PDA

View Full Version : MotoGóry 2013 - miał być Kaukaz a wyszło jak wyszło :)


bathory
11.01.2014, 18:04
Trochę z opóźnieniem ale długie zimowe wieczory to chyba najlepszy czas na czytanie relacji z wyjazdów, szukanie inspiracji i snucie planów na kolejny sezon :) Tak więc w końcu coś od nas. Na początku szumnie i jakże oryginalnie nazwaliśmy naszą wyprawę "Kaukaz 2013" ale jak się dowiecie śledząc poniższą relację Kaukaz okazał się tylko fragmentem naszej przygody i to nie tak dużym jak miało być. W końcu plany się po to, żeby się ich kurczowo nie trzymać :) Lecimy!!

Po pierwsze mieliśmy wyjechać 7 września... Ale nie bylibyśmy sobą gdybyśmy wszystko załatwili na czas. Opóźnienia związane z wizami rosyjskimi sprawiły, że termin nieco się przesunął. Ruszam więc z Gdyni 9 września i po 10 w Gdańsku odbieram moją wizę. Uradowany dzwonię do Ernesta, że ruszam do Zambrowa. Wkładam kluczyk do stacyjki, naciskam starter i... gasną wszystkie kontrolki :omg: Niezły początek. Sprawdzam bezpieczniki, najpierw skrzynka, potem główny, tylko żeby się do niego dostać trzeba wyciągnąć klucze z samego spodu jednego z kufrów i zdjąć plastikową owiewkę co nie jest takie proste gdy klinuje się ona o śrubę od kufra (niestety jej ponowne wsadzenie okazało się jeszcze trudniejsze). Po sprawdzeniu głównego bezpiecznika przekręcam kluczyk i znowu widzę świecące się kontrolki :) Naciskam starter i :dupa: Sprawdzam więc wszystko od nowa :egh: Wreszcie okazuje się, że mam niedokręconą klemę do akumulatora. Po jej dokręceniu Trampek od razu odzywa się swoim pięknym V2 :ok:
Droga do Zambrowa mija bez przeszkód jednak gdy tam docieram morale nieco opada. Yamaha Ernesta wygląda tak jakby miała być gotowa do drogi za jakiś tydzień. W zasadzie wszystkie jej części leżą bezładnie po całym garażu a jej właściciel coś kręci, coś lutuje, coś klei. I w sumie to nie wie czy na rano będzie gotowy :ysz:

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/6/mznj.jpg (https://imageshack.com/i/06mznjj)

Szczęśliwie gdzieś tak do 14 dnia następnego Ernest jest gotowy. W końcu jesteśmy spakowani i możemy ruszać. Ale nie żeby od razu pofrunąć na południe ku przygodzie oj nie. Lecimy do stolicy. W końcu Ernestowi wiza rosyjska też się przyda. W warszawie stwierdzam, że skoro całą Europę mamy jechać autostradami to ja chcę mieć deflektor. Nowa LS2 wydaje mi się bardzo głośna a i wiatr walący mi z nad szyby prosto w głowę zniechęca mnie do jeżdżenia drogami szybkiego ruchu. Szybki telefon do Darkojaka z prośbą o namiary na jakiś stoliczany sklep gdzie sprzedają jego wyroby i po chwili ruszamy w jego kierunku. Niestety po paru minutach się rozdzielamy. Na szczęście każdy z nas ma nawigację i koniec końców przy moim spóźnieniu spotykamy się pod sklepem.

Opuszczamy Warszawę i lecimy autostradą na Katowice. W międzyczasie mam potężny kryzys i prawie zasypiam na motocyklu. Kończy się to interwencją Ernesta i przymusowym odpoczynkiem na stacji benzynowej. Późną nocą rozbijamy się wreszcie na skrawku łąki gdzieś w Tatrach. Niestety pierwszego dnia nie udało się wyjechać z Polski :/

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/11/jvt5.jpg (https://imageshack.com/i/0bjvt5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/89/o8c9.jpg (https://imageshack.com/i/2ho8c9j)

Z rana wita nas smutna pogoda, jest mokro i zbiera się na opady. Po spakowaniu wyjeżdżam z polanki i przed asfaltem czekam na Ernesta. Czekam i czekam i w końcu wracam. Okazuje się, że zaspany Ernest zaliczył poranną glebę obładowanym motocyklem i sam potoczył się kilka metrów w dół :) Przy okazji obłamał kawałek klamki sprzęgła.
Przez cały dzień towarzyszy nam deszcz a temperatura rzadko przekracza 13 stopni. Kilka ładnych widoków na początku Słowacji w niewielkim stopniu poprawia nasze nastroje. Reszta Słowacji i Węgry mijają nam jakoś bezrefleksyjnie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/191/o1d6.jpg (https://imageshack.com/i/5bo1d6j)

Zaraz po przekroczeniu granicy serbskiej postanawiamy się rozbić na polu za stacją benzynową.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/42/1lay.jpg (https://imageshack.com/i/161layj)

Kolejny ranek nie przynosi poprawy pogody. Na jednej ze stacji benzynowych zapominam rozłożyć stopkę i opieram motocykl o dystrybutor. Niestety szybą. Szybkie klejenie i tankowanie i ruszamy dalej. Kolejna przygoda ma miejsce na autostradowej bramce. Niestety bramki takie nie są przyjazne motocykliście, który musi zdjąć rękawice, czasem kask i dłubać w kieszeniach w poszukiwaniu portfela. A napięcie dokoła jak przy kasie w hipermarkecie. I tak właśnie z mojego portfela wylatuje cały plik euro i zaczyna się wesoło przemieszczać wraz z podmuchami wiatru. Schodzę z motocykla i biegam jak głupi za banknotami. Także zamiast szybko jest jeszcze wolniej. Po południu w końcu poprawia się pogoda i wychodzi słońce. Jedziemy pięknym widokowo wąwozem.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/835/s4je.jpg (https://imageshack.com/i/n7s4jej)

Temperatura wzrasta. Już po ciemku przekraczamy bułgarską granicę, przejeżdżamy nocą przez piękne centrum Sofii i wylatujemy na autostradę. Po zjechaniu z niej znajdujemy nocleg na polu pełnym kopnego piachu. Rano Ernest wpada na genialny pomysł aby zrobić krótkie ujęcie z zawracania na piachu. A ja niestety to podłapuje. I o ile samo zawrócenie wychodzi wzorowo o tyle potem ponosi byczka deczko i przydzwaniam w ten piach wylatując przy okazji przez kierownicę :thumbsup: Pęknięta boczna owiewka i dziwnie przekrzywiona kierownica, a no i stłuczony bark, to tyle jeśli chodzi o konsekwencje tej zabawy :) No ale ujęcie jest niezłe, a przynajmniej teraz mnie bawi :D.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/541/dtcd.jpg (https://imageshack.com/i/f1dtcdj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/560/ik2w.jpg (https://imageshack.com/i/fkik2wj)

Przy okazji znajduje się 50 euro, które wesoło przypiekało się na kolektorze.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/46/2eo4.jpg (https://imageshack.com/i/1a2eo4j)

Po 20 kilometrach zjeżdżamy do serwisu maszyn rolniczych. Tam sympatyczny Bułgar wykręca teoretycznie skrzywioną śrubę, która okazuje się prosta. Po jej ponownym dokręceniu kierownica nieco się wyprostowała ale ideał to nie jest. Ernest przy okazji lutuje zepsutą ładowarkę. Panowie prowadzący warsztat okazuja się również motocyklistami z lokalnego klubu, także przysługa po koleżeńsku.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/546/exj2.jpg (https://imageshack.com/i/f6exj2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/69/l7ep.jpg (https://imageshack.com/i/1xl7epj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/34/x0bo.jpg (https://imageshack.com/i/0yx0boj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/546/y71f.jpg (https://imageshack.com/i/f6y71fj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/571/4vct.jpg (https://imageshack.com/i/fv4vctj)

Wojtas1965
11.01.2014, 21:04
Ładny początek, jedziemy dalej :p:Thumbs_Up:!

bathory
12.01.2014, 13:55
Choć początek dnia mieliśmy kiepski gdzieś koło południa wreszcie udaje nam się dotrzeć do tureckiej granicy. Wykupujemy wizy i ruszamy na zacne jak się okazuje tureckie drogi. W końcu nie musimy narzekać na pogodę. Jest tak jak powinno być w Turcji, ciepło i słonecznie. Odcinek do Stambułu nie poraża niczym szczególnym, z to dosyć mocno się ciągnie. Robimy postój na odpoczynek bo tyłki bolą i jeść się chce. I jakoś tak mamy problem żeby zebrać się i ruszyć dalej.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/59/y1w6.jpg (https://imageshack.com/i/1ny1w6j)

Granice potężnej aglomeracji osiągamy w godzinach popołudniowych. Wcześniej minęliśmy autostradową bramkę nie bardzo orientując się co z winietami drogowymi. Choć wiemy, że powinniśmy je mieć. Kupujemy je dopiero na kolejnej bramce, choć łatwo nie jest bo informacji po angielsku brakuje a pracownicy jakoś też znajomością języka Szekspira się nie chwalą. Początek tego megalopolis to początek walki o miejsce na drodze. Ruch jest potężny. Kilka pasów w każdą stronę a na każdym mnóstwo pojazdów. Apogeum tego wszystkiego następuje już w samym Stambule. Walczymy o każdy pokonany metr, wszystko praktycznie stoi, manewrujemy objuczonymi motocyklami jak się da, kilkanaście razy jesteśmy blisko jakieś obtarczki, parę razy zatrzymujemy się na milimetry przed zderzakiem poprzedzającego auta. Każdy z nas walczy o to, żeby czym prędzej opuścić ten chaos. Rozdzielamy się, nie widzimy po kilka minut a potem w jakimś przesmyku znowu na siebie wpadamy. W pewnym momencie ktoś z taksówki obok krzyczy do mnie po polsku: Witamy w Stambule! Dzięki za takie przywitanie :) Wjeżdżaliśmy do Stambułu za widnego, cieśninę Bosforską mijaliśmy już po zmroku, wyjeżdżamy bardzo późnym wieczorem. Jedziemy dalej autostradą a ruch jak na tureckim bazarze. Za to tempo słuszne, szczególnie wielkich autobusów, które co rusz nas mijają z ogromną prędkością przyprawiając o palpitację.
Kiedy tak sobie jadę z przerażeniem stwierdzam, że z każdej strony aż po horyzont rozbłyskują światełka zabudowań. To oznacza, że szukanie noclegu będzie prawdziwym wyzwaniem. A jesteśmy już nieźle wykończeni. Wreszcie zjeżdżamy na stację benzynową, za którą znajduje się duży parking dla tirów. Rozbijamy namiot na skrawku trawnika i kładziemy się spać. Niestety szybko okazuje się, że jest to pomysł o kant dupy. O 2 budzą nas jakieś szelesty. Wychylamy głowy z namiotu i jesteśmy przerażeni. Sakwy Ernesta są otwarte na oścież a na motocyklu brakuje 50 litrowej torby. Zrywamy się i rozglądamy czy nikogo nie widać. Przeglądamy straty. Jest fatalnie!!! W torbie mieliśmy cały nasz prowiant, bez mała 40 kilogramów jedzenie w różnej postaci. Z sakw Ernesta zniknął multifuel Primusa, polar, i część jego podgrzewanych ciuchów. Kilka metrów dalej pod drzewem znajdujemy tylko otwartą butelkę oleju silnikowego. Cała reszta wpadła w ręce jakiś skurw... :/ Szczęście w nieszczęściu w ogóle nie ruszyli mojego motocykla. Aluminiowe kufry ich odstraszyły, pomimo tego, że na moim moto również leżała taka sama torba, tyle, że z cenniejszym ładunkiem zawierającym Ernestowe ubrania na wyjście w góry.
Nasze morale opada drastycznie, z jednym okiem otwartym, gazem i nożem pod ręką jakoś koczujemy do rana.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/59/8ez6.jpg (https://imageshack.com/i/1n8ez6j)

Po tej rewelacyjnej nocy docieramy do miasta Bolu. Ernest dokupić trochę sprzętu, jakiś polar itd. Wymieniamy walutę i chcąc odetchnąć od autostrady kierujemy się boczną drogą w góry. Niestety zawieszają się ad nimi potężne czarne chmury. Wracamy więc z powrotem na drogę szybkiego ruchu i kierujemy się na Ankarę.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/35/sxhg.jpg (https://imageshack.com/i/0zsxhgj)

Krajobraz dokoła ulega zmianie, pojawiają się tereny górzyste, które w raz z odbiciem na południe przechodzą w rozległe pagórkowate stepy. Czarne chmury zostają za nami i znowu pięknie świeci słońce. To poprawia również nasze nastroje, mocno podupadłe po minionej nocy. Dzisiaj znajdujemy nocleg w olbrzymiej, rozległej nicości i wiemy, że tym razem nie musimy się o nic martwić.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/838/3g35.jpg (https://imageshack.com/i/na3g35j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/829/21w5.jpg (https://imageshack.com/i/n121w5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/23/xz5d.jpg (https://imageshack.com/i/0nxz5dj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/14/gfhv.jpg (https://imageshack.com/i/0egfhvj)

Rankiem spokojni i zrelaksowani pakujemy się i powoli ruszamy dalej. Zatrzymujemy się przy potężnym jeziorze Tuz. Jego połyskująca biel jest miłym oderwaniem od towarzyszącego nam do tej pory krajobrazu w kolorze uschniętej trawy. Schodzimy przyjrzeć się mu bliżej. Nie ma praktycznie wody, zaschnięta skorupa soli, która wygląda jak wielka pustynia, nad którą na horyzoncie faluje rozgrzane powietrze.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/268/ynif.jpg (https://imageshack.com/i/7gynifj)

Spotykamy sympatyczną parkę na motocyklu - Hiszpana i Mołdawiankę, których przyjdzie nam jeszcze spotkać później oraz Australijczyka, który akurat nie jest tu motocyklem, ale nadmienia, że w domu czeka na niego potężny GS od BMW. Na szczęście nasze motocykle za rozsądne pieniądze póki co dają radę, i nie muszą stać i czekać w domu :) Zjeżdżamy na stację benzynową gdzie niestety nie mają benzyny. Nic to, zjadamy nasze pierwsze i chyba najlepsze tureckie jedzenie w tamtejszej knajpie przy okazji nawiązując kontakt ze światem. Kiedy zbieramy się do wyjazdu, zjawia się szef stacji i proponuje nam herbatę. To chyba w ramach skromnych przeprosin za brak benzyny :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/28/5btp.jpg (https://imageshack.com/i/0s5btpj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/9/0fsf.jpg (https://imageshack.com/i/090fsfj)

Za Aksaray zjeżdżamy w końcu z głównej drogi i zaczyna być naprawdę ciekawie. Przed nami wyrastają potężne skały, z wykutymi w nich domami i całymi miastami. Pięknie położona miejscowość Yaprakhisar oraz fantastyczny wąwóz Ihlara to kolejne perełki na naszej trasie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/198/hz5y.jpg (https://imageshack.com/i/5ihz5yj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/577/xrwi.jpg (https://imageshack.com/i/g1xrwij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/513/h9vd.jpg (https://imageshack.com/i/e9h9vdj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/40/s3wm.jpg (https://imageshack.com/i/14s3wmj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/9/zan4.jpg (https://imageshack.com/i/09zan4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/17/7y4c.jpg (https://imageshack.com/i/0h7y4cj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/46/q6j7.jpg (https://imageshack.com/i/1aq6j7j)

Droga wije się to w górę to w dół a rozpalone słońcem złota pola doprawiają całości. Jest pięknie !!

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/513/h9si.jpg (https://imageshack.com/i/e9h9sij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/826/1vd6.jpg (https://imageshack.com/i/my1vd6j)

Znowu śpimy gdzieś na uboczu w rozległej, rozświetlonej blaskiem księżyca przestrzeni. W dali widać światła pomniejszych osad. Usypiamy w oczekiwaniu na burzę. Na horyzoncie bowiem błyska na potęgę.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/585/psya.jpg (https://imageshack.com/i/g9psyaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/835/bcov.jpg (https://imageshack.com/i/n7bcovj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/856/fvjv.jpg (https://imageshack.com/i/nsfvjvj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/571/zmwt.jpg (https://imageshack.com/i/fvzmwtj)

wojtekm72
12.01.2014, 16:28
Pisanie i wklejane zdjęcia :Thumbs_Up::Thumbs_Up::Thumbs_Up:
:lukacz:

koszi
12.01.2014, 17:43
Dawaj,, dawaj nie przestawaj!

Fihu
12.01.2014, 18:40
:lukacz:
50 Euro - dobrze że się znalazło ;)
dawaj dalej !

bathory
17.01.2014, 18:33
Burza nas jednak ominęła. Wstajemy rano i cieszymy się pięknym słońcem. Mamy kilka kilometrów polnej drogi nim dojeżdżamy do asfaltu. A potem znów rozległy turecki interior, pofalowany niczym ocean. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Ernest nie wymieniał oleju przed wyjazdem, miał to zrobić w Bułgarii ale jakoś nie wyszło :). Teraz jest najwyższa pora. Pożyczamy niezbędne klucze od pracowników stacji i Ernest zabiera się do roboty. Idzie to całkiem sprawnie choć trochę czasu zajmuje. W końcu Yamaha jest gotowa do drogi.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/30/3pm9.jpg (https://imageshack.com/i/0u3pm9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/38/d30i.jpg (https://imageshack.com/i/12d30ij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/836/50i7.jpg (https://imageshack.com/i/n850i7j)

Wreszcie docieramy do Kapadocji i naszym oczom ukazuje się widok znany z pocztówek czy folderów reklamowych biur turystycznych. Księżycowy krajobraz tutejszych form tufowych jest zaiste niezwykły. Przystajemy kilka razy aby przyjrzeć się tym obrazom przez wizjer obiektywu.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/11/joj9.jpg (https://imageshack.com/i/0bjoj9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/191/jmdg.jpg (https://imageshack.com/i/5bjmdgj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/713/cavm.jpg (https://imageshack.com/i/jtcavmj)

Docieramy do miasteczka Goreme. Zaczynamy się kręcić w poszukiwaniu jakiejś jadłodajni z internetem i kończy się to tym, że nie jemy nic. Wjeżdżamy za to w jakieś boczne ścieżki i zaczynamy snuć się pomiędzy skalnymi formami. W ogromnej większości z nich wykuto niegdyś całe domy, osiedla. Niestety to po czym jedziemy to piach, w wielu miejscach w całkiem sporej ilości. Nienawidzę jeżdżenia po piachu (mam też dodatkowy uraz po bułgarskich manewrach :)), szczególnie mocno obładowanym motocyklem. Toczę się więc jak ślimak i co chwila przystaje. Trampek nie ma tu ze mną lekko. Kiedy w końcu wyjeżdżamy na bardziej otwartą przestrzeń gdzieś w oddali na wzgórzach przykuwają nasz wzrok dziwne kształty. Wygląda to na starożytne ruiny. Tylko jak tam się dostać? Rozdziela nas szeroka dwupasmowa droga i spory wąwóz po drugiej stronie. Naginając nieco przepisy ruchu drogowego przedzieramy się na drugą stronę drogi i szuterkiem docieramy do podnóża owych wzgórz. Podjeżdżamy nie najłatwiejszą, bo pełną kamieni i wybojów drogą. Kiedy wyjeżdżamy na wypłaszczenie możemy narobić trochę kurzu i nieco przyśpieszyć w kierunku odleglejszych form mijając po drodze inne, do których zajedziemy wracając. Z bliska okazuje się, że nie są to jednak starożytne ruiny a coś jakby formy przestrzenne? Współczesna sztuka?? Ciężko nam ogarnąć właściwie co mamy przed sobą bo nie ma też żadnych informacji na ten temat, żadnych znaków czy tablic. W większości są to kwadratowe kolumny ustawione w sposób przywodzący na myśl kształty starożytnych budowli. Ale na rozległym zboczu znajdują się również formy przywodzące na myśl rysunki z Nazca, tyle że poukładane z kamieni.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/33/16e1.jpg (https://imageshack.com/i/0x16e1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/850/zq3f.jpg (https://imageshack.com/i/nmzq3fj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/89/xbfe.jpg (https://imageshack.com/i/2hxbfej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/822/p9dp.jpg (https://imageshack.com/i/mup9dpj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/42/l0j0.jpg (https://imageshack.com/i/16l0j0j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/39/1afk.jpg (https://imageshack.com/i/131afkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/163/vkoh.jpg (https://imageshack.com/i/4jvkohj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/35/u7zm.jpg (https://imageshack.com/i/0zu7zmj)

Intryguje nas to na tyle, że objeżdżamy prawie wszystkie te obiekty, przynajmniej te do których prowadzi jako taka droga. Mamy stąd również piękny widok na Kapadocję.
Zaczynamy myśleć powoli o noclegu i bez wahania spędzilibyśmy go gdzieś wśród tych ruin gdyby nie to, że odczuwamy brak wody i jedzenia.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/14/ble6.jpg (https://imageshack.com/i/0eble6j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/23/n34n.jpg (https://imageshack.com/i/0nn34nj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/809/ucq7.jpg (https://imageshack.com/i/mhucq7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/826/ob40.jpg (https://imageshack.com/i/myob40j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/62/lcfd.jpg (https://imageshack.com/i/1qlcfdj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/4/7iih.jpg (https://imageshack.com/i/047iihj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/62/0o0g.jpg (https://imageshack.com/i/1q0o0gj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/703/ox7g.jpg (https://imageshack.com/i/jjox7gj)

Wracamy więc do miasta robimy małe zakupy i postanawiamy, że fajnie byłoby się przespać w skalnym domu. Okazuje się jednak, że znalezienie takiego, przy którym można by bez obaw zostawić motocykle sprawia nam pewne problemy. Przypadkowo trafiamy do samotnej skały i kiedy objeżdżamy ją dokoła okazuje się, że jest w niej wykuty dom. I to najprawdopodobniej jeszcze kilka, kilkanaście lat temu zamieszkały. Ma nawet antenę. Niestety jest pozamykany na kłódki. Za to miejsca na namiot przy nim nie brakuje. No i jesteśmy w bezpiecznej odległości od cywilizacji.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/809/eb06.jpg (https://imageshack.com/i/mheb06j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/547/04g7.jpg (https://imageshack.com/i/f704g7j)

Sławekk
17.01.2014, 18:47
czekam na dalszą część :Thumbs_Up:

zbyszek
17.01.2014, 21:47
łoooo bladź -ostatnia fotka:dizzy: nawet wina nie trzeba aby dobrze spać...

bathory
19.01.2014, 20:51
Tego dnia wstajemy niezwykle wcześnie. W zasadzie wstajemy w nocy, gdzieś tak przed 4. Mamy około godziny aby dotrzeć w umówione miejsce. Tylko czemu tak wcześnie? Poprzedniego dnia w międzyczasie załatwiliśmy sobie rozrywkę na dzisiejszy poranek. Po szybkich targach ze 120 euro zeszliśmy do 100 i dostaliśmy polecenie stawienia się w miejscu targów o 5 rano. Także jedziemy ciemnymi drogami Kapadocji, mijając urokliwe uliczki Goreme. Po drodze mijamy sporo terenowych samochodów z przyczepami na których znajdują się spore ładunki. Jesteśmy na miejscu w samą porę. Parkujemy maszyny, zabieramy sprzęt foto/wideo i wsiadamy do busa. Po drodze kierowca z kilku hoteli zabiera jeszcze inne ranne ptaszki i jakieś może pół godziny po godzinie piątej docieramy na spory plac (swoją drogę wczoraj tędy przejeżdżaliśmy). Zostajemy zaproszeni na mały poczęstunek i kawę i poproszeni o czekanie na wezwanie. Na rozległym ciemnym placu powoli zaczyna się coś dziać. Nasz przewodnik wreszcie zwołuje naszą grupę i przemieszczamy się ku naszej dzisiejszej rozrywce. Z mroków wyłaniają się potężne kosze z uwiązanymi do nich czaszami. Zaczynają pracować agregaty i robi się dosyć głośno. Tureccy pracownicy jak krzątają się jak mrówki.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/36/kk54.jpg (https://imageshack.com/i/10kk54j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/18/iozx.jpg (https://imageshack.com/i/0iiozxj)

Powoli dokoła nas jak grzyby po deszczu zaczynają rosnąć ogromne kształty. W końcu unoszą się nad przywiązanymi do ziemi koszami, potężne czasze balonów. Wchodzimy do środka. Do wielkiego kosza mieści się ponad 20 osób i pilot. Spora część z nich to błyskający na około fleszami Japończycy. Szczęśliwie udaje mi się zająć miejsce z brzegu, także nie będę musiał martwić się o szybki i łatwy dostęp do kadrów :) A kiedy wszyscy już weszli zrobiło się naprawdę ciasno, w zasadzie ciężko się ruszyć. Przed startem nasz pilot przedstawia się nam i udziela krótkiego instruktażu.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/833/w652.jpg (https://imageshack.com/i/n5w652j)

Dokoła nas powoli zaczynają startować inne balony. W końcu przychodzi nasza kolej.Liny odwiązane, pilot jeszcze dodaje do pieca i bardzo łagodnie, płynnie odrywamy się od ziemi. Już po kilkunastu sekundach, kiedy milkną naziemne odgłosy robi się naprawdę cicho. I aż słychać to westchnienie, wszystkich niemal jednoczesne. Nabieramy wysokości i dostrzegamy, że nasz plac jest zaledwie jednym z kilkunastu takich, a na każdym z nich jest co najmniej kilka balonów szykuje się do startu.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/577/62y3.jpg (https://imageshack.com/i/g162y3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/600/x7ps.jpg (https://imageshack.com/i/gox7psj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/69/qf8j.jpg (https://imageshack.com/i/1xqf8jj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/24/jzkl.jpg (https://imageshack.com/i/0ojzklj)

Jest jeszcze szarawo ale powoli się rozwidnia.Już wiem z której strony będzie wschodzić słońce. A nasz pilot właśnie tam nas kieruje. To jest jak medytacja, kompletne wyciszenie, przerywane tylko co jakiś czas gromkim odgłosem palników podgrzewających powietrze. Jest bajecznie, balony są wszędzie: nad nami, pod nami, obok, dokoła i wciąż widać jak startują kolejne. W pewnym momencie zacząłem je liczyć, doliczyłem do 70!!! Niesamowity widok!!!

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/545/okgm.jpg (https://imageshack.com/i/f5okgmj)

Nagle widzę jak horyzont zaczyna się rozpalać ale zaraz znowu gaśnie bo pilot obniżył wysokość. Po chwili czerwona tarcza znowu się wychyla a my wzbijamy się coraz wyżej. To jeden z najpiękniejszych wschodów słońca jakie przyszło mi oglądać. Ognista kula wschodzi niemal muskając widoczny z daleka, potężny wulkaniczny masyw Erciyes Dagi. Pola i skały pod nami rozpalają się intensywną żółcią. Ktoś z pasażerów pyta pilota jak wysoko jesteśmy - 800 metrów!! Widać dosłownie wszystko, cała Kapadocja jakby narysowana na kartce. Charakterystyczne skały, wzgórza po których jeździliśmy poprzedniego dnia, pola poprzecinane wstęgami dróg.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/801/xsgt.jpg (https://imageshack.com/i/m9xsgtj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/836/0vo0.jpg (https://imageshack.com/i/n80vo0j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/836/tpsd.jpg (https://imageshack.com/i/n8tpsdj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/38/rxwi.jpg (https://imageshack.com/i/12rxwij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/689/o296.jpg (https://imageshack.com/i/j5o296j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/542/ja0i.jpg (https://imageshack.com/i/f2ja0ij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/827/f464.jpg (https://imageshack.com/i/mzf464j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/854/4oen.jpg (https://imageshack.com/i/nq4oenj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/203/bu3k.jpg (https://imageshack.com/i/5nbu3kj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/35/ivfh.jpg (https://imageshack.com/i/0zivfhj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/801/wrxw.jpg (https://imageshack.com/i/m9wrxwj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/513/9950.jpg (https://imageshack.com/i/e99950j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/40/uueo.jpg (https://imageshack.com/i/14uueoj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/689/i4cl.jpg (https://imageshack.com/i/j5i4clj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/19/mro4.jpg (https://imageshack.com/i/0jmro4j)

Mijamy skalny masyw i nagle, jak z ukrycia wychylają się zza niego kolejne balony, jeden, dwa, pięć, dziesięć i kolejne. Pod nami zaczynają nerwowo kręcić się samochody z przyczepami, polując na miejsce, w którym wyląduje balon. Już widzę, ku któremu zmierza nasz pilot. Opadamy łagodnie coraz niżej i niżej by wreszcie prawie bardzo delikatnie wylądować wprost na przyczepie. To już koniec. To było marzenie Ernesta, które pielęgnował od 10 lat, kiedy to przejeżdżał przez Kapadocję. W czasie naszej, krótkiej jeszcze podróży zaszczepił je również mi. Także obaj spełniliśmy marzenie :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/15/tlaa.jpg (https://imageshack.com/i/0ftlaaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/849/07kg.jpg (https://imageshack.com/i/nl07kgj)

Po wyjściu z kosza okazuje się, że to jeszcze nie koniec. Załoga wystawia stolik, na którym po chwili lądują kieliszki i szampan. Honory czyni oczywiście pilot. Wznosimy toast za jego zdrowi i piękny lot. Na koniec dostajemy jeszcze dyplomy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/801/9732.jpg (https://imageshack.com/i/m99732j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/689/4sdp.jpg (https://imageshack.com/i/j54sdpj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/36/owd3.jpg (https://imageshack.com/i/10owd3j)

Ładujemy się do busa i przed ósmą jesteśmy przy naszych motocyklach. Plan na dzisiaj, dotrzeć w pobliże jeziora Van. Niedługo po ruszeniu, niebo za nami zaczyna ciemnieć. Po kilkudziesięciu kilometrach spadają pierwsze krople. Na szczęście jesteśmy szybsi niż deszczowe chmury. Droga jak magnes wiedzie w kierunku potężnego masywu Erciyes Dagi. Towarzyszy nam on przez dobre kilka godzin jazdy. Trafiamy na drogę szybkiego ruchu. Ernest jedzie przodem, w zasadzie to spory kawałek przede mną, tak, że w pewnym momencie tracę go z oczu. No i na jednym z węzłów cisnę do przodu a po prawej na zjeździe widzę Ernesta :omg: Niestety to dwu pasmowa droga rozdzielona barierkami więc zawrócić nie ma jak. Szczęśliwie obaj mamy nawigacje i ustalony punkt docelowy. Zjeżdżam na właściwą drogę dopiero po kilkunastu kilometrach. Cofam się jeszcze trochę, zęby sprawdzić czy Ernest gdzieś tam nie czeka - nie czeka. Ruszam więc raźnie przed siebie. Za miastem Kayseri droga łagodnie lecz nieustannie pięła się w górę. Przez wiele kilometrów przecinała potężny płaskowyż na wysokości od 1500 do 1900 m. Krajobraz przytłaczał ogromem przestrzeni a ciemne chmury pogłębiały atmosferę rodem z posępnego filmu. W mieście Gurun w przydrożnej knajpie trafiam na Ernesta. Jest więc przerwa na śniadanie i na skorzystanie z internetu. I jak się okazuje ta właśnie przerwa powoduje drastyczną zmianę naszych planów a co za tym idzie kierunku jazdy. Kiedy sprawdzam maila okazuje się, że sympatyczny gość z agencji Key2Persia jakimś cudem (że mu się chciało, swoje już był zrobił) załatwił przesłanie kodu referencyjnego (niezbędnego do uzyskania wizy irańskiej) do konsulatu w Trabzonie :)) A w zasadzie od wyjazdu uważaliśmy, że Iran jest dla nas spalony. Za późno ruszyliśmy temat i nie było szansy na załatwienie przed wyjazdem wizy w Polsce. Minuta wahania i decydujemy - Iran!! Jeszcze tylko krótka telefoniczna rozmowa z konsulem i ruszamy. Mamy tam być jutro na 9. Tylko, że jest już zaawansowane popołudnie a do pokonania blisko 600 kilometrów. Za Gurun droga zrobiła się jeszcze bardziej widowiskowa, piękne potężne góry towarzyszyły nam niemal nieustannie. Już po zmroku zjeżdżamy z drogi na pole, rozbijamy się kilkadziesiąt metrów od asfaltu. Pech chciał, że pole było pełne skoszonej, suchej trawy, a do tego niedawno przeszła po nim potężna nawałnica. Tylko, że idąc spać jeszcze nie wiedzieliśmy, że to będzie duży problem. Plan? Wstać o 3 i ruszać na północ, żeby zdążyć na 9.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/703/o4w2.jpg (https://imageshack.com/i/jjo4w2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/594/zq56.jpg (https://imageshack.com/i/gizq56j)

Tak, też się dzieje, choć kompletnie się nie chce. Pakujemy dobytek. Mój motocykl już się grzeje, kiedy Ernest kończy pakowanie swoich gratów ruszam. Niestety ledwie kilka metrów. Trampek grzęźnie w błocie, próbuje ruszać powoli, małymi kroczkami byle do asfaltu, niestety potężnie obładowany motocykle kompletnie nie zamierza się przemieszczać. Nie pomaga pchanie ani nic. W którymś momencie Ernest zauważa, że przednie koła w ogóle się nie obraca. Schodzę z Trampka (stoi bez stopki jak wbity w beton) i przy świetle czołówki zaglądamy do koła. To co znajdujemy pomiędzy oponą a błotnikiem to jakaś masakra. Nie ma wyjścia, trzeba odkręcić błotnik bo inaczej nie pójdzie. Wszystkie bagaże z powrotem na glebę. Razem z błotnikiem ściągam dobrych kilka kilogramów błota i słomy. Odciążony Trampek bez wspomagacza hamulca przedniego powoli wytacza się z pola. Konstruktorzy Yamahay zdecydowanie lepiej rozwiązali ten patent. Jesteśmy na asfalcie. Jeszcze tylko trzeba przenieść wszystkie klamoty. Każdy jeden but waży kilka dodatkowych kilogramów, podobnie jak opony. Możemy ruszać. Jest 6!!!! :mouthshut: Pokonaliśmy kilkadziesiąt metrów w około dwie godziny. Już wiemy, że nie mamy szansy być na 9 w konsulacie.
Zmieniam nastawienie, kompletnie się odprężam, postanawiam cieszyć się jazdą. Każdy kilometr, każdy zakręt wywołuje uśmiech na twarzy. Ernest gdzieś tam pomknął przodem, kiedy ja w międzyczasie musiałem zjechać na stację ale nie po to by się tankować tylko przespać. Wiem, że potrafię zasnąć na motocyklu, a już im powieki opadały. Półgodzinki i jestem gotów do drogi. I jadę z tym bananem na ryju, bo droga jest niesamowicie piękna, kręta, pośród fantastycznych gór, raz suchych i szarych niczym popiół innym razem mieniących się kolorami jesieni. Nawet nie martwię się tym, że zaraz skończy mi się paliwo a stacji jakoś nie widać. Na szczęście jednak się nie skończyło.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/836/5bcz.jpg (https://imageshack.com/i/n85bczj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/545/cxyk.jpg (https://imageshack.com/i/f5cxykj)

Gdzieś tam na drodze spotykam tureckiego motocyklistę. Pomyka sobie dzielnie mała Tenerką. Niestety nie mówi po angielsku więc wymieniamy uściski dłoni, uśmiechy, robimy fotę i ograniczamy rozmowę do
- Motor good?
- Yes, good!.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/27/2zdz.jpg (https://imageshack.com/i/0r2zdzj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/836/iw88.jpg (https://imageshack.com/i/n8iw88j)

Na jakieś 60 kilometrów przed Trabzonem zrobiło się zdecydowanie gorzej. Temperatura mocno wzrasta a droga zamienia się w plac budowy. Tempo spada drastycznie. Wreszcie już o słusznej godzinie docieramy pod konsulat. Niestety, konsula nie ma. Mamy przyjść jutro :/

bathory
26.01.2014, 17:57
Wykorzystując nadmiar wolnego czasu odwiedzamy kafejkę internetową i zjadamy obiad w jednym z barów. Kręcąc się tak po mieście kilka razy mijamy tą samą szkołę. Stanowimy chyba niezłą atrakcję dla młodzieży, zwłaszcza dla kilku chłopaków, na których co chwila wpadamy. Coś tam próbują zagaić po angielsku ale kończy się na good morning, where you come from. Dalej nauczyciel się nie popisał i nic więcej chłopaków nie nauczył. O ile w ogóle mają w szkole angielski.
Jesteśmy zmuszeni poszukać gdzieś noclegu. Zaczynamy się kręcić dwupasmową drogą wzdłuż Morza Czarnego, kilka kilometrów na wschód a potem na zaś. Wreszcie odbijamy w boczną dróżkę. Miasto szybko przechodzi w wiejską zabudowę a droga prowadzi doliną rzeki coraz wyżej i wyżej. Zaledwie kilkanaście minut od miasta a zupełnie inny klimat. Góry, lasy i co jakiś czas osiedla (wioseczki). Na każdym wzgórzu na którym widać zabudowania widać też minaret. W sumie nie wygląda to najlepiej bo miejsca na nocleg jakoś nie widać. W międzyczasie uzupełniamy zapasy wody z przydrożnego kranu (wiele takich w całej Turcji).

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/132/2ihu.jpg (https://imageshack.com/i/3o2ihuj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/20/7rpg.jpg (https://imageshack.com/i/0k7rpgj)

Na jednym z zakrętów naszą uwagę przykuwa zarośnięta dróżka prowadząca gdzieś w chaszcze. Musimy ją sprawdzić bo to może być nasza szansa. Zostawiam motocykl i idę zobaczyć. Okazuje się, że dróżka ma ze 40-50 metrów i dalej się kończy. Jest kawałek w miarę płaskiego miejsca pod namiot a co więcej nie widać stąd drogi. Inna sprawa, że kilkadziesiąt metrów nad nami widać minaret. Ale na lepsze miejsce nie możemy liczyć, ładujemy się tutaj.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/819/ajuj.jpg (https://imageshack.com/i/mrajujj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/24/v2ol.jpg (https://imageshack.com/i/0ov2olj)

Organizujemy sobie na spokojnie miejsce bytowania, Ernest przygotowuje się do prania aż tu nagle pojawia się dziwny jegomość. Wymieniamy ukłony i facet z zainteresowaniem zaczyna przyglądać się wszystkiemu. Namiotowi, motocyklom, praniu, sprzętowi, który wala się w nieładzie. Co rusz bierze coś do ręki z aprobatą albo pytaniem wyrysowanym na twarzy. Z półsłówek zaczynamy tworzyć skrawki rozmowy. Nasz gość przedstawia się jako Suleyman i po chwili proponuje nam abyśmy poszli z nim. Wskazuje do góry na minaret tłumacząc, że możemy tam spać i dostaniemy coś do jedzenia. Pokazaliśmy mu, że tu jest dobrze. Spytał czy mamy co jeść i pić po czym zabrał mój termos i poszedł.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/835/h8xu.jpg (https://imageshack.com/i/n7h8xuj)

Mieliśmy z Ernestem pewne obawy, żeby nie sprowadził nam tu jakiś gości. Chcieliśmy noc spędzić w spokoju, a od czasu kradzieży sen mamy nie do końca spokojny. Zwłaszcza, kiedy śpimy niedaleko ludzkich sadyb. Nie mija więcej jak pół godziny i wraca Suleyman. Na szczęście sam. Ale nie z pustymi rękami :) Dwa termosy herbaty, chleb, twarożek, oliwki, jabłka i coś o konsystencji dżemu a smaku kolorowych szklanych lizaków, jakie pamiętam z dzieciństwa :) No lepszej niespodzianki nie mógł nam zrobić.
Ernest kończy pranie i zaczyna się kręcić w samych gaciach. Kiedy Suleyman to dostrzega zakrywa oczy dłonią po czym drugą pokazuje do góry. No tak Allah nie lubi odsłoniętych nóg. Upominam Ernesta, że może trochę naruszać uczucia religijne naszego dobrodzieja :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/20/llhf.jpg (https://imageshack.com/i/0kllhfj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/827/y0k9.jpg (https://imageshack.com/i/mzy0k9j)

Już ubrany siada z nami i przy pysznym posiłku, czaju i rozmowach mijają nam dwie godziny. W jakim języku rozmawiamy? W czterech :) Suleyman kojarzy trochę słów po angielsku, całkiem sporo po niemiecku (jego ojciec pracował w Austrii), resztę uzupełniamy my polskim on tureckim :) Stąd też wiemy, że pracuje jako kierowca, starym transitem rozwozi dzieci do szkoły. Że w Trabzonsporze gra jakiś Polak, a Galatasaray jest słaby bo przegrywa z Realem. W pewnym momencie Suleyman nas przeprasza i odchodzi na bok, bierze dywanik i się modli. My mu nie przeszkadzamy. Wraca i rozmawiamy dalej. Trochę nas straszy mówiąc, że ta okolica jest niebezpieczna, zdarzają się napady z bronią, ludzie giną. Gdy to mówi, mówi szeptem, i patrzy w dół, jakby się bał mówić źle o innych gdy Allah słucha. Sprawdza czy nic nam nie brakuje, czy mamy latarkę, zapasowe dętki, czy kufry się zamykają. Daje nam swój adres z prośbą o wysłanie mu zdjęć. Zostawia nam też swoją latarkę i resztę jedzenia. W końcu żegna się z nami serdecznie i odjeżdża. Niesamowity gość. To właśnie m.in. dla spotkań z takimi ludźmi się podróżuje :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/14/r3bz.jpg (https://imageshack.com/i/0er3bzj)

W konsulacie stawiamy się tym razem punktualnie o 9 mimo, że Ernest po drodze się zgubił i trochę na niego musiałem czekać. Spotykamy hiszpańską parkę (http://aroundgaia.com/), tą której motocykl widzieliśmy parę dni wcześniej nad słonym jeziorem. Wychodzą z konsulatu ewidentnie niezadowoleni. Okazuje się, że od czasu kiedy w Aksaray złożyli wniosek o kod referencyjny, do teraz zmieniły się przepisy. I ich kod nie obowiązuje na motocykl. W tym układzie musieliby znów aplikować o taki kod i czekać kolejne dni. To nas nie nastraja pozytywnie. W konsulacie mówią nam, że na motocyklach nie wjedziemy bo mamy nie taki kod. Extra. Co ciekawe, zmiana przepisów dotyczy tylko motocykli i rowerów, nie ma problemów z samochodem, autobusem czy czymś innym. Mimo to składamy dokumenty stwierdzając, że jak nas nie wpuszczą na motocyklach to wjedziemy bez nich :) Wypełniamy formularze i ze świstkiem mamy się udać do jakiegoś banku i opłacić wizę (75 euro). Taaaak, tylko gdzie ten bank? Jego znalezienie zajęło nam trochę czasu i nie obyło się bez pomocy miejscowych, którzy zaprowadzili nas pod same drzwi. Wracamy z potwierdzeniem zapłaty i pani informuje nas, że wiza będzie do odebrania o 16:40 czyli za jakieś 5 godzin... No więc zaczynamy okupację. Jakieś jedzonko, kima na krawężniku, studiowanie mapy, nuda, nuda, nuda. Ernest wykorzystuje ten czas na tułaczkę po mieście - naprawę czołówki i uzupełnienie braków po kradzieży. I nie ma go naprawdę długo. W międzyczasie ja ucinam sobie pogawędkę z chińskim studentem, który zrobił sobie roczną przerwę aby pobujać się po świecie - autostopem. Wyjmując chiński paszport mówi, że to straszne gówno i same z tym problemy. Praktycznie wszędzie gdzie chce jechać musi płacić za wizę, a gdyby chciał wjechać do EU musi mieć coś około 10 tyś. baksów zabezpieczenia finansowego. W pewnym momencie z konsulatu wychodzi chłopak mocno zaskoczony tym, że nie dostanie wizy irańskiej na wjazd rowerem. Już jakiś czas temu wysłałem Ernestowi sms, żeby wracał, bo babeczka z konsulatu wyszła do mnie z radosną wieścią, że wizę można odebrać. A Ernest przychodzi dopiero po dwóch godzinach od tej informacji. Odbieramy nasze upragnione wizy, dla których straciliśmy sporo czasu i pieniędzy i możemy wreszcie opuścić miasto.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/826/1gfx.jpg (https://imageshack.com/i/my1gfxj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/546/1ipv.jpg (https://imageshack.com/i/f61ipvj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/10/bo4e.jpg (https://imageshack.com/i/0abo4ej)

Ponieważ nie chcemy wracać tą samą drogą - a ponownie kierujemy się na południe - wybieramy inną, ładnie oznaczoną na mapie grubą, żółtą kreską. Czyli powinno być dobrze. I faktycznie z początku jest dobrze, ładny szeroki asfalt, dokoła skalne ściany, gdzieś tam obok płynie potok. Tylko w pewnym momencie asfalt się kończy a zaczyna szutrowa droga wijąca się zboczem góry. Tempo jazdy ewidentnie spada, robi się ciemno. Kategoria drogi wychodzi w końcu poza jakąkolwiek klasyfikację, jest pełno dziur i kałuż. Z lewej strony skały a z prawej krawędź i długo, długo nic aż gdzieś tam na dole szumiący potok. Tak wygląda jazda na krawędzi, jakiś błąd, niezauważona dziura czy większy kamień i można odbyć długi lot w nicość. A końca tej męczarni nie widać, co więcej wspinamy się coraz wyżej a zakręty są coraz bardziej ekstremalne. W pewnym momencie niczym miraż pojawiają się zabudowania, droga z polbruku, ludzie, sklepy, herbaciarnie, zupełnie inny świat. I jak szybko się pojawił tak szybko zniknął, a my znów toniemy w ciemnościach. Nie możemy tak dalej jechać bo czujemy, że to się źle skończy. Zatrzymujemy się na kawałku płaskiego, trawiastego terenu tuż nad jakąś chatką. Trzeba iść się zapytać czy można się tu rozbić. Padło na Ernesta. Otwiera mu wystraszona kobieta z synem. Jakoś tam jej tłumaczy o co chodzi, kobieta szybko przytakuje i się chowa.
Rano budzimy się z kapitalnym widokiem. Przed nami rozpościera się potężna dolina wraz z drogą którą jechaliśmy poprzedniego wieczora. Kiedy się pakujemy przychodzi do nas gospodyni, już mniej wystraszona, nawet z uśmiechem na twarzy i pyta czy nie chcemy czaju. Czaju to my zawsze chcemy :) Po chwili wraca a oprócz dzbanka z herbatą przynosi również tacę ze śniadaniem :) No jak tu nie kochać tych ludzi??

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/542/bm5h.jpg (https://imageshack.com/i/f2bm5hj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/18/9cnl.jpg (https://imageshack.com/i/0i9cnlj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/844/1uxr.jpg (https://imageshack.com/i/ng1uxrj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/841/w3z7.jpg (https://imageshack.com/i/ndw3z7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/836/2tb4.jpg (https://imageshack.com/i/n82tb4j)

Po pysznym śniadaniu ruszamy dalej w górę. Niestety już po kilkunastu minutach zatrzymują nas mundurowi i informują, że droga dalej jest nieprzejezdna :/ Świetnie, kupa czasu i kilometrów psu na budę. Chociaż, z drugiej strony? Ta adrenalina, to śniadanie, ten widok. Warto było :) A do tego mamy okazję zobaczyć wczorajszą drogę w blasku dnia. Już nie wydaje się taka ekstremalna, za to nabiera niesamowitych walorów widokowych. Musimy ponownie wrócić nad samo morze i odbić kilkanaście kilometrów dalej w inną drogą na południe.

bathory
29.01.2014, 20:43
Zdaje się, że mamy wyjątkowe szczęście do trafiania na wspaniałe widokowo drogi. Odbijamy od morza na południe i z początku nic nie zapowiada czegoś niezwykłego. Ot jedziemy doliną, wzdłuż rzeki, co jakiś czas mijamy nawet spore wioski. W pewnym momencie muszę się zatrzymać. Gdzieś tam na krawędzi skalnej ściany koparka rozłupuje skałę, a to co rozłupie spada sobie bezwładnie na drogę. Kilkuminutowy, przymusowy postój pozwala mi trochę się przyjrzeć temu zjawisku. W sumie nic specjalnego. No i wreszcie zaczyna się robić ciekawiej. Nawigacja pokazuje, że wysokość n.p.m. wzrasta z każdym kilometrem coraz bardziej. Dokoła robi się przestronniej, ciasna dolina znika gdzieś po mojej prawej stronie w dole a my pniemy się jej lewym zboczem coraz wyżej. Otacza mnie samotność i znowu rozkoszuje się jazdą. Ernest został gdzieś z tyłu, pewnie strzela foty. Nie do końca mi się to podoba, bo cel obraliśmy sobie dzisiaj bardzo odległy - Jezioro Van i w takim tempie będzie ciężko tam dojechać. Z drugiej strony widoki aż proszą się o uwiecznienie. Tylko, że musiałbym się zatrzymywać co zakręt i pstrykać bez umiaru :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/543/5r6i.jpg (https://imageshack.com/i/f35r6ij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/856/z8ts.jpg (https://imageshack.com/i/nsz8tsj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/541/kr8c.jpg (https://imageshack.com/i/f1kr8cj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/62/p0f5.jpg (https://imageshack.com/i/1qp0f5j)

Mijam najwyższy punkt trasy, przełęcz położoną na ponad 2600 metrach. Jest chłodno, nawet zimno. Znaki pokazują, że w zimie lepiej mieć łańcuchy. Wydaje się, że wtedy musi być tu naprawdę surowo. Widać pojedyncze porozrzucane chaty, prawdopodobnie pasterskie. Za to ludzi wcale. Później szorstki zimowy asfalt coraz częściej ustępuje odcinkom szutrowym. To jednak stan przejściowy bo wszędzie ślady budowy. Turcy drążą nowe tunele, upraszczające drogę, szkoda tylko, że pozbawią ją też walorów widokowych. W pewnym momencie dostrzegam coś co wygląda jak mongolskie jurty. Kręci się tam kilka osób no i jest sporo owiec. Nie wiedziałem, że Tureccy pasterze też bytują w tego typu namiotach.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/823/kqe5.jpg (https://imageshack.com/i/mvkqe5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/138/wzkc.jpg (https://imageshack.com/i/3uwzkcj)

Droga zaczyna powoli opadać, coraz częściej widać drzewa. I niech nikt mi nie wmawia, że jesień tylko w Polszy jest taka piękna. Owszem jest ale i w Turcji nie brakuje złota i wszelkich innych odcieni jakie mogą przybierać liście. Czekam na Ernesta na skrzyżowaniu dróg. Kończy mi się paliwo więc trzeba poszukać stacji. Spotykam Niemców (a może Austriaków - nie pamiętam) na KTM'ie 990. Jadą w przeciwną do nas stronę. W końcu dojeżdża Ernest. Musimy trochę zboczyć z trasy aby znaleźć stację. Na niej znów spotykamy znajomą parkę z KTM'a.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/268/de5r.jpg (https://imageshack.com/i/7gde5rj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/18/za4f.jpg (https://imageshack.com/i/0iza4fj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/13/3wm5.jpg (https://imageshack.com/i/0d3wm5j)

Ruszamy dalej na południe. Mijamy miasto Erzurum pędząc piękną autostradą. Przed nami potężne czarne chmury, za nami słońce, gdzieś po środku tęcza, wiecie normalne widoki :)
Niestety w którymś momencie dopada nas potężna nawałnica. Z nieba wali deszczem a potem gradem, do tego błyska z każdej strony. Droga zamienia się w rzekę, kompletnie nic nie widać. I boli! Cholernie boli, każdy jeden kawałek wody w postaci zamarzniętych kulek dokładnie odczuwam na swojej skórze. Trwa to zaledwie kilka minut, ale to wystarczy. Jesteśmy kompletnie mokrzy, pada GPS spot. Elektronika nie najlepiej zniosła nagły wzrost wilgotności i drgań. Szczęśliwie do wieczora już nie pada i pęd powietrza pozwala nam nieco wyschnąć. W mieście Agri ponownie się tankujemy, tradycyjnie na stacji wypijamy gratisową herbatkę :) Jest już ciemno, zimno i coraz bardziej nam się nie chce. Ernest prowadzi bo Garmin ma więcej bocznych ścieżek, gdzie można szukać miejsca na nocleg. Zdaje się, że coś tam wypatrzył bo zawraca. Odbijamy wąską szutrówką do góry co po ciemku nie jest najprzyjemniejsze. Na górze przestrzeni dużo, tylko wszystko jakoś dziwnie pod kątem. Ładujemy się w pole i rozstawiamy na niezłym spadzie. Zapowiada się sen przerywany walką z grawitacją. Do śpiworów pakujemy się bardzo szybko. Po drugiej stronie drogi i rzeki, w dolinie widać wioskę. To akurat w niczym nie przeszkadza. Bardziej niepokoi nas to, że dochodzą z niej odgłosy strzałów.

http://imagizer.imageshack.us/v2/800x600q90/829/o3fd.jpg (https://imageshack.com/i/n1o3fdj)

Neno
31.01.2014, 14:01
Powinniśmy byli zacząć od tego ale... jak zaczynaliśmy to klipu jeszcze nie było.
Za to teraz już jest.
Zapraszamy.
http://www.youtube.com/watch?v=zv3w9l62W08

Brambi
31.01.2014, 15:21
Pięknie !

bathory
01.03.2014, 12:15
Wbrew obawom budzimy się rano bez dziur w namiocie. Za dnia doskonale widać wioskę, z której dochodziły odgłosy strzałów. Wydaje się, że nie było szans aby można nas było stamtąd dostrzec. Wstępna trudność na początek dnia to nawrotka załadowanym motocyklem na tym zboczu. Na szczęście obywa się bez przygód.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/noh5.jpg (https://imageshack.com/i/nsnoh5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/30/8h33.jpg (https://imageshack.com/i/0u8h33j)

Dzisiejszego dnia droga dalej prowadzi nas na południe w kierunku jeziora Van. Do samego jeziora jednak nie docieramy gdyż wcześniej odbijamy w prawo w boczną drogę. Po kilku kilometrach stajemy przy wiejskim sklepiku. Zebrane pod nim dzieciaki szybko wykazują zainteresowanie naszymi osobami. Krótkie zakupy kończą się małą sesją fotograficzną.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/824/uk28.jpg (https://imageshack.com/i/mwuk28j)

Jedziemy dalej w kierunku potężnego masywu zarysowującego się przed nami. Nijaki asfalt szybko przechodzi w szuter. Spotkani na rozstaju dróg pasterze niewiele nam pomagają więc zdajemy się na Garmina. Ma swoje fanaberie, czasem wyszukuje dziwne trasy, czasem się wyłącza ale bez niego byłoby kiepsko. W pyle i kurzu unoszącym się spod kół jedziemy otaczając wulkaniczny masyw od północnej strony. Mijamy małą pasterską wioskę, skromne domy, ludzie spoglądający z ciekawością i wszędobylski zapach bydła. Te jednak dostrzegamy dopiero za wioseczką na pastwiskach. Niestety wzbudzamy zainteresowanie psów pasterskich, które postanawiają na nas zapolować. Niezbyt miłe to przeżycie, bo to nie małe kundelki a wielkie i masywne psy, dodajemy więc stanowczo gazu i zostawiamy je w tumanie kurzu. Jedziemy tak jeszcze kilkanaście kilometrów, pozostawiając ślady cywilizacji daleko w tyle. Wreszcie, gdy wyjeżdżamy zza zakrętu, nieco poniżej ukazuje nam się malutka osada. Kilka gospodarstw i spora mętna kałuża, będąca zapewne wodopojem dla zwierząt. Według Garmina jesteśmy na miejscu. Dalej, a w zasadzie wyżej (jesteśmy na blisko 2500 metrów) chyba już się dojechać nie da. Zjeżdżamy powoli między budynki, ludzie, głównie dzieci spoglądają na nas nieśmiało. Podobnie jak mężczyzna, którego obieramy za cel. Podjeżdżamy, witamy się i próbujemy zebrać potrzebne nam informacje. Otóż chcemy tu zostawić nasz dobytek i ruszyć w górę, na drugi co do wysokości szczyt turecki - Suphan Dagi. Konwersacja nie idzie nam najlepiej bo każdy z nas używa nieznanego drugiemu języka, dopóki nie pada nazwa szczytu i gest sugerujący marsz. Wtedy nasz rozmówca się ożywia a z jego gestów wnioskujemy, że się da i w ogóle wszystko ok. Nagle za naszymi plecami robi się jakieś zamieszanie i spośród małego tłumku wychodzi do nas dojrzały, elegancko ubrany mężczyzna. Podajemy sobie dłonie i zaczynamy od nowa nasze eksplanacje. Po chwili gość prowadzi nas w kierunku czegoś co okazuje się jego garażem. Pokazuje aby zaparkować motocykle obok jego forda. Tak też robimy. Uznajemy, że chyba się dogadaliśmy i możemy tu wszystko bezpiecznie zostawić. Zaczynamy się powoli przebierać i pakować niezbędny ekwipunek do plecaków. Cała wioska się nam przygląda. Szef (tak nazwaliśmy właściciela garażu) kilka razy proponuje nam czaj u niego w domu. Oczywiście zaproszenie przyjmujemy tyle że samo przebieranie dosyć długo nam się ciągnie. W międzyczasie wszyscy z zainteresowaniem oglądają nasz sprzęt, aparaty, kamery, mój nóż („Rambo"“ - jak go nazwali) no i oczywiście motocykle. Pytam jeszcze szefa czy torby można schować u niego w domu. Nie robi żadnego problemu.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/um6w.jpg (https://imageshack.com/i/npum6wj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/849/w77i.jpg (https://imageshack.com/i/nlw77ij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/560/0p4b.jpg (https://imageshack.com/i/fk0p4bj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/547/i3hm.jpg (https://imageshack.com/i/f7i3hmj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/838/mvu7.jpg (https://imageshack.com/i/namvu7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/801/lksy.jpg (https://imageshack.com/i/m9lksyj)

Wreszcie spakowani kierujemy się do jego domu. Przed wejściem oczywiście zostawiamy buty i plecaki. Wchodzimy do izby, w której siedzą same kobiety. Co ciekawe na środku pod ścianą stoi płaski telewizor. Tu jednak siedzieć nie będziemy, Szef prowadzi nas do kolejnej izby. Podłoga tu jest cała wyścielana dywanami a dokoła porozkładane są poduszki do siedzenia. Z nami wchodzi młody chłopak i jeszcze jeden mężczyzna. Kobiety zostają. Siadamy w czwórkę i przez moment z zaciekawieniem i pewnym zmieszaniem patrzymy się na siebie. Szef zdaje się emanować jakąś dumą, czy to z faktu, że nas zaprosił, czy z tego, że ma taki dom. Wtem wchodzi mała dziewczynka z tacą, szklaneczkami i dzbankiem. I zaczyna się rytuał. Małe szklaneczki napełniają się za pomocą małych rączek i lądują tuż przed nami, Jest też oczywiście cukier w kostkach. My wrzucamy go do szklaneczek, Szef bierze do ust i sączy przezeń herbatę.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/546/40c5.jpg (https://imageshack.com/i/f640c5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/208/7cll.jpg (https://imageshack.com/i/5s7cllj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/833/gs61.jpg (https://imageshack.com/i/n5gs61j)

Herbata przełamuje lody i wkrada się między nas ożywienie, zaczynamy jakąś nieporadną rozmowę. Mimo, że używamy słów, więcej rozumiemy i przekazujemy gestami. Nasz gospodarz nazywa się Nesim. Młody chłopak to jego syn Feizi, a drugi mężczyzna to Rassul. Wszyscy trzej są bardzo sympatyczni. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim lata jeszcze mały brzdąc, zdaje się najmłodsza pociecha Nesima. Szef opowiada nam o swojej rodzinie, pokazuje zdjęcia synów na ścianie (wiszą tam tylko synowie) i mówi, że wszyscy wyjechali do miasta. Został tylko Feizi. Dowiadujemy się też, że zachodnia Turcja i Istambuł są złe, Ameryka też. Szef pyta o Polskę. Odpowiadamy, że Polska jest dobra :) Gdzieś tam w kącie Ernest dostrzega jakiś wolumin. Pytamy co to. Okazuje się, że Koran. Córka Nesima z szacunkiem bierze go w ręce, całuje okładkę i otwiera. Z przyjemnością przyglądamy się misternie zdobionym stronom. Niestety nie możemy zrobić zdjęć. Po chwili z takim samym szacunkiem dziewczynka odkłada księgę.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/706/fzje.jpg (https://imageshack.com/i/jmfzjej)

Wreszcie przychodzi pora aby ruszać. Jest już południe a czterotysięcznika nie zdobywa się między obiadem a kolacją. Nesim pyta jeszcze czy nie chcemy czaju na drogę. Idę więc do plecaka po swój termos. Wracając słyszę głośne i stanowcze:Kurd! Kurdystan!. Pytam więc po powrocie Ernesta o co chodzi. Gdzieś nam to umknęło, w ogóle się nad tym nie zastanawialiśmy do tej pory. A teraz już wiemy, jesteśmy w Kurdystanie, w kurdyjskiej wiosce. To dlatego Nesim niezbyt przychylnie wypowiada się o zachodniej (administracyjnej) części Turcji. Relację kurdyjsko-tureckie od dziesiątek lat nie układają się dobrze. Siadam z moim termosem (0,7l) a Nesim patrzy i się uśmiecha ironicznie. Po chwili wchodzi jego córką, z - na oko - 5 litrowym termosem, takim ze szkłem w środku. Teraz to my się śmiejemy i próbujemy wytłumaczyć, że nie damy rady tego ze sobą targać. Szef nie ma wyjścia, ustępuje a my zalewamy tylko nasz mały termosik. Dostajemy jeszcze zapas chleba, owczego sera i oliwek. No to z głodu nie zginiemy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/191/e54e.jpg (https://imageshack.com/i/5be54ej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/31/epq0.jpg (https://imageshack.com/i/0vepq0j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/196/wund.jpg (https://imageshack.com/i/5gwundj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/lz7w.jpg (https://imageshack.com/i/nflz7wj)

Żegnamy się z naszym gospodarzem, zarzucamy plecaki i ruszamy w góry. Od ponad 10 dni siedzimy głównie w siodłach motocykli, nasze nogi nie są więc zbyt skore do poruszania się, szczególnie w górę i z balastem. Tak więc tempo z początku jest bardzo spacerowe. Co więcej, to nie Tatry czy Alpy, nie ma tu żadnych szlaków, tabliczek czy ścieżek. Znaczy ścieżki są ale pasterskie. Drogę więc musimy wybierać sobie sami „na oko“. Ponoć na wejście na Suphan Dagi wymagane jest jakieś pozwolenie administracyjne, no cóż, my mamy zgodę Nesima - nam wystarczy :) Wybieramy drogę względnie na wprost, jako cel obierając prawe,skrajne zbocze szczytu. Kluczymy wężowym tropem aby łatwiej nabierać wysokości. Z początku jest w miarę łagodnie, dużo tu jeszcze trawy i śladów pasterskiego bytowania. Wychodzimy na spore wypłaszczenie że pozostałościami obozowania pasterzy. Od tego miejsca podejście robi się trudniejsze. Idziemy bokiem żlebu a pod nogami coraz więcej kruchych wulkanicznych skał. Odwracamy się a widok zapiera dech. Przestrzeń zdaje się być nieograniczona, bo aż po horyzont nie ma praktycznie żadnych innych gór. W dole została nasza wioska, tak mała, że ledwie dostrzegalna. Robimy przerwę i cieszymy się tym widokiem i piękną pogodą.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/268/jpkk.jpg (https://imageshack.com/i/7gjpkkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/534/9yy7.jpg (https://imageshack.com/i/eu9yy7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/208/dwtk.jpg (https://imageshack.com/i/5sdwtkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/802/n2x5.jpg (https://imageshack.com/i/man2x5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/36/jbf9.jpg (https://imageshack.com/i/10jbf9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/543/gvwc.jpg (https://imageshack.com/i/f3gvwcj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/854/ygrl.jpg (https://imageshack.com/i/nqygrlj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/541/q729.jpg (https://imageshack.com/i/f1q729j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/571/6ks1.jpg (https://imageshack.com/i/fv6ks1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/600/10y4.jpg (https://imageshack.com/i/go10y4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/824/wvr8.jpg (https://imageshack.com/i/mwwvr8j)

Przerwa jednak długo trwać nie może, bo czasu wiele nie mamy i jutro chcemy atakować już szczyt więc dziś musimy obozować jak najwyżej. Pod wieczór po 6 godzinach marszu znajdujemy w miarę płaski kawałek terenu i rozbijamy namiot na 3500 metrach. Wieczór jest jeszcze w miarę spokojny a niebo przejrzyste, czuć jednak, że wiatr się wzmaga.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/585/jubw.jpg (https://imageshack.com/i/g9jubwj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/703/wizc.jpg (https://imageshack.com/i/jjwizcj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/196/jp7q.jpg (https://imageshack.com/i/5gjp7qj)

W nocy następuje załamanie pogody i załamanie snu. Kiedy budzę się pierwszy raz, boczna ściana namiotu leży mi na twarzy. Wieje niesamowicie, a ponieważ namiot jest bez fartuchów zimne powietrze wlatuje również do środka. Każde kolejne przebudzenie wzmaga złość, praktycznie nie da się spać, szarpie namiotem niesamowicie. W takich warunków dociągamy do rana. Niestety namiot nadal leży na nas. Wychylamy głowy na zewnątrz aby przekonać się, że przyszła do nas zima. Czarne chmury, biały śnieg i potężny wiatr. Nic tylko atakować szczyt. Leżymy więc dalej w ciepłych śpiworach i czekamy na jakieś okno pogodowe. Te następuje dopiero po 10tej.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/bmx2.jpg (https://imageshack.com/i/mrbmx2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/593/7sn6.jpg (https://imageshack.com/i/gh7sn6j)

Wychodzimy zostawiając obóz i pniemy się z wolna do góry. Nie jest dobrze, czarne chmury co chwila przewalają się przez grzbiet, co jakiś czas popaduje śnieg i nieustannie wieje. Po jakimś czasie zaczyna też błyskać i grzmieć. Ernest jest trochę z przodu i zdaje się nie zwraca zbytnio uwagi na coraz większe niebezpieczeństwo pchania się wyżej. W końcu się zrównujemy a pogoda załamuje się totalnie. Wieje, sypie, błyska i grzmi.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/208/divb.jpg (https://imageshack.com/i/5sdivbj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/208/3352.jpg (https://imageshack.com/i/5s3352j)

Chowamy się w zagłębieniu skalnym, żeby przeczekać burzę. Jesteśmy na blisko 3800 metrach ale decydujemy się na odwrót. Jest zbyt niestabilnie i nie ma sensu ryzykować, zwłaszcza, że cały czas musimy wyszukiwać sobie dobrą drogę. Po kilkunastu minutach przestaje grzmieć i szybkim krokiem schodzimy do obozu. Przemarznięci pakujemy się w śpiwory.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/546/q1q4.jpg (https://imageshack.com/i/f6q1q4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/811/bj0l.jpg (https://imageshack.com/i/mjbj0lj)

Dochodzimy do siebie i wyczekujemy kolejnego przejaśnienia aby się spakować i zejść do wioski. To następuje dopiero po 14tej. Szybko się zwijamy, choć namiot wyrywa z rąk i zaczynamy zejście. Po chwili znowu pogoda się sypie, zaczyna padać, wpierw śnieg, potem deszcz. Widoczność znikoma. Dobrze, że mamy GPS więc schodzimy po śladzie. W końcu jednak padają baterię. Na szczęście najgorszy odcinek drogi za nami, w krótkich przejaśnieniach dostrzegamy wioskę, wyznaczającą nasz kierunek. Na dole jeszcze trochę błądzimy między wzgórzami i skałami aż wreszcie wychodzimy na drogę tuż przed zabudowaniami. Spotykamy Rassula i jego brata Mehmeta wracających ze stadem, jesteśmy bezpieczni, u swoich :)

bathory
01.03.2014, 15:33
Ponieważ nie chcemy nadwyrężać gościnności tutejszych ludzi postanawiamy rozbić namiot w pobliżu garażu Nesima. Jego samego zdaje się nie ma w wiosce bo nie widać auta. Zaczyna padać. Podchodzi do nas mężczyzna, który gestami pokazuje nam, żebyśmy spali u niego. Z początku się opieramy nie chcąc się narzucać, w końcu jednak ustępujemy. Idziemy do niego do domu, na drugim krańcu osady. Obmywamy ręce i twarze i siadamy w głównym pokoju. Tym razem jest nas więcej, oprócz Selima (gospodarza) również jego syn Efe, Rassul i Mehmet, których spotkaliśmy przed wioską oraz syn Nesima - Feizi. W izbie obok zdaje się są też córki Selima. I tradycyjnie na środku pokoju ląduje wielka taca, małe szklaneczki, dzbanek z czajem i kolacja. Atmosfera jest mniej napięta, jakby mniej oficjalna jak w domu Nesima. Szybko zaczynamy się komunikować. Rassul wpada na dobry pomysł i zaczynamy porozumiewać się pokazując przedmioty i zjawiska i mówiąc ich nazwy, my po polsku i angielsku, oni po kurdyjsku i turecku. Całkiem nieźle nam to idzie, jest sporo zabawy. Robimy sobie też pamiątkową sesję zdjęciową. W końcu poprzedniego dnia Nesim dał nam adres aby przesłać mu zdjęcia, będzie więc ich więcej :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/jyui.jpg (https://imageshack.com/i/jwjyuij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/23/mtpu.jpg (https://imageshack.com/i/0nmtpuj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/577/ki9k.jpg (https://imageshack.com/i/g1ki9kj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/545/0ksp.jpg (https://imageshack.com/i/f50kspj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/pnta.jpg (https://imageshack.com/i/nmpntaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/593/t3na.jpg (https://imageshack.com/i/ght3naj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/11uf.jpg (https://imageshack.com/i/mu11ufj)

Wreszcie po najedzeniu się i wypiciu morza herbaty zbieramy się do snu. Selim z Efem przygotowali nam posłanie w osobnym pokoju. Z rozkoszom kładziemy się w świeżej pościeli i próbujemy zasnąć. Pół godziny później dochodzi nas dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Słyszymy jak ktoś wpada do mieszkania i zaczyna robić jakieś zamieszanie. Otwierają się drzwi naszego pokoju i staje w nich wyraźnie pobudzony Nesim. Nerwowo gestykuluje i krzyczy. Każe nam się zbierać. Niechętnie więc się pakujemy przeczuwając, że coś może być nie tak. Może faktycznie trzeba mieć pozwolenie na wejście na Suphana? Może nasz gospodarz dowiedział się o tym gdzieś w mieście? Wychodzimy z domu, w biegu żegnając się z Selimem i dziękując mu za gościnę. Na zewnątrz pada. Pakujemy się do forda, Nesim cały czas coś mówi. Szkoda nam Seilma i Efego, bo zdaje się, że Szef nieco ich zrugał. Na szczęście jednak nie wyjeżdżamy nigdzie daleko. Trafiamy do domu Nesima. Kiedy już siedzimy na podłodze u niego w pokoju Nesim się uspokaja. Za chwile pojawia się herbata. Chyba czujemy o co chodzi. Szef chyba czuł się odpowiedzialny za nas, jako ten który nas pierwszy ugościł ale chyba bardziej jako najważniejsza osoba w osadzie. Może też było mu w jakiś sposób głupio, że jego gości przejął ktoś inny. W każdym razie znowu musimy wypić sporo czaju nim spokojnie będziemy mogli zalec i wreszcie odpocząć po nieudanej ale ciężkiej próbie zdobycia czterotysięcznika.
Rano ponownie siedzimy z Nesimem przy herbacie i pasterskim śniadaniu. Czas jednak się zbierać. Pakujemy nasz dobytek z powrotem na motocykle i żegnamy się z naszym kurdyjskim przyjacielem. Nesim pyta, czy dałbym „nóż Rambo“ jego synowi“. I weź tu odmów człowieku za taką gościnę? Bez większego żalu rozstaje się więc z moim Gerberem. Jeszcze ostatnie wspólne zdjęcie i zapalamy maszyny. Pozostawiamy samotną górską osadę i niezdobytą górę, której wierzchołek cały czas tonie w chmurach. Suphan Dagi nie był dla nas łaskawy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/607/7t1b.jpg (https://imageshack.com/i/gv7t1bj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/841/q1on.jpg (https://imageshack.com/i/ndq1onj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/811/ievr.jpg (https://imageshack.com/i/mjievrj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/33/3yzo.jpg (https://imageshack.com/i/0x3yzoj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/36/p6gz.jpg (https://imageshack.com/i/10p6gzj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/690/vl5j.jpg (https://imageshack.com/i/j6vl5jj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/849/7o4k.jpg (https://imageshack.com/i/nl7o4kj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/3vtg.jpg (https://imageshack.com/i/nh3vtgj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/691/umim.jpg (https://imageshack.com/i/j7umimj)

Najwyższa pora myśleć o opuszczeniu gościnnej Turcji. Jedziemy więc ponownie na północ aby odbić w kierunku irańskiej granicy. Szybko dopada nas deszcz, temperatura też nie rozpieszcza, jest jakieś 10 stopni. Po kilku godzinach zjeżdżamy do przydrożnej knajpy. Musimy trochę wyschnąć i się ogrzać. Przy okazji zjeść obiad i skorzystać z netu. Knajpę prowadzi bardzo przyjemny jegomość, który serwuje nam bardzo dobrą rybkę. Przy okazji wypijamy kilka herbat i ze dwie kawy, internetu niestety nie ma ale spisujemy na laptopie przeżycia ostatnich dni i zgrywamy zdjęcia. Na koniec gość kasuje nas tylko za rybę, piliśmy za gratis :) Czy tak nie może być wszędzie?

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/196/f4ym.jpg (https://imageshack.com/i/5gf4ymj)

Szeroka dwupasmowa droga prowadzi nas wprost na wschód. Tym razem na nocleg zjeżdżamy jeszcze za dnia chcąc jak najszybciej schować się przed tym co niesie ze sobą potężna czarna chmura. Zaraz po wejściu do namiotu zaczyna kropić. Jednak deszczowy kataklizm przeszedł gdzieś bokiem.
Z rana prace porządkowe, głównie wokół twarzy i głowy Ernesta, który postanowił pozbyć się nadmiaru owłosienia. Ja zgodnie z autorską tradycją, na wyjazdach się nie golę więc mam problem z głowy :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/36/4vw7.jpg (https://imageshack.com/i/104vw7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/196/6h48.jpg (https://imageshack.com/i/5g6h48j)

Docieramy do miasta Dogubayazit i próbujemy się w nie zgłębić aby znaleźć kafejkę. Miasto odstręcza, jest jakieś brzydkie i chaotyczne. Postanawiamy je opuścić. Tabliczka informacyjna pokazuje, że do granicy zostało około 30 km. Po drugiej stronie ulicy, ze szczytem ukrytym w chmurach, piętrzy się góra marzenie - Ararat.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/199/w4ty.jpg (https://imageshack.com/i/5jw4tyj)

Chwilę później mijamy stację benzynową i coś nas kusi aby zawrócić i zajechać tam. A może akurat mają internet? No i jak się okazuje mają :) Na stacji siedzi grupka facetów, jeden z nich - Musa - mówi całkiem nieźle po angielsku. Mamy więc internet i możemy sobie pogadać. Nie brakuje też oczywiście herbaty. Większość z nich pracuje w zakładzie, znajdującym się tuż za stacją. Kierownik stacji chwali się swoim małym arsenałem, strzelbą i pistoletem. Ponoć ma też kałacha ale nie tutaj :) Musa coś wspomina, że będą musieli iść na obiad. Okazuje się, że zapraszają również nas. Na stołówce jesteśmy niezłą atrakcją. I jak zwykle wszyscy są bardzo życzliwi i przyjaźni. Zjadamy pyszny posiłek w doborowym towarzystwie. Wysyłamy relację do Polski, załatwiamy sobie w razie czego miejsce na pozostawienie motocykli, w razie gdyby nas nie wpuścili z nimi do Iranu. Obiecujemy też, że wracając zajedziemy tu i zdamy relację.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/801/w9zg.jpg (https://imageshack.com/i/m9w9zgj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/208/94n6.jpg (https://imageshack.com/i/5s94n6j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/607/3v74.jpg (https://imageshack.com/i/gv3v74j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/836/g6ap.jpg (https://imageshack.com/i/n8g6apj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/j33v.jpg (https://imageshack.com/i/jwj33vj)

Przed granicą ciągnie się 11 kilometrowy korek ciężarówek. My mijamy go bokiem i podjeżdżamy do bramki dla osobówek. Na tureckiej granicy nie ma większych problemów. Ostatni urzędnik przed irańską bramą po zajrzeniu w nasze paszporty woła: Dzień dobry! Okazuje się, że studiował w Szczecinie a teraz mieszka z żoną - polką w Dogubayazit. Jest miło ale komputer wyrzuca mu, że Ernest musi jechać na prześwietlenie. Trwa to chwilę, którą spędzam na rozmowach z kurdyjskimi pracownikami jadącymi do Iranu. Wreszcie metalowa brama otwiera się przed nami i wjeżdżamy na ziemię irańską.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/541/fjcp.jpg (https://imageshack.com/i/f1fjcpj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/833/y6rg.jpg (https://imageshack.com/i/n5y6rgj)

bathory
04.03.2014, 20:00
Tu nieco szerzej o pobycie u Kurdów:

http://www.peron4.pl/turcja-na-kurdyjskiej-ziemi/

Boski-Kolasek
07.03.2014, 03:03
fajna ta Turcja!

igi
07.03.2014, 08:56
:drif::Thumbs_Up:

Brambi
07.03.2014, 15:38
Wspaniała relacja i zdjęcia a tekst lekki i ciekawy bardzo !

bathory
27.03.2014, 19:31
Po irańskiej stronie najpierw witają nas mundurowi. Rutynowe rzeczy – sprawdzenie dokumentów. Wszystko ok. więc przechodzimy dalej do budynku administracyjnego. Tam na końcu zatłoczonej hali, tuż przy drzwiach stoi mały stoliczek a przy nim urzędnik w garniturze. Oczywiście on też prosi o dokumenty. Przegląda je i po chwili zadaje pytanie, którego baliśmy się najbardziej: carnet du passage? Spoglądamy na siebie i robimy miny jakbyśmy pierwszy raz w życiu usłyszeli te słowa. Zgrywamy się, że nie wiemy o co chodzi. Gość coś tłumaczy po angielsku ale jesteśmy twardzi.
- Przecież nasi znajomi wjeżdżali do Iranu trzy miesiące temu i nie było problemu, więc o co chodzi?
- Nie to niemożliwe, bez tego dokumentu się nie da.
- Ale oni wszystko załatwiali na granicy, płacili jakieś 100$ i było ok./
Urzędnik razem z drugim gościem, który włączył się do rozmowy patrzą po sobie, w nas tli się już iskierka nadziei gdy pada finalne: Nie da rady. Wy możecie wjechać, motocykle nie.
Pozostaje nam zostawić motocykle na parkingu celnym i podbić Persję na własnych nogach. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że celnicy sami do końca nie wiedzą jak to ma wyglądać, jakie kwity nam mają wystawić etc. Oczywiście ich angielski pozostawia wiele do życzenia, tym trudniej jest się nam dogadać. Wreszcie jedziemy za taksówką, w której siedzi urzędas na położony o 1 km za przejściem parking. Niespiesznie się przebieramy i pakujemy plecaki. Nie do końca mamy zaufanie co do bezpieczeństwa naszych gratów w tym miejscu ale jakie mamy wyjście? Urzędnik pobiera jeszcze od nas 30$ za to, że ogarnął cały temat (to raczej nie była oficjalna opłata) i wychodzimy ku drodze.
Tu dopiero robi się wesoło. Zmasowany atak taksówkarzy z super ekstra specjalnymi ofertami i promocjami tylko dla nas. Owe promocje skłaniają nas do minięcia owych panów i ruszenia dalej. Jak się okazuje to dopiero początek. Goście biegną za nami, podjeżdżają autami, a cena za każdym podejściem jest niższa. Mimo to postanawiamy próbować na stopa. A ostatni narwaniec jeszcze po godzinie nas nagabywał.
Szybko okazuje się, że ze stopem jest mały problem. Owszem samochody zatrzymują się bardzo często, tyle, że każdy chce od nas kasy, najchętniej w dolarach. Sytuacja nie wygląda najlepiej. W końcu wsiadamy z jakimiś młodymi chłopakami, uprzedzając ich, że no money! i podjeżdżamy kilkadziesiąt kilometrów.
Na końcu oczywiście chcą od nas kasę. Stanęło chyba na pięciu dolcach. Jesteśmy w centrum miasta, Maku. Idziemy wzdłuż głównej drogi zdaje się, że miasto należy do tych, które nigdy się nie kończą. Oczywiście co chwila atakują nas taksówkarze. Człowiek na ulicy próbuje nam wmówić, że musimy iść do hotelu i rano jechać autobusem, tylko, że nas taka opcja nie interesuje. Znowu staje przy nas jakiś samochód. Znowu krzyczymy no money! Kierowca jednak coś tam dalej do ans gada i wychodzi nam, że i tak nas podrzuci. Wsiadamy i na najbliższym rondzie zawracamy aby po kilkuset metrach zatrzymać się pod hotelem.
- Today hotel, tomorrow bus. Taaaaaaaaaaa. Z ciekawości pytamy gościa z hotelu o cenę noclegu po czym obracamy się na piętach i ruszamy dalej. Z tym, że przez tego głąba musimy nadrobić te kilkaset metrów straty.
Gdy docieramy do wspomnianego ronda niedaleko nas zatrzymuje się mała ciężarówka, z której wybiega w naszą stronę niewysoki jegomość. Wita się z nami i co niezwykłe jak do tej pory mówi nie najgorzej po angielsku. Pyta gdzie jedziemy – do Teheranu - i tłumaczy, że w Iranie ze stopem jest problem, wszyscy chcą pieniądze. Proponuje jednak, że on nas zabierze do stolicy całkowicie za darmo. Musimy tylko się pojawić na pobliskiej stacji benzynowej o 4 rano. Oczywiście zgadzamy się na ten rewelacyjny pomysł! Tylko, że jest dopiero 22 i trzeba by się gdzieś przespać.
Nie chcemy za daleko odchodzić od miejsca spotkania poza tym, jesteśmy w dużym przelotowym mieście, położonym w wąwozie pomiędzy skałami więc i tak za wiele nie znajdziemy. Wybieramy więc pobliską budowę. Niepostrzeżenie wchodzimy do środka nieukończonego budynku i na drugim piętrze rozbijamy obóz. Ernest upiera się przy namiocie, bo tak mu bezpieczniej. Jest więc namiot.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/41/3rff.jpg (https://imageshack.com/i/153rffj)

Wstajemy w środku nocy i szybko się okazuje, że czasu mało i chyba się spóźnimy. Ponieważ jak zwykle z pakowaniem radzę sobie lepiej więc wybiegam pierwszy aby upolować naszego drivera. Jest bardzo punktualny. Już ma nagrzaną ciężarówkę kiedy dobiega Ernest. Na pace cienkie rureczki w liczbie kilkuset, ledwie zasłaniają podłogę. Na nich ląduje nasze plecaki. My w kabinie, obok kierowcy na podwójnym siedzeniu.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/401/f7z0.jpg (https://imageshack.com/i/b5f7z0j)

Oczywiście pierwsze godziny jazdy to radość z przemieszczania się. Nie jedziemy co prawda szybko, z rzadka przekraczamy 89 km/h do tego często zatrzymujemy się na jakiś policyjnych checkpointach, gdzie kierowca biega z papierami ale najważniejsze – jedziemy!

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/00x9.jpg (https://imageshack.com/i/e900x9j)

Nasz kierowca nazywa się Sabish (no dobra albo Sibush, nie pamiętam) i coś tam nam próbuje tłumaczyć gdy pytamy o te kontrole jednak nie wiele z tego rozumiemy. Po kilku następnych godzinach zaczynam się wybitnie męczyć. Siedzę w środku, tam gdzie przestrzeń ogranicza wystająca część kokpitu i skrzynia biegów. A mam ponad 190 cm wzrostu i zwyczajnie nie wiem co zrobić z nogami. Często przysypiamy. Co jakiś czas zatrzymujemy się, raz czy dwa na tankowanie i kilka razy na herbatę czy coś do zjedzenia.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/w2ww.jpg (https://imageshack.com/i/e9w2wwj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/811/ttr3.jpg (https://imageshack.com/i/mjttr3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/0ltr.jpg (https://imageshack.com/i/n60ltrj)

Gdzieś po drodze w trakcie rozmowy dowiadujemy się, że nasz driver wiezie swój ładunek do Isfahanu. Mówi, że to perła Iranu i powinniśmy go zobaczyć. Nie zastanawiamy się długo. Teheran poczeka. Omijamy więc stolicę bokiem, jakąś obwodnicą i suniemy na południe. Górzysty krajobraz kończy się przed stolicą ustępując miejsca płaskiej równinie z polami uprawnymi porozrzucanymi w pobliżu drogi ogromnymi fabrykami. Pięknie to nie jest. Na drogach króluje muzeum pojazdów ciężarowych. Amerykańskie Macki, Mercedesy i Volvo, takie jakich ja nie pamiętam z dzieciństwa, nawet z obrazków :P

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/823/tlay.jpg (https://imageshack.com/i/mvtlayj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/lint.jpg (https://imageshack.com/i/e9lintj)

Trochę nas zastanawia fakt, że Sabish w ogóle nie odpoczywa, nie zatrzymuje się na drzemkę. Twierdzi, że jest przyzwyczajony, bo jeździ od lat. Ale czasem jak spoglądam na niego kątem oka, mam wrażenie, że przymyka powiekę. Na szczęście jednak drogi się szeroki, równe i głównie proste.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/ouzw.jpg (https://imageshack.com/i/nfouzwj)

Gdzieś koło 1 w nocy docieramy do przedmieść Isfahanu. Zatrzymujemy się na parkingu przy drodze. Sabish mówi, że o 4 rusza rozładować towar i do tego czasu możemy się przespać na pace. Z niewysłowioną rozkoszą rozprostowuje nogi z tyłu ciężarówki i zasypiam. Nie mija chwila kiedy budzi nas kierowca. To już? Złazimy z paki, żegnamy się i zostajemy sami.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/4k65.jpg (https://imageshack.com/i/mr4k65j)

Co prawda Sabish twierdził, że możemy się tu obok przekimać na trawniku i nikt nas nie ruszy ale jakoś nam to nie pasuje. Ruszamy więc przed siebie nie do końca wiedząc gdzie. Po około 2 godzinach trafiamy do parku, w jakiejś cichej dzielnicy i zalegamy na tamtejszych ławkach. Kiedy się budzimy dokoła nas życie tętni. Zdaje się, że całe miasto wyszło na poranny jogging. Młodzi, starzy, matki z dziećmi wszyscy ćwiczą. Niesamowity widok.
Co wiemy o Isfahanie to to, że jest duży i ma dużo zabytków. Tylko jak je znaleźć bez mapy i przewodnika? Zdajemy się na nawigację. Okazuje się, że do ścisłego centrum, gdzie jest to co najważniejsze mamy jakieś 10 km.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/849/cx8r.jpg (https://imageshack.com/i/nlcx8rj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/62/9ky7.jpg (https://imageshack.com/i/1q9ky7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/s4su.jpg (https://imageshack.com/i/jws4suj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/hgts.jpg (https://imageshack.com/i/nmhgtsj)

Po drodze jednak udaje nam się zrelaksować w urokliwym parku z fontannami, gdzie ogarniamy wstępne śniadanie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/42/wola.jpg (https://imageshack.com/i/16wolaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/69/nncy.jpg (https://imageshack.com/i/1xnncyj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/v13b.jpg (https://imageshack.com/i/nrv13bj)

Dalej zachodzimy do kafejki internetowej. Trzeba się dowiedzieć co możemy tu obejrzeć. Z kafejki wychodzimy z nastawieniem, że najpierw znajdujemy nocleg potem wykąpani i bez plecaków ruszamy zwiedzać. W pierwszym motelu pani nie chce nam zejść z ceny. W drugim też nie ale i tak jest taniej. Tym sposobem po raz pierwszy na trasie możemy skorzystać z prysznica – to naprawdę wspaniałe uczucie. Przy okazji pierzemy też wszystko co możemy.
Odświeżeni, wypachnieni ruszamy na podbój miasta. Najpierw trzeba jednak ukoić zasuszone wnętrzności. Lokalu nie szukaliśmy zbyt długo, może dlatego szału w nim nie było, może dlatego też później Ernest na gwałt szukał toalety 

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/8cqv.jpg (https://imageshack.com/i/0s8cqvj)

Plac Homeiniego to nasz pierwszy i główny cel. Szybko nam się zaczyna podobać irańska ulica, jest ruchliwa i tłoczna ale ludzie życzliwie zagadują:
- Hello mister! How are you
- Hello, we are great and how are you? Po czym następuje konsternacja z miną wyrażającą brak jakiegokolwiek zrozumienia i odwrót w swoją stronę. Zabawne, oni chyba w ogóle nie wiedzą o co pytają. Ale to i tak sympatyczne. Jeszcze sympatyczniejsze są uśmiechy Iranek rzucane nam mniej lub bardziej śmiały sposób. Tak, jest miło 

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/at5i.jpg (https://imageshack.com/i/nrat5ij)

Większość popołudnia spędzamy przy placu Homeiniego. Meczet Piątkowy, Królewski, bazar etc. Niby fajnie to zobaczyć ale pozostaje niedosyt. Szczególnie kiedy wszystko jest pozastawiane rusztowaniami i nic nie widać. A za wstęp do wszystkich obiektów trzeba płacić. Cena dla turysty x6.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/t4gj.jpg (https://imageshack.com/i/e9t4gjj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/27/b6jz.jpg (https://imageshack.com/i/0rb6jzj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/lpwl.jpg (https://imageshack.com/i/n1lpwlj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/20/gn4r.jpg (https://imageshack.com/i/0kgn4rj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/ojc8.jpg (https://imageshack.com/i/jwojc8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/tf8b1.jpg (https://imageshack.com/i/n6tf8b1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/epq1.jpg (https://imageshack.com/i/nhepq1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/x6jk.jpg (https://imageshack.com/i/nfx6jkj)

No i nadszedł moment kiedy zjedzony obiad zaczyna pracować we wnętrzu biednego Ernesta. Na gwałt potrzebny szalet. Tylko żadnego nie widać. Pewnie przez to, że wyglądamy na ludzi w potrzebie przyczepia się do nas młody Irańczyk. Chętnie pokaże nam miasto i jego zabytki. No to zacznij od kibla chłopie!
Kiedy problem natury fizjologicznej zostaje rozwiązany dajemy się poprowadzić naszemu przewodnikowi. Parki, mosty, rzeka, przejażdżka miejskim autobusem, herbaciarnia (czy raczej palarnia sziszy) i tak nam schodzi do prawie pierwszej w nocy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/bps3.jpg (https://imageshack.com/i/nsbps3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/22/umu3.jpg (https://imageshack.com/i/0mumu3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/809/9dly.jpg (https://imageshack.com/i/mh9dlyj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/854/ihr4.jpg (https://imageshack.com/i/nqihr4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/34/qf08.jpg (https://imageshack.com/i/0yqf08j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/3cxu.jpg (https://imageshack.com/i/jw3cxuj)

W międzyczasie jeszcze gość nam załatwia przez telefon bilety autobusowe na następny dzień. Koniec końców mamy dość już wszystkiego, zrobiliśmy dzisiaj prawie 50 km a ten chłopak dalej chce nam coś pokazywać, zabierać do restauracji etc. Zaczynamy się irytować i myśleć jak się go pozbyć. Niby już ciemno ale za dużo ludzi, żeby niepozornie przyłożyć w głowę i schować ciało w ciemnym zaułku. I trochę nam głupio, że może wychodzimy na niewdzięcznych ale naprawdę ledwo stoimy na nogach. Gość w końcu daje nam spokój. Ale jakoś tak chyba nie rozumie do końca, że możemy nie mieć już siły zwiedzać jego pięknego super wspaniałego miasta. Wracamy do motelu i padamy. Rano pobudka.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/33/l9iv.jpg (https://imageshack.com/i/0xl9ivj)

bathory
21.04.2014, 15:19
Wstajemy wcześnie rano, bo wcześnie mamy autobus. Nie do końca wiemy gdzie jest dworzec, zdajemy się więc na gps. Po 30 minutach dochodzimy do dworca, tyle że wygląda on na dworzec miejski. Próbujemy zasięgnąć języka u kierowców. Faktycznie to nie ten dworzec, na którym mieliśmy być. Na szczęście odjeżdża stąd autobus, który zabierze nas na ten właściwy. Odczuwamy pewien niepokój, bo autobus długo nie rusza, a czas do odjazdu naszego transportu do Sziraz nieubłaganie się zbliża. Na szczęście na dworzec trafiamy na czas. Jeszcze tylko trochę zamieszania aby znaleźć właściwy autobus z dziesiątków, które tu stoją i w wreszcie spokojnie rozkładamy się w super wygodnych fotelach autobusu klasy VIP. Klimatyzacja, telewizor, jedzonko, dużo miejsca – i niska cena. Przed nami blisko pół tysiąca kilometrów, które przemierzamy szeroką dwupasmową drogą, przez pustynną-górzyste krajobrazy.
W międzyczasie prosimy też kierowcę aby wysadził nas w Perspeolis, jakieś 60 km przed Sziraz, gdzie chcielibyśmy zobaczyć starożytne ruiny dawnej stolicy Persji. Niestety kierowca albo zapomniał albo nie zrozumiał albo miał nas w dupie i wysiadamy na dworcu w Sziraz. Trochę doskwiera nam głód więc atakujemy pobliski bar. W obsłudze same młode chłopaczki. Zdaje nam się, że zamawiamy pierś z kurczaka z ryżem. Do stolika jednak dostajemy udka. Ja się śmieje, a Ernest postanawia wyjaśnić Irańczykowi różnicę. Chłopak zabiera porcję i za chwilę wraca. Z udkami. Idziemy obaj do „szefa’, który zna z pięć słów po angielsku i na migi pokazujemy mu różnicę między piersiami a nogami. Jego twarz wyraża zrozumienie, natomiast nie następuje za tym nic, co by je potwierdzało. Zrezygnowani zjadamy udka, czyli irańską pierś :) U urodziwej pani kupujemy jeszcze bilety na autobus do Yazd na kolejny dzień.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/10rw.jpg (https://imageshack.com/i/n110rwj)

A po chwili zaczynają się problemy. Czyli walka z taksówkarzami, którzy za podwiezienie nas do Sziraz żądają cen jak za bilet lotniczy. Olewamy ich i kierujemy się o własnych siłach ku wylotowi z miasta. Jednak atmosfera między nami zaczyna być napięta. Jesteśmy zmęczeni, jest gorąco, niesiemy ciężkie plecaki i nie wszystko układa się po naszej myśli. Ernest w końcu ściąga plecak, odpina namiot i rzuca go w moją stronę, z wyrzutem, że on go nie będzie ciągle nosił. Faktycznie, ponosił go kilka godzin od czasu przekroczenia irańskiej granicy to mógł się zmęczyć. Jest go nawet gotów zostawić, kiedy mówię, że go nie wezmę. Oczywiście go zabieram, ale teraz idziemy praktycznie osobno, w ogóle się do siebie nie odzywając.
Wychodzimy wreszcie na wylotówkę. Siadam z tobołami parę metrów od drogi i mam wszystkiego dosyć. Mam irański kryzys, wywołany brakiem swobody przemieszczania się, irańskimi taksówkarzami, gorącem, ciężarem bagażu i cholera wie czym jeszcze. Ernest stoi przy barierce tuż obok drogi. Zatrzymuje się koło niego samochód, przez chwilę coś gadają i auto odjeżdża. Żadna niespodzianka. Po chwili staje kolejne a rozmowa jest jakaś dłuższa. Wtem Ernest się odwraca i woła mnie. Wsiadamy do samochodu z trójką młodych Irańczyków, dwie siostry Sarah i Lale oraz Reza ich przyjaciel, za kółkiem. Dziewczyny świetnie gadają po angielsku więc szybko się dogadujemy. Są niezwykle sympatyczni i życzliwi. Do tego stopnia, że pomimo, iż mieli wracać do domu w Sziraz zabierają nas do Persepolis. Po drodze pytają co obejrzeliśmy w Sziraz. Kiedy słyszą, że dworzec są bardzo zaskoczeni. Sarah deklaruje, że jeśli chcemy to chętnie nam jutro pokażą ich piękne miasto, bo po prostu musimy je zobaczyć. Mamy już bilety do Yazd na autobus ruszający rano z Persepolis, ale nie wiele myśląc zgadzamy się na jej propozycję :) W Persepolis okazuje się, że już jest zamknięte. Jak chcemy zwiedzić ruiny musimy tu być następnego dnia. Okazuje się, że to nie problem. Irańczycy załatwiają nam nocleg u pracownika muzeum i obiecują, że rano po nas wrócą. Umawiamy się na 10.
Nocleg spędzamy za niewielką opłatą w pustym domu, rozłożeni na dywanie przy akompaniamencie irańskiej telewizji. Tylko te wielkie karaczany wlatujące przez otwór wentylacyjny psują nam humory. Ten dzień zaczął się naprawdę kiepsko ale po raz kolejny w momencie kryzysu zjawiają się ludzie, którzy jednym słowem, uśmiechem, gestem odwracają wszystko o 180 stopni.
Rano nasz gospodarz załatwia nam taksówkę informując zarazem ile konkretnie powinniśmy driverowi zapłacić. O 8 już jesteśmy pod potężnymi schodami wiodącymi do antycznych ruin. Biletów razem dostaliśmy dwanaście, specjalna oferta dla obcokrajowców.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/89/qbo8.jpg (https://imageshack.com/i/2hqbo8j)

Kręcimy się po tych ruinach, które niestety nie robią na nas specjalnego wrażenia. Raz, że są naprawdę mocno przetrzebione, a dwa, że klimat tego miejsca psuje ogólny nieład. Walające się kable, blaszane budki strażników, elementy współczesnej zabudowy (jakieś trybuny), pracownicy rozłożeni na krzesłach, zasłaniający dobre kadry i uciekający kiedy widzą nas z aparatami. No bez szału. Po godzinie zwiedzanie mamy załatwione i czekamy w cieniu na przyjazd Rezy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/gvux.jpg (https://imageshack.com/i/0sgvuxj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/o2gk.jpg (https://imageshack.com/i/e9o2gkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/24/x1ed.jpg (https://imageshack.com/i/0ox1edj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/18/jk4k.jpg (https://imageshack.com/i/0ijk4kj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/41/ixde.jpg (https://imageshack.com/i/15ixdej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/42/6o1b.jpg (https://imageshack.com/i/166o1bj)

Ten zjawia się trochę spóźniony, razem z Sarą i jej mamą. Lale chyba w pracy. Wracamy więc do Sziraz. Odwiedzamy piękne ogrody, mauzoleum Hafeza, urokliwy bazar, dawne więzienie, łaźnie. Nie wszędzie decydujemy się wejść, bo wszystko jest płatne i choć nie są to sumy astronomiczne (średnio w granicach 12 złotych) to gdyby to zebrać do kupy wyszłoby kilka stówek. A i tak za większość rzeczy płaci Reza. Kiedy oponujemy słyszymy tylko: jesteście naszymi gośćmi. To właśnie dzięki nim odmieniło się nieco nasze nastawienie do Iranu, nie zabytki, nie widoki ale ludzie, tacy którzy bezinteresownie chcą ci poświęcić swój czas, pokazać swoje miasto, opowiedzieć o nim, którzy cieszą się Twoim towarzystwem i chcą dać ci coś od siebie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/akr4.jpg (https://imageshack.com/i/e9akr4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/69/32ob.jpg (https://imageshack.com/i/1x32obj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/824/11oj.jpg (https://imageshack.com/i/mw11ojj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/72vs.jpg (https://imageshack.com/i/nr72vsj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/46/x56c.jpg (https://imageshack.com/i/1ax56cj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/46/zwrq.jpg (https://imageshack.com/i/1azwrqj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/580/i8kk.jpg (https://imageshack.com/i/g4i8kkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/809/cnz1.jpg (https://imageshack.com/i/mhcnz1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/33/oj6c.jpg (https://imageshack.com/i/0xoj6cj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/203/74jl.jpg (https://imageshack.com/i/5n74jlj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/713/m8mw.jpg (https://imageshack.com/i/jtm8mwj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/401/2v0x.jpg (https://imageshack.com/i/b52v0xj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/34/czx3.jpg (https://imageshack.com/i/0yczx3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/19/90z8.jpg (https://imageshack.com/i/0j90z8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/3yzl.jpg (https://imageshack.com/i/0s3yzlj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/823/dvpi.jpg (https://imageshack.com/i/mvdvpij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/89/4o6v.jpg (https://imageshack.com/i/2h4o6vj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/1vn9.jpg (https://imageshack.com/i/mu1vn9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/f0q8.jpg (https://imageshack.com/i/n6f0q8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/823/3exn.jpg (https://imageshack.com/i/mv3exnj)

Zjadamy pyszny obiad w znakomitej restauracji z lokalnym jedzeniem. Na środku znajduje się szwedzki stół, gdzie można wszystkich tych lokalnych specjałów popróbować przed zamówieniem. Atmosfera jest fantastyczna, po prostu świetnie się bawimy z tymi ludźmi. Oczywiście nikt nie pozwala nam zapłacić za obiad.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/o5an.jpg (https://imageshack.com/i/0so5anj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/19/6hma.jpg (https://imageshack.com/i/0j6hmaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/62/jov6.jpg (https://imageshack.com/i/1qjov6j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/19/l9i1.jpg (https://imageshack.com/i/0jl9i1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/estx.jpg (https://imageshack.com/i/nmestxj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/y904.jpg (https://imageshack.com/i/nry904j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/69/cvph.jpg (https://imageshack.com/i/1xcvphj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/zq8b.jpg (https://imageshack.com/i/e9zq8bj)

Jeżdżąc z Rezą po mieście poznajemy specyfikę irańskiej ulicy od strony kierującego. Wiemy już, że jako piesi jesteśmy bez szans i nikt nie zwraca na nas uwagi. Miłą odmianą jest więc znalezienie się w aucie. A Reza dostarcza sporo rozrywki. Kiedy zauważa, że parkuje przed bramą z napisem „zakaz parkowania”, wraca do auta i przestawia je dwa metry do przodu wprost na przejście dla pieszych. Kiedy go pytamy czy tak można słyszymy tylko rozbrajające „no problem”. Dwa razy wjeżdżamy w ulicę pod prąd. Reza nie od razu łapie, że coś jest nie tak i śmieje się, że wszyscy jadą w drugą stronę i trąbią. Kiedy się wreszcie orientuje w sytuacji, wyraźnie rozbawiony rzuca „ok., no problem, ok”. No bajka, nawet gdzieś to mamy nagrane.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/27/v8k6.jpg (https://imageshack.com/i/0rv8k6j)

Reza koniecznie chciał nam tez pokazać gdzie pracuje. Gość jest człowiekiem renesansu. Gra na pianinie po bogatych restauracjach a do tego robi za fryzjera w 2 czy trzech zakładach. Nas zabrał do dwóch z nich, na szybko modeling fryzury :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/19/3v0w.jpg (https://imageshack.com/i/0j3v0wj)

Na koniec tego wspaniałego dnia nasi przyjaciele odwożą nas na dworzec, pomagają kupić bilet i żegnają się z nami dopiero przed drzwiami autobusu. A my rezygnujemy z wycieczki do Yazd i wsiadamy w autobus jadący prosto do Teheranu. Kolejne, tym razem prawie tysiąc, kilometry autobusowej epopei.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/203/26ud.jpg (https://imageshack.com/i/5n26udj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/833/m26s.jpg (https://imageshack.com/i/n5m26sj)

bathory
26.04.2014, 20:10
Po całonocnej podróży, rankiem lądujemy na dworcu w Teheranie. Naganiacz w mgnieniu oka załatwia nam taksówkę, za cenę, którą sobie założyliśmy. 30 dolarów za transport pod Damawand - czyli prawie 100 km. Po drodze wykorzystujemy jeszcze naszego taksówkarza aby zajechać na zakupy i doładować telefon.
Jedziemy w stronę miejscowości Rayneh. Monsour, nasz kierowca, co jakiś czas wypytuje miejscowych o drogę. Z ich pomocą oraz małym udziałem naszej nawigacji docieramy do Polor gdzie znajduje się placówka Irańskiej Federacji Górskiej. Tu czeka nas niespodzianka. Okazuje się, że musimy wykupić pozwolenie na wejście na szczyt. I tak uszczuplamy nasze portfele o 50$ każdy. Ale dzięki temu mamy mapę i wiemy, z którego miejsca startować. Jedziemy więc dalej peugotem do przełęczy Bifurcate Maadan (2450 m n.p.m.). Rozstajemy się z naszym kierowcą biorąc od niego numer telefonu. Umawiamy się, że po zejściu będziemy po niego dzwonić.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/835/zpgd.jpg (https://imageshack.com/i/n7zpgdj)

Zaczynamy podejście o własnych siłach. Pniemy się szutrową drogą, którą mogliśmy przejechać terenówką za kolejne kilkanaście dolarów. Po 200 metrach podejścia, to za co mieliśmy płacić, trafia nam się zupełnie za darmo. Coś, co wygląda zupełnie jak land rover defender (a nazywa się payzan), zatrzymuje się obok nas, a kierowca pyta czy nas podwieźć. Pewnie! Obok niego siedzi młody Afgańczyk. Szybko dochodzimy do tego, że nasz plan nie jest do końca idealny i oni mają dla nas lepszy. Zamiast podrzucić nas do meczetu Saheb al Zaman (3020 m n.p.m.), z którego zaczyna się szlak do base campu, urządzają nam wspaniały offroad. Terenówka pnie się coraz węższą i bardziej dziurawą drogą nieustannie do góry. Kierowca co jakiś czas załącza napęd na cztery koła. Niektóre zakręty pokonujemy na trzy razy, jest tak ciasno. Po mojej stronie za oknem widzę głównie przepaść, jeden błąd kierowcy i lecimy bez szans na cokolwiek. Mijamy kilka osad pasterskich i w końcu dojeżdżamy do końca drogi. Tu nasz kierowca pokazuje nam którędy dotrzeć do schroniska. Jeszcze tylko śniadanie i ruszamy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/27/2k06.jpg (https://imageshack.com/i/0r2k06j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/27/movi.jpg (https://imageshack.com/i/0rmovij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/703/tgzg.jpg (https://imageshack.com/i/jjtgzgj)

Nie dość, że oszczędziliśmy mnóstwo energii, to startujemy teraz z pułapu 3700 m n.p.m. dzięki czemu mamy do pokonania już tylko 500 m przewyższenia. Jest tylko jeden mały problem – sami wyznaczamy sobie szlak. Poza początkowym fragmentem, gdzie mamy do pokonania spory żleb, droga nie jest trudna. Za to męcząca, ciężar plecaków daje się we znaki, podobnie jak rosnąca wysokość. Po kilku godzinach w końcu docieramy do schroniska 3 Bargah. Na miejscu spotykamy dwóch Polaków i Słoweńca. Na małym wypłaszczeniu rozstawiamy namiot. Jeszcze tylko pracownik schroniska przychodzi sprawdzić czy mamy pozwolenie i idziemy spać. Plan wstać o 4 i ruszać do góry.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/837/s8cu.jpg (https://imageshack.com/i/n9s8cuj)

Plan uległ lekkiej modyfikacji, ruszamy 15 minut po szóstej. Razem z nami ruszają Polacy i Słoweniec. Idziemy oczywiście na lekko, tylko nieco jedzenia i picie. Poranny mróz daje się we znaki, szybko kostnieją dłonie i stopy. Słońce wstaje powoli gdzieś za granią i kiedy w końcu jego promienie do nas docierają robi się minimalnie cieplej. Droga od schroniska prowadzi żlebem, z którego w końcu wychodzi się na grań. Do pewnego momentu wszyscy pięcioro idziemy w miarę blisko siebie. Na 4800 m n.p.m. robimy z Ernestem przerwę na śniadanie. Wtedy pozostała trójka zostawia nas w tyle.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/594/hg4e.jpg (https://imageshack.com/i/gihg4ej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/uew9.jpg (https://imageshack.com/i/nsuew9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/401/oki3.jpg (https://imageshack.com/i/b5oki3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/1dxg.jpg (https://imageshack.com/i/nh1dxgj)

Po śniadaniu ruszamy dalej, a odległość między nami rośnie. Z grani schodzimy w kolejny żleb. Nie ma tu wyraźnego szlaku, więc samemu trzeba sobie wybierać drogę. Podłoże jest fatalne, osuwający się piach i kamienie. Każdy niepewny krok kończy się zmarnowaniem energii na złapanie równowagi i nie osunięcie się. W końcu docieram do lodowca, mijam go z prawej strony. Kiedy jestem u jego końca, w dole widzę schodzącego Słoweńca. Gość ma niesamowitą kondycją, szczyt zaliczony i niemal biegiem idzie w dół.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/854/oz2f.jpg (https://imageshack.com/i/nqoz2fj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/713/p7au.jpg (https://imageshack.com/i/jtp7auj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/rq0j.jpg (https://imageshack.com/i/mrrq0jj)

Decyduje się odbić nieco w skały aby mieć pewniejszy grunt, po prawej mijam lodospad i wiem, że jestem na około 5000 m n.p.m. Wreszcie wychodzą na małe wypłaszczenie przed szczytem. Spotykam kolegów z Polski, schodzących już w dół. Trochę mnie straszą, że to jeszcze półtora godziny do końca. Ernesta już nie widzę, zastanawiam się tylko czy dalej idzie. Daje chłopakom napój, żeby mu przekazali jak na niego trafią.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/42/aql9.jpg (https://imageshack.com/i/16aql9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/21/ccpkz.jpg (https://imageshack.com/i/0lccpkzj)

Wydolność mojego organizmu jest już drastycznie mała, robię kilka kroków i staje, i tak co chwilę. Do tego coraz mocniejszy wiatr utrudnia złapanie oddechu. W powietrzu coraz wyraźniej wyczuwam zapach siarki. To co z dołu wzięliśmy za unoszony wiatrem śnieg okazuje się być wyziewami wulkanicznych gazów. Po 40 minutach o 14:40 staję na szczycie – 5671 m n.p.m.! Jest dobra godzina więc trochę się rozglądam, robię zdjęcia. Liczę, że może zaraz dojdzie Ernest. Przez chwilę próbuje namierzyć otwór, z którego wydobywają się opary. W pewnym momencie wiatr zawiał tak, że znalazłem się w siarczanej chmurze. Prawie się osunąłem. Szybko zmieniam miejsce. Przebywanie na szczycie zaczyna mnie coraz bardziej osłabiać. Za to widoki są przednie. Gdzieś tam pod warstwą chmur jest Morze Kaspijskie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/19/ocu2.jpg (https://imageshack.com/i/0jocu2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/71q8.jpg (https://imageshack.com/i/nh71q8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/5nyi.jpg (https://imageshack.com/i/0s5nyij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/571/qrit.jpg (https://imageshack.com/i/fvqritj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/27/3we4.jpg (https://imageshack.com/i/0r3we4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/9nb1.jpg (https://imageshack.com/i/jw9nb1j)

Po 40 minutach stwierdzam, że muszę schodzić. Ok 15:30 spotykam Ernesta, jest jakieś 40 minut od szczytu. Życzę mu powodzenia i ruszam w dół. Nogi bolą coraz bardziej a osłabienie nie mija. Większość drogi zjeżdżam razem z gruntem. Kilka razy ląduje, to na plecach to na tyłku. Lodowiec tym razem mijam drugą stroną, idąc po skałach. Słońce powoli chowa się za granią i jego promienie świecą już tylko na odległe schronisko i to co poniżej.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/sklu.jpg (https://imageshack.com/i/muskluj)

Gdzieś koło 4500 m n.p.m. moje samopoczucie się poprawia. W końcu trafiam w początkowy żleb i wyraźną ścieżką schodzę do schroniska. O 18 jestem w base campie. Słońce już zaszło i zapada zmrok. Jeszcze tylko gorąca herbata w schronisku i zawijam się w swój śpiwór. Po 19 wraca Ernest, na szczycie był o 16, za to z Polską flagą. Koniec zejścia zaliczył po ciemku. Jesteśmy wykończeniu ale szczęśliwi.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/a4l1.jpg (https://imageshack.com/i/nha4l1j)

Następnego dnia wstajemy o 7. Śniadanie, pakowanie i o 9 ruszamy na dół. Stąd prowadzi wyraźna ścieżka. Przeszkadza tylko ból nóg. W końcu robi się ciepło i można zrzucić grubsze ciuchy. Schodząc spotykamy kolegów z Polski, mijamy meczet i strzegące go kozy. Koniec trasy robimy już w krótkich koszulkach, im bliżej asfaltowej drogi tym bardziej gorąco.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/841/94qp.jpg (https://imageshack.com/i/nd94qpj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/849/0k5s.jpg (https://imageshack.com/i/nl0k5sj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/62/kd81.jpg (https://imageshack.com/i/1qkd81j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/69/06uh.jpg (https://imageshack.com/i/1x06uhj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/31/qi8o.jpg (https://imageshack.com/i/0vqi8oj)

Wszędzie kurz i piach, czujemy się nim oblepieni. Do drogi dobijamy ok. 14. W międzyczasie dzwonimy po Monsoura. Odbiera jego żona, która niby lepiej mówi po angielsku, w te słowa:
- Hello! It's Monsour husband.

No tak, pewnie :) Nie mniej jednak tłumaczę co i jak i zdaje mi się, że się dogadaliśmy. Po kilku minutach dzwoni telefon a w słuchawce kobiecy głos przedstawia się jako córka Monsoura. Ta wydaje się, że opanowała najwyższy w rodzinie poziom angielskiego więc tłumaczę wszystko od nowa, że Monsour, taxi, dwa dni temu, to samo miejsce. I znowu wydaje mi się, że się dogadaliśmy. Po godzinie zjawia się Monsour :)
Pakujemy się do auta i ruszamy w stronę Teheranu. Ze dwa razy jeszcze się zatrzymujemy, Monsour bardzo chcę mieć z nami zdjęcie a i my szukamy kadrów. Po drodze jeszcze rozmawia przez telefon i nagle daje mi słuchawkę. Z drugiej strony łącza jego córka mówi mi, że tata bardzo by chciał nas zaprosić na lunch do swojego domu. Z radością przyjmujemy propozycję. Jesteśmy ciekawi jak wygląda irańskie mieszkanie w mieście.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/vjq5.jpg (https://imageshack.com/i/0svjq5j)

W domu wita nas Parvenah, żona naszego kierowcy. Stół już nakryty a po chwili pojawia się na nim pyszne jedzenie: baranina, kurczak, coś dziwnego na słodki i oczywiście sałatki. Do picia dostajemy pyszną lemoniadę. Monsour wydaje się być zdziwiony, że nawet nie tykamy coca coli.
Czas leci miło i przyjemnie na pogawędkach i podziwianiu malunków autorstwa Parvenah, przedstawiających historyczne perskie wzory.
W końcu jednak czas się pożegnać. Na do widzenia dostajemy jeszcze pełną siatkę prowiantu na drogę :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/713/qeu1.jpg (https://imageshack.com/i/jtqeu1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/u6n8.jpg (https://imageshack.com/i/n6u6n8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/203/72x9.jpg (https://imageshack.com/i/5n72x9j)

Jedziemy na dworzec, gdzie Monsour pomaga nam zakupić bilety do Tabrizu. Rozliczamy się (na umówioną kwotę, obiad naprawdę był z czystej życzliwości) i żegnamy. Pakujemy się już po raz trzeci do wypasionego irańskiego autobusu i ruszamy do Tabriz, w stronę granicy z Turcją.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/lrlx.jpg (https://imageshack.com/i/nhlrlxj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/68lj.jpg (https://imageshack.com/i/nf68ljj)

[/i]

gemin
11.05.2014, 10:35
Świetna relacja,czekam na więcej :)

bathory
08.06.2014, 15:55
Do Tabrizu podróż mija sympatycznie w eleganckich warunkach - jednym słowem głównie śpimy :) W Tabrizie czeka nas jednak przesiadka. Musimy jednak czekać dwie godziny nim o 6 otworzą kasy. Jest trochę problem z tym, którą wybrać i jak się dogadać ale jakoś udaje się kupić bilet. Trochę trudniej trafić potem na odpowiedni peron ale i to się udaje. Tylko, że... autobus jest już o kilka klas gorszy. Taki jakie jeszcze można spotkać w Polsce, sprowadzone po z Niemiec, które lata świetności miały gdzieś w czasach moich narodzin. Dla mnie to mordęga, bo nie mam co zrobić z nogami, a podróż jednak trochę trwa. Gdzieś pod jej koniec przysiada się do nas młody Irańczyk - Morteza. Zaczynamy sobie rozmawiać, bo gość świetnie operuje angielskim. Jest przedsiębiorcą i jedzie do Turcji. Jest wyraźnie zainteresowany tym jak nam się podobało w jego kraju. Nagle siedzący przede mną nastolatek odwraca się i pyta coś Mortezy. Ten tłumaczy pytanie, które w zasadzie skierowane jest do nas: Czy znamy Ewę Farną? :) I tak się dowiadujemy, że Ewa ma wiernych fanów nawet w egzotycznym Iranie :)
Autobus kończy swój bieg w Maku, gdzie wysiadamy razem z Mortezą. Łapiemy wspólnie taksówkę i jedziemy do Bazarganu. Przy okazji żalimy się naszemu koledze na naciągających nas taksówkarzy. Morteza udziela nam rad i wskazówek, które mogą okazać się przydatne jeśli kiedyś wrócimy do jego kraju.
Na granicy zaczyna się gehenna. Na zmianie są inni urzędnicy niż ci, którzy nas tu przyjmowali na wjeździe. To w sumie nie powinno dziwić ale sprawę utrudnia. Goście nie bardzo wiedzą czego chcemy, co mają zrobić i jak to rozwiązać formalnie. Na szczęście Allah nad nami czuwał stawiając na naszej drodze Mortezę. Facet wszystko załatwia, biega od okienka do okienka, wypytuje, przekazuje, informuje. Po dłuższym czasie ruszamy na parking celny. Tam spędzamy dobre 40 minut zanim ktoś w ogóle zwróci na nas uwagę. Okazuje się, że opłaty za postój motocykli musimy dokonać w banku, który jest gdzieś indziej. Idę z Mortezą szukać banku. Bank oczywyiście niczym się nie wyróżnia, wszystko napisane maczkiem. Podobnie jak druk przelewu. A do zamknięcia biura parkingowego 15 minut :mouthshut: Morteza szybko wypełnia druk i dokonuje opłaty. Wracamy na parking i ostatnim rzutem załatwiamy naszą sprawę. Idziemy do hangaru gdzieś wśród kilku sportowych Ducati i Hond (których posiadania zabraniają irańskie przepisy) stoją nasze wierne rumaki :) Zabieramy je ponownie na granicę. Tu ostatnie formalności, przebieranie i możemy jechać. Chcemy jeszcze oddać Mortezie kasę, którą zapłacił w banku (60$) ale on w ogóle nie chce o tym słyszeć: Jesteście moimi gośćmi i chcę żebyście dobrze wspominali Iran :) Złoty człowiek. Było mu też trochę głupio, że takie trudności spotykają nas na granicy, nam z kolei było głupio, że poświęcił nam pół dnia i jeszcze za nas zapłacił. Siłą Ernest wcisnął mu do ręki 20$. Na więcej nie było szans :smile:

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/823/5jjjo.jpg (https://imageshack.com/i/mv5jjjoj)

Nie wiem jak to się dzieje, ale po tureckiej stronie wieje jak cholera - znowu. Nie możemy sobie odmówić zajechania do naszych przyjaciół ze stacji benzynowej. Witają nas uśmiechami i czajem a my się czujemy jakbyśmy wrócili do swoich :) I znowu dostajemy zaproszenie na obiad. Ale nie tylko. Musa proponuje nam nocleg u siebie w domu, na wsi jakieś 20 km w stronę Araratu. Najlepsze jest to, że Musa chciał prowadzić motocykl :lol: Mówię mu, że mój za ciężki ale Ernesta lżejszy :P Ernest jednak też jakoś zgrabnie się wywinął. Koniec końców Musa jedzie ze mną jako pasażer.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/840/nxbo.jpg (https://imageshack.com/i/ncnxboj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/41/6xo2.jpg (https://imageshack.com/i/156xo2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/j7kl.jpg (https://imageshack.com/i/0zj7klj)

Domostwo Musy niewiele się różni od pasterskich chat Kurdów. Z tym, że jest biedniej. W domu mieszka jeszcze jego schorowany ojciec, siostra i syn Musy. Spędzamy przyjemnie czas przy herbacie i ciastkach. Pomagamy Musy ojcu sprawdzić ciśnienie, oglądamy trochę tureckiej telewizji i wreszcie idziemy spać.
Rano wstajemy skoro świt. Musimy odwieźć Musę do pracy i sami w końcu ruszać w drogę. O 6 jesteśmy w zakładzie i oczywiście załapujemy się na śniadanie :)
Wreszcie jednak trzeba się pożegnać i zostawić tych przyjaznych ludzi za nami.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/840/bsoi.jpg (https://imageshack.com/i/ncbsoij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/18/ypsf.jpg (https://imageshack.com/i/0iypsfj)

Kiedy już nabraliśmy pędu zaczynam odczuwać nieopisaną radość związaną z jazdą motocyklem, z ponownym przemieszczaniem się na dwóch kółkach, ze swobody jaką to daje, z niezależności - to jest to uczucie, kiedy wiesz, że właśnie po to kupiłeś motocykl i właśnie dlatego podróżujesz tak a nie inaczej. W Iranie byliśmy uwiązani, zależni od ludzi, autobusów etc. Teraz znowu ogranicza nas tylko pojemność zbiorników paliwa.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/eda1.jpg (https://imageshack.com/i/jweda1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/845/rchb.jpg (https://imageshack.com/i/nhrchbj)

Jedziemy na północ, chcemy w końcu dotrzeć do gruzińskiej granicy. Pod kołami mamy fantastyczny asfalt, a dokoła piękne widoki. Gdzieś tam się rozjeżdżamy i wpadamy na siebie dopiero przed granicą Co ciekawe część drogi przejechaliśmy innymi trasami. Mnie nawigacja poprowadziła brzegiem lazurowego jeziora Cildir, gdzie widoki i klimat kojarzyły mi się ze szkockim wybrzeżem. Porywisty wiatr urywający głowę również ;p Kiedy pytałem Ernesta o to jezioro w ogóle nie wiedział o co chodzi. Takie widoki panie :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/541/ysya.jpg (https://imageshack.com/i/f1ysyaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/18/eys5.jpg (https://imageshack.com/i/0ieys5j)

Niestety przejście na które się kierujemy okazuje się zamknięte. Nawet do niego nie dojeżdżam, informuje mnie o tym jakiś tubylec. Kiedy Ernest mnie dogania nie chce mi wierzyć i jedzie dalej. Zrobiłem więc sobie 40 minutowy odpoczynek, bo bylem przekonany, że jeszcze go tu spotkam :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/23/fhq9.jpg (https://imageshack.com/i/0nfhq9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/8lxb.jpg (https://imageshack.com/i/mr8lxbj)

Kiedy wraca ruszamy ku innemu przejściu, do którego mamy prawie 100 km. Nie jest to aż tak wielki problem bo tureckie widoki dalej zachwycają. Im dalej na północ tym tak jakoś mniej turecko. Robi się mroczie, góry wydają się posępne.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/nta8.jpg (https://imageshack.com/i/jwnta8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/46/1yau.jpg (https://imageshack.com/i/1a1yauj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/rrkc.jpg (https://imageshack.com/i/0zrrkcj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/n3x9.jpg (https://imageshack.com/i/n6n3x9j)

Gruzińska granica nie stwarza żadnych problemów i mijamy ją szybko. Zaraz za nią zjeżdżamy na stację. Zaczyna siąpić. Postanawiam się wiec trochę ubrać na deszcz. Niespecjalnie może to przemyślałem i robię to przed frontem stacji. Wtem wybiega gość i coś na mnie krzyczy. Chyba nie spodobały mu się moje gacie :niewiem: Potem Ernest mi mówił, że chodzi o kobiety siedzące w środku, które pewnie gorszy mój jędrny tyłek :P
Cóż mnie to też uraziło i jednak rezygnuje z tankowania tutaj :P Powoli dzień szarzeje i trzeba by się spieszyć bo chcielibyśmy dojechać do Tbilisi. Czarne chmury, padający deszcz i kończący się dzień powodują, że Gruzja wydaje się bardzo obca, nieprzyjazna. Odczuwam dziwny lęk i obawę. Nagle gdzieś am z podświadomości wychodzą wszystkie te obrazy gruzińskich wojen, partyzantki, porwań etc.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/863r.jpg (https://imageshack.com/i/nm863rj)

Do tego znowu się gdzieś z Ernestem rozjeżdżamy i jadę sam. Jest kompletnie ciemno i cały czas leje. Wydaje się, że droga, którą jadę mogłaby być całkiem malownicza za dnia. Po prawej rzeka, po lewej skały. No niestety ja nie widzę nic. Staram się skupić na światłach jadącego przede mną samochodu. W Borjomi zatrzymuje się na stacji. Pora uzupełnić zapasy. Podchodzi do mnie jakiś starszy gość i proponuje nocleg u siebie. Niestety ja nadal odczuwam ten dziwny lęk i nadal jeszcze Gruzja wydaje mi się nieprzyjazna. Staram się kulturalnie odmówić, tłumaczę, że muszę czekać na kolegę. Jakoś się udało. Być może ominął nas świetny wieczór w zacnym gronie no ale co zrobić.
Po jakimś czasie zjawia się Ernest. Garmin poprowadził go gdzieś w górską drogę. Nie ma co piękna pogoda i czas na penetrowanie górskich szlaków solo :)
Ruszamy już razem. Ponoć droga z Brojomi na północ, w stronę Gori dostarcza bardzo sympatycznych widoków. Niestety my tego nie potwierdzimy. Oczywiście również nie zaprzeczymy, my po prostu nic nie widzieliśmy :)
Odczuwam ogromną ulgę kiedy w końcu zaczyna się autostrada, dwupasmowa i dobrze oświetlona. Przestaje też padać. Możemy zwiększyć tempo, dzięki czemu o północy meldujemy się u Jakuba w jego hostelu Opera. Powiem tak: po takim czasie pierwsza szklanka wina smakuje dziwnie, każda następna coraz lepiej. Ululani jak należy zapadamy w zasłużony sen.

Maurosso
09.06.2014, 00:17
Do teraz, na jeden raz. Mega

bathory
09.06.2014, 15:22
Do teraz, na jeden raz. Mega

Miło słyszeć, dzięki :)

bathory
03.07.2014, 20:38
Rankiem wypada się zastanowić nad dalszym rozwojem sytuacji. Nasz pogodynka wysyła nam z Polski niezbyt pocieszne informacje dotyczące najbliższych dni w Gruzji. Dla pocieszenia dodaje, że ładnie w tym czasie ma być w Armenii. Stwierdzamy, że decyzja zapadnie wieczorem. Póki co wyruszamy na zwiedzanie stolicy.
Od Jakuba z hostelu do stacji metra idzie się jakieś 10 minut. Te 10 minut momentalnie przenosi nas do postsowieckiej europejskiej rzeczywistości. Po prostu czujemy się jak u siebie :) Doładowujemy kartę metra i ruszamy w drogę.
Wysiadamy gdzieś w centrum, choć nie do końca wiemy czy we właściwym miejscu. Próbujemy znaleźć pocztę, żeby wreszcie wysłać kartki do Polski - bezskutecznie. Zjadamy jeszcze trochę śmieciowego żarcia, w miejscu, które na całym świecie oferuje to samo menu i wracamy do metra aby przejechać jeszcze kawałek. Tym razem już faktycznie jesteśmy w centrum, niedaleko starówki.
Zapadamy w ciche, wąskie i spokojne uliczki. Wpadamy w dobry humor i z coraz większą ochotą przemierzamy urokliwe zaułki Tbilisi. Znajdujemy nawet polskie akcenty

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/uw8o.jpg (https://imageshack.com/i/nsuw8oj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/sh8w.jpg (https://imageshack.com/i/n1sh8wj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/42/nca9.jpg (https://imageshack.com/i/16nca9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/837/mt0l.jpg (https://imageshack.com/i/n9mt0lj)

Wąskimi, stromymi schodami pniemy się coraz wyżej ku górującej nad nami, monumentalnej figurze Matki Gruzji. Mijane budynki, choć zaniedbane, przy dzisiejszej pięknej pogodzie, robią bardzo przyjemne wrażenie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/3bof.jpg (https://imageshack.com/i/nm3bofj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/owk8.jpg (https://imageshack.com/i/e9owk8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/jz1f.jpg (https://imageshack.com/i/n1jz1fj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/xohf.jpg (https://imageshack.com/i/0zxohfj)


http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/3fxa.jpg (https://imageshack.com/i/e93fxaj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/809/jfgk.jpg (https://imageshack.com/i/mhjfgkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/wc1m.jpg (https://imageshack.com/i/e9wc1mj)

W końcu przez mały park dochodzimy do stojącego na szczycie góry Sololaki, monumentu Karlis Deda. Matka Gruzja zapraszająco wyciąga w naszą stronę dłoń z czarą wina, jednocześnie ostrzega przed złymi zamiarami potężnym mieczem dzierżonym w drugiej ręce. Zdecydowanie my mamy tylko dobre zamiary :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/rrfd.jpg (https://imageshack.com/i/n6rrfdj)

Przechodzimy masywem Sololaki w kierunku twierdzy Narikala. Z góry rozpościera się fantastyczny widok na całe miasto oraz na pięknie położony ogród botaniczny. Teraz widzimy, że można tu również dotrzeć kolejką linową. Nic to jednak, bo zdecydowanie mamy dzisiaj nastrój na nieśpieszne spacerowanie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/83a0.jpg (https://imageshack.com/i/np83a0j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/f8yc.jpg (https://imageshack.com/i/0zf8ycj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/y6pi.jpg (https://imageshack.com/i/nmy6pij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/22/1cyl.jpg (https://imageshack.com/i/0m1cylj)

Z samej twierdzy niewiele już zostało, trochę murów, resztki baszt oraz odrestaurowany kościół Św. Mikołaja. W dole widać rzekę Mtkwari i stojącą na jej urwistym brzegu świątynię Metechi, obok której dumnie pręży się Wachtang Gorgasali - gruziński król, święty Gruzińskiego Kościoła Prawosłąwnego - zastygły w bezruchu na swym potężnym ogierze. W panoramie miasta wyróżnia się potężny Sobór Trójcy Świętej.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/xc7v.jpg (https://imageshack.com/i/npxc7vj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/841/35z28.jpg (https://imageshack.com/i/nd35z28j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/vrt9.jpg (https://imageshack.com/i/npvrt9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/513/ms50.jpg (https://imageshack.com/i/e9ms50j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/izo4.jpg (https://imageshack.com/i/nfizo4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/21qj.jpg (https://imageshack.com/i/np21qjj)

Schodzimy powoli w dół, docierając do bardziej ruchliwej i reprezentacyjnej części starówki. Upatrujemy jakąś knajpę i zagnieżdżamy się w środku. Pora spróbować tutejszych specjałów. Nasz wybór pada na chaczapuri. Kelnerka tylko z ironicznym uśmieszkiem pyta czy aby na pewno wersję dużą. No jak my nie zjemy? Przecież umieramy z głodu. Kiedy przychodzi do płacenia rachunków, ta miła pani proponuje, że resztę nam spakuje na wynos :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/840/ull1.jpg (https://imageshack.com/i/ncull1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/abk9.jpg (https://imageshack.com/i/n1abk9j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/cuv3.jpg (https://imageshack.com/i/nscuv3j)

Dzień ma się już ku zachodowi więc wracamy powoli do naszego hostelu. W międzyczasie zapada decyzja. Rankiem ruszamy do Armenii.

Trochę podejrzanym zdaje się to, że pogoda znowu jest całkiem niezła. W cieple słońca wyjeżdżamy z Tbilisi i kierujemy się najpierw nieco na wschód a potem na południe. Tuż za stolicą droga przypomina nieskoordynowany układ lejów po bombach, które ktoś próbował wyrównać czołgami. Na szczęście dalej jest już lepiej. Przyjemny asfalt, sporo winkli, ładne widoki. Zjeżdżamy też trochę z głównej drogi przejeżdżając prze gruzińskie wioseczki. Granicę armeńską pokonujemy bez problemu. Zaraz za nią podbiegają do nas naganiacze i mówią coś o konieczności wykupienia ubezpieczenia na pojazd. Hm przecież mamy Zielone Karty? Nie dajemy się więc naciągnąć i jedziemy dalej. Później w wolnej chwili sprawdzam swoją zieloną kartę i okazuje się, że Armenia w niej nie figuruje :)
Droga po armeńskiej stronie biegnie potężnym wąwozem rzeźbionym przez majaczącą w dolę rzekę. Gdzieś na jego prawej stronie pojawiają się i znikają tory kolejowe. Mijamy kilka miejscowości, które czasy swojej świetności mają dawno za sobą. Krajobraz raczej post industrialny. Pewnie za czasów rządów braci sowietów przemysł wydobywczy czy przetwórczy tu prosperował. Dzisiaj pozostały potężne, opuszczone, a może tylko zapuszczone hale i fabryki.
Słońce na horyzoncie niknie w krwawej łunie więc zjeżdżamy z drogi i pniemy się parę kilometrów w górę szutrówką. Znajdujemy dogodne miejsce pod namiot i idziemy spać.

bathory
04.07.2014, 20:38
Rankiem budzi nas dziwny, delikatny szmer, coś jakby szurało o powłokę namiotu. Wstawać i sprawdzać jednak jakoś zbytnio się nie chce, zwłaszcza, że ręce wystawione na zewnątrz śpiwora wskazują, że nie jest najcieplej. Dobrze jednak wiemy, że nikt nas w tej podróży nie wyręczy (i całe szczęście), więc podnosimy się do pozycji siedzącej, rozpinamy sypialnię, potem tropik i...

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/vj9r.jpg (https://imageshack.com/i/mrvj9rj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/716/edbk.jpg (https://imageshack.com/i/jwedbkj)


No to nas nasza pogodynka załatwiła. To my uciekamy z Gruzji, gdzie ma padać, do rzekomo słonecznej Armenii i już pierwszego dnia atakuje nas zima! Nie żebyśmy byli jakoś przerażeni tym co zastajemy poza namiotem. Nawet nas to bawi :) Zaczynamy się pakować. Zostawiamy na boku parę cieplejszych ubrań, w których będziemy jechać. Silniki odpalone i w drogę. No przynajmniej mój motocykl załapał o co chodzi, bo Ernesta jak widzę buksuje w miejscu i ani myśli jechać. Dojeżdżam sobie na spokojnie do dróżki, zostawiam moto i wracam pomóc koledze. Narowisty singiel bez pomocy nie wyjedzie po mokrej, ośnieżonej trawie.
Powoli staczamy się do asfaltu. Zdecydowanie nie zanosi się na to aby miało przestać padać. Włączamy się do ruchu i lecimy... jakieś 40 km/h. Jest zimno, mokro, cały czas sypie. Ciężko nazwać to przyjemną jazdą. Mam dziwne wrażenie, że jedziemy do kogoś na Wigilię. Tylko do kogo? :)
Sytuacja staje się wreszcie na tyle kryzysowa - praktycznie nic nie widać, no i te zimno - że zjeżdżamy do przydrożnego baru. Ledwo zresztą udaje nam się wjechać na pokryty 20 cm warstwą śniegu parking. Wchodzimy do środka gdzie jakoś nadzwyczaj pusto. W zasadzie nie ma nikogo. Po chwili zjawia się szefowa. Na całe szczęście nie mówi, że zamknięte i nie wygania nas. Zamawiamy jajecznice i gorąco herbatę. Szkoda tylko, że w tym pomieszczeniu nie ma ogrzewania :(( Przeciągamy nasz pobyt o kolejną herbatę, potem kawę. W końcu stwierdzamy, że perspektywy nie zapowiadają nagłego nadejścia odwilży więc trzeba ruszać mimo wszystko. Zakładamy na siebie praktycznie wszystko co mamy. Ernest po tym jak nas okradli na początku w Turcji, jest w trochę gorszej sytuacji, szczególnie, że wybrał na tę podróż kombinezon przeznaczony raczej na Afrykę :)
Wykopujemy się z parkingu, do pełni klimatu brakuje tylko świątecznej ciężarówki Coca-Coli.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/534/c64q.jpg (https://imageshack.com/i/euc64qj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/zjx4.jpg (https://imageshack.com/i/mrzjx4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/62/0unw.jpg (https://imageshack.com/i/1q0unwj)

Im dalej na południe, im bardziej obniża się wysokość tym bardziej śnieg zamienia się w deszcz. Gdzieś przed Erywaniem opady ustępują prawie całkowicie. Wjeżdżamy do miasta i kręcimy się po nim chwilę w poszukiwaniu kafejki internetowej. Koniec końców decydujemy się uciekać ze stolicy. Duże miasta nam nie służą i wcale nie chce nam się w nich siedzieć. Kiedy przekraczamy granicę miasta już zmierzcha. Jedziemy armeńską autostradą czy tam drogą szybkiego ruchu. Mało co widać bo ciemno. Kiedy nagle moje koło z impetem wpada w jakąś dziurę, tak, że aż zęby mi zadzwoniły, wiem już, że najwyższa pora zjechać gdzieś na nocleg. Skręcamy w boczną drogę, którą jedziemy kilka kilometrów, potem jeszcze dobry kilometr albo dwa gdzieś w pole. Dalej od wszystkiego się chyba nie da.
Chyba jednak by się dało. Rano budzi nas klakson ciężarówki i wołania młodych facetów. Nieco zdezorientowani wychylamy się z namiotu. Okazuje się, że rozłożyliśmy się na drodze polnej drodze, którą chłopaki chcą akurat przejechać na swoje pole, gdzie w oddali widać kilka osób gotowych do pracy. Ale ale w oddali widać też coś zupełnie wspaniałego. Pierwszy raz Ararat ukazuje nam się w pełnej krasie !! I co można rzecz, jest piękny :) Gramolimy się z namiotu, pierwsze co to łapiemy aparaty i fotografujemy świętą górę Ormian. Goście z samochodu wołają, żeby im też zrobić zdjęcie. Proszę! Nikt nie krzyczy, nikt nie pogania, nikt się nigdzie nie spieszy. Żeby było przyjemniej z drugiej strony krzaków rosnących przy naszym namiocie widać Aragats :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/818/jlzf.jpg (https://imageshack.com/i/mqjlzfj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/850/8yuq.jpg (https://imageshack.com/i/nm8yuqj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/lf37y.jpg (https://imageshack.com/i/mulf37yj)

Kierunek południe, tam gdzie ucieka potężna czarna chmura. Jechać tak, żeby jej nie dogonić. Docieramy do klasztoru Chor Wirap. Zostawiamy motocykle i wspinamy się na małe wzniesienie na którym zbudowano świątynię. Poświęcamy chwilę pierwszemu na naszej drodze ormiańskiemu zabytkowi, zresztą jednemu z bardziej znanych. Trochę ludzi się tu kręci, na parkingu stoją autokary, wycieczki chyba z Europy. Z monastyru znowu piękny widok na Ararat.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/811/hq0c.jpg (https://imageshack.com/i/mjhq0cj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/wmji.jpg (https://imageshack.com/i/muwmjij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/841/o6b0v.jpg (https://imageshack.com/i/ndo6b0vj)

Generalnie chcieliśmy jechać do Górnego Karabachu, ale właśnie w tamtą stronę idzie ta czarna zaraz po niebie. Jedziemy więc do Noravank. Kiedy skręcamy z głównej drogi robi się przyjemniej. Otaczają nas piękne góry, asfalt wije się zboczami wzniesień.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/87yj.jpg (https://imageshack.com/i/0z87yjj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/46/ki24.jpg (https://imageshack.com/i/1aki24j)

Odbijamy w drogę prowadzącą skalistym wąwozem do samego monastyru, gdzie zresztą się kończy. Dobrze, że na parkingu postawili automat do kawy, bo coś czujemy się zmęczeni. Noravank zdaje się być bardziej kameralny niż Chor Wirap, choć i tu dojeżdżają autokarowe wycieczki.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/849/5izn.jpg (https://imageshack.com/i/nl5iznj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/20/9gc8.jpg (https://imageshack.com/i/0k9gc8j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/hei5e.jpg (https://imageshack.com/i/nfhei5ej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/703/n562.jpg (https://imageshack.com/i/jjn562j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/4ug2.jpg (https://imageshack.com/i/ns4ug2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/95to.jpg (https://imageshack.com/i/n695toj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/31/j8mk.jpg (https://imageshack.com/i/0vj8mkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/809/9wqu.jpg (https://imageshack.com/i/mh9wquj)

Zatrzymujemy się na przydrożnym straganie i po skutecznych targach Ernesta mamy butlę lokalnego wina :) Pora się trochę oderwać od obleganych miejsc. Za wioską Vernashen asfalt przechodzi w szutrową drogę, która dość szybko zaczyna piąć się w górę. Po kilkunastu minutach spoglądamy na wszystko z góry, jeżdżąc po wspaniałych górskich szutrach. Droga nie jest najłatwiejsza, jest stromo, kamieniście a zakręty zawijają niemal w miejscu. Za to naszymi jedynymi towarzyszami są cisza, spokój i przestrzeń :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/854/ne1n.jpg (https://imageshack.com/i/nqne1nj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/18/bn8s.jpg (https://imageshack.com/i/0ibn8sj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/203/x22w.jpg (https://imageshack.com/i/5nx22wj)

Penetrując górskie ścieżki docieramy do monastyru Spitakavor i od razu wiemy, że tu spędzimy noc. Właśnie takiego miejsca szukaliśmy, daleko od cywilizacji, daleko od turystów, zgiełku, fleszy aparatów zapisujących na cyfrowej matrycy kolejną atrakcję z krzywym horyzontem. Rozbijamy namiot obok, leżącego na zboczu góry Teksar, na wysokości 2500 m n.p.m. - monastyru. Przenikliwa cisza, genialny widok, uświęcone butelką grzanego wina. To zdecydowanie jedno z takich miejsc, w którym nic nie robiąc można spędzić wiele czasu.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/41/6t5q.jpg (https://imageshack.com/i/156t5qj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/ylxf.jpg (https://imageshack.com/i/n1ylxfj)


http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/31/fj76.jpg (https://imageshack.com/i/0vfj76j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/31/0p4u.jpg (https://imageshack.com/i/0v0p4uj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/833/n75u.jpg (https://imageshack.com/i/n5n75uj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/s8xy.jpg (https://imageshack.com/i/n1s8xyj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/823/ll0n.jpg (https://imageshack.com/i/mvll0nj)

Ranek jest dosyć zimny. Poza chłodem pogoda jest idealna. Próbujemy ruszyć jeszcze wyżej, jednak gdy docieramy do linii śniegu i widzimy, że droga dalej pnie się do góry - odpuszczamy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/34/jizy.jpg (https://imageshack.com/i/0yjizyj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/841/33oxn.jpg (https://imageshack.com/i/nd33oxnj)

Wracamy do asfaltu objeżdżamy górski masyw aby dotrzeć do ruin twierdzy Smhateberd. Droga do niej okazuje się jeszcze bardziej wymagająca niż ta z dnia poprzedniego. W tym momencie cieszę się, że kufry i zbędny szpej zostawiłem w Tbilisi. Z całym majdanem byłoby zdecydowanie trudniej. Z powstałej na początku V wieku twierdzy nie zostało więcej niż mur zarysowujący jej kształt. Trzeba jednak przyznać, że wybudowano ją w fantastycznym miejscu z kapitalnym widokiem na okolice i klasztor Tsakhatskar - ledwo widoczny w oddali, nasz kolejny cel.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/34/7krv.jpg (https://imageshack.com/i/0y7krvj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/854/r0yo.jpg (https://imageshack.com/i/nqr0yoj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/840/04dx.jpg (https://imageshack.com/i/nc04dxj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/820/zm7d.jpg (https://imageshack.com/i/mszm7dj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/cglg.jpg (https://imageshack.com/i/mucglgj)

I znowu pełnymi kolein, kamieni i zakrętów drogami jedziemy do miejsca, w którym aż chce się siedzieć i delektować atmosferą gór i zapomnianej mistyki dawnego klasztoru. Także spędzamy tu trochę czasu ciesząc się brakiem pędu i konieczności robienia czegokolwiek.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/89/9r63.jpg (https://imageshack.com/i/2h9r63j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/1a43.jpg (https://imageshack.com/i/mr1a43j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/811/8m35.jpg (https://imageshack.com/i/mj8m35j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/820/lxs3.jpg (https://imageshack.com/i/mslxs3j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/xx6r.jpg (https://imageshack.com/i/n1xx6rj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/88cha.jpg (https://imageshack.com/i/n688chaj)

Postanawiamy jechać nad Sewan i tam szukać kolejnego noclegu. Po drodze, poszukując ruin karawanseraju Lernantsk trafiamy do leżącej na uboczu, zapomnianej wioski. Jest tam jednak sklep, a my potrzebujemy kilku rzeczy. W środku wita nas sprzedawca i jego znajomy, wyraźnie zainteresowani nietypowymi gośćmi. Kupujemy to co nam potrzebne i już mamy wychodzić.
- A może byście chcieli bimbru? – pada pytanie.
– Nie, nie! – odpowiadamy.
–Ale to czacza, musicie spróbować!
I już widzę jak jego żona leci gdzieś i za moment wraca. Na ladzie lądują trzy stakany i butelka. Po chwili słychać charakterystyczny dźwięk pełnego szkła obijającego się o siebie. Zgłaszamy jeszcze ostatni formalny sprzeciw:
- Ale jak my pojedziemy, przecież policja?
Dostajemy zapewnienie, że to żaden problem, a poza tym najbliższa policja jest nad Sewanem. Co więcej sprzedawca mówi, że nie mamy tam po co jechać, bo zimno i pada. Lepiej jak zatrzymamy się w oddalonym o kilkanaście kilometrów karawanseraju Selim, gdzie znajdzie się i miejsce na namiot i źródło wody.
- No a wieczorem my weźmiemy wódkę i jedzenie i do was przyjedziemy – dodaje na koniec. Także jesteśmy umówieni na wieczór. Bierzemy zakupy, podarowaną butelkę czaczy (kaukaski bimber z winogron – 50-70%) i ruszamy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/6ss6o.jpg (https://imageshack.com/i/n66ss6oj)

Pochodzący z XIV wieku zajazd dla karawan, leżący na przełęczy, na wysokości 2410 m n.p.m. tej nocy znowu posłużył strudzonym podróżnym, którzy po dniu pełnym przygód i wieczorze pełnym życzliwości i dobrych ludzi, rozbili w nim swój namiot i schowali swoje rumaki aby wypocząć niczym dawni kupcy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/854/yaa6.jpg (https://imageshack.com/i/nqyaa6j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/809/0vs1.jpg (https://imageshack.com/i/mh0vs1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/ydw1.jpg (https://imageshack.com/i/nfydw1j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/594/9coj.jpg (https://imageshack.com/i/gi9cojj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/829/7l9r.jpg (https://imageshack.com/i/n17l9rj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/mkt4.jpg (https://imageshack.com/i/mumkt4j)

Pomimo nadesłanych nam z Polski niekorzystnych prognoz ruszamy nad Sewan. Z przełęczy pniemy się jeszcze do góry aby wyjechać na rozległą równinę, gdzie jedziemy otoczeni zimowymi krajobrazami w pięknym ale nie dającym ciepła słońcu. Sewan wygląda fantastycznie, jego głęboki morski kolor i leżące na drugim brzegu zabielone śniegiem góry cieszą oko. Po drodze zatrzymujemy się tylko dwa razy, przy małym kościółku i przy monastyrze Hayravank.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/842/5ztu5.jpg (https://imageshack.com/i/ne5ztu5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/nrul.jpg (https://imageshack.com/i/npnrulj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/820/s4w7.jpg (https://imageshack.com/i/mss4w7j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/833/7zdi.jpg (https://imageshack.com/i/n57zdij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/834/0w1o.jpg (https://imageshack.com/i/n60w1oj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/2v1i.jpg (https://imageshack.com/i/ns2v1ij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/849/daku.jpg (https://imageshack.com/i/nldakuj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/q4cl.jpg (https://imageshack.com/i/nrq4clj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/840/jpa4.jpg (https://imageshack.com/i/ncjpa4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/843/rqe72.jpg (https://imageshack.com/i/nfrqe72j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/820/42md.jpg (https://imageshack.com/i/ms42mdj)

Dalej kierujemy się na Erywań. Kiedy zbliżamy się do miasta na horyzoncie ukazuje się Ararat, czuwający nad stolicą ormiańskiego państwa. W mieście poświęcamy kilka godzin na wysłanie pocztówek, bo już długo z tym zwlekaliśmy. Ruszamy na Eczmiadzyn, zwany też ormiańskim Watykanem i… przejeżdżamy go kompletnie nie zainteresowani. Znowu – nie tego szukamy. Ostatni rzut oka na Ararat z tyłu i Aragats przed nami i jedziemy w kierunku gruzińskiej granicy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/22/whdk.jpg (https://imageshack.com/i/0mwhdkj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/28/vo15.jpg (https://imageshack.com/i/0svo15j)

Po drodze wypada nam jeszcze jeden nocleg w krainie chaczkarów. Ernest czuje się coraz gorzej, armeński atak zimy dał mu się we znaki i chłop ledwo żyje. Ma tak zawalone gardło, że ledwo mówi, ledwo też jedzie. Rano wita nas pasterz prowadzący owce na wypas, nieco zdziwiony naszą obecnością. Dosłownie na 15 km przed granicą mamy wątpliwą przyjemność z armeńską policją. Zaraz po zatrzymaniu myślimy o tym nieszczęsnym ubezpieczeniu, którego nie wykupiliśmy. Okazuje się jednak, że chodzi o przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym. Targów nie ma, nawet mocno się nie wykłócamy bojąc się pytania o ubezpieczenie. Wyrok jest jednak srogi - 50$ od głowy. Trochę nam to psuje humory, no ale bywa i tak.
Przekraczamy granicę na rozległym wypiździewie gdzie absolutnie nic nie ma poza budkami granicznymi. Droga w kierunku Tbilisi jest bardzo malownicza a pogoda dalej nam sprzyja. Pod wieczór meldujemy się ponownie u Jakuba. Ernest połyka garść prochów i zapija syropem. Okazuje się, że to pomaga. Rano jest z nim zdecydowanie lepiej.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/8m2z.jpg (https://imageshack.com/i/ns8m2zj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/840/ifbj.jpg (https://imageshack.com/i/ncifbjj)

Maurosso
06.07.2014, 11:28
:Thumbs_Up::Thumbs_Up:

bathory
09.07.2014, 14:27
Zostało nam 4 dni to końca ważności wizy rosyjskiej, a jeszcze nic nie zobaczyliśmy w Gruzji :(
Zbieramy się więc do wyjazdu aby choć trochę posmakować gruzińskich krajobrazów. Tym razem zabieramy od Jakuba wszystko, stąd gdzie jedziemy uderzymy potem prosto na granicę z Federacją. Postanawiamy zmierzyć się z legendą Omalo, malutkiej wioseczki zagubionej w potężnym łańcuch Kaukazu. W zasadzie legendą "Drogi do Omalo", która dorobiła się niezłej renomy w świecie offroadowych globtroterów.
Naszemu pomysłowi sprzyja pogoda, przyzwoita temperatura i piękne jesienne słońce sprawiają, że jazda jest czystą przyjemnością. Z Tbilisi wyjeżdżamy na północ. Gruzińskie drogi znowu nas zaskakują, czasem zwyczajnie jedziemy jakimś leśnym duktem, po totalnych wertepach, mimo, że łączą one kolejne miejscowości a na mapie wyglądają przynajmniej na szerokie szutrówki. Ale przecież my nie szukamy gładkich asfaltów :)
No a widoki, jak to na Kaukazie, z każdą minutą coraz lepsze :) Dokoła wzgórza, łąki i złocące się lasy. W międzyczasie również malowniczo położone jezioro Sioni

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/46/1po2.jpg (https://imageshack.com/i/1a1po2j)

W pewnym momencie na horyzoncie zaczynamy dostrzegać potężne, bielejące w słońcu, szczyty Kaukazu - widok, który robi wrażenie :) Na chwilę zjeżdżamy nieco w bok (leśno-polnej drogi), aby zobaczyć ruiny Kvetery, dawnej fortecy datowanej na VIII wiek oraz znajdującego się na jej terenie X-wiecznego kościoła. Ruiny położone są na wzgórzu porośniętym lasem, w związku z czym widoku na okolicę brak :(

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/18/kkv5.jpg (https://imageshack.com/i/0ikkv5j)

W miejscowości Pshaveli uzupełniamy zapasy benzyny i prowiantu. W górach stacji benzynowej się nie spodziewamy. Skręcamy z asfaltowej drogi na tę, która będzie już ostatecznie prowadzić nas do celu. Jej początek znajduje się na wysokości ok. 700 m n.p.m. i jest to dosyć szeroki odcinek szutrowo-asfaltowy biegnący przez dolinę. Im dalej tym bardziej dolina się zwęża, przechodząc w wąwóz o stromych skalnych ścianach. Nasza wysokość powoli wzrasta, droga staje się coraz mniej cywilizowana. W dole płynie wartka rzeka, do której co rusz spadają fantastyczne wodospady. Wiele z nich przecina naszą drogą i musimy przez nie przejeżdżać. Sama droga to już mnóstwo kamieni, często gołej i śliskiej skały. Im wyżej tym więcej zakrętów, w końcu jakoś musi ona pokonywać różnice wysokości. Wielokrotnie napotykamy wracające z gór stada owiec liczące po kilkaset sztuk. Ciężko lawirować między nimi na środku drogi, ścianą po jednej i przepaścią po drugiej stronie. Pasterze przychylnie odpowiadają na nasze pozdrowienia, a ich psy łaskawie nie zwiększają naszego poziomu wrażeń szczekaniem. Ponieważ wyruszyliśmy tu już z pełnym ekwipunkiem jazda nie jest najłatwiejsza. Wąskie zakręty trzeba pokonywać jak najszerzej (choć nie ma ku temu warunków), aby ciężar motocykla nie ściągnął nas do parteru.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/a4ol.jpg (https://imageshack.com/i/nra4olj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/21/pvft.jpg (https://imageshack.com/i/0lpvftj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/21/eaq0.jpg (https://imageshack.com/i/0leaq0j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/23/fr1l.jpg (https://imageshack.com/i/0nfr1lj)

Gdy jesteśmy już sporo wyżej, docierając do poziomu 2000 m n.p.m., kończą się lasy, a wokół nas jest coraz więcej przestrzeni. Droga wije się potężnym masywem, przecinanym spływającymi z góry potokami. Nadal co jakiś czas spotykamy powracające stada, a w jednym miejscu biwakujących przy drodze pasterzy. Niesamowite wrażenie robią pasterze, jak za dawnych lat, poruszający się na koniach, z pełnym ekwipunkiem. Od pewnego momentu mój motocykl na wolnych i trudnych nawijkach zaczyna się dławić. Na tej wysokości powietrze jest już na tyle rozrzedzone, że do gaźników nie trafia jego odpowiednia ilość. Kilka razy tak staje w środku zakrętu i zwyczajnie zaczynam się staczać, bo przedni hamulec nie jest w stanie utrzymać ciężkiego motocykla na śliskiej nawierzchni. A z takiej pozycji naprawdę ciężko ruszyć, zwłaszcza kiedy brakuje mocy. Wreszcie, już na granicy dnia i nocy, przy świecącym księżycu docieramy do przełęczy Abano na wysokości około 2900 m n.p.m.. Jesteśmy znacznie wyżej niż tatrzańskie Rysy i to na kołach. Otaczają nas potężne trzytysięczniki. Tu rozbijamy namiot i spędzamy noc.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/9fjt.jpg (https://imageshack.com/i/np9fjtj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/62/i6ku.jpg (https://imageshack.com/i/1qi6kuj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/69/o5ve.jpg (https://imageshack.com/i/1xo5vej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/34/u27b.jpg (https://imageshack.com/i/0yu27bj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/822/xgc5.jpg (https://imageshack.com/i/muxgc5j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/nsuh.jpg (https://imageshack.com/i/nrnsuhj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/yioe.jpg (https://imageshack.com/i/npyioej)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/853/3u95.jpg (https://imageshack.com/i/np3u95j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/841/vh8ui.jpg (https://imageshack.com/i/ndvh8uij)

Wita nas piękny, słoneczny poranek. Słońce odbijające się od śniegu oślepia. Jest wyjątkowo zimno i wietrznie więc zwijanie obozu mocno daje nam się we znaki. Szczególnie dotkliwie odczuwają to dłonie. Na szczęście motocykle odpalają bez zająknięcia. Bardzo żałujemy, że nie możemy jechać dalej aż do leżącego w dolinie Omalo i kolejnych wiosek. Boimy się nawet myśleć jakie drogi tam prowadzą, skoro nie ma ich na naszej mapie. Mimo to czujemy niedosyt. Brak czasu powoduje, że pozostaje nam tylko obiecać sobie, ze jeszcze tu wrócimy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/809/xan4.jpg (https://imageshack.com/i/mhxan4j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/404/0k0g.jpg (https://imageshack.com/i/b80k0gj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/18/x5no.jpg (https://imageshack.com/i/0ix5noj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/gpcv.jpg (https://imageshack.com/i/0zgpcvj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/855/oes7.jpg (https://imageshack.com/i/nroes7j)


Wracamy więc tą samą drogą tym razem widząc ją w innym świetle, przy inaczej padających promieniach słońca. Jest tak samo widowiskowa i piękna. Do Akhmety jedziemy po własnych śladach. Tu jednak skręcamy na drogę prowadzącą do Gruzińskiej Drogi Wojennej, tak ażeby nie jechać ponownie przez Tbilisi. Wokół piękna złota jesień. Na Gruzińskiej Drodze Wojennej, będącej głównym traktem przecinającym szczyty Kaukazu, wita nas równiutki asfalt. A jeszcze kilka lat temu tędy również prowadziła szutrowa droga. Zresztą w kilku miejscach wciąż widać po niej ślady, a im bliżej granicy rosyjskiej tym więcej szutrowych odcinków i prac drogowych. Jedzie się tędy tak przyjemnie, że aż mi się nie chce stawać, żeby robić zdjęcia.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/833/3jeo.jpg (https://imageshack.com/i/n53jeoj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/823/0unj.jpg (https://imageshack.com/i/mv0unjj)

Docieramy do Stepantsmindy i krętym offem podjeżdżamy pod klasztor Gergeti. Tu rozbijamy nasz obóz w cieniu potężnego Kazbeka.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/41/w39i.jpg (https://imageshack.com/i/15w39ij)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/d0x2.jpg (https://imageshack.com/i/mrd0x2j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/24/lnjv.jpg (https://imageshack.com/i/0olnjvj)

Kilka tygodni temu, w czasie wspinaczki na ten szczyt, po załamaniu pogody zginęło tu trzech polaków. My też planowaliśmy jego zdobycie, niestety nie mamy już na to czasu. A pogoda aż prosi o podjęcie próby. Jeszcze przed rozbiciem obozu spotykamy grupkę młodych podróżników z Ukrainy i Słowacji, których pod klasztor przywiózł Enzo. Enzo był już mocno wcięty i głęboko wierzył, że jego mercedes sprinter jest pojazdem o dużych możliwościach terenowych. Próbował się nawet z land cruiserem, niestety napęd jedynie na tylną oś, już na wejściu ustawił go na przegranej pozycji. Enzo też bardzo chciał pojeździć moim transalpem przekonując, że świetnie jeździ motocyklem. Po takiej ilości czaczy ja też bym uwierzył, że świetnie wszystkim jeżdżę, nawet czołgiem.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/42/09h0.jpg (https://imageshack.com/i/1609h0j)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/703/w3xr.jpg (https://imageshack.com/i/jjw3xrj)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/35/wcr1.jpg (https://imageshack.com/i/0zwcr1j)

Rano ruszamy ku granicy. Tu czeka nas trochę formalności, na szczęście idzie to w miarę szybko. Na przejściu spotykamy Mushegha, który również jedzie do Polski, tyle, że dostawczakiem. Potem spotkamy się jeszcze gdzieś na stacji benzynowej. Lecimy na Władykaukaz i dalej w kierunku Rostowa. Mamy dwa dni na opuszczenie Rosji, więc ograniczamy się tylko do jazdy. Kolejną noc spędzamy na polu. Pogoda się pogarsza, za to jest cieplej. Gdzieś tam ponoć minęliśmy drogowskaz na Elbrus. Ernest go wypatrzył mi niestety umknął. To kolejny niezrealizowany cel, który był właściwie punktem wyjściowym do całej wyprawy.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/819/v7gn.jpg (https://imageshack.com/i/mrv7gnj)

Kolejny dzień to dalsze kilometry w siodle. Widoki i klimat sprawiają, że czujemy się bardzo swojsko. Na przejściu z Ukrainą ruch znikomy więc granicę mijamy szybko. Na Ukrainie droga jest już zdecydowanie gorszej jakości. Śpimy gdzieś w szerokim stepie.

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/856/fndm.jpg (https://imageshack.com/i/nsfndmj)

I znowu dzień spędzamy w siodle, mijamy Charków i wieczorem dojeżdżamy do Kijowa. Intensywny ruch i korki sprawiają, że tracimy siebie z oczu i odnajdujemy dopiero na stacji benzynowej za miastem. (dzisiaj do mnie dociera, że byliśmy tam na krótko przed Majdanem, kiedy nic się jeszcze nie działo i nikt na zachodzie nie przypuszczał do czego za chwilę dojdzie). Zaczyna padać i jest ciemno. W międzyczasie zdecydowaliśmy, że chcemy dzisiaj dotrzeć do Polski. Jedzie się naprawdę fatalnie, deszcz zacina coraz intensywniej, widoczność jest mocno ograniczona. Cieszymy się kiedy możemy siedzieć na ogonie - na zmianę - autobusowi albo tirowi. Trzymanie się kilkadziesiąt metrów za nimi sprawia, że jedziemy jak na autopilocie. Kiedy oni zjeżdżają na odpoczynek nasza prędkość drastycznie spada. Do granicy docieramy około 4 rano. Stwierdzamy, że trzeba gdzieś szukać miejsca, żeby chociaż kilka godzin odpocząć. Niestety ciemna noc, gęsta mgła, a przede wszystkim nieustające pola uprawne albo ciągnące się miejscowości, sprawiają, że powoli wpadamy we frustrację. W Chełmie decydujemy, że jedziemy dalej. Tyle, że już każdy w swoją stronę, najkrótszą drogą prosto do domu.
Jestem przemoczony i wyziębiony, coraz bardziej senny. Zjeżdżam najpierw aby się ubrać, a potem zatrzymuje się na stacji benzynowej aby zregenerować siły przy kawie. Po godzinie dochodzę do siebie i ruszam dalej. Mgła opada dopiero przed Warszawą. Za stolicą wreszcie wychodzi słońce, które ostatnio widziałem przed Kijowem. Po 1800 km i 30 godzinach jazdy wreszcie docieram do Elbląga. Ernest miał bliżej więc był w domu nieco szybciej.

No i wreszcie koniec tej ciągnącej się jak flaki z olejem relacji :) Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem :)
Kilka słów podsumowania:
w podróży spędziliśmy 36 dni pokonując 10,5 tyś. km na motocyklach oraz około 3 tysięcy innymi środkami lokomocji. Udało nam się zdobyć pierwszy w życiu pięciotysięcznik, choć wcześniej pokonał nas szczyt o półtora kilometra niższy :) Niestety nie dane nam było już zaatakować innych szczytów, o których myśleliśmy przed wyjazdem. Ogólnie to nie wiem po co robiliśmy jakiś plan, bo i tak się go nie trzymaliśmy. I dobrze :) Na naszej drodze spotykaliśmy niesamowitych, życzliwych i pomocnych ludzi. Ani razu nie zawiodły nas motocykle, choć były momenty, że zawodziliśmy sami :)
Fajnie wracać wspomnieniami do tamtych chwil ale najwyższa pora na nowe przygody :)

Do tego tematu wrócę jeszcze kiedyś, jak zmontuje film z wyjazdu :)

http://imagizer.imageshack.us/v2/xq90/820/9tti.jpg (https://imageshack.com/i/ms9ttij)

bajrasz
10.07.2014, 01:41
Przeczytałem z rumieńcami na twarzy. Dzięki

Mirmil
10.07.2014, 05:47
Mi tez sie podobalo. Zarowno opowiadanie jak i zdjecia.

bathory
11.07.2014, 18:16
Przeczytałem z rumieńcami na twarzy. Dzięki

A nie ma za co :)



Cieszę się, że się Wam podobało :)

pyntront
12.07.2014, 22:39
Super relacja chłopaki! Teraz wiem, jak dużo NIE zobaczyłem, trzeba jeszcze tam wrócić ;-)

Spidi
23.07.2014, 01:32
Połknąłem jak dobrą książkę. Świetna relacja, genialne zdjęcia.
Zazdroszczę a jednocześnie podziwiam...
Jak dla mnie ta wyprawa to Adventure ale już level HARD! ;)

Teraz pozostaje cierpliwie czekać na film co najłatwiejsze nie będzie... ;)

Neno
24.07.2014, 01:54
Teraz pozostaje cierpliwie czekać na film co najłatwiejsze nie będzie...

Trochę poczekamy, Tomasz (Bathory) kompa musi kupić najpierw, bo za bardzo nie ma na czym montować.
Mam tylko nadzieje, że w końcu jednak powstanie.