PDA

View Full Version : Cena przygody.


Louis
31.08.2013, 08:50
Wszyscy z wypiekami na twarzy śledzimy wyprawy długodystansowych motopodrózników. Fascynujące przygody, olśniewające plenery, bajeczne zdjęcia. Tak naprawdę większa część tego forum objechałby by spokojnie świat, gdyby dać im kasę i czas, niektórym może zdrowie.

To jednak nie wszystkie koszty jakie się ponosi. Często płaci się za to życiem prywatnym to według mnie jest cena najwyższa. Monitoruję od czasu do czasu żywoty podróżników i często nie są budujące. Po pierwszym okresie zachwytu nad swoim wymarzonym stylem życia, często czar pryska. Nadal jest fajnie ale już nie tak jak we wcześniej przeczytanych książkach. Co jakiś czas trafia się depresja i dalej tym więcej.

W ich wypowiedziach można wyczuć nieco goryczy, żalu, przypudrowanego
ogorzałą twarzą podróżnika. Wysychają ich związki, często nie zakładają rodziny. Jednak nie wszyscy, niektórzy potrafią to prawie pogodzić. Dla mnie są niedoścignionymi guru.

Może jestem miękka faja ale nie potrafiłbym zrezygnować na wiele miesięcy z kontaktu z moimi dziećmi (sorry Martyna, nadal Cie lubię). Obserwacja ich rozwoju, to dla mnie największa z możliwych przygód.
Czy więc magapodróże są wyłącznie dla studentów, samotników, rozwodników, zamożnych emerytów i nielicznych guru? Macie jakieś przemyślenia na ten temat, jak zrobić, że było jak w Erze?

ex1
31.08.2013, 09:35
Louis mam dokładnie takie zdanie.. mega przygody.. jakkolwiek je nazwiemy są właśnie dla studentów samotoników, rozwodników itd... bo właśnie tylko oni są w stanie poświęcić swój czas tylko dla siebie...

- Co do ceny, to Tutaj Louis moje zdanie znasz... wolę.robić.w roku 2, 3 wyprawy niż udawać.że jestem mega podróżnikiem i tę samą.kasę.pakować w jeden wyjazd.
dla przykładu podam budżety moich ostatnich wyjazdów, każdy odpowie sobie sam

- Corsica 2013 - 11 dni wyprawy w tym prom (1400 zł)
- Bułgaria, Grecja 2012 12 dni - (1500zł)
- Rodopy Bułgarskie, Riła 2012 8 dni - (1000 zł)
- Aragonia 2011- 15 dni (2100 zł)
- Marauresz 2011 - 8 dni (800 zł)

... I jeszcze jedno, jak wsiadam do Louisowozu u mnie pod domem gdzie z tyłu zapięta jest laweta.. to wiem że od tego miejsca zaczynają się.przygody, i myślę że wcale nie gorsze od tych na dojazdówce każdego innego podróżnika po autostradach.. :) czasem nawet większe... bo kupa ludzi w aucie to jednak zawsze są niezłe brechty i nuta ekscytacji :)

Mhv
31.08.2013, 09:36
Cena przygody jest podobna do ceny dużego zaangażowania w cokolwiek (kariera zawodowa np., która wymaga czasem podróżowania po świecie parę lat - mój kolega w korporacji). Kwestia ustawienia hierarchii wartości. W życiu można robić zylion rzeczy, ale na wszystko nie ma czasu. Dobra informacja jest taka, że nie każdy jest do podróżowania stworzony i większości wystarczają wycieczki czasowo ograniczone - jednym dwa dni innym 2-3 tygodnie.:)
Oczywiście jak ktoś ma żonę/kobietę podzielającą pasję to da się inaczej, ale to rzadkość.

ex1
31.08.2013, 09:45
żony i kobiety to mały problem ... (najczęściej..;)) Dzieciaki to problem chyba największy...:)

PS. Louis - dobry temat - dyskusyjny.. :)

myku
31.08.2013, 09:57
Dzieciaki??Pies to problem :D:umowa:

Navaja
31.08.2013, 10:02
żony i kobiety to mały problem ... (najczęściej..;))

Ex1
Żona/partnerka czyta forum?
Żeby nie było wieczorem niespodzianki. :D

Dunia
31.08.2013, 10:03
Wszystko w życiu ma swój czas, Kiedyś wydawało mi się ,że życie w podroży to jest to czego potrzebuję.Ale gdy zrealizowałam część z tych marzeń ( na szczeście jeszcze nie wszystkie) doceniłam wartość szeroko pojętego domu, swojego miejsca w życiu, ludzi którzy są obok mnie. Dlatego nie mam już potrzeby " Ucieczki w świat", świat mogę poznawać i smakować ale lubię mieć poczucie że mam gdzie wrócić:)

JarekO
31.08.2013, 10:41
Louis mam dokładnie takie zdanie.. mega przygody.. jakkolwiek je nazwiemy są właśnie dla studentów samotoników, rozwodników itd... bo właśnie tylko oni są w stanie poświęcić swój czas tylko dla siebie...

- Co do ceny, to Tutaj Louis moje zdanie znasz... wolę.robić.w roku 2, 3 wyprawy niż udawać.że jestem mega podróżnikiem i tę samą.kasę.pakować w jeden wyjazd.
dla przykładu podam budżety moich ostatnich wyjazdów, każdy odpowie sobie sam

- Corsica 2013 - 11 dni wyprawy w tym prom (1400 zł)
- Bułgaria, Grecja 2012 12 dni - (1500zł)
- Rodopy Bułgarskie, Riła 2012 8 dni - (1000 zł)
- Aragonia 2011- 15 dni (2100 zł)
- Marauresz 2011 - 8 dni (800 zł)

... I jeszcze jedno, jak wsiadam do Louisowozu u mnie pod domem gdzie z tyłu zapięta jest laweta.. to wiem że od tego miejsca zaczynają się.przygody, i myślę że wcale nie gorsze od tych na dojazdówce każdego innego podróżnika po autostradach.. :) czasem nawet większe... bo kupa ludzi w aucie to jednak zawsze są niezłe brechty i nuta ekscytacji :)

:Thumbs_Up::Thumbs_Up:

Pozdro

--
J.

Louis
31.08.2013, 10:58
Chyba najlepsza podróż to taka, której towarzyszy komfortowa świadomość, że masz do kogo lub do czego, wrócić.

mazeno
31.08.2013, 11:08
.........

mazeno
31.08.2013, 11:16
.........

Lupus
31.08.2013, 11:19
Moim zdaniem problemem dalekich podróży, a już szczególnie samotnych, jest przewartościowanie i często zmiana priorytetów życiowych. Wynika to z głębszej analizy swojego życia i jego istotnych elementów, co często kończy się również zmianą partnerów życiowych, a już szczególnie przyjaciół. Szeroki horyzont jaki powstaje w ich myślach pozwala w sposób całościowy ogarnąć sprawy w życiu pierwszorzędne, i chociaż bolesne, pewne rozwiązania można nazwać ozdrowieńczymi, jakkolwiek nie były by drastyczne i niezrozumiałe dla otoczenia. Znam paru szwędaczy i nie generalizował bym w temacie ich związków! Podróże pomagają zrozumieć innych i siebie rownież. Na tym polega ich magia. Codzienne życie i nasza cywilizacja pełne są kłamstwa i chaosu myśli, warto wówczas porozmawiać ze sobą, czyszcząc ducha i ciało ;) Tak na prawdę megaprzygodą są spotkanie w Drodze.
I tak na prawdę cierpią tylko psy...

Dunia
31.08.2013, 11:25
Swięte słowa Lupusie:bow:

Mazeno- piękne zdjęcie,rozumiem że są tam Twoje dwie żony i dwoje dzieci:D

mazeno
31.08.2013, 11:39
.........

Orzep
31.08.2013, 11:39
Tak na prawdę megaprzygodą są spotkanie w Drodze.
:Thumbs_Up:

Pozdro Orzep
p.s. Mazeno rodzinne foto wymiata!

herni
31.08.2013, 11:43
To co napisał Mazeno to prawda w czystej postaci .

Cara
31.08.2013, 11:51
"wszystko zalezy od codziennych relacji w rodzinie.
takich zwyklych codziennych relacji.

jesli masz na codzien klopoty z dogadaniem sie z druga polowka i z wychowaniem dzieciakow - nawet najkrotszy wyjazd tylko to poglebi.
jesli zapierdalasz po 15 godzin w robocie na kolejny niepotrzebny kredyt, zona drugie tyle na drugi kredyt (a bo nowe auto, nowy telewizor, nowa komorka, nowe to czy tamto, "miec, miec, miec, posiadac"), a z dzieciakami widzisz sie 15 minut dziennie podczas mycia zebow w lazience - to tak bedzie.
jesli wolny czas spedzasz czas w garazu glaskajac z luboscia swoj motor, zona w galerii krakowskiej przegladajac setki ciuchow, a dzieciaki przez monitorem playstation - to tak bedzie.
jesli posilki jecie kazdy sobie, na chybcika, w biegu, a nie wspolnie, spokojnie, przy jednym stole, powiecajac czas rowniez rozmowie, a nie tylko przezuwaniu - to tak bedzie.
jesli zamiast wieczorem poswiecac czas dzieciakom i zonie, wlaczasz telewizor - to tak bedzie. to samo tyczy sie przesiadywania przed kompem ;)

pierwszy krok do normalnosci - wyrzuccie telewizory.

u mnie nie ma telewizora od wielu lat.
na wycieczki najchetniej jezdze z rodzina (jesli jest kasa), wiec gdy jade/ide bez nich, samotnie lub z kumplami - nikt nie robi z tego afery. oni wiedza, ze mnie nosi i to rozumieja - bo ze soba gadamy.
fakt, juz w momencie wyjazdu zaczynam tesknic. ale wiem, ze oni tez - dlatego nie mam stresow zwiazanych z rozlaka i glupich mysli. wtedy taka tesknota to dosc przyjemne uczucie - i powrot smakuje o wiele bardziej. nie ma pretensji, jest oczekiwanie. cos jak zwykla herbata podczas mroznej nocy w namiocie w wysokich gorach - zaden szampan, nektar czy inny napoj bogow nie jest w stanie zapewnic takich doznan, jak taka zwykla, najgorsza herbata z biedronki. bo ona przynosi cieplo.

i jeszcze jedno - u mnie w chalupie na 3 pokoje + kuchnia sa tylko jedne (procz drzwi do lazienki i kibla) drzwi, ktore zamykamy, gdy dzieciarnia chce isc spac, a my siedzimy do pozna ze znajomymi i jest glosniej (a tak na codzien sa stale otwarte). jedne drzwi. bo drzwi to tez bariera.
(zauwazcie - w starych wiejskich chalupach byla jedna izba, w ktorej zyla cala rodzina.)
poza tym u mnie nigdy do dzieciakow nie mowilo sie "wyjdz, nie przeszkadzaj, idz se pograc na komputerze, bo dorosli rozmawiaja".

mamy i robimy wokol siebie mnostwo takich niepotrzebnych barier, nie tylko fizycznych - glownie uczuciowych. to jest przyczyna problemow - rowniez tych wyjazdowych.

a tego wszystkiego - zaufania, ciepla rodzinnego, braku barier - nauczyli mnie moi starzy, i za to im dziekuje. chcialbym byc taki sam, jak oni, ale jeszcze mi daleko."


:Thumbs_Up: dawno nie czytałam mądrzejszych słów

Louis
31.08.2013, 13:59
post scriptum.
wyslalem pare zdjec na pewien konkurs.
konkursu co prawda nie wygralem, a za jedno dostalem wyroznienie:

https://lh3.googleusercontent.com/-jZ0UHqgGyc4/S6IGI2w9qbI/AAAAAAAAJ0o/bKDG_cK99uY/s900/_MG_449.jpg

Świetna fota, wiele mówi. :Thumbs_Up:

miroslaw123
31.08.2013, 18:05
Ten temat to kwintesencja Tego forum!

jorge
31.08.2013, 20:19
Chyba najpiękniejszy tekst jaki napisałeś mazeno. Tylko kompa nie wyrzuć ! ;)

Lupus
31.08.2013, 22:19
Cały Mazeniak. Ciekawe że ktoś kto mówi to co myśli wydaje się w dzisiejszych czasach co najmniej dziwny, czasem zgrzyta jak piasek w zębach. Czasem myślę że "swet se posral" ale tacy ludzie dodają mi otuchy.

Adagiio
01.09.2013, 07:42
Bycie szczerym z zasadami w dzisiejszych czasach jest mało stylowe . Zachwycać wypada się w galeriach handlowych , w ekskluzywnych biurach podróży , w salonach samochodowych trendy marek . Śpiących po rowach izoluje się w obawie przed infekcją , miało to kiedyś miejsce nawet na tym forum .

Myślę że pomijając aspekty finansowe i czasowe , najważniejsze jest zaakceptowanie przez drugą osobę mojej pasji . Jeśli tego zabraknie to lepiej położyć klucze na stole i zamknąć drzwi za sobą . Zycie jest za krótkie i tak nie przewidywalne żeby tracić w nim czas na udowadnianie kto ma rację . Zróbcie sobie intercyzę bo wszystko kiedyś ma swój koniec , to taka gwarancja na kontynuację tego co nas kręci .

mazeno
01.09.2013, 11:37
.........

Blazimir
01.09.2013, 14:09
Do tego, co napisal mazeno dorzuce cytat z literatury:

"Mężczyzna, który nie spędza czasu z rodziną, nigdy nie będzie prawdziwym mężczyzną."

Dunia
01.09.2013, 14:11
Jak w piosence:
Milość-nie traktuj jej jak kontraktu
który zrywasz gdz dzeiń masz gorszy
kiedy zyski chwilowo są mniejsze niż koszty...

Dziękuję Mazeno za ten post...

Mech&Ścioła
01.09.2013, 14:37
Mazeno, dzięki że przypominasz nie tylko jak podróżować, ale jak (codziennie) żyć! CZŁOWIEKU PUSTYNI!:bow:

"Gdy ktoś odnajduje sposób przeciwstawienia się błahostkom, skażeniu głupotą, truciznom kompromisu i rezygnacji, obrzędom próżności, szantażom wygody - staje się człowiekiem pustyni." A. Pronzato

mazeno
01.09.2013, 14:49
.........

Lupus
01.09.2013, 15:08
Mazeniak, nie marudź - fajnie że mamy wybór. Ale temat wolności pozostawiam sobie na bardziej kameralne spotkania ;)

Skydiverek
03.09.2013, 15:09
Przypominam o tym telewizorze. Pierwszy krok można łatwo zrobic.

ex1
03.09.2013, 15:28
Tym niemniej Panowie odbiegamy od TEMATU.. czy ceną przygody jest rodzina..? i pusty portfel ?


da się pogodzić wodę.z ogniem..?

Agent
03.09.2013, 15:38
Bardzo fajne to co pisze Mazeno i paru innych. Zgadzam sie, że to fantastyczne gdy sie umie, a życie nie przeszkadza, połączyć rodzinę, pasje, dom i pracę.
Mam jednak wrażenie, że Wasze doświadczenia to wyjątek od reguły i chyba o tym właśnie w piewszym wątku pisze Louis.

Więcej - kiedy sam rozpocząłem moją przygodę z moto i poznałem w większości tylko pare lat starszych motocyklistów, to przypomniałem sobie okres gdy siedziałem w Londynie i mieszkałem wśród emigrantów. Większość z nich, niezależnie od wieku, coś straciła w życiu i dla większości z nich emigracja była ucieczką, namiastka lepszego życia, próbą udowodnienia sobie i całemu światu, że jest sie fajnym bo sie siedzi w Londynie i wiedzie sie fajne życie.
Życie tam z jednej strony było łatwiejsze, bo jak ktoś chciał, to pieniądze leżały na ulicy, wystarczyło sie schylić, z drugiej ..to okropne miejsce, pełne fałszu, zdrad, depresji, beznadziei i braku celu.
Może nie tak dosadnie, ale dostrzegłem analogie w wielu historiach poznanych motocyklistów. Coś im sie nie udało w życiu. Czasem bardziej, czasem mniej. A może to po prostu syndrom naszych czasów i każdemu coś sie nie udaje? Może po prostu u tych motocyklistów widać to było bardziej, albo właśnie tak sobie z tym radzą?
Ciekaw jestem tej drugiej strony medalu, która chyba poza pytaniem w pierwszym poście, jeszcze nie zagościła w tym wątku.

Dunia
03.09.2013, 15:50
Sądzę ,ża bardzo ważne jest wiedzieć czego się chce w życiu. Jeśli to wiesz-wygrałeś.Niestety cała masa ludzi miota się między " wolnością" a stereotypem rodziny która stanowi " więzienie".
Dla tych kilku procent szczęśliwych ludzi, którzy wiedzą czego chcą i są świadomi swego miejsca w życiu, podroż nie będzie ucieczką do pozornej wolności a rodzina nie będzie synonimem uwikłania i przymusu.
Czasem warto usiąść i zastanowić się nad tym kim jestem i czego w życiu szukam. To trudne pytania i niełatwo wcale od razu znaleść na nie odpowiedż.
Ale warto spróbować...

Andrez
03.09.2013, 16:09
Ostatnio spędziłem tydzień na Mazurach. Po wejściu do domku okazało się że nie ma telewizora. Dla żony to był lekki szok, ale po tygodniu stwierdziliśmy oboje że nie mogło być lepszego rozwiązania. Był czas na zabawę z dzieciakami, na zwykłe rozmowy, na książkę etc...

Sprzedam Telewizor Panasonic 37", i jeszcze jeden 32"( prawie nowy - smart TV) reflektuje ktoś? ;-)

Salus
03.09.2013, 16:11
Wspaniały temat.
Ja stanąłem po drugiej stronie i prawie zniszczyłem swoje życie rodzinne. Zawsze szukałem adrenaliny i nigdy nie myślałem o zakładaniu rodziny. Założyłem jednak rodzinę i przez pierwszy rok czy dwa poświęciłem się dla rodziny w 100% zero wyjazdów, zero skoków motocykli itd. Później odbiłem sobie to z nawiązką i zacząłem robić wszystko żeby nadrobić stracony czas, jaskinie, motocykle, wspinaczka, góry, wyjazdy integracyjne, noclegi w śniegu druga młodość ... po jakimś czasie okazało się, że przestałem być przyjacielem mojej żony, a stałem się tylko mężem - to jest chyba najgorsza z opcji gdy nie widać ognia iskry zapłonu spalania i wydechu w oczach kobiety. Zorientowałem się w odpowiednim czasie, że błądzę i naprawiłem swój błąd. Teraz jest tak jak pisze Mazeno, gdy gdzieś wyjeżdżam to tęsknie od momentu przekroczenia progu i wracam zmotywowany i spragniony żony i dzieciaków.

Największa przygoda siedzi w naszych domach i nie wolno tego ...

mazeno
03.09.2013, 16:23
.........

Ola
03.09.2013, 16:35
Nie jest to nowy temat na tym forum. Sporo przemyśleń pojawia się na przykład tutaj: http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=1402 Kiedyś czytałam tę debatę z zainteresowaniem. Miałam jakieś tam swoje podejście do sprawy. Potem było dużo przygód, szwędania się, przeżyć, które niewątpliwie wpłynęły na moje postrzeganie świata na całe życie. Mogłam zweryfikować swoje stanowisko. Przemysleć, pomysleć. "Zbadać empirycznie" to oczym kiedyś tylko myślałam teoretycznie. Myślę, że to dobra lekcja i dobra podstawa do wyciągania wniosków: skrajne doświadczenia z różnych stron.

Ciekawa jestem, czy opinie wyrażone w tamtym wątku pozostają nadal aktualne? Czy ludzie podpisaliby się pod tym, co kiedyś napisali albo jak to się zmieniło z biegiem lat i doświadczeń? Ile osób z tych, które chciały (planowały) odważyło się, czy miało okazję spróbować tej przygody przez duże P i mogło zweryfikować sowje pogląday i podejście do tego rodzaju życia. Kilka dobrych lat minęło, każdy zebrał jakieś tam swoje doświadczenia, jest już na innym etapie życia. A to chyba właśnie najbardziej wpływa na podejście do "życia w przygodzie", czy "przygody życia".

kamilltee
03.09.2013, 17:49
Może jestem miękka faja ale nie potrafiłbym zrezygnować na wiele miesięcy z kontaktu z moimi dziećmi (sorry Martyna, nadal Cie lubię). Obserwacja ich rozwoju, to dla mnie największa z możliwych przygód.
Czy więc magapodróże są wyłącznie dla studentów, samotników, rozwodników, zamożnych emerytów i nielicznych guru? Macie jakieś przemyślenia na ten temat, jak zrobić, że było jak w Erze?

Louis zacząłeś już depresyjny sezon jesienny czy co ? a może masz grype ? :)

byłem na spotkaniu z pierwszymi opisanymi w tej książce
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/140359/pepek-swiata-z-dzieckiem-w-drodze

dotarło do mnie kilka niezłych przesłań co do podróżowania z dziećmi

no ale niestety motocykle i dzieci w parze niechodzą :(

mazeno
03.09.2013, 18:06
.........

kamilltee
04.09.2013, 09:39
Mazeno - no jak widać chodzą :) książka jest właśnie o tym
o tym, że dzieci są szczęśliwe gdy szczęśliwi są rodzice ... reszta to sztuka kompromisu (zdrowego)
o tym by nie zostawiać dzieci u dziadków by się "wyrwać" na 2 tyg na jacht itd...
(no tu akurat bije to trochę w motocyklistów :) )
a pod Twoim postem podpisuję się oboma łapami :)

Akurat Louis i EX1 udowadniają, że niekoniecznie trzeba objechać Azję przez pół roku by zaznać super przygód, i robią to w tydzień lub dwa.
Zastanawiam się tylko jaki jest cel tego wątku - czy Louis chciałby wyjechać dookoła świata, czy wręcz przeciwnie - chciałby pocieszyć innych, że kompromisy są możliwe ?
Pytam z sympatii dla Louisa, którego opowieści dostarczają mi niezłego ubawu za każdym razem :)

Lupus
04.09.2013, 10:12
Temat jest niezwykle skomplikowany, tak jak ludzie którzy podróżują. Motywy ich działania są bardzo różne, więc założenie że można z tych dyskusji wyciągnąć jakiś ogólny wniosek jest z założenia błędne. Natomiast temat jest ciekawy i warto go kontynuować, chociaż by dlatego, że odkrywamy nowe lądy nie ruszając się z fotela, odkrywamy czerń i biel, a także mnóstwo kolorów i ich odcieni w naszych i naszych znajomych duszach. Katalizatorem naszych działań jest nie tylko dryfujący gen najeźdźców ze wschodu, ale także nasz wiek, doświadczenia, zainteresowania, a także coś innego, jakaś ciemna strona, głęboko zakopana w lochach naszego serca. Różnimy się, czasem pięknie, dlatego warto poznawać motywy działania innych i ich marzenia - świat robi się wówczas bardziej kolorowy, a my tolerancyjni. Jest taka teoria, że podróżować można nie ruszając się z domu, ale nie jestem sobie w stanie wyobrazić takich przeżyć jakie daje mi Droga, tych wzruszeń i upokorzeń, ciepłych deszczy i zimnych wiatrów, zapachów stepów, radosnego śmiechu dzieci, kolorowych, jak kwiaty przy drogach, tęsknoty za miękką trawą, za lipami i dębami, za rodziną. To wszystko sprawia że ruszam w Drogę z wiarą że doprowadzi mnie do Domu trochę mądrzejszego i bogatszego. Puki co podróżuję solo i o tym wiem prawie wszystko, tyle że nigdy tak na prawdę nie jestem sam. Ci którzy spróbowali takiej formy podróży wiedzą o co chodzi ;)

pyntront
04.09.2013, 10:33
Dzieci i żona to żaden problem, ja wręcz uważam, po doświadczeniach z różnymi ludźmi, że moja żona i córka to dla mnie najlepsi towarzysze podróży. Ale ja jestem z tą samą kobietą od jakiś 17 lat, a córka od maleńkości wszędzie jeździ z nami, więc może to kwestia przyzwyczajenia ;-)
Córa jeździ też ze mną na motocyklu, a żona nie, więc z córką latamy dookoła komina, a dalej jeździmy samochodem. Pewnie, że chciałbym spróbować pojechać hen daleko na motocyklu, ale dla mnie ważniejsza jest rodzina i czas spędzony z nimi, więc wybór jest prosty - albo razem, albo wcale. A, że dla mnie nie ważne gdzie i jak, to przeważnie podróżujemy razem.
Poza tym to też kwestia kompromisów - ja mogę spać, gdzie popadnie, ale Eliza woli "bliżej cywilizacji" - więc co 2-3 dni stajemy na campingu czy w jakimś hoteliku. Ja nie lubię tłumów ludzi i centrów miast, dla Elizy wieżowce i kolorowy tłum to był zachwyt - więc ja z Julką siedziałem w tym czasie w ZOO i na placu zabaw. Ja lubię trochę offu, Eliza mniej, ale dzielnie sekundowała mi na bezdrożach.
Dla mnie jedyną ceną jest to, że muszę odpuścić co bardziej ekstremalne pomysły, ale to bardzo niska cena za naprawdę dobrze spędzony czas i udany wyjazd. Cała reszta jest OK.

Louis
04.09.2013, 11:38
Akurat Louis i EX1 udowadniają, że niekoniecznie trzeba objechać Azję przez pół roku by zaznać super przygód, i robią to w tydzień lub dwa.
Ja mam nawet łatwiej. Powoli wkraczam w wiek, w którym wyjście do toalety może okazać się przygodą nie pozbawioną niebezpieczeństw czy wręcz cierpienia. Nie chciałbym jednak ograniczać się jedynie do tego typu wyzwań, przed którymi i tak zapewne stanę niejednokrotnie bez własnej inicjatywy.


Zastanawiam się tylko jaki jest cel tego wątku - czy Louis chciałby wyjechać dookoła świata, czy wręcz przeciwnie - chciałby pocieszyć innych, że kompromisy są możliwe ?

"Życie to sztuka kompromisów", to stara prawda, trochę niekomfortowa ale nie ma co wybrzydzać i tak nam się udało być najszczęśliwszym z milionów plemników w najważniejszej z podróży naszego życia.
Oczywiście, że chciałbym pojechać dookoła świata, kto by nie chciał? Obecnie jednak jakoś tego nie widzę, chyba, że z rodziną ale to raczej nie motocyklem.
Miałem kiedyś w życiu taki moment, kiedy mógłbym w taką podróż ruszyć. Raz tylko, tuż po maturze. Rodzice wcześnie odeszli, dziadkowie jeszcze wcześniej i zostałem zupełnie sam. Niestety to były inne czasy i żadnej wyprawie mowy nie było.
Zastanawiam się więc, czy człowiek musi się znaleźć na zakręcie życia, aby sobie na taką podróż pozwolić. Czy można czerpać maximum radości z podróży zostawiając bliskich na rok lub dłużej? Czy to kwestia egoizmu czy odpowiedniego nastawienia? Czy Słowianie też tak potrafią, bo mam wrażenie, że Anglosasom to jakoś łatwiej przychodzi?

P.S.
Kamil pozdrawiam. Piszę ten post z garażu. Za plecami stoi spakowany motocykl, a przed nami, od soboty, 5000 km kompromisu ;)

Agent
04.09.2013, 11:55
Moja siostra pracując onegdaj w hostelu i bawiąc sie w couchsurfing zaobserwowała ciekawe zjawisko. Otóż po świecie, naprawdę całym świecie, szwęda sie masa dwudziestolatków, którzy wyruszyli w ok 2 letnią podróż po całym świecie. To czas gdy poznają inne kultury, pracują dorywczo, uczą sie, zwiedzają ...by po tych dwóch latach wrócić w rodzinne strony, przejąć po rodzicach farmę, firmę, gospodarstwo, czy inny rodzinny biznes i zostać już tam na zawsze.

ex1
04.09.2013, 12:41
noo właśnie a może jest tak, że my po prostu kiedy mieliśmy te 20 lat nie przeszliśmy pewnego etapu, i teraz staramy się to nadrabiać...

Salus
04.09.2013, 12:48
To jest bardzo możliwe. Z drugiej strony nie da się podróżować na zapas, tak myślę.

Brambi
04.09.2013, 13:03
45oo km po Alpach z dojazdem. Z synem (15 L) na plechach. Ostatni dzień, piątek wyjechalismy o 8 rano z Lucerny. Dostarlismy do domu po 18 godzinach czyli w sobotę o 2h w nocy pokonując 1171km jednorazowo.
Cytuję : << Tatusiu jak tam ? Spoko synek a ty jak tam spoko tatusiu, damy rade ? damy jedziemy >>. Dojechaliśmy w domu wyskoczyła Bogusia moja żona ukochała nas mało nie udusiła.
Teraz ona pojechała do Włoch i leży na plaży.
Sielanka ale co będzie gdy zerkniemy na wschód ? hm ?

CeloFan
04.09.2013, 13:36
:Thumbs_Up:

Z dziećmi można podróżować. Wręcz zachęcam do tego, bo niby jakie są przeciwwskazania?
Moja córka nie opuściła ani jednego wyjazdu. Zrobiła na motocyklu około 40 tyś km. Pierwszy raz pojechała ze mną jak miała niecałe 13 lat. To bardzo wiąże i łączy.

http://www.tdm.pl/media/files/39497e8a029bfa9448cf35ab4571d3a1.JPG

Nie zawsze podróżowanie to kompromisy. Bywa że można po prostu wsiąść i pojechać, czego wszystkim życzę :)

ex1
04.09.2013, 13:37
45000 km po alpach.. ? to się nazywa TRIP :D

Brambi
04.09.2013, 13:49
4500 sorki :)

Brambi
04.09.2013, 13:51
Dzieciaki są twardsze niż się zdaje !

MarekM
04.09.2013, 14:29
Ja mam nawet łatwiej. Powoli wkraczam w wiek, w którym wyjście do toalety może okazać się przygodą nie pozbawioną niebezpieczeństw czy wręcz cierpienia. Nie chciałbym jednak ograniczać się jedynie do tego typu wyzwań, przed którymi i tak zapewne stanę niejednokrotnie bez własnej inicjatywy...

Dzięki Louis. Teraz już nie czuję się taki samotny i zdołowany. :D

Moja siostra pracując onegdaj w hostelu i bawiąc sie w couchsurfing zaobserwowała ciekawe zjawisko. Otóż po świecie, naprawdę całym świecie, szwęda sie masa dwudziestolatków, którzy wyruszyli w ok 2 letnią podróż po całym świecie. To czas gdy poznają inne kultury, pracują dorywczo, uczą sie, zwiedzają ...

Moja córka (20 lat) wróciła tydzień temu z 2-miesięcznej podŸróży po Chinach, Hong-Kongu, Makao, itd. Oczywiście hostele, couchsurfing, tanie linie lotnicze i jedzenie z ulicznych straganów.

Syn (17 lat) zainaugurował wczoraj rok szkolny w USA.

Nie ma lepszej edukacji od podróży.

Misza
04.09.2013, 15:07
"Nie ma lepszej edukacji od glana na zębach" :) raczej, a podróżowanie można uskuteczniać jeśli się ma na to środki i czas, lub przynajmniej jedno z tych.


To samo co 95% tzw squotersów, krastowców itp na pytanie jak wam się udaje przeżyć odpowiadają "rodzice dają".

W wieku 20lat udawało mi się pojeździć po najbliższym tylko świecie i to tyle ile miałem z 3 miesięcznych studenckich wakacji minus 2 miesiące roboty by zarobić na to jeżdżenie bo robota w trakcie roku akademickiego to były bieżące wydatki :) ale odbijam sobie :) Moi rodzice, chociaż nie biedują, to jeśli coś chciałem to se musiałem zarobić sam :)


ktoś wcześniej napisał "dzieciaki są szczęśliwe gdy rodzice są szczęśliwi" i wydaje mi się to zamknięciem tematu. Sam rodzicielem jeszcze raczej długo nie będę, ale jak już kiedyś będę to przede wszystkim przekażę im, że mają być szczęśliwi no matter what. Z tupetem do przodu w stylu: "jeśli masz ojca który woli popierniczać endurakiem po pustynii to chyba znacznie lepiej niż mieć takiego który szczyt planów wyjazdowych koczy na budce z browarem dwie ulice dalej" "być może jak będziesz się nadawał to ojciec kupi Ci enduraka i sam pokaże jak to jest zajebiście" "rodzina nie kończy się na obiadku i wspólnym zdjęciu" "świat nie kończy się na rodzinie, są jeszcze przyjaciele, dalecy znajomi, w ogóle nieznajomi, kompletni obcy spotkani w drodze a przynoszący na mordkę grymas szczęścia"

Ziarko
04.09.2013, 17:33
a podróżowanie można uskuteczniać jeśli się ma na to środki i czas,

taaaa, jak dziś patrzę, to jako 20 latek czasuuuu miałem dosyć. Tak naprawdę, to ani pieniądze ani czas. Bo na co? Na podróż czy na lans?

Nie trzeba mieć nawet odwagi by jechać w nieznane. Odwagę, trzeba mieć, ale żeby zostawić dom, pracę, obecną dziewczynę czy....... (tu można wstawić dowolne coś) i pojechać.

Sam tego doświadczyłem. Dziś nie mam już takiej odwagi, za dużo zależności, że stracę to coś co mam ( a to przecież takie ulotne, jedna porządna powódź czy pożar i konto będzie czyste.... ).

myku
04.09.2013, 17:53
Swieta prawda.Ja na dzis tlumacze sobie wszystko wymowke,ze "...mam psa i nie mam go z kim zostawic".W sumie tak jest i nic nie wymysle.Zawsze powtarzam,ze jak juz go nie bede miec,to wtedy...Ale jak naprawde bedzie:confused:Pewnie znowu bedzie cos...

szparag
04.09.2013, 17:57
Kiedyś fajnie ujął to Sambor, nie wiem czy to wymyślił, ale od niego to słyszałem i mi się spodobało.
" Jak ktoś chce znajdzie sposób, jak ktoś nie chce znajdzie powód."

Pozdrawiam

lena
04.09.2013, 18:04
Napisałam cały elaborat,ale w związku z "cudownie" działającymi na nowym serwerze guzikami mi go wcięło, streszczę się więc.

Wspólne podróżowanie (z partnerem życiowym), pomijając fantastyczne doznania, fajnie spędzony czas, miłe wspomnienia, etc. doprowadziło mnie również do poważnego zastanowienia nad CENĄ PRZYGODY - ewentualną- a mianowicie, w sytuacji "niepomyślnych wiatrów", co zdarzyło się kilkorgu z naszych znajomych motocyklistów, nasze dzieci zostają bez rodziców. Dotarło to do mnie tak dobitnie,że w zasadzie wycofałam się z czynnego motocyklizmu - Wojtek jeździ, ja zasuwam pieszo...po górkach:).

Edit by 7Greg
jak widać to nie zawsze wina guzików :)

Napiszę z punktu widzenia tej "drugiej strony", czyli matki-kury, co to w domowe ognisko dmucha, etc....
Częste wypady weekendowe mojego męża mnie irytowały, odczuwałam to jako czas" zabrany"mi i dzieciakom, bo na co-dzień praca zmianowa z nockami włącznie, odsypianie, itd.O ile więc weekend miał wolny, to chciałam, abyśmy spędzili go razem. Tak było kilkanaście lat temu .
W "międzyczasie" oboje dojrzewaliśmy i ewoluowaliśmy w naszym związku, rosły także nasze dzieci i "uwiązanie" związane z opieką nad nimi, warunkami niezbędnymi dziecku do podróżowania, etc., również się zmieniało. Obecnie to para nastolatków, która od wyjazdu z rodzicami woli wspólnie spędzony czas z rówieśnikami, bo pierwsze sympatie i takie tam...
Odbyliśmy we dwoje kilkanaście podróży, najdłuższa liczyła ponad 12tys.km i trwała miesiąc. W tym czasie nasze dzieci były pod opieką dziadków. Z tej podróży "przywiozłam" kilka doznań : 1/tęsknotę za dziećmi przeplatającą się z odpoczynkiem od ciągłego "mamo, a on mnie opluł, a ona mnie ugryzła,...co jest na obiad?...gdzie moje skarpety?...podrzucisz mnie na korki z anglika?"...etc, etc.
2/ wspaniałe wspomnienia, które będę nosić w sercu na zawsze (bo jak mnie Alzheimer dopadnie, to z pamięcią d....),
3/ pozytywne zmęczenie i poczucie,że ,mieszkam w apartamencie 5*, po 25 noclegach pod namiotem/gołym niebem/w rowie
4/strach - bo uzmysłowiłam sobie,że jadąc w taką podróż we dwoje, podwójnie ryzykujemy. Czyli przy braku dobrego wiatru (co jeszcze dobitniej uświadomiłam sobie po śmierci znanych mi motocyklistów) nasze dzieci zostałyby sierotami.

To ostatnie doświadczenie tak mocno wpłynęło na mnie,że trochę wycofałam się z aktywnego motocyklizmu (zwłaszcza po śmierci Ashanti), bo dla żadnej przygody, nawet najwspanialszej nie jestem skłonna zapłacić tej najwyższej ceny - chcę widzieć i brać czynny udział w dojrzewaniu, dorastaniu i usamodzielnianiu się moich dzieci.

Wojtek jeździ, ja przerzuciłam się na turystykę pieszą i gonię po górkach.

matjas
04.09.2013, 18:55
Dotarło to do mnie tak dobitnie,że w zasadzie wycofałam się z czynnego motocyklizmu - Wojtek jeździ, ja zasuwam pieszo...po górkach:).

Nie można nosić wszystkich jajeczek w jednym koszyczku... Też o tym rozmawiałem z moją Żoną. Od kiedy są dzieciaki ona po prostu ma takiego stresa na moto, że jest to dla niej po prostu nieprzyjemne...

Ciekawy temat, co zostało już wcześniej stwierdzone. Chyba w ogóle doświadczyłem jakiejś prekognicji zbiorowej bo również ostatnio duuuużo myślałem o tym co trzeba zrobić, żeby wyjechać w podróż... Kasa w tych zastanawianiach się była na ostatnim miejscu.
Każdy ma jakieś marzenia wyjazdowe a moje największe marzenie jednak wymaga wielu przygotowań i ... zniknięcia na dłuuugo. Więc kiedy? Na emeryturze??? Zostawić teraz rodzinę? :Thumbs_Down:
Marzeniami da się żyć jak król - jak śpiewał klasyk. Póki co musi wystarczyć.

Uczę się jeździć z dziećmi. Są małe ale będą coraz większe i coraz łatwiej będzie się z nimi porozumieć.

matjas

Ludwik Perney
04.09.2013, 18:57
Na pewno nie ma co generalizować i przyszywać wszystkim jeden przepis na życie - tak powiada moja przekora.

Każda decyzja wystawia rachunek i czasem nawet inkasuje "resztę". Bierność, asekuracja również. Jest masa formuł, masa mentalności, poziomów elastyczności i życiowych sytuacji. Zauważyliście, że od ludzi trudnych wymaga się mniej? Podróżnik też jest w jakimś sensie kimś trudnym.

Gdyby moje podróże były okupowane notoryczną tęsknotą, cierpieniem i strachem, zrezygnowałbym z nich. Na szczęście gdy wyjeżdżam, zazwyczaj wyłączam standardowe myślenie i przechodzę tzw reset systemu. Czasami nawet zainstaluje mi się nowa wersja i nie jest to microsoft ;-) Z ogólników dodam, że - jak ze wszystkim - najgorsze są skrajności.

lena
04.09.2013, 18:58
7Greg - już Ty wiesz co :D. Dziękuję:).

RafalusPL
04.09.2013, 19:56
Ja sie zgadza, z Leną dzieci zmieniają perspektywę i to na dobre w dobrym znaczeniu tego słowa. Moja żona za żadne skarby nie siądzie na motor ze mną bo sie obawia ze osierocimy dzieci. Jakieś dalsze wyjazdy są niemożliwe nie zostawię ich na dłużej a jak mam urlop to chce z nimi spędzać czas.
I tak Matias nieuchronnie nasze pasje większość z nas zrealizuje na emeryturze niestety już nie na naszych królowych.

calgon
04.09.2013, 20:10
Na pewno nie ma co generalizować i przyszywać wszystkim jeden przepis na życie - tak powiada moja przekora.


Zgadzam się z przedmówcą!

Każdy ma inne priorytety i trzeba to uszanować!!!!!

MarekM
04.09.2013, 21:05
...Nie ma lepszej edukacji od podróży.

"Nie ma lepszej edukacji od glana na zębach" ...

Pozwolę sobie pozostać przy swoim zdaniu.

nurek
04.09.2013, 21:07
Zdecydowana większość z Nas, czytających relacje z dalekich podróży tu na tym forum czy innych, nigdy się w taką nie wybierze. Myśl, że jednak kiedyś może...jest bezcenna.
A jak już do niej dojdzie doświadczenie zdobyte na własnej skórze gdzieś daleko od domu że: Człowiek będący w dalekiej podróży jest święty... zostaje na zawsze:)

myku
04.09.2013, 21:12
Bo marzenia i nadzieja sa najwazniejsze w zyciu;)

Misza
04.09.2013, 21:19
kłote MarekM:

Jako młodzieniec pouczę starszego bardziej doświadczonego, że tekstu w cudzysłowie nie czyta się dosłownie. W sensie, że podróżować można na dwa sposoby... można mieć temat zorganizowany, wystarczające fundusze, zakupione i zabrane przewodniki albo można wyjść z chałupy z 10zł w portfelu. Bywają przypadki masakrycznych wypadków/przypadków/przygód w czasie "podróżowania" - taki przypadek więcej uczy niż brak przypadku. Tyczy się to również życia codziennego... to taki trochę synonim "na błędach się uczysz", ale kto by młodego słuchał z uwagą ;)

myku
04.09.2013, 21:22
no...!ja juz od dawna slucham ;)

szparag
04.09.2013, 22:33
Cytat ze znanej kiedyś bajki :
"Hej! powiedział Ryjek. €“ Odkryłem ciekawą ścieżkę. Wygląda niebezpiecznie.
€“ Jak niebezpiecznie? spytał Muminek.
Powiedziałbym, że niezwykle niebezpiecznie odparł poważnie mały zwierzaczek Ryjek.
€“ W takim razie musimy wziąć ze sobą kanapki i sok postanowił Muminek"
Pozdr.

MarekM
04.09.2013, 22:38
"Glan na zębach" to z pewnością nie jest moja definicja "doświadczenia", ale nie wykluczam, że i tak można sobie ten termin tłumaczyć.

Jeżeli natomiast mówimy o tzw. przypadkach, to tutaj budżet nie zawsze ma znaczenie.

Rychu72
05.09.2013, 09:36
Czytam wątek i widzę, że nie jestem sam w swych dylematach i rozterkach podróżniczo - rodzinnych.
Za każdym razem gdy wyjeżdżam sam na dalszy wypad offowy żałuję, że nie będzie mi towarzyszyła żona z synem, bo ...... poprostu nie się da tego pogodzić.
Za każdym razem gdy wyjeżdżam z żoną bardziej turystycznie żałuję, że nie będzie z nami syna, bo ....... motor jest tylko dwuosobowy, a my nie żyjemy w Laosie, czy Cambodży gdzie jest to pojazd wielorodzinny.
Od kilku lat jest tak, że wysyłamy syna na kolonie, a my z żonką w tym czasie lecimy gdzieś dalej. Za każdym razem mam poczucie, że spełniam swoje egoistyczne zachcianki i że teraz powinniśmy być wszyscy razem i przeżywać tą podróż wspólnie.
Podczas każdej podróży mamy przynajmniej jedną sytuację podbramkową, gdzie nie wiele brakuje aby nasz syn dorastał bez nas. Przeważnie z czyjejś głupoty, ale i czasami z mojej nieuwagi (widoki, krajobrazy itp..... sami wiecie).
Sytuacje te rodzą mocne przemyślenia i przewartościowania, co ważniejsze w życiu.
Dwa koła są moją wielką pasją, ale powoli dojrzewam do poczynienia pewnych zmian i kompromisów.
W przyszłym roku choćby puszką to rodzinnie, a na moto raczej solo.
Pewnie odnośnie tego drugiego moja połówka będzie mało zadowolona, ale ........ może mnie przekona :)

gumbas24h
05.09.2013, 10:43
http://www.youtube.com/watch?v=66NOKjbMEBo

Orzep
05.09.2013, 11:17
Pierwszą motocyklową "podróż" zorganizowałem w 1993r do Czechosłowacji!
Było 9motocykli(7jawa/2mz). Wyjazd wtedy dla Mnie NA KONIEC ŚWIATA, choć w sumie zrobiliśmy około 600km i byliśmy "naObczyźnie" przez około 2tygodnie.
Byłem świeżo po rozłące, złamane serce 20latka, po prawie 4letnim związku!
Wyjazd z Kolegami, jezioro, zabawa i "depresja" na myśl o powrocie do domu...

...mineło 20lat, Żona, Dziatwa i dalej radość na możliwość wyjazdu gdzieś tam, jednak po minięciu tygodnia zaczyna się cklić to "brzęku" Małżowiny, do fukania dorastającej Córki i porannych skoków obunóż na klatę ojca - 3letniego Syna ;)
Po 3tygodniach każde spotykane małe dziecko wywoływało w mej małorozgaraniętej głowie, dość długą zawiechę!
-Co z u Nich? Co z nimi, jakby coś Mi się stało?
Wielka radość na myśl o powrocie do domu...

Na "PodróżSwegoŻycia" czekam, aż Dziatwa pójdzie naSwoje i wtedy z mą Panią pognamy...z kuframi, nie na lekko ;)

Pozdro Orzep
p.s. Polecam artykuł Beaty Pawlikowskiej "Między myślą, a czynem", dla mających odchowaną Dziatwę, środki, chęci i jedoncześnie obawy!

"Pomiędzy myślą a czynem istnieje przestrzeń wielka jak ocean. I równie wielka jest różnica między wyobrażaniem sobie podróży a znajdowaniem się w drodze.
Kiedy siedzisz w domu, w wygodnym fotelu, i zastanawiasz się, czy wyruszyć w drogę, zakodowany głęboko w twoim umyśle strach przywołuje wizje wszystkiego, co może stać się przyczyną tragedii albo cierpienia. Ten strach jest ubocznym efektem naszej zachodniej wielkomiejskiej cywilizacji. Z jednej strony dostarcza ci iluzji wolności od ubóstwa, głodu i bezdomności, a z drugiej jednocześnie czyni z ciebie niewolnika pieniędzy, kredytów, komunikatorów i cho-rób spowodowanych przez chemiczne dodatki do masowo produkowanego taniego jedzenia.
W końcu jednak pojawia się wizja upragnionego urlopu i niespodziewanie wybucha dawno tlące się pragnienie przygody. Wyruszyć w nieznane, ściskając w pięści kamyk zielony albo – jeszcze lepiej – kartę kredytową w dowolnym kolorze, która pozwoli kupić to, co za pieniądze jest do zdobycia. Bilet na autobus, zimne piwo, nocleg w hotelu, wejściówkę do słynnych ruin.
Ale co z tym wszystkim, czego karta kredytowa nie jest w stanie załatwić? – Przecież taka podróż może być niebezpieczna – podpowiada poruszona wyobraźnia i podsuwa wizje tego, co w niesprzyjających okolicznościach może się zdarzyć. A jeśli nie będzie ani jednego wolnego miejsca w hotelu? Co wtedy? A może przepadną wszystkie rezerwacje? Co wtedy? A może mój bagaż nie doleci i zostanę bez niczego? A może zostanę okradziony? To niebezpieczny kraj. A jeśli zostanę zaatakowany na ulicy? A jeśli nie będę umiał się dogadać? A jeśli?...
To jest właśnie jedna z najbardziej niezwykłych tajemnic podróżowania. W teorii wszystko wygląda groźnie. W praktyce staje się łatwe. To bardzo prosta zależność. Tak długo, jak rozważasz wyruszenie w podróż w teorii, wyobraźnia będzie ci podsuwała powody do strachu, rozterek i niepewności. Dzieje się tak dlatego, że każda podróż jest wy-trąceniem z dobrze ci znanej strefy bezpieczeństwa. Podróż to wszystko, co jest nieznane, nieprzewidywalne i potencjalnie niebezpieczne. Ale z drugiej strony, oprócz zaszczepionego w podświadomości strachu przed nieznanym, człowiek posiada też absolutnie fantastyczną instynktowną umiejętność odnajdowania się w nowym otoczeniu i przystosowywania do zmieniających się warunków. Dzięki temu, gdy w trakcie podróży rzeczywiście znajdziesz się w trudnej sytuacji, twój umysł natychmiast przystępuje do znalezienia rozwiązania. W konkretnej sytuacji, gdzieś na końcu świata, twój umysł instynktownie będzie starał się znaleźć w tobie potrzebną odwagę, siłę i samodzielność. I na pewno ją znajdzie.
Tym się różni podróżowanie w teorii i w praktyce. To pierwsze syci się twoim strachem, a to drugie daje ci potrzebną siłę. I ta siła zostaje w tobie na zawsze.
"

wasilczuk
06.09.2013, 13:01
Ktoś już tu pisał, że dzieci potrafią znieść więcej niż nam się wydaje. To prawda. Przekonaliśmy się o tym z żoną będąc na biwaku pod namiotem. Chłopaki mieli jeden 3 latka a drugi roczek. W nocy przyszła taka burza z błyskawicami i grzmotami, że żona i ja dygotaliśmy ze strachu. Chłopaki leżeli między nami i spali jak nigdy. W tym roku pojechaliśmy w maju na podobny biwak namiotowy z dwumiesięcznym dzieckiem. Ludzie pukali się w głowy i nie mogli uwierzyć, że tak można. Jednak można.

Brambi
06.09.2013, 13:09
Nooo jak słysze w robocie młode mamy że one to nie pojadą tam lub tam bo warunki dla dziecka muszą byc idealne, woda w basenie taka albo jakiekolwiek wyjazdy odpadają bo dziecko małe, to se myśle że ruszyła podkloszowa produkcja dzieci delikatnych.

matjas
06.09.2013, 13:22
dzieciary pod namiotem super dają radę /4 i 2/. w tym roku pierwszy raz od kiedy zawiązała się pierwsza fasolka pojechaliśmy w końcu pod namiot. to już pięć niemal lat!
a jakiż fun jest przy rozbijaniu :D :D :D jajebe... tak szybkiej akcji gubienia szpilek i plątania sznurków jeszcze w życiu nie widziałem.
jedyna moja obawa dotyczy biwakowania nad wodą - tu jednak jak wiadomo zawsze trzeba mieć oczy dookoła łba :(

człowiek nie wypoczywa z dzieciakami tak jak sam... ale jak to już było pisane powyżej - zostawiam w chacie, żal, że zostają. jedziemy razem - chciałoby się jednak MÓC WIĘCEJ niż z nimi. wybieram jednak wariant #1

matjas

Salus
06.09.2013, 13:30
Ja też po raz pierwszy pojechałem w skały na wspin z dzieciakami 2,5/4. Obawy głównie miała małżonka, ale ostatecznie ametysty brylanty i sportowe samochody przekonały ją i było WSPANIALE. Dzieciaki zadowolone, żona zadowolona a ja robię to co lubię. Wyjazd na 4 dni 2 dni w skale 2 dni z rodzinką i jest pięknie :D

A pomoc jaką dzieci oferują zazwyczaj staje się niezapomnianą przygodą w ułamku sekundy. Kurczak może wylądować na środku pokoju (na co czeka kot), bułka tarta może zmienić się w śnieg, ziemniaki mogą robić za formuły 1, mąka oczywiście najlepiej nadaje się do malowania twarzy siostry. Uwielbiam gotować z dzieciakami!

Lupus
02.10.2013, 12:25
Nie wiem gdzie to wrzucić? Może tutaj?
http://turystyka4x4.pl/samotne-wilki-dakaru/

jochen
02.10.2013, 13:04
Bardzo fajne, dzięki Lupi :Thumbs_Up:

Brambi
02.10.2013, 13:52
:) tak to jest Dakar !
Dzięki Lupi !

andrzej 76
02.10.2013, 13:59
:Thumbs_Up:
fajny tekst,
to właśnie ci kierowcy to prawdziwi bohaterowie rajdu,
a nie teamy pakujące miliony zielonych w udział,

pyntront
02.10.2013, 14:02
To są tytani! Zawsze mnie ciekawi, jak herosi z pierwszych stron gazet czy teamów fabrycznych zachowaliby się na ich miejscu, i na odwrót, co oni pokazaliby mając do dyspozycji całe to zaplecze. I zawsze dochodzę do wniosku, że każdy jest na swoim miejscu, tak miało być i już.

Sylwek_76
02.10.2013, 21:20
Bardzo ładnie stopniowane napięcie na zdjęciach;ostatnie jest świetnym ujęciem samotnego wilka.

Często ci bezimienni (korzenie bujnych kwiatów),budują daną markę/przedsięwzięcie.Słowa uznania dla marzycieli i ich mechaników.Lub 2w1.

strobus1
03.10.2013, 23:00
Samotny wilk na dakarze musi być również samotny w życiu (bez odpowiedzialności za rodzinę). W innym przypadku to skrajna głupota. W zeszłym roku rozwaliłem sobie prawą dłoń przez głupi upadek spowodowany zmęczeniem i odwodnieniem. Nie martwiłem się powrotem z Czech, martwiłem się jak będę kąpał trzymiesięcznego syna.

Misza
03.10.2013, 23:13
strobus: głupota - nie głupota. Z jednej strony jeden musi wykąpać 3 letniego syna a z drugiej 16 letni syn takiego wilka dakaru ma starego który popierniczał endurakiem na Dakarze :)

Dubel
04.10.2013, 09:09
''Samotny wilk na dakarze musi być również samotny w życiu (bez odpowiedzialności za rodzinę). W innym przypadku to skrajna głupota.''

Nie byl bym tak szybki w ocenie. W zyciu kazdy ma priorytety- kazdy swoje i to co dla Ciebie jest glupota dla innego jest calym zyciem!
Wiec zachowaj kolego dla siebie tak szybkie oceny innych bo mozesz kiedys czasem zarobic za brak szacunku ,od tych ktorzy inaczej postrzegaja swiat i maja inne priorytety niz Twoje ''jedyne wlasciwe'' a wypowiadajac takie oceny obrazasz ich oraz sens ich zycia.Wiecej tolerancji i otwarcia na swiat!
Pozdro

Ziarko
04.10.2013, 09:24
Głupotą można nazwać także tego, co ma rodzinę a jeździ motocyklem po polskich drogach.:D

No i inaczej się jedzie wiedząc że ma się za sobą wsparcie techniczne a inaczej (ostrożniej) gdy wiemy że musimy sami dać sobie radę. Pojechali dla przygody. Też tak chciałbym. Przejechanie tej samej trasy, poza terminem rajdu, już tak nie nobilituje.

Brambi
04.10.2013, 09:33
Ludzie mowa o pięknej przygodzie, walce, pustyni, motocyklach, pasji. Po co gadać o głupocie, po co jej szukach w tak ważnym dla nas wydarzeniu ??!!! Głupota nas znjadzie sama tyle jej wszędzie!

pyntront
04.10.2013, 10:52
Głupio, to mieć ojca, który nie wie co to Dakar :D

Zet Johny
04.10.2013, 10:59
Miasto w Senegalu ?:confused:
:D

strobus1
04.10.2013, 13:59
A to mi się dostało :)
Sorki Panowie / Panie jak jadę na zawody sportowe to nie po przygody, a po wynik. Parę lat w sporcie wyczynowym spędziłem. Jest masa rajdów w których można się wyżyć - patrz rajd Albani opisywany przez Olę. W rajdzie o którym tu mowa giną ludzie. Przygotowania do tego rajdu kosztują czas, pieniądze i co z tego ma amator? ( taki jak opisany w przedmiotowym artykule - beż żadnego wsparcia). Przejedzie ze 4 etapy, popełni głupi błąd z przemęczenia. Z czego być tu dumnym?
W takcie zabawy w sport nauczyłem się jednego powiedzenia: walka gołej doopy z batem - to właśnie przeżywają w/w amatorzy na tym rajdzie.
To jest moja prywatna opinia.
Pozdrawiam

Ziarko
04.10.2013, 14:25
myślisz, że w takiej Argentynie (przygoda sama w sobie) jest głupiej mieć wypadek niż za domem na "gupiej" górce, bo zachciało się skoków?

Po co jeździć do Azji, jak do Ciechocinka można tez przecież pojechać. Dla mnie ktoś kto ma parcie na wynik jest bardziej niebezpieczny, niż ten co tylko ma zamiar przejechać a uzyskanie dobrego wyniku to tylko wisienka na torcie a nie cel sam w sobie.

strobus1
04.10.2013, 23:46
Ziarko dostałem po nosie za swój niewyparzony język. Krytykę przyjąłem i przedstawiłem swe uzasadnienie. Argentyna fajne miejsce, Ciechocinek także. Piszesz, że niebezpiecznym jest ten który ma parcie na wynik? Ten trenuje, ma wsparcie, poparcie $, sprzęt i parę innych rzeczy. Jedzie w czołówce, z samotnym wilkiem nie spotyka się na trasie w czasie jazdy, spotykają się w ambulansie. Tam jest dla niego niebezpieczny?
Argumentacja Miszy i Dubela dała mi do myślenia.
Sformułuję jeszcze raz swe przemyślenia w temacie: Dakar to rajd w którym reklamują się wielkie koncerny. Profesjonaliści nadają kształt tej imprezie. Amator bez żadnego wsparcia nie ma tam czego szukać. Koszty wysokie, ryzyko odniesienia kontuzji bardzo duże, turystycznie - lipa.
Ja lubię wyluzować w czasie jazdy na motocyklu. Pobawić się na wydmach, polatać po krętych szutrach, przejechać się po jakimś zadupiu asfaltem, itp. Tego na rajdzie Dakar, moim skromnym zdaniem, nie znajdziesz.
Dla mnie koniec tematu, zdania nie zmieniłem, obiecuję solenną poprawę w kwestii stylu swych wypowiedzi.
Szerokości

Ziarko
05.10.2013, 07:59
Strobus, nie rozróżniasz ryzyka od zagrożeń.

Dakar to legenda - i z tym się mierzymy. Czy to skrajna głupota?

Jeśli zawody są głupie, to mogę się zgodzić że Dakar to ich skrajność :D

Lupus
05.10.2013, 09:10
Są takie miejsca gdzie człowiek chce się zmierzyć z samym sobą, nie ważny jest wynik w klasyfikacji. Dla tych na dole jest to za zwyczaj głupota i brak wyobraźni. Z tym się akurat nie zgadzam, to właśnie ona pcha mnie coraz dalej. Dostaliśmy od Kogoś paczkę prezentów w postaci marzeń, której wielu boi się otworzyć, a ja pytam - jakie jest bez nich życie?
Niech każdy zada sobie to pytanie, wówczas być może niepotrzebne będą takie dyskusje ;)
Aha, najgorszym rozwiązaniem dla moich bliskich jest Alzheimer i paczka pampersów przy łóżku - tak na prawdę liczy się jakość. I jeszcze jedno człowiek realizujący się prócz tego że jest trudny we współżyciu, to jednak nadrabia jego jakością!

Misza
05.10.2013, 10:53
No właśnie... ;)

adwenczer musi byc non stop :)

PS. sorry że tu piszę, ale tam się nie da. Elwood, kamieniołom będzie bez ograniczeń wozidłowych :) Znaczy zlot w kotlinie będzie w listopadzie na pewno a gdzie to się jeszcze okaże, bo są 3 mega miejscówki jako kandydaci, ekipa zone breslau zdecyduje się na jedną oraz poda do wiadomości publicznej namiary gps lub wedle przydatności wskazówki inne. Jedne będzie potrzebne - albo ciepły śpiwór albo ze 4 koce i tyle starczy. Adwenczer zawsze :)

Ziarko
05.10.2013, 12:11
Dodam, jeszcze od siebie, że tu działa prawo paradoksu.

Wybierając wokół komina, z lenistwa "zapominamy" czasem założyć rękawice, kurtkę z ochraniaczami, jeździmy mniej ostrożnie.

Wybierając się w długa, trudną trasę, przed samym wyjazdem poprawiamy wiele w motocyklu, sprawdzamy hamulce, linki, wymieniamy łożyska, itp. i wiedząc jednak że trasa jest trudna to jedziemy tak by ją jednak przebyć cało.

erwinw
05.10.2013, 16:16
"Nie ma lepszej edukacji od glana na zębach" :) raczej, a podróżowanie można uskuteczniać jeśli się ma na to środki i czas, lub przynajmniej jedno z tych.To samo co 95% tzw squotersów, krastowców itp na pytanie jak wam się udaje przeżyć odpowiadają "rodzice dają".

Mieszkałem trochę po squotach i ani ja ani "współlokatorzy" takiego wsparcia nie mieli, więc nie wiem skąd masz takie informacje... Ale po prawdzie to dawno to było, miałem naście lat a teraz broda już siwa i łysina na głowie...

Odnośnie wyjazdów-rodzina jest najważniejsza! A jak ona na wyjazdy nie puszcza lub sama też nie chce jeździć to znaczy, że źle wybraliśmy. By pogodzić "wspólne życie" i wyjazdy zrezygnowałem z motocykla który kochałem ktm lc4adv, na szczęście za zgodą współpartnerki na rzecz lc8adv-teraz możemy podróżować wspólnie (do namiotu musi się przyzwyczaić...)

Misza
05.10.2013, 16:29
nooo należy rozgraniczyć ludzi należących do pewnych grup społecznych ze względu na przekonania lub konieczność pewnych zachować i na takich "że to fajne, i modne i cool albo poza-mainstreamowe, albo od jutra będę squotował ale max do zimy bo zimą ciężko". Jakoś najczęściej spotyka się tych ostatnich. Z ust tych ostatnich padają stwierdzenia typowo "w klimacie" ale z tym klimatem nie mają nic wspólnego. Hipokryzja pełną gębą. Nic nie mam do tych co serio żyją tak jak chcą a nie tak jak im każą i robią to na 100%. Chociaż nie... jednak mam - absolutny szacunek.