking, gdzie pogłaskałam mój motorek, przepchnęłam do światła, żeby widzieć co jest grane. Pocięte kabelki trochę iskrzyły podczas tych przepychanek, więc musiałam użyć taśmy izolacyjnej, którą oczywiście miałam w kuferku hondy… Deszczowa aura nie sprzyjała.

46145

A sam odbiór motocykla? Weryfikacja mojego dowodu osobistego, nie jestem pewna, czy w ogóle chcieli ode mnie papiery od pojazdu… Chwila moment i motorek już w moich rękach… Nie do pomyślenia. [Ostatnio przy skradzionych tablicach rejestracyjnych w większym mieście w Polsce trzeba było swoje odbębnić najpierw na tamtejszym posterunku policji - to była godzina do półtorej, a później następne tyle w urzędzie miasta, żeby ostatecznie stać się o 200zł uboższym… i o kolejne dwie tablice bogatszym.]

Tak więc dzielne combo zostało wpuszczone za bramy policyjnego parkingu… Motorek wprowadzony na przyczepkę i przykotwiczony.

46146

Teraz tylko po drodze sklep z narzędziami… Przy okazji mój klucz do świec przydał się panu od pojazdu z drugiego planu :)

Zestaw:

46147

Plan był mniej więcej taki: został tydzień do mojego wyjazdu… Gdzie zaokrętować na ten czas DRaculę? Może uda mi się przekonać moich 8-miu domowników, żeby postała przez ten czas w domu? Udało się… No to jeszcze na myjnię, żeby pooffowe błotko wykolegować, w końcu motorek miał zajrzeć na salony...

46148

No to DRaculo – witaj w naszych progach. Pierwszy próg – 30-centymetrowy krawężnik na ganek. Nic to.

46149

Drugie utrudnienie… y… kierownica enduro nie przejdzie przez drzwi… Trzeba odkręcić. Korytarz wąski…

46150

Początkowo chciałam wstawić DRkę do kuchni, bo tam jest relatywnie sporo przestrzeni, nie zawadzała by nikomu, a ja miałabym ją w zasięgu ręki [zaraz pod drzwiami mojego pokoiku]…

46151

…albo ewentualnie na moje włości :D Zmieściłaby się?

46152

Jak widać na focie, niestety do kuchni były dodatkowe stopnie [co tam!], ale też zygzak korytarzowy z dodatkowym przewężeniem… To już trochę za dużo.

46153

Ostatecznie więc DRacula został w przedpokoju zaburzając odrobinę przepływ ludności wchodząco-wychodzącej i zanieczyszczając troszkę powietrze sąsiada z widocznych na focie drzwi… a trzeba powiedzieć, że pochodził on ze ślunska i wyjątkowo cenił porządek i ład… Musiałam więc wietrzyć korytarz, aby jego mikroklimat nie uległ zniszczeniu… DRacula lubi przecież sobie pośmierdzieć wachą…

46154

No to… Trzeba wskrzesić motorek, bo przed nami długa droga do domu… do Polski. W korytarzyku nie było na tyle miejsca, aby dokonać rozbiórki przedniego zawieszenia, a złodziejaszki poderżnęły motorkowi gardło w niefortunnym miejscu i mimo wielu starań lutowanie nie powiodło się.

46155

Powiodło się za to zaciskowe skumanie kabli! O… takie właśnie! Dzięki Banditosie.

46156

No i pozostało odpalenie zregenerowanej Suzuki :) Czyli pożyczka prądu po tak wyczerpujących wydarzeniach… Zagadał :D Kochany…

46157

Ze strat większych… został zgubiony jeden z moich handbarów. Ten biedniejszy – który przy glebach odpadał, ale zawsze później dociągnięty przez trytytki wracał do integralności motocykla. Zaginął bezpowrotnie… Tu żółto-czerwone wspomnienie…

46158

kszyyykszyy kszy kszy ależ te kabelki iskrzą! kszy kszy!

mygosia
21.02.2014, 08:32
:)

Patent na pobudzanie sasiadek swietny ;)

nicek27
23.02.2014, 15:47
Dobra historia.. Niby takie proste wszystko do ogarnięcia ale chłopaki i tak nie dali rady..;)
Coś podobnego robiłem w zeszłym miesiącu.. Tam udało się otworzyć i odpalić nowe BMW M3, ale koleś chyba mocy nie ogarnął i 2km od miejsca kradzieży trzeba było auto zbierać dźwigiem na lawete :D Rachunek na ponad 30 t. Euro.

wilczyca
02.03.2014, 13:56
Nie cierpię ostatnio na nadmiar weny, dlatego zakituję dziurę takim oto materiałem filmowym:

RXfUX5Db6EQ

enjoy...

ŁukaszBIA
02.03.2014, 14:19
Stare wygi, obaj na Hondach. O czymś to świadczy :)

RAVkopytko
02.03.2014, 20:08
ST 1100 mniam,mniam :drif:

graphia
02.03.2014, 20:55
ST 1100 mniam,mniam :drif:
A Ty widzę lubisz puszyste? :D

wilczyca
12.03.2014, 01:00
Troszkę mnie tu nie było, gdzieś się zagubiłam. Ale czuję, że się odzyskałam na Waszą korzyść/niekorzyść :D

Jak zawsze po dłuższej nieobecności, tak jak po ciężko przebytej grypie, kiedy wracało się do szkolnego świata, powrót do dawnego nurtu bywa utrudniony.
Może więc idąc za radą Kubusia Puchatka:
„Kiedy nie wiesz jak zacząć, zacznij od TU LEŻY KASZTAN a potem się zobaczy, co będzie dalej.”

Tu leży kasztan…

Po krótkiej wizycie w Polsce pewnego jesiennego dnia wróciłam moją osobistą maszyną do Londynu. Zabrałam ją ze sobą, żeby móc trochę pobrusić w terenie. Z jednej strony miałam do dyspozycji nówkę motocykl na co dzień, dobrze przystosowany do terenu, po którym się poruszałam. Miałam też mało czasu na przemieszczanie się poza tym obszarem, a jednak za każdym razem, kiedy ten moment się pojawiał, coś mnie kłuło, a myśli wracały do DRaculi i wspomnień z zimowych przejażdżek po marokańskich nierównych ścieżkach. W końcu zdecydowałam się połączyć przyjemne z przyjemniejszym i skoczyć na chwilę do Polski, zajrzeć do mojego garażu i zobaczyć znajome, uśmiechnięte twarze domowników. A potem, na otarcie łez – bo przecież trudno się wyjeżdża z wilczego ranczo – wskoczyć na DRaculę i przegonić ją po Europie, by ostatecznie nauczyć jazdy „pod prąd”, bo przecież promem już pływała.

Ponieważ nie jestem masochistką [ehm ehm] postanowiłam nie robić maratonu, a zaplanować sobie przyjemną podróż do Anglii. Mój powrót zbiegł się z urodzinową imprezą Jagny, jednak niezupełnie idealnie.

Pierwszy odcinek – z Bielska-Białej do Zielonej Góry, jakieś 430 kilometrów – przebyłam w towarzystwie Rafa. Postanowiliśmy zacząć imprezę wcześnie i pojawić się u Agi już w piątek. Tak też uczyniliśmy, droga była przyjemna, Raf zostawał trochę w tyle, ale to tylko ze względu na jego zawód i mój zawód ;) Zamieniliśmy się nawet maszynami na chwilę, żeby sprawdzić wyrywność DRaculi i ślamazarstwo Afryki, ale nie doszliśmy do żadnej twórczej konkluzji :D Wieczór wigilijny tradycyjnie był długi, smaczny i wesoły. Ciemną nocą dojechał do nas Fassi i rano ciężko nam było wstać, ale ja miałam swoją misję dalszej podróży, oni natomiast swoją – zakupy, przygotowanie sali imprezowej i tym podobne. Drużyna ruszyła w drogę. Zostałam naprowadzona na odpowiedni, zachodni kierunek, pomachaliśmy sobie na rondzie i dwa koła pojechały w jedną stronę, cztery pozostałe z piątym w zapasie w drugą…

Zostaliśmy z DRaculą zdani na siebie :) Było nam bardzo miło – stanęliśmy sobie nawet na Polskiej jeszcze łączce i chwilkę pokontemplowaliśmy ten błogostan…

https://lh6.googleusercontent.com/--OwYgQN8P4o/UkiM3ISRlnI/AAAAAAAAMsM/U5a-88dkpCE/s512/DSC09742.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-jiH8HiS1yd4/UkiOB5cwmqI/AAAAAAAAMsY/bIUZchqBzLE/s720/DSC09744.JPG

46642

Kolejnym celem był Hamburg i moja ciocia. Niecałe 500 km. Oj, nudy, nudy… Autostrada, nic się nie dzieje… Jedziemy sobie… nic się nie dzieje. W pewnym momencie doganiam jakąś Afrykę :) Fajnie spotkać moturzystę na trasie, tym bardziej Afrykańczyka. Jedziemy tak jakiś czas, po czym wspólnie zjeżdżamy na parking przyautostradowy. Rozbananieni ściągamy kaski i rozmawiamy chwilę łamaną anglo-niemczyzną. Miło, ale trzeba jechać dalej :)
Pogoda nie stara się być przyjemna, opatulam się w plastiki i cieszę się, że moje sakwy są nieprzemakalne. Gdzieś po drodze obchodzimy 55555 urodziny DRaculi. Wszystkiego dobrego, mój drogi. Kolejnych tylu w zdrowiu i dzikości :)

46643

Ocieramy łzy wzruszenia i ruszamy dalej. Drogę do Hamburga znam bardzo dobrze, jeżdżę tam od lat. Wiem, że to zabrzmi nierealnie, ale moja nawigacja aż do Lamansza wygląda tak:

46644

Liczę na to, że jak wjadę do tego pięknego portowego miasta, przypomnę sobie skręty i kierunek na Altonę. Niestety pamięć mnie zawodzi. Wpadam z autostrady do miasta i porywa mnie kurierski pęd – gdzieś po drodze nie skręcam tam, gdzie trzeba i gubię się. Według znaków próbuję wrócić na właściwą ścieżkę, jednak dojeżdżam do celu grubo po ustalonym czasie. Pyszna zupka, gorąca kąpiel, chwilkę pogawędki i trzeba iść spać. W końcu jutro mam osiągnąć cel podróży, a to kilometrażowo trochę więcej… koło 700km do krańców stałego lądu, prom i jeszcze 140 kilosów [90 mil] wyspowo.

https://lh3.googleusercontent.com/--Hy0xCf3gSo/T4TFoONKTPI/AAAAAAAAGzA/Do6Eq6BS0SQ/s800/DSC09936.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-8K1B6fkd-Gc/T4X-9cRxzcI/AAAAAAAAGvY/bOcMi3JiJks/s800/DSC09942.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-dwj5OcJ5rf4/T5CRLSQwWJI/AAAAAAAAHCI/VJLRGVNT6DM/s720/DSC00134.JPG

Bilet na prom kupuję jeszcze w Polsce. Muszę stawić się w Dunkierce na czas, więc ruszam z jego zapasem. Nie mam nawigacji, moja zacznie działać od Dover. Dużo dróg i dużo krajów do przemierzenia. Dużo kilometrów. Coraz dalej od domu. Ale przecież siedząc na motorku takim jak mój, czuję się, jakbym ten dom ze sobą wiozła i go wiozę. Jest przyjemniej niż wczoraj – muszę być czujna – na którą drogę kiedy zjechać. Nie nudzi mi się, a czas płynie ciekawiej podzielony na wiele odcinków. W końcu docieram do Francji, skąd odpływa moja łódka. Prawie trafiam na wcześniejszy prom, jednak ruch motocyklowy okazuje się wzmożony i nie starcza dla DRaculi pasów uziemiających, więc czekam jako pierwsza w kolejce na kolejną turę. Jest dobra pogoda, spokój, pachnie morzem. Wcinam kanapki zapijając herbatką z termosu. Znowu czuję się jak w domu. Jestem wciąż w trasie, nigdzie się nie spieszę.

46645

Parkuję motocykl, zapinam starannie DRaculę w pasy bezpieczeństwa zapewniając go, że podróż będzie przyjemna. Zostaje grzecznie z pozostałymi motorkami na dolnym pokładzie.

46646

https://lh5.googleusercontent.com/-sqaXwtUfKVU/UkiQWWdHpLI/AAAAAAAAMs8/QIqcGHarOJ4/s720/DSC09755.JPG

Ja przechodzę na górę – kolejna herbatka i podziwianie widoków… Wielka Woda… W końcu piękne klify Dover…

https://lh6.googleusercontent.com/-Ccl3c4Ka9jE/UkiSBEXZx5I/AAAAAAAAMtQ/-Uxibemz77c/s720/DSC09784.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-O6PgyjG6KC8/UkiSY5WardI/AAAAAAAAMtY/YqTVb-cCIWM/s720/DSC09785.JPG


Zachodzące słońce odbija się od białych skał i krew zaczyna się cieszyć w żyłach. Och, jak cudownie byłoby dobić do brzegu i pojechać hen… hen hen hen! A nie tylko he… do Londynu… Krew zaczyna się uspokajać… ale co to? Na brzegu czeka na mnie obstawa!!! To Banditos z Olgą! O jeeeej! I jestem w domu :) Znowu.

46647

Słońce chyli się ku zachodowi. DRacula cieszy się obecnością Olgi, Afryka uczy pojętną Suzę jazdy drugą stroną. Suną zadowolone, coraz bardziej wytrzeszczając reflektory, bo nieuchronnie zapada zmierzch. Zanim jednak zrobi się ciemno, Anglia wita mnie po królewsku… Taki zachód słońca… I już mi dobrze, mimo że jutro kolejny dzień pracy przede mną…

https://lh4.googleusercontent.com/-SpYm3DobGfU/UkiSqlflONI/AAAAAAAAMtg/2vBip2LTZ-g/s800/DSC09794.JPG



kszyyykszyyykszyyyy 5-1-7 kszyyykszyyykszyyyy
kszyyykszyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyyykszyyyy
kszykszyyy 5-1-7 Good morning! I’m back! kszyykszyyykszyyy
kszykszyyy 5-1-7 Roger, Roger. kszyyykszyyykszyyyy

RAVkopytko
14.03.2014, 21:41
Fajna fota :D

https://lh5.googleusercontent.com/-sqaXwtUfKVU/UkiQWWdHpLI/AAAAAAAAMs8/QIqcGHarOJ4/s720/DSC09755.JPG

Paluch
14.03.2014, 21:57
Ehhhh LP3 i Twoja opowieść. W słuchawkach drugie miejsce - ordinary love U2. Jakoś coraz wyraźniej dociera do mnie to co piszesz. Tak jak bym sam to pisał. Ale nie, tak nie umiem. Nr 1 Rojek i "Beksa". Brawo Karolina.

wilczyca
15.03.2014, 00:59
Wykręcam rękawice. Połowa mojego dnia roboczego nasiąknięta jest wkur.niem. Dziś to nie Bill rozdawał karty, ale Karl. Bardzo lubię Karla, gość o ludzkiej twarzy, zawsze uśmiechnięty, po głosie, miły i zabawny. Entuzjastycznie słucha się go na radiu. Bill jest bazą, jestem przyzwyczajona do jego głosu, chociaż ciągle mam problemy ze rozumieniem tego, co mówi. Ale zakładam, że opowiada głupoty i bredzi sobie coś tam pod nosem, jestem jedynie wyczulona na jego wiązankę „fajf-łan-sewen” – wtedy strzygę uszami i całą sobą próbuję zrozumieć, odczytuję wręcz jego mowę ciała z charczącego radia. Da się? Musi się dać.

Dziś w biurze opiekuje się nami, kurierami z centralnego, Karl. Dostaje zestaw prac. Odbierz coś stąd. I stąd. Zaczekaj Fajfłansewen. Jeszcze jedna paczka stąd. I tu zahacz, mam coś dla Ciebie. Lecę w „moim kierunku”, czyli dziesiątki mil, ale jednak na północny-wschód. Poza Londyn, miło. Tylko że robi mi się ciasno czasowo. Jest już popołudnie, a ja ciągle zbieram zlecenia. Spoko, mam do zawiezienia jakieś 4-5 paczek. Luzik. Popołudnie. Luzik?

Trzecia paczka to już coś poza Londynem. Na „maszynie” nie ma normalnego, londyńskiego kodu pocztowego typu: N/E/SE/SW/W/NW… Nie, to CM, CO… a może i dalej? W każdym razie to dzielnice typu Wpizdu. Będę później w domu, trudno.

Leje. Nie pada. Leje. W kufrze termos, w nim wciąż ciepła herbata. Żyjemy. Wskakuję na autostradę, pędzę sobie, bo co mam robić? Późne godziny popołudniowe. Mogę jechać w miarę bezpiecznie i wlec się 40-50 mil na godzinę. Ale czy to bezpieczniej, niż 70? Niekoniecznie. A czy lecę 70, czy 90 to już jeden czort. Lecę więc w tych granicach.

Ledwo dojeżdżam do pierwszego punktu odbioru – jest problem. Jeszcze w Londynie przyblokowała mnie paczka. Trzeba było błądzić i zajęło to trochę czasu. Niestety teraz, w trasie, nie jest lepiej. Adres się zgadza, ale na tej krótkiej ulicy nie ma numeru 17B! Nie ma szyldu z nazwą firmy. Po prostu nie ma. Przejeżdżam usiany kałużami plac trzy razy. W końcu zatrzymuję się i szukam 17ki. No nie ma, po prostu nie ma. Może to coś na kształt czarodziejskiego peronu 9 i ¾? Albo kwatery głównej zakonu feniksa? Nie ma i tyle. Pytam gości z warsztatu opodal. Nie mają pojęcia. Pytam jeszcze dwóch innych człowieków spotkanych w tym miejscu. Nic. Dzwonię do firmy. Dzwonię dobre pół godziny. W końcu odbiera któraś z dziewczyn dyżurująca w godzinach „ponadplanowych”. Nie potrafi mi pomóc. Kontroler poszedł do domu. Nic to, wiem już, że nie wrócę z tego wygnania prosto do łóżka, tylko przez biuro. Bo muszę oddać tę niedostarczoną paczkę, aby ktoś jutro spróbował szczęścia ponownie. Ciśnienie w czaszce rośnie. Ręce ściskają mokrą manetę trochę mocniej. Zęby zaciśnięte. Proszę gostka z biura, żeby sprawdził kolejną firmę, do której mam coś dostarczyć, bo jest już późno i zakładam, że jest zamknięta. Telefon kontaktowy nie odpowiada, co potwierdza tylko moje obawy. Może mogłabym odpuścić przejażdżkę tam? W biurze mają mnie w poważaniu i każą jechać. Muszę pocałować klamkę. Po prostu takie jest moje zadanie.

https://lh6.googleusercontent.com/-_U_eRefkF4I/UyOWcuS0z7I/AAAAAAAANcI/Mw_Lw3SNXko/s512/DSC00354.JPG

Jadę więc. Kolejny punkt odbioru. Firma. Zamknięta. Dziwię się? Nieee… przecież już po 19-tej. Jakim cudem może być otwarte? Ale muszę dać znać do firmy, że jest zamknięte. Dzwonię… Kolejny raz ten sam dźwięk w słuchawce.
„Dodzwoniłeś się do firmy Courier Systems, niestety Twój kontroler i wszyscy z ekipy pomocniczej nie mogą odebrać telefonu. Proszę czekaj, albo zadzwoń pod…..” Czekam więc. Od czasu tej formułki naliczają się minuty i pobierana jest opłata z mojego komórkowego konta. A co! Znowu trwa to z pół godziny. Jestem przemoczona, zrobiło się ciemno, telefon zaraz odmówi posłuszeństwa, wilgoć jest wszędzie. Podobnie z maszynką do odbierania podpisów. Bateria prawie rozładowana. Stoję pod jakimś daszkiem. Sięgam do kufra po termos z herbatą. Wszystko mokre. Druga para rękawiczek też przemoczona. Ciepłe picie się kończy. A ja mam jeszcze paręnaście mil do ostatniego celu. I wizję powrotu do biura. W końcu ktoś odbiera telefon i średnio grzecznie daje mi dalsze wytyczne.

Ostatnia paczka leci do prywatnej osoby. Docieram tam koło 21. Maszyna padła. Przegrzebuję przedni schowek i odnajduję kawałek papieru i długopis. Muszę odebrać potwierdzenie odbioru ręcznie. W drzwiach ciepłego, wielkiego domu z drewnianą podłogą ktoś z uśmiechem na twarzy obdarza mnie suchą karteczką ze swoim nazwiskiem i podpisem. Od razu mi trochę cieplej widząc normalnych ludzi :)

Wracam. Wciąż leje. Jest ciemno. Jest już noc. Jestem przemoczona i zmarznięta. Nie mogę jednak o tym za dużo myśleć. Przecież to nie ma sensu. Myślenie. Marznięcie. Woda w butach. Przede mną jakieś 2 godziny jazdy do biura. Cóż robić? Zapinam piątkę i jadę. Różne myśli krążą mi po głowie. Nie skupiam się na technice jazdy, na zachowaniu bezpieczeństwa. Myśli mam ciężkie, pogoda to potęguje. Ciemność w mojej duszy dorównuje tej na trasie. Nie ma lamp, odblaski między pasami pourywały się gdzieniegdzie. Leje cały dzień, więc woda przyzwyczaiła się do obecności na asfalcie i wcale nie rozstępuje się pod kołami. Czasem zaskoczy ją TIR i wtedy rzuca się na mnie bezwładnie i bezładnie. Nieładnie… Co mi tam. I tak mało co widzę – szyba musi być w przyłbicy zamknięta, widok zalany, zamazany. Woda w rękawiczkach nie jest za bardzo zimna. Ta w butach trzyma się dzielnie. Dopiero kiedy nadejdzie czas redukcji biegu da o sobie znać. Przeleje się z palców w kierunku pięt, chlupnie sobie. Lecę prędkością standardową – 70-90 mil/h. Trochę bliżej tej wyższej wartości. Bez różnicy. Czasem moje myśli starają się być mądrzejsze niż chcę i mózg ocenia sytuację z innej perspektywy niż: „obojętne, pieprzyć to, byle do domu, jeszcze godzina i 40 minut, zrobię im kałuże w biurze i pozabijam wzrokiem, w dupie, co z tego że gówno widzę, jutro sobota”. Próbuje przemycić myśli typu: „zapieprzasz… jest mokro, ślisko, wyprzedzasz TIRa, który zalewa ci obraz. Widzisz te barierki z prawej strony? A widzisz te kałuże, przez które przelatujesz? A widziałaś te zwłoki zwierza, które ominęłaś tylko przypadkiem jakiś czas temu? Wtedy ich nie widziałaś. A wiesz, co mogłoby się stać, gdyby…?”
Mokrość i zimność skutecznie hibernują wszelkie myśli. Docieram do miasta – wszędzie mnóstwo wody. Wszędzie mnóstwo ludzi! Uwaga! Oni też mniej widzą w tę pogodę… Docieram do biura, zabijam wszystkich wzrokiem i zostawiam tam deszczową kałużę. Wyciągam mokrą karteczkę z podpisem, kilka paczek. Wychodzę. Jeszcze tylko pół godziny i jestem w domu. Dochodzi północ. Zrzucam moje ciuchy do miski i po rozgrzewającym prysznicu padam do łóżka… Jestem wyprana.


...w następnym odcinku więcej fotek, mniej literek...

nicek27
15.03.2014, 01:08
Super się czyta, więc jeśli wena jest to pisz pisz.!
:)

trzykawki
15.03.2014, 03:03
chapeau bas

niezłe są te literki.

RAVkopytko
15.03.2014, 07:31
Woda w rękawiczkach nie jest za bardzo zimna. Ta w butach trzyma się dzielnie. Dopiero kiedy nadejdzie czas redukcji biegu da o sobie znać. Przeleje się z palców w kierunku pięt, chlupnie sobie.

Poczułem tę wode na własnych stopach :cold:


Może być wszystkiego duż,i fotek i literek

graphia
15.03.2014, 09:07
Ja na Twoim miejscu po takim dniu pieprznął bym tą pracą i wracał do gawry.... :)

baggins
15.03.2014, 09:45
Pięknie...

Ludwik Perney
15.03.2014, 12:59
dobrze że wróciłaś :-)

wilczyca
15.03.2014, 17:18
Dzięki, dzięki... Jakoś Lista ostatnio mija się ze mną, Paluchu. Dobrze, że słuchałeś za mnie. :)

To był chyba najgorszy dzień w mojej kurierskiej karierze. Nie był najzimniejszy, choć i tak był za zimny. Mocno zrył mi psychikę - zapaliła się ostrzegawcza lampka. Dzień jak dzień, sytuacja znana pewnie większości z nas... Jedziesz do upragnionego celu. Nie rozglądasz się wokół, nie chcesz się rozdrabniać. Masz klapki na oczach, bo tak bardzo pragniesz mieć tę drogę za sobą. To światełko w tunelu prowadzi Cię, nie zauważasz dzięki niemu niebezpieczeństw, które często muskają Twoją kurtkę, wpadają w wir powietrza tworzący się za motocyklem. Ciało spina się, odcina od nieprzyjemnych bodźców. Mięśnie działają automatycznie, jedziesz na autopilocie. Jest Ci obojętne. Wszystko. Oprócz celu. Cel uświęca środki, jakoś tak, prawda?
Ale, ale, ale... :) Ale niektórych może nie uświęcić. Jedna sprawa to moje bezpieczeństwo. Druga - bezpieczeństwo potencjalnych ofiar.

Nie lubię motocykli zaopatrzonych w zegarki.

Wnioski do dyspozycji Waszych Umysłów. :)


Żeby znowu nie było tak łyso - jedno z moich zleceń :) Instrukcja obrazkowa dla Mało-Kumającej-Po-Angielsku :P

46671

46672

kszyykszykszyyy 5-1-7 5-1-7 kszyyykszyykszy
kszy kszyyyy 5-1-7 kszyyyyy
kszykszyyyy 5-1-7 Are you ready? kszyyy kszyyy
kszykszyyyyyy JES AJ EM! :D kszyyykszyyyyyykszyyyyyyyyyyyyy

baggins
15.03.2014, 22:46
:Thumbs_Up:

Johnny_KTM
16.03.2014, 00:59
przeczytałem jednym tchem. fajne. pozdrawiam. j.

ŁukaszBIA
16.03.2014, 09:52
Strasznie wciągające :D Zawsze zaczynam lekturę nieprzeczytanych postów od Twego wątku. Mam nadzieję że poopowiadasz trochę na IzIm.

wilczyca
16.03.2014, 23:45
:) Miło mi.

Opowiadam tutaj, na Izim mogę się co najwyżej się z Wami napić :P

Z deszczowych klimatów fotka nie mojego autorstwa, ale fajnie odzwierciedlająca... hm... stany kuriersko-deszczowe?

46694

Mamy tu kuriera-weterana z parasolem, który też swoje przeszedł. To K57, czyli Kiloł-fajf-sewen. Dzierży w ręku swoją przyszłą energię... Coffee... Ponieważ obie ręce ma zajęte, nie pali w tej chwili. Ale szczękowy kask wskazuje na ten nałóg. Jeździ standardowym motocyklem - honda nc700s, rocznik 2012 sądząc po kolorze. Są też nowsze maszyny kurierskie, ten sam model, ale rocznik "teraźniejszy", wtedy-teraźniejszy, 2013. Szary osobnik z pomarańczowymi skrzelkami i fioletowym kufrem. Ten egzemplarz jest po przygodach wnioskując po obdartych kanciastych elementach kufra. To musiał być niewielki szlif. Nie pamiętam imienia tego jegomościa. Był z kręgu zachodniego, spotykaliśmy się czasem naprzeciw kawowego baru PRET, gdzie stacjonowaliśmy czekając na kurs z biura wizowego CIBT - dostarczaliśmy paszporty, częstokroć bezpośrednio na lotnisko. CIBT mieściło się na piętrze -1. Trzeba było zaparkować motocykl przy pojedynczej, żółtej linii, przelecieć przez skrzyżowanie i popędzić chodnikiem mijając ARGOSa, elegancką restaurację, wpadając przez ruchome drzwi do hallu zahaczyć o kontuar, za którym siedzieli groźni panowie pilnujący, czy wpisujesz się na listę odwiedzających budynek. Szybki wpisik: godzina, nazwisko, firma, dokąd zmierzam... I rura do windy: zjeżdżamy do LG.
W podziemiach czekał na nas ciemnoskóry Lynden z szarymi kopertami, w które zapakowane były paszporty :) Stamtąd jeździły tylko deadline'y.

wilczyca
17.03.2014, 20:45
Historia pewnego mycia...

Czyli pierwszy lajtowy off wyspowy!!!

W Anglii, jak w wielu cywilizowanych miejscach świata, nie można sobie ot tak wpaść w krzaki i porozrzucać błota za pomocą motocykla. Można zrobić to tylko tam, gdzie można, czyli na ścieżkach specjalnie do tego przeznaczonych. Ścieżkach do terenowania. Są to tak zwane grinlajny. I te właśnie były zaznaczone na mapie Banditosa, dla której skonstruowany został profesjonalny mapnik...

46732

Pogoda trochę nas straszyła, chmury wisiały na horyzoncie, ale po przytaszczeniu DRaculi do Londynu nie można jej było nie użyć do celów odpowiednich. Nic to, że ogumienie odbiegało dalece od off-roadowego. Jedziemy w teren i już.

To nie był jakiś spektakularny dzień - bardziej oswajanie się DeeRki z XeRką. Początkowo dojazd asfaltem, później rozkminianie mapy... Jest ścieżka! To tu! No to lecimy po szuterkach, kamykach... Znowu asfalt. Gdzie jesteśmy? Chyba tu... No to teraz tędy i na drugiej krzyżówce w lewo, a potem zaraz w prawo powinna być kolejna ścieżka. Jest! I tak... udało nam się tą samą dróżką przejechać chyba ze trzy razy, w tym jeden w przeciwnym kierunku :) Ale była wymiana sprzętów i zmiana nawigatorów :D Po prostu było wesoło! A na koniec Wielka Atrakcja... Brody! :D

Pierwszy z nich:

https://lh6.googleusercontent.com/-bbuNEKzKWUk/UkiYeSrICPI/AAAAAAAAMug/GmAdUnwmiqo/s720/DSC09816.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-wDauIT6gfn0/UkiYg1tb2VI/AAAAAAAAM4M/nBUsTOtUbSk/s720/DSC09820.JPG

A tu zabawa w drugim, nieco dłuższym.

https://lh3.googleusercontent.com/-ffMWnbV7TGo/UkiYpRUhuoI/AAAAAAAAMu4/A_hyL-S9OZQ/s720/DSC09833.JPG

https://lh6.googleusercontent.com/-D0H2V1l-fkg/UkiYr3jqAaI/AAAAAAAAMvA/GEmuL4o8Bs8/s720/DSC09839.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-KIUl9FPSWuE/UkiY4-U7Z3I/AAAAAAAAMvg/QmZXHasewcA/s720/DSC09857.JPG

Czysta DRaculka.

https://lh3.googleusercontent.com/-5z2UOR-eGU0/UkiY1CFmJEI/AAAAAAAAMvY/YmKd7XRiBWo/s720/DSC09855.JPG

Czysta IkseRka.

https://lh4.googleusercontent.com/-eCp2vyA8coM/UkiY7e26fLI/AAAAAAAAMvo/v5-Iu2MWHKQ/s720/DSC09861.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-4-hyMkY3kNg/UkiYx-QsD3I/AAAAAAAAMvQ/wUlontMjiUo/s720/DSC09853.JPG

W butach mokro, słońce zachodzi, dzida do domu!


P.S.
Skoro to forum afrykańskie, a ja tu na nielegalu, tylko z wyglądu czarnym motorem się przemieszczam, dodam jeszcze, że bywały i krótkie lajtowe offiki w towarzystwie Zacnej Królowej!

https://lh4.googleusercontent.com/-G_HyywPcp1o/UkiibYj2AvI/AAAAAAAAM0M/GNUMjvSVWZc/s720/DSC09941.JPG

https://lh4.googleusercontent.com/-_lWGzYOFF0A/UkiiRjKlCwI/AAAAAAAAMz8/V8lVRsGlUnE/s720/DSC09938.JPG

https://lh3.googleusercontent.com/-V6FJ-22Umdg/Ukiicw-3GLI/AAAAAAAAM0U/N3c4_wxZGIM/s800/DSC09942.JPG

W końcu trochę obrazów, fajfłansewen, w końcu!

wilczyca
25.03.2014, 01:02
Kiedy ostatnim razem sprawdzaliście stan swoich tarcz hamulcowych? A objętość klocków? A poziom płynu hamulcowego? Hm? :)

46912

Kiedy jesteś kurierem motocyklowym musisz pamiętać, że kilometry wytrzepujesz z rękawa bez końca… Chyba że zatrzymasz się na TIRze, albo niedajboże TIR się na Tobie nie zatrzyma. Jeśli zamiast dużego obiektu zidentyfikowanego w zbyt ostatniej chwili masz szczęście i trafisz - albo trafi Ciebie - taksówka, może coś się kiedyś jeszcze nakręci kilometrażowo. Ale to będą już kilometry wypadające z drżących z obawy spodni.

A propos obaw – zauważyłam zmiany w moim zmotocyklowanym mózgu. Jeżdżę dynamicznie, ale bardzo czujnie. Nawet teraz, po dłużej przerwie i w zupełnie innych warunkach. Skanuję przestrzeń daleko przede mną, każdy dojeżdżający do skrzyżowania pojazd jest wielce podejrzany i często korzystam raptownie z hamulca, zanim zaufam jego niechęci do wyjechania mi przed koło. Podobne odruchy mam poruszając się samochodem, co może dawać wrażenie nerwowości ;)

W dużym mieście, takim jak Londyn, ruch jest dosyć przewidywalny. Kierowcy raczej nie łamią prawa [a może w Anglii – lewa? ;) ], nie poruszają się szybko, z reguły przemieszczają się od świateł do świateł. Jako motocyklistka robię podobnie: raczej nie łamię prawa tam, gdzie ktoś może patrzeć, ani tam, gdzie logicznie jest to głupie, nie poruszam się szybko w miejscach zafotoradzonych, ani tam, gdzie realnie rzecz ujmując byłoby to niemądre [są wyjątki, mózg czasem ustępuje porywom manetki], z reguły przemieszczam się od świateł do świateł… znaczy do miejsca sygnalizacji świetlnej. Na tym mniej więcej polega moje zadanie jako kuriera – szybszego dostarczyciela. Sztuką nie jest zasuwanie po prostej [wtedy każdy doświadczony kurier przyjmuje prędkość optymalną - czas dostarczenia przesyłki a spalanie paliwa], ale lawirowanie między puszkami i – uwaga! – innymi jednośladami oraz pozycja zajęta przed kolumną samochodów, właśnie na czerwonym świetle.

Oj, szczególnie teraz, kiedy sezon motocyklowy się rozkręca, wydaje nam się, że jesteśmy jedynymi motocyklistami na świecie ;) Ani odmachiwanie nam nie wychodzi: „O, motocyklista mnie minął! Aha, trzeba by było podnieść lewą w górę… Następnym razem…”, ani uważność na pozostałych zmotocyklizowanych. Tam trzeba było ciągle kontrolować lusterka – było wielu szybszych i sprytniejszych, a zajechać kumplowi drogę było łatwo. Albo wyplątując się ze środka dwusznurkowego, jednokierunkowego korka podłożyć się pędzącemu już prawą stroną skutermanowi… Udało mi się niechlubnie spowodować kiedyś nagłą panikę i awaryjne hamowanie z awaryjnym wymijaniem mojego przedniego koła. Sorry buddy… Zdarzało się i utknąć w podobnym korku za niewierzącym w swoją smukłość motocyklistą i wtedy należało właśnie wcisnąć się w lukę poprzeczną między maską a tylnym zderzakiem i zazygzakować konkretnie, co kończyło się czasem manewrem na kilka razy ;) Trzeba było przeanalizować szybko przestrzeń, kąt, możliwości skrętne hondy, wymierzyć i sprawnie operując sprzęgłem prześliznąć się bezdotykowo. W korkach autostradowych było tym fajniej: auta stojące albo sunące leniwie o zmierzchu… Motocykliści między drugim a trzecim pasem od lewej. Dużo miejsca, czasem jakieś przewężenie między lusterkami, redukcja, zwolnij, przemknij, odkręć manetę. Patrz na światła stopu i kierunkowskazy. Patrz na wszystko, przecież potrafisz. Ale kiedy zaczynało się patrzeć na tylne światło pozycyjne innego jednośladowca, szczególnie kiedy mrygało często mocniejszym światłem stopu, należało przekalkulować odstępy między autami z lewej przede mną i wybrać najdogodniejszą lukę do przepłynięcia na dodatkowy pas motocyklowy ;) Jeszcze tylko kontrola lusterkowa, czy nie leci nim właśnie inny chudy uczestnik ruchu i siup, bierzemy wolniejszy motocykl lewą stroną w odległości ciągu samochodów. Często zdarzały mi się takie powroty do domu, z dalsza, z zachodem słońca w tle, z setkami kilometrów w dupie. Z tym wyostrzonym do granic postrzeganiem i tym kreowaniem sobie planu „lotu”. I z wizją zapółgodzinnego dotarcia pod gorący prysznic i zjedzenia czegoś dobrego, ciepłego… gorącej herbaty… Albo ciepłego kaloryfera… mmm… Co za marzenia!

Ale o czym ja to chciałam… Chyba o tym, co się lubiło sypnąć w motocyklu z powodu ignorancji stanu technicznego użytkowanego pojazdu. Często „coś” zaczynało nawalać w drodze do ulubionej i daleko położonej miejscowości Wpizdu. Na przykład tej oddalonej od Londynu o 300 kilometrów. Po jakiś 150 dociera do moich uszu hałas nie tyle przenikliwy, co chrzęszczący… Taaak, to niewątpliwie napęd… A może łożysko? W sumie nie jestem aż tak doświadczona, żeby od razu zdiagnozować problem…

Zjeżdżam na tzw. servis, czyli przyautostradową przystań dla puszek i rumaków spragnionych świeżego oleju napędowego, benzyny, płynu do spryskiwaczy bądź chcących nakarmić, odsikać, odpocząć lub wybiegać swoich jeźdźców.

Tutaj przykład przystani przyautostradowej, przyjemnie, prawda?

46914

Zjeżdżamy z hondą i zwalniamyyy…. Podnoszę przyłbicę, nasłuchuję… Teraz do dopiero rzęzi… Toczę się… Rzęch, rzęch, ciiiiszaaa, rzęch, rzęch, rzęch, ciiiiszaaaa…. Cholerka. Zsiadam, sprawdzam łańcuch… No tak, nieźle naciągnięty – czasem wporzo, czasem zwisa smętnie. Nic to, jadę, jeszcze – bagatela – 150 do celu i 300 z powrotem. Obliczam czas, może jeszcze dziś zdążę do serwisu na wymianę. Ruszyłam, dotarłam do celu, zrzuciłam paczkę, wracam. Wciąż ze zgrzytem w uszach, wyczuleniem ciała na wszelkie możliwe do pojawienia się nowe odgłosy, z wyobraźnią na uwięzi. W końcu nie wytrzymuję, wręcz czuję wibracje na podnóżkach, przenoszą się do mózgu. Znowu staję na jakiejś przystani, przy dużym sklepie. Muszę podciągnąć ten łańcuch, bo go zgubię! Wyciągam klucze z kuferka, ściągam kask, kurtkę, rękawiczki. Gorąco, a tu nie ma gdzie się schować przed słońcem. Co chwila mijają mnie ludzie, spoglądają z zaciekawieniem kto to i co robi? Lepiej się nie zatrzymywać i nie oferować pomocy. Gościówa wygląda podejrzanie. Klęczy przy motocyklu i paprze sobie ręce smarem, brudne to to i jakieś takie odstraszające. Mi to na rękę, nie lubię jak mi się przeszkadza przy pracy ;) Naciągam trochę łańcuch i dzwonię do biura, a właściwie ono dzwoni do mnie [„5-1-7 Dlaczego stoisz? Coś się stało?”] i zgłaszam chęć jazdy wprost do workshopu.

- Yyy, ale już nie zdążysz, 5-1-7. Może jutro rano? Jest aż tak źle?
- No nieee, dojadę jakoś. – odpowiadam opowiadając, że mój chain jest little broken, ale not so bad.
- OK, 5-1-7, więc możesz odebrać jeszcze jedną paczkę… - skoro żyjesz i motocykl się porusza, to znaczy, że możesz przyjąć jeszcze ze trzy zlecenia, oczywiście w Twoją stronę ;)
- Yes, Bill, I can…

Niestety po ruszeniu w trasę łańcuch szaleje i tam, gdzie mu ulżyłam, jest dobrze, natomiast we wcześniej nie narzekających ogniwach rodzi się napięcie nie do zniesienia dla moich uszu. Jest gorzej. Dużo gorzej. Ręka z manety, kolejnych kilkanaście mil do pierwszego zjazdu i ponowna procedura przesuwania tylnego koła. Nadmiar zapału mnie zgubił. Za to posmarowałam biedny dogorywający łańcuszek smarem i zrobiło się jakby łagodniej. Oczywiście dojechałam, zrobiłam jeszcze paręset kilometrów i oboje przeżyliśmy tę chorobę lokomocyjną…

46913

Innym razem na trasie „do” zaobserwowałam raptowne, jak to zwykle bywa, skończenie się przednich klocków. Ale od czego ma się tylni hamownik? No na zaaapaaaaas! No to używałam zapasu, zmieniając tego dnia styl jazdy na bardziej łagodny i asekurancki. I przypominając sobie jak się używa zadniego spowalniacza. W mieście można się oduczyć… Też przeżyłam, a przejeździłam na tym braku chyba ze dwa dni, bo akurat ciągle nie po drodze było mi do chłopaków od napraw.

Jeszcze jednym fajnym przypadkiem była mała awaria, która przyprawiała mnie o porządne dreszcze… Mianowicie przy redukcji, najczęściej na niskich biegach [wtedy słyszy się więcej], coś potwornie strzelało, dźwięk dochodził jakby z silnika – na bank ze skrzyni biegów. Podjeżdżam do serwisowni, wiem już, że sprzęgło to „clutch”, biegi to „gear”, zepsute to „broken” i tłumaczę za pomocą tych kilku specjalnych słów, że jak „change” te „gear” z „two” na „one” to wtedy jest „noise” i na pewno coś jest „broken” w „engine”.
A gościu z uśmiechem przygląda się motocyklowi i mówi [pokazując], że tu, czyli ślizg łańcucha od dołu jest zużyty i to na pewno tak hałasuje. A ja się upieram i mówię: „no!” na pewno nie… To musi być coś w silniku, z biegami. A on dalej się uśmiecha. Ja doznaję już wkurzenia, bo widzę, że się ze mnie w duchu nabija i myśli: głupia dziołcha, znowu wymyśla. Więc każę mu się przejechać i posłuchać. Oczywiście najpierw niby niczego nie słyszy, nie zmienia biegów jak mu sugerowałam, w końcu jednak dostrzega problem. Bierze moto na podnośnik, wymontowuje stary ślizg, idzie do umieralni rozbitych hond i demontuje z jednego trupa lepszy kawałek plastiku. Przykręca. Robi kolejną rundkę i… cholera, miał rację! E… i tak go nie lubię. Burak ;) [miałam podstawy do nielubienia ekipy garażowej, o tym w jednym z przyszłych odcinków, o ile jeszcze macie ochotę na wspomnienia pewnej kurierki].

Tyle na dziś.

46915

Kszyyykszyyykszy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyy why are you standing? Kszyykszy
Kszykszy I have a problem… kszykszyyykszy
Kszyykszy oh… [worried] What’s wrong? kszykszyyyyy

banditos
25.03.2014, 01:12
Mamy, mamy...dawaj dalej;)

RAVkopytko
25.03.2014, 01:22
o tym w jednym z przyszłych odcinków, o ile jeszcze macie ochotę na wspomnienia pewnej kurierki


Tak,mamy

tmarc
25.03.2014, 01:32
się coś o łańcuchu dowiedziałem;)

Brambi
25.03.2014, 08:22
Czekam !!!!

Zet Johny
25.03.2014, 08:38
Mam i ja :)

baggins
25.03.2014, 08:49
i ja czekam :)

zipo
25.03.2014, 08:50
Poprosze ostro przyprawiona,niezbyt scieta przypowiesc ;)
Sluchamy...

ŁukaszBIA
25.03.2014, 15:24
I ja czekam z niecierpliwością...

luzMarija
25.03.2014, 23:14
Dajesz Koralina, czytałem Twój opis filtrowania i nic więcej bym nie dodał, tak się.jeździ. Oczywiście jeszcze jest ta mała gra, żeby nigdy nie stanąć pomiędzy światłami, nie podeprzeć się. Już kiedyś zauważyłem jak śmigają starzy kurierzy - nie zasuwają, oni cały czas jadą na tych uwalanych bajkach;)
W sobotę mieliśmy małe spotkanie z Magdą i Arturkiem, było niespodziewanie wesoło ;) "niespodziewanie" to dobre określenie.

banditos
26.03.2014, 00:18
Niespodziewanie jeden z nas wyskoczyl do sklepu za rogiem - to raptem 2 minutki... i zaginal na ponad 20 min hehe
Karola szkoda ze Ciebie nie bylo;(

PS. LuzM... ciacho smakowalo co? ;)

wilczyca
26.03.2014, 00:28
No właśnie słyszałam że jedliście niespodziewanie smakowite ciasteczka :D nawet przez chwilkę pożałowałam, że mnie nie było, ale zaraz potem miałam wątpliwą przyjemność kilkugodzinnego powrotu moturrem do domu w ciągłym deszczu i szybko wybaczyłam sobie nieobecność. :)

Luzie, chciałabym Cię zobaczyć na IZI meetingu :)

wilczyca
26.03.2014, 21:23
E… no dobra… przyznam się. Niech stracę. Test na kuriera motocyklowego nie był tak prosty, jak go przedstawiłam… Planowałam początkowo zostać kurierem na small bike’u, przecież to bardziej opłacalne i mniej wymagające. Ale jazdy kwalifikacyjne okazały się bardzo trudne. Niewielu dawało radę. Niewielu wychodziło z nich bez szwanku…

p6q88k8VgSk

W zastępach kurierów-skutermistrzów lądowali najtwardsi: ci, którzy –cokolwiek by się działo - nigdy nie odpuszczali manety… Wielki szacunek, panowie…

Tu oglądać (https://www.facebook.com/photo.php?v=616121845137880&set=vb.101201146629955&type=2&theater) :| [przepraszam niefejbukowiczów, nie umiem tego inaczej podpiąć]

Po przeanalizowaniu rynku pracy zdecydowałam się spróbować swoich sił na big bajku. Egzamin poszedł jak z płatka. :)

bWaq0zOaAVU

kszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 Dlaczego się nie przemieszczasz? kszyykszyyy
kszykszyyy It’s 5-1-7 Utknęłam w korku. kszykszyyy
kszyykszyyy Ale przecież jedziesz motocyklem! kszykszyyyy
kszykszyyyyy Sorry, stoję między autobusami. [30 stopni Celcjusza…] kszyyykszy

luzMarija
26.03.2014, 22:54
Niestety w tym roku na Grodziec nie dojadę, w sobotę Eryk ma urodziny a w niedziele jest Oli komunia, tego nie mogę i nie chcę przeskoczyć.
Ale wracam w tym roku już na stałe do Polandu, będą więc i inne okazje ;p

trzykawki
27.03.2014, 10:28
Łoooo matko co za rzreźnia. Zawsze mówiłem, że skuterzaści to najtwardsi z twardych powleczonych Nikasilem.

Ale i tak im pierwszy machał nie bedę :)

wilczyca
29.03.2014, 12:02
Zakurzone kurierki - Kosmonautki [wejście do domu zawsze w kasku, w rękach potrzebne miejsce na zakupy, torbę i parę różności wyciągniętych w jakimś celu z kufra]. Latem twarz kurierki była z reguły przybrudzona w specyficzny sposób - odkaskowy. Latem używało się dużo "mokrych chusteczek" i rzeczywiście po przetarciu gęby zmieniały kolor. W porze deszczowo-zimnej o dziwo wyglądało się znośniej, nie trzeba było zużywać chusteczek. A może nie zużywało się ich ze względu na orzeźwiający charakter? Ziiiimneeee! Nie, nie, w chłodniejszą porę było się mniej brudnym na twarzy, ewidentnie.

Ten wstępik ma na celu wskazanie kontrastu, jakiego dopuszczałyśmy się z 5-8-8 w dni wolne od pracy. O taaak. Uwolnione włosy [Magda wyprostowane], lakier na paznokciach odświeżony, nierzadko jakaś kiecka, coś na wzór makijażu... Torebka. Wypas. Pamiętam nas dwie w czasach licealnych :) Magdy chyba nigdy nie widziałam w spódnicy, a co dopiero w sukience! Mi zdarzało się raz na rok. A tu? Dwie pańcie. W końcu - Londyn zobowiązuje ;) Trzeba się dla odmiany czasem odchamić.

- Kupiłam dwa bilety na koncert, za dwa miesiące. - oświadczyła mi pewnego dnia Magda. -€“ Chodź ze mną.
- E... a na jaki koncert?
- The Lumineers. -€“ nic mi ta nazwa nie mówi.
- Nie znam.
- Znaaasz, puszczają w Trójce. -€“ i znajduje mi na you tube sztandarowy kawałek "€žHo Hey".
- Aaaa, no fajnie grają. -€“ podrygujemy. -€“ Dobra, namówiłaś mnie. Tylko muszę posłuchać reszty piosenek, żeby być przygotowaną.
[Przez te dwa miesiące nie przesłuchałam ani jednego dodatkowego utworu Lumineersów. :) ]

47026

- Kiedy jest ten koncert? - dopytuję się co jakiś czas Magdy.
- W któryś czwartek listopada.

Nadchodzi któryśtam czwartek listopada. Dzień wcześniej meldujemy naszemu kontrolerowi, że chcemy w ten dzień skończyć pracę wcześniej, aby o 16 być już w domu. Trzeba przecież się przyszykować, bycie kobietą nie jest łatwe. Trzeba się doprowadzić do porządku po dniu pracy w pyle, deszczu, czy co też się trafi tego dnia. Koncert zaczyna się o 18.30 -€“ musimy się na niego dostać środkami komunikacji miejskiej.
Spoglądam późno w nocy jeszcze raz na bilety, które zostały u mnie w pokoju. Koncert jest w czwartek, taaak. 28-go, t.. ale przecież jutro jest 21!
Rano uświadamiam Magdę.
- Co robimy? Odwołujemy nasz mikro-urlop popołudniowy? -€“ pytam Magdę kontrolnie.
- E, nieeee... - zaskakuje mnie -€“ zróbmy sobie wolne. Ten tydzień był męczący, należy nam się wolne popołudnie.
I podała mi kilka opcji jak można spędzić popołudnie w dzień powszedni. Szok :D Ile możliwości! Raj! Można ugotować obiad po jasnemu, można pojechać na zakupy gdzieś dalej, albo przejść się po targowej uliczce za rogiem. Można pójść na spacer, na piwo... Tyle możliwości. Niesamowite. Korzystamy!!!

Tego dnia rzeczywiście byłam w domu koło 17. Jak prosiłam. Magda dotarła godzinę później - bo się coś przedłużyło, jakaś paczka dodatkowa po drodze, to i tamto i gdybyśmy rzeczywiście miały w ten dzień iść na imprezę, pewnie byłaby ostra spina, żeby się wyrobić. Takie życie w naszej kurierskiej firmie.
Na drugi dzień Fajfejtejt poinformowała naszego szefa, że jednak się pomyliła z terminami i przypomniała sobie dopiero jak miałyśmy wyjść z domu ;) Cóż miał zrobić? Pośmiał się chwilę i przystał na powtórkę przyszłotygodniową.

A śmiać się miał prawo, bo parę tygodni wcześniej 5-8-8 wywinęła ciekawszy numer. Leciała na zasłużony urlop do Włoch, na lotnisko miała odwieźć ją kuzynka mieszkająca nieopodal, a ponieważ samolot odlatywał dosyć wcześnie – koło 7, może 8 -€“ nocowała u Eli. Ustawiły sobie obie budziki, zsynchronizowały zegarki. Nagadały się wieczorem, rano wstały bez ociągania się. Dopakowanie paru brakujących elementów bagażu, torba do auta. Wszystko jest? Tak, jest wszystko. No to jedziemy. Dziewczyny wyjechały z osiedlowej uliczki i spojrzały na zegarek samochodowy. Była godzina później, niż planowy wyjechać... Jak to się stało? Nie pytajcie. Czasem po prostu coś się zakrzywi myślowo i może to dotknąć dwie osoby na raz w podobnym czasie. Tak musiało być w tym przypadku :) Magda na samolot nie zdążyła.

Ale wróćmy do koncertu - nastąpił czwartek przyszłego tygodnia i tym razem obie wróciłyśmy o znośnej porze do domu. Czesu-czesu, malu-malu, buty na obcasie, prostowanie włosów i inne bajery. I na metro. Później autobus. Trochę ciasno było, ale zmieściłyśmy się. Zajęłyśmy nawet strategiczne miejsce w pierwszym rzędzie na górnym pokładzie czerwonego autobusu: widok telewizyjny - uchylałam się przy mijaniu większości drzew :) Bardzo miłe uczucie oglądania drogi z górnej perspektywy. Tylko czemu kierowca się tak pie.oli?! :D

47028

Nie no, ma prawo, luuuzik, jesteśmy pasażerkami, mamy czas. No, miałyśmy mały poślizg czasowy, ale wiedziałyśmy, że jakiś zespół poprzedza występ gwiazd.
Sam Alexandra Palace położony jest na wzniesieniu, dojeżdża się tam zakrętowo w pięknym, zielonym otoczeniu. Kiedyś poprowadził mnie tamtędy GPS w pracy i w ten sposób dowiedziałam się o tym ciekawym miejscu :) Tak się właśnie zwiedza Londyn :D

Po okazaniu biletów zostałyśmy wpuszczone do środka, odnalazłyśmy szatnię [trzeba było w słowniku sprawdzić jak to ma na imię po angielsku -€“ cloakroom]. Przystąpiłyśmy do poszukiwań właściwej sali, najpierw jednak coś mniejszego z atrakcjami...

47029

W końcu jest duuuża koncertowa sala. Ale jakoś tu pusto i ciemno. A przecież już 19. Gdzie muzyka? Eh, spokojnie, jest bar, napijmy się piwa. Plastikowe kubeczki już puste, a wciąż jedynym dźwiękiem trafiającym do naszych uszu jest gwar gęstniejącego tłumu. To co? Kupujemy jeszcze jedno, czy czekamy? Bierzeeeemy!

47030

W końcu na scenę wyszło ciekawe towarzystwo i zagrało równie ciekawie jak wyglądało ;) Thao & Get Down Stay Down:

gVVDc2cYUtU

I... tadaaaaaaa, są i oni! Przypominam, że znam tylko jedną ich piosenkę :D

zvCBSSwgtg4

Zaczynają grać, wyglądają fajnie, ruszają się fajnie, grają fajnie... Na dodatek po tej rozpoznawalnej przeze mnie piosence następują kolejne, w podobnym klimacie i z podobną energią. Jest dobrze, jest bardzo dobrze! Mam właśnie dzień z szaleństwem pod skórą, więc pozwalam mu się uwolnić i brykam w tłumie. W tłumie... który wcale tak bardzo nie bryka. Raczej słucha i ewentualnie się buja. Co tam, moje szaleństwo już w swoim żywiole, Magda też podejmuje pląsy, tłum blisko nas zauważalnie ulega zakażeniu. Bawimy się :D

47031

47032

47033

47035

Oj, było miło, nic to, że jutro trzeba wstać do pracy, bo piątek przed nami. Koncert dobiegł końca, tłum ruszył ku wyjściu.

Krajobraz pokoncertowy:

47036

O-o. Ten tłum ruszył do kloakowego pomieszczenia... Kolejka na pół godziny. Trzeba było swoje odstać. Uf, kurtki odebrane, wychodzimy na świeże powietrze, trzeba złapać busa "€žna dół"€. A ta kolejka to... ?! To do autobusu ;)

47034

Najważniejsze, że odchamienie przebiegło pomyślnie, kurierki wróciły zadowolone, przetrwały piątek i jeszcze wiele tygodni maglowały utwory The Lumineers :)

47027

ps. Ciekawie rozwiązane były sikalnie - trzy olbrzymie przyczepy toitoikowe - kibelki z dwóch stron po 6-8 sztuk z każdej, z zewnątrz raczej nie przypominające plastikowych, klaustrofobicznych wychodków. W środku już bardziej. Do każdych drzwi prowadziło kilka stromych schodków, całość ogrodzona i pilnowana przez pana, który wskazywał ilość osób i kierunek do odpowiednich drzwiczek :) Pan toitoikowy nawigator - sprawdzał się.

trzykawki
29.03.2014, 19:38
W każdym Twoim kolejnym, kszykszykszy..., znajduje się perełka. Tą razą jest to: "...dzień z szaleństwem pod skórą..."
Pisz tak dalej

RAVkopytko
29.03.2014, 20:03
mało widać "przez okno" ;)

Misza
29.03.2014, 21:18
yoł yoł, nie wiem jak można nie znać luminirsów w dobie wszechobecnego hipserstwa :D

H4tAOexHdR4

wilczyca
01.04.2014, 00:05
Hm… mieszkałam w „domu” z ośmioma osobnikami podobnej narodowości. Polacy i para Słowaków. A ponieważ mój pokój sąsiadował z kuchnią, mogłam obserwować, jak radzą sobie „nasi” na obczyźnie ;) Ale jak radzą sobie moturzyści? Hm… Aby się dowiedzieć tego właśnie, wybrałam się pewnego razu w gości do Luz Mariji :D W towarzystwie Banditosa i Jaśka. Spotkanie było umówione na wcześniejszym wyjeździe z szumną wiązanką liter ADV w tytule :) Ale o tym innym razem.

Jakieś 90 km z Londynu kawałek poza Londyn ;) Próbujemy się spotkać na trasie z Jaśkiem, ale coś nasze 650-ki na kostkach nie mogą się zgrać z cbr 1100xx :) dojeżdżamy więc osobno, żeby mimo wszystko pobyć razem.

Plan? Gotujemy coś dobrego. Ja nie jem mięsa, więc chłopaki wspaniałomyślnie proponują rybę. Do tego marchewka z piekarnika, a – kto chce – na deser dostanie kiełbasę :D

Więc jak sobie radzą nasi motorniczy na obczyźnie? Jakoś tak:

Marchwiowy potwór z kotem w tytule gości nas w swojej kuchence.

47086

Jasiek nie boi się żadnych prac - dopada zlewu i nie waha się go używać w sposób cywilizowany.

47087

Tylko blondynki chowają się wstydliwie w drzwiach i boją zmoczyć i ubrudzić rączki :D

47088

Trzeba wpieprzyć tym marchewkom, niech mają za swoje, zaraz je upieczemy!

47089

Tymczasem w małej kuchennej przestrzeni dzieją się różne różności. [Wszyscy jesteśmy trzeźwi, wracamy dziś na kołach do swoich łóżek.]

47090

Pichcimy.

47091

Kuchnia jest najlepszym miejscem spotkań :) Gotujemy, gadamy, niektórzy umawiają się na spontaniczny lot do Maroka...

47092

Czas zapieczyć.

47093

Rybki kupione z tego stoiska:

47094

No to nawcinani.

47095

Fajny dzień. Odskocznia od kurierskiej normalności, gadki-szmatki, smaczności, zapachy piekarnikowe, dużo pozytywnej energii i mega towarzystwo :) Chillout...

Dzięki chłopaki za takie akcje-atrakcje.

Brambi
01.04.2014, 08:10
fajnie :)

Gawron
01.04.2014, 13:01
Jest super! Pisz!

banditos
01.04.2014, 13:36
Z calego tego śledzia to najmilej wspominam polska kiełbaske...mmm...

nicek27
01.04.2014, 22:00
Patrząc po tych zdjęciach ciężko mi uwierzyć, że nic tam pite nie było..:D
:)

wilczyca
01.04.2014, 22:40
Nie upoiłeś się kiedy jazdą motocyklem? ;) Czasem to wystarczy. Szczególnie jak odcinek nie jest zbyt długi, a jednak trochę mokry, więc możesz się u celu osuszyć i ocieplić i jeszcze zjeść dobrze wśród fajnych chłopaków :)

luzMarija
02.04.2014, 08:53
Aż mi się łezka zakręciła, takie miłe i przyjemne chwile wracają w doborowym towarzystwie... zwłaszcza że po 7 latach wyprowadziłem się z tego stryszku, teraz przejściówka i dalej będziemy się już widywać w Polandzie. Przyślij proszę numer do się, "akurat" jestem jeszcze kilka dni w Pyrlandii, z moimi dziewczynami.

wilczyca
05.04.2014, 00:47
Dziś w ofercie parę zasad ruchu drogowego w Londynie… Czyli co robić, a czego nie, a jeśli tak, to jak?

47178

W Anglii zaczęłam dostawać swoje pierwsze mandaty. Piękne, wydrukowane elegancką czcionką z logo dzielnicy, zapakowane w równie piękne żółte woreczki samoprzylepne – żeby deszczyk nie zmył zawartości a wiaterek nie odfrunął dokumentu.

Jak to miewam w zwyczaju – nie wypytywałam o zasady ruchu ani postoju w mieście. Magda też nie kwapiła się, żeby mnie w tej dziedzinie przeszkolić. Przecież motocykliści mogą parkować prawie wszędzie, poza tym zawsze jakiś motocykl gdzieś w pobliżu stoi, więc jest możliwość nauczyć się jak należy parkować motocyklidło. System wydawał się dosyć prosty – drogi w mieście były obrysowane liniami: żółtymi i czerwonymi. Pojedynczymi lub podwójnymi. Czasem też krawężniki były oznaczone adekwatnie: w żółte/czerwone prążki po jednym lub dwa w odległości może metra od siebie. Przy dojazdach do skrzyżowań czy świateł środkowe, przerywane białe linie dostawały zygzakowatości, jakby zabrakło dla nich miejsca, a białych pasków było w nadmiarze. Takie same występowały wtedy przy krawężnikach.
Tu przykładowo fotka ze słynnej Abbey Road – widać nawet motocyklistę pięknie mknącego tym właśnie pasem – zupełnie nielegalnie [dowiedziałam się pod koniec mojej kariery kurierskiej]. Chociaż zdarzyło mi się jechać pewnego razu za funkcjonariuszem policji popełniającym właśnie takie wykroczenie. ;) Cóż miałam czynić?

47172
Fot. znaleziona w sieci.

Co takie oznakowanie ma na celu? Dużo. Właściwie do tej pory nie jestem pewna, które co oznacza dokładnie, ale wiem, których linii należy się wystrzegać :D

Moje pierwsze ukarane parkowanie wyglądało tak:

47170

Trochę niechlujnie, wiem, spieszyłam się. Takie obrysowane białymi przerywanymi liniami miejsca puszkowe wydawały mi się dobrym miejscem do parkowania. Ładnie wydzielone, elegancko moto się mieści w poprzek. Jednak po powrocie z paczką dopatrzyłam się czegoś takiego przyklejonego na siedzeniu:

47181

Dlaczego? Ale dlaczegooooo? Pewnie dlatego, że wystawałam kołem poza obszar parkowy. Ale… tydzień później, kiedy w tym samym miejscu zwracałam bacznie uwagę na poprawność ustawienia motocykla względem linii – dostałam ticket po raz drugi! Tego już było za wiele. Dopadłam pana oblepiacza w zielonym ubranku i próbuję się dopytać:

- Why? Dlaczego? Czym zawiniłam? :(
A on mi na to pokazuje tabliczkę parkingową z niezrozumiałymi dla mnie skrótami.
- Co to znaczy?! – dopytuję sfrustrowana i zrezygnowana.
- Not for motorcycles, only for cars with permits. - no tak, trzeba mieć permit, żeby tu parkować. Ale przecież motorki nie potrzebują… O co kaman?
- Więc gdzie mam parkować, proszę pana? – teraz przemawia już przeze mnie wkurzenie, nie wiem na kogo bardziej: gościa w zielonym, czy zieloną mnie…
- Za rogiem jest miejsce do postoju motocykli, niech pani pójdzie ze mną, pokażę… - co za uczynny okrutnik. Współczuję mu tej roboty. Wszyscy go nie cierpią…

Rzeczywiście. Za rogiem takiego oto typu miejsce z czytelnym napisem.

47175

47180

Tu nie ma wątpliwości dla kogo przeznaczona jest przestrzeń. Takie pastorniki nie miałaby prawa…

47179

Więcej takich piździkoplaców… Czasem człowiek się wręcz nie załapał na miejsce i musiał szukać innej przestrzeni. :)

47176

47182

Parkować nie należy także na autostradzie... Grozi to zatrzymaniem ruchu przez policję, ale o tym w innym odcinku 5-1-7...

47177

No nic, uzbierało się trochę tych żółtych prezencików-niespodzianek. Kolekcja nadrzwiowa plus suszenie prania nie posiadając profesjonalnego do tego sprzętu ;)

47171

Trzy sztuki [jeszcze jeden za parkowanie na chodniku – to dopiero zbrodnia!] a czwaty tickecik zarobiłam pędząc busline’em tam, gdzie akurat nie mogłam.
Z busline’ami też miałam początkowo problemy organizacyjne. Ostrzegali mnie, że mam patrzeć na niebieskie tablice przy drodze, zawierające obrazki-klucze. Rowerek, motorek, TAXI i autobus. I na dodatek przedziały godzinowe.

47173

No dobrze, więc kiedy motorka nie ma, to znaczy, że nie wolno mi jeździć pasem przeznaczonym dla autobusów. Tyle wykumałam po swojemu. A kiedy jest, to mogę, ale te godziny… Więc kombinowałam, oglądałam tablice i jeździłam tylko wtedy, kiedy był motorek i odpowiednia pora. Jakież było moje zdziwienie, kiedy parę tygodni później dowiedziałam się, że kiedy jest w oznaczeniu motocykl, to mogę jeździć ZAWSZE, a jeśli nie ma, to też mogę jeździć, ale poza określonymi ramami czasowymi wyszczególnionymi pod spodem. Eh, mocno ułatwiło mi to komunikację ;) Teoretycznie mogłam popylać tymi pasami na nielegalu, ale bardzo, bardzo często były one monitorowane. Więc albo znało się miejsce na tyle, że można było sobie pozwolić na bezpieczne, bezkosztowe łamanie przepisów, albo pokornie czołgać się za puszkami bądź wybrać prawą stronę jako „szybszą” opcję.

Wracając do parkowania. Tereny wyznaczone dla puszkowców przestały być dla mnie opcją parkowniczą. Zasięgnęłam więc rady u pewnego kuriera, żaląc mu się na moje ticketowe doznania i dostałam takie oto wskazówki:

- nigdy nie parkować przy czerwonych liniach, na podwójnej to już w ogóle kara śmierci!!!
- można parkować na żółtych: tych pojedynczych i tych podwójnych . Są tam jakieś ograniczenia czasowe, ale w zawodzie kuriera - zupełnie nieistotne ;)

47169

- uważać na linie przy krawężnikach, które dodatkowo są poprążkowane: przy pojedynczej linii pojedyncze prążki w poprzek, przy podwójnej podwójne. To są dodatkowe sygnały zabraniające.

Takie dane wystarczyły mi, żeby przestać bulić za niewiedzę. Jeśli ktoś wie więcej na temat tych tajemniczych, kolorowych znaków poziomych, może mnie oświecić po fakcie ;)

A jak to jest z rondami? :) Standardowe pytanie. Te duże – żaden problem. Po prostu wjeżdża się za wszystkimi. Mniejsze również są intuicyjne. Występują też całkiem malutkie, których prawie nie widać. Taka biała kropa namalowana na skrzyżowaniu [genialna na deszczową pogodę] - może średnicy 1,5 metra, czasem odrobinę podwyższona na środku. Ze strzałkami wokół, wykluczającymi ewentualne wątpliwości którą stroną należy ją mijać. Właśnie przed chwilą wyczytałam, że na takim „równorzędnym” skrzyżowaniu pierwszeństwo ma ten z… prawej :) Właściwie na naszych rondach w pewnym sensie pierwszeństwo ma ten z lewej, będący już na rondzie. Te malutkie były o tyle mylące, że po pierwsze można było ich zwyczajnie nie zauważyć, po drugie następowała konsternacja, kiedy ktoś zbliżał się z podobną prędkością do krzyżówki… Zawsze jednak taka konfrontacja kończyła się szczęśliwie :)

No i przejścia dla pieszych. W pierwszych dniach zauważyłam, że piesi mają spory respekt do pojazdów poruszających się ulicami. Podchodzili do przejścia i czujnie rozglądali się [lub odczytywali z której strony wypatrywać potencjalnie śmiercionośnych pojazdów] i nie pchali się pod koła.

https://lh3.googleusercontent.com/-Hc2hfmYqSFk/UdINZVGT2DI/AAAAAAAAMMM/uoMMNbvPA_A/s720/DSC08792.JPG

Zdarzyło mi się jednak ostro hamować przed przejściem, albo być wyzwaną przez miniętego przechodnia [wymachiwali rękami w moich lusterkach ;)]. Dlaczego nagle ni z tego, ni z owego włażą mi przed błotnik prawie nie patrząc co się dzieje na drodze?! Ano spójrzcie na drugą fotkę. Ta latarnia po prawej stornie zebry… Po drugiej też jest, tylko nie zmieściła się komuś w kadrze. Tak, one migają całą dobę i wskazują specjalne przejścia, na których pierwszeństwo mają przechodnie.

O ścieżkach rowerowych i fotoradarach napiszę Wam następnym razem ;) Temat mi się rozobszernił, a łóżko wzywa kusząc snami :)

47174

kszykszykszyyy 5-1-7 5-1-7 kszyykszykszy
kszyyyy 5-1-7 kszykszyyy
kszykszyyyykszyyy Mam coś dla Ciebie, ale musisz się pospieszyć! kszyyykszyyyyy
kszykszy ofkorsss! Dokąd mam jechać? kszyykszykszyyyyyyyy

madafakinges
05.04.2014, 08:24
Jeśli to nie tajemnica to jaka byłą wysokość mandatów za takie parkowanko? Ja ostatnio dostałęm 100zł ale to puszką.

nicek27
06.04.2014, 00:49
Nie upoiłeś się kiedy jazdą motocyklem? ;) Czasem to wystarczy. Szczególnie jak odcinek nie jest zbyt długi, a jednak trochę mokry, więc możesz się u celu osuszyć i ocieplić i jeszcze zjeść dobrze wśród fajnych chłopaków :)

Ano zdarzyło się, ale żeby aż tak..?:D
Podczas czytania postu o mandatach poczułem się jakbym na nowo na kursie prawa jazdy był..:haha2:

wilczyca
06.04.2014, 01:18
Mandaty... bolą po kieszeni :) 130 funtów, jeśli uiścisz opłatę do 14 dni [jakoś tak] - wtedy połowa ceny. Płatność banalnie prosta - logowanie na stronie www danego okręgu i przelew bankowy.
Panowie w zielonym są nieugięci. Chodzą z aparatami foto i robią dokumentację: tablica rejestracyjna, karygodne ustawienie pojazdu, nazwa ulicy, tabliczka określające rodzaj potrzebnego permitu. Jeśli uchlaśnie Twój motor na fotografii - jest pozamiatane. Jeśli zdążysz dobiec i wsiąść na motura - jesteś uratowany.

yyyy... na kursie, powiadasz? :D
Z mojej strony to była jedna wielka improwizacja ;) I całkiem dobrze w tej sytuacji się odnajdowałam, wbrew pozorom. To trochę jak z jazdą w terenie - wjeżdżasz w nieznane przestrzenie i rozkoszujesz się każdym nowym widokiem/przeszkodą ;) Wbrew wszelkiemu rozsądkowi.

RAVkopytko
07.04.2014, 22:47
:D


https://lh3.googleusercontent.com/-Hc2hfmYqSFk/UdINZVGT2DI/AAAAAAAAMMM/uoMMNbvPA_A/s720/DSC08792.JPG

wilczyca
13.04.2014, 00:01
Rowerzyści… tak, to temat na osobny post.

Od małego jeździłam na rowerze, więc roweryzm jest mi dosyć bliski, mimo że nie traktuję go jak sportu, szczególnie ze względu na górski krajobraz i ukształtowanie terenu ;) Lubię rowerzystów i zwracam na nich szczególną uwagę poruszając się zarówno pieszo, jak i większymi od rowerowych ramami, tymi zasilnikowanymi. Rowerzyści miejscy, a szczególnie ci wielkomiejscy, bywają, pewnie ze względu na bezwzględność warunków panujących w metropoliach, innym typem człowieka skołowanego. Zdarzyło Wam się pewnie kiedyś być uczestnikiem ruchu miasta, którego nie znacie, które jest duże i obce. Może przemieszczaliście się za pomocą nóg, roweru, motocykla, samochodu… Te pierwsze chwile to pełne skupienie, spięcie, obserwacja wyostrzona do granic możliwości. Jak najszybciej się przystosować?

1. Obserwacja otoczenia – jak zachowują się autochtoni? Jakie [niepisane, a wyczytane z mowy ciała/budy] zasady panują w tym miejscu?
2. Uchwycenie się przewodnika i odgapianie – najszybsze przystosowanie się do warunków: śledzisz ruchy, analizujesz kolejne posunięcia, trzymasz się blisko, żeby nie zgubić cennego jelenia.
3. Samodzielne kontynuowanie walki o przetrwanie już na wyuczonych zasadach panujących w obcym miejscu.
Czyli – jak to ładnie ujął Lupus – stajesz się częścią ławicy.

W ten właśnie sposób odnalazłam się jako kurierka w Londynie. Ławica londyńska jest jednak bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać. Jest różnorodna, podzielona na mniejsze i większe rybki. Inaczej płynie się wśród osobówek, z inną uwagą mija się taksówki, jeszcze inaczej zachowuje się między piętrowymi autobusami lub ciężarówkami. Zaczyna się także spoglądać w lusterka, czy aby nie nadjeżdża… motocyklista ;) Tak, tak, to trochę niecodzienne w Polsce, gdzie wciąż nas relatywnie mało. I w końcu… w końcu te ławice p%$#@^%#@ch rowerzystów…

Skąd te dziwne znaczki? Przecież bywam rowerzystką i lubię rowerzystów. Co więcej, popieram przemieszczanie się rowerem jako alternatywę dla spalinowców. Więc dlaczego?

Na większości skrzyżowań ze światłami specjalnie dla rowerzystów są wyznaczone zony – niebieskie, zielone bądź po prostu pole z symbolem roweru przed linią zatrzymania dla pojazdów. Na całej rozciągłości, czyli często na szerokości dwóch pasów.

47360

Tak, to prorowerowe, czerwone światło, zjeżdżają się tabuny cyklistów… szczególnie rano i późnym popołudniem, kiedy Ci ekologiczni i wysportowani przemieszczają się między swoimi mieszkaniami a miejscem pracy. Bywa ich naprawdę dużo, czasem przed maskami samochodów zbierze się nastu, dziesięciu. Motocykliści często starają się zająć pozycje wśród nich, na ich czele najlepiej, ale jest to nie do końca legalne, powinni, tak jak pozostali zmotoryzowani uczestnicy ruchu stać poza tym polem. „Nie do końca legalne” – tak napisałam. Generalnie policja nie czepiała się takiego naginania przepisów, jednak był taki czas, kiedy zanotowano sporo wypadków śmiertelnych z udziałem rowerzystów i stróże prawa zaostrzyli patrole na skrzyżowaniach. Rozdawali motocyklistom ulotki, w których [również obrazkowo] przedstawiali w jaki sposób powinni ustawiać się przed światłami. Mianowicie… między samochodami [mając je z prawej i lewej]. Ja mocno się rozglądałam przed dojazdem do skrzyżowań i widząc rowerowe patrole zatrzymywałam grzecznie przed takim „boxem” rowerowym, jednak moich paru kolegów pouczono, kiedy przesadzili z odległością i kazano cofać się poza linię ;) Rowerzystów również karcono, oni przewiniali częstym niestosowaniem się do koloru światła. To jest w Londynie bardzo niebezpieczne… rowerzyści są wszędzie, są zwinniejsi od motocyklistów, mogą przeprowadzić swój pojazd kawałek po chodniku, mają swoje specjalne miejsca i ścieżki.

47358

Mają warunki jak bogowie i bogami nieraz się czują nie robiąc sobie nic z czerwonych świateł. Przemykając nie zwalniając po zmianie świateł, czasem lawirując między przejściem dla pieszych a jezdnią, czasem wykorzystując moment czerwonego światła dla wszystkich… Często ruszając zanim zrobi się dla nich zielone.

Mankamentem „boxów” było niewątpliwie to, że rowerzyści skutecznie spowalniali ruch. Zanim taki się napędził, mijały cenne dla zawszespieszącychsię sekundy. Z rozległej w poprzek jezdni bandy musiał się dopiero utworzyć szyk „gęsi” [oczywiście walka między „najszybszymi” trwała w najlepsze].

47356

A gdzie w tym wszystkim my, motocykliści? Najlepiej, jeśli byliśmy na równi z nimi. Jeśli staliśmy trochę za nimi – już stwarzał się przy ruszaniu problem. Bo rowerzysta nie rusza na wprost. Rowerzysta, szczególnie ten niedoświadczony, rusza ostrym zygzakiem, a koło ma duże i jego tor rozruchowy zajmuje sporo miejsca. Co sprytniejsi [ci na szybkich rowerkach i z zakleszczającymi się w pedały butami] ćwiczyli sztuczkę: stój pod światłami nie dotykawszy butami asfaltu: przyjmowali komicznie wypięte pozycje na stojaka [obcisłe getry i koszulki], kierownica skręcona pod dość dużym kątem, minimalne kołysanie rowerem w przód i w tył. Ciekawe to były obserwacje – kiedyś miałam niezły ubaw, kiedy - wkurzając się na taką rozlazłą ekipę przede mną - jeden z takich spryciarzy nie utrzymał roweru w pionie i nie zdążył wypiąć się z pedałów… :D ała.

Rowerzyści londyńscy dzielą się na różne typy.

- Najszybsi – na kolarzówkach z mega-cienkimi oponkami, często bez przerzutek. Typowi zapierdalacze, obleczeni w cieniutkie sztuczne ubranka, przycementowani do pedałów. Szybcy i wściekli. Przelatujący na czerwonymi i proszący się o kolizje.

- Ekologiczni korporanci – w miarę doświadczeni rowerowo pracownicy korporacji, przemieszczający się w garniturach lub - w przypadku pań -eleganckich spódniczkach i na obcasach ludzie z teczkami na wszelkiego rodzaju rowerach: szybkich, miejskich, w końcu na składakach, które po dotarciu do pracy zabierają ze sobą jak pieska do ofisu.

47359

- Turyści i inni użytkownicy wypożyczanych rowerów – najbardziej znienawidzona i niebezpieczna grupa… W Londynie można za niewielkie pieniądze wypożyczać rowery do przemieszczania się na pewnych odcinkach w obrębie centrum. Pewnie wielu z Was wie na czym takie coś polega. Istnieje dużo punktów „bazowych”, z których możesz taki rower zabrać lub go zostawić. Nie trzeba więc oddawać bajka w miejsce, skąd się go pożyczyło. Korzystając z takiej możliwości nie trzeba też obawiać się o swój osobisty rower zostawiając go przypięty pod pracą, dlatego jest to genialna alternatywa… Zasady wypożyczenia są proste. Można o nich poczytać tutaj: http://en.wikipedia.org/wiki/Barclays_Cycle_Hire

47355

47357

Jednak użytkownicy tych goldwingów wśród rowerów są specyficzni. Najczęściej są to turyści…

47361

47354

Turyści… Turyści to Ci, którzy są poza ławicą… Nie mają pojęcia o zasadach panujących na londyńskich ulicach, często jeżdżą zupełnie nieprzewidywalnie – jednocześnie dla „nas” i dla siebie samych. Rozglądają się – przecież zwiedzają, jeżdżą powoli, niepewnie [kiedy ostatni raz w ogóle jeździli na rowerze?], zatrzymują się znienacka [fota, fota!] bądź nagle zmieniają kierunek jazdy. Nie wiedzą, której strony się trzymać… Nierzadko ich ubiór nie pozwala na swobodnie poruszanie się, co stwarza dodatkowe niebezpieczeństwa. Takie barkleysowe rowery są po prostu w grupie podwyższonego ryzyka – należy mieć na nie szczególne baczenie…

To, co mi się podoba w rowerowym świecie londyńskim, to jednak zwracanie uwagi większości rowerzystów na kwestie własnego bezpieczeństwa. Niezależnie od tego, jakie głupoty i błędy popełniają, jeżdżą prawie wszyscy w kaskach, większość ma odblaskowe elementy ubioru, naprawdę duuuże powierzchnie… Zdarzało mi się mijać ludzi ubranych od stóp do głów w żółty odblask, włącznie z takim kolorem rowerka. Odblaskowe rękawiczki, kask [zdarzały się też złote i srebrne], kurtka, plecak, kamizelka, szelki, portki, buty! Po zmierzchu obowiązkowo oświetlenie.

Jeszcze jedna rowerowa rewelacja w centrum miasta – rowerowe ambulanse. Byłam świadkiem interwencji rowerowych ratowników w bardzo zatłoczonym miejscu Londynu. Reanimowali człowieka na chodniku. Kiedy wracałam tą samą drogą kilkadziesiąt minut później, na miejsce dojeżdżała właśnie pełnowymiarowa karetka… Chłopaki robią naprawdę dobrą robotę.

47353

A… i rowerowi kurierzy. The best of the best… Im węższy w barach, tym sprawniejszy… ;) Ciekawe czy przyjemnie się takie wynalazki prowadzi?

47362

[dzisiejsze foty oprócz ostatniej autorstwa wujka googla]

RAVkopytko
13.04.2014, 00:38
Zaczyna się także spoglądać w lusterka, czy aby nie nadjeżdża… motocyklista ;) Tak, tak, to trochę niecodzienne w Polsce,

Ja patrze w lusterka często i robię miejsce dla innych motocyklistów/skuterowców na "pole position" :D ale zdarzyło mi się być wyprzedzonym dwa razy po prawej stronie przez "wkrętarki" :vis:

wilczyca
13.04.2014, 00:54
pisząc to miałam w głowie warunki miejsko-tłoczne: suniesz prawym brzegiem korka, chcesz się przemieścić na "pas" środkowy, miedzy autami i... jest duże prawdopodobieństwo, że jest on zajęty :D
niecodzienne jest to, że można utknąć w korku motocyklistów, można nie móc zająć strategicznej pozycji pod światłami, bo jest tam ich już za pełno, można nie znaleźć miejsca parkingowego, bo kilkunastometrowe pole "motorcycles only" jest pełne, itp. :D

zipo
13.04.2014, 08:52
Haaj

"Singles motorcycle only"...Takie tez parkingowe oznaczenie zdziwiony widzialem niedawno i zastanawialem sie czy mozna afre zaparkowac.
W ogole,afra w Londku to atrakcja dla pieszych, zwlaszcza dzieci :)
pozdrawiam

graphia
13.04.2014, 09:23
No dobra. Namówiłaś. Idę na rower :)

wilczyca
14.04.2014, 01:05
Wracam do domu po wyżymającym z sił dniu. Wracam rozbawiona do łez. Ciekną po policzkach, obraz mi się rozmazuje, ale spokojna głowa, znam tę drogę na pamięć, podobnie jak mój motur, więc nic nie szkodzi. Mam niezły ubaw, jestem aktualnie szczęśliwa do pełna. Ciało co jakiś czas wpada w śmiechowy rezonans i nie chce się uspokoić. Spod kasku dobywa się śmiech – taki mój – dziki i głośny, niespodziewany i mało kontrolowany. Z nutką mokrości od tych wylazłych łez i zmęczenia… bo ileż można się śmiać? :D
Taaak, bardzo lubię się śmiać. Mój organizm chyba też podłapał tę pasję i nie daje mi wytchnienia, kiedy tylko mózg da impuls do ubawu. A kiedy jestem zmęczona, albo jest już po zmierzchu – tym bardziej podatnam na wesołość. Co więcej? Często udawało mi się wyrwać z takiego ucieszenia: zajmowałam się sprawami drogowymi, skomplikowaną logistyką międzysamochodową… by po chwili przypomnieć sobie zabawną sytuację i od nowa tarzać się w duszy ze śmiechu. Eh… Lubię to.

Jakie emocje musiałam wzbudzać w pieszych londyńskich, kiedy przepuszczając ich na przejściu dla pieszych wybuchałam niepohamowanym śmiechem? Mam nadzieję, że tylko pozytywne ;) A zdarzało mi się z racji i częstego wykończenia i nagminnych powrotów po ciemku do domu…

Co mnie tak rozbawiało?
Drobne sytuacje…

Ludzie… :) Kiedyś na przykład wracałam skądś naprawdę późną porą, pewnie był to piątek, bo ludzi w centrum multum… Lezą, lezą… grupami, stadami. Jeden wchodzi na jezdnię, cała banda za nim. Nie widzą, że mają czerwone światło, ktoś ruszył, znaczy można iść – i cała chmara pcha się bezmyślnie pod koła. Jak z automatu: co drugi pieszy zatopiony jest w ekranie swojego przenośnego świata przemierzając chodniki, ulice, skrzyżowania: są w innym świecie, proszą się o kłopoty… Słuchawki w uszach, oczy w monitorach, nogi… no właśnie? W jaki sposób te biedne nogi noszą swoje odlotowe korpusiki? Skąd wiedzą dokąd iść? Jak pokonywać przeszkody? Hm… To jest pytanie trudne. Może jednak działają na zasadzie swojej własnej intuicji? No bo jak inaczej, skoro wszystkie zmysły zaangażowane są w multimedialny świat?

Wracając do mojej zabawności – wyrwanie takowego jegomościa z zatopienia w innym świecie budziło moje najowocniejsze pokłady radości. Wracam w piątek wieczór do domu przez zatłoczone – głównie masą ludzką – ulice Londynu. Muszę skręcić w prawo, w mniejszą uliczkę. Widzę kolumnę odlecianych na różne sposoby ludzi przemierzających ją w poprzek, więc powolutku toczę się i szukam luki wśród tłumu, żeby „bezdotykowo” przemknąć się przez niego. O… jeszcze tylko tych dwóch przejdzie i zmieszczę się za nimi w luce. Zwalniam do nieprzyzwoitej prędkości balansując, żeby tylko nie podeprzeć się nóżką, bo po co… Jeszcze chwilka… I właśnie wtedy jeden z nich, ten rozmawiający w najlepsze przez komórkę, zauważa mnie i wręcz czuję, jak wyrywa się z potężnymi korzeniami ze świata po drugiej stronie słuchawki. Nie zauważył, że się powolutku czaję, aby go ominąć, widzi tylko – wydarty z rozmowy – że motocykl zbliża się do niego i oślepia światłem! Kurczy się więc przyjmując embrionalną pozycję i robi przerażoną minę prawie zwalając mnie z kół. Jest przekonany, że za sekundę go rozjadę. Komórka niebezpiecznie luzuje się w uścisku dłoni i prawie ląduje na asfalcie. Ale cóż to w porównaniu z rozklekotanym z przerażenia sercem gościa? A moim rozklekotanym z rozbawienia ciałem? Hm?

No i co ja mogę w takich momentach? No co? Przecież nikt jeszcze nie umarł z powodu pęknięcia ze śmiechu. Pozostawało mi utrzymanie pionu i włączenie wycieraczek w oczach…

Takie rozmiękczające mnie sytuacje zdarzały się co jakiś czas. Najbardziej bawili mnie piesi przechodzący przez przejścia. Zasady „przejściowe” były dosyć specyficzne. Często przechodnie nie mieli „pełnej” świetlnej oferty – owszem, zapalało się dla nich czerwone światło. Prosty, czytelny komunikat: nie idź. Ale później… nie zmieniało się na zielone, a jedynie gasło. I co? I to był komunikat: „A teraz… róbta co chceta, tylko na własną odpowiedzialność” :D Tak więc nie mając konkretnej wskazówki pieszy kombinował. Oczywiście bardzo mu się spieszyło, więc chciał jak najszybciej przebyć odległość od krawężnika do krawężnika. I co robił taki szaraczek? Robił się nerwowy. Spoglądał to na ciemność świateł, to na karoserie czekające na swoje zielone przyzwolenie. W końcu patrzył w oczy kolejnym kierowcom z pierwszego rzędu… i znowu na światła… Iść? Czy nie iść? Oto jest pytanie. Idę… i ruszał – pierwszy krok niepewny, oczy bacznie skanują przestrzeń przy pasach, w razie ruchu pojazdów można się cofnąć i udać, że nic się nie stało. Jeśli jednak pojazdy nadal stoją, drugi krok przeradza się w pierwszego susa i ciało spina się do sprintu. Dopaść drugi krawężnik!!! Oj, jak cudownie było oglądać takie mini-spektakle. Ta czujność w oczach, pełne skupienie i w końcu zapał w biegu, ratowanie się przed ruszającymi pojazdami… Zupełnie jak zwierzaki, kiedy przypadkiem znajdą się na drodze i cudem unikają spotkania kół pędzących samochodów. Prawie widać, jak ludzie kładą uszy po sobie i podkulają ogony… :)

Okrutna rozrywka, zdaję sobie sprawę ;) Ale czasem kusiło mnie, żeby takiego wypłosza podpędzić gazując nieco mimo czerwonego światła :D

Trochę równowagi kolorystycznej...

Nie odpisuj teraz na maila, patrz w prawo!

47454

Tłumik w Chinatown.

47455

Tłumik w Notting Hill.

47456

Ludwik Perney
14.04.2014, 07:18
Okrutna rozrywka, zdaję sobie sprawę ;) Ale czasem kusiło mnie, żeby takiego wypłosza podpędzić gazując nieco mimo czerwonego światła :D


Diablica, wiedźma!
Z Tobą na spacer do lasu na pewno bym nie poszedł!

RAVkopytko
14.04.2014, 21:36
Wilczyca tylko tak Pisze


i znowu :D

http://africatwin.com.pl/attachment.php?attachmentid=47454&thumb=1&d=1397429343

wilczyca
14.04.2014, 22:00
:) Lubię to zdjęcie. Asfalt w Lądku jest jedyny w swoim rodzaju. Mocno chropowaty, dobrze odprowadzający wodę, przyczepny. I tak ładnie jesienią kolorowe listki się na nim prezentowały - wtapiały w ulicę i tworzyły genialną mozaikę. Mmm... jesień tam była piękna i dłuuuga.

wilczyca
14.04.2014, 23:06
O taka...

Gdzieś w trasie.

47522

Jest motorek!

47523

47524

47525

W City też bywało kolorowo.

47526

A tu ulubione kwiatki przy szpitalu St. Thomas.

47527

wilczyca
23.04.2014, 00:46
Mamy takie miejsce odbioru paczek… kiedy jest się niegrzecznym lub przyjedzie się jako siódma osoba w okolice Canary Wharf baza potrafi Cię wysłać kawałeczek dalej, z E14 na E16. Pod DHL. Początkowo nie skojarzyłam, co to jest diejczel. Aaa… po prostu dehael. No to rozuuuumiem :) Standby… No to jedziem.

O, jest. Rzeczywiście, czerwono-żółty DHL. I nawet kawałek trawnika tam mają! No to myk. Siedzę sobie, wyjęłam nawet notatnik i wczorajszą obiadokolację – może pouczę się trochę tutejszego języka? Dobrze, że dysponują przestrzenią trawnikową, jakieś 10x2m zieloności. Do przeżycia. Zatapiam się w „nauce”, ale kątem oka śledzę pana ochroniarza. Zachowuje się jakoś nieswojo. Spogląda na mnie, nerwowo to kieruje się ku mnie, to zawraca… „Spoko” myślę sobie. „Jak będzie coś chciał, to podejdzie”. Niesamowite, jak potrafię się zdystansować do sytuacji w kraju, gdzie wielu słów nie rozumiem. W Polsce pewnie zestresowałabym się i układała scenariusze: jak podejdzie i powie to, to co ja mu odpowiem? A jak wyrazi się wulgarnie? To co? A jak sympatycznie? Ojejejejej. Tam? Tam mi to wisiało. Jedyny problem, jaki mogłam sobie wymyślić w takiej sytuacji to: „No dobra. Podejdzie i coś powie. Ciekawe, czy go zrozumiem?”:D Koniec problemu. Resztę będę starała się ogarniać na bieżąco :D

No i zawołał przez radio jakąś panią i porozmawiali chwilkę rzucając ukradkowe spojrzenia w moją relaksacyjną stronę. I w końcu Pan podjął męską decyzję i podszedł do mnie. Łaskawie oderwałam się od studiów i całą sobą skupiłam się na treści wypowiadanych przez Pana słów. Na pewno poprosiłam o powtórzenie monologu i wytłumaczyłam się, że słabo znam angielski. Z paru słów, które do mnie dotarły i dały się zdemaskować i przetłumaczyć na „nasz” wywnioskowałam, że nie dobrze jest wylegiwać się i wyłysiać trawkę dehaelowców, a baza kurierów jest za rogiem. OK, sorry, nie wiedziałam. Uśmiech i pełne zrozumienie. Z obu stron. Ulga i radość na twarzy Pana Pilnującego. Zbiórka lektury i pojemnika z jedzonkiem, odparkowanie i dalsze poszukiwania, co tam za rogiem się pojawi… A tam?

Tam… banda Brazylijczyków :D Na skuterach głównie. I miejsce czekania: beton, zero trawki, przynajmniej trawy ;) DHL użycza czasem starych kartonów, więc chłopaki siedzą na tekturze i gadaaaają. Ale jak oni gadają!!! Głośno, dynamicznie, gestykulują, przekrzykują się i zerkają na dziewczyny w koło, czy patrzą… :D Jeden „przystojniejszy” od drugiego. Tylko ten wzrost… Taki południowoamerykański. ;) Ubaw po pachy. Jakoś nie mam wielkiej chęci się z nimi integrować. Zasiadam na moturze w wypróbowanej, w miarę wygodnej pozycji. Motorek na bocznej stopce. Ja zadkiem blisko baku, nogi na lewej manecie, albo bliżej środka kiery, żeby było wygodnie. Oparta o box. Da się przeżyć. Jeśli słońce stawało się zbyt upierdliwe [nie lubię się opalać], wtedy ukrywałam się w cieniu motocykla. Mniej wygodnie, ale co ze sobą zrobić?

Codzienne pozycje relaksacyjne:

47675

47680

No i nieodzowna herbatka z różowego kubka... zielona dla kontrastu.

47681

Było tylko dwóch gości, tych z rodu bardziej dociekliwych, żeby nie napisać upierdliwych, którzy starali się ze mną „zaprzyjaźnić”. Obaj upatrzyli sobie jako punkt wspólnych zainteresowań „Mag”, czyli moją Madzię.
Jeden miał żonę Polkę. Kiedy pasuję z powodu gorąca i rozsiadam się „pod” potocyklem, podchodzi z kartonem i każe mi usiąść na nim. Pyta, czy nie chce mi się pić, bo w środku [tam, gdzie odbiera się paczki] jest dystrybutor z wodą, kawa i herbata. A może chcę banana? Bo ma w nadmiarze – i obdarowuje mnie krótkimi, egzotycznymi banankami. Na drugi dzień mój kufer napełniony jest słodkim, gęstym zapachem… a niektóre koperty z lekka się brudzą na wspaniały, brązowy kolor z dodatkiem bananowej faktury.
Gość wita mnie nie do końca brzmiącym po polsku „Dzień dobryyy!!!”, czasem też „Dziękujaaa!!!”, a jego rozpromieniony wyraz twarzy trudno jest zbagatelizować. Uśmiecham się więc i odpowiadam już poprawnie, po polsku. W końcu mogę z nim chwilę spróbować porozmawiać. Y… ale nie pamiętam, o czym z nim mówiłam. Prawdopodobnie bardzo uważnie słuchałam i rewelacyjnie przytakiwałam z nienagannym uśmiechem… ;)

Drugim koleżką jest przyjaciel dobrego kumpla Magdy. Opowiada, że Magda jest świetną kurierką i ich wspólny znajomy też, i że założy najlepszą firmę kurierską w Londynie i zatrudni ich oboje i roztacza wspaniałą wizję i raduje się od ucha do ucha… I gromadzi w międzyczasie paczuszki na swoim motocyklu [jest wyjątkiem i ma fazera zamiast skuterka]. Wspomina też, że kiedyś pracował w „skurwiel systems” i było do dupy, że to najgorsza firma kurierska i bla bla bla…

Obaj panowie próbowali wspaniałomyślnie ratować moje „radio” – krótkofalówkę. Z marnym skutkiem oczywiście ;) Moje zabiegi na sprzęcie były dużo bardziej skuteczne i logiczne, ale cóż… czasem trzeba schować pewność swego do kieszeni i dać się „wykazać” innym, no… tego. Facetom. Przynajmniej zyskiwałam chwilkę, kiedy nie ględzili, tylko udawali mądrych. ;)

W każdym razie. Paczki stamtąd były atrakcyjne. Pod względem odległości. Prawie zawsze wykraczały poza Londyn. Za to płacone za nie było mniej. Jakiś układ między C/S a DHL. A czekanie, aż trafi się jakaś… w nieskończoność czasem. Oto przykład totalnych nudów. Ukrywanie się przed upałem w niedozwolonym do parkowania miejscu. Słońce było nieubłagane: nadchodziło i zmniejszało przestrzeń życiodajnego cienia. Dookoła wszędzie śmieci. Południowoamerykańcy mają daleeeeko do Niemców i poza rozmowami nic się nie liczy. Więc papierki, serwetki dołączone do kartonów pizzy, kubki jednorazowe i inne niepotrzebne przedmioty walają się dookoła i zawiewane przez wiatr gromadzą w niektórych miejscach.

47676

47678

47679

Dorwawszy wolny karton [skojarzenia z bezdomnością? Nie do końca niesłuszne…] usiłuję w ostatkach cienia skupić się na lekturze, ale przez radio cały czas nadaje Bill. Jest „busy” dzień, nadaje jak katarynka, ale jakoś nie wywołuje 5-1-7. A moje ucho ciągle wyczulone… Co jakiś czas dzwonię z telefonu do biura i się przypominam.
- Hi, Bill, czekam tu od dwóch [czterech…] godzin, nie masz dla mnie niczego? – nadzieja w głosie, uśmiech między wierszami.
- Hi, Karolajna! Niestety na razie nic, ale bądź cierpliwa, na pewno Ci coś znajdziemy, to jest dobre miejsce, dostaniesz stamtąd świetną pracę, dużo zarobisz.

Jakoś wkurwia mnie taka argumentacja. Zamiast się podbudowywać, że kuszą mnie kasą: irytują takimi tanimi gadkami. To kolejny powód, dla którego nie nadawałam się do tej pracy. Po prostu ichniejsze motywanty zupełnie do mnie nie trafiały, wręcz przeciwnie.

Kiedyś dzwoni do mnie Polak z biura. W sobotę. Mam wolne.
- Dzień dobry pani Karolino ;) Może masz ochotę popracować jutro? - pyta z nadzieją w głosie, odczuwam też lekką desperację.
- Cześć Grzesiek, nie chcę jutro pracować, ale dzięki za propozycję.
- A może jednak? Dlaczego nie chcesz? – on już czuje, że ja nie chcę się ugiąć, dlatego dodaje szybko – Jeśli weźmiesz jutro ten standby, w poniedziałek damy Ci kurs do X, to jest tyle i tyle mil, zarobisz niezłą sumkę, to będzie tyle i tyle funtów. – wyczuwam z jego intonacji, że jest pewny wygranej.
- Wiesz, nieee… - zaskakuję go. – Mam inne plany na niedzielę, poza tym chcę mieć dzień wolny i odpocząć. – wykorzystuję chwilkę ciszy wypełnionej lekkim szokiem w słuchawce i decyduję się [póki mam okazję pogadać po polsku i się „wykazać” yntelygencjom] przeciągnąć rozmowę – Ale wiesz co? Chętnie wezmę ten kurs w poniedziałek ;)
Ciche napięcie narasta z drugiej strony łącza…
- Yyy, ale ta poniedziałkowa praca to taka nagroda za ten niedzielny standby. Nie mogę Ci jej dać, jeśli nie będziesz jutro pracować. – Powaga nie wygasa, wciąż na tym samym poziomie. Ale zaczerwienie na twarzy Grega na pewno się uwydatniło w tej chwili.
- Trudno, jakoś sobie poradzę. Miłej niedzieli, Grzesiek. Do pojutrza! – żegnam się uchachana i jakoś nienormalnie jak na te warunki szczęśliwa. Chyba jednak jestem trochę unikatowa ;) Jak na londyńskie standardy.

kszyyykszyyykszyyy 5-1-7 5-1-7 kszyykszyyyy
kszyyykszy 5-1-7 where are you, 5-1-7? kszyykszyyy
kszykszy I'm E16 kszykszyyy
kszyyy Mamy dla Ciebie paczkę. Odbierz z Diejczela i dostarcz ASAP... kszyyykszyyy

zipo
23.04.2014, 09:44
:Thumbs_Up:żegnam się uchachana i jakoś nienormalnie jak na te warunki szczęśliwa. Chyba jednak jestem trochę unikatowa..Jak na londyńskie standardy.

Od poczatku czesci tej "autobiografii" londynskiej wiedzialem,ze pozostaniesz nietknieta wewnetrznie.
To nie lada wyczyn pozostac soba w tym miescie.
Wiekszosc Czytelnikow moze tego nie zrozumiec,lecz postawa jaka przyjelas i wydaje sie,ze w niej wytrwalas,dowodzi ze tak wlasnie jest-jestes unikatowa :)
Z pewnoscia gory Beskidu pomagaja wypracowac podobna mentalnosc i nastawienie.
Jestem Twoim fanem Karolajna

pozdrowienia

graphia
23.04.2014, 15:29
Nie ukrywajmy, że większość ludzi nie wyjeżdża za granicę do pracy po to aby przeżyć przygodę a raczej po to aby zapierdalać i zarobić jak najwięcej :) Ot tak!

zipo
24.04.2014, 12:33
Nie ukrywajmy, że większość ludzi nie wyjeżdża za granicę do pracy po to aby przeżyć przygodę a raczej po to aby zapierdalać i zarobić jak najwięcej :) Ot tak!

Ale @wilczyca do takich ludzi nie nalezy.
Milo sie czyta,gdy kuszacy kulminacyjny moment finansowy jest z latwoscia odrzucany.
Ja sie identyfikuje ze stylem Karoli i podziwiam ja. :)
Mimo monotonii zycia i ryzykownej roboty patrzy w glab siebie i pisze intrygujaco o codziennosci.
Oszlifowywuje codziennosc do postaci przygody .

pozdro

wilczyca
25.04.2014, 01:05
Dzięki ;)

Uwaga, stała czujność!!!

S8nBl5-buJk

igi
26.04.2014, 02:03
Unikatowa.... Oj napewno ;)

wilczyca
23.05.2014, 11:32
A widzieliście pod jakim numerem mieści się wesoły cmentarz w Sapancie? :)

cinci-unul-sapte!

48280

48281

Ludwik Perney
23.05.2014, 11:50
Fajny kadr z nagrobkami :-)

Byłem tam kiedyś, gdy były chyba chrzciny, Jeżu, to wyglądało jak wypędzanie demonów i trwało tak długo, że gdybym był demonem, odpuściłbym...
Dziecko nie miało już siły płakać.

wilczyca
23.05.2014, 12:15
Mam jeszcze jeden, chyba dosyć niezwykły jak na sapancki kadr ;) Bo z nielegalnej miejscówki uczyniony :D

48286

Ludwik Perney
23.05.2014, 12:17
Dzwonnica?

Zet Johny
23.05.2014, 12:19
I chyba żeby się tam znaleźć użyłaś atrybutów widocznych na avatarze :D?

Ludwik Perney
23.05.2014, 12:19
:-)
http://perney.pl/gdzie-podzial-sie-rumunski-demon.html

wilczyca
23.05.2014, 12:40
:) dobre wspomnienie Ludwiku.
Byłam tam drugi raz. Za pierwszym wszystko było po bożemu. Za drugim przecisnęliśmy się wąskim przejściem obok robotniczej drabiny i tylko bandyckie skrzypienie butów offroadowych mogło nas pogrążyć, ale tego nie zrobiło. U góry para rękawiczek roboczych, przedłużacze, wiadro i fajne drewniane drabinki prowadzące coraz wyżej i wyżej.
Był też trzeci raz u wrót kościółka. Po powrocie ze "ślepego offa" trzeba było zajrzeć do okrojonej nie-wiedzieć-czemu czeluści przedniej opony XR-ki. Wtedy dojrzałam 5-1-7.

48287

rozbudowany ten off-top. ;)

Ludwik Perney
23.05.2014, 12:50
Ale rusztowań! Remont na całego...
Widoku z dzwonnicy zazdroszczę :-)

ŁukaszBIA
01.03.2015, 18:37
5-1-7 over!
Kiedy kolejny odcinek? Z przyjemnością czytałem Twoją relację :)

wilczyca
04.03.2015, 00:44
Myślę, że wymodzę jeszcze jakiś rozdzialik poza5-1-7owy (pracowy). Taki weekendowo-offowy :D Z DRaculą w tle. Jak to się robi po angielsku ;)

53569