PDA

View Full Version : Ku zachodzącemu słońcu... [2012]


Neno
12.09.2012, 15:35
Ukraina.... te słowa rozbrzmiewały w mym sercu zaraz po zakupie Transalpa. Lata leciały, wiosny, jesienie... w tym roku już kolejna wiosna, kolejne lato minęły a proza życia znów nie pozwoliła wyjechać. Kojeni koledzy wracali, kolejne zdjęcia, śliny już w ustach brak. W mózgu burza myśli – ileż można tak czekać, ile jeszcze? Przecież za 3-4 lata może tam być jak u nas, jedynie z plecakiem. A ja przecież też chciałem posmakować jazdy po górach, i to nie byle jakich!
Wybuchłem!
Jadę! Nie ważne, że nie mam z kim. Trudno. Przynajmniej wrócę w pełnym składzie ;)
Jeździec ze mnie żaden więc chociaż maszynę trzeba by przygotować jakoś do boju z jak dla mnie ciężkim terenem. Ściągam wysoką szybę, zakładam niska, oryginalną – przynajmniej jest nadzieja, że jej nie połamię Na tył ląduje nowa opona montowana z potem na czole przez 2h !! W dodatku załatwiłem jeszcze wzmocnioną dętkę więc jadę na zwykłej, szosowej, dziurawą zabieram na zapas – nawet jej nie kleję bo już późno a za 3h do roboty trzeba się zrywać. Z przodu zostaje stara, mająca nawinięte ok 10kkm turystyczna kostka – TKC80.

http://img821.imageshack.us/img821/5026/dscf014.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/821/dscf014.jpg/)

http://img84.imageshack.us/img84/9634/dscf0016fm.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/84/dscf0016fm.jpg/)


Kilka dni wcześniej podłączam gniazdka do ogrzewanych ciuszków - jak test sprzętu, to wszystkiego!
W końcu jak znam życie wracał będę nocą a noce z reguły są zimne, zwłaszcza te polskie, wrześniowe.

http://img507.imageshack.us/img507/3931/serwis003.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/507/serwis003.jpg/)

W wolnych chwilach zagracam jeden kąt mieszkania rzeczami do spakowania, tak by o niczym nie zapomnieć. Tym razem zostawiam lustrzankę, obiektywy i cały ten sprzęt – boję się o niego! W kieszeń kurtki upycham po raz pierwszy od... 1999 roku zwykły kompakt pożyczony od siostry a, żeby było ciekawiej kupiony dzień wcześniej! Zobaczymy co z tego będzie, zobaczymy...

Kilka dni przed wyjazdem odezwał się Mirmil... słyszał, że jadę, a że chłopisko zna Karpaty lepiej niż ja własne myśli to długo się nie zastanawiałem. W takim towarzystwie wyjazd zapowiadał się wyjątkowo. Umawiamy się na piątek w nocy, nocleg i sobotni start. Oczywiście życie weryfikuje nasze plany i startuję z mego rodzinnego miasta z 26h opóźnieniem.

Startując jedną półkulą mózgu sprawdzam czy wszystko zabrałem, drugą już jestem daleko, za granicą. Na niebie ciemne, deszczowe chmury, temperatura z przyjemnych 24*C w ciągu 30km spada do 18. Ale nie pękam, bo wiem, że mam farta w życiu, na moich wyjazdach NIE PADA!!
Mimo wszystko nie naciągam losu i uzupełniając zbiornik mej maszyny wpinam podpinki. Trochę jednak pada, na szczęście ubieram się pod dachem. Gramolę się z tym niemiłosiernie. Cała operacja trwa z 45minut! Na tyle długo by wyjechać już na trasę gdzie nie pada - wiadomo, jadę – a jak ja ja de to nie pada ;) Jadę po mokrym na E09 i... jest całkiem nieźle. Po komentarzach forumowych byłem pełen obaw ale się da! Jadę uważnie, rozmyślam – z Mirmilem znamy się tylko przez e-maile i telefoniczne rozmowy, zastanawiam się jak mnie odbierze, jak ja jego. Czy się dogadamy... a co tu się zastanawiać, będzie jak będzie, najważniejsze,że jadę – zielone połoniny czekają!!

Do Mielca dolatuję ok 22, krótkie przy herbacie rozmowy, bardziej o Afryce niż o Ukrainie. W sumie tak miało być, to jeden z celów tego wyjazdu: nauczyć się jeździć w nieco cięższym terenie, poprawić delikatnie technikę, kondycje, poznać zachowania motocykla w nieco innych sytuacjach niż do tej pory, sprawdzić sprzęt przed jesiennym wyjazdem no i posłuchać Mirmilowych opowieści, w końcu nie dalej jak kilka miesięcy temu tam był i z miejscowymi piwo pił! Słucham więc z zapartym tchem rad, oglądam mapę i normalnie nie mogę się doczekać kiedy to, o czym mi opowiada zweryfikuję własnymi zmysłami. Ale na razie Ukraina, zielona, trawiasta, żywa. Piachy na jesień ;)
Usypiamy.

Z powodów „ogólnozmęczeniowych” wstajemy później niż zakładaliśmy. Ale czy to ważne? Nie! Ważne, że ruszamy, bez napinania się na wyniki, bez celu, za to z mapami. Powłóczymy się to tu, to tam. Wygórowanych życzeń od połonin nie mamy zwłaszcza, że dojechać do nas mają dwaj koledzy na BMW 1100GS więc uwzględniamy to w swoich planach.

Maszyny czekają aż ruszymy, mam cichą nadzieję, że Wy też ;)

http://img51.imageshack.us/img51/9363/dscf025.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/51/dscf025.jpg/)

Bartasso
12.09.2012, 15:41
zapowiada sie mega:)

nieźle okleiłes Trampiszona:)

grabbie
12.09.2012, 16:19
ale te ogrzewane ciuszki to chyba na zimowe mrozy a nie jesienne wieczory w Polsce :P

Ascona
12.09.2012, 23:10
Maszyny czekają aż ruszymy, mam cichą nadzieję, że Wy też

My też... :lukacz:
Pisz Waść, czekania oszczędź!!! :umowa:

Neno
13.09.2012, 14:56
@grabbie - ja jestem mega zmarźlakiem :)
Lecimy dalej.

Odcinki uprzedzam będą krótkie ale za to w miarę regularne ;)
Zresztą wyjazd był na tyle krótki , że szybko się z tym uwinę .

Ruszyliśmy, późno ale to nic w końcu z Mielca do granicy jest raptem 180km. Liczę na szybko - 3h. Pasuje.
Akurat zrobię się głodny i skosztuję już lokalnych Ukraińskich specjałów. Zdążymy jeszcze trochę pojeździć po górkach.
O ja naiwny...
Mijamy znak D43, teren zabudowany za nami, odwijamy do 70km/h, lewy migacz - tylko po co, przecież nie ma nic do wyprzedzania... i nagle Mirmil ładuje się w las ;)
Będzie się działo na tym wyjeździe pomyślałem. Zwarłem poślady i za nim. Pierwszy piach, pierwsze instrukcje, zaraz po nich pierwszy strach, pierwszy zimny pot i pierwsza gleba. Ale kwas...
Wstaje, nawet się nie otrzepując ruszam dalej. Robi się duszno, szczęka w górę, prawa opór i na jedynce duję po piachach. Nie wiem gdzie pojechał ale podążam za tumanem kurzu. Dobrze, że wczoraj naopowiadałem dla Mirka, że jestem totalną dziewicą w terenie więc chłopak co jakiś czas się zatrzymywał, czasem wracał i pomagał... się podnieść - ale tylko czasem! Z reguły wtedy gdy leżałem kołami do góry.
Po kwadransie skończyły się zabawy w piaskownicy, zaczął się leśny dukt, przyjemny bo w cieniu a już słonko serwowało nam temperatury w okolicach 28*C! Widzę asfalt, widzę asfalt ! Jestem uratowany!
Asfalt posłużył nam ni mniej, ni więcej do przedostania się na drugą stronę szosy... tym razem szeroka szutrówka. Potem znów piaski i tak co chwila zmiana nawierzchni. Niezła zaprawka. Tracę orientację, nie wiem już gdzie północ, gdzie wschód, czy się oddalamy czy przybliżamy do granicy, po którymś tam przejeździe czarnej wstęgi nawet nie wiem po której jej stronie się znajdujemy! Za dużo wrażeń jak na początek przygody ale jest fajnie!
W końcu wypadamy na asfalt. Nuda. Jakoś zimno się robi - mokre plecy zaczynają wysychać. Zasuwam wszystkie wywietrzniki, tempo spokojne - Mirek w końcu pomyka na C02 od Mitasa. U mnie E09 od... od Sponsora oczywiście ;)
Jedziemy, jedziemy - wioska za wioską, miasteczko za miasteczkiem. Nuda. Nie znamy się wcale ale nastała jakaś taka nić porozumienia - na światłach ziewając wiemy obaj, że pora na kawę. Do kawy kanapeczka i wygrzewamy się w promykach słonka. Mija chyba z 1h. Nie chce się ale czas ruszać bo zaraz noc nas tu zastanie.
Ruszamy. Nuda. Jakieś zakupy szybkie przed granicą, oczywiście kupujemy to czego nie dostaniemy za granicą. Niedużo, w końcu lecimy na lekko. Moje 25L sakwy pomieściły aż 15kg ładunku. Sam nie wiem czego tam napchałem... :)
Granica.
Lecimy na początek kolejki. Okienko. Miła Pani wskazuje nam gdzie mniej więcej mamy wrócić. To mniej więcej to Panowie tak za ostatnim autem. Chcę się rozpłakać ale Mirek mówi, że to nic nie pomoże - kobieta ma serce z kamienia i nawet amory w jego wydaniu nic nie wskórały. Trudno. Wracamy więc potulnie. Samochodziarze zdziwieni. Ale tu, w Krościenku podobno często się to zdarza. Czas mija nam na spożywaniu podwieczorka, wymianie kasy, rozmowie. Ot i 30 minut zleciało. Odprawa sprawna, w miłej atmosferze. Po kwadransie tniemy już na stację benzynową po drodze mniej więcej takiej jak sobie wyobrażałem. Znaczy wyobrażałem sobie ją tak, że będzie mniej dziur i więcej równych odcinków...
Z pełnymi zbiornikami ruszamy. Dziury, kurz, pierwsze brody, pierwsze kontakty międzyludzkie. Pierwsze rozdane cukierki, pierwsze zakupy, pierwsze zetknięcie z tutejszymi realiami, pierwszy nocleg z dala od ludzi, wysoko, na pastwisku, pierwsza ukraińska wódka, pierwsza zguba... pierwsza awaria.
Tak wyglądał mój pierwszy w życiu dzień spędzony na Ukrainie. Nie zapomnę go do końca życia!
To tak w skrócie bo sami wiecie,że tego co się przezywa w głębi nie da się przelać "na papier", no przynajmniej ja nie będę nawet próbował - za dużo emocji było.
Dzięki Mirmil, mój Ty przewodniku !

http://img152.imageshack.us/img152/1286/f0033.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/152/f0033.jpg/)

http://img37.imageshack.us/img37/822/f0036.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/37/f0036.jpg/)

http://img198.imageshack.us/img198/6193/f0045.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/198/f0045.jpg/)

http://img89.imageshack.us/img89/1739/f0047.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/89/f0047.jpg/)

http://img7.imageshack.us/img7/1148/f0048.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/7/f0048.jpg/)

http://img4.imageshack.us/img4/4766/f0052.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/4/f0052.jpg/)

http://img6.imageshack.us/img6/1173/f0054.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/6/f0054.jpg/)

http://img440.imageshack.us/img440/1396/f0058.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/440/f0058.jpg/)

http://img21.imageshack.us/img21/3822/f0056p.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/21/f0056p.jpg/)

Neno
18.09.2012, 03:57
Na pastwisku budzi się życie. Słychać poszczekiwania psów, dzwonki krów rozbrzmiewają fantastyczną muzyką, muzyką przestrzeni, wolności i tego czegoś nie do opisania. Odsuwam zamek namiotu, mgła spowija jeszcze wszystko dokoła. Leżę tak nieruchomo wpatrzony w dal, nawet nie łapię ostrości na żaden punkt, ot takie zawieszenie. Mgła delikatnie zaczyna się unosić, dzwoneczki krów udających się z dołu, ze wsi na pastwiska położone znacznie wyżej słychać już wyraźnie. Pierwsze promyki słonka wychylającego się zza góry przebijające się przez mgłę zdają się mówić wstawaj - szkoda dnia. Zupełnie jak muzyka w radio ale jakoś tak inaczej, cieplej, kojąco.
Nie chce się ale komu jak komu, słonku się nie odmawia. Widzę też, że nie tylko ja nie odmawiam – Mirek też już wstaje.
Krótkie pogaduszki o wrażeniach z dnia wczorajszego, szybkie oszacowanie strat w sprzęcie, naprawa, kawa, kolejna kwa, śniadanie i kolejna kawa. Pastuszkowie nas ominęli za to kilka zdań zamienionych z drwalem idącym z siekiera na wyrąb dają obraz warunków życia jakie tu panują.
Ludzie fantastyczni, tak jak i przyroda. Za moment ruszamy, początkowo w dół, kilka kilometrów po łąkach, polach, polnymi drogami i o dziwo nikt na nas nie krzyczy, nikt nas nie przegania, nie rzuca widłami. Jadąc staramy się niczego nie niszczyć a jeśli już to jak najmniej. Ludzie w koło pozdrawiają nas, zostawiają na chwilę swoje prace polowe, pozwalają wyprostować się swoim na ogół skulonym ciałom, machają, wskazują drogę. CUD!!!
To nie cud, to Ukraina - śmieje się Mirek.
cd. po weekendzie.

http://img513.imageshack.us/img513/71/f0065.jpg (http://img513.imageshack.us/i/f0065.jpg/)

http://img843.imageshack.us/img843/8400/f0079.jpg (http://img843.imageshack.us/i/f0079.jpg/)

http://img407.imageshack.us/img407/6135/f0080.jpg (http://img407.imageshack.us/i/f0080.jpg/)

http://img824.imageshack.us/img824/3600/f0084.jpg (http://img824.imageshack.us/i/f0084.jpg/)

http://img341.imageshack.us/img341/6507/f0087.jpg (http://img341.imageshack.us/i/f0087.jpg/)

sambor1965
18.09.2012, 08:09
Neno skad Ty jechales? Ten tytul "ku zachodzacemu Sloncu" nasuwa szereg watpliwosci ;)

graphia
18.09.2012, 09:58
Z punktu widzenia mapy - wygląda mi to na Rosję lub Kazachstan :D

Neno
18.09.2012, 12:05
Neno skad Ty jechales? Ten tytul "ku zachodzacemu Sloncu" nasuwa szereg watpliwosci ;)

Tak ma być, to celowy "marketingowy" zabieg :)
Się wyjaśni z czasem, na razie sza ;)

Neno
27.09.2012, 20:49
Ukraina... ta jaką widziałem dzisiejszego dnia jest taka jaka mi się widziała kiedy przed snem w domowym zaciszu zamykałem powieki i wyobrażałem ją sobie. Dokładnie taka sama! Konie zamiast traktorów, zamiast skomplikowanych i drogich maszyn – ludzie, całe rodziny, wszystkie pokolenia, zgodnie pracujący na roli. Piękna, skromna, kolorowa. I Ci wspaniali ludzie...

http://imageshack.us/a/img266/4804/f0089.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/266/f0089.jpg/)

Jedziemy, po cichu by nie płoszyć luźno biegających domowych zwierząt, grzecznie by nie zrobić złego wrażenia na mieszkańcach. Podjeżdżamy do nich, pytamy o drogę.
- Tam, prosto, jedźcie za mną, otworzę Wam bramę – woła rolnik. Zostawia grabie i truchtem pędzi na wschód, po kilkunastu metrach dopada do prowizorycznej bramy zrobionej z kilkumetrowego drąga średnicy jego spracowanych rak, odrzuca na bok i każe jechać, na dól, do rzeki...
- Nosz kur...ależ tu pięknie !! Jak mogłem tyle lat zwlekać !! Jak mogłem ?? !! - biłem się z myślami ciągnąć się za Mirkiem. Ten co jakiś czas zatrzymywał się czekając na mnie. Ale nie narzekał, jechał tak by mieć frajdę ale jednocześnie tak, by nie zgubić swojego towarzysza doli i niedoli. Prawdziwy dobry duch!

Jedziemy piękną drogą, zupełnie nie pasującą standardem do tego czym poruszaliśmy się do tej pory. Na którymś z wzniesień zatrzymujemy się na obiad.

http://imageshack.us/a/img687/9800/f0094.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/687/f0094.jpg/)

Tanio, pysznie- czyli tak jak być powinno. SMS od Remiego, z którym ruszam niedługo na podój małego kawałka Afryki, uświadamia mnie, że zabrany w ramach testów SPOT działa:
- wystarczy już tego obżarstwa, w drogę! - drwił w nim Marek.

Skoro wielki brat kazał to ruszyliśmy. Niespiesznie, 80-90km/h w końcu mamy czas, delektujemy się widokami. Kierunkowskaz w lewo miga już jakiś czas, przykręcam gaz... widzę pędzących policjantów, Mirmil nie reaguje. Jadę więc i ja. Słyszę tylko gwizdki władzy... w lusterku lecący lizak ;) Oddalamy się niespiesznie. Po 3, może 4 km na długiej dziurawej prostej dopada nas wyjąca w niebogłosy Łada Samara, oczywiście z błyskającym zestawem na dachu. Wysiada dwóch ludzi, wysokich nie tylko stopniem... Paszporty, prawo jazdy, spojrzenie znane z filmów Holywood, od razu widać, że te sceny grają codziennie. Szybkim ruchem chowam zawartość portfela głęboko w kieszeni zostawiając w środku tylko drobne- wiedziałem co będzie dalej się działo – czytałem w końcu nie jedno dobre opowiadanie!
- Panowie, za nami, tam pogadamy – rzucili. Zawrócili i prowadzili nas jak skazańców...
Dojeżdżamy do feralnego miejsca, lizak już podniesiony... na nasz widok z posterunku GAI wybiegają, było ich ze 4, może 5 – coś tam wrzeszczą.
- Paczemy wy uciekali ?
- My nie uciekali, norlmalnie jechali !
- No kak normalna? No kak ??
- No normalna, jechali.
- My was zatrzymywali .
<zdziwienie> my niczewo nie uwidzieli, słonko mocno świecit - cedzę łamaną ruszczyzną.
- Ja gwizdał !!!!! – krzyczy wściekły policjant
- U mienia muzyka w kasku , ja niczewo nie słyszał !

Rozchodzą się, każdy z nas dostaje swojego „prokuratora” zapraszają nas do klimatyzowanego pomieszczenia, sadzają przy oddzielnych stolikach tak by nas szybciej złamać. Wystrój surowy, lodówka, na ścianie wiszący klimatyzator, klika dyplomów czy czegoś w tym stylu. Krzesła, stoliki - przypominają mi lata 80-te.
- No szto z Wami budziet ? No szto ?
- Nic, pojedziemy dalej
- no jak ?
- No normalnie, na moto
- Chyba taxi, sud budziet, sztraf, motory zablokowane, sud i deportacja! drwi policjant.
- A co to sztraf, szto eta sud, ja nie rozumieju ?
- No jak nie rozumiesz jak ja do Ciebie po polsku gadam … - trudno się było z nim nie zgodzić... ;)
I tak w kółko przez 5-10 minut. Oczywiście w międzyczasie, co 1-2 minuty dopisują kolejne wersy protokołu dla sędziego. Nie pękamy. Mirkowi rozmowy idą zdecydowanie lepiej, widzę, że już oglądają paszport i jego pieczątki, oglądają zdjęcia w jego komórce, słuchają opowieści. Ja trafiłem na twardszego, bardziej nerwowego człowieka. Co chwila zrywał się z krzesła, ściągał czapkę po czym wykonywał nią kilka nieskoordynowanych ruchów i po chwili znów lądowała na jego głowie. Chodził i siadał, obracał się na jednej nodze, podnosił i rzucał paszport o stół co chwila zerkając tylko na to jak ja reaguję... miętolił paszport dopisując co chwila kilka wyrazów i rzucał swoje:
-Ernest i szt z tobą budziet? No szto? Do sudu chcesz ? Po co Ci to? No po co ? Paczemu ty uciekał, no paczemu ?
Nic nie budziet – odpowiadałem
- A co ma być ;) Nie piłem, nie uciekałem, jechałem jak należy, żadnego przepisu nie złamałem, zobaczyłem auto w lusterku grzecznie zjechałem na pobocze... - ciągnę dalej

Z boku widzę jak Mirmil dmucha w czapkę... taki alkomat, mimo że po chwili pokazują nam taki normalny, za kilka tysięcy euro, chwalą się certyfikatem, myślimy, że dali już spokój bo rozmowa zeszła na inny tor.
- No i co z wami budziet ? Teraz już zaczyna się rozmowa w grupie.
Patrzę na protokół Mirka – prawie nie zapisany, mój już gdzieś tak w 70%
- No Mirek, no... Ty nie pierwyj raz na Ukrainie, Ty wiesz co trzeba zdziełać
- No nie pierwszy i wiem jak jeździć by się wam nie narazić ! - odpowiada
- Sud ile nie sud
- Zdecydowanie nie sud !
- To pisać dalej ili nie pisać ?
- Zdecydowanie nie pisać!
- No to jak budziet ?
- Będzie dobrze, pojedziemy tam gdzie jechaliśmy i wszyscy będą zadowoleni.
- No jak wszyscy ? - i patrzy na nas jak na idiotów.... ;)
Mój wkurzony okrutnie. Siada, pisze dalej. Co chwila wpadają pozostali sprawdzić na jakim etapie są „negocjacje”. Też nie są zadowoleni. Widzą, że się ich nie boimy ale widza też, że nie stawiamy się im, po prostu próbujemy rozładować napiętą atmosferę. Wychodzą niezadowolenia a ja w międzyczasie obserwuję to co się dzieje za oknem. Co chwilę zatrzymuje się jakieś auto, często po krótkiej konwersacji z kierowcą coś ląduje w ręku policjanta a kierowca odjeżdża.
Wracam myślami do miejsca i sytuacji w której się znaleźliśmy:
- Ale po co to pisać – mówię, przerywając pisanie protokołu
- Szkoda tylko papieru, czasu i długopisu i tak się nie przyda – stwierdzam
- No jak się nie przyda ? Przyda, do sudu pojedziecie, Wy do hotelu na 3 dni, motocykle na parking a potem deportacja... i sztraf budziet - a on znów swoje
- 880 Hr oficjalna – z podkreśleniem, oficjalna :)
- Uuuu dużo, u nas niet dzieńgów, tylko na paliwo...
- To do banku pojedziecie !
- No jak do banku, bank za darmo nie da!
- To deportacja budziet
-Trudno... - wzruszam ramionami i się zamykam.
Policjant bierze do reki długopis ale wyraźnie nie chce mu się pisać - widzi bowiem ,że nieuchronnie kończy mu się blankiet i argumenty a negocjacje nie zostały podjęte. Mięknie.
- 880Hr oficjalna … a 440Hr, czyli połowa jak nie oficjalna – zdanie kończy wyraźnie już ciszej
- Jak nieoficjalna ?
- No, normalna, nieoficjalna...
- 440Hr dużo, u nas niet tyle!
- A ile u Was ?
- Mało, tolko na benzynu. My w pałatkach żywiom, w górach, dzieńgi tylko na jedzenie i paliwo. Jak zapłacimy to nie będziemy mieli za co wrócić – tłumaczymy

Koniec końców kończy się uśmiechami i 100ką za dwóch do szuflady. Oczywiście oni banknotu nie dotykają, sam wpada do szuflady...
A wystarczyło podroczyć się jeszcze 5-10minut i chyba pogonili by nas stamtąd z nerwów, że tym razem się nie udało ;)
Przedstawienie to, trwające około 20 minut kosztowało nas tyle co bilet do kina – całe 22zł, z tym, że tu akurat myśmy grali .

Ujeżdżamy z 30, 40 może 50km. Myślami jeszcze jesteśmy na posterunku GAI, śmiejemy się w duchu z przeżytej przygody i chyba dlatego gubimy drogę.
- To chyba nie tu - kontrola mapy z nawigacją.

http://imageshack.us/a/img824/9185/f0091.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/824/f0091.jpg/)

Nawrotka. Nie tędy droga!
Wracamy kawałeczek i się zaczyna, zdecydowanie najtrudniejsza cześć naszego wyjazdu.
Jadąca jeszcze asfaltową droga, ubabrana po osie ciężarówka daje przedsmak emocji jakie nas czekają. Żyje się raz – wbijamy więc w las!
Wbiliśmy...

http://imageshack.us/a/img571/300/f0095.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/571/f0095.jpg/)

http://imageshack.us/a/img543/9383/f0096.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/543/f0096.jpg/)

cdn.

Mirmil
27.09.2012, 21:06
A jeszcze bylo tak
Policjant - no i co z wami bedzie
Mirmil- nic,pojedziemy dalej
P-jak dalej,
M-no normalnie, do wolowca na motocyklach
P-chyba taksowka :)
.....
M- to ja dam na kawe,na taka dobra kawe
P- u nas kawa droga,kilogram 400 hrywien
M- to ja kupie w Polsce i wam przywioze,a zostawe wam moja(lipna) karte kredytowa
P-karty nie trzeba, daj na kawe 400 hr

Marcin.111
30.09.2012, 15:56
Mirek bo niedługo pomyślę że ty to już z tymi mundurowymi tak dla sportu :)

Sławekk
30.09.2012, 19:53
- To pisać dalej ili nie pisać ?




bardzo znajome :) i miło się czyta - może to tęsknota ? ;)

Miki Głogów
30.09.2012, 20:33
Neno, kurde jak tak wygląda pierwsza dziewicza wyprawa na UA to ja pierdziu!! Ja mam blisko, bo spod Rzeszowa i mnie korci, ale ta polityka :-) Ale i tak kiedyś pojadę, za Twoją sugestią nie będe czekał tak długo, tylko moto muszę przygotować.... i umiejętności, bom dziewica Orleańska "szosowa" o jakiej piszą niemało, hehehe !!!! Opowieść fajna, czekam na następne odcinki...

herni
30.09.2012, 20:42
Neno, kurde jak tak wygląda pierwsza dziewicza wyprawa na UA to ja pierdziu!! Ja mam blisko, bo spod Rzeszowa i mnie korci, ale ta polityka :-) Ale i tak kiedyś pojadę, za Twoją sugestią nie będe czekał tak długo, tylko moto muszę przygotować.... i umiejętności, bom dziewica Orleańska "szosowa" o jakiej piszą niemało, hehehe !!!! Opowieść fajna, czekam na następne odcinki...


Takie masz tam u siebie fajne tereny leśne , więc miejsca do treningu masz mnóstwo . trening czyni mistrza :lc8:

Miki Głogów
30.09.2012, 21:15
Takie masz tam u siebie fajne tereny leśne , więc miejsca do treningu masz mnóstwo . trening czyni mistrza :lc8:
Sie wydało kasę na motorek we wrześniu :at:, później na paliwo, żeby trochę pojeździć, między czasie na ubrania dozbierać albo na Mikołaja liczyć i ..... wiosna!!!! Może wtedy będzie wydatek na opony. Bo jak na razie to próbowałem rów wzdłuż, hmmmm "autostrady" przejechać i jakoś guma nie chce gryźć terenu.

Miki Głogów
02.10.2012, 22:23
Neno, Mirmil - nie wiem jak inni, ale ja bym poczytał przygody "Romka i A'Tomka" :)

Neno
06.10.2012, 07:39
Jedziemy pod górę, pięknym gęstym lasem. Zaopatrzeni we wszystko co potrzeba nam na połoninach - jest woda, ryba, pieczywo, jest jakiś alkohol. Wszystko kupione w niezwykle mocno przywołującym wspomnienia sklepie w Wołowcu, w sklepie który pozwolił mi się poczuć znów 6 letnim smarkaczem> Co prawda ekspedientka już nie używała liczydeł ale one tam były i pasowały do całego wystroju rodem z końca lat 80tych. I tylko wyłączona lodówka koncerny Coca-Colą psuła ten nastrój. Za to napój tej firmy poprawił nam wieczorem humory ;)
Jadę...przez las gęsto obsadzony drzewami, ciasno utkane korony tychże co chwila przepuszczają słoneczne światło. Jest chłodniej, klimatyczniej. Zatrzymałby się człowiek i cyknął fotkę ale kolega popędził tak, że nie będę opóźniał. Z góry schodzą turyści z plecakami, widać też miejscowych, większymi grupami schodzą pracownicy leśni z wyrębu. Mijamy się też z ciężarówkami, jest wąsko więc operacja przysparza mi trochę stresu ale daję radę. Brnę wyżej i wyżej. A droga piękna, kręta, cały czas w głębokim cieniu – unoszę szczękę do góry i łykam te wspaniałe powietrze przesycone zapachem drzew. Po kwadransie takiej jazdy jestem już na tyle wysoko ,że zaczyna zanikać linia drzew a droga z miękkiej, takiej typowo leśnej zmienia się w twardą miejscami prowadzącą tylko przez skały. Mirek zatrzymuje się co jakiś czas w miejscach gdzie podejrzewa, że mogę mieć kłopoty i w momencie gdy tylko zauważy, że dałem radę rusza dalej ostro do przodu a ja niespiesznie, z zalanym czołem, mokrymi plecami i drżącymi rękoma wlokę się dalej. Mozolnie, do przodu, do góry mieszając biegami pomiędzy jedynką a dwójką. Na więcej nie mam odwagi. Strach- to on był przyczyną drugiej dziś gleby. O pierwszej nawet nie wspominam ale boląca kostka co chwila mi o niej przypomina.
Ostry podjazd, skalne podłoże, mnóstwo mniejszy i większych kamieni... na tych większych kończy się dla mnie podjazd. A to dopiero 700m npm ! Lecąc na prawy bok jedyna myśl jaka przebiega mi przez głowę to zabierz stopę, zabierz stopę ! Zabrałem... Wyczołgałem się, leżę kołami do góry. Nauka jednak nie poszła w las – przetargałem maszynę na boku, zaparłem się z całych sił, kostka na miejscu – czuję, głośny okrzyk wyzwalający wszystkie siły i jakoś się udało. Pion zaliczony. Odpuszczam na chwilę, ściągam kask. Zalało mnie całkowicie. Oczy pieką bo słony pot napływa do nich w dużych ilościach. Wycieram twarz uwaloną w błocie i kurzu rękawicą – no tak, wojskowy kamuflaż nałożony myślę sobie.
50m wyżej widzę zaparkowaną Afrykę Mirmila a on sam schodzi do mnie. Oddaję mu stery bo motocykl stoi w takim miejscu, że sam babrał bym się jeszcze z godzinę. Mirek też nie daje rady. Sprowadzamy motocykl niżej by dać mu trochę rozpędu. Niestety – coś z maszyną jest nie tak. Nie wkręca się na obroty, nie ma mocy, co chwilę się coś przytyka :( Pomagam mu wyjechać ale nawet we 2 ledwo, ledwo dajemy radę... No cóż. Moja maszyna najwidoczniej strzeliła focha i nie chce jechać wyżej. Na szczęście ja nie z tych co reagują na takie zachowania. Skinienie głową i Mirmil już wie, że może ruszać. Palcem pokazuje mi tylko gdzie mamy wjechać. Mówi, że są dwie drogi, jedna dookoła w miarę prosta, druga pod górę, na przełaj – też podobno do przejechania i rusza. Wiadomo – na skróty. Na podjęcie decyzji czy jechać za nim czy drogą łatwiejszą miałem dosłownie sekundy. Myśli kłębią się pod kaskiem, mój procesor się przegrzewa, zaliczam zawieszenie systemu i kiedy mój system operacyjny zaczyna normalnie pracować odwrotu już nie ma... zaciskam zęby i modlę się by nie powtórzyła się sytuacja z przed kilku minut. Trawa jest na tyle wysoka ,że nie widać po czym się jedzie, motocyklem rzuca, co chwila zaliczam mniejsze i większe skoki ale pamiętam naczelną zasadę – nie zdusić motocykla, utrzymać obroty, utrzymać prędkość. Jadę! Jest ryzyko jest zabawa !!
Zabawa kończy się gdy któryś skok z kolei wyrzuca mnie na lewo, w jeszcze wyższą trawę, niestety Transalp znów zarzuca focha, dławi się i gaśnie. Jest tak stromo, że nie starcza mi nogi, za wolno reaguję i glebię znowu. Tym razem bardzo efektownie. Jest tak stromo, że lecę w dól jakieś 10m ciągle biegnąc i nie mogąc się zatrzymać! Na koniec ląduję na brzuchu potykając się o kamień. Wstaję, otrzepuję się – maszyny nie widać. Wystaje tylko kawałek żółtej sakwy
- Dobrze, że nie wybrałem czarnych – myśl przelatuje mi przez głowę.
Podchodzę. No nie no... znów kołami do góry. Tym razem paliwo ostro leje się z motocykla więc nie ociągając się podnoszę go do pionu. Po chwili zjawia się mój towarzysz podróży i razem próbujemy wydostać mnie z kłopotów. Motocykl pracuje... i tyle można o tym powiedzieć- jechać już nie chciał. Na półsprzęgle, we dwóch jakoś go wypychamy kilka metrów do góry do miejsca gdzie jest ta dużo łatwiej, tfu - inaczej, gdzie w ogóle jest jakaś droga :)

http://imageshack.us/a/img12/938/f0097.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/12/f0097.jpg/)
Motocykl został "dostarczony" z prawej strony ;)

http://imageshack.us/a/img525/4488/f0102h.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/525/f0102h.jpg/)

Jest w miarę płasko i można przysiąść pozwalając sobie i maszynie dojść do siebie. Motocykl pracuje sobie na wolnych obrotach, co chwila przegazówka – może sam dojdzie do siebie. Musi, on doskonale wie, że nie ma takiej opcji jak powrót na dół ;)
Jakoś ruszamy dalej, regulacja linki sprzęgła (albo się przestawiła, albo przypaliło się sprzęgło...) łyk wody i po kilku minutach jesteśmy już na 1200mnpm.
- Dasz radę ?
- Dam, jakoś dam. Ruszajmy bo zaraz zachód a trzeba zrobić jeszcze parę górek i szukać noclegu na płaskim.

Motocykl nadal się krztusi ale jest już deczko lepiej. Trzymam go wyżej na obrotach i tak docieram kolejne 200m wyżej. Trawers wąską ścieżką dla pieszych turystów zabiera mi resztki sił ale jest tak pięknie, że jadę i nie narzekam. Świadomość jazdy zboczem, na wysokości 1525m, mając pod sobą strome zbocze po którym turlałabym się pewnie długo... i pewnie nie było by co zbierać ze mnie a z motocykla już na pewno, tylko podnosi mi ciśnienie krwi. Serce wali jak oszalałe. Patrze tylko przed przednie koło, by trafić w wyrzeźbioną przez ludzkie stopy ścieżkę. Wąska na tyle ,ze akurat mieści się opona ale i tak zmęczone ręce nie pozwalają prowadzić tak precyzyjnie motocykla i co chwila zaliczam obcierkę ze ściankami "koryta" głębokiego na około 10-15cm. Takie obcierki są mega groźne bo destabilizują całkowicie układ kierowca motocykl i mogą doprowadzić do wywrotki. I doprowadzają. Odrywam ma chwilę wzrok od tego co tuż przede mną i widzę jak Mirek woła pomocy. Na szczęście nie spadł w dół ! Najpierw musiałem się nagimnastykować by znaleźć jakieś miejsce gdzie będę mógł postawić swój, przez chwilę już myślałem ,że będę zmuszony go po prostu położyć ale jakoś koniec końców się udaje. Stawiamy Afrykę i Mirek rusza. Ja chwilę bawię się kamerą a w oddali widzę parkujący motocykl - jest ! Płasko, płasko !! Nie na tyle by rozbić namiot ale można spokojnie zejść z motocykla, napić się wody, ochłonąć, zrobić pamiątkowe fotki.
No to cyk :

http://imageshack.us/a/img31/5881/f0104.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/31/f0104.jpg/)

http://imageshack.us/a/img705/898/f0105.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/705/f0105.jpg/)

http://imageshack.us/a/img62/5505/f0107.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/62/f0107.jpg/)

http://imageshack.us/a/img10/387/f0108.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/10/f0108.jpg/)

http://imageshack.us/a/img443/7603/f0110.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/443/f0110.jpg/)

http://imageshack.us/a/img28/3484/f0111.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/28/f0111.jpg/)

Sesja zakończona, dookoła piękne widoki, zawracamy i wbijamy się na kolejną górkę. Tym razem idzie mi znakomicie a Mirmil, który od południa co chwilę pokazywał mi kciuk, tym razem podnosi go wyjątkowo wysoko. Teraz czuję, że zasłużenie :)
1571mnpm – to rekord naszego wyjazdu. Dalej już jest „tylko” w dół. Oczywiście w dół , do góry, w dół i do góry. Ale podoba mi się ! Zaczynam czuć ,że chciałbym tak jeszcze z tydzień !

Pamiątkowa fotka na 1515mnpm i zjeżdżamy na dól szukać jakiegoś wypłaszczenia.

http://imageshack.us/a/img201/5589/f0114.jpg (http://imageshack.us/photo/my-images/201/f0114.jpg/)

Znajdujemy piękne miejsce, przygotowane pod lub przez turystów. Jest miejsce na ognisko, jest miejsce na kilka namiotów. Zostajemy !

P.S. Nie wiem gdzie byliśmy ;) Mirmil - ponazywaj proszę te szczyty, pasma, wzniesienia ;)

Paluch
06.10.2012, 12:41
Pisz waść. Świetnie się czyta.

Mirmil
06.10.2012, 13:16
Ale fajnei piszesz!
faktycznie twoje moto troche zaczelo grymasic tamtego dnia i zwlaszcza pod strome wzniesienia nie chcialo jechac, a przednie zawieszenei stukalo denerwujaco.
Ale jak na pierwszy raz w gorach i tak bylo super, wyszla z Ciebie ulanska fantazja i odwaga ;)

pogoda nam sie udala, rewelacja, widoki ,towarzystwo, nastroj...


TRASA TAMTEGO DNIA.
Wolowiets, wjazd na Borzawe najkrotsza droga, przez ruiny, pozniej stacjja meteo.
Ze stacji na Szeroki Wierch, trawers Szerokiego Wierchu sciezka jak na Stoja, pozniej wjazd na szczy Szerokiego ta mniej stroma sciezka,zjazd na dol, na strone wschodnia i jazda grania az do krawedzi lasu.

Neno
07.10.2012, 06:10
Ale fajnei piszesz!


Dzięki ;)



faktycznie twoje moto troche zaczelo grymasic tamtego dnia i zwlaszcza pod strome wzniesienia nie chcialo jechac, a przednie zawieszenei stukalo denerwujaco.

Wszystko już zrobione. Powodem był źle zamontowany jeden z króćców wystających z filtra powietrza. Dostało się trochę brudu do gaźników i taki efekt.
Gaźniki wyczyszczone, zamontowane - dalej nie składałem bo robiłem to wczoraj po ciemku. Zaczekam do poniedziałku, skontroluję i poskładam dalej. Zawiecha też zrobiona - czy dobrze to będę wiedział pewnie w weekend jak na jakiś mały test wyskoczę na lokalne szutry.
Linka sprzęgła też była tak zasyfiona, że hoho. Wyczyściłem jakimś czymś 6w1 :) w poniedziałek postaram się dokopać do jakiegoś info w stylu czym to smarować ( o ile w ogóle).



Ale jak na pierwszy raz w gorach i tak bylo super, wyszla z Ciebie ulanska fantazja i odwaga ;)

Fantazja to może i tak ale odwaga... prawie w portki narobiłem w niektórych miejscach ;)



pogoda nam sie udala, rewelacja, widoki ,towarzystwo, nastroj...

Pogoda - super
Widoki - mało widziałem bo za bardzo byłem przejęty jazdą :)
Towarzystwo,nastrój - to fakt, czułem się jak bym z lustrem pojechał albo z drugim ja ;) A ja siebie bardzo lubię ;) A pościg to do końca życia będę pamiętał:)

Neno
08.10.2012, 11:18
EsI2InmrcYw

Takie coś udało mi się wysłać za pomocą mojego mega szybkiego łącza :D
Kamera niestety w dupnym miejscu bo na kasku się nie udało zamocować... za bardzo odciążyłem motocykl w Mielcu u Mirmila ;)

P.S. taki jeden kolega mój poprzestawiał mi kamerkę i mam nagrania w 4:3 :(

miro&afryka
11.10.2012, 11:25
Linka sprzęgła też była tak zasyfiona, że hoho. Wyczyściłem jakimś czymś 6w1 w poniedziałek postaram się dokopać do jakiegoś info w stylu czym to smarować ( o ile w ogóle).

teflonowym smarem w sprayu najlepiej, przez ustrojstwo takie do czyszczenia / smarowania linek.

PS. Mieszkam 120 km od ukraińskiej granicy, muszę tego spróbować. Dzięki za relację.