PDA

View Full Version : Bałkan trip, prawie solo. [Sierpień 2011]


majki
15.11.2011, 21:31
Planować nie umim i nie lubim. Więc nie jestem w stanie ułożyć sobie gryplanu dużo wcześniej. A jak dorzucić do tego wzorcową wręcz Wagę, to już wogóle...:D

Tak więc wyjazd bałkański chodził mi po głowie już drugi rok. W 2010 jednak wygrał Złombol turecki. W tym roku nic ciekawszego się nie urodziło, więc stwierdziłem, że atakujemy Montenegro i Albanię na spontana, bo to w końcu Ewropa. No właśnie, atakujemy. :rolleyes: Drugi rok z rzędu mieliśmy jechać we 3 tszodowników z WTA pod chwytliwą nazwą: "Młodzi&świezi prodżekt 2010/2011 na kościach seszyn Bałkany". I ponownie, jak rok wcześniej, reszta składu się wysypała niedługo przed wyjazdem (student nie ma kasy, lotnik czasu... :Sarcastic:). I stanąłem przed dwiema opcjami: jechać solo i się troche ograniczać, co do tras i trudności szwędaczki, czy dobić do kogoś/znaleźć towarzysza niedoli. Tak się złożyło, że znajomy trampkarz był w identycznej sytuacji. No właśnie, trampkarz...ale na Tigerze 955i, którego ledwo co kupił. :dizzy: Tym sposobem jedno z założeń wyjazdu (offfffffffff...) legło w gruzach. Cóż począć, lepiej pojechać tak niż wcale... :p

Pierwszy kontakt nastąpił 23.07. Rozpoczęły się ustalenia. Padło, że ruszamy tuż przed "Wniebowzięciem Najświętszej Maryi Panny" (czy jakimś innym Bożym Ciałem :p), coby trochę dłużej pobyć na obczyźnie: wyjazd czwartek 11.08 return ok.28.08=18dni, chyba styknie.:) Mamy 3tyg na zebranie się do kupy. Luuuzik. Toż to Ewropa i syfilizacja. :D Ok. 3 sierpnia ustawiliśmy się na pewniaka, złożyłem wniosek o urlop i już czułem wyjazd na karku. Motóra przygotowywać nie musiałem zbytnio. Oliwa, synchro, nowe świeczki, szosówki, dorobić dyszę do olejarki i miał być koniec. :rolleyes: Niestety, jak zwykle przy takich okazjach, wyszło coś jeszcze. A mianowicie po 18tkm napęd się chyba chciał ze mną pożegnać (zmieniany rok wcześniej przed wyjazdem na Złombola :dizzy:). Istniało spore rydzyko, że nie dożyje końca tripu, więc sensowniejszym było go wymienić zawczasu. 5stówek poszłooo (dzięki Rambąk za szybką akcję ;) ). W Tigerze okazało się podobnie, więc mamy remis. :D Dzień przed wyjazdem motór jest gotowy.

W między czasie ogarniam resztę tematów.
Gdzieś tam wcześniej czytając różne relacje, lookając po mapach i gadając ze znajomymi, powstał zarys trasy, a w sumie pkt pośrednie "trzeba zobaczyć". W sumie trasy jakoś mocno nie ustalaliśmy, trochu spontan. Jakąś mapę papierową nabyłem, jakąś wziąłem z domu, kupiłem Larka 35AT, Rambąk mi dograł mapki i jakoś sobie poradzimy. Do tego Barańsky był już w tych rejonach, więc coś tam wie.
Spotkaliśmy się w "2kółkach", mapę pooglądalim, coś tam ustalilim. No i przyszło do zweryfikowania wizji dojazdu:

Ja: no wiesz, jadę podwyższoną Afrą, w kasku z goglami (bo ciepło będzie), nie chcę ekspresówek ani ałtobana, jak najbardziej bokiem.
Baran: nie no stary, dajemy jak najszybciej na miejsce coby w sobotę już dupska w Adriatyku moczyć
Ja: no dobra, ale nie chcę zapi..dalać na umór, możemy jechać długo, ale nie na siłę, bez napinki.
Baran: no dobra, to lecimy do 140, bez autostrad.
Ja: nie ma opcji, 110-120, więcej nie lubię i nie chcę.
Baran: daj mi chociaż 130
Ja: ...(bęęęędzie ciężko). No dobra, 120, max. 130, ale bez nudnych ekspresówek.
Tak to właśnie jest gdy zestawisz 100konną, szosową maszynkę z poczciwą Afrą, na której wolę lecieć offem niż ekspresem. :dizzy:

Padło hasło: "będziem snorklować, więc organizuj płetwy i maskę". Płetwy gdzieś kiedyś miałem...ale gdzie?? Przetrząsnąłem mieszkanie, chałupę u matki, najgłębsze pokłady pamięci...i nic. Jak to babcia mawia: "diabeł ogonem nakrył".:mur: No nic, trza nabyć nowe, w końcu ciekawa opcja może być. No to teraz w środku sezonu znajdź tu w parę dni płetwy na mą skromną nóżkę (48-49), które mnie nie zrujnują finansowo. Z pomocą, jak zwykle, przyszedł Decathlon. :) Zamówiłem jeszcze szybkę do deflektora, co by mi na przelotach łba nie urwało (dzięki wd60 :) ). No i jest dobrze, na 3 dni przed wyjazdem mam wszystko...upsss. Prawie wszystko. Kończy mi się OC i nie mam zielonej karty. No to jeszcze szybkie sprawdzenie warunków u obecnego ubezpieczyciela i konkurencji. Oj się :at: po mieście za tym. W końcu szybkie wypowiedzenie jednej polisy i zawarcie nowej + ZK. Jeszcze tylko na szybko wyrobić EKUZ i dorobić szybki do popękanych lusterek (mogą się przydać :D). Ekuz od ręki, a lusterka jutro rano. No dobra przed wyjazdem zajrzę.
Jeszcze się "tylko" spakować. Cel: jak najmniej tobołów, wykonanie: 40l w centralnym, skompresowany worek na kanapę, mały tankbag i plecak z camelbagiem. W sumie mam to co potrzeba, zbędnych kilogramów nie odnotowałem. :) Jest nieźle i późno. Spać bo z rańca przygoda wzywa. Zawsze wszystko na ostatnią chwilę... :oldman:

Ufff, jutro wyjazd...:blues: :drif: :at: :)

majki
15.11.2011, 23:51
Dzień pierwszy, godzina zero

Poranne wstanie, szybkie objuczenie krówki, no i dziiida. Szybki lot po lusterka i o 8:30 jestem u Barana pod blokiem.
25689

W między czasie wynika "problemik". Tygrysek gubi płyn chłodniczy, a my lecimy w ciepłość. :vis: Więc zabieramy się za grzebanie
25690

Po ładnych kilku godzinach i wywaleniu termostatu, udało się bezpiecznie uruchomić Angola i można było ruszyć. Byliśmy już mocno opóźnieni, więc plan był tylko na opuszczenie kraju. Wybiliśmy się na Słowację, po ciemaku szukaliśmy noclegu z navi w Żilinie i dopiero przy którymś z rzędu namiarze się udało. Wszędzie nie ma miejsc lub coś w ten deseń. Nawet cały akademik ponoć zajęty (środek wakacji, czwartek :haha2:). Śpimy w ubytownicy na tyłach salonu BeMWe (ale motków nie mają), za całkiem sensowną kasę z motórami pod oknem recepcji.

25691

Rano szybkie żarło, pakowanie i dzida dalej.
Słowacja to nuuuuda....

25695

Węgry też...
Omijamy płatne drogi i co bardziej uczęszczane, przynajmniej próbujemy. :)

25692

Z Pecs napieramy na Chorwację.
Granica w D. Mihojlac idzie zwinnie
Croatia na chwilę
25693

Dalej żółtą kierujemy się na BiH. Trochu nawi nas poniewiera przed granicą w Slavonskim Brodzie (zamiast na most, to prowadzi nas przez osiedla dołem, żeby od boku i tak na ten sam most wjechać :dizzy: ). Pchamy się w korku przed granicą, między furami, ludźmi, rowerami, chodnikami, trawnikami, aż dobijamy tuż przed szlaban. Wreszcie jakaś inność. Zaczyna się. :) Jesteśmy w Bośni.

lena
16.11.2011, 05:50
Dajesz "maleńki", dajesz...:D

oskar_z
16.11.2011, 08:28
Zawsze wiedziałem że stolica to inny świat ale żeby Boże Ciało w sierpniu??:haha2:
Czekamy na więcej, bierz się do pisania!

majki
16.11.2011, 09:41
Oj tam, oj tam. Blisko byłem.:p

Wjechaliśmy do Bośni. W sumie dużo się nie zmieniło, nawet pieczątki w paszporcie nie przybili. :Sarcastic: Naginamy dalej, gdyż mamy plan dotrzeć do Mostaru w dniu dzisiejszym (a to prawie tałzen kilosów ze Słowacji). W Bośni zaczyna się ściemniać i mamy pewne rozterki czy jechać dalej. Ale Ędóro nie pęka, podobno. :D Tylko te nieoświetlone traktory na zakrętach i ciężarówy jakoś nie dają spokoju. :oldman: Stacja pod Żenicą, tankujemy bośniacką wachę, nawet udaje się zapłacić kartą, ale tylko za paliwo, bo napoje czy żarcie już tylko gotówką. :mur:
Pakujemy się na motóry i dalej. Ujeżdżamy z 500m i na jezdnię wyłazi policmajster z lizakiem. Kurczaki, nawet się nie zdążyłem rozpędzić. :dizzy: Dokumenty, okazanie wyniku na suszarce (80/50), wypisanie kwitka na...uwaga...35 DM. No i zaczęły się schodki.
- Płatne na miejscu
- może być ojro lub $, bo my jeszcze Marek nie mamy.
- o to kolega pojedzie na stację i wymieni
- ok. a ile to te 35DM?
- weźmie 20ojro i będzie dobrze.
- ok.

Pojechał. Daleko nie miał. :) A ja stoję i się gapię na gwiazdy, bo gadka się nie klei. Poza tym lekko wku...rzony jestem na siebie. Na szczęście kwota mała wyszła, więc luz (na Słowacji za taką akcję 2 lata temu chcieli nie 20, a 200ojro :vis:) Próbowałem fotkę im zrobić z biodra, ale coś nie wyszło. :Sarcastic: Baran wrócił z kasą (a mógł uciec i zdefraudować :p). A Pan Władza:
- wsiadajcie na motóry, jedziemy na posterunek.

No to atmosfera zgęstniała. My się gapimy na siebie: noc, Bośnia, jakieś zadupie i Policja co nas chce na "posterunek" wieźć...trochę to śmierdzi...tymbardziej, że przez 10min jak stali ze mną (winnym) nie powiedzieli ani słowa. Niestety moje dokumenty cały czas trzymali, więc wyjścia nie mamy. Pakujemy się i dzida za radiolką na bombach, a utrzymać się wcale łatwo nie było. Skręty w prawo z lewego pasa, przejeżdżanie na czerwonym i takie tam, a my grzecznie, jak te barany na rzeź, za nimi. Noc, ale w mieście życie trwa w najlepsze, w końcu łykend się zaczyna. Tak nas zakręcili po mieście, że sami byśmy nie wyjechali. Ale w końcu fucktycznie widzimy komisariat. Stajemy przed wejściem i idziemy za nimi do środka.
A tam babka bierze papiry i wypisuje kolejne. Okazuje się, że nie mogą brać "do łapy", więc musi to przyjąć ktoś kwitkiem na posterunku. Kwota wzrasta o 1 DM, więc wychodzi ok. 18ojro. Płacimy, bierzemy papiry i chcemy jechać. Tylko jak? Wyszedł policmajster i mówi, że nas odprowadzi na rogatki. Ledwo zdążyłem kask założyć, a ten już na kogutach odjeżdża. No to dzida za nim. Oczywiście pojechał inną drogą. :dizzy: Za miastem nas puszcza.
Jesteśmy dobre 1,5h w plecy.
No to lecim dalej.
M5 na Sarajevo.

Lecimy, już spokojniej (groźba Smerfów i czarna noc). Droga miała być autostradą na stolicę, a jest...wybitą szutrówką, z dołami, wybojami, grubym żwirem i kurzem po nocy. Ale fajnie jest, nareszcie jakiś offik, ja się cieszę pod kaskiem i odkręcam trochę. :D Późno, więc i pusto, ale droga się wije to na lewo to na prawo, górką, dołkiem, autostrada ędóro. :) Nagle atakuje nas nowiutki, szeroki asfalt i tak przez kilkanaście km, aż pod Sarajewo. Bramki, płatne 2DM za przejazd. Tyle to można płacić. :)
Do tej pory jechało się spoko. Wypadamy za Sarajevem na E75. Mamy jeszcze stówkę do Mostaru. Tak blisko, a tak daleko. Zaczyna się fajna jazda, tzn. fajna by była za dnia i z większą percepcją otoczenia. Jadę trochę na autopilocie, tzn. patrzę ale nie widzę, zaczynam słabo ogarniać co się dzieje (na szczęście się mało dzieje). Jedziemy za BeMWe X5 po krętej drodze w kanionie jakiejś rzeki. Pewnie jest pięknie i wogóle, ale niestety po nocy, to widać, że jest ciemno. :Sarcastic: Autopilot przejmuje władzę, nie wiem co się dzieje, jestem padnięty na ryło. :spac: Nagle resztką świadomości dostrzegam napis Motel, ale zanim zatrybiłem, że można by się przekimać przejechaliśmy ze 2km. Pobocze, "szybka" ustawka i odwrót. Motelik przyjazny, choć cena już mniej. Ale dalej nie powinniśmy jechać, bo nie ogarniamy. 900km nawinięte tego dnia. Przy mapach padam w objęcia Morfeusza.

Mostar jutro z rana zdobędziemy, nie jest źle, bez napinki. :) I od następnego odcinka wkroczymy ze zdjęciami. ;)

Ola
16.11.2011, 09:55
Majki - pisarz z Ciebie pełną gębą ! Nie znałam Cię z tej strony :D. Pisz, pisz. Fajnie się czyta :Thumbs_Up:, a z lekkim wyprzedzeniem wiem, że będzie baaaardzo ciekawie.

majki
16.11.2011, 10:35
Rano wstajemy, motóry stoją grzecznie pod parasolami na tarasie, między grillem a stolikami. Jakieś poranne życie trwa na tarasie, śniadania, kawy, gazetki, a my wcinamy zapasy z kufrów. ;) Niestety drogą, pustą wczoraj, jadą już tabuny puszek i ciężarówek. Pakowanko i na koń.
Droga jest fajna, w wąwozie rzeki, kręta, o dobrym ancfalcie. Się jedzie.

25740

Pierwsze tunele

25741

Dobijamy do Mostaru. Trochę pokręciliśmy się po uliczkach i parkujemy tuż obok nazwotwórczego mostu. Nawet fajny jest. Tylko czemu tych ludziów tak dużo? :mad:

25742

Tłumy widać też po wyślizganych stopniach na moście czy też powierzchni uliczek wokół.

25743
25744

25745

Jako, że jesteśmy w byłej Jugosławii:

25746

Schodzę na dół, nad rzekę. Nagle mostek się okazał kawałem mostu i bardziej mi się spodobał.

25748

Ale człowiek by się chętnie wykąpał w tej rzeczce, czysta, chłodna, a upał coraz "lepszy".
25747

zrobiliśmy jeszcze małe zakupki giftowo-żarciowe. Napilim się, podjedlim i dzida. Na Chorwację, ale znowu tylko na moment.
Odbijamy na Trebinje, coby nie jechać Magistralą w Chorwacji (sezon w pełni, będzie tłum). Nagle Baran odbija w jakąś boczną dróżkę i nagina do przodu. Myślałem, że postój czy co, a on leci dalej. Orientuję się, że jedziemy na Neum, jedyne bośniackie miasto nad Adriatykiem. Droga kręęęta, wąziutka, pnie się przez jałowy krajobraz. Na szczęście nic tędy nie jeździ, a to trochę dziwne, biorąc pod uwagę środek sierpnia i pogodę.

25749
25750

Robimy sobie postój na chwilę. Wszystko ładnie pięknie...

25751

...dopóki nie zaglądamy za skarpę:

25752

No cóż, trza stąd spadać.

25753
25754

No i mamy Chorwację.

25755

Uciekamy w dróżkę równoległa do wybrzeża. Jest fajne, widoki, pusto, kręto. Się jedzie.

25756

Mały postój z widokiem

25757

A ja skacząc po okolicznych skałkach wygrzebuję coś takiego:

25758

Więcej już z asfaltu nie schodzę.:eek:

25759

25760

Lecimy dalej, na Montenegro.
Niestety kontrolka rezerwy sygnalizuję iż musimy polookać stacji i nakarmić krówkę. Spadamy z bocznych dróżek na główną magistralę na Dubrovnik. Tam musi być stacja. Do Dubrovnika ponad 30km, a stacji ani jednej nie widać. Taaa, syfilizacja, tylko penziony, apartmani, hotele, wieeelkie hotele i dziki tłum puszek,ciężarówek, skuterów. Walimy na ciągłych, bo przerywanej nie ma wcale. Masaaakra. :mur:

W końcu jest miasto. A rezerwa już wrzeszczy o paliwo.
25761

Wbijamy w dół w poszukiwaniu stacji, nawi oczywiście strzela jakieś fochy i cały czas karze zawracać. Się wkurzam, wypatruję stacje z góry i wio po paliwo.

Opuszczamy ten zgiełk i walimy na Herceg Novi. Czarnagóra wzywa. :)

majki
16.11.2011, 11:30
W Chorwacji była masakra?? No to się zdziwiłem. Korek się zaczynał nie daleko za granicą (której nawet nie pamiętam, więc poszło zwinnie :D). Ale taki korek stojący, wiatraki chodzą, wali gorącem po paszczach, a droga dalej wąska. Walimy cały czas pod prąd licząc, że ten z naprzeciwka zjedzie i nie będzie wielkim autokarem na zakręcie. :rolleyes: Jakoś się przedzieramy przez Herceg Novi, asfalt trochę śliski w mieście, więc bez szaleństw.
Dalej miało być luźniej, miało... Slalom gigant ciąg dalszy, :Sun: dopala, asfalt oddaje. Dla mnie za ciepło. Ja wolę w góry, mniej ludziów, chłodniej, fajniej.
Jedziemy na Tivat, liznąć Bokę Kotorską. Ze względu na wszystko pakujemy się na promik płynący przez cieśninę Zatoki (całe 1,5ojro można odżałować, zamiast naginać jakieś 50km dookoła, co i tak uczynimy później ;) )

25762

Zatoka wygląda kusząco :drif:

25763

A wszędzie na brzegach prężą się ciałka :D

25764

Musimy się jeszcze przebić przez Budvę i dobijamy do Petrovac na Moru. Wjeżdżamy w miasteczko, w miarę spokojnie, dzikich tłumów nie widać. Na dziś koniec jazdy. Okazuję się, że Baran był tam rok wcześniej i mu się podobało, więc wraca. Szukamy stancji na parę dni. Nagabywaczy sporo, ale cena jedna, za duża. Ostatecznie bierzemy pierwszą ofertę od dziewczyny, która bardzo dobrze nawija po angielsku i nie jest sztywną pensjonarką. :D Przeżyjemy te 20ojro/noc. Przynajmniej jest klima, TV, duuuże wyra i miejsce na motóry.

Rozpaczkowanie, sprzęt do pływania i atak na morze o zachodzie słońca. Chwilę się pluskamy, ale po ciemaku traci to sens. W związku i na okoliczność robimy szybki trip na miasto (po zmroku tłumy wylegają, więc jest tłoczno), uzupełnić zapasy i spadamy odpoczywać. :D

Następny dzień przeznaczamy na leniucha. Połowę dnia pływamy w Adriatyku i moczymy dupska. Jest dobrze. :blues:

Baran się nie mógł oprzeć i bierze do płetw dużą butlę browca.

25765

Obaj bierzemy swoje wypasione, podwodne aparaty i idziemy eksplorować co się ukrywa pod powierzchnią wody.

25766

A nawet się dzieje

25768

25769

25776

25774

Odpływamy od głównej plaży i znajdujemy mała, niedostępną z lądu plażyczkę

25770

Formacje skalne są świetne

25771
25772

Jaskinie też są

25775

Mi się podoba walka światła z mrokiem u wejścia do jaskini

25773

Czy też zachowanie bąbelków powietrza pod wodą :D

25767

Gdy zaczynamy wyglądać jak duże rodzynki, stwierdzamy, że można opuścić to mokre środowisko. No właśnie, tylko co robić potem?? Gorąc się leje z nieba, żwirku na plaży, chodników, no zewsząd, a cienia niet. Spadamy do chaty, tam przynajmniej klima działa.:cool: Obmyślam plan na jutro i się byczę do woli. :D A niedziela mija niespiesznie. Jesteśmy na Bałkanach. :)

Co do naszych wypasionych sprzętów podwodnych. Za 2stówki kupiłem przed wyjazdem Kodaka c123 (odporny na to co motocykliście się zdarza-woda, kurz, upadki). Baran miał odpornego Casio za grubszą kasę. Zgadnijcie, który wytrzymał testy podwodne? :D Ogólnie fajna maszynka, może szałowej jakości nie ma, ale wytrzymał nurkowania, obijania na kamieniach, szlifa na moto i dalej działa. Dla mnie sukces. ;) I jest kilka razy lżejszy od lustra, które wyciągałem tylko jak była wyższa potrzeba.

majki
16.11.2011, 14:20
Poniedziałek, ruch turystyczny może być mniejszy, więc decydujemy się na atak na Zatokę Kotorską i Kotor. Pakujemy się na lekko, ja jadę jednak w ochraniaczach, a Baran tylko krótkie spodenki i koszulka. Jak kto woli. Ja się przynajmniej nie boję składać w winkle i cisnąć w mieście. :D
Walimy na Kotor tunelem

25777

Jak już docieramy na miejsce to oczom naszym ukazuję się taki oto widok, dokładnie tuż obok głownej bramy do starego miasta. SZACUN, jednak można. :Thumbs_Up:

25778

Parkujemy machiny, obok kilku skuterów i 2 bodaj włoskich trampków. Zbędne rzeczy zostają przypięte pajączkiem do motóra (kask, zbroja, nakolanniki) i ta też je zastajemy po powrocie :Thumbs_Up:. Jest git. :)

Atakujemy twierdzę kotorską.

25779
25780

Wstupenka kupiona, więc idziemy. Jest 10 rano, a z nieba już leję się żar. Dobrze, że jeszcze nie całe zbocze jest w :Sun:. Na górę dostajemy się dość szybko (20min), mijając po drodze całe tabuny sapiących amerykańców z wielkiego wycieczkowca "zaparkowanego" w porcie.

25781

Na górze jest fajnie, są widoczki, są jakieś ruinki i coś wieje,

25782
25783
25784

ale jest jakiś niedosyt...
W tle, za murami widzę cały czas ścieżkę pnącą się duuużo wyżej, na najbliższe szczyty. Zaczynamy obczajać jak się tam dostać....

25785

I jest opcja, przez zakazy wstępu, trochę po murze, trochę przez chaszcze, boczkiem i znajdujemy niewielką dziurę w murze. I jesteśmy po drugiej stronie zgiełku.

25786

A tam kilka domków, jakiś kościółek i resztki zabudowań.

25787

A do tego wszystkiego prowadzi bardzo fajna, pozawijana dróżka, btw. na motórze by było niezłe wyzwanie (duże, luźne kamienie, progi itp), ale pewnie by się dało. ;) Pniemy się szybko w górę, a upał chyba dopiero rozpala w piecu. :vis:

25788

Już mieliśmy nadzieję na ratunek...

25789

Ale niestety źródełko było suche na wiór :(

25790

Nie ma co, naginamy dalej, wody musi starczyć. Droga się wije do góry zawijasami i coś końca nie widać. Ale jest dobrze. :)

25791

W końcu jest szczycik, dalej droga się obniża i wchodzi w lasek, żeby potem wyjść na kolejny szczyt, zapewne na skraju parku Lovcen.

25792

Po przedarciu się przez rozpadliny i duże głazy...

25794

można się powylegiwać na skraju skały z pięknym wju, będąc smaganym przyjemnym wiatrem po przegrzanym cielsku. Ale bym wtedy chętnie wskoczył do rzeczki/jeziora/morza czegokolwiek mokrego. :drif:
Panoramka zajefajna, chłonąłem krajobraz dłuższą chwilę. Było warto się zmachać (od twierdzy ok.2h na górę). :Thumbs_Up:

25793

No to teraz się trzeba zmotywować i ruszyć zwłoki spowrotem na dół. Zawsze mnie wtedy nurtuję: "po co człowiek włazi na góry? Żeby potem z nich złazić".:mur: Upał wysysa do sucha, kamienie pod stopami latają na boki, a tu jeszcze kawał drogi.

25797

Znowu ruinki i wszechobecne kozy

25795

Jak się zgramoliliśmy na dół (ok. 1,5h zejścia) to ledwo człapaliśmy. Kierunek: najbliższy sklep, duuuużo zimnego do picia i może coś lekkiego na ząb, bo padniemy nieuchronnie. I tak człapiemy po obrzeżach starego miasta w Kotorze i coś sklepu nie widać. JEST, duży, KLIMATYZOWANY, dziiida. :drif: Aż się nie chciało wychodzić. Stwierdziłem, że trzeba się wbić nad płynący obok strumyk i zamoczyć choćby nogi, opłukać ryło i kark. Tylko jak tam zleźć, jak strumyk płynie w korycie o wysokich murach? No co, my nie zejdziemy?? :D I po chwili już zalegaliśmy na chłodnych kamieniach nad mocno rześką wodą. :) Ale był czilałcik :D

25796

Jak bym miał teraz wybierać, to bym olał tą całą twierdzę i poszedł od razu na górę na tyłach. Widoki, lepsze, twierdza też lepiej z tej perspektywy wyglądała. Poza tym ja lubię wysokość. :)

Rychu72
16.11.2011, 16:14
A ja skacząc po okolicznych skałkach wygrzebuję coś takiego:

25758



Za czasów wojny na bałkanach spędziłem tam 1,5 roku. Wracając na urlop do Polski tak miałem zakodowane w mózgownicy, że tuptamy tylko po twardym, że odruchowo nie wchodziłem na żadne miękie. Niestety widziałem paru na bałkanach którzy mieli pecha. Raczej to co z nich zostało.

Rebel
17.11.2011, 03:37
...jest środek nocy, ja w pracy i poczytałbym jeszcze... Majki, bardzo fajnie idzie Tobie pisanie...czekam na c.d :drif:

majki
17.11.2011, 08:46
Majki - pisarz z Ciebie pełną gębą ! Nie znałam Cię z tej strony
Oj tam, oj tam. Mogę się przyznać, że umim jako takie zdjęcia robić, ale o pisaniu mi nic nie wiadomo, Panie polonistki ze szkół mych różnych, też nic o tym nie słyszały. :D

zakodowane w mózgownicy, że tuptamy tylko po twardym
Nie wdziałem już nigdzie znaków "Achtung minen", a szwędałem się m.in. po zadupiach BiH, MNE. Ale po owym znalezisku, jakoś tak inaczej patrzyłem gdzie stąpam.

...jest środek nocy, ja w pracy i poczytałbym jeszcze... Majki, bardzo fajnie idzie Tobie pisanie...czekam na c.d
Dzięki, następny odcinek postaram się dziś pod wieczór wrzucić. Niestety w pracy dziś nie dam rady. ;)

Maras
17.11.2011, 15:40
turbo relacja. :Thumbs_Up:czekam na cd.

Borewicz
17.11.2011, 16:01
Majki dawaj, dawaj, nie udawaj, że masz tyle roboty.

Cumuulus
17.11.2011, 20:33
Fajne klimaty są na Bałkanach - sam byłem w tym roku w czerwcu :) Czekam na opis Albanii i Czarnogóry - tam najbardziej mi się podobało.

rambo
17.11.2011, 21:26
O boże znowu ta Czarnogóra... :mur:





:p;):D

Cumuulus
17.11.2011, 21:29
O boże znowu ta Czarnogóra... :mur:





:p;):D


A co z tą Czarnogóra nie tak ? Mają i góry i morze i nie jedzie z nad morza w góry 10 h jak w PL ;) Ludzie mili, uczynni aż miło tam wracać.

rambo
17.11.2011, 21:33
No jak to co...
Daleko, gorąco, brudno :haha2:

Cumuulus
17.11.2011, 22:10
Starzejesz się chyba rambo i marudzisz ;) Wiem, że MNE to nie Gruzja ale plusy swoje ma.

rambo
17.11.2011, 22:26
:p Słabo się znamy kolego ;)
Kiedyś na tym forum Czarnogóra była nie lada wyczynem. Ale do dziś jest miejscem którego nie można nie odwiedzić :)

Spajki dawaj dawaj, wiecej foteeeeeek :at:

majki
17.11.2011, 23:07
Jak już żeśmy odzyskali odrobinę sił witalnych przystąpiliśmy do realizacji reszty dzisiejszego planu. Objazd Zatoki. :drif: Gramolimy się na wygrzane w słońcu motóry i opuszczamy zatłoczony parking dla 2kółek.
Lecimy wzdłuż wybrzeża po super ciasnej drodze

25924

gdzie zabezpieczenie pobocza podnosi na duchu...

25925

a słupki dodają otuchy...

25926

a wszechobecność pieszych i "plażowiczów" nie stważa zagrożenia...

25927

Ogólnie jest czad, poginam oporowo, łykam kolejne puszki i podziwiam widoki

25928
25933

Motórem jest fajnie, ale puszką już mniej. Mijanki na milimetry i uciekanie w każda możliwą dziurę przy drodze

25929
25930

Później już nawet nie ma gdzie uciekać

25931

Wpadamy do portu, żeby się znowu przepłynąć promem. :bow: ;) Kolejka fest, a my oczywiście podbijamy na początek. I tak przecież nie zajmiemy miejsca dla puszek. :D Coś długa ta kolejka i się nie rusza. Okazuję się, że z promu który podbił niedawno nie może zjechać autokar, klinuję się między rampą promu a nabrzeżem. Ludzie się krzątają, coś tam podkładają pod koła i lipa. Po kilkunastu minutach jakoś się udaje i możemy się zadekować. Wbijamy się na promik, a za nami się ładuje jakiś GSiarz z kuframi. Nie jest zbyt komunikatywny, a my też jakoś się nie pchamy do nowej znajomości. :p Więc tylko płyniemy, mimo, że kilka minut to fajna opcja. :)

25932

Zanim prom się zatrzymał wbijamy się znowu na przód, aby po zjeździe na ląd uciec przed puszkami i autokarami. ;)
Kierujemy się dalej wzdłuż brzegu i odbijamy na miejscowość Morinj, aby wbić się trochę wyżej i polookać na zatokę z drugiej strony.
http://mapy.google.pl/maps?saddr=E65&daddr=42.5100071,18.667574+to:42.531718,18.6996815 +to:E65&hl=pl&sll=42.488808,18.71727&sspn=0.155193,0.308647&geocode=FUDihwId0fccAQ%3BFbemiAIdNtgcASkNjLJp_jZME zFSxF2J5GWqbQ%3BFYb7iAIdoVUdASkLIUS2ETZMEzFYcdKapP qAjQ%3BFeONiAIdn0EdAQ&vpsrc=0&mra=dme&mrsp=3&sz=12&via=1,2&t=m&z=12


Droga o nowiutkim asfalcie i równie nowych tunelach

25889

pnie się fajnie do góry. :)

25890

Na górze odbijamy w boczną drogę wiodącą na dół. I napotykamy na...
duży krążek sera :D

25891

W sumie logiczne, bo kto będzie ostrzeliwał ser. :haha2:

Mały lansik na tle tego czego w MNE najwięcej

25892

Widoki przednie :)

25893

Spadamy na dół, a droga robi się dróżką na jeden samochód (trzeba będzie do tego przywyknąć, bo przez resztę wyjazdu będzie to standard międzynarodowy :dizzy:)

25894
25895

Na dole znowu wpadamy w tłumy puszek jadąc na Kotor. My niestety za nimi, bo wyprzedać prawie nie ma jak.
Jakieś wysepki na zatoce. ;)

25896

Tankowanko w Kotorze. I tu mała dygresja. W całej Czarnogórze cena paliwa jest ta sama (1,34-1,36ojro), na każdej stacji, w każdym miejscu. W BiH podobnie, tylko taniej. Ciekawe doświadczenie.
Uciekamy z Kotoru i uderzamy na Park Narodowy Lovcen. Na górę wiedzie zajefajna droga
http://mapy.google.pl/maps?saddr=E65&daddr=42.42206,18.76036+to:42.3954,18.80658+to:Nie znana+droga&hl=pl&ll=42.41091,18.788853&spn=0.077693,0.154324&sll=42.408375,18.793144&sspn=0.077696,0.154324&geocode=FfRVhwIdnmoeAQ%3BFSxPhwIdqEIeASndt9kTADNME zGAmuEZJ3TiDg%3BFQjnhgIdNPceASntsNZryjJMEzG1PjrQQy KHHw%3BFQjnhgIdNPceAQ&vpsrc=6&mra=mrv&via=1,2&t=m&z=13

25897

zakręcona jak świński ogon, ostro pod górę

25898

z widokami :eek:

25899

Im wyżej tym lepiej

25900

25901

25902

I jeszcze ten zachód słońca. Jak romantycznie :hehehe:

25903

25904

Ostatni rzut oka (i obiektywu) na Zatokę

25905

I lecimy do Parku. Niestety się ściemniło szybko, ale i tak było przednio. Park jest super, dróżka wiedzie przez środek PN, u podnóża gór, kręto, spokojnie, można by się tam powyżywać, bo były też drogi szutrowe.
Trasa świetna, trochę szkoda, że po zmierzchu, ale i tak jest dobrze. Dzień pełen wrażeń. :dizzy:

majki
17.11.2011, 23:36
Jedziemy na Cetinje, lekko kluczymy w parku, ale w końcu się odnajdujemy. Mijamy fajnie położone na skraju parku domki i rezydencje. Jest dobrze. :)

Za Cetinje spadamy w malutką ścieżkę, która ma nas wyprowadzić na Petrovac. :rolleyes: Wąąąąsko, cieeeemno i kręęęęto, oł jeeaaa. :at: Kręcimy lewo-prawo-lewo i staramy się utrzymać na ancfalcie. Adrenalinka trzyma, a do noclegu jeszcze kilkadziesiąt km.
Naginamy.
Nagle trafiamy na jakąś puszkę. Jest nieźle, znaczy się coś tu jeździ, więc pewnie jedzie do cywilizacji. Podczepiamy się (bo wyprzedzić i tak nie ma jak :p) i połykamy kolejne, kręte odcinki.
W końcu wypadamy na główniejszą drogę, ale z równie fajnymi winklami (tylko szybszymi) i widokiem na rozświetlone wybrzeże.
Cel blisko.
Ciemno, późno, trochę zmęczeni, więc i fotek nie ma. :(

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Trasa+2&daddr=42.2671915,18.9992703+to:Nieznana+droga&hl=pl&ll=42.313878,18.928757&spn=0.311251,0.617294&sll=42.332662,18.92189&sspn=0.311158,0.617294&geocode=FYIDhAId7SwhAQ%3BFTfyhAId5uchASl7ODodCNpNE zE_x4oz-fqv9g%3BFWrVhgIdKD8fAQ&vpsrc=6&mra=dvme&mrsp=1&sz=11&via=1&t=m&z=11

Dzień udany, wyjeździłem się, połaziłem po górkach i napatrzyłem się. :Thumbs_Up: W sumie brakowało kąpieli w czymś mokrym (niestety ten brak się jeszcze powtórzy nie raz), ale nie można mieć wszystkiego.

Ostatnia noc w Petrovac.
Jutro wyginamy w GÓRY, nareszcieeee. :D No to się będzie działo...:drif:

Rebel
18.11.2011, 00:50
Pojechałeś Majki z tymi "landszaftami" :drif: Super!!!! Czekam na c.d :)

majki
18.11.2011, 00:56
:)
Dziś coś wrzucę jeszcze, ale to późniejsze dziś. Teraz spadam w kimę.

Jarek
18.11.2011, 08:22
ech, Majki...robiłem tą trasę tylko trochę z drugiej strony(od Kotoru do Budvy i dalej do Cetinje i Niksica a stamtąd na Durmitor:)- ale zdaje się że Ty wcześniej (ja w pierwszym tyg września)
trasy zajebiste...w samym Lovcen też:):)
pzdr, czekam na cd:)

Dzieju
18.11.2011, 08:33
Miło popatrzeć na znajome drogi i widoki :)

Mixajlo
18.11.2011, 10:47
Ech.. opiedolił by człowiek talerz kalmarów albo pljeskavicę :drif:

yasiu71
18.11.2011, 13:50
Super Majki się czyta i ogląda. Czekam na cd.:drif:
Swoją drogą kiedyś szef się mnie zapytał:
Janusz, lubisz ciepłe piwo i spocone kobiety?
Odparłem zdziwiony że NIE. On na to:
To urlop dostaniesz w zimie. :mur:

majki
18.11.2011, 14:18
pljeskavicę
O żesz Ty, aż mi ślinka pociekła. :drif:
Pamiętam samoobsługowy bar przy plaży w Petrovac. Za 1,2-1,5 ojro dostajesz bułę z kotletem i resztę sobie sam dokładasz wedle uznania. Big Mac to przy tym pikuś, Pan Pikuś. :hehehe:

Zaraz spróbuję skrobnąć cedeka...piątek w pracy ;)

wojtek II
18.11.2011, 14:47
w LIDLU jakiś czas temu widziałem, jakby komuś jeszcze zachciało sie powspominać

majki
18.11.2011, 15:42
Zwijamy się rano w średnim tempie, na zewnątrz już się robi parówa. Właścicielka przybytku w którym zabawiliśmy 3 noce, wymienia się namiarami z Baranem i ostrzega, że tego dnia ma być ponad 40stopni :fool2:, więc uważać na siebie i duuużo pić.
Paczkujemy się na motóry i ruszamy. Dziś atakujemy góry, nareszcie, bo to wybrzeże mi się znudziło. :p
Na dzieńdobry nawi prowadzi nas w jakąś ślepą uliczkę, na końcu której Baran... :haha2:

25945

Nawrotka i już jedziemy w dobrą stronę. Odbijamy w drogę, którą wczoraj zjeżdżaliśmy na powrocie. Pięęęękne serpentynki. którymi można ominąć płatny tunel na Podgoricę.
Tak więc zmierzamy na stolicę. Nasłuchałem się jak to jest strasznie zagmatwane, jak ciężko się przebić, jak to strasznie jeżdżą autochtoni, no wogóle omijać i uciekać. :dizzy: Ale skoro w Stambule przeżyłem to przecież w takiej Podgoricy też damy radę. ;) No cóż nawi nas wyciągnie z góófna, jakby co. :rolleyes:

Po przejechaniu gór wpadamy na E65/E80, główną drogę na północ przez stolicę MNE. Ruch tragiczny, upał daje się we znaki, droga ciasna. :( Niestety innej drogi nie namierzamy. :mur:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Petrovac,+Budva,+Crna+Gora&daddr=42.21304,19.00939+to:E65&hl=pl&ll=42.228009,19.033127&spn=0.172108,0.264702&sll=42.329362,19.176979&sspn=0.171832,0.264702&geocode=FXQBhAIdJAohASmZ32JhLtZNEzETyjOFOuk13A%3BF bAehAIdbg8iASkzY5V8I9hNEzFlQ8_p5soS8w%3BFdgHhgIdJk slAQ&vpsrc=6&mra=ls&via=1&t=h&z=12

Przejeżdżamy przez Skadarsko Jezero. Prezentuję się majestatycznie, tuż obok drogi (ale o tym później ;) ).

25946
25947

Droga jest nuuudna i męcząca, więc czymś się trzeba zając :cool:

25948

No i jest, Podgorica na horyzoncie. Spinamy poślady i dzida w oko szatana. :at: Rondka, śliski asfalt, tył zalicza slajdy, gorzej, że przód też się mało pewnie prowadzi. No to trochę spokojniej. Tak czekam kiedy nastąpi ta apokalipsa, gdzie ten horror...i się doczekać nie mogę. Widocznie dziś puszczają inny film w kinie Podgorica. :spac: Nuuuuda, miasto jak miasto. Niiiic ciekawego się nie dzieje. Przebijamy się na wprost główną drogą i po nie zbyt długiej chwili jesteśmy za miastem.

Widzimy pożar lasu na szczytach (nie ostatni raz).

25949

My też płoniemy wewnątrz i na zewnątrz. Chyba fucktycznie jest te 40stopni. :mur: Woda w camelbagu szybko znika, mimo, że wcale chłodna nie jest. Dobrze, że jeszcze mokra.

Jedziemy sobie, łykamy kolejne puszki i naginamy w te góry.
Baran jedzie pierwszy (był bardziej wyrywny przy wyprzedzaniu), a ja mam gpsa. Widzę, że coś zwalnia i się kręci po pasie. Nie wiem o co kaman, więc wychylam się lekko zza samochodu za którym jadę i widzę.....policmajstra z lizakiem, który na mój widok wyłazi na środek jezdni i mi macha lizakiem. Aaaa to temu zwolnił. :mur: Oczywiście musiałem się wychylić na podwójnej ciagłej. :mur: :mur: :mur: Nosz kurfa, znowu mnie :stop:, nawet jak nie jadę pierwszy?? :vis:
Pobocze, dokumenty do "szychy" w radiowozie. Koleś nic a nic nie gada po innemu. Coś tam marudzi o jakiejś dużej kwocie (kwoty rozpoznajemy po zakupach w sklepach :p). My mówimy, że za dużo, że to nie było specjalnie, że ja nie wyprzedzałem, że my nie rozumieć. A on nic, twarz pokerzysty i coś tam brzdąka pod nosem. No nic, Baran dzwoni do Hubiego, on gada po serbsku, to może się dogada.
Gość bierze niechętnie słuchawkę, coś tam znowu brzdąka do słuchawki i oddaje. Hubi mówi, że nic nie ponimaju. :Sarcastic:
Przechodzimy do ataku. Baran proponuje 50ojro (mandat na jakieś 200 :vis:). Koleś coś tam brzdąka znowu niewzruszony. Pokazuje palcem w dół. ZA MAŁO?? No chyba żartujesz!! 50ojro, za mało!?!?! Ty chciwa cholero....:mad:
Tak się pultamy dłuższą chwilę jak ryby w sieci. Wyciągamy w końcu portfele i wyjmujemy banknoty, żeby pokazać, że dużo więcej nie mamy. Koleś bierze 25 ojro, pokazuje palcem na mnie i Barana i mówi ok. :eek: To nie było za mało, tylko za DUŻO. :dizzy: A my głupie pipy nie załapaliśmy.:mur: Pakujemy się na moto i spadamy dalej. Chyba jest za ciepło, tak to napewno wina upału. :p

Wpadamy w kanion rzeki Morača. Jest zajefajny i wiedzie przez niego główna trasa.

25950

I robi się fajnie, mimo, że ruch spory.

25951
25952

Fajne kumulacje tuneli :Thumbs_Up:

25953

Ogólnie kanionik bardzo zacny, wysokie, prawie pionowe ściany (nie mieści mi się cały w kadrze ;)) , rzeczka w dole, tunele. Czadzik. :Thumbs_Up: :)

25954

cdn

majki
18.11.2011, 22:02
Wylatujemy z kanionu i się trochę wypłaszcza, ale nie ochładza.

26023

Stajemy w cieniu odsapnąć odrobinę. Tiry szumią na drodze, okolica nie za ciekawa, więc zwijamy się jak tylko Baran zrzucił balast. ;)
Jedziemy na Kolasin. Droga wije się serpentynami do góry co i rusz wpadając w tunele. Jest coraz fajniej. :drif:

26024

Tankowanko pod Kolasin, coś zimnego do picia i jedziem.
W Mojkovac odbijamy w lewo i wpadamy w kanion Tary.

26026

Fajna droga, pusta i można się zamyślić

26025

Dojeżdżamy do słynnego mostu nad Tarą, biorącego udział np. w "Działach Nawarony".

26027
26028

Robi skubany wrażenie

26029
26033

Widoki na dolinę Tary też są fajne

26030
26031

A wysokość można ocenić dopiero jak się coś rzuci do rzeki. Kamyk leci z 10sekund. Trafiłem w wodę dopiero przy 3 rzucie, nieźle znosi. No i ta turkusowa woda! :bow:

26032

Przeszliśmy most, pooglądaliśmy widoki i stragany z tandetą, wróciliśmy do motórów i zwijamy się dalej wspinać się po serpentynach pod Durmitor. :drif:
Odcinek od mostu w stronę Żabljaka jest też niczego sobie. Wogóle jak narazie traski są przednie. :Thumbs_Up:
Wyjeżdżamy na górę, się wypłaszcza, pojawiają się domki i kwatery, sporo samochodów. Zaczynamy poszukiwania lokum, bo na horyzoncie coś wisi i grzmi.:cold:
26034

Dojeżdżamy do Żabljaka, podjeżdżamy do jakiś pokoi gościnnych (prawie każdy dom oferuje noclegi). Pytamy o możliwości i ceny. Właścicielka pokazuję klitkę z jednym łóżkiem małżeńskim za 15E od łba za noc. Noł łej, nie będę spał z facetem w jednym łóżku i za to płacił. :umowa: Normalny pokój 20E. Spadamy dalej. Następne lokum, dwie młode dziewczyny, dobrze gadają po angielsku, pokazują pokój, niestety cena taka sama. Chcę czegoś tańszego, w końcu to góry. Wychodzimy i idziemy z buta szukać. Nagle jakaś babka do nas biegnie i coś woła. Okazuję się, że ma domek do wynajęcia. Oglądamy, jest łazienka, kuchnia, jadalnia, spora sypialnia z dwoma OSOBNYMI wyrami + drugie pietro. W domku jesteśmy tylko my. Mi pasi. Pytamy o cenę. 8E/noc/osobę. :eek:. BIERZEMY i to na 3 dni z góry!!
Pakujemy motóry na tarasik (wjazd trochu stromy, po trawie i sporym progu, ale dajemy radę i stoimy pod samymi drzwiami wejściowymi), wrzucamy bety do środka i zaczyna padać. Pierwszy i jedyny deszczyk na tym wyjeździe. ;)

26035

http://mapy.google.pl/maps?saddr=E65&daddr=43.1423527,19.2959647+to:Nieznana+droga&hl=pl&sll=42.831667,19.242554&sspn=1.234692,2.469177&geocode=FaI3iAIdUJcmAQ%3BFdBMkgId3G4mASn9Rz3JPERNE zHxoeXPe1Oy0g%3BFR1_kgIdqMIjAQ&vpsrc=0&mra=mru&via=1&t=h&z=9

Wreszcie jesteśmy w górach... :Thumbs_Up:

Cumuulus
20.11.2011, 22:38
:p Słabo się znamy kolego ;)
Kiedyś na tym forum Czarnogóra była nie lada wyczynem. Ale do dziś jest miejscem którego nie można nie odwiedzić :)

Spajki dawaj dawaj, wiecej foteeeeeek :at:

Ale mam nadzieję, że się kiedyś poznamy. Niestety prawie każdy kraj na południe od Węgier ma problemy z gospodarką śmieciową i na poboczach zbyt pięknie nie jest.

majki
21.11.2011, 00:36
Pada nie całą godzinę. Baran nie wytrzymał i poszedł na miasto w deszczu, Ja stwierdziłem, że zostaję. Chciałem odsapnąć, w deszczu mi się nie chciało łazić i chciałem też posiedzieć chwilę bez towarzystwa. Pojawiają się napięcia, przynajmniej u mnie.
Miejscówka jest fajna, pokoik też, wyro wygodne. :) Siedzę sam, słucham muzy, jestem w górach, jest ok. ;)
Przestaje padać i wrócił Baran. Zbieram się i idę na miasto.
Żabljak jest nie duży, jest market, mała stacja paliw, poczta, bank, jakieś knajpki, sklepiki. Taki klimat podgórski. Dużo ludzików z plecakami, trochę "odszczepieńców" z dredami. Ogólnie nie jest źle. Namierzam Tourist Info i idę popytać o możliwości szwędaczki. W środku młoda dziewczyna, dobrze mówiąca po anglijsku. Rzucam hasło: "jeden dzień, dwóch facetów chcących się zmęczyć w górach, szlak przynajmniej średnio trudny". Dostaję krótką odpowiedź: "Bobotov Kuk: najwyższy szczyt MNE, szlak średnio trudny, można podjechać na przełęcz, a z niej na szczyt są 3 godzinki dobrego marszu". Biorę to. :D Oglądam mapki i robię fotki, coś tam jeszcze dopytuję i się ewakuuję. Jeszcze zakupy i wracam na stancję. Barana niet, dostaję smsa, że jest gdzieś w okolicy i patrzy na góry.
Siedzę, coś tam przeżuwam i studiuję mapkę przed jutrzejszym dniem. Będzie trochę wysiłku, ale lubię to. Prawdziwe góry, 2523m.n.p.m. :D Wraca Baran, mówi, że góry są jednak "ostrzejsze" niż Tatry i że może być trudno. Nakreślam mu to czego się dowiedziałem i jak by wyglądał plan na jutro. Przytakuje. Więc idziemy jutro w góry. :Thumbs_Up:

26091

Rano się zbieramy, po raz pierwszy jadę w samych bojówkach i kurtce. Adrenalinka się już ujawnia. Do przełęczy mamy jakieś 10-12km, więc luzik. Niepokoi mnie trochę pogoda, wisi mgła i jest chłodno. Wyjeżdżając zaglądam jeszcze do IT, looknąć na mapę (na jedno wyjście nie opłaca mi się kupować mapy za 5E :p) i zapytać o pogodę: "jak wczoraj, raczej słońce, ale deszcz też możliwy". :dizzy: No cóż, góry, wszystko jest możliwe. ;) Baran w tym czasie się gubi, bo wygiął dzidę, zamiast poczekać przy IT. Wraca i jedziemy.
Wjeżdżamy do PN Durmitor. :D Napotykamy parę na motórach z Węgier. Coś się ociągają, więc ich łykamy. Droga wąska, coraz bardziej kręta idzie w górę. Mgła trochę ogranicza widoki.
Zatrzymujemy się przy jeziorku.

26092
26093

Po kilkunastu minutach dojeżdżamy do Przełęczy Sedlo 1907m. Parkujemy motóry na żwirku. Rozglądamy się po okolicy i szykujemy się do wyjścia. Podjeżdżają dwie bety na austryjackich balach. Zjeżdżają na pobocze obok nas i słyszę grzmotnięcie. Bawarskie cycki leżą na boku, a kierownik obok na glebie. Baran biegnie pomóc, a ja robię fotkę. :D Nie mogłem się powstrzymać. :hehehe: Zapewne hamowanie przednim heblem na żwirku.

26094

Atakuję nas koleś z biletami wstępu do Parku. Ulaznica kosztuje 2E, luzik. Nie ma żadnej budki, koleś siedzi w prywatnym samochodzie. Jak się ogarnąłem, to spakowałem kask do kufra i przepakowałem się na wyjście. Wtedy Baran wypalił z pytaniem czy nie zmieściłbym w kufrze jeszcze jego kurki moto, bo nie ma co z nią zrobić, a nie chce, żeby zmokła. Oczywiście jak mu rano mówiłem, żeby wziął swój kufer, stwierdził, że nie potrzeba, a kask schowa w worek foliowy. :dizzy: Akurat mój kask zajmuje cały kufer. Tym oto sposobem sam sobie dorzucił zbędnego ciężaru. :Thumbs_Down:

Ruszamy i już po chwili mgła się rozwiewa, robi się zajefajnie z widooookiem na okolicę. :drif:

26095
26096

Resztki mgły skrywają ostatki tajemnic

26097

...

majki
21.11.2011, 09:29
Idziemy szlakiem, ostro pod górę.

26122

Wchodzimy w wąski przesmyk na pierwszą przełęcz

26123

Stromo, nawet bardzo, momentami idę na czworaka i wcale się nie muszę do przodu pochylać.:) W pewnym momencie jest 2metrowa pionowa ścianka, na i tak w miarę pionowym podejściu. ;) Znajduję drogę, wspinam się i czekam na Barana, obmyślając jak dalej się wdrapywać tamtędy. Słyszę nagle jęk paniki: "co ja mam zrobić, przecież nie miało być tak trudno". No to się zaczyna...

26124

Pokazuję mu którędy wejść, ale dalej coś sobie nie radzi. Mówi, że się musi pozbyć plecaka, bo go przeważy. Ok. Wciągam plecak ekspanderem i już czuję dlaczego miałby go przeważyć. Waży kilka ładnych kilo (dwie kurtki, 2x1,5 wody i jakiś tam zbędny balast jeszcze :dizzy:). Biorę jego plecak i wyłażę z nim na przełęcz. Nie ogarniam po co mu tyle rzeczy, ale na szczęście nie ja to będę nosi, mam nadzieję. :p Ja mam mały plecaczek z camelbagiem, trochę żarcia i kurtkę do tego przypiętą, no i 0,75 wody w kieszeni w bojówkach. Wsio.
Idzie mi się dobrze, mimo, że w górach dawno nie byłem. ;)

Formacje skalne zajefajne, a ich różnorodność też niczego sobie. :)

26125

Krajobraz coraz bardziej surowy, dużo luźnych, sporych kamulców.

26126
26127

Po 1,5h lajtowego marszu dochodzimy do znaku na szczyt. Jeszcze drugie tyle.

26128

Widać go już od jakiegoś czasu. Przypatrując się podejściu widzę trochę małych, ruchomych punkcików na zboczu. Już widzę którędy będziemy iść. Chwilę to zajmie.
Co do szlaków, to są znakowane białą kropką w czerwonym kółku. Sęk w tym, że wszystkie szlaki mają ten sam znak. :dizzy: Czasem znaki są słabiej widoczne (z boku na kamieniu,zarośnięte), a ścieżki się rozchodzą w różne strony. Przeważnie jednak na skrzyżowaniu szlaków są strzałki na obiekt docelowy, więc można się odnaleźć całkiem dobrze. :Thumbs_Up:

Łapiemy oddech i atak.

26129

Z każdym metrem widoki są coraz lepsze

26130
26131

Dochodzę na przełęcz przed szczytem. Ludzie siedzą, odpoczywają lub szykują się do ostatniego podejścia. Widzę rodzinkę z ok. 12letnim dzieciakiem. Słyszę mowę ojczystą, więc zagajam jak daleko na szczyt. W odpowiedzi słyszę, "że już tylko kawałek, końcówka trochę ostrzejsza, ale do wejścia". Mówi mi to ok. 40-50 letni facet w trampkach, z żoną i dzieckiem.
Lajcik, myślałem, że będzie trudniej. :D

majki
21.11.2011, 10:09
5 min na przełęczy i ruszam dalej. Nie chcę się wychłodzić i wypadać z rytmu. ;) Baran gdzieś tam za mną zmierza.

Najpierw żwirowe osuwisko, później przechodzi w wąską ścieżkę po zboczu. Ruch jest, ale nie za duży.

26132

Chmury się fajnie przelewają przez skały

26133

W pewnym momencie ścieżka przechodzi w skalne półeczki idące po grani na sam szczyt.

26134

Czuję dreszczyk i fajny strzał adrenaliny. Atakuję bez zastanowienia. :D Fajne podejście, trzeba każdy krok obmyślać. :cool:

Jak jestem już na ścianie, dochodzi Baran i słyszę kolejny lament: "ja tam nie idę, się zabić można, bez zabezpieczeń? Przecież to niebezpieczne itp." Odpowiadam, ze jest lajcik i można spokojnie iść. Baran dalej swoje. Stwierdzam, że nic na siłe, ale ja idę, a on niech robi co chce.

Ta osoba w niebieskim to starsza Pani, oczywiście Polka, która schodziła z góry. Więc luuuzik. :D Proszę Panią, żeby przekazała koledze, że da się tam wejść bez problemu. Później słyszę tylko jak odmawia. :oldman:

26135

Cóż, włażę sam. :)

26136

No i jest...najwyższy szczyt Czarnogóry, wyżej już w tym kraju nie wlezę. :rolleyes:

26138

Jest skrzynka z księgą pamiątkową i pieczątką.

26137

Dokonuję stosownego wpisu o wyższości afrykanerów nad transalpowcami :hehehe:, przybijam pieczątkę na bilecie i podziwiam widoki. :D

26141

26140

Na szczyt dochodzi grupka Słowaków, których widziałem na przełęczy pod szczytem. Słyszę jak mówią o Polaku co siedzi pod szczytem i nie chce wejść. :haha2:

26139

Siedzę na szczycie, wcinam wafelka, zagryzam jabłkiem, myślę o różnych rzeczach, patrzę na okolicę i się czilałtuję. Bez napinki, dobre motto. ;) :Thumbs_Up:

26149
26150
26151

Widoki są tylko na jedną stronę, bo z drugiej przelewa się chmura. Na szczęście aparat ma samowyzwalacz, żeby sobie zrobić fotkę na szczycie. :)

26152

Po jakiś 30min, mokra chmura przelewa się w końcu przez szczyt, więc trzeba się zwijać.

Zejście idzie mi dużo szybciej i jakoś tak na luzie pełnym, skaczę jak kozica. :cool: Szybko doganiam Słowaków, którzy ruszyli kilka minut wcześniej :D

26153
26154

Na przełęczy widzę Barana, mijam go i informuję, że idę na dół...

rambo
21.11.2011, 10:24
Ten Baran to jakaś wysokogórska odmiana gatunku ;)
Czarnogórska :p

majki
21.11.2011, 10:28
No właśnie niezbyt wysokogórska, raczej nizinno-pagórkowa. :p

rambo
21.11.2011, 10:44
No właśnie, a się na tygrysa rzuca :p :D

majki
21.11.2011, 10:53
Ano :hehehe:

lena
21.11.2011, 10:58
No pięknie Panie, pięknie...aż żal patrzeć,że się zima za oknem robi.

Dzieju
21.11.2011, 10:59
Fajne wejście.
Jak właziłem na Mitikas ( najwyższa w Grecji ) też końcowe paredziesiąt metrów trzeba było się czepiać prawie pionowej skały.
Na szczycie również księga była.

majki
21.11.2011, 11:26
Znowu mi się pojawia myśl: "po co się włazi na góry...:Sarcastic:"
W dół się idzie szybko, pewnie dlatego, że mam długie nogi. :D Doganiam i wyprzedzam większość osób, które ruszyły sporo wcześniej. ;)
Na dole już wcześniej mnie intrygowały resztki zostawione na skale...czy to specjalnie czy przypadkiem??:rolleyes: Ale nie sprawdzałem czy smaczne, jakby co... ;)

26165

Idziemy dalej w stronę motórów zostawionych na przełęczy.

26166

Ostatni rzut oka na Bobotova, fajna górka

26167

Skały jak czesane grzebieniem

26168

Po drodze korzystam jeszcze z bardzo rześkiego źródełka w skale. Ożywcza woda ląduje w butelkach, na karku i paszczy. Mniodnie. :) Baransky nagina dalej nie czekając.

Widzę już przełęcz i motóry. Jeszcze tylko ostatnie, strome zejście i koniec łażenia po górach. :(

26169
26170
26171

Po dotarciu na "parking" zrzucam buty i skarpety i łażę na bosaka po "alpejskiej" łączce. Stopy są mi wdzięczne. ;)

26172

Dochodzi Baran, którego wyprzedziłem na ostatnim zejściu. Siada niedaleko. Tak siedzimy chwilę, a potem pyta co planuję dalej? Odpowiadam, że narazie jest czilałt w :Sun:, a potem się zobaczy, bo dzień jeszcze młody (ok. 17). Po kolejnej chwili stwierdza, że wraca do Żabljaka i może pojedzie nad Czarne Jezioro. Oddaję klucz i nie zatrzymuję.
Kontempluję dzisiejszy dzień w spokoju. :cool:

Szlak był taki jak go dziewczyna w IT opisywała, dość trudny, ale bez przesady. Zajął mi ok. 3h w górę i jakieś 2h w dół. Jak dla mnie bomba. :)

Na koniec trzaskam jeszcze mała sesyjkę Afry u progu szlaku.

26173
26174

No i to jeszcze nie koniec mojego dnia. Ale o tym później. :)

jacoo
21.11.2011, 21:15
Dokonuję stosownego wpisu o wyższości afrykanerów nad transalpowcami :hehehe:,


u grzebiesz w bombie....:vis:

fajna relacja wiec nie ociągaj się plisssssss:Thumbs_Up:

majki
21.11.2011, 22:14
u grzebiesz w bombie....
Eee tam, znajdź mi wyższego transalpowca ode mnie (195cm). :hehehe: :osy:
W tamtej chwili też byłem wyżej niż przedstawiciel TA. :D

Następna część się szykuje. Ale może mi to chwilę zająć. ;)

majki
23.11.2011, 10:52
Tak sobie leżę na trawce, patrzę na góry, słońce przygrzewa. Fajnie jest. Ale ile można tak leżeć? :p Przecież jestem w Durmitorze, wachę mam, czas też, no i chęci się znajdą. :D Po jakiś 20min się zbieram. Płoszę z lekka turystów i wyginam dzidę w głąb parku. :at:

26190

Asfalt dobry, kręci się strasznie. :drif: Połykam kolejne kilometry, łeb mi się mało nie ukręci od tych widoków, a tu jeszcze trzeba patrzyć pod koło i w dal co się dzieje na trasie, bo ciasna dosyć mocno. :dizzy:

26191


Na szczęście o tej porze ruch nie jest za duży, ale ślepe winkle na skraju skarpy wymuszają czujność. :umowa:

26192

Na drodze potrafi też być piach, żwirek, kamienie, odchody, właściciele odchodów...

26193

Ale nic to, jedzie się wyśmienicie. Chłonę całym sobą okolicę i normalnie zbieram szczękę z gleby niemal za każdym zakrętem :drif: :bow: :Thumbs_Up:

26194

Tak sobie jadę, cykam fotki, to i pomyślałem, że nakręcę filmik. A tu zdziwko. Bakterie w aparacie się kończą definitywnie. No przecież nie odpuszczę takiej okazji: Durmitor przy zachodzącym słońcu, prawie bez turystów, no i jeszcze jadę na lekko. ;) Mapa w łapę i patrzę gdzie by tu zanabyć prund w paluszkach. Oczywiście w tej okolicy prawie nic nie ma. Widzę miasteczko Trsa tuż przy parku, na mojej trasie. No to naginamy. Tam musi być choćby kiosk. :rolleyes:
Wyjechałem z Parku, górki się kończą, ale łeb się nadal kręci niemal dookoła, aż ciężko się na drodze skoncentrować. :dizzy: Mijam jakieś pojedyncze domki, czasem jest ogłoszenie o sprzedaży sera, jakiś inwentarz żywy się plącze. Jest Trsa. W mieścince są ze trzy domki i jakaś knajpka, ale sklepu nie namierzam.:Sarcastic: Przed knajpką stoi kilka motórów (LC8, R12gs), kilka terenowych Landków, jakieś kłady.

Szybka ocena sytuacji i wyginam dalej, pojadę do Plużine na dole. Tam na pewno będzie sklep. Co z tego, że to kolejnych kilka km dalej. Jest piknie. :) Naginam dalej, bo słońce już zaczyna się zbliżać do horyzontu. Dziiida. :D Teren wchodzi w las i zaczyna się obniżać, wracają serpentynki. Nagle zaczynają się też tunele.

26195

No i znowu mnie widoki rozwaliły na łopatki. :bow: Droga kręta jak świński ogon, tunele wykute w skale na zboczu góry, widok na jezioro Pivskie w dole. No normalnie jestem w raju. :eek: Banan na pysku chyba mi się kończy gdzieś przy potylicy. :D

Zjeżdżam na poziom jeziora, wyjeżdżam z tunelu i atakuję Plużine. Od przełeczy Sedlo minęło jakieś 38km, ale jakich kilometrów. :dizzy: Sklepik, biorę bakterie, coś do picia i coś słodkiego. Jest super. Ludzie się dziwnie patrzą, wychodzą ze sklepów, nie wiem o co kaman, bo wyglądam całkiem normalnie. :rolleyes: I nawet starałem się tszody nie robić w mieście, a to, że się trochę spieszę i jestem nabuzowany energią to co innego. :d Hopsa z krawężnika i dziiiida spowrotem. Bakterie załadowane, można nagrywać. ;)
Jeszcze tylko rzut okiem na Pivsko Jezero

26196

Na wprost, na/w górze widać gdzie się będę za chwilę wspinał :drif:

26197

i znowu wpadam w tunel na górę. :Thumbs_Up: :at: :drif:

4Myd9yi-lhA

Nawrotki w tunelach, w zupełnej ciemnicy, jak się wpadało ze słońca to NIC nie było widać, normalnie czarna d.....ziura, a tu trzeba po winklu jechać. :eek: I te skrzyżowania w tunelach, normalnie czaaaad. :Thumbs_Up: :)

Wyjeżdżam znowu na górę. Naginam w stronę Durmitoru. Ruch już prawie żaden, no i bardzo dobrze. :D Doganiam przed Parkiem 3 terenówki z turystami. Cięęężko było ich wyprzedzić, mimo, że próbowali mi robić miejsce. Jak się udało, to uciekłem kawałek i zrobiłem szybki postój na włączenie aparatu.
No to teraz się zacznie (trochę długie te filmiki, ale nawet nie mogłem ich obciąć, bo nie było z czego :rolleyes:).

KTgtab2OIVc

51iibvEZfRE

Jakość szałowa nie jest (musiałem je skompresować, bo trochę dużo ważyły i bym je uploadował chyba tydzień :(), ale jak na aparat za 200zł to jest cacy. ;) Nagrałem praktycznie cały przejazd przez Durmitor. Leciałem oporowo (max ponad 80km/h), teraz już była tylko koncentracja na drodze. :at: Samochodów prawie nie było i dobrze, bo czasami przeginałem.:oldman: Na szczęście dobrze widać trasę w dal, więc można za wczasu zobaczyć co się zbliża, przeważnie. :rolleyes: Widziałem samochody, które wypadły z trasy, ale jakoś mnie to nie ostudziło. :p
Do Żabljaka dojechałem po ciemaku. Nawet mi nie przeszkadzała wizja spotkania z Baranem...

Dzień był szałowy, byłem tak naładowany energią, że aż mnie nosiło. Usiedzieć nie mogłem. Wlazłem na najwyższy szczyt MNE, a potem jechałem najlepszą trasą jaką w życiu na motórze pokonałem. Jak narazie THE BEST. :drif: :D :bow: :Thumbs_Up: :blues: :eek: :at:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=43.125,19.10955+to:43.1801773,18.9268857+to: Nieznana+droga&hl=pl&ll=43.146088,18.983688&spn=0.339165,0.529404&sll=43.12805,19.038277&sspn=0.169633,0.264702&geocode=FVOMkgIdwrwjAQ%3BFQgJkgIdrpYjASl_O5UJkT5NE zF0ZM6Bg22zCQ%3BFZHgkgIdJc0gASmhq-6r9CNNEzHtQyjRI6Yj9Q%3BFUV9kgIdeIofAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=1&sz=12&via=1,2&t=m&z=11

A dalej będzie tylko lepiej. ;)

baggins
23.11.2011, 12:07
:lukacz:

Gawron
23.11.2011, 12:14
Nawet mi nie przeszkadzała wizja spotkania z Baranem...



Malzenskie fochy? ;)

Dobrze zapodajesz.
Nie rozleniwiaj sie jak Lena! :D

Mech&Ścioła
23.11.2011, 12:20
Dzięki za przygotowywanie tej relacji dla nas.
Bardzo fajnie się czyta!
Nie ociągaj sie zbytnio:)

PS. Niejednokrotnie, miedzy wierszami można wyczytać, że raczej kiepsko się dobraliście na wspólny wyjazd:mur: No cóż, bywa...
"Nawet mi nie przeszkadzała wizja spotkania z Baranem..."

Edit: Zbyt długo ociągałem się z odpowiedzią i niezauważyłem powyższego postu

rambo
23.11.2011, 12:24
Ano da się odczuć :o
Nie wiem co gorsze.
Dobry kompan i zły moto
Czy dobre moto i zły kompan :dizzy:

majki
23.11.2011, 12:43
Fajnie, że czytacie i nie jest tak źle jak się obawiałem. :)
Piszę dla Forum, ale także dla siebie. Fajnie jest przeżywać drugi raz wyjazd, szczególnie siedząc i się nudząc w rabocie. :D

Malzenskie fochy?
Ano tak jakby, dobrze, że nie zgodziłem się na to małżeńskie łoże w Żabljaku. :haha2:

Dobry kompan i zły moto
Czy dobre moto i zły kompan
Wolę dobre moto, ale o tym później. ;)
Oczywiście najchętniej dobre moto i dobry kompan. Ale tak to chyba tylko w erze...upsss, ery już nie ma...:p

wojtekm72
23.11.2011, 22:59
A Baran pisze coś na forum "transa" ??, bo mnie również tak miło się czyta i ogląda Twą relację że na następną wyprawę poszukam kotka:D a nie tygrysa / Kici , bez obrazy - to się nie tyczy Ciebie tylko kotki :hehehe:

ofca234
23.11.2011, 23:14
Ech.. opiedolił by człowiek talerz kalmarów albo pljeskavicę :drif:

ba

http://moto.elban.net/wp-content/uploads/2011/09/IMG_5847-225x300.jpg

http://moto.elban.net/wp-content/uploads/2011/09/IMG_5767-300x225.jpg

:)

rambo
23.11.2011, 23:57
Zbanować go !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :dizzy:

Skandal !!!!!!!!!!!!!! :dizzy:

majki
24.11.2011, 11:43
A Baran pisze coś na forum "transa"
Z tego co mi wiadomo to nic nie pisze.

Tak więc, jak widać, dobraliśmy się słabo. Znałem Barana trochę wcześniej, coś tam razem jeździliśmy. Wiedziałem, że mamy "lekko" inną filozofię jazdy, jeszcze jak miał TA. Ale miałem nadzieję, że się uda. Poza tym za dużego wyboru nie miałem. :rolleyes: To co tu opisuję to jest to co się działo we mnie, mój punkt widzenia. Miałem nawet jakieś myśli czy by się nie rozdzielić, szukałem na mapie pomysłu co i jak ogarnąć dalej samemu. Ale to były tylko pomysły, ewentualności. Nigdy też nie mówiłem, że jestem łatwym człowiekiem, bo nie jestem. :p Nie zrzucam tu na nikogo winy. Poprostu wzajemne relacje nam się nie układały za bałdzo, nie zgodność charakterów, itp... :umowa:

Podjechałem do chaty. Zaparkowałem na tarasie. Teraz będzie uszczypliwa dygresja o owym tarasie. :hehehe: Na taras trzeba było wjechać kawałek ze żwirkowej koleiny po trawiastej górce/skarpie. Na końcu czekał dosyć wysoki krawężnik (próg tarasu). Jak się człowiek zawahał to było po temacie.

26220

Afra mi się ładnie wgramoliła z całym dobytkiem i nic się nie stało. Baran wybrał lekko inny wjazd i też w końcu go tam wciągnęliśmy. Następnego dnia rano trzeba było zjechać spowrotem. Odpaliłem Afrę, ruszyłem i na stojaka zjechałem bez problemu. Baran za to spietrał i sprowadzał tigra po tej trawie. Stwierdził, że więcej tam nie wjeżdża, bo to niebezpieczne i będzie zostawiał motór na drodze. :dizzy: Jak woli. Afra za to polubiła tam parkować. :lol8:

Wszedłem do naszego dobytku, nadal byłem ujarany wrażeniami dnia całego. :smoking: Entuzjazm mój był o dziwo ponadprzeciętny. :blues: Jak jeszcze zobaczyłem, że filmiki się nagrały dobrze i sobie pooglądałem to już wogóle odpłynąłem. :D Coś tam zacząłem Baranowi pokazywać i opowiadać. Ale jakoś specjalnie się nie zainteresował. Siedział w domku z browcem. Wcześniej był nad Czarnym Jeziorem i mówił, że nic specjalnego. Tak więc dalej kontemplowałem dzień po swojemu, czyli samemu sobie. :p Wziąłem się za planowanie dnia następnego, póki jeszcze emocje nie opadły. Polookałem na mapie i wyszło, że jutro chyba znowu odwiedzę BiH. Wyszukałem sobie jak najbardziej boczne drogi, pętelkę zaplanowałem tak aby cały dzień zajęło. Jak już plan mi się klarował przedstawiłem mą wizję "współtowarzyszowi". W odpowiedzi usłyszałem, że 250km to za dużo na dzień i on chyba nie pojedzie. Nie namawiałem, bo mi to nawet było na rękę, bo trasa zapewne będzie leciała offem trochę. :p

Tak więc kolejny dzień mam solo. :at:
Rano się zebrałem nie nerwowo, spakowałem najpotrzebniejsze graty, zjechałem z tarasu :p i ruszyłem w stronę mostu na Tarze. Po drodze zajechałem jeszcze do IT zapytać czy wybrane przeze mnie przejście graniczne działa/istnieje? Nawi mi tej trasy nie widział, ale to nie było nic nowego, bo AutoMapa słabo obsługiwała tamte rejony. MNE jeszcze jako tako, ale BiH, Alb to porażka, ledwo główne drogi były. Po konsultacji ze "starszyzną" dostałem info, że przejście jest i powinno być ok, ale droga jest już nie jest ok. Na to odpowiedziałem, że droga jest zapewne właśnie jak najbardziej ok, podziękowałem i wygiąłem dzidę. :at: Najpierw znowu na dół, nad most, fajnymi serpentynkami po niezłym asfalcie, więc się trochę rozgrzałem. Kilka motórów minąłem więc coś tam jeździ, mimo, że mało nas widać. Dojechałem do mostu, ale tym razem przejeżdżałem po nim na drugą stronę. Kierowałem się na Pljevlja, a dalej na granicę niedaleko miejscowości Sula.

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=43.395927,19.031303&hl=pl&ll=43.272206,19.252167&spn=0.676927,1.058807&sll=43.393074,19.053125&sspn=0.042224,0.066175&geocode=FbJ-kgId5LojAQ%3BFVcrlgIdB2UiAQ&vpsrc=6&mra=pr&t=h&z=10

Do Sula jest asfalt, całkiem fajna droga. Momentami nudna (od mostu do Pljevlja szczególnie :spac:), ale daje radę. Nawi mi już nic nie pokazuje od dłuższego czasu, więc po drodze parę razy łapie mnie wątpliwość czy dobrze jadę. Używam jej tylko do określenia w którą stronę jest granica. Jak mam niepewność gdzie jestem to patrzę na zwykła papierową mapę (ta o dziwo nie kłamie :p). :Thumbs_Up: Za Sula zaczyna się szuter i za chwilę jest rozjazd. Nie wiem którędy i nie chce mi się błądzić bez sensu, więc pytam jakiegoś autochtona którędy na Bośnię. Uzgadniamy zeznania i jadę dalej.
Tak wygląda droga do przejścia granicznego :drif:

26203

Mijam jakąś fabrykę/zakład i zmierzam do granicy. Dróżka trochę zorana ciężkim sprzętem, ale mi tego właśnie brakowało. Podbijam pod szlaban po środku niczego. Jest też mała budka i dwóch pograniczników.

26204

Wychodzą lekko zdziwieni kto ich niepokoi w ten piękny, gorący dzień. ;) Daję dokumenty, chwile gadamy "skąd przybywam", "dokąd zmierzam", "że samemu", itp. Całkiem przyjaźnie, wszystko na luzie i z uśmiechem. :Thumbs_Up: Żegnam się i jadę dalej. Bośnia wita mnie opuszczonym przejściem granicznym i otwartymi szlabanami.

26206
26207

No niby otwarte, niby w nowych kontenerach nikogo nie ma, niby okolica pusta, a Czarnogórcy mnie puścili bez problemu, ale i tak mam pewne zawahanie czy przejechać na luzie czy poczekać aż ktoś wróci/przyjdzie? :dizzy: W końcu to Bośnia, a posterunek nie wygląda na opuszczony... czekam chwilę, cykam fotki, łażę po okolicy i stwierdzam, że nie ma co się pieścić. Jakby co to się będę tłumaczył, może nie zastrzelą. ;)
Jadę dalej, droga idzie w dół i wpada w las. Jakość wcale się nie poprawia. :D :at:

26213
26208

Widoki jak w Beskidzie

26209

Jadę tak dłuższą chwilę, droga cały czas idzie w dół, a na horyzoncie nie widać za bardzo cywilizacji. Jest dobrze, kierunek prawidłowy (w sumie jedyny, bo droga się nie rozwidla nigdzie ;) ), traska fajna. :) Po ładnych 10-12km trafiam na posterunek przy drodze. Tak więc jednak kontrolują, tylko im się nie chce pewnie dymać tam na górę. :p
Przedemną stoją 4 cytryny Dyane, pooklejane hasłami o Maroku w poszczególnych latach, niektóre są nawet w pustynnym malowaniu. :Thumbs_Up:

26210

W każdym jedzie para starszych Francuzów, których spotykam w budce policjantów. Niestety oni tylko po swojemu nawijają, to coś tam pogadałem z pogranicznikami po angielsku. Znowu standardowy zestaw pytań, podobny jak na górze. ;) Francuzi kończą szybciej kontrolę i odjeżdżają. Usłyszałem jeszcze coś tam o Africa Twin, więc się orientowali w temacie. :) Po chwili i ja jestem wolny. Dopytuję jeszcze którędy na Foczę i ruszam w "pościg" za cytrynkami.
Dochodzę ich po dłuższej chwili, nieźle poginają po tej żwirkowej drodze. :Thumbs_Up:

26211

Zjeżdżają do boku i jakoś sukcesywnie ich łykam po kolei. Macham łapą i jadę dalej przodem.

26212

Później już ich nie widziałem mimo, że kilka km dalej ucinam sobie pół godzinną gadkę z napotkanymi Słowakami na dwóch endurakach.

26214

Starszy facet na XL 600 i młodszy chłopak na BIGu. Przywieźli motóry na przyczepce za Polonezem Truckiem ;) do znajomego w Belgradzie i od tamtej pory walą offem na BiH/MNE. :drif: Przeszyła mnie myśl, żeby się przyłączyć, ale jak mi powiedzieli po jakich trasach jeżdżą i jak czasem mają problem żeby się przebić na kostkach, to z żalem odpuszczam. Moje szosówki nie dają za dużych szans poza szutrem... :mur: :Thumbs_Down:

26215

Gadamy dłuższą chwilę, ja po swojemu, oni po swojemu i się rozumiemy całkiem dobrze. ;) Wymiana poglądów o oponach, o enduro, offach, życiu, jeździe solo, itp. Jest miło. :)
Żegnamy się, fotka na koniec i jedziemy w swoje strony. Oni do góry, ja na dół. Dojeżdżam do miejscowości Foca. Postój w cieniu, mały popas, rzut oka na mapę i jadę spowrotem na MNE, teraz już ancfaltem. :Sarcastic:. Z Foczy na Brod i potem na przejście w Śćepan Polje.

Droga międzynarodowa :eek:

26216

Dobrze, że TIRów nie ma :rolleyes:

26218

26217

Asfalt potrafi być wycięty za winklem na przestrzeni kilku metrów i wysypany luźnym żwirem, więc trzba się nieźle spiąć, żeby się nie zagapić. :umowa: Puszki też się trafiają i lubią mocno ciąć zakręty (ale to na całych Bałkanach zaobserwowałem :dizzy:)
Dojeżdżam do przejścia granicznego. Już bardziej cywilizowane. Granicą jest rzeka, przez którą prowadzi taki o to mostek:

26219

Deski chrzęszczą pod kołami i jestem znowu w Czarnejgórze. :)

cdn...

majki
24.11.2011, 14:11
Jestem ponownie w krainie Ojro. I wkraczam w Kanion rzeki Pivy.

26224

Droga też się normalizuję do dwóch wymalowanych pasów i nawet odrobiny pobocza

26225

Trasa pnie się po zboczu kanionu z lewej strony rzeki.

26226

W pewnym momencie jest mostek nad rzeką (oczywiście wypada się z tunelu). :drif:

26227

...i wjeżdża się w następny

26230

Z którego rozpościerają się super widoki na rzekę i kanion :bow:

26228
26229

Mała kryptoreklama mego brata :D

26232

Dalej będę jechał w tamte dziury. :)

26231
26233

Ruszam dalej w szereg tuneli (z jednego w drugi :dizzy:) i dojeżdżam do tamy, która tworzy Pivskie Jezero

26234

Niestety ochroniarz mnie od razu przegania: "NO FOTO!! to nie atrakcja turystyczna, proszę odjechać".:Sarcastic: Więc jadę, ale nie na Plużine, tylko drugą stroną jeziora.

26235

Wg mojej mapy papierzanej powinna być konkurencyjna dróżka z drugiej strony. No i jest, przynajmniej narazie. Znowu kręto, ciasno, tunele, widoki. No i ten TURKUS. :Thumbs_Up:

26236
26237

Dojeżdżam do miejscowości Mratinje. Dróżka coraz węższa i idzie zakolami do góry, mijając kolejne domy. Naginam, naginam, coraz wyżej i już czuję, że nie do końca tak miałem jechać. Zaraz to przejadę przez te góry dookoła jeziora. :dizzy: Domki się skończyły, asfalt też, za to pokazał się rozjazd i dwa kierunkowskazy na jakieś okoliczne szczyty. Oj to chyba nie tędy, a już na pewno nie na szosówkach i samemu. :(

Nagle ktoś wychodzi zza winkla i coś do mnie woła. Młody facet podchodzi i zagaja po angielsku "co ja tu robię, gdzie jadę i czy potrzebuję pomocy?" Mówi, że usłyszał motór, sam jeździ więc wyszedł zobaczyć któż to mu pod chałupę podjeżdża. ;) Pytam się o możliwość przejazdu w moim kierunku i pokazuję mapę. Chłopak patrzy, myśli i zaprasza mnie do siebie, bo sam nie jest pewien. On jest Serbem z Belgradu i przyjechał tu do rodziny. Oni będą wiedzieć. :Thumbs_Up:
Podjeżdżam do domku ze 200m i gramolę się za Alex'em do jego chałupy. Dostaję szklankę wody, a Alex dopytuje kuzyna i starszyznę o możliwość przejazdu. Się okazuje, że ta dróżka którą chciałem jechać zapewne jest, ale pod wodą, a jak by coś takiego istniało to raczej dla kóz z pasterzem, a nie motóra, nawet enduro. No cóż trzeba będzie, jak wszyscy, główną na Plużine. :Sarcastic:

Gadam jeszcze chwilę z Alexem. W między czasie pojawia się jego narzeczona z babcią. Obie są niezmiernie zdziwione, jak na takim "zadupiu" się spotkaliśmy. Oboje przyjeżdżają tu na wczasy co roku, a ona do tego ma niedługo ważny egzamin i się uczy, a Alex chętnie by się poszwędał po okolicy z kimś na motórze. :rolleyes: Opowiada mi o swojej Aprilli Pegaso Trail, trasach w Serbii i MNE, zaprasza do wspólnej jazdy jak bym miał chęć i czas, daje namiar kontaktowy na siebie i się żegnamy, bo słońce już powoli opada, a ja mam jeszcze kawał drogi. Bardzo pozytywne spotkanie :Thumbs_Up:, niespodziewane jak zawsze. :)

Zjeżdżając w dół podbijam nad samo jezioro. Widziałem tam możliwość zjazdu jak jechałem wcześniej.

26238

Jest duży, wybetonowany plac.

26239

Tak sobie łażę i oczywiście podkusiło mnie, żeby zjechać nad samą taflę jeziora. Widzę, że się da, no to ja nie pojadę? :p
No i pojechałem, ale nie za daleko...

26240

Dobre 20min się wypychałem z tej lepkiej, śliiiiiskiej mazi. Zasysało straszliwie. :mur:

26241

Trochu mnie wypompowało, ale przynajmniej coś się dzieje i jest adventure. :cool:
Przynajmniej wju jest fajny

26242

Na brzegu leży barka, kiedyś podobno pływała po jeziorze wożąc turystów. Teraz wrasta w nabrzeże, a szkoda, bo to mogła by być fajna opcja.

26244

Lekko zmachany wsiadam na krówkę i spadam na tamę, żeby tym razem już pojechać dobrą stroną jeziora.

26243

No i jadymy wzdłuż wielkiego turkusu, znowu w kierunku na Durmitor... :drif:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=E762&daddr=Nieznana+droga+to:43.2621556,18.8132851+to:E 762&hl=pl&ll=43.262206,18.83606&spn=0.33852,0.529404&sll=43.247829,18.823528&sspn=0.08465,0.132351&geocode=FX1ylQIdFZEfAQ%3BFdYglAIdSxAfAQ%3BFcsglAId ZREfASnRRlq-8idNEzHcTbgSwcvefA%3BFYnSkgIdWrIfAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=2&sz=13&via=2&t=h&z=11

cdn...

Ronin
24.11.2011, 14:39
:lukacz:

Borewicz
24.11.2011, 15:14
Czytamy, czytamy...szkoda, że z Baranem tak wyszło. trzeba było pójść na dużą wódkę, z reguły to pomaga ;)

majki
24.11.2011, 15:19
Plan na dzień dzisiejszy obejmował trasę:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=E762&daddr=42.90015,19.04698+to:Trasa+8+to:Nieznana+dro ga&hl=pl&sll=43.178143,19.043427&sspn=0.677972,1.058807&geocode=FX1ylQIdFZEfAQ%3BFbaajgIdRKIiASm9VVOXAQ9NE zGGeCdKMnd4uw%3BFUB2kgId9tojAQ%3BFS4YlgIdqf0iAQ&vpsrc=0&mra=dpe&mrsp=1&sz=10&via=1&t=h&z=10
plus odcinek w BiH do Foca i potem na Hum, którego Gógle nie chce wyznaczyć.

Niestety/stety zdarzenia z dnia wymusiły skrócenie trasy i powrót przez Durmitor. Lecz wcale źle mi z tą myślą nie było. :D
Podziwiam jezioro, pokonuję kolejne tunele i się jedzie.

26245
26246

Dojeżdżam do drogi na Trsę, którą wczoraj 2razy latałem i bez namysłu wbijam w ciemny tunel. I od nowa serpentyny po ciemaku. :D

26248

26247

Wyjeżdżam na górę znowu przy zachodzie słońca. Dziś jest bardziej przejrzyste niebo, więc i panoramki są fajniejsze.

26249

Lecę przez Durmitor i ponownie jest super.

26250

26251

26252

Po drodze jeszcze dostałem info od Barana, że "przy drodze Savnik-Żabljak stoją smerfy i łapią. Info kosztowało 10ojro. :)"

Żabljak znowu atakuję wieczorem, ale inną drogą niż Baran ostrzegał. Szybkie zakupy w markecie i piekarni z tłumem :drif: turystów i wracam na stancję. Dzień był b. udany, przynajmniej narazie...

Baran siedzi w domku, jakiś lekko niewyraźny. Następuje zdawkowa wymiana doznań dziennych. Ale atmosfera jest sztywna.
No i wtedy "współtowarzysz" wypala ze stwierdzeniem: "Majki, czuję się podle, ale niestety muszę wracać do Wawy. Wyszły mi jakieś nie przewidziane wydatki, w związku z tym nie mogę zostać...bla, blaaa, blaaaaa".
Lekko mnie przytkało, ale nawet nie zareagowałem, w końcu sam gdzieś miałem takie myśli, ale pewnie bym się nie odważył tego zrobić. Poza tym nie zostawił bym drugiego członka wyjazdu samego, no chyba, że byśmy to ustalili wcześniej. :dizzy: Od razu pomyślałem sobie o Alex'ie, zacząłem na szybko składać do kupy to co wcześniej obmyślałem, rozważać różne wersje zdarzeń, ważyć za i przeciw, itd. Z zewnątrz raczej nie dałem po sobie nic poznać. Zapewne pomogło to, że bardzo dobrze mi się jeździło samemu przez ostatnie 2 dni. Nie miałem w planie go prosić, żeby został, a tym bardziej wracać z nim. :vis: Tak chce, jego decyzja. Nie dam sobie zepsuć wyjazdu, no przynajmniej nie za bardzo. :oldman:


W ten oto sposób tytuł powinien się zmienić w "Bałkan trip, solo". ;)
Ale spokojnie, będzie dobrze... :D :at:

majki
24.11.2011, 15:21
szkoda, że z Baranem tak wyszło. trzeba było pójść na dużą wódkę, z reguły to pomaga
Wiesz CU, ale ja nie piję. Tak wogóle. ;) Może to był problem... :p

Dzieju
24.11.2011, 15:30
Potwierdziło się że zanim wyruszymy z kimś gdzieś dalej warto zrobić parę krótkich trasek co by poznać człowieka.

majki
24.11.2011, 15:35
Wg mnie nie krótkich. Raczej trzeba się sprawdzić na dłuższą metę. Z Baranskim coś tam jeździłem wcześniej.
Poza tym nie ważne, nigdy nie ma pewności co się stanie przy dłuższym pobycie. Jest kilka osób, z którymi bym w ciemno pojechał i raczej nic takiego by się nie wydarzyło. Ale tu była inna sytuacja.

A może fucktycznie miał wyższy powód...nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem... :rolleyes:

Borewicz
24.11.2011, 15:41
Potwierdziło się że zanim wyruszymy z kimś gdzieś dalej warto zrobić parę krótkich trasek co by poznać człowieka.

Nie do końca, zależy od osobowości uczestników. W tamtym roku pojechałem na 2 tygodnie do Rumunii z kolesiem, którego dopiero poznałem, w dodatku on na GS 800 :mur: i do tej pory jesteśmy kumplami, chodzimy na imprezy i robimy tszode na mieście. Wyjazd był zajebiście udany, ale ja tam nie kłótliwy jestem :D
Żeby nie było OT, dawaj dalej Majki.

baransky
24.11.2011, 18:24
Majki, ale ty to jesteś zajebisty!!! Nie to, co ta ciota z Tigera!

Zgadzam się, należy mądrze wybierać kompana do podróży.

Np. żeby nie przeinaczał faktów ani wypowiedzi obrabiając dupę za plecami.

Tak, wiem od ludzi, że to robisz. Mam nadzieję, że każdy weźmie to pod uwagę wybierając się z tobą na wyjazd.
Cóż, widocznie jak się ma małego ch... to trzeba się dowartościować inaczej. Zgaduję, nie sprawdzałem.

Musiałem wrócić wcześniej z przyczyn wyższych - nad czym ubolewam i była to moja pierwsza taka sytuacja w życiu.

ALE ani nie zostawiłem cię ani w potrzebie, ani bez słowa.
Wiadomo, że jak jedzie się razem to i wraca razem.
Wtedy jednak sam (sądząc po wypowiedziach) miałeś to w dupie, 'bo poznałeś zajebistych Serbów ofrołdowców,
pewnie nawet lepiej będzie wam się latać dalej razem bo dzidują ostro po terenie (a my już i tak 2 dni latamy osobno)
i wszystko jest jak najbardziej, totalnie wporzo'.
Więc jak było wporzo, to po cholerę grasz teraz pokrzywdzonego na forum? Goń się!

Korci mnie, by dla odmiany napisać podobny wątek na temat tego wyjazdu, wylewając pomyje na twój temat na swoim forum.
Ale szkoda mi czasu na takie gówniarskie podchody jak w twoim wykonaniu powyżej.

Chciałem pogadać en face po wyjeździe, ale waszmość nie raczył ani odbierać telefonów, ani odpisywać na sms'y.
Widać lepiej się spłakać na forum jaki to straszny los i kompan się trafił.

PS Odn wcześniejszych wpisów - cóż, z trampkami mam wyższe przelotowe niż z tobą,
a i kilometrów w ciągu dnia zrobiłem więcej niż ty kiedykolwiek na tym wyjeździe.

majki
24.11.2011, 19:26
Np. żeby nie przeinaczał faktów ani wypowiedzi obrabiając dupę za plecami.

Podaj mi jeden przykład przeinaczania faktów, chociaż jeden.
No i ciekawe kiedy to Ci obrabiałem 4litery i to za plecami??

Musiałem wrócić wcześniej z przyczyn wyższych - nad czym ubolewam i była to moja pierwsza taka sytuacja w życiu.

Nie wiem, nie wnikam, tak mi powiedziałeś. A to, że dziwny moment się trafił...nie wiem. I tak też napisałem.

'bo poznałeś zajebistych Serbów ofrołdowców,
pewnie nawet lepiej będzie wam się latać dalej razem bo dzidują ostro po terenie (a my już i tak 2 dni latamy osobno)

Nie wiem jakich Serbów offrołdowców masz na myśli? Ja takowych nie spotkałem, więc może byłeś z kimś innym. :haha2:

i wszystko jest jak najbardziej, totalnie wporzo'.
Więc jak było wporzo, to po cholerę grasz teraz pokrzywdzonego na forum? Goń się!

A czy ja płaczę, że zostałem sam? A może nie zostałem? :rolleyes:

Korci mnie, by dla odmiany napisać podobny wątek na temat tego wyjazdu, wylewając pomyje na twój temat na swoim forum.
Ale szkoda mi czasu na takie gówniarskie podchody jak w twoim wykonaniu powyżej.

Gdzie ja Ci wylewam pomyje? Jakie podchody? Poza tym pisałem, że to moje prywatne odczucie.

Chciałem pogadać en face po wyjeździe, ale waszmość nie raczył ani odbierać telefonów, ani odpisywać na sms'y.

Jakich telefonów, jakich smsów?? A ty napewno masz mnie na myśli? W rejestrze połączeń ostatni telefon od Ciebie mam z 27 LIPCA!

PS Odn wcześniejszych wpisów - cóż, z trampkami mam wyższe przelotowe niż z tobą,
a i kilometrów w ciągu dnia zrobiłem więcej niż ty kiedykolwiek na tym wyjeździe.

I to ja mam małego... :lol8:

Nowy
24.11.2011, 19:45
zaczyna się robić jak w modzie na sukces:lukacz:

czosnek
24.11.2011, 20:25
Panowie! Nie zawsze uda się dobrze zgrać na wyjazd, jednak proponuję, żeby nie prać brudów na forum. Pozostanie tylko niepotrzebny niesmak ;) Czasem warto zastosować starą zasadę "Co się wydarzyło na szlaku, zostaje na szlaku" :)

Cumuulus
24.11.2011, 20:37
Jak pokazuje życie bywa różnie, ale moim zdaniem Majki powinieneś przyjąć zasadę, że brudy pierze się w domu za drzwiami.

Mimo tego tereny i foty mega fajne. Sam byłem tam w czerwcu i dzięki kolegom z MNE polataliśmy trochę fajnym offem. Jak zabraknie mi pomysłu na kierunek w przyszłym roku i w końcu zdecyduje się na nowe moto to na pewno uderzę do MNE.

Zdrowia życzę.

baransky
24.11.2011, 20:47
Panowie! Nie zawsze uda się dobrze zgrać na wyjazd, jednak proponuję, żeby nie prać brudów na forum. Pozostanie tylko niepotrzebny niesmak ;) Czasem warto zastosować starą zasadę "Co się wydarzyło na szlaku, zostaje na szlaku" :)

Przyklepuję. Zresztą jaki ma teraz sens ping-pong słowa przeciwko słowu?
Nie mam zamiaru angażować się w dyskusję rodem z komentarzy na wyborczej.

Każdy ma swoje złe i dobre wspomnienia z tego wyjazdu.
Ale jeśli komuś coś leży to niech powie to otwarcie od razu,
a nie obrabia dupę publicznie po pół roku od zdarzenia i wypisuje głupoty,
stawiając w negatywnym świetle kompana, z którym de facto świadomie chciał jechać.

Ok, miłej lektury ciągu dalszego.

majki
24.11.2011, 23:09
Baran, chciałem zauważyć, że to Ty wparowałeś tu z oskarżeniami. Merytorycznie niczym tego nie podparłeś, poza wysuwaniem kolejnych zarzutów. :mur:

Na szczęście dalej już o tobie nawet nie wspomnę, więc możesz spać spokojnie. :p

EOT

Poncki
24.11.2011, 23:40
Już jakiś czas temu chciałem się wypowiedzieć ale stwierdziłem, że skoro nikt się nie burzy to nie ma problemu. Fajnie, że Baransky się włączył i pokazał, że jest też druga strona medalu.

Majki, fajne foty i fajnie że wrzucasz je regularnie... ale od samego początku czuję niesmak przez wtrącanie wątku o koledze z wyjazdu. Takich rzeczy się nie robi. Po co psuć relację. Wyjaśnijcie sobie wszystko na privie bo inaczej o waszej kłótni przeczyta każdy kto będzie chciał odwiedzić wątek o Bałkanach.

zimny
25.11.2011, 00:14
Już jakiś czas temu chciałem się wypowiedzieć ale stwierdziłem, że skoro nikt się nie burzy to nie ma problemu. Fajnie, że Baransky się włączył i pokazał, że jest też druga strona medalu.

Majki, fajne foty i fajnie że wrzucasz je regularnie... ale od samego początku czuję niesmak przez wtrącanie wątku o koledze z wyjazdu. Takich rzeczy się nie robi. Po co psuć relację. Wyjaśnijcie sobie wszystko na privie bo inaczej o waszej kłótni przeczyta każdy kto będzie chciał odwiedzić wątek o Bałkanach.

Się miałem nie odzywać ale... obiema ręcami się podpisuję pod podejściem Ponckiego.

I czekam na ciąg dalszy relacji ;)

Pozdrawiam
zimny

ps. miałem w tym roku na wyjeździe nieco zbliżoną sytuację. Tyle że bez żadnych sporów i ciągu dalszego się obyło - każdy pojechał w swoją stronę. Ale założenie wyjazdu od początku taką możliwość dopuszczało bo się wcześniej nie znaliśmy, choć drobny niesmak pozostał. Wniosek mam jeden - jeżdżę sam bo tak mi pasuje.

Kici
25.11.2011, 00:14
Ale o co chodzi?
Nie wyczytałem że rozstali się uzywajac niecenzuralnych słów, rękoczynów mając sobie coś do zarzucenia.

Teksty w stylu że transportowcy to to a my to, na naszym forum chyba są standardem i traktowane są z przymrużeniem oka i uśmiechem z obu stron.

Baransky możesz poprzeć swoj post cytatami?

majki
25.11.2011, 00:22
Poncki, DLA MNIE było to dość kluczowe w tym wyjeździe. Może przedstawiłem to dość dosadnie, ale tak to odebrałem. Dla mnie relacja to nie tylko opisanie: "byłem tu, pojechałem tam, skręciłem w lewo, potem w prawo", poza "zwiedzaniem" dzieje się całkiem dużo. Jak czytam innych to lubię jak ludzie piszą co się dzieje, jak się sytuacje rozwijają, co przeżywają. Nie wiem, miałem napisać: jest fajnie...minęło 7dni...towarzysz wrócił do kraju...jest fajnie. Tylko wcale tak nie było...

Spokojnie temat zakończyłem wczoraj, na zakończeniu 7mego dnia. Więcej już go nie poruszę w relacji, bo nie będzie czego poruszać. ;)

Rebel
25.11.2011, 00:24
Majki, pisz dalej. Podobają mi się Twoje ścieżki :Thumbs_Up:
Baransky, pisz o swoich wrażeniach, o Twoich Bałkanach "prawie solo".:)

ArtiZet
25.11.2011, 00:25
Nie znam żadnego z kolegów ale czytając tę relację miałem pewien niesmak przy "wycieczkach" osobistych ale jako młodemu stażem na forum daleko mi od pouczania starych wyjadaczy.
Panowie, takie rzeczy załatwia się face to face tymczasem mam nieodparte wrażenie,że sama relacja z wycieczki jest tak samo ważny jak osobiste animozje.
Tylko po co one na forum publicznym :confused:

Gawron
25.11.2011, 07:50
Wielkie mecyje. Wyjazd to nie tylko foty i odhaczanie punktow.
Ja w tym zadnego obrabiania dupy nie widzialem.
Jedziemy dalej!

wojtekm72
25.11.2011, 08:12
Wielkie mecyje. Wyjazd to nie tylko foty i odhaczanie punktow.
Ja w tym zadnego obrabiania dupy nie widzialem.
Jedziemy dalej!

A ja dodam że dreszczyk emocji jak najbardziej się przyda :D . Mnie podobnie jak koledze wyżej bardzo się podoba to : że się pisze co się myśli -Kropka-
Malutki , piszesz dalej :Thumbs_Up:

majki
25.11.2011, 10:21
No to lecimy w nową rzeczywistość. :)

Kolejny dzień przeznaczam na...leniwca. Domagał się tego, ten mały cholernik schowany gdzieś głęboko we mnie. :D Wstaję sobie jakoś późno, czyli "tak jak tygryski lubią najbardziej". Dziś się poszwędam po okolicy, zaplanuję ciąg dalszy z mapą, zaliczę pocztówki i ale podstawa to się wybyczyć do bólu. :drif:
Niespieszne śniadanko i poszedłem poszukać właścicielki przybytku, by zabukowałem spanie na jeszcze jedną noc. Poszło bez problemowo, czyli mam cała chatkę dla siebie. :)
Stan ten nie trwał za długo, bo za czas jakiś właścicielka przyszła z rodzinką Rosjan. Całkiem normalna rodzina (ojciec, matka i gimnazjalny syn), wynajęli samochód i sobie zwiedzają MNE. Zajęli piętro, a ja zostałem na dole. Niestety moje zdolności rusycystyczne wywietrzały gdzieś zaraz po liceum, w którym to miałem wychowawczynię Rosjankę. Nie pałałem więc zbytnią miłością do tego języka. :p Nie pogadaliśmy za dużo. Wróciłem do map i muzyki.
Wczesnym popołudniem się zwinąłem na miasto, a reszta domku pojechała coś pozwiedzać. Łażąc po miasteczku namierzyłem łączność ze światem, czyli kafejką z netem (2E/h). Zaszedłem, zobaczyć co się dzieje i wysłać parę mejli. Między iinymi, a może głównie do Alex'a. Skoro chciał polatać na motórze, to może uda się jakoś zgrać. :) Smsy, mejle i umawiamy się na dzień następny w Żabljaku. :Thumbs_Up: Dobrze jest. :)

Żabljak za dnia tętni życiem, tłumy turystów, samochodów, busów od raftingu na Tarze, a nawet tirów z drewnem z gór. A to wszystko się przetacza przez małe skrzyżowanie w środku górskiego miasteczka. :dizzy: Sajgon jest momentami niezły, a policja cały czas czuwa nad tym harmidrem. No własnie rafting na Tarze. Zaciekawiła mnie ta opcja, ale słyszałem, że jest dość droga. Niestety się potwierdza. Najtańsza oferta to jakieś 50E/dzień w wersji budżetowej. Później jak gadałem z Alex'em mówił mi, że on był na takim spływie, tylko bulił po 100E. Wszystko fajnie, wrażenia też pewnie pierwsza klasa, ale kwota mnie jednak przerasta. :( Może kiedyś. ;)

Tak mi jakoś schodzi dzień na niczym szczególnym, Zbliża się zachód, a ja wpadam na pomysł: pójdę sobie nad to Czarne Jezioro. Zobaczymy cóż to za twór, daleko nie mam i się nudzę. :) Co z tego, że słońce już się prawie chowa za górami. :rolleyes:

http://mapy.google.pl/?ll=43.151474,19.102907&spn=0.042392,0.066175&t=h&z=14&vpsrc=6

Drepczę sobie w sandałach w kierunku parku, jest czilałt wieczorową porą. Są znaki i sporo ludzi zmierza tam gdzie ja. Mijam opuszczony ośrodek wczasowy, trochę upiorny widok, bo okna pozabijane deskami, tynk się sypie, ale światła przed wejściem się ciągle świecą... Dochodzę do szlabanu i kasy. Wstęp do Parku, trzeba zabulić. Jakoś nie mam ochoty. :p 10m wcześniej widziałem dróżkę idącą w prawo pod górę ze znakiem na kemping. Obadamy gdzie mnie wyrzuci. :cool: Drepczę sobie pod górę, mijam kolejne Aprtmani, jest też kemping (całkiem fajne miejsce). :Thumbs_Up: Asfalt się kończy i wchodzę w las. Szlabanów nie ma, punktu poboru opłat też. Po kilku chwilach są znaki szlakowe na Crno Jezero i Bobotov Kuk. Tędy prowadzi ponoć bardziej harcorowy szlak na szczyt. Idzie się od drugiej strony z niższego pułapu. W IT mówili, że trasa na cały dzień. Po namyśle wybieram jednak jezioro. ;) Po chwili wychodzę ścieżką z lasu na brzegu dużego jeziora.

26261

Nazwa jezior wzięła się od tego, że są głębokie (duże 25m, małe 49m) a dno od razu ostro opada. Przez co woda wydaję się być prawie czarna. I faktycznie tak jest.

26264

26262

26263

Niestety foty słabiutki, bo jak pałka, zapomniałem wziąć ze sobą aparatu (a w domku miałem 2!), a jak się połapałem to już było szkoda się wracać, bo po ciemaku bym nic nie zobaczył.
Jakby co, to można się pofatygować i zobaczyć jeziorka. Są klimatyczne, ścieżki prowadzą dookoła nich, można sobie popływać czy to łódką czy też wpław (widziałem jednego śmiałka, ale dalej niż kilka m od brzegu nie odpływał ;) ). Siedząc i patrząc się na wodę, usłyszałem polskie, harcerskie piosenki dobiegające z okolicy. Starsza grupka rodaków z plecakami siedział przy ognisku i się dobrze bawiła. No właśnie "Polacy są wszędzie". ;) Na mieście, w sklepach, na szlaku cały czas słychać Naszych. Jak szedłem na Bobotova to chyba co druga ekipa to Polacy. :dizzy: Aż trzeba uważać co i jak się mówi... :p

Opuszczam miejscówkę po zmroku. Powrót na chatę i wieczór przy mapach, bo jutro :at:. :)

trzykawki
25.11.2011, 10:22
Śledze wątek bardzo uważnie, z powodu tego ,że tez tam byłem w tym roku i tymi samymi traskami jeździłem. Majki foty i opisy tras : super. Jednak pewne rzeczy należy nazywać po imieniu i sie tego nie wypierać. Może nie bezposrednio i nie dosłownie ale między wierszami i świadomie budowałeś negatywną atmosferę wokół swego kompana. Z tym sie nie zgadzam. Do tego służy PRV albo rozmowa face to face. Powiem więcej czytajac, Twoja, reakcje na odpowiedź baranskiego, odniosłem wrażenie, że był to kulminacyjny punkt dobrze zaplanowanej akcji. Tyle. Tak jak to napisał czosnek co na szlaku, zostaje na szlaku.

PS. Tak, nie odzywałem sie wcześniej albowiem nie czułem sie jako, posiadacz niedobrego motocykla, uprawniony ale sie ośmieliłem, ośmielony przez innych

PSII. Słuchajcie, pisanie , że tego typu relacje, które opisują negatywne stosunki panujace w grupie, są fajne bo prawdziwe, pachnie mi tanim reality show i lożą jurorów, która nie widzi show ale na wyprzódki piszę to co o nim słyszała.

PSIII. Z relacją z wyjazdu pisaną z perspektywy czasu powinno byc tak jak ze zmarłym albo piknie albo wcale

majki
25.11.2011, 10:39
Może nie bezposrednio i nie dosłownie ale między wierszami i świadomie budowałeś negatywną atmosferę wokół swego kompana.

Pisałem tak jak było, sytuacja się zmieniała na bieżąco i to przekazywałem. A to że nie było to na plus...

Powiem więcej czytajac, Twoja, reakcje na odpowiedź baranskiego, odniosłem wrażenie, że był to kulminacyjny punkt dobrze zaplanowanej akcji. Tyle

A jaka to była reakcja? Że napisałem o merytoryczne rozwinięcie jego zarzutów??
I nie, nie planowałem tego. I proszę bez teorii spiskowych...

PSII. Słuchajcie, pisanie , że tego typu relacje, które opisują negatywne stosunki panujace w grupie, są fajne bo prawdziwe, pachnie mi tanim reality show i lożą jurorów, która nie widzi show ale na wyprzódki piszę to co o nim słyszała
PSIII. Z relacją z wyjazdu pisaną z perspektywy czasu powinno byc tak jak ze zmarłym albo piknie albo wcale

Czyli można tylko pisać, że było różowo? Inne odcienie nie istnieją?

Ola
25.11.2011, 10:42
Chyba z takim podejściem sięnie zgadzam, a metafora według mnie jednak przesadzona:

PSIII. Z relacją z wyjazdu pisaną z perspektywy czasu powinno byc tak jak ze zmarłym albo piknie albo wcale

Wiadomo, że bywają różne wyjazdy, a w szczególności różnie dobrane składy. To chyba każdy podróżujący wie i z aczasem pewnie buduje swoją metodę jak się wystrzgać nieporozumień. Fajnie jest móc posłuchać / poczytać różne punkty widzenia na tę samą sprawę, a nie zawsze cukierkowe "było super" albo suche "widzieliśmy to i to". Oczywiście wszystko powinno odbywać się w granicach przyzwoitości: nie obrażać innych, nie pisać w "konspiracji". Majki pisze o wyjeździe ze swojego punktu widzenia. Pisze na ogólnie dostępnym forum, więc niczego nie robi za plecami: każdy tu może wejść, przeczytać, wypowiedzieć się. Co też z resztą ma miejsce i dobrze. Jak już się przekonaliśmy "punkty widzenia" i odczucia uczestników tego wyjazdu są różne i nie widzę żadnego powodu, żeby któregmukolwiek z nich odbierać prawi wypowiedzenia własnego zdania.

Powiem więcej czytajac, Twoja, reakcje na odpowiedź baranskiego, odniosłem wrażenie, że był to kulminacyjny punkt dobrze zaplanowanej akcji.

Każdy czytający tez oczywiście ma prawo do swoich odczuć i wrażeń. Ale wydaje mi się, że z konspiracyjną teorią relacji to lekka przesada. Nie znam osobiście baranskiego, znam Majkiego. Po wyjeździe wrócił uśmiechnięty i zadowolony. A, że były jakies niesnaski - bywa, nie ma się czego wstydzić. Wydaje mi się, że to co tu czytamy jest po prostu Majkiego opowieścią i jego wizją wyjazdu. I tyle. Szkoda, że baransky nie chce napisać sowjej historii. I nie mówię tego w kategoraich odbuijania piłeczki i jakiś wycieczek personalnych, tylko po prostu jego wspomnień i tyle.

PS. Tak, nie odzywałem sie wcześniej albowiem nie czułem sie jako, posiadacz niedobrego motocykla, uprawniony ale sie ośmieliłem, ośmielony przez innych


To rozumiem, że taki żarcik jednak...

Pozdrawiam i życzę wszystkim jak najbardziej zbliżonych do ideału eskapad w nieznane.

neurot
25.11.2011, 13:08
oczywiście, że mogą być różne wyjazdy, różni współtowarzysze, odmienne wizje wyjazdu, które weryfikują się w podróży...
tak samo jak i wspomnienia, emocje, które zostały po wspólnej (bądź częściowo wspólnej :D) wyprawie...
to jasne, świat byłby trochę nudny gdyby nie ta... różnorodność ludzka :)
i tu chyba nie chodzi o to, że chłopaki się nie dograli, bo przeca to normalne, zdarza się, naturalne etc.

mi osobiście nie podoba się szydera, darcie łacha, przecież zupełnie inaczej ta relacja zabrzmiałaby, bez złośliwego komentarza Autora, bez tego widocznego czasem celu, jakim jest ośmieszenie współtowarzysza

każdy ma prawo do własnego zdania, oceny - to jasne,
jednak forma w jakiej to zostało przedstawione... według mnie bardziej mówi o Autorze niż o obiekcie przez niego tak niezwykle 'celnie', 'kreatywnie' opisywanym

pozdrawiam i życzę wielu świetnych oddzielnych :D wyjazdów :) a także trochę dystansu zarówno do Siebie jak i otoczenia :)

Jarek
25.11.2011, 13:58
proponuje ,żebyście już przestali "drzeć łacha" z Majkiego- napisał tak jak chciał, jak widział- może i stronniczo- ale takie jego prawo- Baransky też może to zrobić- a nawet wręcz powinien- :)
generalnie to nie miała(jak sądzę) być relacja pod osąd reszty "czytaczy" tylko opis tego co Majki widział, czuł, itd...i tak należy traktować to a nie jako treść do oceny i zbędnego "mentorzenia" i pouczeń.....
mnie się tam podobało i szczerze żałuję że oprócz Uckich (ralacja Tedix-a) nie spotkałem się w Durmitorze właśnie z Majkim:):)
pzdr..

PS- rozbawił mnie wpis Cumuulusa w kierunku Rambo, który przecież (prawie) się urodził w okolicach Kotoru:D:D

Pajdor
25.11.2011, 14:08
Nie wyobrażam sobie wyjazdu z niedobranym kompanem - zepsuty wyjazd, zepsute wakacje, pozostanie zawsze niesmak strconego czasu.
Zapamiętacie ten wyjazd jako: było do dupy - bez względu na to co widzieliście, gdzie byliście itp. Bo zawsze licza sie ludzie na pierwszym miejscu, natępnie trasa, motocykle, miejsca, widoki, kolor namiotu i poranna kawa.

majki
25.11.2011, 14:08
Nastał dzień następny. Spakowałem się, ogarnąłem domek i na koń. Oddaję klucz i żegnam się z właścicielką domku. Bardzo fajny pobyt. :Thumbs_Up: O 9:30 ma być Alex, więc wyjeżdżam na główną drogę, żeby go wyłapać jak przyjedzie. Jest lekki stresik, ale też i ciekawość. :rolleyes:
Dochodzi 10ta. Stresik narasta. "Nawet nie widziałem jego motóra, czy wogóle się pokaże, czy będzie nam się dobrze jeździło, czy dobrze mu wytłumaczyłem gdzie się spotkamy...itp..." jak to waga, siedziałem na motórze i rozważałem różne scenariusze. :dizzy: Przyglądałem się ponowie życiu w miasteczku, a miasteczko przyglądało się mi. ;) W pewnym momencie mijają mnie poznani w Bośni Słowacy. Machamy sobie, jednak świat jest mały. :)

Chwilę po 10tej jest, widzę motóra endurokształtnego. To musi być on. Podjeżdża, przeprasza za spóźnienie, ale zapomniał jak fajna jest ta trasa i musiał ją trochę po wchłaniać. :) Do tędy nigdy nie jechał tego na motórze, więc było jeszcze fajniej. Idziemy na kawę pogadać i zarysować plan na dziś. Wymiana poglądów, przeżyć motocyklowych. Dobrze nam się gada. Opowiada mi jak się jeździ po Serbii, ile tam jest fajnych tras off oraz o tym jak bardzo by chciał latać w terenie, tylko nie ma za bardzo z kim, bo reszta kumpli woli się napić przy ognisku niż zmęczyć w lesie. :Sarcastic:
Uzgadniamy, że pojedziemy do Parku Narodowego "Biogradska Gora", tam się poszwędamy wedle możliwości, a potem pojedziemy na Savnik/Niksić i się zobaczy co dalej.

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Nieznana+droga+to:42.81677,19.39025+to:Trasa +6&hl=pl&ll=43.030753,19.311218&spn=0.679606,1.058807&sll=43.033263,18.954849&sspn=0.339791,0.529404&geocode=FV5-kgIdrMIjAQ%3BFY6gjgIdH_0qAQ%3BFQJVjQIdKt8nASk1LBIG EXpNEzH2H_9Ca5DZhg%3BFQh_jwIdMGAjAQ&vpsrc=6&mra=dme&mrsp=3&sz=11&via=2&t=h&z=10

Tym oto sposobem zaliczę odpuszczony przedwczoraj kawałek, krętej trasy. :D

Alexander przyjechał prawie nową Aprilią Pegaso Trail, ubrany w sztruksowe spodnie, bluzę i wojskową, zimowa kurtkę no i do tego integralny kask Aprilli. :) Na pytanie czy nie boi się tak jeździć po górach na motorze, stwierdza, że w sumie nie. Poza tym przecież nie będziemy upalać w offie...ekhmmm. :D Przy mnie ubranym w cały rynsztunek wyglądamy lekko odmiennie. :rolleyes:

Lecimy po raz kolejny do mostu na Tarze (już ostatni raz), potem na Majkovac. Tankujemy motory i jedziemy do Parku. Płacimy wstupenki (również 2E) i podjeżdżamy na parking pod budką strażników parku. Tu się przydało bycie z kimś gadającym po "ichniemu". :) Alex szybko się wypytał strażnika o możliwości jazdy po okolicy na 2oo. Usłyszał, ze nie ma sprawy, strażnik opisał mu dokładnie, którędy wjechać, gdzie się zatrzymać, gdzie są fajne miejsca przy trasie, itp. Na moje pytanie czy to tak normalnie po PN na motórze można, usłyszałem, że tak. :Thumbs_Up: :bow:

26277

Traska żwirowa, ostro pod górę po ostrych serpentynach. Na szczyt pobliskiej górki i potem dookoła parku z wyjazdem z parku kilka km dalej na południe. Na motórze ma być spoko, ewentualnie terenówką. ;) Tak czy siak traska jest dość długa, offrołdowa. :drif: Uzgadniamy czy jesteśmy pewni, że jedziemy. Ja jestem na tak, ale patrząc na strój kompana, mam wątpliwości. Z jednej strony bardzo chcę tam pojechać, a z drugiej nie wiem jak Alex jeździ i nie koniecznie chcę go zbierać gdzieś z trasy. Alex mówi, że jest ok i jedziemy. Na pkt widokowym zobaczymy jak nam idzie i zdecydujemy co dalej. ;)

26280

No to dzida pod górę...

26278

Wyjeżdżamy na hale z widokami. Zatrzymujemy się obok domku z serami i napojami. Alex zagaduje mieszkańców (ojciec i syn) o okolicę i dalszą trasę.

26279

Słyszy, że dalej się da, ale to zajmie parę godzin, a tu już połowa dnia za nami. :Sarcastic: Stwierdzam, ze jestem usatysfakcjonowany i na siłę nie będziemy się spinać, żeby potem po nocy gdzieś dojechać.
Idziemy na pkt widokowy i jest na co popatrzeć. :)

26284

26285

26286

Się lekko zmachałem na podejściu :p

26288

Alex coś mniej

26297

Motóry stoją grzecznie na dole

26287

Patrzymy na okolicę i odpoczywamy na górze. Uzgadniamy odwrót na szamę w knajpce na dole.

Zjazd jest chyba gorszy niż podjazd. :p Mi się jedzie fajnie, choć trochę rzuca motórem na kamieniach i dziurach, a obok niezła skarpa. Aleksowi idzie nie gorzej, radzi sobie chłopak dobrze. :Thumbs_Up:

26281

26282

26283

Ogólnie droga super, polecam każdemu na endurzenie, full legal. A okolica cacy. :Thumbs_Up:

W knajpce Alex zamawia kajmak z pieczywem na kształt pity. Żarełko, gadki i zmywamy się dalej.
Jedziemy na Savnik.

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=42.826,19.37105+to:Trasa+6&hl=pl&ll=42.905142,19.279633&spn=0.680995,1.582031&sll=42.870429,19.276199&sspn=0.340691,0.791016&geocode=FUCXjgIdAVcrAQ%3BFRB5jQIdKpQnASnnKjjBoXBNE zHmTMt7o11uXQ%3BFVF3jwIdXWIjAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=1&sz=11&via=1&t=m&z=10

Droga jak zwykle wiedzie wąwozem, między górami. Jak ja lubię takie klimaty. :drif:

26289

26290

26291

26292

Przed Savnikiem jest fajna, kręta, nowiutka droga.

26293

Wcześniej to miasto prawie nie istniało, bo dojechać było ciężko. Teraz prowadzi tędy trasa przelotowa z północy na Niksić. Coś się ponoć zaczyna dziać w okolicy. Zatrzymujmy się przy jakiejś budce, żeby uzupełnić braki w płynach i lecimy dalej bo robi się późno, a droga jeszcze długa przed nami.
Wcześniej Alex zaprosił mnie do siebie, ma sporo miejsca pod dachem i nie ma problemu. Z miłą chęcią przyjąłem ofertę, więc jedziemy do końca razem. :bow: :) :Thumbs_Up:

Serpentyn ciąg dalszy, już mi się powoli w głowie kręci, cały czas prawo-lewo-prawo-lewo :dizzy:...ale nie to żebym miał coś przeciwko. :D

Kilka km dalej Alex zatrzymuje się przy stojącym na poboczu VW T4 na litewskich blachach. Okazuję się, że ułamał się krócieć przy pompie wody, a na górskich serpentynach i do tego pod górę to nie jest zbyt szczęśliwe. Bus jest pełen dzieciaków w różnym wieku i jeden dorosły kierowca. To im się trafiło. :Sarcastic: Wyciągam narzędzia, powertape'a, trytytki i coś tam działamy. Po chwili podjeżdża jeszcze 2 autochtonów. Alex tłumaczy Litwina po rusku, z lokalesami po swojemu i ze mną po angielsku. Normalnie międzynarodowy reskju tim. :D

26294

26295

Strugamy we 4 coś z pół godziny i po połączeniu układu bez pompy koleś może jechac dalej. Dopytuję się jeszcze o najbliższe miasto, jakiś sklep z autoczęściami i noclegi. Wszyscy życzymy sobie szerokiej drogi i się rozjeżdżamy.
Jest już ciemno, a do Mratinje jeszcze z 60 krętych kilometrów. :dizzy: Szkoda tylko, że bez widoków... :(

26296

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Trasa+6&hl=pl&ll=43.090955,18.878632&spn=0.678939,1.582031&sll=42.85986,19.206848&sspn=0.681495,1.582031&geocode=Fb0glAIdIxAfAQ%3BFVF3jwIdXWIjAQ&vpsrc=6&mra=mrv&t=m&z=10

Końcówka za Plużine jest super, wreszcie w tunelach coś widać. :D Jak zjechaliśmy z tamy na Mratinje to mnie trochę cykor obleciał. Pamiętałem tą drogę za dnia, a teraz nie dość, że nic nie widać, nie ma znaków, słupków, pasów, czy innych pkt odniesienia, to jeszcze samochody jeżdżą z naprzeciwka i trzeba się mijać na serpentynkach. :dizzy: Ciepło mi się robi od razu, mimo, że już wieczorny chłód czuć. Końcówka to już wogóle czad. Wąską ścieżką przez wioskę ostro pod górę. Jadę na czerwone światełko przedemną i nic więcej. Meldujemy się pod domem rodziny Alexa. Zaraz wjeżdża na stół ciepły, domowy obiad :drif: Oj jest dobrze. Gadki do późna i oglądania meczu tenisowego Djokovica...potem już tylko :spac:

Mech&Ścioła
25.11.2011, 15:01
Fajny odcinek!!! Piękne widoki!
Dzięki za regularne wpisy, choć robota trochę cierpi;)

ofca234
25.11.2011, 18:19
Najtańsza oferta to jakieś 50E/dzień w wersji budżetowej. Później jak gadałem z Alex'em mówił mi, że on był na takim spływie, tylko bulił po 100E. Wszystko fajnie, wrażenia też pewnie pierwsza klasa, ale kwota mnie jednak przerasta.

nie do konca prawda. mozna znalezc i za 30 euro, przez internet. Po bosniackiej stronie troche taniej. Tyle, ze

a) sezon na rafting to kwiecien - maj
b) w tym roku byly najnizszy stan wod od lat

pisze, bo w tym roku na balkanach strasznie napalilem sie na rafting. W wersji max chcialem zrobic Une, Drine i kanion Tary. Koniec koncow byla tylka Una - i bylem zawiedziony - dlatego odpuscilem pozniej. Wiecej wioslowania jak na kajaku niz raftingu - poziom rzeki byl najnizszy od 12 lat. Emocji niewiele.

Jezeli ktos chce chyba udalo by sie odkopac linki - ale to zadna wiedza tajemna. Znalezlem ich w google.

majki
28.11.2011, 23:16
nie do konca prawda. mozna znalezc i za 30 euro, przez internet. Po bosniackiej stronie troche taniej.

Może i tak, ale:
- nie był to mój prio, a luźny pomysł na widok zjawiska ;)
- nie miałem za bardzo dostępu do sieci, ani możliwości szukać. Pisałem o tym co widziałem w Żabljaku.
Nekst tajm mejbi. ;)

Rano budzę się w takich okolicznościach :drif: :bow: :Thumbs_Up:

26434
26435

Śniadanko na zewnątrz, w cieniu drzew, z chłodnym powiewem. Świeży kajmak, śmietana, chleb kukurydziany, placki/racuchy smażone przez ojca Alexa, sery, warzywa...mniam, mniam. :drif: Jest błogo. :)

Niestety tego dnia Alex ma rodzinny spęd i musi być na miejscu. Rozważałem szwędaczkę po okolicznych górach, ale szlaki są dość trudne i długie, więc samemu nie polecają mi iść. Kombinuję, kombinuję i decyduję się, na ewakuację.
Alex obiecał mi wczoraj, że pokaże odpowiednią dla mnie trasę offową, żebym się mógł wyżyć. :D Nie spiesznie się zbieram, a On uzgadnia ze starszyzną czy droga jest przejezdna. :dizzy: No to będzie czad. :D "Trasa jest jak najbardziej ok, średnio trudna, ale oni tamtędy jeżdżą osobówką co drugi dzień więc lajt..."zobaczymy. Droga prowadzi przez góry do Bośni. :rolleyes: Jedyna kwestia to to, że niema tam przejścia granicznego, a autochtoni jeżdżą na dziko. Dopytuję się czy to aby dobre wyjście dla mnie? "Tak, spoko, nic się nie stanie, spoko, będzie pan zaaadooowooolooony." Pokazują mi na mapie co i jak: "jedziesz prosto, na rozwidleniu w lewo, potem krzyżówek nie będzie, droga cię wyprowadzi na Tjeniste"...

Wrzucam graty na motóra, ostatnie gadki, fotki na pożegnanie

26436

26437

i ruszam na podbój przygody. :)

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Nieznana+droga&hl=pl&ll=43.284953,18.816147&spn=0.076601,0.219727&sll=43.283579,18.816576&sspn=0.038302,0.077162&geocode=FQpOlAIdIO4eAQ%3BFTGWlAIdnRQfAQ&vpsrc=6&mra=dme&mrsp=1&sz=14&t=h&z=13
Dalej droga idzie na granicę i na Tjeniste w Bośni.

Wspinam się po zboczu, fajna szutrówka, trochę kamienista, ale jest gites. :at:

26442

26438

Ostatnie widoki na Jezioro Pivskie

26439

Widoki na okolicę też są zajefajne

26440

Moja ulubiona fotka z wyjazdu :cool:

26441

Nie byłem w stanie normalnie postawić do pionu afry w tym miejscu. :dizzy: Po raz pierwszy musiałem zsiąść i pionizować motór z biodra. :p Niezły przechył. :dizzy:

Dróżka wcale najłatwiejsza nie była, ale faaaajna. :rolleyes: Pięła się ostro pod górę i kręciła ładnie. Jak się już wspięła na szczyt górek otaczających jezioro to się trochę wypłaszczyło.

26443

Jakaś zrywka, kawałek lasu i wg nawi jestem na granicy... :)

Zazigi
28.11.2011, 23:47
czad!!!!!!!!!!!!

PARYS
28.11.2011, 23:52
Miejsca są piękne bez kitu. Trochę tam jeździłem ale jeszcze nieuświadomiony chyba.. Durmitor w maju to jeszcze zima była i mowy nie było o wchodzeniu
Tuneli, tu-byłych zwierząt bo tu-bylców to rzadko

Słowem zajebiści Majki. Ścigają mnie wspomnienia jak to czytam, zajebiście... Tylko kiedy ja tam znowu pojadę?

majki
29.11.2011, 00:06
Zazigi, przy Twojej Odysei to ja byłem na łykendowej wycieczce do Kazimierza. :rolleyes: Tymbardziej fajnie, że Ci się podoba. :)

Parys, ogarniaj się i atakuj. Nóżka już chyba pozwala? ;)
Ja i tak widziałem może 1/10 tego co warto by było zobaczyć. Bałkany mają potencjał! :Thumbs_Up:

majki
30.11.2011, 01:18
Tak sobie piszę tą relację, czytam przy okazji inne :drif:, widzę czyjeś problemy z mobingiem, a rano wracam do roboty, gdzie atmosfera też nie jest zbyt orzeźwiająca. :dizzy: Za oknem zima się zbliża...ale bym chciał się znowu urwać na parę tygodni z tego syfu i pojechać się poszwędać na wiernej, nie marudzącej :at:... :rolleyes: :)


No więc tak stoję sobie po środku lasu, na szczycie góry, a nawi pokazuje mnie pośrodku jasnej plamy przeciętej cienką kreską, która to rozdziela dwa państwa. Jakie to proste. W rzeczywistości nic nie widać, nie ma zasieków, szlabanów, budek, znaków. Nic, poprostu las i dwie koleiny idące dalej, głębiej w naturę...

I znowu jestem w podobnej sytuacji. Stoję sobie na granicy bośniackiej i zastanawiam się czy jechać dalej. :dizzy: Hmmmm...jestem sam, nawi pokazuje wielką nicość, mapa coś tam ma, ale skala nie za bogata. Aaaaa co tam, jadziem dalej, przecież nie będę wracał po śladach. :D Przekraczam na dziko granice i zastanawiam się co mnie czeka po drugiej stronie. Przecież w Mratinje mówili, że "dróżka jest spoko, osobówką jeżdżą...". :p

Droga robi się leśną ścieżką, coś tamtędy jeździ, ale rzadko. Jak osobówką tędy jadą to pełen szacun,:bow: może przegapiłem jakiś zjazd, bo tutaj to najmarniej Ładą, ale Nivą. :cool: Po chwili mam krzyżówkę ("na rozjeździe w lewo"), więc skręcam w lewo, mimo, że ścieżka tam jakby mniej wyraźna. Ujeżdżam kawałek, okolica robi się przeorana przez zrywkę, ale ścieżka wiedzie dalej. Już mi coś nie bardzo pasuję, ale próbuję jechać dalej. Wyjeżdżam z zakrętu a tu stroooomy podjazd, jadę koleiną i zawrócić będzie ciężko. Więc szybka djecezja: wstawaj na podnóżkach i łycha. Jak pomyślałem tak zrobiłem i napieram na podjazd. Ale miałem pietra :cold:, jakby cokolwiek nie wyszło: wysmarkało by mnie na wyboju, tył się ślizgnął za bardzo, cokolwiek, to leże i kwiczę. :vis: Napieram, gazu nie puszczam, koło mieli, ale się udało. Jestem na górze. Podjazd nie był długi, ale skubany stromy i ostry. Teraz już wiem na pewno, że to nie jest TA droga. Na górze nawracam spokojnie, więc teraz trzeba jeszcze zjechać. :mur: Jakoś z dołu było to mniej stresujące i nie było czasu się wahać. :umowa: Zjeżdżam powoli, metodą na człapaka, zapierając się stopami o wystające korzenie, kamienie, cosięda. Grubo, a pion taki, że motór jedzie nawet na zablokowanych kołach. :rolleyes: Dobrze, że jest w miarę sucho. :D No dobra, zgrzałem się, krew pulsuje w skroniach, jest enduro, nareszcie. :lc8:

Wracam na krzyżówkę i jadę w drugą stronę. Od razu lepiej. Zwykła leśna dróżka, dwie koleiny przez las, ale już uczęszczane bardziej. Nawi pokazuje kierunek mało zgodny z destynacją, ale spoko, pewnie się trochę trzeba będzie pokręcić po tych górkach, zanim dotrę do syfilizacji. Jadę sobie, fajnie jest, widzę dużą kałuże, to se myślę, że przejadę drugą koleiną, bo przecież w kałuży może być glina, błoto czy inny zdradziecki syf, a po co mnie to. :p Odbijam w lewo....... i jak jebnąłem na glebę to aż mnie przytłumiło na chwilę. :dizzy: Tak się wyluzowałem, tą lepszą drogą, że popełniam błąd jak gówniarz, co to na motórze nie jeździł w offie. :mur: Nie zauważyłem, że między koleinami jest garb zarośnięty runem, a ja go atakowałem pod ostrym kątem, na szosowych gumach i do tego nieświadomie. Stupido... :Thumbs_Down: Zebrałem się z błotka w którym to wylądowałem, afra leży w poprzek drogi, wbita trochę w ziemną bandę, ubłocony jestem nieźle, podobnie jak pół motóra i mego dobytku. Stupido...jak świeżak. :mur: Szybki rachunek sumienia: dwie nogi, działają, dwie ręce, działają, głowa na karku (chociaż nie wiem czy działa :p). Motór do pionu, wydłubuję trawę i inne "uszlachetniacze", odpalam, jest dobrze. :) Kciuk pobolewa, ale obrażeń nie widać.

Stupidoooo...:Sarcastic:

JARU
30.11.2011, 08:43
Majki a zdjęć nie ma?? :D

majki
01.12.2011, 01:07
Tak, wiem Jaru, bez fotek to nie to samo. :p Niestety, pamiętam, że fotki robiłem, pamiętam kadry, ale nie znalazłem ich w aparacie. :( Trzeźwy byłem, ingerencji zewnętrznych też nie kojarzę, a reszta jest ok. Tylko jakoś te okolice przygraniczne zniknęły. Może przy granicy zakłócali czy co... :rolleyes:

Tak więc stoję lekko oszołomiony przy motórze i męczą mnie myśli: "a co by było gdyby...?" No właśnie...?? Na szczęście nie musiałem sprawdzać. Ale się sam opie..oliłem porządnie. :oldman: Postanowienie: dalej jedziemy uważniej i spokojniej. :rolleyes:
Oskrobałem jeszcze siebie z błota i syfu, sprawdziłem czy wszystko jest na swoim miejscu i ruszam dalej. Nie ma co się rozczulać, trzeba naginać. :at: Więc jadę sobie przez owy lasek, jestem czujny jak łasica i nie daję się już więcej zaskoczyć. :p Męczy mnie pewna nie pewność, co do obranej trasy i tego gdzie dotrę, o ile dotrę. No i wtedy atakuję mnie kolejny rozjazd ("przecież miał być jeden, a potem droga miała mnie wyprowadzić do ludzi..." jasne, jak zawsze). Bodajże pojechałem w dół, mniej więcej w stronę miasta, wg wskazań gpsa. Tak sobie jadę, droga wyszła na polanki, zrobiła się bardziej kamienista, ale nadal życia nie widać. Jadę, zastanawiam się, jadę, zasta....i nagle słyszę jakiś okrzyk z boku. To dwóch lumpowatych kolesi rwie jagody na polanie. Zatrzymuję się, biorę mapę i idę nawiązywać kontakty z autochtonami. Uzgadniamy kierunek mej dalszej jazdy (jadę dobrze :)), a jeden ze zbieraczy pyta o wodę(jest nieźle ciepło, znowu...:dizzy:). Przynoszę butelkę z motóra, coś tam jeszcze próbujemy się dogadać i jadę dalej. Teraz już jestem spokojniejszy wewnętrznie. Po pewnym czasie mijam zaparkowane puszki przy wyjściu na szlak, jest dobrze. Naginam w kolejny las, trasa się ciągle obniża, po jakimś czasie robi się prawie asfalt. I nagle wyrasta na drodze szlaban z młodym chłopakiem przy stoliku. Większość tego terenu po bośniackiej stronie to Park Narodowy Sutjeska http://www.npsutjeska.net/ . Pewnie fajnie by się tam łaziło z buta. ;) Chłopak kasuje mnie na 2KM, gadamy po anglijsku skąd, dokąd, czy mi się podoba, czy wrócę. W sumie jest całkiem fajnie, więc polecam miejscówkę. :Thumbs_Up: Dalej kręty, dziurawy asfalt na dól, do drogi.

26497

Jest południe, znowu żar leje się z nieba. Będzie ciężko. :dizzy: Obieram kierunek na południe. Po drodze mam mijać fajny pomnik bitwy w okolicy. No to się rozglądam. I jest

26498

Parkuję w cieniu i idę w ten upał polukać cóż to za konstrukcja.

26499

Pomnik upamiętnia śmierć 3301 żołnierzy w bitwie z dawnych czasów

26504

Z bliska wygląda dużo fajniej

26500

26501

26502

Walczyły oddziały ze wszystkich republik

26510

26503

Fotki i jadę dalej.
Droga ma być motocyklowo fajna i jest. Kręta, przez lasy w PN. Przebudowują ją, więc pewnie niedługo będzie się jechało zwykłą prostą trasą, bez serpentynek.:( Kieruję się na przejście w Krstac. A potem zamierzam jechać na Niksić i potem znowu na południe MNE.

26509

Po drodze zajeżdżam jeszcze do sklepu, bo w paszczy mi zaschło. Motór nie prezentuję się zbyt pięknie przed czystym sklepem. :haha2:

26505

Szybkie zakupki i konsumpcja w cieniu przed wejściem. Zamykają tuż po moim wyjściu. Przeca jest niedziela, 14. ;) Ale ja się załapałem i mam popas.
Lecę na granicę. Zjeżdżam z głównej drogi, znów wąski asfalt ciągnie się pod górę, jakieś domki, łowce łażą przez drogę, babuszki przy nich siedzą, sielankowo. Po ok 20km jest granica, całkiem rozbudowana. Podjeżdżam pod budkę, wychodzi pogranicznik, bierze paszport i wita mnie tekstem: "no internacjonale!". Ale jak to? Ja chcę do Montenegro, tędy! No internacjonale!! Nie da się przejechać? No internacjonale...jechać na Bileća, tam internacjonale. :mur: Pierwszy raz się spotkałem z dużym przejściem tylko dla autochtonów. Malutka budka w górach, której nawet na mapie nie było, była internacjonale, a tu nie. :vis:

No to mam kolejne 50km po BiH. Ależ się ucieszyłem... :mad:

majki
02.12.2011, 10:34
Zawracam pod szlabanem, delikatnie mówiąc jestem wściekły. Zupełnie nie tak to chciałem rozegrać. :Sarcastic: Wracam po śladach do głównej, naginam oporowo, zakładając, że łowce lub kozy nie wylezą mi pod koła. W jednym miejscu akurat stadko się przelewało przez drogę, ale babuszka widząc, że nadjeżdżam zaczęła rozdzielać kolumnę, żebym mógł się przebić. Jak zwierzaki dalej lazły, to zaczęła w nie rzucać kamieniami. :dizzy: Luzik, cel osiągnęła i stado poczekało przed drogą. ;) Lecę dalej, cały czas jakieś epitety mruczę pod nosem. :mur: Odbijam na główną i poginam na Bileća. Pamiętam o wszechobecnych patrolach, więc obserwuję horyzont i nadjeżdżające fury (b. często mrygają jak smerfy stoją :Thumbs_Up:). Droga "nic ciekawego": płasko i gorąco. W Bileća znajduję stację, jest naklejka Visa, jest szansa. Dopytuję przed zalaniem czy karta ok i leję spokojnie tanie paliwko (cena ok. 2,4 KM=niecałe 5zeta :) ). Dzida na granicę, szkoda czasu.

26536

Na granicy tylko parę puszek, ale kolejka coś stoi. Stawiam motóra w cieniu tira i grzecznie czekam. Skwar jest straszny. :dizzy:
Widoczki na granicy

26537

Długo odprawiają puszki, coś się pewnie posmarkało. Po 30 min jestem w MNE. Pogranicznik tylko wziął paszport, zajrzał i oddał życząc Srecan Put. ;) To ostatni mój wjazd do Czarnogóry. :rolleyes: Lecę dalej, na Niksić.
Po drodze fajne jezioro (Slansko J.). W tle oczywiście pożar na górze.

26538

Mijam Niksić.
Upał jest taki, że zaraz i ja się chyba zapalę. :dizzy: Ponad 40st na pewno. :mur: Woda w ustniku prawie parzy... Kolejny pożar...

26539

Chwilę potem Afra przekręca 90tkm, albo może 190... :rolleyes: W każdym bądź razie jeździ bezawaryjnie pod moim tyłkiem od 45tkm. :bow: :)

26540

Droga jest nuuudna i gorąąąąąąca...:Sarcastic:

26541

Dojeżdżam do Podgoricy, na szczęście jest "obwodnica". W miasto wjeżdżać nie muszę, bym się chyba wtopił w asfalt.
Naginam na Skadarsko Jezero. Plan na dziś: złapać jakieś spanie nad jeziorem.

26542

26543

Jezioro jest ogromne. Otoczone górami. Jest tu też Park Narodowy. Tym sposobem zaliczyłem wszystkie PN w MNE. :)
Tuż obok bo zboczu okolicznej góry wiedzie fajna droga. Wąziutka, kręta, z widokami. Na początku przejeżdża przez kilka rejonów winnych. Sporo sklepików z winem i knajpek. Ludziki też przy drodze sprzedają wyroby ze swych winnic. ;)
Ja jadę dalej, degustować nie będę, a zabrać nie mam gdzie (minimalistik bagaż ;)). Po chwili nie ma już ludzi, domów, puszek, ani też słońca, które chowa się za górami. :rolleyes:

26544

Tam dalej, w tej mgle/smogu jest Albania. :drif: Widać też oczywiście jakiś pożar...

26545

Fajnie jest, odludzie, się jedzie, ale tak w zasadzie to bym chętnie jakiś nocleg znalazł. :rolleyes: Przy drodze nie ma nic, dosłownie. Czasem jakiś znak na kilka domków w dole. Nawet nie sprawdzam czy tam coś jest, nie ma sensu. Po dłuuuuuższej chwili widzę jakąś większą osadę nad brzegiem jeziora. a ja już jestem dość wysoko na górze. Nic to trzeba sprawdzić, bo innej opcji może nie być. Kręta serpentyna na dół, żwir na asfalcie, więc nie poszalejemy.
Do tego jeszcze, całkiem spokojnie, bez nerwacji stadko osiołków sobie łazi po drodze. Nic sobie nie robiły z tego, że chciałem przejechać. :p

26546

Wjeżdżam w miateczko, domki, wille, ale ŻADNYCH noclegów nie widzę. Jakiś dziadek do mnie woła, pyta się czy szukam kempingu. Odpowiadam, że nie mam namiotu (wrócił do kraju...). :mur: Stwierdza, że to problem bo on ma pole namiotowe, ale bez domków. Pytam o jakieś "sobe/apartmani" i się okazuje, że nie ma nic takiego tutaj. :mur: Pokazuje na brzeg i mówi, że tam knajpa z domkami. Tam próbować. Dziękuję i jadę na dół. Ciasna ścieżka do samej plaży nad jeziorem. Przebijam się przez piach i ląduję przy knajpce z bungalołami. Jest już prawie ciemno, więc i tak pewnie nie będę miał wyjścia. Podchodzi chłopak w moim wieku i dogadujemy się co do spania. 20E bez śniadania, słabo, ale jak pisałem wyjścia nie mam. :Sarcastic: Dostaję pokoik w drewnianym domku (wyposażenie minimalistik: łóżko, szafa, stoliczek i krzesło) + klucz do osobnej łazienki. Oj przyda się po dzisiejszym dniu. :) Zrzucam bety z motóra i instaluję się w lokalu.
Idę jeszcze oblookać jezioro o zmroku

26547

26548

Na zewnątrz się ochłodziło już delikatnie, ale niestety w domku sauna. Na zewnątrz za to robactwo wyszło na wieczorny żer. :( Otwieram okno i drzwi na oścież, gaszę światło i siedzę przy mapie i nawi, planując dzień kolejny. Wcinam puszkę Turystycznej przywiezionej z kraju, galaretka jest płynna, ale spoko, nawet pożywna obiadokolacja. :D Na koniec jeszcze chłodny prysznic i witam się z Morfeuszem. :spac:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=Nieznana+droga&hl=pl&ll=42.490327,18.995361&spn=1.371105,2.117615&sll=42.543469,19.169083&sspn=0.34249,0.529404&geocode=FT_rjQIdsP0ZAQ%3BFbdbgwIdak4lAQ&vpsrc=6&mra=mru&t=h&z=9

majki
05.12.2011, 11:04
Rano się ogarniam jak mucha w smole. Już się robi skwar i wiem, że tego dnia od niego nie ucieknę. :( Pakuję graty na motóra i idę jeszcze obejrzeć jezioro za dnia. Gdzieś tam miałem cichy plan na kąpiel, bo woda wieczorem wyglądała nieźle. Ale jak zobaczyłem śmietnik na brzegu, zwierzęce odchody i stadko osiołków przy wodopoju...

26726

ludzi robiących pranie na brzegu...

26725

to jednak odpuściłem (szczególnie, że miałem świeże zadrapania i brak ochoty na jakiegoś syfa z podróży). :Sarcastic:
Ogólnie jeziorko niezłe, ale syfiaste. Łódką można by popływać...

Wsiadłem na krówkę i pojechałem dalej. Droga idzie fajnie po zboczu i daje widoczki na okolicę.

26727

26728

Dojeżdżam do końca drogi wzdłuż jeziora na małej przełęczy. "Za krzakami" jest już Albania, a ja odbijam na Ulcinj i atakuję ostatni raz morze.

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=41.9244981,19.2038613+to:Nieznana+droga&hl=pl&ll=42.065989,19.371042&spn=0.043137,0.066175&sll=41.875185,19.342933&sspn=0.021633,0.033088&geocode=FUxcgwIdI04lAQ%3BFZK3fwIdFQclASl7ZRZmpxROE zGli26CuqUfbw%3BFVfefgIdMgsnAQ&vpsrc=6&mra=dme&mrsp=2&sz=15&via=1&t=h&z=14

Jak sobie stoję i patrzę na wodę, podjeżdża bodaj Austriak na czarnej 07mce, ale jakoś się nawet nie zgadaliśmy.
Ostatni widok na jezioro...

26729

26730

i spadam na drugą stronę góry i w dół nad morze. Żarówa nie odpuszcza nawet na chwilę. :dizzy: Wbijam w Ulcinj i jadę nad sam brzeg. Ale miałem chęć wskoczyć z nabrzeża do wody... :rolleyes: Stawiam Afrę przy murku, zdejmuję rynsztunek ochraniaczowy i idę zobaczyć co tu mają w okolicy. Ciuchy, ochraniacze i kask zostają przy motorze, przypięte ekspanderem do kanapy. Jak wracam to towar zawsze jest na swoim miejscu. :Thumbs_Up: Szybki trip po turystycznym mieście, jakieś zakupki na resztę dnia i nocy (w klimatyzowanym sklepie :)) i zwijam się zniesmaczony syfilizacją i temperaturą w mieście. :dizzy:
Adriatyk wygląda kusząco, jak zwykle...

26731

Dalszy plan obejmuje dotarcie do Ada Bojana (wyspy w delcie rzeki Bojana, o której idzie granica z Alb). Alex mówił, że bardzo fajne miejsce, więc naginamy na plażę. Ludzi dużo, ruch spory, upał tragiczny...najchętniej bym się zabunkrował w jakiejś jaskini na skraju wody, lub cieniu drzew...ale niestety nic takiego nie ma w okolicy. Dojeżdżam na wysepkę i od razu wita mnie szlaban z tablicą "Centrum nudyzmu i sportu". Alex faktycznie coś mówił o golasach, ale chyba nie tego się spodziewałem. Dłuższą chwilę rozkminiam co robić i w końcu się decyduję na atak na pobliską Vieliką Plażę (12km piachu, najdłuższa Czarnogórska, piaszczysta plaża). Wbijam motórem obok knajpki przy brzegu, zrzucam rynsztunek idę na bosaka połazić po brzegu i obmyślić plan na nocleg. W końcu miałem spać w jakimś domku na Wyspie.
Plaża jest fajna, ludzie wyluzowani, są jakieś hipisowkie komuny, od groma windserferów i kite'ów (wieje całkiem porządnie :Thumbs_Up:).

26732

26733

Łażę, czilałtuję się i daję się ochłodzić morskiej bryzie. Nie kąpię się jednak widząc jak na moich spodniach zostają białe plamy z soli. Jest decyzja. Zostaję na plaży na noc. Na dzikusa. :) Jako mieszczuch nigdy nie spałem na plaży. :Sarcastic: Łażąc szukam opcji gdzie by tu przekimać, namiotu niet, wieje tak mocno, że piasek trzaska porządnie po skórze, a z tego co widzę nikt też tu nie daję spania. Obczajam leżaki na plaży i obmyślam plan zajęcia dwóch najbardziej z brzegu po zmroku. Z jednego się zrobi wiatrochron, a na drugim się uwalę w psiworze. :D Plan niezły, możliwy do wykonania. W między czasie zgłodniałem i przypomniałem sobie, że wcześniej w jakiejś szkółce surfingu widziałem akceptowalne menu. Wracam po piachu przy zachodzącym słońcu i wbijam do rzeczonej szkółki. Zamawiam pizzę i obmyślam nowy plan. Widzę, że pod wiatą ze słomy, która tworzy ową szkółkę, leżą materace na piachu. Postanawiam zapytać czy by mnie przenocowali? Po krótkiej rozmowie z Drago (głównym instruktorem), zostaję przyjęty pod ich dach. Kończę wyżerkę i wracam po motór, zaparkowany ze 2km wcześniej na końcu plaży. Tym oto sposobem śpię sobie z surferami http://www.dragonproject.net/index.html na plaży w Montenegro. :drif: Jest czadzik. :D
Podjeżdżam motórem już po ciemaku, parkuję go obok chatki, robię nocną sesyjkę okolicy:

Mój nocleg
26735

To pomarańczowe w oddali to pożar na zboczu okolicznej górki, który za dnia nieźle przydymiał plaże, a po zmroku stał się widoczny
26734

Widok na Ulcinj nocą
26736

W sumie to miałem taki cichy plan, że uda mi się przespać na piachu, nad brzegiem Adriatyku. :) Wbijam do środka, chłopaki oglądają na dużej plaźmie na ścianie piłkarzy, a ja jak zwykle siedzę przy mapach. ;)
Dostaję przydział na materac i idę w kimę przy akompaniamencie fal, fajnie jest. :D

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=41.9244981,19.2038613+to:Nieznana+droga&hl=pl&ll=42.033994,19.301605&spn=0.69054,1.058807&sll=41.875185,19.342933&sspn=0.021633,0.033088&geocode=FUxcgwIdI04lAQ%3BFZK3fwIdFQclASl7ZRZmpxROE zGli26CuqUfbw%3BFVfefgIdMgsnAQ&vpsrc=6&mra=dme&mrsp=2&sz=15&via=1&t=h&z=10

od jutra zaczynam odwrót... :(

rambo
05.12.2011, 11:58
Panie, a bezpiecznie tam..?
np czy jest w nocy prąd i czy nie chodzą po nocy krowy po drogach? :dizzy:

Poncki
05.12.2011, 21:03
Wojna, gwałty na zlecenie... bez zlecenia zresztą też :D

Mixajlo
05.12.2011, 22:26
I dzieci jedzą...

majki
07.12.2011, 11:08
Dementuję: prąd nie chodzi w nocy po ulicach, wojny się nie gwałcą, a dzieci nie jedzą krów...czy jakoś tak. :D

Wstaję chwilę po wschodzie słońca. :dizzy: Po pierwsze mój materac leży centralnie w słońcu, więc się robi patelnia migiem...

26854

...a po drugie tabuny much też się obudziły i zaczęły być delikatnie mówiąc irytujące. :mur: Zwlekłem się i poszedłem rzucić okiem na okolicę o tej barbarzyńskiej porze. ;)

26855

Tam spałem

26856

26857

W sumie jest fajnie, pusto, cicho, jeszcze nie ma upału. Jakiś inny świat niż wczoraj zastałem. ;) Krzątam się chwilę po plaży, potem wracam do wiaty i zaczynam się powoli pakować. Koło 8mej chciałem ruszyć. Po dłuższej chwili zwleka się reszta ekipy (część spała na sąsiednich materacach, część w swoich namiotach). Odbywam miłą gadkę z jednym z instruktorów (też motórzysta, :Thumbs_Up:), szkoda, że wczoraj wieczorem poza stwierdzeniem "fajna Afryka", więcej nie powiedział, byśmy mieli więcej czasu na rozmowę. :Sarcastic: Teraz on jedzie po zakupy do miasta, a ja spadam atakować Albanię. No cóż, taki lajf. ;) Żegnam się i wyginam w trasę.
Wszędzie jeszcze pusto, samochodów nie ma, ludzie się nie krzątają, tylko mój wydech zakłóca okolicę. :D
Lecę opłotkami omijając Ulcinj i kieruję się na Sukobin. Przed granicą jeszcze tankowanko do pełna i zakupki, co bym nie uschnął po drodze. Plan obejmuje dostanie się nad Jezioro Ochrydzkie w Macedonii. Albanię biorę tylko tranzytem, bo na planowane traski górskie nie będę się pchał sam, bez kostek. Poprostu kiedyś tu wrócę w wersji off. ;) :Thumbs_Up:

Podjeżdżam na granicę, stoi kilka samochodów do każdego okienka, więc ustawiam się na końcu i poczekam, długo przecież to trwać nie będzie. Widzę, że ludziki z puszki obok mnie coś do mnie machają i pokazują na budynek na granicy. Nie łapię wogóle o co kaman, a oni dalej sugestywnie placami w tą samą stronę. Przyglądam się i nic specjalnego nie widzę, budynek a obok przejście dla pieszych między budkami pograniczników. trwa to chwilę, ja już zdurniałem do reszty i nie kumam nic. Nagle wychodzi pogranicznik i pokazuję, że motori tamtędy, czyli przejściem dla pieszych. :dizzy: Niby luz, ale jakoś tak ostrożnie podjeżdżam i wbijam się w wąski przesmyk. Podjeżdżam do jednego okienka, pusto, do drugiego, znowu pusto. No to staję i czekam, aż ktoś wyjdzie lub pogoni. Po chwili przychodzi pogranicznik, bierze papiery, skanuje, ogląda i każe jechać dalej.

No i jestem w Albanii. Poszło nad wyraz sprawnie. :)

26858

Zaraz za granicą jest fajna tablica z zabytkami i ciekawostkami albańskimi

26864

Naginam na Shkoder, nuda i gorąc. Jak dojeżdżam do Shkoderu termometr przy drodze pokazuje: 9:30 35stC. :vis: Będzie hardkor, a dziś się nie będę wznosił z nizin za dużo. :Sarcastic: Lecę dalej, droga nic specjalnego, puszki jeżdżą, widoki słabe, no cóż to w końcu trasa na stolicę.

26859

Po godzinie zjeżdżam na stację coby w cieniu się schować. :dizzy: Temperaturowa M A S A K R A. :mur:

26860

26861

Stacja duża, stanowisk od groma, a nie ma żadnego sklepiku, budki, tylko gość siedzi sobie na krzesełku i przyjmuje płatności do łapy. Dobrze, że mam pełny bak. Do Macedonii może styknie. ;) Siedzę w cieniu chwilę, wcinam jakieś ciasteczka na śniadanie i popijam obrzydliwie gorącym sokiem z butelki. Normalnie na słońcu beton/asfalt parzy przez grube podeszwy butów. :Thumbs_Down:

Po dłuższej chwili zbieram się w sobie i ruszam na podbój Tirany. Już coś przeczuwam, że będzie ciężko...ale co zrobić? Co większe miasteczko to się robi rzeźnia, korki, trąbienie, pchanie gdzie się da. Dobrze, że na motórze jest łatwiej uciec z takiego syfu.
Dojeżdżam do bram Tirany, ruch gęstnieje, włączam super czułą funkcję: "oczydookołagłowy" i szturmuję.

26862

Dużo samochodów ma angielskie lub niemieckie blachy, podejrzewam, że gdzieś ok. połowy populacji.
Brnę dalej w miasto, nawi mnie prowadzi, a ja nie wnikam, mimo, że coś mi śmierdzi...nie mam siły w tym upale...
Wpadam w nieeeezły korek. Na 5 pasach stoi z 7 rzędów puszek. :dizzy: Nawet rower się nie zmieści między nimi, a żar leje się z nieba, asfaltu, chłodnic i wszystkiego dookoła... :dizzy:

26863

Stolica...

ofca234
07.12.2011, 11:22
Co większe miasteczko to się robi rzeźnia, korki, trąbienie, pchanie gdzie się da.

az przypomniala mi sie taka nasza rozkminka kiedy jechalismy trasa (srodkowy kawalek bardzo malowniczy) Shkoder - Tirana - Elbassan - Struga.

kiedy jest maly ruch to lewy pas sluzy do jazdy szybko, srodkowy do jazdy pod prad, prawy do parkowania i jazdy rowerem / skuterem. kiedy jest duzy z trzech robi sie piec, przed samym wjazdem na rondo siedem i wojna. ;)

Na trasie Shkoder - Tirana widzialem bezzalogowego osla. Szedl sam, poboczem drogi z ladunkiem drewna na plecach. Jego oczy mowily, ze ma do wykonania misje i wie gdzie idzie. Od tej pory darze osly duzym szacunkiem ;)

majki
07.12.2011, 11:40
Czyli jechaliśmy tą samą trasą przez Albanię. ;) Fakt, momenty były fajne, ale bez szału. W MNE było fajniej. Wolałbym się poszwędać gdzieś bocznymi trasami, ale to z lepszą mapą w nawi i mapniku. ;)
Ruch w Alb nie był taki znowu tragiczny, spodziewałem się lepszej szopki. :) Ale też nie byłem tam za długo. Dalej Stambuł to było największe wyzwanie jak do tej pory. ;)

wilczyca
07.12.2011, 15:33
Ha! pamiętam tę granicę. Jechałam końcem września tą samą trasą przez Albanię, ale w odwrotnym kierunku. Dojeżdżamy z kumpelą do granicy z Czarnogórą, kolejka... ale celnicy (!) machają na nas i pokazują wąskie, boczne przejście między budynkiem a budkami... No to jedziemy... skoro służby każą... przejechałyśmy wolniutko, ale ponieważ nikt od nas nie chciał dokumentów (przynajmniej nie zauważyłyśmy), oddaliłyśmy się z umiarkowaną prędkością zaglądając na wszelki wypadek w lusterka ;) Bardzo przyjazna granica dla motocyklistów.
A Tirana? Na ten temat można by założyć osobny wątek ;) Mi najbardziej utkwiło w pamięci oczekiwanie na zmianę świateł - czerwone: stoimy... osobnik z prawego pasa postanawia właśnie zawrócić przez środek skrzyżowania i to właśnie czyni. Stoimy 3 sekundy... auta zaczynają ruszać. Nikt już nie ma cierpliwości, pierwszy rząd pojazdów już w połowie przejścia dla pieszych. Kiedy zapala się zielone, część aut już dawno jest poza skrzyżowaniem ;) My miałyśmy czelność stać w pierwszym szeregu na czerwonym dłużej, ale od razu Albańczycy zwrócili nam dźwiękowo uwagę, że przesadzamy... Policja na co trzecim skrzyżowaniu niewiele pomaga... Eh, tęsknię...

majki
07.12.2011, 15:46
ponieważ nikt od nas nie chciał dokumentów (przynajmniej nie zauważyłyśmy), oddaliłyśmy się z umiarkowaną prędkością zaglądając na wszelki wypadek w lusterka Bardzo przyjazna granica dla motocyklistów.
No to ja tak odważny nie byłem. :p
Poczekałem aż ktoś się mną zainteresuje. ;)
A w takich miastach trzeba się wczuć w "rytm miasta". 2oo łatwiej niż puszką to idzie. :)

majki
09.12.2011, 15:29
Tkwię w tym korku, szukam opcji, żeby się jakoś przebić i nie bardzo widzę wyjście. :mur: Makabra. Wtedy też zauważam, że skutery i inne jednoślady przed korkiem wbijają na wąski chodnik i przeganiając pieszych walą wzdłuż korka. :dizzy: Że też na to nie wpadłem wcześniej, teraz stoję na środku jezdni i nie bardzo mam się jak przebić na bok. Jakoś po 1-2 samochody się cisnę do przodu, kombinuję strasznie, pot mi zalewa oczy, odkryta skóra zaczynać piec. MAKABRA. Wbijam na rondo i przestaję mieć skrupuły. DZIDA. Naginam przez miasto, jak coś to trąbię i jakoś się jedzie. Tylko każdy postój na światłach przypieka nie miłosiernie. :vis:
Policja kieruje rucham na niektórych skrzyżowaniach, ale standardowo nie wiele to pomaga. :p

26959

Nawi prowadzi mnie centralnie przez sam środek Tirany, to jest uniwerek Matki Teresy.

26960

Nie mam pojęcia po co tamtędy mnie poprowadził gps. :mur: Ale ok, jest za gorąco, żeby myśleć, nie mam też mapy miasta.:dizzy: Jakoś pokluczyłem po bocznych drogach i w końcu wyjeżdżam na trasę.
Później jest nudna droga przez Albanię, jakieś smętne miasteczka, upał, wioski, upał, trochę górek, znowu upał...

26961

26962

Po drodze jeszcze mały postój pod jakimś sklepem (trzeba wydać te 500LEK, które wyjąłem ze ściany w Tiranie, na wszelki sluczaj ;))
Dalej znowu upał. Jeszcze tylko tankowanko. Widzę jakąś większą stację i znaczki kart na słupie. Zajeżdżam, pokazuję kartę i widzę kiwnięcie głową. Zalewam do pełna i idę płacić plastikiem. Gość musiał aż wołać babkę ze sklepiku obok, żeby obsłużyła terminal, ach ta technologia. :p Na szczęście ze mną poszło zwinnie. :) Za to jakiś koleś co tankował obok ma wąty do obsługi i robi się mały syf.

26963

Ja zbieram zabawki i spadam na Macedonię.
Ostatnia "prosta" w Alb i już widzę jezioro Ochrydzkie.

26964

Granica macedońska idzie sprawnie, ale upał nadal przytłacza.

26965

Przejeżdżam przez miasto Struga (spore, turystyczne miejsce) i teraz już jadę cały czas po brzegu jeziora. Widoki są fajne, woda czysta. :drif:

26966

Przy drodze co chwilę wyrastają małomiasteczkowe plażyczki, woda normalnie czysta jak łza, delikatny turkus, ludzie się kąpią...ja też chcę. Może za chwilę, jak wyjadę z kolejnej miejscowości, gdzieś z boku...
Po jakiejś chwili widzę szyld "Bay of Bones". Brzmi ciekawie, zajrzymy co tam jest.

26967

Z góry wygląda ciekawie, więc pójdziemy się przejść, mimo, że żar dobija. picie w łapę i idę.
Jak narazie dzisiejsza trasa wygląda tak:
http://mapy.google.pl/maps?saddr=Nieznana+droga&daddr=41.3173529,19.8213712+to:Trasa+501&hl=pl&ll=41.409776,19.940186&spn=2.788998,4.235229&sll=41.322428,19.820323&sspn=0.021819,0.033088&geocode=FbvffgIdfwwnAQ%3BFehzdgIdO3MuASlT39yB4jBQE zF35MJbo4qv3A%3BFbiFcQIdWWM9AQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=1&sz=15&via=1&t=h&z=8

cdn...

majki
16.12.2011, 11:18
Schodzę do kasy, płacę stawkę studencką (30denarów=0,5ojro :D). Miejscówka fajna, zadbana i fajnie zrekonstruowana. Jest to zbudowana w 2008r replika tego co znaleziono na dnie jeziora przy brzegu. Do dziś są tam prowadzone podwodne prace archeologiczne (jest przy okazji szkółka nurkowa, a w takiej wodzie aż się chce nurkować :drif:)
http://www.mav.mk/article.php?lang=en&article=22#

27141

27142

Woda turkusowa, czyściutka, widoczność na kilka metrów w głąb bez problemowo, ryby, wodorosty, no poprostu piknie. :)

27143

27144

27145

Chatki były w środku wyposażone wg epoki, zrobiony barłóg ze skór, jakieś łóżeczko dla dziecka, coś na kształt kuchni. Wszędzie pełno skór ze zwierzyny, jakieś przyrządy. Ogólnie fajnie zrealizowane, bez kiczu.

27147

Domki zbudowane z gałęzi oblepionych gliną fajnie izolowały upał, w środku było całkiem przyjemnie.

27146

Strzecha zrobiona z trzciny

27148

Idę jeszcze obejrzeć, położony obok, park z dawnych czasów otoczony resztkami muru. Jest fajny widok na okolicę, gdyż park jest na pagórku.

27149

27150

Fajnie jest, ale upał mnie wysusza, a ja wysuszyłem już butelkę z piciem. :dizzy: Opuszczam miejscówkę z OLBRZYMIĄ ochotą na kąpiel w tym jeziorze. Pakuję się na moto i ruszam dalej szukając jakiegokolwiek zejścia do wody bez zbędnej syfilizacji. No i szukam....szukam...i nic. Jak jest jakiś dostęp do wody, to akurat jest ośrodek albo inne duże coś z ogrodzeniami, puszkami i tłumami ludziów. A dopiero co w każdej mieścince przy brzegu była plaża miejska. No ale przecież się nie będę wracał, coś się jeszcze znajdzie...jaaaaasne.:mur: Droga idzie już na skarpie przy brzegu i nie ma żadnych zejść do wody.
Jadę, dróżka fajna, ale do jeziora dalej się dostać nie mogę. :Sarcastic: Dojeżdżam do Ljubanishta i jakiś autochton zagaduje do mnie czy szukam noclegu. Odpowiadam, ze tak się rozglądam po okolicy. Poleca mi trasę do St. Neum położonego tuż obok (bardzo stary klasztor, popularne turystycznie miejsce w Mac). Skoro jestem tak blisko to zajadę. Może będzie jakaś plaża...
Po chwili są kierunki na St. Neum, odbijam z głównej i wita mnie szlaban z kasą. :eek: Za szlabanem dużo ludzi, gwar. Myślałem, że będę musiał płacić za zwiedzanie klasztoru, a nie za wjazd na sam teren. :mad: Chwilę rozkminiam przed blokadą i się zawijam spowrotem. nie lubię takich akcji, a samo zwiedzanie klasztoru było mało kuszące. Wolałbym się na spokojnie pokręcić gdzieś w okolicy, cyknąć jakąś fotkę i spróbować wody w jeziorze, ale nie za kasę. :Thumbs_Down:
http://en.wikipedia.org/wiki/Monastery_of_Saint_Naum

Lekko wkurzony zawracam wyginam dzidę na dzisiejszy dalszy plan: Park Narodowy Galicica, położony między jez. Ochrydzkim i jez. Prespa.

27151

http://www.galicica.org.mk/Ang/Pages/Leisure/Leisuremap.htm

Droga na mapie zapowiada się dobrze. :D Więc naginam. Mam nadzieję, że w drugim jeziorze sie wykąpię, wręcz jest to postanowione. :cool: Droga idzie zakosami do góry, jest dooobrze, znowu zamykam opony. :drif:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Trasa+501&daddr=Nieznana+droga+to:E65&hl=pl&ll=40.963956,20.842609&spn=0.087756,0.132351&sll=40.916626,20.749955&sspn=0.021955,0.033088&geocode=FXaEcQIdfGM9AQ%3BFTJRcAIdjJA8AQ%3BFUw0cwId Ep1AAQ&vpsrc=6&mra=ps&t=h&z=13

27152

27153

Dojeżdżam na przełęcz Baba.

27155

Widok na Ohryd są całkiem całkiem i temperatura wreszcie trochę odpuszcza. :)

27154

Szybkie fotki, widoki i zwijam się dalej, bo się robi późno.
Po przejechaniu pomiędzy szczytami widzę drugie jezioro. Jest cel.

27156

Znów serpentyny na dół, tylko asfalt gorszy i więcej syfu na drodze. Ale co tam, się jedzie fajnie. :)
Po dłuższej chwili dojeżdżam na dół. Kierunek: nad jezioro i do woooody. :drif: Skręcam na południe na miejscowość Stenje. W mieścince lekko kluczę, ale w końcu widzę wielką plażę, ale zarazem sporo ludziów na niej. Wzdłuż wiedzie za to fajny szuterek to odwijam i znikam w tumanach kurzu. :D Może dalej się uda na osobności rozłożyć?

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Trasa+501&daddr=Nieznana+droga+to:Nieznana+droga+to:40.94491 51,20.9042791+to:E65&hl=pl&ll=40.942175,20.913076&spn=0.043893,0.066175&sll=40.942791,20.909386&sspn=0.010973,0.016544&geocode=FXaEcQIdfGM9AQ%3BFTJRcAIdjJA8AQ%3BFVKVcAId PE4_AQ%3BFRPFcAIdV_k-ASm1e-tEdchQEzGcuf6J8ElFBw%3BFUw0cwIdEp1AAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=3&sz=16&via=3&t=h&z=14

Odcinek bardzo fajny, wyżywam się z lekka, ale plaża po chwili zarasta tarakami i innymi chwastami, więc kąpiel tylko z ludźmi. :Sarcastic: Nawrotka i znowu chwila dzidy. :D Zajeżdżam na plaże i idę obadać wodę. No i się załamałem. Ohrydzkie były krystalicznie czyste, a to jest bardziej jak sadzawka niż jezioro. Woda mętna, syfiasta, jakieś śmieci i smrodek. :Thumbs_Down: Zdegustowany rezygnuję (mimo duuuuużego, wewnętrznego ciśnienia). Jestem wściekły na siebie, że nie wykąpalem się wcześniej, po drugiej stronie góry. :mur: No cóż, życie.
Naginam na Resen szukając po drodze jakiejś miejscówki do spania, bo powoli już słońce zaczyna zachodzić. Mijam jakieś stare, rozsypujące się, postkomunistyczne ośrodki/kempingi na brzegu jeziora. Dolatuję do Resen, zakupki w sklepie i szukam noclegu. Parkuję pod hotelem w centrum i ryzykuję pytanie o cenę. :p W odpowiedzi słyszę, że nie ma wolnych miejsc. :eek: Dopytuję o jakieś inne miejscówki w tym "mieście" i się okazuję, że może być ciężko, bo coś tam... Koleś mi daje namiar na jakiś zajazd pod miastem. Przed odjazdem atakuję jeszcze piekarnię. Po chwili znajduję wskazaną miejscówkę, ale coś pusto i głucho. Wchodzę do środka, znajduję jakiegoś ludzia i dopytuję o opcje. Cena na kolana nie powala, ale nie jest źle. Dostaję jedynkę z własna łazienką (w której utopię żałobę po kąpieli w jeziorze ;)). Damy radę. Jestem chyba jedynym gościem.

27157

Wieczorne planowania dnia kolejnego, małe ogarnięcie się i idziemy :spac:
Jutro powrót do Łunii...

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Trasa+501&daddr=Nieznana+droga+to:Nieznana+droga+to:40.94491 51,20.9042791+to:E65&hl=pl&ll=41.007884,20.880203&spn=0.35079,0.529404&sll=40.942791,20.909386&sspn=0.010973,0.016544&geocode=FXaEcQIdfGM9AQ%3BFTJRcAIdjJA8AQ%3BFVKVcAId PE4_AQ%3BFRPFcAIdV_k-ASm1e-tEdchQEzGcuf6J8ElFBw%3BFUw0cwIdEp1AAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=3&sz=16&via=3&t=h&z=11

Ktoś wie co się stało z linkowaniem z Google Maps? W trakcie pisania posta nagle przestało działać i zniknęła nawet ikonka z paska obok YT itp?? Coś zepsułem czy co? :dizzy:

ofca234
16.12.2011, 13:27
27154


ta Twoja opowiesc to lek na zime - przypomina mi mase miejsc, w ktorych bylem. Kiedys zwariowalem i dokladnie z tego miejsca wystartowalem paralotnia (w tandemie oczywiscie).

Nad jeziorem prespanskim mozna spac na kemping w Ostasevie. Wjezdza sie przez brame hotelu Evropa, ktory aktualnie jest opuszczony (przewodnik sprzed 5 lat twierdzi, ze to luksowe miejsce) i wyglada tak:

http://www.panoramio.com/photo/21956893

widok z tarasow (ogolnodostepnych) tak:

http://www.panoramio.com/photo/31739216

Motor w Naumie mozna zostawic gdzies przed parkingiem. Fajnie jest pocisnac w lewo drozka przed tym szlabanem, w strone opuszczonego pgr. Mija sie go, takze maly kosciolek i droga prowadzi Cie do zrodel jeziora. (dobrze widac na google maps).

Na mapie tez widac szutrowki, ktorymi mozna podjechac do jeziora. Miejscowi rozbiajaj sie tam na dziko, na lewo od campingu Lubanista.

majki
16.12.2011, 14:23
ta Twoja opowiesc to lek na zime - przypomina mi mase miejsc, w ktorych bylem.
:)

Kiedys zwariowalem i dokladnie z tego miejsca wystartowalem paralotnia (w tandemie oczywiscie).
Zazdraszczam, musiało być szałowo, bo miejscówka dobra. Sam od kilku lat mam gdzieś zakopany w mózgu plan na kurs paralotniarski...tylko coś się zebrać nie mogę. ;)

Nad jeziorem prespanskim mozna spac na kemping w Ostasevie
Chyba go widziałem, ale nie miałem namiotu i otoczenie nie było zbyt zachęcające.

Motor w Naumie mozna zostawic gdzies przed parkingiem. Fajnie jest pocisnac w lewo drozka przed tym szlabanem, w strone opuszczonego pgr. Mija sie go, takze maly kosciolek i droga prowadzi Cie do zrodel jeziora. (dobrze widac na google maps).
Pewnie tak, widzę te ścieżki, ale wtedy mi się nie chciało kombinować, miałem jeszcze trochę do przejechania tego dnia, a to był taki plan z doskoku. Ale dobrze wiedzieć, że są jakieś inne opcje.

Na mapie tez widac szutrowki, ktorymi mozna podjechac do jeziora. Miejscowi rozbiajaj sie tam na dziko, na lewo od campingu Lubanista.
Stałem na krzyżówce z kierunkowskazem na kemping Lubanista i tam gadałem z tym autochtonem, który mnie wysłał do Neum. W tamtej fazie już chyba sobie wymyśliłem, że się wykąpie w Prespanskim. ;)

ofca234
19.12.2011, 00:19
moj lot (w tandiemie) odbyl sie w 2008. Bylismy tam jeszcze dwa lata pozniej i moja dziewczyna chciala powtorzyc - okazalo sie, ze wszystkie loty sa odwolane, bo jakis czas temu, ktos sie rozbil lecac w tandemie i badali ten wypadek. to w ogole byl jakis pechowy rok bo wtedy tez zatonal ten statek na jeziorze ochrydzkim, gdzie zginelo jakies 15 osob a fale na jeziorze byly takie jak w Baltyku. Sam lot to mega przezycie, widokowo cos przepieknego - koszt 50 euro od glowy. Polecam wszystkim - szczegolnie tym, ktorzy jak ja maja lek wysokosci. bardzo sie tepi bo takim przezyciu ;)

W Lubaniscie jest chyba najladniejsza (choc popularna) plaza po macedoniskiej stronie jeziora i moim zdaniem to najfajniesze jezioro w Macedonii. Brak kapieli tam to byl blad :)

Kemping w ostaszewie 'z drogi' nie zacheca - ale jest praktycznie zapomniany, jezdza tam tylko macedoncy emeryci, jest maly, ale na miejscu jest bardzo ok widokowo. dobre, spokojne, niezatloczone miejsce na nocleg. w samych Ostasevie byla b. spoko knajpa z tanim, dobrym zarciem.

ehhhh....

Pajdor
20.12.2011, 12:23
Polecam wszystkim - szczegolnie tym, ktorzy jak ja maja lek wysokosci. bardzo sie tepi bo takim przezyciu ;)




Mógłbyś rozwinąć ten wątek

ofca234
20.12.2011, 15:01
bedzie dlugo, ale skoro jest zima to chyba mi wybaczycie.

generalnie mialem kolosalny lek wysokosci - moim papierkiem lakmusowym byla wieza monastyru Gora Humoru.

rok przed lotem wejscie na ten balkonik:

http://www.bucovina360.ro/galerie/humor22222.gif

byl mnie mega wyzwaniem. Kiedy juz udalo sie wejsc, z dupa przyklejona do sciany niczym homofob w Utopii robilem trzy szybkie fotki i wracalem jak najszybciej na dol wyrownac oddech.

Same okolicznosci lotu byly tez niezwykle.

Lot na paralotni wyszedl jakos tak bardzo spontanicznie, niby poszedlem sie zapytac ile to kosztuje a wrocilem umowiony na nastepny dzien rano nie zastanawiajac sie ze punkt widokowy (start) a plaza kempingu Lubanista (ladowisko) to jakies 500-700 metrow (na oko) roznicy poziomow, co moze stanowic dla mnie pewnien problem.

Pojechalismy na miejsce startu

https://lh5.googleusercontent.com/-SlE5OHFEUkc/SOJ1-33_0bI/AAAAAAAABmg/2-rlwtJVu-I/s640/dscf0091.jpg

Na dzien dobry okazalo sie, ze "moj" paraszutnik po angielsku umie powiedziec 50 euro, bjutiful flajt i sit daln gut. Z drugim nie bylo bariery jezykowej, ale byl o glowe nizszy ode mnie, wiec musial leciec z dziewczyna (ktora jest odwazna). Za pomoca jezyka migowego ustalilismy z moim lotnikiem, ze na haslo 'go' biegniemy razem do przodu i wtedy wystartujemy. Dostalem takie smieszne siedzisko, do ktorego za uda i ramiona przypinasz sie paskami, a nastepnie to siedzisko za pomoca dwoch karabinczykow przypinasz do swojego lotnika. Oprocz tego kask, aparat foto w reke i jestes gotowy na przygode.

https://lh4.googleusercontent.com/-mzkr51m1fxk/SOJ15jBDYYI/AAAAAAAABmI/RYCIF3ohKv4/s640/dscf0089.jpg

generalnie mine mialem nietega:

https://lh3.googleusercontent.com/-vDLvTf7soO8/SOJ2DeJnP7I/AAAAAAAABts/UlweZSwBmjg/s512/dscf0093.jpg

Gosc mnie przypial, dal sygnal "go" i biegniemy przed siebie. Cos tam krzyczy. Czasza (skrzydlo paralotni) podniosla sie, cos szarpnelo i sie wywalismy. Troche nas przeciagnelo bo tych wielkich kamulcach, lekko rozcharatalem sobie reke. Gdy przybiegl drugi parasztunik okazalo sie, ze 'go' powinno znaczyc "biec".... ale niekoniecznie do przodu.

Drugi start odbyl sie przy pomocy 'tlumacza' czyli drugiego lotnika. Bieglismy w lewo i do tylu. Za chwile bylismy w powietrzu. Spojrzalem miedzy nogi i zrozumialem, ze to popelnilem blad

https://lh5.googleusercontent.com/--yn-tgCI-wk/SOJ2JVTJLxI/AAAAAAAABnk/E8kUHFTMy8c/s640/dscf0096.jpg

Na poczatku lotu mialem zamkniete 2 sekundy oczy, potem otwieralem je na 3, robilem w panice zdjecie i znowu zamykalem ;)

https://lh4.googleusercontent.com/-cuQVc3oBAQc/SOJ2n3z6CnI/AAAAAAAABqs/Me1Zkczzoo0/s640/dscf0112.jpg

po dluzszej chwili poddalem sie i powiedzialem paraszutnikowi, ze ma wyladowac jak najszybciej. jego zapewniania 'bjutiful flajt' nie robily na mnie zadnego wrazenia i rozkazalem mu obrac kurs na ladowisko. Tyle, ze do ladowiska byl dluuuuuugi kawalek

https://lh3.googleusercontent.com/-8hDkaD9P9jk/SOJ3B1yhO4I/AAAAAAAABsw/4aP0Ai-N4iM/s640/dscf0123.jpg

Lotnisko, czyli plaza poprawej stronie zdjecia. Generalnie trwalo to jakies 15 minut. W miedzyczasie skonczyla mi sie karta w aparacie, ale tak mi sie trzesly rece, ze nie udalo sie skasowac poprzednich zdjec, wiec wielu zdjec nie zrobilem ;)

Troche sie uspokoilem nad sama woda - chociaz przesadzil bym twierdzac, ze sie wyluzowalem - zamiast paniki byl strach - ale taki do opanowania. sielanka trwala do momentu kiedy zrozumialem, ze parasztunik cos mowi o poprawieniu paskow, ktorymi jestem przytroczony do tego siedziska. Jak sie okazalo, ze wszystkie sa poluzowane i w sumie to mnie nie trzymaja mina mi znowu zrzedla. Szarpalem sie z nimi kilka minut, ale wreszcie jakos je poprawilem z pomoca pilota.

Jakis czas pozniej wyladowalismy. Przy ladowaniu standartem jest wywrotka, bo ciezko utrzymac synchronizacje biegu w dwie osoby. Znajomi mowili, ze bylem zielony na twarzy. Po dwoch Skopsko i kilku petach wrocilem do zywych.

Kilka dni pozniej znowu bylismy na Bukowinie. Wlazlem na ten balkonik, zapalilem papieroska, obejrzalem okolice z gory, zrobilem zdjecia i po 15 minutach wrocilem na dol totalnie wyluzowany. ;)

Pol roku pozniej, z lekka taka niesmialoscia, polecialem 600 metrow nad ziemia szybowcem jako pasazer. Nie powiem, ze sie nie balem w ogole, ale to byla lekka niepewnosc a nie jakas panika.

Ogolnie caly ten szybowiec w porownaniu z paralotnia to jakas lipa ;)

Troche to kosztuje nerwow, ale wiadomo, ze kazdy strach mozna zwalczyc konfrontujac sie z nim. Pewnie powtorka tez by mnie sporo kosztowala, ale znacznie mniej i rzeczy (np. piwko na tych balkonikach na wzgorzy Gellerta), ktorych kiedys sie bardzo balem teraz sprawiaja mi poprostu przyjemnosc.

majki
21.12.2011, 10:57
Sorka za opóźnienia ostatnio, ale w robocie mniej czasu na pisanie, a do tego jakoś wena klapnęła, pogoda się sypie, a poza tym został mi do opisania powrót, a jak wiadomo, "powroty są do doopy" (mimo, że ten był nie najgorszy ;))

Tak więc jestem 13ty dzień na wyjeździe. Odwrót w miarę szybki, ale wg kalkulacji powinienem być w Polszy akurat na koniec urlopu. :) W sumie już mi się kończą pomysły na zwiedzanie, gdyż tego rejonu nie rozpracowywałem wcześniej.

Budzę się rano, zwijam manatki, pakuję krówkę i niespiesznie opuszczam lokal. Nie wprowadzałem sobie żadnej, większej napinki na wyjeździe. Czasem ustawiałem budzik, żeby się nie obudzić np. o 12tej, ale przeważnie też nie wstawałem przed 8mą. :D No cóż, jestem leniuchem z zamiłowania. :haha2: Motel czy tam zajazd chyba faktycznie nie miał za wielu gości, jeżeli miał wogóle jakiś poza mną, bo nie spotykam nikogo poza obsługą. No cóż, wyspać się wyspałem, woda w kranie była i to nawet ciepła, prąd w gniazdkach też, wiec było nieźle. ;) Wsiadam na motóra i spadam w trasę. Dziś będzie przelot przez Macedonię i Serbię, aby na noc zadekować się w Łunii czyli piknej Romanii. :)

Jak zwykle w tych rejonach jest już gorąco i zapewne kolejny dzień będzie patelnia. Nie powiem, żebym do tego przywykł, szczególnie, że jestem z "chłodnego wychowu" i nigdy za skwarem nie przepadałem, już chyba wolę marznąć... Niestety wyjścia nie mam, więc pakuję się w tą niekończącą się saunę. :dizzy: Z Resen kieruję się przez małe górki na Bitola, a dalej na Prilep. Narazie ancfalt, ale jest trochę kręto, więc nie najgorzej, chociaż puszki popier.alają strasznie, łykają mnie nawet na winklach. :eek: Ale bez stresa, przeca nie jestem na wyścigach. Okolica mało ciekawa, trochu syfiaście, jakieś slumsy, a w Bitoli widząc kierunkowskazy na Grecję (kilkanaście km) zaczynam mieć jakieś dziwne myśli...ale stwierdzam, że nie ma co. Jechać tylko po to, żeby odhaczyć kolejny kraj, bez sensu. :p Poza tym jest za gorąco, a tam pewnie wcale chłodniej nie będzie. ;) No i musiałbym nadłożyć sporo km, bo przejścia z Mac są coś rzadko, no i tam jeszcze jakiś kryzys, strajki, zamieszki, środek sezonu, eee tam, może kiedy indziej. Lecimy dalej :at:. Droga nudna, ruch średni, ale jakoś się jedzie. W pewnym momencie widzę z prawej wróbelka na kolizyjnym. Zrobić nic nie mogę, więc ptaszydło wpada pod czachę, a ja dostaję snopem piórek po paszczy. Nic z motóra nie odpadło, więc jadę dalej. Sprawdzi się później. :rolleyes:

W Prilep odbijam w M5 i po chwili się zaczyna czadzik. :D

27327

Mijam sztuczne jezioro, jakąś żwirownię (wszystko wokół jest zapylone białym syfem, aż oczy bolą od tej jasności, i do tego sporo tirów z urobkiem jeździ) i kawałek dalej gdzieś ginie asfalt. :drif: Robi się kamienisty, jasny, szuterek, a przed sobą widzę niezłe górki, które pewnie będę musiał przekroczyć. :D

27328

Droga idzie serpentynkami pod górę, mijam jakiś kościół na zboczu i naginam dalej. Żwirkowa nawierzchnia trochę miota motórem, ale jest git. :) Pnę się do góry, życia żadnego nie widać, skwar leje się z nieba. Po dłuższej chwili dobijam na przełęcz i zaczynam zjazd z drugiej strony. Na horyzoncie dalej nie ma nic ludzkiego. Fajne to odludzie, tylko żebym nie fiknął jakiejś głupoty, bo mnie tu nikt nie znajdzie pewnie przez tydzień. :rolleyes: Serpentyny fajne, pokręcone, puste, szutrowe. :)

27339

Z drugiej strony jest trochę drzew i widoki się kryją w zieleni. Do tego powietrze chyba stanęło i jest spalarnia niezła, ważne, żeby się przemieszczać, to pęd powietrza cokolwiek daje.

27329

Po kolejnej dłuższej chwili szuterek przechodzi w zajefajny, szeroki dukt, na którym odkręcam dużo żwawiej. Łuki pokonuję slajdami i jest piknie. :D Ładnych kilkanaście kilometrów, równego, szerokiego szutru, w cieniu przydrożnych drzew. :drif: Po bokach pojawiają się pojedyncze domki, wille, gospodarstwa... mniodnie. Nawet fotki nie strzeliłem, tak mi się fajnie jechało. ;)

Niestety szuter się kończy i zaczyna się asfalt. Pojawiają się puszki i znowu trzeba się przebijać do przodu. A było tak fajnie... Jadę na Veles. Puszki łykam po kilka i napieram do przodu. Kontrolka rezerwy daję znać żeby poszukać jakiegoś paliwka, więc wytężam wzrok, bo w POI nie ma żadnych stacji w okolicy. Miasteczko spore, coś będzie na pewno. Atakuję Lukoila na wyjeździe z miasta, ale niestety właśnie mają zrzut paliwa. Po anglisku mi mówią gdzie następna stacja. ;) 3km dalej zjeżdżam na kolejną stację, pokazuję plastik płatniczy i leję do pełna. Tzn. Pan mi leje, bo nie ma samoobsługi. Wogóle to dosyć częsta opcja w tych rejonach. Czasem udawało się samemu zalać, ale przeważnie ktoś z obsługi musiał się tym zająć, niejednokrotnie zachlapując bak i okolice wachą. :Sarcastic: Paliwo do pełna, na stacji jakiś rogalik i jogurt i mamy jeszcze śniadanie odhaczone. :D Koleś przy kasie zagaduję standardowo: "skąd przybywam, dokąd jadę, coś tam o Polonii...". Nawet się fajnie gada, mimo, że języki mało podobne. :) Śniadanko na krawężniku stacji (przynajmniej jest cień) i obserwuję ruch uliczny.

Za Veles jadę dalej M5 na Kadrifakowo. Nudny, prosty asfalt.

27330

W miejscowości Lozovo odbijam w lewo ścinam kawałek przez pola i wioski kierując się na Sveti Nikole.

27331

Się jedzie, jestem wyluzowany i straciłem czujność łasicy.:mur: W Preshirovo skręcam na zakazie skrętu w lewo, mimo, że nawi karze jechać w prawo, ale policji nie widzę, co mi tam. :p Jadę sobie spokojnie ulicą. Za winklem wychodzi stróż prawa i mnie zatrzymuję. Kurde, skąd wie, przecież stąd nie widać tamtego skrętu, kamer tez nie ma, bo to jakaś mieścinka. JAK?? :dizzy: Coś tam brzęczy po swojemu, ja nic nie łapię gram głupa (nie panimaju). Trwa to chwilę, ja jego nic nie rozumiem, on mnie chyba też. W końcu koleś się poddaje i prosi o pomoc młodego taryfiarza. No i z tłumaczem, po angielsku mi wyjaśnia o co kaman. Tu jest jednokierunkowa i dlatego tam był zakaz skrętu. :mur: A ja jak ten dekiel pomyślałem, że przechytrzę nawigacją, bo się nie zna. :hehehe: Coś tam o mandacie zaczyna być mowa, więc pokazuję na gps i mówię, że mnie tak prowadzi, że nie zauważyłem znaku, że bardzo przepraszam, że nie chciałem itd. Taksówkarze wokół już mają ubaw, "idiota co się patrzy w mały wyświetlacz, zamiast na drogę" itd. P dłuższej negocjacji puszcza mnie wolno i każe bardziej uważać na drodze. Oczywiście przytakuję, przepraszam i dziękuję. ;) Nawet mogę pojechać dalej pod prąd, w końcu zostało mi z 50m tej ulicy. :D
Naginam na Kumanovo i jest już tylko prosty, gorący asfalt.

27332

Pojechałem tędy, żeby ominąć płatny odcinek ałtobana z Veles do Kumanovo. Ogólnie na wyjeździe omijałem jak się dało autostrady i ekspresy, a szczególnie jak były płatne. :D Z Kumanova już rzut kamieniem na granicę z Serbiją. Oczywiście nawi na ślimakowym rozjeździe musiał mi jeszcze pokazać kto tu rządzi i przeciągnęła mnie raz w te raz w tamte, cały czas karząc zawracać na ślimakach przy autostradzie. :mur: Olewam ją i jadę tak jak mi się wydaje słusznie. Po chwili jest granica.

27333

Korzystając z chwili postoju sprawdzam czy są jakieś straty po spotkaniu z przedstawicielem latających zwierzaków. I znajduję taki widok:

27334

Owinął się skubany nieźle na mocowaniu kratki. Ale przecież nie będę teraz wydłubywał padliny z motóra. Później się ogarnie temat. ;)

Serbię przelatuję tranzytem. Nic nie ma do zwiedzania, nie ma nawet gdzie zboczyć z głównej trasy. Alex też mi nic nie mógł polecić w tej okolic do zobaczenia, więc tylko jazda. Miały być jakieś fajne, przydrożne bary z super dużymi i dobrymi Pljeskvicami i Cevapi. Jak zgłodnieję to może zajadę. Ale się okazało, że nie widziałem w zasadzie żadnego takiego przybytku, a napewno przy żadnym przydrożnym barze nie było tłumu ciężarówek (znak, że dobre żarło). Cóż i tak jakiś mocno głodny nie byłem... Lecę E75, ciężarówek dużo, puszek też, męczący kawałek. A mówiłem już, że upał jest na zewnątrz? :mur: Nuda, zmęczenie, brak ciekawego zajęcia na drodze i tak mi mija kilka kolejnych godzin. W miejscowości Niś zjeżdżam do jakiegoś dużego, KLIMATYZOWANEGO sklepu i zakupuję coś do żarcia i picia, bo zasoby napojów są na wyczerpaniu, a to co zostało prawie parzy w język. Makabra. Siedzę z pół godziny pod sklepem, wcinając zakupione towary i próbując trochę ochłonąć. Uzupełniam puste butelki i muszę ruszać dalej, bo kawał drogi jeszcze przedemną.

W Knjażevac tankuję na jakiejś małej stacyjce (kartą się dało zapłacić). Znowu Pani musi mi zalać wachę, więc tylko mówię, kiedy ma przestać lać (chcę pod korek, jak zwykle). Odjeżdżając mało nie fiknąłem parkingówki jak próbowałem złożyć boczną stopką na plamie oleju. Czujność łasicy znowu zawiodła...
Dalej jest trochę fajniej, bo droga idzie na lekkie wzniesienia, więc jest lekko chłodniej i coś się dzieje na drodze. Niedługo słońce zaczyna się zbliżać do horyzontu, a ja jeszcze mam kawałek do granicy. Damy radę.

27335

Chwilę po zachodzie słońca melduję się w Kladovo. Przejście graniczne jest na tamie na Dunaju. Na granicy hardkor. Tłum samochodów i tirów w pełnym nieładzie. Przebijam się trochę trawnikiem, trochę między puszkami i ląduję ze 3 miejsca przed budką pogranicznika, zaraz za parą na skuterze. Gaszę silnik i czekam co będzie. Nikt się nie rzuca, ze się wpycham, jest dobrze. Ale na granicy brak jakiegokolwiek ruchu. Nic. Ludzie łażą wokół samochodów, coś tam gadają i niecierpliwie czekają. A "obsługi" nie widać. Mija dłuuuższa chwila i przyłazi pogranicznik razem z kierowcą wypasionej puszki, która stała przy budce, może miał osobistą? :confused: Nagle ruch się wznawia i idzie całkiem zwinnie. Pokazuję papiery i jadę dalej.

27336

Przed granicą Ro tłum jeszcze większy. :eek: No więc dzida między puszki, ludzie machają, żebym jechał, więc nie zwalniam i melduję się pod samą budką. A tam każdego trzepią: bagażniki, bagaże, schowki. Kurczaki, wjazd do Łunii. :Sarcastic: Żebym tylko nie musiał misternie spakowanych tobołów tu rozkładać...idzie pooowoooli. Skuter, który się podbił na chama pod okienko jest skierowany na bok do kontroli (mimo, że nie mieli nawet plecaka :dizzy:). "No to będzie grubo" se myśle. :cold: Nagle podchodzi pogranicznik i zagaduję po angielsku "Polska? skąd, dokąd, czemu sam, jak się podoba...". Na szczęście czujność łasicy się włączyła chwilę wcześniej i nie wdaję się w zbyt zażyłą rozmowę. Ogląda papiry i po chwili temat schodzi co wiozę w bagażu "rzeczy osobiste czy coś więcej??". Więc ładnie panu mówię, że ciuchy i jakieś graty wyjazdowe plus 2 butelki piwa i butelkę wina dla znajomych (zgodnie ze stanem faktycznym ;)). Koleś przytakuje, oddaje dokumenty i witając w Unii życzy szerokiej drogi. Ruszam spokojnie upewniając się czy jednak nie muszę na osobistą zjechać. Nikt nie krzyczy to się zmywam. :)

Cel: Drobeta Turnu Severin i jakieś spanie, bo już ciemno, a ja padam na paszczę. Pierwszy hotelik, pytanie o cenę i szczęka mi opada.:Thumbs_Down: Pytam o jakieś tańsze opcje w okolicy, a facet mi wyjawia, że może jakieś penziony znajdę dalej, ale on się nie zna. No to ruszam w miasto i lookam po szyldach. Dentyści, banki, sklepiki, notariusze, krawcy, apteki, ale penzionów niet. Zrezygnowany już mam ruszać dalej w trasę, licząc na jakiś zajazd/motel, gdy na skrzyżowaniu widzę duży, postkomunistyczny hotel. Rydzyk fizyk, zajeżdżam po przejściu dla pieszych pod wejście i idę pytać o cenę. Ze śniadaniem 80lei. Portier pokazuję mi pokój na 8piętrze, jest lux z PRLu. Biorę, a niech tam, może być fajnie. Pani w okienku wypisuje kwitki, ja stawiam motór pod samym wejściem i mam zapewnioną ochronę portiera i dwóch ochroniarzy. :)

Pokój jest gites :D

27337

Widok z okna na nocne miasto

27338

Chłodny prysznic, TV, jakaś wyżerka resztek z podróży, mapa, kontakt ze światem (w końcu w Unii jest taniej :)) i idziemy :spac:.

Dzień był dłuuugi i męczący, a skóra na łydkach i karku ma już dość słońca od kilku dni...

27340

http://mapy.google.pl/maps?saddr=E65&daddr=41.3663684,21.5756058+to:41.47263,21.6529+to :41.79004,21.94218+to:41.929819,21.9307765+to:43.5 1818,22.21014+to:44.6562,22.53798+to:Strada+Sm%C3% A2rdan&hl=pl&ie=UTF8&ll=42.682435,22.774658&spn=5.466985,8.470459&sll=41.792689,21.914721&sspn=0.043323,0.098877&geocode=FUoicwIdXpxAAQ%3BFWAzdwIdtTdJASkVfQhCeexWE zH6AbrMAWkDZg%3BFXbSeAIdpGVKASkJvlT_HJJWEzGswMPNXh kbUA%3BFViqfQIdpM9OASl7_FKdBdJVEzGLyA423Fca0A%3BFV vMfwIdGKNOASkzg48aP8pVEzE3qHxnEcxPRA%3BFeQImAIdXOZ SASmd55T_WVBURzFz-bgUOXiqKA%3BFUhmqQId_OZXASmdFIP-xC5SRzECNCHfMG-rvw%3BFbQJqQId6LRZAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=3&sz=14&via=1,2,3,4,5,6&t=h&z=7

Rebel
26.12.2011, 01:33
Czadowo!!! Kiedy c.d?

Ashanti
29.12.2011, 21:34
Oj, Majki, szkoda wrobelka ... ale w sumie dobrze ze to tylko wrobelek ...

no ... no ... nie ociagaj sie i dawaj dalej ... bo fajnie piszesz a ja musze sobie zycie urozmaicic i umilic na rehab-ie
no chyba nie chcesz zebym tu padla z nudow ... dawaj ... dawaj w koncu swieta ... nie masz pewnie nic ciekawszego teraz do roboty
nie znecac sie ... pisac

majki
29.12.2011, 21:53
Jutro postaram się coś dopisać w robocie. :) Zostały mi ze 2 odcinki... :(

BTW. jaki rehab?? Coś popsuła znowu??

Ashanti
29.12.2011, 22:38
BTW. jaki rehab Coś popsuła znowu

naprawia to co sie juz popsulo ...:mur: przed Swietami ciecie ...:( a teraz dochodzi do siebie i do formy ...:dizzy: tzn. przygotowania do nowego sezonu ;) :at: :p
na zeslaniu na 3 tyg :mur:

PS. Majki dawaj, dawaj, czekam na ciag dalszy. :D

majki
30.12.2011, 11:18
Aniu, specjalnie dla Ciebie, żebyś miała czym się zająć w tym trudnym czasie. :D

Budzę się rano w hotelu, idę na śniadanie (rozpusta :D). Później szybki kurs na miasto po walutę i zapasy. Na zewnątrz już się robi gorąco. Recepcjonistka wczoraj mówiła, że było jakieś 35st, więc i tak jest już lepiej niż te czterdzieści z kawałkiem... :rolleyes:

Pakowanie i dzida. Dziś jadę zaliczyć całą Transalpinę. Po asfalcie niestety, ale już rok wcześniej jak leciałem na Stambuł to była asfaltowana. :Sarcastic: No i wtedy nie przejechaliśmy całej (padało, było błoto i się ściemniało).

Na początku nuda. Płasko, asfalt, ciepło, ruch spory. Długo się gryzłem czy na pewno jadę dobrze, przecież mam przejechać przez niezłe pasmo górskie, a tu wszędzie po horyzont plaskato, nawet pagórków nie ma. :dizzy: Ale w nawi dobrze ustawiłem. 67c jest gdzieś przedemną, więc jadę dalej. W pewnym momencie pojawia się znak DN67C w lewo. Jest, mam cię. :D No to się zacznie. :at:

Wreszcie widać jakieś zaczątki wzniesień

27469

Początek trasy jest na rozgrzewkę, pojawiają się nie za ostre serpentyny, droga pnie się powoli do góry i można się wjeździć z lekka. Niestety jest też dużo puszek, rzekł bym nawet bardzo dużo. I do tego się snują po pięknych winklach odbierając całą frajdę motórom. :mur: Droga jest zacna, mimo, że wyłożona świeżutkim asfaltem. Mogę sobie tylko powyobrażać jak tu musiało być fajnie jak był szuter... :drif: :at: :D

27470

Za którymś wzniesieniem widzę wreszcie cel :drif:

27471

Cały czas jeszcze trwają pracy przy trasie

27472

ale jedzie się fajnie

27473

27474

Widoki coraz lepsze

27475

27476

Tylko wszystko psują samochody. Jest czwartek a ruch straszny... i do tego jeżdżą jak połamani:(

27477

27478

Docieram wreszcie na Urdele. :) Serpentynki były superowe, tylko trzeba było uważać na syf pobudowlany na drodze.
Zjeżdżam na parking przy trasie i obczajam co mamy w okolicy. W sumie nie ma żadnej tabliczki, że to Urdele, ale obniżający się teren za przełęczą utwierdza mnie, że jestem w dobrym miejscu. :Thumbs_Up: Ludzi sporo, festyn trochę, więc wyginam na pobliską górkę. Są ślady po samochodach, to przecież i ja wjadę. ;)

27479

27480

Zostawiam zapchany parking kilkadziesiąt metrów niżej i mam piękniej. :D

27481

Koleiny wiodą dalej na pobliską górę. No co? Ja nie pojadę?? :p Pojadę. :D Wsiadam na afrę i zjeżdżam to co podjechałem, tylko z drugiej strony górki. Trochu stromo, ale jest jeszcze piękniej..

27482

27483

27484

Ujechałem kilkadziesiąt metrów i się wje.ałem. Z daleka wszystko pięknie, gładkie łączki, ślady po samochodzie, trawka, luzik. ale z bliska się okazało, że z łączki wystają kamulce, miejscami do połowy koła, są zarośnięte dziury, koleiny i dość spory skos zbocza (ciężko postawić motór na bocznej, a z drugiej strony nawet mi czasem brakuję nogi :dizzy:).
Ludzi w okolicy żadnych, wszyscy zostali na parkingu za górką. Jak się wygrzmocę to nikt ze mnie nie ściągnie krówki, a sam się mogę nie wygrzebać. No dobra, odwrót. :Sarcastic: Naprawdę nie ma jak jechać Afrą na szosówkach z bagażem. Na lżejszym sprzęcie, albo z kumplami na kościach bym rydzykował, bo pewnie dalej jest czad, ale tak...:Thumbs_Down:

Zrzucam bagaże

27485

I powoli zawracam, zjeżdżając w dół zbocza. Promień skrętu miałem jak stary Ikarus, zgrzałem się nieźle, w gębie mi zaschło, ale po kwadransie byłem spowrotem u zbocza poprzedniej górki.

27486

Jeszcze tylko podjazd i jestem uratowany. Tylko, że podjazd jest naprawdę dość stromy, trawiasty, a napędzić się nie ma gdzie, bo kamulce...
Ędóro nie pęka, jedynka, wstaję na podnóżkach, dwójka i dziiida. Tył trochę miota na trawie, ale idzie, nie odpuszczam gazu i jestem na górze. Cały jestem mokry, ale jest adventure i jest chłodno. :D

A widoki rekompensują wszystko

27487

27488

27491

Jestem na 2164mnpm

27489

Po chwili na górkę wjeżdża facet starą Dacią, bez jakichkolwiek problemów, poprostu wjechał. :eek: Wysiada, przeciera lakier szmatką i wyciąga z bagażnika trąbkę na której odgrywa jakąś melodyjkę. :dizzy: Czad. Po chwili dociera na górę reszta rodzinki. OK, balast wysadził i sam wjechał. ;)

27490

W między czasie widzę jakiś motór, który zmierza po moich śladach od strony parkingu. Kontempluję chwilę na górce i czekam czy koleś dojedzie. Niestety nie dociera, więc się zwijam powoli i jadę na dół. łapię gościa na wyjeździe z parkingu. Okazuję się, że to Polak na małym Vstromie. Gadamy chwilę. Facet jedzie właśnie na Bałkany, gdzie ma się spotkać z rodzinką, która jedzie tam puszką. Jego pierwszy sezon, ma 3 kufry i jeszcze worek i dlatego nie atakował górki. Opowiadamy sobie co po drodze zobaczyć i co nas nawzajem czeka i się rozjeżdżamy, bo chmury i pioruny tuż obok dają znać o sobie.

27492

Naginam w dół. Dalej asfalt, tylko sporo syfu na drodze, więc nie da się ładnie składać. Droga szybko się obniża i wpada w las, a asfalt pachnie nowością.

27494

Po chwili widzę na poboczu dwa motóry

27495

Oczywiście Polacy. :D Nowy trampek i XL, chłopaki bodaj z Poznania, wracają własnie z Bałkan. Gadamy chwilę, podziwiają mojego wróbelka, któremu wreszcie zwracam wolność (złapałem w Macedonii a wypuściłem w Karpatach rumuńskich :D) i dzida dalej. W sumie mało widziałem motórów na 67C, a większość to ludki z PL. :)

27496

Żeby nie było tak asfaltowo, to dolny, północny odcinek nadal jest w budowie.

27493

Sporo zwężeń, wahadeł, utrudnień.

27497

Robotnicy mi krzyczą coś i machają chyba, że za szybko lecę po tych żwirkowych odcinkach, ale co tam, jest fajnie. :D

Wyjeżdżam do cywilizacji i kończy się fun. Zaczyna się znowu wyprzedzanie, uważanie na inwentarz i zwykłe drogowe problemy. :(
Miałem jeszcze plan zatrzymać się na żarełko w Sebes. Rok temu jedliśmy tam zajefajny obiad przy rynku i ichniejsza zupa Transylwańska mi siedziała na żołądku od rana :drif: Dojeżdżam do miasteczka i już wiem, że mi się pomerdało z Sibiu, które jest 50km na wschód stąd (przy wylocie z Transfogaraskiej). :mur: Rozważam chwilę czy jest sens nadkładać ponad 100km na obiad i z bólem serca i skrętem żołądka decyduję się jechać dalej. W tłumie tirów. :mad:

Lecę na północ, jak najdalej się dziś da dojechać. Mijam kolejne miasteczka, wioski, kilometry uciekają. Tankuję o zmroku w Cluj i naginam dalej, rozglądając się po drodze za jakimś tanim noclegiem. Nie ma nic, żadnych penzionów, kampingów, pokoi, moteli. Nic. Główna droga, a spania nie ma. No problem, jest pusto na drodze i chłodno, mogę tak jechać. W okolicy Zalau atakuję parę moteli, ale cena mnie odstrasza. Wbijam w nawi POI i kieruję się na najbliższy pezion. Trafiam bezbłędnie, penzion jest, tylko zamknięty. :vis: Wkurzony decyduję się jechać dalej, coś musi być przy drodze, szkoda czasu i wachy na błądzenie po miasteczkach. Kluczyk, rozrusznik i ciemność widzę. Silnik pracuję, a światła żadne się nie świecą, nic. Coś tam kombinuję po ciemku, sprawdzam co mogę i ruszam powoli, zakładając, że światła wrócą same (jak to bywało wcześniej, po kilkunastu sekundach i wyższych obrotach same ożywały). Miałem nadzieję dojechać z tym do PL, ale wysypało się w Ro w nocy. :mur: Niestety ciemność trwa, a ja jadę powoli ulica i rozkminiam co robić (zakładać czołówkę, pchać, jechać?). Na szczęście po chwili wyrasta przede mną motel. Zbawienie i tak tu muszę zostać. Rano się pomyśli. ;)

Cena słaba, ale warunki cudne, takie romantyczne :haha2:

27498

Standardowy rozkład wieczoru: żarcie z kufra, chłodny prysznic, mapa i rozkminiając co robić ze światłami odpływam :spac:

http://mapy.google.pl/maps?saddr=Bulevardul+Tudor+Vladimirescu%2FDN6%2FE 70&daddr=45.08537,23.59988+to:45.52463,23.64453+to:46 .71051,23.6144+to:Bulevardul+Mihai+Viteazul%2FDN1F %2FE81&hl=pl&ll=45.97406,23.670044&spn=2.584483,4.235229&sll=45.028406,23.477097&sspn=0.164271,0.395508&geocode=FSUKqQIdpLRZAQ%3BFbryrwIdCBtoASm9RSzHnYRNR zFBYbEdI-wf0w%3BFZamtgIdcsloASnT67u7l7VNRzGAagggwiQXOA%3BFe 6-yAIdwFNoASnFiTrighJJRzH89gQAdgxFNA%3BFZFy0AIdyZhfA Q&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=1&sz=12&via=1,2,3&t=h&z=8

majki
05.01.2012, 12:01
Wstaję z rana (czyli ok. 10 :D), ogarniam się i wiem, że dziś ostatni dzień na obczyźnie. Tylko te cholerne światła...no ale za dnia raczej dam radę. :rolleyes: Mała konsultacja z Wiecznym http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=10277 i dalej pomysłów sensownych brak. Sprawdziłem też przy motórze co się dało i kupa, ciemność. Po paru zagiętych decyduję się jechać dalej, ewentualnie się będę tłumaczył z braku świateł, a za dnia trzeba dobić do PL. Pakuję graty, słuchawki z czymś mocniejszym pod kask i opuszczam "rozkoszny", rumuński nocleg. ;) Nawigacja chciała mnie uszczęśliwić na siłę trasą przez UA, ale czujnie wyłapałem jej podstęp i wklepałem trasę przez syfilizację. Nie uśmiechało mi się ponowne wbijanie do Unii i inne ukraińskie przygody. ;) Jedziemy typowo: RO-H-SK-PL.

Już standardowo: słońce, patelnia i skwar mi towarzyszą cały dzień. To już się nudne robi. :p :D Lecę na Carei, czasem ktoś mryga, że nie mam świateł, ale cóż poradzić. :Sarcastic: Po drodze dostaję jeszcze jakieś podpowiedzi od Wietsznego, ale niestety cały czas nie to. Na Węgrzech kieruję się na Nyiregyhaza, a później zahaczam o Tokaj. Można by rodzince kupić jakieś winko wzorem zeszłorocznym. :) No i odsapnąć chwilę, gdyż standardowo jestem wypompowany słońcem. Tankuję na tej samej stacji co rok wcześniej (przed samym Tokajem) i robię szybkie zakupy w klimatyzowanym :Thumbs_Up: sklepie. Później upychanie kolanem wina i picia do bagażu, krótki popas w cieniu i lecę dalej.

Trasa dalsza to nic cieeeekawego. Się jedzie, nic się nie dzieje (poza tym, że świateł brak :p), jest gorąco, widoki już płaskie, dużo papryk i słoneczników przy drodze i tyle.

Niedługo potem jest Słowacja. Nie przepadam za tym krajem. Mandaty mają zabójcze, w zeszłym roku dopiero w SK mi zabrakło wachy, bo przez 80km przy głównej drodze na Rzeszów nie było ani jednej stacji i ogólnie jakoś tak nic ciekawego. Jadę, ludzie sporadycznie mrygają, a ja staram się pilnować w mieścinach, żeby nie mieć bliższych spotkań z panami w niebieskim. W kościach już czuję koniec przygody, ojczyzna się zbliża wielkimi krokami, już zaraz, za chwilę będę u siebie...mijam Medzilaborce i już czuję Polskę. Po chwili na mini przełęczy mijam znak Rzeczpospolita Polska. Dom? :) Dojeżdżam do Radoszyc, słońce już nisko więc trzeba obmyślić co robić. Bez świateł o zmroku jechał nie będę. :Thumbs_Down:

Niedaleko, w Łupkowie, jest schronisko na Końcu Świata. Nie było mnie tam od lat, więc jest idealna możliwość, żeby nadrobić zaległości. Naginam na Łupków, do schroniska prowadzi fajna szutrówka. Podjeżdżam prawie pod chatę, idę się przywitać i zapytać o zgodę na postawienie motóra przy chałupce (obowiązuje zakaz używanie komórek i pojazdów spalinowych ;) ). W chatce pustawo, jest bazowy, ojciec z synem i jakaś para. Zagadujemy się trochę, o podróżach, o wszystkim, wreszcie po swojemu można pogadać. :D Fajnie jest, a później mają jeszcze dojechać dziewczyny co są na konnym obozie wędrownym. :D Wstawiam afrę obok Niwy chatkowego, zajmuję dobrą miejscówkę na poddaszu i resztę wieczoru gadam z ludzikami w Bieszczadach. Jest czilałt i luzik. :)

27623

http://mapy.google.pl/maps?saddr=47.211873,23.04348&daddr=48.11858,21.47649+to:48.75307,21.89904+to:49 .236011,+22.066641&hl=pl&ll=48.217353,22.686768&spn=3.063513,4.938354&sll=48.654232,21.908112&sspn=0.379661,0.878906&geocode=FWFl0AIdmJ1fAQ%3BFTQ73gIdirRHASlbpqqGRq44R zFh7tDqKMQAEw%3BFa7p5wIdICdOASmrFRJoQjI5RzHwFA6z0f cAEw%3BFStI7wId0bVQAQ&vpsrc=6&mra=dpe&mrsp=2&sz=11&via=1,2&t=m&z=8

Następnego dnia (sobota) udaje się na urodzinową imprezę WojtkaM72. Nie chce mi się stąd wyjeżdżać, więc zbieram się jak mucha w smole. Jest super, cicho, spokojnie i jeszcze daleko od domu. :D W między czasie biorę się za światła, bo to musi być do ogarnięcia. Grzebię w kablach, szukam tego czegoś czego nie widać (czyt. prądu :D). Znajduję problem, nie ma tej cholery na kostce od żarówek. No to co, trzeba go tam doprowadzić z zewnątrz. :cool: Wyciągam kabelek z plecaka i podpinam pod skrzynkę bezpieczników (żeby było po stacyjce) i wpinam w kostkę. Sukces, jedna lampa świeci i są pozycje przód, tył. :) No i gites do Wawy dojadę, a później się pomyśli (jaaaasne, jeździłem tak z 2tyg, a po małej przeróbce jeżdżę do dziś, bo nie mam kiedy pogrzebać w kablach :hehehe:). Średnim popołudniem jednak się ogarniam. Po rozmowie z Leną i informacji, że cała banda i tak lata gdzieś po okolicy na motórach, a ona wozi poobijanego Ryśka po szpitalach, się nie spieszę. Lecę przez Przemyśl (po drodze są bardzo fajne serpentynki, na których objeżdżam kilka motórów ;)). Docieram na miejsce niedługo przed zachodem słońca, niedługo potem wpada reszta tszody wracająca z odcinka specjalnego i zaczyna się wieczorna impreza. Potem wjeżdża tort, prezent, życzenia i tak do nocy... :)

27624

W niedzielę pogoda trochę odpuszcza na patelni (jest tak z 15st :p), wszyscy się pakują i dzida do domu. Jadę sam, bocznymi drogami, jakoś tak przywykłem przez ten wyjazd. :rolleyes: Trasa znana, znaki swoje, rejestracje też nasze, napisy rozumiem, no to chyba pozamiatane, adventure is over. Melduję się w domu pod wieczór. :(

Kuniec. :( :Sarcastic:
PS. POWROTY SĄ DO DOOOPY!! :mad: :Thumbs_Down: :mur:

Później skrobnę jeszcze jakieś podsumowanie tripu. ;)

Zazigi
05.01.2012, 15:21
:brawo::brawo::brawo: ...a teraz czekam na pokaz!!!

calgon
05.01.2012, 23:05
Zajebista wycieczka!
Szacun dla Ciebie Majki.



ps.Watek interpersonalny niepotrzebny ale to subiektywne odczucie.

majki
10.01.2012, 22:42
Podczas całego wyjazdu zrobiłem trochę ponad 5000km.
W sumie w trasie byłem 16dni.
Wydałem coś między 2,5-3kpln (nie liczyłem dokładnie, nie zabrakło mi więc było ok :)). Zdecydowana większość kosztów to wacha, wolałem jeździć niż zwiedzać. :D
Termin wyjazdu był zbyt wczesny (ale rabota mi nie pozwoliła inaczej). Jakbym mógł jechać tak jak bym chciał, to bym wybrał wrzesień. W wakacje upały są straszne w tamtych rejonach, buty się kleją do asfaltu. :dizzy: No ale pogoda byłaaaa, cały czas. ;)
Trzeba było wziąć opony przynajmniej semi, bo i tak sporo offików się trafiało, a sporo musiałem odpuszczać. :Sarcastic: Jest gdzie jeździć. :Thumbs_Up:
Przydała by się też dokładniejsza mapa w nawi, bo AutoMapa radziła sobie średnio poza głównymi duktami.
Afra, poza problemem ze światłami na końcówce, spisała się wybitnie. :Thumbs_Up: Łyknęła sobie ok.0,7l oliwy (w 2 połowie, przy tych upałach).

Montenegro jest super, góry są świetne :bow:, widoki zapierają dech w piersiach, jest dosyć nowocześnie, ale bez przesady. :Thumbs_Up:
BiH też złe nie jest, ale wszechobecna policyja i kierowcy puszek trochę psuli całokształt. Na pewno offy w BiH są całkiem fajne. :)
Albanię i może Serbię zostawiam na przyszłość, na kościach i ze wsparciem. ;)


Co do wątku interpersonalnego: nie miałem zamiaru wylewać żali czy kogoś oczerniać (jakbym opisał sytuacje z panem X to by pewnie nie było takiego szumu :rolleyes:). Opisywałem sytuację taką jaka była (dla mnie). Głównym zamierzeniem było pokazanie, że nie zawsze da się dobrze zgrać z kompanem wyjazdu (sporo osób miało mniejsze lub większe "przygody", ale mało się o tym pisze). Jeżeli komuś to pomoże podjąć lepszą decyzję przed wyjazdem, to dla mnie sukces. Naprawdę trzeba dobrze się zgrać, żeby potem nie tracić tego co fajne na wyjeździe.
No i nie ma co się bać jechać samemu, jest całkiem dobrze, poznaje się więcej, czuje się więcej, chłonie się całym sobą okolicę i wydarzenia. :Thumbs_Up: No i jest się samemu sobie "sterem, okrętem i żeglarzem". ;)

Wyjazd uważam za udany, mogło być lepiej, ale było całkiem dobrze. :)

Teraz trzeba wymyślić gdzie się udać w tym roku... :rolleyes:

Jasinek
11.01.2012, 12:11
Świetnie się czytało i przypominało swój wyjazd w tamte tereny. Dzięki Twojej relacji uświadamiam sobie ile rzeczy jeszcze nie widziałem, zwłaszcza w Czarnogórze.:bow:
Ps. jeśli masz ochotę to zapraszam do obejrzenia mojego krótkiego filmiku z :at:
https://picasaweb.google.com/113053595442859586620/Albania2011#5665918455945055170
Pozdrawiam jasinek

bankier
13.01.2012, 07:14
Piękny klimat, Jasinek, wspomnienia wracają... :)

wilczyca
17.01.2012, 00:30
:) a przywiozłeś jakąś pamiątkę z wyprawy? czytając Twoje perypetie miałam w myślach równolegle moją podróż w tamte strony - wyjeżdżałyśmy z moją towarzyszką ciesząc się, że jesteśmy zMOTOryzowane, że mamy odrobinę nadmiejsca w sakwach i że w związku z tym na pewniaka coś ze sobą przywieziemy, jakiś drobiazg, coś tamtejszego :) No i niby przywiozłyśmy, ale wypiłyśmy i nie ma :dizzy:
Dziś właśnie nad tym rozmyślałam, usilnie próbując sobie przypomnieć o jakiejś drobnostce, pamiątce. I wiesz? Jednak coś jest. Magda przywiozła ze sobą żarówkę od kierunkowskazu, która i tak nie była do końca sprawna - mrugała jak szalona, a ja - kilka starych, używanych, rumuńskich bezpieczników. Jeszcze mniej przydatnych, ale jednak. :hehehe: A Ty? :D

malina
17.01.2012, 22:19
I w takich momentach moje zboczenie, żeby upchnąć jakiś ciekawy kamień w kufer, wydaje się być nawet pożyteczne. Lubię wziąć poźniej do ręki jeden z kolekcji i powspominać sobie. Niemniej jednak pomysł z rumuńskimi bezpiecznikami wydaje się być zupełnie odlotowy! :D

A tak nawiązując do tematu to miło jest popatrzeć na znane miejsca przez wizjer obcego aparatu. Dzięki za ciekawą relację!

Pozdrawiam, malina.

majki
17.01.2012, 23:34
a przywiozłeś jakąś pamiątkę z wyprawy?
Hmmm...przywiozłem mandat z Bośni, kilka biletów z PN Czarnogóry i BiH, kwitki na promik przez Bokę Kotorską, dowód wymiany dewiz z Petrovac, namiary na dwóch Serbów z Belgradu, fakturę za hotel w Ro, trochę bilonu z różnych krain, 4 pieczątki w paszporcie, magnes na lodówkę z MNE i małą butelkę Nikśićko (na jakąś specokaz). :D Kamieni nie nosiłem, muszli nie znalazłem, a miejsca w bagażu za dużo nie miałem. ;) Wspomnień i fotek nie liczę. :) W sumie mogłem też wróbelka przywieść (podróż go ładnie zakonserwowała), ale zwróciłem mu "wolność" w Romanii... :rolleyes:

Cokolwiek by to nie było, ważne, żeby wspomnienia przywołało. :) :Thumbs_Up:

ofca234
17.01.2012, 23:38
moja ulubiona pamiatka z Balkanow wyglada mniej wiecej tak:

http://theczechexperiment.files.wordpress.com/2011/06/mkd.jpg?w=216&h=300

w formie magnesu na lodowke.

borys609
18.01.2012, 16:15
Apropo muszli, słyszałem w radiu że jest jakiś bezwzględny zakaz przewożenia muszli przez granicę, jak to od wieków turyści czynili.. Wie ktoś o tym coś więcej?

Fihu
18.01.2012, 16:52
Słyszałem ... sam się nad tym zastanawiałem w czasie tegorocznego wyjazdu ale to jest tak jak z mięsem (konserwami) ... Nie wolno ale szczegółowe kontrole są rzadko (przynajmniej w moim wypadku) :)